-
ArtykułySherlock Holmes na tropie genetycznego skandalu. Nowa odsłona historii o detektywie już w StorytelBarbaraDorosz1
-
ArtykułyDostajesz pudełko z informacją o tym, jak długo będziesz żyć. Otwierasz? „Miara życia” Nikki ErlickAnna Sierant3
-
ArtykułyMagda Tereszczuk: „Błahostka” jest o tym, jak dobrze robi nam uporządkowanie pewnych kwestiiAnna Sierant1
-
ArtykułyLos zaprowadzi cię do domu – premiera powieści „Paryska córka” Kristin HarmelBarbaraDorosz1
Biblioteczka
2017-04-18
2016-01-08
Nietrudno zauważyć, że w dzisiejszym świecie coraz częstsze jest zjawisko pogoni za nabywaniem coraz to większej ilości dóbr materialnych. Pieniądze, wystawne domy, drogie samochody, luksusowe przedmioty stały się obiektem pożądania, w pościgu po które człowiek zapomina o podstawowych wartościach i tym samym staje się powoli i bezboleśnie niewrażliwy na potrzeby drugich jak i na potrzeby własne, te prwdziwe, niemające nic wspólnego ze stanem posiadania.
Jednak nawet ci ludzie, którym wyżej opisany przepych jest obcy, a którzy mimo tego, że posiadają wszystkie niezbędne do życia rzeczy, nadal są nieszczęśliwi, bo np. nie mogą zmierzyć się w"walce" o posiadanie z tymi bardziej zamożnymi.
Andrew Bienkowski, autor książki "Radykalna wdzięczność..." dzieli się z nami swoimi przeżyciami, kiedy to jego zamożna polska rodzina z dnia na dzień musiała opuścić swoją ojczyznę, swój dobytek i została zesłana na bezlitosną Syberię.
Czytając tę książkę, poznajemy historię ludzi, którzy przed przesiedleniem nigdy nie zaznali głodu ani biedy. Musieli zamieszkać w lepiance, dzielić się jednym bochenkiem chleba na tydzień, ciężko pracować, żyć zgodnie z obowiązującymi prawami miejscowej ludności.
Mimo wszystko nigdy się nie poddawali, stale wierzyli, że uda im się wrócić do Polski i chociaż nie było to łatwe, to za każdy kolejny przeżyty w nadziei dzień byli bardzo wdzięczni.
Mały Andrzej jak na swój wiek bardzo wiele rozumiał i wspierał rodzinę jak tylko potrafił, odciążając mamę i babcię, opiekował się swoim młodszym bratem Jurkiem. Matka i babcia Andrzeja zawsze uchodziły za dumne kobiety, jednak i one musiały się przystosować do zastanych na Syberii warunków.
Na pewno przetrwanie w podobnych okolicznościch musiało ich wszystkich wiele kosztować, jednak cokolwiek przyniósł im los, jeśli było trzeba, potrafili temu zaradzić .
Niezastąpionymi lekarstwami okazały się: wdzięczność nawet za najmniejszy dar, wiara, nadzieja, poczucie humoru, uśmiech, zrozumienie, wytrwałość, odwaga, milość.
Matka Andrzeja, Zofia, jako kobieta o nienagannej urodzie w każdej chwili mogla zmienić byt rodziny. Wielu sowieckich żołnierzy składało jej propozycje małżeństwa, co z kolei poprawiło by sytuację całej czwórki, jednak Zofia stale wierzyła, ze jej mąż, który walczył na wojnie, będzie ich szukał i dzięki niemu wrócą szczęśliwie do ojczyzny, a niestety poślubienie Rosjanina oznaczało z kolei pozostanie na stałe w Rosji, czego żadne z rodziny Andrzeja by nie chciało.
Wiara, wdzięczność, odwaga w zmaganiu się z życiem codziennym na Syberii, to byly tylko środki do przetrwania. Głównym celem i światełkiem w tunelu był wyczekiwany powrót do normalnego życia i głównie dzięki temu każde z nich z osobna miało w sobie siłę by stale trwać przy życiu i cieszyć się każdym nawet najmniejszym znakiem nadziei na drodze o przetrwanie, który utwierdzał ich w przekonaniu, że jeszcze nie przegrali walki o opuszczenie Syberii.
Mały Andrzej, bohater tej historii jest dzisiaj terapeutą w Stanach Zjednoczonych. Na podstawie własnych doświadczeń życiowych, stara sie pomagać ludziom dostrzegać uroki dnia codziennego, dzięki czemu w wielu przypadkach udaje mu się tchnąć w jego pacjentów nowe, bogatsze w wartości życie.
Zamiast narzekać na ówczesną sytuację polityczną, jest on mimo wszystko wdzięczny za tamte lata na zesłaniu, wierzy,że dzięki nim mógł pomóc wielu napotkanym ludziom.
W swoim dorobku pracy posiada tez pewne niekonwencjonalne metody dotarcia do swoich pacjentów:
"Można by nawet wypisać taką receptę: 'Przed przystąpieniem do rozwiązywania głębokich problemów wykonać kilka salw serdecznego śmiechu' ".
"Aby rozjaśnić ponurą atmosferę, opowiadam czasem pacjentom o nowo zdiagnozowanym upośledzeniu wzroku. Występuje ono wtedy, mówie im, gdy nerw z kiszki stolcowej, krzyżuje się z nerwem siatkówki oka, powodując, iż człowiek wygląda gówniano. Zwykle pacjenci przytakują mi z poważną miną, a potem przez chwilę się zastanawiają i wybuchają śmiechem."
Książka do regularnego czytania!:)
Nietrudno zauważyć, że w dzisiejszym świecie coraz częstsze jest zjawisko pogoni za nabywaniem coraz to większej ilości dóbr materialnych. Pieniądze, wystawne domy, drogie samochody, luksusowe przedmioty stały się obiektem pożądania, w pościgu po które człowiek zapomina o podstawowych wartościach i tym samym staje się powoli i bezboleśnie niewrażliwy na potrzeby drugich ...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-10-20
"(...)siła tego obrazu nigdy mnie nie opuściła."
Alison od czasów dzieciństwa skrywała gdzieś głęboko w podświadomości obraz pewnego wspaniałego indyjskiego pałacu. Ten uchwycony i zatrzymany w jej pamięci widok, będący odtworzeniem fotografii zamieszczonej w pewnej książce o Indiach, był jakby wstępnym szkicem jej przyszłego życia.
Gdy tylko Alison przywoływała ów obraz w pamięci, czuła wokół siebie otoczkę indyjskich klimatów, coraz bardziej pobudzając pamiętny widok i nadając mu za każdym razem coraz żywszych kolorów.
Z czasem jednak pamiętny obraz stał się wyłącznie wspomnieniem z dzieciństwa, a marzenie o zostaniu indyjską księżniczką pozostało nierealnym marzeniem małej dziewczynki.
Po latach wspólnego mieszkania z rodzicami i pięciorgiem rodzeństwa, Alison postanowiła wyjechać z LA do Hongkongu i tam planowała się ustatkować. Niestety życie na własną rękę z dala od najbliższych w żadnym calu nie przypomina sielanki.
Jako dziennikarka mieszkająca w dużym mieście, Alison żyje w ciągłej bieganinie. Co prawda ma czas na życie towarzyskie, ale jakoś nie za bardzo jest zadowolona z kolejno mijających dni. Mimo, iż udało jej się związać z dość zamożnym biznesmenem i właściwie niczego jej nie brakuje, gdyż jej partner spełnia wszystkie jej zachcianki, Alison nie czuje się szczęśliwa.Dziewczynie najwyraźniej brakuje bratniej duszy.
Naokoło otaczają ją znajomi, którzy głównie postrzegają człowieka przez pryzmat stanu konta bankowego. Alison chociaż korzysta z wygód jakie zapewnia jej Nigel ( jej partner), to mimo wszystko wie, że poczucie luksusu jej nie zadowala.
W momencie gdy dziewczyna poznaje Ajay'a (indyjskiego dziennikarza) okazuje się, że jednak maleńka cząstka niezwykłości w zachowanym z dzieciństwa obrazie pałacu przetrwała w jej podświadomości i jest tam nadal pielęgnowana.
Ajay mimo, że początkowo jawi się Alison jako zwyczajny Hindus, jest dobrze wychowanym, dobrodusznym, szczerym, wrażliwym, potrafiącym okazać szacunek młodym człowiekiem. Wszystkie te cechy oraz jego uroda sprawiają, że Alison się w nim zakochuje ze wzajemnością i postanawia dla tego uczucia porzucić wystawne życie, które do tej pory fundował jej Nigel.
Alison dzięki więzi jaką między sobą nawiązali, jest przekonana, że Ajay to mężczyzna jej życia.
Ajay jest człowiekiem dość skromnym i niezbyt wylewnym, dlatego, gdy dziewczyna całkiem przypadkowo dowiaduje się, że jego rodzina należy do indyjskiej arystokracji i zamieszkuje haweli, która liczy sto pokoi, wprost nie może w to uwierzyć.
Jednak jak się okazuje nie wszystko dalej toczy się tak kolorowo jakby się mogło wydawać. Na przeszkodzie do sielanki stają różnice kulturowe obu rodzin.
Nic dziwnego, w końcu dochodzi do starcia dwóch całkiem odmiennych światów. Można to dostrzec podczas przyjazdu Alison do rodziny jej ukochanego. Dziewczyna wychowana w Stanach Zjednoczonych musi znaleźć wspólny język z konserwatywnymi rodzicami Ajay'a oraz resztą napotkanych w Indiach osób.
Następuje konfrontacja z przyszłą teściową, która nie akceptuje Alison m.in. schodzącej na śniadanie w szpilkach. Brak elektryczności w haweli oraz łazienka wyposażona zaledwie w wiadro i kubek pokazują Alison, że Ajay nie jest księciem na miarę XXI w. Ich uczucie zatem zostaje wystawione na próbę.
"Tam, gdzie śpiewają pawie czyli jak poślubiłam indyjskiego księcia" nie jest jakąś szczególnie wciągająca pozycją, jednak wzbudza ciekawość ze względu na fakt, iż historia ta miała miejsce w rzeczywistości.
Osobiście jestem pod wrażeniem postawy Alison, gdyż wybory przed jakimi nie raz musiała stawać naprawdę do łatwych nie należały.
Przesłanie jak nietrudno się domyślić mówi o tym by nie bagatelizować głosu serca, zwłaszcza jeśli chodzi o uczucie do drugiego człowieka.
Często zdarza się, że w dzisiejszym świecie ludzie nadal myślą, że wszystko można kupić. Czasem jednak warto się zatrzymać i zwrócić uwagę na to, co naprawdę czujemy, bo jak widać również w przypadku Alison czasem zaprocentowanie wynikające z podjęcia odpowiedniego wyboru to tylko kwestia czasu.
"(...)siła tego obrazu nigdy mnie nie opuściła."
Alison od czasów dzieciństwa skrywała gdzieś głęboko w podświadomości obraz pewnego wspaniałego indyjskiego pałacu. Ten uchwycony i zatrzymany w jej pamięci widok, będący odtworzeniem fotografii zamieszczonej w pewnej książce o Indiach, był jakby wstępnym szkicem jej przyszłego życia.
Gdy tylko Alison przywoływała ów...
2014-03-30
Jest to książka powstała na podstawie wspomnień kobiety, która jako nastoletnia dziewczynka wraz z jej rodzicami oraz trzema innymi rodzinami żydowskimi, skrywającymi się w bunkrze, ocalała w czasie II wojny światowej.
Klara za namową matki spisywała życie codzienne 18 Żydów ukrywających się przed Niemcami, Ukraińcami, a także niektórymi Polakami. Można by pomyśleć, że już samo życie w schronie, gdzie ciągle jest gorąco, ciemno, śpi się ściśniętym z resztą ukrywających się, naokoło czuć fetor związany z brakiem toalety, ciągle brakuje jedzenia, jest czymś okropnym i przerażającym. Jednak ten właśnie schron, był miejscem o którym większość Żydów, którzy nim zginęli z rąk Niemców, tylko mogła pomarzyć.
Rodzina Klary również początkowo miała problem ze znalezieniem schronienia. Wielu ludzi bało się ukrywać Żydów, tylko nieliczni się poświęcali narażając tym również swoje życie. Jednak spośród tych nielicznych pozostawała garstka, bo byli też i tacy, którzy mając pod opieką jedynie jedno żydowskie dziecko, ostatecznie w obawie o własne życie, porzucali je na pastwę losu.
Rodzina Schwarzów długo szukała nadziei na uniknięcie najgorszego. Dopiero w takich momentach człowiek przekonuje się, komu na nim zależy. Nikt się nie spodziewał, że swoją pomoc początkowo zaoferuje im, zwolniony z więzienia morderca, który wcześniej otrzymał od ojca Klary pracę w tłoczni oleju. Jednak ze względu na jego liczną rodzinę i niewielkie mieszkanie Schwarzowie nie chcieli narażać kolejnych niewinnych.
Ostatecznie ich wybawcą okazał się znany jako pijak, kobieciarz i hulaka, volksdeutsch Walenty Beck. Był to człowiek, który jak wszyscy dotąd myśleli nienawidził Żydów i stale tkwił w długach. Mimo tak niechlubnej opinii, Beck był dla Schwarzów i trzech innych prześladowanych żydowskich rodzin, ostatnią deską ratunku.
Żydzi mimo, że znaleźli kryjówkę, nadal byli narażeni na wiele niebezpieczeństw. Do domu Becka ciągle przychodzili różni goście. Byli to zarówno niemieccy wojskowi, kolejarze, Ukraińcy. Bywało, że wielu z nich czasowo wynajmowało w tym domu pokoje. Dla bezpieczeństwa ukrywających się, w bunkrze ustanowiono zasady. Najtrudniejszym zadaniem było wytłumaczyć najmłodszym dzieciom dlaczego nagle nie mogę wyjść na dwór, zwyczajnie rozmawiać, beztrosko się bawić.
Wszystkie przeżycia z bunkra zostały spisane w 4 zeszytach jedną niebieską kredką.
To aż nie do wiary, że tych 18 Żydów, żyjących w tak okropnych warunkach i narażonych na tyle niebezpieczeństw dało radę przetrwać te wszystkie okropności, którym nieodłącznie towarzyszył strach, niepewność jutra i świadomość, że naokoło giną bliskie osoby, które nie zdążyły skryć się przed najgorszym.
"To właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że nie istnieje nic takiego jak złamane serce. Będzie biło dalej, drwiło sobie i szydziło z ciebie i przekonywało, że nawet najgłębsza żałoba go nie zniszczy."
Szczerze polecam!:)
Jest to książka powstała na podstawie wspomnień kobiety, która jako nastoletnia dziewczynka wraz z jej rodzicami oraz trzema innymi rodzinami żydowskimi, skrywającymi się w bunkrze, ocalała w czasie II wojny światowej.
Klara za namową matki spisywała życie codzienne 18 Żydów ukrywających się przed Niemcami, Ukraińcami, a także niektórymi Polakami. Można by pomyśleć, że...
2013-11-18
Dobrze wiedzieć, że na Ziemi istnieje takie miejsce jak Toskania.... Jak opisuje Ferenc Mate warto dla niej zapomnieć o betonowych dżunglach, miejskich spalinach, codziennym pośpiechu, czy coraz powszechniejszym konsumpcjonizmie wspierającym bezduszne centra handlowe i supermarkety...
Autor "Mądrości Toskanii" przedkłada nad to wszystko proste i spokojne życie w małej miejscowości, gdzie każdy ma swój kawałek ziemi, oddanych sąsiadów, przyjaciół i dzięki kwitnącym relacjom z otoczeniem oraz swojej pracy, dla której poświęca się całym sercem czuje się akceptowany i niezwykle potrzebny.
Z uwagi na to, że miejscowa ludność zaopatrując się w najpotrzebniejsze do życia rzeczy wspiera lokalne przedsiębiorstwa, ludzie wzajemnie się szanują, nie czują się zależni od kryzysów na świecie i co najważniejsze mają świadomość tego, że są potrzebni i wzajemnie się wspierają.
Toskańczycy cenią w swoim życiu niezależność. Większość z nich poza pracą, którą wykonują z zamiłowaniem ma własne ogródki, na których uprawiają warzywa, sadzą drzewa owocowe, spędzają mile czas z rodziną i swoimi gośćmi. To wszystko składa się na codzienność pełną obowiązków, jednak w toskańskiej tradycji od pokoleń wszystkie te czynności stanowią dla nich błogosławieństwo dnia codziennego, które przynosi im radość i spełnienie.
Jak się okazuje takie wydawało by się prozaiczne życie niesie ze sobą wiele korzyści. Można dzięki temu na długie lata zachować dobrą kondycję fizyczną, dzięki zdrowej żywności z przydomowych ogródków unika się niepotrzebnej chemii wykorzystywanej dzisiaj przy masowych uprawach, spędza się aktywnie czas. Często przy tego rodzaju pracy wykonywanej razem z najbliższymi (dla dobra wspólnego) zacieśniają się więzy między domownikami. Można by jeszcze dodać kontakt z naturą i wiele innych zalet.
Przy takim podejściu do życia łatwo sobie uświadomić, co w życiu jest naprawdę ważne i przekonanie o tym, że lepiej mieć niż być nagle diametralnie się zmienia.
Przyznaję, że książka "Mądrość w Toskanii" nie jest specjalnie wciągająca, gdyż składają się na nią praktycznie same opisy i wspomnienia.
Jednak nie ukrywam, że autorowi i tak udało się oczarować mnie urokiem niezwykłego miejsca na ziemi jakim jest Toskania.
Myślę, że każdy, kto dopuszcza do siebie myśl, iż do prawdziwie szczęśliwego życia wcale nie trzeba wiele i jednocześnie zgadza się z powiedzeniem, że prawdziwe piękno tkwi w prostocie - choć przez chwilę pomarzy o skąpanej słońcem, beztroskiej Toskanii :)
Dobrze wiedzieć, że na Ziemi istnieje takie miejsce jak Toskania.... Jak opisuje Ferenc Mate warto dla niej zapomnieć o betonowych dżunglach, miejskich spalinach, codziennym pośpiechu, czy coraz powszechniejszym konsumpcjonizmie wspierającym bezduszne centra handlowe i supermarkety...
Autor "Mądrości Toskanii" przedkłada nad to wszystko proste i spokojne życie w małej...
2014-05-29
Cudowna książka, która pozwala uwierzyć, że są jeszcze ludzie zdolni do ogromnych poświęceń i wyrzeczeń na rzecz tych najbardziej potrzebujących.
Jaume jest hiszpańskim dziennikarzem, który wbrew początkowym oporom, nagle dziwnym zrządzeniem losu wyjeżdża na urlop do Indii. Kraj, który na pierwszy rzut oka przeraża obrazami dramatycznej codzienności, okazuje się jednak miejscem, które nieoczekiwanie odmienia życie Jaume. Hiszpan nie mógł pogodzić się z okropnymi warunkami życia tylu biednych ludzi w slamsach. Najbardziej jednak poruszyło go położenie najmłodszych Hindusów, którzy po odrzuceniu przez rodziców zdane były same na siebie, o ile nie padły ofiarą brudnych interesów.
Jak tu nie podziwiać człowieka, który mając niespełna 30 lat, dobrą pracę, wspierających go naokoło ludzi, właściwie poukładane życie, nagle postanawia to wszystko rzucić i poświęcić się obcym dzieciom i to w kraju tak odległym nie tylko pod względem położenia, ale również odbiegającym kulturowo od życia przeciętnego Europejczyka?!
Pełen szacunek!
"Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim."
Tej książki nie można nie polecić...
Cudowna książka, która pozwala uwierzyć, że są jeszcze ludzie zdolni do ogromnych poświęceń i wyrzeczeń na rzecz tych najbardziej potrzebujących.
Jaume jest hiszpańskim dziennikarzem, który wbrew początkowym oporom, nagle dziwnym zrządzeniem losu wyjeżdża na urlop do Indii. Kraj, który na pierwszy rzut oka przeraża obrazami dramatycznej codzienności, okazuje się jednak...
2014-05-03
"Od chwili, gdy szczęście usłyszało twoje imię, biega po ulicach i próbuje cię znaleźć."
Właśnie tymi słowami chciałabym zapamiętać tę książkę i dzięki nim przypominać sobie o jej treści, chociaż i tak jestem przekonana, że często będę po nią sięgać.
Idealna pozycja do pracy ze sobą i swoimi emocjami. Po przeczytaniu tej publikacji nagle chaos dnia codziennego zaczyna być postrzegany jako całość formująca się w sensowne struktury, na których warto się oprzeć, scalając tę zagmatwaną życiową układankę.
Mimo, iż nigdzie nie wyjechałam na majowy weekend, ta książka zabrała mnie w niecodzienną podróż, która zepchnęła na dalszy plan szarość tych paru zimnych i deszczowych dni, a przy tym zwróciła moją uwagę na kilka istotnych rzeczy, które dotąd były przeze mnie bagatelizowane.
Mieliście kiedyś ochotę przytulić książkę;)?
Nie wiem o co chodzi z ogólną oceną tej książki, ale mnie bardzo przypadła do gustu:).
"Od chwili, gdy szczęście usłyszało twoje imię, biega po ulicach i próbuje cię znaleźć."
Właśnie tymi słowami chciałabym zapamiętać tę książkę i dzięki nim przypominać sobie o jej treści, chociaż i tak jestem przekonana, że często będę po nią sięgać.
Idealna pozycja do pracy ze sobą i swoimi emocjami. Po przeczytaniu tej publikacji nagle chaos dnia codziennego zaczyna...
2014-03-12
2014-03-09
Dosyć interesujący album, kobiety, której życie od zawsze mnie ciekawiło.
Grace Kelly była niezwykle urodziwą kobietą, w dodatku szczyciła się niebywałym talentem aktorskim. Jak na córkę murarza i praczki(czego nigdy się nie wstydziła), miała nieskazitelne maniery. Dzięki swemu urokowi osobistemu, podejściu do otoczenia jak i nienagannej grze aktorskiej dość szybko zaistniała w Hollywood.
Album zawiera wiele interesujących zdjęć. Przedstawiają one nie tylko Grace Kelly na planie filmowym, ale także pokazują jej życie prywatne. Do każdego ujęcia przyporządkowano krótki, ale treściwy opis. Są to m.in. cytaty samej aktorki, jej rodziny, osób, z którymi pracowała, znajomych. Poza cytatami są też opisy wartych uwagi wydarzeń z życia Grace. Jest np. wzmianka o tym jak aktorka kręci nosem na zapisane w jej grafiku spotkanie z dotąd nieznanym jej księciem Monako (bo niby co by to miało wnieść do jej życia;)), za którego jak wiadomo krótko po owym spotkaniu wychodzi za mąż.
Jak na moje oko bardzo ciekawie wydany album. Co prawda nie ma w nim całego życiorysu księżnej, ale za to można się dowiedzieć pewnych konkretnych informacji nadmienionych bez "lania wody";).
Polecam dla zainteresowanych tematem:).
Dosyć interesujący album, kobiety, której życie od zawsze mnie ciekawiło.
Grace Kelly była niezwykle urodziwą kobietą, w dodatku szczyciła się niebywałym talentem aktorskim. Jak na córkę murarza i praczki(czego nigdy się nie wstydziła), miała nieskazitelne maniery. Dzięki swemu urokowi osobistemu, podejściu do otoczenia jak i nienagannej grze aktorskiej dość szybko...
2013-07-07
2014-01-29
Jest to historia o tyle niezwykła, że miała miejsce w rzeczywistości. Od pierwszych stron wciągnęła mnie opowieść o Radku, który od najmłodszych lat musiał sam się zmagać z trudną sytuacją w domu rodzinnym. Jako jedyny znał sekretny nałóg swojej mamy, który skrzętnie był tuszowany przed resztą świata. Zastraszany, bity i stale karcony chłopiec stał się ofiarą we własnym domu. Od zawsze sam ze swoimi problemami, dzielnie znosił kolejne lata udręki, jednak mimo wszystko nie odwracał się przez to od reszty świata. Jako dziecko był niezwykle zdolny i starał się jak tylko mógł sam radzić sobie z brakiem pomocy z zewnątrz. Bardzo szybko dojrzał emocjonalnie.
W końcu na jego drodze pojawił się ktoś, kto stał się jego wsparciem, nadzieją i komu nareszcie mógł zaufać.
"Sam siebie nie poznawałem. Ja który nigdy nie umiałem mówić o swoich uczuciach i problemach, teraz mogłem rozmawiać bez końca. Przy niej po raz pierwszy w życiu poczułem, że nie jestem "śmieciem", jak mnie nazywała matka, ale człowiekiem mającym wartość. Kimś, kogo można pokochać. Nadal nie mogłem w to uwierzyć."
Jednak ten nagły promień słońca nie oświetlał zbyt długo jego drogi w życiu.
Każdy przechodzi jakieś życiowe rozterki, jednak co zrobić kiedy po długim czasie walki jako bezsilne dziecko, nagle traci się długo oczekiwaną iskierkę nadziei, która była tak prawdziwa i jednocześnie tak krucha?
Jest to niewątpliwie książka z mocnym przesłaniem. Opowiada o miłości jednak nie tylko tej, która rodzi się w relacjach damsko-męskich. Mówi też o stracie, cierpieniu, nadziei oraz przebaczeniu.
Są książki, które pozostają w pamięci, ta na pewno na długo pozostanie w moim sercu.
Pozycja do przeczytania za jednym podejściem. Warto przeczytać!
Jest to historia o tyle niezwykła, że miała miejsce w rzeczywistości. Od pierwszych stron wciągnęła mnie opowieść o Radku, który od najmłodszych lat musiał sam się zmagać z trudną sytuacją w domu rodzinnym. Jako jedyny znał sekretny nałóg swojej mamy, który skrzętnie był tuszowany przed resztą świata. Zastraszany, bity i stale karcony chłopiec stał się ofiarą we własnym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-25
Ta książka to prawdziwa opowieść o życiu kobiety, która wiele wycierpiała, pokonując kolejne nawroty ciężkiej choroby nowotworowej i mimo to nigdy nie straciła nadziei na poprawę swojego losu.
Mary jest zwyczajną, skromną kobietą, która od zawsze głęboko wierzyła w Boga. Początkowo wszystko w jej życiu wydaje się przebiegać normalnie. Zdobywa wykształcenie, zaczyna wymarzoną pracę, wychodzi za mąż... Jednak nieoczekiwanie po podróży poślubnej dzieje się coś, co jeszcze przez wiele następnych lat będzie ją prześladowało. Mary trafia do szpitala i okazuje się, że czeka ją walka z nowotworem. Niedługo potem kobieta dowiaduje się, że jest w ciąży. Razem z mężem są przerażeni pogarszającym się stanem choroby, jednak mające przyjść na świat dziecko staje się dla nich nadzieją, której wypatrują i dzięki oczekiwaniu na jego narodziny ciągle są ufni w odmianę losu. Mary nie rozumie dlaczego tak musi wyglądać jej nowe życie u boku ukochanego Seana, jednak wciąż ufa Bogu i wierzy,że już niedługo wszystko się ułoży. Niestety podobnie jak to było w przypadku Hioba, sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje. W tym samym czasie zbiegają się w życiu Mary dwa okropne fakty. Nagła śmierć ojca i wiadomość o martwej ciąży są kolejnym dość bolesnym ciosem dla schorowanej kobiety. Zapowiadają się kolejne długie miesiące w szpitalu, trzeba zebrać nowe pokłady nadziei, odnaleźć siłę by móc przetrwać kolejne dni w obliczu bezlitosnych prognoz lekarzy, szacujących przypuszczalną długość życia Mary. Mimo tych wszystkich nieszczęść kobieta wciąż trwa w wierze, że jej życie może jeszcze wyglądać inaczej, lepiej. W miarę upływu czasu następują kolejne wydarzenia, które przynoszą na przemian cierpienie i radość. Wydaje się, że wszystko zostało już odkryte, jednak to, co dzieje się z organizmem Mary zaskakuje samych lekarzy do tego stopnia, że jeden z nich dosadnie stwierdza:"Gdy patrzę na panią, zamykam książki."
Nie przepadam za książkami w mrocznych/nostalgicznych klimatach, jednak czasem warto sięgnąć po podobne treści, by coś sobie uświadomić. Zatrzymać się i bez względu na to, czy jest się wierzącym, czy nie zwyczajnie pomyśleć o tym, że na świecie ludzie zmagają się z problemami, które nas nie dotykają i jak bardzo nie zdajemy sobie sprawy ile szczęścia mamy tu i teraz i możemy cieszyć się normalnym "zdrowym" życiem.
Jestem pełna podziwu dla wytrwałości i siły Mary McDonnell, nie wiem czy ja potrafiłabym znieść tyle cierpienia na raz i zachować przy tym wszystkim tyle wiary, nadziei i pokory.
Polecam zerknąć do tej książeczki w momentach, kiedy brak nadziei.
"Gdy nie ma się nadziei, nie ma się nic."
Ta książka to prawdziwa opowieść o życiu kobiety, która wiele wycierpiała, pokonując kolejne nawroty ciężkiej choroby nowotworowej i mimo to nigdy nie straciła nadziei na poprawę swojego losu.
Mary jest zwyczajną, skromną kobietą, która od zawsze głęboko wierzyła w Boga. Początkowo wszystko w jej życiu wydaje się przebiegać normalnie. Zdobywa wykształcenie, zaczyna...
2014-01-13
Po przeczytaniu tej książki okazuje się, że Pani K. Janda należy do grona tych aktorów, którzy do ostatniej chwili nie przypuszczali, że po zakończeniu edukacji w szkole średniej, skierują swoje kroki do szkoły teatralnej. Jak widać kierunek ten również dla Pani Krystyny zakończył się niespodziewanym sukcesem.
Z książki tej dowiadujemy się o kolejnych latach z życia aktorki, począwszy od dzieciństwa, aż po rok wydania tej publikacji (1992).
Poza życiem prywatnym spora część treści książki opowiada o pokonywaniu kolejnych przeszkód w drodze do sławy w świecie teatru i filmu. Początki aktorstwa dla Krystyny Jandy jak się okazuje wcale nie były łatwe. Pierwsze małżeństwo miało swoje odbicie na postrzeganiu siebie jako gorszej aktorki, która często była w cieniu stale krytykującego jej role męża(również aktora).
Jednak wraz z zakończeniem tego związku i poznaniem na planie zdjęciowym swojego drugiego męża, kariera Krystyny Jandy nabrała tempa i dynamicznie kształtowała się na polskich (później także zagranicznych) scenach teatralnych i filmowych.
W interesujący sposób został opisany sam zawód aktorki, wspomina się o jego blaskach i cieniach. O tym jak odgrywanie i wczucie się w daną rolę oddziaływuje na życie osoby ją odgrywającej. Dowiadujemy się jak wygląda praca z poszczególnymi reżyserami. Kto pozwala aktorom na niemal całkowitą improwizację i czy to prawda, że na planie u Andrzeja Wajdy to aktor sam jest pomysłodawcą na ostateczną kreację danej roli.
Dowiadujemy się również o tym, że nawet kłótnia na planie okazuje się zbawienną i wręcz potrzebną do odegrania scen wymagających stanów podwyższonego ciśnienia, podobnie wykorzystywany jest przypadkowy ból głowy.
Jedno ze stwierdzeń Krystyny Jandy nt. gry aktorskiej spodobało mi się szczególnie:
"Aktor nie może dokumentować nieszczęścia, to nie jest jego zadanie, on ma widza przed nieszczęściem ratować. Nie wolno odbierać nadziei; w banalnych sformułowaniach, że trzeba bronić postaci, chodzi w istocie właśnie o to. Nie odbierać nadziei; na tym opiera się cała moja aktorska wiara."
Szczerze polecam tę książkę:).
Po przeczytaniu tej książki okazuje się, że Pani K. Janda należy do grona tych aktorów, którzy do ostatniej chwili nie przypuszczali, że po zakończeniu edukacji w szkole średniej, skierują swoje kroki do szkoły teatralnej. Jak widać kierunek ten również dla Pani Krystyny zakończył się niespodziewanym sukcesem.
Z książki tej dowiadujemy się o kolejnych latach z życia...
2011-10-02
2013-11-14
Pamiętam, jak kiedyś w dzieciństwie, oglądając jakiś polski film pierwszy raz Pani Janda przykuła moją uwagę jako aktorka. Z czasem i kolejnymi rolami Pani Krystyny, byłam już przekonana, że jest to niezwykła artystka, obdarzona wielkim talentem jak się okazuje nie tylko aktorskim.
Dzięki tym felietonom wiem również, że jest to kobieta z niebywałą charyzmą i niedającym umknąć uwadze temperamentem. Kobieta pełna pasji, poczucia humoru i dystansu do siebie i świata.
"Nigdy tak często się nie śmiałam, jak grając moją nieudaną lady Makbet. Raz zapomniałam umrzeć, bo się zagapiłam, a kiedy się zorientowałam, było za późno, krzyknął za mnie za sceną przytomny inspicjent i było po wszystkim."
Mimo tego, że jest powszechnie kojarzoną postacią głównie ze świata filmu i teatru, to w nietuzinkowy sposób potrafi opisywać w swych felietonach zdarzenia życia codziennego. Nie kreuje się przy tym na żadna diwę, chodzącą z głową w chmurach i spojrzeniem o zasięgu niewykraczającym poza czubek własnego nosa, jak to niestety coraz częściej bywa w świecie show-biznesu.
Często w swoich felietonach bywa szczera do bólu, nie wstydzi się wyrazić swojej opinii chociażby na temat tego jak ją różni napotykani ludzie oceniają.
Dzieli się swoimi przemyśleniami na rozmaite tematy np. samotności, śmierci, sentymentu do starego tapczanu, napotkanych ją sytuacji w drodze do teatru, czy nawet żalu do producentów tuszu do rzęs (felieton o dość błahym problemie, ale jakże prześmiewczy;)).
Wobec tego wszystkiego, że potrafi czasem być wybuchowa, nieraz dając ujście nagle nagromadzonym emocjom sobie zaklnie, albo ironicznym żartem wyśmieje w ten sposób niesprawiedliwość świata, to w głębi duszy jest kochającą matką, żoną i córką. I chociaż jako kobieta zwykle zabiegana ma milion myśli na minutę, to nie pozostaje obojętna na losy ludzi, z którymi się styka na co dzień.
Było to moje pierwsze spotkanie z tego typu twórczością Pani Krystyny i głęboko wierzę, że nie ostatnie.
Na koniec dodam jeszcze jeden cytat:
"Nie wiem, jakie zadanie ma dziś sztuka i czy je w ogóle ma, wiem za to, że w sztuce nie ma reguł, a jeśli są, to warto je łamać. Warto też mieć odwagę, jeśli naprawdę chce się powiedzieć coś ważnego. Wiem także, albo tak mi się dotąd wydawało, że twórca chce się porozumieć z publicznością."
...Pani Krystynie niewątpliwie się to w moim przypadku udało:). Polecam:)
Pamiętam, jak kiedyś w dzieciństwie, oglądając jakiś polski film pierwszy raz Pani Janda przykuła moją uwagę jako aktorka. Z czasem i kolejnymi rolami Pani Krystyny, byłam już przekonana, że jest to niezwykła artystka, obdarzona wielkim talentem jak się okazuje nie tylko aktorskim.
Dzięki tym felietonom wiem również, że jest to kobieta z niebywałą charyzmą i niedającym...
2014-01-05
Felietony Pani Krystyny nie są jakąś wybitną literaturą na tle innych dzieł pisanych, jednak mnie porywają bez reszty. W stylu pisania Krystyny Jandy jest coś takiego, co proste historie, zaczerpnięte z codziennego życia, pokazuje w jakimś innym magnetyzującym mnie świetle.
Jest to niewątpliwie osoba, która wiele w życiu przeszła, bywała w różnych miejscach na świecie i przede wszystkim ciężko i z pełnym zaangażowaniem pracowała na swoje nazwisko. Z tych właśnie powodów mogłaby w swoich publikacjach rozpisywać się o blaskach kariery, o życiu, podczas którego zbiera się laury i wysłuchuje licznych komplementów odnośnie odegranych ról.
Ona natomiast skupia się na rzeczach, o których nie przeczytamy w żadnym tabloidzie i nie zobaczymy podążając wzrokiem za światłem reflektorów.
Dla niektórych może być denerwujące pisanie o życiu prywatnym, tyle, że właśnie mnie w tym przypadku ono nie razi. Pani Krystyna nie "psuje" swoich tekstów, ogłupiając czytelników opowiadaniem o samych wzlotach jej życia, jak to czyni zdecydowana większość dzisiejszych celebrytów. Jest to opis refleksji co prawda znanej aktorki, która jednak też przeżywa te gorsze dni, podejmując kolejne wyzwania tak jak każdy z nas wystawia swoje nerwy na próbę, stale martwi się o swoją rodzinę, wspiera innych i do każdego przeżycia stara się podchodzić z pokorą.
Uwielbiam to jej niezdecydowanie, kiedy wypowiada się na temat zaobserwowanych sytuacji:
"Wariat! Boże jak on ją całuje. Jak ja bym chciała, żeby mnie ktoś tak na nowo całował! Ale właściwie nie, nie żałuję, teraz jestem całowana kunsztownie, skomplikowanie, tak specjalnie, przyjemnie, każda chwila życia ma swój rodzaj całowania."
Czytając te felietony, nietrudno zauważyć, że Pani Krystyna często popada w zachwyt nad rzeczami, które naprawdę wydają się być drobnostkami. Chyba wiele z tych momentów uniesień ma powiązania w odczuciach Krystyny Jandy z jej wyznaniem nt. tego, co się dzieje z kobietą w przypadku upatrzenia sobie sukienki:
"opis tego, co się dzieje w duszy i sercu kobiety, kiedy pragnie nowej sukienki, jest niemożliwy, żadne pióro nie jest w stanie temu sprostać, a co dopiero komputer. To pożądanie, ta burza szarpiąca wnętrzności, obraz siebie pięknej, młodszej, atrakcyjnej, interesującej, tajemniczej, eleganckiej... ach, jakiej kto chce... dzięki nowej sukni, to męka niewyobrażalna, jeśli tej sukni nie można kupić."
Przyznaję, że odkąd sięgnęłam po "Różowe tabletki na uspokojenie" mam słabość do stylu pisania Pani Krystyny. No cóż, teraz znowu trzeba się rozglądać za kolejną pozycją spod pióra Pani Jandy;).
Żegnam się z tą książką tak samo jak sama autorka kończy ostatnią wiadomość do tytułowej B.:
"Pa, pa, pa! Do cholery! Pa. Nie mogę się z Tobą rozstać."
Felietony Pani Krystyny nie są jakąś wybitną literaturą na tle innych dzieł pisanych, jednak mnie porywają bez reszty. W stylu pisania Krystyny Jandy jest coś takiego, co proste historie, zaczerpnięte z codziennego życia, pokazuje w jakimś innym magnetyzującym mnie świetle.
Jest to niewątpliwie osoba, która wiele w życiu przeszła, bywała w różnych miejscach na świecie i...
2013-11-21
Gdyby w szkołach lekcje historii opierały się na książkach Terry'ego Deary to na pewno zainteresowanie tym przedmiotem znacznie by wzrosło. Autor odkrywa przed nami sporo ukrywanych dotąd w typowych podręcznikach faktów, które w wielu przypadkach są ciekawostkami, barwiącymi serwowane nam przez nauczycieli (i nie tylko) przeważnie w nudny sposób wydarzenia minionych lat.
Już pierwsza historia przytoczona na samym początku książki bardzo mnie ujęła.
Pewna kobieta przyglądając się gablocie w muzeum, kryjącej Krzyż Wiktorii (najwyższe odznaczenie wojenne w ówczesnej Anglii) poświęcone jednemu z walczących podczas ważnej bitwy o Anglię, nagle została zagadnięta przez pracownika budynku. Rozmowa dotyczyła oglądanego eksponatu. Mężczyzna wyrażał swój podziw dla uhonorowanego odznaczeniem w powszechnym mniemaniu bohatera. Jednak jak się okazało kobieta znała wnikliwiej całą historię z pamiętnej bitwy. Z jej opowieści wyniknęło, że to jej brat dokonał bohaterskiego wyczynu i odpowiednio wycelował we wroga wielkie działo. Natomiast jego niesłusznie okrzyknięty bohaterem kompan z pola bitwy przez to, że ocalał po całym zajściu ukrywał prawdę, a później pozostawiając wygodną dla siebie wersję wydarzeń sam zbierał laury.
Inną ciekawą historią wartą przytoczenia jest zawieszenie broni w okopach na czas Bożego Narodzenia w 1914 r. podczas I wojny światowej, kiedy to Niemcy z Anglikami wspólnie śpiewali kolędy, składali sobie życzenia, a nawet grali w piłkę na zamarzniętej ziemi. Wydaje się nie do pomyślenia, że takie zdarzenie mogło mieć miejsce. Autor podaje nawet, że podobne sytuacje zdarzały się częściej podczas świąt w innych okopach.
To, że trwała wojna, nie zmienia faktu, że brali w niej udział ludzie tacy jak my, którzy mają uczucia, marzenia i tęsknią za bliskimi. Podobno dochodziło nawet do tego, że po takim brataniu się, kiedy trzeba było znowu zająć miejsce w okopach i chwycić za broń, żołnierze wcale nie chcieli do siebie strzelać.
Na pewnym odcinku frontu po zakończeniu rozejmu Anglicy nawet uprzejmie zawiadomili wroga:
"Zaczniemy strzelać o dziewiątej!"
Na co Niemcy odpowiedzieli:
"W takim razie przyjdziemy do waszych okopów, tam będziemy bezpieczni."
Kiedy oficerowie wydawali rozkazy rozpoczęcia na nowo walki, często słyszeli w odpowiedzi: "Nie możemy. Tam są nasi kumple!"
Jeden z żołnierzy wspomina w swoich notatkach:
"Przez cały dzień marnowaliśmy amunicję, próbując zestrzelić gwiazdy z nieba."
W efekcie dowódcy musieli obsadzić okopy żołnierzami, którzy znajdowali się na tyłach i nie uczestniczyli w tzw. fraternizacji..
Autor przy okazji tego tematu napomknął również o jednym niemieckim żołnierzu, który jako jedyny nie chciał nawiązywać jakichkolwiek wyrażających choć ułamek sympatii dla wroga kontaktów. Wtedy pomyślałam sobie... *Cóż, zawsze ktoś taki się znajdzie...*. Jednak zupełnie inaczej na to spojrzałam, kiedy w kolejnej linijce tekstu autor ujawnił imię i nazwisko tego rodzynka. Mowa o samym Adolfie Hitlerze, którego dalsze losy są wszystkim dobrze znane...
Ile to ciekawych zdarzeń i faktów wciąż kryje przed nami historia pewnie nawet nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Mimo wszystko warto się nią interesować. To w końcu zapis dziejów ludzkości, a przecież wiadomo, że istnieją wartości ponadczasowe i niezależnie od epoki zawsze były, są i będą one aktualne. Dlatego często przez niewiedzę nt. istotnych faktów z historii powielamy te same błędy...
Wtedy najlepiej mszczą się na nas dobrze znane słowa "historia lubi się powtarzać."
W książce "Wojna, sensacja, fakty, akcja" przeczytamy również o zdradzie na polu bitwy, fenomenach bitew, które mimo przeważającej liczebności wojsk wroga, zwyciężone zostały sprytem i niezachwianą wolą walki. Znajdziemy w niej również wiele ciekawostek, kilka anegdot związanych z wydarzeniami wojennymi na świecie oraz histori, mówiących o tym, że zawsze warto walczyć do końca i napominających, że te małe zwycięstwa też są ważne i nieraz mają decydujący wpływ na ostateczny bieg wydarzeń.
Każda sytuacja ma swoje dobre i złe strony, nie inaczej jest w przypadku wojen. Każda wojna powinna być lekcją z życia dla kolejnych pokoleń.
Jeden z weteranów wojennych, mając zapewne na myśli m.in. powiedzenie, że na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone, wyznał:
"Wojna jest straszną rzeczą. Ale dzięki niej możesz się bardzo wiele nauczyć o życiu i ludziach."
Gdyby w szkołach lekcje historii opierały się na książkach Terry'ego Deary to na pewno zainteresowanie tym przedmiotem znacznie by wzrosło. Autor odkrywa przed nami sporo ukrywanych dotąd w typowych podręcznikach faktów, które w wielu przypadkach są ciekawostkami, barwiącymi serwowane nam przez nauczycieli (i nie tylko) przeważnie w nudny sposób wydarzenia minionych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-11-09
Ta książka to zbiór barwnie spisanych histori, opowiadających o działalności przedsiębiorstwa Pluton.
Autor, Kordian Tarasiewicz był jednym z dyrektorów powstałej w 1882 palarni kawy. Miał spory wkład w rozwój i modernizajcę przejętej po swoim ojcu i dziadku firmy.
Tarasiewiczowie bardzo dbali o swoją działalność. Szanowali pracowników, zawsze służyli radą i wsparciem, nie szczędzili pieniędzy na premie, dzięki którym zatrudnieni w Plutonie w ramach wynagrodzenia otrzymywali w ciągu roku równowartość piętnastu miesięcznych pensji. Poza tym z okazji 25-lecia istnienia firmy powstała Kasa Oszczędnościowo- Pożyczkowa. Z czasem firma przekształciła się w pierwsze w Polsce Towarzystwo Akcyjne. Na mocy tego statusu każda osoba pracująca (ówcześnie było ich sześćdziesiąt) w Plutonie była posiadaczem przynajmniej jednej akcji. Jak wspomina autor, był to dobry zabieg na rzecz prowadzonego interesu, ponieważ taki stan rzeczy sprawiał, że pracownik jako nawet tylko symboliczny akcjonariusz był bardziej powiązany z firmą i miał do niej już inny stosunek.
W czasie II wojny światowej, mimo wielu trudności, firma nadal prosperowała. Powstała nawet pewnego rodzaju szkoła w Polutonie, w której młodzi Polacy mogli nabywać umiejętności kupieckie i przechodzić praktyki.
Poza wspomnieniami samego autora, w książce znajdują się także cenne zapiski byłych pracowników Plutona, przywołujących wydarzenia z lat ich pracy dla palarni. Dodatkowo zamieszczone są zdjęcia ważnych dokumentów, wnętrz i samych budynków sklepów, opakowań produktów oraz plakatów reklamowych,
Książkę polecam przede wszystkim przedsiębiorcom, bez względu na prawo podatkowe oraz warunki polityczne, szacunek do pracownika oraz realne zainteresowanie prowadzonym przedsiębiorstwem to podstawowe elementy, które większość pracodawców powinno wziąć pod lupę i nad nimi popracować.
Okazuje się, że nieważne czy trwa wojna, w grę wchodzi kryzys czy inne ograniczenie wcale nie trzeba się liczyć z zamknięciem interesu:)
Ta książka to zbiór barwnie spisanych histori, opowiadających o działalności przedsiębiorstwa Pluton.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toAutor, Kordian Tarasiewicz był jednym z dyrektorów powstałej w 1882 palarni kawy. Miał spory wkład w rozwój i modernizajcę przejętej po swoim ojcu i dziadku firmy.
Tarasiewiczowie bardzo dbali o swoją działalność. Szanowali pracowników, zawsze służyli radą i wsparciem,...