Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Tumtum. Dudniący słoń Anya Damirón, Pablo Pino
Ocena 8,1
Tumtum. Dudnią... Anya Damirón, Pablo...

Na półkach: , , ,

Przesympatyczna historia z rewelacyjnymi ilustracjami. To za nie dodatkowa gwiazdka.

Przesympatyczna historia z rewelacyjnymi ilustracjami. To za nie dodatkowa gwiazdka.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Napisane z talentem. Trzeba się było tylko przyzwyczaić do tego, że w tekście dialog nie jest wydzielony, więc narracja się z nim zlewała. Ale ten zapis nadał całej powieści jakiś specyficzny klimat. Podobało mi się. (Za goodreads.com)

Napisane z talentem. Trzeba się było tylko przyzwyczaić do tego, że w tekście dialog nie jest wydzielony, więc narracja się z nim zlewała. Ale ten zapis nadał całej powieści jakiś specyficzny klimat. Podobało mi się. (Za goodreads.com)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka ta nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia. Może poza ostatnim fragmentem (tym przed spisem książek), w którym naprawdę poczułam pustkę narratora po śmierci matki. Podobały mi się też fragmenty o domowej bibliotece i opisy książek, które się w niej znajdowały. Ale poza tym nic mnie jakoś specjalnie nie poruszyło.

Mój odbiór książki Wicha jest być może spowodowany tym, że moje przeżywanie śmierci i żałoby po tacie, a także to, w jaki sposób pamiętam o nim, były (jest) zupełnie inne niż autora i dlatego nie potrafiłam się odnaleźć w tym, co pisze. Może dlatego, że w początkowych partiach lektury miałam wrażenie, że metafory obecne w tekście są wymuszone, na siłę, a więc nieprawdziwe. A może to dlatego, że chwilę wcześniej skończyłam "Włoskie szpilki" Magdaleny Tulli, które zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. [SPOILER dotyczący "Włoskich szpilek"] To tekst również o odchodzeniu matki; o matce będącej Żydówką, która przeżyła wojnę, a której rodzina zginęła w Holokauście; o tym, że naznaczenie tym doświadczeniem trwa do końca; o roku 1968. [/koniec SPOILERA] Tekst napisany frazą poetycką przepływającej ze strony na stronę, poruszający do głębi. Może więc to przez ten kontrast oschły osąd powieści Wicha.

Książka ta nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia. Może poza ostatnim fragmentem (tym przed spisem książek), w którym naprawdę poczułam pustkę narratora po śmierci matki. Podobały mi się też fragmenty o domowej bibliotece i opisy książek, które się w niej znajdowały. Ale poza tym nic mnie jakoś specjalnie nie poruszyło.

Mój odbiór książki Wicha jest być może spowodowany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno mi ocenić tę książkę. Prolog bardzo mi się podobał, potem już znacznie mniej. Przez cały czas miałam poczucie, że to, o czym czytam, jest wstępem - irytującym w jakiś sposób - do tego, o czym chcę przeczytać, co by mnie naprawdę zainteresowało - opisu zderzenia wyobrażeń bohaterów o świecie, o panującym ładzie, z rzeczywistością wojny, zmian geopolitycznych etc. Chciałam przeczytać nie o początkowej fazie wojnie, ale o jej zaawansowanej fazie. Wszystko dla mnie jakoś za wolno się działo. Może Wittlin zamierzał napisać o tym w kolejnych tomach - "Sól ziemi" miała być pierwszą częścią trylogii "Powieść o cierpliwym piechurze".

Moje oczekiwania dotyczące "Soli ziemi" wzięły się chyba stąd, że jakiś czas temu czytałam "Święto wiosny" Eksteinsa (rewelacyjna książka, swoją drogą) i oczekiwałam opisu sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej, by móc ją skonfrontować z tym, czego się dowiedziałam o wojnie w Europie Zachodniej. Ale tego nie dostałam. Będę musiała więc sięgnąć po inną lekturę mówiącą o Wielkiej Wojnie w Europie Środkowo-Wschodniej.
(za: goodreads.com)

Trudno mi ocenić tę książkę. Prolog bardzo mi się podobał, potem już znacznie mniej. Przez cały czas miałam poczucie, że to, o czym czytam, jest wstępem - irytującym w jakiś sposób - do tego, o czym chcę przeczytać, co by mnie naprawdę zainteresowało - opisu zderzenia wyobrażeń bohaterów o świecie, o panującym ładzie, z rzeczywistością wojny, zmian geopolitycznych etc....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Zgrabne, zręczne i zabawne. Polecam :)

Zgrabne, zręczne i zabawne. Polecam :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Rzadko stawiam maksymalne albo prawie maksymalne oceny, ale tej książce się należy - za styl, za narrację i język; za walkę z prawem, że jedna śmierć to tragedia, ale milion to już statystyka; za przypomnienie, że i ofiary, i kaci mają twarze i że nie można ich zapomnieć; za odwagę zmierzenia się ze swoją traumą i z traumą swojej matki.

Nie wrócę do tej książki - jest zbyt bolesna, zbyt przeraźliwa momentami, ale dobrze, że ją przeczytałam. Dobrze by było, żeby inną też ją przeczytali. Także ci na Zachodzie - żeby mieli świadomość, jak II wojna światowa wyglądała na naszych ziemiach i jak głębokie rany, ciągnące się przez pokolenia, zostawiła. I że wiele zbrodni nie zostało rozliczonych, mimo iż powinny.

Chapeau bas przed autorką.

(za: goodreads.com)

Rzadko stawiam maksymalne albo prawie maksymalne oceny, ale tej książce się należy - za styl, za narrację i język; za walkę z prawem, że jedna śmierć to tragedia, ale milion to już statystyka; za przypomnienie, że i ofiary, i kaci mają twarze i że nie można ich zapomnieć; za odwagę zmierzenia się ze swoją traumą i z traumą swojej matki.

Nie wrócę do tej książki - jest zbyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Mało epickie, działo się niewiele, główna bohaterka bez właściwości. Rozczarowujące.
(za: goodreads.com)

Mało epickie, działo się niewiele, główna bohaterka bez właściwości. Rozczarowujące.
(za: goodreads.com)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Okropna. Męczyłam się z nią bardzo, zwłaszcza z ostatnim trzydziestoma stronami.

Mnóstwo zupełnie zbędnego slapsticku - gonitw, przewracania się, potykania etc., co może jest śmieszne w filmie, ale nie w powieści. Bohaterowie właściwie nie prowadzą śledztwa, tzn. nie szukają śladów, dowodów, świadków, nie analizują tropów, tylko wszystko dostają praktyczne na tacy, bo co rusz są świadkiem sytuacji, rozmowy etc., która na coś lub na kogoś wskazuje. Bez sensu.

No i Róża: "piękna, mądra i dobra", jak ją określił Solański - serio?! Jej zachowanie w powieści przedstawia ja jako osobę prymitywną, wulgarną i bezczelną, która bez przerwy krzyczy, najczęściej bez dania racji. Okropna postać.

I jeszcze końcówka - SPOILER - współudział w morderstwie uchodzi jednemu z bohaterów płazem - SPOILER Serio? Nie o to chodzi w kryminałach przecież? Odradzam.

(za: goodreads.com)

Okropna. Męczyłam się z nią bardzo, zwłaszcza z ostatnim trzydziestoma stronami.

Mnóstwo zupełnie zbędnego slapsticku - gonitw, przewracania się, potykania etc., co może jest śmieszne w filmie, ale nie w powieści. Bohaterowie właściwie nie prowadzą śledztwa, tzn. nie szukają śladów, dowodów, świadków, nie analizują tropów, tylko wszystko dostają praktyczne na tacy, bo co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ta przebieżka po dwustu latach polskiej historii przypominała mi "Wariacje pocztowe" Kazimierza Brandysa i może dlatego tak mi się podobała. Powieść wciągająca, perspektywa włoskiego księcia zaklętego w obraz - niecodzienna, zakończenie trochę rozczarowujące, ale całość zdecydowanie warta polecenia. (za: goodreads.com)

Ta przebieżka po dwustu latach polskiej historii przypominała mi "Wariacje pocztowe" Kazimierza Brandysa i może dlatego tak mi się podobała. Powieść wciągająca, perspektywa włoskiego księcia zaklętego w obraz - niecodzienna, zakończenie trochę rozczarowujące, ale całość zdecydowanie warta polecenia. (za: goodreads.com)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie wiem, czy ta książka jest dobra czy zła, mnie się po prostu nie podobała.

Nie wiem, czy ta książka jest dobra czy zła, mnie się po prostu nie podobała.

Pokaż mimo to

Okładka książki Paryż. Miasto sztuki i miłości w czasach belle époque Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Marta Orzeszyna
Ocena 7,9
Paryż. Miasto ... Małgorzata Gutowska...

Na półkach: , , , , , ,

Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ potrzebowałam czegoś, co wypełni treścią mit Paryża, który miałam w głowie. Wytłumaczy, pokaże mi, dlaczego to właśnie Paryż został ochrzczony stolicą świata. I to zadanie książka Gutowskiej-Adamczyk i Orzeszyny spełniła świetnie. Także dzięki bogatym ilustracjom.

Pozycja ta jednak ma, jak na wydawnictwo sygnowane przez PWN, sporo mankamentów, które utrudniały lekturę. Jak już było wymieniane - niewygodne przypisy na końcu (miejscami niedopracowane); brak ilustracji, o które tekst aż się prosił (np. obrazy Utrilla czy Susanne Valandon, portret Mistinguett); pisanie o twórcach lub artystach niekoniecznie znanych polskiemu czytelnikowi (np. Utter, Utrillo, Valandon), tak jakby byli jak najbardziej rozpoznawalni; w rozdziale o słynnych parach zdecydowanie było za dużo plotek o pisarzach, o ich życiu prywatnym, zamiast chociaż kilku zdań o ich twórczości; powtarzanie się tych samych skrótowych informacji w różnych rozdziałach (np. że książę Walii, to przyszły Edward VIII); miejscami akapity następujące po sobie zupełnie do siebie niepasujące, jakby poucinane lub wyrwane z kontekstu; traktowanie opisów Paryża pojawiających się w wielkiej literaturze XIX wieku (Zola, Prus) jako odbicia rzeczywistości, a nie konstrukcji literackich (filolog ze mnie wyłazi ;)).

Niemniej książka warta lektury, pokazująca, czym był Paryż przełomu XIX i XX wieku, jak ważnym i lansującym wzorce.

Sięgnęłam po tę książkę, ponieważ potrzebowałam czegoś, co wypełni treścią mit Paryża, który miałam w głowie. Wytłumaczy, pokaże mi, dlaczego to właśnie Paryż został ochrzczony stolicą świata. I to zadanie książka Gutowskiej-Adamczyk i Orzeszyny spełniła świetnie. Także dzięki bogatym ilustracjom.

Pozycja ta jednak ma, jak na wydawnictwo sygnowane przez PWN, sporo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jak dla mnie zbyt gorzkie.

Jak dla mnie zbyt gorzkie.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Rety, czemu mi się ostatnio takie dziwne francuskie książki trafiają? Męczyłam strasznie, m.in. przez retoryczny sposób narracji - zdecydowanie nie jest on dla mnie. Książka dla wytrwałych, zwłaszcza znawców / miłośników antyku i francuskiej kultury - mnóstw nawiązań i zabaw intelektualnych. (Za goodreads.com)

Rety, czemu mi się ostatnio takie dziwne francuskie książki trafiają? Męczyłam strasznie, m.in. przez retoryczny sposób narracji - zdecydowanie nie jest on dla mnie. Książka dla wytrwałych, zwłaszcza znawców / miłośników antyku i francuskiej kultury - mnóstw nawiązań i zabaw intelektualnych. (Za goodreads.com)

Pokaż mimo to

Okładka książki Pomelo i przeciwieństwa Ramona Bădescu, Benjamin Chaud
Ocena 8,1
Pomelo i przec... Ramona Bădescu, Ben...

Na półkach: , , , , ,

Fantastyczna książka! Niesamowita pomysłowość w wymyślaniu i ilustrowaniu przeciwieństw (moją naj, naj parą jest "ulotne" - "wieczne"), pełna przy tym humoru i mrugnięć do czytelnika. Pomelo jak zawsze rozbrajający :) Uwielbiam wszystkie książki z serii.

Fantastyczna książka! Niesamowita pomysłowość w wymyślaniu i ilustrowaniu przeciwieństw (moją naj, naj parą jest "ulotne" - "wieczne"), pełna przy tym humoru i mrugnięć do czytelnika. Pomelo jak zawsze rozbrajający :) Uwielbiam wszystkie książki z serii.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bardzo ciekawy pomysł na książkę – o naszych bałtyckich sąsiadach, zwłaszcza Łotwie i Estonii, wiemy raczej niewiele, dobrze więc, gdy na rynku pojawiają publikacje, mogące uzupełnić ten brak wiedzy. Szkoda tylko, że ta nie została w pełni przemyślana.

Książka Tomasza Teluka jest zbiorem jego prasowych artykułów z lat 1997–2013, ułożonych chronologicznie. I to, koniec końców, okazuje się być największym mankamentem tomu, ponieważ to, co sprawdza się w prasie, czyli wnikliwy ogląd stanu obecnego połączony z krótkim rysem historycznym, nie sprawdza się jako książkowych zbiór reportaży. Brakuje bowiem w nim, o co aż się prosi, perspektywy czasowej, głębszej analizy sytuacji krajów bałtyckich na przestrzeni lat, pokazania ewolucji ich sytuacji. W zbiorze tym brakuje też pogłębionej perspektywy historycznej. Do czego autor, od kilkunastu lat jeżdżący na tereny dawnych Inflantów, związanych z tamtymi obszarami więzami rodzinnymi, wydaje się mieć szczególne predyspozycje.

Poza tym fakt, że książka jest zbiorem artykułów pisanych do różnych gazet i czasopism, powoduje, że powtarzają się w nich informacje, np. o tym, że po zastąpieniu rubla przez łata przez pierwsze kilka lat nazywano nowe pieniądze „repszykami” od nazwiska Einersa Repszego, dyrektora Banku Centralnego, który wprowadził nową walutę. Przy trzeciej lekturze tej samej informacji, tylko ubranej w nieco inne słowa, czytelnik zaczyna się lekko irytować, ponieważ ma poczucie, że autor nie ma zaufania do jego pamięci, skoro kolejny raz powtarza to samo.

Kolejnym minusem zbioru „Dyneburg. Inflanty zmysłami reportera” jest ułożenie artykułów według kolejności ich powstania (publikacji), ponieważ powoduje to, zwłaszcza w części środkowej książki, że artykuły poświęcone Łotwie i Estonii ułożone są naprzemiennie. W wyniku takiego zabiegu czytelnik gubi się i nie wie, czy właśnie czyta o Łotwie czy Estonii, ponieważ, nie oszukujmy się, zarówno nazwiska łotewskie, jak i estońskie są nam obce i trudno podczas takiej chaotycznej lektury zapamiętać, które wiąże się z którym państwem. Lepszym wyjściem wydaje się pogrupowanie tekstów tematycznie, czyli według państw, którym są poświęcone. Pozwoliłoby to na zachowanie pewnej ciągłości i umożliwiłoby czytelnikowi stworzenie jakiegoś całościowego obrazu Łotwy, Estonii, Litwy czy Białorusi.

Na niekorzyść książki przemawia także brak porządnej ostatecznej korekty, co powoduje, że pojawiają się w niej takie kwiatki, jak: „Pod koniec stycznia, zwykle przez dwa tygodnie czynna jest autostrada biegnąca po zamarzniętym Bałtyku. […] Jeśli sprzyja pogoda, czyli zima jest sroga, a mróz zamarza na co najmniej 30 cm […]” (s. 248). Zdecydowanie nie ułatwiają one lektury.

Podsumowując, książce należy się zdecydowanie duży plus za podjęcie tematu i z tego powodu zachęcam do sięgnięcia po nią, ale nie należy się nastawiać na pogłębiony obraz i wnikliwą analizę sytuacji u naszych wschodnich i północno-wschodnich sąsiadów. Na ten trzeba będzie więc jeszcze poczekać.

Bardzo ciekawy pomysł na książkę – o naszych bałtyckich sąsiadach, zwłaszcza Łotwie i Estonii, wiemy raczej niewiele, dobrze więc, gdy na rynku pojawiają publikacje, mogące uzupełnić ten brak wiedzy. Szkoda tylko, że ta nie została w pełni przemyślana.

Książka Tomasza Teluka jest zbiorem jego prasowych artykułów z lat 1997–2013, ułożonych chronologicznie. I to, koniec...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Średnia. Próbuje być jak Chmielewska, ale brakuje jej szaleństwa i nie przewidywalności bohaterów rzeczonej pisarki i jej zdolności językowych. Szkoda.

Średnia. Próbuje być jak Chmielewska, ale brakuje jej szaleństwa i nie przewidywalności bohaterów rzeczonej pisarki i jej zdolności językowych. Szkoda.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Bardzo zgrabna lektura. Plusy za: topografię Poznania, meteorologiczne opisy chmur, przedstawienie historii z różnych punktów widzenia, w tym osób postronnych, nieoczywistą parę głównych bohaterów (Daniel i Kamyk), wiarygodną kreację niewidomej dziewczynki, ciekawe postaci drugo- i trzecioplanowe. Minus za intrygę kryminalną - mogłaby być bardziej skomplikowana. Generalnie polecam :)

Bardzo zgrabna lektura. Plusy za: topografię Poznania, meteorologiczne opisy chmur, przedstawienie historii z różnych punktów widzenia, w tym osób postronnych, nieoczywistą parę głównych bohaterów (Daniel i Kamyk), wiarygodną kreację niewidomej dziewczynki, ciekawe postaci drugo- i trzecioplanowe. Minus za intrygę kryminalną - mogłaby być bardziej skomplikowana. Generalnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Hm, mam z tą książką problem. Nie do końca jestem w stanie określić, dlaczego mi nie podeszła (pomijając kwestie pojawiających się miejscami błędów gramatycznych i stylistycznych, które utrudniały czytanie), mimo iż pochłonęłam ją dość szybko.

Może to kwestia tego, że Kanfer po wszystkich tematach (czy to chodzi o filmy Bogarta, czy ludzi) się prześlizguje, niczego nie drąży nadmiernie*. Łączy się z tym też niezbyt pogłębiona interpretacja samego Bogarta, niepełne wytłumaczenie (jego próba?) fenomenu tego aktora. Samemu opisowi Bogarta jako człowieka też czegoś brakowało – autor pod koniec książki cytuje różne o nim opinie, tylko problem polega na tym, że tych cech, które są w nich wymieniane (a przynajmniej znacznej z nich części), nie widziałam w człowieku, którego opisywał Kanfer.

W ogóle mam wrażenie, że autor miał dystans do Bogarta – nie widzę w jego tekście fascynacji nim (przy czym nie mam tu na myśli bałwochwalczego uwielbienia), czegoś, co by tłumaczyło decyzję o napisaniu biografii.

To, co jeszcze miał wpływ na pewien dyskomfort mojej lektury (co nie jest zarzutem, a jedynie stwierdzeniem faktu), to bardzo silne odczucie, że jest to książka pisana przez Amerykanina dla Amerykanów. Ujawniało się to przede wszystkim w amerykańskiej perspektywie patrzenia na rzeczywistość (np. zupełnie inne przeżywanie II wojny światowej), co akurat było po części odświeżające, bo uświadamiające, że Europa nie jest pępkiem świata, jak i sporej liczby odniesień do nieznanych mi elementów amerykańskiej kultury. Dość częste gubienie się w gąszczu zupełnie obcych nazwisk ludzi odpowiedzialnych za złoty wiek Hollywood, mimo iż historia kina jako takiego nie jest mi obca, było momentami konfundujące.

Plusem książki jest pełna filmografia aktor (poprzedzona spisem jego ról teatralnych) i obszerna bibliografia, obejmująca także książki, których Bogart jest bohaterem.

Podsumowując, dla tych, którzy interesują się odtwórcą roli Sama Spade’a czy Phillipa Marlowe’a do przeczytania (innych biografii aktora właściwie u nas nie ma), ale z zastrzeżeniem, że można trafić lepiej.

* Tu akurat może mieć wpływ fakt, że książek o Bogarcie – przynajmniej według bibliografii Kanfera – powstało w USA co najmniej dwadzieścia, więc dziennikarz nie czuł się w obowiązku pisać o wszystkim czy pisać bardziej dogłębnie.

Hm, mam z tą książką problem. Nie do końca jestem w stanie określić, dlaczego mi nie podeszła (pomijając kwestie pojawiających się miejscami błędów gramatycznych i stylistycznych, które utrudniały czytanie), mimo iż pochłonęłam ją dość szybko.

Może to kwestia tego, że Kanfer po wszystkich tematach (czy to chodzi o filmy Bogarta, czy ludzi) się prześlizguje, niczego nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Powieść Romualda Pawlaka „Czarem i smokiem” rozpoczyna się wyrzuceniem głównego bohatera (Rosselina, pogodnika trzeciej kategorii) z pracy, który to, w poszukiwaniu dalszego zarobku, zaciąga się na statek, by kolejno wylądować na królewskim dworze, zostać z niego wygnanym, następnie zesłanym na głęboko prowincję, by potem… Takie wyliczanie kolejnych przygód Rosselina można ciągnąć aż do streszczenia ostatnich stron książki. W powieści bowiem brak głównej osi fabularnej. Fabuła, tak jak główny bohater, błąka się, mętnie meandruje, skręcając to tu, to tam, nie podążając przy tym w żadnym konkretnym kierunku. Nie zakotwiczają tej wędrówki liczne przygody, jakie spotykają maga – zbyt łatwo i zbyt szybko wychodzi z nich obronną ręką, by mogły mieć znacznie dla przebiegu akcji i by czytelnik mógł się nimi przejąć. Przygody, a właściwie „przygódki”, które przytrafiają się Rosselinowi, nie tworzą fabularnej całości, nie zazębiają się – są jak korale nanizane na nitce – obok siebie, ale osobno. Często również z tych zdarzeń (jak np. ze spotkania pogodnika ze śnieżną panterą) nic nie wynika, nie mają one skutków dalszych w powieści, nie wiadomo więc, w jakim celu się w niej znalazły.

Równie słabo skonstruowany został motor napędzający całą opowieść, czyli Rosselinowa chęć zemsty. Jest ona spowodowana zbyt błahymi wydarzeniami (m.in. wyrzuceniem [słusznym] z pracy czy chęcią odpłacenia się za dworską intrygę), by czytelnik mógł zrozumieć jej sens czy utożsamić się z uczuciami lub postawą bohatera. Tak samo nie pomaga fabule potraktowany po macoszemu wątek miłosny – ukochana Rosselina, na którą pogodnik po prostu wpada i z którą li tylko i wyłącznie sypia, jest jedynie słabo zarysowanym elementem drugiego planu. Pozostali bohaterowie książki (piękna dama dworu Zejfa d’Argilach, cesarzowa Joanna, karzeł Garzful czy liczni arystokraci i artyści) są równie szkicowo i nieciekawie zarysowani. Oprócz dziwnych, docelowo zabawnych nazwisk (jak niezbyt rozgarniętego majtka Nemmo, hrabiego czy też barona Brunhilda vel Didloga lub pierwszej damy dworu Pimpy si Traumengold) nie ma w tych postaciach niczego interesującego. O ich cechach charakteru głównie się mówi, przez co bohaterowie ci są jednowymiarowi, płascy i bezbarwni. Nie dziwi więc, że nie wywołują żywszych odczuć.

W stosunku do Rosselina czytelnik także może co najwyżej żywić letnie uczucia – ma on bowiem zbyt mało wdzięku osobistego, by przymknąć oko na jego liczne szachrajstwa, kłamstewka, mydlenia oczu i ciągłe złorzeczenie innym (wielokrotnie spowodowane jego własną głupotą). Dodatkowo złe wrażenie robi mało uczciwe, a czasami nawet bezzasadnie okrutne zachowanie maga, który jednocześnie zbyt nachalnie puszcza oko do czytelnika: „Ty też tak robisz, prawda?”. Zabieg ten zamiast wzmocnić więź czytelnika z bohaterem (lub go rozbawić), przede wszystkim irytuje.

Z rozbawieniem czytelnika autor również ma problem. Stopień absurdalności świata przedstawionego jest zbyt niski, aby mógł wywołać gromki śmiech. Mistrzem gromadzenia i spiętrzania aż do granic możliwości sytuacji dziwnych, nieprawdopodobnych i absurdalnych, wśród pisarzy fantasty, jest niewątpliwie Terry Pratchett. Romualdowi Pawlakowi sporo jeszcze do niego brakuje. Polski pisarz sprawia bowiem wrażenie, jakby zatrzymał w pół drogi podczas budowania tych absurdalnych konstrukcji. Jakby brakowało mu odwagi, by wykreować rzeczywiście kuriozalne sytuacje. Wywołuje to w czytelniku reakcję: „Fajny autor miał pomysł… szkoda, że nie poszedł dalej”, któremu towarzyszy lekki, na wpół wyrozumiały uśmiech. Oprócz dowcipu zawodzi także, tak ostatnio modna, postmodernistyczna zabawa cytatami, zapożyczeniami, odniesieniami i wszelkiego rodzaju skojarzeniami wewnątrzkulturowymi. Dwa lub trzy sparafrazowane cytaty („Kończ tę komedię, wstydu oszczędź!”, „I ty, Filipponie, przeciwko mnie?”) nie wystarczą, by powieść nabrała głębi, zyskała drugie dno, jako ta, która infiltruje szeroko rozumianą kulturę popularną.

Słabo poprowadzona fabuła oraz pozbawione wyrazistości postaci powodują, iż książce brak dramatyzmu i napięcia. Braki te miało prawdopodobnie rekompensować zakończenie następujące dokładnie w momencie, gdy smok Filippon (towarzysz Rosselina) zamierza pożreć malarza Astrogoniusza. Jednakże tak skonstruowane zakończenia wywarło na mnie wrażenie, iż nastąpiło ono w momencie, gdy pisarzowi zabrakło weny twórczej, logicznie bowiem rzecz biorąc, nie ma ono żadnego uzasadnienia w przebiegu akcji. Pozostaje mieć nadzieję, iż rozpoczęte wątki, a także przygody umieszczone nie wiadomo w jakim celu, znajdują swoje kontynuacje i uzasadnienie, a postacie nabierają krwistości w kolejnych powieściach („Wojna balonowa” oraz „Trzecie gniazdo”), jako że „Czarem i smokiem” jest pierwszym tomem serii.

Powieść Romualda Pawlaka „Czarem i smokiem” rozpoczyna się wyrzuceniem głównego bohatera (Rosselina, pogodnika trzeciej kategorii) z pracy, który to, w poszukiwaniu dalszego zarobku, zaciąga się na statek, by kolejno wylądować na królewskim dworze, zostać z niego wygnanym, następnie zesłanym na głęboko prowincję, by potem… Takie wyliczanie kolejnych przygód Rosselina można...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to