-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
1988-01-01
2011-11-23
Ech, Michaś(ka), zaginął ci wątek kryminalny. Czy tak miało być?
Streszczać akcji nie będę, wielu przede mną to zrobiło.
Język Witkowskiego jest boski. To główny bohater powieści, wydziera "główność" narratorowi i nie daje się poniewierać po jakichś tam kategoriach stylistycznych czy innych. Wyrasta, konsekwentnie, na protagonistę utworów Witkowskiego, pewnie inaczej już nie będzie, w każdym razie nie w najbliższym czasie.
Mam do tego języka słabość, nie ukrywam (bo i po co?!). Jednak i tu, podobnie jak w poprzednich powieściach, język wziął górę nad konwencją powieściową. Skoro zapowiada mi się kryminał - kryminału oczekuję. A w "Drwalu" wątku kryminalnego niewiele. Rzeczywiście tu forma przerosła treść - i jakkolwiek by tej formy nie nicować, nie wywracać, nie lubić czy wręcz nie kochać, trudno powiedzieć z czystym sumieniem, że się sprawdza i wpisuje w konwencję kryminału przybraną przez autora. Nie sprawdza się do końca, nie wpisuje się zupełnie.
Język i przybrana konwencja wzajemnie ze sobą konkurują. Trudno wyodrębnić wątek kryminalny spod nawału błyskotliwych zdań Witkowskiego. W zasadzie wystarczy przeczytać "Drwala" tylko po to, żeby porozkoszowac się "lujem", Jadwigą Parszywą i kilkoma innymi powieściowymi precjozami, których tu nie wymienię, żeby nie odbierać przyjemności czytaczom. Cała reszta, fabuła powieści, liczy się mniej. Kryminał przegrywa w tych zawodach. Dość powiedzieć, że dopiero po stu pięćdziesięciu stronach z okładem (na 440 stron w sumie) rozpoczyna się zasadniczy wątek kryminalny książki. Cokolwiek za późno.
Oczywiście, wszystko będzie wybaczone. Dla mnie język, główny bohater powieści, 'takes it all' i nie ma innego zwycięzcy w tych szrankach. Czy jednak o to chodziło w autoironicznej, antyrefleksyjnej powieści? Wydaje się, że nie. Czytam ją zatem wbrew intencjom autora - i wyjątkowo dobrze mi z tym.
Ech, Michaś(ka), zaginął ci wątek kryminalny. Czy tak miało być?
Streszczać akcji nie będę, wielu przede mną to zrobiło.
Język Witkowskiego jest boski. To główny bohater powieści, wydziera "główność" narratorowi i nie daje się poniewierać po jakichś tam kategoriach stylistycznych czy innych. Wyrasta, konsekwentnie, na protagonistę utworów Witkowskiego, pewnie inaczej już...
2009-01-01
Ach, ach, ach (no bo co tu napisać więcej...?).
Ach, ach, ach (no bo co tu napisać więcej...?).
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-11-01
Tak - bo to rzetelne źródło wiedzy, kompozycyjnie świetnie pomyślane kompendium i przystępnie dzielona wiedza.
Nie - jeśli ktokolwiek po przeczytaniu tej książki zechce napisać arcydzieło i zapomni o solidnej pracy stojącej u podłoża każdego dzieła sztuki.
Tak - bo to rzetelne źródło wiedzy, kompozycyjnie świetnie pomyślane kompendium i przystępnie dzielona wiedza.
Nie - jeśli ktokolwiek po przeczytaniu tej książki zechce napisać arcydzieło i zapomni o solidnej pracy stojącej u podłoża każdego dzieła sztuki.
2011-09-01
"Wieści..." to wspaniałe uzupełnienie "Odwetu oceanu" i znakomite źródło wiedzy, jeśli traktować je jako osobne dzieło. Trudno uwierzyć, ze powstała z notatek zebranych do pisania wymienionej przed chwilą powieści (myślę, że te zapewnienia to raczej kokieteria autora). Pozostaję pod wrażeniem zarówno roztoczonej panoramy historycznej jak i futurologicznych przypuszczeń. Apetyczne.
"Wieści..." to wspaniałe uzupełnienie "Odwetu oceanu" i znakomite źródło wiedzy, jeśli traktować je jako osobne dzieło. Trudno uwierzyć, ze powstała z notatek zebranych do pisania wymienionej przed chwilą powieści (myślę, że te zapewnienia to raczej kokieteria autora). Pozostaję pod wrażeniem zarówno roztoczonej panoramy historycznej jak i futurologicznych przypuszczeń....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-11-01
2007-03-01
Po książkę sięgnąłem skuszony filmem „Capote” opowiadającym o pracy nad nią. I film, i książka, to pozycje absolutnie warte uwagi.
Metoda pracy Trumana Capote to uważne słuchanie spotykanych ludzi i notowanie w pamięci zwrotów, poszczególnych słów, charakterystycznych konstrukcji zdań – po to, by przy biurku przelać je na papier. Reportaż, jaki dzięki tej pracy powstaje, można nazwać nieomal materiałem z pierwszej ręki.
Tym, co uderza w „Z zimną krwią” jest pedanteria, z jaką autor (i tłumacz – osobne brawa dla IMIĘ NAZIWSKO) opisuje rzeczywistość, zarówno korzystając z własnych obserwacji jak i cytując. To pedanteria i pietyzm graniczące z obsesją, bolesna elegancja stylu przy jednoczesnej niewygodnej, skazującej na współodczuwanie treści. Trudno oddzielić historię opowiadaną w filmie – czyli kulisy powstania powieści – od lektury książki. By uniknąć spoilerów tu powinienem zamilknąć.
Książka, choć stosunkowo niewielka, jest chyba opus magnum swego twórcy. Trudno mi uwierzyć (nie znam całej jego twórczości), by mogła przed nią powstać rzecz równie wybitna – po niej zaś, jak wiadomo, Capote jakby osłabł, nie napisał już niczego znaczącego.
Boziu, co za książka!
Po książkę sięgnąłem skuszony filmem „Capote” opowiadającym o pracy nad nią. I film, i książka, to pozycje absolutnie warte uwagi.
Metoda pracy Trumana Capote to uważne słuchanie spotykanych ludzi i notowanie w pamięci zwrotów, poszczególnych słów, charakterystycznych konstrukcji zdań – po to, by przy biurku przelać je na papier. Reportaż, jaki dzięki tej pracy powstaje,...
2007-03-01
Nie zdążyłem przeczytać tej powieści w szkole, wróciłem do niej z własnej i nieprzymuszonej woli na studiach. Wrócę pewnie jeszcze niejeden raz. Rozległa perspektywa życia i śmierci, cyklu przyrody, cyklu religijnego, splecione w jeden warkocz (chciałoby się napisać „kłos”) z napięciami, namiętnością, kłamstwem i lubieżnością dają w efekcie pracę absolutnie niepowtarzalną i wyjątkową.
Wielowątkowość książki, bogactwo odniesień, w jakie obfituje, rozmaite – ale zawsze prawdopodobne – pomysły popychające akcję do przodu, wszystko to (i wiele innych) splecione daje wrażenie żywego uczestnictwa w życiu mieszkańców Lipiec, wrażenie nieomal zmysłowe. Reymont doskonale posługuje się gwara i stylizacja ludową, umiejętnie wyważa energię i stagnacje, wplata symbol w sceny jak z realistycznego obrazka. Byłem – i pozostaje – pod wielkim, przemożnym wrażeniem.
Nie zdążyłem przeczytać tej powieści w szkole, wróciłem do niej z własnej i nieprzymuszonej woli na studiach. Wrócę pewnie jeszcze niejeden raz. Rozległa perspektywa życia i śmierci, cyklu przyrody, cyklu religijnego, splecione w jeden warkocz (chciałoby się napisać „kłos”) z napięciami, namiętnością, kłamstwem i lubieżnością dają w efekcie pracę absolutnie niepowtarzalną i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-10-01
Historyczna, skrupulatna opowieść o teatrze jednego aktora przynosi kolekcję tytułów, nazwisk, miejsc i premier. Jerzy Ciechowicz, wieloletni badacz monodramu jako gatunku teatralnego, zbiera w tej książce swoje doświadczenia, wyniki kwerend i opublikowane wcześniej wnioski komponując z nich jedną całość, której – jeśli zainteresowania są zbieżne – zdecydowanie warto poświęcić czas.
Historyczna, skrupulatna opowieść o teatrze jednego aktora przynosi kolekcję tytułów, nazwisk, miejsc i premier. Jerzy Ciechowicz, wieloletni badacz monodramu jako gatunku teatralnego, zbiera w tej książce swoje doświadczenia, wyniki kwerend i opublikowane wcześniej wnioski komponując z nich jedną całość, której – jeśli zainteresowania są zbieżne – zdecydowanie warto...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-09-01
Jezus, co za książka!!! Czemu nie ma jedenastu gwiazdek???
Jezus, co za książka!!! Czemu nie ma jedenastu gwiazdek???
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2006-02-01
2011-08-24
Żywa, na różne sposoby atrakcyjna książka Jaya Lake'a to niełatwe wyzwanie. Nie sprawdzi się jako tramwajowy zapychacz czasu – wymaga bowiem skupienia i poświęcenia odpowiedniej ilości uwagi, niezbędnych by nie zaginąć w odmętach Nieprzemijającego Miasta, jakie rysuje przed nami autor.
Opowiadana przy pomocy trzech przeplatających się wątków historia polityczno-społeczno-magicznych machinacji i walk z początku może odstraszać nagromadzeniem werystycznych i pełnych chropowatej przemocy obrazów. Wszystkie te elementy składają się jednak w rządzącą się wewnętrzną logiką układankę, której właściwe sensy (nie wszystkie!) odkrywamy pod koniec historii. Trudny, wymagający tom, który po przeczytaniu daje sporą satysfakcję.
Żywa, na różne sposoby atrakcyjna książka Jaya Lake'a to niełatwe wyzwanie. Nie sprawdzi się jako tramwajowy zapychacz czasu – wymaga bowiem skupienia i poświęcenia odpowiedniej ilości uwagi, niezbędnych by nie zaginąć w odmętach Nieprzemijającego Miasta, jakie rysuje przed nami autor.
Opowiadana przy pomocy trzech przeplatających się wątków historia...
2011-08-01
Nie mogę zrozumieć, dlaczego Phillip Pullmann jest traktowany jak potężny wróg Kościoła Rzymskokatolickiego. Owszem, w powieści nazwał głównego swego wroga Kościołem – jednak powieść ta toczy się w kilku(-nastu? nie policzyłem dokładnie) światach naraz. To tak, jakby atakować Lewisa, że uczynił z Chrystusa lwa.
Apetyczna, żywa, barwna historia, przepełniona autentycznymi emocjami i pasją pisarską Pullmanna to, wbrew temu, co chcieliby jego zacietrzewieni krytycy, historia do głębi i z ducha chrześcijańska. Opowieść o odwadze, nadziei, miłości, wierze, gotowości do poświęceń (i poświęceniu z miłości!) to nic innego jak wcielenie w (powieściowe) życie najwyższych wartości chrześcijańskich. Nie znajdziemy tu zarysowanej na wzór Lewisowski (skoro już przywołałem klasyka) figury Chrystusa, ale na pewno odnajdziemy ludzi – słabych i nieporadnych, często wątpiących i pozbawionych pewności – którzy walczą ze swymi słabościami i zwyciężają w starciu. Magiczne artefakty, zwierzęta na kołach czy okna wycinane w czasoprzestrzeni to zaledwie sztafaż – niezbędny do przeprowadzenia historii, ale stanowiący jej tło, nie esencję.
Mógłbym długo o trylogii, ale nie zrobię tego. Pozwolę sobie jedynie polecić.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego Phillip Pullmann jest traktowany jak potężny wróg Kościoła Rzymskokatolickiego. Owszem, w powieści nazwał głównego swego wroga Kościołem – jednak powieść ta toczy się w kilku(-nastu? nie policzyłem dokładnie) światach naraz. To tak, jakby atakować Lewisa, że uczynił z Chrystusa lwa.
Apetyczna, żywa, barwna historia, przepełniona autentycznymi...
2011-08-16
Nie mam dzieci (i nie zamierzam mieć), choć z wieloma i stosunkowo często miewam do czynienia. Gdybym jednak miał, życzyłbym sobie dostać na tzw. „pępkówkę” tę książkę. Ten szczególny rodzaj bezbolesnego poradnika dla rodziców, których ambicją jest zorganizowanie dziecku dzieciństwa czyta się jednym tchem dzięki autentycznej pasji i osobistemu zaangażowaniu autora. Proste, wydawałoby się oczywiste rady NAZWISKO – daj dziecku czas, daj mu prawo do pomyłek i popełniania błędów, nie odgradzaj go od niebezpieczeństw świata, wystaw na pokusy i zapewnij bezpieczny powrót do przyjaznego domu – podparte są pozytywnymi przykładami rodziców i placówek z wielu miejsc świata (autor przywołuje m. in. Nową Zelandię, Koreę Południową, Tajwan, Kanadę, USA, Szkocję).
Pewnie wielu rodziców chciałoby, żeby ich dzieci wyrosły na światłych, dobrych – ba, genialnych ludzi. Wszyscy (pozwalam sobie generalizować, z niewielkim ryzykiem błędu) pragną zapewnić im bezpieczne, dobre dzieciństwo. „Pod presją...” nie daje uniwersalnych rozwiązań, nie pozwala się zastosować w skali 1:1, stanowić może jednak mądre źródło inspiracji i nieszablonowych, uczciwych wobec najmłodszych rozwiązań.
Nie mam dzieci (i nie zamierzam mieć), choć z wieloma i stosunkowo często miewam do czynienia. Gdybym jednak miał, życzyłbym sobie dostać na tzw. „pępkówkę” tę książkę. Ten szczególny rodzaj bezbolesnego poradnika dla rodziców, których ambicją jest zorganizowanie dziecku dzieciństwa czyta się jednym tchem dzięki autentycznej pasji i osobistemu zaangażowaniu autora. Proste,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-05-23
Nie byłby sobą stary Krętacz, gdyby jedynie na miłości do młodego adresata swych listów poprzestał. Na szczęście tego, co nastąpiło po ostatniej epistole możemy się jedynie domyślać :)
Bardzo sprytnie wymyślona i żelazną konsekwencją napisana powieść epistolarna daje się czytać na kilku poziomach: jako prosty poradnik złego ducha, filozoficzne rozważania o naturze zła, metodologię grzechu w religiach chrześcijańskich - to kilka najprostszych pomysłów, nie mam pretensji do wyczerpania pojemnego zbioru możliwości.
Odkrywaniu kolejnych warstw tej historii dobrze robi wracanie do "Listów...": teraz przesłuchałem (wersję audio czyta Zbigniew Zapasiewicz - i to JAK czyta!!!), kilka lat temu przeczytałem, myślę, że odbędę jeszcze niejeden powrót do niej. Nawet, jeśli trudno będzie na nią spojrzeć na nowo, może sie przydać chociażby przy rachunku sumienia :)
Nie byłby sobą stary Krętacz, gdyby jedynie na miłości do młodego adresata swych listów poprzestał. Na szczęście tego, co nastąpiło po ostatniej epistole możemy się jedynie domyślać :)
Bardzo sprytnie wymyślona i żelazną konsekwencją napisana powieść epistolarna daje się czytać na kilku poziomach: jako prosty poradnik złego ducha, filozoficzne rozważania o naturze zła,...
2011-05-10
Co to za książka!!!
!!!
Właściwie nie wiem, co napisać.
Postanowiłem zrobić sobie urodzinowy prezent i przeczytać w dzień 28 urodzin właśnie tę rzecz. Wiem, że wyszła też w tomie "Teatr I", którego nie mogę nigdzie znaleźć. To rzeczywiście znakomity materiał na przedstawienie - i niech nikt nie waży się mi go sprzątnąć sprzed nosa!
Właściwie jest to deskrypcja schematu, który zamieszczony został w końcowej części książki - schematu proszenia przełożonego o podwyżkę. Perec, opisując go w jednym, rozciągniętym na 70 stron zdaniu, dokonuje woltyżerki literackiej, rozciągając, multiplikując i dekomponując schematy sytuacyjne, rozbijając potencjalnie istniejące, stałe struktury na rzecz nieoczekiwanych skojarzeń słownych (duża tu zasługa tłumacza, Wawrzyńca Brzozowskiego, jak i braku interpunkcji w całym tekście). Z jednej strony jest to idealny poradnik, z drugiej: odstręczające exemplum tego, w jaki sposób wątpliwości i niepewność mogą zatruć proces podejmowania decyzji.
To nie jest książka dla każdego. Jednak ci, którzy się zdecydują na jej lekturę, nie powinni odejść nieusatysfakcjonowani.
Co to za książka!!!
!!!
Właściwie nie wiem, co napisać.
Postanowiłem zrobić sobie urodzinowy prezent i przeczytać w dzień 28 urodzin właśnie tę rzecz. Wiem, że wyszła też w tomie "Teatr I", którego nie mogę nigdzie znaleźć. To rzeczywiście znakomity materiał na przedstawienie - i niech nikt nie waży się mi go sprzątnąć sprzed nosa!
Właściwie jest to deskrypcja schematu,...
2011-04-24
Książkę kupiłem przypadkiem. Przeczytałem nieomal jednym tchem.
Historia męskiej przyjaźni to jeden z wątków opowieści. Innym jest dojrzewanie do zachwytu nad światem, jeszcze kolejnym - rozwijana w sobie przez narratora umiejętność mówienia sobie stop. Wszystko jednak definiuje i wartościuje ową przyjaźń. Warto te opowieść poznać, bo jak rzadko która unika wszelkiego patosu, zadowala się skromnością i prostotą.
Trudno mi było się oprzeć wrażeniu, że autor wyjął fragment swojego dziennika/pamiętnika z większej całości i opublikował, dodając mu znaczeń poprzez tytuł. Czy tak było, czy nie - powiastka nic na tym nie traci.
Książkę kupiłem przypadkiem. Przeczytałem nieomal jednym tchem.
Historia męskiej przyjaźni to jeden z wątków opowieści. Innym jest dojrzewanie do zachwytu nad światem, jeszcze kolejnym - rozwijana w sobie przez narratora umiejętność mówienia sobie stop. Wszystko jednak definiuje i wartościuje ową przyjaźń. Warto te opowieść poznać, bo jak rzadko która unika wszelkiego...
2011-04-09
Jestem bardzo zaskoczony tą książką.
Przyznam się, z pewnym zawstydzeniem, że kupiłem ją miedzy innymi ze względu na korzystny przelicznik cena_na_okładce-cena_realna (polecam namiot z książkami na Placu Defilad). Gdy ją zacząłem nie mogłem się przekonać. Jednak w okolicy 40tej strony - poszło.
Opowieść o pracownikach Duńskiego Centrum Informacji o Ludobójstwie pachnie nudą na odległość. Jednak precyzyjna, koronkowa robota Jungersena sprawia, że o zmęczeniu czy znużeniu lektura nie ma mowy. Narastające napięcie, niepokój, podejrzenia, spiętrzony wątek kryminalny spleciony z opowieścią o mobbingu w nierozerwalny warkocz - i już mnie autor ma.
Wspaniałym walorem są opisy subtelnych psychologicznych zmian nastrojów. W sukurs idą im doskonale wycyzelowane, bogate i zmienne charaktery. Nie rozczarowuje akcja: choć wątła, wykreślona została w taki sposób, że z wypiekami na twarzach odwracamy kolejne strony. Wreszcie trudno nie zauważyć znakomitej podbudowy faktograficznej, psychologicznej i tej z zakresu szeroko rozumianej wiedzy o kobiecie (kilkakrotnie musiałem upewniać się, że autor jest mężczyzną). Tak o kobiecie pisze chyba tylko Stephen King (trzymając się literatury tzw. "popularnej").
Ko-nie-cznie!!!
Jestem bardzo zaskoczony tą książką.
Przyznam się, z pewnym zawstydzeniem, że kupiłem ją miedzy innymi ze względu na korzystny przelicznik cena_na_okładce-cena_realna (polecam namiot z książkami na Placu Defilad). Gdy ją zacząłem nie mogłem się przekonać. Jednak w okolicy 40tej strony - poszło.
Opowieść o pracownikach Duńskiego Centrum Informacji o Ludobójstwie pachnie...
2011-03-24
Niezwykła książka, opowieść o decyzji, o dojrzewaniu do niej i o życiu z jej konsekwencjami.
Od lat wiem, że chcę oddać po śmierci to, co tylko będzie można ode mnie wziąć. Ta książka tylko mnie w tym utwierdziła.
Niezwykła książka, opowieść o decyzji, o dojrzewaniu do niej i o życiu z jej konsekwencjami.
Od lat wiem, że chcę oddać po śmierci to, co tylko będzie można ode mnie wziąć. Ta książka tylko mnie w tym utwierdziła.
2011-03-13
Książka sprawdza się w lekturze wtedy i tylko wtedy, jeśli kurczowo trzymać się tytułu. Autorka z pietyzmem i dbałością o detal przedstawia podróże wątku świętego Graala w legendach, opowieściach, niepewnych faktach historycznych. Robi to rzeczywiście imponująco. Bibliografia, erudycja i nieczęsta umiejętność wyrażenia zawiłych treści w sposób prosty (vide streszczenia średniowiecznych poematów!) to bardzo mocne strony "Dróg...".
Podczas lektury trudno było mi się oderwać jednak od myśli, że autorka sama sobie podcina skrzydła. Że nie ma ochoty z wyciąganych wniosków zbudować większej struktury. Że zwykle (ach niezawsze) ucieka od własnych teorii na rzecz niezliczonych repetycji pomysłów innych. To tez istotne, że pojawia się pozycja zbierająca rozproszone w dyskusji naukowej głosy, książce jednak przez powyższe brak waloru świeżości.
By krótko podsumować: warto zajrzeć do tomu i uzupełnić/posegregować wiedzę, nie należy się po nim spodziewać jednak wiele więcej, niż po konwencjonalnym podręczniku.
Książka sprawdza się w lekturze wtedy i tylko wtedy, jeśli kurczowo trzymać się tytułu. Autorka z pietyzmem i dbałością o detal przedstawia podróże wątku świętego Graala w legendach, opowieściach, niepewnych faktach historycznych. Robi to rzeczywiście imponująco. Bibliografia, erudycja i nieczęsta umiejętność wyrażenia zawiłych treści w sposób prosty (vide streszczenia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Aaa, zapomniałem już, że to istnieje! Wspniałość!!!!!
Aaa, zapomniałem już, że to istnieje! Wspniałość!!!!!
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to