Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Uniwersum Metro 2033. Wojna nuklearna zapędziła ludzi do Schronu. Życie w stalowo-betonowym bunkrze do łatwych i przyjemnych nie należy. Kurczą się zapasy paliwa, maleje ilość zapasów jedzenia; na szczęście poziom radiacji na powierzchni spada, więc część mieszkańców, nazywających siebie stalkerami, wychodzi na skażoną i opanowaną przez mutanty powierzchnię, by szabrować okoliczne sklepy i magazyny albo handlować z innymi ocalałymi społecznościami. Jednym z takich stalkerów jest główny bohater powieści, Daniła, urodzony w Schronie młody chłopak, duszący się w podziemnym klimacie swojego "domu", marzący o wyjściu na powierzchnię. Któregoś dnia jego marzenie zostaje spełnione...

Akcja powieści toczy się dwutorowo - w czasie rzeczywistym, kiedy to siedzimy w Schronie i borykamy się z codziennymi problemami jego mieszkańców; czasem wyskoczymy na powierzchnię za plecami Daniły i jego towarzyszy broni. Drugą oś fabularną stanowią regularne skoki w przeszłość; wraz z pierwszymi mieszkańcami Schronu przeżywamy alarm bojowy i z rozpaczą w oczach patrzymy, jak hermetyczne drzwi nowego "domu" zamykają się być może bezpowrotnie. Poznajemy tu małego Daniłę i jego dziadka, zagłębiamy się w dzieciństwo przyszłego stalkera, poznajemy jego przyjaciół, wreszcie przechodzimy kurs bojowy i wkraczamy w świat stalkerskiej zawieruchy. Całość tej kompozycji klei się i wygląda ogólnie dobrze. Książka nie nudzi, wciąga (czasem nawet bardzo mocno), ale na pewno nie jest to rewelacyjna lektura, której na pewno nie czyta się z zapartym tchem. Rzekłbym, że to taki ponadprzeciętny średniak, trochę zbyt mocno przesiąknięty militarnymi duperelami, a zbyt powierzchownie traktujący temat mentalności postapokaliptycznej społeczności.

Książka próbuje odpowiedzieć na odwieczne pytanie - czy w obliczu zagrożenia życia prawo silniejszego jest ważniejsze od wszelkich norm moralnych? Czy aby samemu żyć, można życia pozbawić kogoś innego? Odpowiedzi na to pytanie oczywiście tu (ani pewnie nigdzie indziej) nie znajdziecie, ale na pewno książka skłoni Was do refleksji na ten temat.

Dzieło Szabałowa czytało mi się szybko i po prostu dobrze, a zakończenie kusi strasznie, by sięgnąć po kolejny tom z tej 3-częściowej serii (co na pewno zrobię). Sądzę, że książka bardziej spodoba się nastolatkom niż dojrzałym czytelnikom, zwłaszcza gdy ci drudzy z rozległym przecież światem Uniwersum Metro mieli już sporo do czynienia. Ja ten świat ostatnio odwiedziłem dość dawno temu, więc czas spędzony nad "Prawem do użycia siły" na pewno nie uważam za stracony.

Uniwersum Metro 2033. Wojna nuklearna zapędziła ludzi do Schronu. Życie w stalowo-betonowym bunkrze do łatwych i przyjemnych nie należy. Kurczą się zapasy paliwa, maleje ilość zapasów jedzenia; na szczęście poziom radiacji na powierzchni spada, więc część mieszkańców, nazywających siebie stalkerami, wychodzi na skażoną i opanowaną przez mutanty powierzchnię, by szabrować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie miałem nawet jeszcze pięciu lat, gdy 26 kwietnia 1986 roku reaktor w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej wymknął się spod kontroli operatorów. Mówiąc w skrócie, nieudany test energetyczny doprowadził do wybuchu rdzenia reaktora i uwolnienia radioaktywnej pary, która wraz z wiatrem rozpoczęła śmiertelną wędrówkę po Europie. Zadufane w sobie, wierzące w swoją nieomylność władze radzieckie fakt awarii w Czarnobylu, jej przebieg, przyczyny i skutki starały się kryć przed światem przez długie lata. Szczątkowe informacje, utajnianie dokumentów, niedomówienia i w końcu zwykłe kłamstwa tworzyły wokół czarnobylskiej katastrofy barierę ochronną, mającą ukryć niezbyt przecież wygodną dla Sowietów prawdę o zagrożeniach wynikających z wadliwości reaktorów RBMK-1000.

Z czasem faktyczny przebieg wypadków z 26 kwietnia 1986 roku zaczął wychodzić na jaw. Tematem tym żywo zainteresował się brytyjski pisarz, Adam Higginbotham, który ponad dziesięć lat gromadził materiały do książki "O północy w Czarnobylu". W efekcie analizy wielu wywiadów, wspomnień i utajnionych wcześniej dokumentów powstała licząca ponad pięćset stron, wydana w roku 2019 lektura, która w sposób maksymalnie wyczerpujący daje czytelnikowi głęboki wgląd w kulisy czarnobylskiej katastrofy.

Książkę tę czyta się z zapartym tchem. Jest to typowy reportaż, ale tak napisany, że emocje towarzyszą czytelnikowi na każdej stronie. "O północy w Czarnobylu" to nie tylko sztywne, czysto techniczne informacje z zakresu fizyki jądrowej. To obszerny obraz ówczesnej radzieckiej mentalności, propagandy, gospodarki i szczegółów funkcjonowania sowieckiego społeczeństwa. Krok po kroku poznajemy kulisy wdrażania energii jądrowej w przemyśle radzieckim, aż w końcu stajemy nad projektem miasta Prypeć, będącego socjalistycznym rajem dla pracowników czarnobylskiej elektrowni. Dalej poznajemy szczegóły działania reaktorów RBMK i ich nie do końca przetestowanych i wadliwych konstrukcji, by w końcu minuta po minucie, a czasem sekunda po sekundzie, poznać faktyczny przebieg wypadków z kwietniowej nocy 1986 r. Tutaj pojawia się sporo technicznych szczegółów odnośnie reaktywności, promieniowania i skutków katastrofy, ale autor informacje te podaje językiem prostym i zrozumiałym nawet dla laików. Dla czytelników zainteresowanych szeroko pojętą atomistyką ta część książki będzie na pewno wisienką na torcie. Ostatnie rozdziały książki to relacja z usuwania skutków wybuchu reaktora - operacja ogromnie kosztowna, czasochłonna i śmiertelnie niebezpieczna, trwająca - o zgrozo! - do dziś.

"O północy w Czarnobylu" to książka fenomenalna pod każdym względem. Czysto naukowe teorie splatają się tu z zastosowaniem praktycznym, a próba odtworzenia wydarzeń sprzed wielu lat osadza czytelnika w nieprawdopodobnej scenerii, nadając książce koszmarnego realizmu. Dodając do tego wszystkiego niewyobrażalny ludzki dramat - operatorów, strażaków, ratowników, nieświadomych niebezpieczeństwa przypadkowych obserwatorów - otrzymujemy książkę, która fascynuje i przeraża jednocześnie, i jako dokument społeczno-ekologicznej tragedii zasługuje na najwyższe uznanie.

Nie miałem nawet jeszcze pięciu lat, gdy 26 kwietnia 1986 roku reaktor w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej wymknął się spod kontroli operatorów. Mówiąc w skrócie, nieudany test energetyczny doprowadził do wybuchu rdzenia reaktora i uwolnienia radioaktywnej pary, która wraz z wiatrem rozpoczęła śmiertelną wędrówkę po Europie. Zadufane w sobie, wierzące w swoją nieomylność...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Po rozpadzie kilkuletniego związku Jożo Karsky powraca do rodzinnego Rużomberka. Tam czeka na niego puste mieszkanie rodziców, najmroźniejsza od kilku dziesięcioleci zima i podnóże góry skrywającej mroczną tajemnicę. Wkrótce w sąsiedztwie zaczynają znikać dzieci" - tak wydawca wprowadza nas w świat "Strachu" autorstwa Jozefa Kariki. Ciągnąc jeszcze trochę to fabularne wprowadzenie dodam, że tajemnicze zniknięcia dzieci w okolicach Rużomberka miały już miejsce dawniej, i to nie raz, i też w czasach srogiej zimy. To właśnie w owej mroźnej aurze budzi się jakieś bliżej nieznane zło, które Jożo z pomocą przyjaciół z dzieciństwa spróbuje ujarzmić.

Już po kilkudziesięciu stronach widać, że Jozef Karika podąża śladem Stephena Kinga - w pozornie cichym miasteczku zaczynają się dziać dziwne rzeczy, których korzenie sięgają dalekiej przeszłości; klimat gęstnieje, dzieją się rzeczy coraz dziwniejsze. Ale porównanie z Kingiem trzeba tu moim zdaniem natychmiast zakończyć. Karice utrzymanie napięcia i ściskającej gardło fabularnej scenerii po prostu nie wyszło. Duża w tym według mnie "zasługa" pierwszoosobowej narracji, która rysuje głównego bohatera jako życiowego słabeusza, takie wylęknione popychadło, bojące się własnego cienia. I w kółko tylko strach, strach, strach... Czasem mnie ta książka nużyła strasznie, całe akapity nieraz ciągnęły się jak flaki z olejem, a do tego jeszcze drętwe dialogi, i znowu ten strach, strach, strach... Strach, którego tak naprawdę ani razu nie poczułem. Być może gdybym był nastolatkiem z dwa razy bardziej niż obecnie wybujałą wyobraźnią, no być może wtedy coś tam trochę by się człowiek bał.

"Strach" to książka raczej słaba, zapowiadająca się ciekawie i kończąca dość zaskakująco, ale pomiędzy początkiem a końcem, tam, gdzie powinna tkwić cała czytelnicza esencja, ciekawość i radość z czytania, nic szczególnego się nie dzieje. Przeczytałem bezemocjonalnie i tak samo odłożyłem na półkę. Ogólnie nie polecam.

"Po rozpadzie kilkuletniego związku Jożo Karsky powraca do rodzinnego Rużomberka. Tam czeka na niego puste mieszkanie rodziców, najmroźniejsza od kilku dziesięcioleci zima i podnóże góry skrywającej mroczną tajemnicę. Wkrótce w sąsiedztwie zaczynają znikać dzieci" - tak wydawca wprowadza nas w świat "Strachu" autorstwa Jozefa Kariki. Ciągnąc jeszcze trochę to fabularne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ot z pozoru bardzo prosta historia... On, Mariusz, młody emerytowany żołnierz, saper, weteran wojny w Afganistanie, naznaczony zespołem stresu pourazowego. Ona, Zuza, młoda dziewczyna, próbująca odciąć się od rodzicielskiej pępowiny i żyć na własny rachunek. Oboje mieszkają tuż obok siebie, po sąsiedzku, na jednym z warszawskich blokowisk. Ich pierwsze spotkanie w blokowej pralni stało się zalążkiem bezprecedensowej znajomości, z pozoru tylko będącej relacją koleżeńską, ale tak naprawdę zahaczającej o głęboką przyjaźń i przede wszystkim wzajemne zrozumienie. Bo w obu bohaterach tkwią zadry z przeszłości, będące psychologiczną tamą, która nie pozwala ich życiu płynąć naprzód. Mariusz z Afganistanu zamiast chwały przywiózł lęk i koszmary, wpędzające go w stan coraz większej życiowej jałowości, odosobnienia i niezrozumienia; a Zuza, półsierota karmiona skrawkami dziwnych informacji wypełzających z przeżartej Alzheimerem pamięci swojej babci, coraz głębiej zatapia się w tragizm rodzinnej tajemnicy sprzed wielu lat. Mariusz i Zuza, spowici demonami przeszłości, są dla siebie jedynym wsparciem i nadzieją na lepszą przyszłość.

Ot z pozoru bardzo prosta historia... Ale tak napisana, że co rozdział, to ciary na plecach i włos zjeżony na głowie. To dopiero moja druga przeczytana powieść autorstwa Jakuba Małeckiego, ale już teraz wiem, że to wirtuoz pióra pełną gębą. Słabych punktów moim zdaniem ta książka nie ma. Fabuła ogólnie niby taka sobie, ale stylistyczne niuanse i mistrzowski warsztat literacki czynią z niej dzieło wręcz wybitne. Życie zwykłych ludzi, ich niby zwykłe pospolite problemy stają się dla czytelnika źródłem ogromnych emocji i chcąc nie chcąc popychają do refleksji - nad wielowarstwowością ludzkiej psychiki, nad sensem przyjaźni, nad potrzebą zacieśniania rodzinnych więzi i (być może to właśnie najbardziej) nad samotnością i poczuciem niezrozumienia.

Ot z pozoru bardzo prosta historia... Która tak naprawdę wcale prostą nie jest. Bo czyż ciągłe poszukiwanie samego siebie i próba samoumiejscowienia własnego "ja" w konkretnym miejscu należą do rzeczy prostych? Oj długo jeszcze "Horyzont" tkwić będzie pod szczytem mojej czytelniczej piramidy. A zwłaszcza ci baśniowi Misjonarze, wykopujący z ziemi śmiercionośne Zaklęcia...

Ot z pozoru bardzo prosta historia... On, Mariusz, młody emerytowany żołnierz, saper, weteran wojny w Afganistanie, naznaczony zespołem stresu pourazowego. Ona, Zuza, młoda dziewczyna, próbująca odciąć się od rodzicielskiej pępowiny i żyć na własny rachunek. Oboje mieszkają tuż obok siebie, po sąsiedzku, na jednym z warszawskich blokowisk. Ich pierwsze spotkanie w blokowej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mając zaledwie siedem lat Szymon przeżywa największą tragedię swojego życia - w wypadku samochodowym traci obu rodziców. Z dnia na dzień jego życie zostaje wywrócone do góry nogami, trafia pod opiekę babci Tosi, próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Akcja "Rdzy" toczy się dwutorowo. Raz, w czasach współczesnych, stajemy za plecami Szymona, wędrujemy przez dzieciństwo, śledzimy historię jego przyjaźni z Budzikiem, przeżywamy dziecięce lęki, snujemy marzenia, kształtujemy dziecięcą osobowość, starającą się wejść w jak się okazuje wcale nie łatwą dorosłość. Innym razem zatapiamy się w świat babci Tosi, śledząc jej losy od czasów wojny aż po czasy współczesne Szymonowi. Obie te historie, siłą rzeczy splecione ze sobą ciasnym węzłem, nie są zbyt głębokie fabularnie i nie są szczególnie niezwykłe; akcja toczy się powoli, nie ma tu opisów miejsc, charakterologicznych analiz, nie ma rozwlekłych epickich rozdziałów ani rozkminiania poszczególnych wątków. W tej pozornej ubogości kryje się jednak potężny ładunek emocjonalny, bijący w czytelnika praktycznie na każdej stronie powieści. Zwykli szarzy ludzie, ze swoimi niby zwykłymi codziennymi sprawami, zamknięci w swoich małych prowincjonalnych światach stają się paradoksalnie w oczach czytelnika źródłem ogromnych emocji - ekscytacji, wzburzenia, empatii, złości, smutku, wrażliwości, współczucia i tak dalej.

Myślę, że siła tej powieści to zasługa stylu pisarskiego pana Małeckiego. Jego warsztat literacki i język, którym się posługuje, urzekł mnie od pierwszej strony. Wszystko płynie tu w powolnym, nostalgicznym tempie, zwarte w krótkich i prostych zdaniach, bez patosu i zbędnego udziwniania. W tym skompresowanym stylistycznie minimalizmie tkwi jednak głębokie językowe piękno i siła, która sprawia, że bardziej Was poruszy jeden akapit w "Rdzy", niż dwadzieścia stron w innej książce.

Czy to powieść idealna? Zdaje się, że tak.

Mając zaledwie siedem lat Szymon przeżywa największą tragedię swojego życia - w wypadku samochodowym traci obu rodziców. Z dnia na dzień jego życie zostaje wywrócone do góry nogami, trafia pod opiekę babci Tosi, próbując odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Akcja "Rdzy" toczy się dwutorowo. Raz, w czasach współczesnych, stajemy za plecami Szymona, wędrujemy przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"8000 zimą" to zbiór wybranych relacji opisujących próby zdobycia najwyższych szczytów Ziemi w okresie zimowym. Czytając o mroźnym wietrze, wiejącym ponad sto kilometrów na godzinę, o temperaturze odczuwalnej, sięgającej minus pięćdziesięciu stopni Celsjusza, o bielejących, pozbawionych czucia odmrożonych kończynach, o przyprawiających o rozpacz bólach głowy, przeplatanych halucynacjami i śnieżną ślepotą, trudno nie zgodzić się z ostateczną puentą autorki, spinającą zimowe wyprawy w góry wysokie jedną klamrą, definiując je jako sztuka cierpienia.

Zimowych prób zdobycia ośmiotysięczników było łącznie ponad dwieście. Ogromny procent z tych wypraw zakończył się niepowodzeniem - wycieńczeni psychicznie i fizycznie wspinacze zawracali pokonani przez surowość ośnieżonych szczytów, zepchnięci przez lawiny, zmieceni przez jet stream, oderwani od ścian, pozbawieni namiotów i wszelkiej nadziei. W "8000 zimą" Bernadette McDonald opisuje tylko część z tych wypraw, jej zdaniem najbardziej godnych uwagi, niekoniecznie zakończonych sukcesem, ale na pewno będących esencją zimowego himalaizmu, gdzie ból, cierpienie, strach i śmierć kontrastują z pasją, którą trudno zrozumieć tym, którzy wspięli się co najwyżej na kilkunastometrowe drzewo w pobliskim parku.

Jest to książka niezwykle klimatyczna, emanująca ze swych śnieżnobiałych kart surowością skutego lodem pasma Karakorum czy przytłaczającej swym majestatem południowej ściany Lhotse. Kto nie czuje w sobie ducha gór, ten odłoży tę (szkoda, że tak ubogą w fotografie) książkę na bok, bez chwili refleksji. Kto jednak, jak ja, rozumie i szanuje wysokogórską ambicję dojrzenia tego trudnego do ubrania w słowa tajemniczego meritum, czającego się gdzieś "po drugiej stronie lustra", ten "8000 zimą" w swojej domowej biblioteczce umieści na honorowym miejscu. Bo nie jest to sucha relacja z wysokogórskich wypraw. To wypełniona emocjami mieszanka, traktująca o ludzkiej ambicji, o sile przetrwania, o różnicach charakterów, z ludzkim dramatem w tle, który jak lawina wraz ze śmiercią wspinacza przytłacza i pustoszy życie jego bliskich.

Dla miłośników gór lektura obowiązkowa, ładnie wydana, okraszona cytatami i z refleksyjnym epilogiem oraz dwoma dodatkami - listą wybranych, wybitnych himalaistów oraz wykazem wszystkich ośmiotysięczników, spisanych chronologicznie według daty zdobycia ich spowitych zimową aurą szczytów.

"8000 zimą" to zbiór wybranych relacji opisujących próby zdobycia najwyższych szczytów Ziemi w okresie zimowym. Czytając o mroźnym wietrze, wiejącym ponad sto kilometrów na godzinę, o temperaturze odczuwalnej, sięgającej minus pięćdziesięciu stopni Celsjusza, o bielejących, pozbawionych czucia odmrożonych kończynach, o przyprawiających o rozpacz bólach głowy, przeplatanych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Elizabeth Harmon ma zaledwie osiem lat, gdy trafia do domu dziecka Methuen. Tam, pod okiem przesiadującego w piwnicy woźnego, poznaje zasady gry w szachy. Ta królewska gra szybko staje się jej pasją, a Beth odkrywa w sobie talent godny szachowej arcymistrzyni. Gdy po kolejnych kilku latach Elizabeth trafia do rodziny zastępczej, świat turniejów szachowych staje przed nią otworem. Całymi dniami studiując niuansy szachów, szybko zdobywa tytuł mistrzyni stanu, a następnie tytuł mistrzyni całych Stanów Zjednoczonych. Jej marzeniem jest jednak pokonanie rosyjskiego arcymistrza i zdobycie tytułu najlepszego szachisty świata. "Odziedziczone" po sierocińcu uzależnienie od leków, skłonność do alkoholu, samotność i brak odpowiedniego wsparcia ze strony rodziny zastępczej sprawiają, że droga do tego celu na pewno nie będzie łatwa.

Po "Gambit królowej" sięgnąłem po obejrzeniu serialu opartego na motywach tej powieści. Serial, nie powiem, intryguje i jest po prostu świetny. A książka? No cóż, to chyba zależy od odbiorcy. W dobrych trzech czwartych treść powieści to wieczne przesuwanie figur na rzeczywistej szachownicy lub wirtualnej planszy stworzonej w umyśle Beth. Tak, szachy to w końcu pasja głównej bohaterki i nie ma się co dziwić, że są tu one motywem przewodnim. Ja szachy znam, lubię je, podziwiam i uznaję za grę wręcz idealną pod każdym względem. Czytając opisy partii rozgrywanych przez Beth, byłem sobie w stanie jej wyobrazić. Pion na e5, skoczek na b4, roszada krótka, atak wieżą na skrzydle hetmańskim, obrona sycylijska, wariant smoczy, odejście gońcem... Takich określeń jest tu całe mnóstwo, przewijają się prawie na każdej stronie; wydaje mi się, że ktoś, kto na szachach nie zna się w ogóle, będzie miał wrażenie, że czyta o czymś całkowicie abstrakcyjnym.

Oczywiście prócz szachowych niuansów śledzimy prywatne życie Beth. Razem z nią brniemy przez trudne dzieciństwo, zagłębiamy się w jej coraz większą samotność i przeżywamy próby wyjścia z nałogów. No ale to tylko blade tło dla szachów, fabularnie i narracyjnie słabe i potraktowane zbyt powierzchownie. Ta książka jest jednocześnie i dobra, i kiepska, na pewno nie kultowa, a jej ostatnio bardzo wyraźna popularność wynika bardziej z wysokiej oceny serialu, niż literackiego fenomenu. Dla mnie powieść ta była impulsem, by po raz kolejny przypomnieć sobie, jak piękną i genialnie skonstruowaną grą są szachy (jeszcze zanim dotarłem do ostatniej strony, rozegrałem sentymentalną partyjkę na swoim Pocketbooku :)). No i to chyba tyle. Gdyby nie naprawdę ciekawie i emocjonująco przedstawione szachowe bitwy, zanimizowane i pełne wyraźnej pasji, rzekłbym przekornie, że "Gambit królowej" to przereklamowana nuda, monotonna i mocno przewidywalna.

Elizabeth Harmon ma zaledwie osiem lat, gdy trafia do domu dziecka Methuen. Tam, pod okiem przesiadującego w piwnicy woźnego, poznaje zasady gry w szachy. Ta królewska gra szybko staje się jej pasją, a Beth odkrywa w sobie talent godny szachowej arcymistrzyni. Gdy po kolejnych kilku latach Elizabeth trafia do rodziny zastępczej, świat turniejów szachowych staje przed nią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kuba jest szanowanym dyrektorem działu HR w dużej korporacji. Zawsze dobrze ubrany, zadbany, roztaczający wokół siebie aurę miłego dżentelmena, ma piękną żonę, podbijającą swoimi wdziękami serca fanów na Instagramie, ma wielki dom, wielkie pieniądze i wielki sekret - od lat jest skutecznie się ukrywającym seryjnym mordercą. Andrzej to jego szwagier, policjant, po uszy tonący w długach i narkotykowo-alkoholowym nałogu. Ale Andrzej ma też wielki dar - widzi otaczający ludzi mrok i potrafi dostrzec w nich zło. Mrok wokół Kuby Andrzej widzi bardzo wyraźnie od dawna; kto jednak uwierzy w pijackie majaki pełzającego po moralnym dnie degenerata? Mimo wszystko Andrzej musi trafić na śmiertelną listę Kuby; a wraz z nim tajemniczy Pan Żartowniś, którego nagłe pojawienie się w pozornie idealnie zaplanowanym życiu Kuby uruchamia lawinę koszmarnych wydarzeń.

"Serca twego chłód" to kryminał, thriller, powieść grozy i powieść psychologiczna w jednym, tak skonstruowana, że ciężko się od niej oderwać. Czterysta pięćdziesiąt stron, będących jedyną w swoim rodzaju planszą, na której rozgrywa się nietypowa gra. A wszędzie wokół tylko mrok, mrok, mrok... Podczas czytania czasem aż mnie zatykało - bo tak gęsta atmosfera spowija tę książkę. Mocne sceny i niewybredne słownictwo są tu na porządku dziennym, ale największe emocje wzbudza nie brutalność akcji, lecz podróż w głąb umysłów głównych bohaterów. Narracja trzecioosobowa pozwala nam kroczyć w ślad za wszystkimi obecnymi w książce postaciami, ale prawdziwa jazda bez trzymanki czeka nas w głowie Kuby. Tutaj autor posłużył się narracją pierwszoosobową, byśmy (dosłownie!) poczuli kłębiący się w umyśle psychopaty mrok. Kuba ma na swoim sumieniu życie kilkunastu osób, a lista ofiar na pewno nie jest jeszcze zamknięta; zabija, bo lubi; nie ma tu tłumaczenia złym dzieciństwem czy chorobą, to metodycznie rozplanowana żądza mordu w najczystszej postaci. A wiecie co tu jest najbardziej przerażające? Że mimo drzemiącego w Kubie okrucieństwa, trudno tę postać odebrać jako skrajnie złą (ludzie! gdzie moja empatia?!).

Rozkład ludzkiej psychiki na czynniki pierwsze gra tu pierwsze skrzypce. To niesamowita podróż po zakamarkach ludzkich dusz, podróż, na zakończenie której wysnuć można jeden (tragiczny?) wniosek - że w każdym z nas drzemie jakieś ukryte zło, że za plecami każdego z nas, zależnie od okoliczności, co jakiś czas pojawiają się macki mroku.

"Serca twego chłód" to książka fenomenalna. Styl, fabuła, narracja, akcja, wstęp, zakończenie, konstrukcja, warsztat pisarski, klimat, emocje, nawet projekt okładki - dosłownie wszystko jest tu dopracowane w każdym aspekcie. Dobra książka to taka, która po odłożeniu na półkę pobudza do refleksji i długo nie daje o sobie zapomnieć, wciąż intryguje i przyciąga. "Serca twego chłód" właśnie taką książką jest. Mimo że całość szokuje, a tematyce daleko do sielankowej familijności, zachęcam Was do przeczytania. Odłóżcie nieco swojej empatii na bok i dowiedzcie się, czy i na dnie Waszych serc powieje chłodem.

Kuba jest szanowanym dyrektorem działu HR w dużej korporacji. Zawsze dobrze ubrany, zadbany, roztaczający wokół siebie aurę miłego dżentelmena, ma piękną żonę, podbijającą swoimi wdziękami serca fanów na Instagramie, ma wielki dom, wielkie pieniądze i wielki sekret - od lat jest skutecznie się ukrywającym seryjnym mordercą. Andrzej to jego szwagier, policjant, po uszy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Gdy żona Danny`ego ginie w wypadku samochodowym, w tej jednej tragicznej chwili Danny zostaje wdowcem. I samotnym ojcem jedenastoletniego chłopca, Willa, który od dnia śmierci matki nie wypowiedział ani jednego słowa. Od tego zdarzenia minął już rok; ten trudny zarówno dla ojca, jak i syna czas żałoby dodatkowo potęguje milczenie Willa oraz problemy finansowe Danny`ego, który nagle traci pracę, a sterta niezapłaconych rachunków z każdym tygodniem robi się coraz większa. Groźba eksmisji i połamanych nóg przybiera coraz realniejsze kształty, dlatego też Danny, nie mogąc znaleźć “normalnej” pracy postanawia zostać ulicznym artystą - tańczącą w parku pandą. Gdy taniec za drobniaki wrzucane do koszyczka przez parkowych spacerowiczów staje się realną szansą na poprawę rodzinnych finansów, dodatkowo staje się rzecz niezwykła - Will swoje pierwsze od roku słowa kieruje właśnie do ukrywającego swoją tożsamość, przebranego za pandę ojca. Nadzieja na powrót do normalności i poprawę stosunków ojca z synem odżywa w jednej chwili.

"Mój tata panda" to książka, którą przeczytałem w dwa dni. Odkładając ją choć na chwilę, już nie mogłem się doczekać momentu, gdy ponownie zanurzę się w świat Danny`ego i Willa. Bo ta historia naprawdę mnie wciągnęła. Przede wszystkim dlatego, że napisana jest świetnym, przystępnym językiem, z naturalnymi, bardzo życiowymi dialogami. W nurcie szarej życiowej codzienności pojawia się i smutek, i radość, są łzy, ale jest i śmiech; spod narracyjnego humoru ewidentnie przebija tragizm człowieka, któremu świat wali się na głowę. Jest to książka bijąca w czytelnika pełną gamą emocji, od wzruszenia po szczery śmiech, ale wiecie, co jest tutaj największą wartością? Nadzieja. Tak, nadzieja, słowo w wielu przypadkach będące jedynie pustym sloganem, ale tutaj emanujące swoją siłą z każdej zadrukowanej strony.

I choćby właśnie przez tę nadzieję "Mój tata panda" tkwi dosłownie pośrodku mojego książkowego regału, bym mógł co jakiś czas rzucić okiem na okładkę, przypomnieć sobie dzieje Danny`ego i Willa, uśmiechnąć się i rzec sam do siebie, że życie wcale nie jest takie złe, że z każdym problemem można sobie jakoś poradzić, i że z każdego dołka można się w końcu wygrzebać.

Gdy żona Danny`ego ginie w wypadku samochodowym, w tej jednej tragicznej chwili Danny zostaje wdowcem. I samotnym ojcem jedenastoletniego chłopca, Willa, który od dnia śmierci matki nie wypowiedział ani jednego słowa. Od tego zdarzenia minął już rok; ten trudny zarówno dla ojca, jak i syna czas żałoby dodatkowo potęguje milczenie Willa oraz problemy finansowe Danny`ego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Łódzka policja znajduje w parku ciało kobiety. Poderżnięte gardło i pęk trzynastu róż ewidentnie wskazują, że za zbrodnię odpowiedzialny musi być naśladowca tak zwanej Trzynastki, seryjnego mordercy, który trzynaście lat wcześniej zabił trzynaście kobiet. Trzynastka odsiaduje wyrok w więzieniu, ale tuż przed znalezieniem zwłok w parku prosi komisarz Lenę Rudnicką o widzenie. Sprawa sprzed trzynastu lat znów odżywa i nabiera kolorów, stawiając przed panią komisarz pytania: czy w mieście faktycznie pojawił się naśladowca Trzynastki? A może dotychczas milczący, tytułowy osadzony wziął na siebie winy za zbrodnie sprzed lat, a prawdziwy morderca wciąż żyje na wolności, po raz kolejny dając upust swojej morderczej manii?

I jak? Ciekawi Was, co będzie dalej? No to przeczytajcie książkę :) Bo na pewno jest tego warta. Na prawie pięciuset stronach pani Kinga Wójcik (nie znałem wcześniej tej autorki) usnuła kryminalną intrygę, której główna oś niczym nie odbiega od schematów - jest zbrodnia, jest zagadka i jest para śledczych, którzy tę zagadkę próbują rozwiązać. Standard. "Osadzony" nie jest jednak literackim przeciętniakiem; książka napisana jest bardzo dobrze prawie pod każdym względem. Główni bohaterowie prawdziwi i nieprzekolorowani, język prosty i przystępny, a narracja poprowadzona ciekawie, bez zbędnego zapuszczania się w nieistotne labirynty wątków pobocznych. Autorka skupia się tylko na tym, co ważne i istotne dla podtrzymania zagadkowego ducha powieści i trzeba przyznać, że wszystko zgrało się tu wręcz idealnie. Fabuła jest ciekawa i pozwala czytelnikowi prawie do samego końca lawirować w sferze domysłów odnośnie zakończenia. Nie ma tu ani jednego rozdziału, ani jednej strony, która nuży, nudzi czy ma się nijak do reszty powieści. Co to oznacza? Że książka jest przemyślana i dopracowana, a warsztat pisarski pani Wójcik raczej nie wymaga większych korekt.

Akcja dzieje się w czasie rzeczywistym, ale im dalej w las, tym częściej odwracać będziemy głowę ku dalekiej przeszłości. Bo to właśnie w niej autorka widzi "winowajczynię" późniejszych zachowań w dorosłym życiu głównych bohaterów powieści. Czas na refleksję - jaki wpływ ma nasze dzieciństwo na naszą przyszłość? Jak traumatyczne przeżycia nastolatka ukształtują jego dorosły charakter? Czy przeszłość może tłumaczyć i "uniewinniać" przyszłość? Wplecenie w wątek kryminalny aspektów psychologicznych uznaję w "Osadzonym" za strzał w dziesiątkę; nadało to książce nietuzinkowego smaczku i w moim odczuciu wypchnęło tę historię ponad inne jej podobne.

Czy jest w "Osadzonym" coś, co mi się nie podobało? Chyba tylko wołająca o pomstę do nieba kwestia prowadzenia śledztwa przez łódzką policję. Błąd na błędzie, nawet laik to zauważy. Nie wiem, czy taki był zamysł autorki, czy też może pani Kinga przed pisaniem książki zrobiła zbyt pobieżny research odnośnie metod śledczych; w każdym razie zarówno rzekomo świetna w swoim fachu pani komisarz, jak i jej współpracownicy jawią mi się tutaj jako zgraja amatorów, działających impulsywnie i mało profesjonalnie. No ale dobra, przymknijmy oko, cała reszta naprawdę jest w porządku.

Łódzka policja znajduje w parku ciało kobiety. Poderżnięte gardło i pęk trzynastu róż ewidentnie wskazują, że za zbrodnię odpowiedzialny musi być naśladowca tak zwanej Trzynastki, seryjnego mordercy, który trzynaście lat wcześniej zabił trzynaście kobiet. Trzynastka odsiaduje wyrok w więzieniu, ale tuż przed znalezieniem zwłok w parku prosi komisarz Lenę Rudnicką o...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku Dariusz Kortko, Jerzy Porębski
Ocena 7,5
Berbeka. Życie... Dariusz Kortko, Jer...

Na półkach: , , ,

Na początku marca 1988 roku Maciej Berbeka dotarł na na tak zwany Rocky Summit - przedwierzchołek Broad Peaku. Przekonany o zdobyciu szczytu - do którego zabrakło mu zaledwie dwadzieścia kilka metrów - szczęśliwy mimo odmrożeń, będąc pierwszym człowiekiem, który w warunkach zimowych pokonał magiczną barierę ośmiu tysięcy metrów w najbrutalniejszych górach świata, Maciej Berbeka o swojej "pomyłce" dowiedział się dopiero po powrocie do kraju. Właśnie kulisy tej wyprawy sprzed wielu lat stanowią pierwszy rozdział książki "Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku". Jest to książka biograficzna, przedstawiająca postać jednego z najsłynniejszych polskich himalaistów. Jest to biografia dość specyficzna, bo nie prowadząca czytelnika po chronologicznie ułożonych szczeblach drabinki życia Macieja Berbeki, lecz skomponowana z krótkich rozdziałów-opowieści, rozrzuconych w czasie i przestrzeni jak płatki śniegu na zboczach masywów Karakorum...

Znajdziemy tu wspomnienia pani Ewy, żony Macieja, znajdziemy tu wypowiedzi jego synów, brata, a także wielu ludzi, z którymi Maciej Berbeka przeżywał swoją miłość do gór. Podróżując po kartach tej książki odwiedzimy między innymi Tatry, Himalaje, Karakorum, Alpy i wiele innych miejsc, w których Maciej Berbeka, w rakach i puchowej kurtce, będąc widzianym jedynie jako maleńka kropka na wielkiej płachcie bieli, torować będzie drogę ku szczytom kuli ziemskiej. Ale życie himalaisty to nie tylko góry. Odwiedzimy więc dom Berbeków, teatr w Zakopanem, szkołę, w której Berbeka uczył projektowania mebli. Poznamy tu Maćka jako człowieka z duszą artysty, ceniącego jakość i ponadprzeciętność, wymagającego, kochającego życie rodzinne, zawsze żartującego i uśmiechniętego, ale i skłonnego uronić łzę. Wspaniały mąż, ojciec, przyjaciel i opiekun, bezkonfliktowy, skromny, nie afiszujący się z sukcesami, zawsze gotowy do pomocy, o sercu gorącym jak piec, mimo mroźnych wiatrów, które owiewały je przez pół tego tak tragicznie zakończonego życia...

"Życie w cieniu Broad Peaku" to książka napisana nostalgicznie, bez patosu; mimo wielu humorystycznych ciekawostek i anegdot, czuć tu pewien smutek, nadchodzący nieuchronnie dramat, jakby spod narracji przebijała się przyczajona gdzieś w oddali śmierć. Aż oto nadchodzi - wraz z kolejną próbą zimowego zdobycia Broad Peaku w roku 2013. Cień tej góry na zawsze pochłonął ciało Maćka Berbeki, ale jego duch żył będzie wiecznie - a choćby na kartach tej opowieści, pięknie wydanej, okraszonej masą kolorowych fotografii, będącej wspomnieniem o człowieku, który tak naprawdę nie był tylko maleńką kropką.

Na początku marca 1988 roku Maciej Berbeka dotarł na na tak zwany Rocky Summit - przedwierzchołek Broad Peaku. Przekonany o zdobyciu szczytu - do którego zabrakło mu zaledwie dwadzieścia kilka metrów - szczęśliwy mimo odmrożeń, będąc pierwszym człowiekiem, który w warunkach zimowych pokonał magiczną barierę ośmiu tysięcy metrów w najbrutalniejszych górach świata, Maciej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Zwrotnik" to drugi tom kryminalnego cyklu o Witku Weinerze, specjaliście od dewiacji seksualnych. Tym razem autor przenosi nas do Katowic, gdzie w oknie życia jedna z zakonnic znajduje zwłoki czteroletniego chłopca - uprzednio zgwałcone i odarte ze skóry. Znalezieniem sprawcy tak ohydnej zbrodni zajmuje się komisarz Helga Sawicka, a jej pomocnikiem po raz kolejny zostaje właśnie Witold Weiner. Trop prowadzi dosłownie do rodzinnego domu Witka, a konkretnie wprost do osoby jego ojca, który swego czasu przewodził pewnej wspólnocie religijnej. Będące skutkiem pewnej tragedii sprzed wielu lat, oziębłe stosunki ojca z synem muszą ulec zdecydowanemu ociepleniu i okryć się wzajemnym zaufaniem, by morderca oskórowanego czterolatka poniósł zasłużoną karę.

Autor zaczął mocno: czterolatek, gwałt, oskórowanie - aż włos się jeży na głowie. Po tym makabrycznym prologu poziom brutalności nagle (i dobrze) spada o kilka poziomów, a powieść przeradza się w psychologiczno-kryminalny labirynt. Są tu korytarze prowadzące wprost w traumatyczną przeszłość Witka Weinera; są korytarze, którymi błąka się Kuba, zaginiony syn komisarz Sawickiej; są korytarze, którymi snuje się otumaniony eterem tłum wierzący w kult kości i niepokalane poczęcie; jest zamglona ścieżka tajemniczej Nemesis, a gdzieś na zakręcie pojawia się miejscowy policjant, który do samego końca nie wiadomo, po której stronie mocy stoi; jest i Ada, próbująca wreszcie ustatkować życie Witka, i jest wreszcie sam Witek Weiner, główne ogniwo scalające całość powieści. Labirynt ma wiele dróg, ale tylko jedna, ta najmniej oczywista, prowadzi do wyjścia i rozwiązania zagadki morderstwa czterolatka. O dziwo, wszystko tu do siebie pasuje; z pozoru zagmatwana wielowątkowość układa się w jedną logiczną całość, na pewno zaskakującą i na pewno nie nudną.

Już po pierwszych kilkudziesięciu stronach wyraźnie widać, że "Zwrotnik" jest lepszy od "Parafila" (pierwszej części) pod każdym względem. Jest to książka dojrzalsza, lepsza warsztatowo, ciekawsza i dobrze przemyślana. Udało się autorowi uniknąć wielu popełnionych w pierwszej części błędów, zwłaszcza tych, które niepotrzebnie wplątywały czytelnika w zbędnie przekolorowane prywatne życie kilku głównych bohaterów. Tym razem wątki te wyglądają zdecydowanie lepiej, choć przyznać muszę, że Witold Weiner wciąż budzi we mnie niesmak i wręcz irytację - jako zakompleksiony niechluj i wiecznie na nic niezdecydowany dziad. (A może tak ma właśnie być?).

Książkę polecam, mimo że najpierw musicie przeczytać "Parafila", żeby móc powiązać pewne fakty. "Zwrotnik" to kryminał średnio dobry, czasem przegadany, czasem zaskakujący, ale ogólnie ciekawy i wart zarwania kilku wieczorów. Powiem szczerze, że po cichu liczę na kolejną część.

"Zwrotnik" to drugi tom kryminalnego cyklu o Witku Weinerze, specjaliście od dewiacji seksualnych. Tym razem autor przenosi nas do Katowic, gdzie w oknie życia jedna z zakonnic znajduje zwłoki czteroletniego chłopca - uprzednio zgwałcone i odarte ze skóry. Znalezieniem sprawcy tak ohydnej zbrodni zajmuje się komisarz Helga Sawicka, a jej pomocnikiem po raz kolejny zostaje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Transsyberyjska" to efekt spełnionych marzeń pana Piotra Milewskiego - pisarza, fotografa i podróżnika, który od dziecka marzył, by odbyć podróż najdłuższą linią kolejową świata. Gdy mu się to wreszcie udało, swoje wrażenia przelał na papier, by dać czytelnikom możliwość odbycia tej podróży razem z nim. Czy widziana oczami czytelnika podróż ta jest równie wspaniała jak z perspektywy autora?

Zanim wsiądziemy do jednego z wagonów transsyberyjskiej kolei, czekamy - jak na peronie - podczas gdy autor przybliża nam burzliwą historię powstania linii transsyberyjskiej. Ten przydługawy wstęp wieńczy cytat z artykułu z Kuriera Warszawskiego z 1 czerwca 1891 roku, opisujący mające swoje miejsce kilka dni wcześniej oficjalne otwarcie budowy kolei transsyberyjskiej. Tak oto, gdzieś około pięćdziesiątej strony, zaczynamy właściwą podróż. Warszawa, Brześć, Sankt Petersburg, Moskwa, Jekaterynburg, dalej przez Nowosybirsk, Irkuck, do Władywostoku, a stamtąd (drogą morską) do Fushiki u wybrzeży Japonii. Prawie 10.000 kilometrów po torach i 36 godzin na morzu.

Mimo tych wszystkich kilometrów, mimo tych wszystkich mijanych stref czasowych i niezliczonych miejscowości, nie czuć niestety w "Transsyberyjskiej" klimatu podróży. Autor dużo zwiedza, pomiędzy przesiadkami z pociągu do pociągu przybliża czytelnikowi specyficznego ducha Rosji, zahaczając o lokalną historię i tradycję. Jest tych historycznych niuansów wiele, zbyt wiele, przez co często ma się wrażenie, że to nie pamiętnik podróżnika, lecz historyczny reportaż. I nagle znów (no wreszcie!) wracamy do pociągu - gdzieś ktoś wierci się na łóżku, gdzieś tam rozdają pościel albo herbatę, ludzie krążą po pociągu, z butelką wódki pod pachą próbując nawiązać choć chwilowe znajomości. Jedziemy! Autor o takich spotkaniach pisze niewiele, ale gdy już pisze, robi to doskonale, okraszając te opowieści dialogami, czyniąc ze swojego podróżniczego pamiętnika wciągającą powieść fabularną. Przyznaję, że właśnie te fragmenty były moim zdaniem najciekawsze. O nie, o kolejnym pomniku Lenina nie chcę już więcej słyszeć.

Zanim otworzyłem tę książkę, liczyłem, że "Transsyberyjska" zabierze mnie w pełną wrażeń podróż, a gdy zamknąłem ostatnią stronę, czar prysł. Zbyt dużo tu historycznych faktów i kulturowo-obyczajowych opowiastek, a zdecydowanie zbyt mało typowo podróżniczych epizodów, które podczas przewracania kolejnych stron sprawiłyby, że w podświadomości czytelnika dałoby się usłyszeć stukot kół Żelaznego Konia, pędzącego po torach najdłuższej linii kolejowej świata.

"Transsyberyjska" to efekt spełnionych marzeń pana Piotra Milewskiego - pisarza, fotografa i podróżnika, który od dziecka marzył, by odbyć podróż najdłuższą linią kolejową świata. Gdy mu się to wreszcie udało, swoje wrażenia przelał na papier, by dać czytelnikom możliwość odbycia tej podróży razem z nim. Czy widziana oczami czytelnika podróż ta jest równie wspaniała jak z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W Bytomiu policja znajduje powieszone ciało mężczyzny - nagiego od pasa w dół. Zdaje się, że jego śmierć mogła być niezamierzonym samobójstwem w efekcie perwersyjnego aktu autoerotycznego. Ale żona mężczyzny również nie żyje. Czy doszło tu jednak do podwójnego morderstwa? A może morderstwa i samobójstwa? Wkrótce policja znajduje kolejne ofiary... Sprawą wyjaśnienia zagadki zajmuje się podkomisarz Helga Sawicka, a pomaga jej doktor Witek Weiner, ekspert od dewiacji seksualnych.

"Parafil" to kryminał moim zdaniem dość średni pod każdym względem. Fabularnie jest w miarę ok, czytelnik do końca nie wie "kto zabił", ale śledztwo prowadzone jest trochę chaotycznie i płynące zbyt spokojnym nurtem, bez jakichś szczególnie zaskakujących zwrotów akcji, pozbawiając tym samym czytelnika głębszych emocji i efektu wow. Być może jestem mało empatyczny, ale żadna z mocniejszych scen w tej książce ani na chwilę nie zmroziła mi krwi w żyłach. A główni bohaterowie? Rozumiem, że każdy z nich ma prywatne życie, prywatne problemy i konkretne charaktery, ale uważam, że w tym kontekście autor nieco przekolorował. Że podkomisarz Sawicka mieszka w zapuszczonym mieszkaniu, pije i mało co wie o swoim synu, to jeszcze można przeboleć, ale policyjny konsultant, doktor i ekspert od dewiacji seksualnych w jednym, Witek Weiner, biorący narkotyki, odwiedzający kluby dla swingersów i obarczony oskarżeniami o molestowanie seksualne swojej studentki, to już lekka przesada. Takim prywatno-życiowym ubarwieniem, próbując nadać mu tła i realności, autor z głównego bohatera zrobił w moim odczuciu byle łapciucha (w dodatku nieuczesanego i z potarganą brodą), którego w ogólnym rozrachunku ledwie co nazwać mogę profesjonalistą w swoim fachu.

Na plus zaliczam "Parafilowi" możliwość poznania od strony merytorycznej kilku zagadnień z zakresu dewiacji seksualnych. Przyznaję - temat dotychczas mało mi znany, ale jakże ciekawy i na pewno warty bliższego poznania (choć niekoniecznie poprzez prywatne praktyki :))

Jak na debiut literacki "Parafil" mimo wszystko nie wygląda tragicznie. Bez rewelacji, z widocznym naśladownictwem innych autorów w kwestii kreacji bohaterów i z kilkoma grudami piachu w trybach narracyjnej machiny, ale liczę, że w kolejnej części, "Zwrotniku", machina ta zadziała nieco lepiej.

P.S. Dziękuję Wydawnictwu Znak za egzemplarz z autografem autora :)

W Bytomiu policja znajduje powieszone ciało mężczyzny - nagiego od pasa w dół. Zdaje się, że jego śmierć mogła być niezamierzonym samobójstwem w efekcie perwersyjnego aktu autoerotycznego. Ale żona mężczyzny również nie żyje. Czy doszło tu jednak do podwójnego morderstwa? A może morderstwa i samobójstwa? Wkrótce policja znajduje kolejne ofiary... Sprawą wyjaśnienia zagadki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pewnego dnia syn wróżbiarki, Zachary Ezra Rawlins, znajduje w bibliotece tajemniczą książkę. Jej historia w bibliotecznym indeksie jest mglista i niepełna, ale Zachary wie, że powinien ją przeczytać. Na którejś ze stron Zachary natrafia na opis chłopca, który stojąc przed namalowanymi na ścianie drzwiami zastanawia się, czy powinien je otworzyć. Z niedowierzaniem i przerażeniem Zachary uświadamia sobie, że ten fragment jota w jotę przypomina zdarzenie z jego przeszłości, gdy to właśnie on stał przed takimi samymi drzwiami. Jak to możliwe, skoro książka powstała wiele lat przed jego narodzinami? Gdy któregoś dnia na drodze Zachary`ego pojawiają się kolejne tajemnicze drzwi, wie, że tym razem nadszedł właściwy czas, by je otworzyć...

I tak oto rodzi się opowieść, która zabiera nas, czytelników, do podziemnego świata, pełnego tuneli i mrocznych pomieszczeń, w których królują książki, a snute w nich opowieści krążą po bezlicznych korytarzach. Tu czas nie ma znaczenia; przeszłość, przyszłość i teraźniejszość mieszają się ze sobą, tworząc iluzoryczną przystań nad tytułowym Bezgwiezdnym Morzem.

Czym ta książka właściwie jest? Baśnią o Morzu? Biografią Zachary`ego? Romansem o Czasie i Fortunie? Opowieścią o opowieści? Ogromnie zagmatwana, tworząca swoisty literacki labirynt, w którym nie można się nie zgubić. Oto wieczna zabawa z czasem i przestrzenią, żonglowanie wydarzeniami, z oswajaniem życia i śmierci w tle. A nad tym wszystkim bzyczące pszczoły, rozrzucone tu i ówdzie papierowe gwiazdy i drzewa z kluczami zamiast liści (skąd wiesz, czy któryś z nich nie pasuje właśnie do Twoich drzwi?). I nigdy nie wiadomo, co nas czeka na kolejnej stronie, za kolejnymi drzwiami, gdzie żywi umierają lub giną, a martwi ożywają, odnajdują się, krocząc wciąż dalej i dalej po ścieżkach nigdy niekończącej się opowieści, która żyje, dopóki ktoś ją opowiada.

Piękna książka, prowadzona w spokojnej i nostalgicznej narracji; książka, którą chce się czytać a choćby tylko dla samego czytania. Bo tu nie o to chodzi, by uważnie śledzić fabułę i podążać za biegiem wydarzeń aż do nieuchronnego finału, ale o to, by obcować z pięknem opowieści, pięknem literatury, zatracić się gdzieś pomiędzy rzeczywistością a fikcją literacką, stać się samemu sobie sterem, żeglarzem, okrętem na gęstych miodowych wodach Bezgwiezdnego Morza.

Pomyślnych wiatrów!

Pewnego dnia syn wróżbiarki, Zachary Ezra Rawlins, znajduje w bibliotece tajemniczą książkę. Jej historia w bibliotecznym indeksie jest mglista i niepełna, ale Zachary wie, że powinien ją przeczytać. Na którejś ze stron Zachary natrafia na opis chłopca, który stojąc przed namalowanymi na ścianie drzwiami zastanawia się, czy powinien je otworzyć. Z niedowierzaniem i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jedno z największych muzeów świata - znajdujące się w Madrycie Muzeum Narodowe Prado - z okazji dwusetlecia swojego powstania organizuje Międzynarodowy Konkurs Kopistyczny. Weźmie w nim udział sześć osób, które prócz zaproszenia do konkursu otrzymuje również zaproszenie na tajemniczy spektakl operowy, który odbędzie się w jednej z wynajętych sal Muzeum Prado. Już w pierwszych dniach konkursu zaczynają się dziać dziwne rzeczy - w makabrycznych okolicznościach ginie dyrektor Muzeum, płótno jednego z kopistów zostaje zniszczone, a w szybie windy odnalezione zostaje ciało jednego ze strażników. W szpony śmierci trafiają również sami kopiści - każda z kolejnych zbrodni zdaje się odzwierciedlać kopiowany obraz. W centrum wydarzeń staje Judith, jedna z kopistek, oraz niejaki Guillermo, obdarzony niezwykłą umiejętnością odczytywania symboli. To właśnie na barkach tej dwójki spocznie próba wyjaśnienia krwawej tajemnicy otaczającej Prado...

Prolog książki sugeruje, że będziemy mieć do czynienia ze wskrzeszeniem i kontynuacją pewnych makabrycznych wydarzeń sprzed lat. Inkwizytor, tajne stowarzyszenie, rytuał Spekulacji, ale przede wszystkim wielcy artyści i ich dzieła, a konkretnie ukryty symbolizm tych dzieł - oto mieszanka, która po raz kolejny zatrzęsie fundamentami Prado. My, jako czytelnicy, staniemy u boku Judith i Guillerma, z każdą stroną coraz bardziej zagłębiając się w tajemniczy świat sztuki, która tylko na pierwszy rzut oka jest tym, czym się wydaje. Autor zabiera nas w niezwykłą podróż po świecie artystycznej symboliki, która jest bodaj najciekawszym aspektem powieści. Odczytywanie faktycznych znaczeń obrazów wielkich mistrzów jest tu nie lada gratką dla czytelnika, zwłaszcza gdy obrazy te stają się krwawym zwierciadłem poczynań seryjnego mordercy.

Chcąc nie chcąc zostajemy wciągnięci w fabularny wir, z którego ciężko się uwolnić. Z każdą stroną atmosfera książki gęstnieje, odkrywając kolejne elementy układanki. W tej fazie "Muzeum luster" śmiało można nazwać powieścią, którą nie tak łatwo da się odstawić na półkę; po prostu chce się ją czytać, czytać, czytać... W tym miejscu warto zaznaczyć, że narracyjnie wszystko wygląda tu bardzo przyzwoicie - bez zbędnych opisów, bez rozciągania zbędnych wątków, z nieprzesadzonymi dialogami; no wiecie, dobry styl, lekkie pióro itd.

Niestety i ta beczka miodu ma w sobie łyżkę dziegciu, którą odkrywamy zaraz po tym, gdy tajemnica symbolicznych morderstw zostaje rozwikłana. Dzieje się to (oczywiście) pod sam koniec powieści i to właśnie ta część książki jawi mi się jako po prostu słaba i niestety mało interesująca, tracąc nagle swoją fabularną atrakcyjność - jak piana tocząca się po szyjce butelki po świeżo eksplodującym szampanie. Magiczny czar pryska. Odbiór powieści psuje też kilka odstających od realizmu niekonsekwencji, jak choćby to, z jaką łatwością osoba postronna może się dostać do wnętrza jednego z największych muzeów świata; wiem na pewno, że jest to po prostu niemożliwe. Jako były pracownik jednego z polskich muzeów narodowych w książce Luisa Montero Manglano znalazłem takich abstrakcyjnych dziwolągów nieco więcej (a choćby jeszcze ten, gdy dwójka głównych bohaterów pozostaje sam na sam z drogocenną rzeźbą w podziemiach Prado).

Ogólnie "Muzeum luster" oceniam na czwórkę z małym plusem. Warto tę książkę przeczytać, warto ją mieć w swojej kolekcji, ale żeby było o czym opowiadać wnukom, to raczej nie.

Jedno z największych muzeów świata - znajdujące się w Madrycie Muzeum Narodowe Prado - z okazji dwusetlecia swojego powstania organizuje Międzynarodowy Konkurs Kopistyczny. Weźmie w nim udział sześć osób, które prócz zaproszenia do konkursu otrzymuje również zaproszenie na tajemniczy spektakl operowy, który odbędzie się w jednej z wynajętych sal Muzeum Prado. Już w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W okolicach Drawska Pomorskiego dochodzi do makabrycznej zbrodni - głowa przybita do drzewa, w oko wbita symboliczna włócznia, ciało wyrzucone do rzeki. Zdaje się, że narzędziem zbrodni była replika średniowiecznego topora. Gdy w kotle zagadek pojawiają się dodatkowo pogańskie symbole, słowiańskie wierzenia, tajemniczy obraz sprzed prawie trzystu lat, równie tajemniczy skarb oraz grupka nowych osiedleńców nazywająca siebie rodzimowiercami, trop niewątpliwie wskazuje na morderstwo rytualne. Dlaczego jednak jego ofiarą pada lokalny dentysta? Do rozwikłania zagadki przymierza się prokurator Wanda Just i podkomisarz Piotr Dereń, znajomi sprzed lat, których ścieżki kariery zawodowej i prywatnego życia po raz kolejny będą miały okazję się skrzyżować.

Kryminały, wiadomo, rządzą się swoimi stałymi prawami - mamy zbrodnię, mamy parę śledczych, wstępne ustalenia, podejrzanych, przesłuchania, fałszywe tropy, motywy i ogólnie śledztwo, jak po nitce do kłębka prowadzące wreszcie do ustalenia sprawcy. W "Rytuale" jest oczywiście podobnie, ale cały sekret dobrego kryminału polega na tym, by wszystkie elementy układanki podać czytelnikowi w sposób, który go zainteresuje i wciągnie w fabułę. Tutaj autorka zrobiła to świetnie, łącząc małomiasteczkowy klimat, lokalne układy i słowiańskie wierzenia w jedną spójną historię pewnego morderstwa. Całość została przepleciona wątkami z początków osiemnastego wieku, rozsnuwając tym samym aurę tajemniczości nad powieścią i nadając jej fabularnych rumieńców. Autorka bardzo zgrabnie wplotła tu również regionalną historię okolic Drawska Pomorskiego. Miałem kiedyś okazję przebywać w tych rejonach, więc tym bardziej czytało mi się te ciekawostki z nieco mocniej bijącym sercem.

"Rytuał" jest powieścią dobrą. Akcja nie pędzi w jakimś szalonym tempie, jest raczej spokojna i prowadzona metodycznie, bez jakichś nagłych zwrotów, wywracających wszystko do góry nogami, ale i też bez cienia nudy. Czyta się lekko i przyjemnie, a jedyne zastrzeżenie mam do samego zakończenia, kiedy to nagle, przez jeden błahy szczegół poznajemy sprawcę morderstwa. Rach-ciach i po sprawie, zagadka rozwiązana, zabójca złapany, wszystko jasne, kurtyna opada, do widzenia. No nie tego się spodziewałem. Mimo wszystko książka mi się podoba i na pewno sięgnę po drugi tom.

W okolicach Drawska Pomorskiego dochodzi do makabrycznej zbrodni - głowa przybita do drzewa, w oko wbita symboliczna włócznia, ciało wyrzucone do rzeki. Zdaje się, że narzędziem zbrodni była replika średniowiecznego topora. Gdy w kotle zagadek pojawiają się dodatkowo pogańskie symbole, słowiańskie wierzenia, tajemniczy obraz sprzed prawie trzystu lat, równie tajemniczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Meksyk jest krajem, w którym w bieżącym roku ofiarami zabójstw stało się dziennie średnio 97 osób. Zdecydowana większość tych morderstw to efekt działania karteli narkotykowych.

"Amerykański brud" jest historią fikcyjną. Głównej bohaterce powieści przyszło żyć właśnie na terenie Meksyku i osobiście odczuć śmiertelną, bezwzględną i bezkarną siłę jednego z takich karteli. Lydia Quixano Perez jest szczęśliwą żoną i matką, prowadzi księgarnię w Acapulco, ma ośmioletniego syna Lucę i męża Sebastiana, dziennikarza piszącego artykuły o działalności gangów narkotykowych. Mimo wyczuwalnego wokół zagrożenia życie Lydii kręci się w granicach względnej normalności. Któregoś dnia w jej księgarni pojawia się Javier, z którym Lydia bardzo szybko znajduje wspólny język i wiąże nić porozumienia, zmieniającą ich początkowo przelotną znajomość w prawdziwą przyjaźń. Świat Lydii zawala się nagle jak mury Jerycha, gdy odkrywa, że główny "bohater" najnowszego artykułu jej męża, bezwzględny szef narkotykowego kartelu zwany La Lechuza, to nie kto inny jak jej przyjaciel Javier. Początkowy spokój po publikacji artykułu to złudna cisza przed burzą. Któregoś dnia przyjęcie rodzinne przed domem Lydii kończy się krwawą masakrą - na zlecenie La Lechuzy od gangsterskich kul ginie szesnaścioro członków jej rodziny, w tym mąż i matka. Lydii i jej synowi udaje się przeżyć, ale jedyną szansą na ich ocalenie jest natychmiastowa ucieczka z Meksyku do Stanów Zjednoczonych...

Jeanine Cummins jest mieszkanką USA, "Amerykański brud" pisała przez cztery lata; odbywała w tym czasie podróże do Meksyku, studiowała publikacje na temat nielegalnych migrantów, studiowała statystyki narkotykowej przestępczości w Meksyku i rozmawiała z wieloma ludźmi mającymi cokolwiek wspólnego z nigdy do końca przez nikogo niepoznanym (pół)światkiem migracyjnym. Zebrane informacje oraz osobiste doświadczenia autorki zaowocowały powstaniem książki chyba jedynej w swoim rodzaju. Fabularny realizm powala, zagrożenie i strach czuć na każdej stronie; stonowana, nostalgiczna, w żadnym miejscu nieprzesadzona, płynąca prosto z serca narracja pozwala wczuć się w rolę śmiertelnie przerażonej matki, której jedynym celem jest uratować życie swoje i przede wszystkim życie swojego syna.

Ta książka to opis trwającej ponad 50 dni wyniszczającej fizycznie i psychicznie ucieczki, ponad 2600 mil usłanych strachem, śmiercią i cierpieniem. Ta książka otwiera oczy i otwiera serca, by spojrzeć na problem migrantów właśnie sercem i ujrzeć w nich doświadczonych ogromną krzywdą ludzi, a nie przyczajonych na granicy bezrobotnych brudasów.

Otwórzcie oczy.

Meksyk jest krajem, w którym w bieżącym roku ofiarami zabójstw stało się dziennie średnio 97 osób. Zdecydowana większość tych morderstw to efekt działania karteli narkotykowych.

"Amerykański brud" jest historią fikcyjną. Głównej bohaterce powieści przyszło żyć właśnie na terenie Meksyku i osobiście odczuć śmiertelną, bezwzględną i bezkarną siłę jednego z takich karteli....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wikipedia definiuje psychiatrię jako “jedną z podstawowych specjalizacji medycznych, zajmującą się badaniem, zapobieganiem i leczeniem zaburzeń i chorób psychicznych”. W powszechnej opinii psychiatria nie jest dziedziną medycyny, która jest w stanie skutecznie pomóc człowiekowi; bardziej postrzega się ją jako metodę na chwilowe uspokojenie i wyciszenie pacjenta. Psychiatria to temat trudny, tajemniczy, niestety również wstydliwy i nie wywołujący żadnych pozytywnych skojarzeń.

Czym jednak psychiatria jest tak naprawdę, czym się zajmuje i jakie są efekty współczesnego leczenia psychiatrycznego? Próbę znalezienia odpowiedzi na te pytania podejmuje w swojej książce pani Ewa Pągowska. “Psychiatrzy. Sekrety polskich gabinetów” to książka-wywiad, złożona z piętnastu rozdziałów, z których każdy to rozmowa ze specjalistą w konkretnej dziedzinie psychiatrii. Depresja, lęk, schizofrenia, uzależnienia, zaburzenia osobowości, leczenie psychiatryczne u osób w różnym wieku - to tylko niektóre tematy podejmowane przez autorkę. Lektura tej książki pozwala czytelnikowi spojrzeć na psychiatrię z różnych perspektyw; nie jest ona oczywiście podręcznikiem do psychiatrii, bo opisy schorzeń są tu dość pobieżne, ale pozwala poznać, zrozumieć i wyodrębnić różne stany chorobowe i nie wrzucać wszystkich pacjentów do jednego worka z napisem “wariat”.

Każdy z rozmówców autorki obrazuje konkretne schorzenia psychiczne konkretnymi przykładami ze swojej zawodowej praktyki. Mimo że podtytuł książki sugeruje poznanie sekretów polskich gabinetów psychiatrycznych, nie znajdziecie tu pikantnej sensacji i nie wiadomo jak dramatycznych scen zza kulis polskiej psychiatrii; w żadnym momencie (na szczęście!) książka ta nie zaserwuje czytelnikowi plotkarskiego efektu wow. Po lekturze będziecie na pewno bogatsi w wiedzę i na pewno będziecie mieć więcej zrozumienia dla osób chorych psychicznie - jako tych, z których nie ma co się podśmiechiwać, jako tych, którzy cierpią, potrzebują pomocy i przede wszystkim zrozumienia.

Dla mnie książka ta była nietuzinkowym przeżyciem, wciągającym i ciekawym, ale jednocześnie smutnym. Bo mimo że wniosek po jej przeczytaniu nasuwa się jeden - że psychiatria powinna być (jest?) traktowana jako pomoc w radzeniu sobie z coraz bardziej stresującym dzisiejszym życiem, a nie jako przymus dla obłąkanych - to jednak łatkę kontrowersyjności, wstydliwości i braku skuteczności trudno będzie od tej specjalizacji medycznej odkleić.

Wikipedia definiuje psychiatrię jako “jedną z podstawowych specjalizacji medycznych, zajmującą się badaniem, zapobieganiem i leczeniem zaburzeń i chorób psychicznych”. W powszechnej opinii psychiatria nie jest dziedziną medycyny, która jest w stanie skutecznie pomóc człowiekowi; bardziej postrzega się ją jako metodę na chwilowe uspokojenie i wyciszenie pacjenta. Psychiatria...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na świecie wybucha dziwna epidemia - tajemnicza gorączka zabija bardzo wielu mężczyzn i prawie wszystkie kobiety i dzieci. Próby odrodzenia ludzkiej cywilizacji w niemal stu procentach kończą się tak samo - cud narodzin przeistacza się w pustkę śmierci, i to podwójnie, bo prawie zawsze wraz z noworodkiem umiera też jego matka. Przez wyludniony kraj wędrujemy tuż za plecami pewnej akuszerki, która w realiach nowego świata, zdominowanego przez resztki męskiej populacji, ma zamiar przetrwać i spróbować ocalić ludzki gatunek...

Oto mroczna i brutalna narracyjnie powieść postapo, będąca przede wszystkim obrazem świata, w którym kobieta zostaje sprowadzona do roli przedmiotu, często towaru (i to jakże deficytowego!). Główną osią fabuły jest pamiętnik głównej bohaterki oraz jej dzieje opisane w trzeciej osobie. Ponadto autorka zamieściła tu kilka pobocznych historii, by można było spojrzeć na opanowany epidemią świat z szerszej perspektywy. I jak on wygląda? Rządzą mężczyźni, jako ci silniejsi i twardsi, a kobiety są tylko narzędziem, traktowanym przedmiotowo i brutalnie, zwłaszcza w kwestiach szeroko pojętej seksualności.

No właśnie, wszechobecny seks. Pełno o nim w tej książce. Jako facetowi niezbyt “miło” czytało mi się o mężczyznach-samcach, mających za życiowy cel zaspokojenie swoich seksualnych żądzy. Po co te ciągłe paplanie o prymitywnie postrzeganym seksie? Czemu zaraz wyuzdane orgie? Skąd i po co tak zwane roje? Czyżby mężczyzna w obliczu globalnej katastrofy był w stanie myśleć jedynie w kategoriach siły, swojej fizycznej wyższości i z testosteronem w tle? Dobra, zostawmy ten temat.

Ogólnie “Księga bezimiennej akuszerki” jest ok. Pisana w nostalgicznym tonie, nastawiona na wewnętrzne przeżycia bohaterów, pokazuje ich słabości i lęki, uświadamiając jednocześnie czytelnikowi, że w obliczu globalnego kryzysu instynkt przetrwania może zmienić ludzi w zwierzęta, przydzielając im zamiennie role myśliwego i zwierzyny łownej. Sporo tu mocnych scen, sporo krwi, sporo drastycznych opisów i sytuacji, które u wrażliwych czytelników mogą wywołać przestrach i niedowierzanie. Książka dobra, ale nie przełomowa. Swoją subiektywną ocenę muszę jej obniżyć ze względu na fabularną ubogość i praktycznie nigdy niczym nie zaskakującą akcję. Przeczytałem i chyba szybko zapomnę.

Na świecie wybucha dziwna epidemia - tajemnicza gorączka zabija bardzo wielu mężczyzn i prawie wszystkie kobiety i dzieci. Próby odrodzenia ludzkiej cywilizacji w niemal stu procentach kończą się tak samo - cud narodzin przeistacza się w pustkę śmierci, i to podwójnie, bo prawie zawsze wraz z noworodkiem umiera też jego matka. Przez wyludniony kraj wędrujemy tuż za plecami...

więcej Pokaż mimo to