rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Fanpage: www.facebook.com/zaczytanywksiazkach

Dziś postaram się napisać coś sensownego o tej książce, ale nie wiem, czy uda się. Podejrzewam, że poniższy tekst nie oddaje w całości tego, co czuję po lekturze, ale bardzo trudno jest zebrać wszystkie spostrzeżenia w całość.

Jakub Małecki potrafi dość zwyczajne historie przedstawić w tak genialny sposób, że siedzą one potem w człowieku, skłaniając go do refleksji. "Horyzont" ujął mnie przede wszystkim stylem. Nazwałbym go oszczędnym - nie ma zbędnych wyrazów, każde słowo jest po coś, niesie przekaz. Nie ma także zbędnych dłużyzn czy niepotrzebnych opisów. Podobało mi się to, że co jakiś czas pojawiały się takie niemal poetyckie zdania. Widać, że Małecki miał konkretny pomysł, który krok po kroku realizował, zmierzając w konkretnym kierunku.

Pierwszy raz czytałem TAKI opis seksu. Nie ma oczywiście "rozpadania się na milion kawałków" czy patetycznego stylu. Są natomiast niedopowiedzenia i słowa dobrane tak, że mówią wiele, choć gdyby zebrać je do kupy, to nie byłoby ich wiele. Więcej poproszę takich scen w literaturze. Było zmysłowo, lecz bez uczucia żenady.

Kolejny element tego dzieła, którym się zachwycam, to emocje. "Horyzont" dostarcza ich bardzo różnorodną paletę. Czasem uśmiechnąłem się, czasem rozzłościłem, ale głównie czułem smutek pomieszany z przygnębieniem, których omal nie zamienił się w łzy. Autor bardzo dobrze potrafi uderzyć znienacka w czytelnika zdaniem, które zmienia wszystko i sprawia, że konkretna sytuacja zmienia zupełnie znaczenie. Przy czym muszę zaznaczyć, że książkę czyta się dobrze, bardzo płynnie. Jest to zasługa umiejętności gawędziarskich autora.

Za minus książki mogę uznać to, że zacząłem do siebie mówić: "Maniek, tylko tego nie spierdol". Choć czy to rzeczywiście wada?

W moim odczuciu - czyli osoby nieznającej się na tym temacie - wspomnienia z Afganistanu ukazane zostały w sposób bardzo przekonujący, realistyczny. Jestem w stanie uwierzyć, że te wydarzenia mogły mieć miejsce.

Utwór skłonił mnie do zastanowienia się nad tym, ile człowiek znaczy dla świata i jak bardzo go obchodzi oraz nad tym, jak duży wpływ na moją przyszłość mają takie proste sytuacje jak założenie danego dnia konkretnego ubrania.

Bohaterzy zostali bardzo dobrze wykreowani. Mają głębię. Maniek to facet po trzydziestce zmagający się z PTSD (zespołem stresu pourazowego, który występuje np. po wojnie) i starający się żyć normalnie. Na barkach ma ciężar, który chciałby zrzucić, bo to pozwoliłoby mu o wiele lepiej żyć. Wydaje mi się, że spisywanie wspomnień z Afganistanu jest dla Mariusza czymś w rodzaju katharsis. Zuza natomiast jest dziewczyną rozpoczynającą nowe życie i starającą się odkryć rodzinną tajemnicę, która utrudnia jej normalne, spokoje życie. Polubiłem te postacie i chętnie spotkałbym je w innej historii.

Jeśli lubicie być sponiewierani emocjonalnie, sięgnijcie po tę książkę. Ja tymczasem wracam słuchać bułgarskiego rapu ;).

Fanpage: www.facebook.com/zaczytanywksiazkach

Fanpage: www.facebook.com/zaczytanywksiazkach

Dziś postaram się napisać coś sensownego o tej książce, ale nie wiem, czy uda się. Podejrzewam, że poniższy tekst nie oddaje w całości tego, co czuję po lekturze, ale bardzo trudno jest zebrać wszystkie spostrzeżenia w całość.

Jakub Małecki potrafi dość zwyczajne historie przedstawić w tak genialny sposób, że siedzą one potem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zapraszam na fanpage: www.facebook.com/zaczytanywksiazkach

Czytałem „Grzech” tego autora i był to dobry thriller, więc z dużym zainteresowaniem zabrałem się za „Inną”. Cóż... ta książka wygląda tak, jakby pisał ją ktoś zupełnie inny.

Główny bohater, Mikołaj Popławski, budzi się w pewnej rezydencji. Nie pamięta, jak się tam znalazł, a w piwnicy znajduje skrępowaną kobietę. Niedaleko tej posiadłości mieszka matka zaginionej nastolatki. Jest bardzo zaangażowana w poszukiwanie córki. Czy Mikołaj jest porywaczem? A może mordercą? Czy odważy się poznać prawdę o sobie?

Zapowiadało się bardzo dobrze, ponieważ sam pomysł na historię jest ciekawy. Wiemy tak naprawdę tyle samo co główny bohater, razem z nim musimy odkryć tę zagadkę. To odliczanie godzin do czasu ponownego utracenia pamięci miało – jak mniemam – zaciekawić czytelnika, sprawić, że będzie bardziej zaangażowany w tę książkę, ale dla mnie zostało to przedstawione w dość słaby sposób. Przede wszystkim dlatego, że autor raczy nas wieloma nic niewnoszącymi do fabuły szczegółami. Szczegółami, które irytowały mnie i przyćmiewały sens historii. Być może zostało to zrobione po to, aby książka była po prostu dłuższa o kilkadziesiąt, jeśli nie 100, stron.

Dla mnie ta książka nie ma nic wspólnego z thrillerem. Ani nie trzyma w napięciu, ani nie wywołuje gęsiej skórki czy dreszczy, ani nie przeraża... Fakt, czyta się szybko i jest to niewątpliwie plus, bo można szybko przebrnąć do zakończenia, które, cóż... zostało wzięte znikąd. Po lekturze zacząłem zastanawiać się, czy to ja nie czytałem uważnie, czy rzeczywiście rozwiązanie pojawiło się ot tak, bez żadnego logicznego związku przyczynowo-skutkowego. Okej, ono zaskakuje, ale czytelnik nie miał nawet najmniejszej możliwości wcześniej się go domyślić. Poza tym jako czytelnicy nie znamy też solidnych motywacji głównych bohaterów, co jest słabe.

Irytowała mnie powtarzalność. O ile na początku było nawet ciekawie, o tyle później bohaterzy zaczęli błądzić, powtarzać się. Pojawiały się także dłużyzny, które jeszcze bardziej sprawiały, że miałem ochotę rzucić książką o ścianę.

Dzięki narracji pierwszoosobowej bardzo dobrze poznajemy Mikołaja Popławskiego. Zajmuje się on ciągłym pisaniem wszystkiego, co robi, bo co 48 godzin traci świadomość i nic nie pamięta. To trochę go spowalnia, ponieważ zamiast skupić się na zastanowieniu się nad tym, co zrobić z dziewczyną i zrozumieniu, skąd się wzięła w tej rezydencji, traci czas na zapisywanie wszystkiego, a więc także wielu niepotrzebnych informacji.

Dla mnie jest to przedstawiciel gatunku, który nazywam „literaturą pociągową”. O co chodzi? Przy tej książce nie trzeba się wysilać. Czyta się szybko, czas mija... Idealna książka do pociągu czy na plażę. Jeśli chcecie przeczytać coś, co nie wymaga dużego skupienia, sięgnijcie po „Inną”. Ale tylko wtedy, gdy już ją kupiliście i jest po ptakach, bo generalnie jest sporo lepszych thrillerów.

Zapraszam na fanpage: www.facebook.com/zaczytanywksiazkach

Zapraszam na fanpage: www.facebook.com/zaczytanywksiazkach

Czytałem „Grzech” tego autora i był to dobry thriller, więc z dużym zainteresowaniem zabrałem się za „Inną”. Cóż... ta książka wygląda tak, jakby pisał ją ktoś zupełnie inny.

Główny bohater, Mikołaj Popławski, budzi się w pewnej rezydencji. Nie pamięta, jak się tam znalazł, a w piwnicy znajduje skrępowaną kobietę....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zapraszam także na mój fanpage: https://www.facebook.com/zaczytanywksiazkach/

Tytuł kłamie połowicznie. Rzeczywiście jest to pamiętnik, ale nie księgarza, lecz antykwariusza, gdyż Shaun Bythell prowadzi antykwariat (o czym informuje opis znajdujący się na tylnej okładce), a nie księgarnię.

Autor w swojej książce informuje nas, co działo się w antykwariacie niemal dzień po dniu. Myślałem, że będzie to interesująca relacja z życia człowieka, który pracuje z książkami. Mnóstwo pozytywnych opinii wywołało jeszcze więcej nadziei na to, że będzie to dobre. Cóż, przeliczyłem się. „Pamiętnik księgarza” jest dla mnie słaby.

Przede wszystkim dlatego, że pojawiło się trochę zapisków, które generalnie nie były ważne. Przykład:

„Sobota, 8 marca

Jestem w Londynie”.

Super, że nas o tym informujesz, ale co to ma wspólnego z literaturą?

Humor. Blurb obiecuje, że będzie to „ciepła i dowcipna” książka. Cóż... Dla mnie nie było ani jednego momentu, który rozbawiłby mnie. Ani jednego. Być może szkocki humor nie jest dla mnie.

Utwór jest także bardzo nierówny. Były strony, które pochłaniałem z ogromnym zainteresowaniem, ale większość jednak była katorgą. Miałem wrażenie, że książka została napisana trochę na siłę. Wiecie, byle tylko ją skończyć i wydać, bo z ładną oprawą i obiecującym opisem się sprzeda. No bo który czytelnik nie marzył o pracy w księgarni czy antykwariacie? No który?

Być może dla Szkotów jest to interesująca książka, bo mają możliwość odwiedzić to miejsce i fizycznie je poczuć. Ponadto w „Pamiętniku księgarza” pojawia się sporo odniesień do książek, których nie znam, bo albo nie zostały wydane w Polsce, albo zostały wydane, ale mnie nie ciekawią. I czuję, że to trochę sprawia, że tracę możliwość zrozumienia wszystkiego i wczucia się w to, o czym Shaun pisze.

Najgorsze to to, że ta książka nic nie wniosła do mojego życia. Ani się przy niej dobrze nie bawiłem, ani jakoś na mnie nie wpłynęła. I to nie jest tak, że ja oceniam tę książkę źle, bo forma mi nie pasuje. Nie, ja lubię pamiętniki (czy dzienniki), ale powinny być one napisane tak, żeby zainteresować czytelnika, żeby czytelnik poczuł jakąś więź z autorem. No bo przecież opowiada on o swoim życiu.

Książki nie polecam, ale jeśli będziecie mieli możliwość, to po nią sięgnijcie, bo być może ja się po prostu nie znam, gdyż pozytywnych opinii jest naprawdę sporo.

I może jeszcze raz podkreślę – to jest pamiętnik, a nie powieść (jak niektórzy sądzą).

Zapraszam także na mój fanpage: https://www.facebook.com/zaczytanywksiazkach/

Zapraszam także na mój fanpage: https://www.facebook.com/zaczytanywksiazkach/

Tytuł kłamie połowicznie. Rzeczywiście jest to pamiętnik, ale nie księgarza, lecz antykwariusza, gdyż Shaun Bythell prowadzi antykwariat (o czym informuje opis znajdujący się na tylnej okładce), a nie księgarnię.

Autor w swojej książce informuje nas, co działo się w antykwariacie niemal dzień po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dirk jest dwudziestokilkulatkiem świętującym ukończenie aplikacji adwokackiej. Będąc pod wpływem alkoholu, powoduje wypadek, w którym ginie bezdomna dziewczyna. Chłopak o tym nie wie, ale widzieli to jego kompani i zostawili ją na pewną śmierć. Sprawą zajmuje się aspirant Turner. Jedno jest pewne – matka Dirka, Margot, zrobi wszystko, aby ochronić syna.

Główny bohater to postać bardzo szlachetna i uczciwa, która domaga się sprawiedliwości. Dla niego pochodzenie zabitej dziewczyny nie ma żadnego znaczenia. Turner odznacza się przenikliwością i umiejętnością analitycznego myślenia, dzięki czemu szybko łączy wątki i wpada na pomysły mające ułatwić mu rozwiązanie zagadki. Poza tym potrafi walczyć i wie, gdzie uderzyć, żeby mocno zabolało. Ten bohater bardzo mi imponuje, ponieważ pomimo niebezpieczeństw trzyma się założonego planu i swoich ideałów. W pewnym momencie miałem problem, bo z jednej strony aspirantowi groziła śmierć, więc za wszelką cenę starał się przeżyć, ale polało się na tyle dużo krwi, że zacząłem zastanawiać się, czy powoli nie staje się on tymi, z którymi walczy.

Autor umiejętnie dawkuje napięcie. Akcja zaczyna się spokojnie, ale po kilkudziesięciu stronach rozkręca się. Przyznaję, trudno było mi się oderwać od lektury, ponieważ między bohaterami doszło do konfliktu i po prostu musiałem dowiedzieć się, jak się zakończy. Tim Willocks nie oszczędza głównego bohatera. Rzuca go w sytuacje, w których normalny człowiek nie przeżyłby i patrzy, jak cierpi.

Całość znajdziesz tutaj: https://naekranie.pl/recenzje/raport-turnera-recenzja-ksiazki

Dirk jest dwudziestokilkulatkiem świętującym ukończenie aplikacji adwokackiej. Będąc pod wpływem alkoholu, powoduje wypadek, w którym ginie bezdomna dziewczyna. Chłopak o tym nie wie, ale widzieli to jego kompani i zostawili ją na pewną śmierć. Sprawą zajmuje się aspirant Turner. Jedno jest pewne – matka Dirka, Margot, zrobi wszystko, aby ochronić syna.

Główny bohater to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Przecięcie” jest lekką powieścią sensacyjną mającą dostarczyć czytelnikowi rozrywki. Cóż, może i szybko się ją czyta, lecz mnie rozrywki nie dostarczyła.

Główna bohaterka zostaje napadnięta przez dwóch dresów, którzy ukradli jej torebkę z cenną zawartością. Na pomoc rusza jej pół Polak, pół Amerykanin. Od tego momentu jego życie wywraca się do góry nogami.

Kaśka Sobańska to najbardziej irytująca postać z jaką miałem kiedykolwiek styczność. Nadużywa wulgaryzmów, przez co tracą one swoja moc. Poza tym rzuca nieśmiesznymi żartami, ripostami, które w jej mniemaniu są błyskotliwe, jednak we mnie wzbudzały uczucie zażenowania. Ponadto niemal cały czas myśli o seksie. Nie cechuje się ani roztropnością, ani zdrowym rozsądkiem, ani wysokim IQ. Od razu zaczyna ufać facetowi, którego niedawno poznała. Nikt normalny tak nie postępuje. Poza tym szybko wyjawia mu sekrety, które gdyby wpadły w niepowołane ręce, mogłyby na zawsze ją pogrążyć. Już po pierwszych kilkudziesięciu stronach miałem ochotę ją zastrzelić. Odnoszę wrażenie, że autor chciał zrobić z niej twarda babkę, która da sobie radę w świecie pełnym niebezpiecznych mężczyzn. Cóż, nie wystarczy kilka razy powiedzieć „Kurwillo”, aby zostać uznanym za osobę mocną czy zadziorną.

Muszę przyznać, że w powieści sporo się dzieje, jest mnóstwo zwrotów akcji, choć części z nich można się domyślić. Zwłaszcza wtedy, gdy przeczyta się chociaż kilka kryminałów. Tak samo można się domyślić w jakim kierunku zmierzy relacja głównych bohaterów. Serio, myślałem, że może autor jednak nie pójdzie w sztampę, tylko zaskoczy mnie czymś oryginalnym. W powieści znajduje się sporo opisów miejsc czy czynności wykonywanych przez bohaterów, które nie mają jakiegoś ogromnego znaczenia ani dla fabuły, ani dla relacji bohaterów. Bez nich książka mogłaby istnieć i nie byłoby nudnych momentów. Tym bardziej, że książki sensacyjne z reguły mają mało opisów, bo najważniejsza jest akcja.

Zdaję sobie sprawę z tego, że cechą powieści sensacyjnej jest przypadkowość, niemniej autor w zakończeniu przesadził, ponieważ czytelnik nie miał nawet możliwości przewidzenia tego rozwiązania. Nie było żadnych tropów, nie ma generalnie logicznego związku przyczynowo-skutkowego. Okej, zakończenie zaskakuje, ale mnie bardzo zirytowało, ponieważ pojawiło się nagle, znikąd, żeby nie powiedzieć z dupy. To wygląda tak jakby autor nie wiedział, jak dalej pokierować bohaterów, więc na poczekaniu wymyślił coś takiego.

Całą opinię znajdziesz tu: https://www.facebook.com/zaczytanywksiazkach/photos/a.1469124920018024/2342586612671846/?type=3&theater

„Przecięcie” jest lekką powieścią sensacyjną mającą dostarczyć czytelnikowi rozrywki. Cóż, może i szybko się ją czyta, lecz mnie rozrywki nie dostarczyła.

Główna bohaterka zostaje napadnięta przez dwóch dresów, którzy ukradli jej torebkę z cenną zawartością. Na pomoc rusza jej pół Polak, pół Amerykanin. Od tego momentu jego życie wywraca się do góry nogami.

Kaśka Sobańska...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Siedem śmierci Evelyn Hardcastle” to prześwietnie napisana powieść kryminalna z elementami fantastycznymi. Główny bohater zostaje wciągnięty w niebezpieczną i chorą grę. Ma osiem dni na to, aby odkryć kto zabił Evelyn Hardcastle.

Z podziękowań znajdujących się na końcu wynika, że autor pisał tę powieść 3 lata. Szczerze powiedziawszy widać to, ponieważ wszystko trzyma się kupy, każdy element został dopracowany.

Książka opiera się na motywie, który występował m.in. w książce „Zgadnij kto”. Główny bohater jest (poniekąd) zamknięty w posiadłości Blackheath i ma ograniczony czas, aby rozwiązać zagadkę morderstwa Evelyn Hardcastle. Ten narzucony czas sprawia, że czytelnik bardziej angażuje się w fabułę. Poza tym zwiększa to emocje, ponieważ nie wiadomo co stanie się po tych 8 dniach.

Aidena Bishopa, pierwszoplanową postać, polubiłem od razu. Na początku wzbudzał we mnie litość, ponieważ znalazł się w niezbyt ciekawej sytuacji. Potem wykazał się odwagą oraz przenikliwością umysłu, lecz czasami zachowywał się naiwnie, co mnie trochę irytowało.

Jest to powieść rozrywkowa, ale wymaga od czytelnika skupienia. Pojawia się wiele szczegółów, które warto zapamiętać, aby razem z głównym bohaterem zabawić się w detektywa i zgadnąć, kto jest mordercą. Dostarcza to jeszcze więcej frajdy z czytania.

Całą opinię znajdziesz tu: https://www.facebook.com/zaczytanywksiazkach/photos/a.1469124920018024/2340611236202717/?type=3&theater

„Siedem śmierci Evelyn Hardcastle” to prześwietnie napisana powieść kryminalna z elementami fantastycznymi. Główny bohater zostaje wciągnięty w niebezpieczną i chorą grę. Ma osiem dni na to, aby odkryć kto zabił Evelyn Hardcastle.

Z podziękowań znajdujących się na końcu wynika, że autor pisał tę powieść 3 lata. Szczerze powiedziawszy widać to, ponieważ wszystko trzyma się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

To pierwsza powieść Marty Guzowskiej, w której nie ma wątków archeologicznych i wolałbym, aby autorka częściej pisała takie powieści. „Raj” to nietuzinkowy thriller z ważnym przekazem.

Cała opinia tutaj: https://naekranie.pl/recenzje/raj-recenzja-ksiazki

To pierwsza powieść Marty Guzowskiej, w której nie ma wątków archeologicznych i wolałbym, aby autorka częściej pisała takie powieści. „Raj” to nietuzinkowy thriller z ważnym przekazem.

Cała opinia tutaj: https://naekranie.pl/recenzje/raj-recenzja-ksiazki

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale na pewno nie ostatnie. „Tak Cię straciłam” jest słabą powieścią.

Główna bohaterka została oskarżona o zabicie swojego dziecka i skazana na kilka lat więzienia. Nie miała jak się bronić, ponieważ nic nie pamiętała. Jakiś czas po wyjściu na wolność dostała tajemniczy list. Kobieta zaczyna podejrzewać, że ktoś chciał wrobić ją w morderstwo i stara się dojść do prawdy.

Jednym z największym minusów jest Susan Webster vel Emma Cartwright, główna postać, która bardzo mnie irytowała swoim zachowaniem. Ciągle płakała oraz użalała się nad sobą, co na dłuższą metę wyglądało żałośnie. I ja jestem w stanie zrozumieć, że mogło być jej ciężko, niemniej mogła wziąć się w garść. Z tego powodu praktycznie nie zależało mi ani na niej, ani na jej najbliższych. Poza tym to bardzo naiwna kobieta, która szybko zaczyna ufać nowo poznanemu mężczyźnie. Nie grzeszy także rozumem. Czy ktoś kto chce nie rzucać się w oczy i zapomnieć o przeszłości przeniósłby się do niedużej miejscowości? Przecież logiczniejsze jest udanie się do dużego miasta po to, aby się nie wyróżniać, bo duże miasta zapewniają pewnego rodzaju anonimowość. Czytałem powieść do końca tylko po to, aby zobaczyć, czy domyśliłem się jak historia zostanie zakończona.

Fabuła „Tak Cię straciłam” jest prosta i przewidywalna. Każdy kto przeczytał choć kilka kryminałów jest w stanie domyślić się rozwiązania wielu wątków. To największy minus książki. No bo nie ma nic gorszego niż domyślenie się tego, jak książka zakończy się. Bardziej od głównej akcji interesowały mnie retrospekcje, choć na początku wnosiły one niepotrzebne zamieszanie i przede wszystkim rodziły pytanie: po co autorka serwuje mi takie szczegóły?

Plusem jest na pewno szybka akcja oraz lekki język, dzięki któremu utwór czyta się naprawdę szybko. Dzięki temu nie ciągnie się jak flaki z olejem i można doczytać do końca. Nie ukrywam, że gdyby było inaczej – porzuciłbym książkę w połowie.

Oczywiście pojawiały się co jakiś czas drobne impulsy mające podtrzymać uwagę czytelnika, niemniej zabrakło dużych zwrotów akcji, które wywołałyby efekt „wow”.

Największą zaletą jest dopracowana sfera psychologiczna. Za to autorce należą się gromkie brawa.

„Tak Cię straciłam” to idealny przykład powieści, która mogła być prześwietną książką, ale została zepsuta.

To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki, ale na pewno nie ostatnie. „Tak Cię straciłam” jest słabą powieścią.

Główna bohaterka została oskarżona o zabicie swojego dziecka i skazana na kilka lat więzienia. Nie miała jak się bronić, ponieważ nic nie pamiętała. Jakiś czas po wyjściu na wolność dostała tajemniczy list. Kobieta zaczyna podejrzewać, że ktoś chciał...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

To moje drugie spotkanie z twórczością Henninga Mankella. „Psy z Rygi” są jeszcze lepsze niż „Morderca bez twarzy”.

Opis (pochodzi z okładki książki):

Początek lat dziewięćdziesiątych XX w. Załoga szwedzkiego kutra znajduje dryfujący po morzu ponton, a w nim ciała dwóch elegancko ubranych mężczyzn. Wkrótce okazuje się, że obaj pochodzi z Europy Wschodniej, a przed śmiercią byli torturowani. Komisarz Wallander rozpoczyna długie i skomplikowane śledztwo.

Autor posługuje się językiem, który nie jest prosty ani też jakiś bardzo wyszukany. Serwuje nam kryminał z niebanalną formą. Dzięki przeplataniu zdań pojedynczych ze zdaniami złożonymi powieść czyta się płynnie i przyjemnie.

Henning Mankell znany jest z tego, że poza wątkiem kryminalnym porusza wątki poboczne, zwykle społeczno-polityczne, które komentują ówczesne sprawy. Tak samo jest w przypadku „Psów z Rygi”, tyle że Mankell nie mówi o tym, co dzieje się w Szwecji, lecz o tym, co dzieje się na Łotwie. Opowiada na przykład o dysproporcji materialnej, jaka jest między wschodem a zachodem czy o problematycznych kwestiach związanych z wystąpieniem Łotwy z ZSRR. Bardzo spodobało mi się to, że autor kontaktował się z ludźmi znającymi Rygę na wylot, aby jak najdokładniej odtworzyć to miasto. Oczywiście (ze względu na to, że jest to literatura kryminalna) autor pozwolił sobie na fantazję.

Zderzenie bogatej i obfitej Szwecji z biedną Łotwą, w której ludzie muszą kombinować, aby przeżyć i w której nie zawsze postępuje się zgodnie z prawem jest bardzo ciekawe.

Ciągle coś się dzieje, dzięki czemu nie ma chwili na nudę. Uczucie zagrożenia potęguje fakt, że na Łotwie wszyscy są inwigilowani i o nawet najmniejszym pierdnięciu władza oraz policja od razu się dowiadują. Poza tym autor zaskoczył mnie kilkoma rozwiązaniami, których w ogóle się nie spodziewałem.

Kurt Wallander to postać, której z jednej strony trochę współczuję, z drugiej natomiast irytuje mnie on użalaniem się nad sobą. Okej, przechodzi kryzys wieku średniego, ale może wreszcie czas się ogarnąć. Niemniej po mistrzowsku rozwiązał sprawę, która na pierwszy rzut oka wydawała się niemożliwa do rozwiązania. Tym bardziej, że dotychczas (pomijając wydarzenia z pierwszego tomu) raczej nie miał do czynienia z niebezpiecznymi i bardzo rozwiniętymi akcjami.

Warto zapoznać się z twórczością Henninga Mankella, ponieważ różni się ona od tego, co dostajemy obecnie. Pokazuje on, że można w ciekawy sposób poprowadzić wątki poboczne tak, aby nie przysłoniły one głównej akcji, ale były ciekawe. Nie bez powodu zalicza się go do klasyki kryminału.

Znajdziesz mnie też tu: www.facebook.com/zaczytanywksiazkach

To moje drugie spotkanie z twórczością Henninga Mankella. „Psy z Rygi” są jeszcze lepsze niż „Morderca bez twarzy”.

Opis (pochodzi z okładki książki):

Początek lat dziewięćdziesiątych XX w. Załoga szwedzkiego kutra znajduje dryfujący po morzu ponton, a w nim ciała dwóch elegancko ubranych mężczyzn. Wkrótce okazuje się, że obaj pochodzi z Europy Wschodniej, a przed...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Strażnik kruków" to utwór, który opowiada o życiu Christophera Skaife'a jako strażnika kruków. Na pierwszy rzut oka temat może wydawać się nudny (no bo co może być ciekawego w tych czarnych jak noc ptakach?), niemniej autor zabiera czytelników w fascynującą wyprawę po Tower.

Książkę czyta się niebywale przyjemnie i szybko przede wszystkim dlatego, że Skaife to genialny gawędziarz. Wynika to pewnie z tego, iż już setki razy opowiadał turystom historię o Tower. Nie mogłem oderwać się od tej książki, bo musiałem wiedzieć, co będzie dalej. Jest tak zapewne dlatego, że na temat kruków nic nie wiedziałem, więc wiele informacji było dla mnie nowych.

Widać, że dla autora kruki są niemal całym światem. Przez wiele lat zgłębiał ich temat, co zaowocowało silną przyjaźnią i dużym zaufaniem.

Czasem jest humorystycznie, czasem wzruszająco, a czasem po prostu smutno.

Ta książka zmienia spojrzenie na kruki. Zwykle kojarzą się one z ptakami o brzydkim głosie, które zwiastują śmierć i żywią się padliną. Skaife pokazał, że są inteligentne i czasem przypominają ludzi.

Znajdziesz mnie też tu: www.facebook.com/zaczytanywksiazkach

"Strażnik kruków" to utwór, który opowiada o życiu Christophera Skaife'a jako strażnika kruków. Na pierwszy rzut oka temat może wydawać się nudny (no bo co może być ciekawego w tych czarnych jak noc ptakach?), niemniej autor zabiera czytelników w fascynującą wyprawę po Tower.

Książkę czyta się niebywale przyjemnie i szybko przede wszystkim dlatego, że Skaife to genialny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Wyższa lojalność” to tak naprawdę powieść autobiograficzna, w której James Comey szczegółowo opisuje swoją drogę zawodową, jednocześnie odsłaniając sporo szokujących tajemnic. Ciekawe fragmenty (np. ten, gdy autor jako dziecko o włos uniknął śmierci) mieszają się z nudnymi.

Mnie najbardziej zaintrygował opis metod wydobywania informacji przez CIA. Myślałem, że dzieje się tak tylko w filmach, a okazuje się, iż niektórzy schwytani przez nich ludzie naprawdę muszą przeżywać piekło.

Podobało mi się to, że książka ukazuje ludzką twarz Comey’a i że w pewien sposób pokazuje, że za jego sukcesem stoi kobieta, jego żona.

Nie interesują się polityką (amerykańską tym bardziej) i nie ukrywam, że o Comey’u wcześniej nie słyszałem. Bardzo naciągane jest dla mnie to, że książka ukazuje go jako szlachetnego rycerza, dla którego ważne są wyższe wartości. Nie ma on nic za uszami. Jest ideałem nad ideałami. Obama także został ukazany w jak najlepszym świetle, a Trumpowi przypisano same najgorsze cechy.

Nie ukrywam, że jestem zawiedziony tym, że ¾ książki skupia się na dokładnym opowiedzeniu historii kariery Comey’a krok po kroku, a nie na ukazaniu kulisów politycznych USA.

„Wyższa lojalność” to tak naprawdę powieść autobiograficzna, w której James Comey szczegółowo opisuje swoją drogę zawodową, jednocześnie odsłaniając sporo szokujących tajemnic. Ciekawe fragmenty (np. ten, gdy autor jako dziecko o włos uniknął śmierci) mieszają się z nudnymi.

Mnie najbardziej zaintrygował opis metod wydobywania informacji przez CIA. Myślałem, że dzieje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wchodząca w dorosłe życie Stella zostaje oskarżona o zamordowanie bogatego, niejako wpływowego mężczyzny. Jej rodzice – pastor i kobieta adwokat – nie wierzą w winę córki. Za wszelką cenę starają się sprawić, aby została uniewinniona. Na jaw wychodzi wiele głęboko skrywanych tajemnic i burzy się obraz idealnej rodziny.

Bardzo spodobało mi się to, że na jedną rodzinę i tę samą sprawę spoglądamy z trzech różnych perspektyw – ze strony ojca, córki i matki. Ten zabieg pozwala czytelnikowi nie tylko na dogłębne prześwietlenie tejże familii, lecz także na lepsze poznanie głównych bohaterów. Bo niewątpliwie Stella (córka), Adam (ojciec) i Ulrika (matka) odgrywają pierwsze skrzypce. No okej, do ważniejszych postaci można zaliczyć jeszcze Aminę (najlepszą przyjaciółkę Stelli) i faceta, który został zabity. Reszta bohaterów gdzieś tam z tyłu sobie żyje, coś o nich wiemy, wypełniają tło, ale jakoś superważni nie są. I nie jest to oczywiście minus, gdyż dzięki temu nie skupiamy się na pobocznych wątkach, tylko śledzimy losy tej konkretnej rodziny.

Na okładce napisano „powieść o zbrodni”. Nie nastawiajcie się jednak na thriller czy kryminał, nie tędy droga. Książka nie wywołuje dreszczy, nie ma uczucia zagrożenia, cech typowych dla tych gatunków itd. Jest tak naprawdę tylko zagadka, którą należy rozwikłać. Gdyby policjantka zajmująca się tą sprawą wyszłaby na pierwszy plan i czytelnik mógłby poznać jej tok myślenia oraz próbę dojścia do prawdy, byłby to kryminał. W obecnej formie jest to raczej powieść obyczajowa z kryminalnym wątkiem i świetnie rozwiniętym motywem psychologicznym.

Całą opinię przeczytasz tu: https://bit.ly/2TQguih.

Wchodząca w dorosłe życie Stella zostaje oskarżona o zamordowanie bogatego, niejako wpływowego mężczyzny. Jej rodzice – pastor i kobieta adwokat – nie wierzą w winę córki. Za wszelką cenę starają się sprawić, aby została uniewinniona. Na jaw wychodzi wiele głęboko skrywanych tajemnic i burzy się obraz idealnej rodziny.

Bardzo spodobało mi się to, że na jedną rodzinę i tę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Cisza białego miasta” to dobrze skonstruowany hiszpański thriller, ale nie obyło się bez mankamentów.

Do przybliżenia fabuły użyję opisu znajdującego się na tylnej okładce, bo uważam, że jest on bardzo dobry.

Mieszkańcami hiszpańskiej Vitorii wstrząsa wiadomość o podwójnym morderstwie, łudząco podobnym do brutalnych seryjnych zbrodni sprzed dwudziestu lat. W tym samym czasie na swoją pierwszą przepustkę z więzienia ma wyjść skazany za tamte zabójstwa Tasio Ortiz de Zárate. Wracają stare obawy i strach, ludzi zaczyna ogarniać przerażenie.

Unai López de Ayala, „Kraken”, śledczy specjalizujący się w profilowaniu kryminalnym, stara się zapobiec kolejnym zabójstwom. Jego metody pracy nie podobają się Albie, podkomisarz, z którą utrzymuje dwuznaczne relacje… Rozpoczyna się wyścig z czasem, niebezpieczeństwo czai się za każdym rogiem, a każdy dzień przynosi kolejny zwrot w śledztwie.

Generalnie przez większą część utworu akcja biegnie w miarę spokojnie. Co jakiś czas dochodzi do wydarzenia podnoszącego emocje i dodającego impulsu, niemniej nie można mówić tu o jakimś zawrotnym przyśpieszeniu akcji. Zmienia się to pod koniec utworu, gdy na jaw wychodzą ciekawe okoliczności i gdy atmosfera staje się gęstsza.

Pomimo spokojnej akcji „Ciszę białego miasta” czyta się szybko i przyjemnie. Dzieje się tak z uwagi na oryginalną i intrygującą zagadkę oraz barwnych bohaterów. Pierwsze skrzypce odgrywa Unai López de Ayala – policjant ze smutną przeszłością, który musi zmierzyć się z kilkoma stratami. Ma duże doświadczenie w pracy profilera, odznacza się odwagą oraz charyzmą. Nie odpuści, dopóki nie doprowadzi sprawy do końca. Nie obyło się oczywiście bez kilku schematów. Nie chcę napisać dokładnie, jakie one były, aby nikomu nie zaspoilerować choć najmniejszego wątku.

Największym minusem tej powieści jest to, że już w połowie wiedziałem, kto będzie mordercą. Odebrało mi to trochę frajdy, no bo w thrillerach największą rozrywką jest dochodzenie do tego, kto zabił. Pomimo tego pod koniec autorka i tak mnie zaskoczyła pewnym rozwiązaniem.

W książce znajduje się dość sporo opisów miejsc, jednakże nie są one przynudzające. Dla kogoś, kto nigdy nie był w Hiszpanii, mogą pobudzać ciekawość i choć trochę przybliżać tamtejszy klimat. Przeplatanie teraźniejszości z przeszłością również wyszło bardzo dobrze. Przede wszystkim dało szerokie spojrzenie na pewne kwestie i klarownie zawiązało się w zakończeniu.

Najbardziej poznajemy Unaia Lópeza de Ayalę (chyba tak odmienia się jego imię i nazwisko), gdyż jest on narratorem powieści. Szkoda, że autorka nie dopuściła do głosu innych bohaterów (choćby tych z najbliższego otoczenia Unaia), aby dać na przykład szersze spojrzenie na tę postać czy kryminalną sprawę.

Podstawową lekcją, którą daje nam „Cisza białego miasta” jest to, że przeszłość prędzej czy później da o sobie znać i że nie uciekniemy przed konsekwencjami.

Moje pierwsze spotkanie z hiszpańskim thrillerem uważam za bardzo udane. Książka dostarczyła mi rozrywki i uważam, że to powieść, po którą warto sięgnąć.

„Cisza białego miasta” to dobrze skonstruowany hiszpański thriller, ale nie obyło się bez mankamentów.

Do przybliżenia fabuły użyję opisu znajdującego się na tylnej okładce, bo uważam, że jest on bardzo dobry.

Mieszkańcami hiszpańskiej Vitorii wstrząsa wiadomość o podwójnym morderstwie, łudząco podobnym do brutalnych seryjnych zbrodni sprzed dwudziestu lat. W tym samym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Plusy:

– szybka akcja, dużo zwrotów,
– dobrze wykreowani bohaterzy,
– oryginalny pomysł,
– brutalność (jeśli ktoś to lubi),
– mroczny klimat,
– emocje, emocje i jeszcze raz emocje!

Minusy:

– sztampowe zakończenie,
– niektórych twistów można było się domyślić,
– czynienie z bohaterki kogoś nieśmiertelnego.

Dłuższa opinia: https://www.facebook.com/zaczytanywksiazkach/.

Plusy:

– szybka akcja, dużo zwrotów,
– dobrze wykreowani bohaterzy,
– oryginalny pomysł,
– brutalność (jeśli ktoś to lubi),
– mroczny klimat,
– emocje, emocje i jeszcze raz emocje!

Minusy:

– sztampowe zakończenie,
– niektórych twistów można było się domyślić,
– czynienie z bohaterki kogoś nieśmiertelnego.

Dłuższa opinia: https://www.facebook.com/zaczytanywksiazkach/.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

W „Behawioryście” mamy do czynienia z typowym mrozowskim stylem – zwroty akcji, prosty i lekki język, mnóstwo akcji, która sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Jeśli ktoś ma za sobą choć 2/3 książki tego autora to nie powinien być tym zdziwiony. Co ciekawe nie ma efektu „wow”, momentu kumulacji emocji.

Postać psychopaty jest dziwna. Mówi on z patosem, co kompletnie kłóci się nie tylko z jego kreacją, lecz także z wypowiedziami innych osób, które posługują się przede wszystkim mową potoczną. Ten jego wysoki styl jest niepotrzebny. Działa on wręcz karykaturalnie, bardziej wprawiając czytelnika w rozbawienie. Z kolei tytułowy behawiorysta (Gerard Edling) to ktoś, komu warto bliżej się przyjrzeć. Mądry, błyskotliwy, z uporem maniaka dąży do celu. Jest zdolny do poświęceń, aby realizować wyższe cele. Takiej postaci we współczesnej literaturze jeszcze nie było.

Osoby o słabych nerwach nie powinny sięgać po tę książkę, ponieważ jest ona bardzo brutalna. Sam momentami zdziwiłem się, że autor ze szczegółami opowiadał o torturach. Wiem, że thrillery powinny być mroczne i przerażające oraz że brutalizm był elementem charakterystyki bohatera, jednakże Remigiusz Mróz przedobrzył.

„Behawiorysta” opowiada o nas, zwykłych ludziach. Niby jesteśmy empatyczni i potrafimy się zjednoczyć, aby działać w dobrym celu, jednak drzemie w nas coś mrocznego, co czasami się ujawnia. Czasem wolimy, aby innym działa się krzywda, ciesząc się, że zło nas nie dosięgnie.

Podczas lektury czytelnikowi towarzyszy uczucie niepewności. Nie wiadomo kiedy odbędzie się Koncert Krwi i kto polegnie. Buduje to też klimat grozy.

„Behawiorysta” to oryginalny thriller, który spokojnie można przeczytać na raz. Idealnie nada się do pociągu czy generalnie dalszych podróży. Oczywiście trzeba pamiętać, że to przedstawiciel literatury rozrywkowej.

W „Behawioryście” mamy do czynienia z typowym mrozowskim stylem – zwroty akcji, prosty i lekki język, mnóstwo akcji, która sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Jeśli ktoś ma za sobą choć 2/3 książki tego autora to nie powinien być tym zdziwiony. Co ciekawe nie ma efektu „wow”, momentu kumulacji emocji.

Postać psychopaty jest dziwna. Mówi on z patosem, co kompletnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mężczyzna w białych butach Waldemar Ciszak, Michał Larek
Ocena 6,7
Mężczyzna w bi... Waldemar Ciszak, Mi...

Na półkach: , ,

„Mężczyzna w białych butach” to książka, którą trudno jednoznacznie zaklasyfikować. Ma ona cechy reportażu i powieści kryminalnej. Za stronę kryminalną odpowiada dziennikarz, pisarz i wykładowca Michał Larek, a za tę reportażową Waldemar Ciszak, były prokurator Wydziału Śledczego Prokuratury Wojewódzkiej w Poznaniu.

Głównym bohaterem książki jest Tadeusz Kwaśniak – seryjny morderca mający na sumieniu co najmniej pięcioro dzieci. Utwór nie tylko pokazuje metodę działania mordercy, lecz także tworzy jego portret psychologiczny.

„Mężczyzna w białych butach” został naprawdę rzetelnie napisany. Autorzy bazowali na aktach sprawy, rozmawiali z policjantami, którzy zajmowali się szukaniem sprawcy, a później jego przesłuchaniem. Ponadto dotarli do artykułów „Żuka” czy „Expressu Poznańskiego”.

Książka ma dość specyficzną budowę, która na początku trochę mi przeszkadzała. Mianowicie utwór składa się z krótszych bądź dłuższych fragmentów nagle urywanych przez trzy gwiazdki. Podejrzewam, że miało to napędzić akcję i zbudować atmosferę grozy. Choć w sumie sama postać Tadeusza Kwaśniaka już tę atmosferę buduje. Mamy też oczywiście lakoniczność w opisywaniu rzeczywistości.

„Mężczyzna w białych butach” jest utworem bardzo przerażającym. Przede wszystkim dlatego, że występują w nim rzeczywiście istniejący ludzie. Więc ich dramaty są szczególnie bolesne. Poza tym morderstwa dzieci zawsze przerażają.

Muszę zwrócić uwagę na techniczną stronę książki. Otóż redaktorzy i korektorzy nie do końca przyłożyli się do swojej pracy, bowiem wewnątrz utworu znaleźć można sporo literówek. Wprawdzie jakoś szczególnie nie przeszkadzają one w czytaniu, jednakże bardziej uważne osoby mogę one irytować.

Mamy wiele spojrzeń na jedno zagadnienie – perspektywę sprawcy, policjantów, rodzin ofiar czy mediów.

Jeśli powiedziałbym (a w sumie napisał), że czytanie „Mężczyzny w białych butach” sprawiło mi przyjemność, zostałbym uznany za psychopatę. To na pewno dobrze napisana powieść, po którą warto sięgnąć. Szczególnie osoby zainteresowane sylwetkami seryjnych morderców powinny bliżej przyjrzeć się temu tytułowi.

Zapraszam też na mój fanpage: https://www.facebook.com/zaczytanywksiazkach/.

„Mężczyzna w białych butach” to książka, którą trudno jednoznacznie zaklasyfikować. Ma ona cechy reportażu i powieści kryminalnej. Za stronę kryminalną odpowiada dziennikarz, pisarz i wykładowca Michał Larek, a za tę reportażową Waldemar Ciszak, były prokurator Wydziału Śledczego Prokuratury Wojewódzkiej w Poznaniu.

Głównym bohaterem książki jest Tadeusz Kwaśniak –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niedawno znów spotkałem się z Chyłką oraz Zordonem i chciałbym wam trochę opowiedzieć o tym spotkaniu.

Cóż, "Immunitet" to dobra kontynuacja serii, choć mam pewne zastrzeżenia. Jednakże widać dużą różnicę, patrząc na "Rewizję", w której przerost wątków obyczajowych nad tymi thrillerowymi zabił tę książkę.

W tej części Chyłka zostaje obrońcą sędzi Trybunału Konstytucyjnego, którego oskarżono o zabójstwo pewnego człowieka. Czy rzeczywiście to zrobił? Czy może któryś polityczny przeciwnik chce go zniszczyć? Jedno jest pewne - Chyłka i Oryński dojdą do prawdy.

Mamy tutaj typowy mrozowy styl: lekki i prosty język oraz trzymającą w napięciu i pełną zwrotów akcję oraz wciągającą intrygę. Autor umiejętnie myli tropy, przez co czytelnik nie prześcignie głównych bohaterów w rozwiązaniu sprawy.

Z tomu na tom Remigiusz Mróz coraz więcej mówi nam na temat relacji Joanny Chyłki i Kordiana Oryńskiego. O ile na początku serii mieli dość zdystansowany stosunek do siebie i wyraźnie było widać granicę między nimi, o tyle teraz pozwalają sobie na więcej, łączy ich cieplejsza relacja. Wynika to zapewne stąd, że dużo razem już przeszli. Na szczęście oboje mają swoje sekrety, dzięki czemu można spodziewać się, że w kolejnym tomie autor znów uchyli rąbka tajemnicy.

Czuję lekkie rozczarowanie tym, że autor bazuje na tym samym schemacie: głośna sprawa którą tylko Chyłka może rozwiązać, oskarżony, który nie do końca chce współpracować z pracownikami kancelarii, znów rozwiązanie przychodzi dość nagle, bo okazuje się, że pewien bohater wpada na coś przełomowego i rozwiązuje sprawę. Ech... Choć z drugiej strony cieszę się, że w końcu Kordian miał więcej do powiedzenia.

W "Immunitecie" mamy dwie drogi którymi podąża autor. Z jednej strony skupia się na sprawie sędzi i serwuje wiele ciekawych informacji na jego temat. Z drugiej natomiast skupia się na Chyłce i jej dość mrocznej i poruszającej przeszłości. Te dwa główne wątki (oczywiście wątków w książce jest więcej) razem zmierzają w stronę finału. Przy czym jeden kończy się w zaskakujący sposób, ale nie powiem który.

Recenzja jest też na moim fp: http://bit.ly/2VtTF1B.

Niedawno znów spotkałem się z Chyłką oraz Zordonem i chciałbym wam trochę opowiedzieć o tym spotkaniu.

Cóż, "Immunitet" to dobra kontynuacja serii, choć mam pewne zastrzeżenia. Jednakże widać dużą różnicę, patrząc na "Rewizję", w której przerost wątków obyczajowych nad tymi thrillerowymi zabił tę książkę.

W tej części Chyłka zostaje obrońcą sędzi Trybunału...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Gdzie jest prezydent Bill Clinton, James Patterson
Ocena 6,5
Gdzie jest pre... Bill Clinton, James...

Na półkach: ,

„Gdzie jest prezydent” to bardzo dobrze napisana powieść sensacyjna, od której nie można się oderwać.

Stany Zjednoczone są bardzo zagrożone, a prezydent staje przed trudnymi decyzjami. W ciągu kilku chwil może zniknąć wszystko – Internet, pieniądze, dostęp do wody czy prądu. Generalnie państwo cofnie się co najmniej kilkaset lat wstecz. Od jednej osoby zależy nie tylko przyszłość USA, lecz także tak naprawdę całego świata. Czy prezydentowi uda się powstrzymać zagrożenie?

To idealny przykład typowej sensacji – akcja gna do przodu, co jakiś czas jest zwrot akcji, są dramatyczne momenty mające za zadanie rozbudzić ciekawość czytelnika, ale też podnieść emocje. Bohaterzy nie zostali jakoś szczególnie rozbudowani pod względem psychologicznym, ale w tego typu literaturze jest to na porządku dziennym. Autorzy nie przynudzają też bardzo obszernymi opisami, ponieważ to także jest zbędne. Liczy się tylko akcja! Oczywiście wszystko zostało napisane lekkim i prostym językiem, aby czytało się jeszcze szybciej.

Przeszkadzało mi wyidealizowanie prezydenta USA. Oto on, wielki przywódca, staje w obronie narodu, ryzykując własnym życiem. Podejmuje nierozsądne i niebezpieczne decyzje, z opresji wychodząc tak naprawdę bez szwanku.

Na minus jest także zakończenie, które jest tak naprawdę długaśnym i nudnym przemówieniem napisanym patetycznym stylem. Widać, że wtedy Bill Clinton doszedł do głosu i dał popis swoich politycznych umiejętności.

„Gdzie jest prezydent” to utwór oparty na klasycznym schemacie dobro kontra zło. Tak naprawdę od samego początku wiadomo kto zwycięży.

Ta książka to nie jest nic oryginalnego, bo ataki wirusami czy intrygi polityczne w popkulturze, a uściślając, w literaturze były od dawien dawna. W moim odczuciu to czysty skok na pieniądze, bo Patterson to poczytny i bardzo płodny (płodniejszy nawet od Remigiusza Mroza) pisarz, a Bill Clinton to znany raczej wszystkim polityk.

Powieść przypomina trochę amerykańską kinematografię – pościgi, wybuchy, zagrożenie, które trudno powstrzymać, bohaterska postać, sporo trupów i smutniejsze momenty.

Utwór spełnił swoje zadanie – dostarczył mi rozrywki w okresie świątecznym. Idealnie nada się na podróż czy wieczór po stresującym dniu. Nie jest to jednak wymagająca literatura. Tak tylko uprzedzam.

A jeśli nie będzie chciało wam się czytać całej książki, zajrzyjcie do rozdziału 128, ponieważ w przemówieniu prezydenta zostaje wyjaśnione wszystko, co się działo. Nie powiem, zdziwiło mnie, że taki rozdział się pojawił, bo książka nie jest trudna do zrozumienia, więc nie trzeba jej wyjaśniać.

„Gdzie jest prezydent” to bardzo dobrze napisana powieść sensacyjna, od której nie można się oderwać.

Stany Zjednoczone są bardzo zagrożone, a prezydent staje przed trudnymi decyzjami. W ciągu kilku chwil może zniknąć wszystko – Internet, pieniądze, dostęp do wody czy prądu. Generalnie państwo cofnie się co najmniej kilkaset lat wstecz. Od jednej osoby zależy nie tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Motylek” to kryminał, w którym wątki obyczajowe są tak samo rozwinięte jak te kryminalne. Dzięki wielowątkowości powieść czyta się z zapartym tchem, ponieważ dużo się dzieje. Autorka posłużyła się prostym i lekkim językiem. Akcja zwykle biegnie spokojnie, lecz momentami przyśpiesza.

Katarzyna Puzyńska wykorzystała dobrze wszystkim znany motyw małej społeczności, w której dochodzi do makabrycznych wydarzeń. Bardzo dobrze odwzorowany klimat sielskości, spokoju i braku pędu za karierą czy pieniędzmi został zakłócony przez wstrząsające zbrodnie wprowadzające automatycznie atmosferę zagrożenia.

Po lekturze rozumiem już porównania do Camilli Läckberg. Pod względem stylu, umiejscowienia akcji i poprowadzenia wątków obyczajowych książki są ze sobą podobne, jednakże pani Puzyńska napisała trochę mroczniejszy utwór, podczas lektury którego uczucie gęsiej skórki jest czymś normalnym.

Autorka umiejętnie myliła tropy i stworzyła gęstą, rozbudowaną sieć powiązań.

Bohaterowie zostali bardzo dobrze wykreowani. Mają swoje tajemnice, które zapewne zostały odkryte w kolejnych tomach. Postacie te mogłyby istnieć naprawdę. Dzięki rozbudowanym portretom psychologicznym są one żywe.

Irytowały mnie ciągłe powiedzenia Klementyny Kopp typu: „Stop. Czekaj!” i generalnie jej luźne podejście do wszystkiego. Poza tym tak naprawdę od początku można domyślić się, w którym kierunku zmierzy relacja Daniela i Weroniki. A, no i postać pani Marii również jest bardzo irytująca.

Autorka poruszyła trudne tematy takie jak: przemoc domowa czy zajście w ciążę w nastoletnim wieku.

Nie mogę się doczekać, aż sięgnę po kolejny tom.

„Motylek” to kryminał, w którym wątki obyczajowe są tak samo rozwinięte jak te kryminalne. Dzięki wielowątkowości powieść czyta się z zapartym tchem, ponieważ dużo się dzieje. Autorka posłużyła się prostym i lekkim językiem. Akcja zwykle biegnie spokojnie, lecz momentami przyśpiesza.

Katarzyna Puzyńska wykorzystała dobrze wszystkim znany motyw małej społeczności, w której...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

PLUSY:

– poruszenie trudnych i ważnych społecznie tematów (feminizm, alienacja osób chorych psychicznie);
– lekki i prosty język;
– bardzo dobrze ukazany wątek psychologiczny;
– ciekawa główna postać.

MINUSY:

– książka mniej więcej w połowie staje się monotematyczna i przynudza;
– autorka pokazała, że wina za to co dzieje się z Evie leży tak naprawdę po stronie całego społeczeństwa;
– dość stereotypowe podzielenie bohaterów.

PLUSY:

– poruszenie trudnych i ważnych społecznie tematów (feminizm, alienacja osób chorych psychicznie);
– lekki i prosty język;
– bardzo dobrze ukazany wątek psychologiczny;
– ciekawa główna postać.

MINUSY:

– książka mniej więcej w połowie staje się monotematyczna i przynudza;
– autorka pokazała, że wina za to co dzieje się z Evie leży tak naprawdę po stronie całego...

więcej Pokaż mimo to