-
ArtykułyHumor jest niezbędny do życia. Rozmawiamy z twórczyniami bestsellerowej serii „Basia”Ewa Cieślik1
-
Artykuły„Igrzyska śmierci” powracają. Znamy polską datę wydania nowej książki Suzanne CollinsKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyPremiera „Tylko my dwoje”. Weź udział w konkursie i wygraj bilety do kina!LubimyCzytać7
-
ArtykułyKolejna powieść Remigiusza Mroza trafi na ekrany. Pora na „Langera”Konrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2024-01-07
Przyznam, że nie czytałam opinii, wzięłam z biblioteki, bo swego czasu zaczytywałam się w książkach Nienackiego. A szkoda. Rzadko się zdarza mieć w ręku coś tak topornie napisanego. Przeleciałam głównie dla zdjęć.
Molenda chwali się w notce biograficznej, że napisał pięćdziesiąt książek (z tego w ciągu ostatnich trzech lat czternaście - muszą być rewelacyjne...). To dużo więcej niż Zbigniew Nienacki. Tyle, że o Molendzie pies z kulawą nogą nie słyszał, a autora Pana Samochodzika znają wszyscy (no, wszyscy po 40.).
Napisane jest toto, czego nie ukrywa autor, pospiesznie i na kolanie, byle zdążyć, bo Netflix filmuje Pana Samochodzika i fajnie byłoby się wstrzelić.Trudno to zresztą nazwać "pisaniem", ot kompilacja copy paste tego, co o Nienackim napisali inni plus sporo żółci i kompleksów. Żadnych rewelacji i nieznanych faktów.
No ale zawsze jest szansa, że na fali serialu może czytelnicy się rzucą, może będzie burza jak po biografii Kapuścińskiego. A tu guzik, panie Molenda. Cisza i zażenowanie jakby ktoś głośno puścił bąka.
Przyznam, że nie czytałam opinii, wzięłam z biblioteki, bo swego czasu zaczytywałam się w książkach Nienackiego. A szkoda. Rzadko się zdarza mieć w ręku coś tak topornie napisanego. Przeleciałam głównie dla zdjęć.
Molenda chwali się w notce biograficznej, że napisał pięćdziesiąt książek (z tego w ciągu ostatnich trzech lat czternaście - muszą być rewelacyjne...). To dużo...
Pewnego dnia Wpływowi Panowie z Warszawki założyli się przy wódeczce, czy uda im się dla żartu wypromować randomowego nołnejma na gwiazdę literatury. Wydali wypociny pryszczatej nastolatki, poprosili zaprzyjaźnionych krytyków o entuzjastyczne recenzje (pamiętam żenujące wyczyny Leszczyńskiego na tym polu). Maszyna ruszyła, zakład wygrany. Lemingi łyknęły, a nieliczne głosy rozsądku zostały zakrzyczane.
Tak mniej więcej sobie wyobrażam okoliczności debiutu Masłowskiej, bo inaczej nie sposób to zrozumieć.
Doszukiwanie się w tym nieporadnie napisanym bełkocie jakiejś mitycznej głębi to dowód, że Panom z Warszawki zabawa się udała.
I doprawdy, nie w wulgaryzmach problem.
1/10 to i tak za dużo...
Pewnego dnia Wpływowi Panowie z Warszawki założyli się przy wódeczce, czy uda im się dla żartu wypromować randomowego nołnejma na gwiazdę literatury. Wydali wypociny pryszczatej nastolatki, poprosili zaprzyjaźnionych krytyków o entuzjastyczne recenzje (pamiętam żenujące wyczyny Leszczyńskiego na tym polu). Maszyna ruszyła, zakład wygrany. Lemingi łyknęły, a nieliczne głosy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Mimo że "Ziarno prawdy" (tom poprzedni) było bardzo kiepską książką, postanowiłam wysłuchać w formie audiobooka ostatnią część perypetii prokuratora Szackiego, skoro już bohatersko przebrnęłam przez dwie pierwsze (niestety nie pamiętam, o czym było "Uwikłanie" i czemu łaskawie oceniłam je aż na 5 gwiazdek).
A cóż mamy w trzecim tomie? Minęło 5 lat i Szacki nie narzeka już na Sandomierz, tylko na Olsztyn. Szefowa jest zbyt miła, warmińska mżawka "marznąca", a biedny prokurator ciągle stoi w korkach. Mieszka z córką i jakąś Rosjanką (?) "Żenią", chociaż w drugim tomie prokurator Basia miała dla niego porzucać męża? Nevermind, widocznie się autorowi zapomniało xd. Nie oczekujmy od Miłoszewskiego konsekwencji.
W drugim tomie ("Ziarnie prawdy") akcja była mimo wszystko żwawsza. W "Gniewie" autor mnie tak umęczył nudnymi opisami brzydkich (zdaniem Szackiego) olsztyńskich ulic, fatalnej pogody, a nawet garnituru prokuratora, że po godzinie tego pierdololo nie doczekawszy morderstwa odpuściłam sobie.
Mimo że "Ziarno prawdy" (tom poprzedni) było bardzo kiepską książką, postanowiłam wysłuchać w formie audiobooka ostatnią część perypetii prokuratora Szackiego, skoro już bohatersko przebrnęłam przez dwie pierwsze (niestety nie pamiętam, o czym było "Uwikłanie" i czemu łaskawie oceniłam je aż na 5 gwiazdek).
A cóż mamy w trzecim tomie? Minęło 5 lat i Szacki nie narzeka już...
Szkoda czasu. Bardzo nieciekawie napisane wspomnienia z PRL kompletnie nieznanych mi osób. Być może byłyby interesujące dla ich dzieci, ale po co to wydawać drukiem? Niby jestem rówieśniczką i mam podobne przeżycia, ale co mnie obchodzą życiorysy obcej kobiety i obcego faceta? Kompletnie innej książki się spodziewałam
- raczej kompendium uniwersalnych ciekawostek o latach 70, dla nas do powspominania, dla młodzieży do poznania.
Nie byłam w stanie przez to przebrnąć.
Szkoda czasu. Bardzo nieciekawie napisane wspomnienia z PRL kompletnie nieznanych mi osób. Być może byłyby interesujące dla ich dzieci, ale po co to wydawać drukiem? Niby jestem rówieśniczką i mam podobne przeżycia, ale co mnie obchodzą życiorysy obcej kobiety i obcego faceta? Kompletnie innej książki się spodziewałam
- raczej kompendium uniwersalnych ciekawostek o latach...
2023-04-07
Nie oceniam, bo nie zmogłam - jednak historia rodzinna niesympatycznych braci Kurskich kompletnie mnie nie zainteresowała. Szczerze mówiąc, to dziwią mnie te wszystkie entuzjastyczne recenzje, bo ja doszlam do wniosku, ze szkoda mi czasu na grzebanie w przeszłości randomowej rodziny.
Nie oceniam, bo nie zmogłam - jednak historia rodzinna niesympatycznych braci Kurskich kompletnie mnie nie zainteresowała. Szczerze mówiąc, to dziwią mnie te wszystkie entuzjastyczne recenzje, bo ja doszlam do wniosku, ze szkoda mi czasu na grzebanie w przeszłości randomowej rodziny.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czytałam kilkanaście lat temu bloga Ajki i pamiętam, że go lubiłam - książkę niestety napisała słabiutką.
Nieciekawe pitu pitu o autorce, absolutnie nie jest to poradnik. Irytujące wtręty o wierze i jakimś zaprzyjaźnionym księdzu Krzysztofie - po co, nie mam pojęcia, bo nie na temat. Zdecydowanie można sobie darować.
Czytałam kilkanaście lat temu bloga Ajki i pamiętam, że go lubiłam - książkę niestety napisała słabiutką.
Nieciekawe pitu pitu o autorce, absolutnie nie jest to poradnik. Irytujące wtręty o wierze i jakimś zaprzyjaźnionym księdzu Krzysztofie - po co, nie mam pojęcia, bo nie na temat. Zdecydowanie można sobie darować.
Nie przebrnęłam, choć wypożyczyłam, by czytać symultanicznie z Dziennikami Jarosława.
Rozedrgana, nadwrażliwa, interesująca kobieta, której nie dane było rozwinąć skrzydeł. Ale jej zapiski ciężko się czyta - choć czasem błyśnie perełka, szczególnie, kiedy Anna pisze o starzeniu się i przemijaniu.
Nie przebrnęłam, choć wypożyczyłam, by czytać symultanicznie z Dziennikami Jarosława.
Rozedrgana, nadwrażliwa, interesująca kobieta, której nie dane było rozwinąć skrzydeł. Ale jej zapiski ciężko się czyta - choć czasem błyśnie perełka, szczególnie, kiedy Anna pisze o starzeniu się i przemijaniu.
Po dwudziestu stronach ta niesłychanie dowciapna książka staje się niestrawna.
Po dwudziestu stronach ta niesłychanie dowciapna książka staje się niestrawna.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-05
Książki nie oceniam, przeczytałam tylko fragment. To nie jest lektura dla mnie. Chyba za dużo miałam doświadczeń związanych ze starością/odchodzeniem, aby ta powieść była dla mnie rozrywką. Czyta się dobrze, choć forma i język są specyficzne. Taka geriatryczna Bridget Jones ;)
Książki nie oceniam, przeczytałam tylko fragment. To nie jest lektura dla mnie. Chyba za dużo miałam doświadczeń związanych ze starością/odchodzeniem, aby ta powieść była dla mnie rozrywką. Czyta się dobrze, choć forma i język są specyficzne. Taka geriatryczna Bridget Jones ;)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Bleh. Taki sobie leeekki kryminałek, a raczej obyczajówka z niemieckiej prowincji z końmi (na których tle autorka ma hopla) w tle. Nie zmoglam, takie to naiwniutkie i toporne.
Dałam aż dwie gwiazdki, bo (w wersji niemieckiej) jest toto nieźle napisane I szybko się czyta.
Bleh. Taki sobie leeekki kryminałek, a raczej obyczajówka z niemieckiej prowincji z końmi (na których tle autorka ma hopla) w tle. Nie zmoglam, takie to naiwniutkie i toporne.
Dałam aż dwie gwiazdki, bo (w wersji niemieckiej) jest toto nieźle napisane I szybko się czyta.
Niby jestem targetem, bo obstawiam, że rzecz jest dedykowana kobietom tak pi razy oko z roczników 1965 do 1975. Panie autorki chyba jeszcze nie maja pięćdziesiątki, więc sobie heheszkują; niestety, po 55, a tym bardziej po 60 roku życia robi się mniej zabawnie, bo rodzice albo umierają albo wymagaja opieki, a dzieci odchodzą z domu. Zdrowie coraz gorsze, związki - szkoda gadać i buńczuczne hasła na niewiele się zdają.
To są dobre pisarki, więc czyta się bez bólu, ale to taka trochę chałturka dla kasy - wielki font, dużo pustych miejsc, pompowana treść (zabawna bardziej dla autorek niż dla czytelniczek). Po kilkunastu stronach banalnych żarcikusów robi się męcząco/nudno i człowiek się zastanawia, czemu traci czas (acz jak czytam w opiniach, niektóre czytelniczki turlały się ze śmiechu, więc rzecz gustu). Szata graficzna fajna.
Niby jestem targetem, bo obstawiam, że rzecz jest dedykowana kobietom tak pi razy oko z roczników 1965 do 1975. Panie autorki chyba jeszcze nie maja pięćdziesiątki, więc sobie heheszkują; niestety, po 55, a tym bardziej po 60 roku życia robi się mniej zabawnie, bo rodzice albo umierają albo wymagaja opieki, a dzieci odchodzą z domu. Zdrowie coraz gorsze, związki - szkoda...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSłabiutko. Częsta przypadłość początkujących wannabe pisarzy: kilometrowe zdania, przez które ciężko przebrnąć, przeładowane przymiotnikami i skrzące się dowcipami bawiącymi niestety tylko autorkę. Aby udźwignąć taką barokową formę, trzeba mieć coś do powiedzenia.
Słabiutko. Częsta przypadłość początkujących wannabe pisarzy: kilometrowe zdania, przez które ciężko przebrnąć, przeładowane przymiotnikami i skrzące się dowcipami bawiącymi niestety tylko autorkę. Aby udźwignąć taką barokową formę, trzeba mieć coś do powiedzenia.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toDałam kobiecie szansę, to bodaj czwarta jej książka - najgorsza. Nie ma co prawda sali sądowej, nie ma księcia na białym koniu (widocznie pisał inny program komputerowy), ale za to jest tak strasznie nudna, że nie dobrnęłam do końca. Trudno to nazwac literaturą nawet...
Dałam kobiecie szansę, to bodaj czwarta jej książka - najgorsza. Nie ma co prawda sali sądowej, nie ma księcia na białym koniu (widocznie pisał inny program komputerowy), ale za to jest tak strasznie nudna, że nie dobrnęłam do końca. Trudno to nazwac literaturą nawet...
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2011-03-08
Pierwsza ksiażka Kinga, której nie byłam w stanie zmóc. Koszmarna.
Pierwsza ksiażka Kinga, której nie byłam w stanie zmóc. Koszmarna.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Program komputerowy, który pisze ksiązki pod nazwiskiem Jodi Picoult, a który lubuje się w tzw. kontrowersyjnych tematach, tym razem wziął na warsztat eutanazję, a żeby nie było nudno, doprawił całośc dość niestrawną historyjką miłosną.
Żonaty policjant zakochuje się, ale ukochana bohatersko odchodzi w siną dal, bo wie, że wyciągając go z zapyziałego miasteczka (w którym jest głeboko nieszczęsliwy i aż się trzęsie, aby stamtąd wyjechać)unieszczęsliwiłaby go:D Policjant nolens volens wraca z podkulonym ogonem do niekochanej żony i żyją długo, ale nieszczęśliwie. Niekochanej żonie na moment wyrastają jaja - na wyprzedaży garażowej sprzedaje wszystkie rzeczy wiarołomnego męża, na czele z zapleśniałymi pamiątkami po jego szkockich przodkach, niestety wkrótce "wybacza" mu z niezrozumiałych powodów.
Wątek z procesem o eutanazję (chora żona zaduszona poduszką w imię wielkiej miłości)jest jeszcze mniej strawny, toteż niestety, ale tej wybitnej powieści nie byłam w stanie przeczytać do końca, jedną trzecią przerzuciłam, aby sie zorientować jak się toto skończy. Oczywiscie skończyło się, jak zawsze u Picoult, pospiesznym zamknieciem watków pseudohappy-endem...
Program komputerowy, który pisze ksiązki pod nazwiskiem Jodi Picoult, a który lubuje się w tzw. kontrowersyjnych tematach, tym razem wziął na warsztat eutanazję, a żeby nie było nudno, doprawił całośc dość niestrawną historyjką miłosną.
Żonaty policjant zakochuje się, ale ukochana bohatersko odchodzi w siną dal, bo wie, że wyciągając go z zapyziałego miasteczka (w którym...
Choć kilka razy korzystałam z usług biura podróży na początku lat 90., szczerze nie znoszę spędzania urlopu na wczasach all inclusive. Szczerze mówiąc już trochę zapomniałam, jakie to okropne, bo od dawna podróżuję na własną rękę.
Autorka opisuje masową turystykę ze skandynawskiego (szwedzkiego) punktu widzenia, który jest o wiele gorszy niż polski. Nasi Janusze i Grażynki nie mają (jeszcze?) na Kanarach czy Majorce gett z restauracjami serwującymi schaboszczaka i flaczki, polskimi kawiarniami i sklepami, choć pewnie o tym marzą. Najciekawsza była dla mnie część opisująca Gran Canarię, bo mieszkałam tam przez pewien czas i z przerażeniem obserwowałam miejscowości na południu wyspy dosłownie skolonizowane przez Szwedów czy Niemców. Brr.
Książka jest o tym, co w tytule - PRZEMYŚLE turystycznym. Machinie, której trybikami są m.in. tubylcy - któż leżąc na plaży i sącząc drinki zastanawia się, ile zarabiają, czy pracują dobrowolnie i czy sprawia im przyjemność tańczenie przed turystami na "wieczorkach folklorystycznych".
Niestety, autorce zabrakło talentu, po pewnym czasie lektura stała się tak nużąca, że książki nie dokończyłam... Wiele informacji się zdezaktualizowało (a w dobrym reportażu tak być nie powinno). Na dodatek trąci hipokryzją namawianie czytelników do siedzenia na d... w domu przez osobę, która sama zjeździła świat.
Choć kilka razy korzystałam z usług biura podróży na początku lat 90., szczerze nie znoszę spędzania urlopu na wczasach all inclusive. Szczerze mówiąc już trochę zapomniałam, jakie to okropne, bo od dawna podróżuję na własną rękę.
Autorka opisuje masową turystykę ze skandynawskiego (szwedzkiego) punktu widzenia, który jest o wiele gorszy niż polski. Nasi Janusze i...
Nie zmogłam...
Zapamiętać: Nie lubię Springera.
Nie zmogłam...
Zapamiętać: Nie lubię Springera.
"Każdy sięgnąłby po taką miłość. A Ty?", pyta blurb.
A ja zdecydowanie nie. Abstrahując od tego, że obleśne toksyczne romanse nie są miłością, umarłabym ze śmiechu po minucie zalotów zgrzybiałego "Jula".
Ni to romans erotyczny (pretensjonalna prowincjuszka kontra podejrzanie jurny dziadzio) ni reklama Inglota. Meh.
Nie jestem targetem, nie czytuję romansideł. Sięgnęłam z ciekawości (bo trafilam na całkiem fajnego[ już nieaktywnego] bloga autorki) i było to straszne doświadczenie. Przeraża mnie, co jest obecnie wydawane w Polsce, 90 procent to żałosny chłam. Wstydziłam się czytając i za "pisarkę", i za redaktora, i za wydawnictwo. I za blogowe koleżanki autorki, które pisały entuzjastyczne recenzje temu grafomańskiemu badziewiu nawet nie udając, że nie robią tego "po znajomości"....
"Każdy sięgnąłby po taką miłość. A Ty?", pyta blurb.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toA ja zdecydowanie nie. Abstrahując od tego, że obleśne toksyczne romanse nie są miłością, umarłabym ze śmiechu po minucie zalotów zgrzybiałego "Jula".
Ni to romans erotyczny (pretensjonalna prowincjuszka kontra podejrzanie jurny dziadzio) ni reklama Inglota. Meh.
Nie jestem targetem, nie czytuję romansideł. Sięgnęłam...