Tam, gdzie śpiewają pawie, czyli jak poślubiłam indyjskiego księcia Alison Singh Gee 5,4
ocenił(a) na 47 tyg. temu Dziennikarka i felietonistka, mieszkająca w Hongkongu. Spektakularnie korzystajaca z uroków życia. Jednak w całej tej powierzchownej otoczce nie czuje się szczęśliwa.
Po czterech latach przebywania w Hongkongu, do którego przeniosła się ze Stanów, poznaje swojego współpracownika, indyjskiego korespondenta "Asiaweek", mieszkającego w New Delhi, Ajay Singh. Można by rzec, pierwsze spotkanie, znaczące spojrzenia po obu stronach i już człowiek wie. Oto w życie Alison wkradł się puzzelek, którego tak jej brakowało, by poczuć się spełniona.
I nie, jeszcze bajka się nie zaczęła ;-) Najpierw była proza życia, zderzenie się kultur i niższy status społeczny. Dawny bogaty i chojny narzeczony, z którym Alison zerwała, już jej nie sponsoruje, a nowy przeprowadzając sie do niej, nie przyznał się kim jest i jak wiele posiada w swoim kraju. Wśród jej elitarnych przyjaciół jawi się jako biedak. A w niej zaczęła jawić się wątpliwość.
Dopiero po dłuższym czasie Ajay Singh przyznaje się, że jest księciem mieszkającym w pałacu o stu pokojach.
I tutaj zaczyna się euforia bohaterki i bajka, o której tak marzy. Niestety pozorna, gdyż nie wszystko jest tak czarujące jakby się mogło wydawać.
Bałam się, że książka okaże się ckliwym romansidłem, jednakże moje obawy nie potwierdziły się, na szczęście.
Pomimo tego, jestem rozczarowana totalnie autorką. Nie mogłabym przebywać w tak materialistycznym towarzystwie. Śmiem twierdzić, że podstawa książki to pieniądz. Poza skupianiem się na sferze materialnej, nie da się nie zauważyć maniakalnych przemyśleń autorki na ten temat.
Alison ma obsesję na punkcie bogatego życia. Jest roszczeniowa, żądna, uważa, że jej się należy, bo inaczej jej funkcjonowanie jest pełne niezadowolenia.
Ciągle podkreśla, jak to pochwali się przed swoimi znajomymi, że zwykły chłopak z Indii okazuje się być lordem posiadającym piękne, barokowe posiadłości.
Niestety mimo jej dość poważnego zawodu, który wykonuje, jako kobieta jest po prostu pusta. Buty od Prady czy sukienki z najnowszej kolekcji Donny Karan niestety tego faktu nie zmienią. Zaburzone poczucie wartości aż się prosi o naprawę.
Jedyny plus to taki, że przy okazji można dowiedzieć się czegoś więcej o kulturze i społeczeństwie w Indiach i Hongkongu.
Mimo to, po jakimś czasie książka staje się nudna. Autorka irytująca jest już od pierwszych stron, nawet jeśli czasami zdarzy jej się jakaś mądra, aczkolwiek krótkotrwała autorefleksja.
Idąc dalej myślałam, że będzie lepiej, ale nic z tych rzeczy. Przynajmniej pazerna Alison ma pieniądze ze sprzedaży swojej książki, niech jej będzie;-) chociaż mogła się dużo bardziej postarać.