-
Artykuły
Plenerowa kawiarnia i czytelnia wydawnictwa W.A.B. i Lubaszki przy Centrum Nauki KopernikLubimyCzytać2 -
Artykuły
W świecie miłości i marzeń – Zuzanna Kulik i jej „Mała Charlie”LubimyCzytać4 -
Artykuły
Zaczytane wakacje, czyli książki na lato w promocyjnych cenachLubimyCzytać2 -
Artykuły
Ma 62 lata, jest bezdomnym rzymianinem, pochodzi z Polski i właśnie podbija włoską scenę literackąAnna Sierant7
Biblioteczka
2019-12-31
2019-12-20
2019-12-14
2019-12-12
Psychologia sprzedaży – Mateusz Grzesiak
No i doktor Grzesiak po raz trzeci. Być może do trzech razy sztuka, bo to najlepsza z jego książek, które do tej pory czytałem. Po raz pierwszy uwierzyłem, że wiedza, którą – nomen omen – sprzedaje Mateusz, wypływa z niego i w pełni jest efektem jego pracy i doświadczenia.
Wbrew pozorom, sprzedawcą jest każdy z nas. Nawet jeśli nie zarabiasz na handlu, to sprzedajesz swoją wiedzę jako nauczyciel, sprzedajesz swoje zalety jako kandydat na randkę lub podczas rozmowy o pracę. W tej materii bardzo się z autorem zgadzam.
Dalej jest już bardzo branżowo i odczuwam, że treść skierowana jest jednak do osób zajmujących się sprzedażą w tradycyjnym, komercyjnym znaczeniu. Autorski model MasterSales, elementy prezentacji produktu, budowania wizerunku, relacji, socjotechniki. Zwięźle, rzeczowo i przystępnie opisany poradnik.
PLUS: coś bardzo ciekawego wyklarowało mi się po przerobieniu trzech książek Mateusza Grzesiaka. Odczuwam między wierszami, że jest on bardzo świadomym człowiekiem postępu. Że wyszedł ze schematu Polaka – Cebulaka i wierzy, że sukces to nie gra o sumie zerowej, bo bogatszy, mądrzejszy, bardziej świadomy sąsiad to lepsze społeczeństwo i lepszy świat dla nas i naszych dzieci. Chwała mu za to!
Psychologia sprzedaży – Mateusz Grzesiak
No i doktor Grzesiak po raz trzeci. Być może do trzech razy sztuka, bo to najlepsza z jego książek, które do tej pory czytałem. Po raz pierwszy uwierzyłem, że wiedza, którą – nomen omen – sprzedaje Mateusz, wypływa z niego i w pełni jest efektem jego pracy i doświadczenia.
Wbrew pozorom, sprzedawcą jest każdy z nas. Nawet jeśli...
2019-12-08
Antarktyda. Ląd tak zagadkowy, że słusznie staje się inspiracją i miejscem akcji opowieści grozy. Zimno, ciemno, pusto. Z tych atrybutów skorzystał też John Campbell i wykreował kultowe opowiadanie, po które upomniało się także Hollywood.
Ekspedycja antarktyczna trafia na zakopany w wiecznej zmarzlinie statek i ciało obcego. Tak rozpoczyna się walka z nieznanym, walka, która może odebrać zmysły. Sprawić, że przestajemy komukolwiek wierzyć i otoczeni ludźmi, jednocześnie stajemy się absolutnie samotni. Mało w tej książce przerażających momentów. Jej siła tkwi właśnie w psychicznej udręce zmagania się z czymś zupełnie obcym oraz dojmującym uczuciem samotności.
W pięknym wydaniu od Wydawnictwa Vesper mamy do czynienia z rarytasem – pierwotną wersją dzieła, wyszperaną z notatek samego Campbella. Zawiera ona początkowe trzy rozdziały, które pierwotnie wydawcy kazali autorowi usunąć. Można się spierać, czy słusznie, bo z jednej strony akcja jest bez nich szybsza i bardziej porywająca, z drugiej odarta z budowania postaci i wprowadzenia w antarktyczny klimat.
„Coś” oferuje wiele więcej, niż krwawą jatkę. Dotyka tematu miejsca człowieka we wszechświecie, bo przecież okazuje się, że są istoty niepomiernie od nas starsze i mądrzejsze. Samo nasuwa się porównanie do „W Górach Szaleństwa” Lovecrafta. Tam też fani mrocznych tajemnic Antarktydy znajdą wiele dobrego. Klasyka, którą warto znać.
Antarktyda. Ląd tak zagadkowy, że słusznie staje się inspiracją i miejscem akcji opowieści grozy. Zimno, ciemno, pusto. Z tych atrybutów skorzystał też John Campbell i wykreował kultowe opowiadanie, po które upomniało się także Hollywood.
Ekspedycja antarktyczna trafia na zakopany w wiecznej zmarzlinie statek i ciało obcego. Tak rozpoczyna się walka z nieznanym, walka,...
2019-11-24
„Witajcie w moim Królestwie Zielonym!”
No to zawitałem. Panie Arturze Urbanowiczu, gospodarz z Ciebie niezwykły. Przerażasz, otumaniasz, szargasz nerwy, ale i tak wszyscy dziękują za gościnę. Sam też bym jeszcze posiedział.
O Gałęzistym napisano już wiele dobrego. I, kurde, słusznie. Ja odwołam się do terminologii budowlanej. Ta książka to eleganckie, ozdobne schody w dół, wykonane przez wprawnego rzemieślnika. Prowadzą tylko w jedną stronę, a im dalej, tym większy mrok. Jednak schodzi się tak lekko, a zdobienia tak przyciągają, że nie sposób się zatrzymać. A zawrócić nie można.
Przede wszystkim, to sprawnie napisana historia. Autor od samego początku buduje duszną atmosferę niepokoju. Nie ma miejsca na czcze gadki. Bohaterowie są namacalni, a wydarzenia pędzą się z niewymuszonym impetem. Gałęziste igra z naszymi pierwotnymi lękami. Przypomina, że wyciągnięci z elektronicznego i betonowego świata, stajemy w obliczu natury malutcy, nadzy i bezbronni. Jest trochę onirycznie, co sprawia, że niczego nie jesteśmy absolutnie pewni, zaciera się granica realności, potęgując strach. Dużymi fragmentami miałem silne skojarzenia ze „Szczeliną” Jozefa Kariki. Kto czytał, ten z pewnością wie, co mam na myśli.
Wciągająca lektura. Przerażający horror. Warstwa filozoficzna Gałęzistego to już wyższa szkoła jazdy, zresztą pięknie ujęta w posłowiu. No i to wydanie – czapki z głów!
„Witajcie w moim Królestwie Zielonym!”
No to zawitałem. Panie Arturze Urbanowiczu, gospodarz z Ciebie niezwykły. Przerażasz, otumaniasz, szargasz nerwy, ale i tak wszyscy dziękują za gościnę. Sam też bym jeszcze posiedział.
O Gałęzistym napisano już wiele dobrego. I, kurde, słusznie. Ja odwołam się do terminologii budowlanej. Ta książka to eleganckie, ozdobne schody w...
2019-11-18
„Istoty ludzkie to choroba. Rak, który toczy tę planetę.” – Agent Smith, Matrix.
Historia ludzkości, ale nie tak, jak to robią w szkole – Sumer, Egipt i jedziemy aż do okrągłego stołu. Harari bez ogródek mówi, skąd przybyliśmy i kim jesteśmy. I tutaj pojawia się rzecz kluczowa. Jeżeli jesteś kreacjonistą, ba, jeżeli jesteś wyznawcą jakichkolwiek bogów, to wróć do pacierza i nie zawracaj sobie głowy. Kolejne stada bóstw są tylko próbami zapełnienia pustki niewiedzy i odwrócenia uwagi od przerażającego faktu: że życie samo w sobie nie ma żadnego określonego celu.
Człowiek jest zwierzęciem, którego prymat nad innymi człowiekowatymi to efekt korzystnego dla nas toku ewolucji. 100 tysięcy lat temu byliśmy niewyróżniającym się niczym szczególnym gatunkiem, wędrującym gdzieś po Afryce. Przeżyliśmy swoich ewolucyjnych braci i siostry, część prawdopodobnie zgładziliśmy. Dla naszego spokoju psychicznego, może i dobrze, że pewne tajemnice nikną w pomroce dziejów.
Większości faktów nie da się jednak pominąć. By dostać się na szczyt łańcucha pokarmowego i opanować cały świat, mordowaliśmy, niszczyliśmy, łupiliśmy. Zmieniliśmy ekosystem całej planety. Wytrzebiliśmy florę i faunę, wyrżnęliśmy rdzennych mieszkańców odległych zakątków świata. Najpierw bez jakiejkolwiek refleksji, potem przeświadczeni o własnej wyższości nad innymi gatunkami, o byciu wybranymi przez takiego czy innego boga, który postawił nas ponad resztą. Dopuściliśmy się czynów, które w skali makro ukazują nas jako wrzód na zdrowym ciele planety.
Czy homo sapiens ma się czym pochwalić jako gatunek? Czy może powinniśmy się wstydzić? Czy ewolucja poznawcza, potem agrarna i naukowa poprawiły nasz byt względem prapradziadka, który zbierał jagody i polował na dzikie zwierzęta? Może cały postęp to jedno wielkie oszustwo? Dokąd my w ogóle zmierzamy? A gdy zajdziemy, czy nadal to będziemy „my”?
Jeśli lubicie książki, które zmieniają Wasz świat, to polecam. Bardzo.
„Istoty ludzkie to choroba. Rak, który toczy tę planetę.” – Agent Smith, Matrix.
Historia ludzkości, ale nie tak, jak to robią w szkole – Sumer, Egipt i jedziemy aż do okrągłego stołu. Harari bez ogródek mówi, skąd przybyliśmy i kim jesteśmy. I tutaj pojawia się rzecz kluczowa. Jeżeli jesteś kreacjonistą, ba, jeżeli jesteś wyznawcą jakichkolwiek bogów, to wróć do pacierza...
2019-12-01
Mateusz Grzesiak na drugą nóżkę. Niestety, nadal chodzę krzywo. Niby wszystko fajnie, ogrom wiedzy, między wierszami czuć rzutkość i intelekt autora. Mimo wszystko, nie do końca to kupuję.
W porównaniu z „Psychologią zmiany” jest tu więcej konkretów, mniej wodolejstwa. Ale ono nadal się pojawia i czasem odnoszę wrażenie, że kolejne zdania wątku to tylko inaczej ubrane myśli, mające zapełnić strony. Sposób pisania też nie jest porywający, ale rozumiem, że to podręcznik, a nie literatura rozrywkowa.
Wiedza Pana Mateusza wydaje się być imponująca. Trzeba chyba nawet mówić o dorobku naukowym. Dla przykładu, autor w pewnym miejscu podaje 31 mechanizmów obronnych w związkach. To sklasyfikowane zjawiska psychologiczne. Słownie: trzydzieści jeden. Bez żadnego przypisu. Rozumiem, że autor samodzielnie odkrył je i opisał?
Niestety taki obraz przewija się przez całą książkę. Mam uznanie dla innowacyjnego podejścia do relacji międzyludzkich i stanowienia o sobie, ale wysnute wnioski bazują na studium dawno zbadanych ludzkich zachowań. Tymczasem autor nie powołuje się na nikogo i na nic, przez co w moich oczach traci na wiarygodności.
Najciekawszy jest chyba sam epilog, w którym Pan Mateusz po ludzku wyjaśnia, co dla niego znaczy być ojcem, mężem, żoną i dzieckiem. Czuć prawdziwość, bliskie sercu przykłady, ciepło. Może taki przekaz bardziej do mnie trafia.
Mateusz Grzesiak na drugą nóżkę. Niestety, nadal chodzę krzywo. Niby wszystko fajnie, ogrom wiedzy, między wierszami czuć rzutkość i intelekt autora. Mimo wszystko, nie do końca to kupuję.
W porównaniu z „Psychologią zmiany” jest tu więcej konkretów, mniej wodolejstwa. Ale ono nadal się pojawia i czasem odnoszę wrażenie, że kolejne zdania wątku to tylko inaczej ubrane...
2019-12-04
Klasyk, który dorobił się tak wielu adaptacji i opracowań, że przemknął do popkultury i już na dobre zajął tam miejsce. Do tej pory omijała mnie zarówno książka, jak i film. Ale wydawnictwo Vesper po raz kolejny wykonało taką pracę, że tytuł wskoczył w ręce sam.
Norman Bates prowadzi podupadający motel przy bocznej drodze. Mieszka z matką, która jest jego jedynym oparciem, a jednocześnie największym życiowym hamulcem, przez który czterdziestoletni mężczyzna nie potrafi normalnie egzystować. Punktem zapalnym jest moment, gdy w motelu zatrzymuje się młoda, zdesperowana kobieta.
Czytając odnosiłem wrażenie, że już tę historię znam. To tylko potwierdza, jak silnie dzieło Roberta Blocha oddziałuje na świat, nawet kilkadziesiąt lat po napisaniu. Do świadomości przenikają sceny, teksty, motywy z „Psychozy”, funkcjonujące już w świecie własnym życiem.
Mimo to, zostałem finalnie zaskoczony i przygnieciony niebezpieczeństwem, jakie niesie ludzki umysł. Od szaleństwa oddziela nas czasem jeden impuls, okoliczność. Możemy nawet nie wiedzieć, że nasze „ja” buja się na pajęczych nogach. „Nikt z nas nie jest tak naprawdę w pełni normalny”.
I jak to zostało wydane, jak tam wszystko pasuje i wygląda… Polecam!
Klasyk, który dorobił się tak wielu adaptacji i opracowań, że przemknął do popkultury i już na dobre zajął tam miejsce. Do tej pory omijała mnie zarówno książka, jak i film. Ale wydawnictwo Vesper po raz kolejny wykonało taką pracę, że tytuł wskoczył w ręce sam.
Norman Bates prowadzi podupadający motel przy bocznej drodze. Mieszka z matką, która jest jego jedynym...
2019-11-16
2019-11-07
2019-11-05
2019-11-03
2019-10-26
2019-10-17
2019-10-13
2019-09-27
2019-09-19
2019-09-15
2019-09-01
Kto nie słyszał o „Omenie”, tego miłośnikiem grozy zwać się nie godzi. Książka, która powstała w ramach kampanii promocyjnej niskobudżetowego filmu pod tym samym tytułem. Antychryst zsyła na Ziemię swego potomka i umieszcza go w wysoko sytuowanej, bogatej rodzinie. Polityka, satanizm, niespokojne lata siedemdziesiąte.
Kiedy jako chłopiec obejrzałem film Omen, byłem przerażony i szukałem we włosach znamienia z trzema szóstkami. Serio. W posłowiu do książki czytamy, że robiły tak tysiące amerykanów. To wymownie pokazuje, jak wielkie oddziaływanie miał Omen na ówczesne społeczeństwo, jak podatne ono było na sugestie o posłańcu piekieł i końcu świata.
Autor książki był jednocześnie scenarzystą filmu, co widać. Akcja płynie wartko, bo jest krótko i rzeczowo. Momentami jednak aż nadto, jakby Seltzer zapomniał, że książka rządzi się innymi prawami i polubownie rozpisanej sceny nie da się „uzupełnić” na ekranie. Ale to czepianie się.
Film „Omen” nagrano jako thriller. Nie ma tu rogatych bestii, są niepokojące rytuały i zbliżenia na oczy aktorów. Analogicznie z książką, której treść - w zależności od interpretacji - można potraktować jako rzeczywisty zwiastun biblijnej apokalipsy, albo… zbiorowe szaleństwo. Tym bardziej, że autor jest niewierzący.
Absolutna klasyka, której szkoda nie poznać. Tym bardziej, że wznowienie od Wydawnictwa Vesper powala na kolana.
Kto nie słyszał o „Omenie”, tego miłośnikiem grozy zwać się nie godzi. Książka, która powstała w ramach kampanii promocyjnej niskobudżetowego filmu pod tym samym tytułem. Antychryst zsyła na Ziemię swego potomka i umieszcza go w wysoko sytuowanej, bogatej rodzinie. Polityka, satanizm, niespokojne lata siedemdziesiąte.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKiedy jako chłopiec obejrzałem film Omen, byłem...