Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Sięgacie po książki historyczne? Nie reportaże czy dokumenty, lecz np. kryminały retro albo romanse historyczne?

Ja owszem, niezbyt często, ale lubię taką literaturę. Sen o Glajwic - po opisie - wydał mi się bardzo interesującą książka, dlatego chciałam ją przeczytać. Nie spodziewałam się jednak tego, co doświadczę podczas jej lektury.

Mamy bowiem lato 1932 roku i jeszcze wtedy niemieckie Gleiwitz. Pracę w prestiżowej szkole otrzymuje Martin Weber. Szybko zyskuje sympatię uczniów i dyrektora, ale przez swoje poglądy musi mieć się na baczności. Drugim torem biegnie historia współczesnych Gliwic i Marcina Budrygi, który otrzymuje staż w gliwickiej szkole. Zyskuje popularność wśród uczniów, zdobywając jednocześnie wrogów wśród nauczycieli. Pewnego dnia znika jeden z jego uczniów, a Marcin za wszelką cenę próbuje go znaleźć. Czy mu się uda? To już jest istota Snu o Glajwic.

Piszę ten post w wielkich emocjach. Jestem w szoku, że o tej książce praktycznie się tutaj nie mówi, że nie widzę zdjęć z tą okładką. Ta historia jest wprost wspaniała. Nie potrafię oddać słowami, co we mnie wywołała. Jest wielopłaszczyznowa, porusza wiele aspektów, zmusza wręcz do refleksji, a jednocześnie aż boli. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak autor utkał tę historię i sposobu, w jaki przekazuje w niej wiele prawd, zwykle gorzkich i bolesnych. To rewelacyjne studium - ludzkiej psychiki, filozofii tłumu, koegzystowania ludzi w społeczności, wartości wyznawanych na przestrzeni lat. I zabieg, jaki został tu zastosowany... No nie mam słów, naprawdę. Rzeczywistość wykreowana przez autora tak we mnie wsiąknęła, że aż dziwnie było mi dzisiaj iść do pracy i żyć moim normalnym życiem. Ona naprawdę wsiąka w czytelnika. Uwielbiam tę historię całym sercem i wszystkim będę ją rekomendować!

Sięgacie po książki historyczne? Nie reportaże czy dokumenty, lecz np. kryminały retro albo romanse historyczne?

Ja owszem, niezbyt często, ale lubię taką literaturę. Sen o Glajwic - po opisie - wydał mi się bardzo interesującą książka, dlatego chciałam ją przeczytać. Nie spodziewałam się jednak tego, co doświadczę podczas jej lektury.

Mamy bowiem lato 1932 roku i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Lubicie się bać? Oglądając/czytając horrory albo fundując sobie potężne dawki adrenaliny?



Ja czasem lubię, a czasem nie... To zależy :) Na pewno nie jestem fanką sportów ekstremalnych czy kolejek górskich, mam taki lęk wysokości, że wchodząc na drabinę już kręci mi się w głowie, a najgorzej, jak nie mam podparcia... Ale filmy czy książki to już coś innego ;) A przy książce ze zdjęcia lubiłam się bać.

Wilczy zew to kontynuacja Czasu na sen. I muszę przyznać, że udana, ale to, co tu się dzieje, to istny kosmos, dlatego ta książka nie będzie dla każdego. Mamy tutaj elementy grozy, nadprzyrodzone siły, wierzenia, przodków i brazylijską wioskę... O ile Czas na sen przypominał mi Stranger Things, tak Wilczy zew porównałabym do horrorów Mastertona, które kiedyś podczytywałam za nastolatki... Jest duszna, lepka atmosfera, ma się wrażenie, że wykreowana przez autora historia wręcz oblepia czytelnika. Da się wyczuć strach i emocje bohaterów, oj da.

Wątki łączą się z wcześniejszym tomem, mamy tę samą Umbrę, świat umarłych, starych bohaterów i tych zupełnie nowych. Już na samym wstępie poznajemy Sarę, kilkunastoletnią dziewczynkę, której życie wywraca się do góry nogami. Już pierwsze strony książki obiecują mocną historię. Wszystko dzieje się szybko, autor nie owija w bawełnę, przedstawiając wydarzenia, w jakich uczestniczą nasi bohaterowie, zaś końcówka zostawia z takim wielkim znakiem zapytania i obietnicą na więcej. Klimat jest inny, niż pierwszej części, czasem ma się wrażenie, że to, co się dzieje w tej książce to istne wariactwo, ale ten gatunek rządzi się swoimi prawami i ja to biorę na klatę :) Czasami czułam się przytłoczona ilością wydarzeń i informacji, ale autor szeroko wszystko, co zawiłe, wyjaśnia w treści. Były momenty, w których musiałam dawkować sobie lekturę, żeby się nie pogubić - tej książki raczej nie można czytać z doskoku, bo trzeba się po prostu skupić.

Generalnie znowu jestem na tak i ciekawi mnie, co autor wymyśli następnym razem, bo zakończenie pozostawia mocno otwartą furtkę na więcej ;)

Lubicie się bać? Oglądając/czytając horrory albo fundując sobie potężne dawki adrenaliny?



Ja czasem lubię, a czasem nie... To zależy :) Na pewno nie jestem fanką sportów ekstremalnych czy kolejek górskich, mam taki lęk wysokości, że wchodząc na drabinę już kręci mi się w głowie, a najgorzej, jak nie mam podparcia... Ale filmy czy książki to już coś innego ;) A przy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Muszę się przyznać, że nieco obawiałam się tej książki. Okładka jest specyficzna, opis wyraźnie wskazuje na coś więcej, niż thriller. Zasiadłam do lektury i... Bawiłam się naprawdę dobrze!

Taylor wraca w rodzinne strony po telefonie matki - jego brat miał wypadek i przebywa w śpiączce. Taylor jednak wie, że to nie jest zwykła śpiączka. Wie, że jest możliwość uratowania brata, ale będzie to oznaczało spotkanie z czymś, przed czym od wielu lat ucieka.

Jeśli miałabym przyrównać tę historię do czegoś, co już każdy z nas zna, byłby to serial Stranger Things. Zdecydowanie są to podobne klimaty ;) Podobała mi się wykreowana przez autora rzeczywistość (upiory na okładce nie znalazły się na niej bez przyczyny), sposób poprowadzenia akcji (choć czasem miałam wrażenie, że dzieje się za dużo i spokojnie można by Czas na sen podzielić na dwa tomy) i wykreowani bohaterowie (którzy nie są czytelnikowi obojętni, niektórych się uwielbia, innych nienawidzi). Autor sprawnie posługuje się językiem, tworząc tę historię, dzięki czemu książkę się po prostu dobrze czyta. Na pewno nie jest to zwykły thriller, mamy tutaj do czynienia z elementami paranormalnymi i bardziej bym określiła tę książkę mianem horroru. Były momenty, gdy serce mi waliło z nerwów i chciałam jak najszybciej przeczytać dany fragment, by wiedzieć, jak dalej potoczy się akcja.


W książce znajdziemy też próbę odpowiedzi na jedno z najważniejszych pytań, które zadaje sobie ludzkość od zarania dziejów - co się dzieje z duszą po jej śmierci? Autor przedstawia naprawdę przerażającą wizję życia po śmierci i ja chyba jednak wolę wierzyć w reinkarnację... ;)

To, do czego mogłabym mieć zastrzeżenia, to jak wspomniałam wyżej, ilość wydarzeń - były momenty, że czułam się przytłoczona ich tempem i natłokiem, czasem musiałam się wracać w lekturze, żeby jeszcze raz przeczytać dany fragment i połapać się, o co chodzi. Autor ma tendencje do wspominania o dość ważnych elementach historii jednym zdaniem, małą wzmianką, przykładowo w dialogu i można tego nie wyłapać w pędzie wydarzeń.

Podsumowując - jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona książką. Jeżeli szukacie czegoś z elementami grozy, lubicie zjawiska paranormalne, to śmiało możecie sięgnąć po tę historię.

Muszę się przyznać, że nieco obawiałam się tej książki. Okładka jest specyficzna, opis wyraźnie wskazuje na coś więcej, niż thriller. Zasiadłam do lektury i... Bawiłam się naprawdę dobrze!

Taylor wraca w rodzinne strony po telefonie matki - jego brat miał wypadek i przebywa w śpiączce. Taylor jednak wie, że to nie jest zwykła śpiączka. Wie, że jest możliwość uratowania...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Możliwe, że podchodzę do tej książki niezbyt obiektywnie, bo miałam ogromną przyjemność czytać ja na długo przed tym, zanim pojawiła się oficjalna informacja o premierze i zanim nawet mogliście ją zamówić oraz dyskutować z autorem na jej temat. Poniekąd też czuję się odpowiedzialna tak "bardziej" za to, co tu piszę... W dwóch zdaniach o fabule - głównym bohaterem jest Maks Okrągły, chorobliwy wręcz perfekcjonista, najlepszy student matematyki na roku. Jego umysł nastawiony jest na jak największą efektywność, tutaj ani sekunda nie może zostać zmarnowana, a gdy do tego jednak dojdzie, Maks jest na siebie bardzo zły. Męczą go wizje, które wydają się być nieprawdopodobne... no właśnie. Czy Maks jest najlepszą wersją samego siebie? Czy stać go na więcej?
Ta książka to inne wydanie autora. Tutaj skupia się on na człowieku - jego naturze i zapędach. Niczym malarz nakłada kolejne warstwy historii na kartki papieru, by ostatecznie przedstawić czytelnikowi przerażający i niepokojący obraz. Pomimo objętości - każde zdanie, każde słowo ma ogromne znaczenie. Może się wydawać, że przez część książki nic się nie dzieje, ale uwierzcie mi - wszystko nabiera sensu i głębi, gdy już akcja się rozpędza, a właściwie gdy przewracamy z niedowierzaniem ostatnią kartkę. Główny bohater to genialna kreacja i czasem... Jego myśli są odbiciem myśli każdego z nas... Uwielbiam pióro autora i wierzcie mi - u niego nic nie jest przypadkowe. Na końcu odlozycie #paradoks z poczuciem wyrolowania przez autora, bo historia ta ma drugie dno. I trzecie. I czwarte. I potem przeczytacie posłowie. A potem jeszcze suplement na FB autora. I gwarantuję - mózg Wam eksploduje.
Czy polecam? A jak myślicie? 😉

Możliwe, że podchodzę do tej książki niezbyt obiektywnie, bo miałam ogromną przyjemność czytać ja na długo przed tym, zanim pojawiła się oficjalna informacja o premierze i zanim nawet mogliście ją zamówić oraz dyskutować z autorem na jej temat. Poniekąd też czuję się odpowiedzialna tak "bardziej" za to, co tu piszę... W dwóch zdaniach o fabule - głównym bohaterem jest Maks...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nareszcie wpadła w moje ręce książką, która tak mnie wciągnęła, że zamiast ją tylko przekartkować, to ją całą przeczytałam :) Mam do niej jednak kilka zastrzeżeń, ale o tym za chwilę. Najważniejsze jest to, że w końcu nie trafiłam na książkę do bólu poprawną albo nudną.

Mamy sobie bowiem Wigilię. Komisarz Adam Lorenz dostaje wezwanie na miejsce zdarzenia - w mieszkaniu zostaje odnalezione ciało młodego mężczyzny, ułożone jak do trumny, z kwiatem róży i starą fotografią wetkniętą mu za pazuchę. Miejsce zbrodni jest wręcz nieskazitelnie czyste, nie ma żadnego punktu zaczepienia i wydaje się, że odnalezienie sprawcy będzie niebywale trudne. Do pomocy w śledztwie zostaje przydzielona profilerka psychologiczna Iza Rawska, która próbuje odkryć, co opowiada znaleziony przez nich obraz na miejscu zdarzenia. Niestety okazuje się, że to nie jest jedyne płótno, jakie przyjdzie im oglądać... Za tą zbrodnią i następnymi kryje się bowiem historia, która bardzo chce zostać opowiedziana.

"Pchłę" czyta się świetnie - autorka ma bardzo lekki styl, a sposób jej pisania i przedstawiania rzeczywistości jest niezwykle wciągający. Sama nie mogłam się oderwać od lektury! Tutaj akcja i jej zawieszenie jest jak dla mnie idealnie wyważona, przyspiesza tam, gdzie trzeba i zwalnia, by w odpowiednim momencie nabrać oddechu. Pomysł na fabułę uważam za bardzo ciekawy, a to, co tak naprawdę robi robotę, to bohaterowie. Adam i Iza to postaci bardzo dobrze wykreowane, logiczne i rzeczywiste, kierujące się logicznymi pobudkami. Nie są mdli, jednakowi i nudni, o nie ;) Na początku bardzo mało dowiadujemy się o Adamie, możemy się jedynie domyślać, jaka była jego przeszłość, a kolejne przewrócone kartki książki odkrywają przed nami jego przejmującą historię. Iza z kolei to taka niezapisana karta, wiemy o niej tylko to, co tu i teraz - jest niezłym polem do popisu, o ile autorka ma zamiar wydać kontynuację tej historii.

Co do wątku fabularnego - pojawia się tutaj II wojna światowa, jej tragedie i wiele ludzkich dramatów. Bardzo spodobał mi się ten motyw przewodni, lecz tutaj zaczną się moje pierwsze zastrzeżenia. Bardziej w sumie chodzi mi o konstrukcję książki - a mianowicie kwestia sprawcy. I teraz uwaga - dalej może pojawić się SPOILER (jego ewentualny koniec zaznaczę, żebyście wiedzieli, gdzie dalej czytać, jeśli chcecie go ominąć). W mojej ocenie ta postać została wprowadzona zbyt późno i tak pojawia się jakby znienacka i właściwie niejako przypadek powoduje, że ją poznajemy. Myślę, że można było to inaczej rozplanować, bo to wyprowadza czytelnika w pole - ten próbuje się od początku domyślić, kto stoi za zbrodniami, a tu okazuje się, że nie ma się czego domyślać, bo ta postać zwyczajnie nie pojawia się jeszcze w fabule. Po drugie - autorka rzuca cień podejrzenia na jednego z bohaterów, ale wyjaśnienie tego wątku jest co najmniej zaskakujące, ale nie w dobrym tego słowa znaczeniu. A zatem - kryminał/thriller przyzwyczaił nas już do tego, że zbrodniarza szukamy wśród znanych postaci i właściwie to wyjaśnienie zagadki ma pozostać dla nas zaskakujące. Czytelnik sam lubi się bawić w śledczego. Tutaj niestety zostaje pozbawiony takiej możliwości, bo - jak pisałam wcześniej - postać sprawcy jest wprowadzona zdecydowanie za późno. KONIEC SPOILERÓW, SPOKOJNIE MOŻNA CZYTAĆ DALEJ. Jednak ze względu na to, że żadna książka mnie tak ostatnio nie wciągnęła, nie postrzegam tego jako ogromnego minusa "Pchły", lecz domyślam się, że niektórym osobom może to przeszkadzać.

Podsumowując - polecam Waszej uwadze "Pchłę" ;) Czyta się ją bardzo płynnie, wręcz wpada się w czytelniczy letarg. Historia wciąga i to jak! Dobrze przemyślany motyw, którego rozwiązanie mogłoby zostać jedynie nieco bardziej dopracowane. Ja jestem bardzo zadowolona z lektury i na pewno sięgnę po kolejne kryminały autorki, a po cichu mam nadzieję, że ta historia doczeka się kontynuacji ;)

Nareszcie wpadła w moje ręce książką, która tak mnie wciągnęła, że zamiast ją tylko przekartkować, to ją całą przeczytałam :) Mam do niej jednak kilka zastrzeżeń, ale o tym za chwilę. Najważniejsze jest to, że w końcu nie trafiłam na książkę do bólu poprawną albo nudną.

Mamy sobie bowiem Wigilię. Komisarz Adam Lorenz dostaje wezwanie na miejsce zdarzenia - w mieszkaniu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czy umiesz odpowiedzieć na pytanie - co jest piękne?
Czy moja odpowiedź - różna od Twojej - będzie błędna?
Czy można obiektywnie stwierdzić, że coś jest piękne albo brzydkie?
Od jakich czynników zależy, że coś uważamy za piękne, a coś za brzydkie?
I wreszcie - kto o tym decyduje?

"(Nie)piękność" to kolejna książka Nataszy Sochy, którą miałam ogromną przyjemność przeczytać, a która porusza tak ważny temat. W pierwszej części chodziło o miłość, teraz o piękno - jestem bardzo ciekawa, co autorka weźmie na tapetę kolejnym razem. Wiem jedno - na pewno sięgnę po następną książkę bo to, co autorka serwuje swoim czytelnikom, zasługuje na owację na stojąco.

Nasturcja jest ghostem - w życiu osobistym i zawodowym. Jest brzydka (a przynajmniej tak uważa), nie chce rzucać się w oczy i myśli, że taki stan rzeczy jej odpowiada. Ma dość specyficzną i introwertyczną osobowość. Pogodziła się ze swoją "brzydotą" i konsekwencjami, jakie ona niesie i nawet nie próbuje tego zmienić. Czerpie przyjemność z fikcyjnego życia w Internecie (flirtuje z kilkunastoma facetami) i podglądania przepięknej kobiety, która mieszka naprzeciwko mieszkania Nasturcji. Paulina jest klasyczną pięknością, ale tylko ona wie, ile musi się napracować nad swoją urodą. Nasturcja myśli, że taka kobieta nie może mieć żądnych problemów, no bo w końcu jest piękna. Pewnego dnia drogi tych kobiet się przecinają i tak życie obu pań zaczyna zmierzać na inne tory.

"(Nie)piękność" porusza chyba wszystkie możliwe stereotypy związane z pięknem i brzydotą. Autorka w bardzo umiejętny sposób prowadzi wątki, lecz nie znajdziecie tutaj pędzącej akcji, lecz refleksyjne podejście do tematu. Można powiedzieć, że poprowadzenie akcji i narracji jest podobne, jak w "(Nie)miłości" i troszkę więcej się dzieje. Jednak to zupełnie nie przeszkadza w odbiorze powieści, bowiem nie akcja jest tutaj najważniejsza, lecz bohaterowie, którzy są właściwie personalizacją większościowych poglądów społeczeństwa. Na szczęście dwa różne obozy (że tak to ujmę) spotykają się ze sobą (zapomniałam napisać, że do gry dołącza też Karol i Michał) i weryfikują swoje zdanie na wiele kwestii.

Ta książka pozwala spojrzeć na kwestię piękna z kilku perspektyw - a co ważne - także (a może przede wszystkim) nie ze swojego punktu widzenia. Autorka fabułę przeplata ciekawostkami na temat piękna, a i w samym tekście znajdziemy wiele interesujących informacji o obowiązujących dotychczas kanonach piękna i tendencji do ich powstawania.

Jednak to, co jest najważniejsze - to konkluzja, jaka została zawarta na końcu książki i przesłanie, jakie niesie za sobą "(Nie)piękność". Tego nie da się wyrazić słowami. Wiele zdań już tutaj napisałam i skasowałam, bo nie mogłam uchwycić tego, co chciałabym Wam przekazać. Może napiszę tak - na końcu miałam łzy w oczach. A ostatni akapit to mistrzostwo - krótkie, acz wymowne. Idealny cytat.

Bardzo polecam Wam sięgnąć po tę książkę. Nie przechodźcie obok niej obojętnie w księgarni. Ta okładka wręcz krzyczy, żeby po nią sięgnąć. Nie pożałujecie.

Czy umiesz odpowiedzieć na pytanie - co jest piękne?
Czy moja odpowiedź - różna od Twojej - będzie błędna?
Czy można obiektywnie stwierdzić, że coś jest piękne albo brzydkie?
Od jakich czynników zależy, że coś uważamy za piękne, a coś za brzydkie?
I wreszcie - kto o tym decyduje?

"(Nie)piękność" to kolejna książka Nataszy Sochy, którą miałam ogromną przyjemność przeczytać,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Horror kryminalny roku.

Taki napis krzyczy do czytelnika z tylnej okładki.

Może i tak, ale na pewno nie ta część. Może następne tomy. Może cała historia okaże się przerażająca, jak na horror przystało. Tymczasem "Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót" to raczej obyczajówka, na dodatek dość nudna.

Nie może być nic bardziej krzywdzącego dla książki, jak porównywanie jej do innej, albo nadawanie jej określeń, które już na dzień dobry kształtują podejście czytelnika do historii w niej przedstawionej. Niby to wiem, niby z dystansem podchodzę do takich zabiegów, ale podświadomości nie wyłączysz - spodziewałam się petardy, której niestety nie otrzymałam. I jak czytam te bardzo pozytywne opinie na temat tej książki to zastanawiam się, czy na pewno czytałam tę samą...

Jakub Domaradzki wychodzi z więzienia. W dniu odzyskania wolności ma go odebrać spod więziennych murów jego wuj - Olgierd Lang, słynny przemyski fryzjer. Niestety okazuje się, że w tym samym czasie, w którym ma przebywać już z naszym bohaterem, Olgierd popełnia samobójstwo. Okoliczności tego zdarzenia są co najmniej dziwne, a do tego dochodzi kwestia bardzo osobliwej treści listu pożegnalnego, jaki pozostawił po sobie wuj. Kuba, pomimo ostrzeżeń wuja w tymże liście, szuka rozwiązania zagadki jego tajemniczego samobójstwa.

Tak w kilku słowach przedstawia się fabuła najnowszej książki Stefana Dardy. I teraz tak - skoro okładka krzyczy, że horror, należałoby się spodziewać napięcia, dreszczy, strachu i wszelkich okropieństw, jakie tylko kojarzą nam się ze strasznymi historiami. Niestety, ale nie odczułam żadnej takiej emocji. Możliwe, że ta książka jest wstępem do naprawdę przerażających wydarzeń, ale skoro to ma być horror i na dodatek zachęcać do sięgnięcia po dalsze tomy serii, to niechże czytelnik odczuje to zagrożenie, które płynie z opisywanej historii. Z elementów grozy mamy tutaj właściwie wyłącznie zarysowane jedynie zjawiska nadprzyrodzone i - tutaj plus dla autora - osadzone w polskiej rzeczywistości i bazujące na polskiej historii.

Znajdziemy tutaj dość obszernie opisaną przeszłość Przemyśla - dla jednym może być to smaczek, innych może zanudzać, jednak jest to nierozerwalnie związane z istotą tajemnicy samobójczej śmierci Olgierda Langa. Gdy już zostają przedstawione te kwestie historyczne - czytelnik łatwo może się domyślić, jak dalej potoczy się historia i co jest prawdziwym zagrożeniem, zwłaszcza, że narracja została poprowadzona z dwóch punktów czasowych. I jakoś tak podskórnie czuję, że będzie tu trochę jak w Avengersach - niby wyszło na zło, ale da się to jakoś odkręcić.

Co do kreacji samych bohaterów, to w sumie ciężko jest mi się wypowiedzieć na ten temat. Albo nie, inaczej. Główny bohater jest jakiś taki... mdły. Taki bez wyrazu. Najbardziej wyrazistą i charakterystyczną postacią jest chyba tylko pani Róża. Jeśli chodzi natomiast o akcję, to właściwie nie ma jej wcale - o najważniejszym zwrocie akcji, czyli samobójstwie wuja Olgierda, dowiadujemy się już z opisu książki. No i może jeszcze końcówkę można zaliczyć do rodzaju tych "zwrotowych", ale to już zależy od tego, czy czytelnik czegoś się domyślił wcześniej, czy nie. Ja się domyśliłam. Gorzej, jeśli kolejny tom zacznie się statycznie, pomimo zapowiedzi rozpierduszki, że tak to ujmę.

Podsumowując muszę dodać, że plusem tej książki jest jej objętość - dzięki podzieleniu historii na kilka tomów (4 bodajże), przypadająca na pierwszy tom liczba stron jest dość nikła i dzięki temu książkę czyta się całkiem szybko.

Horror kryminalny roku.

Taki napis krzyczy do czytelnika z tylnej okładki.

Może i tak, ale na pewno nie ta część. Może następne tomy. Może cała historia okaże się przerażająca, jak na horror przystało. Tymczasem "Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót" to raczej obyczajówka, na dodatek dość nudna.

Nie może być nic bardziej krzywdzącego dla książki, jak porównywanie jej do...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Uwielbiam polskich pisarzy kryminałów i thrillerów za zaskoczenie, które serwują mi za każdym razem, gdy czytam ich książki. Mam ostatnio za sobą kilka zagranicznych tytułów z tego gatunku i naprawdę wypadają przy naszych rodzimych autorach dość słabo. Twórczość Magdy Stachuli nie jest mi obca, czytałam jej dwie pierwsze powieści i słysząc, że autorka wydaje kolejną, wiedziałam, że będzie to książka, z którą warto spędzić czas. I nie pomyliłam się ;)

Lena ma prawie 23 lata i mieszka wraz ze swoim partnerem, prawie dwa razy starszym Nikodemem, w jego nowoczesnym domku we wsi pod Gnieznem. Dziewczyna nie pracuje, nie uczy się, nie ma kont na portalach społecznościowych - jest bardzo tajemnicza, nie zdradza nic o swojej przeszłości i rodzinie. Nikodemowi zdaje się ten układ bardzo odpowiadać, gdyż o nic nie pyta i wydaje się, że jest z Leną szczęśliwy. Z narracji Leny dowiadujemy się, że dziewczyna skrywa jakiś mroczny sekret, lecz oczywiście nie jest nam dane, by zbyt szybko go poznać. Na początku możemy się jedynie domyślać, o co może chodzić, lecz nawet przez myśl nam nie przyjdzie, jak mogło do tego dojść. Narracja prowadzona jest także z punktu widzenia Emila (nie zdradzę jednak, kim on jest dla Leny, żeby nie tracić nic na tajemniczości pierwszej części książki) i Nikodema, a także z różnych perspektyw czasowych. Najpierw autorka serwuje nam wydarzenia, które występują już po tych, które doprowadziły Lenę do momentu, w którym ją poznajemy. Następna część obejmuje przeszłość naszych bohaterów, by w kolejnej przeskoczyć do czasów po jakby teraźniejszości. Taki zabieg pogłębia tylko napięcie, które czuje się już od pierwszych stron książki. Lena czuje się bowiem obserwowana. Wyobraźnia podpowiada jej wiele różnych scenariuszy, jednak najbardziej prawdopodobne są jej przypuszczenia, że ma to związek z jej przeszłością. Jaką? Tego na razie nie wiemy. Lena prowadzi narrację tak, jakby czytelnik doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak nie nazywa tych wydarzeń wprost, a my możemy się jedynie domyślać. To powoduje, że niecierpliwie przewraca się kolejne kartki, by jak najszybciej dowiedzieć się, o co tutaj tak naprawdę chodzi.

Autorka nie odkrywa zbyt szybko kart, a tropy, które podrzuca nam po drodze mogą być zarówno prawdziwe, jak diabelnie mylące. W pewnym momencie nie wiadomo, co faktycznie wydarzyło się kilka miesięcy temu, a przed czym ucieka nasza bohaterka. Magda Stachula w bardzo umiejętny sposób zaciekawia czytelnika i właściwie nie pozwala mu odłożyć książki, póki ten nie dowie się, jak ta cała historia się zakończy. Do tego dochodzi jej lekki styl pisania, umiejętność zawieszenia akcji w odpowiednim momencie i nieoczywiste zakończenie - ta mieszanka nie może dać nic innego, jak trzymającą w napięciu historię.

Bohaterowie zostali wykreowani w bardzo rzeczywisty sposób. Każdy z nich posiada indywidualne cechy, nie zlewają się w jedną niewyraźną papkę. Główne skrzypce gra oczywiście Lena, co do której początkowo miałam mieszane uczucia, jednak z biegiem fabuły rozstrzygnęły się one na jej korzyść. Z kolei Nikodem, w pierwszej części tej historii, może wydawać się nic nie znaczącym i cichym mężczyzną... Chciałabym napisać coś więcej, lecz cokolwiek by to nie było, mogłoby Was naprowadzić na trop, jakim podążyła autorka, a bardzo bym tego nie chciała. W każdym razie - bohaterowie to mocny punkt tej historii.

Wydarzenia, jak już wspomniałam wyżej, zostały przedstawione z różnych punktów czasowych. W zależności od tego, czy jest to przeszłość, teraźniejszość, czy przyszłość, inny bohater jest narratorem wiodącym. Pozwala to na wgląd do każdego aspektu tej historii, czyli mamy pogląd całościowy na to, co się wydarzyło i perspektywy każdego z bohaterów, a zatem możemy poznać, jakie motywy popychały ich do określonych zachowań. Zakończenie przynosi jednak kilka niewiadomych i to już od Waszych indywidualnych preferencji zależy, czy odbierzecie to na plus, czy niekonieczne.

Początkowo może się wydawać, że akcja nie płynie jakoś szczególnie wartko. Ot, dziewczynie roi się w głowie, że ktoś ją obserwuje. Jednak opisy jej przeżyć i przemyśleń powodują, że wręcz włoski na karku się jeżą z niepokoju. Tempo tak naprawdę przyspiesza w tej ostatniej części - teraźniejszość i przeszłość wprowadzają czytelnika w historię Leny i wyjaśniają jej przeszłość i zostało zrobione to w taki sposób, że nawet człowiek się nie orientuje, jak już niemalże kończy książkę ;) Wszystko ma swoje logiczne wytłumaczenie, logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy, a znaki zapytania, które rodzą się na końcu w głowie, pozostają już do indywidualnej interpretacji każdego z nas.

Autorka zaskoczyła mnie kolejny raz i utwierdziła tym w przekonaniu, że na pewno sięgnę po jej kolejne książki. Bardzo spodobała mi się historia opisana w "Oszukanej" i jestem ciekawa, co Magda Stachula wymyśli następnym razem. Polecam Wam tę książkę i ma nadzieję, że będziecie tak sami zadowoleni z lektury, jak ja ;)

Uwielbiam polskich pisarzy kryminałów i thrillerów za zaskoczenie, które serwują mi za każdym razem, gdy czytam ich książki. Mam ostatnio za sobą kilka zagranicznych tytułów z tego gatunku i naprawdę wypadają przy naszych rodzimych autorach dość słabo. Twórczość Magdy Stachuli nie jest mi obca, czytałam jej dwie pierwsze powieści i słysząc, że autorka wydaje kolejną,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Emma jest kochającą żoną, oddaną matką i… mimowolną zabójczynią. Przez kilka lat ukrywała zwłoki swojego nauczyciela, który ją uwiódł, gdy była nastolatką. Ten sekret mógłby pozostać nadal ukryty, gdyby tylko jej życie było mniej perfekcyjne. Awans męża Emmy, Alexa, oznacza jednak, że wraz z małym synkiem będą się mogli przeprowadzić do większego domu. A ponieważ starą posiadłość trzeba sprzedać, Emma stwierdza, że nie może wyjechać, pozostawiając za sobą ciało – ostatni ślad swojej zemsty… Gdy wraca do płytkiego grobu w ogrodzie, odkrywa, że jest pusty. Zwłoki zniknęły. Spanikowana wyznaje wszystko mężowi. Ale to tylko początek historii...

"Milcząca ofiara" została napisana w taki sposób, że wręcz tej książki nie można odłożyć. Autorka potrafi w niesamowicie lekki i przystępny sposób opisywać wykreowaną przez nią historię i zawieszać akcję w takich momentach, że po prostu trzeba czytać dalej. A poznajemy ją z kilku perspektyw: Emmy, Alexa i... Luka (nauczyciela), także czasowych. Widzimy co dzieje się teraz i co działo się w przeszłości, a uczynienie jednym z narratorów Luke'a powoduje, że czytelnik sam musi spróbować rozsądzić, co jest prawdą i czy historia przedstawiona przez Emmę jest tą prawdziwą. Bardzo udany zabieg, angażujący czytelnika w opisywaną rzeczywistość. Bohaterowie zostali wykreowani w sposób bardzo realny i każdy z nich ma swoje charakterystyczne cechy, na szczęście nie zlewają się w jedną bezkształtną masę. Miałam problem z Emmą, właśnie przez narrację prowadzoną przez Luke'a, nie umiałam się zdecydować, czy ją lubię, czy nie ;) Z Alexem nie miałam na szczęście takiego problemu, to świetny facet, którego niestety dopadła przeszłość żony i który musi odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań, nawet jeśli musi zrobić to za jej plecami. Emma może jednak zawsze na niego liczyć, niezależnie od tego, co wydarzyło się tych kilka lat temu. A Luke... No cóż... Nie będę Wam zdradzać, czy to "ten zły", bo stracicie całą przyjemność z czytania "Milczącej ofiary" :)

Jedyny minus, jaki dostrzegam w tej książce to to, że w ogóle nie dałam się zaskoczyć, stąd ocena. Wiedziałam, jak ta historia się skończy, jakie będą dalsze wydarzenia i co się okaże na końcu. Dla miłośnika thrillerów i kryminałów jest jednak ważne, by autor go zaskoczył. Tutaj niestety tego zabrakło, ale to może mój umysł jest tak genialnie skonstruowany :D

Jak widzicie ta książka jest po prostu dobra, a ja jestem zbyt wymagająca ;) Bo właściwie nie mam się do czego przyczepić, sam pomysł na fabułę, jak i jego wykonanie są dobre. Przeczytałam jednak w swoim życiu zbyt wiele naprawdę świetnych thrillerów i podświadomie czuję, że byłabym niesprawiedliwa, stawiając "Milczącą ofiarę" na równi z nimi.

Emma jest kochającą żoną, oddaną matką i… mimowolną zabójczynią. Przez kilka lat ukrywała zwłoki swojego nauczyciela, który ją uwiódł, gdy była nastolatką. Ten sekret mógłby pozostać nadal ukryty, gdyby tylko jej życie było mniej perfekcyjne. Awans męża Emmy, Alexa, oznacza jednak, że wraz z małym synkiem będą się mogli przeprowadzić do większego domu. A ponieważ starą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Muszę przyznać, że potrzebowałam takiego przerywnika w niekończącej się fali kryminałów i thrillerów, jaka od dłuższego czasu przechodzi przez mój umysł. Najnowsza książka Anny Sakowicz dostarczyła mi dużo dobrej rozrywki i humoru, a jednocześnie pozwoliła oderwać się troszkę od rzeczywistości.

Jest to drugi tom serii o Agacie Żółtaszek, jednak nie martwcie się, jeśli nie czytaliście pierwszego - jego nieznajomość zupełnie nie stoi na przeszkodzie czytaniu "Dogonić miłość". Autorka bardzo sprawnie opisuje rzeczywistość, w jakiej znajduje się główna bohaterka, subtelnie wyjaśnia czytelnikowi jej położenie i streszcza mu to, co wydarzyło się w pierwszym tomie. Od razu można zorientować się co i jak ;) Za to duży plus dla autorki, bo niestety znam takie przypadki, gdzie nawet, gdy czytało się pierwszy tom, autor w ogóle nie pomaga czytelnikowi w kolejnej części przypomnieć sobie, co działo się wcześniej.

Wracając jednak do naszej Agaty - nie tylko ona gra tutaj ona główne skrzypce. Na pierwszy plan wysuwa się także jej młodsza siostra Pola - 30latka na wózku inwalidzkim. Siostry Żółtaszek próbują stawić czoła otaczającemu je światu. Agata musi poradzić sobie z trzema mężczyznami, którzy uderzają do niej w konkury, a na dodatek okazuje się, że z jednym z nich jest w ciąży (i nie, o nie jest spoiler, tę informację można znaleźć na okładce ;)), natomiast Pola postanawia wyrwać się z opiekuńczych ramion matki (bo ojciec już dawno przestał wątpić, że córka sobie poradzi) i usamodzielnić się, co w jej przypadku oznacza kupno mieszkania i wyprowadzkę. Obie dziewczyny pracują i mają się pod tym kątem nieźle, ale za to w sferze miłosnej życie rzuca im kłody pod nogi. No i wózek oczywiście.

Autorka ma dar bardzo lekkiego opowiadania o rzeczach ciężkich. Sprawnie ukazuje nam nie tylko dylematy dojrzałej kobiety, będącej w swojej pierwszej ciąży, ale także jej niepełnosprawnej siostry. Nie dość, że robi to w sposób bardzo przystępny, to jeszcze z dużym poczuciem humoru, który mi niezwykle przypadł do gustu ;) Obie bohaterki cechują się niezwykłą pogodą ducha, jest mi ona, jak i humorystyczne podejście do życia, niezmiernie bliska - czasem inaczej się po prostu nie da ;) Ta książka jest niezwykle życiowa pod tym kątem ;)

Bardzo polubiłam nasze bohaterki. Jeśli chodzi o akcję, wydarzenia - nie jest to sensacja ani kryminał, by miała pędzić na łeb na szyję. Ot, życie, ukazane bardzo prawdziwie i tak, jak ono wygląda.

Ja jestem bardzo zadowolona z lektury tej książki i jestem pewna, że sięgnę w przyszłości po kolejne książki autorki. Mam nadzieję, że nic nie stracą na swoim uroku i humorze ;)

Muszę przyznać, że potrzebowałam takiego przerywnika w niekończącej się fali kryminałów i thrillerów, jaka od dłuższego czasu przechodzi przez mój umysł. Najnowsza książka Anny Sakowicz dostarczyła mi dużo dobrej rozrywki i humoru, a jednocześnie pozwoliła oderwać się troszkę od rzeczywistości.

Jest to drugi tom serii o Agacie Żółtaszek, jednak nie martwcie się, jeśli nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kama szuka swojego miejsca na ziemi. I szczęścia. Los rzuca ją w wiele różnych miejsc, a w tych poszukiwaniach nieustannie towarzyszy jej Mark, Teodozja i Sophie Madeleine. Nie, nie jest to jej najbliższa rodzina. Kama ma bowiem starą duszę, a Mark, Teodozja i Sophie Madeleine to prawdopodobnie jej poprzednie wcielenia.

Kama czuje, że nie jest na tym świecie pierwszy raz. Jej przypuszczenia potwierdzają się, gdy zaczyna mieć "dziwne" sny - w niektórych jest wędrującym przez Amerykę mężczyzną, który szuka lepszego miejsca do życia dla swojej żony i dziecka, którego właśnie się spodziewają. W innym - młodą dziewczyną, oskarżoną o czary, która ledwo uszła z życiem. Jeszcze w innym - dziewczyną ze służby, która po rewolucji, wraz ze swoją panią, znajduje schronienie u rodziny na wsi. Każdy ze snów przychodzi do Kamy zazwyczaj w takim momencie życia, w którym akurat go potrzebuje, choć zdarzają się sytuacje, w których ich wyczekuje, a one uparcie nie chcą przyjść. Mark, Teodozja i Sophie Madeleine są dla Kamy podporą i wskazują jej drogę, jaką powinna iść. Często ich przemyślenia są dla naszej bohaterki pociechą w gorszych momentach, a zawsze - drogowskazem.

Mogłoby się wydawać, że nie istnieją osoby, takie jak Kama. Dziewczyna dużo jeździ po świecie, ma mnóstwo przygód miłosnych, życie jej niestety nie oszczędza, a do tego te sny... Jeśli chodzi o dwie pierwsze rzeczy - znam takich ludzi, więc zupełnie mnie nie dziwi nagromadzenie wydarzeń w życiu naszej bohaterki. A co do tych snów... To już pozostawiam ocenie każdemu z Was. Historia słyszała już o przypadkach reinkarnacji, a sam motyw wydaje się być dość fantastyczny. Stąd myślę, że ta książka nie będzie dla każdego. Mnie przypadła do gustu właśnie przez ten motyw, bo gdzieś tam w głębi serca chcę wierzyć w to, że po śmierci wracamy na ziemię.

"Dzisiaj należy do mnie" napisana jest bardzo lekko, przez co można czerpać dużą przyjemność z lektury. Autorka maluje słowem, przez co łatwo wpada się w czytelniczy letarg. Jak wspominałam wcześniej - w życiu Kamy dużo się dzieje, jednak zmiany te nie są jakimiś specjalnie wyróżnionymi punktami kulminacyjnymi - nie wszystkie. Większość z nich Kama po prostu przyjmuje i się im poddaje. Inne złamałyby niejednego z nas, tak samo mocno odbijają się na naszej bohaterce. Jednak ona się nie poddaje - jej sny pomagają jej zachować pion w tej wichurze zwanej życiem. Kama jest niezłomna - taki jej obraz zostanie w mojej pamięci.

Ta książka dodaje otuchy. Takie mam skojarzenie już jakiś czas po przewróceniu ostatniej kartki i tak ją zapamiętam. Zdecydowanie jest to inna książka od znanych mi już "Marzeń z terminem ważności" i trafi raczej do innego grona odbiorców. Ja się cieszę, że miałam możliwość wraz z Kamą iść przez jej życie i doświadczyć tego, co ona.

Kama szuka swojego miejsca na ziemi. I szczęścia. Los rzuca ją w wiele różnych miejsc, a w tych poszukiwaniach nieustannie towarzyszy jej Mark, Teodozja i Sophie Madeleine. Nie, nie jest to jej najbliższa rodzina. Kama ma bowiem starą duszę, a Mark, Teodozja i Sophie Madeleine to prawdopodobnie jej poprzednie wcielenia.

Kama czuje, że nie jest na tym świecie pierwszy raz....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Co mogę napisać o książce, która wywołała we mnie tyle emocji i wspomnień, że nie mogłam opanować płaczu przez dobre pół godziny po skończeniu książki (dobrze, że małżu ucinał sobie popołudniową drzemkę, bo nawet nie byłabym w stanie wyartykułować wówczas, co się dzieje), by następnego dnia chodzić z podpuchniętymi oczami? Czytałam wiele bardzo pozytywnych opinii o "Jedynym takim miejscu", więc spodziewałam się wzruszenia, ale nie tego, co faktycznie nastąpiło... W moim przypadku istotny jest fakt, że jedna z postaci tej książki przypomina bardzo bliską mi osobę, która odeszła 7 lat temu. I to ona, a właściwie wydarzenia z jej udziałem z ostatnich stron książki spowodowały, że odżyły we mnie wszystkie emocje, które ostatnio ucichły, a związane były z moim dziadkiem.

Zacznę jednak od fabuły. Jak na New Adult przystało, głównymi bohaterami są młodzi ludzie - w tym przypadku 18-letnia Lena i 20-letni Alan. Lena w wieku 16 lat urodziła syna Marcela, lecz nikomu nie wyjawiła, kto jest jego ojcem - nawet babci Teresie i żyjącemu po sąsiedzku panu Tadkowi, który był właściwie członkiem ich rodziny. Z kolei Alan jest wnukiem pana Tadeusza i przyjacielem z dzieciństwa Leny - 10 lat temu przestał przyjeżdżać na wakacje do dziadka na wieś - nie z własnej woli, lecz przez ojca. Teraz Alan znowu wraca na wieś - chłopak próbuje poradzić sobie z pewnymi wydarzeniami ze swojego życia, a wieś, w której spędzał wakacje w dzieciństwie, wydaje mu się najlepszym do tego miejscem. Przeżywa szok, gdy znowu widzi Lenę - nie tylko przez dwuletniego chłopca, uczepionego jej nogi... W naszych bohaterach odżywają dziecięce wspomnienia, lecz życie poszło do przodu i wiele się zmieniło. Lena i Alan muszą poradzić sobie ze swoimi uczuciami i zdecydować, co jest dla nich najlepsze.

Autorka została obdarowana umiejętnością pięknego malowania słowem. Obrazy przez nią zmalowane są tak realne, że aż ma się wrażenie, że się przebywa z bohaterami na wsi. Prawdziwy popis swoich umiejętności Klaudia pokazała jednak przy opisywaniu uczuć i emocji, jakie odczuwają nasi bohaterowie. Czytając "Jedyne takie miejsce" miałam wrażenie, że jestem albo Leną, albo Alanem - to było tak rzeczywiste, że każdą emocję odczuwałam razem z nimi. Czułam gdzieś z tyłu głowy takie "mrowienie", zapowiedź zbliżających się wydarzeń, ale nie spodziewałam się, że autorka wplecie w wątek miłosny jeszcze inny wątek, tak bardzo mi bliski i tak bardzo emocjonalny.

Bohaterowie zostali wykreowani w bardzo naturalny sposób. Alan i Lena równie dobrze mogliby być naszymi sąsiadami. Obydwoje, pomimo młodego wieku, są już poharatani życiem i próbują wszystkiego, by nic znowu ich nie zraniło. Jest to oczywiście trudna droga, zwłaszcza, gdy serce i rozum nie chcą ze sobą współpracować. Autorka bardzo logicznie i konsekwentnie poprowadziła obie postacie, ma się wrażenie, że przyszło jej to niezwykle łatwo.

A to, co przeżyłam na końcu, miało miejsce tylko przy jednej książce. Nie wiedziałam zupełnie, co ze sobą zrobić, wspomnienia wróciły, serce znowu zaczęło boleć, łzy nie chciały przestać płynąć. Klaudia zakończyła tę historię w jakże piękny, lecz jednocześnie bardzo bolesny dla mnie sposób. Pisząc te słowa mam zaszklone oczy i znowu wszystko wraca. Nie znajdziecie w tej książce akcji pędzącej na łeb na szyję, zbijających z pantałyków zwrotów akcji, czy nie wiadomo jeszcze jakich wymyślnych trików. Nie. Ta książka to idealny przykład New Adult, które chwyta za serce i trzyma je w garści jeszcze przez długi czas.

"Jedyne takie miejsce".

Jedyny taki debiut.

Sprawdźcie.

Szkoda, by ominęło Was coś tak wartościowego.

Co mogę napisać o książce, która wywołała we mnie tyle emocji i wspomnień, że nie mogłam opanować płaczu przez dobre pół godziny po skończeniu książki (dobrze, że małżu ucinał sobie popołudniową drzemkę, bo nawet nie byłabym w stanie wyartykułować wówczas, co się dzieje), by następnego dnia chodzić z podpuchniętymi oczami? Czytałam wiele bardzo pozytywnych opinii o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wokół tej książki jest taki szum, że chyba każdy już słyszał ten tytuł. Jakiś czas temu ruszyła ciekawa akcja promocyjna - można było zapoznać się z trzema pierwszymi rozdziałami książki. Dla niewtajemniczonych w fabułę krótko streszczę - Stella ma 30 lat, zespół Aspargera i jest geniuszem ekonometrii. Jej relacje społeczne w zasadzie opierają się na kontakcie z ludźmi z pracy i rodziną, natomiast jej życie seksualne właściwie nie istnieje. Wizja bliskości budzi w niej niechęć, a na myśl o całowaniu robi jej się niedobrze. Trochę pod wpływem matki, trochę dla samej siebie postanawia to zmienić - robi to w dość nietypowy sposób. Jej założeniem jest "nauczyć się współżyć", a kto lepiej ją tego nauczy, jak nie wynajęty mężczyzna do towarzystwa? W ten sposób Stella poznaje Michaela, który jest młodszy od niej o 2 lata i ma swoje powody, by zarabiać na życie w ten sposób. Chłopak podchodzi do zadania poważnie, lecz w pewnym momencie relacja naszych bohaterów wymyka się z ram początkowo ustalonego planu.

Jest to romans na pograniczu New Adult - a może sam romans? Albo New Adult? Ciężko w sumie stwierdzić, tyle się porobiło tych nurtów. Niemniej jednak można się spodziewać, jak potoczą się losy bohaterów i że będzie tutaj mnóstwo uniesień (czasem seksualnych bohaterów, czasem brwi czytelnika ze zdziwienia). Autorka miała bardzo ciekawy pomysł na fabułę, lecz niestety w moim odczuciu ta książka nie różni się od innych romansów. O ile bohaterowie zostali wykreowani w ciekawy sposób, o tyle wątek romantyczny już nie do końca. Stella i Michael to trzydziestolatkowie, a ich zachowanie i niezrozumienie wysyłanych sygnałów i wypowiadanych słów było często na poziomie nastolatków. Niektóre sytuacje były wręcz absurdalne, jak zachowanie Stelli i sióstr Michaela podczas pierwszej wizyty głównej bohaterki w domu chłopaka. Miałam czasem wrażenie, że czytam o 15-latkach, a nie dojrzałych ludziach. Polubiłam jednak głównych bohaterów, a zwłaszcza Michaela i kibicowałam ich relacji, choć obydwoje często mnie wkurzali swoim zachowaniem. Na szczęście nie irytowali, irytacja to chyba najgorsze z możliwych odczuć w odniesieniu do głównego bohatera ;)

Co do akcji - nie jest ona specjalnie wartka. Ot, mamy faceta, który uczy kobietę seksu, więc łatwo można się domyślić, na czym skupia się większość książki. Opisy tych sytuacji wyszły autorce całkiem dobrze, lecz gorzej sobie radziła w zwykłych codziennych sytuacjach, jak przykładowo wspomniana przeze nie wyżej pierwsza wizyta Stelli w domu Michaela. Raczej można się domyślić, w którą stronę zmierzy fabuła, nie znajdziemy tutaj niczego odkrywczego.

Autorka ma lekkie pióro, dobrze i szybko mi się ją czytało. W ogólnym rozrachunku "Więcej, niż pocałunek" mogę określić lekkim, niezobowiązującym czytadłem. Po pierwszych trzech rozdziałach spodziewałam się czegoś więcej po tej książce, szerszego przedstawienia zespołu Aspargera, niekonwencjonalnych rozwiązań fabularnych, a dostałam to, co w każdym romansie. Może gdyby nie ten cały szum, książkę odebrałabym znacznie lepiej? No ale tego się już nie dowiem.

Wokół tej książki jest taki szum, że chyba każdy już słyszał ten tytuł. Jakiś czas temu ruszyła ciekawa akcja promocyjna - można było zapoznać się z trzema pierwszymi rozdziałami książki. Dla niewtajemniczonych w fabułę krótko streszczę - Stella ma 30 lat, zespół Aspargera i jest geniuszem ekonometrii. Jej relacje społeczne w zasadzie opierają się na kontakcie z ludźmi z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mark i Melissa to szczęśliwe małżeństwo, wychowujące dwie córki - kilkuletnią Poppy i kilkutygodniową Evie. Mark jest policjantem, który bez reszty oddaje się swojej pracy, znajdując jednak czas dla żony i ukochanych i wyczekanych córek. Melissa zajmuje się na co dzień domem, dziećmi i garncarstwem. Pewnego dnia ich sąsiadce, młodziutkiej Jade, pali się dom z całym dobytkiem. Małżeństwo przyjmuje dziewczynę pod dach - chcąc pomóc jej na czas remontu i sobie, wszak myśleli już o opiekunce dla swoich córek. Od tego momentu idealne i poukładane życie Marka i Melissy zaczyna się psuć...

"Opiekunka", pomimo bardzo schematycznej i przewidywalnej fabuły, jest naprawdę wciągającym i dobrze czytającym się thrillerem. Autorka ma świetny warsztat, co sprawia, że książkę przeczytałam w niecałe 24 godziny - po prostu nie mogłam się od niej oderwać! Myślę, że to przez narrację - poprowadzona została z kilku perspektyw - Marka, Melissy, a także Jade. Świetnie czytało się o jednej sytuacji z różnych punktów widzenia - dzięki temu czytelnik ma całościowy obraz o wydarzeniach, lecz z drugiej strony - z łatwością może przewidzieć dalszy scenariusz, który niestety nie zaskakuje.

Co do samej fabuły - autorka wie, jak trzeba zawiesić akcję albo wprowadzić jej zwrot. Przez całą książkę czułam miłe napięcie w oczekiwaniu na dalszy rozwój akcji. Sheryl Browne w sposób umiejętny kreuje także swoich bohaterów - są oni realni, z krwi i kości, z przywarami i marzeniami. Najbardziej podobała mi się kreacja Jade - dziewczyna ewidentnie ma misję, łatwo domyślić się w sumie jaką, gra na dwa fronty, a Mark i Melissa zupełnie się niczego nie domyślają. Autorce wszystkie postaci wyszły bardzo realistycznie, ale Jade zasługuje na szczególne brawa.

"Opiekunkę" czytało mi się bardzo dobrze i - jak już wyżej wspomniałam - szybko. Jest to taka historia, która dobrze by wyglądała na wielkim albo małym ekranie. W sumie nie zdziwiłabym się, gdyby niedługo dotarła do nas informacja, że książka doczekała się swojej ekranizacji.

Jedyny minus, jaki dostrzegłam, to schematyczność. Fabuła mnie niczym nie zaskoczyła, co jednak nie oznacza, że tak samo będzie z każdym, kto sięgnie po tę książkę. Ja chyba po prostu przeczytałam już zbyt dużo książek z tego gatunku ;) Nie zmienia to jednak faktu, że w ogólnym podsumowaniu "Opiekunkę" oceniam na plus i myślę, że spodoba się fanom gatunku ;)

Mark i Melissa to szczęśliwe małżeństwo, wychowujące dwie córki - kilkuletnią Poppy i kilkutygodniową Evie. Mark jest policjantem, który bez reszty oddaje się swojej pracy, znajdując jednak czas dla żony i ukochanych i wyczekanych córek. Melissa zajmuje się na co dzień domem, dziećmi i garncarstwem. Pewnego dnia ich sąsiadce, młodziutkiej Jade, pali się dom z całym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Autor dostał chyba jakiegoś niezłego kopa twórczego, bo "Raz, da, trzy... giniesz ty!" pojawiło się na księgarnianych półkach dwa miesiące po jego ostatniej książce 'Śmierć w blasku fleszy". To bardzo dobrze wróży na przyszłość, bo sugeruje, że możemy mieć do czynienia z płodnością literacką na miarę Mroza, a ja nie mam nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy, bo Alka mogłabym czytać non stop. Jako książę komedii kryminalnej, autor wrócił z potężną dawką humoru (często czarnego i absurdalnego), który jest mi (i podejrzewam, że wielu czytelnikom) bliski.

Zaczynając jednak od początku - mamy tutaj właściwą dla autora mnogość bohaterów. Bartek jest początkującym aktorem i dostał właśnie rolę w "Jak cię zabić, kochanie? 4", Agnieszka zaś próbuje swoich dziennikarskich sił, by dostać nową pracę i trafia na plan tejże produkcji. Pech chce, że podczas wizyty na tymże planie nasi bohaterowie znajdują trupa. Bardzo jest możliwe, że morderstwo to (denat raczej nie odszedł z tego świata zgodnie ze swoją wolą) ma związek z tragedią, jaka wydarzyła się w tym samym studio 17 lat temu. Szybko okazuje się, że morderca realizuje scenariusz filmu, na którego planie reportaż miała zrobić Agnieszka... Chcąc nie chcąc, razem ze swoją przyjaciółką Oliwką (także dziennikarką) trafia w sam środek tego morderczego zamieszania i próbuje zapobiec kolejnym tragediom.

Autor konsekwentnie raczy nas humorem, który niezwykle mi pasuje. Zawsze, gdy sięgam po jego książki, jestem spokojna, że dostarczą mi sporo rozrywki - tak też było tym razem. Nie raz i nie dwa parsknęłam śmiechem, czytając "Raz, dwa, trzy...", doceniając nie tylko humor słowny, ale także sytuacyjny, jaki pojawia się w tej książce. Autor pokusił się nawet o "podsumowanie" siebie samego jako "bubka", więc raczej nie można mu zarzucić, że nie ma do siebie dystansu ;) Zdaję sobie sprawę, że komedia kryminalna nie jest popularnym gatunkiem i trzeba po prostu go lubić, na szczęście twórczość autora znakomicie wpisuje się w mój gust. Odnośnie natomiast do samej akcji w książce - nie zwalnia ona tempa ani na moment (no, może w momentach tzw. dygresji od dygresji, które mają humorystyczny wydźwięk), wszak u Alka trup lubi ścielać się gęsto i często, więc i kolejne tropy, prowadzące do rozwikłania zagadki, pojawiają się dość szybko. Przez lekkie i bardzo przystępne pióro autora książkę czyta się niewiarygodnie szybko - zawsze po skończeniu jego książki mam zagwozdkę, czy aby wszystko jest logiczne i konsekwentnie pociągnięte (wszak liczba występujących w jego książkach bohaterów zawsze jest dość pokaźna), by ostatecznie dojść do wniosku, że on całkiem sprytnie sobie to wszystko obmyśla i układa, podpuszczając czytelnika i podrzucając fałszywe tropy, by zgrabnie wytłumaczyć wszystko w zakończeniu.

Miłym akcentem jest pojawienie się w tej książce dobrze nam już znanych bohaterów - komisarza Darskiego, Róży Krull, czy Pepe. Ja uwielbiam takie zabiegi - dzięki temu możemy dowiedzieć się, co u nich słychać, choćby miał to być jedynie strzępek informacji. Będąc już przy bohaterach - wszyscy są bardzo charakterystyczni, czasem przerysowani - ot, taki urok gatunku, a i autor wykorzystuje tutaj swój dobrze rozwinięty zmysł obserwacji.

Książka w skali "podobania się" historii ląduje na brązowym pudle ze "Śmiercią w blasku fleszy" i "Kto zabił Kopciuszka?". "Zbrodnia w wielkim mieście" to ciągle dla mnie najlepsza książka autora, a zaraz po niej "Lustereczko powiedz przecie...".

Podsumowując - fani autora i gatunku na pewno nie będą zawiedzeni ;) Ja jestem bardzo zadowolona ze spędzonego z tą książką czasu i liczę, że w wakacje pojawi się kolejna ;)

Autor dostał chyba jakiegoś niezłego kopa twórczego, bo "Raz, da, trzy... giniesz ty!" pojawiło się na księgarnianych półkach dwa miesiące po jego ostatniej książce 'Śmierć w blasku fleszy". To bardzo dobrze wróży na przyszłość, bo sugeruje, że możemy mieć do czynienia z płodnością literacką na miarę Mroza, a ja nie mam nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy, bo Alka mogłabym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

W pierwszych słowach zwracam się bezpośrednio do autorki - Aśka! Masz ode mnie kopa w tyłek! Tylko natychmiastowe wydanie trzeciego tomu może Cię od niego uchronić! Jak można było zostawić czytelnika bez odpowiedzi na najważniejsze pytanie, jakie stawia zakończenie pierwszego tomu Kryształowych?! Jak?! Ty to wiesz, jak podkręcić atmosferę, kobito :D

No, a przechodząc już do konkretów - ta książka to prawdziwa jazda bez trzymanki. Spokojnie mogę podtrzymać to, co pisałam przy okazji pierwszego tomu, tj. "Świeżej krwi". Zaczynając jednak od fabuły - pierwsze skrzypce gra Paweł "Driver" Dobrogowski - teraz już nie świeżak w pododdziale antyterrorystycznym, lecz w Biurze Spraw Wewnętrznych. Akcja z pierwszego tomu przeniosła naszego bohatera wprost w szeregi kryształowych, "psów na psy". Jak można się domyślić - znowu mamy do czynienia z dwiema twarzami policjantów - tym razem na tapet autorka bierze poznańskie kluby go-go i ich drugą naturę. Jest bowiem sobie Łysy - policjant, który według jednego świadka bierze pieniądze od właścicieli takich klubów w zamian za gwarancję spokoju. Bo te kluby to nie tylko panie tańczące na rurze i uśmiechające się do klientów - to także seks za pieniądze, więc nic dziwnego, że spokój dla szefów i ich pracownic jest dobrem nadrzędnym. Driver próbuje dociec, czy Łysy jest faktycznie tym, za kogo podaje go świadek, bowiem wśród policjantów cieszy się dobrą opinią, a w pracy - dobrymi wynikami.

Obok tego wątku pojawia się kolejny - małżeństwo znajduje w jednym z pokoi swojego domu martwą kobietę. Martwą nagą kobietę, której nie znają - a przynajmniej tak twierdzą. Śledztwo w tej sprawie prowadzi policjant z komendy spod Poznania. W jaki sposób łączy się ono z poznańskimi klubami go-go? Im dalej w las, tym autorka odkrywa coraz bardziej przerażające powiązania policji ze światem przestępczym i to wcale nie chodzi o jego zwalczanie...

Co ważne - przedstawione powyżej wątki to jedno, ale historia Drivera to drugie. Autorka zrobiła taki myk, że "Łatwy hajs" i "Świeżą krew" łączy ciąg fabularny, lecz wydarzenia z "Łatwego hajsu" toczą się tuż po wydarzeniach ze "Świeżej krwi", a przed ostatnią sceną z tej książki, która jednocześnie jest powiązana z pierwszą. Jak tak to czytam, to chyba nie złapiecie o co chodzi, ale nie umiem tego inaczej opisać :D Nie spotkałam się jeszcze z takim zabiegiem i jestem bardzo ciekawa, co autorka wymyśli w kolejnej części i mam nadzieję, że szybko się o tym przekonam, bo to, w jaki sposób zakończyła tę część, to wręcz tortury dla czytelnika! ;)

O ile przy pierwszym tomie zrobiłam mały research, tak przy tym sobie go już darowałam - autorka ma moje pełne zaufanie i jestem spokojna, że to, co opisuje w swojej najnowszej książce, jest poparte rzetelną dawką wiedzy bezpośrednio u źródeł. Akcja pędzi brawurowo na łeb na szyję i nie pozwala wręcz na odłożenie książki. Bohaterowie - policjanci z krwi i kości, autorka świetnie oddaje ich charakter, często podwójną naturę, reakcje na pewne bodźce. Nie znajdziecie tutaj ugładzonej rzeczywistości - rzucają mięsem na lewo i prawo, często ich odzywki mogą wydawać się wręcz ordynarne, ale taka natura tej pracy. Autorka nie owija w bawełnę i daje czytelnikom pełnokrwisty thriller sensacyjny. Narracja została poprowadzona kilkutorowo, dzięki czemu dostajemy wgląd w całość życia bohaterów - nie tylko w tę, którą sami chcą nam pokazywać. Jak można się domyślić, często inne twarze bohaterów są dość dyskusyjne, jednak kto z nas nie ma słabości, nie dąży do znalezienia się jak najwyżej hierarchii czy to zarabiania grubych pieniędzy? Policjanci mają lepsze warunki, by powiedzmy - przeskoczyć pewne bariery. Część z nich to wykorzystuje, inaczej nie powstałaby jednostka odpowiedzialna za wyłapywanie takich funkcjonariuszy. Autorka pokazuje każdą twarz polskiej Policji, kondensując to na kilkuset stronach książki.

"Łatwy hajs" to powieść wielowymiarowa i z pewnością zmusza do refleksji nad wieloma kwestiami, ale kto czytał "Świeżą krew", ten wie, z czym się je tę serię autorki. Nie boi się ona trudnych tematów - realia polskiej Policji, przedstawione w książce mogą szokować, ale obawiam się, że rzeczywistość szokuje jeszcze bardziej...

Autorka po raz kolejny (kogoś to dziwi? :)) napisała świetną książkę, która trzyma czytelnika w ryzach już od pierwszej strony. Ja jako czytelnik jestem usatysfakcjonowana lekturą i mam nadzieję, że szybko poznamy dalsze losy bohaterów, bo pod koniec zostało zarysowanych kilka bardzo ciekawych wątków, które nie zostały w tej części doprowadzone do końca.

W pierwszych słowach zwracam się bezpośrednio do autorki - Aśka! Masz ode mnie kopa w tyłek! Tylko natychmiastowe wydanie trzeciego tomu może Cię od niego uchronić! Jak można było zostawić czytelnika bez odpowiedzi na najważniejsze pytanie, jakie stawia zakończenie pierwszego tomu Kryształowych?! Jak?! Ty to wiesz, jak podkręcić atmosferę, kobito :D

No, a przechodząc już...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Już za dwa dni będzie TEN dzień. Dzień, w którym rozbiją się czytelnicze banki. Chyba każdy polski autor wydaje wówczas swoją książkę, nie obejdzie się też bez debiutów. Wśród nowości na księgarnianych półkach koniecznie wypatrujcie "Wady" Roberta Małeckiego - jest to druga część serii o komisarzu Bernardzie Grossie. Jest to kawał dobrej lektury!

Akcja "Wady" dzieje się kilka miesięcy po "Skazie" - tym razem mamy upalne lato. Na leśną polanę w pobliżu jeziora zostaje wezwany nie kto inny, jak nasz główny bohater - świadek znalazł namiot ze śladami krwi. Tylko śladami krwi, nie ma jednak nigdzie ciała. Ciała, narzędzia zbrodni, sprawcy - namiot pozostaje jedną wielką niewiadomą, nic się tutaj komisarzowi nie zgadza. Gross podejrzewa jedynie, że w tym miejscu doszło do brutalnego morderstwa z aktem seksualnym w tle, którego ofiarą jest kobieta - a przynajmniej o takim przebiegu wydarzeń świadczy miejsce zdarzenia. Jednocześnie Gross dostaje stołek po swoim przełożonym, a wraz z nim - kilka teczek z "poleceniem" rozwiązania spraw sprzed wielu lat. Jedną z nich jest zaginięcie pewnej kobiety i jej kilkumiesięcznego syna z 1988 roku. Jak można się domyślać - te dwie sprawy, z pozoru niemające ze sobą nic wspólnego, zaczynają wkrótce zyskiwać coraz więcej wspólnych mianowników.

Jak w poprzedniej części - i tutaj czytelnik nie siedzi w głowie Grossa, tylko otrzymuje takie same informacje, co komisarz i sam musi ułożyć wszystko w logiczną całość, doprowadzając do wyjaśnienia obu zagadek. Wszystkie tropy są podrzucane subtelnie, gdzieniegdzie zapalają się w głowie lampki ostrzegawcze, jednak ciągle i nam i komisarzowi coś umyka. Wątek kryminalny poprowadzony jest bezbłędnie, akcja zawieszana jest w odpowiednich momentach, by nie pozwolić czytelnikowi odłożyć książki. Nie ma zalewu informacji, ich ilość jest wyważona i adekwatna do opisywanej historii. Wszystko jest tutaj w idealnych jak dla mnie proporcjach - nie tylko jeśli chodzi o wątek kryminalny, ale także i część obyczajową, na którą zwracałam uwagę przy okazji "Skazy" - głównie mam tutaj na myśli samego Grossa, jego życie, przeszłość i jej echo w teraźniejszości. Miałam nadzieję, że pewne sprawy wyjaśnią się już w tym tomie, ale ewidentnie trzeba mi czekać na "Zadrę".

Gross to człowiek z krwi i kości - jego problemy i rozterki czynią go tak bardzo ludzkim, że chce się mu pomóc i chociaż spróbować doradzić... Autor jest konsekwentny w swoim stylu, nie opisuje uczuć i emocji, lecz świetnie je oddaje poprzez zachowanie danego bohatera, co widać szczególnie w przypadku Grossa właśnie. Robert Małecki jest bardzo drobiazgowy w opisach rzeczywistości naszych bohaterów, lecz na szczęście w mniejszym stopniu, niż w "Skazie". Podobnie, jak w pierwszej części, fabułę mamy podzieloną według dni śledztwa, by na końcu przeskoczyć kilka miesięcy naprzód. Jest to o tyle zmiana, że w "Skazie" fabuła została podzielona na teraźniejszość i 10 lat wstecz. Teraz przeszłość i teraźniejszość przenikają się w rzeczywistości Grossa i robią to w sposób spektakularny.

Ta część fabularnie chyba podobała mi się bardziej. Jeśli zatem tendencja jest zwyżkowa, to "Zadra" powinna rozwalić system. Jestem bardzo ciekawa, co siedzi w głowie autora ;) Na razie mnie nie zawodzi i jakoś jestem dziwnie spokojna, że nigdy nie zawiedzie ;)

Czekacie na premierę"Wady"? Jest na co! Małecki gwarantuje dobrze spędzony czas z książką ;)

Czytajcie Małeckiego! :)

Już za dwa dni będzie TEN dzień. Dzień, w którym rozbiją się czytelnicze banki. Chyba każdy polski autor wydaje wówczas swoją książkę, nie obejdzie się też bez debiutów. Wśród nowości na księgarnianych półkach koniecznie wypatrujcie "Wady" Roberta Małeckiego - jest to druga część serii o komisarzu Bernardzie Grossie. Jest to kawał dobrej lektury!

Akcja "Wady" dzieje się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Napiszę tak... Ta książka chyba nie była dla mnie. Nie wiem, jak inaczej, łagodnie, napisać, że mi się nie podobała. Może nawet nie tyle nie podobała, co nie przypadł mi zupełnie do gustu sposób narracji i przedstawienia historii. I chyba po raz pierwszy mam taką zagwozdkę, bo zazwyczaj czytane przeze mnie kryminały i thrillery mają swoje słabe punkty, które potrafię wskazać i uargumentować, dlaczego ta i ta rzecz wpłynęła negatywnie na moje odczucia co do czytanej książki. A tutaj takim głównym punktem jest narracja właśnie...

Zacznijmy od tego, o czym ja w ogóle nie miałam pojęcia (bo w sumie skąd?) - w tej książce główny bohater prowadzi ciągły monolog. Joe - bo o nim mowa - całe kilkaset stron zwraca się do obiektu swojej obsesji, czyli Beck i robi to w sposób jak dla mnie specyficzny. Dziewczyna pewnego razu wchodzi do księgarni, w której pracuje chłopak i tak zaczyna się jej koszmar, chociaż na razie nie może zdawać sobie z tego sprawy. Jest początkującą pisarką z dużymi aspiracjami i podobnie dużymi problemami z sobą samą (o czym dowiadujemy się później). Głównego bohatera od razu trafia strzała amora (o ile można to tak nazwać) i postanawia za wszelką cenę zdobyć tę dziewczynę. Powoli przejmuje kontrolę nad życiem Beck i robi to w sposób bardzo umiejętny, gdyż okazuje się, że to nie jest jego pierwszy raz.

Wracając do tego monologu - zupełnie ten sposób narracji mi nie przypasował. Okropnie męczyłam się całą książkę, bo miałam nadzieję, że może zakończenie będzie takie, że mój post tutaj będzie wychwalał "Ty" pod niebiosa, no ale nie - od samego początku domyślałam się, jak to się skończy, wraz z kilkoma "zwrotami akcji" po drodze. O ile zwrotami akcji można w ogóle to nazwać, bo ta książka nie ma według mnie żadnych punktów kulminacyjnych, żadnego zawieszenia akcji, które mogłoby trzymać czytelnika w napięciu. Facet po prostu ciągle opowiada, tak samo mówi o zwykłych czynnościach dnia codziennego, jak również o czynach, które powinny wstrząsnąć niejednym człowiekiem. Z drugiej strony jednak, jak tak dłużej nad tym myślę, to dodatkowo może świadczyć o psychopatycznej osobowości głównego bohatera. On ma cel i nie cofnie się przed niczym, by go osiągnąć, a każdy środek, jaki wykorzysta do tego, ma dla niego taką samą wagę.

To, co oceniam na plus, to ukazanie tej psychopatycznej osobowości Joe'go. On roi sobie w głowie wiele różnych rzeczy i każdą najmniejszą pierdołę bierze za dobry albo zły znak w kontekście swoich przemyśleń. Analizuje każdy aspekt życia Beck, każdego wysłanego przez nią maila czy tweeta co do kropeczki na końcu zdania. Co ciekawe - w ogóle nie postrzega siebie za stalkera - potrafi powiedzieć tak o facecie, którego kilka razy widział pod domem Beck, kiedy go obserwował (!). Nie pomyślał - może tu mieszka? Może ma obsesję jak ja? Nie, jego pierwszą myślą było, że nie chce zostać zauważony, jak on sam zauważył tamtego faceta, żeby ktokolwiek go nie posądził o stalking. Dla Joe'go takie zachowanie, jakie sam prezentuje, jest zupełnie normalne, a że trafił w swoim życiu na podobną osobowość, traktuje to jako coś naturalnego i oczywistego.

Odnośnie do bohaterów - wszyscy są dość specyficzni. Joe - to oczywiste, gdyż już góry dostajemy zapowiedź, że ten człowiek jest psychopatą. Natomiast co do całej reszty... Moją sympatię wzbudziły jedynie dwie przyjaciółki Beck, które pojawiają się w tej książce dość epizodycznie. Beck mnie niemiłosiernie irytowała, podobnie jej najbliższa przyjaciółka Peach. Chyba muszę po prostu przyjąć, że to środowisko, z którego wywodzą się bohaterowie, nakreśliło ich osobowości.

Nie wiem, może serial będzie lepszy, o ile w ogóle go obejrzę, bo książka mnie do niego zupełnie zniechęciła. Najwyraźniej nie rozumiem geniuszu i fenomenu tej książki. Podczas czytania wymęczyłam się okrutnie i gdyby nie to, że zobowiązałam się zrecenzować tę książkę, to porzuciłabym ją w połowie.

Napiszę tak... Ta książka chyba nie była dla mnie. Nie wiem, jak inaczej, łagodnie, napisać, że mi się nie podobała. Może nawet nie tyle nie podobała, co nie przypadł mi zupełnie do gustu sposób narracji i przedstawienia historii. I chyba po raz pierwszy mam taką zagwozdkę, bo zazwyczaj czytane przeze mnie kryminały i thrillery mają swoje słabe punkty, które potrafię...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie jestem w stanie napisać czegokolwiek merytorycznego o "Kryształowych motylach". Kolejny raz przekonałam się, że autorka nie boi się trudnych tematów i że porusza je w sposób niezwykle mądry i delikatny. O czym mowa? O próbie radzenia sobie ze stratą własnego dziecka.

Ta książka rozdziera serce. Nawet pisząc te słowa, kilka dni po skończonej lekturze, mam łzy w oczach.Nie wiem, czy zdecydowałabym się przeczytać te książkę, gdybym wiedziała, z jakimi emocjami mnie zostawi. Mnie to wręcz boli, czuję ból tych wszystkich ludzi, którzy stracili swoje dziecko. Jak żyć dalej po czymś takim? Jak? Temat niestety nie jest mi obcy, moi rodzice pochowali mojego młodszego brata. Nie pamiętam tego okresu, miałam wtedy 5 lat, ale ich ból widziałam przez wszystkie te lata. Podobno to ja pomogłam mamie otrząsnąć się z marazmu mówiąc, że przecież on nie żyje, ale ja tutaj jestem ciągle... Taka logika pięciolatki, ale mama do tej pory wspomina, że moje słowa były dla niej jak potężny kopniak i zrozumiała, że musi wziąć się w garść dla mnie.

Ta historia miała swój szczęśliwy finał, nie wszystkie jednak takie mają. Przekonacie się o tym, czytając o losach Anny, Elżbiety i Izabeli. Wszystkie nasze bohaterki łączy jedno - strata ukochanego dziecka. Każda z nich próbuje sobie poradzić w inny sposób, a autorka w fenomenalny sposób ukazuje studium psychiki nie tylko ich, ale także ich otoczenia.

Autorko, przepraszam, już nic więcej nie dam rady napisać. Jak w obliczu opisanych historii rozwodzić się na temat narracji, bohaterów, akcji?

Tutaj wszystko było tak, jak należy. Tak, jak powinno być.

Dziękuję.

Nie jestem w stanie napisać czegokolwiek merytorycznego o "Kryształowych motylach". Kolejny raz przekonałam się, że autorka nie boi się trudnych tematów i że porusza je w sposób niezwykle mądry i delikatny. O czym mowa? O próbie radzenia sobie ze stratą własnego dziecka.

Ta książka rozdziera serce. Nawet pisząc te słowa, kilka dni po skończonej lekturze, mam łzy w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Niebezpieczna gra" to kolejny debiut, który miałam przyjemność przeczytać w ostatnim czasie, a na który warto zwrócić uwagę. Przyznać jednak na wstępie muszę, że sceptycznie podeszłam do informacji, jakoby ta książka była ostrym połączeniem kryminałów Pauliny Świst (a właśnie, Świście, kiedy coś nowego? wszyscy wydają 15 maja, a Ty nie? :D) i filmowego Pitbulla i w sumie słusznie, bo w mojej ocenie tak nie jest, co bynajmniej nie świadczy źle o tej książce, ale o tym później.

Co my tutaj mamy? Na blogu pojawiła się już zapowiedź tego tytułu, jednak pokrótce przypomnę - w roli głównej występuje policjantka Weronika Kardasz, która nie może sobie poradzić ze stratą swojego partnera (policyjnego). Dziewczyna zaczyna coraz częściej sięgać po alkohol i po rocznym marazmie dostaje dość ważne zadanie. W Wilanowie zostało bowiem znalezione ciało kandydata na premiera - jedynym świadkiem tego, co zaszło, jest aktor Przemysław Rej, który twierdzi, że był kompletnie pijany i niczego nie pamięta, jednak obawia się, że grozi mu niebezpieczeństwo. Weronika zostaje przydzielona do ochrony mężczyzny, póki sprawa śmierci polityka nie zostanie wyjaśniona.

Tak rysuje się początek fabuły "Niebezpiecznej gry". I teraz tak - po opisie i zapowiedziach spodziewać można się pędzącego na łeb, na szyję thrillera, podszytego dużą dawką humoru. W mojej ocenie jednak faktycznie czytelnik otrzymuje to gdzieś od połowy książki - pierwsza część jest zdecydowanie bardziej obyczajowa. Autorka skupia się na ukazaniu relacji, jaka nawiązuje się pomiędzy Weroniką a Przemkiem. Obydwoje zostali postawieni w nowej dla siebie sytuacji i muszą sobie z tym poradzić, w końcu tutaj może chodzić o życie aktora. Akcja właściwa zaczyna się właśnie mniej więcej gdzieś w połowie książki, kiedy na jaw wychodzą zupełnie nowe okoliczności, które w nieco odmiennym świetle stawiają Przemka. Wtedy też otrzymujemy więcej policyjnej akcji i związanych z tym rozterek głównej bohaterki, czyli jak rozumiem - tego wspomnianego pierwiastka pitbullowego. Nadszedł bowiem moment, w którym Weronika musi rozsądzić, komu ufać. Akcja zaczyna wówczas przyspieszać, na jaw wychodzą nowe fakty, które rzucają więcej światła na wydarzenia także z przeszłości dziewczyny. Powoli zaczyna chodzić nie tylko o Przemka, ale o coś wiele więcej, co sięga także policyjnych korzeni. Autorka od tego momentu nie zwalnia tempa i nie pozwala czytelnikowi odłożyć książki, póki ten jej nie skończy, co jest oczywistym atutem tego tytułu. Odnosząc się natomiast do pierwiastka świstowego - takowy występuje właściwie w całej książce i przejawia się głównie w dialogach naszych bohaterów i ich zachowaniach. Weronika to rogata dusza i często dogryza Przemkowi we właściwy dla siebie sposób, a ten biedak próbuje jej dorównać. Kilkukrotnie parsknęłam śmiechem, czytając ich utarczki słowne, lecz miało to miejsce zdecydowaną mniejszą ilość razy, niż podczas lektury książek Pauliny Świst (skoro tytuł ten jest porównywany do jej książek, to wręcz czuję się w obowiązku do tego się odnieść - autorka niestety nie uniknie porównań przez zastosowanie takiego chwytu marketingowego). Autorka zdecydowanie goni więc Śwista, choć jeszcze mu ustępuje. Dialogi, w których bohaterowie sobie dogryzają, wychodzą jej zdecydowanie lepiej, niż te "zwykłe", w których czasem gubiłam się kto do kogo mówi i jaki jest sens danej wypowiedzi, co jednak wybija nieco z rytmu. A jak już jestem przy tej technicznej kwestii to muszę nadmienić, że autorka ma lekki i bardzo przystępny styl pisania i generalnie "Niebezpieczną grę" czytałam z zainteresowaniem i dość szybko, jednak czasem zdarzało się jej wtrącić małe smaczki, które wybijały z czytelniczego letargu. Jeden taki zachował się w mojej pamięci i brzmiał mniej więcej tak: "przesunął językiem od pępka, przez żuchwę aż do ucha" (ale jak to? to gdzie ona miała pępek? czemu zostały w tym zestawieniu pominięte - nie bójmy się tego słowa - cycki, a pojawiła się żuchwa?) - i całe wkręcenie się w akcję szlag trafiał :D

I teraz płynnie możemy przejść do naszych głównych bohaterów, skoro już zasygnalizowałam co nieco z ich relacji (ale nie mam sobie tego za złe, przecież po przeczytaniu opisu książki to jest oczywiste :D). Zarówno Weronika, jak i Przemek, zostali wykreowani w bardzo wyrazisty sposób. Wera to kobieta, która nie uznaje kompromisów, stawiająca na swoim bez względu na okoliczności, jednocześnie odważna i czasem nawet można powiedzieć, że brawurowa, jednak strata policyjnego partnera mocno pokiereszowała jej psychikę, gdyż dziewczyna obwinia się o jego śmierć. Z kolei Przemek to na pierwszy rzut oka typowy celebryta-amant, jednak wraz z przewracanymi kartkami poznajemy także jego drugie, a nawet trzecie oblicze. Spodobało mi się, w jaki sposób autorka poprowadziła relację tej dwójki, no ale nie oszukujmy się - wiemy, czego oczekujemy, sięgając po tego typu książkę ;) Mogła jednak zrobić to w nieco bardziej skondensowany sposób, bo w pewnym momencie "Niebezpieczna gra" naprawdę trąciła obyczajówką (ja nie mam nic do obyczajówek, ale w końcu cała okładka książki krzyczy, że nią nie jest). Polubiłam tę dwójkę, żadne z nich mnie nie irytowało, bo zdawali się podejmować sensowne i logiczne decyzje, a każda z nich miała swoją konkretną motywację.
Przechodząc już powoli do podsumowania tego wpisu przyznać muszę, że "Niebezpieczną grę" czytałam z przyjemnością, pomimo kilku minusów, które zaakcentowałam Wam wyżej. Książka Emilii Wituszyńskiej to ciekawa propozycja na oderwanie się od rzeczywistości i myślę, że autorka osiągnęła swój cel kierując ją szczególnie do kobiet, które w literaturze szukają odskoczni. Emilia Wituszyńska zdecydowanie wiedziała, co chce osiągnąć, pisząc tę książkę ;) Fanki opowiadań autorki na Wattpadzie na pewno się nie zawiodą, a zyska ona zapewne nowe grono czytelników po premierze "Niebezpiecznej gry". Jestem ciekawa kolejnych książek autorki i na pewno po nie sięgnę.

Mam nadzieję, że uda Wam się wyłowić "Niebezpieczną grę" wśród premier, które zaleją nasze księgarnie 15 maja i podzielicie się ze mną swoimi wrażeniami po jej lekturze ;)

"Niebezpieczna gra" to kolejny debiut, który miałam przyjemność przeczytać w ostatnim czasie, a na który warto zwrócić uwagę. Przyznać jednak na wstępie muszę, że sceptycznie podeszłam do informacji, jakoby ta książka była ostrym połączeniem kryminałów Pauliny Świst (a właśnie, Świście, kiedy coś nowego? wszyscy wydają 15 maja, a Ty nie? :D) i filmowego Pitbulla i w sumie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to