-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2023-12
2024-01
Szybciej niż się tego spodziewałam, trafiła do mnie kolejna z powieści Stephena Kinga. Tym razem miałam okazję zmierzyć się z wydanym w 2018 roku „Uniesieniem”. Mistrz grozy po raz kolejny zabiera czytelnika w podróż do Castle Rock.
Scott spostrzega, że zaczyna tracić na wadze… Nie zmniejszając przy tym swoich rozmiarów. Niezależnie czy założy kurtkę, chwyci w ręce hantle, nasypie drobniaków do kieszeni – waga wciąż wskazuję tę samą wartość. Stopniowo zauważa również, że nastroje w mieście są zupełnie inne niż do tej pory przypuszczał, a jego urokliwe sąsiadki mają naprawdę duże problemy. Zakopanie topora wojennego po sporze o ich psy nie należy jednak do najłatwiejszych i będzie wymagało wysiłku. Dzień Zero nieubłaganie się zbliża – czy mężczyzna zdoła pozałatwiać swoje sprawy, nim przestanie zupełnie ważyć?
Opowieść wypada zadziwiająco prosto, więcej tu wątków obyczajowych niż jakkolwiek grozowych. To, co dzieje się z ciałem Scotta niepokoi, jednak nie wpasowuje się w standardowy horror, znany z innych powieści autora. Przyjemnie obserwuje się jego kolejne poczynania, walkę o dobre imię lesbijek prowadzących lokalną restaurację – mimo tego odnoszę wrażenie, że całej historii po prostu brakuje głębi. Postaci są dość jednowymiarowe, ich losy nie są aż tak przejmujące, jak by się chciało… Zakończenie choć prezentuje intrygujące rozwiązanie, tak nie satysfakcjonuje w żadnym stopniu. Całość sprawdza się wyłącznie jako krótka obyczajówka, nie siląca się nawet na wyjaśnienie wątków nadnaturalnych.
Stylistycznie jest… nudno. Nic nie zachwyca, nic nie ciekawi. Martwi to tym bardziej, że historia ta zajmuje niecałe 200 stron. Marginesy są duże, pojawiają się ilustracje, rozdziały są króciutkie, raptem kilkustronicowe. Pod adresem „Uniesienia” kieruję więc te same zarzuty, co w przypadku „Pudełka z guzikami Gwendy”: duży format w twardej oprawie usiłuje nieudolnie ukryć niedobór treści. Pozycję tę da się przeczytać w jeden wieczór i zdecydowanie bliżej jej do odrobinę dłuższego opowiadania niż prawdziwej powieści.
Szczerze powiedziawszy, czuję się rozczarowana „Uniesieniem”. Sama opowieść nie jest zła, jednak dobra tym bardziej nie jest. Lekko przynudza, męczy, nie należy to historii jakkolwiek ambitnych, a właśnie raczej zupełnie płaskich. Osobiście bym odradzała – autor ma zdecydowanie lepsze powieści na koncie, a na tę po prostu szkoda czasu. W ostatecznym rozrachunku przyznaję jej ocenę 5/10.
Szybciej niż się tego spodziewałam, trafiła do mnie kolejna z powieści Stephena Kinga. Tym razem miałam okazję zmierzyć się z wydanym w 2018 roku „Uniesieniem”. Mistrz grozy po raz kolejny zabiera czytelnika w podróż do Castle Rock.
Scott spostrzega, że zaczyna tracić na wadze… Nie zmniejszając przy tym swoich rozmiarów. Niezależnie czy założy kurtkę, chwyci w ręce hantle,...
2024-05
Zdecydowanie odwlekałam w czasie recenzowanie tej książki. Żadne słowa nie wydawały się początkowo odpowiednie, by mówić o tej pozycji. „Zielona mila” to moim zdaniem najlepsza pozycja w dorobku Stephena Kinga, choć znacząco odbiega od typowych horrorów, jakie tworzy. W końcu jednak coś napisać na ten temat trzeba, więc dam radę – nawet jeśli po prostu byle jak.
Georgia Pines… Dom opieki pełen staruszków rozsiadających się w Centrum Rekreacji znanym jako pokój telewizyjny. Paul Edgecomb rozpoczyna pisanie relacji z wydarzeń, które miały miejsce w 1932 roku, gdy wciąż pracował w bloku E więzienia stanowego w Cold Mountain. Wycieczka pamięcią do dawnych czasów nie należy do przyjemnych – działo się wszak wówczas tak wiele! Cyrkowa mysz Eduarda Delacroix, szalony Billy Kid, nieznośny Percy Wetmore, a także… John Coffey, niezwykły olbrzym, którego skazano na śmierć za morderstwo i gwałt dwóch małych dziewczynek.
Bardzo trafia do mnie przedstawiona opowieść. Może jest schematyczna, przewidywalna, prosta. Określić można ją niemalże baśnią dla dorosłych – dobrzy posiadają niemal same cnoty, a ci źli są źli do szpiku kości. Jestem jednak zdania, że nie każda historia musi posiadać nieoczywistych, skomplikowanych bohaterów. Potrzebna bywa literatura przejrzysta, która porusza najczulsze struny w duszy czytelnika. Sztuka powinna działać na emocje – ta robi to rewelacyjnie, oddziałując szczególnie na osoby o wysokim poziomie empatii. Poszczególne wątki wzbudzają refleksję, nawet jeśli w sposób odrobinę prymitywny: te na temat śmierci i przemijania potrafią rezonować z człowiekiem niczym średniowieczne maksymy, inne powodują głębokie poczucie niesprawiedliwości w otaczającym świecie. Choć nie ma tu nic szczególnie odkrywczego, to znacząca hiperbolizacja niektórych zdarzeń sprawia, że warto zaopatrzyć się w paczkę chusteczek podczas lektury.
Historia ta początkowo była publikowana w odcinkach, co zdecydowanie widać w konstrukcji tekstu. Każda z kolejnych części bezpośrednio nawiązuje do poprzedniej. Miejscami można się poczuć tak, jakby się czytało pewien fragment po raz drugi. W gruncie rzeczy faktycznie tak jest – przypominajki są tu niezwykle topornie wplecione w opowieść, stanowiąc realnie cytaty przyjmujące formę nawet kilku akapitów. To jednak kwestia czysto techniczna. Sam tekst czyta się przyjemnie, wątki rozwijają się logicznie, najważniejsi bohaterowie zdecydowanie zapadają w pamięć (zazwyczaj nie jestem w stanie wymienić z imienia i nazwiska choćby kilku bohaterów przeczytanej książki – w przypadku tej jest zdecydowanie inaczej). Dialogi prezentują się naturalnie, a pierwszoosobowa narracja zdecydowanie służy całej historii, mogąc pogłębić wydźwięk emocjonalny poszczególnych zdarzeń: coś, czego ekranizacja zdecydowanie nie była w stanie udźwignąć.
„Zielona mila” prawdopodobnie zawsze będzie znajdować się gdzieś w kręgu moich ulubionych opowieści. Sądzę, że nie jestem osamotniona w tej opinii. Z mojej strony zyskuje 10/10, z pewnością jeszcze wiele razy do niej wrócę.
Zdecydowanie odwlekałam w czasie recenzowanie tej książki. Żadne słowa nie wydawały się początkowo odpowiednie, by mówić o tej pozycji. „Zielona mila” to moim zdaniem najlepsza pozycja w dorobku Stephena Kinga, choć znacząco odbiega od typowych horrorów, jakie tworzy. W końcu jednak coś napisać na ten temat trzeba, więc dam radę – nawet jeśli po prostu byle jak.
Georgia...
Czy kojarzycie takiego pisarza, jak Richard Chizmar? Nazwisko to nie mówiłoby mi zupełnie nic, gdyby nie stworzył on „Pudełka z guzikami Gwendy” we współpracy ze Stephenem Kingiem. Co ciekawe, nie zabrakło tutaj również ilustracji spod ręki Bena Baldwina i Keitha Minniona – a obecnie jednak dość rzadko można się spotkać z tego typu dodatkami do opowieści. Postarało się również samo wydawnictwo Albatros, które zdecydowało się na prostą i śliczną twardą oprawę, zaopatrzoną w barwną obwolutę.
Walcząca z wagą kilkunastoletnia Gwendy wbiega z nieskrywanym trudem po trzystustopniowych Schodach Samobójców. Po dotarciu na szczyt zagaduje ją niezwykły mężczyzna w czarnym meloniku. Dziewczynka otrzymuje od niego tajemnicze pudełko zaopatrzone w dwie małe dźwigienki oraz osiem różnokolorowych guzików. Nie jest to jednak zwyczajny przedmiot, a całkowicie magiczny. Oferuje liczne prezenty… wymaga jednak niezwykłej odpowiedzialności, gdyż w niewłaściwych rękach może stać się narzędziem zagłady i całkowitej anihilacji ludzkości.
Historia jest prosta jak budowa cepa. Bohaterów jest niewiele, ich losy dość pobieżnie opisane. Z jednej strony dzięki temu uniknięto nadmiernego rozwlekania opowieści, jednak powoduje to pewien niedosyt i płytkość fabularną. Niewątpliwie da się sympatyzować z główną bohaterką, choć niewiele tak naprawdę o niej wiadomo. Zauważę jednak, że grozy wcale nie ma tutaj tak wiele (choć ta obecna wypada dość przyzwoicie), a w dodatku podczas lektury czułam się odrobinę tak, jakbym czytała powieść dla młodzieży. Myślę, że ten sposób prowadzenia całej książki przypadnie do gustu przede wszystkim młodszym czytelnikom – tych odrobinę starszych lub bardziej wymagających może rozczarować. Zakończenie choć dopełnia całą opowieść, tak nie gwarantuje satysfakcji z ukończenia tej jakże krótkiej przygody, gdyż pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi: niejako wymuszając przez to sięgnięcie do kolejnych tomów.
Forma, jaką prezentuje ta „powieść” przypomina bardziej rozbudowane opowiadanie. Na niecałych stu siedemdziesięciu stronach pojawia się wiele udanych ilustracji, jednak liczne stronice są też puste, czy zapełnione raptem do połowy. Objętość sztucznie powiększona została również przez bogate ozdobniki każdej strony (co za tym idzie – duże marginesy), a także czcionkę odrobinę większą od standardowej. W związku z powyższym „Pudełko z guzikami Gwendy” można tak naprawdę przeczytać w jeden wieczór. Całość ma bardzo prosty styl, a jego lekkość wyłącznie przyspiesza zapoznawanie się z kolejnymi etapami historii. Jednak nie ma tutaj nic, co szczególnie by zachwycało literacko.
Mam dość mieszane uczucia po lekturze tej niemożliwie wręcz krótkiej książki. Z jednej strony z chęcią sięgnęłabym po kolejne części, a z drugiej… z pewnością nie chciałabym ich nigdy kupić po cenie okładkowej. Tę odsłonę udało mi się zyskać na promocji, co cieszy mnie przede wszystkim dlatego, że więcej naprawdę nie jest warta. Pomijając jednak moje uprzedzenia dotyczące przemyśleń o skoku na kasę… historia zasługuje na jakieś 6/10 w kategorii opowiadań. Osobom poszukującym grozy bym jej nie poleciła, ale młodzieży starającej się dopiero zapoznać z gatunkiem mogłabym ją zarekomendować z czystym sumieniem.
Czy kojarzycie takiego pisarza, jak Richard Chizmar? Nazwisko to nie mówiłoby mi zupełnie nic, gdyby nie stworzył on „Pudełka z guzikami Gwendy” we współpracy ze Stephenem Kingiem. Co ciekawe, nie zabrakło tutaj również ilustracji spod ręki Bena Baldwina i Keitha Minniona – a obecnie jednak dość rzadko można się spotkać z tego typu dodatkami do opowieści. Postarało się...
więcej Pokaż mimo to