-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
Co robisz, gdy podczas lekcji chemii w głowie wirują ci zamiast pierwiastków fragmenty ulubionych piosenek?
Lily po prostu zapisała wers z ukochanego utworu na ławce. Niczego nie oczekiwała, a jednak następnego dnia zobaczyła, że ktoś dopisał kolejne zdanie. Ktoś, kto najwyraźniej zna tekst tej piosenki. Jak to możliwe, że w tej nudnej szkole ktoś także kocha alternatywne zespoły?
Wkrótce ławkowa korespondencja między Lily a tajemniczym miłośnikiem muzyki nabiera tempa. Rozmawiają nie tylko o muzyce, ale i o swoich problemach i stają się sobie coraz bliżsi. Kim jest ta tajemnicza bratnia dusza?
Kasie West możecie kojarzyć dzięki Jej dwóm - bardzo popularnym w ostatnim czasie - pozostałym książkom: Chłopak z sąsiedztwa oraz Chłopak na zastępstwo. Jak na razie miałam przyjemność zapoznać się tylko z dwoma powieściami, ale mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przeczytać tę trzecią. Ale przejdźmy do recenzji.
Książka opowiada historię Lily - nastolatki innej niż pozostałe. Dziewczyna bardzo interesuje się muzyką - pisze piosenki oraz gra na gitarze. A przynajmniej próbuje obu tych rzeczy. Poza tym, ma wysublimowany gust muzyczny. Słucha głównie zespołów, o których mało kto słyszał. Nie licząc jednej tajemniczej osoby, z którą Lily zaczyna korespondować na lekcji chemii. Wszystko zaczęło się od fragmentu tekstu piosenki .......... na ławce, a skończyło się na długich listach, przez które Lily nagle nie mogła doczekać się chemii.
Styl pisania autorki jest wręcz banalny, ale absolutnie nie jest to minusem - wręcz przeciwnie. Dzięki temu powieść czytało mi się szybko co bardzo sobie liczę, ponieważ ostatnio w ogóle nie mam czasu na poznawanie nowych książek.
Cała historia nie jest jakaś bardzo skomplikowana i wymagająca myślenia pomimo "zagadki", którą dała nam pani West. Jeszcze przed połową książki byłam pewna kto jest tajemniczym korespondentem o bardzo dobrym i rzadkim guście muzycznym. Mimo to powieść czytałam z dużym zainteresowaniem, bo byłam naprawdę ciekawa jak skończy się P.S. I Like You.
W przeciwieństwie do Charlie (Chłopak z sąsiedztwa), która była przez większość książki irytująca, to Lily okazała się naprawdę sympatyczną osobą, z którą się w niektórych momentach utożsamiałam.
Dziewczyna ma trochę dziwny styl ubierania się, słucha muzyki alternatywnej i do tego jest sarkastyczna. Ta mieszanka spowodowała, że otrzymaliśmy postać, która jest naprawdę fajna i nie podnosząca ciśnienia przez swoje zachowanie.
Mnie osobiście powieść podobała się. Mimo że niektórzy mogą uznać historię Lily za banalną, to ja jestem nią po prostu oczarowana. Czytając ją, czułam takie wewnętrzne ciepło, które całkowicie oczyściło mnie z negatywnych emocji po długim dniu pełnym pracy. P.S. I Like You to słodka (ale nie przesłodzona!) powieść, którą polecam każdej dziewczynie szukającej przyjemnej i rozluźniającej książki na weekend. ♥
Co robisz, gdy podczas lekcji chemii w głowie wirują ci zamiast pierwiastków fragmenty ulubionych piosenek?
Lily po prostu zapisała wers z ukochanego utworu na ławce. Niczego nie oczekiwała, a jednak następnego dnia zobaczyła, że ktoś dopisał kolejne zdanie. Ktoś, kto najwyraźniej zna tekst tej piosenki. Jak to możliwe, że w tej nudnej szkole ktoś także kocha alternatywne...
Od śmierci Lydii Small minęły trzy miesiące. Alexis marzy o tym, by w końcu jej życie wróciło do normalności.
Ale normalni ludzie nie widują gnijących trupów na zdjęciach. Nie muszą sobie radzić z wściekłym duchem Lydii, który czasami posuwa się do przerażających ataków.
Początkowo wydaje się, że Lydia chce się zemścić tylko na Alexis. Ale wkrótce okazuje się, że przyjaciele Alexis są w niebezpieczeństwie, i tylko ona może ich uratować. Gdy wkracza do akcji, uświadamia sobie, że wróg jest o wiele potężniejszy, niż mogłaby przypuszczać… i że ich losy są splątane w sposób, którego się nie spodziewała.
Nawet w najgorszych koszmarach.
Do Bardziej martwa być nie może podeszłam z dużym dystansem. Drugi tom przygód Alexis bardzo mnie zawiódł, więc wolałam nie nastawiać się na nic super. Jednak Pani Alender pozytywnie mnie zaskoczyła i trzecia część trylogii o duchach jest najlepsza ze wszystkich. Szkoda, że to już koniec.
Na początku trudno było mi się wciągnąć w tę powieść właśnie z powodu lekkiego zawodu Od złej do przeklętej. Nie spodziewałam się niczego zaskakującego a tu proszę, książka okazała się naprawdę godna uwagi.
Dużego plusa daję autorce za klimat, w którym utrzymana jest powieść. W pewnych momentach czułam, jakbym przeżywała wszystko razem z Alexis. Cała historia owiana jest mgiełką tajemnicy i nic nie jest pewne. Pani Alender w świetny sposób dawkowała napięcie oraz nie zdradzała za dużo informacji, przez co nie mogłam oderwać się od czytania. O ile poprzednie części nie były straszne, to ta nie raz wywołała u mnie przerażenie.
Cała historia - jak już wspomniałam - jest tajemnicza. Nie wiadomo co zaraz się wydarzy.
Jednak poza mrocznymi scenami, znalazło się także wiele śmiesznych momentów, głównie pomiędzy Alexis i Lydią. Ich sarkastyczne odpowiedzi nie raz wywołały uśmiech na twarzy, przez co rozluźniałam się, zapominając, że zaraz pewnie znowu stanie się coś strasznego. Dobra sztuczka, Alender.
Bohaterowie niezbyt się zmienili, podobnie jak moje odczucia względem ich. Siostra Alexis nadal mnie irytowała, a Carter był typowym miłym chłopcem z sąsiedztwa. W Alexis zaszła drobna zmiana, jeśli porównamy ją do osoby, którą była w Złe dziewczyny nie umierają. Stała się doroślejsza, mniej samolubna. Jednak nadal nie jestem w stanie pojąć niektórych jej decyzji.
Został nam jeszcze Jared - chłopak idealny. Nie będę się o nim za bardzo rozpisywać, bo jest to kluczowa postać w tej część. Powiedzmy, że pozory mylą.
Jeżeli lubicie książki momentami przerażające i wywołujące dreszczyk emocji, to serdecznie polecam Wam całą trylogię o Alexis oraz duchach. Nawet jeśli nie podobały Wam się poprzednie tomy, to zachęcam do zapoznania się z Bardziej martwa być nie może, ponieważ jest książka dobra, przy której może nie za bardzo się odprężycie przez natłok wydarzeń, ale na pewno miło spędzicie czas.
Od śmierci Lydii Small minęły trzy miesiące. Alexis marzy o tym, by w końcu jej życie wróciło do normalności.
Ale normalni ludzie nie widują gnijących trupów na zdjęciach. Nie muszą sobie radzić z wściekłym duchem Lydii, który czasami posuwa się do przerażających ataków.
Początkowo wydaje się, że Lydia chce się zemścić tylko na Alexis. Ale wkrótce okazuje się, że...
2015-05-16
Gubernator. Ten rządzący Woodsbury despota znany jest z własnego, chorego poczucia sprawiedliwości: w jej imieniu zmusza więźniów do walki z zombie ku uciesze miejscowych, a tym, którzy wejdą mu w drogę, odcina ręce i nogi.
Nadszedł czas, by sięgnąć do korzeni. Dzięki książce, którą trzymasz w ręku, dowiesz się, jak Gubernator stał się tym, kim jest, jak trafił do miejsca, w którym po raz pierwszy ujrzeli go fani serii, i co sprawiło, że wykurzył Ricka i jego towarzyszy z ich bezpiecznej przystani.
Chyba każdy słyszał o serialu The Walking Dead. Osoby, które go oglądają na pewno znają postać Gubernatora, przywódcy Woodsbury. Złego, szalonego, bezwzględnego lidera, który rządzi miastem pełnym żywych ludzi. Ale czy Gubernator zawsze był narwany ? Otóż nie, ponieważ kiedyś był zwykłym człowiekiem mającym rodzinę. No cóż, czasy się zmieniły i nie liczy się już to, że kiedyś ze swoimi przyjaciółmi jadł on herbatniczki i rozkoszował się fenomenalnym winem. Nie, teraz jego przyjaciele pragną go pożreć na lunch. Jednak czy tylko zombie zmieniły młodego mężczyznę w wariata ? Tego będziecie musieli dowiedzieć się już sami.
Po Narodziny Gubernatora sięgnęłam głównie dla tego, że kiedyś oglądałam serial na podstawie komiksu, który bardzo mi się podobał. Poza tym Gubernator jest jednym z moich ulubionych bohaterów TWD więc musiałam poznać jego historię.
Od razu ostrzegam w powieści jest pełno opisów jak to ktoś zabił zombie, co oznacza pełno krwi, flaków. Ja jednak lubię takie klimaty więc w ogóle mi te "dodatki" nie przeszkadzały wręcz dodawały historii dreszczyku. W książce jest także pełno przekleństw, ale one tak jak różne części ludzkiego ciała powieszone na płotach lub walające się po trawnikach miały za zadanie nadać opowieści charakteru.
Styl pisania autorów jest lekki co ułatwia wdrążenie się w przygody bohaterów. Co do postaci to są oni naprawdę dobrze wykreowani, nie wyidealizowani. Apokoalipsa zombie na każdego z nich wpłynęła inaczej. Phillip stał się wściekły, arogancki w stosunku do wszystkich, a w szczególności do swojego brata, Briana. Penny, córka Phillipa zamyknęła się w sobie. Nick i Bobby to przyjaciele rodzeństwa. Brian, on trzymał się najlepiej z całej piątki. Trzeźwo myślał i próbował wszystkim pomagać, ale zazwyczaj sam nie wychodził an tym zbyt dobrze. Jednak pewne wydarzenia przełączyły w nim "pstryczek" i chłopak zaczął się zmieniać.
Myślę, że autorzy poprzez niektóre zachowania bohaterów chcieli pokazać nam jakie uczucia towarzyszyłyby nam gdybyśmy musieli nagle wziąć pistolet i zabić coś co kiedyś mogło być matką, ojcem, księdzem, policjantem. Pokazują nam co dzieje się z ludzką psychiką w trudnych sytuacjach i, że w czasie wojny liczy się tylko przetrwanie. Nie pieniądze, drogie auta, tylko przetrwanie.
Przez ostatnie kilka stron czytałam z zapartym tchem, ponieważ zakończenie jakie nam zaserwowali autorzy było tak niespodziewane i zaskakujące, że musiałam chwilę posiedzieć, żeby przyswoić kilka informacji. To - miedzy innym - przez zakończenie chcę sięgnąć po drugi tom tej historii i dowiedzieć się jak potoczyły się dalsze losy Gubernatora.
Książkę polecam, ale nie wszystkim, ponieważ osoby, które obrzydza krew i anatomia człowieka mogą być niezadowolone. Za to Narodziny Gubernatora są lekturą obowiązkową ale fanów TWD, którzy chcą dowiedzieć się więcej o przeszłości przywódcy Woodsbury. Gwarantuję Wam, że powieść zadowoli Was chociaż w 30 % i jest ona warta dania jej szansy.
http://moje-buki.blogspot.com/ <---------------- ZAPRASZAM :)
Gubernator. Ten rządzący Woodsbury despota znany jest z własnego, chorego poczucia sprawiedliwości: w jej imieniu zmusza więźniów do walki z zombie ku uciesze miejscowych, a tym, którzy wejdą mu w drogę, odcina ręce i nogi.
Nadszedł czas, by sięgnąć do korzeni. Dzięki książce, którą trzymasz w ręku, dowiesz się, jak Gubernator stał się tym, kim jest, jak trafił do miejsca,...
Pradawne zło odradza się w nowej postaci, poprzysięgając zemstę na wszystkim, co żyje.
Druid Allanon wyrusza w niebezpieczną podróż, w której stawką jest istnienie całego świata. Z pomocą przychodzi mu jedyna spadkobierczyni magii elfów, władająca niezwykłą mocą pieśni, Brin Ohmsford.
Lecz przepowiedziano im zagładę. Zło bowiem knuje, aby związać Brin z losem straszniejszym niż śmierć...
O Kronikach Shannary usłyszałam jakiś czas temu, kiedy powstał serial. Moja przyjaciółka zaczęła go oglądać i ja też miałam taki zamiar, ale jakoś nigdy nie mam z nim po drodze. A potem dowiedziałam, że istnieje książka, więc oczywiście wolałam zacząć od pierwotnej wersji.
Zaczynając tę powieść oczekiwałam czego zupełnie innego. Tymczasem otrzymałam książkę bardzo podobną, a momentami identyczną do Hobbita oraz Władcy Pierścieni. Niektóre nazwy miejsc, istot były zbliżone do tych wykreowanych przez znanego wszystkim Tolkiena. Poza tym, sam zamysł wyprawy, w której biorą udział wojownicy i...mały chłopiec nie mający pojęcia o walce, ale który jest niezbędnym elementem podróży. Takim - wydaje mi się - najbardziej rzucającym się w oczy podobieństwem jest Allanon. Druid o potężnej mocy, który znika kiedy mu się podoba. Czy to nie brzmi znajomo? Dla niektórych to może być żadna przeszkoda, no bo trudno w obecnych czasach napisać książkę jakiej jeszcze nie było, jednak mi osobiście te podobieństwa utrudniały czytanie.
Książkę czytałam bardzo długo, bo ponad dwa tygodnie. Język w tej powieści jest trudny i skomplikowany. Musiałam się naprawdę mocno skupić (co nie zawsze było łatwe), żeby zrozumieć co czytam. Ale i tak kilka razy cofałam się o stronę czy dwie, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia o czym rozmawiają bohaterowie.
Niby głównym wątkiem powieści miała być podróż Brin, Allanona i Rone. Tak naprawdę autor więcej czasu poświęcił na misję ratunkową młodszego brata Brin, Jaira, który chciał uratować siostrę przed przepowiedzianą jej zagładą.
Bohaterowie są słabo wykreowani. Nie wiemy o nich za dużo poza podstawowymi informacjami. Poznajemy tylko zarysy postaci, jednak mimo to muszę przyznać, że chyba najbardziej polubiłam Jaira. Mimo że był młody, to wyruszył w niebezpieczną podróż, by uratować siostrę.
Książka nie przypadła mi do gustu. Czytanie jej momentami było naprawdę wielką trudnością, ponieważ -najzwyczajniej w świecie - wynudziłam się przy niej. Nie wiem czy sięgnę po poprzednie tomu, bo Pieśń Shannary jest trzecim tomem w cyklu Miecz Shannary, jednak nie musicie czytać ich po kolei, gdyż każda książka to osobna historia.
Pradawne zło odradza się w nowej postaci, poprzysięgając zemstę na wszystkim, co żyje.
Druid Allanon wyrusza w niebezpieczną podróż, w której stawką jest istnienie całego świata. Z pomocą przychodzi mu jedyna spadkobierczyni magii elfów, władająca niezwykłą mocą pieśni, Brin Ohmsford.
Lecz przepowiedziano im zagładę. Zło bowiem knuje, aby związać Brin z losem...
2015-02-06
Weronika jest uczennicą ostatniej klasy gimnazjum. Jej rodzice to wykształceni ludzie na poziomie, tacy, którym uprzejmie kłaniają się sąsiedzi. Za piękną fasadą kryje się jednak prawdziwy dramat. Weronika i jej brat doświadczają ze strony ojca-tyrana przemocy psychicznej i fizycznej, a ich matka woli zdystansować się od rodzinnych problemów, udając, że ich nie dostrzega.
Zakochana w koledze Weronika liczy, że na warsztatach teatralnych spędzi z nim dużo czasu. Okazuje się jednak, że Łukasz oddał jej własne miejsce na warsztatach. Mimo początkowego rozczarowania, zajęcia teatralne pomagają Weronice poradzić sobie z sytuacją w domu i doświadczyć pierwszej prawdziwej miłości...
Ewa Nowak jest jedną z najpopularniejszych polskich autorek książek dla młodzieży i nie tylko. W Jej książkach poruszane są różne tematy. Od wielkiej miłości do problemów w rodzinie, ale to własnie one sprawiają, że historie opisane w powieściach stają się bardziej rzeczywiste, realne. Autorka ma charakterystyczny styl pisania, dzięki któremu Jej książki czyta się szybko i przyjemnie.
Weronika ma szesnaście lat, uczęszcza do trzeciej klasy gimnazjum i ma nie zbyt przyjemnego życia. Jej ojciec nią gardzi, brat wyzywa, matka ignoruje. Nawet pies jej nie słucha. Do tego wszystkiego trzeba dołożyć wredną przyjaciółkę, która zamiast wspierać Weronikę jeszcze bardziej ją dobija. Kiedy główna bohaterka poznaje przystojnego Łukasza, wszystko zaczyna się układać to okazuje się, że on potrzebuje tylko zastępstwa na warsztaty teatralne i nie jest nią zainteresowany. Co wydarzy się na warsztatach i czy zmieni to życie naszej bohaterki ? Jeśli ciekawi was to sięgnijcie po Bransoletkę.
Mimo, że nie przepadam za takimi książkami to ta historia po prostu mnie oczarowała. Kiedy zaczynałam ją czytać byłam pewna, że będzie to kolejna młodzieżówka z dziewczyną w roli głównej, która zakochała się w chłopaku, który nigdy nawet na nią nie spojrzy. Pomyliłam się. Książka pokazuje nam, że wsparcie rodziny jest bardzo ważne, nawet jeśli uważamy inaczej i każdy z nas, niezależnie od wieku potrzebuje prawdziwego, oddanego przyjaciela, który zrobiłby dla nas wszystko.
Zdarzały się momenty, że musiałam odłożyć tę książkę, by powiedzieć zwykłe, krótkie "Łał", które mówi samo za siebie. Powieść naprawdę interesująca, warta przeczytania i bardzo prawdziwa - chodź nie jestem pewna czy to ostatnie jest dobrą cechą.
Polecam ją osobom w każdym wieku, ponieważ ta książka porusza problemy, o których co raz rzadziej się mówi, a które niestety występują co raz częściej w naszym kraju.
Jak zwykle na koniec chcę pochwalić bardzo ładne wydanie książki. Możemy zauważyć, że każdy tytuł rozdziału to ostatnie zdanie z tej części książki. Następną rzeczą jest okładka. Na początku nie mogłam zrozumieć dlaczego własnie taki obrazek i tytuł, ale później wszystko się wyjaśniło kiedy pod koniec..., ale o tym musicie przeczytać już sami.
http://moje-buki.blogspot.com/ <------------- ZAPRASZAM :)
Weronika jest uczennicą ostatniej klasy gimnazjum. Jej rodzice to wykształceni ludzie na poziomie, tacy, którym uprzejmie kłaniają się sąsiedzi. Za piękną fasadą kryje się jednak prawdziwy dramat. Weronika i jej brat doświadczają ze strony ojca-tyrana przemocy psychicznej i fizycznej, a ich matka woli zdystansować się od rodzinnych problemów, udając, że ich nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Sutter Keely to rozrywkowy gość, który poderwie do tańca największego smutasa. W szkole daleko mu do orła, nie planuje studiów i prawdopodobnie spędzi większość życia, składając koszule w sklepie z męską odzieżą. Trudno. Ważne, że miasto jest pełne kobiet, a dobry alkohol potrafi sprawić, że życie jest absolutnie fantastyczne.
Pewnego ranka po nocnej balandze Sutter budzi się na obcym trawniku i poznaje Aimee. Aimee nie wie, o co chodzi w życiu. Aimee to towarzyska porażka. Aimee potrzebuje pomocy, więc bohaterski Sutterman podejmuje wyzwanie. Ma plan: pokaże jej, na czym polega dobra zabawa i puści ją wolno, gdy będzie gotowa żyć pełnią życia. Jednak okazuje się, że Aimee to dziewczyna inna niż wszystkie, które poznał do tej pory. Nie wiedząc kiedy i jak, Sutter zakochuje się po uszy. Do tego czuje, że po raz pierwszy w życiu ma wpływ na kogoś innego – może mu pomóc, ale może też go zniszczyć…
O tej książce dowiedziałam się już dobry rok temu. Opis mnie zaintrygował, ale opinie o powieści nie były najlepsze. Ale jako, że jestem sobą, musiałam przekonać się na własnej skórze czy Cudowne tu i teraz jest aż tak złe. No i co z tego wyszło? Raczej nic dobrego.
Na początku wszystkie wydarzenia strasznie się ciągnęły. Dopiero kiedy Sutter budzi się na obcym trawniku akcja zaczyna się rozkręcać. A musicie wiedzieć, że zanim dochodzimy do tego momentu, trzeba przebrnąć przez 94 strony niczego. Dosłownie.
Bardzo nie podoba mi się styl pisania pana Tharpa. Jest chaotyczny, przez co można czasami nie zrozumieć o czym właściwie jest w danym momencie mowa. Poza tym, miałam wrażenie, że autor próbuje naśladować styl pisania Greena albo Quicka. Po co, człowieku? Po. Co.
Główni bohaterowie to po prostu tragedia. Sutter, Aimee oraz ich znajomi denerwowali mnie bardzo, bardzo mocno. Zacznijmy może od Suttera. Jest w ostatniej klasie, zawsze ma przy sobie kubek z 7-up'em doprawiony whisky lub wódką. Uważa się za Supermana dla wszystkich nieudaczników. Naprawdę chciałabym wiedzieć co autor miał w głowie albo czego się nałykał, że stworzył tak strasznego bohatera.
Aimee nie jest lepsza. Mimo że jest kompletnym przeciwieństwem Suttera, denerwowała mnie równie mocno. Cicha, poukładana, nie potrafiąca powiedzieć słowa "nie" bez niepewności w głosie. Zachowywała się jak 13-latka z problemami. poza tym, jej naiwność mnie po prostu bolała. Serio, kilka razy uderzyłam się książką w głowę.
Ogólnie nie rozumiem jednej rzeczy. W opisie jest napisane: "Nie wiedząc kiedy i jak, Sutter zakochuje się po uszy...". Ja kompletnie nie zauważyłam tej "wielkiej miłości" Suttera do Aimee. To raczej dziewczyna kochała nastoletniego alkoholika nad życie. On raczej traktował ją jak kolejnego nieudacznika życiowego, którego musi uratować za wszelką cenę.
Podsumowując, ta książka nie należy do najlepszych. Na pewno nie należy do tych, które zmienią Wasze życie, przez które nie będziecie mogli spać nocami. Raczej szybko o niej zapomnicie. Szkoda, że pan Tharp tak słabo wykreował bohaterów. Może gdyby Sutton nie był tak wkurzającym "dobroczyńcą", a Aimee zachowywałaby się jak na jej wiek przystało, ta powieść byłaby lepsza. Ale tego raczej się już nie dowiemy.
Sutter Keely to rozrywkowy gość, który poderwie do tańca największego smutasa. W szkole daleko mu do orła, nie planuje studiów i prawdopodobnie spędzi większość życia, składając koszule w sklepie z męską odzieżą. Trudno. Ważne, że miasto jest pełne kobiet, a dobry alkohol potrafi sprawić, że życie jest absolutnie fantastyczne.
Pewnego ranka po nocnej balandze Sutter budzi...
Jest rok 2032. Ludzie oszaleli na punkcie aplikacji Lux. Program ten doradza użytkownikom co zjeść na śniadanie, powiadamia o rzeczach zagrażających naszemu życiu. Ma on ogromy wpływ na wszystko co ludzie robią, a nawet myślą. Rory także korzysta z Luxa i uwielbia.Pewnego dnia dostaje się do wymarzonej, prestiżowej Akademii Theden. I kiedy poznaje Northa zaczyna wierzyć, że poradzi sobie bez aplikacji. Jednak dziewczyna dowiaduje się szokujących faktów o swojej matce i próbuje dociec co skrywa największa firma współczesnego świata, a co ważniejsze, jakie sekrety ma Theden.
Reszta recenzji tu: http://moje-buki.blogspot.com/2015/10/129-aplikacja.html
Jest rok 2032. Ludzie oszaleli na punkcie aplikacji Lux. Program ten doradza użytkownikom co zjeść na śniadanie, powiadamia o rzeczach zagrażających naszemu życiu. Ma on ogromy wpływ na wszystko co ludzie robią, a nawet myślą. Rory także korzysta z Luxa i uwielbia.Pewnego dnia dostaje się do wymarzonej, prestiżowej Akademii Theden. I kiedy poznaje Northa zaczyna wierzyć,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Najpierw była impreza. Potem bójka. Następnego ranka Hayden, najlepszy przyjaciel Sama, nie żyje. Zostawił tylko playlistę z dołączonym liścikiem: "Dla Sama – posłuchaj, a zrozumiesz". Chcąc poznać prawdę o tym, co się wydarzyło, Sam musi polegać na piosenkach z listy i własnych wspomnieniach. Z każdym kolejnym utworem jednak uświadamia sobie, że jego pamięć nie jest tak wiarygodna, jak sądził. I że uda mu się poskłada historię swojego przyjaciela z rozrzuconych kawałków tylko wtedy, gdy wyjmie z uszu słuchawki i otworzy oczy na ludzi dookoła. I że to może zmienić jego własną historię.
Śmierć jest należy do tematów, które raczej omijamy szerokim łukiem. Nie lubimy o niej rozmawiać,, szczególnie jeśli umiera nam ktoś szczególnie bliski. A mimo to samobójstwa i śmierć są co raz częściej wykorzystywanymi motywami w powieściach dla młodzieży. Pani Michelle także użyła w swojej książce tych jakże kontrowersyjnych wątków.
Reszta recenzji tu: http://moje-buki.blogspot.com/2015/11/134-przedpremierowo-playlist-for-dead.html
Najpierw była impreza. Potem bójka. Następnego ranka Hayden, najlepszy przyjaciel Sama, nie żyje. Zostawił tylko playlistę z dołączonym liścikiem: "Dla Sama – posłuchaj, a zrozumiesz". Chcąc poznać prawdę o tym, co się wydarzyło, Sam musi polegać na piosenkach z listy i własnych wspomnieniach. Z każdym kolejnym utworem jednak uświadamia sobie, że jego pamięć nie jest tak...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-02
Po Upadku nic nie wygląda tak jak wcześniej. Lód i śnieg pochłonęły cały świat. Po ziemi stąpają wygłodniałe bestie, niebem nie rządzą już ptaki. Miasta stoją niemalże puste – zapuszczają się tam jedynie złomiarze, w poszukiwaniu cennych artefaktów. Śnieżne pustkowia i dzikie ostępy leśne przemierzają grupy myśliwych, desperacko walczących o pożywienie. Pozostali przy życiu ludzie przenieśli się wysoko w góry, gdzie trzymają się ułudy bezpieczeństwa. Doskonale wiedzą, że biada tym, których dopadną światła na przełęczy. Dla większości lepsza jest śmierć...
W takiej rzeczywistości przyszło żyć Kacprowi. Chłopak nawet nie przypuszcza, jakie piekło zgotował mu los. Pogoń za ambicją oraz poczucie obowiązku wobec bliskich każą mu opuścić znaną okolicę. Rozpoczyna swoją podróż. A światła czekają na nieostrożnych wędrowców...
Książka opowiada o Kacprze, który mieszka w świecie opanowanym przez Świetliki - niebieskie kule światła wchodzące w ludzkie ciało przez źrenice. Niektórzy twierdzą, że jest to wytwór Lucyfera, inni wierzą iż są to posłańcy Boga. Jednak główny bohater należy do pokolenia osób, które nie pamiętają ciemności, głodu, chorób, które nastały po Upadku. Chłopak zna jedynie swoją osadę, bezpieczny dom. Nigdy nie przekraczał granicy swojego miasteczka, aż do chwili, gdy został wysłany do odległego miasta. Od tego czasu nic nie było już takie samo.
Pan Patykiewicz stworzył naprawdę mroczną i fascynującą wizję przyszłości ludzkości, w której ocaleni wierzą gorliwie we wszystko co podają książki oraz opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie. Niestety z każdym dnie jest coraz gorzej i stare historie są zapominane, zastępowane nowymi, czasami zupełnie odbiegającymi od rzeczywistości.
Już na wstępie można zauważyć, że autor ma nieograniczoną wyobraźnię. Na początku stworzył mały świat otoczony górami i śniegiem. Uważam, że pomysł na opisywanie tylko kilku najważniejszych małych zakątków zamiast jednego, wielkiego państwa wiele dodało książce, bo dzięki temu lepiej mogłam wyobrazić sobie przedstawione miejsca. Mojej wyobraźni pomagały też liczne i długie opisy, które nie przeszkadzały mi tak jak w innych powieściach, co zdecydowanie jest plusem.
Pan Patykiewicz stworzył świat przedstawiony od podstaw. Skupił się nie tylko na miejscach, ale także na historii, wierzeniach ludzi oraz ich codziennym życiu (pracy, rodzinie). Do tego wszystkiego trzeba dodać Świetliki, które były dość ważnymi elementami książki. Mimo, że autor przedstawił je jako małe kule światła to przyznam,że to co robiły z ludzkimi ciałami było straszne i nigdy nie chciałabym spotkać takiego "stworka".
Jednak w Dopóki nie zgasną gwiazdy poruszane są także inne wątki. M.in. dorastania w trudnych warunkach, pierwszej miłości i radzenia sobie z przeszkodami, które los stawia Nam na drodze. Poza tym muszę przyznać, że powieść nie raz mnie zaskoczyła nagłymi zwrotami akcji.
Piotr Patykiewicz na początku daje Nam tylko najbardziej potrzebne informacje. Resztę odkrywałam wraz z Kacprem, więc momentami czułam się jakbym stała obok głównego bohatera.
Jednak każda książka ma swoje minusy i tutaj są nią momenty, w których ziało nudą. Czasami miałam ochotę odłożyć tę powieść na później, ale zdarzały się chwilę tak wciągające, że nie mogłam się oderwać.
Kolejnym minusem jest główny bohater, który niestety mnie irytował. Niekiedy zachowywał się trochę dziecinnie, chcąc udowodnić swoją rację. Raz chciałam wyciągnąć go z książki i udusić własnymi rękami, ale niestety nie jest to możliwe. Szkoda.
Nie mogłabym nie wspomnieć o pięknych ilustracjach wchodzących w skład książki, które dodawały jej klimatu. Okładka idealnie odzwierciedla najważniejsze elementy nadające temu tytułowi nastrój, czyli mróz, trudy podróży i oczywiście demoniczne Świetliki.
Książka, mimo że momentami była nudna, podobała mi się. Dopóki nie zgasną gwiazdy doskonale nadają się na nadchodzące letnie upały, ponieważ mogą one zmrozić krew w żyłach nawet w okropny ukrop.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.
http://moje-buki.blogspot.com/ <-------------- ZAPRASZAM :)
Po Upadku nic nie wygląda tak jak wcześniej. Lód i śnieg pochłonęły cały świat. Po ziemi stąpają wygłodniałe bestie, niebem nie rządzą już ptaki. Miasta stoją niemalże puste – zapuszczają się tam jedynie złomiarze, w poszukiwaniu cennych artefaktów. Śnieżne pustkowia i dzikie ostępy leśne przemierzają grupy myśliwych, desperacko walczących o pożywienie. Pozostali przy życiu...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Kiedy dziecię martwe, wojownik bez mocy,
W jego sercu pustka, w duszy otchłań nocy.
Pokój w niebyt odejdzie,
Zębacz władzę zdobędzie."
Od chwili gdy Gregor przypadkiem trafił do niezwykłej krainy pod Nowym Jorkiem, minęło kilka miesięcy. Chłopiec poprzysiągł sobie, że nigdy tam nie wróci.
Kiedy Podziemni potrzebują pomocy – w związku z kolejną przepowiednią, tym razem o złowieszczym białym szczurze imieniem Mortifer – zdają sobie sprawę, że jedynym sposobem, by sprowadzić Gregora pod ziemię i zapobiec nieszczęściu, jest… porwanie Botki.
Gregor podejmuje wyzwanie i wraz z nietoperzem Aresem oraz nieposkromioną księżniczką Luksą wyrusza na poszukiwanie morderczego szczura Mortifera. Znajdzie się w sytuacjach, gdy zagrożone będzie to, co dla niego najdroższe, i stanie przed decyzjami o życiu i śmierci, od których będzie zależał los Podziemia.
W tej części Gregor wraz z Botką znowu trafiają do Podziemia. Kiedy Gregor a chwilę odpłynął myślami Pełzacze porwały młodszą siostrę głównego bohatera. Jednak nie miały one złych zamiarów, zamierzały tylko uchronić swoją królewnę przed szczurami zwanym także Zębaczami. Chcąc nie chcąc, 11-letni Gregor musi pomóc mieszkańcom Podziemia i udać się na kolejną niebezpieczną wyprawę jako wojownik z przepowiedni.
Wszyscy znają Suzanne Collins jako osobę, która napisała Igrzyska Śmierci. Ja, jako ogromna fanka tej trylogii musiałam sięgnąć także po debiutancką serię tejże autorki i po raz kolejny jestem mile zaskoczona. Pierwszy tom Kronik Podziemia oczarował mnie. Przypominał trochę Alicję w krainie czarów i bajkę, za którą nigdy nie przepadałam, Artur i minimki. Mimo to, pokochałam serię o Gregorze i jego przygodach, a drugi tom mnie nie zawiódł. Cały czas coś się działo. A to bitwa, a to ośmiornica atakująca statki. Po raz kolejny książka Collins wciągnęła mnie i nie wypuściła ze swoich sideł do końca. Naprawdę, przeczytałam tę powieść w kilka dni, podczas nauki szkolnej, a czas, by czytać miałam tylko wieczorami. Można? Można.
Gregor tak jak w poprzedniej części zaimponował mi swoją odwagą. Troską nie tylko o siostrę, ale także o innych uczestników wyprawy zapunktował u mnie. Wiele osób uważa, że jak na 11-latka Gregor jest zbyt dojrzały i odpowiedzialny. Wcale nie. Chłopak po zaginięciu ojca musiał pomóc matce w utrzymywaniu rodziny. Co tydzień szedł pomagać sąsiadce, od której zawsze wychodził z ogromną ilością jedzenia, niepotrzebnymi rzeczami jej dorosłych już dzieci typu kurtki zimowe oraz pieniędzmi, które oddawał mamie.
Książkę polecam, nie tylko młodszym czytelnikom. Historia Gregora jest pełna przygód, akcji i na pewno pomogą Wam zapomnieć choć na chwilkę o trudnościach codziennego życia. Kroniki Podziemia są świetną alternatywą dla osób zabieganych, ponieważ czytając je człowiek od razu zaczyna się uspokajać.
~ A.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu IUVI.
"Kiedy dziecię martwe, wojownik bez mocy,
W jego sercu pustka, w duszy otchłań nocy.
Pokój w niebyt odejdzie,
Zębacz władzę zdobędzie."
Od chwili gdy Gregor przypadkiem trafił do niezwykłej krainy pod Nowym Jorkiem, minęło kilka miesięcy. Chłopiec poprzysiągł sobie, że nigdy tam nie wróci.
Kiedy Podziemni potrzebują pomocy – w związku z kolejną przepowiednią, tym razem o...
"Miało być prosto, miało być łatwo i nieskomplikowanie, ale w ciągu jednej nocy zmieniło się to w kręty, niemożliwy do przejścia labirynt. Zgubiłam się w nim."
To nie liceum ją zmieniło. To gwałt.
Pewnego wieczoru najlepszy przyjaciel jej brata – niemal członek rodziny – sprawia, że świat Eden wywraca się do góry nogami. To, co kiedyś wydawało się proste, teraz jest skomplikowane. To, co kiedyś wydawało się prawdą, teraz jest kłamstwem. Ci, których kiedyś kochała, teraz budzą tylko jej nienawiść. Nic już nie ma sensu. Wie, że powinna powiedzieć komuś o tym, co się stało, ale nie może tego zrobić. Więc ukrywa to w sobie, głęboko. Ukrywa też to, kim kiedyś była – bo teraz jest już inna. Na zawsze.
Ostatnimi czasy wkręciłam się w książki młodzieżowe ściśle związane z ludzkimi tragediami. Jedną z takich powieści jest własnie Co mnie zmieniło na zawsze.
Książka opowiada historię 14-letniej Eden. Zwykłej dziewczyny niczym nie wyróżniającej się z tłumu. Do czasu. Nastolatka została zgwałcona przez najlepszego przyjaciela jej brata we własnym łóżku. Od tego momentu całe jej życie zostało zniszczone.
"Naprawdę zaczynam lubić ciszę. Została moją sojuszniczką. Rzeczy dzieją się w ciszy. Jeśli nie pozwolisz, żeby cię raniła, może uczynić cię silniejszą, zostać twoją niemożliwą do przebicia tarczą."
Przez pierwszą część powieści - a składa się ona z czterech - kompletnie nie mogłam wciągnąć się w tę opowieść. Jednak im dalej, tym lepiej.
Język nie jest szczególnie wymagający, a sama historia jest prosta i nie wniosła nic szczególnego do mojego życia. Pomimo trudnej tematyki, przy jej czytaniu można się rozluźnić po długim dniu w szkole/uczelni/pracy (niepotrzebne skreślić).
Kreacja bohaterów jest średnia. Z żadnym z nich się nie zżyłam, poza tym wszyscy mieli w sobie coś irytującego, co zniechęcało mnie do nich.
Przyjrzyjmy się głównej bohaterce. Eden w ciągu czterech lat bardzo się zmieniła. Denerwowało mnie jej zachowanie. Nie rozumiałam dlaczego od razu nikomu nie powiedziała o tym co się stało. Na pewno oszczędziłoby jej to wiele kłopotów.
Bohaterką, która zasługuje na nagrodę najgorszej przyjaciółki na świecie jest Mara. Cała jej uwaga kręciła się tylko wokół jej crusha i koloru włosów. Serio, tak trudno zauważyć, że z twoją najlepszą przyjaciółką nagle dzieje się coś złego? Najwyraźniej tak.
"Wymyślam się na nowo. Wszyscy wokół to robią."
"Co ze mnie została" to bardzo przyjemna książka, idealna na odprężenie. Mimo słabo wykreowanych postaci, powieść te czytało mi się naprawdę dobrze. Poza tym, wydanie jest cudowne. Do tego część okładki, gdzie znajduje się tytuł na żywo jest bardziej srebrna niż szara, co prezentuje się bardzo ładnie ♥
"Miało być prosto, miało być łatwo i nieskomplikowanie, ale w ciągu jednej nocy zmieniło się to w kręty, niemożliwy do przejścia labirynt. Zgubiłam się w nim."
To nie liceum ją zmieniło. To gwałt.
Pewnego wieczoru najlepszy przyjaciel jej brata – niemal członek rodziny – sprawia, że świat Eden wywraca się do góry nogami. To, co kiedyś wydawało się proste, teraz jest...
Simon Snow rozpoczyna właśnie ostatni rok nauki w Szkole Czarodziejów w Watford. Nie żeby przez ostatnie kilka lat jakoś bardzo się podszkolił – wciąż słabo radzi sobie z różdżką, w dodatku nieustannie coś podpala albo sam wybucha. Na domiar złego porzuca go dziewczyna, a jego mentor nie daje znaku życia. Simon zupełnie nie wie, dlaczego akurat on uznawany jest za najpotężniejszego czarodzieja, skoro każde z jego życiowych przedsięwzięć to porażka.
Ale gdy w Świecie Magów zaczyna wrzeć, Simon musi sprostać wyzwaniu i zapanować nad sytuacją. Nie pomaga przeczucie, że Baz, jego współlokator, a zarazem największy wróg, prawdopodobnie knuje coś za jego plecami.
Rok temu w wakacje, przeczytałam książkę, która była o mnie. Dosłownie. Pewnie domyślacie się, że chodzi o Fangirl Rainbow Rowell. Czytając tę powieści, bardzo zainteresowała mnie historia Simona oraz Baza i kiedy usłyszałam o Carry On, wiedziałam, że muszę ją dorwać, Były marne szanse na wydanie jej w Polsce, więc kiedy byłam w Anglii, kupiłam wersję - oczywiście - angielską. Jednak czytałam ją tylko sporadycznie i tym sposobem doszłam do połowy powieści. A tutaj okazuje się, że cudowne wydawnictwo HarperCollins zdecydowało się wydać Nie poddawaj się.
Jak każdą książkę Rainbow Rowell, Carry On czyta się bardzo szybko. W powieściach tej autorki bardzo podoba mi się język. Jest młodzieżowy, ale jednocześnie nienaciągany jak to się często zdarza. Jednak od razu muszę powiedzieć, że jeśli nie podobało Wam się Fangirl, to Nie poddawaj się raczej także nie przypadnie Wam do gustu. Dlaczego? Obie książki są ze sobą ściśle wiązane. Tak samo, jeśli nie przeczytaliście jeszcze historii Cath, to nie bierzcie się za tę powieść.
Jednak jako, że żyjemy w Polsce, kraju tzw. cebulaków, spotkałam się już z kilkoma opiniami, że to przecież marna podróbka Harry'ego Potter'a. Osoby będące na blogu jakiś czas pewnie wiedzą, że ja jestem totalnym hejterem jeśli chodzi o "dzieła" Rowling. A jeśli nie wiecie, to oto co w skrócie myślę o historii "chłopca, który przeżył": literatura niskich lotów. Nic nadzwyczajnego. Ale wracając do tematu, uważam, że Nie poddawaj się jest znacznie, znacznie lepsze niżeli HP.
Simona i Baza nie da się nie lubić. Należą oni do grupy bohaterów, których ja po prostu pokochałam, szczególnie ich przekomarzanie się.
Nie wiem czy wiecie, ale są dwa toki myślenie fangirl: 1) dlaczego nie mogę z nim być; 2) dlaczego oni nie mogą być razem. Do historii Snow'a zdecydowanie bardziej pasuje opcja druga...
Pomówmy chwilę o okładce. Czy nie uważacie, że jest ona po prostu cudowna? Ja tak. Jak zobaczyłam na zagranicznym booktubie tę książkę po raz pierwszy, to od razu wiedziałam, że muszę ją zdobyć. W Anglii co prawda mają inną oprawę, no ale liczy się wnętrze. Jednak mimo wszystko bardzo ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że HarperCollins wybrało akurat tę wersję.
Osobiście uważam powieść za świetną. Nie rozumiem dlaczego ludzie tak bardzo marudzą i uważają to za beznadziejną podróbkę książek Rowling. Moim zdaniem wcale tak nie jest. Jeśli jesteście maniakami HP, którzy uważają, że nie ma powieści lepszej od tej historii, to chyba lepiej odpuście sobie Nie poddawaj się.
Simon Snow rozpoczyna właśnie ostatni rok nauki w Szkole Czarodziejów w Watford. Nie żeby przez ostatnie kilka lat jakoś bardzo się podszkolił – wciąż słabo radzi sobie z różdżką, w dodatku nieustannie coś podpala albo sam wybucha. Na domiar złego porzuca go dziewczyna, a jego mentor nie daje znaku życia. Simon zupełnie nie wie, dlaczego akurat on uznawany jest za...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znaleziono go w koszu na pranie w pralni Quick Wash. Miał zaledwie kilka godzin i był bliski śmierci. Jego matka, młoda narkomanka, porzuciła go zaraz po narodzinach. Zmarła zresztą kilka dni później. Mojżesz przeżył — dziecko z problemami, z którego wyrósł chłopak z problemami. Był urodziwy i egzotyczny, niespokojny, mroczny i milczący. Samotny. Budził lęk i ciekawość.
I oto któregoś lipcowego dnia osiemnastoletni Mojżesz zjawił się na farmie rodziców niespełna siedemnastoletniej Georgii. Miał pomagać w codziennych zajęciach. Był pracowity i energiczny, ale też oschły i nieprzenikniony. Fascynujący i przerażający. Georgia, wbrew ostrzeżeniom i zakazom, zbliżyła się do niego... I zaczęła tonąć.
Prawo Mojżesza to książka, która ostatnimi czasy stała się pewnego rodzaju "gwiazdą" na rynku wydawniczym. Zbiera świetne recenzje każdego dnia, do tego można ją zauważyć na każdym większym czy mniejszym blogu recenzenckim. Jak widzicie, ja także postanowiłam ją przeczytać. Coś w tych "ochach" i "achach" musi być.
Powieść opowiada historię Mojżesza - młodego mężczyzny odnalezionego w koszu na pranie. Pewnie ktoś się zastanawia skąd imię "Mojżesz". Odpowiedź jest prosta - zostało ono wzięte od biblijnego bohatera, który także został znaleziony w koszu (ale już nie takim na pranie jakby ktoś nie wiedział czy miał wątpliwości co do tego). Mojżesz jest nazywany również dzieckiem cracku, ponieważ jego matka, nawet w trakcie ciąży, brała narkotyki. Właśnie przez to chłopak jest inny. Ma on pewne zdolności, które przerażają, jak i fascynują zarazem.
Muszę złożyć moje serdeczne gratulacje autorce, ponieważ pomysł na tę książkę jest po prostu genialny. Niestety, samo "wykonanie" nie przypadło mi do gustu. Sposób, w jaki napisana jest ta książka przeszkadzał mi niemiłosiernie. W Prawie Mojżesza jest dużo opisów. Właściwie, cała ta historia to tylko opisy. I chociaż z jednej strony jest to dobre, ponieważ Autorka dzięki temu świetnie przedstawiła Czytelnikom uczucia, emocje towarzyszące bohaterom, to ja po prostu nienawidzę kiedy powieść to tylko tekst bez dialogów. Jasne, znajdziemy tutaj kilka rozmów pomiędzy postaciami, ale niektóre z nich są tak bez sensu, że pani Harmon mogła sobie ich oszczędzić.
Bohaterowie wykreowani na potrzeby tej książki strasznie mnie irytowali. Swoim niezdecydowaniem, wręcz głupotą. Jestem w stanie pojąć wiele, ale ta dwójka zdecydowanie wyskakuje poza moją skalę "rzeczy, które mogę tolerować". Ich rozmowy wyglądały tak, jakby każdy z nich mówił w zupełnie innym języku.
Jest jedna kwestia, którą chcę poruszyć, ale żeby to zrobić, muszę zacząć od początku. W dużym stopniu sięgnęłam po tę powieść ze względu na jej opis, a dokładnie na zdanie: "Ta historia nie kończy się happy endem". Oczekiwałam czegoś w stylu Wszystkich jasnych miejsc, Szukając Alaski właśnie przez to jedno zdanie. I czuję się trochę oszukana, ponieważ ta książką kończy się happy endem. Jasne, zdarzyło się wiele smutnych wydarzeń, ale zakończenie jest szczęśliwe. Przeczytałam je kilkanaście razy i teraz zastanawiam się czy 1) z mojego egzemplarza usunięto jakąś stronę; 2) mój egzemplarz - w przeciwieństwie do tysięcy innych - posiada epilog.
Oczekiwałam naprawdę mocnej, emocjonalnej powieści, która zwali mnie z nóg tak jak książki Colleen Hoover, Jennifer L. Armentrout czy Jennifer Niven. Niestety, Amy Harmon zdecydowanie nie dołączy do grona autorów, których kocham i nienawidzę jednocześnie. Gdyby Prawo Mojżesza miało zabawne teksty albo tragiczne zakończenie, jestem pewna, że spodobałoby mi się znacznie bardziej.
Znaleziono go w koszu na pranie w pralni Quick Wash. Miał zaledwie kilka godzin i był bliski śmierci. Jego matka, młoda narkomanka, porzuciła go zaraz po narodzinach. Zmarła zresztą kilka dni później. Mojżesz przeżył — dziecko z problemami, z którego wyrósł chłopak z problemami. Był urodziwy i egzotyczny, niespokojny, mroczny i milczący. Samotny. Budził lęk i ciekawość.
I...
"To nie takie proste, gdy rany próbuje wyleczyć ta sama osoba, która je zadała."
Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak okrutny cios: rodzice Alexa przenoszą się z Irlandii do Ameryki i chłopiec oczywiście jedzie tam razem z nimi. Czy magiczny związek dwojga młodych ludzi przetrwa lata i tysiące kilometrów rozłąki? Czy wielka przyjaźń przerodziłaby się w coś silniejszego, gdyby okoliczności ułożyły się inaczej? Jeżeli los da im jeszcze jedną szansę, czy Rosie i Alex znajdą w sobie dość odwagi, żeby spróbować się o tym przekonać?
Czy warto czekać na prawdziwą miłość? Czy każdy z nas ma swoją "drugą połówkę"? Może dowiemy się tego po lekturze tej ciepłej i wzruszającej powieści.
Wiele osób usłyszała o Love, Rosie dopiero kiedy do kin miał wejść film. Ja jednak - prawdopodobnie jak wiele innych osób - przeczytałam książkę przed tym całym szumem. Wtedy jeszcze powieść nosiła tytuł Na końcu tęczy. Właściwie to zastanawiam się czemu w Polsce został zmieniony. Może ze względu na tytuł filmu, który ma bardzo mało wspólnego ze swoim książkowym pierwowzorem? Tak przynajmniej przypuszczam.
"Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie."
Forma tekstu w tej powieści nie jest taka jak w innych książkach. Love, Rosie składa się z listów, sms-ów, mailów. To właśnie z nich dowiadujemy się o losach bohaterów, ich porażkach i sukcesach. Mimo że może wydać się to nie zbyt wygodne, to ja od razu przyzwyczaiłam się do tej formy.
Sama historia jest piękna. Nie opowiada o idealnej, młodzieńczej miłości, a o wspaniałej przyjaźni pomiędzy dwojgiem ludzi, którym życie rzuca same kłody pod nogi. Obserwujemy zmiany jakie zachodzą w obu postaciach, jak dorastają, jak każdego dnia zakochują się w sobie nawzajem bardziej i bardziej, jednak boją się tego przyznać.
"Pozostawiłam więc moją cudowną, inteligentną rodzinę, zanurzyłam się w ciepłej kąpieli i zaczęłam rozważać samobójstwo przez utopienie. Potem jednak przypomniałam sobie o resztkach ciasta czekoladowego w lodówce i wynurzyłam się, nabierając powietrza w płuca. Dla niektórych rzeczy warto żyć."
Jest bardzo mało historii na tym świecie, które szczerze mnie wzruszyły, ale książka Cecelii Ahern jest jedną z tych "perełek". Nie raz czytając ją, dawałam Rosie i Alex'owi cenne rady. Zazwyczaj było to coś w stylu "powiedz mu, że go kochasz", no ale liczy się do kategorii "cenne rady Julii".
Zarówno Alexa jak i Rosie bardzo polubiłam. Zżyłam się z nimi, dlatego pod koniec książki trudno było mi się z nimi rozstać. Ta dwójka znała się niemal całe życie. Potrafili rozśmieszać się nawzajem, wspierali w trudnych chwilach. Jednak nie byli razem. Bali się, że jakiekolwiek uczucie romantyczne mogłoby zepsuć ich przyjaźń, którą pielęgnowali latami. Żyjli po swojemu, w dwóch oddalonych od siebie miejscach, z nowymi rodzinami. Z pozoru szczęśliwi, ale w głębi duszy tęskniący za sobą nawzajem.
Polecam Wam tę powieść bardzo, bardzo serdecznie. Może być ona świetnym pomysłem na prezent dla mamy, cioci, babci, kuzynki. Uczy nas ona, że nie warto czekać z wyznaniem uczuć, bo potem może być już za późno.
"To nie takie proste, gdy rany próbuje wyleczyć ta sama osoba, która je zadała."
Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak okrutny cios: rodzice Alexa przenoszą się z Irlandii do Ameryki i chłopiec oczywiście jedzie tam razem z nimi. Czy magiczny związek dwojga młodych ludzi przetrwa lata i tysiące kilometrów rozłąki? Czy wielka przyjaźń...
"Wszystko pozostaje w równowadze."
Letnie wakacje Calluma Hunta w niczym nie przypominają tych, jakie mają zwyczajne dzieciaki. Jego towarzyszem zostaje ogarnięty chaosem wilk Havoc. Ojciec podejrzewa, że Call przeszedł na ciemną stronę mocy. Oczywiście, większość dzieci nie wróci już więcej do szkoły w magicznym świecie Magisterium… Wszystko to nie jest łatwe dla Calla…, a sprawy jeszcze bardziej się komplikują, kiedy w piwnicy swojego domu znajduje ślady wskazujące na to, że ojciec usiłuje pozbyć się jego i Havocka. Call chroni się w Magisterium, ale to tylko pogarsza sytuację. Alkahest – miedziana rękawica mająca zdolność do pozbawiania niektórych magów ich czarodziejskich mocy – została skradziona. Próbując ustalić sprawców, Call i jego przyjaciele ściągają na siebie uwagę bardzo groźnych przeciwników i zbliżają się do odkrycia niezwykle niebezpiecznej prawdy.
Miedziana rękawica jest to drugi tom serii Magisterium autorstwa Cassandry Clare oraz Holly Black. Po wstrząsający zakończeniu pierwszej części z niecierpliwością oczekiwałam kolejnego tomy, by dowiedzieć się jak potoczą się losy Colluma.
"Ten, kto niczego nie kocha, niczego nie rozumie."
Na początku trudno było mi wkręcić się w tę powieść. Jednak po kilkunastu stronach znowu zostałam bezpowrotnie wciągnięta do Magisterium - szkoły dla magów.
Akcja jest stała. Nie ma tutaj wielu zwrotów akcji, ale to nie znaczy że nic się nie dzieje. Bo dzieje się naprawdę dużo. Autorki nadal utrzymują poziom pierwszej części, czyli Próby żelaza.
W tej części widać dużą zmianę w Collumie. Zachowuje się inaczej niż w poprzednim tomie. Chłopak dorósł, chociaż momentami zachowywał się na moje zbyt poważnie.
Niestety bardzo, ale to bardzo denerwowali mnie najlepsi przyjaciele Calluma. Zachowywali się jakby zjedli wszystkie rozumy. Natomiast pokochałam Jaspera. Mimo że może wydawać się on jest "czarnym" charakterem, to okazuje się, iż wcale nie jest taki zły. Chociaż muszę przyznać, że na samym początku miałam ochotę go zabić.
Zakończenie było chyba największym atutem tejże powieści. Jednak mimo to, czuję się nieusatysfakcjonowana. Nie mogę doczekać się poznania dalszych losów magów.
"Nasza rodzina nie jest zawsze taka, jak nam się wydaje."
Okładka, a właściwie całe wydanie książki jest piękne. Wszystko idealnie do siebie pasuje i tworzy spójną całość. Cieszę się, że wydawnictwo zachowało oryginalną okładkę.
Polecam wam tę serie bardzo serdecznie. Wiele osób narzeka, że Magisterium to marna podróbka HP. Są podobieństwa, nie mogę zaprzeczyć. Jednak ja nie należę do fanów "chłopca, który przeżył", więc dla mnie seria Holly Black i Cassandry Clare jest znacznie lepsza.
Wydaje mi się, że książka ta spodoba się szczególnie młodszym czytelnikom (11 lat i wzwyż), więc bez obawy możecie sprezentować ją młodszemu rodzeństwu, kuzynostwu.
"Wszystko pozostaje w równowadze."
Letnie wakacje Calluma Hunta w niczym nie przypominają tych, jakie mają zwyczajne dzieciaki. Jego towarzyszem zostaje ogarnięty chaosem wilk Havoc. Ojciec podejrzewa, że Call przeszedł na ciemną stronę mocy. Oczywiście, większość dzieci nie wróci już więcej do szkoły w magicznym świecie Magisterium… Wszystko to nie jest łatwe dla Calla…,...
Ayesha ucieka od brutalnego męża razem z córką. Znajdują bezpieczne schronienie w wielkim domu byłej gwiazdy popu, Haydena Danielsa, który od paru lat ukrywa się przed ludźmi. W domu Haydena mieszkają również inne osoby po przejściach: Crystal, tancerka w nocnym klubie, i Joy, emerytka w permanentnie złym humorze. Wszyscy samotni, pokiereszowani przez życie, tworzą niekonwencjonalną rodzinę. Jednak mąż Ayeshy nie daje za wygraną. Za wszelką cenę chce ją odnaleźć i ukarać.
Moje miejsce na ziemi opowiada historię Ayeshy, kobiety, która przez wiele lat skazana była na mieszkanie z prawdziwym tyranem w jednym domu. Pewnego dnia postanawia uciec razem ze swoją córeczką w środku nocy. Tak właśnie zaczyna się ta historia.
Zacznijmy może od ogólnych informacji o książce. Na 432 stronach znajduje się 90 rozdziałów. Są one jednak krótkie, więc dla mnie jest to duży plus, bo mogę przerwać czytanie bez odkładania książki w jakimś bardzo ważnym momencie.
Styl pisania autorki bardzo mi się spodobał. Był prostu, dzięki czemu książkę połknęłam bardzo szybko. Jak wspominałam, w tej książce poruszany jest trudny, aczkolwiek popularny w XXI wieku, motyw przemocy w rodzinie. Zanim w ogóle przeczytałam tę powieść spodziewałam się czegoś smutnego, dołującego. Bardzo się pomyliłam. Mimo że tematyka książki pani Matthews nie należy do lekkich i latwych, to Moje miejsce na ziemi jest bardzo optymistyczną historią, której czytanie sprawiło mi ogromną radość.
Bohaterowie są świetnie wykreowani. Różnią się od siebie zainteresowaniami, charakterami, ale łączy ich jedno: żadne z nich nie miało łatwo w życiu. Pokochałam ich wszystkich od samego początku. Hayden, była gwiazda popu, która od paru lat nie wychodzi z domu. Joy, starsza kobieta w wiecznie złym humorze (cóż za zbieg okoliczności, że nazywa się akurat Joy...), która kocha rośliny. Oraz Crystal - moja ulubienica -, pełna życia tancerka w klubie nocnym.
Bardzo dużym plusem jest opis Ayeshy. Nie chodzi mi o jej wygląd czy charakter, ale o wielką zmianę jaka zaszła w tej kobiecie. Pani Matthews w po porostu genialny sposób oddała te wszystkie, nawet najmniejsze, zachowania, które świadczyły o tym, iż główna bohaterka z małej, cichej gąsienicy zamieniła się w pięknego motyla.
Moje miejsce na ziemi jest to wzruszająca książka, pełna radości oraz skłaniająca do refleksji. Polecam tę powieść bardzo serdecznie.
Ayesha ucieka od brutalnego męża razem z córką. Znajdują bezpieczne schronienie w wielkim domu byłej gwiazdy popu, Haydena Danielsa, który od paru lat ukrywa się przed ludźmi. W domu Haydena mieszkają również inne osoby po przejściach: Crystal, tancerka w nocnym klubie, i Joy, emerytka w permanentnie złym humorze. Wszyscy samotni, pokiereszowani przez życie, tworzą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kilka tygodni po lądowaniu na Ziemi młodzi koloniści zdołali założyć obóz i zaprowadzić porządek w dzikim środowisku. Delikatna równowaga ulega jednak zakłóceniu, kiedy na Ziemię docierają nowe lądowniki.
Ci, którzy dostali się na ich pokłady, mogą mówić o szczęściu, ponieważ w Kolonii właśnie kończy się tlen, ale szczęście Glass po wylądowaniu na Ziemi wydaje się dobiegać kresu. Clarke prowadzi wyprawę ratunkową na miejsce lądowania, lecz jej myśli krążą ciągle wokół rodziców, którzy być może jednak żyją. Tymczasem Wells walczy, by pozostać przywódcą mimo przybycia na Ziemię wicekanclerza w asyście uzbrojonych strażników, a Bellamy musi zdecydować, czy uciec od odpowiedzialności za przestępstwa, czy też stawić czoło rzeczywistości.
Dla setki zesłańców nadszedł czas, by zjednoczyć siły i walczyć o wolność odnalezioną na Ziemi. Alternatywą będzie utrata wszystkiego, co kochają – w tym również ukochanych osób.
Powrót na Ziemię był jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie książek w 2016 roku. Zaraz po przeczytaniu poprzednich dwóch tomów wzięłam się za oglądanie serialu, który powstał na podstawie tej serii, jednak tak naprawdę bardzo niewiele łączy The 100 z jego książkowym pierwowzorem. Niestety, trzeci tom Misji 100 okazał się znacznie gorszy niż swoje poprzedniczki.
Wszystko zaczęło się w momencie, w którym skończyła się druga część, czyli na tragicznym lądowaniu innych Kolonistów. Trudno było mi przejść przez pierwsze kilkanaście stron ze względu na uczucie déjà vu. Kass Morgan znowu - tak samo jak w pierwszym tomie - zaczęła opisywać przyrodę na Ziemi, co dla mnie było po prostu zapychaczem.
Na początku akcja nie pędzi jakoś szczególnie, ale w pewnym momencie wszystko nabiera tępa. Szkoda tylko, że to tępo w pewnym momencie jest tak szybkie, że bohaterowie zaczynają przenosić się z jednej sytuacji do drugiej bez żadnego wyjaśnienia. Autorka miała naprawdę dużo dobrych pomysłów, które zaczynała, ale potem nagle jakby nie wiedziała co z nimi zrobić, więc je porzucała. Spójrzmy na przykład, na rozpoczęty pod koniec drugiej części watek dotyczący rodziców Clarke, którzy - jak się okazało - żyli. Zaczynając Powrót na Ziemię ze zniecierpliwieniem czekałam jak potoczy się dalej ta część historii, a wszystko co dostała to tylko kilka zdań suchych faktów, nic więcej. Aha, to ja podziękuję za takie wyjaśnienie.
Zauważyłam, że z każdym tomem moja opinia o postaciach wykreowanych przez Morgan, zmienia się. No, nie licząc moich odczuć względem Bell'a - nadal jest moim ulubionym bohaterem. Clarke przestała być irytująca (wow, czekałam na to trzy tomy) i dopiero teraz zaczęłam dostrzegać jej zalety: jej troskę o innych Kolonistów, determinację, miłość do Bellamy'iego. Wcześniej - mimo że byłam świadoma ich istnienia - były one przykryte płachtą utkaną ze wszystkich sytuacji, w których była bardzo denerwująca.
Jest jednak jedna bohaterka, której istnienia nie jestem w stanie zrozumieć: Glass. Ta dziewczyna ma ewidentnie opóźniony rozwój sprawności umysłowej. Jeszcze w poprzednich częściach byłam w stanie zrozumieć jej istnienie - pokazywała Czytelnikowi co dzieje się na statku kosmicznym. Jednak gdy lądowniki wylądowały (masło maślane) na Ziemi, czy nie mogła być ona jedną z ofiar katastrofy? Przedstawię Wam przykład bardzo logicznego myślenia Glass: w obozie nie jest już tak fajnie, więc razem z Lukiem, który jest jedyną "rzeczą" jakiej w życiu potrzebuje, ucieka do lasu, w którym jest pełno złych Ziemian, bez żadnych przydatnych rzeczy i zdolności do przeżycia. Tak, to naprawdę genialny plan.
Jak Widzicie, książka bardzo mnie zawiodła. Poprzednie tomy były bardzo dobre, jednak z niewiadomych mi przyczyn Kass Morgan obniżyła sobie poprzeczkę. Jednak jeśli nie Czytaliście poprzednich tomów, to mimo wszystko Wam je polecam, bo jest to seria warta uwagi. A jeszcze bardziej polecam Wam serial, który jest rewelacyjny i jutro, 01.02.2017 zaczyna się czwarty sezon. Nie mogę się doczekać, bo trzeci zakończył się w bardzo złym momencie. ♔♕
Kilka tygodni po lądowaniu na Ziemi młodzi koloniści zdołali założyć obóz i zaprowadzić porządek w dzikim środowisku. Delikatna równowaga ulega jednak zakłóceniu, kiedy na Ziemię docierają nowe lądowniki.
więcej Pokaż mimo toCi, którzy dostali się na ich pokłady, mogą mówić o szczęściu, ponieważ w Kolonii właśnie kończy się tlen, ale szczęście Glass po wylądowaniu na Ziemi wydaje się dobiegać...