-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik234
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
2019-07-12
Jest to moja pierwsza opinia na tym portalu, a także pierwsza książka Joseph'a Conrad'a jaką przeczytałem.
Oglądałem wcześniej film "Czas apokalipsy" który był inspirowany Jądrem Ciemności i uważam, że film może wręcz pomóc w jej odbiorze.
Nie dziwię się że niektórzy nie tętnią entuzjazmem nad tą lekturą, gdyż książka nie jest wbrew pozorom taka prosta.
Co prawda jest napisana w mistrzowskim stylu, czyta się lekko - historia też nie jest skomplikowana, ale jej ukryta głębia, przesłanie, może nie być już takie oczywiste.
Pierwsze skojarzenie jakie przychodziło mi do głowy to postać Hitlera.
Hitlera jako charyzmatyczną osobę, której nikt nie zna, a podziwiają tłumy. Tyle że książka powstała około 30 lat przed tym jak Hitler doszedł do władzy.
Gdy potraktujemy ją powierzchownie, wychodzi banalne opowiadanie o tajemniczym człowieku, będącym na końcu świata, w jakimś egzotycznym zupełnie dzikim miejscu, którego wszyscy wielbią jak boga.
Cała głębia tej książki ma swoje źródło w czymś innym.
Stopniowa narracja przypomina wchodzenie w jakąś głębię ludzkiej dzikości, która jest obszarem nieświadomym.
To czego jesteśmy świadomi, istnieje jako mrzonka ubrana w egzotyczne krajobrazy, barwne opisy tubylców dające poczucie że stąpamy po zupełnie nieznanym obszarze.
Moim zdaniem Conrad opisuje sferę uczuć jakie towarzyszą ludzkiej fascynacji, gdy ulega nieświadomemu popadaniu w jakiś kult fascynacji.
Tymczasem narrator zachowuje trzeźwość i staje się uważnym obserwatorem, który jest właśnie w "jądrze" tego mrocznego zjawiska ludzkiej psychiki.
Jest to więc książka o ślepym zauroczeniu, o fascynacji która łączy się z zaspokojeniem prymitywnych potrzeb człowieka, od których dzieli nas tylko malutki kroczek by dotknąć uczuć wyższych i popaść w zatracenie uwielbienia.
Jest to książka o tym, że charyzma jednostek często ma aurę ciemności, że jako ludzie ulegamy jej zatracając własną osobowość.
Jest to moja pierwsza opinia na tym portalu, a także pierwsza książka Joseph'a Conrad'a jaką przeczytałem.
Oglądałem wcześniej film "Czas apokalipsy" który był inspirowany Jądrem Ciemności i uważam, że film może wręcz pomóc w jej odbiorze.
Nie dziwię się że niektórzy nie tętnią entuzjazmem nad tą lekturą, gdyż książka nie jest wbrew pozorom taka prosta.
Co prawda jest...
Pisałem już kiedyś o tej książce komentarz i nagle zorientowałem się że zamiast pisać o książce, piszę jakąś autobiografię... i myśl: po cholerę ja to publicznie piszę!
Będąc szczerym niestety nie mogę odnieść się do tej książki inaczej jak tylko osobiście, gdyż żadna inna książka nie zrobiła takiej rewolucji w moim umyśle jak właśnie ta.
Miałem wtedy 17 lat i były to czasy bez internetu, nikt nie znał Allana Wattsa, a zajmowanie się "rozwojem duchowym" uchodziło za dziwactwo.
Czytałem wtedy różne rzeczy o buddyźmie itd, ale w porównaniu do tej pozycji, były to bardziej grzeczne, poradnikowe materiały.
Czytałem gdzieś, że "Droga zen" nie jest nawet polecana jako przewodnik wprowadzający do buddyzmu zen, że nie zaleca się jej czytać początkującym.
Nie wiem dokładnie o co chodziło, ale zapewne o to że Allan Watts pisał w erze bitników, hipisów i były to czasy psychodeliczne, nasączone LSD, ale też mogło chodzić o to, że ksiażka mogła ukazywać zen z bardziej nihilistycznej perspektywy.
Ale tak wcale nie jest. Po pierwsze Watts porównuje naszą zachodnią kulturę do kultury dalekiego wschodu, przy czym ukazuje nam na licznych przykładach, że nasza kultura jest oparta o abstrakcyjne, intelektualne myślenie, że w przeciwieństwie do Azjatów całe życie przeżywamy w konstrukcjach naszych intelektualnych umysłów, które nie są tak naprawdę naturalne, a narzucone przez konwencjonalne wychowanie.
Czytanie tego będąc nastolatkiem po prostu przerzuciło mi umysł na drugą stronę. Wiem, będąc dorosłym, ustabilizowanym człowiekiem, można czytać różne rzeczy będąc niewzruszonym. Ja natomiast przechodziłem burzę emocjonalną, duchową, intelektualną i myśli zawarte w tej książce po prostu tak otworzyły mój umysł, że nie musiałem brać LSD.
Zmieniło mi się poczucie czasu. Moja tożsamość uległa zachwianiu, przez co miałem doświadczenia które można nazwać mistycznymi, ale o książce ...
Watts wykłada nam o szczegółowo o kulturach dalekiego wschodu, pisze o różnicach w postrzeganiu samego pisma, że chińskie jest obrazowe, a nasze łacińskie abstrakcyjne,
to samo o muzyce, o tym że muzycy zapisują muzykę w sposób linearny, pismem nutowym, podczas gdy Azjaci kierują się intuicją i co z tego wynika.
Wychowanie, jak postrzegamy czas, co buduje naszą tożsamość ( składamy w umyśle ciągi konwencjonalnych etykietek i budujemy na tej podstawie opinie o ludziach, rzeczach itd
Po za tym książka jest skarbnicą koanów, wierszy haiku, opowieści (wszystko oparte o teksty źrodłowe) , tłumaczy nieporozumienia wynikające z odmienności kulturowych, po prostu jest to książka niebywała w tej tematyce. Czytałem po niej kilkadziesiąt książek w tej tematyce i nie spotkałem się z podobną.
Watts pisząc o Chinach, posuwa się nawet do tego, że ukazuje konfucjanizm jako spójny system, który przez to że stał się bardziej społeczny, wciągnięty w konwencje, wyparł dziki, nieokrzesany metafizyczny taoizm, co może tłumaczyć dlaczego Chiny są takie jakie są , a ludzie żyją w komunizmie i nawet jak im to przeszkadza, to nie tak bardzo jak w innych miejscach globu.
Nie znam lepszej książki o różnicach kulturowych między wschodem a zachodem, przy czym stawiającej serce wschodu nie jako coś odmiennego od nas, a właśnie odwrotnie, i to jest w niej genialne! Ona mówi nam, że tak naprawdę jako ludzie zachodu za bardzo się zakręciliśmy, za bardzo postrzegamy życie poprzez historię, poprzez rozum, a za mało przez bezpośrednie doświadczenie, co skutkiem jest to o czym pisał np Cioran w "Pokusie istnienia", że naszą kulturę tworzą neurotycy, a jedyni ludzie którzy przeżywają życie bez hipokryzji to żebracy, bo szczerze nie chcą nic "osiągać" i dokładnie taką wolnością żyją.
Uważam że buddyzm na zachodzie pełni rolę takiej trochę alternatywy dla psychologii, przez co wydawać się może czasem nazbyt racjonalny. Myślę że wynika to z tego, że lepsza jest taka wersja buddyzmu (bardziej racjonalnego) niż "magicznego" , a takie ciągotki mają najczęściej ludzie szukający jakiś metafizycznych uniesień. Jednak Watts moim zdaniem był kimś kto potrafił opisywać te aspekty łącznie, zachowując zarówno intelektualne rozeznanie, jak i nie idąc na kompromis, opisuje rzeczywistość w jakiej żyjemy - racjonalną jako zaledwie szkic rzeczywistości.
Pisałem już kiedyś o tej książce komentarz i nagle zorientowałem się że zamiast pisać o książce, piszę jakąś autobiografię... i myśl: po cholerę ja to publicznie piszę!
więcej Pokaż mimo toBędąc szczerym niestety nie mogę odnieść się do tej książki inaczej jak tylko osobiście, gdyż żadna inna książka nie zrobiła takiej rewolucji w moim umyśle jak właśnie ta.
Miałem wtedy 17 lat i były to...