Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Jedna z najbardziej oryginalnych, awangardowych książek, jakie dane było mi czytać. I jak to bywa z takimi eksperymentalnymi formami, trudno jest jednoznacznie stwierdzić, o czym była. O Navidsonach? O Zampano? O Johnnym? A może jednak o jego matce? Każde zdanie sugeruje co innego, każdy bohater kłamie, manipuluje, naciąga rzeczywistość (czasem nawet się z tym nie kryjąc). Jeśli oczekujesz odpowiedzi – niekoniecznie podanych na tacy, ale jakichś, jakichkolwiek, o które można by się zaczepić – to źle trafiłeś/aś. Kończę czytać, wiedząc tyle samo, co przed czytaniem.

Tym, co najbardziej rzuca się w oczy jest słynna już typografia tekstu, momentami utrudniająca bardzo czytanie i przyprawiająca o zawroty głowy (co oczywiście jest zabiegiem celowym, stosowanym przy opisach niewiarygodnej natury domu). Do odczytania niektórych fragmentów potrzebne jest nawet lustro! I o ile kolejne wyliczenia fikcyjnych źródeł to coś, czego aż tak nie szkoda przegapić (chyba że jest się wyjątkowo napalonym na satyrę stylu akademickiego, która jest tu właściwie wiodącym motywem), o tyle jeśli czytelnik podda się przy odkodowywaniu listów od matki Johnnego, przegapi coś, co zmieni całe jego postrzeganie książki i zamiesza mu w głowie jeszcze bardziej…o ile to w ogóle możliwe.

Trudno dokładniej omówić geniusz tej książki bez spoilerów, zakończę więc małą pretensją osobistą o to, że „Dom z liści” jest obecnie tak niedostępny w Polsce. Miesiącami(!) starałam się kupić tę książkę, która to transakcja doszła zresztą w końcu do skutku nieoficjalnymi kanałami – jakaś dobra dusza na portalu społecznościowym sprzedała mi swój egzemplarz kupiony jeszcze wtedy, kiedy książki były normalnie dostępne w Empiku. Zagranicą jest to absolutny klasyk, szeroko komentowany, interpretowany i adaptowany. Okropne, że tytaniczna praca, jaką musieli wykonać tłumacze i redaktorzy tak cholernie trudnego tekstu (trudnego do odtworzenia graficznie jak i merytorycznie), odeszła w Polsce w zapomnienie. Jeśli kiedykolwiek wznowiony zostanie druk, kupię na pewno drugi, nowy egzemplarz dla potomnych.

Jedna z najbardziej oryginalnych, awangardowych książek, jakie dane było mi czytać. I jak to bywa z takimi eksperymentalnymi formami, trudno jest jednoznacznie stwierdzić, o czym była. O Navidsonach? O Zampano? O Johnnym? A może jednak o jego matce? Każde zdanie sugeruje co innego, każdy bohater kłamie, manipuluje, naciąga rzeczywistość (czasem nawet się z tym nie kryjąc)....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już widzę, że moja przygoda z Balzakiem, nawet jeśli zdecyduję się ją kontynuować (a pewnie tak będzie), nie odbędzie się bezkonfliktowo. Mam dość wysoki próg wytrzymałości na dygresje o niczym, naprawdę. Wśród moich ulubionych pisarzy znajdują się Dostojewski, Eco czy Wilde. Ale to jest już detaliczność do potęgi, którą trochę ciężko mi się trawi. Książkę otwiera nam przepotężny opis gospody, w której mieszkają bohaterowie, a potem ich wszystkich po kolei, włącznie z gospodynią, nie zapomina też Balzac wspomnieć o rodzinie i historii życiowej każdego z nich. Troszeczkę potrafi to zmęczyć, i pomimo tej masy informacji podanych mi na tacy o każdej z postaci, nadal momentami miałam problemy ze zrozumieniem łączących ich relacji rodzinnych albo odróżnieniu od siebie nawzajem.

Choć odnoszę się do książki dość krytycznie, zakończenie z pewnością jest mistrzowskie i je głównie czytelnik z lektury zapamięta. Choć nierzadko wieje tu nudą, ostatni akt wstrząsnął mną, zaangażował w wydarzenia, które przez ostatnie trzysta stron wchodziły mi jednym uchem, a drugim zaraz wychodziły. Nie było chyba czytelnika, który nie życzył jak najlepiej ojcu Goriot, gdy przyszło co do czego. Może nie była to najprzyjemniejsza dla mnie lektura, ale odcisnęła jakieś piętno, a to w sztuce dla mnie najważniejsze.

Już widzę, że moja przygoda z Balzakiem, nawet jeśli zdecyduję się ją kontynuować (a pewnie tak będzie), nie odbędzie się bezkonfliktowo. Mam dość wysoki próg wytrzymałości na dygresje o niczym, naprawdę. Wśród moich ulubionych pisarzy znajdują się Dostojewski, Eco czy Wilde. Ale to jest już detaliczność do potęgi, którą trochę ciężko mi się trawi. Książkę otwiera nam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie oceniam, nie ma to sensu. To jak oceniać Biblię albo Kodeks Hammurabiego. W dużej mierze pieśń pochwalna dla Mieszka II, według obecnej wiedzy historycznej raczej dosyć przeciętnego króla. Można się czegoś dowiedzieć, ale przedstawione fakty trzeba weryfikować i traktować z przymrużeniem oka, bo niejeden został przez historyków obalony.

Nie oceniam, nie ma to sensu. To jak oceniać Biblię albo Kodeks Hammurabiego. W dużej mierze pieśń pochwalna dla Mieszka II, według obecnej wiedzy historycznej raczej dosyć przeciętnego króla. Można się czegoś dowiedzieć, ale przedstawione fakty trzeba weryfikować i traktować z przymrużeniem oka, bo niejeden został przez historyków obalony.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Znalazłam na półce na działce. Nie mam pojęcia, skąd się tam wzięła. Połknęłam z zainteresowaniem, ale denerwowała mnie powierzchowność w omawianiu niektórych postaci, momentami zbyt odważne wnioski (ktoś prowadził skromne życie seksualne, więc na pewno był impotentem…?), również archaizacja języka w wydaje się przeprowadzona bez ładu i składu. Daję dobrą ocenę, bo powtarzam, że książka bardzo mnie zainteresowała i sporo z niej zapamiętam. Uważam jednak, że lepiej by wyszła na ograniczeniu liczby postaci, które omawia, a w zamian poświęceniu im więcej czasu niż te zawrotne dwie strony na głowę.

Znalazłam na półce na działce. Nie mam pojęcia, skąd się tam wzięła. Połknęłam z zainteresowaniem, ale denerwowała mnie powierzchowność w omawianiu niektórych postaci, momentami zbyt odważne wnioski (ktoś prowadził skromne życie seksualne, więc na pewno był impotentem…?), również archaizacja języka w wydaje się przeprowadzona bez ładu i składu. Daję dobrą ocenę, bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Komentarz może niekoniecznie do samej treści książki, ale jakież to smutne, że figuruje pod kategorią "biznes i finanse". Czy tak tam w tym korpo traktujecie konkurencję, czy też nie daj Boże klienta? Ja czytałam z zainteresowania historią starożytną i z taką motywacją odchodzę z lektury zadowolona. Szkoda mi tych, którzy szukają tu poradnika przedsiębiorczości.

Komentarz może niekoniecznie do samej treści książki, ale jakież to smutne, że figuruje pod kategorią "biznes i finanse". Czy tak tam w tym korpo traktujecie konkurencję, czy też nie daj Boże klienta? Ja czytałam z zainteresowania historią starożytną i z taką motywacją odchodzę z lektury zadowolona. Szkoda mi tych, którzy szukają tu poradnika przedsiębiorczości.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przełom w historii literatury, do którego zerkało później wielu pisarzy, filozofów, a nawet protopsychologów. Jak na swe czasy powieść niezwykle postępowa, napisana w sposób empatyczny nawet dla najgorszych bohaterów, chociażby pedofila Swidrygajłowa. Dostojewski oddaje głos swoim postaciom, pozwala im mówić (DUŻO), a czytelnikowi pozwala poznać je i zrozumieć.

Nie mogę powiedzieć, bym zgadzała się ze wszystkimi wysnutymi przez Dostojewskiego wnioskami, w tej książce jak i w ogóle, ale nie mogę nie czuć do niego wielkiego szacunku. Moim zdaniem – jeden z najlepszych, najbardziej wpływowych pisarzy w historii.

Przełom w historii literatury, do którego zerkało później wielu pisarzy, filozofów, a nawet protopsychologów. Jak na swe czasy powieść niezwykle postępowa, napisana w sposób empatyczny nawet dla najgorszych bohaterów, chociażby pedofila Swidrygajłowa. Dostojewski oddaje głos swoim postaciom, pozwala im mówić (DUŻO), a czytelnikowi pozwala poznać je i zrozumieć.

Nie mogę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wstrząsająca książka. Chociaż styl jest prosty w odbiorze, ze względu na tematykę czyta się niezwykle ciężko i historia ta zostanie w mojej pamięci jeszcze długo, długo…

Prześladowania homoseksualistów w III Rzeszy były pomijane i minimalizowane, a homoseksualność pozostawała karana jeszcze długie lata po upadku wszelkich reżimów. Do dziś mniej się o tym mówi, ponadto można w internecie znaleźć wiele zatrważających zakłamań. Jakoby niby więźniowie o różowym trójkącie byli brutalnymi gwałcicielami, których bali się wszyscy pozostali. Wszystko to z nienawiści i pogardy, która nadal – pomimo lat, pomimo dyskryminacji, która na przestrzeni lat przyjmowała ekstremalne formy – utrzymuje się w naszym społeczeństwie.

I to jest straszne. I to przeraża.

Wstrząsająca książka. Chociaż styl jest prosty w odbiorze, ze względu na tematykę czyta się niezwykle ciężko i historia ta zostanie w mojej pamięci jeszcze długo, długo…

Prześladowania homoseksualistów w III Rzeszy były pomijane i minimalizowane, a homoseksualność pozostawała karana jeszcze długie lata po upadku wszelkich reżimów. Do dziś mniej się o tym mówi, ponadto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Junji Ito to mistrz współczesnego weird fiction, duchowy spadkobierca Lovecrafta po odjęciu niezręcznego rasizmu. Jego prace zainspirowały dziesiątki przeróbek, adaptacji jak i osobnych dzieł. Moim zdaniem – absolutnie słusznie.

Uwielbiam horror, ale nudzą mnie już trochę potwory, duchy i seryjni mordercy. Groza to niestety jeden z najbardziej odtwórczych gatunków, zwłaszcza jeśli chodzi o film. Czasem mam wrażenie, że czytam czy oglądam historie wycięte z tych samych foremek, tylko trochę inaczej ułożonych. Z Ito nie mam takiego poczucia. Tylko on z tak spektakularnymi efektami odważa się na oryginalność i swoimi głównymi antagonistami czyni rzeczy, które wydają się jako straszak zupełnie absurdalne. I tak powstało „Uzumaki”. Jeden z najbardziej przerażających, najbardziej oryginalnych i najlepszych horrorów, jakie czytałam czy oglądałam w życiu.

Zwykle nie odznaczam na tej stronie mang, ale dla tej robię wyjątek. Jeszcze dużo wody w rzece upłynie, zanim mnie jakiś komiks tak zachwyci.

Junji Ito to mistrz współczesnego weird fiction, duchowy spadkobierca Lovecrafta po odjęciu niezręcznego rasizmu. Jego prace zainspirowały dziesiątki przeróbek, adaptacji jak i osobnych dzieł. Moim zdaniem – absolutnie słusznie.

Uwielbiam horror, ale nudzą mnie już trochę potwory, duchy i seryjni mordercy. Groza to niestety jeden z najbardziej odtwórczych gatunków,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

A jednak się nie rozczarowałam, przeciwnie, nie przewidziałam, że tak mi się twórczość Ranpo spodoba. Ogromna szkoda, że tak niewiele jego dzieł zostało przetłumaczonych na polski, bo z chęcią poczytałabym jeszcze, wręcz odczuwam pewien niedosyt.

Szalenie mi odpowiada, jak bardzo się autor gimnastykuje, by zadać czytelnikowi oryginalnych wrażeń, mimo że inspiruje się przecież tak wyraźnie pisarzami zachodnimi. Widocznie fascynuje go koncepcja morderstwa „naokoło” i na pewno w życiu bym nie wpadła nawet na połowę tych zbrodni pozornie idealnych, które są tu opisane. Atmosferę charakteryzuje rozkoszna makabreska, zwłaszcza w Gąsienicy, która zostawiła na mnie chyba największy ślad i którą będę pamiętać najdłużej, o idealnie wyważonej proporcji perwersji, obrzydliwości i psychologicznego studium.

Coś innego, a jednak w formie inspirowanej naszą, tak więc dla zachodniego czytelnika zdecydowanie łatwiejsze do strawienia.

A jednak się nie rozczarowałam, przeciwnie, nie przewidziałam, że tak mi się twórczość Ranpo spodoba. Ogromna szkoda, że tak niewiele jego dzieł zostało przetłumaczonych na polski, bo z chęcią poczytałabym jeszcze, wręcz odczuwam pewien niedosyt.

Szalenie mi odpowiada, jak bardzo się autor gimnastykuje, by zadać czytelnikowi oryginalnych wrażeń, mimo że inspiruje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Molier to ewenement, autor o tak niespotykanej zdolności obserwacji i oddania ludzkich zachowań, zarówno realistycznie, jak i zabawnie. Moralizm w najlepszym wydaniu; tak się poucza czytelnika z klasą.

Molier to ewenement, autor o tak niespotykanej zdolności obserwacji i oddania ludzkich zachowań, zarówno realistycznie, jak i zabawnie. Moralizm w najlepszym wydaniu; tak się poucza czytelnika z klasą.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wiedziona wspomnieniami filmu spodziewałam się beletrystyki, a tu zonk – mija dziesięć stron, dwadzieścia – o cholera, to chyba opracowanie. Czy się rozczarowałam? Raczej nie.

Jestem pod ogromnym wrażeniem szczegółowości w opisie akcji, mam wrażenie, że pochylono się praktycznie nad każdą minutą. Przez relacje z pierwszej ręki, przywoływanie dokładnej treści rozmów, telegramów i tak dalej udaje się uniknąć przy tym naukowej suchości i skupić na tym, co najważniejsze – na ludziach. Nie tylko tych wielkich, zapamiętanych przez historię przywódcach, których zdjęcia możemy oglądać w podręcznikach od historii, ale i zwykłych szeregowcach. Jedni zginęli bohatersko, drudzy przez zupełnie bezsensowny, tragiczny wypadek, czasem jeszcze zanim zaczęła się właściwa walka, ale nad każdą z tych śmierci autor się zatrzymuje. Wybrzmiewa współczucie, zrozumienie, wybrzmiewa po prostu szacunek i humanistyczne podejście do tematu wojny. To nie plastikowe strzałki poruszają się po mapie w gabinetach wielkich generałów, a czyiś synowie, bracia i mężowie idą być może na śmierć. Podoba mi się takie spojrzenie. Gdzie inni rozwlekaliby się nad cyferkami i strategicznym znaczeniem tego czy innego ruchu, Ryan opowiada anegdoty przekazane przez tych, którzy przeżyli, czasem zabawne, czasem niewyobrażalnie tragiczne.

Z czasem coraz wyraźniej wybrzmiewa ogólna refleksja nad wojną i kondycją ludzką, nie tylko samą operacją Market-Garden. Choć o niej oczywiście dowiemy się najwięcej (właściwie więcej, niż spodziewalibyśmy się, że można się o niej dowiedzieć), książka skłania do szerszego zastanowienia. Polecam, ale uprzedzam, że lektura jest albo dla pasjonatów, albo dla wytrwałych.

Wiedziona wspomnieniami filmu spodziewałam się beletrystyki, a tu zonk – mija dziesięć stron, dwadzieścia – o cholera, to chyba opracowanie. Czy się rozczarowałam? Raczej nie.

Jestem pod ogromnym wrażeniem szczegółowości w opisie akcji, mam wrażenie, że pochylono się praktycznie nad każdą minutą. Przez relacje z pierwszej ręki, przywoływanie dokładnej treści rozmów,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na pobyt w ośrodku podobnym do opisanego lektura idealna, momentami wręcz zbyt prawdziwa. Choć nie mam problemu z alkoholem, właściwie to w ogóle nie piję, identyfikowałam się mocno z narratorem w wielu chwilach. Historie niektórych deliryków są przerażające, inne lżejsze, czasem nawet przejawi się jakiś akcent humorystyczny, głównie w charakterze śmiechu przez łzy. Czyta się szybko i bardzo przyjemnie, lektura wciąga bez opamiętania.

Zarzuty mam właściwie dwa. Pierwszy jest dość oczywisty, a zarazem troszkę spoilerowy, więc uwaga – miłość? Serio? Okej. Rozumiem, że to pewnie – jak prawie wszystko w tej książce – motyw autobiograficzny, ale wychodzi trochę kiczowato, zwłaszcza po tylu scenach ilustrujących, czasem wręcz wprost tłumaczących czytelnikowi, dlaczego narrator nie może, nie chce przestać, próbował mnóstwo razy bez powodzenia i nie widzi na to nadziei. A jednak, no proszę. Wystarczyła baba, że tak się trochę złośliwie wyrażę. Drugi zarzut jest powodem, dla którego Pilcha jednocześnie uwielbiam i nienawidzę; jego oczytanie. Jestem pełna podziwu dla jego elokwencji, stylu, znajomości literatury czy filozofii, naprawdę. Ale zajeżdża czasem niepohamowanym snobizmem, przez który miewam wrażenie, że przez te niezliczone dygresje autor sam zapomniał, co właściwie chciał powiedzieć. Gdy wymienia z nazwiska wszystkich tych poważnych panów, których czytuje, zdaje się momentami mówić: „patrz, chamie, widzisz, ile ci brakuje do mojego poziomu?”. Z drugiej strony czasem te dygresje, nawiązania i strumienie świadomości wychodzą często tak kunsztownie, że może ten domniemany przeze mnie narcyzm Pilcha jest chociaż troszeczkę uzasadniony…

Podsumowując, dobra, mocna książka. Kto ma problemy, zrozumie. Kto nie ma, zrozumie także.

Na pobyt w ośrodku podobnym do opisanego lektura idealna, momentami wręcz zbyt prawdziwa. Choć nie mam problemu z alkoholem, właściwie to w ogóle nie piję, identyfikowałam się mocno z narratorem w wielu chwilach. Historie niektórych deliryków są przerażające, inne lżejsze, czasem nawet przejawi się jakiś akcent humorystyczny, głównie w charakterze śmiechu przez łzy. Czyta...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Srebrne oczy Kira Breed-Wrisley, Scott Cawthon
Ocena 7,1
Srebrne oczy Kira Breed-Wrisley,...

Na półkach:

Książkę przeczytałam podczas długiego pobytu w szpitalu – miała ja przy sobie koleżanka z sali. Jestem jej za to wdzięczna, bo inaczej sama z siebie nie przysłaby do mnie chyba ta fala rozkosznej nostalgii. Kto nie pamięta czasów, kiedy FNaF nie schodził z ust uczniom najmłodszych klas podstawówki? Milionów piosenek, absurdalnych teorii, podniecenia z zapowiedzi nowych części. Przyznaję bez wstydu, że pod wpływem nagłego przypomnienia sobie o czasach mojej własnej na punkcie FNaFów obsesji włączyłam niejedną z piosenek, którymi tak się zachwycałam.

Sama książka jaka jest? Taka sobie. Raczej mało kreatywna, kto zna fabułę gier, ten nic nowego z niej nie wyniesie. Styl znośny, ale niepowalający, przypominający trochę fanfik na Wattpadzie, zwłaszcza jeśli chodzi o dialogi i charakteryzację postaci (trudno powiedzieć to naokoło; momentami po prostu mrozi). Ocenę nadaję jednak z perspektywy osoby, która podnosi ją bez znajomości serii, bo sądzę, że sama FNaFowa kanwa się broni i czyni tę historię ciekawą. Mnie osobiście zresztą też się zupełnie podobała, choć daej stoję przy swoim i uważam ją za mierną. Dlaczego? Bo to FNaF. Bo to dzieciństwo. Bo czasem trzeba wyłączyć swoje zakrawające o sufit standardy i pozwolić sobie wrócić do czasów, kiedy wszystko było prostsze.

Książkę przeczytałam podczas długiego pobytu w szpitalu – miała ja przy sobie koleżanka z sali. Jestem jej za to wdzięczna, bo inaczej sama z siebie nie przysłaby do mnie chyba ta fala rozkosznej nostalgii. Kto nie pamięta czasów, kiedy FNaF nie schodził z ust uczniom najmłodszych klas podstawówki? Milionów piosenek, absurdalnych teorii, podniecenia z zapowiedzi nowych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gogol, dowcipnisiu, otwierając książkę pod tytułem "Martwe dusze" spodziewałam się wszystkiego, tylko nie komedii...

Lekki, zgrabny język, dzięki któremu jestem w stanie wybaczyć autorowi każdą niepotrzebną dygresję i insze peregrynacje, zaczarował mnie od początku. Potem do oczarowania językiem dołączył zachwyt nad tak genialnym zmysłem obserwacji, który pozwolił Gogolowi tak bezbłędnie wytypować najrozmaitsze charaktery ludzkie. Jak książka o kupowaniu, nie bójmy się tego słowa, praktycznie niewolników, była w stanie zachować tak cudowną ponadczasowość, to jest jakiś światowy ewenement.

Ogromna szkoda, że nie ukazała się nigdy reszta trylogii, w związku z czym zapowiedzi narratora na temat dalszych przygód Cziczikowa wypadają dosyć ponuro.

Gogol, dowcipnisiu, otwierając książkę pod tytułem "Martwe dusze" spodziewałam się wszystkiego, tylko nie komedii...

Lekki, zgrabny język, dzięki któremu jestem w stanie wybaczyć autorowi każdą niepotrzebną dygresję i insze peregrynacje, zaczarował mnie od początku. Potem do oczarowania językiem dołączył zachwyt nad tak genialnym zmysłem obserwacji, który pozwolił Gogolowi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Arcydzieło, po skończeniu od razu mam ochotę przeczytać jeszcze raz.

Arcydzieło, po skończeniu od razu mam ochotę przeczytać jeszcze raz.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Może jestem płytka, może niewyrobiona, nie znam się na zakamarkach ludzkiej duszy, ale jakie to było nudne, drogi Boże, a z jakim bubkiem jesteśmy zmuszeni dzielić to sto ileś stron jako naszym głównym bohaterem. Całą akcję stanowią wewnętrzne przeżycia tytułowego cierpiętnika, jego rozmyślania nad tym, jak mu w życiu źle, bo go Lotta nie chciała, a w końcu urocza gloryfikacja sceny napastowania seksualnego. Słodko.

Nie chcę dawać tej książce jedynki, bo akurat w opisach cierpienia nie mogę powiedzieć, że Goethe zawodzi. Wiele fragmentów tej książki do mnie dotarło, identyfikowałam się z głównym bohaterem. Ale to wszystko tonie w morzu słów, które nic nie znaczą, do niczego nie prowadzą, niczego nie podsumowują. Sympatia i współczucie dla Wertera zostają zaś pogrzebane pod grubą warstwą jego rosnącej obsesji na punkcie Lotty, która robi się coraz bardziej niekomfortowa. W porządku, gdyby tak miało być. Ale nie miało. Czyta się to tak, jakbyśmy mieli współczuć biednemu Werterowi i darzyć go sympatią, narrator w ten sposób się też wypowiada. Dlaczego? Co w tym odrażającym typie, którego dzisiaj nazwalibyśmy stalkerem, toksykiem i manipulantem, ma budzić we mnie pozytywne odczucia? Werter to duże dziecko, które tupie nóżką, bo kobieta, co do której od początku wiedział, że jest zajęta, nie rzuca wszystkiego, żeby uganiać się za jakimś depresyjnym staruchem. Oh, the horror!

Wyżywam się, nie powiem, że nie. Ostatecznie powinnam była wiedzieć, czego się spodziewać, i jakoś bardziej się na to psychicznie przygotować. Cóż. Chyba faktycznie jestem za płytka.

Może jestem płytka, może niewyrobiona, nie znam się na zakamarkach ludzkiej duszy, ale jakie to było nudne, drogi Boże, a z jakim bubkiem jesteśmy zmuszeni dzielić to sto ileś stron jako naszym głównym bohaterem. Całą akcję stanowią wewnętrzne przeżycia tytułowego cierpiętnika, jego rozmyślania nad tym, jak mu w życiu źle, bo go Lotta nie chciała, a w końcu urocza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie miałabym z tym komiksem najmniejszego problemu, gdyby nie był taki przereklamowany. Naprawdę. Ot, komiksik o miłości dwóch chłopaków, słodko, cukierkowo, w internecie takich na pęczki i więcej. Jak na webtoona nie jest ani wybitnie, ani jakoś źle.

Ale nagle boom, wydrukowali, postawili na honorowej półce w empiku, nakręcili serial, no to to musi być chyba coś dobrego, prawda? No to otworzę, przeczytam...i to właśnie rozczarowanie, którego doznałam, jest powodem tej oceny. Zero głębi. Po prostu dosłowne zero. Nie dziwi mnie wcale, że sloganem tej serii są słowa "chłopak spotyka chłopaka", bo nic więcej się w tej historii nie dzieje. On spotyka jego, zakochują się w sobie. I to wystarczy, żeby napisać bestseller, który zekranizuje sam pan i władca Netflix? Nie mam pretensji do romansu o to, że jest romansem, nawet jeśli to nie jest stricte mój ulubiony gatunek. Przecież jest wiele historii romantycznych, które mają jakiś polot, pomysł na siebie, interesujące postacie. I tak, geje też są. Więc czemu Heartstopper?

Odchodzę od lektury z dosyć smutną konstatacją, że niektórzy łykną wszystko, póki przystempluje się to tęczą. Nie winię ich za to, sama bardzo chętnie sięgam i szukam wątków LGBT, bo mnie one obchodzą i są mi bliskie. Ale szanujmy się wszyscy i nie oszukujmy sami siebie, że Heartstopper to jest mistrzostwo świata tylko dlatego, że dla odmiany zakochuje się w sobie dwóch chłopaków.

Nie miałabym z tym komiksem najmniejszego problemu, gdyby nie był taki przereklamowany. Naprawdę. Ot, komiksik o miłości dwóch chłopaków, słodko, cukierkowo, w internecie takich na pęczki i więcej. Jak na webtoona nie jest ani wybitnie, ani jakoś źle.

Ale nagle boom, wydrukowali, postawili na honorowej półce w empiku, nakręcili serial, no to to musi być chyba coś dobrego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Absurdalne zakończenie zrzućmy na czasy i konwencję i przyjrzyjmy się samemu oferowanemu humorowi i zręczności w tkaniu coraz to kolejnych utrudnień dla bohaterów. Jako komedia Skąpiec się prawie w ogóle nie zestarzał, bo któż nie zna takiego Harpagona? Czyta się bardzo przyjemnie. Z pewnością kiedyś jeszcze do tego dramatu powrócę.

Absurdalne zakończenie zrzućmy na czasy i konwencję i przyjrzyjmy się samemu oferowanemu humorowi i zręczności w tkaniu coraz to kolejnych utrudnień dla bohaterów. Jako komedia Skąpiec się prawie w ogóle nie zestarzał, bo któż nie zna takiego Harpagona? Czyta się bardzo przyjemnie. Z pewnością kiedyś jeszcze do tego dramatu powrócę.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzadko używam tego przymiotnika w odniesieniu do literatury, ale ta książka była ładna. Ładna historia, ładny pomysł, ładna kreacja postaci Profesora. Przyznaję, że się wzruszyłam, chociaż nie zdarza mi się to jakoś bardzo często. Profesor przypominał mi może kogoś znajomego.

Nie powiem, że nie cierpię matematyki aż tak, jak wiem, że nie cierpią jej niektórzy humaniści. Przede wszystkim rozchodzą się nasze z Profesorem opinie z zakresu filozofii matematyki, bo ja uważam ją za wynalezioną, nie odkrytą. Niemniej, jak już niektórzy wspominali, przy tej historii można matematykę z łatwością zacząć chociaż szanować, nawet jeżeli nie lubić.

Rzadko używam tego przymiotnika w odniesieniu do literatury, ale ta książka była ładna. Ładna historia, ładny pomysł, ładna kreacja postaci Profesora. Przyznaję, że się wzruszyłam, chociaż nie zdarza mi się to jakoś bardzo często. Profesor przypominał mi może kogoś znajomego.

Nie powiem, że nie cierpię matematyki aż tak, jak wiem, że nie cierpią jej niektórzy humaniści....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Takiego bubla to dawno nie czytałam, i jestem w szczerym szoku, no bo to taki klasyk, bo to Biblia hipisów, ochy, achy i insze zawołania. I zgadzam się, że przypomina Biblię pod tym względem, że tyle szumu wokół niej, ale nigdy wokół ścisłej jej treści, najwyżej wokół tego, co sobą reprezentuje (w dodatku mało który z owych posthipisów naprawdę się zaczytał).

Styl ładny, nie mówię, że nie, chociaż przez swoją manierę szybko robi się denerwujący. O głównym bohaterze powiedziano już wiele i ze wszystkimi tymi opiniami się zgadzam. Dupek, hipokryta, megaloman, jakich mało. Zostajemy zamknięci w typowym nastoletnim umyśle, co to mu się wydaje, że jest najmądrzejsi na świecie. Wszyscy są gorsi od Holdena, jak nie głupsi, to brzydsi, mniej charyzmatyczni, podlejsi i tak dalej. Cóż stąd, że z tą czy tamtym zamienił ledwie dwa zdania – o ile wcale – i tak wie, że to banda prostaków. Tymczasem postaci, do których powinniśmy według narratora czuć wraz z nim antypatię, wydają się zwykle zupełnie normalne i sympatyczne. Ciężko się czyta, za głównego bohatera mając takiego hipokrytę. Holden najpierw narzeka na obłudę i zakłamanie, po czym sam co robi? Kłamie i manipuluje, o wiele częściej niż jakikolwiek inny bohater, jakiego nam jako wielkiego fałszerza przedstawia.

I właściwie nic z tego wszystkiego nie wynika, nic się nie dzieje, wszystko zaczyna się i kończy mniej więcej w takim samym stanie. Bez przesady, że każdy rozdział ma się rozpoczynać od wybuchu. Rozumiem, że to miała być książka obfita nie w akcję, a refleksje nad kondycją ludzką, przedstawienie nam licznych, zupełnie osobnych przypadków i skłonienie do rozmyślań. Lubię także takie książki. Tymczasem w tej tak czytam sobie te typowo szesnastoletnie przemyślenia i gdzieś w 3/4 przelewa się wreszcie czara goryczy i przyznaję przed samą sobą, że mnie one kompletnie nie obchodzą. Po prostu mnie nie interesuje nic a nic to, o czym mowa. Nie pada ani jedno wartościowa myśl, zdanie, słowo, po prostu zero. Zamiast tego czytelnik daje sobie opowiadać średnio ciekawe anegdoty przeplatane od czasu do czasu kolejnymi żalami Holdena do świata o...właściwie wszystko.

Może jestem zbyt surowa, nie wiem. Ostatecznie książka nie przetrwała chyba po prostu próby czasu. Ale zważywszy na to, że nawet niektóre teksty starożytne potrafią nadal zachować aktualność, mam prawo mieć o to pretensje do książki raptem sześćdziesięcioletniej.

Takiego bubla to dawno nie czytałam, i jestem w szczerym szoku, no bo to taki klasyk, bo to Biblia hipisów, ochy, achy i insze zawołania. I zgadzam się, że przypomina Biblię pod tym względem, że tyle szumu wokół niej, ale nigdy wokół ścisłej jej treści, najwyżej wokół tego, co sobą reprezentuje (w dodatku mało który z owych posthipisów naprawdę się zaczytał).

Styl ładny,...

więcej Pokaż mimo to