-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać312
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant4
Biblioteczka
"Jakbym codziennie doświadczała takiej pobudki, to chyba bym kogoś zabiła".
Witajcie kochani 🖤
Wierzycie w klątwę drugiego tomu? Jeśli tak, to spieszę z uspokojeniem, że w "Vasharoth Grzechy przeszłości" tego nie doświadczycie. Wręcz przeciwnie, prędzej zaczniecie kwestionować ocenę pierwszego tomu czy nie odrobinę go obniżyć 😅
Nie tylko dlatego, że w tym tomie nasza drużyna pierścienia (tak, siódemka naszych bohaterów już na stałe otrzymała pisemnie ten tytuł, tak jak Syrius ojca narodu, ale spoilerami nie będę tu szastać, dlaczego tak go zwę 🤫).
"Mamo, tęsknię za naszymi rozmowami, ale nie tak bardzo jak dawniej. Dziękuję ci za to, że byłaś ze mną. Pomogłaś mi przeżyć i stawiać pierwsze kroki na mojej drodze życia".
Pozwól, że dalej pójdę już sam.
Mówi się, iż wielkie rzeczy często powstają pod wpływem przypadku, jednak historia ta winna być zwana nie tyle przypadkiem, co boskim kaprysem. Opowieścią o sile i odwadze, jak i pysze oraz czasem naiwnej wierzę w napotkane na swej drodze osób. Ale przede wszystkim jest to historia o akceptowaniu siebie i odnajdywaniu ludzi, którzy stają się członkami rodziny.
W świecie Erethreis przepełnionym magią, przeznaczenie splata ze sobą losy całkowicie różnych, młodych osób. Choć noszą w sercach własne troski i pragnienia, ich dusze przyciągają się do siebie.
Po starciu z Kreinem de Triga, Annabel wraz z Sethem dołączają do przyjaciółek, które oczekują na nich w Arvalii, krainie elfów. Wspólnie wyruszają na spotkanie z pozostałą dwójką towarzyszy. Po licznych przygodach i długiej podróży przez zaklęte krainy Erethreis, docierają do Luvv - miasta, w którym wszystko ma się wydarzyć. A gdy dotrą do swojego celu podróży znajdującej się w siedzibie Gildii Poszukiwaczy, nie podejrzewaliby, że właśnie tam znajdzie się punkt zero dla wszystkich naszych bohaterów. Jednakże ich spotkanie będzie dość... Niecodzienne.
"- Olejki różane... Zgniłe jaskińczaki... Co będzie następne? Zaczną kupować pieprzone kamienie? - szepnęła pod nosem Annabel, idąc kilka metrów za zachwyconymi, pochłoniętymi rozmową przyjaciółkami.
- A będą potrzebne? - spytał Seth idąc zaraz obok. - Jeśli będą ciężkie, to ja je poniosę".
Zacznijmy od tego, że ja nie umiem wyjść z podziwu, jak świetnie Kasia i Szymon wykreowali każdą z ukazanych postaci w taki sposób, że nie mylą mi się kto, kim jest i co uwielbia oraz w czym lubi się zajmować. I nie jest to wspomniane w jednym zdaniu przez całą książkę. Oj nie. Souji nasz mały ponurak, który obok Annabel to wióry lecą, nawet gdy próbuję być miły. Annabel to dosłownie matka grupy, która udaje, że wcale nie chce rozpieszczać swoich dzieci oraz dosłownie ma o wiele więcej cierpliwości, niż pewien demon, którego musi znosić w swojej głowie. Seth to najbardziej uroczy i kochana postać, jaką ostatnimi czasy czytałam, ale bardzo lękliwa i zamawiający się, że coś źle powiedział lub zrobił. Vivien to mała zdolna alchemiczka z wielką ilością wiedzy, (jak i książek), przy której bolączki ci nie straszne — ale trzeba uważać, aby przypadkiem nie zgubić jej gdzieś, gdy ta zatrzyma się i zacznie zbierać rośliny mogące przydać jej się do kolejnych eliksirów lub drobnych eksperymentów. Beatrice to zawsze chodząca pełna pozytywnej energii osóbka, która dba o bezpieczeństwo grupy, jak i o samopoczucie każdej z osób na tyle, na ile umie. Syrius to dosłownie ojciec grupy, troskliwy i po prostu przekochany olbrzym — no jak go tu nie kochać, jak małą Vivien nazywa księżniczką, a Setha to ledwo go na oczy zobaczył, a już dziecko adoptował 😂❤️ (I Tośka o wygody pewnej wybranki jego serca też się przyczyniły, aby skradł moje serduszko). I ostatnia Elizabeth dosyć specyficzna osóbka, której lepiej nie podpaść (ani nie krytykować jej wzrostu 😅😆) oraz genialna wynalazczyni. I choć z tą ostatnią musiało odrobinę dłużej czasu minąć, abym się do niej przekonałam, ale teraz mogę śmiało powiedzieć, że każdą osobę z naszej drużyny bardzo polubiłam (lub uwielbiam).
Ale wracając do samej historii, to ani razu nie miałam wrażenia, aby historia zwalniała bez powodu, a te właśnie wolniejsze momenty były wciśnięte na siłę. Jednym z moich ulubionych wolniejszych momentów jest moment w herbaciarni i wszystkie te smakowite opisy naparów, jakimi raczyli się nasi bohaterowie w tamtym momencie. (Wcale wtedy nie poczyniłam zakupów nowych herbat, wcale). Dodatkowo w Vasharocie nie da się nudzić, nawet jeszcze bardziej niż przy pierwszym tomie. Ilość momentów, kiedy uśmiałam się do łez, jak i wzruszyłam ciężko mi zliczyć. I oczywiście mamy tu dużą dawkę Poppy. No kto by się spodziewał, że wspomnę o tej osóbce, prawda? 😆🤭 I o ile w pierwszym tomie było to zauroczenie od pierwszego wejrzenia, tak teraz jest to pełnoprawną miłość. Uwielbiam ją całym mym poobijanym serduszkiem i trzymam za słowo, że pojawi się wspominkach choć raz w kolejnym tomie.
Ale ten tom to nie tylko wspaniała wartka akcja momentami niezwykle zaskakująca oraz świetnie wykreowani bohaterowie, ale też... Różnorodność kultur i istot, jak i zwierzaków wszelkiej maści i rodzaju. Na przykład takie przesłodki seelvie z rodziny fokowatych lub harpaki zwane czasem łasicowatymi wiewiórkami. Albo taki przywołany księżycowy strażnik Yiomi. No ja zostałam kupiona już na amen. I czekam z niecierpliwością na jesień. I tak kolejny tom otrzymuje ode mnie mentalny patronat i tytuł jednej z moich ulubionych serii fantasy. Kocham, polecam i zachęcam wszystkich, co mają możliwość do odwiedzin tej dwójki na targach Vivelo w Warszawie.
Moja ocena to 11/10 🌟
"Jakbym codziennie doświadczała takiej pobudki, to chyba bym kogoś zabiła".
Witajcie kochani 🖤
Wierzycie w klątwę drugiego tomu? Jeśli tak, to spieszę z uspokojeniem, że w "Vasharoth Grzechy przeszłości" tego nie doświadczycie. Wręcz przeciwnie, prędzej zaczniecie kwestionować ocenę pierwszego tomu czy nie odrobinę go obniżyć 😅
Nie tylko dlatego, że w tym tomie nasza...
2024-03-13
#wspolpracapatronacka z @mlodybook
~Za późno” przychodzi szybciej, niż nam się wydaje.~
Witajcie kochani 🪻
Dziś przychodzę do was z recenzją szczególniej dla mnie pozycji, której premiery nie spodziewałam się w jednym z najtrudniejszym dla mnie miesiącu w tym roku. Pięknej, choć smutnej, przy której czułam się, jakby nie tylko autorka otulała mnie kocem, ale i moja kochana prababcia, za którą tęsknię, każdego dnia już przeszło równy rok. Ale czytając „Nie zapomnij mnie” miałam wrażenie, jakby była przez ten krótki moment obok mnie.
Inspirując się własnymi przeżyciami, Alix Garin opowiada historię podróży młodej dziewczyny Clémence z chorą na Alzheimera babcią. Wnuczka, widząc rozpacz tracącej powoli pamięć kobiety, postanawia uprowadzić ją z domu opieki, w którym ta przebywa, i wyruszyć w drogę, aby spełnić marzenie babci o powrocie do domu, w którym spędziła dzieciństwo.
~Bywa, że człowiek czuje się niepełny, a jest po prostu tylko młody.~
„Nie zapomnij mnie” jednak to nie tylko książka o przemijaniu i wspomnieniach, ale także o akceptowaniu i zrozumieniu samych siebie, szczególnie w tych najtrudniejszych dla nas momentach. Zaś każdy najdrobniejszy moment lub chwila odpoczynku, może stać się dla nas w przyszłości pięknym i ważnym wspomnieniem pamiętanym i powracamy do niego myślami przez wiele lat. Zaś niby drobny przedmiot lub niewielki kwiat może nabrać dla nas ogromnego znaczenia.
Szczerze polecam każdej osobie, która pragnie zagłębić się w jednej strony piękną, zaś z drugiej rozdzierającą serce opowieść Clémence i jej babci. Przez czas jej wspomnień, jak i osoby ją kochała i opiekowała się za małego szkraba. Opowieści zrozumienia, że tak jak przychodzenie i oswajanie się życiem na tym świecie, przychodzi też czas odejścia, lecz niezapomnienia przez naszych bliskich naszej osoby.
Nie raz jeszcze będzie widzieć ten tytuł na moim profilu. Możecie być tego pewni.
#wspolpracapatronacka z @mlodybook
~Za późno” przychodzi szybciej, niż nam się wydaje.~
Witajcie kochani 🪻
Dziś przychodzę do was z recenzją szczególniej dla mnie pozycji, której premiery nie spodziewałam się w jednym z najtrudniejszym dla mnie miesiącu w tym roku. Pięknej, choć smutnej, przy której czułam się, jakby nie tylko autorka otulała mnie kocem, ale i moja...
2024-04-07
Witajcie kochani ❤️🔥
Jakiej kontynuacji nie mogliście lub nie możecie się doczekać?
Cóż jeśli chodzi o książki, których nie mogę się doczekać to z niecierpliwością wypatruję jesienią i trzeci tom Vasharotha 🤭
Jeśli zaś chodzi, o której kontynuację nie mogłam się doczekać to do tego grona zdecydowanie należał drugi tom smoczych kryształów.
I muszę przyznać, że po jego lekturze musiałam odrobinę zmienić ocenę pierwszego tomu. Nie będę ukrywać autorka podniosła poprzeczkę i nie jeden raz roniłam przez nią łzy. A właśnie jednym z moich wyznaczników jest to, czy osobie autorskiej uda się doprowadzić mnie do np. płaczu.
„Twoje dawne czyny i dobre serce, mamo, właśnie mnie uratowały. Dziękuję”.
Kiedy Arysa i Calypso opuściły pałac królowej Elathy, obie księżniczki zdawały sobie sprawę, że nic nie będzie już takie jak dawniej, jednak nie były świadome tego, z czym przyjdzie im się zmierzyć. Teraz, jeśli chcą przeżyć, muszą odkryć w sobie pokłady siły i wytrwałości, próbując przetrwać w nowym środowisku.
Tymczasem Lorcan kosztuje życia poza pałacowymi murami, choć nie do końca z własnej woli. Odkąd książę wie, że jego los został splątany z kimś innym, dręczą go coraz większe rozterki. W towarzystwie najemnika Baldricka przemierza królestwa, nie tyle po to, aby odnaleźć księżniczkę Arysę, ile zrzucić na nią odpowiedzialność za dalsze losy Verros.
Na stępie chciałabym wspomnieć o samym wydaniu książki, ale nie o pięknych zdobieniach, niesamowitych wyklejkach i twardej oprawie, którą dostajemy, choć nie ukrywam są idealnie dopasowane do fabuły, jak i mimo wszystko świetnie współgra z pierwszym tomem w pierwszym wydaniu, które posiadam. Chodzi mi jednak o kategorię wiekową, którą postanowiło dodać wydawnictwo wraz z autorką z tyłu okładki. I część pewnie powie, że nie potrzebuję na nią zwracać uwagę, skoro +18 mam już od dobrych kilku lat. To jednak ja przyznam całkowicie szczerze, że wolę wiedzieć, na co mam się mentalnie przygotować. Czasem opis może nie wskazywać jak bardzo brutalne mogą być dane opisy, którymi autorka tutaj nas wita.
„Nie jest ważne to, gdzie mieszkam. Zamykam oczy i zawsze jestem w tym samym miejscu. Pozostaję sam ze swoimi demonami”.
To jak bardzo źle są traktowane Arysa i Calypso od samego początku, po tym jak zostały porwane oraz odcięte od swych mocy i smoczych towarzyszy, z którym Arysa dopiero co się połączyła. I jakie psychiczne zagrania stosowała załoga, która je porwała, doprowadzając w ten sposób do złamania ich obu na różnych płaszczyznach. Arysa bojąca się o Calypso, którą piętnowano za każdą jej niesubordynację. Zaś Calypso między innymi łamana każdego dnia, kawałek po kawałku wraz z barkiem dostępu do myśli jej smoczego przyjaciela Szafira i bojąca się, że owa więź mogłaby nigdy nie powrócić z powodu tak długiego noszenia kamieni umocowanych na ich kajdanach.
Poniżane i okrutnie traktowane traciły nadzieję na możliwość ucieczki, póki nie odnalazły je dwie ostatnie osoby oraz ich koci towarzysz, których spodziewały się ponownie zobaczyć na dosłownie drugim końcu Verros.
„Powiadają, że kto je zobaczy, już nigdy nie wróci do domu.
On już na pewno nie wróci”.
„Smocze kryształy Krwawe Przeznaczenie” są dopracowaną i bardzo dobrą kontynuacją historii. Są nam przedstawiane liczne przemyślenia bohaterów, tajemnice, które skrywa sobie Verros, jak i bóstwa. A Lorcan z mojej czarnej list, dostał się na listę "to skomplikowane". Dalej nie wiem, czy bardziej mam ochotę chłopa udusić, czy jednak przytulić z powodu losu, jaki zgotowała jego własna matka.
W tym tomie nie ma chwili na nudę, gdyż w czasie gdy pozornie czytelnik powinien cieszyć się wraz z bohaterami, chwilą oddechu nawiedza bohatera np. taki niepozorny wysłannik... z samego dnia piekieł. Także, jeśli ktoś myśli, że po stu stronach możemy się spodziewać długiego odpoczynku lub lekkich opisów sytuacji, jakie spotykają bohaterów, to lepiej przygotujcie się na coś zgoła odmiennego.
„Wolność... Dlaczego mam wrażenie, że choć jestem wolna, to tak naprawdę wciąż czuję się uwięziona?”
Wraz z tym tomem widać, że autorka zaczęła czuć się w opowiadanej historii jak dosłownie ryba w wodzie (a może bardziej, jak wodny smok w jeziorze?). Jednakże fakt, że dosłownie im dalej czytałam, tym dosłownie trudniej mi było np. nie dokończyć rozdziału pomimo powiedzenia sobie "ostatnia strona i idę spać". O ile miałam tak niekiedy przy pierwszym tomie, tak np. przy tym dosłownie nie miałam pojęcia, kiedy z zaledwie dziewięćdziesiątej strony znalazłam się nagle na sto dwudziestej (a dla mnie czytanie ciągiem trzydziestu stron jest ostatnio — od kilku lat — dosyć ciężkie, chyba że a) fabuła naprawdę mnie wciągnie, b) czytam książkę w autobusie, oraz c) na słuchawkach leci idealnie dobrana melodia, która nie wybija mnie z rytmu).
A przez zakończenie nie mogę się doczekać kolejnego tomu pełnego smoków, odkrywania wraz z bohaterami kolejnych sekretów oraz poznawania coraz dokładniej świata wykreowanego przez autorkę.
Z tego też powodu drugi tom zyskuje 5/5🌟 a pierwszy tom otrzymuje u mnie po ponownym przemyśleniu ocenę 4,4/5🌟
Witajcie kochani ❤️🔥
Jakiej kontynuacji nie mogliście lub nie możecie się doczekać?
Cóż jeśli chodzi o książki, których nie mogę się doczekać to z niecierpliwością wypatruję jesienią i trzeci tom Vasharotha 🤭
Jeśli zaś chodzi, o której kontynuację nie mogłam się doczekać to do tego grona zdecydowanie należał drugi tom smoczych kryształów.
I muszę przyznać, że po jego...
2024-01-31
"Otaczaj się tymi, którzy będą kochać cię mimo twoich błędów i wad. Stwórz rodzinę, która będzie uważać cię za piękniejszą każdego dnia, nawet gdy twoje włosy posiwieją.
Bądź światłem, które rozpali czyjś lampion."
Witajcie kochani 🪷
Znacie taką osobę autorską, która z każdą nową książką sprawia, że zakochuje się w ich twórczości coraz bardziej, choć myśleliście, że to niemożliwe?
U mnie zdecydowanie taką autorką jest Elizabeth Lim. Gdy czytam jej książki, mam wrażenie jakby mistrzowsko zaklinała słowa i pozostawiała w skończonym tekście cząstkę magii świata, o którym tym razem postanawia nam opowiedzieć.
"- Nie potrzeba magii, żeby być niebezpiecznym, Shiori - powiedział Benkai. - Reputacja wystarczy, by siać strach. A strach to potężna broń."
Shiori, jedyna księżniczka Kiaty, skrywa sekret – w jej żyłach płynie magia.
Zazwyczaj udaje jej się to ukrywać, jednak w dniu ceremonii zaręczyn traci kontrolę. Na pierwszy rzut oka błąd Shiori wydaje się łutem szczęścia krzyżującym plany ślubu, którego nie chciała, ale zwraca on również uwagę Raikamy, jej macochy.
Raikama także włada magią, dużo mroczniejszą. Aby jej tajemnice nie wyszły na jaw, wypędza księżniczkę i rzuca klątwę. Zamienia braci Shiori w żurawie, ostrzegając dziewczynę, że nie wolno jej nikomu o tym mówić, ponieważ z każdym słowem wypowiedzianym na ten temat jeden z braci umrze.
Bez grosza przy duszy, pozbawiona głosu, samotna Shiori szuka swoich braci, a podczas podróży odkrywa spisek bardziej podstępny i złożony niż zdrada Raikamy. Tylko Shiori może uratować królestwo, ale aby to uczynić, musi zrobić dwie dwie rzeczy: zaufać komuś, z kim nie chciała mieć nic wspólnego, i zaakceptować magię, którą uczyła się przez całe życie powstrzymywać.
"- Mam się z tobą zakładać? Smoki nie są znane z dotrzymywania słowa.
- Zawsze dotrzymujemy słowa - oznajmił. - Dlatego tak rzadko je dajemy."
Gdy zaczynałam zagłębiać się w tę historię, nie spodziewałam się, że tak bardzo pokocham kolejną książkę autorki oraz sprawi, że zabierze cząstkę mojego serce (tak, jak było to w przypadku pewnego ułamka perły w historii).
Momentami miałam wrażenie, jakbym sama trafiła do kreowanego przez autorkę świata. Towarzyszyła bohaterce, gdy ta haftowała gobelin lub brała udział w letnim festiwalu oraz czuła zapachy potraw, którymi częstowali kucharze Shiori i jej braci.
A także miałam wrażenie, otaczające mnie szeptu magii, gdy nasza bohaterka jej używała.
"Nie możemy pozwolić, aby cień odebrał nam cenne godziny światła."
Kilka słów również wypadałoby wspomnieć o samej fabułę, a raczej tego jednego zabiegu, który potrafi autorka - nie mamy pojęcia, co wydarzy się w kolejnym rozdziale. Możemy się domyśleć jedynie na podstawowej płaszczyźnie fabularnej, ale co zaskoczyło mnie w pełni, to brak możliwości do myślenia się jak potoczy się los bohaterki, jakie przygody ją czekają, a także jakich poświęceń przyjdzie jej podjąć. Ale także nie mamy pojęcia do końca o jednym z moim zdaniem bolesnego sekretu, które przyjdzie poznać bohaterce. (Jak możecie się domyślić, trochę, a raczej wiele łez wylałam, które możliwe, że zasiliły Morze Taidżin).
"- Mam się z tobą zakładać? Smoki nie są znane z dotrzymywania słowa.
- Zawsze dotrzymujemy słowa - oznajmił. - Dlatego tak rzadko je dajemy."
Mam szczerą nadzieję, że wszystkie osoby, które nie były pewne, czy historia "Sześć szkarłatnych żurawi" to coś dla was zdecydują się jednak poznać historię o księżniczce Kiaty, która pomimo swego beznadziejnego położenia nie ma zamiaru w nim pozostać na długo i walczyć o powrót do ojca i wyzwolić braci spod wpływu klątwy.
Ponadto czy wspomniałam, że mamy tu zmiennokształtnego smoka? Który to ratuje naszą bohaterkę już na samym wstępie historii przed utonięciem? Oraz uczy kontrolowania i doskonalenia przez bohaterkę nad jej magią?
(Dodatkowo możecie się spodziewać moich pewnych działań przy drugim tomie, ale jeszcze cicho sza🤫💖).
A moja ocena pierwszego tomu tej niezwykłej i magicznej historii to zdecydowanie moje 11/10🌟
"Otaczaj się tymi, którzy będą kochać cię mimo twoich błędów i wad. Stwórz rodzinę, która będzie uważać cię za piękniejszą każdego dnia, nawet gdy twoje włosy posiwieją.
Bądź światłem, które rozpali czyjś lampion."
Witajcie kochani 🪷
Znacie taką osobę autorską, która z każdą nową książką sprawia, że zakochuje się w ich twórczości coraz bardziej, choć myśleliście, że to...
2024-02-07
"Wiedza ma wartość. Im jest cenniejsza, tym bardziej należy na nią zasłużyć".
Witajcie kochani 💙
Co byście powiedzieli, gdyście się dowiedzieli, że musicie nie tylko zdać i nie dać się zabić na ostatnim roku szkoły, ale też wykonać trzy misje dla bogów, aby mieć szansę dostać się na wymarzoną uczelnię?
Zapewne bylibyście w nie małym szoku... Tak jak Percy. A potem zastanawialibyście się, czy Zeus kiedykolwiek da wam spokój z samego faktu, że istniejecie.
Percy Jackson, żyjący w naszych czasach syn Posejdona, stara się, jak może, żeby tylko przetrwać szkołę średnią. Wielokrotnie uratował świat, walcząc z potworami, tytanami i gigantami, a teraz, po zmianie szkoły, chodzi do ostatniej klasy Liceum Alternatywnego w Nowym Jorku i ma nadzieję, że ten rok szkolny upłynie mu (wreszcie) normalnie.
Niestety bogowie nie zamierzają dać mu spokoju. Posejdon przynosi złe wieści: jeśli jego syn chce się dostać do Uniwersytetu Nowego Rzymu, musi wykonać trzy misje, żeby zdobyć trzy listy rekomendacyjne z Olimpu.
Pierwsze zadanie polega na odzyskaniu złotego pucharu Ganimedesa, podczaszego Zeusa, zanim naczynie wpadnie w niepowołane ręce. Jeden bowiem łyk z pucharu może przemienić śmiertelnika w boga – Zeusowi by się to nie spodobało… Czy Percy, jego dziewczyna Annabeth i ich przyjaciel Grover zdołają odzyskać na czas cenny kielich? A jeśli tak, to czy uda im się oprzeć pokusie skorzystania z jego mocy?
Jako wieloletnie i ogromna fanka Percy'ego muszę przyznać, że na początku obawiałam się tego nowego tomu. Nie byłam pewna czego powinnam się spodziewać, zważywszy znając zmiany jakie Rick poczynił w scenariuszu serialu. Ale ostatecznie muszę przyznać, że czułam się dokładnie tak jak za pierwszym razem, gdy czytałam Percy'ego. Nie będę ukrywać, jest to jedna z moich komfortowych serii, dzięki którym ładuję swoje baterie - zarazem te twórcze jak i uświadamiam sobie coraz bardziej, dlaczego tak bardzo ta seria jest bliska mojemu sercu.
I prawdopodobnie już zawsze będzie.
Dzięki tej serii zaczęłam powoli, coraz bardziej rozumieć siebie, akceptować niektóre aspekty, które wielu nauczycieli od początku mojej edukacji nazywało - lenistwem. Ale także sprawiła, że zaczęłam powoli kształtować swoją pewność siebie. Dzięki tej serii ponownie zaczęłam marzyć, by tworzyć nowe historie i mieć nadzieję, że kiedyś będę umieć sprawić, że i kolejna osoba zamarzy, by tworzyć lub postanowi, by do tego wrócić.
Czytając kolejną książkę o przygodach Percy'ego, gdzie to w wielu momentach, przypominał sobie swoje poprzednie przygody i sytuacje, jakie go spotkały w jego półboskim życiu, sprawiła, że poczułam się jak w domu i spotykała dawno niewidzianych przyjaciół. Poczułam się, jakbym to ja przez moment trafiła do Gęsiej Skórki Hebe i powróciła sama do dni, kiedy to przejmowałam się każdym najdrobniejszym zadaniem do szkoły, matura i egzaminami zawodowymi, choć od tamtego czasu minęło prawie już pięć lat (dosłownie, dziś jest kolejna rocznica mojej studniówki, o której raczył mnie powiadomić mój własny telefon 😂).
"Starzenie się może być straszne i trudne. Wiąże się z rzeczami, o których nie chciałem myśleć, takimi jak artretyzm i żylaki, i aparaty słuchowe. Ale kiedy starzejemy się z ludźmi, których kochamy, czy to nie jest lepsze niż każda inna opcja?"
Pisząc tę recenzję dosłownie wzruszam się tak samo, jak przy wielu fragmentach "Pucharu Bogów". Osobiście nie mogę się doczekać kolejnych, ostatnich przygód Percy'ego przed pójściem na uniwersytet. Jestem bardzo ciekawa co takiego czeka nas ostatecznie w drugim tomie.
Za możliwość przeczytania dziękuję @galeria_ksiazki #współpracabarterowa
"Wiedza ma wartość. Im jest cenniejsza, tym bardziej należy na nią zasłużyć".
Witajcie kochani 💙
Co byście powiedzieli, gdyście się dowiedzieli, że musicie nie tylko zdać i nie dać się zabić na ostatnim roku szkoły, ale też wykonać trzy misje dla bogów, aby mieć szansę dostać się na wymarzoną uczelnię?
Zapewne bylibyście w nie małym szoku... Tak jak Percy. A potem...
2023-10-01
"Nasza historia to jedno wielkie zatracenie, a nasza miłość to jedno wielkie dopełnienie."
Witajcie kochani 🎶🌟
Dzisiaj to ja trochę was pomęczę na temat „Hold on to me”. Mojego muzycznego, uroczego, tajemniczego i będącego idealną pozycją dla młodzieży - patronatu.
Choć w tym roku zdecydowanie rzadziej sięgam po ten gatunek, bo gdy ostatecznie to robię, to połowa z nich w tym roku niestety mnie rozczarowała. Jednakże bardzo miło mnie zaskoczyła historia Aleksandry Rams, która jest po brzegi przepełniona muzyką. Znajdziecie też w niej wątek pisania piosenki, która ma być częścią przedstawienia. Do tego jest tu bohaterka, która nie lubi śpiewać publicznie. Z początku bardzo nie chce brać w sztuce udziału, ale ostatecznie zgadza się wystąpić, gdyż ma wielką nadzieję, że ten moment będzie jej pierwszym poważnym krokiem w stronę muzycznej kariery.
"Kochałam go, ale ta miłość była tak bardzo niszcząca, że niemal łamała mnie na pół".
Wiley Myles jest córką gwiazdy rocka. On i jego kumple z zespołu wspólnie wychowali ją na silną, niedającą sobie w kaszę dmuchać młodą kobietę. Nadszedł jednak czas, żeby opuścić ochronną bańkę – Wiley i jej rodzina przeprowadzają się, a ona trafia do wymarzonej szkoły, gdzie może zacząć rozwijać muzyczną pasję. Na drodze dziewczyny szybko pojawiają się nowi przyjaciele i wrogowie, jak również pewien utalentowany aktorsko bad boy, który z jakichś powodów czasem ją do siebie przyciąga, a czasem z całej siły odrzuca. Czy Wiley uda się poznać jego tajemnicę? I odkryć sekrety, które kryją przed nią jej najbliżsi?
"Miłość była muzyką, a Hayden? Hayden był moją piosenką, dzięki której czułam, że żyję."
Czytając historię Wiley czułam się, jakbym wróciła do czasów technikum. Choć wiele osób zapewne pomyśli, że przesadzam i skoro nie sięgam po tę literaturę w ilościach hurtowych, to na pewno nie odczuwam tęsknoty za tymi czasami. Choć właśnie tak jest, ale bardzo rzadko trafiam na książki, które dosłownie cofają mnie do czasów i wręcz pozwalają mi wspominać te dobre momenty, a czasem też te szalone lub trochę głupiutkie. Ale w końcu tacy w tamtym momencie jesteśmy.
„Hold On to Me” jest świetną lekturą, która ukazuje bardzo realistyczne zachowania nastolatków. Gdybym była w klasie Wiley, czułybyśmy podobne wibracje i trzymałybyśmy się razem, wraz z Malone i Sawyerem.
Jeśli szukacie zabawnej, odprężającej, czasami szalonej, jak i posiadającej chwytające za serce momenty to myślę, że jest to idealna lektura dla was. Niesamowicie się cieszę, że mogłam poznać tę historię i móc nazywać jedną z tych "moich" książek, które dosłownie otrzymały to miano tylko jeszcze dwie książki z tego gatunku, którym nie patronowałam, ale patronuję im sercem. Tutaj mam to szczęście móc nazywać ten tytuł, swym matronatem, o którym nie raz będę jeszcze wspominać.
Zasłużone 5/5 🌟 a już niedługo szykuję dla was (zarówno tutaj jak na tik toku) małe niespodzianki ☺️🎶
"Nasza historia to jedno wielkie zatracenie, a nasza miłość to jedno wielkie dopełnienie."
Witajcie kochani 🎶🌟
Dzisiaj to ja trochę was pomęczę na temat „Hold on to me”. Mojego muzycznego, uroczego, tajemniczego i będącego idealną pozycją dla młodzieży - patronatu.
Choć w tym roku zdecydowanie rzadziej sięgam po ten gatunek, bo gdy ostatecznie to robię, to połowa z nich...
2018-07-02
https://czytelniczka-z-ksiezyca.blogspot.com/2018/07/24-historia-o-zyciu-smierci-i-pierwszej.html
Początek książki rozpoczyna się niewinnie i słodko. Axi, która jest postrzegana jako pilna uczennica, oświadcza przyjacielowi, że chce uciec, jednak jak to na grzeczną dziewczynę przystało, miała zaplanowaną trasę oraz czym będą jeździć, czyli niczym innym jak autokarem. Jednakże Robinson protestuje i postanawia znaleźć dla nich idealny środek transportu — czyli kradzionego harleya. Od tamtej pory dwójka odwiedza i zwiedza liczne miejsca, nawet takie, które ukrywa swoje istnienie, usuwając systematycznie znaki, które informują o tym miasteczku.
Po przeczytaniu połowy książki zastanawiałam się, gdzie niby jest ta słodko-gorzka opowieść, skoro jak na razie była tylko urocza i słodka, a ja szykowałam się na płacz i rozpacz, jednak jak się okazało, nie przeczytałam dalej niż dwa rozdziały, a już płakałam i uświadomiłam sobie sens, jaki posiadała ta cała wyprawa dla jednego z bohaterów. Poznajemy również historię Axi, która jak się okazuje, nie miała je usłane różami. Dowiadujemy się również, w jakich okolicznościach poznała swojego przyjaciela oraz na co zmarła jej siostra.
Na początku można podejrzewać tę książkę o zwykłą młodzieżówkę, która może nic nie wnosić, jednak mnie bardzo uderzyła w czułe miejsce. Jeszcze nie tak dawno obawiałam się, czy w mojej głowie nie rozwija się coś niepokojącego lub jak to zawsze sobie wmawiałam mam po prostu bardzo częste migreny. Książka uświadomiła mnie, że od tamtego czasu mało co robiłam dla samej siebie, nie działam, nie tworzyłam i nie wychodziłam do ludzi. Choć mogę to robić prawdopodobnie jeszcze bardzo długo, a na pewno dłużej, od jednego bohatera.
Czasami nie zdajemy sobie sprawy z własnego szczęścia, jakie nas otacza i jakie mamy, że jesteśmy zdrowi i możemy robić dosłownie wszystko, czego niektórzy ludzie nie mogą robić z powodu ciężkiej choroby, która wyniszcza ich od środka.
Bo ta opowieść mogła zdarzyć się naprawdę, a wiele wątków chyba nawet jest, z powodu zamieszczonej notki na przedostatniej stronie.
Moje spostrzeżenie: jeśli nie zrozumiesz połowy książki, nie martw się, zrozumiesz ją, czytając ją dalej. Dlaczego Robinson postanawia kraść harleya oraz samochody, dlaczego postanowił zgodzić się na tę podróż i dlaczego nie zgodził się zostać w pewnym miejscu.
First Love posiada identyczny morał, co Lato drugiej szansy M. Matson, a mianowicie — cieszmy się z czasu, który posiadamy i marnujmy żadnej chwili, bo inny moment może nie nadejść.
Możliwe, że nie będziecie odczuwać tego, co ja, po jej przeczytaniu, jednak jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam ją przeczytać przedpremierowo i o niej trochę opowiedzieć. Chyba trafiłam na jedną z tych książek, o których trudni mi o niej opowiedzieć, bez cisnących się łez.
Moja ocena to tylko kropla w morzu, tego, co mogłabym dać tej książce, choć gdybym mogła, nie oceniałabym jej. Pomimo że otrzymuje ode mnie 10/10, to niestety uważam ją za bezcenną historię.
https://czytelniczka-z-ksiezyca.blogspot.com/2018/07/24-historia-o-zyciu-smierci-i-pierwszej.html
Początek książki rozpoczyna się niewinnie i słodko. Axi, która jest postrzegana jako pilna uczennica, oświadcza przyjacielowi, że chce uciec, jednak jak to na grzeczną dziewczynę przystało, miała zaplanowaną trasę oraz czym będą jeździć, czyli niczym innym jak autokarem....
2021-06-18
2021-06-19
2021-06-21
2021-06-24
2021-06-24
2021-06-18
2021-01-24
2023-08-05
Witajcie kochani 🌟
Czy trafiliście w tym roku na książkę, która pomimo upływającego czasu, nie przestaje wam o sobie zapomnieć?
U mnie tak jest z Kirke. Odkąd skończyłam jej lekturę, wielokrotnie wracałam do niej myślami. Do skrywanej w sobie historii, a także poszczególnych fragmentów, które zapadły mi głęboko w pamięci, jak i sercu.
"Przywilejem młodości jest nieświadomość zaciąganych długów."
W domu Heliosa, boga słońca i najpotężniejszego z tytanów, rodzi się córka. Kirke jest dziwnym dzieckiem – nie tak potężnym jak ojciec ani tak bezwzględnym jak matka... Dziewczyna próbuje odnaleźć się w świecie śmiertelników, lecz odkrywa w sobie czarnoksięską moc, dzięki której może zagrozić samym bogom… Z tego powodu zostaje wygnana. Nie zamierza jednak przestać kształcić się w czarach. Jej ścieżki skrzyżują się z Minotaurem, Dedalem, jego synem Ikarem, morderczą Medeą i, oczywiście, z przebiegłym Odyseuszem.
Samotna kobieta zawsze narażona jest na niebezpieczeństwo, a Kirke nieświadomie budzi gniew zarówno w ludziach, jak i w mieszkańcach Olimpu. Aby ochronić to, co kocha, będzie musiała zebrać wszystkie siły i zdecydować, czy należy do bogów, z których się urodziła, czy do śmiertelników, których pokochała.
"Nic to pustka, a powietrze to coś, co wypełnia wszystko inne. Jest tchnieniem, życiem, duchem, słowami, które wypowiadamy."
Przyznam szczerze, że lekturę Kirke odkładałam głównie z powodu jednej opinii, którą kiedyś usłyszałam: że taka sobie, nic szczególnego wnosząca i posiadająca jedynie zbyt nachalne, feministyczne treści. Gdy w końcu sama dałam jej szansę, nie znalazłam nic, przed czym mnie ostrzegano w tamtej opinii.
Kirke to piękna, ale zarazem okrutna historia bogini Kirke — którą przez wielu z nas postrzegana jest jako czarodziejka mogąca zamienić ludzi jedynie w np. Świnki morskie lub zwyczajne świnki. I założę się, że wielu z nas zapomniało o jej pochodzeniu lub rodzeństwu, które mogło z czasem obalić Olimpijczyków, gdyby bogowie nie dowiedzieliby się o ich umiejętnościach, a także gdyby było ich trochę więcej niż łącznie czwórka. Czwórka potężnych, nieśmiertelnych posiadająca czarnoksięskie umiejętności. Kirke - najstarsza z rodzeństwa, posiadała umiejętność transformacji — potrafiła zamienić jedną z nimf w wiecznie nienasyconego potwora — Charybdę, a swego pierwszego ukochanego w nieśmiertelnego boga.
"Mówi się, że kobiety są delikatnymi stworzeniami, jak kwiaty, skorupki jajka, że wystarczy moment nieuwagi, by je zmiażdżyć. Nawet jeśli kiedyś w to wierzyłam, to w tym momencie przestałam."
Książka "Kirke" to swoiste przypomnienie i spojrzenie oczami bogini, która była uważana za słabą pomimo mocy, którą posiadała. Dodatkowo to historia o poświęceniu dla swego dziecka, a także próba odzyskania kontroli nad swym życiem po narzuceniu woli przez innych. To także historia kobiety, która była uważana za nic nie wartą, jednakże wielu bogów oczekiwało od niej pomocy — na przykład jej własne rodzeństwo.
"W samotnym życiu są rzadkie chwile, w których dusza innej istoty pojawia się blisko twojej, jak gwiazdy, które tylko raz w roku muskają niebo."
Dalej nie umiem uwierzyć, ile wątków skrywa w sobie ta jedna niepozorna, choć pięknie wydana książka. A także ile pięknych i bardzo życiowych przemyśleń i cytatów w sobie skrywa. Jak na razie jest to druga książka, którą miałam okazję przeczytać od tej autorki i jestem pewna, że do Pieśni o Achillesie będę musiała się trochę mentalnie przygotować. Także Kirke na końcu zniszczyłam mnie emocjonalnie po całości, także po ostatnim na ten moment tytule u nas wydanym nie spodziewam się niczego innego niż emocjonalnego wewnętrznego kataklizmu.
"- Jesteś mądra - rzekł w końcu. - Jeśli to prawda, to tylko dlatego, że setki razy zachowywałam się jak głupiec."
Kirke trafia u mnie na pierwsze miejsce ulubieńców — i coś czuję, że długo tam pozostanie. Moja ocena to ∞/10⭐
"Jego słowa nie mówią, że nie zaznamy bólu. Że nie zaznamy strachu. Znaczą tylko: jesteśmy tu. Płyniemy z prądem, kroczymy po ziemi, czujemy ją pod stopami. Żyjemy."
Witajcie kochani 🌟
Czy trafiliście w tym roku na książkę, która pomimo upływającego czasu, nie przestaje wam o sobie zapomnieć?
U mnie tak jest z Kirke. Odkąd skończyłam jej lekturę, wielokrotnie wracałam do niej myślami. Do skrywanej w sobie historii, a także poszczególnych fragmentów, które zapadły mi głęboko w pamięci, jak i sercu.
"Przywilejem młodości jest...
Czytacie książki polskich autorów? Ja przez jakiś czas trochę oddaliłam się od literatury naszych polskich autorów, z różnych mniej lub bardziej nieprzyjemnych powodów w moim prywatnym życiu. Ale na szczęście tamten etap już za mną i nie ogranicza mnie nic, ani tym bardziej nikt. W tym i ja sama nie robię sobie krzywdy. Gdybym trwała nadal w tej dziwnej bańce, nie miałabym okazji poznać jednej z piękniejszych i wartościowych książek tego roku. W dodatku z tak cudowną oprawą. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam na żywo zakochałam się z miejsca na tagach w Warszawie.
Mówią, że nastoletnia miłość jest najbardziej szalona i namiętna.
Jednak nikt nie wspomina, że bywa równie bolesna.
Szesnastoletni Jace jest gnębiony przez rówieśników. Obdarzony talentem poetyckim chłopak wyróżnia się swoją wrażliwością i oryginalnym wyglądem. Szkoła to dla niego prawdziwe piekło… dopóki nie pojawia się ona. May przeprowadza się do Tuttlingen na jeden rok szkolny. Jest pewną siebie, dobrą dziewczyną z charakterem, która bez problemu nawiązuje nowe znajomości. Jako jedyna próbuje poznać zamkniętego w sobie chłopaka. Czy sprawi, że cienie Jace’a staną się światłem? Czy odkryje prawdę o nim? A może ściągnie na niego jeszcze większy mrok? Przecież nikt nie może być tak do końca dobry…
Jednymi z motywami, jakie możecie tu znaleźć to m.in. dręczenie w szkole, pierwsza miłość i walka o siebie, ale także fotografia i muzyka grają w książce swoją kluczową rolę.
Historia Jace'a i May, to jedna z tych historii, które doprowadziły mnie w tym roku do niemałego potoku łez, niesamowicie bolesna, szczera i prawdziwa. Jednakże obok wspomnianego bólu rodzi się iskierka nadziei, że historia ostatecznie znajdzie swoje szczęśliwe zakończenie. Dodatkowo dawno nie zżyłam się na tyle z bohaterami, by z niecierpliwością czekać na kolejną część i poznać jej zakończenie jak najszybciej. Nie jest to łatwa książka, jednakże pióro autorki jest tak przyjemne i płynne, że miałam wrażenie, że czytam tę historię jak najprawdziwszy spadający z nieba deszcz (a może jak ulewa). Mam nadzieję, że wiecie, co mam na myśli, bo pomimo iż skończyłam ją już jakiś czas temu, nie umiałam (wraz z moją pogodą za oknem, dosłownie mam wrażenie, że chmury za mnie wylewają kolejne potoki łez, które wylewa nadal serce, ale mózg podpowiada ciału, że już koniec, bo nie daj się odwodnię), to jednak dalej nie umiem za bardzo dojść do siebie i sensownie skleić swoją opinię w całość. A przynajmniej na tyle, bym miała w miarę jasny i mniej poplątany umysł.
Czytacie książki polskich autorów? Ja przez jakiś czas trochę oddaliłam się od literatury naszych polskich autorów, z różnych mniej lub bardziej nieprzyjemnych powodów w moim prywatnym życiu. Ale na szczęście tamten etap już za mną i nie ogranicza mnie nic, ani tym bardziej nikt. W tym i ja sama nie robię sobie krzywdy. Gdybym trwała nadal w tej dziwnej bańce, nie miałabym...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-02-11
Od jakiegoś czasu na tik toku cieszy się swoją popularnością pewien trend (a przynajmniej cieszył się, bo ja zawsze jestem spóźniona jeśli chodzi o nagrywanie lub pisanie w czasie trwania trendów jakichkolwiek): Książki, które objęłabym patronatem, ale nie mogę, bo zostały wydane.
Tak, Solitaire od Alice Oseman należy do takich książek bez dwóch zdań. Powieść ta była przeze mnie wyczekiwana odkąd tylko wydawnictwo ogłosiło jej oficjalną zapowiedź w tym roku. A także zabrałam się od razu za jej czytanie, gdy tylko do mnie dotarła. A po jej lekturze czułam jakby zabrała mi cząstkę mojego serca i nie miała zamiaru oddawać już nigdy. Solitaire to powieść, która powstała w przygodzie pisarskiej przez autorkę przed Heartstopperem, komiksem, które leczyło moją duszę w zeszłym roku i na pewno nie tylko moją. Historia Tori starszej siostry Charliego, która odkrywa, uzupełnia i tłumaczy wiele jeśli chodzi o sytuację, którą mogliśmy dostrzec już w czwartym tomie komiksów. Jest to czuła i szczera opowieść o dojrzewaniu, trudnych relacjach z rówieśnikami, samotności i nieustającym poszukiwaniu siebie. I jest to jedna z tych książek, która nie daje ci spokoju po jej odłożeniu. Dosłownie odczuwałam smutek gdy musiałam odłożyć książkę, ponieważ nie byłam już w stanie energetycznie czytać jej dalej. Poruszyła mnie do głębi, bo czułam się jakbym po części czytała o samej sobie. Co nie było jednak przyjemne, jednak z drugiej strony pokazywało, a także sprawiło, że moje myśli i wyrzuty do samej siebie zelżały.
Tori nie należy do osób towarzyskich, zazwyczaj milczy będąc w grupie swych nielicznych przyjaciół. Sądzi, że nie ma zbytnio czym się podzielić z innymi. Jest uczennicą dwunastej klasy, lubi spać i blogować. Najbardziej ceni sobie swoje własne towarzystwo.
Nieoczekiwanie w jej życiu pojawia się Michael Holden – tajemniczy chłopak, który powoduje, że w Tori budzą się uczucia, o które nigdy by siebie nie podejrzewała. Trudno ich skomplikowaną relację jednoznacznie nazwać „prawdziwą przyjaźnią”. Michael wydaje się tak wyjątkowy i nieprzystający do tego, co dzieje się wokół, że Tori zastanawia się nawet, czy… on istnieje naprawdę.
Dlaczego tak bardzo pokochałam Solitaire oraz postać Tori? W szczególności za tematykę zawartą przez autorkę. Za to, jak realistycznie przedstawiła, co może skrywać się w osobie niepewnej, a także myślącej w pewnym momencie, że jest zbędna na tym świecie. Która ma powoli wszystkiego dość, a także gdy zaczyna czuć, że niektóre sprawy są już od dłuższego czasu ponad jej siły. Że nie każdy musi krzyczeć, by zwrócić uwagę na siebie, że coś jest nie tak. Że w gruncie rzeczy najgłośniej krzyczy wewnątrz siebie, tam, gdzie niestety nikt nie słyszy, jednak inni, bardziej wyczuleni - potrafią to wyczuć, dostrzec. Ponieważ potrafi leczyć swoją treścią duszę, pozwala dostrzec innym, prawdy ukrywające się w duszy, umyśle i w ciele człowieka. A tym bardziej nastolatka.
Moja ocena to 11/10🌟 A także otrzymuje mój duchowy patronat na wieki. Mam ogromną nadzieję, że sięgniecie po tę pozycję i pokochacie ją tak samo jak ja, jeśli nie mocniej. I mam nadzieję, że będzie dla was opoką i wsparciem.
W jakimkolwiek etapie życia wam przyjdzie ją poznać.
Od jakiegoś czasu na tik toku cieszy się swoją popularnością pewien trend (a przynajmniej cieszył się, bo ja zawsze jestem spóźniona jeśli chodzi o nagrywanie lub pisanie w czasie trwania trendów jakichkolwiek): Książki, które objęłabym patronatem, ale nie mogę, bo zostały wydane.
Tak, Solitaire od Alice Oseman należy do takich książek bez dwóch zdań. Powieść ta była...
2023-01-15
"[...] to, co najpiękniejsze w życiu, nie trwa długo".
Q: Lubicie czytać książki, przy których już po kilku zdaniach czujecie, że wylejecie morze łez? Ja może nie sięgam po takie książki bardzo często, jednak gdy już najdzie mnie ochota to zazwyczaj trafiam na takie pozycje, które nie tylko uwielbiam całym sercem, ale też potrzebuję dobrej chwili, by się w stu procentach uspokoić. Tak było i w tym przypadku.
"Tysiąc pocałunków", książka, którą uważałam, że będzie słodką i niewinną historią z perypetiami nastolatków. Bo tak nie czytałam opisu z tyłu książki. Ostatnimi czasy są coraz bardziej że tak określę szczegółowe - jeśli chodzi o akcję w środku. Z jednej strony rozumiem, z drugiej nie, bo zazwyczaj uwielbiam poznawać losy bohaterów samodzielnie, a nie dzięki krótkiemu opisowi, który nagle staje się streszczeniem niepełnym, a nie tylko wprowadzeniem, który ma nakreślić co nas czeka w tej opowieści. Dlatego też myślę, że dzięki temu, że nie znałam opisu tak bardzo przeżywałam losy Runa i Poppy.
Historia pełna miłości, gniewu, żalu, ale i spełniania marzeń oraz życia w pełni do ostatniej chwili. Osobiście miałam bardzo zbliżone odczucia, które towarzyszyły mi podczas mangi "twoje kwietniowe kłamstwo" (no i mamy tu w sumie trzy zbliżone wątki, może nie identyczne, ale jednak zbliżone - miłość do muzyki, pomoc w ponownym pokochaniu robienia tego, co kiedyś sprawiało głównemu bohaterowi radość, a także walka z chorobą, która w obu przypadkach jest bardzo nierówna).
"Czytałam kiedyś, że jeśli śnisz, to tak naprawdę odwiedzasz dom. Dom, Rune".
Wyobraźcie sobie, że otrzymujecie tysiąc małych karteczek i macie wypełnić je najpiękniejszymi momentami swojego życia… Takie karteczki otrzymuje Poppy od swojej babci. Obiecała jej wtedy, że wypełni cały słoik różowych serc momentami, które były jej najdroższe. A dokładniej najcenniejsze pocałunki z osobą, która będzie jej bratnią duszą.
Jeden pocałunek trwa chwilę. Tysiąc pocałunków może wypełnić całe życie.
Im dalej się wgłębiamy w historię, tym bardziej darzymy sympatią postacie, które poznajemy. Do czasu, aż wszystko w pewnym momencie, nie zacznie się psuć. W pewnym momencie bardzo chciałam wejść do fabuły książki i sama chciałam zapytać się tej postaci, czemu to robi i łamie mi serce, a co dopiero bohaterom. Dalej zdobią ten moment kilka drobnych karteczek, z uwagami i moim niezadowoleniem w tamtym momencie. Ale nie tylko. Bo była to właśnie jedna z tych książek, przy których towarzyszyło mi silne uczucie, że nie tylko znaczniki, będą tutaj potrzebne, ale i inne rzeczy pozwalające, mi zakreślić ulubione momenty, czy też skomentować dany moment, jednak nie pisząc centralnie po książce, jeśli chodzi o komentarze.
I choć czytałam ją już jakiś czas temu dalej wracam do niej myślami i mam wielką ochotę przejrzeć nie raz jej zawartość i wszelkie adnotacje i podkreślone fragmenty przeczytać jeszcze raz, by choć na moment wrócić do bohaterów i ich słodko-gorzkiej historii.
"Zatrzymanie chwili na zdjęciu sprawiało, że pozostawała ona wiecznie żywa. Fotografia niczym nie różniła się od magii".
Mój niezaprzeczalny faworyt stycznia. A ocena to 6/5 🌟
"[...] to, co najpiękniejsze w życiu, nie trwa długo".
Q: Lubicie czytać książki, przy których już po kilku zdaniach czujecie, że wylejecie morze łez? Ja może nie sięgam po takie książki bardzo często, jednak gdy już najdzie mnie ochota to zazwyczaj trafiam na takie pozycje, które nie tylko uwielbiam całym sercem, ale też potrzebuję dobrej chwili, by się w stu procentach...
2022-12-01
Dziś przychodzę z recenzją kolejnej niezwykłej, brutalnej i krótkiej pozycji, której nie powinno się jednak oceniać na tle długości i ilości stron.
Galatea nie potrzebuje niepotrzebnych opisów niczym ścian tekstu, by zapewnić czytelnika, że jest warta przeczytania i treści, którą w sobie skrywa.
Nie zawsze potrzebne jest 500-stronicowe tomiszcze, by przedstawić idealnie problematykę, jaką porusza w niej autorka. A mianowicie problemy, z jakimi kiedyś i nadal borykają się kobiety.
"— Nie tęsknisz za mną? Nic a nic?
— Jeśli tak, to tylko twoja wina."
Dokładniej uprzedmiotowienie, uważanie, że kobieta ma wyglądać doskonale, najlepiej nic nie mówić, być posłuszna i wiecznie nieśmiała przed mężem. A także pozwalać mu robić, co tylko zechce.
Historia inspirowana mitem o Galatei opowiedziana z kobiecej perspektywy. Kobiety zamkniętej i rozdzielonej od córki, jak i świata, gdyż mąż był chorobliwie zazdrosny, iż spoglądają na jego żonę i dzieło życia, które za sprawą bogów ożyło.
"Mój mąż zapewne nie spodziewał się, że będę umiała mówić. W tym problem. Niespecjalnie go za to winię, bo znał mnie jedynie jako posąg, nieskazitelny, piękny, poddający się bez reszty jego wizji artystycznej".
Jest to również historia miłości matki do dziecka, które zrobi dosłownie wszystko, tylko by było bezpieczne, by nie doświadczyło bólu od człowieka, który jej go sprawił niejednokrotnie.
Opowieść o poświęceniu, która pozostaje na długo zarówno w umyśle, jak i sercu. Poświęceniu, które osoba doskonale zdaje sobie sprawę, że sprawi swoją ostateczną decyzją ból najdroższej osoby.
Moja ocenia opowiadania to 6/5 🌟
Dziś przychodzę z recenzją kolejnej niezwykłej, brutalnej i krótkiej pozycji, której nie powinno się jednak oceniać na tle długości i ilości stron.
Galatea nie potrzebuje niepotrzebnych opisów niczym ścian tekstu, by zapewnić czytelnika, że jest warta przeczytania i treści, którą w sobie skrywa.
Nie zawsze potrzebne jest 500-stronicowe tomiszcze, by przedstawić idealnie...
"Jeśli spodziewasz się, że uratują cię bogowie, to już po tobie".
Witajcie kochani 💜
Czy bywają pozycje, których nasza polska okładka bywa kompletnie niepodobna do tej zagranicznej oryginalnej oprawy — i zachęciła was w ten sposób do sięgnięcia i dania szansy historii, która ostatecznie was zachwyciła?
Cóż w pewnym sensie tak było ze mną, choć tak naprawdę gdy czytałam Złowieszczy Dar, nie od razu zdałam sobie sprawę, że czytam historię, której okładka w wydaniu specjalnym, jak i tym zwyczajnym kompletnie mnie nie zachwyciła. Dopiero gdy w końcu wpisałam imię i nazwisko autorki, dosłownie dostałam olśnienia, choć byłam już dawno za połową treści. To zabawne że gdybym ostatecznie zobaczyła książkę w jej żółtej wersji od samego początku możliwe, że nawet nie dałabym szansy poznania tak cudownej i niezwykle intrygującej historii Alessy i wyspy Saverio.
"Jeśli ty nie możesz zmienić reguł, to kto może?"
Jej dar może ocalić… albo zabić.
Alessa od początku zaskarbiła sobie moją sympatię. W końcu poznajmy ją na trzecim pogrzebie, a dokładniej pogrzebie jej niedoszłego kolejnego partnera do walki z potworami, które wraz z pojawieniem się nowej finestry i fonte nawiedzają wyspę. Jednakże co jeśli jej nie uda się znaleźć tego odpowiedniego, którego dotyk nie zabije wybranego przez nią towarzysza? Dziewczyna udaje silną, pokazując się przez chwilę ludowi zza murów Cytadeli, który jednakże pomału przestaje w nią wierzyć. I już na początku książki nie raz, a nawet dwa razy jest zagrożone jej życie. O mało nie umiera z ręki strażnika, który powinien ją chronić. Jednakże to, co pewnego dnia słyszy zarówno w murach Cytadeli, jak i na zewnątrz może oznaczać, że spisek, by się jej pozbyć, może być o wiele głębszy, niż z początku myślała. Dlatego też postanawia się wybrać do "Dna baryłki" - miejsca, które wielu uważa za najgorszą dzielnicę miasta Saverio — osobę, która ją ochroni przed zagrożeniem przed znalezieniem czwartego fonte. Jeśli i tym razem jednak zawiedzie i doprowadzi do śmierci kolejnego partnera, Alessa przysięgła, że sama zakończy swoje życie, nie czekając, aż lud po nią przyjdzie.
"Zaginione teksty uprzedzają, że nadejdzie dzień, kiedy powstanie fałszywa finestra. Wierni rozpoznają ją z twarzy".
Każdy z rozdziałów jest zakończony w takim momencie, że nie ma się ochoty zakończyć na niej swej lektury. Emily Thiede potrafi utrzymać zaciekawienie czytelnika oraz podtrzymywać napięcie wraz z każdą przeczytaną stroną jej powieści. Nie będę ukrywać, zabieg autorki, który stosuje tu przy każdym rozdziale, zanim zaczniemy czytać dalszą treść, sprawia, że ma się ochotę przystroić każde te zapowiadające zdanie, które sugeruje, czego możemy się tu spodziewać. Ale nie są to jednoznaczne sugestie, a raczej szyfry, które zyskują całkiem nowe znaczenie po poznaniu skrywanej treści rozdziału. Dodatkowo uwielbiam historie, w których otrzymujemy całkiem nową od podstaw stworzoną wiarę i strzępki legend poukrywanych w rozdziałach, które sprawiają, że staje się ona w czasie lektury książki bliższa, ale też rodzą się pytania.
Dlaczego bohaterka musi opuścić rodzinę i przestać nazywać się ich krewną?
Dlaczego nagle z dnia na dzień otrzymuje miano nieśmiertelnej istoty zesłanej przez Deę niemogąca spotkać się z własnym bratem otwarcie, a jedynie w tajemnicy przed wszystkimi?
I ostatnie, dlaczego tak bardzo starają się zamknąć ją w Cytadeli, przed światem i ludem, który ma ochronić, ale jednak mają ją ostatecznie oglądać jedynie z daleka?
"W pojedynkę — powiedziała — człowiek jest jak nić, którą łatwo przeciąć. Jeśli się spleciemy, starczy nam sił, by przetrwać".
I choć po kawałku otrzymujemy odpowiedzi, choć nie do końca całkowite i zrozumiałe na pierwszy rzut oka, to jednak im dalej, tym bardziej doceniam kunszt pisarski Emily i nie umiem wyjść z podziwu, że potrafiła stworzyć tak świetny debiut, o którym za granicą absolutnie mnie nie dziwi, że jest na tyle znany i został dostrzeżony, że otrzymało swoje wydanie specjalne w jednym z bardziej rozpoznawalnym boxie książkowym w zeszłym roku. Co prawda o wiele bardziej podoba mi się nasza polska okładka (jak i wielu zagranicznym fanom autorki, co dowodzą komentarze pod postem z ukazaniem jej na swoich social mediach).
"Nie jesteś sama. Żyjesz. Zostałaś wybrana.
Jesteś samotna. Umrzesz. Może Dea wybrała źle".
Złowieszczy Dar to cudowny, fantastyczny debiut posiadając bohaterów, którzy wręcz na naszych oczach ożywają i zawładną naszymi sercami oraz emocjami.
Jestem pewna, że nie jeden fan fantastyki z wątkiem zakazanej miłości i nie tylko znajdzie w niej wiele momentów, które mogą przypaść do gustu, a może nawet oczarować w pełni. Tak jak zrobiła to ze mną. W pełni oczarowana i zakochana w fabule, kreacji świata i bohaterach, jakich stworzyła autorka i nie mogę się już doczekać drugiego tomu tej niezwykłej dylogii kiedy zawita na nasze półki.
Za możliwość patronowaniu tak wspaniałej pozycji ogromnie dziękuję @zysk_wydawnictwo
"Jeśli spodziewasz się, że uratują cię bogowie, to już po tobie".
więcej Pokaż mimo toWitajcie kochani 💜
Czy bywają pozycje, których nasza polska okładka bywa kompletnie niepodobna do tej zagranicznej oryginalnej oprawy — i zachęciła was w ten sposób do sięgnięcia i dania szansy historii, która ostatecznie was zachwyciła?
Cóż w pewnym sensie tak było ze mną, choć tak naprawdę gdy czytałam...