-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać298
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-04-27
2024-04-21
2024-04-12
Ta książka jest niczym ulubiony kocyk i kubek najsmaczniejszej herbaty w jednym 😉 Jest spokojna, nieco filozoficzna, może nawet delikatnie refleksyjna, ale przede wszystkim jest przyjemna i odprężająca. Idealna, aby posiedzieć i poczytać - po prostu odpocząć 😊
Fabuła nie jest jakoś szczególnie rozbudowana. Skupia się głównie na historii właścicielki księgarni oraz pracującego tam baristy. Z czasem pojawiają się kolejne postaci - przyjaciele, czytelnicy, klienci, aż tworzy się całkiem zgrana paczka znajomych zaangażowna w działalność księgarni Hyunam-Dong. Sami bohaterowie też nie wyróżniają się niczym szczególnym... Szukają własnej drogi, zastanawiają się nad szczęściem - między innymi w kontekście pracy. Podobało mi się to, że każda postać była w innej sytuacji życiowej i miała inne doświadczenia, a mimo tego bohaterowie słuchali się wzajemnie i rozumieli problemy pozostałych.
Powieść nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie "czy warto rzucić wszystko i realizować marzenia". Pokazuje natomiast, że pójście za marzeniem to dopiero pierwszy krok - otworzenie księgarni okazało się dość łatwe, ale już to, żeby się przyjęła i zadomowiła wymagało dużo więcej wysiłku...
Książkę czytało mi się bardzo dobrze i jak wspomniałam przyjemnie. W tekście nie ma zbędnych przedłużeń, ani udziwnień, więc idzie gładko i sprawnie.
Na okładce napisano, że zachwyci miłośników książek. Jeśli o mnie chodzi, tak właśnie było 😊❤️
Ta książka jest niczym ulubiony kocyk i kubek najsmaczniejszej herbaty w jednym 😉 Jest spokojna, nieco filozoficzna, może nawet delikatnie refleksyjna, ale przede wszystkim jest przyjemna i odprężająca. Idealna, aby posiedzieć i poczytać - po prostu odpocząć 😊
Fabuła nie jest jakoś szczególnie rozbudowana. Skupia się głównie na historii właścicielki księgarni oraz...
2024-04-09
Abercrombie to jedno z tych nazwisk, po które sięgam w ciemno i wiem, że będę zachwycona. I tak właśnie jest😊
Wszystkie postaci są wyraziste i dobrze wykreowane. Ich działania i motywy są spójne, a co najważniejsze nie są jednotorowe i cudownie potrafią zaskoczyć - przedostatni rozdział "Krwawa dziewiątka" przedstawił Logena w zupełnie nowym świetle. To było tak bardzo nieoczekiwane i szokujące, a przy tym genialne i zdecydowanie potrzebne! Takie zwroty akcji robią dobrą robotę i bardzo wzbogacają historię
A odnośnie samej historii, sprawa wygląda tak, że polubiłam wszystkich bohaterów, więc chętnie czytałam o ich losach. Wspaniale się czyta, kiedy żadna z głównych postaci nie irytuje. Owszem obecne były też poboczne, których chyba główną rolą było bycie denerwującym, ale to było celowe i dało świetny efekt.
Fabularnie... Widać, że książka jest takim trochę wstępem do większej akcji. Poznajemy geografię i układy polityczne świata. Dowiadujemy się co nieco o systemie magicznym. Jest trochę historii, podbojów i zapowiedzi przyszłych wojen. Są podróże i spotkania bohaterów. Jednak nie ma jeszcze pełnego obrazu. Dopiero pod koniec wyjaśnia się, kto będzie wrogiem, ale wciąż niewiele wiadomo. Podczas samego czytania, nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, niemniej spytana o główny wątek powieści miałam problem z udzieleniem jednoznacznej odpowiedzi 😅
Książkę pochłonęłam i podobała mi się bardzo. Miałam w rękach dwie wersje - jedną starszą "Samo ostrze" oraz ebooka nowego wydania "Ostrze". Wydaje mi się, że nieco bardziej odpowiadał mi język nowszego, ale oba czytało mi się dobrze.
Abercrombie to jedno z tych nazwisk, po które sięgam w ciemno i wiem, że będę zachwycona. I tak właśnie jest😊
Wszystkie postaci są wyraziste i dobrze wykreowane. Ich działania i motywy są spójne, a co najważniejsze nie są jednotorowe i cudownie potrafią zaskoczyć - przedostatni rozdział "Krwawa dziewiątka" przedstawił Logena w zupełnie nowym świetle. To było tak bardzo...
2024-03-31
Zupełnie nie spodziewałam się, że książka mnie aż tak wciągnie. Zakładałam, że będzie to lekkie romantasy z ciekawym systemem magicznym i mogę powiedzieć, że Burza poniekąd właśnie tym się okazała. Jednak zdecydowanie nie tylko tym...
Otoczone burzą miasto jest tak naprawdę całym światem. Poza burzą nie ma nic. Wejście w nią to pewna śmierć. A sama burza poszerza swój zasięg, sprawiając, że dla ludzi pozostaje coraz mniej miejsca. Dodatkowym zagrożeniem są bestie zamieszkujące burzę. Kiedy uda im się wydostać - atakują, a jedynym ratunkiem dla zwykłych ludzi są wyszkoleni wojownicy Wardana. Jest też władca, który potrafi powstrzymać burzę, jednak z pokolenia na pokolenie wychodzi mu coraz słabiej... Jak to zazwyczaj bywa jest jeszcze problem społeczny i nierówność klas. Ci, którzy są blisko władzy i bogactwa nie muszą się martwić burzą i żyją w pięknym słońcu, jednak ci biedniejsi, mieszkający dalej od pałacu wiodą życie w wiecznej wilgoci, a blask i ciepło słońca prawie do nich nie dochodzą. W trakcie całej powieści przemieszczamy się wraz z główną bohaterką pomiędzy poszczególnymi częściami miasta, więc raz mamy burzę, a raz słońce. Autorka za pomocą zgrabnych opisów zwraca uwagę czytelnika na te zmiany. Trzeba przyznać, że tworzy w ten sposób odpowiednią atmosferę.
Nie do końca podoba mi się to, co Autorka zrobiła z postaciami. Mam wrażenie, że ich zmiany są zbyt prędkie - nie jest to rozwój charakterów, tylko coś na kształt wiatraka emocji - jak powieje, tak będzie. Jedynie główna bohaterka idzie swoim torem i w niej można dostrzec przemianę. Rozdziały pisane są pierwszoosobowo z jej perspektywy - i może właśnie dlatego jest przeze mnie lepiej rozumiana.
Jedna z mocniejszych zalet tej książki jest sam świat. Pojawiają się tu tajemne tunele, jako pozostałość po starych miastach. Są grobowce sięgające odległych czasów. Są nawet legendy! I jest również ikonomancja. To trochę połączenie pisma, sztuki i magii, które idealnie pokazuje, że odpowiednio napisane słowa mogą mieć wielką moc i to dosłownie. Właśnie na ikonach opiera się właściwie wszystko - za ich pomocą można uzdrawiać, zapalać lampy, walczyć z bestiami, czy hodować rośliny. Ciekawe jest to, że nie trzeba mieć specjalnych uzdolnień, aby z nich korzystać. Trzeba jedynie znać odpowiednie symbole, a to nie jest wiedza dostępna wszystkim.
Dla mnie ta książka to dość niespodziewane odkrycie i bardzo się cieszę, że wpadła mi w ręce. A dostała się w te ręce dzięki wydawnictwu Rebis, któremu bardzo serdecznie dziękuję za egzemplarz 😊❤️
Zupełnie nie spodziewałam się, że książka mnie aż tak wciągnie. Zakładałam, że będzie to lekkie romantasy z ciekawym systemem magicznym i mogę powiedzieć, że Burza poniekąd właśnie tym się okazała. Jednak zdecydowanie nie tylko tym...
Otoczone burzą miasto jest tak naprawdę całym światem. Poza burzą nie ma nic. Wejście w nią to pewna śmierć. A sama burza poszerza swój...
2024-03-23
2024-03-19
Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej wydawnictwa SQN.
Moja znajomość z kryminałami jest dość niewielka. Przeczytałam ich kilkanaście, a sięgam po nie głównie dla zmiany klimatu (gustuję bardziej w fantastyce). I tak, jak właśnie w fantastyce czasem wystarczy dobrze wykreowany świat, żeby powieść mnie zachwyciła, tak kryminał musi zaintrygować mnie czymś innym - najlepiej zagadką i postaciami.
Tu dochodzę do powodu, dla którego w ogóle zainteresowałam się "Robakami w ścianie". Mianowicie - jak wynikało z opisu książki główny bohater miał być "charyzmatycznym śledczym". Spodziewałam się też, że te tytułowe robaki będą kryły się pod powierzchnią, a im głębiej w historię wejdziemy, tym będzie więcej trupów z szafy...
Moje oczekiwania zostały spełnione tylko częściowo.
Trudno mi było wejść w historię. Jakoś tak zupełnie mnie nie wciągała. Co więcej, Bondys mnie irytował, a obwinianie kościoła za wszelkie zło jest motywem, którego bardzo, ale to bardzo nie lubię. W taki sposób upłynęło mi jakieś 100 stron. Niby ciekawie, ale niechętnie. Był nawet moment, w którym do czytania motywowało mnie tylko napisanie tej recenzji - a to źle...
Nie wiem dokładnie, w którym miejscu ani z jakiego powodu, ale w pewnym momencie złapałam się na tym, że chcę (muszę!) wiedzieć, co będzie dalej. Od tamtej pory już nie mogłam się oderwać od lektury. Wreszcie się wkręciłam w historię! Już nawet pan komisarz mnie nie wkurzał - nie powiem, że go polubiłam, ale przyzwyczaiłam się i zaczęłam tolerować. Natomiast inni bohaterowie cały czas pozostawali tłem. Tylko i wyłącznie. Prawie wszyscy współpracownicy i przełożeni Bondysa zlali mi się w jedno. Rozróżniałam tylko "młodzież". Niestety i z nimi nie stworzyłam więzi, sympatii też nie było.
W powieści jest jeszcze jeden bohater - samo miasto: Bydgoszcz. Autorka genialnie oddała klimat, nawiązywała do wydarzeń historycznych, a akcję umieściła w takich miejscach, że Bydgoszcz ożyła w wyobraźni czytelnika. Jednocześnie nie były to wymuszone wtrącenia i za to ogromny plus. Klimat jest świetny!
Podobał mi się jeszcze główny wątek - czyli morderstwo, szukanie zabójcy. Bardzo skrupulatnie opisany każdy element. Satysfakcjonująca zarówno droga, jak i rozwiązanie. Odkrywanie przeszłości ofiar, a także mordercy przypadło mi do gustu i co ważne, było po prostu sensowne.
Ogólnie - czy jestem zadowolona? Tak. Czy polecam? Tak. Uważam, że debiut bardzo udany i mam nadzieję, że kolejne części będą równie dobre bądź jeszcze lepsze.
Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej wydawnictwa SQN.
Moja znajomość z kryminałami jest dość niewielka. Przeczytałam ich kilkanaście, a sięgam po nie głównie dla zmiany klimatu (gustuję bardziej w fantastyce). I tak, jak właśnie w fantastyce czasem wystarczy dobrze wykreowany świat, żeby powieść mnie zachwyciła, tak kryminał musi zaintrygować mnie czymś innym -...
2024-03-13
Tak naprawdę nie wiem, czego się spodziewałam, ale dostałam to tylko częściowo, więc nie jestem usatysfakcjonowana 😅
Dziennik jest miejscami dość nudny, a dodatkowo jest w nim więcej opisów jedzenia niż tego, co na tej Antarktydzie robili.
Podobało mi się wplatanie faktów naukowych, ale nie było ich wiele - gdzieś pod koniec rzeczywiście pojawiały się dłuższe wpisy poświęcone np. zmianom temperatury Ziemi w poszczególnych epokach. To było ciekawe, tego chciałabym więcej - choć przyznam, że geografia nigdy nie była moją mocną stroną, a geofizykę uważałam za coś mocno odjechanego... Pomimo tego, mi - zupełnemu laikowi w temacie, najbardziej do gustu przypadły akapity poświęcone właśnie nauce i faktom. Natomiast sama podróż czworga naukowców jakoś mnie nie wciągnęła.
Doceniam humor Autora oraz to, że traktował czytelnika jak osobę myślącą i posiadającą pewną wiedzę. Czasami zadawał jakieś pytania skłaniające do przemyśleń, albo zachęcał do pogłębienia danego zagadnienia.
Ogromny plus za przepiękne fotografie i za całą szatę graficzną - tekst się ładnie komponował z tłem i efekt końcowy jest naprawdę przyjemny w odbiorze.
Książka rozbudziła moją ciekawość w tematyce wypraw badawczych (na bieguny i nie tylko), więc na pewno jeszcze po coś tego typu sięgnę 😉😊
Tak naprawdę nie wiem, czego się spodziewałam, ale dostałam to tylko częściowo, więc nie jestem usatysfakcjonowana 😅
Dziennik jest miejscami dość nudny, a dodatkowo jest w nim więcej opisów jedzenia niż tego, co na tej Antarktydzie robili.
Podobało mi się wplatanie faktów naukowych, ale nie było ich wiele - gdzieś pod koniec rzeczywiście pojawiały się dłuższe wpisy...
2024-03-03
Na wstępie, pragnę z całego serducha podziękować Wydawnictwu Luna za egzemplarz do recenzji. Czas ze "Słowami wdzięczności" był przemiły, cudowny i inspirujący. Dziękuję!
Ciężko określić dokładnie gatunek tej książki. Nie jest to powieść, choć dzięki wątkom autobiograficznym, czyta się płynnie i przyjemnie, a także wyczuwa się pewną "fabułę". Nie jest to też do końca poradnik, ale z powodzeniem może za taki uchodzić 😉 Autorka prezentuje i zapoznaje czytelnika ze sposobem życia, który sama praktykuje. Sposób ten - wydawać by się mógł prosty, to jednak wprowadzenie go we własne życie jest - jak wszystko, co warte - wymagające pewnej zmiany myślenia. A o czym mówię? - O praktykowaniu wdzięczności. Właśnie do takiej postawy zachęca Autorka.
Książka składa się ze stu rozdziałów, które uroczo zostały nazwane koszykami. Teoretycznie idea jest taka, aby czytać jeden koszyk dziennie - czasem są tam pytania, które skłaniają do refleksji, innym razem konkretne zadania do wykonania, ale w większości Autorka dzieli się tym, za co akurat była wdzięczna danego dnia - zwraca uwagę na drobnostki, ale nie pomija też tzw. "rzeczy ważnych". Ja przeczytałam książkę w dwa tygodnie, więc zdecydowanie krócej niż sto dni i to też było wartościowe. Nie czuję, żebym coś na tym straciła, ale jestem pewna, że raz na jakiś czas będę wracać do koszyków ❤️
Z samym tematem praktykowania wdzięczności, spotkałam się już wcześniej w książce Pani Eweliny Chełstowskiej pt. "Masterclass kobiecości". Przyznam, że już wtedy uznałam, że to musi być dobre podejście i warto wprowadzić więcej wdzięczności do swojego życia. Niestety po początkowym entuzjazmie przyszła codzienność i zapał spadł...
Książka "Słowa wdzięczności" przemówiła do mnie bardziej. Zakorzeniła się we mnie i rzeczywiście czuję zdecydowanie więcej wdzięczności w codzienności ❤️❤️❤️
Z wielką przyjemnością sięgnę po inne książki Pani Ani, zwłaszcza po "Ciche cuda", o których Autorka często wspominała w "Słowach wdzięczności".
Na wstępie, pragnę z całego serducha podziękować Wydawnictwu Luna za egzemplarz do recenzji. Czas ze "Słowami wdzięczności" był przemiły, cudowny i inspirujący. Dziękuję!
Ciężko określić dokładnie gatunek tej książki. Nie jest to powieść, choć dzięki wątkom autobiograficznym, czyta się płynnie i przyjemnie, a także wyczuwa się pewną "fabułę". Nie jest to też do końca...
2024-02-25
Początek mnie zachwycił. Nawiązując do klimatu książki, mogę śmiało powiedzieć, że wręcz zatonęłam w lekturze 😉 Niestety nie trwało to długo... Przeszkadzała mi przede wszystkim główna bohaterka. Jakoś nie mogłam się do niej przekonać, a jej zachowanie było dla mnie trochę niekonsekwentne - przeszkadzały jej stereotypy na temat kobiet, ale już te o Argantianach przyjmowała bez protestu... Jej towarzysz też jakoś nie zaskarbił mojej sympatii. Domyślam się, że miał być "tym miłym, dobrym, kochanym i przyzwoitym", ale wyszedł taki dość nijaki i bez charakteru. Wszelkie sprzeczki, które miały podkreślić jego "zadufanie" dotyczyły tylko Effy. Ze wszystkimi innymi tak jakby stawał się bardzo wycofany, zmieszany i tylko się czerwienił 😒
Fabularnie książka jest ciekawa, a przez to, że sama Effy nie jest stabilna psychicznie i wspiera się lekami, to i czytelnik tak naprawdę nie wie, czy Baśniowy Król okaże się prawdziwy, czy też nie. Sam pomysł badania i dochodzenia prawdy odnośnie autorstwa książki, bardzo przypadł mi do gustu - książka w książce to jeden z moich ulubionych motywów ❤️
Przyznam, że trochę się męczyłam podczas czytania. Miałam wrażenie, że wszystko jest rozwleczone, niemniej sam czas spędzony z lekturą był przyjemny.
Początek mnie zachwycił. Nawiązując do klimatu książki, mogę śmiało powiedzieć, że wręcz zatonęłam w lekturze 😉 Niestety nie trwało to długo... Przeszkadzała mi przede wszystkim główna bohaterka. Jakoś nie mogłam się do niej przekonać, a jej zachowanie było dla mnie trochę niekonsekwentne - przeszkadzały jej stereotypy na temat kobiet, ale już te o Argantianach przyjmowała...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-16
Cudowna!
Czasami, kiedy o jakiejś książce jest głośno, a do tego głównie pozytywnie, to tworzą się we mnie pewne oczekiwania. Zazwyczaj myślę "albo spodoba mi się - jak większości, albo zupełnie nie będzie to mój klimat". Tak też było tym razem. Książka leżała dość długo na stosie "do przeczytania", ponieważ chciałam przekonać się, co się w niej podoba, ale też miałam obawy, że nie będzie to powieść dla mnie - zdecydowanie gustuję w fantastyce, a literaturę piękną czytam sporadycznie...
Ta książka jest o kobiecie, która pracuje jako dozorczyni cmentarza. To samo w sobie jest dość oryginalne i intrygujące. Jak może wyglądać życie takiej osoby - okazuje się, że wcale nie nudno i nieciekawie, a Violette potrafi się nawet przebrać za zjawę, żeby przegonić chuliganów z cmentarza 😉 Sama główna bohaterka ma za sobą wiele niełatwych dni, był smutek, żal i obojętność. Ale pokonała samą siebie i odżyła - odrodziła się niczym jej ukochane rośliny ogrodowe po zimie...
Nie zdradzając za wiele z zakończenia, powiem tylko, że książka podnosi na duchu i pomimo tematu śmierci, jest optymistyczna.
Jeśli chodzi o formę - bardzo podobały mi się króciutkie rozdziały. Mając kilka minut, od razu wracałam do czytania. Dzięki temu czytało mi się szybko i chętnie. Język i styl również przyjemne i zachęcające. Trochę na plus, trochę na minus jest brak chronologii. Rozdziały przeplatają się ze sobą w czasie, więc miejscami jest to lekko dezorientujące, jednocześnie bardzo intrygujące, a momentami prowadzą do niesamowitych zwrotów akcji 😉😊
Cudowna!
Czasami, kiedy o jakiejś książce jest głośno, a do tego głównie pozytywnie, to tworzą się we mnie pewne oczekiwania. Zazwyczaj myślę "albo spodoba mi się - jak większości, albo zupełnie nie będzie to mój klimat". Tak też było tym razem. Książka leżała dość długo na stosie "do przeczytania", ponieważ chciałam przekonać się, co się w niej podoba, ale też miałam...
2024-02-09
Książka przykuła moją uwagę, ponieważ tył okładki obiecywał "pełen literackich smaczków hołd dla klasycznej powieści detektywistycznej...". Może nawet na obietnica została spełniona. Koniec końców literatura, książki, autorzy rzeczywiście odgrywały tu znaczącą rolę i cała fabuła kręciła się wokół tematu powieści kryminalnej oraz starszej pani - konsultantki do spraw zabójstw.
Pomysł na fabułę bardzo mi przypadł do gustu. I dlatego sięgnęłam po P.S. Dzięki za zbrodnie, pomimo tego, że nie czytałam pierwszej części. I wydaje mi się, że nic nie straciłam...
Mamy tutaj czworo głównych bohaterów. Tak irytujących postaci dawno nie spotkałam w żadnej książce. Natalka i Harbinder mogłyby brać udział w konkursie na najbardziej wkurzające charaktery! Jedynie Edwin wzbudził moją sympatię - a i to bez przesady.
Przez całą powieść właściwie w ogóle nie było napięcia. Czytelnik nie czuje tej intrygi, zagadki. Zamiast tego jeździ na spotkania autorskie z bohaterami, chodzi na spacery po plaży. I owszem, pewnie gdyby wszystko kręciło się tylko wokół zbrodni, to nigdy by nie odkryli "kto zabił". Jednak tutaj, ta cała otoczka przyćmiewa kryminał. Przez 2/3 książki zupełnie nie byłam zainteresowana sprawą, tylko zastanawiałam się, czy Natalka będzie z Benedictem czy z Harbinder 😒
Pomimo tego, samą książkę czytało mi się przyjemnie, choć trochę mi się ciągnęła. Nie przepadam za używaniem czasu teraźniejszego w powieściach, więc to mi przeszkadzało.
Nie podobała mi się również mnogość wątków LGBTQ+, które były prowadzone dość sztywno. Jedynie postać Edwina, jako homoseksualnego mężczyzny, który w młodości musiał się ukrywać ze swoją orientacją, była dla mnie naturalna i dobrze wykreowana.
Nie mam zamiaru sięgać ani po poprzednią, ani po następną część tego cyklu. Pani Elly Griffiths zdecydowanie mnie nie kupiła i nie zachęciła, a stworzona przez nią detektyw Harbinder bardzo mnie zniechęca do kolejnych spotkań... 😕
Książka przykuła moją uwagę, ponieważ tył okładki obiecywał "pełen literackich smaczków hołd dla klasycznej powieści detektywistycznej...". Może nawet na obietnica została spełniona. Koniec końców literatura, książki, autorzy rzeczywiście odgrywały tu znaczącą rolę i cała fabuła kręciła się wokół tematu powieści kryminalnej oraz starszej pani - konsultantki do spraw...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-04
Kiedy skończyłam czytać pierwszy tom, byłam zachwycona. Wręcz nie mogłam się doczekać kolejnego, a niestety wydawnictwo zmusiło do cierpliwości. I tak, po długiej przerwie, wreszcie nadszedł czas na tom drugi...
Początek był dla mnie ciężki. Jakoś nie mogłam się wciągnąć, a też nie do końca pamiętałam, jakie relacje panowały między poszczególnymi bohaterami - kto kim manipulował, a kto kogo lubił itp. Natomiast, jak już się wkręciłam, to przepadłam zupełnie.
Ten cykl na tle innych historii o współczesnych magach (czy - jak w tym przypadku - Medejach) wyróżnia pewnego rodzaju "naukowość". Autorka w usta postaci wkłada wiele terminów z fizyki, metafizyki, ale też z psychologii czy nawet filozofii. Bohaterowie, których głównym zadaniem jest poszerzanie własnej wiedzy, skutecznie wprowadzają nastrój i klimat akademicki - naukowy. Bardzo mi się to podoba 😊 A będąc właśnie przy bohaterach - to też jest coś, co Olivie Blake sprzedaje, a ja kupuję 😉 Każdą z postaci czytelnik poznaje dość dokładnie, a przeszłość, motywacje i podejmowane decyzje są ze sobą spójne. Co ciekawe, nie powiedziałabym, że polubiłam głównych bohaterów i nie chciałabym mieć ich w kręgu swoich znajomych, niemniej kreacja postaci jest tu na wysokim poziomie.
Literacko książka całkiem mi się podobała. Chociaż są w niej wulgaryzmy, to nie przeszkadzały mi aż tak bardzo i czytało mi się przyjemnie 😊 Teraz pozostało czekać na trzeci tom...
Kiedy skończyłam czytać pierwszy tom, byłam zachwycona. Wręcz nie mogłam się doczekać kolejnego, a niestety wydawnictwo zmusiło do cierpliwości. I tak, po długiej przerwie, wreszcie nadszedł czas na tom drugi...
Początek był dla mnie ciężki. Jakoś nie mogłam się wciągnąć, a też nie do końca pamiętałam, jakie relacje panowały między poszczególnymi bohaterami - kto kim...
2023-05-24
2024-01-30
Jestem stuprocentowo zachwycona! W tej części było wszystko za co pokochałam ten cykl: dużo akcji, świetny humor i najlepsza drużyna 312 ❤️ (chociaż Auri nadal nie jest moją ulubioną bohaterką).
Uwielbiam sposób, w jaki autorzy połączyli ze sobą różne motywy znane w sci-fi - podróże w czasie ✅ walki ze złymi kosmitami ✅ czytanie w myślach ✅. Oczywiście było tego znacznie więcej, a do tego ogrom pozytywnej energii i ratowanie całej Galaktyki. Było też dużo miłości - zarówno tej romantycznej, jak i tej przyjacielskiej ❤️
Cały cykl zdecydowanie należy do literatury młodzieżowej, więc trochę z zasady porusza tematy odnajdywania swojego miejsca w świecie. I taki wątek jest tu obecny - najbardziej widoczny w przypadku Aurory, ale u pozostałych też go widać. Co więcej - jest to cykl, przy którym czytelnik ma się świetnie bawić, a nie odkrywać sens życia. Myślę, że swoje zadanie spełnia - ja miałam mnóstwo zabawy, a czas upłynął mi bardzo przyjemnie. Były też momenty wzruszenia, ale to też na plus 😉
Jestem stuprocentowo zachwycona! W tej części było wszystko za co pokochałam ten cykl: dużo akcji, świetny humor i najlepsza drużyna 312 ❤️ (chociaż Auri nadal nie jest moją ulubioną bohaterką).
Uwielbiam sposób, w jaki autorzy połączyli ze sobą różne motywy znane w sci-fi - podróże w czasie ✅ walki ze złymi kosmitami ✅ czytanie w myślach ✅. Oczywiście było tego znacznie...
Widać, że autorka włożyła ogrom pracy w tę książkę. Każdy szczegół, zarówno fabularny, jak i językowy jest dopracowany i zapewne wymagał mnóstwa czasu. System magiczny oparty na translatoryce, na przekładzie i tym, co w nim umyka jest bardzo oryginalny i prawdopodobnie zaangażował autorkę w wielkie poszukiwania, aby odnaleźć poszczególne słowa, ich odpowiedniki oraz zapoznać się z historią danego języka.
Poza językiem, w książce ważną (może nawet najważniejszą) rolę odgrywa kolonializm. Zawłaszczanie przez Anglię dziedzictw narodowych innych państw - dziedzictw nie tylko przedmiotowych, ale także kulturowych. Chęć budowania imperium angielskiego i jego ciągłego rozwoju doprowadziła do pozyskiwania dzieci zdolnych nauczyć się tworzenia srebrnych sztabek, a tym samym przyczyniać się do jeszcze większego rozrostu imperium. Do takich dzieci, a później studentów należy główny bohater - przywieziony z Kantonu, nigdy nie traktowany, jak prawdziwy Anglik. W myśl angielskiego kolonializmu, powinien być oddany i posłuszny właśnie Anglii, dzięki której miał szanse opuścić Chiny, jednak gdzieś we wnętrzu czuje niesprawiedliwość całej sytuacji i nie chce być obojętny względem rodaków.
Przyznam, że choć książka jest oryginalna, ciekawa i poruszająca naprawdę ważny problem, to nie specjalnie przypadła mi do gustu.
Początek rzeczywiście mi się spodobał. Przyjazd młodego Robina do Anglii, jego fascynacja krajem i chęć stania się Anglikiem, a także późniejsze studia w najbardziej szanowanej uczelni. Zawierane przyjaźnie, studenckie życie - wszystko napisane nieśpiesznie. Akcja toczy się spokojnie. Trochę, jakby to była książka obyczajowa, w której pojawiają się magiczne sztabki srebra, ale są one owiane tajemnicą - tajemnicą, do której razem z Robinem mamy coraz większy dostęp.
Dalej akcja przyśpiesza, a książka dużo bardziej skupia się na kolonializmie, na wyzysku i na chęci obalenia systemu. I to już podobało mi się dużo mniej, a w książce poświęcono na to zdecydowanie dużo więcej stron. Mocno mnie to wymęczyło. Czytałam, aby przeczytać i poznać zakończenie. Miałam nadzieję na jakiś zaskakujący zwrot akcji, ale niestety się nie doczekałam.
Widać, że autorka włożyła ogrom pracy w tę książkę. Każdy szczegół, zarówno fabularny, jak i językowy jest dopracowany i zapewne wymagał mnóstwa czasu. System magiczny oparty na translatoryce, na przekładzie i tym, co w nim umyka jest bardzo oryginalny i prawdopodobnie zaangażował autorkę w wielkie poszukiwania, aby odnaleźć poszczególne słowa, ich odpowiedniki oraz...
więcej Pokaż mimo to