-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2023-05-28
2023-05-18
"Jakże dziwny jest kosmos i jak kapryśne są prawa optyki i perspektywy, które sprawiają, że najmniejsze dziecko może zakryć słońce palcem”
I jak dziwnie pociągające były historie, które w Straszliwej zieleni poznałam.
Na pewno umocniłam się w przekonaniu, że psychika ludzka jest największą tajemnicą. Bo niby skąd u mnie zainteresowanie jakąkolwiek zagadką matematyczną. Czymkolwiek to było, nierozsądnym będzie przenoszenie tego na pole rozważań psychologicznych.
Pojawi się przecież czarne słońce, wchłonie cały świat i my nic z tym nie możemy zrobić. Wszystkie możliwe trajektorie prowadzić będą prosto do osobliwości.
Mrzonka ta pojawiła się u Schwarzschilda, wywołując osobność. Do końca życia nie podzielił się swoim odkryciem, jakby przeczuwał zgubę.
„Kiedy źródła energii termojądrowej ulegną wyczerpaniu, dostatecznie ciężka gwiazda ulegnie zapadnięciu, i o ile nie zredukuje swojej masy poprzez rozszczepienie, promieniowanie albo wyrzut masy, zapadanie będzie postępować bez ograniczeń, w efekcie czego powstaje czarna dziura zdolna sfałdować przestrzeń niczym kartkę papieru i znieść czas, jakby był płomieniem świeczki”, i żadna fizyczna siła ani prawo natury nie są w stanie tego powstrzymać.
Każdy z opisanych odkrywców, przejawiał narastającą socjofobię i izolację. Ich zdolność myślenia abstrakcyjnego nie miała granic. Nie trwonili czasu na prelekcje, nauczanie, czy też nawet obronę teorii swoich odkryć. Czytając miałam wrażenie, że każdy geniusz wiedzie życie samotnika. Poświęcają wszystko dla odkrycia. Ubożeją, głodują, nie śpią, po świecie się poniewierają uciekając przed wszystkimi, którzy ich poszukują w przeświadczeniu, że uchylą rąbek tajemnicy. Porzucają rodziny, przyjaciół, żyją na progu szaleństwa.
Bardzo wartościowa książka i nieprawdą jest to, że zwykły czytelnik nieprzejawiający zainteresowania naukami ścisłymi, mógłby jej nie zrozumieć.
Poza tym opowieści które zostały stworzone dla lepszego ukazania obrazu życia odkrywców, są ściśle ze sobą połączone czasem w historii odkryć. Nie można przecież o ludziach nauki wiedzieć wszystkiego, nikt z nich nie prowadził dziennika. Jedynymi zapiskami jakie pozostały, są dziesiątki tysięcy stron równań.
Izolowanie się od świata nie pomaga w poznaniu kogokolwiek. A ja poczułam się, jakbym z tymi ludźmi świat przemierzała.
"Jakże dziwny jest kosmos i jak kapryśne są prawa optyki i perspektywy, które sprawiają, że najmniejsze dziecko może zakryć słońce palcem”
I jak dziwnie pociągające były historie, które w Straszliwej zieleni poznałam.
Na pewno umocniłam się w przekonaniu, że psychika ludzka jest największą tajemnicą. Bo niby skąd u mnie zainteresowanie jakąkolwiek zagadką matematyczną....
2023-05-04
Abruzja - ocean skał. Życie tu, to codzienna walka ze skałami, gdzie powoli człowiek sam staje się skałą.
Widok regionu na mapie, swoim kształtem przypomina waleczną rybę, wgryzającą się w tereny na swojej drodze, zawzięcie szukającą drogi. Taka jest abruzyjska ludność; silna, walcząca, sprytna i skryta. Wszystko o czym opowiada autor, obrazuje charakter tego miejsca. Silne zakorzenienie mieszkańców z regionem, przedstawia obraz niezwykle wyczulonych na niuanse campanilistów, których łatwo zrazić do siebie. Prześwietlają każdego, kto pojawi się w ich regionie. Nikt nie umknie niezauważony. Strzegą porządku i niepodległości dyskretnie i efektywnie. W codzienności są uważnymi obserwatorami. Nie potrzeba tu monitoringu, nikt nie inwestuje w takie działania. Mieszkańcy sami działają niczym najlepsze służby wywiadowcze. Te zacięcie mają najprawdopodobniej wpisane w DNA ;)
Poza porządkiem, strzegą również tradycji, ich kulturowego dziedzictwa, pamięci przodków, którzy przyczynili się do niepodległości regionu.
Ale Abruzja to nie tylko dzikość gór i peryferyjność. Tu powstaje znakomite wino, które niesie w swym bukiecie nutę gleby, ciepło wiatru od morza, a także chłód Gran Sasso. Jest mocne i konkretne jak abruzyjczycy. Uderza do głowy momentalnie. Są też fantastyczne autostrady.
Abruzja nie jest końcem świata.
Chociaż dla mnie była obca i zapomniana, gdzieś w Apeninach, raczej nie ciągnęło mnie do jej odkrywania, to ów reportaż zmienił wszystko. Wielkie uznanie dla pasji autora. To nie jest tak, że zakręcił globusem i na Abruzję wskazało, więc pojechał i napisał. To mozolne zbieranie faktów, przypowieści, wsłuchiwanie się w legendy, jakie opowiadają o tym regionie mieszkańcy. To wreszcie zbiór wiedzy i anegdot, zapamiętanych spotkań i rozmów.
Książka jest bogatą podróżą kulturową, zahacza o wiele dziedzin sztuki, historii, tradycji i życia. Wielka skarbnica wiedzy o Italii i jej regionach.
Nawet jeśli Cię nie interesują podróżnicze tematy, to gdy zaczniesz tę książkę czytać - już nie odłożysz, nim nie przewrócisz ostatniej strony.
Abruzja - ocean skał. Życie tu, to codzienna walka ze skałami, gdzie powoli człowiek sam staje się skałą.
Widok regionu na mapie, swoim kształtem przypomina waleczną rybę, wgryzającą się w tereny na swojej drodze, zawzięcie szukającą drogi. Taka jest abruzyjska ludność; silna, walcząca, sprytna i skryta. Wszystko o czym opowiada autor, obrazuje charakter tego miejsca. Silne...
2023-05-03
Hubert znowu złapał mnie za serce i poprowadził jak za rączkę przez swoje życie. Pisarz to niegdysiejszy, gorączkowy frek islandzki. Wierna mu jestem od samego początku. W sumie to on otworzył przede mną Islandię, jakiej nie znam.
Ale nie tylko o samą Islandię tu chodzi, bardziej liczy się uważność, sposób zapamiętywania i umiejętność wygrzebania ze wspomnień tego, o czym aktualnie opowiada. W książce jest wiele nawiązań do innych książek autora, co pozwoliło mi na podróże w czasie do okresu, kiedy tamte czytałam. Przyznam, że poczułam nawet zapach perfum, jakie wtedy używałam. A to stanowi już o silnym wpisaniu się w pamięć.
Błyskotliwie z poczuciem humoru, poetycko i jak zawsze dużo porównań, zestawień obrazów mentalności, moralności i wszystkiego tego, co jest dla nas obce.
Anegdoty, przypowieści, kolorowe retrospekcje do czasów PRLu i ta dziecięca namiętność podsycająca marzenia o zamieszkaniu na wyspie, której nawet nazwa była przez Polaków mylona z Irlandią.
"Zrozumiałem, że nigdy nie pozbędę się walizki psychologicznej, którą wożę ze sobą po świecie, nie wyrzucę jej, bo i tak za mną przypłynie"
Hubert Klimko- Dobrzaniecki
"Zostawić Islandię"
Hubert znowu złapał mnie za serce i poprowadził jak za rączkę przez swoje życie. Pisarz to niegdysiejszy, gorączkowy frek islandzki. Wierna mu jestem od samego początku. W sumie to on otworzył przede mną Islandię, jakiej nie znam.
Ale nie tylko o samą Islandię tu chodzi, bardziej liczy się uważność, sposób zapamiętywania i umiejętność wygrzebania ze wspomnień tego, o czym...
2023-03-30
2023-01-27
Lubię poezje. Najpewniejszym stwierdzeniem będzie tu: lubię poezję pasjami. Czekam chwili gdy tomik wierszy tak mną sponiewiera, że wpadnę w ciąg i tylko tę będę sczytywać. Magdalena choć podejmuje ważny temat emocji w depresji, nie trafiła do mnie. We mnie się nic nie zadziało, poza tym, że w jakiś sposób współodczuwałam znając emocje osób mi bliskich w których zamieszkała depresja. Brak mi było poetyki i czytania między wierszami, zastanowienia i odniesienia do mnie samej, co mnie najbardziej kręci w poezji. Nie było braku wytchnienia, zagłębiania się w przeszłość i zachłannego sczytywania. Poezja dla mnie prozą była, rozrzucone zdania, myśli słowa. Dwie trzecie przeczytałam i powiedziałam dość, bo w tym co za mną, tylko jeden wiersz mi się podobał, chociaż też nie dla samej siebie, ale chętnie bym go ludziom pokazała.
Lubię poezje. Najpewniejszym stwierdzeniem będzie tu: lubię poezję pasjami. Czekam chwili gdy tomik wierszy tak mną sponiewiera, że wpadnę w ciąg i tylko tę będę sczytywać. Magdalena choć podejmuje ważny temat emocji w depresji, nie trafiła do mnie. We mnie się nic nie zadziało, poza tym, że w jakiś sposób współodczuwałam znając emocje osób mi bliskich w których zamieszkała...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-12
I człowiek grzebie w sobie tym samym piórem, którym posługiwał się autor, tym samym językiem, myślą dłubie, tylko ostrzej, głębiej i nagle się kończy, przypisy nie wyjaśniają niczego, pozostały zapisane jak myśli, które uwolniły się podczas lektury. Całe życie żyjąc i rozpuszczając słońce w rzece końca, krwistej, wystrojonej w pamięć.
Zapłakałam przedsennie z żalu, że Nieludzki labirynt dobiegł końca i podążając swoim kreślę te słowa.
Będziecie czytać między wierszami to co oczy będą widzieć w Was samych, to przed czym uciekacie, na co się nigdy nie odważyliście, wylezie, wypłynie na wierzch studni, która nie ma dna.
Przed przeszłością uciekając, dowiecie się, że tak naprawdę ją gonicie, a ta na skrzyżowaniu snu i jutra przygotuje wam tobołek na drogę, a w nim:
"[...] nieśmiertelności tych, którzy odeszli, trwania tego, co zapomniane, nieuchronnego poczucia winy, nieodłącznej samotności, zbawiennego przekleństwa miłości."
Taka jest ta książka, czytajcie. Gdy zapytacie o czym, odpowiem o życiu, które uczy czym jest śmierć. Śmierć wszystkiego: kultury, tradycji, tożsamości, wiary, pogrzebanych nadziei, ideologii i władzy. Niszczenia wzniosłych, odcinania skrzydeł, bo rozwinięte mogą strącić z piedestału tych, co się nań wdrapali głośno krzycząc rozczarowujące prawdy.
I człowiek grzebie w sobie tym samym piórem, którym posługiwał się autor, tym samym językiem, myślą dłubie, tylko ostrzej, głębiej i nagle się kończy, przypisy nie wyjaśniają niczego, pozostały zapisane jak myśli, które uwolniły się podczas lektury. Całe życie żyjąc i rozpuszczając słońce w rzece końca, krwistej, wystrojonej w pamięć.
Zapłakałam przedsennie z żalu, że...
2023-05-02
Książka arcydzieło. Podobnie jak ŻAR Maraiego, traktuje o tej trzeciej, o tym absolucie jakim jest namiętność.
Człowiek idzie z tym pragnieniem przez życie, często nie zdając sobie sprawy, że takie w nim mieszka. Zadawala się miłostkami, wzajemnością, kocha...
Ale to miłość ostrożna.
Są też tacy, co szukając kosztują dowoli gdzie się da. Wścibscy, łapczywi lubieżcy, którzy wypływają na ląd pragnienia, bezustannie się oszukując w miłosnych grach. Jeszcze inni, to grabieżcy, błyskawicznie zaskarbiający sobie smak uczuć, wydobywają je z zakamarków spotkanych dusz i natychmiast znikają. Ciekawe zjawisko, to rozważni tchórze, którzy w miłości planują i wyliczają wszystko jak księgowi, rozpisują terminy spotkań dla miłości i tylko wtedy uwalniają pragnienia. Wszystko to na nic...
Bo pewnego dnia pojawia się namiętność, puka do twych drzwi nasłuchując wystraszonego serca i wtedy już nie chcesz niczego dla siebie, nie chcesz być spokojny, wieść poukładanego życia, chcesz być pełny, nawet jeśli ceną będzie unicestwienie. Od razu to czujesz.
Zaczynasz pojmować czym jest namiętność, która w Tobie mieszka; twórcza i niszczycielska, zbawienna i okrutna.
Nieważne są dla niej moralność czy uroda, zalety i wady osoby wyznaczonej do tego zadania, by kochać.
Kochać to poznać miłość i radość, a potem umrzeć.
I wielu tak za życia umiera.
Z tyłu okładki można przeczytać, że książka traktuje o trójkącie miłosnym, niech Was nie zwiedzie ta informacja w sposób tylko Wam wiadomy.
Występują tu On i dwie One.
Książka arcydzieło. Podobnie jak ŻAR Maraiego, traktuje o tej trzeciej, o tym absolucie jakim jest namiętność.
Człowiek idzie z tym pragnieniem przez życie, często nie zdając sobie sprawy, że takie w nim mieszka. Zadawala się miłostkami, wzajemnością, kocha...
Ale to miłość ostrożna.
Są też tacy, co szukając kosztują dowoli gdzie się da. Wścibscy, łapczywi lubieżcy,...
2023-04-27
Szeleściły mi fiszki podczas każdego oddechu, myśli, przerażenia. Mam milion fraz pozaznaczanych w tej książce. Wszystkie warte zapamiętania, jestem tydzień po lekturze, a nadal Pierwsze narody mieszkają w mojej głowie. Nie potrafię zebrać myśli na to, by chociaż trochę o tym napisać. Wydaje mi się, że wszystko jest tym, co wspomnianym być powinno i boje się uronić słowa, nie dopowiedzieć, ominąć. Najlepiej przeczytać.
Szeleściły mi fiszki podczas każdego oddechu, myśli, przerażenia. Mam milion fraz pozaznaczanych w tej książce. Wszystkie warte zapamiętania, jestem tydzień po lekturze, a nadal Pierwsze narody mieszkają w mojej głowie. Nie potrafię zebrać myśli na to, by chociaż trochę o tym napisać. Wydaje mi się, że wszystko jest tym, co wspomnianym być powinno i boje się uronić słowa,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-04-12
Skończyłam, łzy mi się ciurkiem polały, a jeszcze i przed końcem postanowiły popłynąć, bo wyszło na wierzch coś niespodziewanego czego w całej lekturze przewidzieć bym nie mogła.
Wszystkie przymioty, które sobie człowiek i świat przybrał, doobraził i za swoje uznał, płyną w tej powieści wartkim nurtem, jeden drugiemu ustępując, by jak najwięcej zmieścić w korycie rzeki, zwanej życiem.
Co tu poznasz i doświadczysz, odczujesz jak swoje, jakbyś gdzieś między tymi ludźmi żył od zawsze i jak cień za opowiadanym podążał, przenosząc się po mapie świata w mgnieniu oka.
Oswojone i dopasowane według wzoru i tempa czytania. Kiedy myśl na wierzch wypływała dotycząca jakichkolwiek roztrząsań lub niejasności, za chwilę odpowiedź się pojawiała, jakby autor pisząc wiedział, kiedy wątpliwości zaczną się rodzić i wszystko wyjaśniał.
Czarująca opowieść, którą delektowałam się po łyczku spijając wszelkie tajemnice, a one odkrywały wszystko, co w życiu najważniejsze.
I z żalem końca pozostałam, bo przyzwyczaiłam się do bohaterów, jakby byli częścią mojego życia, tego obok, którego ścieżką z wielką radością podążałam.
Moment duchowego spełnienia, potrzebuję wspólności.
I tak bym dalej tę powieść czytała.
"[...]tym, czego w gruncie rzeczy się pragnie, jest wzajemność. Jeśli nie w miłości, to przynajmniej w żądzy."
Segretario
Maciej Hen
Skończyłam, łzy mi się ciurkiem polały, a jeszcze i przed końcem postanowiły popłynąć, bo wyszło na wierzch coś niespodziewanego czego w całej lekturze przewidzieć bym nie mogła.
Wszystkie przymioty, które sobie człowiek i świat przybrał, doobraził i za swoje uznał, płyną w tej powieści wartkim nurtem, jeden drugiemu ustępując, by jak najwięcej zmieścić w korycie rzeki,...
2023-03-29
Pamięć subalterna, sarkozyzm, lepenizm, subaltern, akty perlokucyjne, które podszywają się pod illokucyjne, transcendentność, taksonomia...
Książkę czytałam ze słownikiem wyrazów obcych. Niektórych słów nie odnajdywałam. Posiłkując się Google, czasem okazywało się, że zapis słowa jest nieprawidłowy. Na przykład:
- konstatatywy -
To jakaś złożona pragmalingwistyka :) Powstała zapewne do upiększenia tekstu, bo to co czytamy w książce, pięknem nie jest. Ale jest prawdą. A ta nie zawsze bywa piękna.
"Skończył się już czas, kiedy techniki rządzenia ukrywały karę i śmierć. Nowe zarządzanie podmiotowością polityczną wymaga wytwarzania afektów terroru i paniki za pomocą technik audiowizualnych i biochemicznych"
W tej nowej wojnie transmisja za pośrednictwem środków masowego przekazu jest tak samo ważna jak śmierć wroga. O ile tradycyjna suwerenna władza, funkcjonująca również jako moc zadawania śmierci, działała w polu krążenia płynnej krwi, o tyle nowe formy władzy urzeczywistniają się teraz poprzez obraz i dźwięk, a następnie przez nieprzerwany przepływ danych cyfrowych w internecie.
Książka zawiera niesamowita ilość informacji, jest "encyklopedią" porównawczą, przybliżającą znane zagadnienia od strony, która nie została odkryta, opowiedziana.
Szczerze polecam.
Pamięć subalterna, sarkozyzm, lepenizm, subaltern, akty perlokucyjne, które podszywają się pod illokucyjne, transcendentność, taksonomia...
Książkę czytałam ze słownikiem wyrazów obcych. Niektórych słów nie odnajdywałam. Posiłkując się Google, czasem okazywało się, że zapis słowa jest nieprawidłowy. Na przykład:
- konstatatywy -
To jakaś złożona pragmalingwistyka :)...
2023-02-28
Książka jest niezwykła, pozwala na powrót do przeszłości i odnajdywanie zapomnianego. idealizowanie zapamiętanego, mającego zazwyczaj kurs sentymentalny, inny przebieg, niż nam się wydawało, jeśli w ogóle się wydarzyło.
Wydaje mi się, że autor od zawsze flanerował po pasażach przeszłości próbując rozgryźć tajemnice tego, co pozostało w naszej głowie, a czego ciało już nie chce pamiętać. Nasza przyszłość nie zawsze jestem tym, co było. Czasami jest tylko tym, co sobie wyobraziliśmy.
"Niebo gwieździste nad nami jest po Kantowsku chłodne, a prawo moralne wala się gdzieś po ulicach."
Schron przeciwczasowy
Georgi Gospodinow
Człowiek szukający swojej przeszłości, do której chętnie powraca we wspomnieniach, kieruje się swoim prawem. To coś, czym żyje nim wszystko z pamięci zniknie.
Z pomocą przychodzi Gaustyn, który aranżując wnętrza swojej kliniki na poszczególne dekady z przeszłości, pomaga pozbierać się tym, których odwiedził Alzheimer. Pacjenci starają się żyć tym, co było. Lepią wspomnienia z cudzych słów, przedmiotów, które im towarzyszyły w życiu, wydarzeń i wzruszeń jakich doświadczają przebywając w czasokapsule.
Książka jest niezwykła, pozwala na powrót do przeszłości i odnajdywanie zapomnianego. idealizowanie zapamiętanego, mającego zazwyczaj kurs sentymentalny, inny przebieg, niż nam się wydawało, jeśli w ogóle się wydarzyło.
Wydaje mi się, że autor od zawsze flanerował po pasażach przeszłości próbując rozgryźć tajemnice tego, co pozostało w naszej głowie, a czego ciało już nie...
2023-02
2023-02
2023-02-14
Trudny temat poruszony w sposób jakby dookoła. Uchodźcy, którzy żyją swoim życiem z nadzieją na lepsze jutro. Mieszanka kultur, jak sam autor napisał:
"[...] To miasto w mieście jest jak morze w morzu, nie-oddzielone, a jednak skłócone ze sobą. Żyje się tu czekaniem na nic albo na coś, co przychodzi bezgłośnie i bezgłośnie odchodzi. Gdyby mnie ktoś zapytał, co wiem o tym mieście, przywołałbym klasyków i powtórzył jeszcze, że znam je tyle, ile się w nim zgubiłem"
A gubił się często, chociaż do celu zmierzał, zawieruszał pomiędzy, ulegał instynktom, nasłuchiwał, rozmyślał. Przede wszystkim jednak, spróbował oprowadzić czytelnika swoimi oczami po tym, co poznał.
Trudny temat poruszony w sposób jakby dookoła. Uchodźcy, którzy żyją swoim życiem z nadzieją na lepsze jutro. Mieszanka kultur, jak sam autor napisał:
"[...] To miasto w mieście jest jak morze w morzu, nie-oddzielone, a jednak skłócone ze sobą. Żyje się tu czekaniem na nic albo na coś, co przychodzi bezgłośnie i bezgłośnie odchodzi. Gdyby mnie ktoś zapytał, co wiem o tym...
2023-02-07
Rozczuliła mnie ta książka tak bardzo, że kiedy wczoraj jej część czytałam, szybko zrozumiałam, że historia dobiega końca i więcej nie będzie. Pospiesznie odłożyłam i udałam się na spoczynek, by przed snem meandrować i tworzyć w głowie możliwy scenariusz nieprzeczytanej części. Dziś natomiast, doczekać nie potrafiłam chwili, kiedy zasiądę z książką w dłoni i poznam dalsze losy głównego bohatera. Jest to pełna drobiazgów historia, które stanowią dobro w życiu każdego człowieka. Uwiodła mnie ta opowieść, pozostawiając wiele domysłów, poszperała w moich wspomnieniach. Serdecznie polecam.
Rozczuliła mnie ta książka tak bardzo, że kiedy wczoraj jej część czytałam, szybko zrozumiałam, że historia dobiega końca i więcej nie będzie. Pospiesznie odłożyłam i udałam się na spoczynek, by przed snem meandrować i tworzyć w głowie możliwy scenariusz nieprzeczytanej części. Dziś natomiast, doczekać nie potrafiłam chwili, kiedy zasiądę z książką w dłoni i poznam dalsze...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-31
Nie jestem w stanie dziś napisać czegokolwiek o tej książce. Muszę poukładać w sobie słowa. Wrócę tu jutro.
Nie jestem w stanie dziś napisać czegokolwiek o tej książce. Muszę poukładać w sobie słowa. Wrócę tu jutro.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-01-29
Pod ciężkimi chmurami podtrzymującymi niebo, w przesmyku odrobiny powietrza, wilgoci i zaduchu tętni życie.
Życie tak prawdziwe, że niekiedy odnajdywałam sceny ze swojego dzieciństwa. Cały dysonans poznawczy, który przypadł na ten okres życia, zdaje się być niepojęty. Opowiada o tym Shit, która próbuje uzewnętrznić wszystko, czego doświadcza. Zachwyt i obrzydzenie, czułość i odrzucenie, nadzieja i zwątpienie, dreszcz emocji. Ciekawość i znudzenie. Narratorka zamyka czytelnika w swoim świecie, pokazuje każdy szczegół, opowiada zapach, smak, emocje. Jest odważna, bezpośrednia, prawdziwa. Naturalna jak miejsce w którym mieszka, dorasta. odkrywa swoją seksualność, pożądanie, przyjaźń i miłość. Tłem jest przyroda, ludzie, bezpańskie zwierzęta, ocean i plaża, wulkan i rozpalona do czerwoności magma spływająca jego zboczem. Całkiem zwyczajne i piękne w swojej prostocie miejsce, które ukrywa w sobie historie, mity, przepowiednie, elementy wiary w gusła, czary i kabały. Oracja narratorki zamienia się w muzykę i obraz. Jest sprośna, niegrzeczna, odrażająca, ale i uwodzicielska za razem, wciągająca.
Pod ciężkimi chmurami podtrzymującymi niebo, w przesmyku odrobiny powietrza, wilgoci i zaduchu tętni życie.
Życie tak prawdziwe, że niekiedy odnajdywałam sceny ze swojego dzieciństwa. Cały dysonans poznawczy, który przypadł na ten okres życia, zdaje się być niepojęty. Opowiada o tym Shit, która próbuje uzewnętrznić wszystko, czego doświadcza. Zachwyt i obrzydzenie, czułość...
Powinnam od razu w nocy napisać z tym dyskomfortem, który się we mnie zagnieździł podczas czytania, z kimś byłoby łatwiej, prosto z serca powypluwać co bolało, ale przespałam się z tym i dyskomfort minął.
U autorki nie mija. Wciąż dotrzymuje jej kroku. Włóczy się za nią od zawsze, od kiedy pamięta, a otworzyła swą pamięć szybko. I mimo tego, że nauczyła się śmieci rzeczywistości przed zderzeniem ze sobą odrzucać, segregować - te nadal przedostają się do niej jakimiś niewidzialnymi i niepojętymi jamkami, wchłania je, a potem zastyga, przemeblowuje w sobie i w tej książce doskonale pokazuje, jak wszystkie informacje filtruje, segreguje, odrzuca, wyrzuca, rzyga nimi, wypluwa - prosto w twarz czytelnika. W jakimś nieznanym mi drżeniu wewnętrznym czytałam, zamykając chaos w historie niedopowiedziane.
Przeczytałam wszystkie książki Doroty. Każda z nich mnie czegoś nauczyła. Czytając Cukry, utożsamiałam się z autorką, współodczuwałam, cieszyłam bardzo tym, że umiała opowiedzieć o tym, co uwiera, jak widzi świat. Pustostany połknęłam bez przeżuwania, bo w między czasie, popatrzyłam na siebie z boku, na resztkę tego, co we mnie siedziało. Było mimo tego, że ktoś wcześniej mi pomógł, złapał za nogi i wytrząsnął ze mnie te wyobrażane sobie od zawsze życie, pokazał, że to zaprzeszłość i złudzenia, rozżalenie i gorycz. Że żyję tu i teraz i nie sposób całej przeszłości ze sobą dźwigać, bo z każdym krokiem będę coraz bardziej poobijana, zmęczona.
Dorota, wiem, że to czytasz, Tak więc nie daruję Ci tego majonezu :) Tak bez ostrzeżenia, łyżkami. Nie pozostawiłaś mi wyboru. Wstałam jak pies Pawłowa sygnałem zwabiona, złapałam za łyżkę i do lodówki po majonez
Nie bez przyczyny o psie wspominam. Dorota prowadzi czytelnika ze sobą na spacer po wielu ujęciach, żywych obrazach z jej życia, głowy. Karmi mnóstwem porównań, gdzie występują zwierzęta. Metafory, alegorie, zniekształcenia. Porównanie z psem bardzo dojmujące. Nie będę o tym pisać - czytajcie.
Sam temat przewodni - w ciąży z matką - daje sporo do myślenia. Ta niechciana, ale oczywista symbioza dwóch bytów, zależnych od siebie przez okres ciąży, jakby z tego miało płynąć przyzwolenie na wszystko. Na wyłączność.
Nie! Nikt nie jest czyjąś własnością.
Tak wiele chciałam napisać. Notatki robiłam wysyłając messengerem do siebie - jak Dorota. Ale to są takie szczegóły, które trzeba samemu rozpoznać.
Książka jest chaotyczna, bo autorka gdzieś po drodze gubi wszystko, ale wraca, może następnego dnia, a może po miesiącu niepisania, ale z kolejnym zadziwiającym spojrzeniem na minione.
Powinnam od razu w nocy napisać z tym dyskomfortem, który się we mnie zagnieździł podczas czytania, z kimś byłoby łatwiej, prosto z serca powypluwać co bolało, ale przespałam się z tym i dyskomfort minął.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toU autorki nie mija. Wciąż dotrzymuje jej kroku. Włóczy się za nią od zawsze, od kiedy pamięta, a otworzyła swą pamięć szybko. I mimo tego, że nauczyła się śmieci...