Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , , ,

"Tam, dokąd zmierzamy, nie ma światełka w tunelu. To ostatnie ostrzeżenie.
Przed nami coraz większy mrok."

Kiedy tylko ta książka została wydana, bardzo długo zwlekałam z jej zakupem i przeczytaniem. Bo choć Hoover to moja ulubiona pisarka to absurdalne dla mnie było, że autorka powieści romantycznych z dodatkiem pikanterii potrafi napisać dobry thriller psychologiczny. No bo jak? Przecież to dwa zupełnie inne światy. Dlatego przewidując katastrofę, nie chciałam do niej dopuścić. Ale coś mnie jednak podkusiło by na początku roku dać szansę tej historii...

Nie wiem dlaczego wybrałam taki moment, ale zaczęłam czytać tę książkę równo o północy. Stwierdziłam, że przeczytam kilka stron i zasnę, bo zanim rozwinie się akcja to trzeba będzie poczekać z połowę książki. No cóż... Nie uwierzycie, ale kontakt z rzeczywistością straciłam od pierwszego zdania. A co najśmieszniejsze nie potrafię powiedzieć kiedy doszłam do połowy książki. Żeby ją zamknąć i iść spać podchodziłam chyba z pięć razy z tekstem: "Jeszcze jeden rozdział i koniec, tylko zobaczę jak ta akcja się skończy". Problem polegał na tym, że gdy jeden fakt się kończył, pojawiał się następny i następny...

Ta historia to otchłań - prawdziwy mrok, który pochłania człowieka i nie chce go wypuścić, aż nie przeczyta ostatniej strony. A nawet wtedy nie bardzo jest chętna nas zostawić, pragnie siedzieć w naszej głowie i tworzyć różne scenariusze, zakończenia, warianty, czy opcje.

Myślałam, że uwielbiam Hoover za romanse, ale zmieniłam zdanie - to prawdziwy majstersztyk intryg, w którym dreszcze pojawiają się na każdej stronie. Dodatkowo to tzw. książka "w książce", więc pragnienie poznania dalszej historii jest podwójne. Te wszystkie wątki są tak dobre, że w pewnym momencie już sama nie wiedziałam co jest prawdą. I choć pewne fakty przewidziałam wcześniej - na sam koniec powieści zostałam tak potwornie oszukana przez Hoover, że do teraz rozmyślam nad całym konspektem i zarysem fabuły.

W oryginale książka nosi tytuł "Verity" - jest to jedna z bohaterek, której tyczy się ta historia. Ale dlaczego o tym wspominam? Bo tłumacząc sobie to słowo na język polski otrzymamy idealne podsumowanie tej powieści - PRAWDA.

"Mimo to... mimo moich ostrzeżeń... sięgniecie po nią, bo jesteście tym, kim jesteście.
Ludźmi.
Ciekawskimi."

Ta książka pokazała mi w szokujący sposób, co oznacza obsesja drugiego człowieka. Do tej pory przerażają mnie niektóre opisy sytuacji "miłości do dziecka" - kto czytał na pewno zrozumie o co mi chodzi. Tym co nie czytali nie chcę psuć wrażeń z lektury. Powiem tylko, że są to przeżycia, które na długo zapadną w pamięci.

Jako fanka powieści romantycznych - ta pozycja to dla mnie totalna miazga i polecam ją całym swoim złamanym na kawałki sercem. Jednak od razu zaznaczę, że nie jest to historia dla osób bardzo wrażliwych. I choć jest dopiero początek roku, już mogę powiedzieć, że to będzie jedna z moich najlepszych książek przeczytanych w 2020 roku.

Co jesteś w stanie zrobić dla miłości?
Czy pozwolisz, by dla tego uczucia popaść w coraz większy mrok?
Ta historia odmieni Twoją duszę, sprawi że przejrzysz na oczy a jednoczenie ulegniesz całej manipulacji w jaką wciągnie Cię autorka.

"Tam, dokąd zmierzamy, nie ma światełka w tunelu. To ostatnie ostrzeżenie.
Przed nami coraz większy mrok."

Kiedy tylko ta książka została wydana, bardzo długo zwlekałam z jej zakupem i przeczytaniem. Bo choć Hoover to moja ulubiona pisarka to absurdalne dla mnie było, że autorka powieści romantycznych z dodatkiem pikanterii potrafi napisać dobry thriller psychologiczny. No...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Już tego nie robię... ale stwierdziłam, że TA powieść jest warta - by o niej mówić, by ją polecać, by ją PRZECZYTAĆ.

"Każda historia ma dwie strony.
Pierwszą, przedstawioną światu.
I tę drugą. Prawdziwą.
Tę, która ma znaczenie."

Depresja to (można o tym głośno powiedzieć) choroba dzisiejszej cywilizacji, w której każdy z nas ma dwie strony siebie - jedną, która pokazuje światu, która jest szczęśliwa... gdy tak naprawdę pod nią ukrywa tę drugą - nieszczęśliwą i pełną problemów twarz, która walczy o każdy dzień życia.

Każdy z nas czasem miewa gorsze dni, tygodnie czy miesiące... Ale nie możemy popadać w smutek. Powinniśmy walczyć, by kolejny dzień był lepszy. Powinniśmy doceniać to co mamy, choć czasem mamy tego niewiele.
WALCZMY O SIEBIE.
Bo choć nam się wydaje, że świat bez nas sobie poradzi...
Tak, świat może i sobie poradzi... Ale nasi bliscy NIE.

Autorka nie bawi się w pół środki i piękną lukrową historię. NIE. Kim Holden pokazuje realia, rzeczywistość i brutalną prawdę.
Ta historia choć na swój sposób jest piękna - przede wszystkim wywołuje dreszcze oraz miliony przemyśleń o życiu. To prawdziwy rolecoster emocji, który spowoduje uśmiech przez łzy. Takie książki są nam potrzebne, by uświadomić nam, co w życiu jest ważne. Nie będę się za dużo rozpisywać, bo ciężko ubrać w słowa uczucia i przemyślenia - bo jest ich po prostu za dużo.

Zdecydowanie to jedna z najlepszych powieści tego roku, która porusza wiele trudnych tematów. Mogę nawet szczerze powiedzieć, że to jedna z najlepszych pozycji, jaką czytałam w ogóle. I szczerze? Dziękuję, że właśnie w tym momencie mogłam ją przeczytać.
POLECAM KAŻDEMU - BO WARTO.

Kim Holden thank you for this book. It's amazing, beautiful and above all true. ❤️

Już tego nie robię... ale stwierdziłam, że TA powieść jest warta - by o niej mówić, by ją polecać, by ją PRZECZYTAĆ.

"Każda historia ma dwie strony.
Pierwszą, przedstawioną światu.
I tę drugą. Prawdziwą.
Tę, która ma znaczenie."

Depresja to (można o tym głośno powiedzieć) choroba dzisiejszej cywilizacji, w której każdy z nas ma dwie strony siebie - jedną, która pokazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Ten świat zmienił się w burzę, którą pomogłam wywołać."

Niedawno dzieliłam się z Wami opinią na temat pierwszych trzech części serii "Czerwona Królowa". Dziś przychodzę do Was z recenzją finałowego tomu - "Wojennej burzy".

Fabuła rozpoczyna się w momencie zakończenia "Królewskiej klatki" - więc już od pierwszych stron akcja nabiera tempa i czytelnik nie ma czasu na nudę. Co jest ciekawym zabiegiem - tym razem narracja prowadzona jest przez 3 główne bohaterki: Mare, Iris oraz Evangeline. Ale zdarzały się także rozdziały z perspektywy Cala czy Mavena. Wprowadza to inne spojrzenie na historię... zwłaszcza rozdziały z narracją o Evangeline - naprawdę ją nawet polubiłam! Niestety nie bardzo spodobała mi się perspektywa Iris - jak dla mnie była strasznie nudna i zapychała akcję. Brakowało mi strasznie (o dziwo!) Mare i jej spojrzenia. Bo w sumie to naprawdę gdzieś 1/3 tej opasłej książki to zaledwie jej punkt widzenia. Jako główna bohaterka z poprzednich części mogła mieć troszkę więcej udziału w narracji.

Co do samego pomysłu autorki na fabułę - mam mieszane uczucia. Książka liczy sobie 700 stron a przez sam środek naprawdę się wynudziłam i odkładałam lekturę, bo nie miałam chęci czytać dalej. Początek i koniec jest naprawdę fajnie poprowadzony, bo coś się dzieje. Natomiast środek to taki martwy punkt tej pozycji moim zdaniem. Same przygotowania, opisy, nic nie znaczące dialogi... Można było to ciut skrócić.

Zakończenia domyślałam się od początku powieści, ale zostałam troszkę zaskoczona i zniesmaczona samą końcówką. Wyobrażałam sobie szczęśliwy happy end i jakiś fragment jak wszystko się unormowało... A zostaliśmy z otwartą historią - nie wiadomo czy i jak wszystko wygląda - Norta, życie Mare i pozostałych. Wołałabym zamkniętą historię. A tak - skończyłam i zamiast pomyśleć sobie "fajnie" to z niesmakiem w ustach powiedziałam "aha".

Pomimo tych minusów książka jako finał serii jest naprawdę dobra - ma dużo nagłych zwrotów akcji, czy intryg i układów o których nigdy bym nie pomyślała! Bardzo spodobała mi się metamorfoza Evangeline czy fakt, że mogliśmy zajrzeć do tajemniczego Montfortu a nawet Lakelandii. Ostatnie sto stron przeczytałam w zastraszającym tempie, bo autorka wywołała tytułową wojenną burzę i po prostu nie dało się oderwać od lektury!

Słowem podsumowania - powieść jest dobrym zwieńczeniem serii, ale posiada kilka mankamentów, przez które zamiast na końcu wbić się głęboko w fotel powstało coś odwrotnego - szybko postawiło człowieka na nogi, by odłożyć książkę na regał i odhaczyć jako przeczytaną. Pojawia się w niej dużo nowego spojrzenia na wykreowany przez autorkę świat i jeszcze bardziej umacnia nas w dopingowaniu Czerwonej Rebelii i powstania Nowego Świtu.
Seria jest lekka i przyjemna, więc polecam po nią sięgnąć dla relaksu - ale nie nastawiałabym się na jakieś wielkie wow.

Bookstagram: https://www.instagram.com/mirror_ofsoul/

"Ten świat zmienił się w burzę, którą pomogłam wywołać."

Niedawno dzieliłam się z Wami opinią na temat pierwszych trzech części serii "Czerwona Królowa". Dziś przychodzę do Was z recenzją finałowego tomu - "Wojennej burzy".

Fabuła rozpoczyna się w momencie zakończenia "Królewskiej klatki" - więc już od pierwszych stron akcja nabiera tempa i czytelnik nie ma czasu na nudę....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"-Jestem, jakby to ująć, społecznie niedostosowana.
-Aniołeczku, to po prostu uroczo! Społeczeństwo bywa strasznie nudne, prawda? O wiele lepiej być na jego marginesie."

Jakiś czas temu wspominałam Wam o tej serii, jako idealne pasującej lekturze na wakacyjne czy letnie wieczory... Ale nic więcej nie dodałam. Czas więc napisać ciut więcej słów o pierwszym tomie! "Modelka z przypadku" to przede wszystkim zabawna i napisana z wielkim humorem książka, której główna bohaterka jest geekiem. Wie wszystko, nawet najdrobniejsze na nic potrzebne rzeczy np. że w kocim uchu są 32 mięśnie. No i jak to bywa w takich historiach - szara nie lubiana myszka zostaje przez przypadek dostrzeżona przez agencję modelek. No i tak zaczyna swoją karierę jako modelka!

Możemy się domyślić że Harriet nie ma kompletnie pojęcia o modelingu. Co prowadzi do wielu śmiesznych zdarzeń.
Jak dla mnie książka okazała się świetnym przerywnikiem od wszelkiego rodzaju romansów czy fantastyki.

To jest typowa książka młodzieżowa, która jest lekka, przyjemna i szybciutko się ją czyta. Nie jest to powieść po której możemy spodziewać się łzawej historii, czy pikantnego romansu. Nie. To typowa książka która sprawdzi się na rozluźnienie i poprawę nastroju! Jak dla mnie bomba, bo lubię modę. Dzięki tej książce mogłam na chwilę oderwać się od rzeczywistości i po marzyć o karierze modelki!

Bookstagram: https://www.instagram.com/mirror_ofsoul/

"-Jestem, jakby to ująć, społecznie niedostosowana.
-Aniołeczku, to po prostu uroczo! Społeczeństwo bywa strasznie nudne, prawda? O wiele lepiej być na jego marginesie."

Jakiś czas temu wspominałam Wam o tej serii, jako idealne pasującej lekturze na wakacyjne czy letnie wieczory... Ale nic więcej nie dodałam. Czas więc napisać ciut więcej słów o pierwszym tomie!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Wystarczy kropla krwi, by wzniecić bunt."

Dziś przychodzę do Was z recenzją pierwszych 3 tomów serii "Czerwona Królowa" - czytałam je niedawno jeden po drugim i stwierdziłam, że bez sensu jest robić recenzję o każdym tomie pojedynczo... skoro mogę Wam zaserwować większą przyjemność. Oczywiście bez spojlerów!

Seria ta może nie jest arcy mega super - ale świat wykreowany przez autorkę bardzo wciąga!
Witajcie w świecie, w którym od krwi płynącej w waszych żyłach zależy wasz dalszy los. Jeśli Twoja krew jest srebrna z pewnością gdy dorośniesz zyskasz nadzwyczajną moc jak np. władanie ogniem, wodą itp. i nigdy nie zaznasz biedy. Natomiast jeśli okaże się czerwona... no cóż jesteś na starcie przegranym i twoją jedyną rolą jest służba "srebrnym bogom". Ale co jeśli Twoja krew jest czerwona... ale posiadasz moce o których nikt nigdy nie słyszał? Jesteś nowym początkiem... a może jednak końcem?

Główna bohaterka - Mare Barrow to właśnie Nowa - potrafi władać błyskawicami... i taki też ma temperament. W pierwszej części naprawdę polubiłam tę postać, ale im dalej brnęłam w historię, tym bardziej charakter tej postaci się zmieniał. Aktualnie nie pawam do niej wielkim uwielbieniem. Jednymi z moich ulubionych bohaterów jest Farley - jej po prostu nie da się nie lubić! oraz Julian. Podoba mi się również kreacja Mavena, która na przestrzeni 3 tomów naprawdę ewoluowała!

Co jest bardzo ciekawym zabiegiem w tej serii, to zdecydowanie element zaskoczenia. Dzięki zadaniu przeplatanym w każdej książce "Każdy może zdradzić każdego" - w każdym tomie przynajmniej raz dałam się zaskoczyć autorce (w pierwszym chyba szczególnie).

Seria "Czerwona królowa" jest naprawdę miłą i wciągającą odskocznią od rzeczywistości. Przepadłam w świecie wykreowanym przez Aveyard - w wojnie, która toczy się o zniesienie podziałów, rebelii która powstała przez krople krwi...
Jeśli szukacie lekkiej książki z gatunku fantasy to z czystym sumieniem mogę Wam ją polecić. Na pewno nie będziecie się nudzić!

Powstańmy. Czerwoni niczym świt!

Bookstagram: https://www.instagram.com/mirror_ofsoul/

"Wystarczy kropla krwi, by wzniecić bunt."

Dziś przychodzę do Was z recenzją pierwszych 3 tomów serii "Czerwona Królowa" - czytałam je niedawno jeden po drugim i stwierdziłam, że bez sensu jest robić recenzję o każdym tomie pojedynczo... skoro mogę Wam zaserwować większą przyjemność. Oczywiście bez spojlerów!

Seria ta może nie jest arcy mega super - ale świat wykreowany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Wystarczy kropla krwi, by wzniecić bunt."

Dziś przychodzę do Was z recenzją pierwszych 3 tomów serii "Czerwona Królowa" - czytałam je niedawno jeden po drugim i stwierdziłam, że bez sensu jest robić recenzję o każdym tomie pojedynczo... skoro mogę Wam zaserwować większą przyjemność. Oczywiście bez spojlerów!

Seria ta może nie jest arcy mega super - ale świat wykreowany przez autorkę bardzo wciąga!
Witajcie w świecie, w którym od krwi płynącej w waszych żyłach zależy wasz dalszy los. Jeśli Twoja krew jest srebrna z pewnością gdy dorośniesz zyskasz nadzwyczajną moc jak np. władanie ogniem, wodą itp. i nigdy nie zaznasz biedy. Natomiast jeśli okaże się czerwona... no cóż jesteś na starcie przegranym i twoją jedyną rolą jest służba "srebrnym bogom". Ale co jeśli Twoja krew jest czerwona... ale posiadasz moce o których nikt nigdy nie słyszał? Jesteś nowym początkiem... a może jednak końcem?

Główna bohaterka - Mare Barrow to właśnie Nowa - potrafi władać błyskawicami... i taki też ma temperament. W pierwszej części naprawdę polubiłam tę postać, ale im dalej brnęłam w historię, tym bardziej charakter tej postaci się zmieniał. Aktualnie nie pawam do niej wielkim uwielbieniem. Jednymi z moich ulubionych bohaterów jest Farley - jej po prostu nie da się nie lubić! oraz Julian. Podoba mi się również kreacja Mavena, która na przestrzeni 3 tomów naprawdę ewoluowała!

Co jest bardzo ciekawym zabiegiem w tej serii, to zdecydowanie element zaskoczenia. Dzięki zadaniu przeplatanym w każdej książce "Każdy może zdradzić każdego" - w każdym tomie przynajmniej raz dałam się zaskoczyć autorce (w pierwszym chyba szczególnie).

Seria "Czerwona królowa" jest naprawdę miłą i wciągającą odskocznią od rzeczywistości. Przepadłam w świecie wykreowanym przez Aveyard - w wojnie, która toczy się o zniesienie podziałów, rebelii która powstała przez krople krwi...
Jeśli szukacie lekkiej książki z gatunku fantasy to z czystym sumieniem mogę Wam ją polecić. Na pewno nie będziecie się nudzić!

Powstańmy. Czerwoni niczym świt!

Bookstagram: https://www.instagram.com/mirror_ofsoul/

"Wystarczy kropla krwi, by wzniecić bunt."

Dziś przychodzę do Was z recenzją pierwszych 3 tomów serii "Czerwona Królowa" - czytałam je niedawno jeden po drugim i stwierdziłam, że bez sensu jest robić recenzję o każdym tomie pojedynczo... skoro mogę Wam zaserwować większą przyjemność. Oczywiście bez spojlerów!

Seria ta może nie jest arcy mega super - ale świat wykreowany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Wystarczy kropla krwi, by wzniecić bunt."

Dziś przychodzę do Was z recenzją pierwszych 3 tomów serii "Czerwona Królowa" - czytałam je niedawno jeden po drugim i stwierdziłam, że bez sensu jest robić recenzję o każdym tomie pojedynczo... skoro mogę Wam zaserwować większą przyjemność. Oczywiście bez spojlerów!

Seria ta może nie jest arcy mega super - ale świat wykreowany przez autorkę bardzo wciąga!
Witajcie w świecie, w którym od krwi płynącej w waszych żyłach zależy wasz dalszy los. Jeśli Twoja krew jest srebrna z pewnością gdy dorośniesz zyskasz nadzwyczajną moc jak np. władanie ogniem, wodą itp. i nigdy nie zaznasz biedy. Natomiast jeśli okaże się czerwona... no cóż jesteś na starcie przegranym i twoją jedyną rolą jest służba "srebrnym bogom". Ale co jeśli Twoja krew jest czerwona... ale posiadasz moce o których nikt nigdy nie słyszał? Jesteś nowym początkiem... a może jednak końcem?

Główna bohaterka - Mare Barrow to właśnie Nowa - potrafi władać błyskawicami... i taki też ma temperament. W pierwszej części naprawdę polubiłam tę postać, ale im dalej brnęłam w historię, tym bardziej charakter tej postaci się zmieniał. Aktualnie nie pawam do niej wielkim uwielbieniem. Jednymi z moich ulubionych bohaterów jest Farley - jej po prostu nie da się nie lubić! oraz Julian. Podoba mi się również kreacja Mavena, która na przestrzeni 3 tomów naprawdę ewoluowała!

Co jest bardzo ciekawym zabiegiem w tej serii, to zdecydowanie element zaskoczenia. Dzięki zadaniu przeplatanym w każdej książce "Każdy może zdradzić każdego" - w każdym tomie przynajmniej raz dałam się zaskoczyć autorce (w pierwszym chyba szczególnie).

Seria "Czerwona królowa" jest naprawdę miłą i wciągającą odskocznią od rzeczywistości. Przepadłam w świecie wykreowanym przez Aveyard - w wojnie, która toczy się o zniesienie podziałów, rebelii która powstała przez krople krwi...
Jeśli szukacie lekkiej książki z gatunku fantasy to z czystym sumieniem mogę Wam ją polecić. Na pewno nie będziecie się nudzić!

Powstańmy. Czerwoni niczym świt!

Bookstagram: https://www.instagram.com/mirror_ofsoul/

"Wystarczy kropla krwi, by wzniecić bunt."

Dziś przychodzę do Was z recenzją pierwszych 3 tomów serii "Czerwona Królowa" - czytałam je niedawno jeden po drugim i stwierdziłam, że bez sensu jest robić recenzję o każdym tomie pojedynczo... skoro mogę Wam zaserwować większą przyjemność. Oczywiście bez spojlerów!

Seria ta może nie jest arcy mega super - ale świat wykreowany...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Uczucia mogą być najkosztowniejszą rzeczą na tym świecie."

Już kilka razy wspominałam wam, że uwielbiam Kasie West. Ale nigdy nie pisałam za co. Czas więc to z siebie wyrzucić!
"Chłopak z innej bajki" to lekka i napisana z wielkimi humorem książka dla młodzieży i osób uwielbiających gatunek young adult. Szczerze? To nawet na myśl przychodzi mi skojarzenie, że to trochę taka współczesna wersja Kopciuszka tylko bez pantofelka, dobrej wróżki i królestwa.

Powieść czyta się naprawdę szybciutko, bo Kasie ma dar do rozkręcania szybko akcji. Już od pierwszych stron można się kompletnie wyłączyć z świata realnego i zatopić w fabule. Niby nic specjalnego, bo ile już było książek z motywem bogaty chłopak i biedna dziewczyna, którzy się w sobie zakochują? Jednak autorka potrafi naprawdę ciekawie "sprzedać" tę historię tak, że naprawdę nie da się powiedzieć, że to już było.

Jak dla mnie naprawdę fajna i wciągająca opowieść! Polecam przeczytać jeszcze w wakacje, bo jest w takim właśnie wakacyjnym klimacie.
Ogólnie to zachęcam do przeczytania całej serii "Chłopak..." - choć to są zupełnie odrębne historie, to każda jest świetna

Czytaliście jakąś część Chłopak...? Jeśli tak, to która jest waszą ulubioną?
Jeśli miałabym wybierać to chyba "Chłopak z sąsiedztwa"

Bookstagram: https://www.instagram.com/mirror_ofsoul/

"Uczucia mogą być najkosztowniejszą rzeczą na tym świecie."

Już kilka razy wspominałam wam, że uwielbiam Kasie West. Ale nigdy nie pisałam za co. Czas więc to z siebie wyrzucić!
"Chłopak z innej bajki" to lekka i napisana z wielkimi humorem książka dla młodzieży i osób uwielbiających gatunek young adult. Szczerze? To nawet na myśl przychodzi mi skojarzenie, że to trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"Może nie znamy miłości, taj jak znają ją dorośli, ale z całą cholerną pewnością ją czujemy. A w tym momencie czujemy, że wkrótce złamie nam serca."

Szczerze muszę przyznać, że Hoover i jej powieści pochłaniam jak torpeda... No i że jestem wielką fanką twórczości tej Pani
Dlatego dziś chciałabym podzielić się ogromną miłością do jeden z moich ulubionych książek spod pióra Colleen!

Confess to jedna z tych historii, w której znajdziemy całą paletę emocji. Jest piękna, wzruszająca i chwyta mocno za serduszko. Aaaa no i główny bohater to przystojny artysta z krwi i kości! 😍

Jak to u Hoover mamy niebanalną opowieść o miłości, z naprawdę ciekawą historią znajomości rozpoczynającą się ogłoszeniem o pracę 😂 Oczywiście na koniec musiałam się popłakać, no bo tak!
Colleen jak nikt inny potrafi wpleść trudne tematy do zwykłej na pozór młodzieżówki.

Dodatkowym (ogromnym) atutem książki są strony z obrazami, które malował główny bohater. One są BOSKIE!

Czy ja muszę was zachęcać do sięgnięcia po tę lekturę? Po prostu musicie przeczytać, bo warto! Jedyny minus? Jest za krótka!
Ps> Na podstawie powieści powstał mini serial. Nie jest tak dobry jak książka, ale miło go obejrzeć dla porównania!

Bookstagram: https://www.instagram.com/mirror_ofsoul/

"Może nie znamy miłości, taj jak znają ją dorośli, ale z całą cholerną pewnością ją czujemy. A w tym momencie czujemy, że wkrótce złamie nam serca."

Szczerze muszę przyznać, że Hoover i jej powieści pochłaniam jak torpeda... No i że jestem wielką fanką twórczości tej Pani
Dlatego dziś chciałabym podzielić się ogromną miłością do jeden z moich ulubionych książek spod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Nazywam się Celaena Sardothien – szepnęła. – Choć moje imię nie ma znaczenia. Możesz mnie nazywać Celaeną, Lillian albo suką, a ja i tak cię pokonam." Kochani w ten troszkę deszczowy i szarobury dzień łapcie recenzję Szklanego tronu.

Książka, która otwiera wciąż pisany cykl o Celeanie, którą uwielbia rzesza czytelników. I przez te wiele pochwał w końcu sięgnęłam po tę powieść oczekując naprawdę ogromu wrażeń... No i się niestety zawiodłam 😕 Może za dużo oczekiwałam?

Główna bohaterka jest naprawdę dobrze wykreowaną postacią z charakterem i bogatym bagażem doświadczeń.
Cała historia i pomysł na fabułę też autorce się udał, bo nie jest to jakiś utarty schemat czy odgrzewany kotlet.

Co więc nie zagrało? Jak dla mnie akcja i spora dawka opisów. Przez pierwsze 100 stron przebrnęłam w żółwim tempie i wielokrotnie po kilkunastu stronach odkładałam książkę na bok. Nie potrafiłam się wciągnąć. Dopiero w połowie powieści naprawdę dobrze mi się czytało... Ale niesmak pozostał.

Książka nie jest zła, ale po tak wielkim bum na nią spodziewałam się czegoś WOW... A zawiało nudą. A kolejne tomy są jeszcze bardziej obfite w strony i jak na razie daję sobie spokój z tą serią. Bo jeśli dalej dopiero w połowie coś zaczyna iskrzyć to chyba nie warto...

Bookstagram: https://www.instagram.com/mirror_ofsoul/

"Nazywam się Celaena Sardothien – szepnęła. – Choć moje imię nie ma znaczenia. Możesz mnie nazywać Celaeną, Lillian albo suką, a ja i tak cię pokonam." Kochani w ten troszkę deszczowy i szarobury dzień łapcie recenzję Szklanego tronu.

Książka, która otwiera wciąż pisany cykl o Celeanie, którą uwielbia rzesza czytelników. I przez te wiele pochwał w końcu sięgnęłam po tę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

"Znacznie łatwiej jest udawać miłość, gdy jej nie ma... niż ukryć, że kogoś kochasz, gdy tak jest."

Przygodę z twórczościa Niny rozpoczęłam od jej pierwszej serii "Ostatnia spowiedź" i już wtedy przepadłam!
Tym razem autorka serwuję nam bardziej dojrzalszą historię - otóż główna para bohaterów to nie nastolatkowie, tylko osoby po przejściach i niełatwej przeszłości. Już w pierwszym tomie pisarka nie oszczędzała swoich postaci, w drugim natomiast mamy tego jeszcze więcej! Naprawdę się cieszę, że nie jestem w skórze Bethany i Matta.

Powieść już od pierwszych stron przygniata czytelnika do fotela i nie pozwala oderwać wzroku. Naprawdę miałam problem z odłożeniem lektury... a kiedyś przecież trzeba iść spać. Ponadto autorka uknuła tak misterną intrygę a zarazem pułapkę dla bohaterów, dzięki której akcja biegnie w zawrotnym tempie.

Brawa i ukłony nalezą się również za styl - jest to powieść, która może się śmiało równać z bestsellerami z listy New York Timesa. Opisy, misterna fabuła, nietypowy wątek miłosny... no i wszystko to dzieje się na tle Nowego Yorku.

Widać i czuć, że w każdej książce spod pióra Niny jest włożony ogorm serca i masa reaserchu. Wszystkie opisy miejsc i postaci są bardzo realne. Dodatkowo wiele jest "naukowych frazesów" z zakresu psychologii, które tylko dodają książce niepowtarzalności. Szkoda, że w drugim tomie było ich już nieco mniej...

Na sam koniec podkreślę jeszcze w co się pakujecie - ta powieść to istny rolercoster emocjonalny! Wzruszycie się, uśmiechniecie, popłaczecie, powyklinacie na autorkę... Ale co najważniejsze POKOCHACIE tę historię całym serduszkiem!

Jeśli więc nie czytaliście tomu pierwszego, to radzę Wam szybciutko nadrobić zaległości! A Ci co czekaja niecierpliwie na tom drugi - potwierdzam, że jest na co czekać! Kocham zakończenie tej powieści i za nic w świecie nie zamieniłabym żadnego słowa.

Reasumując - "Love line II " to kwintesencja emocji przybrana w słowa, przez które długo nie zaśniesz spokojnie.

Instagram: https://www.instagram.com/p/BpC3N39BS4I/?taken-by=mirror_ofsoul

"Znacznie łatwiej jest udawać miłość, gdy jej nie ma... niż ukryć, że kogoś kochasz, gdy tak jest."

Przygodę z twórczościa Niny rozpoczęłam od jej pierwszej serii "Ostatnia spowiedź" i już wtedy przepadłam!
Tym razem autorka serwuję nam bardziej dojrzalszą historię - otóż główna para bohaterów to nie nastolatkowie, tylko osoby po przejściach i niełatwej przeszłości. Już w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Niektóre rzeczy możemy przewidzieć, możemy nawet się do nich przygotować. Ale przeważnie będziecie tylko ty i on oraz gra, w którą akurat będzie miał ochotę grać."

Po przeczytaniu ostatnimi czasy masy romansów i książek z gatunku fantastyki, stwierdziłam, że potrzebuje odmiany. Dlatego gdy zobaczyłam opis ksiażki "W żywe oczy" stwierdziłam że przeniosę się w zupełnie inną "bajkę".

Powieść od pierwszych stron niesamowicie mnie wciągnęła. Gra, którą stworzył autor od początku do końca dodawała dreszczyk emocji i ciekawości. Pomysł kreacji głównej bohaterki jako aktorki, która gra dosłownie życie - po prostu genialny!
Claire skradła moje serce! To jedna z bardzo nielicznych postaci żeńskich, która jest wykreowana naprawdę rewelacyjnie. Jej charakter i zdolności gry aktorskiej - naprawdę mistrzostwo. Aż sama w to uwierzyłam, a przecież jestem tylko czytelnikiem!

Niestety... gdy powoli zbliżałam się do końca książki, czegoś mi zabrakło. Może elementu zaskoczenia? Kiedy czyta się taką powieść raz na długi okres czasu, człowiek spodziewa się niespodzianek. A tutaj od połowy książki moje podejrzenia się tylko utwierdzały. Ponadto sama końcówka tej historii jak dla mnie została troszkę skrzywdzona - osobiście chciałabym się dowiedzieć jakie były motywy, czynniki i ogólnie co skłoniło sprawcę do takiego a nie innego życia. A tu temat szybko został ucięty i koniec. Kurtyna.

Na dużą uwagę zasługuje jednak sam sposób prowadzenia akcji w książce. Autor porusza się na dwóch płaszczyznach - tej realnej oraz scen odgrywanych przez główną bohaterkę w jej głowie. Jest to ciekawy zabieg, dzięki któremu możemy jeszcze bardziej zżyć się z główną bohaterką. Choć muszę przyznać na początku miałam problem, bo nie wiedziałam do końca o co biega. Ale gdy tylko to wychwyciłam - naprawdę zrozumiałam rozumowanie Claire.

Ponadto JP Delaney bardzo zagabnie wplata w tę historię poezję Baudelaire'a i jego tomik "Kwiaty zła", które stają się głównym wątkiem powieści.

Reasumując "W żywe oczy" jest naprawdę obiecującą powieścią, po którą warto sięgnąć, ale nie radziłabym nastawiać się na wielkie WOW (tak jak niestety ja zrobiłam), bo możemy się zawieść. Natomiast jeśli podejdziemy do książki z dozą ciekawości to bardzo fajnie spędzimy z nią czas.

A TY masz ochotę włączyć się do gry?

"Niektóre rzeczy możemy przewidzieć, możemy nawet się do nich przygotować. Ale przeważnie będziecie tylko ty i on oraz gra, w którą akurat będzie miał ochotę grać."

Po przeczytaniu ostatnimi czasy masy romansów i książek z gatunku fantastyki, stwierdziłam, że potrzebuje odmiany. Dlatego gdy zobaczyłam opis ksiażki "W żywe oczy" stwierdziłam że przeniosę się w zupełnie inną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

"Autorka wykreowała zupełnie nowy świat pełen magii, ale też i niewolnictwa oraz cierpienia. Jest to idealnie odważona receptura na dobrą nietuzinkową powieść fantastyczną. Ta książka odstrasza nudę na miliony kilometrów i sprawia, że człowiek zapomina o rzeczywistości!"

Rekomendacja na tylnej okładce
mirror-of--soul.blogspot.com

"Autorka wykreowała zupełnie nowy świat pełen magii, ale też i niewolnictwa oraz cierpienia. Jest to idealnie odważona receptura na dobrą nietuzinkową powieść fantastyczną. Ta książka odstrasza nudę na miliony kilometrów i sprawia, że człowiek zapomina o rzeczywistości!"

Rekomendacja na tylnej okładce
mirror-of--soul.blogspot.com

Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemny ogień Christi Daugherty, Carina Rozenfeld
Ocena 7,4
Tajemny ogień Christi Daugherty, ...

Na półkach: , , , ,

„Chodziło o rozniecenie "tajemniczego ognia", największej tajemnicy. Ognia, który nie płonął, lecz przemieniał.”

C.J. Daugherty to autorka cieszącej się wielką popularnością serii o „Nocnej Szkole”, i dzięki której pisarka zyskała rzesze fanów. Carina Rozenfeld za granicą na swoim koncie ma kilkanaście powieści, lecz w Polsce debiutuje po raz pierwszy w duecie z Daugherty.

Taylor to siedemnastoletnia, bardzo inteligentna dziewczyna mieszkająca w Anglii, której marzeniem jest dostać się na Oxford. Nie jest jednak zwyczajna – potrafi zmieniać położenie przedmiotów, czy też zakłócać przepływ elektryczności. Sacha to buntownik z Francji, który ma gdzieś szkolę i naukę. Życie też przestaje się dla niego liczyć, bo po co ma się nim przejmować, jak wie, że za 8 tygodni umrze? Dokładnie w swoje 18-naste urodziny klątwa, która ciąży na jego rodzinie od pokoleń, go dopadnie. Choć tych dwoje dzieli kilkaset kilometrów – ich los jest połączony. Razem mogą uratować chłopaka przed śmiercią oraz nauczyć się wiele o swoich zdolnościach, może i nawet poznać sekret tajemniczego ognia... Ale czy pradawna alchemia im na to pozwoli?

„– Masz to we krwi. – Taylor chwyciła za parapet tak mocno, że zabolały ją dłonie.
– Co mam we krwi?
– Moc – odparł zwięźle. Jarzeniówki znowu zamigotały i zgasły z hukiem.”

Kiedy tylko dowiedziałam się o premierze nowej powieści C.J. Daugherty, nie mogłam się jej doczekać! Polubiłam cykl „Wybrani” i nie chciałam kończyć przygody z tą autorką. Byłam jednak mocno zdystansowana do tej książki, gdyż o drugiej autorce z duetu w ogóle nie słyszałam. Aż dziwiło mnie, że C. J. zdecydowała się na pisanie w parze, ale uwielbiam eksperymenty.

Przede wszystkim muszę powiedzieć, że choć znamy już dziesiątki książek o demonach i nastolatkach z super mocami... to takiej historii jeszcze nie znamy. Autorki stworzyły nietuzinkową fabułę, bo wymieszały alchemię, demony, apokalipsę, klątwę i paranormalne zdolności w jedną spójną całość. Co więcej, wprowadziły tyle tajemnic i sekretów, że książka nie jest przewidywalna i w sumie nawet Sherlock Holmes miałby problem, żeby odkryć te wszystkie zagadki. Wielki plus! Bo rzadko kiedy zdarza się taka niebanalność.

Styl pisania C.J. Daugherty jest mi znany, bo jak wspominałam, miałam już sposobność czytać inne dzieła tej pisarki. Natomiast język Cariny Rozenfeld był mi obcy... Ale choć znałam styl C.J., do tej pory nie mogę odróżnić, która z autorek mogłaby napisać poszczególne fragmenty książki. Albo tak świetnie się zgrały... albo po prostu piszą w podobnym klimacie. Język książki jest prosty, dlatego też, pochłania się ją z wielką łatwością i szybkością. Choć pisarki wprowadziły wiele alchemicznych i naukowych odniesień – wszystko zostało dobrze wytłumaczone.

„Nie mamy czasu do stracenia. Wkrótce rozpoczniesz nowe życie. Będziesz walczyła ze złem i ratowała świat. Nie zapomnij zabrać szczoteczki do zębów.”

Główna para bohaterów jest dobrze „skrojona” – po jednej stronie mamy inteligentną i patrzącą w przyszłość Taylor, która pragnie pójść w losy dziadka, jest zdeterminowana oraz pomocna. Po przeciwnej stronie jest Sacha – chłopak, który stracił nadzieje ale nie chce umierać, buntownik, który żyje na krawędzi. Te dwa zupełnie różne charaktery, to zdecydowanie mocna strona powieści. Dzięki nim – a raczej ich relacjach – czytelnik może się wzruszyć, pośmiać, wkurzyć oraz bać. Taka mieszanka, choć czasem niebezpieczna, bo odrobina przesady, może sprawdzić, że wszystko będzie sztuczne – tutaj okazała się sukcesem.
Z postaci drugoplanowych moje serducho urzekła Louisa! Dziewczyna ma niezłego pazura i jest niesamowicie zadziorna. Ubawiła mnie miejscami do łez.

Alchemia to motyw dość rzadko poruszany przez pisarzy – niewiele jest książek fantastycznych, czy młodzieżowych z tym wątkiem (no chyba, że jestem ślepa i ich nie dostrzegam). Dlaczego? Zapewne dlatego, że jest to bardzo trudny temat i szybko może spowodować wiele komplikacji. Trzeba poświęcić mu uwagę i odrobić dobrze lekcje, by móc umiejętnie wpleść go w fabułę. Autorki odsłoniły dopiero zalążek tej mitycznej nauki, dzięki czemu czytelnik stopniowo i z wyczuciem odkrywa tajemnice pradawnej chemii. Bardzo mi się to podobało!

„Nie mam bladego pojęcia, jak ci się to udało. Podpaliłaś powietrze!”

Duet C.J. Daugherty & Carina Rozenfeld wypadł lepiej niż oczekiwałam! Historia, którą stworzyły okazała się tak wciągająca, że pochłonęłam ją w zaledwie jeden dzień. To niesamowite, że amerykanka (mieszkająca aktualnie w Anglii) i francuska – przypadek, że bohaterowie również musieli pokonać tak wielki dystans, by się porozumieć? – mogą razem napisać, tak zapierającą dech opowieść. Wielkie gratulacje za poświęcenie i chęci, bo to na pewno nie było łatwe – zwłaszcza, że mieszkają tak daleko od siebie.
Miejmy nadzieję, że w kolejnych tomach autorki zaskoczą nas jeszcze bardziej oraz jeszcze głębiej wdrążą nas w świat alchemii.

Ta malownicza a jednocześnie dynamiczna podróż po Anglii i Francji pokazała, że nawet połączenie alchemii, demonów, klątwy oraz biegu z czasem może zaowocować w coś intrygującego. Powieść warta polecenia – szczególnie fanom twórczości C.J. Daugherty. Z pewnością jednak miłośnicy fantastyki i alchemii znajdą oczywiście coś dla siebie. Lubiący dynamiczną i niebanalną akcję, też powinni zapamiętać ten tytuł.

Kto chętny na walkę z przeznaczeniem, przygodę z alchemią, odkrywanie magii i poczucie dreszczyku na plecach?

Recenzja pochodzi bloga: http://mirror-of--soul.blogspot.com/

„Chodziło o rozniecenie "tajemniczego ognia", największej tajemnicy. Ognia, który nie płonął, lecz przemieniał.”

C.J. Daugherty to autorka cieszącej się wielką popularnością serii o „Nocnej Szkole”, i dzięki której pisarka zyskała rzesze fanów. Carina Rozenfeld za granicą na swoim koncie ma kilkanaście powieści, lecz w Polsce debiutuje po raz pierwszy w duecie z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„Pełne zrozumienia milczenie bywa lepsze od wielu słów, które koniec końców okazują się bezsensowne i zbędne.”

Mia Sheridan jest znana przede wszystkim z romansów w kategorii new adult. Na swoim koncie ma już kilka bestsellerów, ale w Polsce nie jest jeszcze znana. Pierwszą książką, która ukazała się na polskich półkach była „Stinger. Żądło namiętności”, a w kolejnych miesiącach będzie można zaopatrzyć się w serię „A Sign of Love”.

Bree ma już dość przeszłości, przeżywania na nowo tej samej historii od nowa i jeszcze raz i kolejny. Postanawia więc uciec od wszystkiego, co jej się przytrafiło i poukładać na nowo swoje życie. Tak oto trafia do malutkiego miasteczka w Maine – Pelion. Znajduje pracę, poznaje nowych znajomych, flirtuje z nieznajomymi... aż w jej nowo co zbudowany świat, wkracza niedostępny i zimny Archer. Dziewczyna zaczyna interesować się odludkiem, który w samotności przez wiele lat krył wielki rodzinny dramat, o którym nikt w miasteczku już nie pamięta. Niepostrzeżenie Bree zaczyna stawiać coraz śmielsze kroki i z coraz większą determinacją, chce pomóc skrzywdzonemu przez los mężczyźnie. Ale czy dwoje ludzi niosących ból w sercu może się uszczęśliwić, czy tylko spotęgować uczucie cierpienia?

„Najgłośniejsze słowa to te, które sami przeżywamy.”

Ta książka intrygowała mnie już od swej zapowiedzi. Miałam wielką ochotę poznać jej wnętrze i gdy tylko dostałam taką możliwość – odłożyłam wszystko i zaczęłam ją czytać. Ale czy po lekturze byłam zauroczona?

Na samym początku lektury autorka przytoczyła legendę o centaurze Chironie oraz jego poświęceniu dla Prometeusza. I choć wydawało mi się dziwne, by właśnie takim fragmentem otworzyć książkę – po jej przeczytaniu mogę powiedzieć, że ten mit idealnie komponuje się z historią Bree i Archera, ponieważ motyw idealnie ukryty w powieści aż do końca pokazuje, że para bohaterów jest podobna do mitologicznego centaura.

Cała fabuła – jak można się domyślić po opisie z tyłu książki – opiera się na dramatycznych wydarzeniach przeżytych przez główną parę bohaterów, ich problemach, rozterkach oraz trzymaniu swojego cierpienia tak głęboko, by nikt go nie dostrzegł. Z pozoru dwie różne historie, łączą się w jedną spójną opowieść o morzu bólu. Tragedia, która przytrafiła się Archerowi, wznosi czytelnika na wyżyny współczucia dla niego. Aż chciałoby się go wyciągnąć z tej książki i porządnie przytulić.
Co bardzo mi się podobało – autorka powoli, odkrywa przed nami urywki zdarzeń, które zostawiły swe piętno na sercach pierwszoplanowych kreacji. Dlatego też książkę chłonie się bardzo szybko. Chęć poznania dalszego ciągu jest zbyt kusząca, by odłożyć lekturę na potem.

„Nieważne kim jesteśmy, musimy radzić sobie z tym co przyniesie los, nawet jeśli okaże się gówniany, i obić, co w naszej mocy, żeby mimo to się rozwijać, kochać, mieć nadzieję... i wiar ę w to, że droga, którą podążamy wiedzie do jakiegoś celu.”

Główni bohaterowie ogromnie przypadli mi do gustu – są to tego rodzaju postacie, którym od początku dopinguje się, by byli razem, ale by i zaznali w końcu szczęścia w życiu oraz znaleźli nadzieję. Bree emanuje tak sympatyczną aurą niesienia pomocy, ciekawości i oślim uporem, że nie da się jej nie polubić. Nie jest ani za lukrowa, idealna, niezdarna czy winiąca świat za całe zło. Jest naprawdę realistycznie odwzorowana!
Zresztą Archer tak samo. W swej otoczce niedostępnego bezbronnego odludka, czai się nieposkromiona dzikość i pożądanie zrozumienia. Jest po prostu tak niewinny a jednocześnie skrzywdzony przez rzeczywistość i domagający się usłyszenia jego niemego krzyku protestu.

Powieść oprócz tragicznych zdarzeń, pokazuje też świat ludzi pozbawionych głosu, którym zostaje porozumiewanie się z otoczeniem bez słów. Człowiek taki ma życie niewyobrażalnie pod górkę, zwłaszcza jeśli najbliżsi nie znają języka migowego. Wydaje mi się, że autorka snując te opowieść chciała powiedzieć, że niemowa nie znaczy niewidzialny dla świata. Każdy człowiek jest ważny, co z tego że kontakt jest trudny? Jedni nie potrafią mówić, inni tańczyć – tacy już jesteśmy i trzeba siebie zaakceptować, takiego jakim się jest oraz dostrzec w sobie te pozytywne rzeczy.

„Uważam, że miłość to na tyle abstrakcyjne pojęcie, że każdy z nas ma swoje własne słowo na określenie tego, co dla niego oznacza. Dla mnie miłość to Bree.”

Pisarka według mnie perfekcyjnie włada słowem pisanym. Stworzyła opowieść, która nie tylko była piękna, ale też pouczająca, wzruszająca i pełna rad dla każdego człowieka. Przez tę historię chce nam powiedzieć, że nie potrzeba słów, by znaleźć miłość i szczęście w życiu – wręcz przeciwnie – czasem po prostu powinniśmy na chwilę zamilknąć i wsłuchać się w to, co chce nam powiedzieć otoczenie. Kiedy skupiamy się na słowach, niejednokrotnie nie dostrzegamy tego co najważniejsze – sensu życia.

Książka – przynajmniej w moim odczuciu – jest troszkę podobna do „Maybe Someday” Hoover. Może to dlatego, że główni bohaterowie mają problemy z jednym ze zmysłów? A może dlatego, że czytałam jedną po drugiej? Przyczyny nie znam, ale przez całą lekturę „Bez słów” porównywałam obie historię. I jeśli miałabym wybrać, jednak to Hoover sprawiła, że ryczałam jak bóbr przez pół książki. Sheridan natomiast zauroczyła mnie bohaterami, ale łez nie wywołała.

Książka ta jest zdecydowanie warta uwagi, według mnie nawet nie powinniśmy przechodzić obok niej obojętnie. Zdecydowanie godna polecenia osobą lubiącym gatunek new adult, niebanalne romanse czy czytelnikom, którzy pokochali „Maybe Someday” Colleen Hoover czy „Morze spokoju” Katji Millay.
Jedno jest pewne – ta emocjonująca historia na pewno sprawi, że nie będziecie już tacy sami.

Recenzja pochodzi z bloga: http://mirror-of--soul.blogspot.com/

„Pełne zrozumienia milczenie bywa lepsze od wielu słów, które koniec końców okazują się bezsensowne i zbędne.”

Mia Sheridan jest znana przede wszystkim z romansów w kategorii new adult. Na swoim koncie ma już kilka bestsellerów, ale w Polsce nie jest jeszcze znana. Pierwszą książką, która ukazała się na polskich półkach była „Stinger. Żądło namiętności”, a w kolejnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Ściskam mocniej kierownicę i skręcam ostro przed linią mety. Wykonuję serię piruetów na asfalcie. Wiruję i wiruję, ale mam pełną kontrolę. To mój taniec zwycięstwa.”

Jenny Martin jest bibliotekarką a w wolnych chwilach gra na gitarze elektrycznej. Jej debiutem literackim jest wspominany właśnie „Wyścig”. Aktualnie za miesiąc za granicą ma się ukazać drugi tom serii.

Przenieśmy się na planetę o wiele mil oddaloną od Ziemi... Castra – pustynny świat, rządzony przez sześć ogromnych korporacji. Podział ludzi jest prosty: są Sixerzy (bogaci ludzie, których stać na wszystko), Patrol i reszta społeczeństwa, która chwyta się brzytwy, by utrzymać rodzinę. Każdy na tej planecie wie, że najlepszym zyskiem są wyścigi uliczne. Główna bohaterka – Phee – jest jednym z najwybitniejszych kierowców a jej uzależnienie od odczuwania prędkości, ciągnie ją i jej przyjaciela Bear'a – jej pilota – w wir korporacyjnych wyścigów, których stawką jest nie tylko wygrana a życie jej najbliższych. Dziewczyna wkracza do świata zatrutego władzą, pieniędzmi oraz wpływami. Niedługo potem odkrywa wiele tajemnic, których ujawnienie wiąże się z niebezpieczeństwem a ich zatajenie... zrujnuje świat. Który tor wybierze dziewczyna? Zaryzykuje czy będzie potulna?

„Opony piszczą, ale trzymają się toru. Wyjeżdżam na następną prostą. Serce mi wali, w całym ciele rozlewa się uniesienie, promieniuje od kręgosłupa, aż staję się nieważka, jak śmiech. Właśnie dla takich chwil jestem stworzona. Nieważne, dobra czy za, ta chwila to moje dziedzictwo.”

Wystarczyło tylko jedno zdanie z opisu książki, bym jej zapragnęła całym serduchem: „Zapierające dech w piersi połączenie „Gwiezdnych wojen” z „Szybkimi i wściekłymi””. Uwielbiam „Fast and furious” – filmy z tej serii są na piedestale i każdy z nich obejrzałam kilkadziesiąt razy. Więc jako fanka nie przechodzę obojętnie obok takich porównań! Dlatego, jak tylko książka do mnie przybyła, cały świat przestał się liczyć (dosłownie).

Autorka otwiera przed nami dystopijny świat, w którym wyścigi nie rozgrywają się tylko na torze, ale i poza nim – walka toczy się o władzę i jak największe wpływy. Nie ma interesu w martwieniu się o ludzi, ważne by być jak najwyżej w hierarchii – kto ma najwięcej pieniędzy, kontroluję resztę.
Tytuł może i nasuwa nam na myśl, że to książka o wyścigach samochodowych, ale wbrew pozorom na całe 400 stron, odbywają się 4 wyścigi. Według mnie nazwa ma ukryte znaczenie, bo tytułowy wyścig to nie tylko zawody, ale i walka o życie, zemstę oraz miłość. Jak dla mnie – genialnie połączenie wielu motywów w jedną myśl przewodnią.

Jenny Martin ma tak lekki i barwny język, że nie pozostaje nic innego jak spijać ze stron każde słowo. Bardzo mi się podobało kreatywne wybrnięcie z przekleństw – zamiast „ku***” itp były takie wyrażenia jak „rdza”, „pordzewiało”, czy „sap” (rodzaj narkotyku). Tak mi się spodobała ta „rdza”, że sama zaczęłam stosować tego wyrażenia w swoich wypowiedziach. Miny znajomych były typu „skąd tyś się urwała?”... ale nie minęła chwila i ich zaraziłam tym powiedzonkiem.

„Mogłam pędzić, ale nie mogłam biec. Mogłam żyć, ale nie oddychać.”

Główna bohaterka to jak dla mnie strzał w dziesiątkę – charyzmatyczna, z ikrą, nie bojąca się ryzyka i w dodatku z nałogiem prędkości w krwi! 17-latka, która ma talent i prowadzi jak nie jeden zawodowiec. Mi osobiście zaimponowała.
No i jest jeszcze... Cash! Pokochałam go od pierwszego słowa! Z charakterem buntownika oraz błyskiem tajemnicy w oku... no a do tego książę! Sami więc rozumiecie te ochy i achy.
Zaintrygowała mnie również kreacja James'a – przedstawionego jako poddańczego Sixtera, robiącego wszystko dla swojego "pana" a jednak na późniejszych stronach okazuje się, że nasz osąd już nie jest taki pewny. W sumie niczego nie jesteśmy pewni w tej historii.

W powieści pojawia się wątek miłosny. Nawet po okładce możemy się domyślić, że mamy do czynienia z trójkątem. Ja jednak tak bardzo nie odczuwałam tej frustracji, która zazwyczaj towarzyszy czytelnikowi, przy rozterkach głównej bohaterki. Pisarka zgrabnie potrafiła to przedstawić tak, że ogólnie cały wątek nie był ważniejszą cegłą całej konstrukcji.

Zdecydowanie autorka wiedziała, jak dobrze to wszystko rozegrać, by czytelnik nie był ani na minutę znudzony – wręcz przeciwnie, by czuł się jak na prawdziwym wyścigu, w którym jego noga była cały czas na gazie a ciało wbite w siedzenie. W tej powieści nie ma czasu na wytchnienie! Każda strona jest jak ostry zakręt którego nie widać – niespodzianką, która tylko dodaje tajemnic oraz intryg. A nie powiem – pisarka nieźle to wszystko utkała, tak by wszystko okazało się tykającą bombą.

„Uwielbiałam tę chwilę, ten ułamek sekundy, gdy moje ciało szarpie się w pasach, gdy odpalam pierwszy dopalacz.”

Porównanie książki jako połączenie „Gwiezdnych wojen” oraz „Szybkich i wściekłych” to według mnie bardzo trafne określenie, ale jednocześnie czytelnik spotyka się tutaj z inną rzeczywistością, niż mógłby sobie po tym porównaniu wyobrazić. Może i motywy są zaczerpnięte – statki kosmiczne, kosmiczna wojna, planety, wyścigi, samochody... Pisarka wspięła się jednak wyżej i tylko musnęła z tych dwóch bestsellerowych serii. Wyciągnęła kwintesencję i wymodelowała swój własny obraz, który postanowiła przekazać czytelnikom. Jak na debiut – taki manewr był godny dojrzałego pisarza.

Och, co ja więcej mogę napisać? Jestem pod ogromnym zachwytem nad tą książką i emocjami, jakie towarzyszyły mi aż do jej końca! Wprost nie mogę się doczekać drugiego tomu!
Jeśli jednak miałabym wymieniać jakieś mankamenty powieści... to ewentualnie mogę się doczepić do zakończenia (żeby nie było samego wzdychania). Czułam się, jakby autorka przez całą powieść trzymała nogę na pełnym gazie, ale przy końcu nagle wcisnęła hamulec i zatrzymała się kilka centymetrów przed metą. Zakończenie było takie... bez fajerwerków. Jakby jazda bez trzymanki nagle zamieniła się w spoglądanie w niebo i wzdychanie. Wiecie... na finiszu spodziewa się raczej mocniejszego depnięcia a nie zwolnienia i pozostawienia obietnicy. Ale może to było celowe?

Z pewnością polecam tę powieść fanom wyścigów czy też galaktycznych historii, nie mniej każdy, kto lubi science fiction czy typową fantastykę pewnie znajdzie coś w tej powieści dla siebie. Zaryzykowałabym nawet stwierdzeniem, że czytelnicy mający dość zwykłych szablonowych fantasy – mogą spokojnie sięgnąć i się nie zawieść.

Pokochałam tę powieść, bohaterów i całą kosmiczną otoczkę, którą autorka stworzyła. Jest co czytać!

Recenzja pochodzi z bloga: mirror-of--soul.blogspot.com

„Ściskam mocniej kierownicę i skręcam ostro przed linią mety. Wykonuję serię piruetów na asfalcie. Wiruję i wiruję, ale mam pełną kontrolę. To mój taniec zwycięstwa.”

Jenny Martin jest bibliotekarką a w wolnych chwilach gra na gitarze elektrycznej. Jej debiutem literackim jest wspominany właśnie „Wyścig”. Aktualnie za miesiąc za granicą ma się ukazać drugi tom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

„Nie musiała się zabijać. To znaczy, kto nie ma ochoty się zabić co najmniej raz w tygodniu? To musi być łatwiejsze nawet niż przejście przez liceum. A na pewno łatwiejsze niż bycie obwinianą za czyjeś samobójstwo.”

Amanda Maciel pracuje w wydawnictwie jako redaktor naczelna książek dziecięcych. W wolnych chwilach pisze bloga. „Tease” jest jej debiutem literackim.

Prześladowana i dręczona od ponad dwóch miesięcy, Emma Putnam postanowiła popełnić samobójstwo. W końcu ta dziwka nie będzie nikomu stała na drodze... Niestety nikt się nie spodziewał, że martwa nastolatka potrafi wyrządzić więcej szkód zza grobu. Ta tragedia wstrząsa mieszkańcami, dlatego chcą sprawiedliwości. I tak oto życie dwóch popularnych dziewczyn zamienia się w dramat.
Sara czuje się niewinna, w końcu nie zrobiła nic złego. Przecież Emma była dziwką, a te mają inne „prawa”. Czy to jej wina, że dziewczyna postanowiła się zabić? To ONA nie wytrzymała... To ONA zmieniła życie Sary w piekło...

„Emmie udało się wyjść z tego bez szwanku. Wszyscy powtarzają: „Nie ma jej, więc nie może się bronić”. Ja natomiast jestem i to jest naprawdę do dupy. Krótko mówiąc: ktoś umiera, więc wszyscy żywi automatycznie są od razu winni.”

Kto z nas nigdy w szkole nie spotkał się z prześladowaniem? Kto nigdy nie był świadkiem wyzwisk i dokuczania drugiemu człowiekowi? Kto nie obserwował „śmiesznych” żartów, które dla osoby poszkodowanej wcale nie były zabawne? W szkołach codziennie ktoś jest ofiarą przemocy czy to psychicznej czy nawet fizycznej... I w wielu przypadkach kończy się to śmiercią.

Tease – tłumacząc to słowo na polski oznacza dręczyć czy też dręczyciel. Będąc już po lekturze, wydaje się idealnym tytułem dla tej powieści. Autorka stworzyła historię, która mogłaby się wydarzyć, albo może i się wydarzyła – bo książka jest zainspirowana prawdziwymi zdarzeniami. Każdy aspekt wydaje się tak rzeczywisty, jakby to wszystko działo się obok, a czytelnik był tylko obserwatorem zamkniętym w niezniszczalnej bańce mydlanej i mógł tylko patrzeć.

Fabuła powieści jest po prostu współczesnością, w której przyszło nam żyć. Autorka porusza tematy, które w literaturze młodzieżowej nie często się pojawiają. Stąpając po cienkim lodzie przedstawia nam prawdę, której czasem nie chcemy dostrzec lub udajemy, że jej nie widzimy. Ta książka to brutalna prawda, która ma nam otworzyć oczy.

„– To znaczy, że nazwała ją pani dziwką innym razem?
– No według mnie, ona była dziwką. Więc jestem pewna, że nazwałam ją dziwką. Nie wiem tylko, czy powiedziałam, że jest dziwką, dwudziestego trzeciego stycznia.”

Główna bohaterka – Sara – niegdyś żyjąca w cieniu swej popularnej przyjaciółki, mająca prawie szczęśliwą rodzinę, cudownego chłopaka, osiągająca dobre wyniki... Była głupiutka, naiwna i nie zastanawiała się co robi... w pewnym momencie nawet uznawała swe czyny za słuszne... Pisarka świetnie wykreowała tę postać, wiedziała jak sprytnie połączyć cechy charakteru, by i nawet czytelnik momentami współczuł tej dziewczynie.
Świetną kreacją okazał się również Carmichael (ależ nietypowe imię!), którego urok od pierwszego spotkania mnie urzekł. Połączenie outsidera, buntownika i za razem miłego chłopaka wpasowało się genialnie w tą historię.

Bardzo spodobał mi się pomysł budowy tej książki – a mianowicie naprzemienna zmiana czasu wydarzeń. Raz czytamy co się dzieje obecnie, po śmierci Emmy, kolejny raz zaś stajemy się światkami dręczenia nastolatki, jeszcze przed jej samobójstwem. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnik powoli pochłania tę historię i odkrywa kawałek, po kawałku co się tak naprawdę stało. Z każdą stroną staje się bardziej świadomy, ale też odczuwa emocje i konsekwencje tego zdarzenia. Śmiałabym się nawet wysunąć wniosek, że dorasta wraz z biegiem tej historii.

Amanda Maciel jest debiutantką, dlatego jestem pod ogromnym wrażeniem jej zdolności pisarskich. Postawiła sobie wysoko poprzeczkę, biorąc się za jeden z naprawdę ciężkich tematów i ku zaskoczeniu – poradziła sobie z nim znakomicie! Język, styl... to wszystko wydawało się w odbiorze, jakby autorem była nastolatka a nie matka. Ponadto historia przedstawiona jest tak, jakby pisarka była co najmniej psychologiem – a tu kolejne zaskoczenie, bo jest redaktorem.

„Gdyby instynkt samozachowawczy był coś wart, uciekłabym stamtąd od razu. Jednak w liceum obowiązują inne prawa. A dla mnie jeszcze inne. Jeśli jesteś mną, po prostu stoisz bez ruchu, podczas gdy wilki krążą i się oblizują.”

Co jest również warte uwagi – książka opowiada historię nie osoby dręczonej a dręczyciela. Mamy więc niezwykłą okazję wejść do umysłu takiego człowieka, poznać jego motywy oraz emocje. Stajemy się również świadkami nagłego upadku popularności, odwróceniu się „przyjaciół”, wytykaniu palcami... Takie osoby do końca życia są napiętnowane, bo społeczeństwo nie zapomni. Co z tego, że większość tak robiła, co z tego, że nienawidziła tej dziewczyny? Nagle wszyscy płaczą i mówią, że była miła i doskonała...

Ta książka to wstrząs. Dzięki niej różowe okulary zamienią się w czarne. I naprawdę długo wryje nam się w pamięć, będzie atakowała zmysły i bombardowała refleksjami. „Tease” to mieszanka wybuchowa, której głównym składnikiem jest młodzież – to ona daje życie tej opowieści a w raz z nią do życia budzą się tragedie, zdrady, miłostki, żale, złości i wiele wiele innych, które mogą spowodować mocny wybuch a nawet eksplozję.

Pozycje tą powinni zdecydowanie przeczytać młodzi ludzie, którzy to często sami są sprawcami takich sytuacji. Dzięki niej wydoroślejecie i zupełnie inaczej zaczniecie widzieć świat. Nawet mogę ją polecić matką, które może po jej przeczytaniu znajdą wspólny język ze swoimi nastoletnimi dziećmi.
Ta lektura bezceremonialnie jest warta waszej uwagi i pochłonie was do cna! Historia smutna, ale każdy nastolatek powinien według mnie ją przeczytać. Polecam!

Recenzja pochodzi z bloga: http://mirror-of--soul.blogspot.com/

„Nie musiała się zabijać. To znaczy, kto nie ma ochoty się zabić co najmniej raz w tygodniu? To musi być łatwiejsze nawet niż przejście przez liceum. A na pewno łatwiejsze niż bycie obwinianą za czyjeś samobójstwo.”

Amanda Maciel pracuje w wydawnictwie jako redaktor naczelna książek dziecięcych. W wolnych chwilach pisze bloga. „Tease” jest jej debiutem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Przejdź na wyższy poziom bezsensowności!”

Alfie Deyes to bardzo popularny angielski vloger, który na swym kanale umieszcza zabawne filmiki ze swojego codziennego życia. Wiele z zadań w pozycji więc została wpierw przez niego wykonana, dopiero z czasem postanowił z tego stworzyć taką kreatywną książkę. Ponadto Alfie jest chłopakiem Zoelli, której powieść „Girl Online” niedawno podbijała listy bestsellerów.

Na rynku wydawniczym ostatnio tylko huczy od takich kreatywnych książek, które wydają się bardzo podobne do siebie, jak np. „Zniszcz ten dziennik”, „To nie książka”, „Książka pod tytułem”, „Nie jedz tej książki”, itd. Wszystkie wymienione tytuły łączy jedno – zadania, które w mniejszym lub większym stopniu niszczą dany egzemplarz lub są po prostu głupie. Dlatego jakoś nie zbyt bardzo ciągnęło mnie do tego typu „bestsellerów”. Jednak coś mnie podkusiło, by dać szansę pozycji Alfiego. Może fakt, że obejrzałam kiedyś (gdy poznawałam kanał Zoelli) kilka jego filmików? Sama nie wiem... ale w końcu stałam się posiadaczką jednego z egzemplarzy i rozpoczęłam „bezsensowną” przygodę.

„Książka bez sensu” to dzieło, które ma nam dostarczyć wiele zabawy i kreatywności. Tą pozycją autor chciał zachęcić innych do miłego spędzania czasu z innymi (bo wiele zadań wymaga obecności drugiej osoby) jak i pokazać, że nie tylko komputer i telewizja może dać człowiekowi trochę frajdy. Tak, FRAJDY! Przy niej nuda na kilka godzin znika w kąt, bo polecenia naprawdę wciągają – wiecie, są jak takie zaproszenie, którego aż grzech nie przyjąć.

Zawarte w niej ów zadania są bardzo zmyślne – mamy tu do czynienia z różnorakimi typami twórczej rozrywki: wykreślanki, zagadki, szukanie różnic, rysowanie, tworzenie list, origami, różne zabawy np. gra w łapki, walka na kciuki, kółko i krzyżyk, przepisy, joga i wiele wiele więcej! Normalnie jakby ktoś wziął miskę, otworzył lodówkę i zaczął wrzucać do naczynia co popadnie a później zmiksował – ta książka to taki mix-niespodzianka, znajdziesz w niej nawet to, o czym byś nie pomyślał.

Może ktoś teraz rozważać, że przecież sam też może zrobić coś podobnego. Bo w końcu co to za problem wziąć i stworzyć coś w podobnym guście?
Warto jednak zaznaczyć, że takie myśli przychodzą nam już po poznaniu zawartości pozycji – przed jej zbadaniem nic takiego by nam do głowy nie przyszło.

Powiem szczerze, że mnie ta książka mile zaskoczyła. Bardzo fajnie wraz z bratem bawiliśmy, zapełniając po swojemu strony egzemplarza – relacje z tego możecie zobaczyć w filmiku na samym dole recenzji. Pozycja nie okazała się kolejną płytką i głupią „zabawką”, którą można poniszczyć, wziąć na spacer czy pod prysznic. O nie! Dzięki niej na nowo odkryliśmy stare zabawy z dzieciństwa, w które już dawno się nie bawiliśmy.

Co do niszczenia – w książce występują chyba dwa zadania, które troszkę mogą nadszarpnąć stan książki: zakopanie jej na jeden dzień oraz odgryzienie rogów.
Zadania fakt – jak sama nazwa wskazuje – co poniektóre są bez sensu, inne troszkę go posiadają... ale jak się tak po swojemu wypełnia, to nie myśli się o tym, że tak naprawdę robi się to bez celu. Po prostu w danej chwili jest to zabawne.

Według mnie jednak niepotrzebne jest kilka stron o tej samej treści: „Strona bez sensu, wypełnij ją jak chcesz!”. Po co u licha z cztery takie? Rozumiem jedną... no ale, ileż można?
Fajne są natomiast zadania typu rozejrzyj się, odznacz jeśli zobaczyłeś... – genialnie się je robi w miejscach publicznych a ludzie mają Cię za totalnego wariata!

Co warte dodania, książka ta wyróżnia się też niespotykanym dodatkiem – darmową apką z materiałami niezawartymi w książce, czy też filmikami z Alfiem. Niestety na polską wersję jeszcze musimy poczekać, ale nie mogę się doczekać, kiedy tylko się pojawi.

Ogólnie książka jest fajna dla każdego, kto lubi się troszkę rozerwać lub nie lubi nudy. Oczywiście należy mieć do niej dystans – w końcu to ma nam zapewnić rozrywkę a nie nie wiadomo co. Mogę szczególnie polecić osobą mającym rodzeństwo – przetestowałam u siebie i naprawdę jest niezła zabawa. Pozycja i dla małych, jak i nawet dla tych dużych.
Ale fakt faktem... po zakończeniu zabawy, raczej zostanie odłożona na półkę, jako miłe wspomnienie. Generalnie poleciłabym ją osobą chcącym jakoś inaczej zagospodarować czas, czy też powspominać i troszkę się zabawić.

Recenzja pochodzi z bloga mirror-of--soul.blogspot.com

„Przejdź na wyższy poziom bezsensowności!”

Alfie Deyes to bardzo popularny angielski vloger, który na swym kanale umieszcza zabawne filmiki ze swojego codziennego życia. Wiele z zadań w pozycji więc została wpierw przez niego wykonana, dopiero z czasem postanowił z tego stworzyć taką kreatywną książkę. Ponadto Alfie jest chłopakiem Zoelli, której powieść „Girl Online”...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Morze potworów. Powieść graficzna Rick Riordan, Robert Venditti
Ocena 7,8
Morze potworów... Rick Riordan, Rober...

Na półkach: , , , , ,

„Jesteś po części człowiekiem, po części bogiem. Żyjesz w obu światach, Percy, i możesz wpływać na oba. Dlatego herosi są wyjątkowi.”

Rick Riordan to jeden z najpopularniejszych amerykańskich pisarzy fantastycznych. Jest autorem takich serii, jak: „Percy Jackson i bogowie olimpijscy” – jego debiutancki cykl, „Olimpijscy Herosi” oraz „Kroniki rodu Kane”. Przez lata był nauczycielem, teraz oddaje się tylko pisaniu. Aktualnie pracuje nad nowym cyklem – „Magnus Chase i Bogowie Asgardu”, którego pierwszy tom „Miecz lata” w Polsce ukaże się 21 października.

Po powrocie z Obozu Herosów, Percy rozpoczyna naukę w siódmej klasie. Udaje mu się przetrwać cały rok bez żadnych problemów. Kiedy jednak ostatniego dnia szkoły, podczas gry w zbijaka przeciwna drużyna zamienia się w ludożerczych olbrzymów, chcących zjeść go na obiad... półboska krew daje o sobie znać. Ale to nie jedyny problem Percy'ego – Obóz Herosów jest zagrożony i jeśli nikt nie znajdzie pomysłu jak ocalić granice, potwory dostaną herosów na talerzu. Ostatnią deską ratunku jest niebezpieczna wyprawa na Morze Potworów. Czy Percy'emu uda się ocalić obóz przed zagładą?

„Istnieje tylko jedno źródło naturalnej magii dość silne, żeby pomylić je z Panem. Złote Runo!”

To już kolejne spotkanie z twórczością Riordana przeniesioną do komiksu. Po raz drugi możemy na nowo poznać „Morze potworów” i to z zupełnie innej perspektywy. Jako wielka fanka twórczości Riordana, a przede wszystkim przygód Percy'ego – z którym to spędziłam moje pierwsze czytelnicze lata – po prostu musiałam zaopatrzyć się w ten komiks! Nie było innej możliwości.

Adaptacja powieści wykonana przez Roberta Vendittiego zasługuje na pochwałę. Ten Pan jeszcze lepiej wykonał swoją pracę, przez co drugi tom komiksu podbił bardziej moje serce. Po zapoznaniu się z pierwszym tomem, miałam pewne obiekcje – sądziłam, że po co nam forma graficzna, skoro znamy już tę historię z książek, że to po prostu naciąganie fanów na kolejne koszty... Ale zdałam sobie sprawę, że się myliłam i drugi tom tylko mocniej mnie w tym utwierdził.

Co z tego, że historia jest już nam znana? Dzięki temu komiksowi można ją przeżyć od nowa. I choć bałam się, że może przez fakt iż znam te wydarzenia, po prostu przekartkuję tę pozycję – ale, gdy tylko odtworzyłam pierwszą stronę, na godzinę znikłam z tego świata.

„Mnóstwo dzieciaków potrafi przetrwać rok bez wyrzucenia ze szkoły, mamo. Tylko w tym domu jest to powodem do świętowania.”

Komiks – jak to komiks – oczywiście w głównej mierze składa się z dialogów. Dzięki temu licząca niecałe trzysta stron książka, zmniejszyła się o połowę. Lektura więc zajmuje jakąś godzinkę.
Warto jednak dodać, że wszystkie ważniejsze wydarzenia znalazły tu swoje kilka „okienek”. Venditti tworząc całość potrafił idealnie wyczuć, co jest mniej znaczące, albo nie musi występować w komiksie. Można więc śmiało powiedzieć, że powieść graficzna jest meritum książki.

Na ogromne brawa zasługuje również Attila Futaki, który jest odpowiedzialny za rysunki znajdujące się w środku. Widać, że rysownik wziął sobie do serca pewne uwagi, które mieli fani, bowiem widać różnicę w kresce, które rzucają się po otwarciu pozycji. Zmieniła się mimika twarzy bohaterów – jest teraz bardziej wyrazista, przez co łatwiej rozróżnić emocje postaci. Można by nawet rzec, że teraz każda z kreacji jest bardziej rzeczywista. Myślę, że do tej realności przyczyniła się nowa osoba w zespole – Tamás Gáspára, który odpowiada za kolory.
Jeśli jesteśmy już przy grafice, to warto wspomnieć o świetnej okładce! Szata graficzna jest po prostu fenomenalna i przykuwa wzrok. Futaki naprawdę zabłysnął!

„Myślałem, że tylko przypadkiem udało ci się przeżyć starcie z olbrzymami, ale ten byk zionął na ciebie ogniem.”

Ten komiks zawiera „Morze potworów” w pigułce o idealnej proporcji! Fani Percy'ego z pewnością nie zawiodą się na tej powieści. Ja dzięki tej pozycji, mogłam przypomnieć sobie wydarzenia i na nowo zakochać się w tej historii.

Jeśli więc czytaliście książki, to naprawdę warto zaopatrzyć się również w te powieści graficzne. Może nie wszystkie postacie są idealne opisowi książkowemu, ale według mnie i tak opłaca się spojrzeć na wyobrażenia Vendittiego, Futaki i Gáspára, którzy wspólnymi siłami wraz z autorem wykonali kawał świetnej roboty.
Natomiast Tym, którzy nie spotkali się nigdy z synem Posejdona mogę gorąco polecić przeczytanie całej serii! A jeśli ktoś nie jest pewny, może rozpocząć przygodę od komiksów – bo książki i tak później zaskoczą go wieloma rzeczami!

Ja jestem oczarowana i niecierpliwie czekam na kolejną część przygód Percy'ego w formie komiksu.

Recenzja pochodzi z bloga: http://mirror-of--soul.blogspot.com/

„Jesteś po części człowiekiem, po części bogiem. Żyjesz w obu światach, Percy, i możesz wpływać na oba. Dlatego herosi są wyjątkowi.”

Rick Riordan to jeden z najpopularniejszych amerykańskich pisarzy fantastycznych. Jest autorem takich serii, jak: „Percy Jackson i bogowie olimpijscy” – jego debiutancki cykl, „Olimpijscy Herosi” oraz „Kroniki rodu Kane”. Przez lata był...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Uczyniły nas swoimi niewolnikami. Żywiły się nami jak bydłem. Mieszały się w ewolucję ludzi, a jeszcze bardziej wiedźm. Ale nie doceniły swojego dzieła. W końcu się zbuntowaliśmy.”

J.D. Horn studiował literaturę porównawczą, specjalizując się w literaturze francuskiej i rosyjskiej. Zanim został pisarzem pracował jako analityk finansowy. Seria „Wiedźmy z Savannah” jest jego debiutem literackim. W czasie wolnym uwielbia biegać – brał już udział w dwóch maratonach. Aktualnie tworzy nowe powieści.

Savannach to piękne miasteczko, którego nierozłączną częścią są czary. Ród Taylorów jest jednym z najpotężniejszych wiedźm w USA. Mercy jest jednak wyjątkiem w ich rodzinie – nie posiada ona żadnych zdolności magicznych, przez co niektórzy bliscy uważają ją za powietrze. Wszystko się jednak zmienia, gdy głowa rodu umiera. Ktoś musi ją zastąpić i utrzymać granicę oddzielającą zło od dobra. Kiedy więc to Mercy przypadkowo zostaje wybrana na to stanowisko, wszyscy są zaskoczeni. Powoli dawno zbudowane mury, burzą się i pokazują realny świat... Czy Mercy zdoła odkopać dawne tajemnice? A może to wszystko jest zwykłą pomyłką?

„Nie wygrasz z piorunem i nie ma negocjacji z huraganem. Moc to siła natury, wiedźmy jej nie stworzyły, my tylko znaleźliśmy sposób, jak się z nią sprzymierzyć.”

Kolejna książka, która kusi nas cudowną i mroczną oprawą graficzną, zapowiadająca mrożącą krew w żyłach historię, którą zapamiętamy na długo po jej skończeniu. Jedna z wielu już lektur, mająca ten sam motyw – wiedźmy. Już jakiś czas temu zastanawiałam się, czy można jeszcze jakoś inaczej pokazać ten świat pełny magii. Okazało się, że niektórzy potrafią wykrzesać z oklepanego tematu coś więcej, ale czy jest to przykład następnej nietuzinkowej lektury?

Czarownice, czary, dobro i zło oraz sekrety... te schematy są już nam dobrze znane z wielu paranorlali. Ale tej opowieści jeszcze nie znamy. Autor stworzył świat w którym to wiedźmy wyrwały się z kajdan i posłuszeństwa demonom, tworząc granicę i oddzielając swych panów od ludzi oraz czarownic. Horn wykreował opowieść, która wydaje nam się znajoma – jednak różni się od reszty. Pisarz sprytnie zamieszał i dodał trochę od siebie, by książka odrobinę wyróżniła się od innych tego typu. Oczywiście powieść ma też kilka schematów, które po prostu pojawiają się w paranormalach – tego już chyba w tego typu powieściach nie da się uniknąć.

Postać Mercy to trudny orzech do zgryzienia – raz jej osobowość ciekawi czytelnika, chce dowiedzieć się, co ta dziewczyna ma w sobie, jakie tajemnice skrywa... by następnie zirytować się jej tokiem myślenia i poddać wątpliwością jej „wyjątkowość”. W ostatecznym rozrachunku jednak można się z niej troszkę pośmiać, no i rozwiązać wraz z nią zagadkę czerwonego losu.

„Kłamstwo jest całkiem proste. To prawda jest taka skomplikowana. Jest jak cebula, zawsze znajdziesz kolejną warstwę, jeśli będziesz obierać dalej.”

Bardzo spodobała mi się natomiast kreacja Emmeta – golema, który to został stworzony przez energię rodzin, by mogły zobaczyć to co on. Z takim typem stworzenia spotkałam się pierwszy raz i niesamowicie mnie zaintrygował ten pomysł, jak i narodziny owej istoty.
Równie ciekawym charakterem w książce jest Matka Jilo, która troszkę psoci, co nieco pomaga i ogólnie jest podobna do Baby Jagi z baśni o Jasiu i Małgosi, którą straszy się dzieci na dobranoc. Przynajmniej ja ją sobie tak wyobraziłam.

W książce pojawia się również motyw z trójkątem miłosnym, który tym razem jest (o dziwo!) przyjemny. Historia miłosna w tej książce jest strasznie skomplikowana i zagmatwana, a do tego dochodzą jeszcze interwencje magiczne – więc wyobraźcie sobie efekt. Dzięki takiemu zabiegowi czytelnik nie narzeka na próby zrozumienia przez bohaterkę czego chce jej serce. Za to może skupić się na innego rodzaju dramatach związanych z tym wątkiem.
Co warte uwagi – choć autor jest dopiero debiutantem, postanowił nie umieszczać miłości jako tematu przewodniego całej opowieści. Owszem zrobił jej miejsce, ale jest to bardziej historia rozgrywająca się w tle.

Niestety fiaskiem jak dla mnie okazała się prawie końcówka powieści, która zburzyła mi trochę wizję. Chodzi mi tu o fragment w którym Ellen poinformowała o czymś Marcy – nie będę spojlerowała, tym co nie czytali – ale jak dla mnie było to takie uderzenie, jakby nagle cała magia tej książki wyparowała. Taki nokaut... Wydaje mi się, że mogło to być zbędne, a tak tylko jest zapychaczem. Może ktoś mieć odmienne zdanie, ale ja za tego typu wątkami nie przepadam, bo w dalszych częściach potem są tylko z tym problemy.

„Trzeba podjąć decyzję i za każdym razem, gdy zło wyrządzone ci przez daną osobę wraca, starać się koncentrować na jej zaletach.”

Na tyle okładki znajduje się wzmianka, że pozycja ta jest napisana w stylu southern gothic. Co nieco poczytałam o tym na internecie, jeszcze zanim sięgnęłam po książkę, przez co niestety też troszkę się zawiodłam. Bo w powieści brakuje tego mroku, gotyckiego klimatu, ciemnych mocy... czy nawet tych demonów, które zostały oddzielone granicą. Po prostu nie ma tego klimatu grozy.

Nie za mocna jest również kwestia wiadomości o świecie w jaki przenosi nas autor – wiemy tylko tyle, że kiedyś żyły demony, później ludzkość została ocalona przez czarownice... no i to tyle. A ja jestem ciekawa np. jak jest zbudowany ta cywilizacja, za co odpowiadają poszczególne rodziny, co z tymi demonami? Mam nadzieję, że w kolejnych tomach autor rozwinie bardziej wątek tej fabuły i zaspokoi moją ciekawość.

Pierwszy tom o wiedźmach z Savannah przez te kilka wad nie okazał się takim fenomenem, jak niektórzy pisali... ale również nie był zły. Autor świetnie poradził sobie z całym tym spiskiem i intrygami – nawet ja byłam zaszokowana, tym jak to się skończyło! Odsłonił troszkę inaczej świat czarownic, ale tu przydałoby się jeszcze to wyżej wspomniane rozwinięcie.
Horn zaintrygował mnie pomysłem, który na tę powieść miał dobry, niestety gdzieś tam po drodze, troszkę mu się obsunęła noga – jest to jednak do wybaczenia, w końcu to jego debiut.

Jest to lekka lektura, która w takie upały może pomóc Wam na chwilę zapomnieć o temperaturze na termometrze, jednak nie wymagajmy od niej nie wiadomo czego. Historia wciąga, ale ma kilka wad, które wyjadaczom paranormali mogą rzucić się w oko.

Recenzja pochodzi z bloga: http://mirror-of--soul.blogspot.com/

„Uczyniły nas swoimi niewolnikami. Żywiły się nami jak bydłem. Mieszały się w ewolucję ludzi, a jeszcze bardziej wiedźm. Ale nie doceniły swojego dzieła. W końcu się zbuntowaliśmy.”

J.D. Horn studiował literaturę porównawczą, specjalizując się w literaturze francuskiej i rosyjskiej. Zanim został pisarzem pracował jako analityk finansowy. Seria „Wiedźmy z Savannah” jest...

więcej Pokaż mimo to