-
Artykuły
Sherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1 -
Artykuły
Dostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3 -
Artykuły
Magda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1 -
Artykuły
Los zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2014-12-29
2015-08-24
Czy czułeś się kiedykolwiek porzucony i niedoceniany nie tylko przez najbliższych, ale też przez cały ogromny świat? Miałeś wrażenie, że od momentu Twoich narodzin sprawy przybrały zdecydowanie gorszy obrót, a całe Twe życie to ciąg niefortunnych wypadków i przypadków? A może gdzieś z tyłu, w Twojej głowie pojawiła się myśl, że gdy się rodziłeś Bóg akurat mrugnął i całkowicie je przegapił? Jeśli tak, to właśnie znalazłeś idealną książkę dla siebie.
Ponoć nagłe decyzje bardzo często rządzą naszym życiem. Gdyby nie właśnie chwilowy impuls prawdopodobnie nigdy nie kupiłabym zebranych w jednym tomie pięćdziesięciu felietonów autorstwa Reginy Brett. Na szczęście jedno spojrzenie na stos przecenionych książek i wyłapanie wśród nich jadowicie niebieskiej okładki załatwiło sprawę. Teraz wiem, że nie powinnam tego żałować, bo to jedne z lepiej wydanych pieniędzy w moim życiu. Te krótkie teksty stały się swoistym balsamem na duszę moją i mojej siostry. Tego właśnie potrzebowałam - pocieszenia, dobrych rad i zapewnienia, że zawsze czuwają przy mnie Bóg i bliskie mi osoby.
Regina Brett to współczesna dziennikarka i pisarka. Urodziła się w 1956 roku w stanie Ohio. Publikuje felietony w dzienniku ,,Plain Dealer", uzyskała także dyplom licencjacki w zakresie dziennikarstwa oraz tytuł magistra religioznawstwa. Pisaniem felietonów zajmuje się od 1994 roku. Liczne z nich doczekały się wyróżnień i nagród. Podstawą prac Pani Brett są jej własne przeżycia oraz losy bliskich jej osób. Sama autorka wygrała wyniszczającą walkę z nowotworem piersi, udało jej się też wychować przedwcześnie narodzoną córkę. ,,Bóg nigdy nie mruga" to jej pierwsza książka.
,,To wybór,a nie przypadek, decyduje o twoim przeznaczeniu. Sam musisz zdecydować, ile jesteś wart, jaką odgrywasz rolę w świecie i w jaki sposób nadajesz mu sens.Nikt inny nie dysponuje tym, co ty-twoim zestawem talentów, pomysłów, zainteresowań. Jesteś oryginalnym egzemplarzem.Arcydziełem."
Każdy z nas niejednokrotnie czuł się samotny, opuszczony przez cały świat i pozbawiony jakiejkolwiek radości. Wydawało się nam okropne, że życie ciągle się toczy, mimo, że nasze coraz bardziej chwieje się w posadach, a my sami tracimy grunt pod nogami. Zazdrościliśmy nie tylko rodzeństwu, krewnym, naszej sympatii, ale nawet sąsiadom z domu za rogiem. Nie mogliśmy pogodzić się z naszymi problemami, podczas gdy inni mogli cieszyć się spokojnym i szczęśliwym życiem. Jednak tak naprawdę w życiu każdego z nas czasem zachodzi słońce i każdemu przytrafia się coś złego. Małe tragedie kształtują nas. Sprawiają, że stajemy się silniejsi. Dodają energii i zapału do dalszej pracy i rozwoju. To właśnie one budują nas, ludzi. A po każdej burzy wschodzi słońce. Otacza swoimi promieniami i przynosi szczęście oraz ciepło. Bóg zawsze przy nas jest i nigdy nie daje nam więcej niż jesteśmy w stanie znieść, a to co nas nie zabije wzmocni nas.
Nie spodziewałam się, że lektura ,,Bóg nigdy nie mruga" stanie się dla mnie źródłem tak dużej przyjemności. Przeciwnie, mimo wielu pozytywnych opinii biorąc książkę do ręki miałam zdecydowanie mieszane uczucia. Towarzyszyły mi obawy o to, czy polubię taką specyficzną formę literacką, jaką są felietony i czy rady oraz styl autorki przypadną mi do gustu. Okazało się, że wszystkie były bezpodstawne, bowiem w tym zbiorze Pani Brett ukazała swój dziennikarski kunszt: każda z lekcji jest raczej krótka, ale przekazuje nam wszystko to, czego potrzebujemy by znaleźć ukojenie chociaż na chwilę. Ta książka to naprawdę ogromny zastrzyk pozytywnej energii, wiary nie tylko w Boga, ale i w ludzi oraz nadziei, której nigdy nie powinniśmy tracić. Czyta się ją z dużym zaangażowaniem, czasem wywołuje w nas śmiech innym razem zdziwienie czy wzruszenie, ale ostatecznie nie pozostajemy jej obojętni. Co ważne, pisarka unika szablonowego podejścia do kwestii wiary i Kościoła. Pokazuje nam, że Bóg nie kocha nas tylko z powodu naszych zalet czy pomimo naszych wad, ale przede wszystkim dlatego, że jesteśmy sobą. Człowiekiem. Istotą stworzoną na Jego podobieństwo.
,,Nieważne, co ci się przytrafia, ważne,jak to wykorzystasz.Życie przypomina grę w pokera.Nie masz wpływu na to, jakie dostaniesz karty- ale tylko od Ciebie zależy, jak rozegrasz partię."
,,Pięćdziesiąt lekcji na trudniejsze chwile w życiu" to jednocześnie zebrana w formie krótkich i ciekawych felietonów nauka o tym, jak można zmienić swoje życie i dążyć do osiągnięcia szczęścia ciała i umysłu. Dzięki ciepłemu i emocjonalnemu ukazaniu czytelnikom przeżyć osobistych oraz historii bliskich sobie osób Reginie Brett udało się stworzyć zbiór krótkich historii, które w prosty sposób mogą zmienić nasze spojrzenie na świat, poprawić samopoczucie czy skłonić do działania na rzecz siebie i innych. Nie unika trudniejszych tematów, ale porusza je w sposób delikatny i subtelny, co sprawia, że w sercu czytającego rodzi się nadzieja, że nawet nowotwór nie jest jednoznaczny z nieodwołalnym wyrokiem śmierci, a i ta może być dobra i spokojna, jeśli przeżyjemy nasze życie w dobry sposób. Za serce ujęło mnie pióro Pani Brett - język jest prosty, a książka napisana niezwykle lekko i przystępnie. Chociaż z reguły wybieram bardziej wymagające warsztatowo lektury, to tutaj jestem zdania, że doskonały przekaz, poczucie humoru i ciepło w ,,Bóg nigdy nie mruga" nie potrzebują skomplikowanego, przesyconego licznymi metaforami oraz innymi środkami stylistycznymi języka. Osobiście jestem w pełni usatysfakcjonowana warsztatem pisarki i czekam na jeszcze więcej jej prac. Lekcje i felietony w jej wykonaniu są dla mnie naprawdę fantastyczne!
,,Jeśli o nic nie prosisz, niczego nie dostaniesz. Więc proś. Czasem usłyszysz "tak", czasem "nie". Ale jeśli nawet nie zapytasz, odpowiedź zawsze brzmi "nie". Sam jej sobie udzieliłeś."
Zdaję sobie sprawę, że ta książka może w Was wzbudzić mieszane uczucia. Niektórzy będą się wzdrygać przed pojawiającym się nie tylko w tytule Bogiem, innym może przeszkadzać forma, którą zastosowała autorka. Zapewniam jednak, że to doskonały antydepresant, balsam na zmęczoną duszę i dająca do myślenia ciepła lektura, która w prosty i zrozumiały dla każdego sposób przekazuje nam wiele cennych prawd i rad oraz uczy, by zawsze mieć nadzieję i wierzyć w siebie oraz innych. Skończyłam tę książkę w niecałe dwa dni (a byłam dosyć mocno zabiegana) - to już o czymś świadczy. Jeśli czujesz, że właśnie przechodzisz ciężkie chwile, sięgnij po ,,Bóg nigdy nie mruga"! Jestem pewna, że znajdziesz w niej ukojenie.
Recenzja ukazała się również na blogu: http://wsrodblibliotecznychzakamarkow.blogspot.com/
Czy czułeś się kiedykolwiek porzucony i niedoceniany nie tylko przez najbliższych, ale też przez cały ogromny świat? Miałeś wrażenie, że od momentu Twoich narodzin sprawy przybrały zdecydowanie gorszy obrót, a całe Twe życie to ciąg niefortunnych wypadków i przypadków? A może gdzieś z tyłu, w Twojej głowie pojawiła się myśl, że gdy się rodziłeś Bóg akurat mrugnął i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-01-21
2012-12-22
2012-09-05
2015-07-03
Jednym z bardzo przeze mnie lubianych gatunków literackich jest fantastyka. Chętnie sięgam po pozycje, które mogą mnie przenieść w niesamowite światy pełne cudów, niezwykłych stworzeń; w miejsca, w których czeka mnie wiele przygód i zabawy. Moim ukochanym pisarzem fantastycznym od kilku lat jest John Ronald Reuel Tolkien, autor niezapomnianego i epickiego ,,Władcy Pierścieni" oraz baśniowego i emanującego ciepłem ,,Hobbita". Później spotkałam się z Ursulą K. Le Guin i jej ,,Czarnoksiężnikiem z archipelagu" oraz ,,Grą o tron" Martina. Niedawno natomiast miałam przyjemność poznać jedną z powieści znanego pisarza Neila Gaimana. Przedstawiam wam ,,Nigdziebądź".
Życie płata nam różne figle, mówimy często. Tak samo mógłby powiedzieć także Richard Mayhew. Wcześniej pracował w dużej korporacji, mieszkał w Londynie i posiadał piękną i inteligentną narzeczoną - Jessicę. Jednym słowem: prawie że sielanka. Pewnego dnia jednak wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu: na ulicy znajduje zakrwawioną i ranną dziewczynę o dziwacznym imieniu - Drzwi, Jessica zrywa z nim zaręczyny, a na domiar złego odtąd na każdym kroku czyhają na niego dwaj żądni krwi i bardzo niebezpieczni mężczyźni - panowie Croup i Vandemar. Jednocześnie nasz bohater dowiaduje się o istnieniu tajemniczego miasta, Pod Londynu, znajdującego się w podziemiach i kanałach Londynu Nad. Właśnie tam trafi dwójka naszych bohaterów, ścigana przez dwóch morderców i wspierana przez tajemniczą Łowczynię oraz przebiegłego Markiza de Carabas. Czy Richardowi uda się powrócić do Londynu Nad i odzyskać swoje dawne życie? Czy Drzwi pozna w końcu sekret swojego rodu i przyczynę ich tragicznej śmierci? Ja będę już milczała...
Neil Gaiman to bestsellerowy pisarz, który od dawna zdobywa uznanie czytelników na całym świecie. Znany jest głównie z doskonałych powieści fantastycznych takich jak skierowani głównie do dorosłych ,,Amerykańscy bogowie", ,,Chłopaki Anansiego", ,,Ocean na końcu drogi" oraz właśnie ,,Nigdziebądź". Oprócz tego jest też autorem powieści dla dzieci i młodzieży: ,,Koraliny" i ,,Gwiezdnego pyłu"; komiksów fantasy oraz różnych opowiadań. Wiele z jego utworów zostało zekranizowanych.
Moje pierwsze spotkanie z prozą pana Gaimana okazało się nadzwyczaj udane. Autor sprawnie tworzy i kształtuje na naszych oczach zaskakującą intrygę. Intrygę, której rozwiązanie może skutecznie spędzić nam sen z powiek i sprawić, że będziemy bezustannie się zastanawiać nad tym, kto tak naprawdę jest sprzymierzeńcem dwójki naszych głównych bohaterów, a kto przeciwnie, chce przeszkodzić im w dowiedzeniu się prawdy. Odpowiedź na to pytanie poznamy dopiero pod koniec książki, a sam finał powieści jest naprawdę nieprzewidywalny i co tu dużo mówić, potrafi wbić czytelnika w fotel. Co prawda autorowi nie udało się uniknąć kilku schematów wykorzystanych już w różnych historiach, takich jak nakreślenie sylwetki niezwykle silnej, sprawnej i odważnej kobiety, która będzie ochraniała Richarda i Drzwi, ale poza tym lektura ,,Nigdziebądź" może dać czytelnikowi dużo radości i co jakiś czas go zaskakiwać.
Żadnych zarzutów nie mogę za to mieć, jeśli chodzi o świat przedstawiony w powieści. Londyn Pod jest bowiem miastem niezwykłym, fascynującym i bardzo tajemniczym. To właśnie tam mrok walczy ze światłem, a zło z dobrem. Nie jest to miejsce cudowne, czy utopijne - przeciwnie, na kartach książki wielokrotnie będziemy świadkami szerzącego się tam bezprawia i okrutnych zbrodni. Z drugiej strony sama idea pod miast, znajdujących się w podziemiach i kanałach miast powszechnie znanych jak Londyn czy Paryż bardzo mnie ujęła i przekonała do zainteresowania się tą lekturą. Wydaje mi się, że Londyn Pod jest spojrzeniem w krzywym zwierciadle na prawdziwy Londyn, pewne wskazanie na jego wady i mające tam miejsce od kilkuset lat niesprawiedliwości. A czytelników spragnionych fantastycznych stworzeń zapewniam: W ,,Nigdziebądź" znalazło się miejsce także dla nich, dlatego w czasie lektury napotkamy naprawdę niebezpieczną, ogromną bestię.
Bohaterowie to kolejny mocny punkt tej powieści. Tym co najbardziej mnie w nich ujęło jest ich normalność. Są bardzo prawdziwi w swoich zachowaniach, a autorowi udało się uniknąć stworzenia postaci mdłych i zbytnio wyidealizowanych. Nasz główny bohater, Richard jest zwykłym człowiekiem, młodym mężczyzną, który wcale nie oszałamia swoją urodą, nie zaskakuje romantycznością i wcale nie jest doskonałym i potężnym wojownikiem. Przeciwnie, miewa swoje słabsze chwile, czasem zdarzy mu się stchórzyć, często się boi. Wszystko to jest jednak zrozumiałe, biorąc pod uwagę sytuację, w której się znalazł. W końcu utknięcie w niebezpiecznym świecie i bycie ściganym przez dwoje paskudnych facetów to nie przelewki. Richard wzbudził we mnie sympatię i mimo wszystko w kluczowych momentach potrafił wykazać się odwagą i przytomnością umysłu. Drzwi też nie jest zwyczajną pięknością, seksowną kobietą, za którą ugania się kilku mężczyzn. Jest młodziutka, drobnej budowy i raczej niepozorna, jednakże wiele razy potrafi zaskoczyć swoją siłą charakteru i stanowczością. Bohaterowie drugoplanowi są również sprawnie wykreowani i nie ustępują pod względem barwności duetowi głównych protagonistów. A jeśli chodzi o pana Croupa i Vandemara to naprawdę przerażająca, a jednocześnie zabawna dwójka, których dialogi z jednej strony mogą przyprawić czytelnika o pewien niesmak, a z drugiej sprowokować do wybuchnięcia śmiechem. Widać, że Neil Gaiman ma doświadczenie w pisaniu powieści i potrafi stworzyć interesujące i wiarygodne sylwetki postaci.
Autor ma dosyć lekkie pióro, co oznacza, że książkę czyta się bardzo sprawnie i dosyć szybko. Język jest stosunkowo prosty, ale nie znaczy to, że banalny. W czasie przewracania kolejnych stron natrafimy na zgrabne metafory i porównania oraz szereg innych ciekawych zabiegów językowych. Nie zabraknie też humoru, zarówno tego budowanego za pomocą zabawnych i komicznych sytuacji, jak i tego słownego. Opisy są obrazowe i łatwo oddziałują na wyobraźnię, co dodatkowo ułatwia lekturę i czyni ją jeszcze przyjemniejszą. Dialogi wypadają naturalnie, czasem są zabawne, innym razem poważne, ale nie rażą sztucznością. Zwłaszcza te w wykonaniu duetu Croup&Vandemar wypadają naprawdę rewelacyjnie. Z drugiej strony czasem brakowało mi dłuższych partii opisowych, większego zgłębienia się w myśli i uczucia bohaterów, ale zdaję sobie sprawę, że dla większości osób nie będzie to wada, a przeciwnie zaleta.
,,Nigdziebądź" to nie tylko moje pierwsze spotkanie z twórczością Gaimana, ale co warto uzasadnić pierwsza jego powieść. Jego debiut wypadł naprawdę świetnie, dlatego nie waham się przed sięgnięciem po kolejne jego dzieła. Bez wątpienia jest to pisarz utalentowany, z bardzo bogatą wyobraźnią i naprawdę solidnym warsztatem. Nawet tych kilka wymienionych przeze mnie wad nie przekreśla tej powieści, bo są one naprawdę mało znaczące. Jeśli jeszcze nie sięgnęliście po książki tego pana, to naprawdę je wam polecam. ,,Nigdziebądź" to doskonałe źródło nieskrępowanej rozrywki i balsam dla naszej wyobraźni
Jednym z bardzo przeze mnie lubianych gatunków literackich jest fantastyka. Chętnie sięgam po pozycje, które mogą mnie przenieść w niesamowite światy pełne cudów, niezwykłych stworzeń; w miejsca, w których czeka mnie wiele przygód i zabawy. Moim ukochanym pisarzem fantastycznym od kilku lat jest John Ronald Reuel Tolkien, autor niezapomnianego i epickiego ,,Władcy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-23
Wspominałam już kiedyś, że uwielbiam Johna Greena? Pewnie tak, ale żeby nie zabrzmiało to tak dziwacznie mam na myśli miłość do jego książek, a nie do samej sylwetki pisarza, która swoją drogą, na pewno jest bardzo ciekawa. "Papierowe miasta" to trzecia książka Greena, po którą miałam okazję sięgnąć. Wcześniej były "Gwiazd naszych wina" i "19xKatherine" - pozycje nieprzeciętne, zostawiające po sobie jakieś wspomnienia, które owiewają mnie ciepłym podmuchem, gdy tylko o nich pomyślę.
Quentin Jacobsen jest zwyczajnym nastolatkiem, uczęszczającym do równie zwyczajnej amerykańskiej szkoły z zupełnie zwyczajnymi przyjaciółmi, z których jeden założył internetową skarbnicę wiedzy i danych i którego rodzice kolekcjonują czarnych Mikołajów, a drugi uwielbia określać przedstawicielki płci pięknej królisiami. Jest też sąsiadem Margo Roth Spiegelman - dziewczyny będącej szkolną gwiazdą i obiektem pożądania większości uczniów płci męskiej. Dawniej Q i Margo przeżyli razem coś niesamowitego, ale potem ich kontakt się urwał, chociaż chłopak skrycie podziwiał dawną przyjaciółkę. Co jednak gdy Margo pewnej nocy zakrada się do jego pokoju i namawia do wspólnej nocnej podróży, a następnego dnia znika. I pozostawia za sobą wskazówki. Czy Q i jego przyjaciele podążą ich śladami i czy poznają prawdziwą twarz Margo Roth Spiegelman?
Czy nie czuliśmy się nigdy ludźmi otoczonymi przez innych, a jednak samotnymi? Czy nie czuliśmy nigdy swego rodzaju pustki, mimo tego, że tuż obok nas byli inni? Fani, koledzy, koleżanki, rodzice, przyjaciele... Ludzie, którzy powinni nas znać i rozumieć, a tak naprawdę widzieli tylko naszą maskę - twarz zakładaną w towarzystwie innych, która ukrywała nasze prawdziwe ja. I dlatego ludzie popularni, mający tysiące lajków pod zdjęciami na portalach społecznościowych budzą czasem moje współczucie - dla mnie to oni często są samotni, niczym pozostawieni w papierowym świecie, z milionami papierowych miast i miliardami papierowych twarzy...
"Papierowe miasta" to naprawdę dobra książka. Z dopracowanymi, dziwnymi, ale też bardzo sympatycznymi bohaterami, z którymi bez trudu można się utożsamiać, bo są zwyczajnymi nastolatkami nie pozbawionymi licznych wad. Z ciekawym i interesująco przedstawionym pomysłem na fabułę. Zgrabnie rozwijającą się akcją, która nie pozwala na oderwanie się od lektury i zaprzestanie odwracania kolejnych kartek. Lekkim i barwnym językiem, który porywa i ułatwia czytanie. I jest to jedna z książek wartościowych, niosących ze sobą jakieś przesłanie. W końcu jest to, przynajmniej dla mnie, pozycja opowiadająca o samotności, która z pozoru jest nieistotna i wcale nas nie dotyka, a jednak krąży nad nami niczym ciemny drapieżny ptak, gotów zaatakować. Bo w pewnym momencie dostrzegamy, że świat jest zrobiony z papieru. Ludzie niestety także. I przypominają mi się fragmenty piosenki "Długość dźwięku samotności" zespołu Myslovitz: " (...) Tak zawsze genialny, idealny muszę być i muszę chcieć super luz i już setki bzdur i już to nie ja (...)" i " (...) Noc, a nocą gdy nie śpię wychodzę choć nie chcę spojrzeć na chemiczny świat, pachnący szarością, z papieru miłością (...) ". "Papierowe miasta" polecam przede wszystkim młodzieży, ale zachęcam do lektury także osoby nieco starsze, bo ich treść jest ciągle ważna i aktualna.
Wspominałam już kiedyś, że uwielbiam Johna Greena? Pewnie tak, ale żeby nie zabrzmiało to tak dziwacznie mam na myśli miłość do jego książek, a nie do samej sylwetki pisarza, która swoją drogą, na pewno jest bardzo ciekawa. "Papierowe miasta" to trzecia książka Greena, po którą miałam okazję sięgnąć. Wcześniej były "Gwiazd naszych wina" i "19xKatherine" - pozycje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-06-30
Pierwszy sierpień to dla nas, Polaków dzień szczególny. Każdego roku zatrzymujemy się na minutę i w ciszy, w milczeniu wspominamy tych, którzy tego dnia w 1944 roku chwycili za broń i ruszyli do walki o wolną Warszawę, o dobro przyszłych pokoleń i o wolną Polskę, w której dzisiaj możemy żyć. A na 71. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego warto by stworzyć wpis poświęcony książce, która o tym temacie traktuje. A są to ,,Dziewczyny z powstania" Anny Herbich.
,,Dziewczyny z powstania" to kolejna pozycja wydana w ramach serii wydawniczej "Prawdziwe historie" wydawnictwa Znak. Podobnie jak ,,Dziewczyny wojenne" skupia się na kobietach, dziewczynach, a czasem wręcz małych dziewczynkach, które znalazły w sobie dość siły i odwagi, by rzucić się do walki. Mimo ran, głodu, nieustającego pragnienia, problemów z utrzymaniem i zachowaniem higieny nie poddały się, lecz wciąż trwały u boku mężczyzn. Niestety, jak słusznie i gorzko zauważa autorka "(...)w historii pisanej przez mężczyzn i dla mężczyzn nie poświęcono ich przeżyciom tyle miejsca, na ile zasługiwały(...)". Dla mnie jako zapełnienia owej luki ,,Dziewczyny z powstania" sprawdzają się fenomenalnie.
Anna Herbich to młoda, urodzona w 1986 roku dziennikarka publikująca w tygodniku ,,Do rzeczy" i jednocześnie rodowita mieszkanka Warszawy. Jej babcia przeżyła powstanie, a jej wspomnienia stały się podstawą do stworzenia jednej z opisanych historii. Historii prawdziwych, bez patosu, bez wygładzania prawdy. I tak śledzimy relacje i wspomnienia jedenastu kobiet i dziewcząt: Sławki*, sanitariuszki z Ochoty; Haliny, która przeżyła powstanie heroicznie walcząc o życie swoje i świeżo narodzonego dziecka; Reny*, której życie uratował Niemiec; Zosi, która tuż po upadku powstania została aresztowana i poddana okrutnym przesłuchaniom; Blizny*, która na odsiecz walczącej Warszawie przybyła aż z Kresów; Anny, młodej dziewczyny pochodzącej ze szlacheckiej rodziny i walczącej w AK; Marzenki*, która najpierw w wyniku wojennej zawieruchy straciła rodziców, a później mimo swojego pochodzenia trafiła do konspiracji; Jadwigi, która w momencie wybuchu Powstania Warszawskiego miała zaledwie osiem lat i razem z matką cudem udało im się przeżyć jedną z publicznych egzekucji i piekło Woli; Teresy, która jako sanitariuszka przeżyła przejście przez kanały; Dory*, która na chłopaka, z którym miała pójść do kina czekała aż do okupacji i pracy w konspiracji; Ireny, która w czasie powstania musiała walczyć o przeżycie z maleńkim dzieckiem na rękach. Każda z nich różni się charakterem, pochodzeniem, a nawet wiekiem, ale łączy je jedno, najważniejsze kryterium - przeżyły, podczas gdy tysiące osób zginęło. Z każdą przewracaną stroną coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, z tego jak pełne cierpienia i bólu było powstanie, jak ciężkie panowały wtedy warunki, jak trudno było wtedy być wiernym swoim ideałom. Mimo to bohaterki historii szły do walki: w sukienkach, z zaplecionym ciasno warkoczem, z uśmiechem na twarzy i czerwono-białą opaską na ramionach. Te kobiety znalazły w sobie odwagę do walki z okupantem, do ogromnego poświęcenia, często połączonego także z utratą życia. Pomagały jak mogły jako sanitariuszki, łączniczki, dostarczycielki żywności i pitnej wody, a nawet kucharki. W powstaniu każdego dnia traciły kogoś ważnego - rodziców, braci, siostry czy narzeczonych. Były świadkami najokropniejszych zbrodni, lejącej się strumieniami posoki, ale mimo to dalej trwały, dalej walczyły. Po co? Może dla przyszłego pokolenia, dla życia w wolnej Polsce, dla szczęścia i swobody, za którą tak tęskniły...
,,Najlepsi nasi ludzie, najlepsi Polacy zginęli w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie ich zabrakło, a ich miejsce zajęły szumowiny, karierowicze. To już nie jest to samo państwo i to już nie jest ten sam naród. Stary, wspaniały świat, w którym zostałam wychowana i którego byłam i chyba do dzisiaj jestem częścią, został unicestwiony. Wiele jeszcze czasu upłynie, nim to wszystko odrobimy."
W ,,Dziewczynach z powstania" wyraźnie odczuwa się wpływ, jaki wywarły rozmówczynie pani Herbich na całokształt lektury. Autorka ,,Dziewczyn z powstania" dała swoim rozmówczyniom wolną rękę, w skutek czego każde zdanie brzmi prawdziwie i na żadnej stronie nie napotkamy ani odrobiny fałszu. Każdej z nich udało się zawrzeć w swej powieści coś innego, pokazać choć po trosze swój charakter, pochodzenie. Dzięki temu każdą relację czytało się z wypiekami na twarzy, bez żadnych przestojów i trudności - ja osobiście szybko utożsamiałam się z bohaterkami i przedstawianymi przez nie wydarzeniami, a samą książkę przeczytałam uważnie, ale jednocześnie dosyć szybko. Język jest przystępny dla każdego, nieskomplikowany, ale spełnia swoje zadanie - wzbudza w czytelniku emocje i doskonale obrazuje powstańcze sceny i wydarzenia. Bywa brutalnie, wstrząsająco, ale w końcu Powstanie Warszawskie to sześćdziesiąt trzy dni walk, głodu i nadziei. Nadziei na lepszy los, nadziei na zwycięstwo, nadziei o wolność.
,,Gdy Niemiec przesłuchuje, to człowiek myśli - wróg. Ale gdy przesłuchuje rodak, mówiący po polsku - to nie da się opisać tego, jak to bardzo boli."
Czytanie ,,Dziewczyn z powstania" było dla mnie niezwykłym przeżyciem. Nie była to lektura łatwa, głównie z powodu podejmowanego przez nią tematu. Ale czy nie powinniśmy, jako Polacy sięgać nie tylko po pozycje kończące się szczęśliwie i sztampowo, ale też po te, które opisują naszą przeszłość, jedne z najtrudniejszych dni w historii naszej Ojczyzny? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi... A Wam, drodzy czytelnicy powiem tylko tyle: pamiętajcie o powstańcach, którzy siedemdziesiąt jeden lat temu o godzinie 17:00 wyszli przed swoje domy, by walczyć o nas i naszą przyszłość. Pamiętajcie o nich i zatrzymajcie się chociaż na chwilę, a jeśli znajdziecie czas sięgnijcie także po ,,Dziewczyny z powstania".
Ad.1 Wszystkie wyrazy oznaczone gwiazdką są konspiracyjnymi pseudonimami bohaterek utworu.
Pierwszy sierpień to dla nas, Polaków dzień szczególny. Każdego roku zatrzymujemy się na minutę i w ciszy, w milczeniu wspominamy tych, którzy tego dnia w 1944 roku chwycili za broń i ruszyli do walki o wolną Warszawę, o dobro przyszłych pokoleń i o wolną Polskę, w której dzisiaj możemy żyć. A na 71. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego warto by stworzyć wpis poświęcony...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-09-07
Patrzę na tę okładkę... Widzę zieloną twarz, zielone dziewczęce sylwetki. Niby nic specjalnego... Ale potem w oczy rzuca mi się ogromny napis JOHN GREEN. I biorę tę książkę troskliwie do ręki, przytulam do piersi i idę do kasy. Mam nadzieję, że zrobiłam dobrze. Że się nie rozczaruję. Że Green mnie nie zawiedzie.
I nie zawiódł. Choć nie poruszył tak jak w "Gwiazd naszych wina" to wzbudził we mnie jakieś emocje: śmiech, złość, rozczulenie. Ale chyba za bardzo się rozpędziłam. Opowiem wam wszystko po kolei...
Colin Singleton nie jest zwykłym nastolatkiem. O nie, jest tak zwanym cudownym dzieckiem aspirującym do miana geniusza. Jest też notorycznym porzuconym - właśnie rzuciła go dziewczyna o imieniu Katherine. Gwoli ścisłości, już dziewiętnasta Katherine z rzędu. Na złamane serce Colina pomóc może tylko zapomnienie i długa podróż bez celu, dlatego wraz z Hassanem, swoim najlepszym i jedynym, wyznającym Islam i wiarę w Sędzię Judy przyjacielem udaje się w drogę. Po drodze spotkają wiele niesamowitych przygód: martwego austriacko-węgierskiego księcia, ogromną i krwiożerczą dziką świnię, a Colin rozpocznie pracę nad Teorematem o Zasadzie Przewidywalności Katherine. Czy uda mu się znaleźć rozwiązanie pozwalające przewidzieć przyszłość każdego ze związków? Czy znajdzie miłość w kolejnej Katherine? Czy jego ból zostanie ukojony?
"Książki to notoryczni Porzucani: gdy je odkładasz mogą na ciebie czekać wiecznie, a gdy poświęcisz im swoją uwagę, zawsze odwzajemniają twoją miłość"
Główny bohater jest dziwny. Momentami przerysowany. Czasem irytujący. Mimo tego, że bardzo często mnie denerwował, to jednak dodawał klimatu całej historii. Raczej nie doszłabym z Colinem do porozumienia z tą jego manią do matematyki ( choć z drugiej strony imię się zgadza ;) ), ale do tej powieści pasował jak eliksir do kociołka. Zdecydowanie bardziej polubiłam Hassana z jego oryginalnym, czasem lekko prostackim poczuciem humoru i miłością do Sędzi Judy - nadrabiał towarzyskością i sympatią za Colina. Lindsey... Ach ta moja Lindsey... To była taka dziewczyna, którą się po prostu lubi. W całej swej prostocie, zwyczajności wzbudzała ciepłe uczucia. Szerzyła radość w swej rodzinnej wiosce i wzbudzała uśmiechy na twarzy innych. Nie była doskonała, ale jej wady dodawały uroku i budziły we mnie ciekawość. Green po raz kolejny udowodnił mi, że w kreowaniu wyrazistych młodych charakterów jest mistrzem. Nie przedkładam bohaterów "19 razy Katherine" nad Hazel i Augustusem, ale i tak ich cenię. I lubię.
Język podobnie jak w GNW jest prosty i lekki. W końcu Green pisze głównie dla młodzieży ( chociaż nie tylko ), a ona lubi błyskotliwe, zabawne dialogi i dosyć krótkie opisy. Jednak styl Johna naprawdę mi się podoba: idealnie pasuje do tej książki, rozluźnia, bawi i ułatwia czytanie. Ostrzegam tylko nie cierpiących przekleństw - w "19 razy Katherine" jest ich sporo i to jest dla mnie jedna z paru wad tej pozycji.
Kolejną jest duża liczba matematyki, zbyt duża jak dla mnie. Nie przepadam za królową nauk, i mimo, że nie jestem matematyczną ignorantką to spora liczba wykresów i wzorów mocno mnie przytłaczała, pomimo wyjaśnień w przypisach. Na szczęście z przypisów dowiedziałam się czegoś więcej niż tylko matematycznych sekretów. Odkryłam w nich kilka naprawdę zajmujących ciekawostek i informacji. Może i nie są specjalnie przydatne, ale jednak ich znajomość daje dużą satysfakcję.
Polskie wydanie jest naprawdę ładne. Okładka może i jest niepozorna, ale staranna i klimatyczna. Przekład jest naturalny i ułatwia śledzenie losów Colina i spółki. Czcionka umożliwia płynięcie po słowach i nie męczy oczu. Bukowy Las spisał się naprawdę solidnie.
"Ale temu uśmiechowi nie można było się oprzeć. Ten uśmiech mógłby wygrywać wojny i leczyć raka"
"19 razy Katherine" jest trochę dziwna, ekscentryczna, a nawet absurdalna. Cały opis fabuły brzmi dosyć groteskowo, i co tu dużo mówić oryginalnie. W czasie czytania towarzyszyła mi nutka przewidywalności, rozbawienia, zdziwienia. I ciepło, które z tej powieści wprost bije. Jest jak mgiełka, która nas otacza i wzbudza w nas sympatyczne uczucia. Bo "19 razy Katherine" jest dużo lżejsze i zabawniejsze od "Gwiazd naszych wina". Nie ma tam śmierci, chorób czy raka. I mimo, że GNW oceniam trochę wyżej, to ta książka też mi się spodobała. Rozbawiła. Ukoiła. Zachęciła do poszukiwania własnego ja. I mimo irytacji zachowaniem Colina, wulgaryzmami i Teorematem bardzo mi się spodobała.
Patrzę na tę okładkę... Widzę zieloną twarz, zielone dziewczęce sylwetki. Niby nic specjalnego... Ale potem w oczy rzuca mi się ogromny napis JOHN GREEN. I biorę tę książkę troskliwie do ręki, przytulam do piersi i idę do kasy. Mam nadzieję, że zrobiłam dobrze. Że się nie rozczaruję. Że Green mnie nie zawiedzie.
I nie zawiódł. Choć nie poruszył tak jak w "Gwiazd naszych...
2014-07-05
Powstało już wiele książek o wojnie. Dotykają różnych jej aspektów, zarówno tych bardziej, jak i mniej bolesnych i kontrowersyjnych. Nie da się jednak nie zgodzić z tym, że II wojna światowa była niszcząca i nieludzka. Miliony Żydów wywiezionych do obozów zagłady, okupacje w wielu państwach i miastach, getta czy przesłuchania Gestapo - pewnych spraw nie da się zatrzeć, choć czas rzekomo leczy rany. Jednak ludzi nie zawsze dobrze jest szufladkować. Ot, może nie każdy nazista był wyzbytym uczuć potworem. Może był po prostu człowiekiem z jego troskami, problemami, dylematami i uczuciami. Ludzkimi. I nie chcę tutaj nikogo usprawiedliwiać, tylko zauważyć, że w każdej nacji znajdziemy różne jednostki, które nie mają wpływu na decyzje zarządzających.
Jako, że interesuję się II wojną światową i jej różnymi aspektami chętnie sięgnęłam po drugą powieść hiszpańskiej pisarki Carli Montero pod tytułem ,,Szmaragdowa Tablica". Opis z tyłu okładki wydał mi się ze wszech miar interesujący i oczekiwałam po lekturze nie tylko doskonałej rozrywki, ale także pretekstu do refleksji na wiele różnych tematów. Czy to otrzymałam? Po części tak...
Madryt, XXI wiek. Młoda znawczyni sztuki pracująca w Muzeum Prado - Ana żyje spokojnie u boku swojego partnera Konrada, niemieckiego bogacza i kolekcjonera dzieł sztuki. Każdy spokój jednak się kiedyś kończy, więc kiedy Ana wraz z Konradem przeczytali pewien list napisany przez nazistę w czasie II wojny światowej i natrafiają na ślad wielkiej tajemnicy sprzed lat, związanej z tajemniczym obrazem Giorgionego o nazwie ,,Astrolog". Mimo piętrzących się trudności Ana podejmuje się prowadzenia śledztwa w sprawie ,,Astrologa" i stopniowo rozszyfrowuje ślady tajemnicy sprzed lat.
Paryż w czasie niemieckiej okupacji. Major SS George von Bergheim jest nie tylko bohaterem wojennym pochodzącym z wyższych sfer, ale też wykształconym znawcą sztuki. Pewnego dnia otrzymuje rozkaz: musi odnaleźć obraz Giorgionego znany jako ,,Astrolog". Hitler wierzy w to, że obraz kryje w sobie jakiś wielki sekret; jest przekonany, że ten kto go zdobędzie będzie mógł sprawować władzę nad całym światem. Wszystkie tropy prowadzą Georga do żydowskiej rodziny Bauerów, a konkretnie ich córki Sarah Bauer, jedynej, której udało się uniknąć przewiezienia do obozu śmierci. Gdy się spotykają, rozpoczyna się niezwykle niebezpieczna, ale też porywająca gra, w której ceną może być ludzkie życie, a jej konsekwencje będą zaskakujące.
Akcja książki toczy się dwutorowo. Najpierw śledzimy współczesne poszukiwania ,,Astrologa" i perypetie Any, by za chwilę przenieść się do okupowanego Paryża. Osobiście znacznie lepiej i ciekawiej czytało mi się część toczącą się w czasie II wojny światowej. Może to zasługa tego, że uwielbiam powieści, których akcja toczy się właśnie w tamtym okresie, ale odnoszę też wrażenie, że ta część była o wiele lepiej napisana, a i sam pomysł na tę część książki jest naprawdę dobry, oryginalny i przynajmniej dla mnie dosyć zaskakujący. W czasie czytania ,,Szmaragdowej Tablicy" towarzyszy nam sporo napięcia i emocji, gdyż powieść ta łączy w sobie cechy kryminału, romansu, powieści historycznej i dramatu. Ot, tykająca bomba zegarowa. Szkoda tylko, że część współczesna jest niestety momentami nużąca, a z opinii, które czytałam, wynika, że nie tylko ja mam takie odczucia i nie tylko ja przewracałam kartki w oczekiwaniu na przeniesienie się w lata 40 XX wieku. Na szczęście gdy akcja się rozkręca, a historie powoli się pokrywają i łączą od ,,Szmaragdowej Tablicy" nie sposób się oderwać.
Główna bohaterka nie do końca przypadła mi do gustu i niezbyt się z nią utożsamiłam. Raziła mnie jej momentami ogromna naiwność i ciapowatość, choć była też dość sympatyczna. Raz nawet chciałam ją trzasnąć książką, najlepiej jak najgrubszą w tę część ciała, którą powszechnie znamy jako czaszka, może by coś pojęła. Konrad był takim człowiekiem, który na pewno nie wzbudziłby mojej sympatii. Wydał mi się taki zarozumiały, pełen pychy i skupiony na karierze, że nawet jego wielkie pieniądze nie sprawiłyby, że zostałabym jego dziewczyną. Doktor Arnoux był całkiem sympatyczny, ale jego postać raczej nie zapadnie mi szczególnie w pamięć. Po prostu był, polubiłam go i mnie nie denerwował.
Zupełnie inaczej sprawa przedstawia się z postaciami z części historycznej. Tutaj wszystkie były bardzo interesujące, a autorka poświęciła wiele uwagi kreacji ich charakterów. Sarah Bauer wydaje się być krucha i bardzo wrażliwa, ale okazuje się, że kryje w sobie także silną i odważną stronę, zdolną do wielu poświęceń w imię jakiejś idei. Jej przyjaciel z dzieciństwa Jakub nie wzbudził specjalnie mojej sympatii, jednak imponowała mi jego odwaga i oddanie. A Georg von Bergheim to moja ulubiona postać ze ,,Szmaragdowej Tablicy". Cieszy mnie to, że autorka uświadomiła nam za pośrednictwem tej postaci, że nie każdy nazista był zimnym, pozbawionym ludzkich uczuć draniem. Bergheim ma bardzo interesujący charakter i jest zdecydowanie najlepiej wykreowaną postacią w książce.
Realia wojenne zostały w mojej opinii oddane bardzo dobrze. Nie jestem w tej dziedzinie jakąś ekspertką, ale wydaje mi się, że to faktycznie było tak, jak jest w książce. Wszechobecna bieda, głód, znęcanie się nad słabszymi, ale też działalność ruchu oporu - to wszystko zostało bardzo dobrze i interesująco przedstawione. Nie ma zbędnego patosu, uczucia targające bohaterami w czasie wojennej zawieruchy są opisane przejmująco, ale jednocześnie subtelnie. Sam język Carli Montero jest bardzo barwny. Opisy są umiarkowanej długości, ale nie nudzą i są bardzo zajmujące. Tam, gdzie czytelnik ma się poczuć wzruszony, tam się tak poczuje, gdzie ma poczuć wściekłość, tam tę wściekłość faktycznie odczuje. Carla Montero potrafi świetnie oddawać emocje i wodzić czytelnika za nos dopóki ten nie skończy czytać. Ostrzegam jednak przed tym, że w powieści pojawia się trochę wulgaryzmów. Mimo, że za nimi nie przepadam, to nie przeszkadzały mi one w pogrążeniu się w lekturze.
Wydanie ,,Szmaragdowej Tablicy", za które odpowiada Dom Wydawniczy Rebis jest naprawdę ładne i staranne. Okładka jest bardzo klimatyczna i estetyczna, utrzymana w czarno - białej i szarawej stylistyce, a gdy otworzymy książkę naszą uwagę natychmiast zwraca piękna grafika przedstawiająca Paryż w czasie okupacji. Przekład jest bardzo wiarygodny i naturalny, literówek oraz innych błędów nie zauważyłam, a czcionka jest bardzo dobrze dobrana - dostrzeżenie liter nie powinno być dla nikogo problemem.
,,Szmaragdowa Tablica" jest powieścią dobrą, a nawet bardzo dobrą. Mimo kilku wad, które przytoczyłam w powyższej recenzji niesie w sobie wiele wartości, a samo jej czytanie to duża przyjemność. Zachęcam do poszukania tej pozycji w bibliotekach lub też do kupna. Nie będą to pieniądze zmarnowane. POLECAM!
Powstało już wiele książek o wojnie. Dotykają różnych jej aspektów, zarówno tych bardziej, jak i mniej bolesnych i kontrowersyjnych. Nie da się jednak nie zgodzić z tym, że II wojna światowa była niszcząca i nieludzka. Miliony Żydów wywiezionych do obozów zagłady, okupacje w wielu państwach i miastach, getta czy przesłuchania Gestapo - pewnych spraw nie da się zatrzeć, choć...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-02
,,Był taki czas, kiedy wędrowiec, jeśli miał ochotę i znał choćby kilka tajemnic, mógł wypłynąć łodzią na Morze Lata i dotrzeć nie do Glastonbury pełnego mnichów, lecz do Świętej Wyspy Avalon. W tamtych czasach wrota łączące światy unosiły się we mgle i otwierały się wedle woli i myśli wędrowca... Morgiana obdarzona darem Wzroku i związana z losem Artura, brata - kochanka, opowiada historię krótkiej świetności Kamelotu. Nie jest to opowieść o rycerskich czynach, lecz widziana kobiecym okiem wizja społeczeństwa u progu dziejowych zmian" (opis pochodzi z okładki )
Większość z nas z pewnością nieraz słyszała o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu. Ci dzielni wojownicy wczesnego średniowiecza są bohaterami licznych powieści i filmów, które niezmiennie cieszą się niezwykłą popularnością. Sama mitologia celtycka i historia rycerzy Okrągłego Stołu nie jest jednak powszechnie znana i ceniona. A szkoda! Na szczęście ponad tysiąc stronicowe ,,Mgły Avalonu" pozwoliły mi nadrobić te braki oraz zapewnić ponadprzeciętnie dobrą rozrywkę, jednocześnie dając wiele do myślenia.
Akcja toczy się dosyć wolno, ale umożliwia nam wczucie się w niesamowitą atmosferę. Mitologia wokół której krąży akcja książki jest pełna magii, sił natury, a najważniejszą z tych sił jest bogini płodności i wszelkich dóbr, ale też Pani Śmierci Ceridwen. Czytelnik wkroczy w bogaty świat kapłanek Avalonu i Druidów, pozna postacie dotychczas znane tylko z legend, na przykład Merlina czy Morgianę. Najciekawszym dla mnie aspektem był konflikt dwóch religii: chrześcijaństwa i wiary celtyckiej. Chrześcijanie wierzyli w jednego Boga, wielbili cnotę, skromność i dobroć, natomiast w religiach starożytnych plemion brytyjskich dominowały gorszące dla większości z nas święta i tradycje. Upadek religii i samego Avalonu jest opisany bardzo zgrabnie i interesująco, co sprawia że nie możemy oderwać się od lektury.
Pozostałe strony skrywają równie wiele. Będziemy obserwować wczesnośredniowieczne rycerskie tradycje i królewskie uczty, naukę kapłanek Avalonu, walkę o tron w Kamelocie i wszelkie dworskie intrygi. Zwłaszcza tego ostatniego nie zabraknie. Na kartach ,,Mgieł Avalonu" znajdziemy też bardzo dobrze zarysowany wątek romansowy między jednymi z najważniejszych postaci. Nie będzie on przesłodzony i w stylu paranormal romance, bo nie ma co się oszukiwać - to nie te czasy i nie ten gatunek literatury. Myślę, że miłośnikom bardziej dorosłej fantastyki jednak się spodoba.
Nie trudno się domyślić, że na kartach takiej cegły będziemy mieć do czynienia z wieloma postaciami. Na początku bałam się, że wszystkie zaczną mi się zlewać w jedną całość i nie będę potrafiła ich odróżnić. Na szczęście każda postać jest osobno wykreowana, ma szereg tylko sobie właściwych cech i jest bardzo barwna i ludzka. Większość wydarzeń śledzimy z punktu widzenia Morgiany,z którą bez trudu można się utożsamić. To postać bardzo oryginalna i skomplikowana. Z jednej strony silna i mocna kapłanka, a z drugiej wrażliwa i spragniona czułości kobieta, która wpadła w sidła nieszczęśliwej miłości. Moją sympatię wzbudzili też Artur, Lancelot i chyba najmroczniejsza z postaci - Gwydion.
Marion Zimmer Bradley pisze niezwykle. Język jest barwny, bogaty, pełen szczegółów, ale nie nużący. Opisy są wspaniale, pozwalają czytelnikowi natychmiast przetworzyć sobie to o czym czyta w piękny, wyrazisty obraz. Dialogi nie są sztuczne i patetyczne, pasują do epoki, w której toczy się akcja powieści. Występuje nieco wulgaryzmów, ale nie powinny nikomu przeszkadzać, bo wydaje mi się, że znalazły się w miejscach, w których były po prostu niezbędne ( czasem nie da się wyrazić czegoś inaczej ).
,,Mgły Avalonu" są cegłą, którą czyta się naprawdę niesamowicie. Dla mnie chwile nad tą lekturą pozostaną niezapomniane na długo. Niesie też w sobie wiele wartości i mądrości życiowych. Może to być też pozycja idealna dla chcących się zapoznać z legendami celtyckimi i czasami króla Artura Artura. A samym weteranom takich powieści na pewno się spodoba. Przygotujcie się tylko na kilka smutnych momentów, bo takie kilka razy się zdarzą. Tak czy siak, POLECAM!
,,Był taki czas, kiedy wędrowiec, jeśli miał ochotę i znał choćby kilka tajemnic, mógł wypłynąć łodzią na Morze Lata i dotrzeć nie do Glastonbury pełnego mnichów, lecz do Świętej Wyspy Avalon. W tamtych czasach wrota łączące światy unosiły się we mgle i otwierały się wedle woli i myśli wędrowca... Morgiana obdarzona darem Wzroku i związana z losem Artura, brata - kochanka,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-08
Wojna. Pojęcie straszliwe, wywołujące ciarki i dreszcze na całym ciele, nerwowe okrzyki, przywołujące straszne wspomnienia bólu, śmierci i ran. Mimo, że nasze pokolenie nie doznało jej bezpośrednio, to w opowieściach naszych dziadków czy pradziadków jest ona często wspominana. Trudno nie rozmawiać i nie pamiętać o 72 milionach ludzi, którzy przelali swoją krew i zginęli w czasie tych niespełna sześciu lat, o holokauście i obozach koncentracyjnych. I nie jest to wcale rozgrzebywanie tragicznej przeszłości, lecz przede wszystkim próba nauki na błędach i zapobiegnięciu podobnemu, wyniszczającemu konfliktowi w przyszłości. Bo ludzie są konfliktowi...
Rok 1937. Młody i zdolny Węgier pochodzenia żydowskiego Andras Levi wyrusza do Paryża, by tam zdobyć wykształcenie i umiejętności prawdziwego architekta. Przed wyjazdem otrzymuje od nieznajomej kobiety list, który ma przekazać niejakiej Klarze Morgenstern. Gdy się poznają Andras zakochuje się w Klarze, mimo wielu różnic, które ich dzielą. Nad Europę nadciąga jednak widmo kolejnej wojny, a Żydzi nie będą na niej witani z otwartymi rękami. Czy wszyscy bliscy Andrasa przeżyją? Jak potoczą się losy jego najbliższych? Czy spełni swoje marzenia o karierze architekta? I czy jego miłość przetrwa wojenną zawieruchę? Tego wszystkiego dowiemy się czytając to, nie da się ukryć dosyć potężne tomiszcze. Prawie osiemset stron to dla niektórych kosmiczna liczba, ale w takcie czytania ,,Niewidzialnego mostu" nie sposób się nudzić.
Za jeden z największych plusów tej pozycji uważam bohaterów. Są pełni życia, przekonujący, czasem kontrowersyjni, ale zawsze naturalni. Andras - pełen ambicji ubogi Węgier zagubiony w wielkim mieście, ale uparcie dążący do spełnienia swych celów, a jednocześnie kochający swoich braci i rodzinę. Klara - doświadczona życiowo i opanowana, a jednocześnie niezwykle wrażliwa matka. I bracia głównego bohatera - każdy zupełnie inny, ale na swój sposób czarujący, natychmiast wzbudzają naszą sympatię.
Książkę czyta się niezwykle szybko mimo trudnej tematyki. Język jest tak sprawny, poetycki, bogaty, ale jednocześnie nie przynudza i niezwykle wciąga w historię. Opisy są niezwykle barwne, a zwłaszcza te przeżyć i uczuć postaci są wisienką na pysznym torcie. Julie Orringer nie można też odmówić znajomości historii i realiów II wojny światowej - nie zaznamy tam żadnych cudów, dziwów i wianków na jej temat. Historia nie jest też złagodzona, ani wybielona. Nie, ,,Niewidzialny most" traktuje wojnę całkiem serio i nie ukrywa przed czytelnikiem śmierci, zdrad, tortur czy choćby wyzysku Żydów. Wydanie może budzić ogromny podziw - okładka jest przecudowna i utrzymana w ponurych, szarych barwach idealnie wpasowujących się w klimat książki, a przekład jest bardzo dobry i dokładny. Nie zauważyłam też literówek czy błędów ortograficznych.
,,Niewidzialny most" jest książką wspaniałą. Sama historia jest niezwykła, a smaczku dodają jej barwne postacie i genialny język autorki. Uważam, że powinien po nią sięgnąć każdy zainteresowany tematem II wojny światowej, a także lubiący bardziej melancholijne, smutne powieści obyczajowe i romanse. POLECAM!
Wojna. Pojęcie straszliwe, wywołujące ciarki i dreszcze na całym ciele, nerwowe okrzyki, przywołujące straszne wspomnienia bólu, śmierci i ran. Mimo, że nasze pokolenie nie doznało jej bezpośrednio, to w opowieściach naszych dziadków czy pradziadków jest ona często wspominana. Trudno nie rozmawiać i nie pamiętać o 72 milionach ludzi, którzy przelali swoją krew i zginęli w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-07
,,Alicja w krainie Zombi" to pierwszy tom serii Kroniki Białego Królika autorstwa Geny Showalter. Pierwszym, z czym będzie się nam kojarzyć ta książka to rewolucyjna ,,Alicja w krainie czarów". Czy pierwszy tom Kronik Białego Królika będzie nieudolną kopią dzieła Lewisa Carrolla czy też dobrą młodzieżową pozycją? Zaraz się tego dowiemy...
,,Alicję w krainie zombi" dostałam w prezencie od koleżanki na losowaniu świątecznym. Uwielbiam grube książki, więc pięćset stronicowe tomisko wywołało we mnie niezwykle wielką radość. Dodatkowo mocno, wręcz magnetyzująco zadziałała na mnie piękna okładka. Według starego porzekadła nie wolno jednak oceniać książki po okładce i bałam się, co może czekać na mnie w środku.
Alicja Bell jest zwykłą nastolatkę. Jej życie wygląda jednak nieco inaczej niż życie jej rówieśników. Ojciec jest alkoholikiem i paranoikiem, uważa, że z każdej stronie jego rodzinie zagrażają potwory, które widzi tylko on. Alicja wraz z młodszą siostrą nie mogą wychodzić z domu o zmierzchu i spotykać się z koleżankami. Pewnego dnia udaje się im ubłagać rodziców, by złamać tę żelazną zasadę. Konsekwencje jednej decyzji okażą się straszne, a Alicja będzie czuła się winna przez resztę swojego życia...
Fabuła książki przedstawia się dosyć interesująco. Pierwsze kilkadziesiąt stron sprawia wrażenie dosyć oryginalnych, jednakże kiedy akcja przeniesie się w mury liceum nie ustrzeże się kilku schematów takich jak przystojny, tajemniczy chłopak zakochujący się w zwykłej dziewczynie czy obgadywanie i oczernianie przez wredne koleżanki. Mimo to w trakcie czytania ,,Alicji w krainie Zombi" nie sposób się nudzić. Wydarzenia, nawet jeśli schematyczne, są na tyle barwnie opisane, że nawet nie zauważymy ile czasu upłynęło od wzięcia książki do ręki i otwarcia na pierwszej stronie.
Bohaterowie są dosyć realistyczni i sympatyczni. Nie powinniśmy mieć żadnych problemów z wczuciem się w ich charaktery czy sposób myślenia. Alicja Bell to odważna i pewna siebie szesnastolatka, która czasem irytuje swoim zachowaniem ( szczególnie: ,,Jestem Ali" podczas przedstawiania się ), ale generalnie jest postacią, którą da się polubić i mimo okropnych wydarzeń starającą się dążyć do normalności. Cole Holland wzbudza skrajne emocje. Jest tajemniczy, cyniczny, odważny, czasem brutalny. Niektórzy go uwielbiają, a inni nienawidzą. Ja zaliczam się do osób, które darzą go sympatią. W końcu skrywa w głębi serca swoją lepszą stronę. Kat to najbardziej optymistyczna bohaterka tej książki. Tak wesołej, szalonej i energicznej dziewczynydawno moje oczy nie widziały. Gdybym ją spotkała na pewno zostałybyśmy przyjaciółkami. Justin Silverstone nie wzbudził u mnie pozytywnych uczuć. Wydawał się być pretendentem do trójkącika Alicja-Cole-Justin, ale okazał się być wredny i tchórzliwy. Mackenzie wydaje się być typową wredną popularną dziewczyną, ale okazuje się, że ma spory wpływ na wydarzenia i nie jest wcale pustą idiotką, jak mogło się na początku wydawać. Oczywiście w książce występuje też całe multum innych postaci, ale zapoznacie się z nimi sami, jeśli przeczytacie książkę.
A teraz o rzeczy ważnej i szalenie istotnej, a mianowicie o zombi. Gena Showalter wpadła na ciekawy i oryginalny pomysł przedstawienia tych stworów, zwykle niemyślących i chcących tylko i wyłącznie pożerać mózgi. Przedstawiła je jako istoty duchowa i inteligentne, niewidoczne dla większości ludzi, ale zagrażające wszystkim. Ten pomysł bardzo mi się spodobał i cieszy mnie, że autorka nie wykorzystała utartych schematów, ale sama stworzyła je według własnej koncepcji. Kolejną sprawą jest podobieństwo do ,,Alicji w krainie czarów". Jeśli liczyliście na lekturę podobną do dzieła Lewisa Carrolla to wiedzcie, że jedynym podobieństwem jest imię głównej bohaterki i tytuły rozdziałów. Dla mnie jest to zaletą, bo wątpię, żeby nawet zdolna pisarka jaką jest Gena Showalter potrafiła stworzyć coś na podobieństwo ,,Alicji w krainie czarów".
Styl pisania autorki nie budzi żadnych zastrzeżeń. Lekki, wciągający i barwny pozwoli na spędzenie miłych godzin nad lekturą. Opisy pozwalają na wyobrażenie sobie obrazów, które widzą bohaterowie, a dialogi są utrzymane w młodzieżowym języku. Narracja pierwszoosobowa umożliwia nam głębsze poznanie Alicji i kierujących nią motywów. Wydanie polskie zasługuje na największe uznanie. Okładka przyciąga spojrzenia i łączy w sobie baśniowość z mrokiem i ciemnością. Dla mnie strzał w dziesiątkę. Przekład jest naturalny, a słowa dobrze dobrane, więc nie można się do niczego przyczepić. Dodatkowym plusem jest bonus w postaci wywiadu z autorką. Naprawdę warto go przeczytać.
Książkę ,,Alicja w krainie Zombi" uważam za udaną powieść młodzieżową. Nie jest to literatura wybitna i skomplikowana, ale jako lekka lektura na zimne, zimowe wieczory przy kominku sprawdzi się idealnie. Mimo, że momentami bywa schematyczna to ciekawy pomysł na specyfikę zombi i lekki styl autorki wynagradzają lekkie niedociągnięcia w fabule. Polecam szczególnie młodzieży oraz lubującym się w wszelkiej maści zombi. Moja ocena to 8/10.
,,Alicja w krainie Zombi" to pierwszy tom serii Kroniki Białego Królika autorstwa Geny Showalter. Pierwszym, z czym będzie się nam kojarzyć ta książka to rewolucyjna ,,Alicja w krainie czarów". Czy pierwszy tom Kronik Białego Królika będzie nieudolną kopią dzieła Lewisa Carrolla czy też dobrą młodzieżową pozycją? Zaraz się tego dowiemy...
,,Alicję w krainie zombi" dostałam...
2013-12-30
Graham Masterton jest popularnym pisarzem brytyjskim. Napisał ponad 100 książek, wśród których prym wiodą thrillery i horrory. Jego żona pochodziła z Polski, dlatego autor często odwiedza i dobrze zna nasz kraj. ,,Dziecko Ciemności" to jedyna książka autora, której akcja toczy się tylko i wyłącznie w Polsce.
,,Dziecko ciemności" otrzymałam w prezencie pod choinkę. Ostatnimi czasy gustuję w powieściach z dreszczykiem i morderstwami, więc gdy tylko uporałam się z ,,Miastem kości" nadeszła kolej na zmierzenie się z dziełem Mastertona. To moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Czy udane... Zobaczcie sami.
W centrum Warszawy lat 90-tych dochodzi do serii tajemniczych i krwawych morderstw. Ofiary pozbawiane są głów, które porywa Oprawca. Do śledztwa powołany zostaje komisarz Stefan Rej. Czy podoła on sprawie i Warszawa znów stanie się spokojnym, wielkim miastem? Tymczasem w mieście trwa budowa hotelu Senate International, którą nadzoruje amerykanka o polskich korzeniach Sarah Leonard. Co stanie się gdy Oprawca przeszkodzi w budowie hotelu? A co jeśli nie jest on do końca człowiekiem?
Fabuła powieści wydaje się być interesująca. Akcja trzyma w napięciu aż do końca i często zaskakuje. Opisy mordów są bardzo szczegółowe, dlatego ostrzegam, że ludziom wrażliwym i takim, którzy nie gustują w zakrwawionych szczątkach i latających głowach mogą się one nie spodobać. Mnie one w ogóle nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie - przyciskały do fotela i nie pozwalały się oderwać od lektury. W ,,Dziecku ciemności" pojawia się dosyć sporo wulgaryzmów. Może czasem one raziły, ale z drugiej strony pozwalały uwierzyć w naturalność. Szczególnie, jeśli mieliśmy do czynienia z młodymi bohaterami, którzy przecież nie używają najpiękniejszego języka...
A jeśli o bohaterach mowa... Są oni dosyć mocną stroną książki. Komisarz Stefan Rej jest doświadczonym życiowo mężczyzną w średnim wieku. Ma dosyć specyficzne poglądy ( twierdzi między innymi, że za komuny było lepiej ), ale jest dobrym policjantem o sporej inteligencji i intuicji. Z pewnością możemy się z nim utożsamić, a nawet go polubić. Sarah Leonard to atrakcyjna kobieta w wieku około trzydziestu lat. Ma za sobą kilka nieudanych związków. Jest zaradna, pewna siebie i waleczna. W końcu czego się spodziewać po kobiecie zarządzającej budową hotelu. Detektyw Clayton Marsh jest niezwykle sprytnym i posiadającym niebywałą ( jak na mężczyznę ) intuicję pięćdziesięciolatkiem. Natomiast Marek Masłowski to współczesny nastolatek, którego przezywają Kurtem Cobain'em. Jest typowym buntownikiem, w dodatku dosyć tchórzliwym, ale w czasie trwania akcji zachodzą w nim pewne zmiany. Również można go polubić, ale czasem może czytelnika irytować. W ,,Dziecku ciemności" przewija się sporo bohaterów i to dosyć barwnych. Można wymienić jeszcze Bena Saundersa, który odgrywa rolę drania i bezwzględnego biznesmena zdolnego nawet do korupcji oraz Romana Zboińskiego, który łączy naturę biznesmena z naturą sadysty i bandziora. Radzę się jednak z bohaterami zbytnio nie utożsamiać, bo giną oni szybko - jak przysłowiowe mrówki.
Styl autora nie budzi zastrzeżeń. Książka jest ciekawa, a lekki, ale barwny język zachęca do jak najszybszego jej przeczytania. W polskim wydaniu występują czasem literówki, ale nie ma to nic wspólnego z błędami autora. Jak już wspomniałam w książce pojawiają się wulgaryzmy, więc jeśli ich nie znosicie mogą trochę przeszkadzać, ale moim zdaniem za bardzo nie wpływają na ocenę lektury. Kolejną zaletą jest to, że autor starał się odwzorować polskie realia i mimo, że momentami popełniał w tym błędy, to naprawdę warto docenić jego wysiłek. Polskie wydanie nie budzi zastrzeżeń, poza czasem pojawiającymi się literówkami. Okładka jest mroczna i idealnie pokazuje, czego możemy się spodziewać po lekturze.
Uważam pierwsze spotkanie z twórczością Grahama Mastertona za udane i z chęcią zajrzę do innych książek jego autorstwa. Książkę polecam przede wszystkim miłośnikom horrorów, kryminałów i lejącej się krwi, aczkolwiek ,,Dziecko ciemności" może zainteresować każdego. Daję tej książce 8/10 i z chęcią poszukam innych książek Mastertona. Po raz kolejny powiem: POLECAM!
Graham Masterton jest popularnym pisarzem brytyjskim. Napisał ponad 100 książek, wśród których prym wiodą thrillery i horrory. Jego żona pochodziła z Polski, dlatego autor często odwiedza i dobrze zna nasz kraj. ,,Dziecko Ciemności" to jedyna książka autora, której akcja toczy się tylko i wyłącznie w Polsce.
,,Dziecko ciemności" otrzymałam w prezencie pod choinkę....
2013-12-28
Cassandra Clare to pseudonim jednej z popularniejszych współczesnych pisarek. Tak naprawdę nazywa się ona Judith Rumelt. Urodziła się w amerykańskiej rodzinie w Teheranie. Bardzo często w dzieciństwie zmieniała miejsce zamieszkania. Dziś mieszka w USA. Seria ,,Dary Anioła" i trylogia ,,Diabelskie Maszyny" to jej najbardziej poczytne dzieła. Jest też związana z fandomem ,,Harry'ego Pottera" i ,,Władcy Pierścieni".
Jest kilka książek, które potrafią jak magnes przyciągnąć czytelnika i które wysyłają do mózgu polecenia takie jak: ,,Kup mnie" ,,Najlepsza książka". Poczułam takie wibracje już kilka razy w swoim życiu. Takie oddziaływanie skłoniło mnie też do zakupienia ,,Miasta kości". Bałam się, że książka nie okaże się warta tych 35 złotych. Na szczęście się przeliczyłam.
Clary Fray to zupełnie normalna piętnastoletnia dziewczyna z dużymi zdolnościami plastycznymi. Ma oddanego przyjaciela Simona i nadopiekuńczą i niezwykle uzdolnioną plastycznie matkę. Wiedzie spokojne życie nastolatki. Wszystko zmienia się po wizycie w klubie ,,Pandemonium". Dziewczyna dostrzega tam podejrzanych młodych ludzi, którzy nie dość, że zabijają bogu ducha winnego chłopaka ( który okazuje się potworem, ale co tam... ) to dodatkowo nie są dostrzegani przez nikogo innego. Prawdziwe schody zaczynają się, gdy tajemnicze moce porywają jej matkę. Clarissa musi przenieść się do Instytutu, gdzie poznaje nie tylko Nocnych Łowców, ale i prawdę o swoim pochodzeniu i prawdziwej tożsamości. Los nie jest jednak zbyt łaskawy i rzuca bohaterkę w wir niebezpiecznych i nieprawdopodobnych wydarzeń. Czy Clary i jej przyjaciele wybrną z tego cali?
Fabuła książki może nie jest zbyt oryginalna. Schemat powieści, w której bohater dowiaduje się o swoim pochodzeniu i tożsamości, a potem musi walczyć o sprawiedliwość na świecie jest dosyć powszechny. W tej książce został jednak dość innowacyjnie przedstawiony i historia często zaskakuje i zadziwia czytelnika. Najważniejszym wątkiem książki na szczęście nie jest romans między postaciami, tylko praca Nocnych Łowców, poszukiwanie Kielicha i poznawanie prawdy o pochodzeniu Clary. Akcja toczy się w ciągu kilkunastu dni, ale te tak obfitują w wydarzenia, że w książce, nawet o takiej objętości, nie znajdziemy czasu na wytchnienie. Mnie pomysł autorki bardzo zainteresował. Szczególnie pochłonął mnie wątek pracy Nocnych Łowców, bo uważam go za najciekawszy w serii.
Bohaterowie na szczęście nie są papierowi czy sztuczni. Główna bohaterka Clarissa Fray jest dosyć odważna i potrafi walczyć o swoje w razie czego używając do tego gwałtowniejszych metod. Nie użala się nad sobą i popełnia wiele błędów, co odróżnia ją od plastikowych bohaterek, które spotykałam w niektórych książkach. Jace zdobył moje serce niemalże natychmiastowo. Uwielbiam jego styl życia i ironiczne poczucie humoru. Imponują mi też jego umiejętności i zdolności do walki. Isabelle to typ pewnej siebie i odważnej dziewczyny. Tę postać również obdarzyłam dużą sympatią. Aleca lubię troszkę mniej, ale głównie dlatego, że niewiele wiemy o jego postaci. Podoba mi się, że autorka ukazała jednego z bohaterów jako homoseksualistę, bo uważam, że tolerancja jest w życiu bardzo ważna i nie należy się zrażać do kogoś kto miłość postrzega nieco inaczej. Simon to typ przyjaciela, o którym zawsze marzyłam i marzę nadal. Zdolny do poświęceń i wesoły - mój ideał! Zaintrygowała mnie też postać zimnego i cynicznego Valentine'a i czarownika Magnusa. Mam nadzieję, że o tych postaciach dowiemy się więcej w następnych częściach.
Styl pisania Cassandry nie budzi żadnych zastrzeżeń. Opisy są na tyle barwne, że nie miałam żadnego problemu z wyobrażeniem sobie miejsc, w których przebywali bohaterowie czy wyglądu postaci. Dialogi są błyskotliwe i nie nudzą. Nie zauważyłam też żadnych błędów w opracowaniu: literówek, błędów interpunkcyjnych. Widać, że zespół Wydawnictwa Mag stanął na wysokości zadania jeśli chodzi o opracowanie i sposób wydania ,,Miasta kości". Co prawda słyszałam różne opinie o okładkach, ale do swojej nie mam żadnych zastrzeżeń, a nawet mi się spodobała.
Podsumowując... Książka ,,Dary Anioła. Miasto kości" jest dla mnie naprawdę jednym z fenomenów jeśli chodzi o najnowsze książki przeznaczone dla młodzieży. Napisana lekko i barwnie daje czytelnikowi możliwość przeniesienia się w pełen demonów i innych niebezpiecznych stworów świat, który powstał w wyobraźni Judith Rumelt. Moja ostateczna ocena dla serii to 9/10, bo fabuła jest oparta na znanym schemacie i wielu czytelników momentami może ją uznać za przewidywalną. Książka ląduje na liście moich ulubionych obok takich pozycji jak ,,Harry Potter" czy ,,Władca Pierścieni". Liczę na to, że następne części okażą się tak samo wspaniałe lub jeszcze lepsze od tej.
Cassandra Clare to pseudonim jednej z popularniejszych współczesnych pisarek. Tak naprawdę nazywa się ona Judith Rumelt. Urodziła się w amerykańskiej rodzinie w Teheranie. Bardzo często w dzieciństwie zmieniała miejsce zamieszkania. Dziś mieszka w USA. Seria ,,Dary Anioła" i trylogia ,,Diabelskie Maszyny" to jej najbardziej poczytne dzieła. Jest też związana z fandomem...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-24
Stephen King - chyba nie muszę pisać kim jest. To znany na całym świecie mistrz powieści grozy, nazwany przez wielu ,,Królem horroru". Napisał ponad 60 książek, a prawie połowa z nich została zekranizowana, z mniejszym lub większym powodzeniem.
,,Lśnienie" otrzymałam jako prezent gwiazdkowy od rodziców. Naprawdę im za tę książkę ogromnie dziękuję. Słyszałam wiele o tym dziele już wcześniej, ale nie byłam pewna czy ,,Król horroru" przekona mnie do siebie. Okazało się, że nie miałam powodów do zmartwień, bo ,,Lśnienie" spełniło moje wysokie oczekiwania z nawiązką.
Wyobraźcie sobie wielki, monumentalny i bogaty w historię luksusowy hotel, w którym ludzie rodzili się i umierali, w którym zadawano śmiertelne ciosy nawet tym niewinnym, w którym krzyk radości mieszał się z krzykiem bólu, przerażenia i rozpaczy.Wyobraźcie sobie rodzinę uwięzioną w nim zimą i zasypaną śniegiem bez możliwości ucieczki stamtąd do wiosny. Wyobraźcie sobie chłopca, który czuje, widzi i słyszy więcej, a duchy hotelu próbują go stłamsić. Wyobraźcie sobie pogrążającego się w szaleństwie człowieka, który sam już nie wie komu ufać. Jeśli sobie to wszystko wyobraziliście, macie podstawową linię fabuły ,,Lśnienia". Fabuły, która porywa czytelnika w swoje szpony powoli, z rozwagą, a potem próbuje go rozszarpać na strzępy jak lew swoją ofiarę. Akcja nie toczy się bardzo szybko, wręcz przeciwnie rozwija się powoli pozwalając czytelnikowi wsiąknąć w przerażający świat ,,Panoramy". Jak dla mnie jest to zaleta, bo przeczytałam już wiele książek z akcją tocząca się na łeb i szyję i potrzebowałam książki z klimatem.
Bohaterowie są ogromną zaletą ,,Lśnienia". Nie jest ich bardzo dużo, ale każdy ma oryginalny charakter i nie jet pozbawiony wad. Jack Torrance to mężczyzna o trudnej przeszłości. W przeszłości bity i poniżany przez ojca, którego mimo wszystko kochał popadł w alkoholizm i dopiero wypadek sprawił, że udało mu się zerwać z nałogiem. Ma wybuchowy i gwałtowny charakter, czasem zdarzają mu się napady wściekłości. To na niego hotel będzie wywierał najgorszy wpływ, a jego zła strona będzie do końca zwalczać tę dobrą. Danny Torrance to pięcioletni syn Jacka i Wendy. Jest spokojny, inteligentny i dużo poważniejszy od swoich rówieśników. Ma specyficzną zdolność do widzenia i słyszenia rzeczy, których nie widzi nikt inny - Jasność. Wendy Torrance jest żoną Jacka i odważną i troskliwą matką. Hotel i na nią będzie wywierał zły wpływ. Dick Hallorann jest sześćdziesięcioletnim mężczyzną posiadającym taki sam dar jak Danny i pracującym w hotelowej kuchni. To sympatyczny i wesoły człowiek, mimo wielu przykrych przeżyć i kłopotów, które przynosi dar.
Styl pisania Stephen'a Kinga porywa od pierwszych stron. Bogate, ale nie nużące opisy, realistyczne dialogi i klimat horroru budowany za pomocą umiejętnie użytych słów świadczą o naprawdę wysokim poziomie warsztatu autora. Polskie wydanie nie porywa, ale jako że książkę wydano w 1990 roku można wybaczyć takie mankamenty jak trochę mała czcionka czy trochę gorszej jakości papier. Zaletą wydania jest okładka jak dla mnie naprawdę zachęcająca do sięgnięcia po książkę.
Teraz czas na najważniejsze pytanie - czy ,,Lśnienie" jest straszne? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Na pewno nie doświadczymy tam hektolitrów krwi ( oczywiście trochę się jej pojawi ), więc fani gore będą mogli czuć się zawiedzeni. Jeśli jednak wolicie bardziej wysublimowane horrory ,,Lśnienie" ze swoimi znakomicie wykreowanymi duchami hotelu, ogromnymi przestrzeniami i psychozą stopniowo ogarniającą postacie może naprawdę was przerazić. Ja po czytaniu wyjątkowo strasznych rozdziałów bałam się wyjść do toalety wieczorem.
Podsumowując... ,,Lśnienie" to kawał świetnej literatury grozy. Polecam wszystkim, którzy uwielbiają horrory oraz fanom Kinga. Naprawdę warto! A więc: REDRUM i do roboty!
Stephen King - chyba nie muszę pisać kim jest. To znany na całym świecie mistrz powieści grozy, nazwany przez wielu ,,Królem horroru". Napisał ponad 60 książek, a prawie połowa z nich została zekranizowana, z mniejszym lub większym powodzeniem.
,,Lśnienie" otrzymałam jako prezent gwiazdkowy od rodziców. Naprawdę im za tę książkę ogromnie dziękuję. Słyszałam wiele o tym...
2014-04-12
"Mówili, że bez miłości będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na miłość sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam.
Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie”.
Dawniej wierzono, że miłość jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię miłości ludzie byli w stanie zrobić wszystko, nawet zabić.
Potem wynaleziono lekarstwo na miłość.
Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?"*opis z okładki
,,Delirium" to jedna z najgłośniejszych pozycji ostatnich lat. Przez wielu okrzyknięta mianem książki dla młodzieży, która przekazuje coś więcej niż tylko mało wybredną rozrywkę i wydumane związki czy romanse. Powieść o świecie bez miłości przyciągnęła do siebie jak magnes wielu czytelników. Po latach także i mnie...
"Życie nie jest życiem, jeśli się przez nie tylko prześlizgniesz. Wiem, że jego istota polega na tym, by znaleźć rzeczy, które mają znaczenie, i trzymać się ich, walczyć o nie i nie odpuścić.”
Miłość. Słowo, które tak często nie chce nam przejść przez gardło. Tak cenne, choć jego wartość jest sprowadzana przez media do tak niskich pobudek. Tak niezwykłe, bo zmienia nasze życie, wzbogaca je o osobę nam bliską. Ale co jeśli słowo to byłoby zakazane, a sama myśl o nim byłaby zapowiedzią nieuchronnej klęski? Czy znaleźlibyśmy w sobie siłę do walki o miłość? I o życie? Właśnie taką wizję roztacza przed nami Lauren Oliver w swojej najbardziej znanej pozycji.
"Ten, kto skacze do nieba, może upaść, to prawda. Ale może też poszybować w górę."
Lena jest zwyczajną dziewczyną. Ma niecałe 160 centymetrów wzrostu i niczym się nie wyróżnia. Dni spędza w szkole, a popołudnia nad książkami, bo chce się dostać na jak najlepsze uczelnie. Lubi też biegać ze swoją najlepszą przyjaciółką - Haną. Żyje w świecie, w którym istnieje jedna podstawowa zasada - nie można kochać. Naukowcy widząc zgubne skutki amor deliria nervosa wprowadzili na nie lekarstwo - Remedium, po którym człowiek przestaje żywić do kogokolwiek miłość. Lena z niecierpliwością odlicza dni do swojego zabiegu. Wie, że będzie to najlepszy dzień jej życia. Ale pewnego dnia spotyka Aleksa. To spotkanie zmienia całe, dotychczasowo monotonne i uporządkowane życie dziewczyny.
"Wszystko będzie dobrze. Słowa, które tak naprawdę nic nie znaczą, które są mantrą rzucaną w przestrzeń i mrok jak rozpaczliwe próby uchwycenia się czegoś, gdy się spada."
Lauren Oliver miała dobry i oryginalny pomysł na książkę i w stu procentach go wykorzystała. Autorka umiejętnie stopniuje napięcie i wciąga czytelnika w swoje sidła bardzo szybko. ,,Delirium" nie jest książką, w której akcja leci na łeb i szyję. Duża uwaga została w niej przyłożona do opisu świata, w którym żyją bohaterowie. Szczegółowo zostały opisane reguły SZZ czy skutki zabiegu wprowadzającego Remedium. Dla mnie wizja świata bez miłości była przerażająca, ale z drugiej strony dość prawdopodobna. Ludzie dużo cierpieli przez miłość, dlatego uznali, że lepiej będzie, gdy to uczucie zniknie z powierzchni ziemi. Smutne, ale prawdziwe. W ,,Delirium" odczuć można charakterystyczny dla ponadprzeciętnych pozycji klimat, który otacza czytającego swoistą mgiełką i sprawia, że ten nie może się od książki oderwać.
"Chłodne powietrze wchodzi i wychodzi z moich płuc boleśnie, ale to dobry rodzaj bólu: ból, który przypomina, jak cudownie jest oddychać."
Główną bohaterką ,,Delirium" jest Lena. To z punktu tej dziewczyny obserwujemy świat i to jej zmianę widzimy w czasie przewracanie kolejnych zapisanych słowami kart. Na początku przeciętna, zapatrzona w reguły państwa, w którym przyszło jej żyć, nieśmiała dziewczyna stopniowo zmienia się w odważną, niezależną osobę, która poświęci bardzo wiele w imię zakazanych dotychczas ideałów. Lauren Oliver ukazuje nam przemianę Leny stopniowo, co czyni ją bardzo prawdopodobną i realistyczną. Psychika dorastającej dziewczyny jest pokazana bardzo wiarygodnie, co sprawia, że Lena natychmiast zaskarbiła sobie miejsce w moim sercu. Hana natomiast jest niezwykle przebojowa i wesoła, co sprawia, że w dzielnicy Leny jest niezwykle popularna. Obie dziewczyny się przyjaźnią, a ich przyjaźń jest ukazana w piękny i mądry sposób. Pozostał jeszcze Aleks... Postać niezwykła i mogłoby się wydawać pozbawiona wad. Mimo tej idealności bardzo go polubiłam. Zresztą wszyscy bohaterowie są solidnie i bardzo dobrze wykreowani, za co autorce należą się duże gratulacje.
"Miłość - jedno słowo, niby nic, nieznaczne jak ostrze noża. Właśnie tym jest: ostrzem, krawędzią. Przechodzi przez środek twojego życia, dzieląc wszystko na pół. Przed i po. Cały świat spada na którąś ze stron. Przed i po. I w trakcie - moment na krawędzi."
Wsiąknięcie w historię znacznie ułatwia lekki, barwny i jednocześnie nie pozbawiony pewnej poetyckości język. Opisy są niezwykłe, bo obraz przedstawiany przez Oliver natychmiast staje przed naszymi oczami jakby był żywy. Narracja pierwszoosobowa jest chyba najbardziej przeze mnie lubiana. Powieść prowadzona z punktu widzenia Leny jest bardziej zaskakująca i trzymająca w napięciu niż historia prowadzona przez wszystkowiedzącego narratora. Warsztat Lauren można spokojnie uznać za bardzo dobry - idealnie sprawdza się w pozycjach młodzieżowych czy post apokaliptycznych.
"Jedną z najdziwniejszych rzeczy w życiu jest to, że będzie ono parło do przodu, ślepe i nieświadome, nawet gdy nasz prywatny świat-nasza mała wykrojona przestrzeń-jest niszczony przez kataklizmy, a nawet się rozpada."
Wszyscy znamy stare porzekadło, by nie oceniać książek po okładce. Ale... Rzadko kiedy decydujemy się na książkę z naprawdę koszmarną oprawą graficzną. Na szczęście pierwsze wrażenie przy spotkaniu z ,,Delirium" to nie jęk obrzydzenia. Okładka jest bowiem naprawdę piękna i dobrze zaprojektowana, a dziewczyna na okładce przypomina mi Lenę. Tłumaczenie jest bardzo dobre, a czcionka idealnie dopasowana nawet dla takich okularników jak ja.
Aż chciałoby się powiedzieć coś złego o tej książce. Moja przekorna dusza chciałaby napisać, że znalazła jedną literówkę i brak przecinka. Ale nie mogę... ,,Delirium" jest bowiem powieścią wspaniałą i chwytającą nie tylko za serce, lecz także za duszę. POLECAM!
"Mówili, że bez miłości będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na miłość sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam.
Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie”.
Dawniej wierzono, że miłość jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię miłości ludzie byli w stanie zrobić wszystko,...
2014-04-06
"W letni świt 1945 roku dziesięcioletni Daniel Sempere zostaje zaprowadzony przez ojca, księgarza i antykwariusza, do niezwykłego miejsca w sercu starej Barcelony, które wtajemniczonym znane jest jako Cmentarz Zapomnianych Książek. Zgodnie ze zwyczajem Daniel ma wybrać, kierując się właściwie jedynie intuicją, książkę swego życia. Spośród setek tysięcy tomów wybiera nieznaną sobie powieść "Cień wiatru" niejakiego Juliana Caraxa.
Zauroczony powieścią i zafascynowany jej autorem Daniel usiłuje odnaleźć inne jego książki i odkryć tajemnicę pisarza, nie podejrzewając nawet, iż zaczyna się największa i najbardziej niebezpieczna przygoda jego życia, która da również początek niezwykłym opowieściom, wielkim namiętnościom, przeklętym i tragicznym miłościom rozgrywającym się w cudownej scenerii Barcelony gotyckiej i renesansowej, secesyjnej i powojennej. "*
,,Cień wiatru" jest już wśród znawców i pasjonatów literatury legendą. Napisana przez jednego z najsłynniejszych hiszpańskich autorów książka przez wielu okrzyknięta została arcydziełem i zdobywała najwyższe z możliwych ocen. Odkąd zaczęłam przeglądać liczne blogi recenzenckie spotykałam się z samymi pozytywnymi opiniami, więc ostrzyłam sobie moje krótkie pazurki na tę pozycję. Okazało się, że nie muszę nawet szukać ,,Cienia wiatru" w księgarni, gdyż znajdował się on w biblioteczce mojej siostry. W końcu otworzyłam drżącymi dłońmi na pierwszej stronie i... I przepadłam.
"Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie."
Jestem osobą, która kocha książki. Dla wielu z nich poświęciłabym wiele, może nawet skoczyłabym w ogień. Jestem świadoma, że wielu z Was zrobiłoby to samo. Na szczęście, nigdy nie byłam na podobną próbę wystawiona. Ale czy gdyby tak się stało dałabym się porwać w wir niebezpiecznych przygód i intryg w moim rodzinnym mieście, tak jak Daniel Sempere? A może uciekłabym przerażona i z podkulonymi nogami siedziała pod kocem, tak jak podpowiadał mi rozsądek?
"W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze."
Zafon zabiera nas w długą podróż uliczkami Barcelony. Delikatnie, a jednocześnie z ogromną mocą wciąga czytelnika w świat tajemnic z przeszłości, nierozwiązanych zagadek i złowieszczych, ale ogromnie pociągających intryg. Akcja toczy się w ciągu kilku / kilkunastu lat i pozwala nam poznać nie tylko samego Daniela i jego bliskich, lecz także świat, w którym chłopak żyje - przeżywa pierwsze miłości, rozstania i rozczarowania, ale też pierwsze zwycięstwa i tryumfy. Carlos Ruiz Zafon sprawnie prowadzi fabułę i snuje swoją powieść spokojnie, bez pośpiechu, ale i tak niezwykle pasjonująco. Od pierwszych stron wciąga w swoje sidła i nie wypuszcza aż do ostatniej strony. Dodać też trzeba, że przynajmniej dla mnie w dobie licznych paranormal romance pomysł autora był bardzo oryginalny, a za przeniesienie akcji książki do magicznego miasta, jakim jest Barcelona otrzymuje on ode mnie ogromnego plusa.
"Istniejemy póki ktoś o nas pamięta"
Bohaterowie są mistrzowsko wykreowani. Każdy z nich ma wady i zalety, pasje i znienawidzone zajęcia oraz swoje słabości. Główny bohater Daniel Sempere znacząco się zmienia w czasie trwania historii - początkowo jest naiwnym i spragnionym wiedzy i matczynej miłości chłopczykiem, by zmienić się w prawie dorosłego, znającego już smak życia, lecz nadal nie pozbawionego nutki dziecięcej naiwności mężczyznę. Bardzo go polubiłam i jest jak dla mnie jednym z najlepiej wykreowanych głównych bohaterów książek, których dotychczas czytałam. Moje serce zdobył też Fermin, przezabawny i niezwykle doświadczony przez życie mężczyzna z niezwykle skomplikowaną osobowością. Pozostaje jeszcze Julian Carax - postać niezwykle doświadczona przez los, pełna goryczy i rozpaczy. Odkrywanie jego przeszłości i mrocznych tajemnic oraz losów nieszczęśliwych kochanków niezwykle mnie pochłonęło i skłoniło do wielu refleksji i rozmyśleń. O życiu i o jego sensie. I o śmierci.
"Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterię; to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć."
,,Cień wiatru" jest istnym majstersztykiem, jeśli chodzi o warsztat i styl pisania autora. Niektórzy uważają, że książkę tę można czytać dla samego języka, nie bacząc na fabułę czy postacie. Jest w tym ziarnko prawdy, ale poza tym absolutnie się z tym zdaniem nie zgadzam! Owszem, styl autora jest niezwykle rozwinięty i bogaty, a jednocześnie nie trąci myszką czy przepychem, ale również bohaterowie i fabuła są niesamowite i wspaniałe. Opisy są długie, ale ani trochę mnie nie nudziły - są tak barwne i pomysłowe, że obraz natychmiastowo stawał mi przed oczami i już sprzed nich nie znikał. Narracja pierwszoosobowa jest prowadzona po mistrzowsku - bardzo łatwo utożsamiamy się z głównym bohaterem i przeżywamy z nim wszystkie przygody i tragedie. Pamiętajcie też o tym, że ,,Cień wiatru" to kopalnia cytatów i mądrości, a dla mnie zawsze jest to ogromna zaleta czytanego utworu.
"Czas, im bardziej jest pusty, tym szybciej płynie. Życie pozbawione znaczenia przemyka obok, jak pociąg niezatrzymujący się na stacji."
A teraz troszkę dziegciu w miodzie... Polskie wydanie na pierwszy rzut oka przedstawia się bardzo dobrze. Ładna i klimatyczna okładka zachęca do zapoznania się z wnętrzem tomiku, ale znalazłam jeden, jak dla mnie spory mankament. Z powodu małych rozmiarów mojego egzemplarza czcionka była niewielkich rozmiarów, co mi jako osobie nieobdarzonej sokolim wzrokiem mocno utrudniało czytanie. Samo tłumaczenie jest jednak solidne i pozwala wczuć się w atmosferę utworu, więc mimo wszystko polskie wydanie zasługuje na duże uznanie.
"Są więzienia gorsze od słów"
,,Cień wiatru" stał się dla mnie czymś więcej niż tylko książką, niż tylko zwykłym słowem pisanym. Książka ta otworzyła przede mną nowe drzwi i rozpostarła nowe horyzonty. Jeśli jeszcze nie sięgnąłeś po tę pozycję to najwyższy czas rozwinąć żagle i się za nią zabrać. Gwarantuję Ci, że podróż do Barcelony Zafona będzie jedną z twoich najlepszych wojaży. Wąskie uliczki tego miasta kuszą i to bardzo!
"W letni świt 1945 roku dziesięcioletni Daniel Sempere zostaje zaprowadzony przez ojca, księgarza i antykwariusza, do niezwykłego miejsca w sercu starej Barcelony, które wtajemniczonym znane jest jako Cmentarz Zapomnianych Książek. Zgodnie ze zwyczajem Daniel ma wybrać, kierując się właściwie jedynie intuicją, książkę swego życia. Spośród setek tysięcy tomów wybiera...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-03-20
Aleksander Kamiński urodził się w 1903 roku i przeżył dwie okropne i krwawe wojny: I i II wojnę światową. Zmarł w 1978 roku żegnany przez tysiące harcerzy i zuchów. Wychowany według ideałów i w otoczeniu patriotów stał się jednym z najzagorzalszych uczestników walki o wolność. Bohaterów ,,Kamieni na szaniec" znał osobiście i napisał o nich niezwykle cenioną, wzruszającą i pouczającą książkę.
Lato 1939 roku. Trójka wiernych przyjaciół - Rudy, Alek i Zośka spędza wraz z innymi młodymi ludźmi beztroskie wakacje. Chłopcy zdali maturę ze świetnymi rezultatami i planują swoją przyszłość, która jawi im się w bardzo optymistycznych barwach. Gdy jednak za zamkniętymi dla nich drzwiami naradzają się głowy największych mocarstw nastaje dla nich czas, w którym zamiast zajmować się codziennymi obowiązkami i przyjemnościami będą musieli sprawdzić się w działaniach ruchu oporu i wystawią na ciężką próbę swoje ideały. Przecież każda wojna niesie ze sobą tragiczne konsekwencje... A śmierć zbiera krwawe żniwo...
Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei I przed narodem niosą oświaty kaganiec; A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec!
Głównymi bohaterami książki są Rudy, Zośka i Alek. Chłopcy mają po dwadzieścia lat i łączy ich szczera, braterska przyjaźń. Są prawdziwymi optymistami, czerpią z życia bardzo dużo radości i wcale nie różnią się tak bardzo od dzisiejszej młodzieży. Marzą i planują swoje dorosłe życie, ale przeszkodziła im w tym wojna. Jednak nie poddają się i ruszają do walki o wolną Polskę. I nie koniecznie chodzi tu o strzelaninę. Często chodzi chociażby o zrywanie niemieckich flag, zamazywanie swastyk czy pisanie po murach takich symboli jak symbol Polski Walczącej. Dalej starają się uczyć i dążyć do spełnienia swoich marzeń i ideałów. Rudy wyróżnia się niezwykłą inteligencją, lotnym umysłem oraz wytrwałością w dążeniu do celu. Zośka ma bardzo wysoko rozwinięte zdolności przywódcze, również wyróżnia się dużą inteligencją i ma naprawdę bardzo dużą wolę walki z wrogim okupantem. Alek jest chodzącą dawką radości i optymizmu - wiecznie radosny, pełen wiary w Polskę, młodość, ideały i Boga oraz zakochany z wzajemnością w Basi. Bohaterowie ,,Kamieni na szaniec" żyli naprawdę, więc nie mogę ocenić ich wykreowania, ale naprawdę wszystkich pokochałam szczerą miłością i gdy tylko działo się z nimi coś złego czułam przenikające przez moje ciało dreszcze. Pokochałam ich za ich pogodę ducha, za tę radość, za ten najprawdziwszy i najwspanialszy patriotyzm, za to ,,że potrafili pięknie umierać i pięknie żyć".
Aleksander Kamiński za pomocą prostych i wcale nie patetycznych czy wzniosłych słów przenosi nas w ciężkie i tragiczne czasy II wojny światowej. Styl autora nie jest rewelacyjny i gdyby książka nie opowiadała tak cudownej, prawdziwej, wzruszającej i pouczającej historii jej ocena minimalnie by spadła. Ja jednak zostałam przez ,,Kamienie na szaniec" tak wciągnięta, że niższa ocena nie wchodzi w grę. I wbrew temu, co uważają niektórzy nie jest to książka o nadętych, idealnych chłopakach, którzy niczego się nie bali i czekali na śmierć. Nie! Rudy, Zośka i Alek byli ludźmi z krwi i kości, którzy czasem bywali lekkomyślni i zdarzało im się popełniać błędy. Znaleźli w sobie jednak siłę, by podjąć nierówną walkę z wrogim okupantem.
,,Kamienie na szaniec" powinny być obowiązkową książką każdego pokolenia Polaków. Ta książka niesie w sobie niesamowicie wiele wartości i prawd oraz ukazuje historię młodych ludzi, którzy potrafili nie tylko pięknie umierać, ale też pięknie żyć. Uważam, że nie da się tej książki sensownie ocenić w skali 1-10, dlatego że zasługuje na coś dużo, dużo więcej. POLECAM!
Aleksander Kamiński urodził się w 1903 roku i przeżył dwie okropne i krwawe wojny: I i II wojnę światową. Zmarł w 1978 roku żegnany przez tysiące harcerzy i zuchów. Wychowany według ideałów i w otoczeniu patriotów stał się jednym z najzagorzalszych uczestników walki o wolność. Bohaterów ,,Kamieni na szaniec" znał osobiście i napisał o nich niezwykle cenioną, wzruszającą i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-03-23
Każdy z nas żyje nie po to, żeby być doskonałym, lecz żeby uczyć się na swoich własnych potknięciach czy błędach. Będąc już siwymi staruszkami nieraz wspominamy czasy młodości z politowaniem i szerokim uśmiechem na twarzy. Ówczesne porażki, sukcesy czy też marzenia wydają się nam niezwykle błahe w porządku naszego świata. Ale każdy z nas był kiedyś młody i każdy z nas popełniał błędy. I właśnie o młodości opowiada najnowsza książka Stephena Kinga pod, skądinąd całkiem interesującym, tytułem ,,Joyland".
,,Joyland" to już moje drugie spotkanie z królem horroru Stephen'em Kingiem. Pierwszą książką tego autora, którą przeczytałam było ,,Lśnienie", które zachwyciło mnie i zachęciło do zakupienia lub też wypożyczenia innych jego pozycji . Będąc więc na feriach zimowych udałam się do Empiku i w biegu kupiłam właśnie ,,Joyland". Pozytywnie nastawiona, zaczęłam czytać...
Devin Jones ma dwadzieścia jeden lat i studiuje na college'u. Jego marzeniem jest zostać pisarzem, a na razie studiuje kierunek, który ma go do tego zajęcia przygotować. Wydawałoby się, że wszystko układa się jak najlepiej, ale... Chłopaka niedawno rzuciła jego pierwsza, prawdziwa miłość - Wendy Keegan, co fatalnie wpływa na jego zachowanie i psychikę. W przypływie chwili Devin zatrudnia się na wakacje w lunaparku o nazwie ,,Joyland" - miejscu, gdzie wszyscy pracownicy dają odwiedzającym zabawę i chwile wytchnienia od ciężkiej pracy i nudnych, monotonnych obowiązków. Ale każdy lunapark ma swojego ducha... Nasz bohater będzie się musiał zmierzyć z czymś znacznie straszniejszym niż odrzucenie, a konkretnie z brutalnym morderstwem, które popełniono w ,,Joyland" cztery lata temu. Czy chłopakowi uda się rozwiązać tajemniczą zagadkę z przeszłości? Czy pogodzi się ze stratą? I czy nauczy się, że życie to największy dar, który niektórzy przedwcześnie tracą?
Tak w skrócie przedstawia się fabuła tej powieści. Widać, że autor miał bardzo ciekawy i dobry pomysł na fabułę i akcję książki. Przede wszystkim ,,Joyland" nie jest powieścią opartą na utartych i denerwujących co bardziej wymagającego czytelnika schematach. Mimo, że autor sięgnął po z pozoru wykorzystany już motyw wesołego miasteczka czy ducha, to dzięki swojemu bogatemu doświadczeniu stworzył niezwykle interesującą i błyskotliwą, choć nie do końca przerażającą powieść. No właśnie, muszę wam powiedzieć, że to nie do końca ten sam King, co w ,,Lśnieniu" czy chociażby ,,Carrie" (muszę ją przeczytać! ). ,,Joyland" jest bardziej powieścią obyczajowo-kryminalną z małymi elementami horroru. Miłośników starego Kinga może to trochę odstraszyć, ale zachęcam wszystkich by dali szansę tej nowej powieści króla horrorów. Akcja nie toczy się zbyt szybko, ale czytelnik nie czuje się znudzony, tylko zostaje dobrze wprowadzony w świat wesołego miasteczka i jego pracowników. ,,Joyland" czyta się naprawdę szybko i naprawdę ciężko się od niego oderwać.
King przeszedł do historii jako twórca bardzo realistycznych i intrygujących bohaterów. Także i w tej powieści nie możemy mu zarzucić niedbałości, jeśli chodzi o stworzone postacie. Bardzo polubiłam głównego bohatera Devina, który może nie wyróżnia się niczym specjalnym, ale idealnie odzwierciedla charakter osób w jego wieku. Nie jest sztuczny, często popełnia błędy i mimo to stara się dalej piąć do celu - to wszystko bardzo cenię w przypadku bohaterów i w powieści Kinga właśnie to otrzymałam. Inni bohaterowie również zasługują na nasze uznanie, ale żeby nie zdradzać za wiele cennych sekretów nie będę się nad nimi dłużej rozwodzić. Stephen King po raz kolejny nie zawiódł mnie jeśli chodzi o wykreowanie postaci i dzięki temu z pewnością sięgnę po jego kolejne dzieła.
Kolejnym elementem dobrej książki jest warsztat autora, a King udowodnił mi po raz drugi, że jest człowiekiem w swoim fachu niezwykle doświadczonym. Jego styl jest gawędziarski, ale mimo to cały czas byłam wciągana w wir przygód młodego Jonesa. Opisy są bardzo obrazowe i wszystko o czym czytamy w książce automatycznie wyświetla się nam w odmętach wyobraźni, a przynajmniej tak się działo w moim przypadku. Dialogi są bardzo przyjemne, nie ma w nich żadnych zbędnych zwrotów i idealnie wpasowują się w klimat powieści oraz środowisko bohaterów ( wszak nasi bohaterowie są młodzi i na pewno nie będą się do ciebie zwracać w sposób przesadzony czy patetyczny ). Na duże uznanie zasługuje też polskie wydanie ,,Joyland". Okładka jest bardzo przemyślanie zaprojektowana i naprawdę ładna, przez co może z łatwością zwrócić uwagę potencjalnego czytelnika. Tłumaczenie Tomasza Wilusza zasługuje na duże oklaski - każdy opis i dialog jest idealnie wpasowany w klimat powieści i ani razu nie zauważyłam lub poczułam żadnej sztuczności.
,,Joyland" to Stephen King w zupełnie innej odsłonie. Nie przeraża tak jak w ,,Lśnieniu", ,,Carrie" czy ,,Misery", ale czy to od razu musi stawiać jego najnowszą powieść w gorszym świetle? Absolutnie nie, bo mimo, że nie uświadczymy tam tak wielkiego napięcia jak w recenzowanym już przeze mnie ,,Lśnieniu" to otrzymamy wciągającą, dobrze napisaną i oryginalną powieść obyczajowo-kryminalną z elementami horroru. Wszystkim miłośnikom twórczości Kinga ogromnie polecam, a tym którzy dotąd nie sięgnęli po żadną pozycję autora z powodu obaw, że te okażą się zbyt straszne zachęcam do spotkania z Kingiem właśnie przy czytaniu ,,Joyland". WARTO!
Każdy z nas żyje nie po to, żeby być doskonałym, lecz żeby uczyć się na swoich własnych potknięciach czy błędach. Będąc już siwymi staruszkami nieraz wspominamy czasy młodości z politowaniem i szerokim uśmiechem na twarzy. Ówczesne porażki, sukcesy czy też marzenia wydają się nam niezwykle błahe w porządku naszego świata. Ale każdy z nas był kiedyś młody i każdy z nas...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wspomnienia. Jedno słowo, które znaczy tak wiele. Jedno słowo, które niesie za sobą chwile szczęśliwe i gorzkie, takie, które chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć i takie, którymi w sercu pieczołowicie się opiekujemy, pragnąc by zostały z nami na zawsze. Czy zastanawialiśmy się kiedyś nad przeszłością, wspomnieniami innych? Może ten staruszek przechodzący powolutku na drugą stronę ulicy przeżył niegdyś coś niesamowitego? Może bronił naszego kraju przed wrogami, walczył w ramię w ramię z bohaterami? Może sam jest bohaterem? A ta kobieta w szarej sukience trzymająca za rękę małą dziewczynkę... Może ona też przeżyła coś niesamowitego? Wielką miłość. Zdradę. Walkę. Prześladowanie.
A ja właśnie skończyłam książkę. Niepozorną. Nie za grubą, nie za cienką. Ot, z pozoru zwyczajną, chociaż z przykuwającą uwagę okładką. Jednak to nie jest zwyczajna powieść. To owinięta gęstą mgłą wspomnień historia o przemijaniu dawnych potęg, końcu pewnej epoki i sile miłości. Miłości, która jest gotowa oddać życie. Miłości, która dąży do spełnienia, mimo wszystkich przeciwności. Historia, gdzie dawne czasy mieszają się ze współczesnością, budząc w nas smutek, wzruszenie, pewną nostalgię. Gdzie słowa jednocześnie tracą i zyskują na znaczeniu. Gdzie mamy ochotę płakać, ale jednocześnie nie możemy, jakby coś nas blokowało.
I wcale nie jest to jakieś tandetne romansidło z mdłymi bohaterami, łatwymi do przewidzenia rozwiązaniami fabularnymi ( chociaż jeden element jest wyjątkowo łatwy do rozstrzygnięcia ) i nierealnym, stuprocentowym happy endem. Nie, to powieść z ludzkimi, niepozbawionymi wad bohaterami. Z momentami zaskakującą akcją. Ze słodko - gorzkim zakończeniem. Z doskonałym odwzorowaniem epoki ostatnich carów i zmierzchu dynastii Romanowów w Rosji. Z pięknym opisem carskiej rodziny. Z cudownym wątkiem pierwszej miłości.
Nie mogę nazwać tej książki obiektywną - czasem zbyt wybiela cara Mikołaja II, zbyt krytykuje rewolucjonistów. Ale czy to musi być wada? W końcu nie mamy do czynienia z literaturą stricte naukową, która musi ściśle trzymać się faktów, lecz z powieścią obyczajowo - historyczną. A ja pozostaję oczarowana. Epoką ostatnich Romanowów, która niestety musiała doczekać się powszechnie znanego, tragicznego finału. Lekkim, ale jakże poetyckim i emocjonującym językiem. Nostalgią, melancholią, smutkiem i motywem przemijania, który po kryjomu, chociaż nie do końca dobrze się kryjąc przewija się w "W cieniu pałacu zimowego". Bohaterami, którzy zostali tak dobrze opisani. Zdecydowanie jedno z najmilszych odkryć tego roku. Jedna z lepszych książek, które mogłam przeczytać. Jedna z tych, które są w stanie złamać serca i pokruszyć naszą duszę na maleńkie kawałeczki.
Wspomnienia. Jedno słowo, które znaczy tak wiele. Jedno słowo, które niesie za sobą chwile szczęśliwe i gorzkie, takie, które chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć i takie, którymi w sercu pieczołowicie się opiekujemy, pragnąc by zostały z nami na zawsze. Czy zastanawialiśmy się kiedyś nad przeszłością, wspomnieniami innych? Może ten staruszek przechodzący powolutku na...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to