-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
Możecie sobie wyobrazić, że pewnego dnia zaczyna boleć was koszmarnie głowa, tak potężnie, że tracicie przytomność, a tuż po przebudzeniu okazuje się, że jesteście w szpitalu na oddziale neurologii? Taka sytuacja spotyka młodego księdza, Krzysztofa Lorenta. Następnie zostaje przeniesiony do szpitala psychiatrycznego na obserwację, ponieważ twierdzi, że posiadł dar wiedzy, i że ścigają go niebezpieczni ludzie.
Tam poznaje doktor Sambierską, która przez przypadek zostaje wciągnięta w wir wydarzeń, jakie wcześniej przewidział Krzysztof, choć wówczas nikt mu nie wierzył.
"Kapłan" Krzysztofa Kotowskiego to przede wszystkim powieść sensacyjna. Tak, jakoś nie można oprzeć się wrażeniu, że Autor inspirował się "Kodem da Vinci, Browna, aczkolwiek w swojej powieści ustalił swoje zasady i postawił na to, by za główną enigmę przyjąć nie kawałek religii (w sumie byłoby to logiczne, skoro główny bohater to ksiądz), a kawałek historii- tej średniowiecznej, ale też tej współczesnej.
Czyta się bardzo dobrze. Kotowski ma lekki styl, bardzo spójny i zgrabny, ale wątków w powieści natworzył po prostu multum, z czego nie są to wątki, które byłyby absolutnie konieczne. Nie zbudował bowiem Autor w "Kapłanie" jakiegoś wybitnego łańcucha skutkowo - przyczynowego, mimo to, Kotowski nie przynudza, więc zostaje mu wybaczone.
Postać księdza Lorenta, tytułowego Kapłana Wiedzy, jest stworzona w typowo bezpieczny sposób. Krzysztof Lorent jest opanowany, spokojny, idealny jako persona niebezpieczna bo posiadająca naprawdę potężną wiedzę. Tłem są tu zaś postacie takie jak doktor Sambierska, zbyt pewna siebie psychiatra, która ma awers do kościoła katolickiego- jak się okazuje nie bez podstawy, ale jakoś nie jestem przekonana, czy niechęć nie powinna być skierowana do konkretnej osoby w tym przypadku.
Policjanci Michał i Ewa- czyli historia poboczna, która teoretycznie się łączy z całością, w praktyce jest zbędna (przynajmniej tak szczegółowo opisana).
Największym minusem jest to, że Autor jest niekonsekwentny. Jeśli na potrzeby powieści stworzył i opisał fikcyjne bractwo, które powstało w IV wieku, dbało o to, by nikt o nich nie wiedział. Miało swoich szpiegów i ludzi na wysokich światowych stanowiskach, a kierował nimi starzec, któremu owa funkcja przypadła jako scheda jego własnego rodu, a dodam jeszcze, że był to dla owego starca zaszczyt i największe pragnienie, to jak wytłumaczyć, że bractwo z taka historią zwykłych obywateli przestrzega "nie wchodźcie mi w drogę" i macha palcem w groźbie. Podczas gdy większe "szychy" były likwidowane ot tak? Tu jest ewidentnie sytuacja: mieć ciastko i zjeść ciastko, ale generalnie jest to według mnie nie logiczne w stosunku do całości.
Możecie sobie wyobrazić, że pewnego dnia zaczyna boleć was koszmarnie głowa, tak potężnie, że tracicie przytomność, a tuż po przebudzeniu okazuje się, że jesteście w szpitalu na oddziale neurologii? Taka sytuacja spotyka młodego księdza, Krzysztofa Lorenta. Następnie zostaje przeniesiony do szpitala psychiatrycznego na obserwację, ponieważ twierdzi, że posiadł dar wiedzy, i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Moje dziecię właśnie zaczyna omawiać tą lekturę. A że zapomniał przeczytać, i nie spieszyło mu się, chcąc nie chcąc czytaliśmy na zmianę. Jemu się podoba, zwłaszcza ciekawe zagadki, które są po każdej historyjce- co jest akurat fajnym pomysłem, każdemu dzieciakowi dobrze zrobi, jak odrobinę pogłówkuje, a na dodatek jest to dobra zabawa.
Mnie te dektywowe zagadki przeważnie irytują, zwłaszcza jeśli tyczą się dorosłych, którzy przychodzą do Pozytywki z problemem, który jest tak banalny i (przepraszam, naprawdę, ale muszę to napisać) tak głupio- idiotyczny, że wprost nie mogę uwierzyć, że dorosły chłop nie zdawał sobie sprawy, że ubrania są na niego za ciasne bo jest za gruby...
Na plus piękne ilustracje.
Dziecię mi mówi, że książka ekstra, i w wakacje przeczyta wszystkie części, ale mi osobiście nie podobała się.
Moje dziecię właśnie zaczyna omawiać tą lekturę. A że zapomniał przeczytać, i nie spieszyło mu się, chcąc nie chcąc czytaliśmy na zmianę. Jemu się podoba, zwłaszcza ciekawe zagadki, które są po każdej historyjce- co jest akurat fajnym pomysłem, każdemu dzieciakowi dobrze zrobi, jak odrobinę pogłówkuje, a na dodatek jest to dobra zabawa.
Mnie te dektywowe zagadki przeważnie...
Krótkie opowiadanie liczące około 8 stron. Jakoś mnie zainteresowało, na tyle, bym pokusiła się o zakup. Generalnie szału nie ma. Eko erotyka w tym przypadku polega na uprawianiu seksu na łonie natury- cenna wiedza, zastanawiałam się czym może być to zjawisko. Samej erotyki zaś tu nie jest dużo. Rzekła bym wręcz, że mało. Może wpływa na ten fakt objętość opowiadania, a autorka chciała jeszcze wpleść tu minimum fabuły, oraz nawiązać do wydarzeń z przeszłości.
Krótkie opowiadanie liczące około 8 stron. Jakoś mnie zainteresowało, na tyle, bym pokusiła się o zakup. Generalnie szału nie ma. Eko erotyka w tym przypadku polega na uprawianiu seksu na łonie natury- cenna wiedza, zastanawiałam się czym może być to zjawisko. Samej erotyki zaś tu nie jest dużo. Rzekła bym wręcz, że mało. Może wpływa na ten fakt objętość opowiadania, a...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Hm... Sama nie wiem, co powinnam napisać o tej powieści... Niby jest wszystko w porządku. Piątkowski ma fajny styl, dość obrazowo opisuje wszystkie sceny, dobrze prowadzi narrację, i generalnie naprawdę nie można na jego pióro narzekać.
Cała otoczka fabularna, czyli dawne wierzenia Słowian, mitologia słowiańska, wariacje na temat Mieszka I i przyjęcia przez niego chrztu są wiarygodne, podobają mi się, i są logicznie przez Autora przedstawione, ale... no właśnie, ale co?
"Powiernik" to dobra powieść, typowe urban fantasy, które lubię, podobnie jak wszelkie nawiązania do folkloru i mitologii słowiańskiej, a jednak zabrakło tego czegoś, tej przysłowiowej iskry.
Nie zniechęcam do czytania, wprost przeciwnie. Każdemu polecam, być może dostrzeże w "Powierniku" coś, czego ja niestety nie umiałam.
Hm... Sama nie wiem, co powinnam napisać o tej powieści... Niby jest wszystko w porządku. Piątkowski ma fajny styl, dość obrazowo opisuje wszystkie sceny, dobrze prowadzi narrację, i generalnie naprawdę nie można na jego pióro narzekać.
Cała otoczka fabularna, czyli dawne wierzenia Słowian, mitologia słowiańska, wariacje na temat Mieszka I i przyjęcia przez niego chrztu są...
Dobra! "Plaga" to naprawdę dobre dark fantasy. Chwilami obrzydliwe, duszne i ciemne, ale niewątpliwie dobre.
Ella Raj ma tendencję do retardacji i akurat w tym przypadku nie są to opisy, które za każdym razem wnoszą jakąś wartość merytoryczną do powieści, ponieważ czasem Autorka jakby z rozpędu i zapomnienia zagłębia się w tematykę odbiegającą od meritum.
Ale... to trzeba Raj oddać, pióro ma niesamowite. Lekkość dialogów i narracji to jest mocny atut książki. To się zwyczajnie samo czyta, "wchodzisz" w ten świat jak nóż w masło, choć w "Pladze" wątków jest bardzo dużo.
Kolejny plus to wielowątkowość właśnie, dzieje się bowiem wiele rzeczy, prawie jednocześnie, ale dzięki temu akcja nie zwalnia tempa nawet na chwilę.
Jest mocno rozbudowana os fabularna, która koncentruje się na tytułowym uczniu nekromanty- Norgalu, jednakowoż wszystkie równie mocno zarysowane wątki splatają się z jego osobą. Widać tu chirurgiczną precyzję, doskonale przemyślane uniwersum, wybitnie rozrysowane i scharakteryzowane postacie, które mają swoją rolę do odegrania od samego początku, gdy tylko wchodzą do gry.
Poruszone są tu wątki łączenia ras, bo w "Pladze" jest ich oprócz ludzkiej kilka. Dość sporo wysiłku Raj włożyła w stworzenie chorej, kazirodczej miłości, która szokuje i zaskakuje.
Jest wiele magii, tej dobrej, ale też tej gorszej- nekromanckiej, i tu też Autorka rozwinęła skrzydła wyobraźni, co było zresztą dobrym posunięciem i pomysłem.
Dobra! "Plaga" to naprawdę dobre dark fantasy. Chwilami obrzydliwe, duszne i ciemne, ale niewątpliwie dobre.
Ella Raj ma tendencję do retardacji i akurat w tym przypadku nie są to opisy, które za każdym razem wnoszą jakąś wartość merytoryczną do powieści, ponieważ czasem Autorka jakby z rozpędu i zapomnienia zagłębia się w tematykę odbiegającą od meritum.
Ale... to trzeba...
Życie Goratha nigdy nie należało do najłatwiejszych, ale zadanie, które postawiła przed nim jedna z Władczyń Imperium jest niemal samobójcze. Ma wniknąć w oddział Cieni- doskonałych zabójców na zlecenie- rozpracować ich szeregi, i podać nazwisko ich przywódcy. Każdy jego ruch jest bacznie obserwowany przez imperialistów, musi być więc posłuszny. Kiedy jednak odnawia dawną znajomość z elfem Evelonem okazuje się, że Gorath aby wykonać jedno zadanie, będzie musiał sprostać kolejnemu na dosadną prośbę dawnego przyjaciela. Tak wplątuje się w intrygę, która ma znacznie szersze kręgi niż przypuszczał.
Świat przedstawiony, fabuła, styl pisarski.
Bije brawo i uśmiecham się serdecznie, ponieważ znów miałam okazję przeczytać bardzo dobry debiut.
Autor swoje uniwersum stworzył mocne, widać, że to o czym pisze jest przez niego dobrze przemyślane. Prowadzi akcję wartko, kluczy między wątkami, trzyma w napięciu.
Styl Stankiewicza jest ciekawy, świeży. Umie w fajny sposób opisywać miejsca, działa to na wyobraźnie precyzyjnie.
Dialogi wychodzą mu całkiem sprawne, a podkreślam, że jest to debiut, i jak na pierwszy raz jest naprawdę dobrze. Nie ma tu lania wody. Autor skupia się na postaciach, na przeżyciach i emocjach bohaterów też w dużej mierze, nie patyczkuje się ani nie rozwleka na kilkanaście arkuszy zajmując niepotrzebnie strony na mało istotne informacje o tym jak choćby jakie drzewa rosły w lesie, przez który właśnie przechodzą bohaterowie, czy jaki dokładnie kolor miały płomienie płonącego statku. Stankiewicz jest bardzo skrupulatny, rzeczowy.
Mało jest natomiast zarysu podstawowego świata przedstawionego. To zdecydowanie minus, i to powinno znaleźć się w pierwszym tomie- ponieważ już na końcu zawarta jest informacja, że to pierwszy z trzech tomów cyklu. Mało wiemy o Władcach Imperium, to jest taka namiastka. Niewiele jest podsumowań różnic między elfami, orkami, ludźmi. Są tą zbyt znikome informacje jak na cykl powieściowy. Tutaj Autor mógł rozwinąć skrzydła, zawrzeć więcej opisów.
Bohaterowie.
Gorath nie jest bohaterem pozytywnym- to bandzior. Nie jest bohaterem dynamicznym, nie jest też specjalnie miły, a jednak jest w nim coś, co wzbudza emocje. Jest postacią tytułową, jego charakterystyka jest mocno zarysowana (pomimo tego, że jak wspomniałam wcześniej brakuje ogólnej bardziej szczegółowej charakterystyki uniwersum). Jest renegatem, i dodatkowo nie z własnej woli wplątał się w intrygę, która może zaważyć na losach całego Imperium, ale... ma sumienie, kaca moralnego, i zależy mu na losie bliskich i niewinnych. Jest świadomy swojej misji, wie, że świat w którym żyje jest podły. Próbuje jednak choć odrobinę uczynić go lepszym, poprzez opiekę nad słabszymi.
Gorath przypomina mi Geralta z Rivii Sapkowskiego. Jest obojętny, wykonuje swoje rozkazy, a jednak często wybiera "mniejsze zło", tak, że owa znieczulica nie jest tak twarda i tak zimna.
Stankiewicz dość sprawnie sobie poradził z paletą bohaterów. Jest ich tu dość sporo, i poprzez kolejne sytuacje, które dzieją się w powieści mamy okazję ich dobrze poznać z tej strony "tu i teraz". Świetnie opisana postać Nyx. Bardzo dobrze pokazana pod względem jej sadystycznych skłonności, w sprytny sposób zostało to plecione przez Autora podczas kolejnych etapów zadań jakich się podejmowała.
Posumowanie.
"Uderz pierwszy. Gorath" to bardzo udany debiut. Ciekawi, zastanawia, wciąga. Jest parę drobnych potknięć, ale nie są one aż tak kluczowe dla powieści, żeby czynić z niej słabą książkę. Jest to klasyczne fantasy, gdzie ludzie żyją w świecie zdominowanym przez silne orki, dumne elfy, ale także nie brakuje miejsca dla zbirów, głupców, dziwek,ludzi złośliwych, chciwych, okrutnych. Mimo tego Stankiewicz stara się zachować równowagę, bo i ci pozytywni bohaterowie się pojawią.
Jedynym największym minusem jest zbyt płytki zarys świata, o którym mowa w książce, i jest to minus nie do nadrobienia, dlatego szczerze liczę, i życzę Autorowi, by kolejny tom "Goratha" był równie ciekawy i porywający co pierwszy, aby musiał się mocno postarać, żeby przykuć czytelnika do książki tak jak w pierwszym tomie.
* Jako tytułu recenzji użyłam fragmentu z powieści "Uderz pierwszy. Gorath"
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu "nakanapie.pl"
Życie Goratha nigdy nie należało do najłatwiejszych, ale zadanie, które postawiła przed nim jedna z Władczyń Imperium jest niemal samobójcze. Ma wniknąć w oddział Cieni- doskonałych zabójców na zlecenie- rozpracować ich szeregi, i podać nazwisko ich przywódcy. Każdy jego ruch jest bacznie obserwowany przez imperialistów, musi być więc posłuszny. Kiedy jednak odnawia dawną...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Alternatywna rzeczywistość. W goślińskiej puszczy żyją ludzie, którzy czczą bogów saren. Egzystuje im się ciężko, ale dzięki przywódczyni plemienia mogą mówić o szczęściu, że wciąż żyją. Nie jest bowiem łatwo, gdy ziemia nie jest urodzajna, o pożywienie trudno, a dodatkowo niemal każdego dnia są oni narażenia na atak ze strony innego ludu. Nie narzekają, przyjmują z pokorą to, co ofiaruje im los, puszcza i bogowie saren. Kiedy jednak życie ich autorytetu- Strugi zostaje zagrożone, a wraz z nim ich własne istnienie, postanawiają działać. Nie wiedzą jednak, że od ich poczynań zależeć będzie los wszystkich mieszkańców puszczy, a śmierć może być dla nich wybawieniem.
"Bogowie saren" to moje zaskoczenie tego roku. Zaczynając czytać, nie zdawałam sobie sprawy, jak powieść wbije mnie w fotel, bo zaczyna się dość ciężko, choć ten początek jest trudny i lekko mylący, to i styl autora początkowo mnie zbił z tropu. Zapowiadało się bowiem na toporny język, a okazało się, że Kaźmierczak ma tak niesamowicie lekkie pióro, że nie mogę uwierzyć, że jest to debiut. Autor snuje swą opowieść leniwie, powoli, z detalami opisuje przeżycia, odczucia, emocje. Jednak robi to tak precyzyjnie, ale przy jednoczesnej finezji, że czytelnika to zaskakuje.
Oś powieści koncentruje się na losach plemienia Strugi, na zagrożeniu jakim jest dla nich i innych mieszkańców sztrzyga. Jest natomiast prowadzona wielotorowo, w związku z czym nie da unikną się tak zwanych skoków z miejsca na miejsce. Wiadomo już od początku, że każda z postaci, której wątek wyostrzył się i chwilowo oddzielił, i tak ma ten sam cel co pozostali bohaterowie, pomimo tego nikt nie wie, ani domyślać się nie może, co tak naprawdę się wydarzy. Kaźmierczak stosuje dość sporo elementów zaskoczenia, nawet plącze i myli celowo czytelnikowi ścieżkę dedukcji, by w wybranym przez siebie momencie, wprawić czytelnika w zdumienie. Poza tym intryguje, poprzez tak lekki, chwilami wręcz melancholijny język ciekawi jeszcze bardziej.
Warto wspomnieć, o bohaterach. Naprawdę, ponieważ tutaj należą się Autorowi owacje na stojąco. O ile pióro i pomysł na powieść w moim odczuciu miał świetne, to paleta osobowości, które stworzył są majstersztykiem. Jako że ludzie z plemienia Strugi są ludźmi prostymi, strzyga jest czarnym charakterem, więc jej pomagierzy są również tymi złymi pojawiają się bohaterowie tak różni, i tak niepowtarzalni.
Pragnę jeszcze wspomnieć, że Kaźmierczak porusza ważne kwestie, które są niesamowicie istotne również w realnym życiu, w obecnym życiu. Najważniejszym aspektem jest śmierć, która jest zadana zupełnie niepotrzebnie. Nie chodzi tu tylko o przeżycie, czyli upolować zwierzynę, by móc się nią posilić, ale o mordowanie niewinnych istot właściwie bez sensu. Dla zabawy, żeby poćwiczyć, żeby poczuć się silniejszym... Autor w powieści wielokrotnie zaznacza, że po życie które się odbierze, upomni się Śmierć. Czy jest to jakimkolwiek zahamowaniem dla ludzi, którzy bawią się życiem niewinnego stworzenia? Nie... I to przykre, ponieważ jest to precedens znajdujący odzwierciedlenie w rzeczywistej teraźniejszości.
Alternatywna rzeczywistość. W goślińskiej puszczy żyją ludzie, którzy czczą bogów saren. Egzystuje im się ciężko, ale dzięki przywódczyni plemienia mogą mówić o szczęściu, że wciąż żyją. Nie jest bowiem łatwo, gdy ziemia nie jest urodzajna, o pożywienie trudno, a dodatkowo niemal każdego dnia są oni narażenia na atak ze strony innego ludu. Nie narzekają, przyjmują z pokorą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zdaje się, że jest to najlepszy debiut jaki przeczytałam w tym roku. Z dwóch powodów.
Po pierwsze: Magdalena Wolff zarzuciła sobie dość wysoko poprzeczkę, czyniąc swoją powieść wielowątkową. W "Kukułce i Wronie" są trzy podstawowe wątki, mocno zarysowane i rozbudowane. Każdy posiada swoje postacie, swój problem i generalnie łączy się z tym głównym wątkiem, jakim jest próbą odzyskania ojcowizny przez główną bohaterkę. Nie ma tu bezsensownego lania wody, po to, by stron było więcej, i książka mężniej prezentowała się na półce, a jest bardzo przemyślana konstrukcja fabularna, która prowadzi do pewnego punktu. Są tajemnice, niezrozumiane motywy, które od początku mają takie być, by po nitce do kłębka Autorka mogła czytelników wyjaśniać w swoje prawdziwe intencje.
Jest ciekawie, i jest dużo akcji. Właściwie od pierwszej strony zaczyna się wyścig z czasem, a kto ma tego czasu więcej, dopiero się okaże.
Po drugie: Mnie bardzo przekonuje wykorzystanie mitologii słowiańskiej, a tak zrobiła Wolff. Wykorzystała ją w stworzonej przez siebie alternatywnej rzeczywistości. Mam wrażenie, że cały pomysł Autorki jest spełniony na 100 procent. Fantastycznie zbudowała uniwersum. Postacie, czy to z pierwszego czy też z drugiego planu mają swoją "historię", czyli są wyraziste, charakterne i soczyste, po prostu bardzo dobre.
Jedno co mi przeszkadza, to zbyć współczesne zwroty, którymi posługują się bohaterowie. Czasy głębokiego średniowiecza, ubierają się w giezło, podróżują konno, noszą wodę ze studni, i mówią "nie nabijaj się ze mnie"... Pasuje to jak kwiatek do kożucha.
Kuleje trochę ten język, i styl jeszcze do wypracowania, natomiast merytorycznie jest wszystko na najwyższym poziomie.
Zdaje się, że jest to najlepszy debiut jaki przeczytałam w tym roku. Z dwóch powodów.
Po pierwsze: Magdalena Wolff zarzuciła sobie dość wysoko poprzeczkę, czyniąc swoją powieść wielowątkową. W "Kukułce i Wronie" są trzy podstawowe wątki, mocno zarysowane i rozbudowane. Każdy posiada swoje postacie, swój problem i generalnie łączy się z tym głównym wątkiem, jakim jest próbą...
Blisko 30 lat temu stacja BBC zamówiła scenariusz do serialu. Nikt się wówczas chyba nie spodziewał, a już na pewno nie spodziewał się tego sam Gaiman, który był twórcą owego scenariusza, że na jego kanwie powstanie powieść. Sam autor zaznacza we wstępie, że był sfrustrowany ciągłymi poprawkami i wycinkami swego dzieła, że w końcu postanowił przerobić ją na książkę. I jak usiadł, tak napisał. Przez lata "Nigdziebądź" doczekała się kilku wydań, gdzie Neil Gaiman sukcesywnie nanosił poprawki, mające według niego być ułatwieniem dla czytelnika.
Lustrzane odbicie, czyli rys fabularny.
Główny bohater powieści to Richard Mayhew. Poczciwy, skromny, nudny jednym słowem. Pracuje sobie w ubezpieczeniach, kolekcjonuje figurki zabawnych trolli i ma narzeczoną, Jessikę. Pewnego pięknego wieczoru, gdy wybiera się ze swoją ukochaną na kolację z jej szefem, spotyka ranną dziewczynę. Ludzki odruch nakazuje mu pomóc nieznajomej, ale miłość jego życia wręcz krzyczy, aby się pospieszył, gdyż są już prawie spóźnieni. Richard po raz pierwszy sprzeciwia się Jessice, i zabiera dopiero poznaną dziewczynę do swojego mieszkania. Nieznajoma ma na imię Drzwi, i szuka jej niezwykły duet, który podaje się za jej braci. Ich aparycja jednak odstręcza, i Richardowi zapala się czerwona lampka ostrzegawcza w głowie, że tym dwóm mężczyznom nie można zaufać.
Kiedy Dzwi dochodzi do siebie i nawiązuje kontakt z markizem de Carabas, który ma jej udzielić pomocy, opuszcza mieszkanie Richarda, a on sam ma nadzieję wrócić do normalnego życia, ponieważ nowa relacja choć zaskakująca, to nie do końca wydaje się być dla niego zrozumiała. I wtedy zaczyna się się jego koszmar, który ciąg dalszy będzie miał już w Londynie Pod.
Cały kunszt i fenomen tej powieści polega na jej niezwykłej prostocie. Oto mamy głównego bohatera ciamajdę, który dziwnym zrządzeniem losu odkrywa, że istnieje alternatywna rzeczywistość. Mało tego, na skutek nieprzewidzianych okoliczności, zostaje wplątany w intrygę, i będzie musiał walczyć o powrót do swojego świata. Wiele sytuacji, przedmiotów, osób, zwierząt będzie dla niego zupełnie nie zrozumiałe, każde początkowo wypowiedziane zdanie nielogiczne, ale wraz z rozwojem fabuły dojrzeje, i zacznie sobie uwiadamiać, że to, że czegoś nie widać gołym okiem, nie oznacza, że to coś nie istnieje.
Oś powieści mocno koncentruje się na tajemniczym morderstwie rodziny Drzwi. Wszyscy bowiem umieli otwierać każde drzwi, przejście, portal. Ocalała tylko dziewczyna, która pragnie dowiedzieć się prawdy. A nie jest to łatwe, ponieważ ścigają ją mordercy, Pan Croup i Pan Vandemar. Autor tak prowadzi tę grę, że czuć napięcie, kiedy tych dwóch i Drzwi stają oko w oko.
Prowokacja Gaimana jest całkiem zawiła. Teraz, kiedy jestem już po lekturze, wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce, ale początkowo nic tak naprawdę nie jest jasne, za to wszystko enigmatyczne i zawiłe. I choć sprawa wyjaśnia się na dobre kilkadziesiąt stron przed końcem, co jest właściwie zamierzeniem Autora, to jednak ciekawość, oraz chęć poznania motywów tego mechanizmu działania, pozostaje w czytelniku do ostatnich stron.
Bohaterowie, czyli groteska vs fajtłapa.
Neil Gaiman w "Nigdziebądź" postawił na bohatera, który jest życiową ofermą. Narzeczona organizuje mu życie, nie ma aspiracji, ciągle o czymś zapomina. Kiedy trafia do Londynu Pod, nie może się w najmniejszym stopniu odnaleźć. Do czasu... Ponieważ jest to bohater dynamiczny, i przechodzi przemianę, która jest jakby nie patrzeć pozytywna dla niego. Richard jest pewnego rodzaju spowolnieniem, który w świecie nowo poznanym i dla czytelnika daje odrobinę wytchnienia. Nie jest to postać broń Boże nudna jako jeden z bohaterów, po prostu jest stworzony tak, by mocno kontrastować z równoległą rzeczywistością. Pokazać, że owszem, jest inne uniwersum w podziemiach Londynu, ale on jest przecież częścią naszego - czytelniczego środowiska.
Pan Vandemar i Pan Croup to mordercy do wynajęcia. Tajemniczy zleceniodawca obiecał im hojna nagrodę za pozbycie się Drzwi i jej rodziny. Są bardzo uprzejmi, i są niezaprzeczalną częścią Londynu Pod. Pan Croup jest tym od myślenia, i dlatego właśnie z powodzeniem od setek lat wykonują swoją robotę. Jest bystry, przebiegły i chytry. Jest jak lis. Pan Vandemar to ten, który zajmuje się mokrą robotą, a ponieważ do tego niekoniecznie potrzebna jest spostrzegawczość, Autor pozwolił sobie go jej pozbawić. Są to postacie które wzbudzają niechęć, ale są niesamowicie wyraziste. Posługują się żartami, ale ich zachowanie przypomina skrzyżowanie horroru z rzeźnią. Bo to, że pojawiają się tu elementy mocno drastyczne trzeba powiedzieć.
Gaiman stworzył ich charakterystykę na zasadzie okoliczności poznania ich, i tego jak się zachowują. Poprzez kolejne karty powieści stopniowo, małymi kroczkami poznajemy prawdziwą naturę Pana Croupa i Pana Vandemara.
Uwagę zwraca również markiz de Carabas. To bohater, który znakomicie posługuję się ironią. Ma silny instynkt samozachowawczy, i ogromy poziom inteligencji. Autor fantastycznie go sportretował. Jest kolorowym ptakiem "Nigdziebądź" i czarnym koniem w tym wyścigu.
Bez wątpienia powieść przypadnie do gustu fanom klasycznego urban fantasy. Intryga jest stworzona rzetelnie, a postacie scharakteryzowane bardzo dobrze. I choć wiadomo, kto jest zły, a kto jest dobry, to dzięki sztuczkom Gaimana w czytelniczym umyśle pojawia się nutka zwątpienia.
Blisko 30 lat temu stacja BBC zamówiła scenariusz do serialu. Nikt się wówczas chyba nie spodziewał, a już na pewno nie spodziewał się tego sam Gaiman, który był twórcą owego scenariusza, że na jego kanwie powstanie powieść. Sam autor zaznacza we wstępie, że był sfrustrowany ciągłymi poprawkami i wycinkami swego dzieła, że w końcu postanowił przerobić ją na książkę. I jak...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Po traumatycznych wydarzeniach z przeszłości Jasek Posadowski wraz z córką przeprowadzają się z Warszawy na podlasie.
W Suwałkach Jacek otwiera własną działalność zajmując się naprawą komputerów. Zosia, córka Jacka a także miłośniczka kryminałów, szczególnie tych dla młodzieży zaczyna interesować się sprawą zaginięcia poprzedniego proboszcza w Kaletniku- wiosce, gdzie mieszka wraz z ojcem. Sprawa bowiem na pierwszy rzut oka wydająca się zwyczajną ucieczką duchownego od stanu kapłańskiego, ale jeśli bliżej się przyjrzeć, nie wszystko w tej historii się zgadza.
Fabuła, czyli dobre złego początki
Prolog zaczyna się intrygująco, aczkolwiek z resztą fabuły, którą można zapoznać się później niewiele ma wspólnego. Sam prolog też zachęca do czytania, ponieważ ma iskrę, której później zabrakło.
Oś powieści koncentruje się za Jacku i jego córce. Wiadomo, że w ich życiu miał miejsce potężny przewrot, coś się wydarzyło, coś co odcisnęło mocne i bolesne piętno na ich psychice. Chcą odpocząć i być jak najdalej od miejsca, gdzie spotkała ich tragedia, ale... Skupiając się na Posadowskim i Zosi, Autor totalnie rozciąga powieść na tyle, że gdyby to była guma- po prostu by pękła. To jest zdecydowanie duży minus powieści.
Trzeba oddać, że kler w naszym kraju nie cieszy się zbyt dużą sympatią, więc po cichu liczyłam, że może przede mną kolejny (i w dodatku nasz, krajowy, rodzimy) fajny pomysł, na odsłonę tych cech księży, którzy zasługują na pogardę i na lincz. Nie ma co tu oczywiście oczekiwać na nagonkę, bo nie wszystko jest tylko czarno białe, ale skoro Rynkowski swoją wizję powieści umiejscowił w świecie dostojników kościelnych, a także sprowokował (w powieści rzecz jasna) sytuację, gdzie jeden z najwyższych rangą księży oszukuje i kradnie, a nawet ma świadomość, że ktoś w jego interesie zamordował z zimną krwią człowieka, tak jakoś samo przychodzi do głowy, że Autor pójdzie w stronę potępienia takiego zachowania. Tymczasem mam nieodparte wrażenie, że jest on poniekąd z tego wszystkiego jakby rozgrzeszony... usprawiedliwiony, że tak naprawdę nic się przecież nie stało.
Równolegle, i jest to element ciekawy, pojawiają się oskarżenia o pedofilie w stosunku do księdza. To jest akurat wątek, który jest bardzo z boku, natomiast podobnie, ale nie tak samo wytłumaczony przez Rynkowskiego. W takim wypadku coś się zaczyna dziać, natomiast Autor z każdej takiej ślepej uliczki znajduje wyjście. I zastanawia mnie jedno, po co w ogóle zaczynać takie wątki?
Religia, czyli najbardziej nudna część "Szeptu weża"
Dawno temu Dan Brown swoim "Kodem da Vinci" zszokował świat, teraz jakoś ciężko książek w podobnej tematyce nie porównywać. A że tematyka podobna to jakoś nasuwa się samo, kiedy czytam, że jest to książka z zagadnieniem religijnym w tle. I naprawdę można wziąć na warsztat coś szalenie ciekawego z osnowy religijnej, gdzie przedstawione fakty, czy to suche, czy też wplecione w sprytną intrygę pisarką stają się i intrygujące, i ciekawe, jak choćby powieść Danielle Trussoni, ale w "Szepcie węża" tego niestety nie ma. Zamiast tego jest około 70 stron właściwie niepotrzebnych już kolejny raz, ponieważ wizja jaką serwuję Rynkowski w powieści nie jest ani sensacyjna, ani innowacyjna, nie jest prawdę mówiąc nawet jakoś specjalnie ciekawa, a dokładniej ujmując kolejny raz nudzi.
Bohaterowie, czyli mały plus
Autor w swojej powieści zbudował całkiem różnorodną paletę osobowości. Najgorzej w tym tłumie, ponieważ tychże bohaterów jest dość sporo, wypada Jacek. Jest troskliwym ojcem, ale gdzieś przez to wszystko przenika cień niezdecydowania, braku konsekwencji z jego strony. Poznać go można dobrze, właściwie za dobrze, biorąc pod uwagę jak rozciągnięta jest sfera jego życia codziennego i pracy, i dlatego też uważam, że jako główny bohater książki nie budzi sympatii, wręcz chwilami irytację. Zosia- córka Jacka też nie jest osobowością, z którą można by się utożsamiać. Choć ma 12 lat, i jak wcześniej wspomniałam znajduje się w stanie "porządkowania myśli" oraz szukania spokoju po trudnych wydarzeniach z przeszłości, jej postawa bardziej drażni, niż wzbudza litość z powodu ciężkich przeżyć.
Logika, czyli spójna całość i pomysłowość
Uczucie, kiedy tajemnice w książce zaczynają się powolutku klarować a elementy układanki wskakują na swoje miejsce jest uzależniające. Kiedy powieść od początku wbija w fotel, a fabuła jest przejrzysta a jednocześnie zamglona od piętrzących się pytań każda odpowiedź na postawione po drodze pytania cieszy oko. A jeśli jest tak, że to oko ze zdziwienia wychodzi na wierzch jest jeszcze lepiej! W "Szepcie węża" każda odkryta karta zaskakuje, ale na minus. Okazuje się, że nie są to sensacyjne informacje, na jakie się liczyło. Nie ma elementu zaskoczenia. Rozwiązanie danego problemu okazuje się błahe i przesadzone. Efekt jest komiczny.
Wątek paranormalny próbuje jeszcze ratować tą sypiącą się lawinę, ale pojawia się niemal pod koniec historii, znajduje się na kilku stronach, i jest to zdecydowanie za krótko, i za późno.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
Po traumatycznych wydarzeniach z przeszłości Jasek Posadowski wraz z córką przeprowadzają się z Warszawy na podlasie.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toW Suwałkach Jacek otwiera własną działalność zajmując się naprawą komputerów. Zosia, córka Jacka a także miłośniczka kryminałów, szczególnie tych dla młodzieży zaczyna interesować się sprawą zaginięcia poprzedniego proboszcza w Kaletniku- wiosce, gdzie...