-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-05-02
2023-07-30
2023-07-31
2022-12-18
2022-08-29
2022-08-10
2021-10-15
2021-05-30
2020-11-08
2019-06-09
Na portalu lubimyczytac.pl, większość czytelników oceniła tę książkę pozytywnie. Mam jednak wrażenie, że opinie nie dotyczą pracy Angeliki Kuźniak, tylko fascynującej postaci Zofii Stryjeńskiej. Chyba jednak nie tak powinno być.
Właściwie jedno, co przychodziło mi do głowy podczas czytania tej biografii, to… seria z karabinu maszynowego. Cały czas miałam wrażenie jakby ktoś do mnie strzelał, czy raczej zasypywał informacjami na żółtych karteczkach. Nieustannie brakowało mi w tej pracy czegoś takiego jak spójna narracja.
Postać Zofii Stryjeńskiej fascynowała mnie od dawna, a zwłaszcza jej barwne, ekspresyjne, słowiańskie obrazy. Oceniając więc niezbyt pochlebnie pracę Angeliki Kuźniak, czuję się jakbym oceniała jednocześnie tę fantastyczną artystkę, czy raczej jej obraz jaki wyłania się z tej książki. Nie o to mi jednak chodzi. Artyści są wrażliwi ale jednocześnie niewrażliwi jak to podsumowała jej wnuczka Barbara Stryjeński. Przyjmijmy to za pewnik i pomińmy ten element. W tej opinii chcę się skupić na samej książce.
Tak się składa, że z postacią Zofii Stryjeńskiej spotkałam się pierwszy raz jeszcze w liceum, w książce Magdaleny Samozwaniec pt. „Maria i Magdalena”. Fragment, w którym siostry Kossak poznają Zofię Lubańską (później Stryjeńską), przytoczyła również Angelika Kuźniak. To urocza anegdotka; trudno na nią nie zwrócić uwagi. Celowo do niej nawiązuję, ponieważ w późniejszych latach przeczytałam chyba wszystkie opowieści wspomnieniowe Magdaleny Samozwaniec, a także wspomnienia i anegdoty pisane przez znajomych i przyjaciół o niej samej. Stąd m.in. wiem, że wspomnienia dotyczące tego okresu lub biografię można napisać inaczej. Można nadać im charakter wciągającej opowieści, a nie bezrefleksyjnego zlepka cytatów.
Ja wiem, że pani Kuźniak jest reportażystką, że ten gatunek literacki ma prawo rządzić się własnymi zasadami, że wykonała wielką pracę gromadząc te materiały, ale to co otrzymaliśmy, to nie jest książka. To coś w rodzaju segregatora, do którego autorka powpinała zebrane informacje. Takie dzieło ma oczywiście wielką wartość poznawczą, ale wyłącznie poznawczą. Czy tylko o to chodzi w reportażu literackim?
Styl reportażowy jest dziś modny. Sprowadza się jednak bardzo często wyłącznie do tego, że autor zbiera informacje i przedstawia je czytelnikom w luźnej formie, a oni dopiero mają sobie te informacje złożyć w spójną historię. Takie ćwiczenie literackie. Możemy się na nie zgodzić lub nie. Ja się nie godzę. Coraz bardziej tęsknię za książkami, które nie są tylko na jeden raz, a do ich ponownego otwarcia nie zachęcają wyłącznie zdjęcia i reprodukcje. Tęsknię za opowieściami, a nie wycinkami z gazet, listów i dokumentów. Tęsknię za słowem.
Na portalu lubimyczytac.pl, większość czytelników oceniła tę książkę pozytywnie. Mam jednak wrażenie, że opinie nie dotyczą pracy Angeliki Kuźniak, tylko fascynującej postaci Zofii Stryjeńskiej. Chyba jednak nie tak powinno być.
Właściwie jedno, co przychodziło mi do głowy podczas czytania tej biografii, to… seria z karabinu maszynowego. Cały czas miałam wrażenie jakby...
2014-03-13
2015-10-03
2015-10-03
2017-10-03
2011-01
2011-03-01
2006
2006
2007
2007-03-13
Istnienie tej książki bardzo mnie zaskoczyło. Lucynę Winnicką identyfikowałam wylącznie jako aktorkę a nie jako reportażystkę szukającą nici powiązań między duchowością a ludzkim zdrowiem. Szkoda, że ksiązka nie doczekała się wznowienia. Na pierwszy plan wysuwa się w niej niesamowite bogactwo i różnorodność przekazu oraz staranny język, jak w najlepszych reportażach.. Oprócz filpińskich uzdrowicieli, hinduskich mistrzów duchowych, cudotwórców czy fałszywych guru znajdziecie tu również rolnictwo biodynamiczne oraz idee Rudolfa Steinera i Marii Thun w praktyce.
Wszystkie opowieści zawarte w tym zbiorze, a zwłaszcza jego zakończenie, pokazały mi niestety jedną rzecz: holistyczne badania medyczne stanęły w miejscu. Nadal zajmują się nimi jacyś jednostkowi lekarze, nie mający jednak siły przebicia w izbach medycznych, a wręcz przez nie dyskryminowani. Medycyna się uwsteczniła, stawiając na chemiczne specyfiki i kolorowe pigułki. Każdy wie, że istnieje powiązanie między przesyconą chemią żywnością zaspokajającą co prawda głód, ale pozbawioną wartościowych składników odżywczych, ale medycyna dziś już nie robi z tej wiedzy żadnego uzytku. Leczy tylko objawy i realizuje badania na potrzeby koncernów farmaceutycznych. Książka powstawała przeszło 40 lat temu, a z jej stron płynie nadzieja, że świat będzie lepszy. A jaki jest dzisiaj? Przykro patrzeć, prawda?
Istnienie tej książki bardzo mnie zaskoczyło. Lucynę Winnicką identyfikowałam wylącznie jako aktorkę a nie jako reportażystkę szukającą nici powiązań między duchowością a ludzkim zdrowiem. Szkoda, że ksiązka nie doczekała się wznowienia. Na pierwszy plan wysuwa się w niej niesamowite bogactwo i różnorodność przekazu oraz staranny język, jak w najlepszych reportażach.....
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to