-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-05-19
2024-05-18
2024-05-18
2024-05-17
2024-05-12
2024-05-10
2024-04-17
2024-05-03
2024-04-30
2024-04-30
2024-04-27
2024-04-27
2024-03-08
„Mogłaś zrobić więcej. Inni dają radę, a ty tylko użalasz się nad sobą. Jesteś beznadziejna. Lepiej byłoby, gdybyś…”
Według danych statystycznych na depresję choruje 280 milionów ludzi. W Polsce jest to około 1,2 miliona. Naukowcy twierdzą, że do 2030 roku depresja będzie najczęściej występującą chorobą na świecie.
„Wszystko w porządku” to autobiografia autorki, która choruje na depresję. W formie komiksu ukazuje swoje codzienne przeżycia, w tym terapię i rozmowy z najbliższymi. Jej historia nie jest linearna, a sama Debbie przyznaje, że nadal mierzy się z epizodami depresyjnymi. Jednak każdego dnia stara się pamiętać o tym, że jest wartościową, dobrą osobą, która zasługuje na troskę i miłość swoich bliskich.
Ta opinia będzie trochę inna od tych, które piszę zazwyczaj. Nie zamierzam w niej oceniać treści, kreski, sposobu prowadzenia narracji… Ponieważ ta powieść graficzna dała mi coś więcej. Gdy ją czytałam, miałam wrażenie, że autorka otula mnie kocykiem i zapewnia „naprawdę, jesteś wystarczająca”. Debbie Tung uświadomiła mi to, że moje emocje, blokady i lęki są czymś naturalnym. Nawet sobie nie wyobrażacie, ile razy czytałam tekst z dymku komiksowego, a potem stwierdzałam „tak, to jestem ja!”. I nawet jeśli nie choruję na depresję, to nie ukrywam tego, że czasem dopada mnie zniechęcenie, irracjonalny strach, a także zwykłe zmęczenie. Wtedy mam wrażenie, że moje życie jest bezsensowne, a to uczucie nigdy się nie skończy.
Dzięki „Wszystko w porządku” wiem już, że nawet najgorszy moment kiedyś przemija. A jeśli pojawia się za często, warto udać się do psychologa lub psychiatry. Ta powieść graficzna dobrze pokazuje też to, jak zmieniało się podejście autorki wraz z kolejnymi wizytami u specjalisty. Również kolorystyka działa na emocje, pokazując momenty dobre i złe, a także te pomiędzy w procesie zdrowienia.
Ten komiks jest nie tylko świetny treściowo, ale zwyczajnie bardzo ładny. Chociaż kreska Debbie Tung jest prosta, to równocześnie widać w niej łagodność, a także dziecięcość pozbawioną infantylności. Z pewnością jest przyjemna dla oka, ale też daje jakieś nieuchwytne poczucie spokoju.
Rzadko piszę o tym, że jakiś tytuł „trzeba przeczytać”. Powodów jest kilka, ale najważniejszy to ten, że każdy z nas ma inny gust. Jednak w przypadku tej powieści graficznej zaryzykuję: musicie ją przeczytać! Dlaczego?
Bo „Wszystko w porządku” działa trochę jak balsam, po który warto sięgnąć w chwili, kiedy świat nas przytłacza. I kiedy sami sobie nie potrafimy pokochać tak, jak na to zasługujemy. Debbie przekonuje nas o tym, że z każdej sytuacji jest wyjście, a porażki niekoniecznie muszą być czymś złym. Może są po prostu nowym doświadczeniem…
„Zachowuj się łagodnie wobec innych.
Ale nie zapominaj o łagodności również wobec siebie”.
„Mogłaś zrobić więcej. Inni dają radę, a ty tylko użalasz się nad sobą. Jesteś beznadziejna. Lepiej byłoby, gdybyś…”
Według danych statystycznych na depresję choruje 280 milionów ludzi. W Polsce jest to około 1,2 miliona. Naukowcy twierdzą, że do 2030 roku depresja będzie najczęściej występującą chorobą na świecie.
„Wszystko w porządku” to autobiografia autorki, która...
2024-01-29
Risten to doświadczony najemnik, który wraz z resztą oddziału towarzyszy księciu w jego sekretnej podróży. Jego spryt i siła bardzo przydaje się podczas wyprawy, ale niedługo potem zaczyna tracić kontrolę nad sobą w różnych, pozornie błahych sytuacjach…
Najemnik wkrótce zostaje banitą, a splotem nieszczęśliwych wypadków ląduje w lesie – ranny i zagubiony. Tam spotyka dwie driady, które postanawiają pomóc mężczyźnie w wyzdrowieniu i zabierają go do swojego królestwa.
Tym sposobem losy Ristena i Ilyanny zaczynają się ze sobą splatać. Człowiek i driada są zafascynowani sobą, a ich relacja powoli rozwija się w zupełnie nieprzewidzianym kierunku. Jakie konsekwencje będzie to miało dla obu światów?
Debiutancka książka Marcina Bienia jest podzielona na trzy części, które są osobnymi aktami z życia głównego bohatera. Pierwsza część skupia się na podróży wraz z oddziałami księcia, druga zaś na życiu driad. Trzecia część jest oczywiście tą ostatnią, dlatego też nie napiszę o niej w obawie przed odkryciem ważnych wątków fabularnych.
Marcin Bień w swojej pierwszej książce prowadzi czytelnika śladami mężczyzny, którego trudno polubić. Z początku Risten potrafił być bezwzględny i wyrachowany, a jego chłód, dystans i tajemnicze zachowanie było zwyczajnie irytujące. Główny bohater dodatkowo odtrącał od siebie każdego, kto mógłby jakkolwiek mu pomóc lub okazać przyjaźń. Dopiero pod wpływem wizyty w Gaju zmienił się jego charakter, a jego losy i stopniową przemianę autor dobrze rozpisuje w kolejnych rozdziałach.
I chociaż najemnik jest najważniejszą postacią, to także poboczne charaktery mają sporo do powiedzenia. O dziwo, Ilyanna na tle innych driad wypadła dość blado, natomiast zainteresowała mnie postać Matki, Kapłanki i innych członkiń tej społeczności. Dużym plusem są plastyczne opisy Gaju, które pozwoliły lepiej zrozumieć zasady i obowiązki, a także tradycje i obrzędy ludu driad.
Jeśli chodzi o wątek romantyczny, to stanowi on sporą część tej powieści, ale Marcin Bień prowadzi go w sposób nienachalny. Relacja między bohaterami rozwija się dość naturalnie, chociaż nazwałabym ją raczej zauroczeniem niż miłością. Ciężko napisać o niej coś więcej, bo w zasadzie jest ona wciąż tematem otwartym i jeszcze wiele się może wydarzyć…
I to jest moim zdaniem największym problemem tej książki; po niej po prostu widać, że jest ona dopiero początkiem czegoś większego. Dużo tu rozpoczętych wątków i kolejnych perspektyw różnych postaci, ale w efekcie pozostaje po niej głównie poczucie niedosytu. Autor umiejętnie drażni czytelnika, a gdy już ma się wrażenie, że coś zostanie rozwiązane… No właśnie. Panie Marcinie, miej pan litość!
Już tradycyjnie na koniec wspomnę o wydaniu książki, bo jest ono naprawdę piękne. Ilustracje autorstwa Isabelli Karpińskiej nadają historii niepowtarzalnego klimatu, a wstążka i oprawa zintegrowana są świetnym krokiem ze strony wydawnictwa. Moim zdaniem druk jest trochę za mały, a także mocno ściśnięty, przez co podczas lektury przeskakiwałam między wersją papierową a e-bookiem, bo oczy jednak szybko się mi męczyły. Na całe szczęście poszczególne „mini rozdziały” dość często przedzielały skrzyżowane miecze, które fajnie wpasowywały się w klimat historii.
Co mogę dodać? Jeśli lubicie książki, które łączą w sobie fantastykę, klimaty rycerskie i wątek podróży bohatera, to spokojnie mogę Wam polecić debiut Marcina Bienia. Książka co prawda ma swoje wady, ale w ostatecznym rozrachunku nie odbierają one radości z lektury.
Mimo wszystko mam wrażenie, że jako rozrywka powieść ta sprawdzi się w stu procentach, ale nie wiem, czy zostanie ona ze mną na długo. Czegoś mi w niej zabrakło i liczę na to, że w drugim tomie autor pozytywnie mnie zaskoczy, poprawiając drobne niedociągnięcia z pierwszej części.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu @nakanapie.pl
Risten to doświadczony najemnik, który wraz z resztą oddziału towarzyszy księciu w jego sekretnej podróży. Jego spryt i siła bardzo przydaje się podczas wyprawy, ale niedługo potem zaczyna tracić kontrolę nad sobą w różnych, pozornie błahych sytuacjach…
więcej Pokaż mimo toNajemnik wkrótce zostaje banitą, a splotem nieszczęśliwych wypadków ląduje w lesie – ranny i zagubiony. Tam spotyka dwie...