-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
"Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów."
Sześcioro niebezpiecznych wyrzutków.
Jeden niewykonalny skok.
Przestępczy geniusz Kaz Brekker otrzymuje ofertę wzbogacenia się ponad wszelkie wyobrażenie – wystarczy w tym celu wykonać zadanie, która z pozoru wydaje się niewykonalne:
– włamać się do niesławnego Lodowego Dworu (niezdobytej wojskowej twierdzy)
– uwolnić zakładnika (a ten może rozpętać magiczne piekło, które pochłonie cały świat)
– przeżyć dostatecznie długo, żeby odebrać nagrodę (i ją wydać)
Kaz potrzebuje ludzi wystarczająco zdesperowanych, żeby wraz z nim podjęli się tej samobójczej misji, oraz dostatecznie niebezpiecznych, żeby ją wypełnili. Wie, gdzie ich szukać. Szóstka najbardziej niebezpiecznych wyrzutków w mieście – razem mogą być nie do zatrzymania. O ile wcześniej nie pozabijają się nawzajem.
Leigh Bardugo możecie kojarzyć z jej Trylogii Grisza. Ja jej nie czytałam, ale mam ją w planach tak samo jak milion innych książek. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać tę serię jeszcze w tym życiu, bo słyszałam bardzo dużo pochlebnych opinii.
"- W jaki sposób najłatwiej ukraść człowiekowi portfel?
- Przyłożyć mu nóż do gardła? - zapytała Inej.
- Pistolet do głowy? - powiedział Jesper.
- Wrzucić mu truciznę do kubka? - zaproponowała Nina.
- Wszyscy jesteście okropni - obruszył się Matthias.
Kaz przewrócił oczami.
- Najłatwiej ukraść człowiekowi portfel, mówiąc mu, że zamierzacie ukraść mu zegarek."
Wydaje mi się, że pani Bardugo słynie ze swojego stylu pisania, który podobno jest niesamowity (przynajmniej tak głoszą amerykańskie "jutuby"). I może na początku byłam nieco sceptycznie nastawiona do tej Jej "niesamowitości", to teraz mogę tylko przyznać, że styl pisania tej kobiety jest naprawdę genialny.
Świat wykreowany przez Leigh jest magiczny i urzekł mnie w 100%. Autorka ma rzadko spotykany w obecnych czasach dar do opowiadania historii. Nawet ta ogromna liczba opisów mi nie przeszkadzała.
Ogromną zaletą Szóstki wron są cytaty. Dawno w żadnej książce nie zaznaczyłam ich takiej ilości. Myślę, że to właśnie one są moja ulubioną częścią całej powieści (co z jednej strony jest strasznie głupie, bo przecież teoretycznie każde zdanie znajdujące się w tej książce mogłoby być cytatem, więc ogólnie rzecz ujmując cała ta książka jest moją ulubioną częścią).
"Kiedy wszyscy myślą, że jesteś potworem, nie musisz marnować czasu na popełnianie każdej potworności."
Bohaterowie - podobnie jak świat przedstawiony - są wykreowani genialnie. Pewnie osób, które czytały tę książkę nie zdziwi fakt, że moim absolutnie ulubionym bohaterem aka nowym mężem został Kaz. Jest to typ postaci, który po prostu uwielbiam - nie ma duszy/serca, ogólnie człowiek-zagadka. Czasami chciałam go zabić, no ale przez większość czasu go kochałam.
Kolejną postacią, której warto poświęcić czas jest Inej. Dziewczyna przeżyła naprawdę dużo w swoim stosunkowo krótkim życiu, ale mimo wszystko była - moim zdaniem - najsilniejsza ze wszystkich.
Poza tym byli jeszcze: Matthiew - druskelle; Nina - grisza; Jesper - spec od broni i Wylan - ktoś w rodzaju zakładnika.
"- To niezgodne z naturą, żeby kobiety walczyły.
- To niezgodne z naturą, żeby człowiek był równie głupi, jak wysoki, a jednak proszę, stoisz tutaj."
Jestem taką trochę sroką i lubię ładne okładki. A - jak pewnie widzicie - Szóstka wron jest przepiękna. Czarne strony, a właściwie ich grzbiety, są czymś raczej rzadko spotykanym w naszym kraju, co czyni tę książkę jeszcze bardziej wyjątkową. Poza tym okładka równie jest zachwycająca i do tego twarda (!). Wydawnictwo MAG naprawdę się postarało.
Szóstka wron to świetna historia, która jest powiewem świeżości na polskim rynku wydawniczym. Jej zakończenie nie jest zbyt przyjemne, a właściwie to czuję się lekko zniszczona psychicznie, jednak dzięki niemu jeszcze bardziej nie mogę doczekać się drugiego tomu - Croocked Kingdom.
"Żadnych żałobników. Żadnych pogrzebów."
Sześcioro niebezpiecznych wyrzutków.
Jeden niewykonalny skok.
Przestępczy geniusz Kaz Brekker otrzymuje ofertę wzbogacenia się ponad wszelkie wyobrażenie – wystarczy w tym celu wykonać zadanie, która z pozoru wydaje się niewykonalne:
– włamać się do niesławnego Lodowego Dworu (niezdobytej wojskowej twierdzy)
– uwolnić zakładnika...
"Kiedy dziecię martwe, wojownik bez mocy,
W jego sercu pustka, w duszy otchłań nocy.
Pokój w niebyt odejdzie,
Zębacz władzę zdobędzie."
Od chwili gdy Gregor przypadkiem trafił do niezwykłej krainy pod Nowym Jorkiem, minęło kilka miesięcy. Chłopiec poprzysiągł sobie, że nigdy tam nie wróci.
Kiedy Podziemni potrzebują pomocy – w związku z kolejną przepowiednią, tym razem o złowieszczym białym szczurze imieniem Mortifer – zdają sobie sprawę, że jedynym sposobem, by sprowadzić Gregora pod ziemię i zapobiec nieszczęściu, jest… porwanie Botki.
Gregor podejmuje wyzwanie i wraz z nietoperzem Aresem oraz nieposkromioną księżniczką Luksą wyrusza na poszukiwanie morderczego szczura Mortifera. Znajdzie się w sytuacjach, gdy zagrożone będzie to, co dla niego najdroższe, i stanie przed decyzjami o życiu i śmierci, od których będzie zależał los Podziemia.
W tej części Gregor wraz z Botką znowu trafiają do Podziemia. Kiedy Gregor a chwilę odpłynął myślami Pełzacze porwały młodszą siostrę głównego bohatera. Jednak nie miały one złych zamiarów, zamierzały tylko uchronić swoją królewnę przed szczurami zwanym także Zębaczami. Chcąc nie chcąc, 11-letni Gregor musi pomóc mieszkańcom Podziemia i udać się na kolejną niebezpieczną wyprawę jako wojownik z przepowiedni.
Wszyscy znają Suzanne Collins jako osobę, która napisała Igrzyska Śmierci. Ja, jako ogromna fanka tej trylogii musiałam sięgnąć także po debiutancką serię tejże autorki i po raz kolejny jestem mile zaskoczona. Pierwszy tom Kronik Podziemia oczarował mnie. Przypominał trochę Alicję w krainie czarów i bajkę, za którą nigdy nie przepadałam, Artur i minimki. Mimo to, pokochałam serię o Gregorze i jego przygodach, a drugi tom mnie nie zawiódł. Cały czas coś się działo. A to bitwa, a to ośmiornica atakująca statki. Po raz kolejny książka Collins wciągnęła mnie i nie wypuściła ze swoich sideł do końca. Naprawdę, przeczytałam tę powieść w kilka dni, podczas nauki szkolnej, a czas, by czytać miałam tylko wieczorami. Można? Można.
Gregor tak jak w poprzedniej części zaimponował mi swoją odwagą. Troską nie tylko o siostrę, ale także o innych uczestników wyprawy zapunktował u mnie. Wiele osób uważa, że jak na 11-latka Gregor jest zbyt dojrzały i odpowiedzialny. Wcale nie. Chłopak po zaginięciu ojca musiał pomóc matce w utrzymywaniu rodziny. Co tydzień szedł pomagać sąsiadce, od której zawsze wychodził z ogromną ilością jedzenia, niepotrzebnymi rzeczami jej dorosłych już dzieci typu kurtki zimowe oraz pieniędzmi, które oddawał mamie.
Książkę polecam, nie tylko młodszym czytelnikom. Historia Gregora jest pełna przygód, akcji i na pewno pomogą Wam zapomnieć choć na chwilkę o trudnościach codziennego życia. Kroniki Podziemia są świetną alternatywą dla osób zabieganych, ponieważ czytając je człowiek od razu zaczyna się uspokajać.
~ A.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu IUVI.
"Kiedy dziecię martwe, wojownik bez mocy,
W jego sercu pustka, w duszy otchłań nocy.
Pokój w niebyt odejdzie,
Zębacz władzę zdobędzie."
Od chwili gdy Gregor przypadkiem trafił do niezwykłej krainy pod Nowym Jorkiem, minęło kilka miesięcy. Chłopiec poprzysiągł sobie, że nigdy tam nie wróci.
Kiedy Podziemni potrzebują pomocy – w związku z kolejną przepowiednią, tym razem o...
"Może wcale nie jesteśmy prawdziwi, tylko istniejemy wyłącznie w czyimś śnie?"
Sprawy Liv, młodej bohaterki serii Silver, układają się coraz lepiej. Nowy dom i nowa rodzina okazały się całkiem w porządku. Romantyczny związek z przystojnym i bystrym Henrym trwa. W dodatku nowe fascynujące możliwości odkrywa przed dziewczyną sfera snów. Niestety, Liv ma także powody do niepokoju. Po pierwsze, anonimowa blogerka Secrecy wie o Liv rzeczy, których nie powinna wiedzieć. Po drugie, Henry ma swoje tajemnice. Wiele tajemnic. Po trzecie, za drzwiami z klamką w kształcie jaszczurki czai się coś strasznego, mrocznego i złowrogiego…
Chyba każdy Czytelnik choć raz po skończeniu jakiejś książki miał tzw. "kaca książkowego". Mnie zdarza się to niezwykle rzadko, nawet jeśli powieść, którą właśnie skończyłam nie raz wprawiła mnie w osłupienie i spędziła sen z powiek. Nie żebym narzekała...
Ta jakże szczególną przypadłość miałam po przeczytaniu książki Kerstin Gier "Silver, pierwsza księga snów". Naprawdę długo musiałam zbierać to, co ze mnie zostało. A kiedy już mi się to udało, okazało się, że do premiery drugiego tomu zostało tylko kilka dni. Jak żyć na tym świecie?
"-... A co z symbolem nieskończoności, który podarowałeś Emily?
- Widocznie to była jednak tylko leżąca ósemka - odparł sucho Grayson."
Po zakończeniu, które mnie "lekko" dobiło, nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania z Liv, Henrym, Graysonem. I po przeczytaniu Drugiej księgi snów czuję jeszcze większa pustkę. Nie raz powtarzałam, że zakończenia nie powinny być przerywane w ekscytujących momentach, ponieważ jest to nieludzkie. Teraz uważam, że Autorzy powinni ponosić koszty leczenia czytelników swoich książek. Abo pisać jasne i nie wzbudzające chęci mordu, zakończenia. Niestety. po co ułatwiać życie ludziom oraz sprawiać im radość, skoro można w ciągu kilku sekund zamienić ich nadzieje oraz szczęści w drobny mak?
Styl pisania pani Gier uwielbiam. Podkreślam to w każdej recenzji jakiejś z jej książek, ale to najczystsza prawda. Autorka używa przystępnego, młodzieżowego języka, nie czegoś co ma być do niego podobne. Do tego we wszystkich powieściach autorstwa Gier znajduje się masa żartów, sarkastycznych odpowiedzi, co ja po prostu kocham, nie tylko w książkach.
"Emily działała jak tłumik. Tłumiła wszelką radość."
Jedyną rzeczą, która utrudniała mi czytanie byli bohaterowie. A właściwie główna bohaterka. Liv zachowywała się niedojrzale. Czasami miałam ochotę ją po prostu szarpnąć za ramiona i powiedzieć, by się w końcu ogarnęła.
Co do zachowania reszty postaci nie mam żadnych zarzutów. Były momenty, że ktoś mnie zdenerwował, ale po przeczytaniu książki rozumiałam dlaczego się tak zachowywał. No nie licząc Emily i Liv - tych dwóch nie jestem zrozumieć za żadne skarby. A próbowałam.
Okładka Drugiej księgi snów bardzo mi się podoba. Mimo że czarny to mój ulubiony kolor (i taka barwa dominowała na oprawie pierwszego tomu), to druga część wygląda jeszcze lepiej. Do tego te przepiękne srebrne elementy - po prostu cudo.
" - Kto wierzy w sny, przesypia życie, chłopcze z potarganymi włosami."
Jak widać po recenzji, nadal jestem totalnie zakochana w książkach z tego cyklu. Nie mogę doczekać się trzeciej księgi, ponieważ coś czuję, że będzie naprawdę genialna.
Jeśli jeszcze nie czytaliście Silver, to serdecznie Wam polecam, bez względu na wiek. Jest to jedna z książek, w których każdy znajdzie coś dla siebie.
"Może wcale nie jesteśmy prawdziwi, tylko istniejemy wyłącznie w czyimś śnie?"
Sprawy Liv, młodej bohaterki serii Silver, układają się coraz lepiej. Nowy dom i nowa rodzina okazały się całkiem w porządku. Romantyczny związek z przystojnym i bystrym Henrym trwa. W dodatku nowe fascynujące możliwości odkrywa przed dziewczyną sfera snów. Niestety, Liv ma także powody do...
"Wszystko pozostaje w równowadze."
Letnie wakacje Calluma Hunta w niczym nie przypominają tych, jakie mają zwyczajne dzieciaki. Jego towarzyszem zostaje ogarnięty chaosem wilk Havoc. Ojciec podejrzewa, że Call przeszedł na ciemną stronę mocy. Oczywiście, większość dzieci nie wróci już więcej do szkoły w magicznym świecie Magisterium… Wszystko to nie jest łatwe dla Calla…, a sprawy jeszcze bardziej się komplikują, kiedy w piwnicy swojego domu znajduje ślady wskazujące na to, że ojciec usiłuje pozbyć się jego i Havocka. Call chroni się w Magisterium, ale to tylko pogarsza sytuację. Alkahest – miedziana rękawica mająca zdolność do pozbawiania niektórych magów ich czarodziejskich mocy – została skradziona. Próbując ustalić sprawców, Call i jego przyjaciele ściągają na siebie uwagę bardzo groźnych przeciwników i zbliżają się do odkrycia niezwykle niebezpiecznej prawdy.
Miedziana rękawica jest to drugi tom serii Magisterium autorstwa Cassandry Clare oraz Holly Black. Po wstrząsający zakończeniu pierwszej części z niecierpliwością oczekiwałam kolejnego tomy, by dowiedzieć się jak potoczą się losy Colluma.
"Ten, kto niczego nie kocha, niczego nie rozumie."
Na początku trudno było mi wkręcić się w tę powieść. Jednak po kilkunastu stronach znowu zostałam bezpowrotnie wciągnięta do Magisterium - szkoły dla magów.
Akcja jest stała. Nie ma tutaj wielu zwrotów akcji, ale to nie znaczy że nic się nie dzieje. Bo dzieje się naprawdę dużo. Autorki nadal utrzymują poziom pierwszej części, czyli Próby żelaza.
W tej części widać dużą zmianę w Collumie. Zachowuje się inaczej niż w poprzednim tomie. Chłopak dorósł, chociaż momentami zachowywał się na moje zbyt poważnie.
Niestety bardzo, ale to bardzo denerwowali mnie najlepsi przyjaciele Calluma. Zachowywali się jakby zjedli wszystkie rozumy. Natomiast pokochałam Jaspera. Mimo że może wydawać się on jest "czarnym" charakterem, to okazuje się, iż wcale nie jest taki zły. Chociaż muszę przyznać, że na samym początku miałam ochotę go zabić.
Zakończenie było chyba największym atutem tejże powieści. Jednak mimo to, czuję się nieusatysfakcjonowana. Nie mogę doczekać się poznania dalszych losów magów.
"Nasza rodzina nie jest zawsze taka, jak nam się wydaje."
Okładka, a właściwie całe wydanie książki jest piękne. Wszystko idealnie do siebie pasuje i tworzy spójną całość. Cieszę się, że wydawnictwo zachowało oryginalną okładkę.
Polecam wam tę serie bardzo serdecznie. Wiele osób narzeka, że Magisterium to marna podróbka HP. Są podobieństwa, nie mogę zaprzeczyć. Jednak ja nie należę do fanów "chłopca, który przeżył", więc dla mnie seria Holly Black i Cassandry Clare jest znacznie lepsza.
Wydaje mi się, że książka ta spodoba się szczególnie młodszym czytelnikom (11 lat i wzwyż), więc bez obawy możecie sprezentować ją młodszemu rodzeństwu, kuzynostwu.
"Wszystko pozostaje w równowadze."
Letnie wakacje Calluma Hunta w niczym nie przypominają tych, jakie mają zwyczajne dzieciaki. Jego towarzyszem zostaje ogarnięty chaosem wilk Havoc. Ojciec podejrzewa, że Call przeszedł na ciemną stronę mocy. Oczywiście, większość dzieci nie wróci już więcej do szkoły w magicznym świecie Magisterium… Wszystko to nie jest łatwe dla Calla…,...
Akcja powieści rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie zakończyła się poprzednia. Jest rok 1940. Liczą na to, że znajdą tam pomoc dla ukochanej dyrektorki, pani Peregrine, uwięzionej w ciele ptaka. W ogarniętym wojną mieście czekają ich jednak liczne, okropne niespodzianki. Zanim Jacob zapewni bezpieczeństwo osobliwym dzieciom, musi podjąć ważną decyzję w kwestii swojej miłości do Emmy Bloom.
Temat nadnaturalnych zdolności w literaturze towarzyszy nam już od wielu, wielu lat. No bo kto nie chciałby potrafić lewitować, być bardzo silnym lub niewidzialnym? Niestety, jak to mówi mój ulubiony bohater z Once Upon a Time "Każda magia ma swoją cenę". Ta mądrość ma także swoje zastosowanie w świecie wykreowanym przez Ransoma Riggsa. Cena, jaką płacą bohaterowie jest bardzo wysoka. Ktoś poluje osobliwców i ma zamiar porwać ich dyrektorkę, panią Peregrine.
Pierwszy tom, Osobliwy dom Pani Peregrine nie zachwycił mnie jakoś szczególnie. Jednak z tego co wiem w tym roku do kin wchodzi film na podstawie książek Riggsa, więc chciałam zapoznać się z drugą częścią. I Moi Drodzy, nie żałuję tego w żadnym stopniu!
Na początku akcja nie pędzi i trudno było mi się znowu "wkręcić" w historię osobliwych dzieci. Miasto cieni rozpoczyna się w momencie, w którym zakończył się pierwszy tom. Jednak już po około 100 stronach akcja rozpędza się, przez co nie mogłam oderwać się od powieści. Musze bez bicia przyznać, że nie pamiętałam kilku informacji z Osobliwego... przez co kilka razy nie miałam pojęcia o czym właściwie czytam. No ale to nie wina książki tylko moja.
Zanim zaczęłam czytać powieść, obejrzałam wszystkie wspaniałe - i przerażające - obrazki, które się w niej znajdują. I po obejrzeniu kilku ze środka książki, wiedziałam, że II wojna światowa przestanie być tylko tłem do wydarzeń, ale stanie się ważnym elementem Miasta cieni. Nie myliłam się. Dzięki temu makabrycznemu elementowi zapożyczonemu z kart historii naszego świata powieść stała się bardziej realna, rzeczywista.
Skoro o fotografiach mowa, to zdecydowanie są one moim ulubionym elementem książek Riggsa. Oczywiście, liczy się treść, ale Musicie przyznać, że nie na co dzień ma się okazję widzieć podobne zdjęcia. Pochodzą one z kolekcji różnych ludzi. Nienaruszone, niesamowite i przyprawiające o ciarki. To na nich oparta jest historia o osobliwcach. Z tyłu powieści wypisani są wszyscy właściciele fotografii, którzy zgodzili się udostępnić je na potrzeby książek pana Ransoma.
Bohaterowie powieści są osobliwi. Mamy ty Emmę, dziewczynę która potrafi kontrolować żywioł ognia. Jest także Bronwyn, dziewczynka o niesamowitej sile, Millard, niewidzialny chłopiec, Olive, dziecko lżejsze od powietrza, Enoch potrafiący na krótko ożywiać zmarłych. No i oczywiście Jacob, główny bohater potrafiący widzi oraz wyczuwa głucholce.
Powieść podobała mi się znacznie bardziej niżeli poprzedni tom. Chyba każdy czytelnik spotkał się z tzw. klątwą drugiego tomu. Mnie niestety, trafia się ona częściej niż bym chciała, jednak nie ode mnie to zależy. Nie tym razem! Nie mogę doczekać się trzeciej części, bo z tego co widziałam i słyszałam na amerykańskim booktubie, The library of souls (w dosłownym tłumaczeniu Biblioteka dusz) jest świetna.
Akcja powieści rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie zakończyła się poprzednia. Jest rok 1940. Liczą na to, że znajdą tam pomoc dla ukochanej dyrektorki, pani Peregrine, uwięzionej w ciele ptaka. W ogarniętym wojną mieście czekają ich jednak liczne, okropne niespodzianki. Zanim Jacob zapewni bezpieczeństwo osobliwym dzieciom, musi podjąć ważną decyzję w kwestii swojej miłości...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Twój dom jest tam, gdzie twoje książki."
Liv zawsze przywiązywała dużą wagę do snów. Ale odkąd zamieszkała w Londynie, znalazły się w centrum jej zainteresowań. Tajemnicze zielone drzwi. Gadające kamienne posągi. Niania z tasakiem w schowku na miotły... Tak, ostatnio sny Liv stały się bardzo dziwne. A szczególnie ten: czterech chłopaków, łacińskie inkantacje, dziwny rytuał, a wszystko to w nocy pośrodku cmentarza. No tak, Liv zna tych chłopaków z nowej szkoły - i zawsze, gdy spotykają się na jawie, oni zdają się wiedzieć o niej więcej, niż powinni... Chyba że... śnili ten sam sen, co ona?
Wielu z Was może kojarzyć Kerstin Gier jako autorkę wspaniałej, cudownej, genialnej Trylogii Czasu. Kiedy usłyszałam, że ma zostać wydana w Polsce kolejna powieść tej pani, wiedziałam, że będę musiała zapoznać się z tą pozycją. Czy żałuję? W żadnym razie!
"(…)Zmykaj stąd!-Wykonał gest, jakby odganiał muchę.- Powiedziałem:
zmiataj, serowa panienko! Sio!
Nie ruszyłam się z miejsca, wywołując u niego konsternację.
-Dlaczego ona nie znika?
-Może dlatego, że nie reaguję na ,,serową panienkę”, kretynie-odparłam."
Zacznijmy może od okładki. Jest prze-pięk-na! Wydaje mi się, że wydawnictwo Media Rodzina jest jednym z niewielu wydawnictw polskich, które sprzedaje książki w twardej oprawie. Chwała im! Ja osobiście wolę twardą lub półtwardą okładkę niżeli miękką, bo ją najłatwiej zniszczyć. Trzeba przyznać, że wygląd powieści przyciąga wzrok. Jednak książka ta wygląda jeszcze lepiej na żywo. W środku powieści co jakiś czas znajdują się ozdobniki w formie pnączy z kwiatami.
Akcja książki na początku jest wolna. Autorka powoli wprowadza nas w życie Liv. Dopiero kiedy poznajemy Graysona oraz jego przyjaciół wszystko zaczyna przyspieszać. Pomysł na powieść jest genialny. Mimo wszystko sny są rzadko wykorzystywanym tematem w literaturze dla młodzieży. A szkoda, bo mają duży potencjał i pani Gier wykorzystała go w 100%.
Może wydawać się, że powieść jest dość długa (pff, tak szczerze to dla mnie powieści długie zaczynają się od 700 stron, więc...), ale czcionka jest całkiem spora. Poza tym, dużo miejsca zabierają akapity. Mimo wszystko, Silver przeczytałam bardzo szybko i trudno było mi się od niej oderwać. Najchętniej siedziałabym cały dzień w domu, pochłaniając lody oraz Pierwszą księgę snów.
"Tutaj było więcej tajemnic do rozszyfrowania. A taka już natura tajemnic, że niekiedy okazywały się niebezpieczne."
Główna bohaterka była trochę irytująca, ale tylko na początku. Liv wkurzała mnie swoją nieświadomością, niewiedzą. Wiem, to może wydawać się głupie, jednak tak właśnie było. Potem było już lepiej i muszę przyznać, że pod koniec książki Liv dołączyła do listy ulubionych bohaterek.
Tym razem nie mamy jednego przystojnego faceta, obiektu westchnień wszystkich dziewczyn ze szkoły, ale czwórkę. Grayson to przyrodni brat Liv. Jasper to taki typowy laluś. Arthur to tajemniczy gość, po uszy zakochany w swojej dziewczynie, Anabel. A Henry to...obiekt westchnień Liv. W sensie, na początku dziewczyna strasznie broniła się przed uczuciem do niego (prosiła nawet siostrę, żeby ta w nią czymś rzucała). Dopiero potem się "ogarnęła".
Polecam Wam bardzo, bardzo gorąco Silver. Zresztą, Trylogię Czasu również, ponieważ obie serie są warte uwagi. Pierwsza księga snów to powieść pełna sarkastycznych wypowiedzi, humoru oraz oczywiście, snów. Myślę, że książka skierowana jest do osób powyżej 11 roku życia, ale tak naprawdę może spodobać się każdemu. A Druga księga snów znajdzie się w księgarniach już we wrześniu!
"Twój dom jest tam, gdzie twoje książki."
Liv zawsze przywiązywała dużą wagę do snów. Ale odkąd zamieszkała w Londynie, znalazły się w centrum jej zainteresowań. Tajemnicze zielone drzwi. Gadające kamienne posągi. Niania z tasakiem w schowku na miotły... Tak, ostatnio sny Liv stały się bardzo dziwne. A szczególnie ten: czterech chłopaków, łacińskie inkantacje, dziwny...
Minęło kilka miesięcy, odkąd zginęłam. Od tamtego czasu moja siostra żyła moim życiem. Wiele sekretów dotyczących mnie, mojej rodziny i przyjaciół wyszło na jaw, ale Emma nadal nie wie, kto jest mordercą.
Gdy moje ciało zostaje odnalezione, sprawy się komplikują. Emma natychmiast staje się pierwszą podejrzaną, więzienie nie jest najgorszym, co może ją spotkać. Człowiek, który mnie zabił, wciąż jest na wolności…
Słodka zemsta to szósty i ostatni tom w serii The Lying Game. W tym tomie zostają rozwiązane wszystkie tajemnice, a mroczna prawda wychodzi na jaw. Niech gra w kłamstwa się rozpocznie...
W Słodkiej zemście akcja pędzi nie pozostawiając czytelnikowi czasu do przetrawienia nowych informacji. A musicie wiedzieć, że w tym tomie dowiadujemy się naprawdę dużo.
Po sześciu tomach Shepard nareszcie odkrywa przed nami tajemnicę wszechświata: kto jest mordercą. Muszę przyznać, że przewidziałam takie zakończenie i od mniej więcej trzeciej części podejrzewałam tą osobę. Ba, nawet trafiłam z motywem. Jednak autorka tak mnie zmanipulowała, że porzuciłam swoją teorię.
Druga część książki totalnie mnie zniszczyła. Ludzie dowiedzieli się, że Emma nie jest Sutton i oskarżyli ją o morderstwo siostry. "Z zazdrości" jak to opisywał detektyw. Było mi wtedy żal Emmy. Przecież ona tylko chciała pomóc. Poza tym, jej też grożono, ale oczywiście wszyscy o tym nagle zapomnieli.
Polecam Wam serię Sary Shepard. Szczególnie Grę w kłamstwa. Jest pełna akcji, intryg oraz tajemnic. Seria przeznaczona jest dla każdego, bez względu na płeć czy wiek.
Minęło kilka miesięcy, odkąd zginęłam. Od tamtego czasu moja siostra żyła moim życiem. Wiele sekretów dotyczących mnie, mojej rodziny i przyjaciół wyszło na jaw, ale Emma nadal nie wie, kto jest mordercą.
Gdy moje ciało zostaje odnalezione, sprawy się komplikują. Emma natychmiast staje się pierwszą podejrzaną, więzienie nie jest najgorszym, co może ją spotkać. Człowiek,...
Hollywood Boulevard najlepiej ogląda się w ciemnych okularach i bez wszelkich nadziei. Jeśli jednak spojrzysz wystarczająco uważnie (i cudem dostaniesz się na listę VIP-ów), zobaczysz oazę najlepszych klubów w mieście - hedonistyczne niebo dla młodych, stylowych
i bogatych. Ale wchodząc do tego świata musisz pamiętać, że możesz już nigdy się z niego nie wyrwać. Trójka kalifornijskich nastolatków wchodzi do kręgu dla wybrańców – nocnego życia elit Los Angeles. Zostają wciągnięci do gry o wysoką stawkę, którą jest gwiazdka Hollywood Madison Brooks. Ryzykowną zabawę w fascynującym świecie intryg i pieniędzy przerywa
wstrząsający news – Madison zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach…
Niezrównani to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Noël. Słyszałam o jej innej serii, Nieśmiertelni. Ostatnimi czasy czytanie nie szło mi najlepiej, dlatego chciałam sięgnąć po coś odprężającego, nie skomplikowanego. I myślę, że Niezrównani było świetnym wyborem.
Wiele ludzi - szczególnie młodych - pragnie sławy, bogactwa. Są gotowi zrobić wszystko, by tylko "wybić się". Co jeśli to nie tylko wywiady, popularność i pieniądze? Co jeśli, żeby być sławnym, trzeba "poświęcić" siebie? Właśnie o tym opowiada ta książka. O trójce nastolatków nie wiedzących w co się pakują...
Styl pisania pani Noël nie jest powalający na kolana. Autorka nie korzysta z górnolotnych metafor i porównań. Jednak w jej powieści jest coś takiego, co ciągnęło mnie do tej książce. Na początku miałam małe problemy z czytaniem się w Niezrównanych. Dopiero po kilkunastu stronach zostałam wciągnięta w wir wydarzeń mających miejsce w powieści.
Bohaterowie są dobrze wykreowani i bardzo łatwo ich rozróżnić. Tommy to jedyny chłopak z trójki głównych bohaterów. Poza nim jest jeszcze Layla - dziewczyna, której przyjemność sprawia obrzucanie błotem celebrytów - oraz Aster - bogata dziewczyna, która marzy, by stać się sławną.
Tommy pojawiał się chyba najrzadziej z całej trójki. Był normalnym nastolatkiem, który potrzebował pieniędzy. To właśnie dlatego zgłosił się do konkursu.
Z tego samego powodu Layla wzięła udział w "wyścigu szczurów". Jednak jej ze wszystkich nienawidzę najbardziej. Byłam pewna, że nie polubię Aster, wrednej, bogatej dziewczyny. Myliłam się. Layla była strasznie irytująca. Niby taka miła i spokojna, ale tak naprawdę okazała się sprytną manipulantką.
Aster - jak już wspomniałam - była wredna i zależało jej tylko na swojej wygranej. Mimo to, ją polubiłam najbardziej z całej trójki. Była barwną, silną postacią, ale popełniła kilka błędów, za które najchętniej bym ją udusiła.
Powieść polecam. Będzie idealna na wakacje, ponieważ należy do lekkich, przyjemnych książek na jeden wieczór. Jednak ja nie mogę doczekać się drugiej części, ponieważ autorka zakończyła Niezrównanych w bardzo nie przyjemny, aczkolwiek popularny wśród autorów, sposób.
Hollywood Boulevard najlepiej ogląda się w ciemnych okularach i bez wszelkich nadziei. Jeśli jednak spojrzysz wystarczająco uważnie (i cudem dostaniesz się na listę VIP-ów), zobaczysz oazę najlepszych klubów w mieście - hedonistyczne niebo dla młodych, stylowych
i bogatych. Ale wchodząc do tego świata musisz pamiętać, że możesz już nigdy się z niego nie wyrwać. Trójka...
"Lepiej umrzeć z uniesioną głową, niż płaszcząc się niczym nędzny robak."
Dziewiętnastoletnia Feyre jest łowczynią – musi polować, by wykarmić i utrzymać rodzinę. Podczas srogiej zimy zapuszcza się w poszukiwaniu zwierzyny coraz dalej, w pobliże muru, który oddziela ludzkie ziemie od Prythian – krainy zamieszkanej przez czarodziejskie istoty. To rasa obdarzonych magią i śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń, która przed wiekami panowała nad światem.
Kiedy podczas polowania Feyre zabija ogromnego wilka, nie wie, że tak naprawdę strzela do faerie. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje pochodzący z Wysokiego Rodu Tamlin, w postaci złowrogiej bestii, żądając zadośćuczynienia za ten czyn. Feyre musi wybrać – albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythian i spędzi tam resztę swoich dni.
Pozornie dzieli ich wszystko – wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyre będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?
Dwór cierni i róż jest pierwszym tomem kolejnej bestsellerowej serii od znanej wszystkim autorki Szklanego tronu - Sarah J. Maas. Książka opowiada o Feyre, dziewczynie, która chcąc ratować rodzinę przed głodem, musiała zapłacić za odebrane życie.
Każdy kto śledzi mojego bloga wie, że nie należę do największych fanów pani Maas. Osobiście nie rozumiem sukcesu Szklanego tronu, który - według mnie - jest średni. Jednak uwielbiam baśnie oraz wszystko co z nimi związane, a jako że Dwór... oparty jest na Pięknej i Bestii, mojej ulubionej bajce z dzieciństwa, ta pozycja była jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier 2016 roku.
"Niektórzy szukają mnie przez życie całe, lecz nigdy się nie spotykamy,
Pocałunek zaś ofiarowuję tym, którzy nie depczą mnie swymi stopami.
Niektórzy mówią, że łaskami swymi obdarzam mądrych i gładkich,
Lecz me błogosławieństwo jest dla tych, którym nie brak odwagi.
Zazwyczaj me działanie zdaje się wszystkim darem cudnym,
Lecz wzgardzona staję się potworem do pokonania trudnym
I chociaż każdy cios mój góry kruszyć by pozwolił,
Gdy zabijam, robię to bardzo powoli..."
Pani Maas poczyniła wyraźne postępy w pisaniu. Na reszcie pozbyła się charakterystycznej dla swoich książek rutyny. W Dworze cierni i róż dzieję się bardzo dużo, szczególnie w drugiej połowie.
Pomysł na powieść jest naprawdę świetny. Podobnie jak wykonanie. Autorka stworzyła coś nowego, świeżego. I wykorzystała potencjał tej książka maksymalnie, dlatego zastanawiam się co będzie w drugiej części. Mimo że świat przedstawiony został bardzo dobrze wykreowany w Dworze... nie znajdziecie długich na trzy strony opisów przyrody.
Bohaterowie także są dużą zaletą. Na początku obawiałam się, że w tej powieści będę musiała borykać się z drugą Celaeną Sardothien. Moje wątpliwości zostały rozwiane po kilku pierwszych stronach. Feyra nigdy nie miała łatwego życia. Po utracie majątku, śmierci matki i nieszczęśliwym wypadku ojca, to właśnie młoda łowczyni stała się głową rodziny. Polowała, zajmowała się ojcem, który zamiast spróbować znaleźć pracę, rzeźbił w drewnie. No i znosiła humory dwóch, ciągle nadąsanych sióstr pragnących łatwego oraz wygodnego życia. Moim ulubionym bohaterem w tej książce zdecydowanie jest Rhysand. Jego poczucie humoru, uwagi oraz spostrzeżenia rozkładały mnie na łopatki. Mimo że jest przebiegły i może się wydawać, że nie zależy mu na nikim, to gdzieś tam, obok niesamowitych pokładów sarkazmu, jest dobro.
"Czy nie sypiasz nocami, aby przygotować sobie świeży zapas ciętych ripost na kolejny dzień?"
Muszę przyznać, że okładki książek pani Maas są piękne. Oprawa Dworu cierni i róż pasuje do treści, co mimo wszystko, jest ważne. Poza tym, przy każdym nowym rozdziale znajduje się ozdobnik w postaci pędu róż z kolcami.
Podsumowując, książkę bardzo, bardzo polecam. Nadaje się ona dla każdego, bez względu na płeć czy wiek. Poza tym, jeśli tak jak ja nie przepadacie za Szklanym tronem i nie jesteście przekonani co do nowej powieści Maas, to z czystym sumieniem mówię, że naprawdę warto przeczytać Dwór cierni i róż.
"Lepiej umrzeć z uniesioną głową, niż płaszcząc się niczym nędzny robak."
Dziewiętnastoletnia Feyre jest łowczynią – musi polować, by wykarmić i utrzymać rodzinę. Podczas srogiej zimy zapuszcza się w poszukiwaniu zwierzyny coraz dalej, w pobliże muru, który oddziela ludzkie ziemie od Prythian – krainy zamieszkanej przez czarodziejskie istoty. To rasa obdarzonych magią i...
Recenzja może zawierać spoilery do pierwszej części serii, czyli W sieci umysłów. Czytasz na własną odpowiedzialność.
Po wydarzeniach na Ścieżce i po tym, jak dowiedział się, że jest tworem - komputerowym programem przeniesionym do ciała człowieka, Michael budzi się na Jawie, w obcym domu, w ciele nastoletniego Jacksona Portera.
Kiedy w mieszkaniu pojawiają się ludzie Kaine'a, żeby zaprowadzić go na spotkanie z twórcą Doktryny Śmiertelności, Michael ratuje się dramatyczną ucieczką i postanawia odnaleźć jedynych ludzi, którym bezgranicznie ufa - Brysona i Sarę.
Jego pojawienie się w domu Sary rozpoczyna jednak serię nieszczęśliwych wydarzeń. Rodzice dziewczyny znikają w tajemniczych okolicznościach, Sara zostaje oskarżona o współudział w ich porwaniu, a Michael jest poszukiwany za przestępstwa związane z cyberterroryzmem.
Tymczasem zarówno na Jawie jak i we Śnie dochodzi do dziwnych wydarzeń, i wszystko wskazuje na to, że Kaine rzeczywiście pragnie zaludnić ziemię tworami.
Wkrótce Michel, Bryson i Sara przekonują się, że nie mogą czuć się bezpiecznie w żadnym ze światów; że Kaine nie jest ich jedynym zmartwieniem i że nie należy nikomu ufać.
Reguła myśli to drugi tom serii Doktryna śmiertelności. Mimo że twórczość Jamesa Dashnera uwielbiam, to do nowej historii jego autorstwa podeszłam z lekkim wahaniem. Gry komputerowe to zupełnie nie moja bajka, dlatego obawiałam się, iż W sieci umysłów nie przypadnie mi do gustu. Pozory mylą, a ja ze zniecierpliwieniem wyczekiwałam kolejnej części.
"- Kiedy drzwi nie są drzwiami? - spytała ze swoim silnym niemieckim akcentem.
- Kiedy? - powtórzy Michael.
- Kiedy są uchylone."
Akcja książki zaczyna się już na początku kiedy to znowu spotkamy się z Michaelem. Jednak wydarzenia nie pędziły aż tak bardzo. To było mniej więcej tak: działo się coś niesamowitego, spokój, który po pewnym czasie był nużący i niespodziewanie znowu akcja nabiera tępa. Szczególnie widać to pod koniec. O twórczości Dashnera można powiedzieć wiele, ale na pewno nie zgodzę się ze stwierdzeniem, iż jego książki są przewidywalne. W Regule myśli autor zmyla nas na okrągło. Kiedy już myślałam, że wiem jak potoczą się dalsze losy Michaela, Brysona i Sary, nagle cała historia zmieniała tor, a ja znowu byłam w kropce nieświadoma zakończenia.
Główny bohater, Michael, nie należy do najlepszych. Nie mam nic do niego, ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, że go polubiłam. Jest wyprany z emocji, nijaki. Nie wiem, może to celowy zabieg, w końcu Michael jest tylko Tworem, a nie człowiekiem. Zdecydowanie bardziej polubiłam jego przyjaciół. Jednak i tak moim ulubieńcem jest Bryson - bohater, który potrafi rozśmieszyć jednym zdaniem.
"- Tak tylko mówię - ciągnął Bryson. - Mam gdzieś, czy jesteś Tworem, czy wyjątkowo mądrą lamą. Jesteś moim przyjacielem, i tylko to się liczy."
Ogromnym plusem jest watek miłosny. A raczej jego brak. No dobra, niby coś dzieje się pomiędzy Michaelem i Sarą, ale jest to tak delikatne, że ledwo da się to dostrzec. Doktryna śmiertelności jest dobrym rozwiązaniem dla osób, które nie przepadają za miłością w książkach.
Podsumowując, powieść polecam jak i osobom płci damskiej, jak i męskiej. W Regule myśli znajdziecie akcję, bardzo delikatny wątek miłosny oraz wiele intryg, w które główni bohaterowie wciągani są co raz bardziej.
Recenzja może zawierać spoilery do pierwszej części serii, czyli W sieci umysłów. Czytasz na własną odpowiedzialność.
Po wydarzeniach na Ścieżce i po tym, jak dowiedział się, że jest tworem - komputerowym programem przeniesionym do ciała człowieka, Michael budzi się na Jawie, w obcym domu, w ciele nastoletniego Jacksona Portera.
Kiedy w mieszkaniu pojawiają się ludzie...
"Lex malla, lex nulla. Złe prawo, to nie prawo."
Minęło pięć lat od wydarzeń przedstawionych w „Mieście Niebiańskiego Ognia”, po których Nocni Łowcy znaleźli się na skraju zagłady. Emma Carstairs nie jest już pogrążoną w żałobie dziewczynką, lecz młodą kobietą, która zamierza za wszelką cenę dowiedzieć się, kto zabił jej rodziców, i pomścić ich śmierć.
Wraz ze swoim parabatai, Julianem Blackthornem, musi się nauczyć ufać swojemu sercu i rozumowi, gdy odkrywa demoniczny spisek obejmujący zasięgiem całe Los Angeles, od Sunset Strip aż po morskie fale roztrzaskujące się na plażach Santa Monica. Gdyby
jeszcze serce nie prowadziło jej na manowce…
Jakby mało było tych komplikacji, brat Juliana Mark – uprowadzony przez faerie przed pięcioma laty – zostaje teraz uwolniony w geście dobrej woli ze strony porywaczy. Faerie rozpaczliwie poszukują mordercy, który zbiera wśród nich krwawe żniwo – i w tych poszukiwaniach potrzebują pomocy Nocnych Łowców. Kłopot w tym, że w krainie faerie czas płynie inaczej i Mark nie tylko prawie się nie postarzał, ale na dodatek nie rozpoznaje nikogo ze swoich bliskich. Czy będzie w stanie naprawdę wrócić na łono rodziny? I czy faerie naprawdę na to pozwolą?
"- Przy wejściu zderzył się z automatem telefonicznym i powiedział "Proszę o wybaczenie, szlachetna pani"- zauważył Julian.
- To się nazywa uprzejmość- powiedział Mark, nie przestając się uśmiechać.
- Nie wobec przedmiotów nieożywionych."
Pani Noc jest książką, na którą czekałam prawie 2 lata. Miała zostać wydana rok temu, jednak prace nad nią się przedłużyły, przez co fani musieli czekać kolejny rok. Opłacało się. Wiele osób uważa, że Cassandra Clare wyczerpała już pomysł Nocnych Łowców, ale nie ja.
Akcja w tej książce pędzi i wciąga nas w wir mrocznych intryg. Próbowałam razem z głównymi bohaterami odkryć tajemnice morderstw oraz kim jest Pani Noc, jednak nie udało mi się. Autorka totalnie mnie zaskoczyła rozwiązaniem zagadki. Powieść jest wypełniona uczuciami, które wylewały się ze stron. Miłość, strach, żądza zemsty. Zakończenie jest po prostu niszczące, a zaraz po skończeniu powieści w głowie miałam jedno pytanie: jak mam wytrzymać rok do następnej części?
"Najokrutniejsi bywamy dla tych, którzy najbardziej przypominają nam nas samych."
Tłumaczenie pozostawia wiele do życzenia. Na początku starałam się ignorować wszystkie błędy, ale po pewnym czasie strasznie zaczęły mnie one denerwować. Na przykład, zamiast "Wzroku", w Pani Nocy było "Widzenie". Państwo fearie zostało przetłumaczone jako Fearie...Zawsze był to po prostu Jasny bądź Ciemny Dwór. Wielu osobom nie podoba się tytuł. Fakt, oryginalny brzmi lepiej, ale Pani Noc ma istotną rolę w tej książce, więc wydaje mi się, że wydawnictwo nie mogło tak od siebie wziąć - na przykład - "Pani Północy" lub czegoś podobnego.
Dzięki ci Aniele, nareszcie mamy jakąś normalną, nie doprowadzającą mnie do szału, bohaterkę. Emma Carstairs jest genialna. Mściwa, wredna, sarkastyczna. Z takim charakterem mogłaby zostać Herondalem.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że kocham Julesa. On jest połączeniem Willa Herondale'a oraz Jamesa Carstairsa. Spokojny, ale bezwzględny, jeśli chodzi o rodzinę.
"- Siedziałyśmy tutaj, on zadzwonił, wyświetlił mi się na ekranie... To znaczy wyświetliła mi się lama, bo nie miałam jego fotki, więc zamiast tego wstawiłam zdjęcie lamy... I ta lama tak mnie wkurzyła, że nie mogłam się powstrzymać.
- Zły moment, żeby być lamą.
- A na to są jakieś dobre momenty?"
Pod koniec książki znajduje się opowiadanie, Przyjęcie zaręczynowe. Dotyczy ono dobrze znanych nam już bohaterów z innej serii Pani Clare, Darów Anioła. Ja zaczęłam czytanie tej książki od opowiadania i nie żałuję, ponieważ pod koniec Pani Nocy wątki oraz postacie z tej krótkiej historii pojawiają się. Radzę Wam zacząć właśnie od opowiadania.
Powieść serdecznie polecam. Wszystkim. Cassandra znowu wróciła z wielkim hukiem, nie mogę doczekać się drugiej części. Szkoda, że trzeba czekać tak długo na kolejne tomy, ale co zrobić...
"Lex malla, lex nulla. Złe prawo, to nie prawo."
Minęło pięć lat od wydarzeń przedstawionych w „Mieście Niebiańskiego Ognia”, po których Nocni Łowcy znaleźli się na skraju zagłady. Emma Carstairs nie jest już pogrążoną w żałobie dziewczynką, lecz młodą kobietą, która zamierza za wszelką cenę dowiedzieć się, kto zabił jej rodziców, i pomścić ich śmierć.
Wraz ze swoim...
"Byłam plasterkiem na ich rany, ale nie mogłam ich uleczyć."
Siedemnastoletnia Quinlan McKee ma niezwykły dar i od lat z powodzeniem go wykorzystuje – niesie pocieszenie rodzinom zmarłych nastolatków. Pomaga krewnym przetrwać żałobę, wchodząc na pewien czas w rolę tych, którzy niedawno odeszli. Nosi ubrania i fryzury zmarłych, a obejrzawszy filmy i zdjęcia z ich udziałem, przejmuje ich zachowania. Czasem nawet zdarza jej się mylić swoją własną przeszłość z losami tych, których role odgrywa. Jest tylko jeden warunek: nie wolno jej się angażować emocjonalnie.
Choć doskonale wie, że jest to surowo zabronione, to od kiedy stała się Cataliną Barnes, między nią a chłopakiem zmarłej dziewczyny zaczyna rodzić się więź. A to dopiero początek trudności. Bo gdy Quinlan poznaje prawdę o śmierci Cataliny, komplikacji przybywa. Ponieważ ta śmierć mogła nastąpić w wyniku epidemii…
Od stycznia z utęsknieniem czekałam na kolejny tom serii pani Young. Uwielbiam styl pisania autorki, wykreowaną przez nią wizję przyszłości, w której nastolatki masowo popełniają samobójstwa. W Remedium cofamy się jednak do czasów przed programem, gdzie plaga dopiero się zaczynała.
"Staraliśmy się na nowo złożyć w jedną całość różne fragmenty nas, udając przy tym, że nie widzimy, jak bardzo jesteśmy pogruchotani w środku."
Główna bohaterka, Quinlan, była naprawdę świetnie wykreowana. Pełna emocji, barwna postać, zdecydowanie lepsza niż Sloane. Dziewczyna od lat zajmowała się pomaganiem osobom, którzy nie mogą poradzić sobie ze śmiercią bliskiej osoby. Zadaniem Quinlan było "granie" zmarłego przez określony czas. Musiała mówić, wyglądać, zachowywać się zupełnie jak osoba, którą miała udawać. Jednak była to bardzo trudna praca. W końcu, jak nie zatracić siebie udając ciągle kogoś innego?
Remedium jest równie świetne co poprzednie tomy Programu. Jednak chyba muszę przyznać, że historia Quinn była odrobinę lepsza ze względu na główną bohaterkę. Akcja w tej książce pędzi niemiłosiernie, cały czas coś się dzieje. Poza tym temat poruszony przez autorkę jest ważny aczkolwiek rzadko poruszany. Proces "odnawiania się" po śmierci bliskiego jest bardzo trudny, opisanie wszystkich emocji temu towarzyszących nie jest łatwe, ale autorka odwaliła kawał dobrej roboty. Poza tym w Remedium znajduje się kilka intryg, które z czasem są przed nami odkrywane i pokazują mrożącą krew w żyłach prawdę.
Jak wcześniej mówiłam uwielbiam styl pisania pani Young. Lekki, młodzieżowy, dzięki czemu powieść czyta się szybko bez większych problemów. W książce tej nie mogło zabraknąć humoru, na który głównie składają się docinki Quinn oraz jej przyjaciół. Poza tym znajdziemy tu także wątek miłosny, ale nie przysłania on wątków głównych - leczenia bliskich Cataliny oraz odkrywania tajemnic razem z Quinn. Jest on raczej miłym dodatkiem.
"Przez chwilę zastanawiałam się, co czuje człowiek, który jest z kimś w związku i przez cały czas pozostaje sobą. Ktoś taki ma przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, którą może dzielić ze swoją drugą połówką. I liczyć na jej bezwarunkową miłość. A nie taką, która kończy się nagle i bez żadnej widocznej przyczyny."
Zakończenie powieść było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Szczerze mówiąc, to autorka bardzo pokręciła fabułę, jednak absolutnie nie jest to minusem. Po przeczytaniu Remedium miałam wielkiego kaca książkowego, bo cały czas - wręcz obsesyjnie - zastanawiałam się co właściwie się stało i co będzie dalej. Mam nadzieję, że będzie kolejna część o Quinlan, bo autorka skończyła w bardzo nieprzyjemny sposób, zostawiając mnie bez wyjaśnienia.
Podsumowując, powieść serdecznie polecam nie tylko fanom Programu, ale także osobom, które nie miały jeszcze styczności z tą serią. Spokojnie możecie zacząć czytanie od tej powieści, ponieważ wydarzenia mające w niej miejsce były przed historią opisaną w Pladze samobójców.
"Byłam plasterkiem na ich rany, ale nie mogłam ich uleczyć."
Siedemnastoletnia Quinlan McKee ma niezwykły dar i od lat z powodzeniem go wykorzystuje – niesie pocieszenie rodzinom zmarłych nastolatków. Pomaga krewnym przetrwać żałobę, wchodząc na pewien czas w rolę tych, którzy niedawno odeszli. Nosi ubrania i fryzury zmarłych, a obejrzawszy filmy i zdjęcia z ich udziałem,...
"- Ty pierwsza - powiedział Bellamy. - Będę zaraz za tobą".
Stu zesłańców walczy o przeżycie ze świadomością, że uda im się to tylko dzięki solidarności. Od lądowania misji 100 na porzuconej niegdyś Ziemi minęło 21 dni. Są pierwszymi ludźmi, którzy postawili stopę na ojczystej planecie od stuleci... a przynajmniej tak myśleli. Wells usiłuje przekonać zesłańców, aby wspólnie stawili czoło nieznanym wrogom. Clarke wyrusza na Mount Weather w poszukiwaniu innych przybyszów z Kolonii, a Bellamy chce za wszelką cenę uratować siostrę. Tymczasem na statku Glass musi wybrać pomiędzy miłością swojego życia - a samym życiem!
Dzień 21 jest drugim tomem trylogii opowiadającej o setce młodocianych przestępców wysłanych na Ziemię. Zakończenie Misji 100 było najlepszym jak i najgorszym momentem tamtej książki, więc oczywistą oczywistością było, to że musiałam sięgnąć po kolejną część.
"- Co to, to nie- zaoponowała. Szukałam tej książki od lat. Muszę wiedzieć, czy bohaterka zejdzie się z tym chłopakiem, który przezywał ją "Marchewka".
- Jeżeli ten koleś wie, co dobre poszuka sobie blondynki. Rude dziewczyny sprawiają same kłopoty -uśmiechnął się Bellamy i sięgnął po książkę. -Daj mi ją. Waży połowę tego, co ty... Marchewko."
Autorka zdecydowanie lepiej dopracowałam swój warsztat pisarski. Świat przedstawiony jest lepiej wykreowany. Akcja zaczęła nabierać tępa, przez co powieści czytałam z zapartym tchem. Niestety, książka ma tylko 264 strony, przez co Dzień 21 "pożarłam" w ekspresowym tempie.
Mój stosunek do niektórych bohaterów zmienił się od poprzedniego tomu. Bellamy nadal jest moją ulubioną postacią. Chociaż chyba polubiłam go trochę bardziej, zrozumiałam co ludzie w nim widzą.
Wells cały czas jest tak samo nijaki jak był. Do Clarke zaczęłam się przyzwyczajać. Nie mam już z nią tak wielkich problemów jak w Misji 100. Szkoda tylko, że tak źle traktuje Wellsa. Przecież on się stara!
"-Może wszyscy śpią?
-Ale gdzie? W krematorium? Snem wiecznym?"
Wątek romantyczny oczywiście musiał się pojawić. Całym sercem i umysłem jestem za Clarke i Bell'em. No błagam, muszą być razem. Jednak pewien moment w książce, który odmienił praktycznie wszystko w ich relacji złamał mi serce. Jak mogłaś Morgan? Na szczęście, później znowu mogłam żyć spokojnie...
Okładka znowu jest świetnie wykonana. Prosta, bez zbędnych udziwnień. Poza tym książka ma skrzydełka dzięki czemu tak szybko się nie zniszczy. Z tego co zauważyłam motyw "spadających z nieba ludzi" jest charakterystyczny dla Misji 100. Jest także na plakatach reklamujących serial.
Książka jest zdecydowanie lepsza niż pierwszy tom. Jest tu więcej akcji, a przez całą książkę targały mną różnorakie emocje. Powieść serdecznie polecam, bo - według mnie - jest warta przeczytania. Nawet jeśli oglądacie serial to, nie martwcie się, jedyne co łączy trylogię Kass Morgan z ekranizacją to chyba imiona bohaterów.
"- Ty pierwsza - powiedział Bellamy. - Będę zaraz za tobą".
Stu zesłańców walczy o przeżycie ze świadomością, że uda im się to tylko dzięki solidarności. Od lądowania misji 100 na porzuconej niegdyś Ziemi minęło 21 dni. Są pierwszymi ludźmi, którzy postawili stopę na ojczystej planecie od stuleci... a przynajmniej tak myśleli. Wells usiłuje przekonać zesłańców, aby...
"Płacz tylko podlewa ból i sprawia, że on rośnie."
Kiedy Della zaczyna sądzić, że jakoś udaje jej się ogarniać swoje życie, zaskakuje ją kolejna przemiana… po której nic już nie będzie takie samo. Również zasady, którymi musi się kierować. Odkąd stała się wampirem, w świecie ludzi czuła się jak wyrzutek. Chociaż wydawało jej się, że w końcu odnalazła swoje miejsce w Wodospadach Cienia, teraz jej życie po raz kolejny wywraca się do góry nogami. Zaatakowana przez śmiertelny wirus wampirzyca musi dokonać trudnego wyboru. Czy się odrodzić... To dla niej jedyna szansa na przetrwanie, ma jednak swoją cenę: nieodwołalnie wiąże ją z Chase’em, wysokim, mrocznym i pociągającym wampirem, który potrafi niemal jednocześnie ją rozśmieszyć i doprowadzić do furii. Chase zna już zbyt wiele jej tajemnic, a wieczna więź między nimi jest ostatnią rzeczą, której pragnie Della. Co gorsza, nie do końca wie, co ta więź oznacza. Czy pociąg, który czuje do Chase’a, jest prawdziwy? Czy los kryje dla niej coś jeszcze w zanadrzu? I co oznacza to dla Steve’a, tego zmiennokształtnego przystojniaka, którego pocałunki sprawiają, że Delli miękną kolana?
Odrodzona, czyli pierwszy tom trylogii o Delli, wampirzycy z charakterem, bardzo mi się podobał. Nie mogłam doczekać się drugiej części. Teraz, po przeczytaniu, stwierdzam, że najchętniej o książce bym zapomniała. Nie dlatego, że mi się nie spodobała, ale dlatego, abym znowu mogła przeczytać tę powieść i być nieświadomą tego co się wydarzy.
Autorka świetnie dawkowała napięcie. Z każdą stroną pragnęłam dowiedzieć się co będzie dalej, ale jednocześnie nie chciałam rozstawać się z Dellą oraz Chase'm. Pytań było i jest dużo. Zakończenie powieści, ostatnie rozdziały, wprawiły mnie w osłupienie. Nienawidzę kiedy książki kończą się w momencie kiedy emocje sięgają zenitu.
"Przejmowanie się kimś nie daje nikomu prawa do sprawowania kontroli nad każdym aspektem jego życia."
Della jest moją ulubioną bohaterką obu serii C.C. Hunter. Kiedyś miała idealne życie, a potem została przemieniona w wampira. Dziewczyna jest silna i pełna gniewu. Do tego stała się Odrodzoną - szybszą, silniejszą wersją wampira. Jej ironiczne poczucie humoru nie raz wywołało uśmiech na mojej twarzy.
Chase to chodząca zagadka. Słodki, troskliwy, ale jednocześnie pełen tajemnic. Końcówka z jego udziałem zniszczyła mnie od środka. Mam totalny mętlik w związku z tą postacią.
Wątek miłosny jest, to chyba oczywiste. Tak jak w przypadku Wodospadów cienia mamy tutaj styczność z tak zwanym "trójkątem miłosnym". Della, Steve oraz Chase. Steva tak jak nie lubiłam, tak nie lubię. Kropka. Według mnie Chase i Della pasują do siebie idealnie, ale jeśli chłopak dalej będzie miał tyle tajemnic przed młodą wampirzycą to ten związek nie ma prawa istnieć. I oni oboje dobrze o tym wiedzą.
Wieczna była tak samo dobra jak Odrodzona. Nie mogę doczekać się trzeciej części, gdzie - mam nadzieję - autorka coś wyjaśni. Najlepiej wszystko. Tak więc, jeśli jeszcze nie czytaliście Wodospadów cienia to najpierw sięgnijcie po nie, a dopiero potem zacznijcie Odrodzoną.
"Płacz tylko podlewa ból i sprawia, że on rośnie."
Kiedy Della zaczyna sądzić, że jakoś udaje jej się ogarniać swoje życie, zaskakuje ją kolejna przemiana… po której nic już nie będzie takie samo. Również zasady, którymi musi się kierować. Odkąd stała się wampirem, w świecie ludzi czuła się jak wyrzutek. Chociaż wydawało jej się, że w końcu odnalazła swoje miejsce w...
2015-08-18
W życiu 16-letniej Telli Holloway wszystko jest nie tak. Jej brat jest umierający, a gdy kilkunastu lekarzy nie może ustalić, co mu dolega, rodzice decydują się zamieszkać w „Zapadłej Dziurze w Montanie”, by Cody miał „świeże powietrze”. Tella traci ukochane życie w Bostonie i przyjaciół, rodzice doprowadzają ją do szału, jej brat jest bliski śmierci, a ona jest kompletnie bezradna. Do dnia, w którym otrzymuje tajemnicze instrukcje. Wraz z innymi 122 osobami musi stanąć do walki podczas czterech etapów: oceanu, gór, pustyni i dżungli. Czy dziewczyna z wielkiego miasta jest w stanie pokonać innych? Czy uratowanie życia swojego brata jest wystarczającą motywacją, by wygrać?
" - Jaki mamy plan kapitanie? - pyta Jaxon.
- Chyba musimy użyć tych krzaków. - Guy spogląda na rękę, którą pocierał liściem, i wygląda na zadowolonego. - Rosną wszędzie w okolicy. Może ty, ja i Dink pójdziemy je zbierać, a dziewczyny będą pilnowały ognia.
- Tak, tylko do tego się nadajemy - wtrąca Harper - Dlaczego nie możemy przy okazji popilnować piasku? Żeby nam go nie wywiało.
Guy spogląda na nią poirytowany.
- Chcesz iść z nami? Proszę bardzo.
Harper patrzy za niego, potem w ciemne gardło pustyni i zaczyna się wahać.
- Popilnuje piasku.
- Tak myślałem. - Wstaje i podaje Dinkowi dłoń."
Zaczynając czytać te powieść czułam się jakbym czytała mieszankę Igrzysk Śmierci i Endgame. Jednak już po kilkunastu stronach przekonałam się, że myliłam się. Jasne, znalazłam kilka podobieństw, ale autorka wplotła w fabułę różne elementy, z którymi nie miałam dotychczas styczności w książkach.
Zacznijmy od tego, że wydarzenia mają miejsce w teraźniejszości. Świat nie jest po katastrofie, globalnym ociepleniu czy innym wypadku niszczącym naszą planetę. Nie.
Kolejną ciekawą rzeczą są pandory - "zwierzęta" stworzone przez Aptekarzy . Ich zadaniem jest bronienie swoich "właścicieli" za pomocą posiadanych zdolności. Ten pomysł naprawdę mi się spodobał i muszę przyznać, że Pani Scott wpadła na genialny pomysł.
"Uświadamiam sobie, że praktycznie nie widziałam go śpiącego. Tylko dziś rano i kiedy śledziłam go w dżungli, a on spał na drzewach. Może on wcale nie musi odpoczywać tak jak inni ludzie. Może rzeczywiście jest maszyną. Chciałbym go zranić. Tylko odrobinę. Żeby zobaczyć, czy krwawi. A potem pocałować tam gdzie boli, żeby przestało.
Co jest ze mną nie tak?"
Na początku nie mogłam pojąć co tytuł ma do fabuły. Dopiero przed chwilą to zrozumiałam, przynajmniej tak mi się wydaje... Ogień nawiązuje do gorącej pustyni, woda do dżungli/lasu deszczowego. Sprytne prawda? Drugi tom będzie się nazywał Kamień i sól. Sól dotyczy oceanu, a kamień gór.
Okładka, mimo że nie jest jakaś nadzwyczajna bardzo mi się podoba. Szczególnie połączenie kolorów.
Bohaterzy są dobrze wykreowani. Tella zachowuje się jak zwyczajna nastolatka. Czasami jest próżna, uwielbia zawsze dobrze wyglądać i żyć w luksusie. To właśnie dlatego ją polubiłam, bo nie jest jedną z tych wyidealizowanych postaci, ma swoje wady oraz zalety. Jedyne co mnie w niej denerwowało to jej nie pewność. Kiedy miała podjąć ważną decyzję, kilka razy dotyczącą życia pewnego dupka, uciekała pozostawiając "brudną robotę" innym.
Guy. Kolejny idealny facet. Szczerze mówiąc na początku nie lubiłam go, ale z każdym następnym rozdziałem co raz bardziej się do niego przekonywałam. Teraz, po skończeniu Ognia i Wody jedyne o czym marze to przeczytać kolejną książkę z jego udziałem.
"- Może to ślady Harper - podpowiada Caroline.
- Nie, mają inny rozmiar - Guy zmiata piasek ręką i ogląda się przez ramię na Jaxona. - Byłeś tu wczoraj w nocy? Szedłeś za Harper?
Jaxon unosi rękę w obronnym geście.
- Co ja jestem, jakiś zboczeniec?
- Łazisz za nią jak pies - mruczy Olivia ze słonia."
Czy polecam? Oczywiście! Ta pozycja dostarcza wielu sprzecznych emocji. Nie raz krzyczałam do głównej bohaterki, żeby wzięła się w garść i wygrała ten cholerny lek. Po przeczytaniu czuję niedosyt, ponieważ tak bardzo chcę już następny tom! Kolejna książka ląduje na liście ulubionych.
~ A.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu IUVI.
http://moje-buki.blogspot.com/ <---------- ZAPRASZAM :)
W życiu 16-letniej Telli Holloway wszystko jest nie tak. Jej brat jest umierający, a gdy kilkunastu lekarzy nie może ustalić, co mu dolega, rodzice decydują się zamieszkać w „Zapadłej Dziurze w Montanie”, by Cody miał „świeże powietrze”. Tella traci ukochane życie w Bostonie i przyjaciół, rodzice doprowadzają ją do szału, jej brat jest bliski śmierci, a ona jest kompletnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Po wypełnieniu dwóch przepowiedni przychodzi kolej na Przepowiednię Krwi, która wymaga, by Gregor i Botka wrócili do Podziemia i uratowali jego mieszkańców od zarazy. Jednak tym razem mama nie chce ich puścić… chyba że będzie mogła im towarzyszyć. Gdy przybywają do podziemnego miasta i choroba dosięga jednej z najbliższych Gregorowi osób, chłopiec zaczyna rozumieć, jaką rolę ma do odegrania w Przepowiedni Krwi. Musi zrobić, co w jego mocy, by powstrzymać broń biologiczną, która zagraża wszystkim stałocieplnym mieszkańcom Podziemia. Tylko jak tego dokonać?
" Obrót i obrót, i jeszcze jeden,
Widzisz "co", lecz nie widzisz "kiedy"
Krzywda się z panaceum łączy
Jak pędy co, z jednego pnącza"
Suzanne Collins jest moją ulubioną autorką, a każda jej książka jest po prostu świetna. Dwa pierwsze tomy przygód Gregora bardzo mi się podobały, więc musiałam sięgnąć po kontynuację. Gregor i przepowiednia zagłady zakończył się nie dając mi satysfakcjonującej odpowiedzi na żadne z moich pytań. Tym bardziej nie mogłam doczekać się Klątwy stałocieplnych. Teraz, po przeczytaniu mogę stwierdzić, że z tomu na tom kocham serię o Gregorze co raz bardziej.
W tym tomie zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona niektórymi wydarzeniami. Mogę z czystym sumieniem przyznać, że w porównaniu do dwóch poprzednich tomów, Klątwa stałocieplnych była pełna niespodzianek. Poza tym nie jest to już taka milusia opowieść dla dzieci, ponieważ mamy tutaj dużo rzeczy, informacji, które młodsi czytelnicy mogą nie zrozumieć lub odebrać opacznie.
"Wnet stałocieplnych spustoszy śmierć,
Straszna zaraza skazi ich krew,
Na skórze piętno losu zostawi,
Całe Podziemie na żer wystawi"
Gregor jest bohaterem wyjątkowym. Mimo, że ma dopiero 11 lat to jego życie jest dość skomplikowane. Pomaga mamie zarabiać, by było co jeść, płacić rachunki. Poza tym męczy go jeszcze sprawa Podziemia. Mimo, że powinien czuć się bezpiecznie, no bo w końcu jest w domu, wśród swojej kochającej rodziny, to cały czas myśli o Przepowiedni Krwi. Oraz przyjaciołach, o których słuch zaginął po Przepowiedni zagłady. W tej części na barki Gregora po raz kolejny zrzucono ciężar uratowania całego Podziemia. Mimo to chłopak stara się być silny. Dla Botki. Dla Aresa. Dla mamy.
Jednak moim faworytem na zawsze pozostanie Ripred, szczur, który pomaga ludziom. Jego teksty rozwalają system. Jest szczery do bólu, ale także stara się pomagać Gregorowi. Uwielbiam go.
Powieść serdecznie polecam każdemu powyżej 11 roku życia. Collins znowu wciągnęła mnie w swoje sidła nie wypuszczając aż do końca książki. Myślę, że Gregor i klątwa stałocieplnych zostanie jak na razie moim ulubionym tomem tej serii. Jest tutaj najwięcej wydarzeń, które mnie zaskoczyły. Nie mogę doczekać się czwartej części, czyli Gregora i tajemnych znaków.
http://moje-buki.blogspot.com/
Po wypełnieniu dwóch przepowiedni przychodzi kolej na Przepowiednię Krwi, która wymaga, by Gregor i Botka wrócili do Podziemia i uratowali jego mieszkańców od zarazy. Jednak tym razem mama nie chce ich puścić… chyba że będzie mogła im towarzyszyć. Gdy przybywają do podziemnego miasta i choroba dosięga jednej z najbliższych Gregorowi osób, chłopiec zaczyna rozumieć, jaką...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Moja teoria, że mężczyźni przychodzą na świat z wadą mózgu, potwierdzała się z każdym dniem."
Emely, obdarzona odrobinę sarkastycznym poczuciem humoru studentka literaturoznawstwa, szczerze cieszy się z przeprowadzki jej najlepszej przyjaciółki do Berlina. Nie wie jeszcze, że szalona Alex zamierza zamieszkać w mieszkaniu swojego brata, przystojnego, szmaragdowookiego bruneta, z którym Emely łączą niemile wspomnienia. Na szczęście wkrótce dziewczyna otrzyma romantyczny mail od tajemniczego wielbiciela...
O Lecie koloru wiśni naczytałam się wiele dobrego na różnych blogach. Wszyscy wychwalali tę powieść, więc w końcu musiało dojść do tego, że i ja po nią sięgnę.
Książka jest napisana naprawdę prostym językiem, dlatego czyta się ją szybko i przyjemnie. Właściwie to jej się nie czyta, ją się pochłania. Bardzo trudno przychodziło mi odrywanie się od lektury. Nie znaczy to jednak, że Lato jest nie wiadomo jak wspaniałe, bo nie jest. Książka jest przewidywalna, momentami nudnawa, ale mimo to coś trzymało mnie przy tej książce. To coś, a właściwie ktoś ma imię.
"- Wiesz co? Gdyby w słowniku były obrazki, obok słowa "dupek" znajdowałoby się twoje zdjęcie.
- Wow - zaśmiał się - Można by pomyśleć, że mnie nie cierpisz.
- Mogę tylko zasugerować, byś zaufał swojej intuicji."
Powieść ta nie wyróżnia się niczym od innych książek o miłości dla młodzieży. Mamy tu twardo stąpającą po ziemi bohaterkę, która ucieka od miłości, przystojnego oraz czarującego chłopaka i przyjaciółeczkę, którą bardzo chciałabym zabić. Kreacja bohaterów nie jest najlepsza, ale mamy przynajmniej jakieś podstawowe informacje o każdym z nich. Jednak autorka nie stworzyła ich na jedno kopyto. Każdy ma cechy charakterystyczne dla siebie i tylko dla siebie.
Ogromną zaletą powieści jest humor. Ten, który znalazłam w powieści pani Bartsch idealnie trafił w mój gust. Jest on wredny, sarkastyczny, pełen drwin i cynizmu. Teksty bohaterów nie raz sprawiły, że się uśmiechnęłam. Naprawdę, warto przeczytać tę powieść chociażby dla żartobliwość, której jest tu bardzo dużo.
"- O co chodzi w tym filmie? – spytałam szybko, patrząc na telewizor, zanim on zdążył wpaść na absurdalny pomysł, że chciałabym z nim porozmawiać.
- Nie mam pojęcia (…). Kiedy chciałem zacząć go oglądać, ktoś zadzwonił do drzwi.
- Tak, można powiedzieć, że głupio wyszło."
Emely jest...trudna. Denerwująca, momentami nie do końca rozgarnięta. Udawała inteligentną oraz silną młodą kobietę, ale ta rola niezbyt jej wychodziła. Szczególnie denerwowała mnie, gdy na siłę starała ignorować Elyasa. Jej brak zaufania nie raz przyprawiał mnie o ból głowy.
Do samego Elyasa nie mam żadnych zarzutów. On naprawdę starał pokazać się Emely z jak najlepszej strony. No, może nie zawsze mu wychodziło, ale liczą się chęci, prawda?
A teraz przyszła pora na najgorszą, najbardziej irytującą postać. Mowa o "najlepszej" przyjaciółce Emely - Alex. Ta osoba to po prostu chodząca katastrofa. Niby uwielbia Emely, zawsze jest gotowa jej pomóc, a mimo to obchodzi ją tylko czubek jej własnego nosa. Gada tylko o sobie i zawsze robi na złość głównej bohaterce. Z tak pustą postacią dawno nie miałam do czynienia.
O książce mam mieszane zdanie. Z jednej strony bardzo mi się podobała, ale z drugiej... Polecam tę powieść fanom romansów, bo miłośnicy fantastyki nie znajdą tu raczej nic dla siebie. Zakończenie Lata koloru wiśni jest załamujące i sprawiło, że muszę sięgnąć po drugi tom, dowiedzieć się jak potoczą się losy Emely. Ten list na końcu?! Co to w ogóle miało być?
"Moja teoria, że mężczyźni przychodzą na świat z wadą mózgu, potwierdzała się z każdym dniem."
Emely, obdarzona odrobinę sarkastycznym poczuciem humoru studentka literaturoznawstwa, szczerze cieszy się z przeprowadzki jej najlepszej przyjaciółki do Berlina. Nie wie jeszcze, że szalona Alex zamierza zamieszkać w mieszkaniu swojego brata, przystojnego, szmaragdowookiego...
"Program sprawił, że stali się innymi ludźmi. Uleczył ich, a równocześnie zniszczył."
Sloane i James uciekli przed epidemią i programem, ale nie udało im się uciec przed niebezpieczeństwem. Bo program nie chce o nich zapomnieć…
Teraz, dołączywszy do grupy buntowników, muszą uważać na to, komu mogą zaufać, i znaleźć sposób na obalenie programu i powstrzymanie epidemii. A to jest bardzo trudne, gdy w pamięci mają tyle białych plam. Pomóc im może tylko Kuracja – tajemnicza tabletka, która może przywrócić wspomnienia. Za bardzo wysoką cenę. I istnieje tylko jedna dawka.
Kuracja samobójców jest to drugi tom Plagi samobójców. Pierwsza część serii o Sloane podbiła moje serce, więc nie mogłam doczekać się aż w końcu będę miała Kurację w swoich łapkach.
Zaczynając powieść miałam nadzieję na jeszcze większą dawkę emocji niż w Pladze, bo tom pierwszy skończył się w bardzo, ale to bardzo nie odpowiednim momencie. Po części moje prośby zostały wysłuchane. Dlaczego po części? Ponieważ autorka nie podniosła sobie poprzeczki, ale jednocześnie nie obniżyła jej na tyle, by drugi tom był gorszy od pierwszego.
"- Nie pałasz do mnie nienawiścią za to, że kocham Sloane. A ja nie nienawidzę cię za to, że kochasz moją dziewczynę, ponieważ ona kocha mnie bardziej.
- To wielkoduszne z twojej strony."
W Kuracji samobójców akcja pędzi niemiłosiernie. Ale nie od początku, ponieważ, gdy zaczynałam książkę, przebrnięcie przez pierwsze kilka rozdziałów było koszmarem. Dopiero po tym nieszczęsnym początku znowu wkręciłam się w historię Sloane i przepadłam. Autorka częstuje nas wieloma zwrotami akcji, utrudniając przy tym życie Sloane, Jamesa oraz innych.
W książce znajdziemy także nowelkę - Rehabilitacja. Opowiada ona o wydarzeniach, które miały miejsce kilka miesięcy po zakończeniu Kuracji. Głównym bohaterem tego opowiadania jest Realm. Muszę przyznać, że o ile w pierwszym i drugim tomie ten facet doprowadzał mnie do białej gorączki, to w Rehabilitacji naprawdę go polubiłam. Nowelka nie jest długa. Ma 47 stron, jednak wystarczyło tylko tyle by autorka przekonała mnie do Michaela.
"- Chciałem wrócić do Oregonu - wyjaśnił James - ale gdy przy szosie zobaczyłem billboard, z którego spoglądała moja przystojna gęba, obleciał mnie strach. - Puścił do mnie oko, dając do zrozumienia, że się wygłupia.
- Kierowcy musieli się dekoncentrować, gdy mijali te billboardy - zauważyła wesoło Dallas.
- Owszem - odparował James. - Przy drodze gromadziły się tłumy turystów robiących zdjęcia. Samochody stały w korkach. Wiedziałem, że się nie przedrę incognito."
Minusem powieści jest Sloane. Po przeczytaniu Plagi samobójców dziewczyna dołączyła do mojej listy najlepszych bohaterek. Teraz jednak zmieniłam zdanie. W drugiej części Sloane strasznie mnie irytowała. Szczególnie swoim podejściem do Jamesa oraz Michaela. Traktowała ich jak rękawiczki, które może zmieniać kiedy jej się zachce. Pod koniec co prawda jej zachowanie wróciło do normy, ale mimo wszystko trochę zawiodłam się na zmianie, która w niej zaszła.
Kuracja samobójców była świetną książką, pomimo wady w postaci Sloane. Powieść czyta się szybko oraz przyjemnie ze względu na prosty język idealnie pasujący do książki młodzieżowej. Cieszę się, że powieść utrzymała poziom swojej poprzedniczki. Z bohaterami zżyłam się bardzo mocno i trudno jest mi się z nimi rozstawać. Już nie mogę doczekać się trzeciej części. A skoro o Leku dla samobójców mowa to jestem ciekawa co znajdzie się w książce, ponieważ nigdzie nie ma żadnej informacji o kolejnym tomie. Myślę, że w skład Leku będą wchodziły dwie nowelki: The Epidemic oraz The Remedy.
"Program sprawił, że stali się innymi ludźmi. Uleczył ich, a równocześnie zniszczył."
Sloane i James uciekli przed epidemią i programem, ale nie udało im się uciec przed niebezpieczeństwem. Bo program nie chce o nich zapomnieć…
Teraz, dołączywszy do grupy buntowników, muszą uważać na to, komu mogą zaufać, i znaleźć sposób na obalenie programu i powstrzymanie epidemii. A to...
"Duchy są wszędzie."
Złe dziewczyny nie umierają jest pierwszym tomem trylogii opowiadającej o Alexis. Dziewczyna razem z zapracowaną matką, ojcem mającym ciekawsze rzeczy do roboty niż siedzenie z dziećmi oraz 13-letnią siostrą Kasey, mieszka w domu, który jest mieszaniną wielu stylów architektonicznych. Główna bohaterka uwielbia fotografię. Robi zdjęcia na okrągło. Kiedy Alexis zrobiła zdjęcie swojego domu i zobaczyła na nim tajemniczą poświatę. uznała to za przypadek. Wtedy nie wiedziała jeszcze, że owe światło jest czymś bardzo niebezpiecznym i jest tylko początkiem kłopotów.
Reszta recenzji: http://moje-buki.blogspot.com/2016/01/157-ze-dziewczyny-nie-umieraja.html
"Duchy są wszędzie."
Złe dziewczyny nie umierają jest pierwszym tomem trylogii opowiadającej o Alexis. Dziewczyna razem z zapracowaną matką, ojcem mającym ciekawsze rzeczy do roboty niż siedzenie z dziećmi oraz 13-letnią siostrą Kasey, mieszka w domu, który jest mieszaniną wielu stylów architektonicznych. Główna bohaterka uwielbia fotografię. Robi zdjęcia na okrągło. Kiedy...
"Ufaj temu, co czujesz"
Kapitan Lee jest piękna i odważna. Dowodzi oddziałami wysłanymi na planetę Avon, które mają stłumić wywołany działaniami wielkich korporacji bunt mieszkańców. W zamian za ciężką pracę obiecano im lepsze życie, ale słowa nie dotrzymano. Lee musi być silna i bezwzględna, ma także osobiste powody, by nienawidzić rebeliantów.
Flynn ma bunt we krwi. Jego siostra zginęła w powstaniu przeciwko korporacjom. Udaje mu się uwięzić Lee, jednak gdy jego towarzysze chcą ją zabić, Flynn niespodziewanie podejmuje decyzję, która zmienia jego życie na zawsze.
W ramionach gwiazd było jedną z najbardziej wyczekiwanych książek, które miały ukazać się na początku 2016 roku. Mnie jednak - mimo tych wszystkich "och'ów i ah'ów" całej polskiej blogosfery - historia Lilac i Tarvera nie powaliła na kolana. Jasne, była to przyjemna książka, ale nic szczególnego. Jednak pomimo nie za dobrego pierwszego spotkania z historią Kaufman i Spooner, zdecydowałam się kontynuować swoją kosmiczną przygodę z trylogią Starbound.
W spojrzeniu wroga zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Błędy, które przeszkadzały mi w pierwszym tomie, zniknęły. Na przykład, w These Broken Stars autorki zmarnowały potencjał świata przedstawionego. Trochę za bardzo skupiły się na wydarzeniach i postaciach, nie przywiązując dużej wagi do otoczenia, które mimo wszystko jest ważne. Tym razem planeta, na której znalazłam się razem z głównymi bohaterami, została dopracowana w każdym detalu. Dzięki dokładnym, ale nie za długim opisom, czułam się jakbym sama była na Avonie.
"Niebo nad Avonem się przejaśnia."
Cała historia jest podobna do pierwszej części, jednak ma kilka charakterystycznych dla siebie cech. Po pierwsze, W spojrzeniu wroga porusza tematy ściśle związane z rebelią - militaryzm oraz konflikty polityczne. Od lat walki ze sobą toczą rebelianci oraz żołnierze. Fianna starają się uwolnić swój dom - Avon - spod władzy wojska, jednak są znacznie gorzej wyposażeni i wyszkoleni niż swoi przeciwnicy. Natomiast żołnierze od lat borykają się z "chorobą", która przychodzi stopniowo - furią. Zaczyna się od zaprzestania śnienia, a kończy na odstrzeleniu czyjejś twarzy. Furia znika równie szybko, co atakuje i w końcu dorwie każdego - przynajmniej w teorii.
Właściwie, to w TSW mamy do czynienia z "dwoma" głównymi bohaterkami. Jedna to Jubilee, 8-letnia dziewczynka, która umarła razem z rodzicami na swojej rodzinnej planecie. Druga to bezwzględna i zimna kapitan Lee Chase - piękna 18-latka bez skrupułów, jeden z najlepszych żołnierzy. Oczywiście, jak się pewnie domyślacie, jest to jedna, ta sama, osoba. Po prostu pod wpływem traumatycznych wydarzeń, zmieniła się z małej dziewczynki o dobrym sercu pełnym radości, w wiecznie ostrą i niedostępną młodą kobietę.
Drugą bardzo ważną postacią jest Flynn. Rebeliant, czyli absolutne przeciwieństwo Lee. Mimo to, zostali oni połączeni ze sobą przez "przygody", które razem przeżyli. Szczerze mówiąc, to Flynna polubiłam znacznie bardziej niż Tarvera z W ramionach gwiazd. Szczególnie wzbudził moją sympatię swoim zapałem do uratowania ojczyzny bez wojny, która i tak byłaby przegrana dla fianna. W pewnym sensie przypominał mi Peetę z Igrzysk Śmierci.
"Nie widać gwiazd, jest tylko gęsta ciemność, która wciska jej się do gardła i głębiej, do serca. Śni jej się, że tonie."
Bardzo się cieszę, że podobnie jak w pierwszej części, uczucie pomiędzy Flynnem a Jubilee powstawało powoli. Na początku nie przepadali za sobą, jednak - jak już wspominałam w akapicie wyżej - połączyły ich pewne wydarzenia, których doświadczyli razem.
Dużą zaletą jest to, że tym razem wątek miłosny nie przysłonił najważniejszego - według mnie - aspektu książki jakim jest wojna pomiędzy rebeliantami a wojskiem. Był raczej dodatkiem, którego obecności nie odczuwałam w trakcie czytania. Dopiero nasilił się na sam koniec, co było idealnym momentem, który zwieńczył tę świetną historię.
Bardzo, ale to bardzo polecam Wam zapoznać się z trylogią Starbound. Nawet jeśli pierwszy tom nie zachwycił Was tak jak mnie, to nie przejmujcie się, bo drugi jest o niebo lepszy (albo galaktykę nawiązując do tematyki książki). Kaufman i Spooner pokazały tutaj swoje możliwości w pełnej krasie. Mam nadzieję, że trzecia część utrzyma poziom drugiego i będę mogła - pomimo małych problemów z W ramionach gwiazd - nazywać książki z tej serii jednymi z moich ulubionych.
"Ufaj temu, co czujesz"
więcej Pokaż mimo toKapitan Lee jest piękna i odważna. Dowodzi oddziałami wysłanymi na planetę Avon, które mają stłumić wywołany działaniami wielkich korporacji bunt mieszkańców. W zamian za ciężką pracę obiecano im lepsze życie, ale słowa nie dotrzymano. Lee musi być silna i bezwzględna, ma także osobiste powody, by nienawidzić rebeliantów.
Flynn ma bunt we krwi. Jego...