-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Jestem już po lekturze 24 albumu Kaczogrodu, który zawiera komiksy stworzone przez Barksa w latach 1962-1963. Tym razem trafiłem tylko kilka historyjek, które pamiętałem z czasów dzieciństwa i okresu nastoletniego, kiedy to regularnie kupowałem najpierw "Mickey Mouse", a potem "Kaczora Donalda". W tym albumie znajdzie się sporo opowieści z Diodakiem oraz Magika De Czar, jednak tytułowa opowieść orbituje wokoło walki o status, który w środowisku snobów i bogaczy jest bardzo ważny.
"Walka o statut" była mi dobrze znana, bowiem zapadła mi w pamięci dzięki Pasiastemu Rubinowi - klejnotowi, który Sknerus zdobył podczas jednej swych wypraw, a później sprzedał królowi pewnego wyspiarskiego państewka. Wątek tego kamienia przewijał się w wielu komiksach, nie tylko stworzonych przez Barksa. Osobiście uwielbiam jak do sprawy podszedł Don Rosa, wyjaśniając pięknie dlaczego Sknerus zdecydował się sprzedać taki kamień zwykłemu wodzowi jednego z wyspiarskich plemion. Jednak ta opowieść została napisana wiele lat później, zaś w prezentowanej w tym albumie Pasiasty Rubin ma inną role do odegrania. Jest on bowiem zaginionym skarbem, który każdy szanujący się miliarder uważa za przedmiot dający jego posiadaczowi największy statut. Barks w tej opowieści, oraz kilku innych, cudownie wypunktował zachowania snobów czy osób, które dorobiły się majątku na zasadzie dziedziczenia. Jakby nie patrzeć temat nadal bardzo aktualny.
Oprócz tego mamy kilka opowieści z Magiką De Czar, która jak zwykle poluje na dziesięciocentówkę. Są one ogólnie spoko, choć mam wrażenie, że dość wtórne względem siebie, poza jedną, gdzie Magika udaje Kirke. Zresztą odnajduje też sekretne laboratorium bogini oraz jej różdżkę pozwalającą przemieniać innych w zwierzęta. Dość Zabawnie to wygląda w tym konkretnym przypadku.
Diodak jak to Diodak - ma dobre intencje, ale często ich realizacja niesie z sobą spore konsekwencje. Nie tylko dla niego. Jednak nie jest aż takim pechowcem jak Donald, zatem czasem nawet mu się coś uda. Do tego fajnie wypadła opowieść, gdzie przyszło mu pracować jako listonosz. Krótką miał karierę za to jaką pomysłową 🙂
Jeśli idzie o Kaczora Donalda to tutaj nieraz wpada w tarapaty przez Sknerusa, ale też ma kilka opowieści, z których wychodzi obronną płetwą. Oczywiście głównie dzięki pomocy swych siostrzeńców, niemniej liczy się efekt. Jest jedna historyjka z Gogusiem, nawet uda z ciekawym finałem. Cóż, szczęście to nie wszystko. Do tego kilka dłuższych opowieści na przykład, gdy Donald był kapitanem malutkiego parowca (naprawdę fajnie to wyszło) albo starał się ucywilizować pewne amazońskie plemię.
Ogólnie nostalgia pełną gębą, ale też spora garść opowieści była dla mnie nowa. Standardowo leci mocne 8/10, bo po prostu dobrze mi się spędzało czas w opowieściach z Kaczogrodu i zapewne powrócę do nich ponownie. Tymczasem wypatruję lipca, gdy zadebiutuje kolejny album tej serii, powoli przybliżając nas do jej końca.
Jestem już po lekturze 24 albumu Kaczogrodu, który zawiera komiksy stworzone przez Barksa w latach 1962-1963. Tym razem trafiłem tylko kilka historyjek, które pamiętałem z czasów dzieciństwa i okresu nastoletniego, kiedy to regularnie kupowałem najpierw "Mickey Mouse", a potem "Kaczora Donalda". W tym albumie znajdzie się sporo opowieści z Diodakiem oraz Magika De Czar,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Tak jak pierwszy tom bardzo mnie zaciekawił, mimo użycia ogranych motywów, tak drugi wkręcił nieziemsko, aby ostatecznie w finalne wysadzić mnie z butów. I pomyśleć, że to tak naprawdę dopiero początek pięciotomowej serii, która jest jednocześnie fascynującą oraz przerażająca w swej treści.
Już pierwsze kadry są mocne ukazując brutalność klasy robotniczej oraz zwykłych policjantów pracujących na pozaziemskich koloniach budujących ogromne miasta. Wielkie huty wymagają rzeszy ludzkich rąk do pracy, a warunki są wręcz mordercze. Robotnicy żyją w zasadzie w ogromnych obozach pracy, podobnie jak mundurowi, którzy niby lepszej fuchy, wcale nie są traktowani porządniej przez swych pracodawców. Tutaj poznajemy nową postać pewnego śledczego i jego żony, który pragnie rozwiązać sprawę zabójstwa swego podopiecznego zabitego w Monplasir - mieście przyjemności, hazardu i... cierpienia.
Tak, cierpienia. Bowiem wreszcie widzimy co się dzieje z tymi, którzy stracili zbyt wiele pieniędzy na rozrywce i nie mogą opuścić tego swoistego państwa-miasta, stającego się morderczą pułapką. Miejsca, gdzie niemal wszędzie są kamery, zaś holoekrany wyświetlają cały czas kolorowe obrazy zachęcając do zakładów. Szczególnie, gdy stawka jest życie. Tutaj na wszystkim można zarobić, a szczególnie na śmierci policjantów służących w Monplasir, których życie jest mniej warte od życia mordercy dostarczającego tłuszczy odpowiedniej rozrywki.
To co przeraża mnie w tej opowieści, to jak niewiele nam brakuje, aby osiągnąć podobny poziom względem tego, co widzimy na kartach tego komiksu. Ekran towarzyszy nam w zasadzie codziennie, ale nie to jest najgorsze. Przeraża jakie treści są w nim emitowane masowo. Bo przecież to nie ekran jest zły, tylko ludzie wykorzystujący owo narzędzie do ogłupiania mas w imię bezmyślnej, brutalnej rozrywki. Zabawy, która niesie przerażające konsekwencje, ale o tym się już nie mówi. Do tego stopnia niszczy to umysły widzów, że gapiąc się w ruchomy obraz nie dostrzegają tego co się wokoło nich dzieje.
"Urban" to seria naprawdę mocna. Niby zaczęła się lekko, niby pierwszy tom nie obiecywał czegoś nowego, jednak zdaje się to być wręcz celowym działaniem. Bowiem drugi album bierze czytelnika z zaskoczenia, a jego finał wręcz rozsadza umysł i chce się wiedzieć co będzie dalej. Gdyż teraz niczego nie można być już pewnym, a to tylko potęguje apetyt na więcej i staje się jak nałóg podczas hazardowej gry.
MOJA OCENA - 9/10
Tak jak pierwszy tom bardzo mnie zaciekawił, mimo użycia ogranych motywów, tak drugi wkręcił nieziemsko, aby ostatecznie w finalne wysadzić mnie z butów. I pomyśleć, że to tak naprawdę dopiero początek pięciotomowej serii, która jest jednocześnie fascynującą oraz przerażająca w swej treści.
Już pierwsze kadry są mocne ukazując brutalność klasy robotniczej oraz zwykłych...
"Urban" to pięciotomowa seria science fiction wydana u nas przez wydawnictwo Taurus Media. Opowiada o losach Zachary'ego Buzza, wielkiego faceta o wręcz łagodnym usposobieniu, który całe życie pracował na wsi. Przybywa on do miasta Monplasir, będącego monstrualnym centrum rozrywki w galaktyce, gdzie podczas pobytu możesz spełnić wszelkie swe zachcianki oraz fantazje. Przynajmniej tak brzmią hasła reklamowe grzmiące z wszędobylskiego ekranu gdzie mamy postać A.L.I.C.E., sztucznej inteligencji zarządzającej tym miejscem, i jej towarzysza Springy Fool, założyciela miasta.
Ta parka od samego początku była dla mnie wręcz makabryczna w swej grotesce, szczególnie widząc co dziś serwują nam media społecznościowe, celebryci oraz telewizja. Ekran towarzyszy nam dosłownie wszędzie i niewiele brakuje, aby wizja z komiksu, która bądź co bądź nie jest jakaś nowatorska, się spełniła. Zresztą nie trzeba daleko szukać i wystarczy spojrzeć jakie persony były promowane choćby w "Tańcu z gwiazdami" nie wspominając już o takich abominacjach jak "Hotel Paradise". W pierwszym tomie serii "Urban" jest to mocniej uwypuklone. Ludzie przebierają się za postacie znane w popkulturze, wszystko jest zrobotyzowane, holograficzny ekran unosi się nad ich głowami i wręcz tracą poczucie rzeczywistości. A do tego na każdym kroku można obstawiać zakłady, w tym czyjąś śmierć.
W to wchodzi nasz główny bohater Zachary, będący kadetem w tutejszej policji. Jednak lokalni stróże prawa nie zajmują się "drobiazgami". O nie, nic z tych rzeczy. W tym wyręcza ich A.L.I.C.E. i jej drony. Policja ma łapać w spektakularny sposób prawdziwych łotrów, morderców, a wszystko to jest transmitowane na żywo z odpowiednią pompą. Wszystko ku uciesze publiczności.
Zachary w swej naturze nie umie tego pojąć. Zderza się boleśnie z rzeczywistością, gdzie człowiek nie ma wartości. Jest wręcz słupem reklamowym z wytatuowanymi logotypami znanych marek, przedmiotem do zaspokajania fantazji. Patrząc na współczesny świat, a szczególnie duże, rozwinięte miasta, wcale nie jesteśmy daleko od tego progu krytycznego. Czasem mam wrażenie, że już go przekroczyliśmy, a przecież komiks oryginalnie wyszedł w 2013 roku, kiedy jeszcze nie byliśmy aż tak mocno uzależnieni od cyfrowego świata. Choć już wtedy ekran towarzyszył nam coraz częściej.
Pierwszy tom serii "Urban" to solidny wstęp do naprawdę ciekawie zapowiadającej się opowieści. Niby nic nowego, jednak główny bohater przykuł moją uwagę, rysunek jest świetny, a ilość detali oraz zabawa w wyszukiwanie smaczków w poszczególnych kadrach też swoje robi. Ode mnie idzie zatem mocne 7/10 i sięgam od razu po tom drugi.
"Urban" to pięciotomowa seria science fiction wydana u nas przez wydawnictwo Taurus Media. Opowiada o losach Zachary'ego Buzza, wielkiego faceta o wręcz łagodnym usposobieniu, który całe życie pracował na wsi. Przybywa on do miasta Monplasir, będącego monstrualnym centrum rozrywki w galaktyce, gdzie podczas pobytu możesz spełnić wszelkie swe zachcianki oraz fantazje....
więcej mniej Pokaż mimo toJak na tą serię jest okej, choć trochę cienki objętościowo album.
Jak na tą serię jest okej, choć trochę cienki objętościowo album.
Pokaż mimo toSolidne, śmieszne i nie głupie do tego umiejętnie wyśmiewa pewne współczesne aspekty społeczne.
Solidne, śmieszne i nie głupie do tego umiejętnie wyśmiewa pewne współczesne aspekty społeczne.
Pokaż mimo toNaprawdę zarąbista opowieść. Dla mnie ta seria zaczęła się niebotycznie lepiej niż seria o elfach :)
Naprawdę zarąbista opowieść. Dla mnie ta seria zaczęła się niebotycznie lepiej niż seria o elfach :)
Pokaż mimo toSolidny, dobry komiks, choć bez fajerwerków. Fajny punkt wyjścia do jakiejś sesji RPG w tym uniwersum.
Solidny, dobry komiks, choć bez fajerwerków. Fajny punkt wyjścia do jakiejś sesji RPG w tym uniwersum.
Pokaż mimo toMoje trzy grosze na temat najnowszego tomu serii Thorgal, czyli omówienie albumu numer 41 z serii głównej. No więc... nie jest źle. Bym powiedział, że nawet dobrze. Owszem to dość stary wielokrotnie odgrzewany kotlet, ale mi smakował i skonsumowałem go z przyjemnością. Szału nie ma, jednak i tak jest lepiej niż było i poprawił mi smak po bardzo przeciętnym "Grymie".
Moje trzy grosze na temat najnowszego tomu serii Thorgal, czyli omówienie albumu numer 41 z serii głównej. No więc... nie jest źle. Bym powiedział, że nawet dobrze. Owszem to dość stary wielokrotnie odgrzewany kotlet, ale mi smakował i skonsumowałem go z przyjemnością. Szału nie ma, jednak i tak jest lepiej niż było i poprawił mi smak po bardzo przeciętnym "Grymie".
Pokaż mimo to
#komiks #recenzja #PacoRoca
"Zmarszczki". Komiks trudny, komiks ważny, komiks potrzebny. Historia człowieka, który zmaga się z chorobą Alzheimera, pokazując czytelnikowi jak znikają wspomnienia. Jak znika chory, zamieniając się powoli w pustą skorupę. Coś dla ludzi o mocnych nerwach, bowiem w tym albumie jest tona emocji, jak zwykle w komiksach tego autora.
#komiks #recenzja #PacoRoca
"Zmarszczki". Komiks trudny, komiks ważny, komiks potrzebny. Historia człowieka, który zmaga się z chorobą Alzheimera, pokazując czytelnikowi jak znikają wspomnienia. Jak znika chory, zamieniając się powoli w pustą skorupę. Coś dla ludzi o mocnych nerwach, bowiem w tym albumie jest tona emocji, jak zwykle w komiksach tego autora.
Jest nieźle, ale niestety komiks wprowadza względem głównej serii kilka niespójności fabularnych i to takich mocnych. Do tego tytułowy Grym nie ma zupełnie nic wspólnego z tym co widzimy na okładce, a sam wątek Krainy Cieni jest w zasadzie zbędny i przewidywalny.
Jest nieźle, ale niestety komiks wprowadza względem głównej serii kilka niespójności fabularnych i to takich mocnych. Do tego tytułowy Grym nie ma zupełnie nic wspólnego z tym co widzimy na okładce, a sam wątek Krainy Cieni jest w zasadzie zbędny i przewidywalny.
Pokaż mimo to
Powiem to wprost na wstępie - nie jestem fanem książek Henryka Sienkiewicza ze względu na ich styl. Doceniam treść, doceniam konstrukcję opowieści, dbałość o szczegóły, ale naprawdę ciężko mi się zawsze czytało jego książki. Autor opisywał nieraz losy fikcyjnych postaci osadzone w konkretnych realiach minionych epok, przy czym należy pamiętać, że żył na przełomie XIX i XX wieku, zatem jego wiedza nie była tak ogromna jak współczesnych historyków, a zapewne za ileś lat i nasza wiedza okaże się wybrakowana. Zatem zawsze z przymrużeniem oka spoglądam na pewne mity zawarte w książkach Sienkiewicza.
Komiksowa adaptacja jego powieści "Quo Vadis", wydawanej oryginalnie w odcinkach w latach 1985-1986, dobrze pokazuje jak bardzo fikcja miesza się z mitami oraz prawdą. Oczywiście autor żyjący w czasach zaborów wyraźnie ukazywał odniesienia do swoich czasów, gdzie zaborcy byli ciemiężycielami niczym Neron, zaś Polacy to prześladowani chrześcijanie. Mimo wszystko udało mu się ukazać w powieści jak bardzo wielonarodowościowy był Rzym w czasach Nerona i jego następców. Niestety tego zupełnie nie widać na kartach komiksu, który skupia się głównie na punktach doskonale znanych z ekranizacji, przy czym robi to dość na skróty. Ot, odhacza kolejne pozycje i tyle.
Do tego rysunek też nie powala, a wierne przełożenie dialogów z książki utrudnia odbiór całości. Wiadomo, chodziło o zachowanie stylu Sienkiewicza, co pochwalam, jednak nadal trudno się to czyta. Szczególnie gdy mam w pamięci takie komiksy jak "Murena" czy "Orły Rzymu". Szczególnie ten pierwszy jest tutaj bardzo dobrym przykładem, choć też posiada wiele rozbieżności z historią, co autor komiksu tłumaczy w posłowiu każdego tomu. Tutaj właśnie brakuje mi takiego historycznego opracowania na końcu, gdzie przybliżono by postać Sienkiewicza, okoliczności w jakich napisał "Quo Vadis" oraz co w komiksie pominięto względem książki.
Jednak mimo tych wad, to nadal jest dobra alternatywa dla osób nie czytających lektur szkolnych. Nie oszukujmy się - szkoła nie zachęca do czytania, a ja sam kiepsko wspominam lekcje z języka polskiego, które nieraz były nudne zaś analizy poszczególnych dzieł literackich zaliczało się pod klucz. W takim wypadku ten komiks może się przydać jako solidny skrótowiec, aby zaliczyć sprawdzian.
MOJA OCEAN - 6/10
Powiem to wprost na wstępie - nie jestem fanem książek Henryka Sienkiewicza ze względu na ich styl. Doceniam treść, doceniam konstrukcję opowieści, dbałość o szczegóły, ale naprawdę ciężko mi się zawsze czytało jego książki. Autor opisywał nieraz losy fikcyjnych postaci osadzone w konkretnych realiach minionych epok, przy czym należy pamiętać, że żył na przełomie XIX i XX...
więcej Pokaż mimo to