rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Żyłem w błogim przekonaniu, że wszystko co najlepsze z popularno-naukowych książek w dziedzinie biologii ewolucyjnej już przeczytałem i nie mogę zostać znacząco zaskoczony. Jakież to czasami cudowne uczucie zostać wyprowadzonym z błędu!
Książka Nicka Lane'a to prawdziwa perełka. Już patrząc na humorystyczny, marketingowy tytuł, można było się spodziewać wiele. Ale, że z zapartym tchem będę czytał 400 stron poświęconych jednej tyciej organelli z eukariotycznej komórki, to się nie spodziewałem. Autor snuje opowieść o naszych prokariotycznych przodkach, których unikatowy i nigdy więcej nie powtórzony mariaż sprzed 2 miliardów lat dał początek eukariontom. Lane wysnuwa śmiałą tezę, że to wydarzenie z odległego prekambru było znacznie bardziej przypadkowe i niepowtarzalne, niż samo powstanie życia w formie prokariotycznej i, że być może nigdzie więcej we Wszechświecie się nie powtórzyło. Od tamtego czasu mieścimy w sobie miliardy obcych, którzy nie tylko produkują nam niezbędną do życia energię, ale też wymusili podział na dwie płcie i, w dużym stopniu, zarządzają procesami przynoszącymi kres naszego życia.
"Power Sex Suicide" promuje pogląd, że mitochondria to prawdziwi władcy życia i śmierci, wchodząc w specjalistyczne szczegóły ich funkcji i współpracy z jądrem komórkowym. Opiera się w dużym stopniu na skomplikowanych zagadnieniach biochemii, przez co wiele wiedzy autora się w moim przypadku zmarnowało, trafiając na jałowy grunt mojego chemicznego analfabetyzmu.
Drobny zarzut mam też taki, że książka jest już niestety dosyć wiekowa. Nie śledzę wprawdzie publikacji naukowych, ale jestem dość mocno przekonany, że w ciągu tych prawie 20 lat musiało się pojawić sporo nowych spostrzeżeń i wniosków, zwłaszcza w temacie genetyki mitochondrialnej. Wielka szkoda, że "Power Sex Suicide" nie doczekało się re-edycji, a przy okazji tłumaczenia na polski.

Żyłem w błogim przekonaniu, że wszystko co najlepsze z popularno-naukowych książek w dziedzinie biologii ewolucyjnej już przeczytałem i nie mogę zostać znacząco zaskoczony. Jakież to czasami cudowne uczucie zostać wyprowadzonym z błędu!
Książka Nicka Lane'a to prawdziwa perełka. Już patrząc na humorystyczny, marketingowy tytuł, można było się spodziewać wiele. Ale, że z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kryminały to niekoniecznie mój target książkowy, ale skoro ten się dzieje w moim rodzinnym mieście, to dałem mu szansę. I nie żałuję - intryga oczywiście nieco zbyt naciągana, postacie dosyć wiarygodne, akcja trzyma w napięciu.
Jednak to, co jest największym atutem powieści, to fakt, że jest ona laurką dla mało znanych bohaterów z okresu hitlerowskiej okupacji. Po zapoznaniu się z historią rodziny Biedermannów jestem szczerze oburzony smutnym faktem, że tak zacni ludzie nie mają nawet ulicy swojego imienia w Łodzi!

Kryminały to niekoniecznie mój target książkowy, ale skoro ten się dzieje w moim rodzinnym mieście, to dałem mu szansę. I nie żałuję - intryga oczywiście nieco zbyt naciągana, postacie dosyć wiarygodne, akcja trzyma w napięciu.
Jednak to, co jest największym atutem powieści, to fakt, że jest ona laurką dla mało znanych bohaterów z okresu hitlerowskiej okupacji. Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy to naprawdę napisał Dan Simmons? Ten Dan Simmons, który zachwycił mnie światami S-F wykreowanymi w cyklach Hyperion / Endymion i Ilion / Olimp? Ten, którego nietuzinkowi bohaterowie przeżywali wartkie i wciągające przygody? Który umiał oryginalnie przemycić swoją fascynację klasyczną literaturą tak, aby nie zanudzić?
Niestety książka porzucona po ok. 1/3 lektury. Na tyle mi tylko starczyło cierpliwości na ciągłe retrospekcje, introspekcje, całe wielkie akapity poświęcone nic nie wnoszącym postaciom trzecioplanowym i banalnym, nudnym wydarzeniom. Poza tym to żaden horror, ale książka obyczajowo-biograficzna. Polecić ją można tylko twardym fascynatom epoki wiktoriańskiej, którzy z zapartym tchem i wypiekami na twarzy są w stanie przebrnąć przez "Nad Niemnem"...

Czy to naprawdę napisał Dan Simmons? Ten Dan Simmons, który zachwycił mnie światami S-F wykreowanymi w cyklach Hyperion / Endymion i Ilion / Olimp? Ten, którego nietuzinkowi bohaterowie przeżywali wartkie i wciągające przygody? Który umiał oryginalnie przemycić swoją fascynację klasyczną literaturą tak, aby nie zanudzić?
Niestety książka porzucona po ok. 1/3 lektury. Na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam się za fana i względnego weterana cyberpunku i jako takowy nie sądziłem dotychczas, że jakaś książka z tego nurtu jest mnie w stanie wymęczyć tak, że podejmę decyzję o porzuceniu lektury.

Panu Stephensonowi się udało w jakichś 2/3 lektury. Przy takim stopniu zaawansowania już dawno powinienem wsiąknąć w świat, kibicować bohaterom i nieźle się orientować w wymyślonej sytuacji geopolitycznej i technologiach. Ale nieee.... ja nadal nie ogarniałem zamysłu autora, czemu znamiennie pomagała mnogość bohaterów, ogromne przeskoki czasowe pomiędzy ich kolejnymi epizodami, długie interludia dzielące poszczególne wątki przy bardzo szczątkowych informacjach, co się tu pod nieobecność czytelnika działo.

Daję aż 5, bo kilka pomysłów mi się spodobało, w szczególności sztandarowy elementarz z jego własnymi historiami (w sumie jeszcze bardziej gmatwającymi odbiór fabuły...).

Mam się za fana i względnego weterana cyberpunku i jako takowy nie sądziłem dotychczas, że jakaś książka z tego nurtu jest mnie w stanie wymęczyć tak, że podejmę decyzję o porzuceniu lektury.

Panu Stephensonowi się udało w jakichś 2/3 lektury. Przy takim stopniu zaawansowania już dawno powinienem wsiąknąć w świat, kibicować bohaterom i nieźle się orientować w wymyślonej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mocno mi się kojarzy z "Autostopem przez Galaktykę" D.Adamsa. Tyle, że Marvin "The Paranoid Android" ma tu swoje kompletne przeciwieństwo...
Ogólnie pośród nieco infantylnego humoru i ciągłych akcji z spod znaku "zabili go i uciekł", autor przemyca nieco ponurych wniosków na temat skłonności rozumnych stworzeń do przemocy, dominacji i poniżania słabszych.

Mocno mi się kojarzy z "Autostopem przez Galaktykę" D.Adamsa. Tyle, że Marvin "The Paranoid Android" ma tu swoje kompletne przeciwieństwo...
Ogólnie pośród nieco infantylnego humoru i ciągłych akcji z spod znaku "zabili go i uciekł", autor przemyca nieco ponurych wniosków na temat skłonności rozumnych stworzeń do przemocy, dominacji i poniżania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na wstępie przyznam się, że biologia ewolucyjna to mój temat nr 1 jeśli chodzi o książki popularno-naukowe. Z racji zupełnie innego profilu wykształcenia absolutnie nie nazwę się żadnym ekspertem. Niemniej jednak uważam, że takie autorytety jak Richard Dawkins, Matt Ridley, Robert Sapolsky, Jared Diamond, czy Frans de Waal sporo mnie nauczyły. Wymienieni przeze mnie popularyzatorzy biologii, poza pewnymi oczywistymi różnicami zdecydowanie mogą zostać zaliczeni do "wyznawców" czysto adaptacyjnej ewolucji, socjobiologii i psychologii ewolucyjnej, dlatego z dużym zdziwieniem odebrałem fakt, że są też naukowcy krytykujący te gałęzie biologii.

Na takiej pozycji stoi właśnie Richard Prum. Oczywiście nie jest żadnym (tfu) kreacjonistą, ani w żaden sposób nie podważa teorii ewolucji - wręcz przeciwnie, wielokrotnie podkreśla, że podąża ścieżką Karola Darwina wierniej, niż niektórzy ze słynnych ewolucjonistów. Zasadnicza różnica tkwi w tym, iż Prum dopuszcza możliwość, a wręcz ją promuje, że cechy epigamiczne w świecie ptaków i ssaków nie mają żadnej wartości adaptacyjnej. Piękny, czy udziwniony wygląd i ekstrawaganckie, kosztowne energetycznie gody nie stanowią sygnałów jakości genów, zdrowia osobnika, czy celowego upośledzenia, mającego pokazać wybitny fitness, a są (zaledwie i aż) spełnieniem kapryśnych preferencji płci przeciwnej. Na 400 stronach autor przytacza kolejne przykłady i argumentacje tej tezy, co momentami bywa ciut nużące, jeśli nie podziela się jego ornitologicznej pasji. Ale już rozdziały na temat cech i zachowań naczelnych, w szczególności hominidów z gatunku homo sapiens, to bardzo świeże i dające do myślenia spojrzenie na ewolucję i wplataną w nią "walkę płci".

Chociaż nie wszystkie z pomysłów i wyjaśnień Richarda Pruma mnie przekonują, to lektura była to cenna, gdyż pozwoliła w ogóle dowiedzieć się, że nawet wśród ewolucjonistów są podziały i że faktycznie szukanie dla wszystkiego i wszędzie wartości adaptacyjnej potrafi prowadzić do absurdalnych teorii.

Na wstępie przyznam się, że biologia ewolucyjna to mój temat nr 1 jeśli chodzi o książki popularno-naukowe. Z racji zupełnie innego profilu wykształcenia absolutnie nie nazwę się żadnym ekspertem. Niemniej jednak uważam, że takie autorytety jak Richard Dawkins, Matt Ridley, Robert Sapolsky, Jared Diamond, czy Frans de Waal sporo mnie nauczyły. Wymienieni przeze mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opowiadania bardzo dobre, ale zgadzam się w pełni z użytkowniczką Nozomi, co do pogardliwych wypowiedzi odnośnie laicyzacji w "Liście z gór". A jednocześnie razi gloryfikacja kiczowatej, odpustowej religijności wiejskiej w "Relikwiarzu". Za te dwie manifestacje światopoglądowe autora obniżam ocenę.

Opowiadania bardzo dobre, ale zgadzam się w pełni z użytkowniczką Nozomi, co do pogardliwych wypowiedzi odnośnie laicyzacji w "Liście z gór". A jednocześnie razi gloryfikacja kiczowatej, odpustowej religijności wiejskiej w "Relikwiarzu". Za te dwie manifestacje światopoglądowe autora obniżam ocenę.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ogólnie książka dosyć ciężka i powtarzalna... aż do etapu rozdziałów czasów nowożytnych od końca XIX wieku. Wtedy nabiera tempa i powala wieloma mało znanymi faktami.
Jak dla mnie, najcenniejsza i najbardziej szokująca informacja, to liczba ofiar śmiertelnych pacyfikacji strajków w II RP. Wcześniej wiedziałem już, że sam przewrót majowy naszego małego dyktatora (który teraz ma swą ulicę w każdym polskim mieście), przyczynił się do śmierci większej liczby cywilów, niż wszystkie represje PRL-u. Lecz to, że również w dziedzinie strzelania do strajkujących, Piłsudski miał wyższe statystyki od Bieruta, Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego razem wziętych - to był dla mnie szok!

Ogólnie książka dosyć ciężka i powtarzalna... aż do etapu rozdziałów czasów nowożytnych od końca XIX wieku. Wtedy nabiera tempa i powala wieloma mało znanymi faktami.
Jak dla mnie, najcenniejsza i najbardziej szokująca informacja, to liczba ofiar śmiertelnych pacyfikacji strajków w II RP. Wcześniej wiedziałem już, że sam przewrót majowy naszego małego dyktatora (który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na początku tej mini-recenzji przyznam Wam się do czegoś. Nie lubię podróżować. Podroże kojarzą mi się z niezdrową nieregularnością dnia, bałaganem przy pakowaniu, licznymi niespodziewanymi komplikacjami i częstym rozczarowaniem po dotarciu do przereklamowanej destynacji.
I nawet nie przypuszczałem, że istnieją książki podróżnicze dla takich ludzi jak ja! Ale oto Dennis Gastmann, niemiecki reporter i prezenter TV, zdołał spisać dziennik, który potwierdza większość moich odczuć co do podróżowania.

Motyw przewodni książki jest dość dziwny: reporter otrzymuje często dziwaczne i absurdalne pytania od swoich widzów, i szuka na nie odpowiedzi w różnych miejscach Ziemi. Ale motyw ten staje się tylko tłem dla reportaży, w których rysuje się niezbyt piękny obraz świata, ponieważ Gastmann w niemal każdym kraju stara się dotrzeć dalej, niż tylko do oficjalnych, reprezentatywnych atrakcji. Dostaje się więc Stanom Zjednoczonym za zmotoryzowane lenistwo, rozwarstwienie społeczne, rasizm i ksenofobię. Bogata i uporządkowana Australia ma w szafie trupa w postaci prześladowań Aborygenów, których skala dopiero od niedawna wychodzi na jaw. Nawet sielska Nowa Zelandia okazuje się niebagatelnym czynnikiem katastrofy klimatycznej z powodu emisji metanu z gigantycznych hodowli owiec. W Azerbejdżanie, Panamie, na Madagaskarze i wielu innych miejscach autor jest świadkiem korupcji, wyzysku, ogromnych kontrastów bogaci - biedni i degradacji środowiska naturalnego. Na tym tle nasza stara poczciwa Europa wypada jeszcze nienajgorzej, bo można ponarzekać głównie na wątpliwej jakości atrakcje turystyczne... Do tego dodajmy liczne "przygody" z zagubieniem bagażu, opóźnieniami, odwołanymi lotami nawet próbę porwania i dochodzimy do jedynego słusznego wniosku: że świat nie jest piękny a podróże to zło.

Ksiązkę polecam więc wszystkim fascynatom egzotycznych wojaży, jako terapię odwykową ;)

Na początku tej mini-recenzji przyznam Wam się do czegoś. Nie lubię podróżować. Podroże kojarzą mi się z niezdrową nieregularnością dnia, bałaganem przy pakowaniu, licznymi niespodziewanymi komplikacjami i częstym rozczarowaniem po dotarciu do przereklamowanej destynacji.
I nawet nie przypuszczałem, że istnieją książki podróżnicze dla takich ludzi jak ja! Ale oto Dennis...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Intymnie. Rozmowy nie tylko o miłości Zbigniew Izdebski, Janusz Leon Wiśniewski
Ocena 6,8
Intymnie. Rozm... Zbigniew Izdebski, ...

Na półkach:

Rzadko zdarza mi się, że porzucam książkę popularno-naukową po 4 rozdziałach. A jeżeli juz to robię, to z reguły dlatego, ze okazuję się zbyt ograniczony by ją przyswoić. W przypadku "Intymnie..." przyczyna była zgoła odwrotna. Nie znam się na seksuologii i tego aspektu dialogów nie będę komentował, aczkolwiek biologia jest moim obszarem zainteresowania, w którym uważam się za dosyć oczytaną osobę. I w tej dziedzinie nagromadzenie nieścisłości, uproszczeń, czy wręcz nieprawdziwych informacji mnie przytłoczyło i zniesmaczyło.

Przede wszystkim doktor Wiśniewski wykazuje się niestety ignorancją w dziedzinie odkryć biologii ewolucyjnej. Stwierdzenie z rozdziału 3, że mężczyźni są stworzeni do beztroskiego rozsiewania nasienia i tylko normy społeczno-cywilizacyjne zmuszają ich do pozostawania w związkach jest dawno obalona bzdurą. Nasz gatunek wyewoluował do modelu monogamii z drobnym dodatkiem poligamii i zdrad i jest to elegancko udowodnione modelami matematycznymi. Główny argument: wychowanie potomstwa naszego gatunku jest tak ogromną i długotrwałą inwestycją, że bez wsparcia ze strony ojca, szanse przeżycia były przez dziesiątki tysięcy lat nikłe. Tak więc geny "beztroskich siewców spermy" finalnie miały mniejszy sukces reprodukcyjny, niż geny mniej lub bardziej wiernych monogamistów, opiekujących się rodziną. Podobnych argumentów nauka zna mnóstwo i zainteresowanych odsyłam do rewelacyjnej, bogatej i naukowo prowadzonej książki "Biologia atrakcyjności człowieka".

Do innych drobniejszych przewinień zaliczyłbym brak rozgraniczenia między neuroprzekaźnikami aksonów a receptorami dendrytów - autor miota się między rozdziałami raz twierdząc, że jedne są najważniejsze, za chwilę że drugie. Nie jestem też przekonany co do roli ciała migdałowatego w zakochiwaniu się. To prastary, prymitywny obszar mózgu, któremu zawdzięczamy zwierzęce reakcje strachu, agresji i popędu płciowego - wg mojej wiedzy nie ma tam miejsca na romantyzm uczuć ;). Ale to wszystko i tak pikuś wobec ciągłego podlizywania się religii... Panie doktorze, pisze Pan książkę naukową (a przynajmniej za taką ma uchodzić), więc proszę się skupić na teorii ewolucji, a nie wtrącać co chwila, że to moze jednak jakiś siwobrody mityczny dziadek ulepił tak nas z gliny!

Rzadko zdarza mi się, że porzucam książkę popularno-naukową po 4 rozdziałach. A jeżeli juz to robię, to z reguły dlatego, ze okazuję się zbyt ograniczony by ją przyswoić. W przypadku "Intymnie..." przyczyna była zgoła odwrotna. Nie znam się na seksuologii i tego aspektu dialogów nie będę komentował, aczkolwiek biologia jest moim obszarem zainteresowania, w którym uważam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No nie powiem... interesujący gość z tego pana Andersa. Od młodych lat ściśle zafiksowany na wykonywanie zawodu związanego z dużymi emocjami i pomaganiem ludziom. Został więc strażakiem i ratownikiem medycznym, regularnie uczęszczającym też na wykłady z medycyny sądowej.
Szukając swojej docelowej niszy zawodowej otworzył firmę, zajmującą się najpierw zwalczaniem szkodników, a następnie jedną z pierwszych w Niemczech działalność sprzątania miejsc śmierci.
Branża wyłącznie dla ludzi o mocnych żołądkach i taka też momentami jest lektura. Szczątki po samobójcach, wielotygodniowe zwłoki o nieludzkim smrodzie, krew, fekalia, larwy i muchy to jego hmm... "chleb powszedni". A przy tym wszystkim facet ma bardzo udane życie prywatne i całkiem pogodne, zdroworozsądkowe nastawienie.

No nie powiem... interesujący gość z tego pana Andersa. Od młodych lat ściśle zafiksowany na wykonywanie zawodu związanego z dużymi emocjami i pomaganiem ludziom. Został więc strażakiem i ratownikiem medycznym, regularnie uczęszczającym też na wykłady z medycyny sądowej.
Szukając swojej docelowej niszy zawodowej otworzył firmę, zajmującą się najpierw zwalczaniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam, że mam pewien problem z Fransem De Waal. Lubię go czytać i słuchać jego wystąpień. Mój światopogląd pokrywa się w przeważającym procencie z prezentowanym przez niego. Nawet wspominane przez niego osoby ze świata literatury i muzyki są nierzadko też moimi ulubieńcami.
No to na co narzekać? Ano na to, ze wszystkie książki holenderskiego prymatologa są o tym samym! Naczelne odczuwają empatię, mają poczucie sprawiedliwości, potrafią pocieszać i pomagać nawet stworzeniom spoza swojego gatunku. Teoria fasady jest be, bo człowiek ma ewolucyjnie wykształconą moralność wobec swego stada. Przyszłość będzie fajna, bo ludzie zaczynają to rozumieć, rozszerzać zasięg stadnych uczuć na całą planetę, zaś na czele USA stanął wreszcie współczujący prezydent (to był rok 2008). A wszystko okraszone znanymi już wcześniej przykładami z zachowań i eksperymentów etologicznych. Podsumowując..."Wiek empatii" czytało się dobrze, ale znając "Małpę w każdym z nas" i "Bonobo i ateista" ma się ostre wrażenie deja vu.

Przyznam, że mam pewien problem z Fransem De Waal. Lubię go czytać i słuchać jego wystąpień. Mój światopogląd pokrywa się w przeważającym procencie z prezentowanym przez niego. Nawet wspominane przez niego osoby ze świata literatury i muzyki są nierzadko też moimi ulubieńcami.
No to na co narzekać? Ano na to, ze wszystkie książki holenderskiego prymatologa są o tym samym!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W pierwszym podejściu spojrzałem na opis książki i pomyślałem: "a po co mi tam wiedza o RPA, to drugi koniec świata bez znaczenia dla mnie". Nie miałem racji i to jak bardzo! Po raz kolejny gatunek zwany reportażem udowodnił mi, że nie chodzi w nim tylko o lokalną historię jakiejś krainy, ale o uniwersalne i ponadczasowe mechanizmy funkcjonowania ludzkich społeczeństw.

Przesłania płynące z książki pana Jagielskiego są ponure i pesymistyczne. Idee równości i sprawiedliwości społecznej przyświecające każdej rewolucji błyskawicznie przegrywają z cwaniactwem, chciwością i brutalną siłą. W polityce liczy się przede wszystkim brak kręgosłupa moralnego i zdolność porzucenia ideologii byleby znaleźć się w aktualnym obozie rządzącym. Nieliczni idealiści, próbujący poprawić świat, są zawsze tymi, którzy najbardziej obrywają i przegrywają z kretesem. Ludzie uzależnieni są od podziałów między sobą, gdyż zawsze muszą mieć kogoś gorszego do pogardzania. Człowiek, który przez całe życie był praktycznie niewolnikiem, jest zbyt bierny i uzależniony aby zamienić się w zaradnego gospodarza i zarządcę.

Z tych właśnie powodów kraje, w których władza i bogactwo skoncentrowane zostało w wąskiej grupie rasowej / narodowej / politycznej są tak ciężkie do naprawienia, co pokazuje historia współczesna np. Iraku, Afganistanu, czy właśnie RPA.

W pierwszym podejściu spojrzałem na opis książki i pomyślałem: "a po co mi tam wiedza o RPA, to drugi koniec świata bez znaczenia dla mnie". Nie miałem racji i to jak bardzo! Po raz kolejny gatunek zwany reportażem udowodnił mi, że nie chodzi w nim tylko o lokalną historię jakiejś krainy, ale o uniwersalne i ponadczasowe mechanizmy funkcjonowania ludzkich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Skończywszy reportaż pana Jagielskiego mam pewien problem z jego oceną. Z jednej strony jest to niewątpliwie unikatowe źródło wiedzy na temat Afganistanu, a nawet w ogólności muzułmańskiego świata końca XX wieku. Tłumaczy rozbicie społeczne ludności Afganistanu, pokazuje zróżnicowanie poglądów, które jednak u podstaw przesiąknięte jest archaiczną plemiennością. Prowadzi skrótowo przez historię wojen, które nieprzerwanie od 1979 r. toczą się w tym kraju. Wreszcie, zawiera krótką, ale dosyć skrupulatną biografię najgłośniejszego terrorysty przełomu tysiącleci, pokazując jak kluczową rolę w jego kształtowaniu odegrał Afganistan.
Wiedza to cenna i wciągająca, ale autor niestety prowadzi narrację w sposób chaotyczny i daleki od chronologii. Skupia się na sylwetkach kolejnych komendantów, emirów, prezydentów i innych mniej lub bardziej samozwańczych liderów, ale w sposób niezbyt poukładany, skacząc wciąż w te i z powrotem po wydarzeniach ostatnich ~30 lat.
Co do drugiego zarzutu, zgadzam się z użytkownikiem Book_Dragoness - mało w tej książce "zwykłego człowieka". Praktycznie w całości poświęcona jest liderom konfliktów. Sporadycznie przewijają się pojedynczy mieszkańcy Kabulu, ale i tak są to mało reprezentatywni przedstawiciele elity intelektualnej (lekarz, były profesor itp.). Natomiast nie dowiemy się za wiele o przekonaniach, zwyczajach i codziennym życiu mieszkańców wiejskich kiszłaków, którzy wszak stanowią zdecydowaną większość afgańskiego społeczeństwa.
Niemniej jednak chociażby mój podziw dla odwagi, wytrwałości i poświęceń pana Jagielskiego nie pozwala mi dać oceny niższej niż 7.

Skończywszy reportaż pana Jagielskiego mam pewien problem z jego oceną. Z jednej strony jest to niewątpliwie unikatowe źródło wiedzy na temat Afganistanu, a nawet w ogólności muzułmańskiego świata końca XX wieku. Tłumaczy rozbicie społeczne ludności Afganistanu, pokazuje zróżnicowanie poglądów, które jednak u podstaw przesiąknięte jest archaiczną plemiennością. Prowadzi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Naprawdę pozytywne zaskoczenie. Dumny, górnolotny tytuł sugerował jakieś filozoficzne dywagacje, ale lektura ujawniła o wiele ciekawszą zawartość. Jeżeli podczas lekcji matematyki brakowało Wam tła fabularnego, to ta książka to uzupełni. Jest to zwięzła historia rozwoju myśli matematycznej ze szczególnym naciskiem na geometrię i analizę matematyczną. Dowiecie się, kto i jak zaczął analizować obwody i pola figur. Poznacie tok rozumowania, który doprowadził do rozwinięcia pojęcia funkcji matematycznej, bezboleśnie przypomnicie sobie podstawy funkcji wykładniczych i logarytmów.

Wreszcie w połowie tekstu autor dochodzi do sedna... i to jest hit! Takie "fabularne" i bogate wizualnie spojrzenie na pochodne i całki jest cenne nawet dla inżyniera, który przez 5 lat studiów posługiwał się rachunkiem różniczkowym na codzień. Ostatnie rozdziały książki trochę zwalniają i są mniej umysłowo stymulujące - to przykłady dziedzin nauki i techniki, w których ten dział matematyki pozwolił dokonać milowych kroków.

W książce poświęconej historii nauki nie mogło zabraknąć wątku konfliktu z religią, jednak Strogatz nie jest w tej kwestii zbyt napastliwy. Często wytyka szkody w mentalności ludzi poczynione przez błędne wymysły Arystotelesa i ich dokrtynalne lansowanie przez Kościół Katolicki. Pojawia się również protest przeciwko absurdowi uznawania nauki za odmianę wiary religijnej, ale poza tym książka raczej nadaje się nawet dla zagorzałych teistów ;)

Naprawdę pozytywne zaskoczenie. Dumny, górnolotny tytuł sugerował jakieś filozoficzne dywagacje, ale lektura ujawniła o wiele ciekawszą zawartość. Jeżeli podczas lekcji matematyki brakowało Wam tła fabularnego, to ta książka to uzupełni. Jest to zwięzła historia rozwoju myśli matematycznej ze szczególnym naciskiem na geometrię i analizę matematyczną. Dowiecie się, kto i jak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Człowiek. Istota kosmiczna Grzegorz Brona, Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka
Ocena 7,9
Człowiek. Isto... Grzegorz Brona, Ewe...

Na półkach:

Skończywszy lekturę, jestem w stanie podzielić tę książkę na dwie części. Pierwsza to całkiem zgrabna pigułka historii podboju kosmosu. Rozmówcy prowadzą nas przez kamienie milowe kosmonautyki, zaczynając od początku XX wieku, stosując lekką, momentami humorystyczną narrację. Za tę część dałbym mocne 7.

Potem jednak tematyka skręca w kierunku gdybań nad dalszymi postępami ludzkości - głównie w temacie dalszej eksploracji układu słonecznego, ale również zahacza o kwestię stanu środowiska naszej planety. I tu niestety pan Brona wykazuje naiwny, wręcz dziecięcy optymizm, który mnmie osobiście zniechęcił do lektury.

Po pierwsze, w kwestii dalszego sensu eksploracji kosmosu widać wyraźnie od lat 70-tych, że era idealistycznych wyczynów dla czystego prestiżu przeminęła i teraz liczy się tylko wizja szybkiego i pewnego zysku. A takiej perspektywy na kosmicznym horyzoncie nie widać, może poza lotami tyrustycznymi dla garstki znudzonych miliarderów, tudzież satelitami do wyświetlania reklam na niebie.

Po drugie, w tematach kryzysu środowiska ziemskiego autor wykazuje zadziwiającą ignorancję wobec podstaw fizyki. Przykładowo - kwestia wykorzystania dwutlenku węgla jako surowca na paliwa lub tworzywa. OK, jest to możliwe, ale CO2 to związek węgla o najniższym stanie energetycznym, co oznacza, że zamienienie go w inny związek wymagać będzie zawsze energii i to większej, niż uzyskaliśmy emitując ten gaz. Czyli innymi słowy, żeby zrobić coś z CO2 wyemitowanym przez jedną elektrownię, musielibyśmy postawić drugą elektrownię dedykowaną tylko temu zadaniu... Podobnie powierzchownie traktuje temat likwidacji plastikowych odpadów. Cudowne bakterie, któe są w stanie rozłożyć PET w prostsze związki chemiczne: OK, są takie, ale znów brakuje informacji, że głównymi związkami chemicznymi tego procesu będą gazy cieplarniane - bakterie przecież zawsze wydzielają albo CO2, albo metan.

Za te niepełne, bezzasadnie optymistyczne dywagacje mogę dać najwyżej 4, a sumarycznie całość podciągam do słabego 6.

Skończywszy lekturę, jestem w stanie podzielić tę książkę na dwie części. Pierwsza to całkiem zgrabna pigułka historii podboju kosmosu. Rozmówcy prowadzą nas przez kamienie milowe kosmonautyki, zaczynając od początku XX wieku, stosując lekką, momentami humorystyczną narrację. Za tę część dałbym mocne 7.

Potem jednak tematyka skręca w kierunku gdybań nad dalszymi postępami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dokładne, rzetelne i ponure w swym przesłaniu studium demontażu społeczeństwa obywatelskiego, jakiego dokonali sowieci przez pierwsze 10 lat po zakończeniu II w.ś. Pani Applebaum opisuje mnóstwo wydarzeń i osób z czterech krajów bloku wschodniego (NRD, PRL, Czechosłowacja, Węgry), pokazując analogie i rożnice w przetaczaniu się przez nie stalinowskiego walca terroru i kłamstw. Przyznaję się, że czasami przeskakiwałem fragmenty dotyczące naszych sąsiadów, chcąc bardziej się skupić nad "wieściami z Polski", ale i tak mam po lekturze dosyć dobry obraz mechanizmów przejmowania władzy.

Na tym tle ciężko odmówić sobie komentarza politycznego w związku z faktem, iż dwóm największym krajom Europy Środkowej ewidentnie znudziła się demokracja i wolność słowa. W epilogu znajdziemy takie zdanie, na temat procesów demokratyzacji po 1989 r.:

"Konieczna była odbudowa niezależnych mediów, prywatnej przedsiębiorczości i chroniącego je systemu prawnego, systemu oświatowego pozbawionego propagandy oraz służby cywilnej, w której awans zależy od talentu, a nie słuszności ideologicznej."

Wszystkie punkty, które w Polsce i na Węgrzech stają się przedmiotem ataków partii aktualnie rządzących. Przypadek...???

Dokładne, rzetelne i ponure w swym przesłaniu studium demontażu społeczeństwa obywatelskiego, jakiego dokonali sowieci przez pierwsze 10 lat po zakończeniu II w.ś. Pani Applebaum opisuje mnóstwo wydarzeń i osób z czterech krajów bloku wschodniego (NRD, PRL, Czechosłowacja, Węgry), pokazując analogie i rożnice w przetaczaniu się przez nie stalinowskiego walca terroru i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ceniłem już wcześniej umiejętności pisarskie pani Applebaum, ale po tej książce podziwiam ją dodatkowo za odwagę! W kilka miesięcy po rozpadzie ZSRR młoda kobieta wybiera się w samotną podróż po "dzikim wschodzie" po-radzieckich republik. Podróżując podejrzanymi łodziami z przemytnikami, rozklekotanymi autobusami, autostopem czy nawet na pace ciężarówki odnajduje w Obwodzie Kaliningradzkim, na Litwie, Białorusi i Ukrainie ludzi, którzy pomagają jej zbudować obraz przedwojennych kresów.
Dzięki rozmowom z przedstawicielami różnych narodowści powstało wspaniałe, wielostronne spojrzenie na aspekty kulrurowe i historyczne, które szkoła zawsze pokazywała i pokazuje tylko przez wąski pryzmat polskości. Przeciętny Polak nie ma niestety zielonego pojęcia, jak złożoną i drażliwą kwestią jest np. narodowość Adama Mickiewicza, czy choćby historia Wilna i unii polsko-litewskiej.

W końcowej części, poświeconej Ukrainie, książka skręca bardziej w kierunku tematu ówczesnych problemów transformacji tych wielonarodowościowych ziem byłego ZSRR. Zaniedbane miasta z wymazaną historią, intelektualnie wyprani ludzie i nierzadko agresywnie nacjonalistyczne postawy tworzą niestety pesymistyczny obraz, ale pozwala on dostrzec pożywkę dla wojny, którą Rosja wywoła ćwierć wieku później.

Ceniłem już wcześniej umiejętności pisarskie pani Applebaum, ale po tej książce podziwiam ją dodatkowo za odwagę! W kilka miesięcy po rozpadzie ZSRR młoda kobieta wybiera się w samotną podróż po "dzikim wschodzie" po-radzieckich republik. Podróżując podejrzanymi łodziami z przemytnikami, rozklekotanymi autobusami, autostopem czy nawet na pace ciężarówki odnajduje w Obwodzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetne uzupełnienie dla fanów "Genu samolubnego" R. Dawkinsa. Pan Łomnicki przechodzi przez tematy strategii optymalnych, ewolucyjnie stabilnych, zastosowanie teorii gier, zapewniając matematyczne dowody ich stosowalności. Dużo jest też poświęcone, szczególnie w dodatkach, analizom statystycznym prawdopodobieństw alleli, frekwencji genotypów i dryftowi, ale żeby w pełni je zrozumieć trzeba by zasiąść z kartką papieru i Excelem i samemu wszystko sobie porozpisywać wg wyjaśnień autora (kiedyś to zrobię, obiecuję ;).
Końcowe rozdziały poświęcone analizom populacji, ich zmianom, rozmieszczeniom itp. są już mocno specjalistyczne i mnie troszkę znużyły. Niemniej jednak znów zrobiła na mnie wrażenie spora dawka analizy matematycznej (m.in. z dziedziny ciągów i pochodnych), jaką można zaimplementować do przewidywań zmian w populacjach.
Podsumowując: specjalistyczna książka, która sprawnie żeni matematykę z historiami o ślimakach, sikorkach, nartnikach itp.

Świetne uzupełnienie dla fanów "Genu samolubnego" R. Dawkinsa. Pan Łomnicki przechodzi przez tematy strategii optymalnych, ewolucyjnie stabilnych, zastosowanie teorii gier, zapewniając matematyczne dowody ich stosowalności. Dużo jest też poświęcone, szczególnie w dodatkach, analizom statystycznym prawdopodobieństw alleli, frekwencji genotypów i dryftowi, ale żeby w pełni je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W życiu nie sądziłem, że tak ubawię się przy książce, którą ktoś poświęcił swojej teściowej! "Meine kaukasische Schwiegermutter" to typowy dla Kaminera zbiór krótkich opowiadań, z lekką, dowcipną i ciepłą narracją. Tym razem na warsztat wziął rodzinę swojej żony: rosyjskich uchodźców, którzy ewakuowali się z ogarniętej wojną Czeczenii na początku lat 90-tych. Kilka zaprzyjaźnionych rodzin uciekinierów zamieszkało w małej wiosce w północnym Kaukazie, prowadząc życie totalnie odmienne od modelu zachodnioeuropejskiego. Opowiadania przybliżają ich, równie sielskie, co nierzadko absurdalne warunki życia, posługując się językiem przystępnym i pełnym ciepłego humoru. To kolejna książka Kaminera, w której podziwiałem jego umiejętność powstrzymania się od osądów i krytyki. On tylko opisuje inny świat, zaś osąd, co jest lepsze, co gorsze, pozostawia w pełni czytelnikowi.

W życiu nie sądziłem, że tak ubawię się przy książce, którą ktoś poświęcił swojej teściowej! "Meine kaukasische Schwiegermutter" to typowy dla Kaminera zbiór krótkich opowiadań, z lekką, dowcipną i ciepłą narracją. Tym razem na warsztat wziął rodzinę swojej żony: rosyjskich uchodźców, którzy ewakuowali się z ogarniętej wojną Czeczenii na początku lat 90-tych. Kilka...

więcej Pokaż mimo to