-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Jakiś czas temu dostałam od Wydawnictwa Znak maila zaczynającego się od zagadkowego zdania: "Załóżcie się ze mną o Idealną". Zaintrygowana przeczytałam opinie o powieści pierwszych czytelników, pracowników wydawnictwa, którzy przecież zawodowo czytają książki. Redaktor polskiej literatury przyznała, że nie zdarzyło się jej jeszcze, aby nie mogła się kompletnie oderwać od opisywanej historii. Mimo iż początkowo nie zwróciłam większej uwagi na tę powieść, poprosiłam o egzemplarz do recenzji. Przepadłam. Oto jeden z najlepszych polskich debiutów ostatnich lat.
Anita jest pogrążoną w depresji kobietą. Od kilku lat bezskutecznie stara się o dziecko, a jej małżeństwo sypie się niczym domek z kart. Idealną odskocznią od rzeczywistości są kamery miejskiego monitoringu. Wystarczy kilka sekund i Anita może znaleźć się w dowolnym miejscu na świecie. Szczególnie upodobała sobie Pragę. Pewnego dnia wokół Anity zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Mąż znika gdzieś na całe dnie, a ona sama znajduje w swojej szafie ubrania, jakich nigdy nie kupiła, a w torebce pomadkę, która na pewno nie jest jej własnością. Czy Anita jest na prostej drodze do szaleństwa? A może to ktoś inny steruje jej życiem? Dlaczego?
Taka powieść zdarza się raz na setki przeczytanych publikacji. Wszystkie opinie, jakie miałam okazję przeczytać na temat tej książki, znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, a szum, jaki zaistniał wokół "Idealnej" jeszcze premierą, nie jest tylko efektem działania dobrych marketingowców, chociaż rzeczywiście, książka ma świetną promocję. Zasłużenie. Magda Stachula zasługuje, aby dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Zasługuje, aby Polacy usłyszeli o diabelsko utalentowanej rodaczce, która właśnie zdecydowanym krokiem weszła na rynek wydawniczy. Oto pojawia się na scenie pisarka (tak, tak, pisarka, nie autorka), która potrafi przyciągnąć uwagę niemal każdego czytelnika. Trafia idealnie w niszę na rynku. Bo "Idealna" to nie tylko thriller, kapitalny zresztą, ale też świetna powieść psychologiczna z mocno zarysowanym tłem obyczajowym. Problemy z niepłodnością i kryzys małżeński przeplatają się z wątkami czysto sensacyjnymi i kryminalnymi.
Na stronie autorki czytamy, że książka zaliczana jest do nowego nurtu w literaturze domestic noir, którego cechami charakterystycznymi są psychologiczny suspens oraz małżeńska dysfukncja. "Idealna" jest rekomendowana jako powieść dla fanów "Dziewczyny z pociągu", ale moim skromnym zdaniem to niegrzeczność wobec Magdy Stachuli. Nie mogłam przebrąć "Dziewczyny z pociągu", a w "Idealnej" akcja pędzi w zastraszającym tempie. Czytam bardzo dużo, a rzadko trafiam na książkę, której nie mogę przerwać, mimo iż powieki opadają ze zmęczenia, a wskazówki zegara wskazują nieprzyzwoicie późną porę. "Idealna" to debiut idealny, cóż więcej mogę dodać? Pisarka stworzyła niezapomniane portrety psychologiczne głównych bohaterów, a na szczególną uwagę zasługuje Marta, która w powieści nieźle namiesza. Nie znosiłam jej, pałałam wobec tej postaci żądzą mordu, jednak nie mogłam wyjść z podziwu, jak udanie "zrobiła" ją Stachula.
To będzie hit. Książka z pewnością uzyska status bestsellera i przez miesiące będzie okupywać pierwsze miejsca listy najlepiej sprzedających się powieści w kraju. A potem? Może sprzedaż praw za granicę? W końcu mamy się czym, a raczej kim chwalić. Magda Stachula to prawdopodobnie najbardziej utalentowana debiutantka w kraju. Nie polecam, nie pozostawiam waszej uwadze. Nie macie wyjścia, MUSICIE to przeczytać.
Jakiś czas temu dostałam od Wydawnictwa Znak maila zaczynającego się od zagadkowego zdania: "Załóżcie się ze mną o Idealną". Zaintrygowana przeczytałam opinie o powieści pierwszych czytelników, pracowników wydawnictwa, którzy przecież zawodowo czytają książki. Redaktor polskiej literatury przyznała, że nie zdarzyło się jej jeszcze, aby nie mogła się kompletnie oderwać od...
więcej mniej Pokaż mimo to
Małgorzata Rogala wspięła się na swój literacki Olimp. Już poprzednia jej powieść kryminalna, "Zapłata", utrzymana była na wysokim poziomie, jednak to właśnie "Dobrą matką" autorka udowodniła, że ma jeszcze wiele do powiedzenia w polskim kryminale. Dzisiaj na księgarnianych półkach pojawiła się nowa książka Małgorzaty Rogali, objęta przez Przegląd czytelniczy patronatem medialnym.
Agata Górska i Sławek Tomczyk zostają przydzieleni do nowej sprawy. Zamordowano młodą kobietę, samotną matkę kilkuletniej dziewczynki. Policjanci starają się ustalić fakty, a trop prowadzi do zamożnego biznesmena. Wszystko wskazuje na to, że ofiara kilka tygodni przed śmiercią mogła paść ofiarą przestępstwa seksualnego. Czy to dobry trop? Tymczasem ginie kolejna kobieta, która również jest matką. Agata i Sławek odkrywają, że każda z nich otrzymała przed śmiercią tajemniczą wiadomość o treści "bądź dobrą matką". Szukając powiązań między denatkami i prowadząc wielowątkowe śledztwo, Agata i Sławek muszą uporać się również ze skomplikowanym życiem prywatnym.
Nie wiem, czy pamiętacie moją recenzję "Zapłaty". Powieść przypadła mi do gustu, jednak miałam jedno zastrzeżenie - zbyt szybko i łatwo odkryłam tożsamość zabójcy. Do "Dobrej matki" nie mam żadnych uwag. Pojedyncze elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce dopiero gdy autorka zdecydowała się odkryć wszystkie karty. Wcześniej nie miałam pojęcia, kto morduje młode matki i... dlaczego ich zachowanie tak bardzo mu (lub jej) przeszkadza. Małgorzata Rogala stworzyła wielowarstwowy kryminał i dokładnie ukryła tożsamość mordercy. "Dobra matka" w stu procentach odpowiada moim wymaganiom co do dobrej powieści kryminalnej - akcja pędzi w zawrotnym tempie, intryga jest mocno rozbudowana, a życie prywatne policjantów prowadzących śledztwo tylko dodaje całości smaczku.
Niewiele jest na rynku kryminałów, które niosą ze sobą głębsze przesłanie. "Dobra matka" Małgorzaty Rogali jest wyjątkiem. Powieść zmusza nas do refleksji na temat własnej prywatności. Czy wystarczająco ją chronimy? Autorka zachęca do zweryfikowania listy znajomych, sprawdzenia ustawień prywatności na naszych kontach na portalach społecznościowych i ustalenia, komu i jakie informacje o sobie udostępniamy. Małgorzata Rogala jest doskonałym obserwatorem, a z poczynionych obserwacji wyciąga mądre wnioski. Zwraca uwagę na problemy współczesnego świata i kieruje nasze zainteresowanie nw stronę wychowania dzieci w dobie Facebooka i Instagrama.
"Dobra matka" to jedna z lepszych powieści kryminalnych wśród wszystkich pozycji tego gatunku, jakie miałam okazję przeczytać w ostatnim czasie. Śledztwo prowadzone przez Agatę i Sławka wciągnęło mnie bez reszty i wiedziałam, że nie zasnę, dopóki nie poznam zakończenia. Gorąco polecam!
Małgorzata Rogala wspięła się na swój literacki Olimp. Już poprzednia jej powieść kryminalna, "Zapłata", utrzymana była na wysokim poziomie, jednak to właśnie "Dobrą matką" autorka udowodniła, że ma jeszcze wiele do powiedzenia w polskim kryminale. Dzisiaj na księgarnianych półkach pojawiła się nowa książka Małgorzaty Rogali, objęta przez Przegląd czytelniczy patronatem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dochodzi godzina 23:00, za oknem dawano już zapadł mrok, a w moim domu króluje cisza. Właśnie skończyłam czytać najnowszą powieść Agnieszki Walczak-Chojeckiej, za sprawą której czuję się literacko spełniona. To jest właśnie ta chwila, kiedy zamykam książkę i szepczę pod nosem "wow, to jest TO". Zupełnie przypadkiem, gdyż nie spodziewałam się aż tak dobrej lektury, odkryłam prawdziwą perełkę.
Bałkany, początek lat 90. Podczas gdy Jasmina i Dragan wymieniają się ukradkowymi spojrzeniami, konflikt na terenach byłej Jugosławii narasta, aż wybucha z całą siłą, dając początek wojny domowej, która zapisała się w historii jako konflikt bałkański. Uczucie, jakie połączyło Chorwatkę i Serba, nie ma racji bytu. Ojciec Jasminy kategorycznie sprzeciwia się związkowi młodych ludzi, zabraniając córce kontaktów z Draganem. Tymczasem młoda Chorwatka i przystojny Serb starają się uciec od wojennej rzeczywistości, bez reszty poświęcając się teatrowi. Ona gra Julię, on jest współczesnym Romeem, co wydaje się chichotem losu. W tym samym czasie biologiczna matka Dragana, Katarzyna odchodzi od zmysłów w otwierającej się na Zachód Warszawie i podstępem stara się ściągnąć syna do siebie, aby wyrwać go z ogarniętej wojną rzeczywistości.
Okładka, bądź co bądź piękna, lecz w ogóle niepasująca do treści, oraz tytuł i opis wydawniczy mogą zwieść. Mogłoby się wydawać, że oto autorka oddała w ręce czytelników przesłodzoną historię o miłości, pełną wzruszeń, ochów i achów. Nic bardziej mylnego. Nie rozumiem, dlaczego na okładce umieszczono zdjęcie przepięknej, słonecznej Chorwacji (?), podczas gdy obraz terenów byłej Jugosławii, jaki wyłania się z lektury, jest zgoła inny, bardziej drastyczny, jednak to właściwie jedyny zarzut. Bo pod pozorem słodyczy ukrywa się przepiękna, dojrzała powieść obyczajowa. Jestem pod wrażeniem ogromu pracy, jaki Agnieszka Walczak-Chojecka włożyła w swoją najnowszą książkę. Podziwiam dojrzały warsztat literacki i przepiękny, momentami wyniosły styl. Autorka w zachwycający sposób pisze o uczuciach i ludzkich dylematach.
Nie, to nie jest "kolejna powieść o miłości". To wielowątkowa i wielobarwna opowieść o losach jednostki postawionej w obliczu krwawego konfliktu zbrojnego. Agnieszka Walczak-Chojecka zbudowała realistyczne portrety psychologiczne głównych bohaterów, stworzyła bohaterów, do jakich czytelnik przywiązuje się i których losy nie są mu obojętne. Jestem zaskoczona, gdyż nie spodziewałam się tak monumentalnej powieści, napisanej z ogromnym rozmachem. To, co zrobiła autorka, zasługuje na wyróżnienie. Szczególnie jej szeroka wiedza oraz przygotowanie merytoryczne zdobyły moje uznanie. Mnóstwo szczegółów i wydarzeń zainspirowanych faktami, które tylko dodają smaku lekturze. Przekonałam się, że na najlepsze książki czasem trafiamy zupełnie przypadkiem, decydując się na lekturę od niechcenia i będąc nie do końca do niej przekonanym. Bo "Nie czas na miłość" nie było moim książkowym "must have". Zaintrygował mnie ten tytuł, ale nie czułam, że koniecznie muszę przeczytać tę powieść. Jak dobrze, że jednak do mnie dotarła!
"Nie czas na miłość" Agnieszki Walczak-Chojeckiej otwiera nową "Sagę bałkańską" i, chociaż sama odczuwam przesyt seriami (ostatnio zastanawiałam się, czy wydaje się jeszcze NIE serie?:)), tą konkretną jestem już totalnie oczarowana i nie pozostaje mi nic innego, jak dopingować pisarkę w pracy nad kolejną częścią. Obyczaj (również ten historyczny) to mój ulubiony gatunek. Rocznie czytam około 100 powieści obyczajowych, podoba mi się dużo książek, ale niewiele wywołuje mnie aż taki zachwyt, jak "Nie czas na miłość". Oto jedna z wyszukanych przeze mnie perełek.
Dochodzi godzina 23:00, za oknem dawano już zapadł mrok, a w moim domu króluje cisza. Właśnie skończyłam czytać najnowszą powieść Agnieszki Walczak-Chojeckiej, za sprawą której czuję się literacko spełniona. To jest właśnie ta chwila, kiedy zamykam książkę i szepczę pod nosem "wow, to jest TO". Zupełnie przypadkiem, gdyż nie spodziewałam się aż tak dobrej lektury, odkryłam...
więcej mniej Pokaż mimo to
W swojej najnowszej powieści "Zanim zrozumiem" Małgorzata Mroczkowska zabiera czytelnika w niesamowitą podróż po zakamarkach ludzkiej psychiki. Stajemy się mimowolnymi świadkami dramatu małżeńskiego, sterowanego przez toksyczną kobietę. Wbrew temu co mogłaby zasugerować delikatna i subtelna okładka, to naprawdę mocna, skłaniająca do refleksji historia. Poznajcie Joannę i Piotra.
Joanna pochodzi z małej miejscowości na wschodzie Polski. Piotr od urodzenia mieszka w Warszawie, jego ojciec jest cenionym lekarzem, a sam Piotr - dobrze zapowiadającym się psychologiem i terapeutą. Poznali się przypadkiem, szybko w sobie zakochali i wzięli ślub. Koniec bajki. Joanna, niepewna siebie, pełna kompleksów związanych ze swoim pochodzeniem, przejmuje sterowanie nad ich związkiem. Skłócona z własną rodziną i bliskim męża kobieta stara się zdobyć pełną kontrolę nad życiem męża. Ich z pozoru szczęśliwe małżeństwo jest toksycznym związkiem, w którym mężczyzna, inteligenty psycholog ulega na każdym kroku żądaniom Joanny. Każdego dnia wybuchają nonsensowne kłótnie, podjudzane przez kobietę. Sceny z małżeńskiego życia przeplatają się z zapisami prowadzonych przez Piotra sesji terapeutycznych.
"Zanim zrozumiem" to swoista wiwisekcja małżeńskiego pożycia pary głównych bohaterów. Małgorzata Mroczkowska rozbiera na czynniki pierwsze ich związek, podsuwa czytelnikowi sugestywne oraz wymowne sceny ze wspólnego życia Piotra i Joanny, pozwala, aby odbiorca sam dokonał oceny i zrozumiał, co tak naprawdę łączy młode małżeństwo. Na pierwszy plan wysuwa się toksyczna Joanna, która, sama czując się gorsza w dużym mieście, zarzuca Piotrowi złe traktowanie. Czytelnik obserwuje coś zgoła odmiennego, pojawia się więc pytanie: co dzieje się w rzeczywistości, a co tylko w głowie Joanny? "Zanim zrozumiem" to zachwycająca powieść obyczajowo-psychologiczna. Jestem zachwycona najnowszą książką Małgorzaty Mroczkowskiej, która okazała się autorką uniwersalną - "Zanim zrozumiem" to powieść zupełnie inna od poprzedniej publikacji pisarki, "Angielskiego lata".
Kapitalny zabieg w postaci połączenia opisów życia Piotra i Joanny ze scenami z gabinetu terapeutycznego sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. Małgorzata Mroczkowska w swojej najnowszej powieści podsuwa czytelnikowi historie zupełnie obcych sobie kilku osób. Z niecierpliwością czekałam na te momenty, kiedy do głosu dochodzą pacjenci gabinetu terapeutycznego Piotra. W połączeniu ze scenami z życia głównych bohaterów, zapisy sesji tworzą spójną całość, odnoszę wrażenie, iż bez tych kilku opowieści ta powieść byłaby niepełna. Pojedyncze sceny uzupełniają historię Piotra i Joanny. Mogłoby się wydawać, że są wyrwane z kontekstu, ale to tylko złudzenie. Losy przypadków ludzi pozwalają nam zrozumieć, jak powinniśmy traktować drugiego człowieka i jak nie zgubić się w dzisiejszym, bądź co bądź - wymagającym, świecie.
"Zanim zrozumiem" to prawdziwa perełka. Niebanalna, intrygująca i - co najważniejsze - prawdziwa powieść o najbardziej odległych strefach ludzkiej psychiki. Każdy z nas ma w sobie coś z Joanny i każdy z nas posiada cechy Piotra. Rzecz w tym, aby się odnaleźć i, jeśli zajdzie taka potrzeba, w porę poprosić o pomoc. Bo - posłużę się tutaj zasadą Hipokratesa - najważniejsze to, żeby "przede wszystkim nie szkodzić". Piękna powieść, gorąco polecam.
W swojej najnowszej powieści "Zanim zrozumiem" Małgorzata Mroczkowska zabiera czytelnika w niesamowitą podróż po zakamarkach ludzkiej psychiki. Stajemy się mimowolnymi świadkami dramatu małżeńskiego, sterowanego przez toksyczną kobietę. Wbrew temu co mogłaby zasugerować delikatna i subtelna okładka, to naprawdę mocna, skłaniająca do refleksji historia. Poznajcie Joannę i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Agnieszka Krawczyk skradała moje serce powoli. Zachwycałam się zapierającymi dech w piersiach opisami stworzonymi przez autorkę, podziwiałam jej warsztat, po cichu zazdroszcząc lekkości pióra i swobody wypowiedzi, ale nie potrafiłam odnaleźć się w prezentowanych przez nią fabułach. Aż w końcu... przeczytałam "Siostry" i przepadłam. Cóż to jest za powieść!
Agata Niemirska pracuje w jednej z krakowskich korporacji. Jest inteligentną, utalentowaną młodą kobietą, jednak jej sukcesy łatwo przypisują sobie inni, a Agata nie potrafi tupnąć ze złością nogą, powiedzieć "dość" i zawalczyć o swoje. Brak jej pewności siebie, od dziecka dorastała w poczuciu bycia "tą gorszą" - wychowywała się bez matki, która opuściła ją, kiedy Agata była jeszcze niemowlęciem. Kiedy więc otrzymuje telefon o śmierci mamy, nie waha się ani chwili - postanawia pojechać do Zmysłowa, aby poznać prawdę o swojej przeszłości i dowiedzieć się czegoś o matce. Na miejscu czeka na nią dziewięcioletnia dziewczynka, Tosia, która jest... jej siostrą przyrodnią. Agata postanawia zaopiekować się dzieckiem do czasu, aż odnajdzie ojca Tosi. Nie spodziewa się jednak, że w Zmysłowie znajdzie nie tylko rodzinę, ale również dom...
Całość recenzji: http://przeglad-czytelniczy.blogspot.com/2016/02/agnieszka-krawczyk-siostry-recenzja.html
Agnieszka Krawczyk skradała moje serce powoli. Zachwycałam się zapierającymi dech w piersiach opisami stworzonymi przez autorkę, podziwiałam jej warsztat, po cichu zazdroszcząc lekkości pióra i swobody wypowiedzi, ale nie potrafiłam odnaleźć się w prezentowanych przez nią fabułach. Aż w końcu... przeczytałam "Siostry" i przepadłam. Cóż to jest za powieść!
Agata Niemirska...
Kryminalno-romantyczna komedia pomyłek w najlepszym wydaniu! Doskonale nakreślone portrety bohaterów, jakich pozazdrościć autorce mogą doświadczeni pisarze – autorski debiut Joanny Szarańskiej to soczysta, wielobarwna opowieść o porzuconej przed ołtarzem pannie młodej. Polecam!
To miał być ślub jak z bajki. A potem, oczywiście, "i że cię nie opuszczę aż do śmierci", które Kalina wiązała z obietnicą szczęśliwego życia. Kiedy jednak Kalina przed ołtarzem dowiaduje się, że jej narzeczony wkrótce zostanie ojcem dziecka jednej z jej koleżanek, wzburzona wybiega z kościoła i owszem, zaczyna całkiem nowe życie, ale nie takie, jakiego się spodziewała. Nie dość, że musi poratować swoje złamane serce to jeszcze sąsiedzi i ekspedientka z osiedlowego sklepiku dziwnie się na nią patrzą. Wtedy Kalina otrzymuje voucher do spa, który miał być jej prezentem ślubnym, a że narzeczony przepadł wraz z najlepszą koleżanką, Kalina postanawia sama skorzystać z karty podarunkowej. Niestety (a może stety?) zamiast do luksusowego ośrodka, trafia do podupadłego dworku, który co prawda w planach ma być gabinetem spa, ale w rzeczywistości w ogóle go nie przypomina. Wkrótce okazuje się, że na Kalinę czeka więcej niespodzianek...
Całość recenzji: http://przeglad-czytelniczy.blogspot.com/2016/01/patronat-medialny-joanna-szaranska-i-ze.html
Kryminalno-romantyczna komedia pomyłek w najlepszym wydaniu! Doskonale nakreślone portrety bohaterów, jakich pozazdrościć autorce mogą doświadczeni pisarze – autorski debiut Joanny Szarańskiej to soczysta, wielobarwna opowieść o porzuconej przed ołtarzem pannie młodej. Polecam!
To miał być ślub jak z bajki. A potem, oczywiście, "i że cię nie opuszczę aż do śmierci",...
Dzisiaj opowiem Wam o wyjątkowym arcydziele, które - jestem tego pewna - wpisze się do klasyki literatury światowej. Dawno nie czytałam tak epickiej, monumentalnej opowieści, która wywołała we mnie lawinę uczuć. Przyłączam się do zachwytów nad książką Anthony'ego Doerr'a i nie dziwię się, iż otrzymał za tę powieść Nagrodę Pulitzera.
Kiedy Marie-Laure w wieku 6 lat traci wzrok, jej kochający ojciec stara się uczynić jej życie łatwiejszym. Dokłada wszelkich starań, aby córka potrafiła odnaleźć się w świecie i poradzić sobie nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Nie spodziewa się, że dziesięć lat później dziewczynka znajdzie się w samym środku piekła... Jest sierpień 1944 roku. Alianci odbijają kolejne terytoria spod okupacji hitlerowskiej, tymczasem Saint-Malo w Bretanii jest jednym z ostatnich bastionów niemieckich. Kiedy rozpoczyna się bombardowanie, niewidoma Marie-Laure jest sama w mieszkaniu swojego krewnego, nieświadoma rozpętującego się wokół piekła. Jej losy w zaskakujący sposób splatają się z losami Werner Pfenniga, młodego chłopca, wrzuconego w wir wojennej machiny.
"Światło, którego nie widać" to niesamowita i wzruszająca powieść o losach człowieka w obliczu totalitaryzmu. Sposób, w jaki Anthony Doerr opisał historie głównych bohaterów, wyciska łzy z oczu i skłania do wielu refleksji. Krótkie, treściwe rozdziały sprawiają, że od lektury nie sposób się oderwać i - chociaż książka ma ponad 600 stron - przeczytałam ją w dwa wieczory, pozostając pod wrażeniem przepięknej historii opisanej przez autora. Doerr w doskonały sposób łączy ze sobą wątki historyczne, sensacyjne oraz obyczajowe. Autor przenosi nas w czasie, przemieszczając się pomiędzy latami wczesnego dzieciństwa dwójki głównych bohaterów i ich kolejnymi doświadczeniami a rokiem 1944, kiedy doszło do ich spotkania.
Portrety głównych postaci zostały nakreślone w subtelny i delikatny sposób. Stopniowo poznajemy naszych bohaterów, stajemy wraz z nimi przed trudnymi dylematami i... dojrzewamy. Ten trudny proces został zaburzony przez wybuch II wojny światowej, Marie-Laure i Werner musieli, jak wielu ich rówieśników, dorosnąć zbyt szybko, zbyt boleśnie. "Światło, którego nie widać" jak żadna inna lektura o trudnych latach 30. i 40. XX wieku opisuje doskonale nakręconą przez nazistów machinę, która wciągnęła wielu młodych, niewinnych chłopców. Powieść jest wzruszającym, chwytającym za gardło portretem dziewczynki, która nauczyła się poznawać świat przez dotyk i słuch. Doskonała lekcja odwagi i człowieczeństwa.
Lektura powieści "Światło, którego nie widać" jest nie tylko wspaniała, ale i trudna. To nie jest jedna z tych książek, które szybko przełkniecie i równie łatwo strawicie. Powieść wywołuje dreszcze i wciąga już od pierwszego rozdziału. Jestem zachwycona, z pewnością umieszczę tę książkę w podsumowaniu najlepszych publikacji 2015 roku, a tymczasem gorąco zachęcam Was do lektury.
Dzisiaj opowiem Wam o wyjątkowym arcydziele, które - jestem tego pewna - wpisze się do klasyki literatury światowej. Dawno nie czytałam tak epickiej, monumentalnej opowieści, która wywołała we mnie lawinę uczuć. Przyłączam się do zachwytów nad książką Anthony'ego Doerr'a i nie dziwię się, iż otrzymał za tę powieść Nagrodę Pulitzera.
Kiedy Marie-Laure w wieku 6 lat traci...
Specjalistki organizacji czasu, mistrzynie logistyki. Praktyczne, przedsiębiorcze, dzielne. Takie właśnie są młode matki. A gdyby tak posadzić je na najwyższych stołkach w kraju? Na taki pomysł wpadła Linda Green, autorka powieści obyczajowej "Mamifest", która właśnie ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Świat Książki. Nierealne? Ależ skąd!
Sam jest mamą dwóch chłopców. Jeden z jej synów, Oscar choruje na rdzeniowy zanik mięśni. Sam musi zmierzyć się z rzeczywistością matki niepełnosprawnego dziecka. Jackie bezskutecznie stara się z mężem o drugie dziecko. Tragedia z przeszłości nie pozwala kobiecie cieszyć się tym, co ma. Jej matka ma Alzheimera, a sama Jackie nie potrafi podjąć decyzji o oddaniu mamy do domu opieki. Anna jest szkolnym pedagogiem. Mimo to nie umie poradzić sobie z sytuacją, w której jej córka pada ofiarą prześladowań w szkole. Trzy kobiety postanawiają poprawić sytuację swoją i innych matek, jakie znajdują się w podobnym położeniu. Zaczyna się całkiem niewinnie. Sam, Jackie i Anna organizują protest przeciwko zwolnieniu kobiety, która dba o bezpieczeństwo dzieci i przeprowadza je przez ulicę. Szybko okazuje się, że do zrobienia jest o wiele, wiele więcej. Bohaterki zakładają partię polityczną i zaczynają przygotowywać się do wyborów.
To nie jest książka o polityce. To przepiękna, wzruszająca powieść o sile współczesnych matek. "Mamifest" wyciska łzy z oczu. Linda Green zwróciła uwagę na problemy dzisiejszego świata i opisała je w wyjątkowy sposób. Do "Mamifestu" początkowo podchodziłam nieco sceptycznie. Ot, grupa kobiet nagle zapragnęła zmienić świat i nie potrafiła zmierzyć sił na zamiary. Ale nie! Ich start w wyborach schodzi na dalszy plan, bo najważniejsza jest rodzina. I właśnie o tym jest ta powieść. O rodzinie. Linda Green stworzyła realistyczne postacie. Jej bohaterowie zapadają w pamięć przez niebywałą mądrość życiową. Sam jest niesamowita. Skąd ta kobieta czerpie siłę? Przywiązałam się do jej osoby, która okazała się być kluczowa. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, aby nie zepsuć wam lektury. Wydawca w opisie wydawniczym zdradził tyle, ile powinien. Nie za dużo. Uwierzcie mi na słowo, że ta powieść przybiera nieoczekiwany kształt.
"Mamifest" przebojem podbił moje serce. To jedna z moich ulubionych książek. Kocham takie historie. Zarwałam pół nocy, wylewając morze łez i śmiejąc się naprzemiennie. Było warto! Linda Green stworzyła rozrywającą serce, ale w końcu przynoszącą nadzieję historię kobiet, które zapragnęły walczyć o dobro swoich i setek innych dzieci. "Mamifest" opisuje mechanizmy współczesnego świata. Autorka opisała obdartą z fałszu rzeczywistość. W moim osobistym rankingu powieść zasługuje na najwyższą z możliwych not. Przyznaję jej ocenę dziesięć na dziesięć. Piękny, ważny, arcyciekawy i nieprzewidywalny. Taki jest "Mamifest". Książka obfituje w nieoczekiwane zwroty akcji, a zakończenie stanowi kwintesencję dobrej powieści obyczajowej. Przeczytałam zachłannie, zakochując się w prozie Lindy Green. "Mamifest" zajmie szczególne miejsce w mej pamięci.
"Mamifest" Lindy Green to obowiązkowa pozycja dla wielbicieli dobrej, ambitnej powieści obyczajowej. Przeżyłam wspaniałą literacką przygodę, do której aż chciałoby się wrócić. Nowa książka w serii Leniwa Niedziela zachwyca i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Specjalistki organizacji czasu, mistrzynie logistyki. Praktyczne, przedsiębiorcze, dzielne. Takie właśnie są młode matki. A gdyby tak posadzić je na najwyższych stołkach w kraju? Na taki pomysł wpadła Linda Green, autorka powieści obyczajowej "Mamifest", która właśnie ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Świat Książki. Nierealne? Ależ skąd!
Sam jest mamą dwóch...
Historia, obyczaj i zagadka kryminalna w jednym? To musi być hit! Najnowszą propozycję Wydawnictwa Czwarta Strona, powieść Magdaleny Wali "Przypadki pewnej desperatki" pochłonęłam w jeden dzień. Musiałam wiedzieć, jak się to wszystko skończy. Na tę premierę warto zwrócić szczególną uwagę. Książka trafi do sprzedaży w najbliższą środę, 26 sierpnia. Zaplanujcie na ten dzień wizytę w księgarni!
Julia nie do końca jest przekonana do planów matrymonialnych swojego chłopaka. Inna dziewczyna na jej miejscu skakałaby ze szczęścia do sufitu - zakochany do szaleństwa mężczyzna chce spędzić z nią resztę życia, ale Julia... nie jest pewna, czy sama pragnie tego samego. Kobieta robi magisterkę z historii i uczy gimnazjalistów odróżnić unię personalną od realnej. Tymczasem Paweł, jej narzeczony zostaje spadkobiercą starego pałacyku. Julia, zapalona historyczka, znajduje pamiętnik z początku XIX wieku. Autorką dziennika była pensjonarka służąca na dworze księżnej Izabeli Czartoryskiej. Julia z zainteresowaniem studiuje zapiski sprzed 200 lat, gdy nagle.. natrafia na ślad morderstwa! W żadnych innych źródłach historycznych nie ma wzmianki o tych wydarzeniach. Wygląda na to, że pamiętnik, w którego posiadanie weszła Julia, jest jedną wskazówką w tej kryminalnej zagadce.
"Przypadki pewnej desperatki" to fenomenalna powieść obyczajowa. Jej autorka ukończyła historię na Uniwersytecie Śląskim, pracuje jako nauczycielka tego przedmiotu i widać, że ... kocha przedmiot, którego naucza. Miłością do historii zaraziła swoją główną bohaterkę, Julię. Z lektury najnowszej książki w Serii z Babeczką dowiecie się, ile satysfakcji daje badanie przeszłości, odkrywanie śladów działań poprzednich pokoleń. Magdalena Wala ma dla czytelników intrygujące, wyjątkowe połączenie historii, powieści obyczajowej oraz zagadki kryminalnej. To jedna z lepszych "lekkich" książek kobiecych, jakie czytałam w tym roku. Autorka wymyka się utartym schematom, proponuje nam coś innego, świeżego. Przekonuje, że historia wcale nie jest nudna, jak twierdzi dzisiejsza młodzież. O historii można pisać w lekkim stylu, w zabawny sposób. "Przypadki pewnej desperatki" są tego najlepszym przykładem. Historia była jednym z moich ulubionych przedmiotów w liceum, więc z natury jestem targetem tej książki, ale, kochani, nie trzeba być pasjonatem przeszłości, aby zachwycić się tą powieścią!
Magdalena Wala wyróżnia się niebanalnym stylem oraz lekkim piórem. Rzadko zdarza się debiut tak naturalny i rzeczywisty. Autorka nie ma problemu ze sztucznością dialogów, co często przytrafia się nawet doświadczonym pisarzom. Jej postacie żyją na kartach powieści. Bohaterowie są prawdziwi. Przywiązałam się do Julii. Aż żal było mi się z nią rozstawać, kiedy lektura dobiegła końca. Julia przemawia głosem współczesnych kobiet. Nie do końca przekonana do małżeństwa, niezdecydowana co do swojej przyszłości, odkładająca macierzyństwo na bliżej nieokreśloną przyszłość. To urocza, młoda dziewczyna, która zdaje się sama przyciągać kłopoty. Magdalena Wala, w myśl zasady o przyciągających się przeciwieństwach, stworzyła kapitalną parę głównych bohaterów. "Przypadki pewnej desperatki" to taki dzisiejszy Kopciuszek, który... wcale a wcale nie zamierza żyć długo i szczęśliwie z przystojnym księciem! Podczas lektury bawiłam się wybornie. Powieść Magdaleny Wali to jedna z tych książek, która rozjaśni najbardziej nawet pochmurny dzień.
Czwarta Strona idzie za ciosem. Po rewelacyjnym początku Serii z Babeczką (debiut Agaty Przybyłek "Nie zmienił się tylko blond") proponuje kolejną świetną książkę. W tym momencie Wydawnictwo wydaje jedne z najlepszych polskich powieści obyczajowych. Czwarta Strona to już gwarancja doskonałej lektury. I tym razem nie zawodzi. "Przypadki pewnej desperatki" to jedna z moich ulubionych książek.
Historia, obyczaj i zagadka kryminalna w jednym? To musi być hit! Najnowszą propozycję Wydawnictwa Czwarta Strona, powieść Magdaleny Wali "Przypadki pewnej desperatki" pochłonęłam w jeden dzień. Musiałam wiedzieć, jak się to wszystko skończy. Na tę premierę warto zwrócić szczególną uwagę. Książka trafi do sprzedaży w najbliższą środę, 26 sierpnia. Zaplanujcie na ten dzień...
więcej mniej Pokaż mimo to
Katarzyna Kwiatkowska to, obok Joanny Szwechłowicz, najgorętsze nazwisko polskiego kryminału retro tego lata. Kwiatkowska przenosi nas na tereny zaboru pruskiego i przybliża nam powstały w 1900 roku Związek Ziemian. Ale oprócz tego kawałka polskiej historii "Zbrodnia w szkarłacie" to przede wszystkim kryminał, z gęstym trupem, błyskotliwym detektywem i całą rodziną podejrzanych w rolach głównych.
Rok 1900. W dworze Jezierskich pod Poznaniem trwają przygotowania do ślubu Heleny, córki właścicieli posiadłości. Daleki krewny Jezierskich, Jan Morawski, znany ze swojego zamiłowania do zagadek kryminalnych, poszukuje zaginionego skarbu dziadka. Sytuacja finansowa Jezierskich jest fatalna, rodzinie grozi bankructwo oraz utrata dworu. Zagubiony spadek to jedyna szansa na zachowanie honoru. Ślub zbliża się wielkimi krokami, a tymczasem w Jeziorach zostaje zamordowany człowiek. Podejrzani są wszyscy, każdy z członków rodziny miał motyw, aby zabić Józefa Szulca. Morawski rozpoczyna swoje prywatne dochodzenie. Sprawę równolegle próbuje rozwiązać również funkcjonariusz pruskiej policji. Niechęć do zaborcy w Jeziorach wzrasta, kiedy okazuje się, że dwór chce przejąć właśnie pruski najeźdźca.
"Zbrodnia w szkarłacie" jest genialna. Po prostu. Katarzyna Kwiatkowska napisała wybitną powieść kryminalną. Skomplikowana intryga, znakomite, nieco ironiczne dialogi i ciekawe tło historyczno-obyczajowe - tego możecie spodziewać się po najnowszej książce "pierwszej damy polskiego kryminału retro". Przez Kwiatkowską zaniedbałam wszystkie swoje obowiązki. Po prostu musiałam dowiedzieć się, kto zabił. Dobry kryminał to taki, w którym zabójca jest tuż przed nosem czytelnika, a w ogóle nie bierzemy go pod uwagę. Dlatego "Zbrodnia w szkarłacie" jest dobrym kryminałem. Powieść kończy się najmniej prawdopodobnym scenariuszem, a jednak, kiedy wraz z Morawskim jeszcze raz podsumujemy całość, wszystkie elementy wskakują na właściwe miejsce układanki. To niebywałe, w jaki sposób Kwiatkowska połączyła poszczególne ogniwa w niesamowitą, wspaniałą powieść.
Związek Ziemski powstał w 1900 roku. Celem stowarzyszenia była pomoc zagrożonym upadłością majątkom. Związek utrudniał przejmowanie polskich ziem przez pruską Komisję Kolonizacyjną, a także ostrzegał przed zdrajcami, którzy jako podstawieni Polacy kupowali posiadłości w Poznańskiem, aby przekazać je Niemcom. Działalność Związku Ziemskiego posłużyła za inspirację do stworzenia powieści "Zbrodnia w szkarłacie". Samo stowarzyszenie i jego działalność jest ściśle związana z fabułą książki Kwiatkowskiej. Autorka doskonale wplotła elementy historyczne do fikcji literackiej. Aż nie chce się wierzyć, że pisarka to wszystko zmyśliła. "Zbrodnia w szkarłacie" to starannie dopracowana powieść. Katarzyna Kwiatkowska zadbała o najmniejsze szczegóły. Tu nawet kucharki mówią gwarą poznańską. Powieść jest rezultatem ogromu pracy, jaką autorka stworzyła w jej powstanie. Należą się gromkie brawa.
"Zbrodnia w szkarłacie" to jedna z lepszych powieści gatunku. Jeśli jesteście miłośnikami retro kryminału, nie możecie przegapić tej książki. Katarzyna Kwiatkowska jest w rewelacyjnej formie, a "Zbrodnia w szkarłacie" to mistrzostwo samo w sobie. Przepadłam na dobre. Kwiatkowska zafundowała mi mocne wrażenia i cięty język. Ależ mi się to spodobało!
Katarzyna Kwiatkowska to, obok Joanny Szwechłowicz, najgorętsze nazwisko polskiego kryminału retro tego lata. Kwiatkowska przenosi nas na tereny zaboru pruskiego i przybliża nam powstały w 1900 roku Związek Ziemian. Ale oprócz tego kawałka polskiej historii "Zbrodnia w szkarłacie" to przede wszystkim kryminał, z gęstym trupem, błyskotliwym detektywem i całą rodziną...
więcej mniej Pokaż mimo to
Są takie książki, które każdy szanujący się mól książkowy po prostu powinien przeczytać. Powieści kultowe. Miałam przyjemność natrafić na taką książkę. "Książka, której nie ma" to, jak wskazuje sam tytuł, opowieść o książce. Książce, której nie ma. Nie ma, bo autor bestsellerowej sagi nie przesłał do wydawnictwa kolejnego tomu. O tym, jak jedna książka może odmienić życie wielu osób, dowiecie się z lektury powieści autorstwa Santiago Pajares.
David Peralta pracuje w wydawnictwie. Pewnego dnia szef wyznacza go do nietypowego zadania. Czytelnicy na całym świecie w napięciu oczekują na kolejny tom bestsellerowej sagi. Problem polega na tym, że nawet sam właściciel wydawnictwa nie wie, kim jest ukrywający się pod pseudonimem Thomas Maud. Wydawca od czterech lat nie otrzymał następnej części powieści. David ma za zadanie odszukać autora i przekonać go, by ten dokończył swoje dzieło. Przyszłość wydawnictwa wisi na włosku. Żona Davida od kilku lat bezskutecznie próbuje namówić męża na dziecko. David wie, że jeśli odszuka Thomasa Mauda i otrzyma obiecany awans, będzie mógł w końcu sobie na to pozwolić. Postanawia wziąć się do pracy, mimo iż czeka go niełatwe zadanie. Wyjeżdża do niewielkiej wioski w Pirenejach, dokąd prowadzą jedyne ślady. Tymczasem w Madrycie egzemplarz "Spirali" w tajemniczy sposób zwiąże ze sobą losy kilku osób.
"Książka, której nie ma" to obowiązkowa lektura dla pasjonatów literatury. Dowiadujemy się z niej, jak funkcjonuje wydawnictwo, co decyduje o sukcesie książki, jak wygląda praca nad powieścią. Przypatrujemy się wszystkim etapom, od momentu tworzenia do ukazania się książki na księgarnianych półkach. Wraz z głównym bohaterem poszukujemy odpowiedzi na pytanie: Co jest ważniejsze? Dzieło czy twórca?. I jak w tym wszystkim odnajduje się człowiek? "Książka, której nie ma" to genialna, wciągająca i niesamowicie oryginalna powieść. Autor miał na nią niecodzienny pomysł i doskonale wykorzystał ten potencjał. Napisana pięknym, wyrazistym językiem stanowi jedną z ciekawszych książka o... książkach. A w tle problemy życia codziennego Davida i kilku zupełnie przypadkowych osób, do których rąk trafi napisana przez Thomasa Mauda "Spirala". Czy jedna książka może odmienić życie kilku osób? Przekonajcie się sami, że jak najbardziej tak.
Poszukiwania autora bestsellerowej "Spirali" okazują się być nie mniej emocjonujące niż tropienie seryjnego mordercy. Dostrzegam pewne podobieństwa pomiędzy "Książką, której nie ma", a dobrym kryminałem. Przede wszystkim - napięcie i tempo, które nie odpuszcza nawet na moment. Autor co chwilę podsuwa nam fałszywe tropy, a odpowiedź, jakże by inaczej, mamy przed samym czubkiem nosa. Kto jest autorem? - zastanawiamy się podczas lektury. Wraz z Davidem podążamy za enigmatycznymi wskazówkami, natrafiamy na ślepe uliczki po to, by w końcu odnaleźć właściwą drogę. "Książka, której nie ma" wyróżnia się na tle wielu innych powieści. Niekonwencjonalna, nieszablonowa, urzekająca. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Przekonałam się, iż jednak można jeszcze napisać coś innego, wyjątkowego.
O "Książce, której nie ma" jest zdecydowanie za cicho! Nie wierzę, że powieść pozostawiłaby obojętnym szanującego się książkoholika. Jeśli lubisz książki, żyjesz książkami, to "Książka, której nie ma" jest zdecydowanie dla ciebie! I, jak na książkę, której przecież nie ma, jest doprawdy rewelacyjna.
Są takie książki, które każdy szanujący się mól książkowy po prostu powinien przeczytać. Powieści kultowe. Miałam przyjemność natrafić na taką książkę. "Książka, której nie ma" to, jak wskazuje sam tytuł, opowieść o książce. Książce, której nie ma. Nie ma, bo autor bestsellerowej sagi nie przesłał do wydawnictwa kolejnego tomu. O tym, jak jedna książka może odmienić życie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Poprzednia książka Katarzyny Kołczewskiej, "Idealne życie" znalazła się w ubiegłorocznym podsumowaniu najlepszych polskich powieści według Przeglądu czytelniczego. Wszystko wskazuje na to, że również w tym roku w zestawieniu nie zabraknie Katarzyny Kołczewskiej. Bo oto tworzy kolejną fenomenalną, mocną powieść obyczajową. "Wbrew sobie" to, obok "Jedenastu tysięcy dziewic" Joanny Marat czy "Dokąd teraz?" Iwony Żytkowiak, jeden z najlepszych obyczajów, jakie czytałam w tym roku. O ile nie w ogóle.
Ewelina i Adam od lat starają się o dziecko. W końcu udało się. Są na najlepszej drodze, by zostać rodzicami. Niestety, płód obumiera w dwudziestym drugim tygodniu ciąży, a Ewelina musi urodzić martwe dziecko. Skupiona tylko na sobie i własnym bólu, nie dostrzega swoich najbliższych. Ewelina wystawia walizki męża na próg, zraża do siebie matkę i siostrę. Kobieta traci swoją wysoką pozycję w pracy, a także odkrywa bolesną prawdę na temat swojego dzieciństwa. Jest oburzona. Wszyscy obrócili się przeciwko niej. Ewelina przez całe życie była święcie przekonana, że wszystko jej się automatycznie należy. Tymczasem boleśnie przekonuje się, iż świat może funkcjonować bez niej. I to całkiem nieźle.
"Wbrew sobie" to brawurowa powieść psychologiczno-obyczajowa. Katarzyna Kołczewska zbudowała staranne, niezwykle dokładne portrety swoich bohaterów. Wiele uwagi poświęca im charakterom, szczególnie głównej bohaterki, Eweliny. Ale świetne kreacje to nie jedyne, co wyróżnia książkę Katarzyny Kołczewskiej. "Wbrew sobie" to także wciągająca fabuła i niebanalne dialogi. Siedemset sześćdziesiąt stron czyta się błyskawicznie. Podczas lektury czas mija niezauważony. Co jeszcze sprawia, że powieść Katarzyny Kołczewskiej jest wyjątkowa? Główna bohaterka i jej... zołzowatość. Ewelina wzbudza emocje. Nie pozostawia czytelnika obojętnym. Kilkakrotnie miałam ochotę wejść w skórę bohaterów i mocno potrząsnąć Eweliną. To postać niezwykle kontrowersyjna, wzbudzająca emocje, wyróżniająca się spośród polskich bohaterek ostatnich lat. Rozpieszczona egoistka, skupiona tylko na sobie i swoim życiu. Nie dostrzega męża, matki i siostry, która poświęciła dla niej najwięcej. Co musi się wydarzyć, aby Ewelina zobaczyła coś poza czubkiem własnego nosa? Tego dowiecie się z lektury "Wbrew sobie".
"Wbrew sobie" jest powieścią wielowątkową. Ewelina musi przekonać się, że świat nie kręci się tylko wokół niej. Czytelnik wie o tym już od samego początku. Katarzyna Kołczewska wyposażyła swoją książkę w wiele wątków pobocznych. Każdy z nich jest dopracowany, dopieszczony, a w rezultacie wyposażony w morał. Autorka nie pozostawia niczego przypadkowi. Zadbała o najmniejszy nawet szczegół. "Wbrew sobie" to powieść potężna. Monumentalna. Każdy z bohaterów wnosi do opowieści coś świeżego, wyjątkowego. Naznaczeni przeszłością, bardziej lub mniej bolesną, muszą wyciągnąć wnioski z teraźniejszości, aby móc zadbać o lepszą przyszłość. Na kartach powieści spotykają się ze sobą różne światy. Medyczny, świat nocnych klubów, świat reklamy i marketingu, a to wszystko w tle życia codziennego. Katarzyna Kołczewska nie oszczędza swoich bohaterów. Chorują, umierają, tracą bliskich, pracę, przyjaciół. Muszą odnaleźć w tym wszystkim głębszy sens. I nauczyć się przyjmować pomoc.
Powieść Katarzyny Kołczewskiej to mocna, wyrazista i wspaniała literatura. To z pewnością jedna z lepszych pozycji w klubie "Kobiety to czytają". Nazwisko Kołczewska stało się swego rodzaju obietnicą. Jakością samą w sobie. Byłam przekonana, że i ta książka okaże się być wyjątkowa. Nie pomyliłam się. Katarzyna Kołczewska jest jedną z ciekawszych współczesnych polskich autorek, a "Wbrew sobie" dowodzi, iż autorka jest w fenomenalnej formie.
Poprzednia książka Katarzyny Kołczewskiej, "Idealne życie" znalazła się w ubiegłorocznym podsumowaniu najlepszych polskich powieści według Przeglądu czytelniczego. Wszystko wskazuje na to, że również w tym roku w zestawieniu nie zabraknie Katarzyny Kołczewskiej. Bo oto tworzy kolejną fenomenalną, mocną powieść obyczajową. "Wbrew sobie" to, obok "Jedenastu tysięcy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czytam bardzo dużo i w związku z tym, coraz trudniej jest sprostać moim oczekiwaniom. Naturalną koleją rzeczy jest fakt, iż lektura, która jeszcze kilka lat temu rzucała mnie na kolana, dzisiaj mogłaby nie zadowolić mnie już w takim samym stopniu. Coraz częściej kręcę nosem, chociaż swoich ocen staram się dokonywać patrząc przez nieco szerszy pryzmat. Lubię ten moment, kiedy mogę polecić na blogu dobrą, bardzo dobrą, a nawet rewelacyjną lekturę, wypowiedzieć się o jej pozytywnych stronach. Ale najbardziej uwielbiam chwilę, kiedy mam przyjemność zapowiedzieć powieść wybitną, najdoskonalszą z najlepszych. Proszę państwa, oto ona. "Kiedyś byliśmy braćmi" autorstwa Ronalda H. Balsona.
Po II wojnie światowej wielu zbrodniarzom wojennym udało się wmieszać w tłum i zniknąć na długie lata. Ben Solomon jest pewny - właśnie natrafił na ślad jednego z nich. Oskarża uznanego członka chicagowskiej społeczności, Elliota Rosenzweiga o to, że ten w przeszłości nosił nazwisko Otto Piatek i był oficerem SS. Ben rozpoznaje w Elliocie człowieka, który, porzucony jako dziecko, został wychowany przez rodzinę Solomona. Podczas niemieckiej okupacji Otto okradł i zdradził ludzi, którzy traktowali go jak własnego syna i brata. Ben Solomon zatrudnia młodą adwokatkę Catherine Lockhart, aby udowodniła Elliotowi winę przed sądem. Czy szanowany i zamożny filantrop z Chicago wysyłał na śmierć tysiące osób? Czy Ben oskarżył właściwego człowieka?
"Kiedyś byliśmy braćmi" to jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza książka, jaką przeczytałam w 2014 roku. Napisana przed debiutującego w roli pisarza chicagowskiego adwokata stanowi dopracowaną w każdym szczególe, dostarczającą wielu wzruszeń, wspaniałą książkę, będącą połączeniem thrillera prawniczego oraz powieści obyczajowej. Amerykanie również piszą o Polsce, i to w jakim stylu! Autor, jak sam przyznaje, do napisania książki został zainspirowany przez podróże do Polski, która "w dalszym ciągu naznaczona jest powojennymi bliznami". Powieści Ronalda H. Balsona nie można nic zarzucić pod względem merytorycznym, gdyż zadbał o najdrobniejsze nawet szczegóły i niuanse. "Kiedyś byliśmy braćmi" jest wynikiem ciężkiej pracy i uwagi, jaką autor poświęcił wojennej historii Polski. Klucząc pomiędzy Chicago w czasach współczesnych, a Zamościem podczas II wojny światowej Balson stworzył niezwykle prawdopodobną, realną historię. Choć całość jest fikcją literacką, powieść została umieszczona w dokładnym kontekście historycznym.
Książka stanowi przepiękny, wzruszający zapis ludzkich zmagań o sprawiedliwość. Autor połączył wątek zbrodniarza wojennego, głęboko zakopanej tajemnicy sprzed lat z niezwykłą historią ponadczasowej, wiecznej miłości Bena Solomona i jego Hanny. Sprawa, jakiej podejmuje się Catherine Lockhart sankcjonuje ją nie tylko jako adwokatkę, ale przede wszystkim - jako człowieka. "Kiedyś byliśmy braćmi" porusza głębię człowieczeństwa. Od tej książki nie sposób się oderwać, gdyż przywiązuje nas do siebie mocno. Czytelnik całym sobą żyje toczącą się opowieścią i ani na moment nie potrafi zostawić historii za sobą. Balson pozwala uwierzyć, iż istnieje na świecie jeszcze wyższa sprawiedliwość, ta, której nie kupi największa nawet fortuna. Przedstawia zderzenie dwóch światów - żyjącego przeciętnie starszego człowieka, jaki stał się ofiarą Holokaustu i pławiącego się w wielkich luksusach mężczyznę, który w przeszłości miał być zbrodniarzem wojennym znanym jako Rzeźnik z Zamościa. Kiedyś byli braćmi.
Takie książki, jak "Kiedyś byliśmy braćmi", czyta się wspaniale. Przywracają wiarę i nadzieję na to, iż niezłomność ludzkiego ducha w końcu zatryumfuje nad złem. To swoisty pomnik wystawiony wszystkim tym, którzy cierpieli. Zadośćuczynienie po latach. Powieść jest pełnym pasji, wyjątkowym i pasjonującym utworem charakteryzującym się wartką akcją, jakiej nie powstydziłby się mistrz thrillera prawniczego. Bardzo, bardzo polecam!
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
Czytam bardzo dużo i w związku z tym, coraz trudniej jest sprostać moim oczekiwaniom. Naturalną koleją rzeczy jest fakt, iż lektura, która jeszcze kilka lat temu rzucała mnie na kolana, dzisiaj mogłaby nie zadowolić mnie już w takim samym stopniu. Coraz częściej kręcę nosem, chociaż swoich ocen staram się dokonywać patrząc przez nieco szerszy pryzmat. Lubię ten moment,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-15
Są takie książki, których uroku nie oddadzą najpiękniejsze słowa. Żadne znaki graficzne nie mają mocy złączenia się w wyrazy, jakie miałyby opisać tę powieść. Przymiotniki w stopniu najwyższym to zdecydowanie za mało. Jak więc pisać o takich publikacjach? Do takich książek bez wątpienia zalicza się październikowa nowość Wydawnictwa Świat Książki, "Córka piekarza" autorstwa Sarah McCoy.
Garmisch, Niemcy, 1945 rok. Elsie Schmidt jest chroniona przed okrucieństwem wojny przez zadurzonego w niej oficera SS, Josefa Huba. Kiedy mężczyzna oświadcza się młodej dziewczynie, jej rodzice uszczęśliwieni gorąco namawiają córkę do tego małżeństwa. Elsie jednak nie jest pewna swoich uczuć. Lubi Josefa, jednak czy można żyć bez miłości? Gdy na progu jej domu pojawia się mały żydowski chłopiec, Elsie musi podjąć dramatyczną decyzję, która na zawsze zmieni jej losy. Świadoma, iż przed konsekwencjami tego czynu nie uchroni jej nawet Josef, decyduje się pomóc Tobiasowi. Wkrótce Elsie dotkliwie odczuje skutki tej wojny.
El Paso, Teksas, czasy współczesne. Młoda dziennikarka Reba całe życie przed czymś ucieka. Wydaje się, iż osiągnęła względną stabilizację z Rikim, oficerem Straży Granicznej. Reba otrzymuje zlecenie napisania felietonu do lokalnej gazety. Nawiązuje kontakt z właścicielką niemieckiej piekarni "U Elsie". Wkrótce okazuje się, iż nie jest to zwykły artykuły, a Elsie nie jest zwykłą kobietą. Pytania Reby powodują, iż u Elsie budzą się skrywane głęboko w zakamarkach pamięci wspomnienia z ostatnich miesięcy II wojny światowej.
"Córka piekarza" jest niebywałą powieścią, która w znakomity sposób łączy dwa zupełnie odległe miejsca i czasy. Współczesne El Paso ze swoim problemem nielegalnych imigrantów napływających z Meksyku oraz nazistowskie Niemcy u schyłku II wojny światowej to doskonale współistniejące obok siebie płaszczyzny. Sarah McCoy w mistrzowski sposób wiąże ze sobą losy mieszkańców Garmisch z dzisiejszymi Amerykanami żyjącymi przy granicy z Meksykiem. Książka jest wielowymiarowym utworem, poruszającym istotne problemy społeczno-obyczajowe zarówno świata dzisiejszego, jak i tego u schyłku II wojny światowej. Autorka stawia swoich bohaterów w niezwykle trudnym położeniu i zmusza do refleksji, co jest ważniejsze: drugi człowiek czy twarde przestrzeganie przepisów. W 1945 roku to Elsie musiała stanąć przed tym wyborem, w czasach współczesnych Riki, narzeczony Reby, jest zmuszony podjąć decyzję. Dylematy moralne to nie jedyne, co Sarah McCoy ma do zaproponowania swojemu czytelnikowi. "Córka piekarza" jest powieścią o pogodzeniu się z trudną przeszłością i poszukiwaniu w sobie odwagi, aby ją zaakceptować.
Sarah McCoy napisała książkę absolutnie wyjątkową, która wyróżnia się na tle innych współczesnych powieści. "Córkę piekarza" pochłania się jednym tchem. To nietuzinkowa i niebanalna historia, jakiej oddałam się z największą przyjemnością. Życzę sobie więcej takich publikacji! Publikacji, które samą lekturą wnoszą powiew świeżości zarówno do domowej biblioteczki, jak i do życia. Powieść Sarah McCoy jest diamentem, a diamenty mają to do siebie, że nie tylko pięknie wyglądają, ale i posiadają ogromną wartość. "Córka piekarza", przepięknie wydana, z powalającą na kolana okładką, niesie ze sobą bezcenne przesłanie. Opowiada szalenie interesującą historię, przy czym jest mądrą, dojrzałą i przemyślaną lekturą.
"Córkę piekarza" polecam z całą odpowiedzialnością. Jest to powieść z gatunku tych najpiękniejszych. Wyszlifowana, wypieszczona, oddana w ręce czytelnika dopracowana w najmniejszym szczególe. Wzruszająca, pozostawiająca na trwałe ślad w człowieku. Do Sarah McCoy mam żal tylko o to, że ta książka w końcu się skończyła. Wyrwałam dla niej kilka godzin z mojej doby, aż w końcu dotarłam do ostatniej strony i.. Chcę jeszcze!
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
Są takie książki, których uroku nie oddadzą najpiękniejsze słowa. Żadne znaki graficzne nie mają mocy złączenia się w wyrazy, jakie miałyby opisać tę powieść. Przymiotniki w stopniu najwyższym to zdecydowanie za mało. Jak więc pisać o takich publikacjach? Do takich książek bez wątpienia zalicza się październikowa nowość Wydawnictwa Świat Książki, "Córka piekarza"...
więcej mniej Pokaż mimo to
Można przebywać wśród ludzi, ale za jedyną towarzyszkę mieć Samotność. To całkiem możliwe, że mieszkasz w domu tętniącym życiem, pośród wielu osób, a jednak, wszechobecny chłód i zimno, jakie zakradły się do twojego serca, sprawiają, iż czujesz się samotny. Może przez całe lata żyłeś na pełnych obrotach, szczęśliwie, przy boku ukochanej osoby, a kiedy jej zabrakło, została ci tylko Samotność. W końcu prawdopodobnym jest, iż po prostu jesteś sam, zupełnie sam. O różnych odcieniach samotności pisze w swej najnowszej książce Monika A. Oleksa. I trzeba przyznać, że pisze pięknie.
Ewa za chwilę skończy 43 lata i nigdy nie ułożyła sobie życia. Kiedyś pokochała całą sobą, a kiedy Mateusz wybrał inną kobietę, zamknęła swoje serce na klucz. Odnosi sukcesy na niwie zawodowej, jednak kiedy wraca wieczorem do domu, w pustych ścianach towarzyszą jej tylko kot i Samotność. Na kartach powieści pojawiają się kobiety w różnym wieku, bardziej lub mniej związane z Ewą i jej historią. Martyna, Hanna, Janina, Danuta i Magda - panie w różnym wieku i z szerokim bagażem doświadczeń, wszystkie doznały lub doznają odosobnienia, nierzadko pośród innych ludzi. Każdej z nich przyjdzie zmierzyć się ze swoją Samotnością, spojrzeć jej w oczy i dokonać tej najważniejszej decyzji - czy pozwolić Samotności na dobre rozgościć się w ich życiu, a może znaleźć w sobie siłę, by walczyć o pragnienia serca?
"Samotność ma twoje imię" jest przepiękną, liryczną powieścią o potrzebach ludzkiego serca. Monika A. Oleksa pisze porywająco. Niebanalnie, a każde zdanie zachwyca wytrawnego miłośnika słowa. Książka jest skarbnicą cytatów, zbiorem uniwersalnych prawd życiowych, cudownie naszkicowanym portretem współczesnych pragnień i lęków. Autorka skupia się na wielowymiarowym przedstawieniu tematyki. "Samotność ma twoje imię" to obraz dzisiejszej samotności, z uwzględnieniem co najmniej kilku jej odzwierciedleń. Monika A. Oleksa nie powiela utartych schematów, nie napisała kolejnej książki o późnym staropanieństwie, singielce w wieku średnim, która usilnie poszukuje męża, aby ten cudownie odmienił jej los. Pisarka jest zbyt inteligentną i mądrą życiowo kobietą, aby pójść w stronę banałów. Jej powieść to historia poszukiwania drugiego człowieka, miłości i przyjaźni, w ich najróżniejszych wariantach. Historia spisana zachwycającym językiem, gdyż Oleksa pięknie pisze nawet o pogodzie.
To bez wątpienia jedna z najlepszych i najciekawszych polskich powieści obyczajowych 2014 roku. Utrzymana w łagodnym klimacie, napisana w sposób przystępny również i dla odbiorcy, który na co dzień nie lubuje się w tak zwanej kulturze wysokiej, pełna mądrości i prawdy, totalnie skradła moje serce. Tej książki nie czyta się ot tak, po prostu. "Samotność ma twoje imię" przenosi w inny wymiar, oddając się czytelnikowi w całości. A my chłoniemy, chłoniemy i wciąż chłoniemy więcej, więcej, najwięcej! To powieść, której nie jesteśmy w stanie dawkować, powieść uzależniająca, jaką musimy poznać pełną od razu, aby stać się szczęśliwszym człowiekiem. "Samotność ma twoje imię" jest doskonałą lekturą dla tych, którzy wciąż poszukują szczęścia, jak i dla osób, którzy poznali już jego smak. Powieść utwierdzi nas tylko w przekonaniu, co jest w życiu naprawdę istotne.
Czuję się spełniona. Na takie książki, jak "Samotność ma twoje imię" czeka się długo. Jest mnóstwo publikacji, które wkradają się do serca, mogą cieszyć się tytułem ulubionych, ale istnieje również cała masa książek słabych, o których nie warto pamiętać. "Samotność ma twoje imię" nie jest żadną z nich. Trudno mierzyć tę wyjątkową powieść jakąkolwiek miarą, porównywać z innymi książkami. To cudna historia i jestem pewna, że musicie ją poznać.
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
Można przebywać wśród ludzi, ale za jedyną towarzyszkę mieć Samotność. To całkiem możliwe, że mieszkasz w domu tętniącym życiem, pośród wielu osób, a jednak, wszechobecny chłód i zimno, jakie zakradły się do twojego serca, sprawiają, iż czujesz się samotny. Może przez całe lata żyłeś na pełnych obrotach, szczęśliwie, przy boku ukochanej osoby, a kiedy jej zabrakło, została...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-25
Przeszłość upomni się o ciebie. Wypowiedziane kłamstwa wyjdą na jaw. Twoja historia jest silniejsza niż głęboko skrywane przez lata sekrety. Odnajdziesz siebie, kiedy dowiesz się, kim jesteś.
Ellen Trawton ma wszystko, o czym marzą współczesne dziewczyny. Pochodzi z cenionej i wpływowej rodziny, nie musi martwić się o jutrzejszy dzień, a za kilka miesięcy ma zostać żoną prawdziwego arystokraty. Kiedy Ellen rzuca wszystko i ucieka od swojego życia, jej władcza matka nie potrafi się z tym pogodzić. Ellen w tajemnicy odnajduje siostrę swojej mamy, z którą ta od lat nie utrzymuje kontaktów. Młoda kobieta jest przekonana, iż rodzinne miasteczko matki w Irlandii jest ostatnim miejsce na ziemi, gdzie lady Trawton miałaby jej szukać. Piękno irlandzkiej Connemary skrywa jednak wiele tajemnic. Dlaczego przed laty matka Ellen uciekła z domu i nigdy nie dała znaku życia? Jakie rodzinne sekrety odkryje dziewczyna? Kilka lat temu w skutek tragicznego wypadku w starej latarni morskiej zmarła młoda kobieta, Caitlin. Jej mąż, Conor Macausland, w końcu odnajduje spokój, kiedy los stawia na jego drodze Ellen. Jednak duch Caitlin tkwi zawieszony pomiędzy życiem a śmiercią, nie mogąc odejść.
"Tajemnica morskiej latarni" to absolutnie czarująca, urzekająca i przepiękna opowieść o poszukiwaniu swego miejsca na ziemi. Zakochałam się w niesamowitym i niezapomnianym klimacie powieści, wpadłam po uszy, zatopiona w uroku słowa. Santa Montefiore jak nikt potrafi zaczarować czytelnika, snując opowieść pełną miłości i nadziei. Autorka tworzy urokliwy, osadzony w romantycznych sceneriach portret poróżnionej rodziny i młodej kobiety, która stale za czymś goni. Ellen czuje, iż nie pasuje do londyńskiego świata, ku swemu zdziwieniu już po kilku dniach spędzonych na irlandzkiej ziemi, wie, że jest u siebie. "Tajemnica morskiej latarni" to historia o życiu w zgodzie z własnym "ja". Fascynująca, pełna tajemnic, z nierozwikłaną sprawą śmierci młodej kobiety w tle.
"Tajemnica morskiej latarni" to również opowieść o miłości, w jej najróżniejszych wariantach, od miłości romantycznej, po miłość chorą, niszczącą. Bohaterzy poszukują odpowiedzi na nurtujące nas wszystkich pytania, tak jak i my, są przede wszystkim ludźmi, którym zdarza się błądzić. Powieść pomaga znaleźć te rozwiązania. Wraz z zajmującymi bohaterami przekonamy się, iż prawdziwa miłość pozwala nam iść dalej, może najbanalniej, ale najprawdziwiej, wyzwala i pomaga stać się lepszym człowiekiem. "Tajemnica morskiej latarni" to najpiękniejszy dowód na istnienie również i tej miłości, która nigdy nie umiera i pozostaje w nas na zawsze. Momentami wzruszająca, czasem zabawna, ale zawsze czarująca i fantastyczna - taka jest ta powieść. Olśniewa niebywałym blaskiem, urzeka pięknem i niebanalnością.
Istnieje wiele romantycznych historii, określanych przez niektórych pogardliwie "czytadłami" czy "romansidłami", jednak niewiele z nich zasługuje na miano absolutnie wyjątkowych. Wyjątkowych Powieści przez duże "P", zaliczających się do grona wspaniałej, mądrej i przemyślanej literatury. Nie bójmy się takich historii. Otwórzmy się na ich czar. Wspaniałe to uczucie oddać się pięknej opowieści, zanurzyć się w niej po sam czubek i czerpać garściami. Bezwstydnie zaczytałam się w książce Santy Montefiore, wciąż i wciąż przewracając kolejne strony, bez opamiętania. "Tajemnica morskiej latarni" to wielowymiarowy utwór o przeszłości, przyszłości, a przede wszystkim - o teraźniejszości. Powieść o tym, że nie można pójść dalej, dopóki nie zaakceptujemy swojej historii. Przekonajcie się sami, jakie tajemnica skrywa rodzina Byrne'ów i urokliwa Connemara..
przeglad-czytelniczy.blogspot.com
Przeszłość upomni się o ciebie. Wypowiedziane kłamstwa wyjdą na jaw. Twoja historia jest silniejsza niż głęboko skrywane przez lata sekrety. Odnajdziesz siebie, kiedy dowiesz się, kim jesteś.
Ellen Trawton ma wszystko, o czym marzą współczesne dziewczyny. Pochodzi z cenionej i wpływowej rodziny, nie musi martwić się o jutrzejszy dzień, a za kilka miesięcy ma zostać żoną...
Dzisiaj wszystko odkładamy na później. Wszak zdążymy jeszcze pokochać, założyć rodzinę, mieć dzieci.. Pokolenie Krzysztofa i Basi Baczyńskich wiedziało, iż tego czasu może zabraknąć. Po co czekać? Aż Niemcy odejdą? A jeśli nie odejdą? I właśnie - paradoksalnie - dlatego to pokolenie kochało mocniej, pewniej, bardziej. W najtrudniejszych dla człowieka czasach potrafili kochać miłością tak piękną, jaka nam się nawet nie śniła. Poznajcie historię niezwykłej miłości, osadzoną w murach bombardowanej Warszawy. Poznajcie Krzysztofa i Basię Baczyńskich.
W samym środku wojennej zawieruchy krzyżują się losy młodego poety, Krzysztofa Baczyńskiego i dziewiętnastoletniej Barbary Drapczyńskiej. Wystarczy jedno spojrzenie, uścisk dłoni.. Miłość wybucha z niewyobrażalną siłą. Cztery dni po pierwszym spotkaniu Baczyński oświadcza się ukochanej i zostaje przyjęty. Rodziny zakochanych sceptycznie podchodzą do tak wczesnych deklaracji młodych. Radzą poczekać na koniec wojny. Przyszli państwo Baczyńscy wiedzą jednak, iż tej wojny mogą nie przeżyć. Miłość, jaka połączyła zakochanych, rozkwita w czasach wszechobecnej śmierci i okrucieństwa. Baczyńscy są jednym.
"Piękna" to słowo, które w najmniejszym stopniu nie oddaje charakteru tej powieści. Tak jak Basia zastanawiała się, czy istnieje stopień wyższy od słowa "najszczęśliwsza", tak ja rozważam istnieje przymiotnika wyższego, aniżeli "najpiękniejsza". "Ty jesteś moje imię" wycisnęła łzy z moich oczu, dotknęła głębi mojej duszy po to, aby na dobre wpisać się w kanonie najcudowniejszych lektur. Tak, jak parającemu się słowem Baczyńskiemu zabrakło jasności umysłu, kiedy grom z jasnego nieba spadł na niego, gdy spotkał Basię, tak i mnie brakuje dziś słów, by opisać tę wyjątkową opowieść, którą z tak wielką dbałością o słowo spisała Katarzyna Zyskowska-Ignaciak. Najpiękniejsze historie pisze życie, lecz tylko wielcy autorzy potrafią uczynić z nich wielką powieść. Do ich grona bez wątpienia dołącza dziś Katarzyna Zyskowska-Ignaciak i jej "Ty jesteś moje imię".
Nie żałuję żadnego przeczytanego słowa, każdy znak (!) w tej powieści jest jakby dostojny. Zachwyca język, wprost literacki, a prozę w naturalny, harmonijny sposób wzbogaca poezja w najpiękniejszym wydaniu. Wiersze Baczyńskiego są najwierniejszym świadectwem miłości, a również poglądów, jakie dzieli ze sobą Barbara i Krzysztof. Ci, którzy znali młodych Baczyńskich, zgodnie twierdzili, że są jednością. I właśnie tę jedność udało się autorce oddać na kartach powieści w taki sposób, iż każdy z czytelników.. zamarzy o niej.
Opowieść zaczyna się, kiedy ciężarna Basia ukrywa się wraz z rodzicami w piwnicy jednej z warszawskich kamiennicy. Wokół odgłosy powstańczych walk, tymczasem kobieta prawie od miesiąca nie ma wiadomości od swojego męża. Jeszcze nie wie, iż ten zginął czwartego dnia powstania... Potem wraz z autorką przenosimy się w czasie do zimowych dni czterdziestego pierwszego roku. To wtedy skrzyżowały się drogi Krzysztofa i Basi. Cała powieść podzielona jest na cztery rozdziały, które poprzedzają zapisy wydarzeń z sierpnia 1944, kiedy Barbara czekała na jakąkolwiek wiadomość od Krzysztofa.
"Ty jesteś moje imię" to powieść, która zasługuje na najwyższą z możliwych not. Dzieło wspaniałe, ważne i potrzebne. Książka, na którą czeka się miesiącami, a może i latami. Przepadniesz, tak jak i ja. Będziesz miał złamane serce, ale wyniesiesz z tej publikacji o wiele, wiele więcej niż możesz przypuszczać.
Dzisiaj wszystko odkładamy na później. Wszak zdążymy jeszcze pokochać, założyć rodzinę, mieć dzieci.. Pokolenie Krzysztofa i Basi Baczyńskich wiedziało, iż tego czasu może zabraknąć. Po co czekać? Aż Niemcy odejdą? A jeśli nie odejdą? I właśnie - paradoksalnie - dlatego to pokolenie kochało mocniej, pewniej, bardziej. W najtrudniejszych dla człowieka czasach potrafili...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dobro - zło. Dwa przeciwstawne pojęcia, które wydają się wykluczać siebie nawzajem. Kontrast zawarty w tych dwóch krótkich słowach stał się inspiracją dla wielu twórców. Czy jesteśmy z natury dobrzy, a może to zło stanowi o naszej ludzkiej mentalności? Czy możemy jednoznacznie zdefiniować te terminy? Gdzie istnieje granica pomiędzy dobrem, a złem i kto ją ustala? Mateusz M. Lemberg w swojej debiutanckiej publikacji zrywa z tradycyjnymi schematami powieści kryminalnej. "Zasługa nocy", oprócz zapewnienia dreszczyku emocji, ma za zadanie postawić przed czytelnikiem szereg wątpliwości i pomóc znaleźć odpowiedź na pytania natury filozoficznej pod kątem popełnienia zbrodni.
Autor wprowadza nas w wykreowany przez siebie świat bardzo wnikliwie, portretuje bohaterów z precyzją i starannie. Komisarz Krzysztof Witczak, pseudonim Zero, osiąga sukcesy w stołecznej policji, jednakże jego życie prywatne jest dla postaci źródłem frustracji i wstydu. Od lat mieszka pod jednym dachem z kobietą, jednakże łączące ich relacje już dawno wygasły, a sam mężczyzna nazywa Małgorzatę swoją "współlokatorką". Szuka ukojenia w muzyce. Tymański, pseudo Hif, najbliższy współpracownik Witczaka, stara się osiągnąć życiową równowagę pomiędzy pracą, a życiem prywatnym. Mężczyzna po przejściach, próbuje odnaleźć się w nowym związku. Agnieszka Cynowska, ksywa Cyna. Najbardziej barwna postać "Zasługi nocy". Kobieta próbuje odkryć swoją tożsamość, również tą seksualną. Po pracy w fundacji Itaka i traumatycznych przejściach związanych z rozpracowaniem handlarza kobiet, którego sama padła ofiarą, Cyna ląduje w wydziale kryminalnym. Witczak, Tymański i Cynowska stanowią zespół. Jest jeszcze Malicka, pani prokurator, nieszczęśliwa mężatka, w której od lat podkochuje się Zero. Bohaterów poznajemy przy okazji ciekawego zjawiska. Zaalarmowani przez byłą gospodynię kamiennicy, policjanci w mieszkaniu na czwartym piętrze trafiają na zwłoki mężczyzny z twarzą wyżartą przez wrony. Okazuje się, iż to niezwykły modus operandi mordercy, który nie poprzestanie na jednym zabójstwie.
Autor "Zasługą nocy" zrywa z klasyką kryminału, stworzył powieść, która wnosi świeży powiew na polski rynek wydawniczy. Lemberg napisał realną historię, mającą silny kontakt z rzeczywistością. Zapomnij o jednowątkowej publikacji, której bohater nie robi nic innego, tylko przez czterysta stron szuka mordercy. "Zasługa nocy" wiernie oddaje istotę policyjnego śledztwa w sprawie zabójstwa, gdzie świat dookoła wciąż się toczy, a oprawca nie jest jedynym zbrodniarzem w mieście. Bohaterowie to przede wszystkim ludzie, niezwykle oddani swojej pracy, których zawód w dużej mierze stanowi o ich jestestwie, jednakże autor w odniesieniu do postaci poruszył inną, w moim odczuciu niesłychanie ważną w kontekście całego dzieła, kwestię. Za odznaką policyjną kryje się serce, które czuje, kocha i cierpi. Policjanci Lemberga są najbardziej ludzcy ze wszystkich mundurowych, jakich miałam okazję poznać, czytając wszelaką literaturę. Autentyzm dzieła polega przede wszystkim na rzeczywistości bohaterów.
Warszawa na kartach utworu żyje. Dokładna topografia miasta w połączeniu z prawdziwością postaci "Zasługi nocy" stanowi o tym, iż książkę momentami czyta się jak literaturę faktu. Uniwersalny wydźwięk publikacji sprawia, iż zadowoli szerokie grono czytelników. Zarówno fani kryminałów, powieści obyczajowych, jak i sensacyjnych, znajdą coś dla siebie. Gęsty trup o niezidentyfikowanej tożsamości, tajemnicze zniknięcie osób mogących mieć związek ze sprawą, pościgi, strzelaniny, wybuchy, a także bohaterowie znajdujący się na zakrętach życiowych - to wszystko w "Zasłudze nocy". Autor porusza istotne problemy, z którymi boryka się dzisiejszy świat. Oparł swoje dzieło nie na jednej, lecz na kilku, w dodatku wielowątkowych intrygach. Wyjątkowość powieści nie polega jednak na obecności wielu tematów, a na tym, iż debiutującemu pisarzowi udało się połączyć szerokie ramy publikacji w jedną, logiczną całość. Zmierzając do zakończenia, Lemberg zamknął książkę rzeczowo, jednakże pozostawił w czytelniku uczucie niepewności. Czy i w jakim stopniu człowiek ma prawo wymierzać sprawiedliwość? Kto tak naprawdę jest katem, a kto ofiarą? Nie chcąc zdradzać zbyt dużo z fabuły książki, nie zamierzam rozpatrywać dłużej tej kwestii, chciałabym jednak zwrócić waszą uwagę przy przyszłej lekturze "Zasługi nocy" na ową materię. Finał publikacji stanowi o jej wybitności, gdyż klasyczny kryminał z reguły z zakończeniem przynosi przede wszystkim odpowiedź na pytanie, kto zabił i dlaczego. W przypadku wolumenu autorstwa Mateusza M. Lemberg, puenta dzieła zaskakuje. Zaczynamy... rozumieć zło i zastanawiać się, czy to aby na pewno jest niegodziwość.
Warto nadmienić, iż autor ukończył studia medyczno-weterynaryjne, co na pewno w dużym stopniu przyczyniło się do niechwalebnej obecności zwierząt w powieści. Ciekawe i innowacyjne wykorzystanie wątku przedstawicieli braci mniejszej to kolejna sprawa, na którą chciałabym zwrócić uwagę. W ogóle całość dzieła przez proces czytania powieści (który trwał jeden wieczór i pół nocy, nie mogłam się oderwać ;)) wydaje się być mocno nowatorska na polskim rynku wydawniczym. Nie będę obiektywna - JESTEM ZACHWYCONA! Wszelki pierwiastek racjonalnego osądu książki we mnie zanika, daję się ponieść emocjom, które wywołała we mnie "Zasługa nocy". Publikacja zmienia sposób postrzegania książki o tematyce typowo kryminalnej, wprowadzając szereg zmian i romansując z innymi gatunkami. Moja fascynacja jest jeszcze większa, gdy wezmę pod uwagę fakt, iż Mateusz Lemberg jest debiutantem.
Pragnę zwrócić waszą uwagę na ową publikację. Czytam dużo, nawet więcej niż dużo, a kryminały sprawiają mi chyba największą przyjemność. Z reguły nie spodziewam się, iż książka wywoła we mnie istny zachwyt, natomiast "Zasługa nocy" Mateusza M. Lemberg bezwstydnie mnie oczarowała, wciągając do reszty w swój świat i poczynania bohaterów. Wyjątkowa perełka.
Dobro - zło. Dwa przeciwstawne pojęcia, które wydają się wykluczać siebie nawzajem. Kontrast zawarty w tych dwóch krótkich słowach stał się inspiracją dla wielu twórców. Czy jesteśmy z natury dobrzy, a może to zło stanowi o naszej ludzkiej mentalności? Czy możemy jednoznacznie zdefiniować te terminy? Gdzie istnieje granica pomiędzy dobrem, a złem i kto ją ustala? Mateusz M....
więcej mniej Pokaż mimo to
Powieść historyczna nie musi być nudna, a o przeszłości można pisać inaczej niż opisując liczne bitwy i podsuwając czytelnikowi mnóstwo dat. Okazuje się, że można stworzyć książkę, której akcja rozgrywa się w przeszłości, i dotrzeć do szerszego grona odbiorców. "Marianna" to przede wszystkim świetna powieść obyczajowa, która przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom powieści historycznych.
Kiedy wybuchło powstanie listopadowe, Marianna przywdziała męski mundur, ścięła włosy i ruszyła w bój. Po upadku powstania cała i zdrowa wraca do domu, jednak okazało się, że jej zniknięcie wywołało liczne plotki, a rodzinie mogą grozić liczne represje ze strony Rosjan. Marianna nie ma wyjścia. Aby zapobiec konfiskacie majątku i wywózce najbliższych na Syberię, musi wyjść za mąż. Matka szybko podsuwa jej odpowiedniego kandydata. Marianna, nie mając innego wyjścia, zgadza się z sugestią rodzicielki i wyjeżdża do majątku narzeczonego, aby tam poślubić mężczyznę. Kandydat na męża w zasadzie ma wszystko, czym powinien się wyróżniać przyszły mąż - jest bogaty, młody, przystojny i wykształcony. Dlaczego więc tak rozpaczliwie poszukuje żony? Co jest z nim nie tak, skoro żony musiał szukać na dalekiej Litwie?
Przeczytałam "Mariannę" w dwa wieczory, z najwyższą przyjemnością. Lubię powieści historyczne, ale dawno nie czytałam książki rozgrywającej się w przeszłości, która byłaby napisana tak lekko i płynnie. Magdalena Wala posiada ciekawe pióro i cięty język, o czym przekonała czytelników swojej debiutanckiej powieści "Przypadki pewnej desperatki". Wówczas poznaliśmy opowieść o współczesnej dziewczynie, jednak w tle również obserwowaliśmy wydarzenia z przeszłości. Jak autorka wypadła w klasycznej powieści historycznej? Równie dobrze, a może nawet lepiej. Magdalena Wala prowadzi akcję mocną ręką i, mimo iż bohaterowie biorą ślub w jednym z pierwszych rozdziałów, ich "żyli długo i szczęśliwie" wciąż wydaje się odległą przyszłością. Przy tej książce nie sposób się nudzić, a wszystko to dzięki licznym zwrotom akcji i mnogości wątków. Świetny pomysł na powieść i nie mniej udane wykonanie - "Marianna" to powieść napisana lekkim językiem i utrzymana w duchu kobiecej literatury obyczajowej.
Magdalena Wala zaprasza nas do świata XIX-wiecznych intryg. Tytułowa Marianna jest silnym charakterem, inteligentną kobietą, a jej potyczki słowne z mężem i miejscowymi intrygantkami wywołały wiele ironicznych uśmiechów na mej twarzy. Obawiałam się, że nowa powieść Magdaleny Wali, wszak publikacja historyczna, będzie pozbawiona tego pazura, który tak przypadł mi do gustu w "Przypadkach pewnej desperatki". Niesłusznie, gdyż pikanterii tej książce dodaje sama główna bohaterka. Z Marianną nie sposób się nudzić. Uwielbiam takie kobiety w literaturze. Silne, niebojaźliwe, wyprzedzające swoje czasy. Mam wrażenie, że Marianna posiada trochę współczesnych cech, co w zderzeniu z jej światem wyszło wprost kapitalnie. "Marianna" to przepiękna historia miłości głównej bohaterki i jej męża, Michała. Tutaj ślub jest dopiero początkiem przygody, a w drodze do szczęścia nasza Marianna będzie musiała dowiedzieć się, kto tak bardzo chce jej zaszkodzić i pozbyć się z posiadłości.
Ach, czy wspominałam już, że uwielbiam imię Marianna i przepadłam, kiedy tylko zobaczyłam tytuł nowej powieści Magdaleny Wali? Sama nazwałam tak bohaterkę mojej debiutanckiej powieści... Marianny to wspaniałe kobiety, a ja wyczułam pismo nosem, wietrząc świetną powieść obyczajowo-historyczną. Przeczytajcie, jestem pewna, że nie będziecie zawiedzeni.
Powieść historyczna nie musi być nudna, a o przeszłości można pisać inaczej niż opisując liczne bitwy i podsuwając czytelnikowi mnóstwo dat. Okazuje się, że można stworzyć książkę, której akcja rozgrywa się w przeszłości, i dotrzeć do szerszego grona odbiorców. "Marianna" to przede wszystkim świetna powieść obyczajowa, która przypadnie do gustu nie tylko miłośnikom powieści...
więcej Pokaż mimo to