-
ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
-
ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
-
Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Pani Stefa, czyli strażniczka skrawka raju w czasach obłędu i piekła
Na okładce ona i on - blisko, choć bez kumpelskiej zażyłości.
Jego kojarzy każdy, nazwisko autora “Króla Maciusia”, noszą place, ulice i szkoły, jej nie zna nikt.
On - stary stary kawaler, ona stara panna, sami bezdzietni, choć przecież dzieci u obojga na pierwszym miejscu.
Cudze dzieci.
Dzieci żydowskie, niechciane, uliczne. Najbardziej niewidoczne z niewidzialnych.
Ale to ona czuwała nad tą setką, gdy jego zmobilizowano na lata, co jakoś umknęło zbiorowej pamięci.
Czemu?
W starannej, pieczołowicie napisanej książce Magdaleny Kicińskiej istotne jest każde słowo, gdyż misternie oddaje skrawek nieistniejącego już świata: wywiezionych i zagazowanych dzieci (upchanych w dwóch wagonach, bo w jednym się nie mieściły) oraz wyburzonych ulic.
Spod pióra autorki wracają dawne miejsca, wygrzebane z wyblakłych teczek, ze skrawków listów. Z niebytu, ze zbiorowej amnezji wyłania się pani Stefa…
Niby mama, co o północy ze świecą sprawdzała, czy aby które nie płacze;
Strażniczka porządku i czystości, od której decyzji nie było instancji odwoławczej;
Pani Stefa, która bez żalu zostawiła studia w Belgii, by zająć się sierotami z piwnic, gdzie żyły wespół ze szczurami.
Pani Stefa - Anioł stróż…
Pani Stefa, czyli strażniczka skrawka raju w czasach obłędu i piekła
Na okładce ona i on - blisko, choć bez kumpelskiej zażyłości.
Jego kojarzy każdy, nazwisko autora “Króla Maciusia”, noszą place, ulice i szkoły, jej nie zna nikt.
On - stary stary kawaler, ona stara panna, sami bezdzietni, choć przecież dzieci u obojga na pierwszym miejscu.
Cudze dzieci.
Dzieci...
Znane nazwisko, tytuł - chwytak, a o książce cisza.
Żyjemy w czasach niełatwych. Mamy autorytety z Pudelka, życiowe mądrości z Tik-Toka, a za sobą zarazę, która jak sto lat temu pokazała dobitnie, gdzie zaszliśmy cywilizacyjnie mimo łazików na Marsie i obliczeń kwantowych. I jeszcze wojna za drzwiami, a na deser porażające statystyki o kondycji pokolenia, które urodziło się ze smartfonem w dłoni.
Po co światu psychoterapia, to jedno. Ale po co światu ta książka - drugie. Ciekawe myśli i spostrzeżenia giną w zalewie formy. Ta pozycja niczego nikomu nie rozwiąże ani w niczym nie pomoże. Jest luźnym zbiorem „o życiu”, ale zabrakło na nią pomysłu, zabrakło światełka w tunelu, na rozpaczliwe „Jak żyć?” w zalewie memów, fake-newsów, dorosłych niechcących dorosnąć i epidemii samotności…
Wielka szkoda, ja też obeszłam się smakiem.
Znane nazwisko, tytuł - chwytak, a o książce cisza.
Żyjemy w czasach niełatwych. Mamy autorytety z Pudelka, życiowe mądrości z Tik-Toka, a za sobą zarazę, która jak sto lat temu pokazała dobitnie, gdzie zaszliśmy cywilizacyjnie mimo łazików na Marsie i obliczeń kwantowych. I jeszcze wojna za drzwiami, a na deser porażające statystyki o kondycji pokolenia, które urodziło...
Błyskotliwa opowieść napisana dopracowanym i świeżym językiem.
Ciekawie pisze się recenzję książki o parytetach płci, gdy kinowy wymiatacz sezonu „Oppenheimer” Nolana pomija rolę kobiet w Projekcie Manhattan i nie wspomina choćby słowem o Melbie Philips, która opisała fuzję jądrową. Kobiety dla twórców filmu są matkami-wariatkami, alkoholiczkami lub nimfomankami - komunistkami. Jest w czym wybierać.
Ciekawie pisze się recenzję książki o parytetach płci, gdy w Afganistanie kobietom nie wolno odwiedzać parków i siłowni, a także korzystać z usług fryzjera. Dostępu do edukacji dziewczynki nie mają od roku i jakoś reszta świata śpi spokojnie.
A teraz o książce. Mogę być nieobiektywna, ponieważ uwielbiam historie o pasjonatach, ale w Hiszpanii na jej okładce widnieje informacja, że to kolejny dodruk bestsellera. "Lekcje" to zachwycający debiut, który zręcznie porusza nośny temat równych szans kobiet i mężczyzn, który zapewne będzie towarzyszył ludzkości po wieczne czasy, podobnie jak grypa i katar.
Ciekawie wplecione wiadomości z chemii, z czym spotykamy się w literaturze pięknej rzadko. Postaci z krwi o kości, plastyczne i iskrzące. I celny humor - to już sporo. Warsztatowo - genialnie dopracowana.
Błyskotliwa opowieść napisana dopracowanym i świeżym językiem.
Ciekawie pisze się recenzję książki o parytetach płci, gdy kinowy wymiatacz sezonu „Oppenheimer” Nolana pomija rolę kobiet w Projekcie Manhattan i nie wspomina choćby słowem o Melbie Philips, która opisała fuzję jądrową. Kobiety dla twórców filmu są matkami-wariatkami, alkoholiczkami lub nimfomankami -...
„Puszczalscy z zasadami” czyli mądrości rodem z Tik-Toka.
Oryginalny tytuł brzmi „The ethical slut”, czyli etyczna zdzira i podobna finezja jest zachowana w języku i treści tej książki. Plusem ów „Przełomowego poradnika” - jak chce Czarna Owca - jest, że traktuje o poligamii i poliamorii, a ze świecą szukać książek na ten temat.
Minusów jest niestety więcej.
„Puszczalscy z zasadami” to takie pop vademecum, zbiór widzimisię autorek, niepopartych żadnymi badaniami. Teorie i twierdzenia o relacjach i ludzkiej naturze sypią się garściami, niczym nieuzasadnione, co w psychologii nazywa się „efektem fałszywej powszechności” - prawdą jest to, co sobie myślimy. Ten poradnik „puszczalskim” ani ich partnerom za wiele nie ułatwi, bo sprawy traktuje pobieżnie, ot choćby coś tak palącego w związkach poli, jak kwestia zazdrości.
Nie możesz sobie poradzić z faktem, że partner spędza upojne chwile z kimś innym? Weź kredki i sobie porysuj (s. 174)
A najlepiej „świecowe dla dorosłych”. Możesz też „wypisać całe stronice: kurwa, kurwa, kurwa, nienawidzę tego!” (str. 173)
No niestety, tak to w życiu nie działa.
Odcinanie się od emocji i wmawianie sobie, że nie rusza mnie, co czuję ani co robi najbliższa osoba, prowadzi do psychosomatycznych zaburzeń, nierzadko kończy się depresją albo ucieczką w uzależnienia.
Poza tym sankcjonowanie otwierania związku jako coś „co nam się ewolucyjnie należy”, bo np. potrzebujemy większych wrażeń i emocji, a nasz życiowy partner jest akurat na wyjeździe albo niezainteresowany lub chory jest nieco egoistycznym podejściem. To taka ideologia w stylu „Rób co chcesz, tylko nie pal”.
Proponowałabym traktować tę pozycję jako interesujący głos w temacie, tyle wystarczy.
„Puszczalscy z zasadami” czyli mądrości rodem z Tik-Toka.
Oryginalny tytuł brzmi „The ethical slut”, czyli etyczna zdzira i podobna finezja jest zachowana w języku i treści tej książki. Plusem ów „Przełomowego poradnika” - jak chce Czarna Owca - jest, że traktuje o poligamii i poliamorii, a ze świecą szukać książek na ten temat.
Minusów jest niestety więcej.
„Puszczalscy...
Wyznam, ale tylko tu: „Dom duchów” nabyłam skuszona tytułem i renomą wydawnictwa. Przymknęłam oczy na przypadkowość okładki, za to jej faktura mnie zachwyciła. Ot słabości bibliofilskiej fetyszystki, stąd nie dla mnie cyfrowe wydania. Książkę muszę poczuć wieloma zmysłami, nie tylko aparatem wzroku.
I ach, jakże to było epicko smakowite, fenomenalnie przyprawione i pierwszorzędnie podane!
Z przyjemnością zanurzałam się w wielowątkową opowieść o losach iberoamerykańskiej rodziny porywczego Estebana Trueby, jego kobietach: syrenie i Indiance, jego dzieciach oraz wnukach, których losy splatają się z tyglem dziejowych przemian XX wieku.
„Dom duchów” to wielowątkowa powieść realismo mágico, napisana brawurowo i z rozmachem debiutującej (!) chilijskiej pisarki. Pierwsza powieść Isabel Allende szturmem zdobyła czytelnicze serca i z ulgą oraz zachwytem stwierdzam, że całkowicie zasłużenie.
Wyczekana jakość.
Wyznam, ale tylko tu: „Dom duchów” nabyłam skuszona tytułem i renomą wydawnictwa. Przymknęłam oczy na przypadkowość okładki, za to jej faktura mnie zachwyciła. Ot słabości bibliofilskiej fetyszystki, stąd nie dla mnie cyfrowe wydania. Książkę muszę poczuć wieloma zmysłami, nie tylko aparatem wzroku.
I ach, jakże to było epicko smakowite, fenomenalnie przyprawione i...
Spodziewałam się skrzącego poczucia humoru, wciągającej fabuły i irracjonalizmów, które wprost uwielbiam w piórze naszych południowych sąsiadów.
Chciałam się choć trochę przestraszyć.
Ale nie tym razem. „Szczelina” nie zachwyciła. Początek intrygujący, ale im dalej w las, tym tempo wolniejsze, a czytelnikowi serwowane są dywagacje i rozmyślania bohatera - narratora.
I żeby to choć odkrywcze było, ale przy setnej stronie trzeba wstać po drugą kawę, a najlepiej iść na spacer po tlen.
Tak, lepiej jest iść na spacer.
Spodziewałam się skrzącego poczucia humoru, wciągającej fabuły i irracjonalizmów, które wprost uwielbiam w piórze naszych południowych sąsiadów.
Chciałam się choć trochę przestraszyć.
Ale nie tym razem. „Szczelina” nie zachwyciła. Początek intrygujący, ale im dalej w las, tym tempo wolniejsze, a czytelnikowi serwowane są dywagacje i rozmyślania bohatera - narratora.
I żeby...
„Anomalia” rytm ma nierówny.
To zabawa formą i ciekawa kompozycja powieści, czuć też matematyczną zajawkę autora.
Niemniej o ile początek i pierwsze rozdziały są brawurowe, to z czasem ustępują rozdziałom przegadanym niemiłosiernie, dotkniętym powierzchownie lub ledwie muśniętych.
Owszem, język tu giętki, a i autorowi nie brak polotu, ale wszystkiego wydaje się być za dużo. Zbyt wiele wątków, a bohaterów wielu.
Jest na tyle tłoczno, że ciężko sympatyzować z kimkolwiek, bo postać z szerokiej talii mignie nam jedynie przez chwilę i nim zdążymy ją poznać, chyżo zastąpi ją następna, niczym w krakowskiej szopce.
Przez to nagromadzenie robi się ciężkawo w odbiorze, trudno się w tej dystopii rozsmakować.
Czemu tak, monsieur Tellier?
Odkładałam tę książkę i wracałam.
Wracałam i znów potrzebowałam odpocząć.
Wabi świetny, świeży pomysł i tak, jest to pozycja inteligentna, ale „jedną z najbardziej zabawnych” bym jej nie określiła. Absolutnie nie.
„Anomalia” rytm ma nierówny.
To zabawa formą i ciekawa kompozycja powieści, czuć też matematyczną zajawkę autora.
Niemniej o ile początek i pierwsze rozdziały są brawurowe, to z czasem ustępują rozdziałom przegadanym niemiłosiernie, dotkniętym powierzchownie lub ledwie muśniętych.
Owszem, język tu giętki, a i autorowi nie brak polotu, ale wszystkiego wydaje się być za...
Historyczne momentum tworzy gotowy dramatyzm fabuły w rytm zasad Goebbelsa, układających się na ponury refren tej historii. Słowem - na stole są wszystkie niezbędne składniki pasjonującej książki.
A jednak nie porwało.
Trochę tu zalatuje kroniką, nie zachwyca poprawny język, zdania są krótkie, a emocji tyle co przy oglądaniu „Familiady”.
„Wpatrywała się w drzwi, jakby miał się w nich pojawić przerażający potwór.”
Naprawdę?
Historyczne momentum tworzy gotowy dramatyzm fabuły w rytm zasad Goebbelsa, układających się na ponury refren tej historii. Słowem - na stole są wszystkie niezbędne składniki pasjonującej książki.
A jednak nie porwało.
Trochę tu zalatuje kroniką, nie zachwyca poprawny język, zdania są krótkie, a emocji tyle co przy oglądaniu „Familiady”.
„Wpatrywała się w drzwi, jakby miał...
Język powieści prosty, szkolny, ale nie wszystkim to musi przeszkadzać. Dużo tu przemocy i okrucieństwa: gwałty, bicie, pedofilia, dla mnie zbyt obficie, by się rozerwać, ale przyjmuję.
Fabuła miejscami naciągana, aż trzeszczy.
Ot, kilkulatek z domu dziecka nie dysponuje zapodanym słownictwem, dziecko tak się nie wysławia, no nie ma bata.
A gdyby trzyletnią Basię z całej siły zdzielił na wstępie dorosły wychowawca, to by nie siedziała zasępiona nazajutrz przy śniadaniu.
Plus znany w kryminałach chwyt ze śledztwem na własną rękę „tej obcej”, pani policjant, samej przeciwko wszystkim. Pani komisarz zresztą też trochę jak z Bravo Girl, kocha jak nastolatka i georadar z własnej kieszeni.
No nie porwało.
Język powieści prosty, szkolny, ale nie wszystkim to musi przeszkadzać. Dużo tu przemocy i okrucieństwa: gwałty, bicie, pedofilia, dla mnie zbyt obficie, by się rozerwać, ale przyjmuję.
Fabuła miejscami naciągana, aż trzeszczy.
Ot, kilkulatek z domu dziecka nie dysponuje zapodanym słownictwem, dziecko tak się nie wysławia, no nie ma bata.
A gdyby trzyletnią Basię z całej...
Czekam na takie opowieści, na słowa barwne i niespieszne, oddające historie przejmujące, bolesne.
Całkiem cicho o tej książce, a szkoda, bo to zręcznie oddany pejzaż losów mieszkańców Ziem Odzyskanych. Tych, co z dziada pradziada wrośli w tamte strony i tych, co w te strony po wiekach wracali. Toć te ziemie z dawien dawna piastowskie. Bardziej naszejsze niż ich!
„Całe piękno świata” opowiada historie Helg i Helmutów, naraz „obcego elementu”. Tych, których domy z bieliźniarkami i Adolfem wiszącym w stołowym nad krochmaloną serwetą oraz pielęgnowane ogródki anektowali polscy osadnicy.
To też historia Dorki i jej męża, czyli nieproszonych gości. Intruzów z kolejnego najazdu Lachów, co to z zapakowaną w papier pierzyną, z kozą czy klatką z nutriami, przybywali na „nowe” i brali jak swoje co „po Niemcu”.
Przeca to było szwabskie.
Szwaba czyli niczyje.
Można brać, jak potrzeba.
Przybysze mościli się skwapliwie w nowym życiu, nadawanym gorliwie przez władzę ludową według uznania albo widzimisię. Jest też o tym nowym, zdobycznym życiu w „Złodziejach bzu”Dobrzanieckiego, ale tam bardziej poetycka ballada, tu zaś zapiski codzienności obu stron. Wnikliwe i celne..
„(…) to ojciec trzymał je na dnie rozpaczy. Wystarczyło, że pojawiał się w domu, a nawet, że stawał w progu, milczący, ciagle wściekły, i już domownicy nie mogli zaczerpnąć powietrza w płuca. Oddychali na pół gwizdka. Żyli na ćwierć możliwości”.
Smakowite!
Czekam na takie opowieści, na słowa barwne i niespieszne, oddające historie przejmujące, bolesne.
Całkiem cicho o tej książce, a szkoda, bo to zręcznie oddany pejzaż losów mieszkańców Ziem Odzyskanych. Tych, co z dziada pradziada wrośli w tamte strony i tych, co w te strony po wiekach wracali. Toć te ziemie z dawien dawna piastowskie. Bardziej naszejsze niż ich!
„Całe...
2022-07-04
Ta opowieść uwiera.
Ta historia długo nie pozwala o sobie zapomnieć.
To pozycja z tych nieodkładalnych.
Między kartkami książek szukam zawsze jednego - emocji, a ich brak wybaczam jedynie słownikom, atlasom i podręcznikom. Wprost uwielbiam dawać się wodzić autorowi za nos i prowadzić za rękę, a gdy mnie przekona - kupię każdą historię.
W “dziewczynie” znalazłam to, co uwielbiam: spektrum emocji, wartką akcję, piękny język oraz postaci z krwi i kości, tak plastyczne, że czytając czułam ich oddech na szyi.
Brawa dla autorki!
Ta opowieść uwiera.
Ta historia długo nie pozwala o sobie zapomnieć.
To pozycja z tych nieodkładalnych.
Między kartkami książek szukam zawsze jednego - emocji, a ich brak wybaczam jedynie słownikom, atlasom i podręcznikom. Wprost uwielbiam dawać się wodzić autorowi za nos i prowadzić za rękę, a gdy mnie przekona - kupię każdą historię.
W “dziewczynie” znalazłam to, co...
Przecież wszyscy tak robią.
Wychylą lampkę lub lepiej dwie jak co wieczór na lepszy sen.
Kupią kolejną parę butów, choć nie starczy im na chleb.
Pójdą siódmy raz w tygodniu na solarium.
Prześpią się z nieznajomym, choć obiecali sobie, że z tym koniec, bo trzeba się przecież szanować.
Opchną sami turbo pizzę, bo jakoś smutno, no i znów leje.
“Nałóg bierze się z tego, że jesteś wydrążony w środku, albo tak ci się przynajmniej wydaje”.
“To się dzieje zawsze z tego samego powodu.
Banalnego i prostego: żeby poczuć się wreszcie kurwa lepiej.
Żeby się ogóle poczuć.”
Mocna książka. Świetne studium uzależnienia i zapiski prób wyjścia z bagna. Owszem, jest miejscami nieuporządkowana i chaotyczna, niemniej ten brak linijki podbija jej autentyczność.
Daje do myślenia.
Przecież wszyscy tak robią.
Wychylą lampkę lub lepiej dwie jak co wieczór na lepszy sen.
Kupią kolejną parę butów, choć nie starczy im na chleb.
Pójdą siódmy raz w tygodniu na solarium.
Prześpią się z nieznajomym, choć obiecali sobie, że z tym koniec, bo trzeba się przecież szanować.
Opchną sami turbo pizzę, bo jakoś smutno, no i znów leje.
“Nałóg bierze się z tego, że...
Porwać, nie porwało, jak miałam nadzieję, albowiem jak już się połapałam, kto jest kim w tej historii, to z żalem stwierdzam, że jej błyskotliwość została przegadana.
Jest koncept i ciekawe, iskrzące postaci, którym dużo odbiera nużąca maniera dopowiadania każdego ich zachowania. Niech tylko otworzą usta…
A to „położył akcent na ostanie słowo”, a to „mówiąc zerkała w bok”, „rzekła kołysząc się na piętach”, „odparła biorąc głęboki wdech”.
Nośność dialogów kradną didaskalia i jest niczym w teatralnym scenariuszu.
Stąd musiałam odpoczywać od tej książki, ja zaś nie lubię od książek odpoczywać.
Porwać, nie porwało, jak miałam nadzieję, albowiem jak już się połapałam, kto jest kim w tej historii, to z żalem stwierdzam, że jej błyskotliwość została przegadana.
Jest koncept i ciekawe, iskrzące postaci, którym dużo odbiera nużąca maniera dopowiadania każdego ich zachowania. Niech tylko otworzą usta…
A to „położył akcent na ostanie słowo”, a to „mówiąc zerkała w bok”,...
“Opowieść podręcznej dla nowego pokolenia", tak “Godzina Wiedźm” (The Year of the Witching) jest promowana za Oceanem.
I rzeczywiście, Podręczna wybrzmiewała co i rusz, psując efekt świeżości. Bethel, w którym toczy się akcja historii, również jest purytańską i hermetyczną enklawą, gdzie nie opowiada się o świecie dokoła, za to obowiązują kasty, ścisłe podziały społeczne i wymagane jest bezwzględne posłuszeństwo wobec wybranych. Tu też są nazwy instytucji i zwyczajów, a także zakazane księgi, których się nie czyta, edukacja dziewczynek kończy się zaś na dwunastym roku życia.
Niemniej koncept Bethel jest uproszczony i leci po łatwiźnie. Mężczyźni, to ci dobrzy, a kobiety grzeszne; jasna skóra i blondy oznaczają dobro, śniada cera zaś grzech i upośledzenie. Po drugie, postaci są płaskie do bólu, a zwłaszcza główna bohaterka, która jest mdła, nijaka i ciężko z nią sympatyzować.
Wreszcie w książce sypią się sceny przemocy wobec zwierząt i wszystko ocieka krwią, trochę aż nadto.
Niemniej mamy gotycki klimacik, malownicze opisy i ciekawy pomysł. Słowem książka ma szanse spodobać fanom horrorów i sagi “Zmierzch”, ale lepiej nie czytać wcześniej tej nieszczęsnej „Podręcznej”.
“Opowieść podręcznej dla nowego pokolenia", tak “Godzina Wiedźm” (The Year of the Witching) jest promowana za Oceanem.
I rzeczywiście, Podręczna wybrzmiewała co i rusz, psując efekt świeżości. Bethel, w którym toczy się akcja historii, również jest purytańską i hermetyczną enklawą, gdzie nie opowiada się o świecie dokoła, za to obowiązują kasty, ścisłe podziały społeczne i...
Cena Stradivariusów jest porównywalna do wyceny statku kosmicznego.
Niektóre egzemplarze spod ręki mistrza Stradivariego dochodzą do 20 milionów dolarów, ale bywają i droższe, te dotknięte dłonią wirtuozów, którzy dobywali z nich krystalicznie czysty dźwięk.
Taki prezent otrzymuje Nejiko Suwa, utalentowana japońska skrzypaczka z rąk ministra propagandy III Rzeszy.
To dar - symbol, prezent - pieczęć, która ma honorować przymierze między Japonią a hitlerowskimi Niemcami, bowiem jest rok 1943 i Wielkie Niemcy kontynuują swój zwycięski pochód.
Ambitny ojciec Neijko puchnie z dumy.
Neijko również nie posiada się ze szczęścia. Jeszcze nie wie, że oto stała się pionkiem w niebezpiecznej grze, a Stradivariusy, których orzechowe drewno dotyka drżącymi palcami, żyją własnym życiem.
Ale to na nich będzie koncertować w ogarniętej szałem wojny Europie.
"Dusza skrzypiec brzmi jak przerażone krzyki, wycie i szlochy, jak przenikliwy pisk kół hamującego na szynach pociągu, jak rozpaczliwe wołania o pomoc wszystkich dusz uwięzionych w ciałach."
To opowieść o rozdarciu między pasją a bezwzględnością polityki i brutalnością wojny, oparta na prawdziwej historii. Aż prosi się o ekranizację i zapewne powstanie przejmujący film.
To piękna historia, choć trochę zbyt oszczędna w słowach. Może, gdyby nie był to debiut, tych emocji byłoby oddanych o wiele więcej. Trochę mi tu ich zabrakło.
Cena Stradivariusów jest porównywalna do wyceny statku kosmicznego.
Niektóre egzemplarze spod ręki mistrza Stradivariego dochodzą do 20 milionów dolarów, ale bywają i droższe, te dotknięte dłonią wirtuozów, którzy dobywali z nich krystalicznie czysty dźwięk.
Taki prezent otrzymuje Nejiko Suwa, utalentowana japońska skrzypaczka z rąk ministra propagandy III Rzeszy.
To dar...
Jest taki film „Kabaret” z Lizą Minelli.
A w nim scena, gdy na lokalnym pikniku blond cherubinek w brunatnej koszuli słodko intonuje piosneczkę.
Za chwilę dołączają wszyscy, a piosneczka grzmi potężnym hymnem o złowieszczym refrenie: „Jutro należy do mnie!”
Ponieważ ta scena wywołuje we mnie ciarki za każdym razem i ponieważ wciąż szukam odpowiedzi, dlaczego niemal cały naród uwierzył, że są nadludźmi, sięgnęłam po tę książkę.
To nie jest opowieść o miłości.
To nie jest tylko opowieść o miłości.
To wielogłos. Chór rozpisany na wiele głosów: Gruppenführerki opętanej wizją Wielkich Niemiec, syna pruskiego generała, brygadzistki z fabryki proszku do pieczenia i tych, którzy znaleźli się naraz poza burtą: Cyganki, Żydówki, a i nastolatka, który nijak przystawał do aryjskiego ideału.
I tak, dzięki tej książce zrozumiałam przesłanie piosenki z filmu, nie znając słowa po niemiecku…
Za to i za emocje dziękuję Autorce.
Jest taki film „Kabaret” z Lizą Minelli.
A w nim scena, gdy na lokalnym pikniku blond cherubinek w brunatnej koszuli słodko intonuje piosneczkę.
Za chwilę dołączają wszyscy, a piosneczka grzmi potężnym hymnem o złowieszczym refrenie: „Jutro należy do mnie!”
Ponieważ ta scena wywołuje we mnie ciarki za każdym razem i ponieważ wciąż szukam odpowiedzi, dlaczego niemal cały...
Z twarzy podobny do nikogo.
Ot, sympatyczny pan z wąsem.
Lubił spacerować, chodzić nad Rusałkę.
Lubił liczyć wagony pędzących pociągów.
Lubił odsuwać płyty i podnosić wieka trumien.
I lubił kobiety. Najbardziej te uległe.
Czy człowiek rodzi się bestią, czy też się nią staje?
Okoliczności były sprzyjające: ojciec alkoholik, obojętna matka i starszy brat, którego mały Edek odwiedzał co dzień z matką na cmentarzu. “Żałuję, że nie utopiłam cię w pierwszej kąpieli”, powie mu na dobranoc.
Niepotrzebny, niekochany, wyzywany, kobietę życia spotka w grobie. Ona pierwsza go nie wyśmieje i nie odtrąci, z nią będzie mógł wszystko.
Każda kolejna będzie po prostu następną o twarzy bez znaczenia.
Tak rodzi się bestia.
A taki był niepozorny, ot sympatyczny pan z wąsem.
ps.
Brawa dla Autora. Raz że materia trudna, dwa - rzadko mam tak, że czuję jakbym siedziała w głowie narratora.
Z twarzy podobny do nikogo.
Ot, sympatyczny pan z wąsem.
Lubił spacerować, chodzić nad Rusałkę.
Lubił liczyć wagony pędzących pociągów.
Lubił odsuwać płyty i podnosić wieka trumien.
I lubił kobiety. Najbardziej te uległe.
Czy człowiek rodzi się bestią, czy też się nią staje?
Okoliczności były sprzyjające: ojciec alkoholik, obojętna matka i starszy brat, którego mały Edek...
Mój problem z większością rodzimych powieści grozy jest taki, że zwykle okazują się podkręconymi obyczajówkami bądź prawdopodobieństwo danej historii jest bliskie opadom śniegu w Wigilię.
Dziś dorzucam do ów zbioru „Służącą”. Nie wiem, jak w XXI wieku, w 33-tysięcznym mieście (czyli nie jest to środek puszczy) posiadając smartfon, zdolność mówienia, zdrowe kończyny i troskę rodziny, można dać się zapędzić w odgrywanie kabaretu żywcem z „Opowieści podręcznej”.
I to by było na tyle.
Mój problem z większością rodzimych powieści grozy jest taki, że zwykle okazują się podkręconymi obyczajówkami bądź prawdopodobieństwo danej historii jest bliskie opadom śniegu w Wigilię.
Dziś dorzucam do ów zbioru „Służącą”. Nie wiem, jak w XXI wieku, w 33-tysięcznym mieście (czyli nie jest to środek puszczy) posiadając smartfon, zdolność mówienia, zdrowe kończyny i...
„Gałęziste” to do połowy całkiem sprawnie napisana książka. W pewnym momencie wytraca impet i zamiast serwować grozę, mimowolnie angażuje czytelnika w domorosłą terapię pary podchodzącej mentalnością pod gimbazę.
Główna bohaterka co kilka stron ratuje z opresji chamowatego partnera-gbura, na którego życie czyha na każdym rogu podstępna cukrzyca.
Poznając ich losy nie dawało mi spokoju dlaczego ta dwójka się nie zawinęła i nie opuściła trefnego miejsca zaraz nazajutrz? Co ich w tych Białodębach trzymało? Byli mobilni, mieli samochód i kasę, a zachowywali się jak na środku pustyni Gobi, rzuceni między Chiny a Mongolię.
Nie wiem, jak bardzo trzeba być upartym, aby długi weekend koniecznie chcieć spędzać pod jednym dachem z nieboszczykiem, męczyć się po nocach nie mogąc spać, znosić zwidy i omamy oraz gospodynię łypiącą wilkiem, wreszcie nasłuchiwać intruzów kręcących się pod drzwiami, włażących bez pardonu do naszego pokoju albo manifestujących się w łazience pod postacią „tego czegoś za plecami”.
Ja nie wiem, ja bym tam wiała.
I żadne mosty w Stańczykach ani inne Góry Zamkowe by mnie nie zatrzymały. Dlatego m.in. ciut mi się nie spina cała ta historia.
„Gałęziste” to do połowy całkiem sprawnie napisana książka. W pewnym momencie wytraca impet i zamiast serwować grozę, mimowolnie angażuje czytelnika w domorosłą terapię pary podchodzącej mentalnością pod gimbazę.
Główna bohaterka co kilka stron ratuje z opresji chamowatego partnera-gbura, na którego życie czyha na każdym rogu podstępna cukrzyca.
Poznając ich losy nie...
Jedno to wiedzieć, drugie co z tą wiedzą później zrobić?
Parasiewicz piórem odprawia gusła i oto przenosimy się do Paryża z początku wieku. Oczami miejskiej praczki oglądamy co dnia burą Sekwanę z barki na której pracuje Marie. Widzimy sławny Montmartre, wdychamy zapach cukrowych rogalików z tamtejszych cukierni, ale i gnojówki, wylewanej wprost do rynsztoków. I tak, strona po stronie dajemy się wciągnąć w emocjonalny tygiel.
Jak to jest znać los każdego, kogo się spotka? Jak z tą wiedzą później żyć? Czy można zmienić przeznaczenie?
“Przepowiem ci przyszłość” to opowieść o namiętnościach, żądzach i pragnieniu posiadania drugiego człowieka na własność.
Zatraciłam się w tej powieści.
Zatrzymała dla mnie czas.
Jedno to wiedzieć, drugie co z tą wiedzą później zrobić?
więcej Pokaż mimo toParasiewicz piórem odprawia gusła i oto przenosimy się do Paryża z początku wieku. Oczami miejskiej praczki oglądamy co dnia burą Sekwanę z barki na której pracuje Marie. Widzimy sławny Montmartre, wdychamy zapach cukrowych rogalików z tamtejszych cukierni, ale i gnojówki, wylewanej wprost do rynsztoków. I tak,...