rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Skończyłam czytać i chce mi się wyć... Niestety, nie z emocji, ale rozczarowania! Czy tylko dla mnie ta książka była tak strasznie nudna i nijaka?! Nie rozumiem zachwytów pod jej adresem i nie wiem, skąd tak wysoka ocena. Jak dla mnie, nie było tu ani emocji, ani zaskoczenia, ani nic nie dało mi do myślenia... Po prostu 365 stron smętnych żalów pogrążonej w depresji kobiety🤦‍♀️ A największym nieporozumieniem jest reklamowanie tej książki jako thrillera psychologicznego, obok którego chyba nawet nie stała! Co najwyżej dramat i męczarnia...

Skończyłam czytać i chce mi się wyć... Niestety, nie z emocji, ale rozczarowania! Czy tylko dla mnie ta książka była tak strasznie nudna i nijaka?! Nie rozumiem zachwytów pod jej adresem i nie wiem, skąd tak wysoka ocena. Jak dla mnie, nie było tu ani emocji, ani zaskoczenia, ani nic nie dało mi do myślenia... Po prostu 365 stron smętnych żalów pogrążonej w depresji...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Iga to młoda mama, która od lat zmaga się z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi. Po porodzie decyduje się skorzystać z pomocy i bierze udział w nowoczesnej terapii, która polega na wszczepieniu w ramię sterowanego prze aplikację chipa. Nowoczesna metoda leczenia jest jeszcze w powijakach, dopiero co przeszła fazę testów, lecz Iga nie ma oporów i szybko decyduje się na leczenie, gdyż sama jest jej współtwórczynią i wie, że nic jej nie grozi. Jednak krótko po wznowieniu terapii zaczynają dziać się dziwne rzeczy... Idze pogarsza się samopoczucie psychiczne, zaczyna mieć przywidzenia, halucynacje, a potem również zaniki pamięci. Gdy dostrzega na ciele synka siniaki, już wie, że coś jest nie tak... Tylko co?! Już sama nie wie, co dzieje się naprawdę, a co jest wytworem jej wyobraźni... Czy to ona jest odpowiedzialna za obrażenia na ciele dziecka? Czy to mąż, a może jej przyjaciółka? W końcu Iga zaczyna wątpić w działanie terapii i nie ufa już nikomu…

Do tej historii zachęcił mnie fakt, że znam już panią Muniak i wiem na co ją stać ;) Jej poprzednia książka pt. "Psychopata" bardzo mi się podobała i było to coś w moim guście! Od razu wiedziałam, że i tę książkę muszę przeczytać i wiecie co? To była dobra decyzja!

Na początku wydawało mi się, że będzie to historia jakich wiele. Miałam wrażenie, że wszystko już wiem – Wiem o co chodzi, wiem jak się to skończy i rozgryzłam zagadkę. Po tylu przeczytanych thrillerach i kryminałach rozgryzłam schematy, którymi podążają autorzy. Wiem, jak układają intrygi... Wszystko wiem... ;) A okazuje się, że jednak g...uzik wiem ;) Moje spostrzeżenia często okazują się słuszne, ale doświadczenie z wieloma historiami, pozwala mi tylko wysnuć podejrzenia. Tym razem również po krótkim rozpoznaniu obrałam myśl i wydawało mi się, że słuszną... Już myślałam, że historia będzie przewidywalna, ale jednak się myliłam! I super! Było oryginalnie!

Historię poznajemy z perspektywy Igi, która jest narratorem pierwszoosobowym, więc razem z nią odczuwamy jej przerażenie kiedy okrywa, że terapia nie działa tak, jak powinna. Coraz lepiej poznajemy bohaterkę, obserwujemy zmiany jakie zachodzą w jej psychice i sami nie wiemy co jest prawdą, a co wymysłem jej wyobraźni. Szaleństwo nam się udziela...

Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Pani Muniak napisała świetny thriller, który wciąga i trzyma w napięciu. Ciężko jest tę książkę odłożyć na półkę. Autorka pisze w sposób przystępny i zrozumiały. Fabuła jest bardzo intrygująca i oryginalna, ale musimy dać jej chwilę, aby się rozkręciła. Warto wykazać się cierpliwością, gdyż później już tylko pochłania... a autorka wodzi nas za nos, wyprowadza w pole i bawi się w kotka i myszkę. Podsuwa tropy i kolejno obala... aby w finał wgniótł nas w fotel! Historia zaskakuje! To najważniejsze, więc mnie się bardzo podobało i gorąco polecam! Nie będziecie żałować!

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/2020/08/nie-ufam-juz-nikomu-klaudia-muniak.html#more

Iga to młoda mama, która od lat zmaga się z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi. Po porodzie decyduje się skorzystać z pomocy i bierze udział w nowoczesnej terapii, która polega na wszczepieniu w ramię sterowanego prze aplikację chipa. Nowoczesna metoda leczenia jest jeszcze w powijakach, dopiero co przeszła fazę testów, lecz Iga nie ma oporów i szybko decyduje się na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Prezes i Spółki. Imperium Jarosława Kaczyńskiego Agata Kondzińska, Iwona Szpala
Ocena 6,4
Prezes i Spółk... Agata Kondzińska, I...

Na półkach:

Stoję w opozycji do obecnej władzy... choć nie do końca wspieram przeciwników. Wiem, że prawie wszyscy politycy, którzy dopadliby się do "koryta" byliby tacy sami i myśleli tylko o sobie... Przyznawaliby sobie podwyżki i nagrody, bo "im się należy!". Nie jestem zaangażowana w politykę, ale marzę, aby "era Kaczyńskiego" jak najszybciej się skończyła. Stoję po przeciwnej stronie barykady. Jestem z '"gorszego sortu Polaków"... Po prostu uważam, że kościół trzeba odseparować od władzy i opodatkować, aby skończyły się luksusowe auta od bezdomnych. Uważam, że kobiety powinny same decydować o swojej macicy i według własnego sumienia, wybrać czy urodzić dziecko chore/z gwałtu, czy nie. Uważam też, że o życiu polskich rodzin, nie powinien decydować stary kawaler, który nie ma dzieci, nie ma żony, nigdy nie założył rodziny i całe życie mieszkał z mamusią... Co ten człowiek, wie o życiu przeciętnej polskiej rodziny?!

Wyjechałam z Polski do Stanów Zjednoczonych w 2015 roku, zaraz po tym, jak partia PiS z Prezesem na czele, wygrała wybory i doszła do władzy. Dokładnie wtedy, gdy w życie wchodziła ta „dobra zmiana”... Wróciłam 4 lata później, kiedy zbliżał się moment podsumowania, kadencja się kończyła i zbliżały się kolejne wybory. To sprawia, że miałam doskonały wzgląd na to, jak zmieniła się Polska po pierwszej kadencji rządów PiS. Przyjechałam i się przeraziłam! Większość ofert pracy brzmiała "przyjmę studenta na umowę zlecenie". Propozycje wynagrodzenia netto na umowie o pracę, były na identycznym samym poziomie, jak 4 lata wcześniej. Proponowano dokładnie takie same zarobki, jakie miałam już przed wyjazdem! ... a inflacja wzrosła tak, że niektóre produkty w sklepach podrożały o 100%! Największą moją uwagę przykuła wtedy woda mineralna, której bardzo dużo piję ;) I doskonale pamiętam – Kiedy wyjeżdżałam kosztowała ok. 1,20 zł /1,5 l. Kiedy wróciłam – 2,39 zł / 1,5! To jeden przykład. Niewiele... ale to ma być ta "dobra zmiana"?! Dla kogo?! Bo na pewno nie dla Polaków...

[...]

Polityka zawsze wywołuje duże emocje i zawsze będzie ciężkim tematem. Ja mam swoje zdanie, którego zawsze bronię i dlatego postanowiłam dowiedzieć się więcej i spojrzeć na Jarosława Kaczyńskiego z innej perspektywy. Pomyślałam, że nie jestem obiektywna i może po prostu nie dostrzegam lub nie docierają do mnie pewne fakty przemawiające na jego korzyść? Może jestem do niego zbyt wrogo nastawiona? Może on wcale nie jest taki zły? Po pierwsze Prezesowi na pewno nie można odmówić inteligencji i przebiegłości. To doskonały strateg, biznesmen i cwany lis, który zdobył dokładnie to, do czego dążył – zdobył upragnioną władzę... Postanowiłam spojrzeć na niego z drugiej strony i przez chwilę zrobiło mi się go nawet żal...

Jeśli postawimy się na jego miejscu, dostrzeżemy, że ten człowiek jest bardzo nieszczęśliwy. Jest pełen goryczy, żalu i smutku. Przepełnia go ból, poczucie krzywdy i samotności, bo dziś, on nie ma już tak naprawdę nikogo. Brat bliźniak, z którym był bardzo zżyty nie żyje, ukochana matka również zmarła. Jarosław został na świecie całkiem sam – z dwoma kotami, tabunem ochroniarzy i milionami Polaków, którzy go nienawidzą.

Czy wiecie, że po śmierci Lecha Kaczyńskiego....

Więcej na blogu:
https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/2020/08/prezes-i-spoki-imperium-jarosawa.html

Stoję w opozycji do obecnej władzy... choć nie do końca wspieram przeciwników. Wiem, że prawie wszyscy politycy, którzy dopadliby się do "koryta" byliby tacy sami i myśleli tylko o sobie... Przyznawaliby sobie podwyżki i nagrody, bo "im się należy!". Nie jestem zaangażowana w politykę, ale marzę, aby "era Kaczyńskiego" jak najszybciej się skończyła. Stoję po przeciwnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ewa Majchrzak to niedoszła policjantka, która prowadzi butik z odzieżą sportową. Jest spokojna, cicha, zrównoważona, może nawet nieco nudna. Ma stałego faceta, dobre relacje z mamą i wydaje się, że jest szczęśliwa. Pola Staszko to jej całkowite przeciwieństwo. Pochodzi z rodziny lekarzy i sama miała nim zostać. Jednak buntowniczy charakter kazał jej rzucić medycynę, aby dawać lekcje pole dance i dorabiać jako barmanka. Gdyby nie wuj, który wspomaga ją finansowo i pozwala za darmo mieszkać w mieszkaniu syna, dziewczyna całkowicie by się pogubiła. Pola jest bezpośrednia i sarkastyczna, a jednocześnie zagubiona. Nie umie się odnaleźć. Nienawiść do matki też jej życia nie ułatwia...

Ewę i Polę dzieli wszystko! Spora różnica wieku, osobowość, plany na przyszłość, podejście do życia, a nawet relacje z rodziną. W niczym do siebie nie pasują i z pozoru nic je nie łączy... Nic, poza Strachem na Wróble, który w dzieciństwie zafundował im piekło i zniszczył ich rodziny. Po 20 latach Ewa wpada na trop mordercy i razem z Polą postanawiają go znaleźć, aby się zemścić i wyrównać rachunki.

Zdjęcie ze strony autora Adriana Bednarka!
Z autorem "Córeczek" znam się nie od dziś. Poznaliśmy się przez wspólnego znajomego, Kubę Sobańskiego. Wtedy przepowiedziałam mu przyszłość – że któregoś dnia po jego autografy będą ustawiały się kolejki! Nie wierzył... a powinien, bo teraz wisi mi zieloną "łychę" 😂 Jeszcze nie było okazji, ale... co się odwlecze, to nie uciecze! Szybko się okazało, że mamy podobne poczucie humoru, wyobraźnię i tak samo "zryty beret" (Sorry!😂) na punkcie krwawych zbrodni i morderców. Z tego też względu, pozwolę sobie bardziej bezpośrednio – Adrian! Jak ja Cię nie cierpię!!! Nie cierpię i uwielbiam jednocześnie! Ta książka zniszczyła mnie psychicznie! Przeżuła i wypluła, a potem jeszcze przekopała i zdeptała!

„Córeczki” to eksperyment. Pierwszy thriller psychologiczny w dorobku Pana Bednarka – swego rodzaju debiut – debiut, który moim zdaniem na głowę bije wielu wyjadaczy tego gatunku! Skoro to był eksperyment i wielka niewiadoma, to ja już nie się doczekać co będzie potem! Autor udowadnia, że jest wszechstronny, ma ogromny talent i drzemie w nim wielki potencjał! "Córeczki" to thriller psychologiczny, ale fani starego Bednarka również się nie zawiodą, gdyż brutalnych, krwawych scen też tu nie brakuje. Brutalnych i poruszających jednocześnie. Twarda babka jestem, ale ta historia wycisnęła mnie jak cytrynę! Targały mną takie emocje... że poryczałam się jak dziecko! Karuzela emocji! Dawka zabójcza! Jeszcze jeden taki numer i wyląduję tam, gdzie poznali się bohaterowie "Pasażera na gapę"...

Książka dała mi sporo do myślenia. Musiałam przetrawić, porozmyślać i jestem przerażona w jak dużym stopniu, człowiekiem kieruje zawiść, żal, chęć zemsty... I ile problemów mogłoby nam zaoszczędzić, gdybyśmy nauczyli się nad tym panować! Jak bardzo trauma dzieciństwa wpływa na umysł młodego człowieka! Jak trwały ślad pozostawia w psychice i jak się potem odbija w dorosłym życiu! Do czego jesteśmy zdolni, aby zemścić się na wrogu! Co czuje ofiara poddana torturom psychicznym... Autor doskonale wnika w psychikę człowieka zaślepionego żądzą zemsty i ukazał wszytko to, co posuwa nas do takich czynów. Sylwetki głównych bohaterek są świetnie wykreowane. Ewa i Pola, choć całkowicie różne, przeżyły w dzieciństwie tragedię, którą zgotował im ten sam człowiek. Jest jednak jeden mały szczegół, który zaważył na ich dalszym życiu i sprawił, że zarówno one, jak i ich podejście do życia, tak się od siebie różnią.

Dla mnie Adrian to geniusz, z ogromnym talentem pisarskim! Tworzy w swoich historiach klimat, który zawsze doszczętnie mnie pochłania, a jego intrygi zawsze mnie satysfakcjonują! Sporo thrillerów już przeczytałam i jestem przez to coraz bardziej wymagająca. Oklepane schematy już mi nie wystarczają. Ilekroć sięgam po "Najlepszy bestseller New York Timesa!", co ma na koncie "miliony sprzedanych egzemplarzy", mam nadzieję na coś ekstra. Liczę na wielkie "WOW!" i niestety zwykle jestem zawiedziona! Ile to już razy zagadka okazała się tak oklepana, że sama ułożyłam sobie w głowie ciekawszą... Na marne szukać tych bestsellerów, bo tylko Adrian nigdy mnie nie zawiódł! Jego historie zawsze są bardzo "po mojemu", a nawet jeszcze lepsze! "Córeczki" rozgryzłam dość szybko, choć nie całkowicie. Wiedziałam co się święci, choć nie do końca... ale wcale nie jestem zawiedziona. Wręcz przeciwnie. To tylko potwierdza, że nadajemy na tych samych falach i mamy tak samo pokręconą wyobraźnię!

Adrian Bednarek nie chwyta się oklepanych i utartych schematów! Nie znajdziecie u niego historii: "... i wiele lat po tragicznych wydarzeniach, Ania wraca do rodzinnej mieścinki, żeby stawić czoła demonom i rozwikłać zagadkę sprzed lat". Tego chwyta się wielu pisarzy. Jeden po drugim klepie takie odgrzewane kotlety i czeka na tłumy wielbicieli. Mnie nigdy w takim tłumie nikt nie ujrzy! U Adriana nie znajdziecie oklepanej fabuły, ani przewidywalnego zakończenia. Jego historie strącają kapcie z nóg, wbijają w fotel i pełne są niespodziewanych zwrotów akcji!

"Córeczki" są spasione. Książka jest długa, liczy sobie ponad 600 stron! Ja takie lubię, ale jeśli Ciebie odstraszają takie cegły, nie zniechęcaj się! Kiedy już zaczniesz, nie odłożysz jej tak łatwo! To zasadzka! Akcja z każdą stroną nabiera tempa, a autor bawi się Twoimi uczuciami. Kończy rozdziały w najgorszym momencie! W chwili największego napięcia – jeszcze jeden rozdział i idę spać! Jeszcze tylko parę stron! Oczy pieką, za oknem już świta, a Ty... czytasz! Czytasz i nie możesz przestać! Cóż, dla mnie nawet 600 stron historii Adriana Bednarka to za mało – ja nigdy nie mam dość! Nie mam przynajmniej poczucia niedosytu, ani wrażenia, że historia urywa mi się w połowie. Ta lektura jest kompletna! Kończy się dokładnie tam, gdzie powinna! Do tego zmusza do refleksji, daje do myślenia i pozostaje w pamięci! Właśnie po tym rozpoznaje się dobrą książkę...

„Córeczki” to historia wstrząsająca, poruszająca i bolesna. Mroczny thriller w 100% psychologiczny! Doskonała robota. Dla miłośników thrillerów pozycja obowiązkowa! Adrianie! Kłaniam się w pas! Chylę czoła... Dziękuję za tę książkę i proszę o jedno... pisz dalej!

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/2020/05/coreczki-adrian-bednarek.html

Ewa Majchrzak to niedoszła policjantka, która prowadzi butik z odzieżą sportową. Jest spokojna, cicha, zrównoważona, może nawet nieco nudna. Ma stałego faceta, dobre relacje z mamą i wydaje się, że jest szczęśliwa. Pola Staszko to jej całkowite przeciwieństwo. Pochodzi z rodziny lekarzy i sama miała nim zostać. Jednak buntowniczy charakter kazał jej rzucić medycynę, aby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odbierają codziennie setki telefonów. Mierzą się z dramatami ludzkimi, wyzwiskami i chamstwem. Choć po drugiej stronie słuchawki nierzadko rozgrywają się prawdziwe tragedie, oni muszą zachować zimną krew i trzeźwość umysłu. Mają bardzo odpowiedzialną pracę, do której nie każdy się nadaje. Odpowiedni kandydat musi posiadać szczególne umiejętności i przejść teksty psychologiczne. Powinien umieć nawiązać kontakt z osobą, która jest pod wpływem silnych emocji, rozpoznać prawdziwe zgłoszenie i w ciągu krótkiej rozmowy ocenić, czy zgłoszenie jest zasadne i przekazać je odpowiednim służbom, czy niekoniecznie... Zastanawiałeś się kiedyś, jak wygląda praca dyspozytora linii 112?

"Operator 112" to książka pełna emocji. Nie mogło być inaczej – są to wspomnienia człowieka, który przez 6 lat pracował jako operator linii 112. Roman Klasa odkrywa mroczne realia zawodu i przytacza najciekawsze zgłoszenia z jakimi spotykają się operatorzy... są one rozmaite! Uchyla przed nami rąbka tajemnicy i pozwala zrozumieć, jakie to trudne i wyczerpujące psychicznie zajęcie.

Książkę czyta się szybko i z zainteresowaniem. Jest napisana w bardzo prosty i przystępny sposób, choć temat wcale nie jest łatwy. Najpierw dowiadujemy się trochę o samym autorze – o tym, kim jest i dlaczego wybrał taką, a nie inną pracę. Dowiadujemy się, jak wyglądał cały proces rekrutacji, na czym polegają testy i szkolenia, a później zaczyna się najciekawsze, czyli to, co skłoniło mnie do sięgnięcia po tę książkę – wspomnienia. Najdziwniejsze zgłoszenia, najtrudniejsze i najciekawsze rozmowy, jakie prowadził z ludźmi. Dowiadujemy się, jak dokładnie wyglądała jego praca i jak wpływała na jego psychikę.

Autor uświadamia nam, że zawód operatora jest trudny, gdyż wracając do domu po skończonym dyżurze, nie zawsze można zostawić pracę w firmie. Nie zawsze można spokojnie wrócić do domu i odciąć się psychicznie, zostawiając wszelkie emocje za sobą... Niektóre sytuacje zostają w pamięci na zawsze... Nie wszyscy mają to szczęście, że przekraczając próg budynku, automatycznie zapominają o dokumentach piętrzących się na biurku, upierdliwym kliencie czy zakończonym projekcie. Operator linii ratunkowej wykonuje pracę, która wywołuje prawdziwe emocje i nierzadko budzi w nas naturalne odruchy ludzkie – żal, empatię, współczucie lub irytację. Niektóre rzeczy, są tak silnie zakorzenione w człowieku i tkwią tak głęboko, że trudno jest je uciszyć, wyłączyć i nad nimi zapanować. Czy zastanawiałaś się kiedyś, co czuje człowiek, który odebrał jednego dnia kilkaset telefonów? Słyszał zarówno prawdziwe ludzkie dramaty, jak i wyzwiska pod swoim adresem lub chore wizje osób chorych psychicznie?

Autor pokazuje nam, że praca operatora nie jest kolorowa i że ludzie często zachowują się bezmyślnie wybierając numer alarmowy zupełnie bez powodu. Ludzie dzwonią pod numer 112 z czym tylko popadnie! – bo sąsiadka wywiesiła na balkonie tak skąpe stringi, że pani czuję się zgorszona, bo ktoś wyrzucił na chodnik skórkę od banana, albo ponieważ goście po imprezie nie chcą wyjść, a gospodarz chce już spać... Takie przykłady można mnożyć! Ludzie bardzo bezmyślnie wybierają numer alarmowy. Często zamiast współpracować, wyładowują na rozmówcy swoje frustracje. Operator 112 bardzo często spotyka się z brakiem szacunku i brakiem empatii. Nigdy bym się tego nie spodziewała i dlatego książka dała mi sporo do myślenia i wzbudziła we mnie odrobinę refleksji.

Faktycznie, nie zastanawiamy się nad tym i nie zdajemy sobie sprawy, że operator linii 112 każdego dnia przeżywa prawdziwe tragedie ludzkie i prowadzi chodzi rozmowy z wariatami! Nie myślimy o tym, że może być przemęczony, że jest po wielogodzinnym dyżurze, a chwilę wcześniej mógł być świadkiem prawdziwego dramatu... Zawsze kiedy wybieramy numer 112 ktoś jest na posterunku. Często zapominamy, że po drugiej stronie słuchawki też jest człowiek z krwi i kości... Człowiek, który ma uczucia.

Od mnie wielki ukłon w stronę autora, za to, że odważył się powiedzieć jak naprawdę wygląda praca na linii alarmowej i uświadomił nam, że nie mamy zielonego pojęcia, jak wielki ciężar psychiczny dźwiga osoba na stanowisku operatora... Jak bardzo my sami utrudniamy tym ludziom pracę, nie odpowiadając na pytania, które nam zadają i jak sprytnie poszczególne jednostki straży pożarnej czy policji zrzucają odpowiedzialność na dyspozytorów! Polecam tę książkę każdemu, kto naoglądał się za dużo filmów i myśli, że operator odbierając telefon od razu wie, skąd dzwonimy, jaką jednostkę powinien do nas wysłać i czy w ogóle powinien to robić... Polecam też osobom, które sądzą, że praca operatora jest prosta, łatwa i przyjemna...

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/2020/05/operator-112-relacja-z-centrum.html#more

Odbierają codziennie setki telefonów. Mierzą się z dramatami ludzkimi, wyzwiskami i chamstwem. Choć po drugiej stronie słuchawki nierzadko rozgrywają się prawdziwe tragedie, oni muszą zachować zimną krew i trzeźwość umysłu. Mają bardzo odpowiedzialną pracę, do której nie każdy się nadaje. Odpowiedni kandydat musi posiadać szczególne umiejętności i przejść teksty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Maciek celowo trafił do szpitala psychiatrycznego. Dokładał ku temu wszelkich starań, bo tylko to mogło pomóc mu uniknąć odsiadki w więzieniu. Razem ze swoją kobietą Magdą, obmyślili misterny plan ucieczki, który według obojga, nie miał prawa się nie udać. I wszystko poszłoby po ich myśli, gdyby pewnego dnia do sali Maćka nie przydzielono nowego pacjenta, Konrada Mączyńskiego. Co prawda, nie powstrzymało to zakochanych od realizacji swojego planu, choć decyzja była trudna. Wyjścia były tylko dwa - albo zrezygnować i pozwolić, aby cały plan diabli wzięli, albo zabrać niechcianego towarzysza ze sobą. Wybrali to drugie i niedługo słono tego pożałowali. Magda i Maciek zostali wciągnięci w sadystyczną grę, która może kosztować ich życie. Nie wzięli bowiem pod uwagę, że są psychicznie chorzy złoczyńcy, którzy nie trafiają na oddział zamknięty przypadkiem, a ich noga nigdy nie powinna stanąć poza murami szpitala...

Kilka lat temu, po debiucie Adriana Bednarka - osławionym już "Pamiętniku diabła" - napisałam, że choć było to dopiero nasze pierwsze spotkanie, to już wiem, że kolejne tytuły podpisane jego nazwiskiem będę brać w ciemno. Już wtedy wiedziałam, że bez wahania sięgnę po wszystko, co wyjdzie spod jego pióra. I tak właśnie robię. A wiecie co jest najlepsze? Jeszcze ani razu się nie zawiodłam! Kiedy tylko dochodzą mnie słuchy, że w drukarni wykluwają się świeżutkie egzemplarze nowej książki sygnowanej nazwiskiem Bednarka, ja pierwsza stoję po nią w kolejce! I schemat zawsze wygląda tak samo. Przychodzi pocztą nowa książka, otwieram ją z zamiarem przeczytania jedynie prologu, by odrobinę skosztować nowości... i odkładam ją kilka godzin później. Ja nie wiem, jak on to robi, ale... robi to doskonale!

No i co tu dużo mówić, moi drodzy? To już chyba moje szóste spotkanie z autorem, i po raz szósty będą z mojej strony, tylko zachwyty skierowane pod jego adresem. Więc jeśli tęskno wam za negatywnymi opiniami, to na pewno nie tym razem ;) O tym, że pan Bednarek pisze lekko, dzięki czemu bardzo łatwo, szybko i przyjemnie czyta się jego powieści, mówiłam już kilka razy. Mnie bardzo odpowiada jego styl, jego poczucie humoru, oraz charakter w jakim utrzymane są jego dzieła. Dodatkowo, w przypadku "Pasażera na gapę", mamy okazję zobaczyć u autora coś nowego. Coś, z czym postanowił się on zmierzyć po raz pierwszy, by sprawdzić jak ten zabieg się uda i czy w ogóle się uda... ;) A mianowicie, postanowił on znacznie ukrócić długość swoich rozdziałów. Nie ukrywam, że jeśli o mnie chodzi, był to strzał w dziesiątkę, gdyż jestem wielką zwolenniczką krótkich rozdziałów. O wiele szybciej i łatwiej czyta mi się książkę skonstruowaną w ten sposób. Szczerze mówiąc, uważam że rozdziały w książkach pana Bednarka i tak nigdy nie były za długie. Były w sam raz. Przez lata spędzone z nosem w książkach, spotkałam się już ze znacznie gorszymi przypadkami. Są powieści, w których jeden rozdział wlecze się przez kilkadziesiąt stron, lub co gorsza, nie ma w ogóle podziałów. Mnie bardzo ciężko czyta się ciągiem pisaną prozę, dlatego wielkie pochwały dla autora za odwagę... Za próby. Za coś nowego. Adrian, wyszło rewelacyjnie!

Jeśli chodzi o całą historię i fabułę, powtórzę się pewnie, ale Bednarek nie ma sobie równych. Jego historie zawsze intrygują mnie już od pierwszych stron i wywierają na mnie ogromne wrażenie. Tę książkę, jak i każdą inną z jego dorobku, czyta się jednym tchem! Autor bardzo umiejętnie prowadzi fabułę. Wodzi czytelnika za nos i świetnie bawi się szargając nam nerwy. Czasem nieco spowalnia akcję, by za chwilę znów ruszyć pełną parą. Każdy miłośnik mocnych wrażeń znajdzie tu coś dla siebie, gdyż jest to thriller psychologiczny na najwyższym poziomie! Nie brakuje tu mocnych, krwawych scen, które pobudzają wyobraźnię, oraz misternie uknutych intryg, śmiertelnie niebezpiecznych pułapek i rozpaczliwej walki, jaką przyjdzie stoczyć bohaterom. A stawka jest bardzo wysoka. Stawką jest ich życie. Za co ja najbardziej podziwiam tego młodego pisarza? Chyba nikt inny nie potrafi tak dobrze jak on, zajrzeć w umysł seryjnych morderców i innych psychopatycznych osobowości! Jeżeli miałabym wskazać jednego twórcę, który najlepiej opisuje co siedzi w głowach psychopatycznych seryjnych morderców, bez wahania wskazałabym Bednarka! Jak on sam mówił, po premierze swojej debiutanckiej historii o Kubie Sobańskim, fascynują go postaci seryjnych morderców i dużo o nich czytał. Nauka nie poszła w las ;)

Po czwartej części historii Rzeźnika Niewiniątek, młodego mordercy, który na co dzień jest prawnikiem i broni w sądzie kolegów "po fachu", uznałam że żaden inny bohater literacki nie zdobędzie mojej sympatii w takim stopniu jak on. I póki co, rzeczywiście - Kuba nie ma sobie równych ;) Ani Maciek z "Pasażera na gapę", ani Wiktor Hauke ze "Skazanego na zło" nie zastąpią mi Kuby, ale koniecznie muszę zaznaczyć, że nie oznacza to wcale, iż są oni mało wiarygodni, papierowi i płytcy. Każdy z bohaterów, który powstał dzięki pracy tego autora, jest niezwykle barwny, oryginalny i dobrze wykreowany. Każdy da się lubić, lecz fenomenem jest jednak to, że największą sympatię czytelników bezapelacyjnie zdobył Kuba Sobański, jedyny z całej tej ekipy czarny charakter! Dość rzadko spotykane, prawda? I samo to już powinno zachęcić was do zapoznania się twórczością Adriana Bednarka. Nie pozostaje mi nic innego, jak gorąco zachęcić was do sięgnięcia po "Pasażera", gdyż naprawdę warto! Jest to fenomenalny thriller psychologiczny, który zadowoli każdego miłośnika gatunku i wielbiciela mocnych wrażeń i dreszczyku emocji...

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

Maciek celowo trafił do szpitala psychiatrycznego. Dokładał ku temu wszelkich starań, bo tylko to mogło pomóc mu uniknąć odsiadki w więzieniu. Razem ze swoją kobietą Magdą, obmyślili misterny plan ucieczki, który według obojga, nie miał prawa się nie udać. I wszystko poszłoby po ich myśli, gdyby pewnego dnia do sali Maćka nie przydzielono nowego pacjenta, Konrada...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakiś czas temu przyjaciółka wysłała mi na Facebooku zaproszenie do obserwacji profilu, o wdzięcznej nazwie "Oczami mężczyzny". Zajrzałam pospiesznie, bez szczególnego zainteresowania, ale wcisnęłam odpowiedni przycisk... no skoro przyjaciółka poleca, to mus. Trzeba jej posłuchać! ;) Od tamtej chwili zaczęły mi się wyświetlać bardzo życiowe, lecz nie zawsze optymistyczne teksty, ozdobione przyciągającymi wzrok zdjęciami. Przeczytałam raz, drugi... i tak dały mi do myślenia, że za trzecim razem już zajrzałam dalej. Spędziłam pół dnia przeglądając starsze wpisy i pomyślałam "Nieeee! To niemożliwe, że to pisał facet!"... a jednak... ;)


Rafał Wicijowski to 30-letni mężczyzna, który za swoje największe osiągnięcie w życiu, uważa udany związek ze swoją żoną, Martą, i wieloletnią miłość, oraz szacunek, którymi się wzajemnie darzą. Co więcej, Rafał nie boi się o tym mówić i za to należą mu się słowa uznania! Niby nic wielkiego, prawda? A jednak w tłumie współczesnych mężczyzn, pan Wicijowski może czuć się naprawdę wyjątkowy. Nieczęsto spotyka się mężczyznę, który tak otwarcie apeluje do innych młodych panów, żeby wzięli się w garść, zachowywali się jak prawdziwi mężczyźni i traktowali swoje partnerki z szacunkiem, na który one bez wątpienia zasługują. Apeluje, żeby panowie nie wstydzili się okazywać swoich uczuć, żeby zdobyli się na miły gest, kupili kwiatka bez okazji, zaprosili swoją wybrankę na kolację, a przede wszystkim, żeby okazywali jej dużo uwagi i poświęcali jej czas... zanim będzie za późno. Nie jest żadną tajemnicą, że kobieta potrzebuje od swojego mężczyzny przede wszystkim zainteresowania, oraz poczucia, że jest kochana, atrakcyjna, akceptowana i ... najważniejsza. Jeśli nie czuje tego i czegoś jej w związku brakuje, to choćby kochała całym sercem, w końcu wybierze szacunek do samej siebie i... po prostu odejdzie, zamiast nieustannie prosić go o uwagę. Rafał bardzo jasno o tym mówi... i naprawdę nie wymyśla niestworzonych rzeczy! Powtarza tylko coś, co niby wszyscy dobrze wiemy. Mówi o rzeczach oczywistych, a mimo wszystko tak często zapomnianych. A szkoda.


Każdy z nas ma na swoim koncie nie najlepsze wspomnienia, nieudane związki, jakieś błędy z przeszłości, których nie chciałby już drugi raz popełnić. Każdy z nas czegoś żałuje i dźwiga już na swoich barkach swój bagaż doświadczeń. Każdy już co najmniej raz był w życiu zakochany i utracił to uczucie, lub osobę, którą uczuciem darzył. Każdy już się w życiu czegoś nauczył. Każdy ma swoje wady, zalety, przyzwyczajenia, ale każdy bez wyjątku pragnie miłości, akceptacji i udanego związku. Takiego do grobowej deski. Jednak zbudowanie takiej trwałej relacji to nie jest proste zadanie. Wymaga to wiele pracy, wysiłku, zrozumienia dla drugiej osoby i dojrzałości. Jednak na pewno jest to możliwe. I uwierzcie mi, że gdyby każdy bez wyjątku przeczytał książkę pana Wicijowskiego, takich udanych związków byłoby więcej. I uśmiechniętych twarzy byłoby więcej... I urzędnik państwowy udzielający ślubów miałby więcej pracy, a sędzia orzekający rozwody znacznie mniej...

Książka "Oczami mężczyzny" to zbiór 50 lekcji, zarówno dla pań, jak i dla panów. Lekcji czego? Lekcji dotyczących życia, związków, miłości i wszystkiego co dla nas wszystkich w życiu najważniejsze. Bez obaw, Rafał nie uwziął się tylko na panów ;) kobietom też może się nie raz porządnie oberwać, ale w 100% słusznie. Czego dobrym przykładem jest choćby fragment:

"Pamiętaj księżniczko, że łobuz kocha najbardziej…
a później cierp, wyj i rycz, bo zamiast faceta z mózgiem wybrałaś zwykłego kurwa debila."

...i ciężko się z tym nie zgodzić!

Rafał nikogo po główce nie głaszcze. Nie będzie usprawiedliwiał żadnych Twoich błędów, a raczej możesz być pewny, że Ci je wszystkie bezlitośnie wytknie! Pisze on bardzo bezpośrednio. Wprost. Nie przebierając w słowach. Będzie dosadny i wulgarny jeśli trzeba. Skopie Ci dupę, jeśli na to zasłużysz. Ustawi Cię do pionu i pokaże Ci, gdzie Twoje miejsce. Zafunduje Ci terapię wstrząsową. I dobrze, bo taka najlepiej na człowieka działa. Szybko pokaże Ci co robisz źle i gdzie leży problem. Nie, nie oczekuj od niego litości. Jak chcesz płakać i użalać się nad sobą, to u niego pocieszenia nie znajdziesz. Ale znajdziesz coś innego... przepis na udany związek! Poda Ci go na tacy! Ot tak, z dobrego serca, za nic. I tylko od Ciebie zależy, czy skorzystasz z jego rad i doświadczenia. Uwierz mi, będzie lepiej dla Ciebie jeśli zastanowisz się nad sobą, spojrzysz na siebie w miarę obiektywnie i wcielisz jego rady w życie. A najlepiej podsuń jego zapiski również swojej drugiej połówce, a zyskacie na tym oboje, bo jednak do tanga trzeba dwojga.

Uwierzcie mi, bo nie przesadzam teraz ani trochę - Książkę tę powinni rozdawać w ramach nauk przedmałżeńskich! Jest to lektura obowiązkowa dla każdego! KAŻDY powinien przeczytać tę książkę! Mężczyzna i kobieta. Chłopak i dziewczyna. Singiel i ten, kto już znalazł parę. Zaręczeni i ci bez większych deklaracji. Małżonkowie i rozwodnicy. Starsi i nieco młodsi... Rady Rafała nie mają terminu ważności. Nie są skierowane do żadnej konkretnej grupy wiekowej. Są dla każdego. Każdego, kto chce tworzyć udany, szczęśliwy i długotrwały związek. Każdego, komu zależy na szczęściu swoim i ukochanej osoby.

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

Jakiś czas temu przyjaciółka wysłała mi na Facebooku zaproszenie do obserwacji profilu, o wdzięcznej nazwie "Oczami mężczyzny". Zajrzałam pospiesznie, bez szczególnego zainteresowania, ale wcisnęłam odpowiedni przycisk... no skoro przyjaciółka poleca, to mus. Trzeba jej posłuchać! ;) Od tamtej chwili zaczęły mi się wyświetlać bardzo życiowe, lecz nie zawsze optymistyczne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kubę Sobańskiego poznaliśmy kilka lat temu kiedy był jeszcze studentem prawa. Mieszkał w penthousie w Krakowie, miał przyjaciół, wspaniałą dziewczynę, świetny samochód, spory zapas gotówki i imprezy zakrapiane alkoholem, narkotykami i dużo seksu. Wiódł beztroskie życie, o jakim marzy niejeden młody człowiek. Lecz nikt z jego otoczenia nie wiedział, że Kuba skrywa pewną mroczną tajemnicę... a mianowicie pod osłoną nocy zaspokaja swoje demony mordując młode niewinne kobiety, w których widzi jedną kobietę z przeszłości, która bardzo go skrzywdziła. Cały Kraków drży ze strachu przed nieuchwytnym "Rzeźnikiem niewiniątek"...

Kiedy skończył studia, wraz z przyjaciółką prowadził świetnie prosperującą kancelarię prawniczą i cieszył się uznaniem w swoim zawodzie. I nikt nawet nie podejrzewał, że morderców broni inny morderca... Zgłaszały się do niego po pomoc osoby znajdujące się w naprawdę beznadziejnym położeniu i często dzięki Kubie omijała ich naprawdę sroga kara. W drugiej części bronił "Rozpruwacza z Krakowa", mężczyznę oskarżonego o bestialskie mordy na prostytutkach. W trzeciej, Sonię Wodzińską, nastolatkę oskarżoną o zabicie brata bliźniaka... z którą połączyły go nie tylko zawodowe relacje.

Pożegnania są ciężkie. Chyba nikt ich nie lubi. Ciężko żegnać się z kimś, kogo się lubi, kto jest nam bliski, prawda? I wierzcie mi lub nie, ale tego momentu właśnie się bałam. Już w 2014 roku, kiedy poznałam Kubę, wiedziałam, że pozostanę mu wierna na zawsze... że on na zawsze pozostanie w mojej pamięci. To była miłość od pierwszego wejrzenia. I choć wiedziałam, że nasza znajomość nie będzie trwała wiecznie i zdawałam sobie sprawę z tego, że on pewnego dnia odejdzie i zostawi po sobie pustkę, to mimo wszystko wpuściłam go do swojego życia, prosząc żeby się rozgościł... Skorzystał. Był ze mną przez 4 lata. Teraz jednak nadszedł ten najgorszy moment. Chwila pożegnania, gdyż oto właśnie za mną ostatnia część morderczych przygód mojego ulubieńca. A niech to szlag...

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz sięgnęłam po "Diabełka" nie mogłam wyjść z podziwu i zasypałam pana Adriana Bednarka komplementami, gdyż był to najlepszy debiut literacki, jaki przeczytałam! Książka tak mnie wciągnęła, że nie mogłam się od niej oderwać i zarwałam kilka nocy po kolei, bo kończyłam czytać kiedy już świtało. Kolejne dwie części tak samo pochłonęłam w mgnieniu oka i choć często mówi się, że kolejne części danej serii nie są już tak dobre jak pierwsza, bo faktycznie tak często jest, to w przypadku Diabełków, kolejne tomy w niczym nie ustępowały pierwszemu. Nie wiem w czym tkwi sekret?! Ale jedno muszę przyznać autorowi... Ten pan ma taki talent, że choćby wydał instrukcję obsługi pralki, zapewne przeczytałabym z zapartym tchem!

Uwielbiam styl pana Bednarka. Płynny, przyjemny w odbiorze, bardzo lekki, z pazurem i poczuciem humoru, dokładnie takim jak moje. Autor nie cenzuruje erotycznych opisów, ani tym bardziej tych mocnych, krwawych i brutalnych, za co go uwielbiam. Każda scena morderstwa jest przedstawiona bardzo dokładnie, obrazowo, dzięki czemu, oczyma wyobraźni widzimy każdą kroplę krwi spadającą na podłogę. Autor prowadzi fabułę dość równomiernie, dzięki czemu niemal cały czas coś się dzieje. Oczywiście są momenty przestoju, kiedy możemy odpocząć, gdyż nie na każdej stronie roi się od śmierci, mordów i krwi. Czasem w zamian dostajemy nieco nerwów spowodowanych obawą o bezpieczeństwo głównego bohatera. Jak już kiedyś wspomniałam, Kuba Sobański to postać niesamowita, wręcz niespotykana. Choć od początku wiemy, że jest on seryjnym mordercą, znamy jego czyny i niepohamowane zapędy, towarzyszymy mu podczas dokonywania brutalnych morderstw, to mimo wszystko darzymy go ogromną sympatią i tak naprawdę trzymamy za niego kciuki! I przyznaję, że ja spotkałam się z czymś takim po raz pierwszy.

Czwarta, ostatnia część przygód Kuby Sobańskiego w niczym nie ustępuje poprzednim. Nie potrafiłabym wybrać jednej, mojej ulubionej części, gdyż wszystkie 4 podobały mi się równie mocno i wszystkie wzbudzały we mnie ogromne emocje. Kuba od początku do końca pozostał moim ulubieńcem, czego nie mogę powiedzieć o jego koleżance Soni Wodzińskiej, gdyż to rozpieszczone, głupiutkie, infantylne dziewuszysko nie zdobyło mojej sympatii.
Gorąco polecam wszystkim miłośnikom dobrej książki zapoznanie się z historią Rzeźnika Niewiniątek. Jest to pozycja zarówno dla pań (gwarantuję, że pokochacie Kubę), jak i dla panów, którzy lubią mocne wrażenia, odważne opisy i rozlew krwi. Ja bardzo ubolewam nad tym, że jest to ostatnia już część, gdyż "Diabełki" stały się jedną z moich ulubionych serii. Pociesza mnie jedynie fakt, że pan Bednarek jest niezwykle pracowitym i płodnym autorem i czekają mnie kolejne tytuły z jego dorobku, które jestem pewna skradną moje serce...

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

Kubę Sobańskiego poznaliśmy kilka lat temu kiedy był jeszcze studentem prawa. Mieszkał w penthousie w Krakowie, miał przyjaciół, wspaniałą dziewczynę, świetny samochód, spory zapas gotówki i imprezy zakrapiane alkoholem, narkotykami i dużo seksu. Wiódł beztroskie życie, o jakim marzy niejeden młody człowiek. Lecz nikt z jego otoczenia nie wiedział, że Kuba skrywa pewną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Claire Wright to młoda aktorka, która marzy o zrobieniu kariery w Nowym Jorku i zdobyciu Zielonej Karty. Dziewczyna po przyjeździe do Stanów, wynajmuje pokój u koleżanki na Manhattanie i zaczyna pracę w kancelarii detektywistycznej, jako "kobieta przynęta". Dzięki zdolnościom aktorskim uwodzi mężczyzn, by dostarczyć ich żonom dowody niewierności. Kiedy jedna z klientek biura zostaje zamordowana, głównym podejrzanym staje się jej małżonek. Claire dostaje propozycję współpracy z nowojorską policją. Jej zadaniem jest zbliżyć się do podejrzanego i uzyskać dowody świadczące o jego winie... za wykonanie tego niebezpiecznego zadania ma otrzymać Zieloną Kartę, by móc na stałe zostać w Ameryce.

Jakiś czas temu miałam przyjemność zapoznać się z "Lokatorką", poprzednią powieścią autorstwa pana, ukrywającego się pod pseudonimem JP Delaney. Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie i niezwykle miło ją wspominam. Szybko i przyjemnie mi się ją czytało i bardzo mnie wciągnęła. Kiedy dowiedziałam się, że spod pióra Delaney wyszła kolejna pozycja, jej tytuł od razu trafił na moją listę lektur obowiązkowych, a kiedy tylko nadarzyła się okazja, by po nią sięgnąć, nie zwlekałam ani chwili.

Przyznaję, że "W żywe oczy", nie ustępuje w niczym "Lokatorce". Lekki styl autora, oraz prosty język, jakim się on posługuje i krótkie rozdziały sprawiają, że książkę czyta się naprawdę szybko. Jest ona bardzo przyjemna w odbiorze. JP Delaney oszczędza czytelnikowi długich opisów, oraz rozległych wstępów, co bardzo mnie cieszyło, gdyż nie lubię nadmiernej rozwiązłości, gdzie zwykle połowa tekstu nic nie wnosi do fabuły. Akcja rusza i intryguje już od pierwszych stron. Muszę przyznać, że autor bardzo umiejętnie prowadzi całą fabułę. Nie ma tu miejsca na nudę, gdyż tak naprawdę ciągle się coś dzieje, ale co ważne, czytając nie czuje się przesytu i przytłoczenia nadmiarem wydarzeń. Mamy tu misternie uknutą intrygę, kilka tropów i naprawdę ciężko jest tę zagadkę rozgryźć i rozwiązać. Autor bez żadnych skrupułów wodzi nas za nos, podsuwając nam co chwilę nowe fakty, nowe podejrzenia, nowe motywy. Przyznaję, że ja wielokrotnie dałam się zmylić. Choć niemal od początku miałam na myśli jakiś swój plan, swój trop, to jednak pan Delaney bez problemu potrafił zasiać we mnie spore wątpliwości. Zrobił to raz, drugi... aż w końcu się poddałam i zdałam się los... Co ma być, to będzie, pomyślałam... i było! Działo się, oj działo! ;)

Co mnie drażniło w tej powieści? Chyba tylko jedno... nie wiem, czy była to wina samego autora, czy tłumaczenia, ale słowa Nowy Jork, w Nowym Jorku, do Nowego Jorku... miałam wrażenie, że nazwa miasta zalewała każdą kartkę! Szczerze mówiąc miło było czytać książkę, gdzie akcja toczy się w miejscu doskonale mi znanym... gdyż nazwy ulic, hoteli, barów były mi znane i mogłam automatycznie się w nich znaleźć, dzięki czemu moja wyobraźnia działa dwa razy lepiej, gdyż sama jeszcze niedawno bywałam w tych miejscach. Jednak częstotliwość występowania słowa Nowy Jork, pozwalała mi sądzić, że sam autor ma jakąś małą obsesję na punkcie tego miejsca ;) Jest to dla mnie zrozumiałe, gdyż naprawdę wierzę, że można się w tym mieście zakochać ogromną, bezwarunkową miłością, ale powtarzalność jego nazwy niemal na każdej stronie, już mnie samą zaczęło mocno irytować.

Zakończenie zwaliło mnie z nóg! W pełni zadowoliło i usatysfakcjonowało. Muszę przyznać, że w natłoku tropów i pomysłów, jakie na finał miałam, to co się stało mnie naprawdę zaskoczyło. Autor zrobił na mnie naprawdę spore wrażenie i chylę mu czoła, sama bym na coś takiego nie wpadła, choć wyobraźni mi nie brakuje ;) Był to naprawdę dobry thriller psychologiczny, który potrafił przyprawić o dreszczyk emocji. Tak naprawdę od początku do końca, nie wiadomo było kto tu jest winny... Nie wiadomo było gdzie tu znaleźć punkt zaczepienia, gdyż zaraz po złapaniu się jakiegoś tropu, autor dawał nam pstryczka w nos i wystawiał figę z makiem ;) Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko gorąco polecić tę książkę! Gwarantuję, że nie będzie się nudzić. Jest to idealna lektura na zimowe wieczory, zwłaszcza dla miłośników dobrych thrillerów. Nie będzie zawiedzeni.

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

Claire Wright to młoda aktorka, która marzy o zrobieniu kariery w Nowym Jorku i zdobyciu Zielonej Karty. Dziewczyna po przyjeździe do Stanów, wynajmuje pokój u koleżanki na Manhattanie i zaczyna pracę w kancelarii detektywistycznej, jako "kobieta przynęta". Dzięki zdolnościom aktorskim uwodzi mężczyzn, by dostarczyć ich żonom dowody niewierności. Kiedy jedna z klientek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiktor Hauke wiedzie spokojne życie, jak większość jego rówieśników. Ma piękną żonę Igę, którą poznał jeszcze na studiach, dom na kredyt i niewielką prywatną firmę, którą prowadzi z przyjacielem. Nic nie wskazuje na to, żeby jego poukładane życie miało się zmienić... a jednak wystarczyła jedna zła decyzja i życie Wiktora zmienia się w koszmar. Jeden mały błąd spowodował, że z dnia na dzień Wiktor staje się "Aktorem", który w obronie swojej żony i swojego własnego bezpieczeństwa, musi spełniać chore wizje i plany tajemniczego psychopaty...

Jak już kiedyś powiedziałam, wystarczy mi na okładce nazwisko pana Bednarka, by sięgnąć po książkę, mając pewność, że będzie to historia na wysokim poziomie. Śledzę poczynania tego autora od samego początku jego literackiej kariery i już po przeczytaniu jego debiutanckiej powieści "Pamiętnik Diabła", wróżyłam mu udaną przyszłość. Dziś pan Bednarek ma już wydanych 5 książek, a jakieś 10 kolejnych czeka już w kolejce ;) i jestem pewna, że wszystko co wyjdzie spod pióra tego, jakże płodnego autora, ujrzy światło dzienne. "Skazany na zło" jest pierwszą historią, która nie wchodzi w skład serii "Diabełków", czyli przygód Kuby Sobańskiego, młodego, zdolnego prawnika, który prywatnie ma bardzo oryginalne hobby... mianowicie jako nieuchwytny Rzeźnik Niewiniątek, brutalnie zabija młode kobiety, które przypominają mu znienawidzoną postać z przeszłości. Kubę Sobańskiego pokochałam! A czy Wiktor Hauke stanowi dla niego konkurencję?

Przyznaję szczerze, że Sobańskiego nikt nie zastąpi. Kuba był jedyny w swoim rodzaju. Wiktor Hauke to zupełnie inna postać. Bohater, który choć niewątpliwie jest ofiarą, z małymi grzeszkami na sumieniu, to jednak nie wzbudził we mnie, ani współczucia, ani takiej sympatii, jaką darzyłam Kubę, seryjnego mordercę! Nie mogę jednak zaprzeczyć, że była to historia niesamowicie oryginalna i wciągająca. Pan Bednarek pisze bardzo lekko, a jego styl jest niezwykle przyjemny w odbiorze. Czyta się naprawdę szybko i dobrze. Akcja rusza już od pierwszych stron, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż nie lubię długich wstępów i rozległych opisów. Ponadto autor bardzo umiejętnie i równomiernie prowadzi fabułę. Ciągle się coś dzieje, nie ma miejsca na nudę, a jeśli już zdarzy się mały przestój to tylko chwilowy, i tylko po to, żeby za chwilę akcja znów mogła ruszyć z kopyta! Krótkie rozdziały, do tego zawsze zakończone w najlepszym momencie sprawiają, że ciężko jest odłożyć tę książkę na półkę i nie pojawia się podczas czytania uczucie znudzenia i monotonii, jak to się czasem zdarza w przypadku innych powieści. Tę książkę po prostu chce się czytać i z każdą stroną wciąga ona i intryguje coraz bardziej.

Pomysł na całą historię był bardzo oryginalny i wcale nie jest to dla mnie zaskoczeniem! Pan Bednarek nie należy do autorów, którzy chwytają się ślepo utartych już schematów i powielają jeden z najbardziej przewidywalnych pomysłów na fabułę, zmieniając jedynie imiona bohaterów ;) czekając następnie na laurki, zachwyty i złotówki wpływające na konto... ;) Sięgając po książkę tego autora możesz mieć pewność, że będzie to historia oryginalna, niepowtarzalna, zaskakująca i nieprzewidywalna, gdyż jest on niezwykle pomysłowym i kreatywnym twórcą. Ja na brak wyobraźni nie narzekam, a jednak ta historia była dla mnie czymś zupełnie nowym. Sama nie wpadłabym na taki przebieg wydarzeń, a zakończenie totalnie wbiło mnie w fotel. Czuje się usatysfakcjonowana, gdyż czegoś takiego się nie spodziewałam i przerosło to moje oczekiwania.

Przyznaję, że miałam kilka obaw związanych z tą książką. Przede wszystkim bałam się, że będę oceniała całość przez pryzmat serii "Diabełków" i będę się czuła w jakiś sposób rozczarowana, gdyż nic nie może się z nimi równać. Bałam się, że po czterotomowej historii o Kubie Sobańskim, będę czuła się zawiedziona i autor nie sprosta moim oczekiwaniom... choć sam byłby sobie winien, gdyż to on sam postawił sobie poprzeczkę tak wysoko ;) Były to bezpodstawne obawy, ponieważ nowa powieść pana Bednarka była tak dobra, że o jego słynnej serii zupełnie zapomniałam! Po kilku rozdziałach wpadłam w wir wydarzeń i nic nie było w stanie zgasić mojego zainteresowania. "Skazany na zło" jest rewelacyjnym thrillerem psychologicznym, na bardzo wysokim poziomie, który niewątpliwie, nie tylko zabawi miłośników dreszczyku i mocnych wrażeń, ale również daje do myślenia. Zmusi do zastanowienia się nad swoim życiem i swoimi wyborami. Nie pozostaje mi nic innego, jak gorąco was zachęcić do lektury. Bez znaczenia, czy znacie serię o Sobańskim, czy będzie to wasze pierwsze spotkanie z prozą autora. Gwarantuję, że po przeczytaniu jednej książki pana Bednarka zapragniecie od razu przeczytać wszystkie pozostałe... a następnie tak jak i ja, będzie tylko niecierpliwie wyczekiwać kolejnych premier z jego nazwiskiem na okładce.

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

Wiktor Hauke wiedzie spokojne życie, jak większość jego rówieśników. Ma piękną żonę Igę, którą poznał jeszcze na studiach, dom na kredyt i niewielką prywatną firmę, którą prowadzi z przyjacielem. Nic nie wskazuje na to, żeby jego poukładane życie miało się zmienić... a jednak wystarczyła jedna zła decyzja i życie Wiktora zmienia się w koszmar. Jeden mały błąd spowodował, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dawid Kaster, młody artysta, malarz, wiódł spokojne życie, do dnia w którym całkowicie się ono zawaliło. Któregoś wieczoru, podczas swojego wernisażu Dawid wymyka się ze swoją żoną Iloną, do pobliskiego baru, gdzie ta niespodziewanie informuje go, że spodziewa się dziecka. Radość pary jednak nie trwa długo, gdyż kilka minut później, mężczyzna zaniepokojony długą nieobecnością żony, znajduje ją w toalecie z poderżniętym gardłem.

Cztery lata później, kiedy Kaster już pogodził się ze stratą i związał się z dziesięć lat młodszą Magdą, otrzymuje list od... Ilony. Charakter pisma nie pozostawia wątpliwości, że to ona jest nadawcą. Ponadto treść zawiera informacje, które tylko ona mogła wiedzieć... Niedługo potem mężczyzna dostaje kolejne dziwne prezenty od żony. Czy Ilona żyje, a jej śmierć przed laty to tylko niewytłumaczalna pomyłka? Czy może po prostu ktoś próbuje doprowadzić Dawida do szaleństwa?!

Była to pierwsza historia tego autora, którą miałam przyjemność przeczytać, choć jego nazwisko i przyciągające wzrok okładki poprzednich książek, już od dawna zwracały moją uwagę. Nie wiedziałam czego, tak naprawdę, mogę się spodziewać, ale w głębi ducha czułam, że nie będę żałować tych godzin spędzonych z tą jakże mroczną historią. Chyba każdy, kto zapoznał się choćby z opisem fabuły zgodzi się ze mną, że nazwanie tej historii mroczną, jest jak najbardziej trafne. Już sama okładka powoduje dreszczyk grozy przebiegający po plecach. Skrót fabuły powoduje gęsią skórkę, ale dopiero cała książka to prawdziwy rollercoaster emocji! Gwarantuję, że grozy wam tu nie zabraknie. Autor już się o to postarał, aby każdy czytelnik odczuł odrobinę niepewności... Niepewności o przyszłość głównego bohatera. Niepewności o jego zdrowie psychiczne...

Choć książka liczy sobie ponad 400 stron, jest to historia na 2-3 wieczory, lub jedno popołudnie. W zależności kto, jakim czasem dysponuje. Wiadomo, że w natłoku obowiązków zawodowych czy domowych zajmie więcej czasu, lecz gwarantuję, że książka dłużyć się nie będzie. Ja tak wciągnęłam się w tą opowieść, że czytałam do późnych godzin nocnych. Czytało się bardzo szybko. Autor posługuje się prostym językiem, a jego styl jest przyjemny w odbiorze. Całość podzielona jest na niedługie rozdziały, co bardzo ułatwia czytanie, Narracja na początku może być troszkę problemowa, gdyż mamy tu naprzemiennie wydarzenia obecne, z życia głównego bohatera, oraz opowieść tajemniczej kobiety, której tożsamość poznajemy dopiero na samym końcu, w finale historii. Przyznaję, że na początku nie mogłam przywyknąć i troszkę mnie ten schemat mylił, jednak z każdym rozdziałem było coraz lepiej i znając już finał... przyznaję, że było to bardzo dobrze przemyślane przez autora.

Niestety, jeśli chodzi o głównego bohatera, nie wzbudził on we mnie wielkiej sympatii. Nie wiem szczerze mówiąc dlaczego? Może dlatego, że wydawał mi się trochę papierowy i sztuczny. Ciężko mi było wyobrazić go sobie w realnym życiu. Jego druga partnerka, Magda, również wydawała mi się niezwykle dziecinna, naiwna i oderwana od rzeczywistości. Nie za bardzo wiem, co autor miał na myśli umieszczając fragment, gdzie nie jest ona nawet zorientowana, ile lat ma jej życiowy partner?! To od razu rzuca się w oczy i wydaje się podejrzane!

Jednak jeśli chodzi o fabułę i całą historię, zdecydowanie jest ona godna uwagi i polecenia! Prócz małych uchybień przy budowaniu postaci, wydaje mi się, że Max Czornyj z wielką starannością i dokładnością budował całą intrygę, która zdaję się być przemyślana w najmniejszych szczegółach i dopięta na ostatni guzik. Według mnie naprawdę ogromnym sprytem, bystrością i wnikliwością musi wyróżniać się osoba, która przed finałem odgadnie rozwiązanie tej całej historii. Oczywiście nie jest to niemożliwe, ale niesamowicie skomplikowane i trudne! Ja jestem usatysfakcjonowana zakończeniem i bardzo mile zaskoczona, że w gąszczu tylu przeciętnych thrillerów, opartych na utartych schematach i niezwykle przewidywalnych, znalazła się jeszcze historia, która mnie naprawdę zaskoczyła i zaintrygowała.

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

Dawid Kaster, młody artysta, malarz, wiódł spokojne życie, do dnia w którym całkowicie się ono zawaliło. Któregoś wieczoru, podczas swojego wernisażu Dawid wymyka się ze swoją żoną Iloną, do pobliskiego baru, gdzie ta niespodziewanie informuje go, że spodziewa się dziecka. Radość pary jednak nie trwa długo, gdyż kilka minut później, mężczyzna zaniepokojony długą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Simone i Matt 18 lat temu stracili córkę. Półroczna Helena została porwana przez niewiadomego sprawcę, podczas spaceru z babcią w parku. Mimo intensywnych poszukiwań przez policję i wynajętego prywatnego detektywa, dziewczynki nie udało się odnaleźć. Z czasem młode małżeństwo pogodziło się ze stratą. Oboje poświęcili się karierze zawodowej, by odciągnąć myśli od zaistniałej tragedii. Simon rozpoczęła pracę jako dziennikarka, Matt natomiast ukończył medycynę i został lekarzem.

Pewnego dnia, niemalże 40-letnią już Simone zaczepia na ulicy młoda dziewczyna, Grace. Osiemnastolatka twierdzi, że jest ona jej zaginioną przed laty córką, a jako dowód wręcza kobiecie niebieskiego pluszowego królika, którego mała Helena miała ze sobą w dniu swojego zaginięcia. Simone, choć na początku sceptycznie nastawiona do całej sytuacji, zaczyna przekonywać się do wersji Grace, tym bardziej, że dziewczyna bardzo chętnie przystaje na propozycję wykonania testów DNA. Jednak następnego dnia Grace znika bez śladu i nie daje po sobie znaku życia, mimo chęci i obietnic pozostania w kontakcie... Simone jest przekonana, że stało się coś złego i za wszelką cenę postanawia ją odnaleźć.

Jeśli szukacie czegoś wciągającego, intrygującego, trzymającego w napięciu do ostatniej strony, z misternie uknutą intrygą.. to "Córeczka" będzie książką idealną dla was! Przyznaję, że nie mogłam się od tej książki oderwać, co w rezultacie dało mi dwie nieprzespane noce. Pamiętam, że już od dawna coś ciągnęło mnie do tej historii. Tajemnicza okładka, opis fabuły... lecz ciągle odkładałam ją na później, cały czas było coś pilniejszego, ważniejszego i "Córeczka" schodziła na dalszy plan, aż w końcu przyszedł dzień kiedy powiedziałam "Teraz, albo nigdy!" i zabrałam się za szukanie swojego egzemplarza... i wtedy on spadł mi jak z nieba! To niewątpliwie był znak, że nadszedł odpowiedni czas ;) Zabrałam się do niej bardzo ochoczo i zachłannie. Zanim się obejrzałam byłam już w połowie. Chwilę potem już na końcu, a za moment czytałam ostatnią stronę... bo dobre książki mają właśnie jedną największą wadę - zdecydowanie za szybko się kończą!

To była dobra książka. Bardzo dobra. Świetnie napisana, gdyż autorka bardzo umiejętnie i równomiernie prowadziła całą fabułę. Nie było w niej przestojów, ani zbędnych opisów, które nie wnosiłyby nic do historii, a jedynie sztucznie wydłużałyby liczbę stron. Nie było niepotrzebnych wątków, które tylko rozpraszałyby i odwracały uwagę od tego co naprawdę ważne. Tak naprawdę wszystko tam zawarte, było na swoim miejscu. Pani Croft uknuła świetną intrygę. Zbudowała doskonale przemyślaną układankę, tak że cała ta historia i zagadka miała ręce i nogi. Akcja ruszyła z kopyta już na samym początku i tak utrzymywała się do samego końca. Ciągle coś się działo, ciągle czułam dreszczyk emocji przebiegający po plecach i ... gęsią skórkę. Ponadto było kilka naprawdę dobrych zwrotów akcji, które mogły czytelnika wprawić w osłupienie i zupełnie zbić z tropu, a każdy rozdział oczywiście kończy się w najbardziej interesującym momencie, że nie sposób jest odłożyć książkę na bok! Bohaterowie zostali tak dobrze wykreowani, że czuje się niepokój o ich dalsze losy. Główna postać, Simone, wzbudza ogromną sympatię, współczucie i nieraz chce się krzyknąć "Nie idź tam kobieto! Nie rób tego! To niebezpieczne!"... a potem obgryza się paznokcie z nerwów, bo ona oczywiście robi po swojemu i nic a nic się nie słucha ;) Typowa kobieta ;)

Szczerze mówiąc była to historia bardzo przerażająca jak dla mnie. Jestem szczególnie wrażliwa na niektóre tematy i właśnie one zostały tu poruszone. Oprócz sprawy porwania dziecka, która mnie jako matce, wydaje się rzeczą niewyobrażalnie przerażającą, a wręcz niemożliwą do przeżycia, to dodatkowo poruszony tu został temat przemocy na kobietach. A tak dokładnie zbiorowe gwałty, pobicia, porwania... Ciągle się o tym słyszy. Ciągle się przed tym ostrzega. I niestety często się to zdarza w naszym realnym świecie. Moim zdaniem przemoc seksualna jest najgorszą rzeczą, najbardziej upokarzającą i najbardziej bolesną, jaka może przytrafić się kobiecie.

Z czystym sumieniem i bardzo gorąco polecam tę książkę. Nie mogę powiedzieć, żeby było to coś niesamowicie oryginalnego, czy zaskakującego. Niekoniecznie. Gdyż ja dość szybko miałam w głowie swój typ, który moim zdaniem był w to wszystko zamieszany i jak się na koniec okazało, strzeliłam w dziesiątkę, wytypowałam doskonale. Myślę, że to po prostu lata praktyki i spora ilość przeczytanych thrillerów na moim koncie, pomogła mi tak celnie obstawić kierunek, w którym postanowiłam węszyć i podążać. Jednak muszę zaznaczyć, że absolutnie w niczym nie zepsuło mi to przyjemności czytania i mimo to, życzyłabym sobie więcej tak dobrze napisanych historii jak ta. Chciałabym i mogłabym jeszcze długo zachwalać tę książkę, ale nie chciałabym zepsuć nikomu przyjemności czytania. Bloger książkowy ma o tyle niewdzięczną robotę, że kiedy chce polecić coś szczególnie wartego uwagi, może to zrobić "za bardzo", gdyż balansuje wtedy na bardzo śliskim gruncie, gdzie bardzo łatwo może przekroczyć tę cienką linię, która dzieli pozytywną recenzję od spoilera ;) a to największa zbrodnia w tym fachu! Kula w kolano... Blogowa emerytura ;) i koniec tej jakże obiecującej i błyskotliwej kariery... ;) Więc nie powiem już nic więcej... Wierzcie mi na słowo i sprawdźcie sami!

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

Simone i Matt 18 lat temu stracili córkę. Półroczna Helena została porwana przez niewiadomego sprawcę, podczas spaceru z babcią w parku. Mimo intensywnych poszukiwań przez policję i wynajętego prywatnego detektywa, dziewczynki nie udało się odnaleźć. Z czasem młode małżeństwo pogodziło się ze stratą. Oboje poświęcili się karierze zawodowej, by odciągnąć myśli od zaistniałej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W małej wiosce na Suwalszczyźnie, dzieją się bardzo dziwne i zarazem przerażające rzeczy. Mieszkańcy zapadają na tajemnicze choroby i umierają. Wielu ludzi znika w niewyjaśnionych okolicznościach i zostają uznani za zaginionych. Kolejni stają się bardzo agresywni, jakby kierowała nimi żądza mordu... a czyja noga tylko postałaby w Jodoziorach, ten uciekałby czym prędzej, przekonany, że wioska została opanowana przez zło.
ZŁO, które doszczętnie opanowuje ofiarę, zagnieżdża się głęboko, wwierca się w umysł i jest wyczuwalne z daleka. Miejska legenda głosi, że przed wieloma laty Jodoziory zamieszkiwała kobieta pałająca się czarami. CZAROWNICA... i to zapewne ona zasiała nad wioską i jej mieszkańcami to ziarenko zła. To zapewne ona sprawiła, że Jodoziory zostały przeklęte i owiane złą sławą.
Społeczność wsi znów wpada w panikę, gdy odnalezione zostają spalone zwłoki małżeństwa. Niedługo potem kolejny trup pojawia się na terenie Jodozior. Po tej tajemniczej śmierci, do wioski przyjeżdża Vytautas Česnauskis, policjant pełniący służbę w Suwałkach. Kiedy Vytautas, wspólnie ze swoim partnerem, próbuje rozwikłać sprawę rzekomego samobójstwa i zagłębia się coraz bardziej w historię wsi, oraz życie jej mieszkańców, na jaw wychodzą przerażające fakty z przeszłości.

Ten, kto czyta czasem moje recenzje, na pewno zauważył, że ta zaczyna się inaczej niż wszystkie, które pojawiały się tu do tej pory. Został tu zupełnie zburzony cały jej schemat. Zwykle staram się pisać recenzje "na świeżo". Kiedy krew jeszcze buzuje w żyłach. Kiedy głowa, gdzieś tam jeszcze tkwi, między kartami powieści. Teksty wtedy są naszpikowane żywymi emocjami, które aż wyrywają się, spomiędzy zdań i są niemal odczuwalne. Recenzja wtedy ma większą moc, większą siłę rażenia i zdarza się, zarazić czytelnika, który jest po przeczytaniu recenzji tak nakręcony i zaintrygowany, że ma ochotę sięgnąć po tę książkę natychmiast! Tym razem jednak coś poszło nie tak. Dlaczego? Pisałam tę opinię podchodząc do niej dwukrotnie. Gdybym od razu napisała całość, zafundowałabym wam taki twórczy chaos, że stracilibyście umiejętność czytania ze zrozumieniem i jeszcze długo po opuszczeniu tego bloga, wy sami nie moglibyście się ogarnąć ;)

"Inkub" to książka, którą można opisać jednym słowem - Rewelacja! Dzieło, w którym możemy podziwiać kunszt autora w gatunku horroru. Opasłe tomisko, które ciężko utrzymać w ręce podczas czytania, a jednocześnie napisane w taki sposób, że na pewno nie zdążycie odczuć dyskomfortu.
Tej książki się nie czyta.
Tę książkę pochłania się w ekspresowym tempie!

Pierwsze 250 stron umyka niezauważalnie, gdyż najnowsza powieść Urbanowicza wciąga, intryguje i nie pozwala odłożyć się półkę. Duszna, mroczna atmosfera panująca w tej małej wiosce, pochłania czytelnika bez reszty. Groza i niepewność przytłaczają, a chłód staje się niemal fizycznie odczuwalny. Wszechobecny mrok ogarnia doszczętnie. Wyobraźnia zaczyna pracować na najwyższych obrotach, wyostrzają się zmysły, a każdy szmer dobiegający z pustego mieszkania, stawia na równe nogi. Jeśli, tak jak ja, lubisz czytać wieczorami, też zapewne zapragniesz spać przy świetle i zostawisz na noc zapaloną lampkę...

Nie jest to raczej książka, którą można przeczytać w jeden wieczór, ale tylko ze względu na jej objętość. Choć nieco ponad 700 stron, co to jest dla książkowego maniaka i miłośnika powieści grozy? Muszę przyznać, że tę książkę czyta się bardzo przyjemnie. Szczególnie podobała mi się naprzemienność narracji, która prowadzona była w dwóch wariantach czasowych - kiedyś i dziś.
Pan Urbanowicz pisze płynnie, równomiernie, a język jakim się posługuje jest prosty i przyjemny w odbiorze. Do gustu może również przypaść jego styl. Odrobina humoru, zabawne dialogi nawiązujące się między bohaterami, to coś co mnie się bardzo podobało. Ponadto autor niezwykle umiejętnie prowadzi fabułę, wodzi czytelnika za nos, prowadząc go to w jedną, to w drugą stronę. A kiedy już wydawać by się mogło, że wpadliśmy na dobry trop, następuje całkowity zwrot akcji.

Coś, co zasługuje na szczególną uwagę, to fakt, że autor w swojej historii stworzył wyjątkowo mroczną, duszną i klaustrofobiczną atmosferę, oraz potrafił utrzymać ją do samego końca! Co więcej, w finale podkręcił nastrój do granic możliwości. Zaskoczył, zszokował! I wbił mnie głęboko w fotel! Doszczętnie mnie zmiażdżył i zafundował mi karuzelę emocji, dzięki której, przez dłuższy czas nie mogłam dojść do siebie! I co zupełnie niebywałe... po tak opasłym tomie, czułam wielki niedosyt! Za to wielki plus, gdyż nie jest to łatwe zadanie i nie każdy potrafi tego dokonać. Chylę czoła.

Choć nie ukrywam, że jestem zachwycona tą powieścią, to muszę przyznać, że nawet ja znalazłam w niej pewną wadę. Otóż w pewnej chwili, w mojej głowie pojawiła się myśl, że Urbanowicz ma predyspozycje do zostania polskim Stephenem Kingiem. Niewątpliwie można to porównanie potraktować jako komplement dla naszego rodzimego twórcy, bo zostać skojarzonym z mistrzem grozy to niemałe wyróżnienie. Jednak jak wiadomo, ja za jego twórczością nie do końca przepadam... W moim odczuciu jest on strasznym wodolejem i gadułą i podobne predyspozycje znalazłam właśnie u naszego rodzimego autora. Momentami za bardzo się rozpędził, rozwinął, przez co fabuła stała się mocno przegadana i rozwleczona. Mnie to irytuje i po prostu nuży.

"Inkub" wbrew pozorom nie jest zwykłą, fikcyjną, płytką historyjką o duchach, czarach, czarownicach i przeklętych wioskach. Nie ma na celu tylko wystraszyć czytelnika, kolejną opowieścią rodem z krypty. Sięga znacznie głębiej. Ukazuje ciemną stronę natury człowieka i to do czego człowiek może być zdolny, by zyskać to, czego pragnie. Skrzywdzi, zabije, posunie się do niewyobrażalnych czynów i sprzeda duszę samemu diabłu, by osiągnąć cel. Ta książka przeraża! Nie należę do osób strachliwych. Horror to jeden z moich ulubionych gatunków, ale uwierzcie mi... ciarki przechodziły mi po plecach! Wyobraźnia zaczęła płatać mi figla i myśli błądziły niespokojnie, że bałam się zasnąć w ciemnym mieszkaniu. Czy potrzeba większych dowodów na to, że "Inkub" jest fenomenem i prawdziwym pionierem wśród pozycji w swoim gatunku.

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

W małej wiosce na Suwalszczyźnie, dzieją się bardzo dziwne i zarazem przerażające rzeczy. Mieszkańcy zapadają na tajemnicze choroby i umierają. Wielu ludzi znika w niewyjaśnionych okolicznościach i zostają uznani za zaginionych. Kolejni stają się bardzo agresywni, jakby kierowała nimi żądza mordu... a czyja noga tylko postałaby w Jodoziorach, ten uciekałby czym prędzej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ten Thriller to test dla Twojego umysłu.
Będzie Cię trzymał w napięciu do ostatniej strony"

- tak brzmi rekomendacja na okładce. Już kiedyś wspominałam co myślę o rekomendacjach osób sławnych, lub opiniach innych autorów, które wydawcy umieszczają na swoich książkach - w większości przypadków są one o niebo przesadzone i raczej mnie one bawią, niż przekonują do lektury. O wiele bardziej cenię sobie umieszczone w tym miejscu fragmenty recenzji blogerów. I choć nawet z koleżankami "po fachu" nie zawsze się zgadzam, to jednak do nich mam większe zaufanie. Swoją drogą naprawdę zastanawiające jest to, że często z okładki najbardziej popularni autorzy z danego gatunku obiecują nam te zaskakujące zwroty akcji, napięcie, grozę do ostatniej strony, wyczerpanie emocjonalne i w ogóle narobimy w spodnie, obgryziemy paznokcie do krwi... a później okazuje się, że przez połowę historii tak wieje nudą, że wypompowanie emocjonalne rzeczywiście jest, ale spowodowane nudą i staraniami, żeby nie usnąć z książką na nosie. Doprawdy nie wiem jak to się dzieje?! I nie muszę chyba mówić, że niestety i w przypadku tej książki, rekomendacja była sporo przesadzona....

przeczytaj całość recenzji na moim blogu:
https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/2018/07/miasteczko-kamcow-megan-miranda.html#more

"Ten Thriller to test dla Twojego umysłu.
Będzie Cię trzymał w napięciu do ostatniej strony"

- tak brzmi rekomendacja na okładce. Już kiedyś wspominałam co myślę o rekomendacjach osób sławnych, lub opiniach innych autorów, które wydawcy umieszczają na swoich książkach - w większości przypadków są one o niebo przesadzone i raczej mnie one bawią, niż przekonują do lektury....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świat opanowała epidemia, która zabiła wszystkich dorosłych i wszystkie dzieci. Przy życiu zostały jedynie nastolatki.. ale i oni nie są bezpieczni, gdyż po osiągnięciu dojrzałości, zachorują i tajemniczy wirus uśmierci i ich. Wyobraźcie więc sobie Nowy Jork po upadku cywilizacji, gdzie rządzi młodzież. Gdzie jedzenie zdobywa się z wielkim trudem, często kosztem czyjegoś życia. Gdzie każdy może mieć dostęp do broni, a seks nie grozi ciążą, ponieważ ludzie nie mogą się już rozmnażać. Młodzi podzielili się na obozy. Jedni zamieszkują Uptown Manhattan, inni Bryant Park i The New York Public Library, Union Square, a jeszcze inni żyją w podziemnych tunelach metra, ukrywając się przed silniejszymi osobnikami... Jeff i jego ekipa osiedlili się na Placu Washingtona. Jeff po śmierci starszego brata został mimowolnym przywódcą grupy. Pewnego dnia, Mózgowiec, jeden z jego przyjaciół odkrywa, że możliwe jest stworzenie lekarstwa... ale w tym celu muszą przedostać się tam, gdzie prawdopodobnie powstał śmiercionośny wirus, do laboratorium na Long Island.

Ciekawie czyta się książkę, której akcja dzieje się w mieście, w którym mieszkasz i znasz każde miejsce, w którym pojawiają się bohaterzy. I to głównie dlatego postanowiłam sięgnąć po "Młody świat", ponieważ na młodzieżówki jestem już stanowczo za stara, a powieści postapokaliptyczne i fantastyka nigdy do moich ulubionych nie należały. Jednak wizja Nowego Jorku po apokalipsie zdecydowanie mnie zachęciła do lektury. I cóż mogę powiedzieć? Czytało mi się bardzo przyjemnie i choć martwiłam się, że wyrosłam już z tego typu powieści, z przyjemnością odkryłam, że jak coś jest dobre i interesujące, to jest po prostu dobre w każdym wieku. Wizja wirusa, który zabija ludzkość, przeraża. Czy potraficie wyobrazić sobie świat, gdzie przy życiu została tylko młodzież, wraz z buzującymi w nich hormonami? Młodzież, która i tak po ukończeniu pełnoletności umiera zarażona? Żyjący młodzi ludzie i tak nie mają szans na zaludnienie świata na nowo, gdyż kobiety nie mogą zajść w ciążę.. Nastolatkowie podzielili się na grupy i walczą przeciwko sobie. O pożywienie, o broń, o przetrwanie. Nie obowiązują żadne zasady, wygrywa silniejszy. Świat opanowało prawo dżungli, a ludzie zachowują się niemal jak zwierzęta.

Pan Weitz zaskoczył mnie naprawdę przyjemnym stylem. Pisze on bardzo lekko i płynnie. Książkę czyta się bardzo przyjemnie i szybko, głównie ze względu na krótkie rozdziały, które naprzemiennie, opowiadają nam historię z punktu widzenia dwójki bohaterów - przywódcy grupy, Jeffa, oraz jego przyjaciółki Donny. Bohaterów jest sporo, więc trzeba się troszkę wysilić, żeby zapamiętać imiona i wszystkie postaci, ale mimo dość sporej liczby, są moim zdaniem bardzo dobrze wykreowani. Jednak niekoniecznie wszyscy zdobędą naszą sympatię. Czytelnik będzie oczywiście stronniczy, gdyż jesteśmy wewnątrz grupy Jeffa i to jej członkom towarzyszymy i za nich trzymamy kciuki w śmiertelnie niebezpiecznych bójkach. Warto zaznaczyć, że każdy z dzieciaków jest inny i kiedy jeszcze świat wyglądał normalnie, każdy z nich żył na innym poziomie, w innej grupie społecznej, każdy interesował się czymś innym.. teraz, żeby przetrwać i pozostać przy życiu jak najdłużej musieli podobierać się w bandy. Tak więc mamy młodą feministkę, młodą mistrzynię sztuk walki, intelektualistę, czarnoskórego, homoseksualnego zagorzałego katolika... I wielu innych przedstawicieli.

Widziałam już sporo opinii na temat tej książki. Zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Z jednymi się zgadzam, z innymi już mniej. Widziałam zarzuty w stronę autora, że logiczna strona fabuły woła pomstę do nieba... Być może, ale jeżeli ktoś szuka logiki i realizmu, to dlaczego sięga po książki z gatunku fantastyki, czy wizji postapokalipytcznej?! Te dwa gatunki, jak chyba żadne inne, mają prawo z logiką się mijać. To co dzieje się na łamach tej powieści, rzeczywiście, nie zawsze jest zgodne z logiką, nie zawsze jest realne, ale autor ma do tego prawo... gdyż to jest jego wizja ;) I może sobie wymyślić, co mu się żywnie podoba! Jedni mogą pisać o smokach ziejących ogniem, ujeżdżanych przez krasnali w pelerynkach niewidkach, a pan Weitz może pisać o wirusie, który oszczędza nastolatków! I albo ktoś będzie miał chęć to przeczytać, albo i nie... wolny wybór! Właśnie, sporo zarzutów i posądzeń o brak logiki, dotyczy tajemniczego wirusa, który uśmierca ludzkość... Tak, to też jest wymysł autora! Fikcja literacka, więc nie rozumiem skąd czasem tyle jadu pod adresem pana Chrisa? Ludzie, otwórzcie umysły, dajcie zaszaleć wyobraźni i zainfekować się tajemniczym wirusem, gdyż czasem dobrze jest oderwać się od rzeczywistości... Z drugiej strony skąd wiemy, co nas w przyszłości spotka? Skoro już zwykły wirus grypy potrafi się tak zmutować, że zaskakuje i zawstydza lekarzy i naukowców? :) Mieliśmy już grypę żołądkową, ptasią grypę, świńską grypę, chorobę wściekłych krów, to czemuż by nie miała nadejść choroba wściekłych nastolatków? O ile ta jeszcze nie nadeszła... :)

Ok, zgoda. Jest to dość krwawa i trochę brutalna powieść. Co chwila ktoś ginie, kogoś zabijają. Momentami jest dość niesmaczna, szczególnie za sprawą grupy zamieszkującej The New York Public Library... Czasem bulwersująca, kiedy przedstawiciele wrogiej ekipy przyprowadzają wieprza i wychodzą z propozycją zamiany, a żądają za niego przedstawicielki płci pięknej. Jednak zdecydowanie nie jest to historia nudna, ani mdła. Świat w niej przedstawiony jest klimatyczny, duszny i wymaga od czytelnika odrobiny wyobraźni, a wtedy na własnej skórze poczujesz dreszczyk grozy i namacalne zagrożenie. Tak jak ja, kiedy wybrałam się na Washington Square lub do NY Public Library, specjalnie w celu zrobienia kilku fotek do tej recenzji. Stanęłam naprzeciwko Washingtona, wróciły obrazy z książki i dreszcz przebiegł po plecach... Jest to dobra książka, którą mogę polecić z czystym sumieniem. Autor, jak na filmowca przystało, stworzył historię, która aż się prosi o przeniesienie na duży ekran. Ja czekam z niecierpliwością i nadzieją, że tak się stanie. Tymczasem wyczekuję drugiej części tej trylogii, gdyż jak najbardziej mam zamiar po nią sięgnąć, gdyż zakończenie obiecuje kolejną sporą dawkę mocnych wrażeń...

zapraszam na bloga, gdzie recenzja jest uzupełniona zdjęciami:
https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/2018/01/mody-swiat-chris-weitz.html?m=0#more

Świat opanowała epidemia, która zabiła wszystkich dorosłych i wszystkie dzieci. Przy życiu zostały jedynie nastolatki.. ale i oni nie są bezpieczni, gdyż po osiągnięciu dojrzałości, zachorują i tajemniczy wirus uśmierci i ich. Wyobraźcie więc sobie Nowy Jork po upadku cywilizacji, gdzie rządzi młodzież. Gdzie jedzenie zdobywa się z wielkim trudem, często kosztem czyjegoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kristin Ryder ma 34 lata, duże przestronne mieszkanie w dobrej dzielnicy Londynu, wspaniałych przyjaciół, a od 7 lat jest w udanym związku z Antonem. Poza tym jest artystką, fotografem. Została obdarzona prawdziwym talentem i jej kariera artystyczna zapowiadała się naprawdę interesująco. Razem z Erin, przyjaciółką ze studiów, tworzyły duet "Cyrkonia" lecz nie przetrwał on próby czasu i niestety rozpadł się. Dziś Erin jest słynną artystką, która fotografuje celebrytów dla takich magazynów jak "Vogue", natomiast Kristin utrzymuje się z małych zleceń. Fotografuje do katalogów zabawki, czy też gadżety erotyczne... i pluje sobie w brodę, że jej talent się marnuje. Pewnego dnia kobieta zaczyna dostawać tajemnicze meile, od kogoś, kto zdaje się znać mnóstwo faktów z jej przeszłości. Ktoś włamał się do jej komputera i ujawnia kompromitujące ją, prywatne zdjęcia... ktoś obserwuje ją z okien budynku naprzeciwko. Ktoś próbuje ją przestraszyć i upokorzyć a Kristin nie ma pojęcia kim jest tajemniczy prześladowca, ani jak się przed nim bronić.

Wydawcy bardzo często umieszczają na okładkach swoich książek rekomendacje osób sławnych, których słowa uznania i zachwyty są nieraz mocno przesadzone i często brzmią wręcz nienaturalnie. Ja nigdy nie zwracam szczególnej uwagi na te rekomendacje i zawsze podchodzę do nich bardzo sceptycznie. Na mnie nie robią wrażenia okładkowe opinie Stephena Kinga, który zachwyca się, że dana książka była najlepszym thrillerem jaki ostatnio czytał i znacznie bardziej cenię sobie opinie blogerów, którzy są normalnymi ludźmi z sąsiedztwa i są szczerzy w swoich ocenach. Tym razem z okładki krzyczy do nas pani Puzyńska, że po przeczytaniu tej książki już zawsze dźwięk nowego e-maila będzie wywoływał uczucie niepokoju... Czy aby na pewno? No właśnie, jak się można tego spodziewać, nie do końca...

"Zaślepienie" to bardzo dobra książka! Temu nie przeczę. A wręcz była to najlepsza pozycja poruszająca problem stalkingu, jaką do tej pory czytałam! I jeśli ktoś szukałby książki na ten temat, bez wahania, w pierwszej kolejności poleciłabym "Zaślepienie". W mojej opinii ta pozycja bez wątpienia bije na głowę "Cichego wielbiciela" Olgi Rudnickiej, która momentami mnie wręcz nużyła i męczyła. Tu nie miało to miejsca. Już niemal od samego początku fabuła mnie wciągnęła i zaintrygowała. I jakież było moje zaskoczenie, kiedy mój pierwszy podejrzany już na samym początku okazał się błędnym typem! Takie niespodzianki to ja lubię! Nie mogę oczywiście powiedzieć, żeby teraz dźwięk każdego przychodzącego meila budził we mnie niepokój, ale bez wątpienia spędziłam z tą książką miłe godziny i życzę sobie na moim regale więcej tak wciągających pozycji.

Przyznam, że po nieudanym spotkaniu z książką pani Rudnickiej poruszającej temat stalkingu, kiedy tylko dowiedziałam się, że "Zaślepienie" porusza ten sam problem, bardzo się obawiałam i wręcz bałam się zacząć czytać, twierdząc, że książki obsadzone w tej tematyce wcale mi się nie podobają i zapewne błędem było sięgnięcie po ten tytuł... nie sądziłam, że ta pozycja będzie w stanie zrobić na mnie pozytywne wrażenie, nie po tym co przeżyłam z poprzednią pozycją! Jakże się myliłam! Już od niemal pierwszych stron nie mogłam się od niej oderwać! Bohaterka dostała zaledwie kilka tajemniczych emaili i zaledwie kilka razy poczuła na plecach oddech tajemniczego prześladowcy, ale fabuła została tak skonstruowana, że to wystarczyło, by dać się porwać w wir wydarzeń. Wielkim plusem tej powieści jest narracja pierwszoosobowa, co oznacza, że wiemy dokładnie tyle, ile wie prześladowana bohaterka. Wiemy dokładnie tyle, ile wie Kristin Ryder i nic ponadto. Atmosfera, jaka panuje w tej historii porywa. Autorka świetnie stworzyła duszny klimat, pełen strachu i uczucia grozy przebiegającej po plecach. Ktoś wie o Kristin wszystko! Ktoś był w jej mieszkaniu, ktoś włamał się do jej komputera i ktoś nieustannie ją obserwuje... Ktoś próbuje ją boleśnie skompromitować, a ona nie ma pojęcia kto to może być, ani kto mógłby chcieć jej to robić i dlaczego?! Ktoś ją prześladuje i włamuje się do jej życia, a ona nie ma pojęcia jak się bronić. Przecież nawet policja nie może nic zrobić. Czy możecie sobie wyobrazić, że coś takiego spotyka Was? Czy potraficie wyobrazić sobie jak wasza początkowa złość i irytacja, przeobraża się w poczucie strachu i niebezpieczeństwa w jakim się znaleźliście?!

Mimo współczucia, jakie niewątpliwie wzbudziła we mnie postać Kristin Ryder, niestety nie zapałałam do niej szczególną sympatią. By nie powiedzieć, że wręcz żadną! Autorka bardzo dokładnie wykreowała jej postać i wiem, że wszystko zostało starannie zaplanowane, a wszelkie cechy przypisane Kristin odgrywały znaczącą rolę w tej historii, gdyż między innymi właśnie dlatego stała się tak łatwym celem dla stalkera, ale to jak jej postać działała mi na nerwy nie ma chyba słów, by móc to wyrazić :) Kobieta z wielkim talentem, która nie wierzy w siebie, nie potrafi walczyć o swoje marzenia, o uznanie i odpowiednie docenienie i wynagrodzenie swoich zdolności... coś okropnego! Kristin choć wie, że ma talent i stać ją na więcej, zadowala się pstrykaniem zwykłych przeciętnych zdjęć zabawkom dziecięcym i akcesoriom erotycznym do katalogów zakupowych! Zadowala się kiepsko płatnymi zleceniami choć Anton, jej chłopak i Erin, jej przyjaciółka ze studiów, obracają się w tym samym fotograficznym środowisku... Kto by nie skorzystał z możliwości, jakie mogą nieść znajomości...?! Chyba tylko ofiara losu, z jaką niewątpliwie kojarzyła mi się główna postać tej historii. Nie, nie gardzę takimi ludźmi, gdyż nie gardzę żadnym człowiekiem, ale ona aż prosi się, żeby potrząsnąć nią porządnie i zasadzić jej porządnego kopa w cztery litery, z dedykacją "Weź się kobieto w garść! Ogarnij się! Uwierz w siebie, walcz o marzenia i przestań się nad sobą użalać!!!". Gdyby Kristin była moją przyjaciółką... miałaby przechlapane! oj, miałaby ze mną ciężkie życie! Do diaska... Kto ma już za sobą lekturę "Zaślepienia" chyba bez problemu przyporządkowałby moje stanowisko i mój pogląd na tę sprawę, jednemu z bohaterów tej historii i wiedziałby z czyją opinią na ten temat zgodziłabym się najbardziej... :)

Mimo, że obietnice pani Puzyńskiej nie pokrywają się z rzeczywistością a poziom grozy, kiedy dostaję nowego emaila, wzrasta wyłącznie wtedy, gdy ktoś znów mi proponuje cudowne środki na powiększenie mojego penisa, którego i tak wcale nie mam... lub szybką utratę oponki, której przyjmijmy, że oczywiście też nie mam :) to jak najbardziej polecam tę książkę, na chłodny, deszczowy, jesienny wieczór! Był to bardzo dobry thriller, który wzbudził we mnie spore emocje i do samego końca czytałam z wielkim zainteresowaniem, zastanawiając się, komu do cholery, oprócz mnie, przeszkadza słaby charakter malutkiej, bezbronnej Kristin, która bałaby się własnego cienia?! A kiedy w końcu się tego dowiedziałam, byłam zszokowana i zawstydzona, że podejrzewałam o tak niecne czyny zupełnie niewinnego człowieka! Byłam wręcz zdziwiona, że też sama wcześniej na to nie wpadłam! To przecież takie logiczne! Jeśli więc szukacie interesującej lektury, która trzyma w napięciu i szukacie zagadki do rozwiązania na nudne wieczory, jak najbardziej polecam "Zaślepienie". Ja jestem usatysfakcjonowana i bardzo mile zaskoczona historią napisaną przez panią Lesiewicz. Spędziłam z nią naprawdę miły czas... i gwarantuję, że i wy nie będziecie zawiedzeni!

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/?m=0

Kristin Ryder ma 34 lata, duże przestronne mieszkanie w dobrej dzielnicy Londynu, wspaniałych przyjaciół, a od 7 lat jest w udanym związku z Antonem. Poza tym jest artystką, fotografem. Została obdarzona prawdziwym talentem i jej kariera artystyczna zapowiadała się naprawdę interesująco. Razem z Erin, przyjaciółką ze studiów, tworzyły duet "Cyrkonia" lecz nie przetrwał on...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Emma Stein, ceniona pani psychiatra, po zjedzie Niemieckiego Towarzystwa Psychiatrycznego, zostaje zgwałcona, w swoim pokoju hotelowym, przez seryjnego mordercę "Fryzjera", który goli swoim ofiarom włosy. Emma, jako jedyna ofiara została zgwałcona i jako jedyna przeżyła, ale to wydarzenie odbija się na jej zdrowiu psychicznym. Jej wiarygodność zostaje poddana wątpliwościom, gdyż okazuje się, że w hotelu, w którym nocowała, pokój o numerze 1904 w ogóle nie istnieje, a i żaden inny nie pasuje do jej opisu... Kobieta popada w depresję, sama przestaje wierzyć swoim zmysłom i przestaje wychodzić z domu. Pewnego dnia listonosz przynosi jej do domu paczkę zaadresowaną do sąsiada, którego nazwiska Emma nigdy wcześniej nie słyszała, choć mieszka na tej ulicy od lat i zna wszystkich ludzi tu mieszkających. Kim jest tajemniczy sąsiad?! Tego chce się dowiedzieć za wszelką cenę...

To jest Fitzek. Nic więcej chyba nie muszę mówić? A jednak powiem... Kto ma za sobą którąś z wcześniejszych książek tego autora, zapewne wie czego można się po nim spodziewać. Czyli tego, że z nim nigdy nic nie wiadomo :) Gdyż jego thrillery są tak do bólu psychologiczne, że w pewnym momencie to sam czytelnik zaczyna się zastanawiać nad swoim zdrowiem psychicznym. Zaczyna wątpić w swoje zdrowe zmysły i sam już nie wie, co jest rzeczywistością, a co jedynie urojeniem wybujałej wyobraźni. Ja mam już za sobą pięć pozycji tego autora i do tej pory byłam wręcz zakochana w jego książkach. Jednak teraz, czytając "Przesyłkę", złapałam się na tym, że zastanawiam się w duchu, jak bardzo do cholery, Fitzek zagmatwa jeszcze tę historię?! Albo jak bardzo jeszcze zagmatwać się ją da?! Bo jeśli dałoby się bardziej, on na pewno by z tego skorzystał! I teraz mam problem i nieco mieszane uczucia. Bo sama nie wiem, czy to już po prostu za dużo Fitzka dla mnie, czy to akurat ta konkretna książka była już przesadzona?! Ale chyba taki jest po prostu styl tego pisarza, powieści zakręcone i zagmatwane do granic możliwości... i albo się to lubi, albo nie.

Oczywiście, było intrygująco. To nie podlega żadnym wątpliwościom, bo przeczytałam tę książkę w dwa wieczory, w ekspresowym tempie. Nie mogłam jej odłożyć na bok, tak bardzo byłam ciekawa co będzie dalej. Podczas lektury kilka razy zdarzyło mi się otworzyć szeroko oczy ze zdziwienia, a ponadto finał tak mnie zaskoczył, że z wrażenia wbiło mnie w fotel! Ok, może i było to wszystko trochę przerysowane, motywy naciągane... ale było zaskakująco. Całkowicie błędnie wytypowałam mordercę "Fryzjera", już w ogóle nie wspominając o motywach jego zbrodni! Tego się nie spodziewałam, a do tego była to historia tak zakręcona, że moja jedna ruda głowa, raczej by na coś takiego nie wpadła!

Po tej pozycji typowo Fitzkowej, chwila przerwy dla mnie. Bo nawet od najlepszych i najbardziej lubianych autorów trzeba czasem odpocząć i zrobić sobie przerwę. Na pewno będzie ciąg dalszy, na pewno jeszcze do siebie wrócimy, ale w tej chwili musimy dać sobie chwilę odpoczynku, żeby się za sobą stęsknić. Ponieważ chociaż czytało mi się szybko i byłam naprawdę zaintrygowana, to skończyłam.. strasznie zmęczona. Tak, byłam przemęczona i kiedy skończyłam odetchnęłam z ulgą. Nie dlatego, że w końcu dowiedziałam się kto, jak i dlaczego?! Ale dlatego, że byłam zmęczona tym przepychem i zagmatwaniem. Po prostu jakby to najprościej powiedzieć? Działo się za dużo. Książka liczy sobie zaledwie 352 strony, a wydarzeń i tropów w niej tyle, co w całym sezonie "Kryminalnych zagadek CSI"! I wiem, z jednej strony narzeka się kiedy w książce dzieje się za mało, ale moim zdaniem w drugą też nie należy przesadzać, bo to męczy. Tym razem Fitzek mnie zamęczył...

Podsumowując... Nie mogę powiedzieć, że było źle, bo nie było. Czytało się szybko i dość przyjemnie. Autor bardzo równomiernie prowadzi akcję i umiejętnie buduje napięcie, które nie opada praktycznie, ani na chwilę. Każdy rozdział kończy się w taki sposób, by zaintrygować i zmusić czytelnika do dalszego czytania. Nie ma chwil większego przestoju, nie ma zbędnych opisów, nic nie wnoszących do fabuły i za to wielki plus, bo tego nie lubię. Historia była wciągająca i intrygująca, tylko trochę zagmatwana. Główna bohaterka świetnie wykreowana, budząca współczucie i litość, lecz niekoniecznie sympatię. Historia jest do bólu psychologiczna. Czytelnik podąża za myślami Emmy i o sprawie wie tylko tyle co ona. A ze względu na to, że bohaterka po traumatycznych wydarzeniach ma problemy psychiczne, można się domyślić, że jest bardzo...hmm... klimatycznie? :) Emma dręczona przez manie, obsesje, lęki, depresję, nafaszerowana lekami, przekazuje wszystkie swoje emocje czytelnikowi. Z tego względu była to tak psychodeliczna historia, że w pewnym momencie doszłam do wniosku, że nie zdziwię się, jeśli wszystko okaże się jedynie urojeniem, lub snem bohaterki... W sumie na taki finał byłam już przygotowana od połowy książki.

Polecam tę książkę przede wszystkim fanom Fitzka i thrillerów psychologicznych. Ja mam co prawda mieszane uczucia, gdyż zawiłość tej historii nieco mnie wymęczyła, nie zmienia to jednak faktu, że czytałam zaintrygowana i pochłonęłam ją w bardzo krótkim czasie. Teraz co prawda muszę odpocząć, gdyż po kolejnej już pozycji tego autora, utrzymanej w charakterystycznym dla niego stylu i klimacie, dopadło mnie znużenie i zmęczenie jego stylem. Na pewno jednak niebawem do niego wrócę i sięgnę po kolejne tytuły z jego dorobku. Obiektywnie rzecz biorąc była to dobra książka i jestem przekonana, że spotka się ona z wieloma pozytywnymi opiniami.

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/?m=0

Emma Stein, ceniona pani psychiatra, po zjedzie Niemieckiego Towarzystwa Psychiatrycznego, zostaje zgwałcona, w swoim pokoju hotelowym, przez seryjnego mordercę "Fryzjera", który goli swoim ofiarom włosy. Emma, jako jedyna ofiara została zgwałcona i jako jedyna przeżyła, ale to wydarzenie odbija się na jej zdrowiu psychicznym. Jej wiarygodność zostaje poddana wątpliwościom,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uniwersytet Cambridge nawiedza fala samobójstw. W krótkim czasie kilkanaście studentek odbiera sobie życie w dość oryginalny, niespotykany wręcz sposób, między innymi samopodpalenie i dekapitację... Evi Oliver, uniwersytecki psychiatra, której pacjentkami była większość samobójczyń zauważa, że większość z nich niedługo przed śmiercią męczyły bardzo realne koszmary, dotyczące ich najskrytszych lęków. Kilka wspominało, że po przebudzeniu czuły, że zostały przez sen zgwałcone, bądź też seksualnie napastowane. Według niej to nie jest zwykły zbieg okoliczności i prosi o pomoc policję. Młoda policjantka, Lacey Flint, wtapia się w społeczność uniwersytecką, udając studentkę psychologii, by móc bliżej przyjrzeć się problemowi. Niedługo po przyjeździe do Cambridge i ją zaczynają męczyć koszmary...

Ta książka chodziła za mną od dawna. A dokładnie od kiedy przeczytałam "Ulubione rzeczy" pani Bolton i byłam zachwycona! Obiecałam sobie wtedy, że przeczytam resztę książek, które wyszły spod jej pióra, gdyż jako jedna z nielicznych potrafiła mnie ona zaskoczyć i nie pozwoliła rozwiązać swojej kryminalnej zagadki przed finałem! A niełatwe to zadanie, kiedy czytelnikiem jest już nałogowy pochłaniacz kryminałów i thrillerów. Większość historii z tego gatunku pisanych jest według utartych już schematów i jeśli ktoś czyta sporo takich książek, nietrudno mu się domyślić zakończenia i wytropić mordercę. W przypadku pani Bolton jest właśnie inaczej! Przyznam, że obawiałam się rozczarowania i przez większą część książki myślałam w duchu "Jeśli to będzie to o czym teraz myślę, to okaże się to równie przewidywalne jak setka innych thrillerów! oby nie!" moje obawy jednak okazały się bezpodstawne! Dzięki Bogu!

Pani Bolton po raz drugi mnie nie zawiodła. A nie muszę chyba wspominać jaką miłą sytuacją dla miłośnika kryminalnych zagadek jest, zaskoczenie w finale historii, o które z każdą kolejną przeczytaną książką, jest coraz trudniej... Już po kilkudziesięciu stronach tej historii miałam w głowie swoje rozwiązanie całej tajemniczej sprawy. Jak? Dlaczego? I Po co? I czytałam z duszą na ramieniu, obawą, żeby tylko moje przypuszczenia się nie sprawdziły. Nie sprawdziły się, na szczęście. Pani Bolton przygotowała dla mnie inne zakończenie, niż to które zrodziło się w mojej głowie w trakcie lektury. Finał mnie zaskoczył i usatysfakcjonował. Było bardzo ciekawie, intrygująco i zaskakująco. Nie nudziłam się przy tej książce ani chwili.

Styl autorki jest bardzo płynny i lekki w odbiorze. Czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Akcja jest prowadzona równomiernie. Cały czas coś się dzieje. Autorka nie zanudza nas zbędnymi opisami, ani wątkami pobocznymi, które nie wnoszą nic do powieści i co najważniejsze, nie ma nadmiaru bohaterów. A muszę przyznać, że bardzo nie lubię, kiedy przez całą książkę muszę zapamiętywać setki imion i postaci. U pani Bolton tego nie ma. Natomiast Ci nieliczni bohaterowie, których poznajemy są wykreowani bardzo dokładnie. Główną bohaterkę Lacey, oraz jej przełożonego poznałam już w poprzedniej części serii pt."Ulubione rzeczy" i muszę przyznać, że wzbudzili moją sympatię. Dlaczego? Nie dlatego, że jak na stróży prawa przystało, są po dobrej stronie mocy... ;) Ale głównie dlatego, że są po prostu bardzo ludzcy. Mają swoje słabości, pokusy i wady. Jeśli chodzi o stronę techniczną książki, nie mam wielu zastrzeżeń. Redakcja i korekta zrobiła swoje... znalazłam jedynie mały błąd, który być może był niedopatrzeniem tłumaczenia? W każdym razie na jednej ze stron czytamy o amputowanej lewej ręce jednej z bohaterek, natomiast na kolejnej stronie okazuje się, że była to prawa ręka... Takie małe niedopatrzenie. niemające żadnego znaczenia do dalszej fabuły.

Była to bardzo dobra, intrygująca i wciągająca książka, w której idealnie stworzono mroczną atmosferę uniwersyteckiej tajemniczej społeczności, w której czai się zło. Mogę tę powieść polecić z czystym sumieniem. I wcale nie trzeba najpierw czytać pierwszej części serii z Lacey Flint, by cieszyć się "Karuzelą samobójczyń" gdyż nie są one od siebie w ogóle zależne. Ja i z jedną, i z drugą książką spędziłam miłe wieczory. Aczkolwiek nieco lepiej wspominam "Ulubione rzeczy", które po prostu zwaliły mnie z nóg i wbiły mnie w fotel w finale. Było to wielkie "WOW!!!", którego nieco zabrakło tutaj... gdyż w drugim spotkaniu z autorką, choć było interesująco, odczuwałam nieco mniej emocji z fabułą związanych. Nie zmienia to jednak faktu, że obie gorąco polecam i ja jak najbardziej sięgnę po kolejne tytuły z dorobku pani Bolton. Z resztą cztery kolejne już czekają na swoją kolej na moim regale... Jeśli więc szukacie jakieś wciągającej, kryminalnej zagadki, na zbliżające się chłodne, jesienne wieczory, polecam ponure i wyglądające złowrogo mury angielskiego uniwersytetu...

https://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

Uniwersytet Cambridge nawiedza fala samobójstw. W krótkim czasie kilkanaście studentek odbiera sobie życie w dość oryginalny, niespotykany wręcz sposób, między innymi samopodpalenie i dekapitację... Evi Oliver, uniwersytecki psychiatra, której pacjentkami była większość samobójczyń zauważa, że większość z nich niedługo przed śmiercią męczyły bardzo realne koszmary,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałaś "Love story"?
Nigdy nie czytałaś "Love story"?!?!
Żartujesz?! Musisz koniecznie przeczytać! To klasyk! Masz!


Nie, wcale nie musiałam przeczytać... Ale przeczytałam. Po tym jak znajoma spojrzała na mnie jak na przybysza z innej planety i wepchnęła mi w rękę, malutką, szczuplutką książeczkę, stwierdziłam, że takie króciutkie opowiadanko dam radę przeczytać. Nie, na co dzień wcale nie stronię od czytania. Wręcz przeciwnie, pochłaniam opasłe tomiska i krzyczę o jeszcze, ale... na Boga! nie o miłości!


Oliwer Barrett IV, bogaty student prawa, zakochuje się w biednej dziewczynie z niższych sfer, studentce muzyki, Jennifer Cavilleri. Oczywiście, jego rodzina jest przeciwna temu związkowi, Oliwer jednak kosztem wydziedziczenia go i pozbawienia rodzinnej fortuny, przeciwstawia się ojcu i poślubia dziewczynę. Żyją potem dość biednie, licząc każdego dolara i odmawiając sobie wielu przyjemności, jednak miłość wynagradza im wszelkie trudy. Dzięki łączącej ich wielkiej miłości są w stanie pokonać wszelkie przeciwności losu. Do czasu...

Banalne. Takich historii słyszałam już setki. Pełno tego w literaturze i na ekranie. Ale należy wziąć chyba pod uwagę, że książka pana Segala została wydana dawno dawno temu, 14 lutego 1970 i zapewne to ona była pierwowzorem i to ją następnie naśladowano i nią się inspirowano... choć to bardzo delikatne określenie, gdyż niektóre historie są niemal żywcem zerżnięte z "Love Story". Segal zyskał tą historią wielką popularność, opowieść ta była na ustach wszystkich. Została ona sfilmowana i film zrobił równie wielką furorę, nic więc dziwnego, że próbowano ją powtórzyć po wielokroć.

Słyszałam wiele pozytywnych opinii o tej książce. Jednak ja do jej fanów należeć nie będę, gdyż po prostu nie lubię takich opowieści i bardziej działają mi one na nerwy, niż wzruszają. Może byłoby inaczej, gdybym trafiła na nią jeszcze przed tym, zanim ten motyw stał się tak popularny i często stosowany w celu wywołania uczucia wzruszenia u czytelnika, oraz rozczulenia do granic możliwości, by po stokroć polecał tytuł, jeszcze ocierając łzy... cóż ja mogę powiedzieć? Nie dla mnie.. mogę przytoczyć moje słynne powiedzonko - tak słodkie, że doprowadziłoby do wymiotów całe przedszkole! ot i macie moje wrażenia :D

Ale, ale... zagłębiając się trochę bardziej, muszę przyznać, że znalazłam w tej książce parę zalet! Na przykład styl pana Segala przypadł mi do gustu. Pisze on bardzo płynnie. Czyta się dzięki temu szybko i przyjemnie. Bardzo podoba mi się poczucie humoru autora. Sposób w jaki zwracają się do siebie bohaterowie, sposób w jaki ze sobą rozmawiają.. dzięki temu historia zyskuje trochę luzu i humoru. Bez tego byłaby zbyt mdła, zbyt ponura. Humor jakim posługuje się pan Segal nie każdemu zapewne przypadnie do gustu, jednak moim zdaniem jest on wielkim plusem w tej historii. Ponadto główni bohaterowie są bardzo dokładnie wykreowani, o ich osobowości autor zadbał niemal w najmniejszych szczegółach i co muszę przyznać, wzbudzają oni sympatię czytelnika. Cóż, ja mogę tylko żałować, że tak późno sięgnęłam po tę historię... Gdybym poznała ją jeszcze przed setką powielających ją historii stworzonych współcześnie, pewnie wywarłaby na mnie zupełnie inne wrażenie. Jednak mimo wszystko polecam każdemu zapoznać się w książką pana Segala. Choćby dlatego, że to klasyk.


http://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

Czytałaś "Love story"?
Nigdy nie czytałaś "Love story"?!?!
Żartujesz?! Musisz koniecznie przeczytać! To klasyk! Masz!


Nie, wcale nie musiałam przeczytać... Ale przeczytałam. Po tym jak znajoma spojrzała na mnie jak na przybysza z innej planety i wepchnęła mi w rękę, malutką, szczuplutką książeczkę, stwierdziłam, że takie króciutkie opowiadanko dam radę przeczytać. Nie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Bad mommy" wcale nie jest historią rewelacyjną, a zaledwie przeciętną i do tego niezwykle przewidywalną. Ponadto bohaterowie są bardzo irytujący, a sama autorka pogubiła się chyba w połowie realizacji swojego pomysłu.

Zapowiadało się bardzo ciekawie i ogromny potencjał drzemał w tej historii. To muszę przyznać. Ale jeśli w połowie książki moja wyobraźnia zaczyna gnać niczym szalona, tworząc scenariusze i wydarzenia zostawiające daleko w tyle te opisane przez autorkę, to znaczy, że chyba coś tu jest nie tak i zamieniłyśmy się z panią Fisher miejscami..

- fragment recenzji, cała opinia na blogu:
http://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/2017/08/bad-mommy-za-mama-tarryn-fisher.html

"Bad mommy" wcale nie jest historią rewelacyjną, a zaledwie przeciętną i do tego niezwykle przewidywalną. Ponadto bohaterowie są bardzo irytujący, a sama autorka pogubiła się chyba w połowie realizacji swojego pomysłu.

Zapowiadało się bardzo ciekawie i ogromny potencjał drzemał w tej historii. To muszę przyznać. Ale jeśli w połowie książki moja wyobraźnia zaczyna gnać...

więcej Pokaż mimo to