-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
-
Artykuły„Dwie splecione korony”: mroczna baśń Rachel GilligSonia Miniewicz1
-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2021-11-27
2021-11-21
2021-11-18
2021-11-12
2021-11-11
2021-11-03
2021-10-31
2021-10-28
2021-10-18
2021-10-05
2021-09-29
2021-09-20
2021-09-14
2021-08-27
Przeczytałam "Jesień", która mnie zachwyciła. Bałam się "Zimy", bałam się tego, że się zawiodę i tego, że moja miłość do stylu Ali Smith osłabnie. Jak się okazuje zupełnie niepotrzebnie.
Czytając "Zimę" miałam wrażenie, że oglądam sztukę teatralną, a kwestie aktorów są napisane perfekcyjnie. Większość akcji dzieje się w Boże Narodzenie w domu Sophii, a sceny rozgrywane są pomiędzy nią, jej siostrą oraz synem i jego niby-dziewczyną.
W "Zimie" Ali Smith porusza temat relacji rodzinnych - zaplątanych i dziwnych oraz tego, że czasem łatwiej porozmawiać, posłuchać i wyznać coś nowopoznanej osobie niż rodzinie, którą zna się od kilkudziesięciu lat (co w sumie autorka nazwałaby oklepanym frazesem).
Ali Smith (podobnie zresztą jak w "Jesieni") pokazuje rzeczywistość po referendum odnośnie opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię. Przedstawia punkty widzenia bohaterów na ten temat i pokazuje realny wpływ wyniku głosowania na postaci.
Kolejny raz zachwycam się stylem autorki i tym jak pięknie ta książka jest napisana. Po "Wiosnę" nie będę bała się już sięgnąć 😉
Przeczytałam "Jesień", która mnie zachwyciła. Bałam się "Zimy", bałam się tego, że się zawiodę i tego, że moja miłość do stylu Ali Smith osłabnie. Jak się okazuje zupełnie niepotrzebnie.
Czytając "Zimę" miałam wrażenie, że oglądam sztukę teatralną, a kwestie aktorów są napisane perfekcyjnie. Większość akcji dzieje się w Boże Narodzenie w domu Sophii, a sceny rozgrywane są...
2021-08-13
Do sięgnięcia po ten tytuł zachęciły mnie... tak skrajne opinie o książce. Bo wiecie co? Ja tak właściwie nie przepadam za książkami napisanymi z perspektywy dziecka, i to jeszcze w narracji pierwszoosobowej. Mimo że jestem typem człowieka, który płacze właściwie na wszystkim 🤷♀️ to jednak w tym przypadku ciężko mnie kupić. Mam wrażenie, że w takich książkach trochę na siłę używane są słowa, które mają wzruszyć czytelnika. Wiem też jednak, że jestem w mniejszości i zupełnie to rozumiem.
"Niepokój przychodzi o zmierzchu" zupełnie nie był jednak taką książką - taką, czyli patetyczną, zmuszającą na siłę do płaczu i wzruszenia. Nie wiem czy to kwestia tego, że powieść jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z życia Marieke Lucas Rijneveld czy surowego i prostego stylu pisania (pewnie obie te rzeczy naraz), ale w żadnym momencie nie poczułam, że czegoś jest tu za dużo w kontekście wywołania łez w czytelniku. Ja po prostu wiedziałam, że tę historię opowiada mi dziecko.
"Niepokój..." porusza, ale właśnie przez swoją prostotę, surowość i szorstkość. Czytałam opinie o tym, że książka jest wulgarna i obrzydliwa. I przez większość książki myślałam sobie "ale o co to całe zamieszanie?" Aż doszłam do fragmentów przy których stwierdzałam "okej, to dla mnie jednak za dużo". Potulnie wracałam jednak to lektury, bo chciałam wiedzieć co będzie dalej i jak się to skończy.
Czytając tę książkę czuje się przede wszystkim samotność i wielką potrzebę ciepła i miłości w małym dziecku. To powieść ciężka i przygnębiająca. I pokazująca jak ważna jest czy też mogłaby być w życiu specjalistyczna pomoc i terapia.
Rozumiem wszystkich, którzy pozostawili tę książkę nieprzeczytaną lub nie chcą jej czytać, ale rozumiem również dlaczego została ona nagrodzona Bookerem.
Z całą pewnością dawno nie czytałam czegoś tak niepokojącego.
Do sięgnięcia po ten tytuł zachęciły mnie... tak skrajne opinie o książce. Bo wiecie co? Ja tak właściwie nie przepadam za książkami napisanymi z perspektywy dziecka, i to jeszcze w narracji pierwszoosobowej. Mimo że jestem typem człowieka, który płacze właściwie na wszystkim 🤷♀️ to jednak w tym przypadku ciężko mnie kupić. Mam wrażenie, że w takich książkach trochę na...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-08-18
2021-08-16
2021-08-10
Tajemnica, mrok i coś duszącego, co nie daje spokoju. Tak mogłabym opisać już pierwsze strony tej powieści. Rywalizujące ze sobą siostry bliźniaczki, duchy zmarłych i zdolności nadprzyrodzone - połączenie, które wciąga już od samego początku.
I mimo, że akcja powieści wcale nie toczy się szybko to jednak ta historia po prostu wciąga. Tytułowy las przyciąga nie tylko Almę i Estrellę, ale także czytelnika. Jego mrok i niepokój w jakiś dziwny sposób odstrasza i jednocześnie fascynuje.
Ta książka jest o kobiecej sile - o tym, że kobieta w niczym nie ustępuje mężczyźnie, że jest w stanie sama sobie poradzić i wyjść cało nawet z najtrudniejszej sytuacji.
Estrella jest trudna do polubienia i na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu. Jednak trudno przejść obojętnie obok jej siły, charyzmy i determinacji. Alaitz Leceaga stworzyła silną, bezkompromisową bohaterkę - taką, która będzie walczyła o siebie i o swoich bliskich, taką, której opinia innych osób nie obchodzi i taką, która nie zgadza się na przypisaną przez czasy i społeczeństwo rolę kobiety. Znajdziecie tu wiele pięknych, feministycznych cytatów. No i cóż, powiem tak - gdybym zaznaczała cytaty w książkach - ta pełna byłaby znaczników 😉
Tajemnica, mrok i coś duszącego, co nie daje spokoju. Tak mogłabym opisać już pierwsze strony tej powieści. Rywalizujące ze sobą siostry bliźniaczki, duchy zmarłych i zdolności nadprzyrodzone - połączenie, które wciąga już od samego początku.
I mimo, że akcja powieści wcale nie toczy się szybko to jednak ta historia po prostu wciąga. Tytułowy las przyciąga nie tylko Almę...
Czytając te książkę myślałam sobie „jak dobrze, że mnie to nie dotyczy!”. I mam ogromną nadzieję, że nigdy mnie to dotyczyć nie będzie. Anders Bortne od ponad 16 lat nie śpi. W książce o właśnie tym tytule - „Nie śpię” autor opisuje jak wyglądały jego początki z bezsennością i próby walki z nią. Czytając jego historię czułam jego zmęczenie i szczerze mu współczułam. Pisarz wydaje się pogodzony z tym jak wyglądają jego noce (a w efekcie również dni), ale nie oznacza to, że przestał szukać sposobów radzenia sobie z brakiem snu.
Książka napisana jest bardzo lekko. Znajdziemy tu sporo medycznych czy naukowych pojęć, ale wszystkie opisane są w jasny, obrazowy sposób. Historię Andersa Bortne czyta się bardzo szybko. Słowo „reportaż” w podtytule może być nieco mylące i zniechęcające do czytania dla osób, które za reportażami nie przepadają. Ta książka to w rzeczywistości po prostu własna historia człowieka, który nie śpi.
Książka uświadomiła mi jak bardzo problem bezsenności jest dziś bagatelizowany i lekceważony. I jak wielu ludzi się z nim zmaga. Mam nadzieję, że dzięki takim książkom osoby cierpiące na bezsenność zaczną szukać pomocy w walce z bezsennymi nocami.
Ta książka to nie jest must read. To przyjemna lektura (o ile można użyć tego słowa w kontekście książki o problemie innego człowieka), którą warto poznać. A jeśli sami zmagacie się z zaburzeniami snu - być może pomoże Wam ona podjąć pewne kroki w walce z bezsennością.
Czytając te książkę myślałam sobie „jak dobrze, że mnie to nie dotyczy!”. I mam ogromną nadzieję, że nigdy mnie to dotyczyć nie będzie. Anders Bortne od ponad 16 lat nie śpi. W książce o właśnie tym tytule - „Nie śpię” autor opisuje jak wyglądały jego początki z bezsennością i próby walki z nią. Czytając jego historię czułam jego zmęczenie i szczerze mu współczułam. Pisarz...
więcej Pokaż mimo to