Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

My Maddie to już ósma pełna część przygód Katów z oddziału w Austin i tym samym druga część perypetii jednej z ulubionych par autorki - Maddie i Flame'a. Seria jest jedną z moich ulubionych, mimo to jestem zdania, że ma słabsze momenty. Jak jest z My Maddie?

Zacznijmy od zarysu fabuły. Maddie niespodziewanie zachodzi w ciążę. Choć zdaje sobie sprawę, że jest jeszcze za wcześnie na dziecko, nie może pohamować radości. Niestety, Falme nie podziela jej zachwytu, mając w pamięci tragiczną śmierć młodszego brata. Przeszłość powraca, przez co mężczyzna po raz kolejny znajduje się na granicy szaleństwa. W obłęd popada również Ash, który również nie jest w stanie pogodzić się z bolesną przeszłością.

My Maddie bez wątpienia przypadnie do gustu fanom Falme i Maddie oraz Saffie i Asha, ponieważ właśnie wokół tych dwóch par kręci się cała akcja, prz czym słowo kręci ma tutaj kluczowe znaczenie... Moim zdaniem nie jest to ósmy tom, to nowela... gruba nowela... Dlaczego? Bo tak naprawdę niewiele wnosi do fabuły. Jest niby nowy wróg, ale na dobrą sprawę nie dowiadujemy się o nim niemal niczego, a cała akcja sprowadza się raptem do dwóch scen. Mam wrażenie, że ta historia to po prostu pomysł, który autorka chciała gdzieś wcisnąć, ale ostatecznie uznała, że w sumie można to rozciągnąć na osobną książkę. Moim zdaniem z marnym skutkiem, bo fabuła strasznie się wlecze. Większość dialogów to po prostu wciąż te same wywody Falme'a, które nic nie wnoszą. Jeszcze żadna część tak mi się nie ciągnęła. Nie wspomnę już o tym, że jeden z wątków został nieco zmarnowany, ale w przypadku Tillie Cole akurat zbytnio mnie to nie martwi. Nie raz robiła mi już taki numer, po czym tak prowadziła fabułę, że ów "zmarnowany wątek" okazywał się genialny, zatem prowadź, Tillie!😅

Zdecydowanie na plus większa rola bohaterów drugoplanowych w tej części przygód Flame'a i Maddie, choć moja ulubiona para, została nieco pominięta... Myślę, że fajnie, iż autorka zdecydowała się również wprowadzić na stałe nowych bohaterów znanych z poprzedniej części.

Podsumowując, nie jest to najbardziej udana część, bo strasznie się wlecze. Miło tak poglądać "rodzinnych Katów" ale bez przesady. Myślę, że można by to spokojnie skrócić do grubszej nowelki... Fani Maddie i Flame z pewnością zachwycą się tą częścią, ja niestety jestem nieco rozczarowana.

My Maddie to już ósma pełna część przygód Katów z oddziału w Austin i tym samym druga część perypetii jednej z ulubionych par autorki - Maddie i Flame'a. Seria jest jedną z moich ulubionych, mimo to jestem zdania, że ma słabsze momenty. Jak jest z My Maddie?

Zacznijmy od zarysu fabuły. Maddie niespodziewanie zachodzi w ciążę. Choć zdaje sobie sprawę, że jest jeszcze za...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zaginione laleczki Ker Dukey, K. Webster
Ocena 7,8
Zaginione lale... Ker Dukey, K. Webst...

Na półkach:

HIstoria z serii "opowieści, które nas intrygują, ale których pisać ... nie wypada".

Benny powraca i tym razem z własną narracją, która pozwoli nam nieco zrozumieć skąd u tego psychopaty takie a nie inne podejście do lalek, zabijania i seksu. Czy Jade i tym razem wydostanie się spod władzy potwora? Co stało się z psychiką Macy? Jaki wpływ miał Benny na wydarzenia sprzed kilku lat? Odpowiedzi na wszystkie te pytania poznamy w drugim tomie serii Laleczki.

Czy warto? Jeśli udało ci się "przebrnąć" przez pierwszy tom to jak najbardziej, przy czym słowo przebrnąć nawiązuje do ciężkiej tematyki, która jedych odstraszy, drugich przyciągnie. Po raz kolejny mamy do czynienia z gwałtem, aczkolwiek trzeba być przygotowanym na o wiele więcej scen, które są po prostu krwawe. W pewnym momencie miałam wrażenie, że bohaterowie nieco biegają w kółko, ale w kryminałach tak to już chyba jest. Książka stanowi niejako zwięczenie pewnego etapu w historii Bennego. Po jej przeczytaniu nie naszła mnie wprawdzie ochota na tom 3, ale za jakiś czas na pewno po niego sięgnę.

HIstoria z serii "opowieści, które nas intrygują, ale których pisać ... nie wypada".

Benny powraca i tym razem z własną narracją, która pozwoli nam nieco zrozumieć skąd u tego psychopaty takie a nie inne podejście do lalek, zabijania i seksu. Czy Jade i tym razem wydostanie się spod władzy potwora? Co stało się z psychiką Macy? Jaki wpływ miał Benny na wydarzenia sprzed...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie do końca wiem jak ocenić te książkę, ale chyba 7* będzie sprawiedliwie. Muszę przyznać, że początek był zachęcający, a mnie dawno tak dobrze nie czytało się fantasty. Niestety, po stu/dwustu stronach znów zaczęłam się pytać jak dzieco w czasie drogi: Ile jeszcze? Książka nie jest zła, ale spodziewałam się trochę więcej mroku. Mamy tu również specyficzny humor, który niejednokrotnie niszczył wiele scen. Jeśli chodzi o bohaterów, to nie zostali oni donkońca wykreowani w taki sposó, jaki bym tego oczekiwała... było miło, ale kontynjacja nie będzie dla mnie priorytetem.

Nie do końca wiem jak ocenić te książkę, ale chyba 7* będzie sprawiedliwie. Muszę przyznać, że początek był zachęcający, a mnie dawno tak dobrze nie czytało się fantasty. Niestety, po stu/dwustu stronach znów zaczęłam się pytać jak dzieco w czasie drogi: Ile jeszcze? Książka nie jest zła, ale spodziewałam się trochę więcej mroku. Mamy tu również specyficzny humor, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka z pewnością stanowi kawał dobrej historii wartej polecenia. Niestety, ale moim zdaniem nie na 10 gwiazdek. Zacznę od plusów. Sympatyczna główna bohaterka, ciekawy pomysł, spójna historia, choć wymaga kontynucjI, która również już wyszła. Jak mówiłam, kawał dobrej, ale nie zobowiązującej historii. Główny problem stanowi to, że...dla mnie ta historia jest trochę za grzeczna. Gdy myślę o urban fantasty widzę krew, seks i kryminał. Tu z kolei krwi co kot napłakał, seks sprowadza się do jednej sceny, a tajemnic w sumie nie ma zbyt wiele do odkrycia. Kolejnym problemem są bohaterowie. Nie są oni denerwujący, co zdarzą się nagminnie w tego typu książkach, oni... prawie nie istnieją. Za wyjątkiem głównej bohaterki i jej niezliczonych adoratorów (swoją drogą to trochę też kłuło w oczy, niemal wszyscy ją uwielbiali) są takie postacie, które praktycznie nie zabierają w całej historii nawet słowa, choć notorycznie się pojawiają. I ostatnia już sprawa, wątek romantyczny. Nie był zły, ale strasznie wolny. Do końca książki ciężko stwierdzić kogo wybierze główna bohaterka, wiedziałam o tym, w sumie z tego powodu sięgnęłam po tę książkę... ale nie spodziewałam się, że romans to się na dobre rozkręci dopiero na końcu. Nie kupuję też trochę tego ich "powstrzymywania się" , ale to już chyba co kogo kręci.

Podsumowując, polecam ale osobom, które raczej gustują w grzeczniejszych historiach i nie przeszkadza im długo rozwijający się wątek romantyczny.

Książka z pewnością stanowi kawał dobrej historii wartej polecenia. Niestety, ale moim zdaniem nie na 10 gwiazdek. Zacznę od plusów. Sympatyczna główna bohaterka, ciekawy pomysł, spójna historia, choć wymaga kontynucjI, która również już wyszła. Jak mówiłam, kawał dobrej, ale nie zobowiązującej historii. Główny problem stanowi to, że...dla mnie ta historia jest trochę za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyjemna i po części nowatorska, ale na dłuższą metę zaczyna nużyć.

Przyjemna i po części nowatorska, ale na dłuższą metę zaczyna nużyć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyjemna, ale jeśli ktoś oczekuje mafii z prawdziwego zdarzenia to może się zdziwić. Wątek romantyczny mocno przesłodzony, ale nie jest najgorzej. Jeśli jednak wciąż się wahasz, powiem ta... dla babci głównej bohaterki warto przeczytać XD.

Przyjemna, ale jeśli ktoś oczekuje mafii z prawdziwego zdarzenia to może się zdziwić. Wątek romantyczny mocno przesłodzony, ale nie jest najgorzej. Jeśli jednak wciąż się wahasz, powiem ta... dla babci głównej bohaterki warto przeczytać XD.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Natrafiłam na książkę podczas poszukiwań jakiegoś fajnego fantasty z elementami erotyki. Niestety, o takie historię nie łatwo, zapewne dlatego iż fantasty cieszy się zainteresowaniem raczej wśród młodszych czytelników. Szkoda.
Historia opowiada o Lyssy, kobiety o dużych problemach ze snem i Aidana, mężczyzny zajmującego się walką z koszmarami. Sam pomysł jest niezwykle ciekawy. Mamy magiczny świat zamieszkiwany przez strażników potajemnie broniących ludzi przed złem i nasz zwyczajny szary świat. Do tego dochodzi jeszcze niezwykle namiętny wątek miłosny i mamy kolejny erotyk. Czy można chcieć czegoś więcej? Cóż tak, logiki...
Książka nie jest zła i myślę, że dla osób, które najzwyczajniej w świecie chcą się "odmóżdżyć" będzie dobrą opcją, dla całej reszty niestety nie. Nie chcę spychać tej historii na margines, mówiąc coś w stylu "to erotyk, więc wiadomo, że szału nie ma i chodzi tam tylko o jedno", ale... w tej książce definitywnie chodzi tylko o seks i to swoją drogą nie najlepiej opisany. Wątek fantastyczny schodzi na boczny plan, a sceny ustawione w taki sposób, że z góry wiadomo, iż skończą się na kolejnej scenie erotycznej. Głównych bohaterów nie łączy dosłownie nic, za wyjątkiem wzajemnej fascynacji. Niby takie sytuacje raczej mają miejsce w tym gatunku, ale nie oznacza to, że zaraz musi się to podobać każdemu fanowi bardziej namiętnego romansu.
Jeśli mimo wszystko lubisz schematyczne historie i szukasz czegoś niezobowiązującego, sięgaj śmiało, reszcie raczej odradzam.

Natrafiłam na książkę podczas poszukiwań jakiegoś fajnego fantasty z elementami erotyki. Niestety, o takie historię nie łatwo, zapewne dlatego iż fantasty cieszy się zainteresowaniem raczej wśród młodszych czytelników. Szkoda.
Historia opowiada o Lyssy, kobiety o dużych problemach ze snem i Aidana, mężczyzny zajmującego się walką z koszmarami. Sam pomysł jest niezwykle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznę może od tego, że siadając do lektury nie wiedziałam jeszcze czego dokładnie się spodziewać. Książka już nie nowa, bo sprzed 5 lat. Czytając recenzję wciąż trafia się na słowa: nic nowego, takie Rywali/Igrzyska śmierci/Niezgoda. A jednak od czasu do czasu wciąż się ją nagłaśnia. Czy słusznie?
Książka opowiada historię Mare, ubogiej dziewczyny, która zarabia na życie kradnąc co tylko popadnie. W wyniku różnych zbiegów okoliczności trafia na dwór, gdzie okazuje się, że bohaterka posiada magiczną moc, której z racji, że urodziła się czerwoną nie powinna posiadać. I tu zaczynają się schody, bowiem Mare, z woli pary królewskiej, zostaje narzeczoną księcia Mavena... Dlaczego dziewczyna, potencjalnie niebezpieczna i której istnienie naraża ład i porządek miałaby zostać poślubiona jednemu z najbardziej pożądanych kawalerów w kraju i tym samym stać się osobą medialną? Nie wiem, ale mimo braku logiki ten pomysł mi się podoba. Do tego dochodzi rzecz jasna rewolucja i mamy już niemal cały zarys fabularny.
Przejdźmy zatem do sedna. Książka jest dobra, wręcz bardzo dobra, ale jednak w pewien sposób schematyczna. Jak już wspomniałam mamy rebeliantów i niezwyczajną dziewczynę, która postanawia do nich dołączyć. Było, a jednak podane jest w nieco inny sposób. Mare nie jest kolejną nieporadną i zarozumiałą bohaterką, lecz potrafi stanąć na wysokości zadania. Często zostaje sama, a mimo to nie poddaje się i z całych sił stara się znaleźć jakieś rozwiązanie. Jeśli zaś chodzi o przebieg rebelii, to tak naprawdę czytelnik do samego końca nie wie jak to wszystko dokładnie się skończy. Najmocniejszą stroną książki są właśnie owe zwroty akcji, najsłabszą, niestety trójkąt miłosny. Osobiście taki wątek raczej mi nie przeszkadza, jednak w Czerwonej królowej nie jest on zbyt dobrze poprowadzony. Podejrzewam, że ucieszy to osoby, które romansów po prostu nie lubią, bo wbrew pozorom romantyzmu w tej książce ile kot napłakał. Osobiście czułam się wręcz skołowana niektórymi scenami, bo na głębszą relacją między bohaterami raczej się nie zapowiadało (nie biorąc rzecz jasna pod uwagę schematyczności tego typu książek). Historia jest zatem bardziej nastawiona na dystopię niż na romansidło, przynajmniej to mogę powiedzieć o pierwszym tomie.
Podsumowując. Jak najbardziej polecam, mimo skrajnie różnych recenzji na temat książki, jakie można znaleźć w internecie. Historia w pewien sposób klasyczna, oklepana, a jednak podana w niezwykle interesujący sposób. Z pewnością sięgnę po drugi tom, może jeszcze nie teraz, ale w niedalekiej przyszłości.

Zacznę może od tego, że siadając do lektury nie wiedziałam jeszcze czego dokładnie się spodziewać. Książka już nie nowa, bo sprzed 5 lat. Czytając recenzję wciąż trafia się na słowa: nic nowego, takie Rywali/Igrzyska śmierci/Niezgoda. A jednak od czasu do czasu wciąż się ją nagłaśnia. Czy słusznie?
Książka opowiada historię Mare, ubogiej dziewczyny, która zarabia na życie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo wzbraniałam się przed tą serią. Zakazany romans na tle dworskich intryg i niestabilnej sytuacji politycznej. Było.

Jeśli wątek jest rzeczywiście taki oklepany, to czy da się jeszcze wyciągnąć z niego cokolwiek interesującego?

ZDECYDOWANIE TAK i podkreślam to już na wstępie, ponieważ ,,Pojedynek" zdecydowanie na to zasługuje.

Po raz pierwszy od bardzo dawna mamy do czynienia z parą głównych bohaterów którzy nie są ani nijacy ani zbyt wyidealizowani. Każde z nich ma swoje problemy bolesną przeszłość, które rzeczywiście kształtują ich osobowość. Nie tyczy się to jednak jedynie Arina i Kestler. Rutkoski we wspaniały sposób kreuje również postacie drugo i trzecioplanowe. Każdy ma tu swoje miejsce i spełnia konkretną, przypisaną mu rolę. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z książką, gdzie bohaterowie byliby tak wspaniale wykreowani, a jednocześnie po prostu ludzcy. Tym bardziej chwyta za serce to, że autorka nie oszczędza
swoich bohaterów, co sprawia, że od książki dosłownie nie można się oderwać.

Autorka od samego początku dobrze wie, w jaki sposób ma potoczyć się cała historia. Nie ma tu miejsca na przypadek i oklepane schematy. Z początku Rutkoski przenosi na do świata pełnego tyranii, dworskich intryg i okrucieństwa. Świata...który na dobrą sprawę możemy odnaleźć w co najmniej połowie obecnie wydawanych książek młodzieżowych. Dlaczego niby miałby być wyjątkowy? Rutkoski wywraca cały ten zepsuty świat do góry nogami. Bądźmy szczerzy, obecnie nic nie szokuje czytelnika tak, jak obalony schemat i to dosłownie przed jego oczami. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z książką, gdzie wydarzenia są aż tak chwytające za serce.

W takim razie może wątek romantyczny? W końcu tu chyba najłatwiej jest polec. Nic z tych rzeczy. Romans jest tu po prostu nieprzewidywalny, jakkolwiek może to zabrzmieć. Kestler nie jest kolejną bohaterką, która wpada w ręce księcia z bajki, gdy robi się niebezpiecznie. Tą parę dzieli wszystko, a połączy miłość rodem z ,,Romea i Julii". W tej historii jednak nie ma miejsca na na potajemne randki i listy miłosne.

Dlaczego w takim razie nie dałam tej historii 10 gwiazdek? Niestety, to nie przypadek. Im bardziej spodoba mi się historia, tym bardziej jestem wobec niej wymagająca.

Książka ma dosłownie trzy wady, obok których nie mogę przejść obojętnie, są to jednak dosłownie drobnostki, które nie wpływają znacząco na fabułę. O dwóch z nich jednak nie mogę powiedzieć, ponieważ będą to spoilery. Wspomnę jedynie, że chodzi tu o nastawienie głównych bohaterów do dwóch sytuacji. Jak już mówiłam nie zmieniłoby to zbyt wiele, ale poczułabym spełnienie. Trzecia wada to...paradoksalnie postać Kestler i Arina. Każde z nich ma pewne cechy, które z początku charakterystyczne są jedynie dla nich, jednak w pewnym momencie odniosłam wrażenie, że granica między nimi zaczyna się zacierać. Arin zaczął nabierać cech Kestler, z kolei Kestler cech Arina. W ten oto sposób zamiast idealnie się uzupełniać stali się...tym samym. To chyba najbardziej mnie bolało.

,,Pojedynek" to książka obok której nigdy nie przejdę obojętnie. Jednak patrząc na nią nie czuję jedynie zachwytu lecz i lekki zawód. Niestety, nie mogę z czystym sumieniem dać tej książce 10/10, na które z pewnością zasługuje. Mimo to z całego serca polecam.

Długo wzbraniałam się przed tą serią. Zakazany romans na tle dworskich intryg i niestabilnej sytuacji politycznej. Było.

Jeśli wątek jest rzeczywiście taki oklepany, to czy da się jeszcze wyciągnąć z niego cokolwiek interesującego?

ZDECYDOWANIE TAK i podkreślam to już na wstępie, ponieważ ,,Pojedynek" zdecydowanie na to zasługuje.

Po raz pierwszy od bardzo dawna mamy do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Życie dworskie i intrygi rodem z książek cyklu ,,Niezwyciężona", a przynajmniej takie zdanie wyrobiłam sobie na opinii osób, które z ,,Pocałunkiem zdrajcy spotkały się jeszcze przede mną. Z kolei wydawnictwo przekonuje, że mamy do czynienia z historią pokrewną serii ,,Rywalki". To jak w końcu jest? Cass czy Rutkoski? Obie serie są mi dość bliskie, jednak czy ,, Pocałunek zdrajcy" również wszedł do mojego prywatnego kanonu?
Zacznijmy może jednak od początku...
Sage zdecydowanie nie jest kolejną bezbarwną bohaterką, czekającą jedynie na księcia z bajki. Jest chłopczycą z trudną charakterem, ciężką przeszłością, wielką miłością do nauki oraz...niepewną sytuacją matrymonialną. Przez wzgląd na swoje pochodzenie nie jest najbardziej pożądaną partią w kraju, jednak dzięki wpływom wuja ma szansę na dobre zamążpójście. Choć ostatecznie z planów matrymonialnych nici, dziewczyna dostaje propozycję pracy dla jednej z najbardziej wpływowych kobiet w kraju- swatki. Dziewczyna jeszcze nie wie, że jest to początek wielkiej przygody, która doprowadzi ją...no właśnie?
Zalążkiem fabularnym jest podróż głównej bohaterki na Concordium, gdzie uprzednio wytypowany panny zostaną wydane za wpływowych arystokratów. Tym samym większość fabuły rozgrywa się w okolicznych zamkach lub po prostu podczas podróży, co jednak nie wypływa znacząco na rozbudowę przedstawionego świata. W tym momencie trzeba jednak wspomnieć, że autorka nie jest zbyt wylewna jeśli chodzi o jakiekolwiek opisy, tak więc wykreowany przez nią świat opiera się jedynie na kilku skromnych informacjach, które czytelnik otrzymuje już na samym początku historii. Z jednej strony pozwala to na płynny przebieg wydarzeń, z drugiej...no cóż... na pewno nie ubogaca całej historii. Niestety, zdawkowość autorki ma swoje odbicie na późniejszych wydarzeniach, które według mnie mają nie wykorzystany potencjał.
Ostatnio dużo mówi się o bezbarwnych lub zbytnio wyidealizowanych bohaterkach, dlatego każdy odbiegający od schematu żeński charakter spotyka się ze sporym zainteresowaniem czytelników. Niestety, mnie główna bohaterka nie przypadła do gustu. W wielu sytuacjach była po prostu zbyt impulsywna i egoistyczna. Czasami miałam wrażenie, że autorka zgotowała nam niezły paradoks - bez wątpienia inteligentną bohaterkę, do której nie docierają najprostsze argumenty, gdy w grę wchodzą uczucia.
Pozostali bohaterowie nie wykazują się niczym szczególnym, jednak to nie oznacza, że nie zdobyli mojej sympatii. Po prostu są, odgrywają swoją rolę, a po skończeniu całej historii usuwają się ze sceny.
Jak w wielu tego typu młodzieżówkach spotykamy się po raz kolejny z wątkiem romantycznym...i znów niestety przewidywalnym. Prawdę mówiąc nie jestem w stanie powiedzieć o nim nic więcej...kolejna romantyczna historia, która generalnie powinna być niezwykła, a dla czytelnika jest po prostu...oklepana. Poza tym wątek ten ma w książce pewien ,,kryzys" spowodowany kolizją z innym, o wiele wcześniejszym wątkiem. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu czytelników z pewnością jest to punkt przełomowy, od którego fabuła nabiera tempa, jednak dla mnie...był on strasznie zagmatwany. By zrozumieć co dokładnie się stało trzeba nieco zmienić punkt widzenia. Wiem, że w ten sposób autorka chciała zaserwować nam nieprzewidywalną historię, jednak ja poczułam się osłupiała i zagubiona. Był to moment w którym miałam wrażenie, że to nie bohaterowie starają się mnie przekonać do swoich racji, lecz sama autorka. Niestety, z marnym skutkiem.
Co w takim razie sądzę o ,,Pocałunku zdrajcy''?
Książkę czyta się naprawdę dobrze i szybko. Lektura zajęła mi kilka dni, jednak jestem pewna, że osoby notorycznie czytające uporają się z nią w jeden. Myślę, że fanom Rutkoski i Cass ,,Pocałunek zdrajcy" ma szansę się spodobać, jednak nie stawiałabym tych trzech książek na tym samym poziomie. Z tego co się orientuję ma powstać kontynuacja, jednak ja czuję się w pewien sposób usatysfakcjonowana obecnym rozwojem wydarzeń. Książka otwiera wiele wątków i w zdecydowanej większości je zamyka, tym samym raczej nie sięgnę po drugi tom.

Życie dworskie i intrygi rodem z książek cyklu ,,Niezwyciężona", a przynajmniej takie zdanie wyrobiłam sobie na opinii osób, które z ,,Pocałunkiem zdrajcy spotkały się jeszcze przede mną. Z kolei wydawnictwo przekonuje, że mamy do czynienia z historią pokrewną serii ,,Rywalki". To jak w końcu jest? Cass czy Rutkoski? Obie serie są mi dość bliskie, jednak czy ,, Pocałunek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po ,,Czas Żniw" sięgnęłam już jakiś czas temu i zakochałam się w świecie wykreowanym przez autorkę. Wiedziałam, że moja przygoda z ,,Zakonem mimów" to tylko kwestia czasu. Wiele osób twierdzi, że kontynuacja jest o wiele lepsza od pierwszej części. Jednak jak jest naprawdę?
Zacznę od tego, że Samantha Shannon bez wątpienia poszła za ciosem. Biorąc po uwagę, że seria ma mieć siedem tomów, wierzę, że autorka bardzo dobrze przemyślała fabułę. Patrząc z perspektywy dwóch tomów muszę przyznać, że zdecydowanie jej się to udaje. Jak na razie fabuła( mimo, że wciąż jeszcze nie w pełni kompletna) zdecydowanie tworzy spójny ciąg. Jest to sztuka niezwykle trudna, ale jak do tej pory autorka spisuje się na medal.
Akcja drugiego tomu w całości rozgrywa się w Londynie, co pozwala nam na lepsze poznanie syndykatów i żyjącej w nich społeczności. Tak naprawdę dopiero teraz możemy zrozumieć całkowite oddanie londyńskiej społeczności, którym kierowała się główna bohaterka w pierwszym tomie. Mimo iż to syndykat jest z początku postrzegany jako ofiara tyrańskiego Sajonu, okazuje się, że nie do końca tak jest. Społeczność ma swoje własne prawa, cienie i tajemnice, które stopniowo odkrywamy zagłębiając się w fabułę. Zabieg ten sprawia, że czytelnik z każdą chwilą dowiaduje się czegoś nowego, a książka po prostu go nie zanudza.
Świat wykreowany przez autorkę jest niezwykle specyficzny. Po raz kolejny z tyłu książki mamy słowniczek pojęć, który z pewnością będzie nam towarzyszył do końca serii. Jest to zdecydowany plus, choć osobiście tym razem nie odczułam tak dużej potrzeby korzystania z niego jak przy ,,Czasie Żniw". Jeśli ktoś obawia się, że ledwo rozumiejąc funkcjonowanie świata w pierwszym tomie, zgubi się czytając ,,Zakon mimów" może być spokojny. Drugi tom jest zdecydowanie uboższy w rozbudowę, co pozwala na ugruntowanie pewnych informacji o świecie Shannon lub po prostu daje kolejną szansę na poznanie go, tym razem w nieco mniej intensywny sposób niż w ,,Czasie Żniw".
W kwestii postaci wykreowanych przez autorkę po raz kolejny trzeba wspomnieć o głównej bohaterce. Autorka już w pierwszym tomie wyraznie dała do zrozumienia, że Paige jest naprawdę silną postacią i w drugim tomie po prostu się tego trzyma, co wcale nie jest taką łatwą sztuką. Z kolei nowych postaci nie ma zbyt wiele, lecz zdecydowanie rozwinięto sylwetki mało znanych nam bohaterów z pierwszego tomu, co również jest zdecydowanym plusem. Dodatkowo autorka pozostawiła nas z pewnym niedosytem, jeśli chodzi o los kilku postaci, co zapewne da jej szerokie pole do popisu w następnych tomach.
Wątek romantyczny po raz kolejny nie jest szczególnie rozbudowany. Osobiście nie jestem wielką fanką romansów, więc nie ukrywam, że dla mnie znów jest on tutaj wręcz zbędny. Mimo wszystko nie jest zbyt nachalny co ostatecznie u mnie procentuje, ale osoby poszukujące rozbudowanego wątku miłosnego mogą naprawdę się zawieść.
Zwrotów akcji nie ma zbyt wiele, ale sama fabuła jest niezwykle emocjonująca co daje poczucie równowagi. Akcja i elementy poznawcze również są zachowane w harmonii, przez co książka zdecydowanie nie nudzi, a wręcz trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Jednak czy ,,Zakon mimów" jest lepszy od ,,Czasu Żniw". Moim zdaniem nie. Obie książki są zdecydowanie tak samo dobre, lecz rozwijają po prostu inną część świata autorki. Osobiście nie mogę się doczekać lektury trzeciego tomu, która, mam nadzieje, również będzie tak samo dobra, jeśli nie lepsza.

Po ,,Czas Żniw" sięgnęłam już jakiś czas temu i zakochałam się w świecie wykreowanym przez autorkę. Wiedziałam, że moja przygoda z ,,Zakonem mimów" to tylko kwestia czasu. Wiele osób twierdzi, że kontynuacja jest o wiele lepsza od pierwszej części. Jednak jak jest naprawdę?
Zacznę od tego, że Samantha Shannon bez wątpienia poszła za ciosem. Biorąc po uwagę, że seria ma mieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna oprawa graficzna, oryginalny pomysł i egzotyczne Indie. Co może pójść nie tak?
Zacznę może od stylu pisania autorki. Mimo naprawdę interesującemu pomysłu na fabułę, język powieści nie pozwolił mi na wczytanie się w powieść. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że książkę naprawdę szybko się czyta, jednak dla mnie było to jak droga przez mękę, ale mimo to postawiłam sobie za punkt honoru dociągnięcie historii do końca. Autorka skupia się na niepotrzebnych szczegółach i całkowicie zbędnych scenach, które mają na celu jedynie nadanie książce objętości zamiast wniesienie czegokolwiek do fabuły. Styl pisania jest czymś, co może nas do książki przykuć lub odrzucić. Niestety w tym przypadku spotkałam się z tym drugim.
Jednak skupmy się teraz na fabule, która jednak nie ratuje całej sytuacji. Akcja przez większą część książki niezwykle się ciągnie, na co wpływają wspomniane wcześniej zbędne sceny, których jest tutaj od groma. Co więcej w fabule nie ma kompletnie nic, co by mnie w jakikolwiek sposób zaskoczyło, zaciekawiło czy poruszyło, przez co historia wydaje się po prostu nijaka. W dodatku w książce pełno jest schematów, których dopatrzy się nawet niewiele czytająca osoba.
Jednak najgorszą stroną książki są według mnie jej bohaterowie, którzy są niezwykle schematyczni, irytujący, a wręcz po prostu nudni. Każda postać ma przypisaną pewną rolę, której uporczywie się trzyma, przez co mam wrażeni, że bohaterowie wcale się nie rozwijają. Dla mnie są po prostu martwi i bez charakteru. Główna bohaterka nie wyróżnia się niczym szczególnym, co potrafi naprawdę działać na nerwy, gdy cały wykreowany przez autorkę świat próbuje na siłę udowodnić, że jest inaczej. Moim zdaniem nie wydaję się nawet kompetentna do zadania, które jej powierzono. Z kolei postać Rena jest jeszcze gorsza. To po prostu idealny książę z bajki bez wad. Bohater tak sztuczny, że nie sposób go polubić. W obliczu wszystkich tragedii, które ponoć ukształtowały jego osobowość, najbardziej cierpi z powodu...miłości. Nie potrafię zrozumieć decyzji, jakie bohaterowie książki podejmują, choć ze wszystkich stron autorka zasypuje nas niezliczonymi i moim zdaniem w większości płytkimi argumentami.
Jak w zdecydowanej większości książek młodzieżowych, również i tutaj mamy wątek romantyczny. Niestety, jest on równie nieudolny co fabuła czy bohaterowie. Mamy tutaj miłość stanowiącą odbicie dwójki głównych bohaterów, czyli po prostu sztuczną. Trzeba wnieść poprawkę na to, że osobiście nie jestem wielką fanką romansów lub jestem wobec nich po prostu strasznie wymagająca. Według mnie związek w tej książce jest naprawdę męczący, co jest nierozerwalnie złączone z moim brakiem sympatii wobec głównych postaci. Mimo iż jego wystąpienie jest z góry oczywiste, to jednak sposób w jaki został wyprowadzony jest po prostu nienaturalny, co niezwykle kuło mnie w oczy. Co więcej autorka tworzy tu zaczątek trójkąta miłosnego, co tylko pogarsza sprawę.
Jedyną dobrą stroną książki jest jej oprawa graficzna i piękne wydanie. Okładka bez wątpienia zachwyca, lecz co z tego jeśli spoglądając na nią, zamiast się zachwycać, budzi się we mnie wstręt do całej historii i żal zmarnowanego czasu.

Piękna oprawa graficzna, oryginalny pomysł i egzotyczne Indie. Co może pójść nie tak?
Zacznę może od stylu pisania autorki. Mimo naprawdę interesującemu pomysłu na fabułę, język powieści nie pozwolił mi na wczytanie się w powieść. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że książkę naprawdę szybko się czyta, jednak dla mnie było to jak droga przez mękę, ale mimo to postawiłam sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zwykle dość sceptycznie podchodzę do bestsellerów, ponieważ niezwykle często rozczarowują mnie. Sięgając po niezwykle popularną serię Samanthy Shannon nie spodziewałam się więc zbyt wiele. Nie mogłam się bardziej mylić.
Autorka stworzyła zupełnie nowy świat. Co prawda opiera się on częściowo na dystopijnych schematach, które wszyscy dobrze znamy, lecz sprytnie pociągnięta fabuła nadaje historii oryginalności, której ostatnimi czasy naprawdę potrzeba na rynku książkowym.
Skonstruowany świat rzecz jasna nie spodoba się wszystkim, dlatego też tym bardziej zdziwiło mnie, że zdołałam się w nim tak świetnie odnaleźć. Bez wątpienia nowe słownictwo i zawiłości polityczne występujące od samego początku książki utrudniają z początku pełne poznanie świata, lecz dynamiczna akcja wynagradza nam to, przez co w dalszej części historii mamy czas na dokładne zapoznanie się nową rzeczywistością.
Rodzaj ,,magii", o ile tak można nazwać nadprzyrodzone zdolności bohaterów, jest nieodłączną częścią tego świata, który próżno porównywać do innych dystopii. W większości obecnie wydawanych książek występuje de fakto w jednakowej postaci. Autora bez wątpienia dostrzegła ten problem i stworzyła swoją własną ,,magię" nazwaną wróżeniem. Moim zdaniem jest to ogromny plus, ponieważ czułam się, jakbym po raz pierwszy sięgnęła po fantastykę, wyzbywając się tym samym utartych w umyśle schematów, które nagromadziły się przez lata. Z reguły dość sceptycznie podchodzę do fantastyki. Mimo że zdawałoby się, że zakres możliwości w książkach fantastycznych jest nieograniczony, to zwykle autorzy nie zaskakują mnie jakość szczególnie wykreowanym przez nich światem. Z ,,Czasem Żniw" jest zupełnie inaczej. Nowatorstwo jest bez wątpienia czymś, czego teraz potrzebowałam.
Kolejnym plusem książki są nie wątpliwie główni bohaterowie. Mało w której książce pokochałam aż tyle wykreowanych przez autora postaci. Bohaterowie są jak najbardziej autentyczni i idealnie wpasowują się w ten niezwykły świat.
Stylowi autorki również nie mam nic do zarzucenia. Ani razu nie odniosłam wrażenia, że akcja niemiłosiernie się wlecze, a bohaterowie kręcą się w kółko. Poza tym autorka kończy każdy rozdział w taki sposób, że wciąż chcemy więcej i niezwłocznie sięgamy po kolejny, przez co od książki nie można się oderwać.
Mimo wszystko warto wspomnieć, że jeśli ktoś szuka książki z wątkiem romantycznym, może nie być zadowolony. Przez dość długi czas nawet się na niego nie zapowiada, przez co jego wystąpienie było dla mnie wręcz zaskoczeniem. Osobiście nie jestem zbyt wielką fanką romansów, zwłaszcza gdy w moim przekonaniu dochodzi do nich zbyt szybko. Z tego też powodu uważam, że zwłaszcza w tej historii jego pojawienie się, nie jest zadowalające. Mimo iż od razu widać, że nie autorka nie zamierza stawiać go na pierwszym miejscu, to jednak i tak nie jestem nim zachwycona. Osobiście pozostawiłabym relacje między bohaterami w stanie takim, jaki mogliśmy oglądać przez większość książki.
,,Czas Żniw" to bez wątpienia książka, którą poleciłabym każdemu, lecz zdaje sobie sprawę, że nie każdemu się spodoba i nie zamierzam upierać się, że jest inaczej. Skomplikowany świat nie wszystkim może przypaść do gustu, lecz uważam, że warto chociaż spróbować. Autorka stanęła na wysokości zadania, a ja nie mogę się już doczekać lektury kolejnego tomu.

Zwykle dość sceptycznie podchodzę do bestsellerów, ponieważ niezwykle często rozczarowują mnie. Sięgając po niezwykle popularną serię Samanthy Shannon nie spodziewałam się więc zbyt wiele. Nie mogłam się bardziej mylić.
Autorka stworzyła zupełnie nowy świat. Co prawda opiera się on częściowo na dystopijnych schematach, które wszyscy dobrze znamy, lecz sprytnie pociągnięta...

więcej Pokaż mimo to