rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Mogłaby być i ósemka, bo świetnie się czyta. Ale pomysł z mięsem to jedna z głupszych rzeczy o jakich ostatnio słyszałem.

Mogłaby być i ósemka, bo świetnie się czyta. Ale pomysł z mięsem to jedna z głupszych rzeczy o jakich ostatnio słyszałem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Byłem naprawdę cierpliwy dla "Trawy". Przełykałem drobne, ale częste błędy logiczne, naciąganą konstrukcję świata, relacje między bohaterami godne jakichś podłych telenowel (tu, do diabła, każdy każdego nieszczęśliwie kocha!), czy nawet język zalatujący miejscami grafomanią. Chciałem dotrwać do końca, bo pomysł na powieść Autorka miała naprawdę ciekawy. Ale jak (tu wstawić przekleństwo na K) dotarłem do sceny, nie wiem, "seksualnego zbliżenia" (?) z pewnym przedstawicielem obcej, nieczłekokształtnej rasy (?), jedyne co przyszło mi na myśl, to: "o nie, nie, nie. Na takie historie czasu nie będziemy tracić". Jak już ktoś wcześniej podsumował: pomysł dobry, ale podręcznikowo położony przez Autorkę.

Byłem naprawdę cierpliwy dla "Trawy". Przełykałem drobne, ale częste błędy logiczne, naciąganą konstrukcję świata, relacje między bohaterami godne jakichś podłych telenowel (tu, do diabła, każdy każdego nieszczęśliwie kocha!), czy nawet język zalatujący miejscami grafomanią. Chciałem dotrwać do końca, bo pomysł na powieść Autorka miała naprawdę ciekawy. Ale jak (tu wstawić...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie ma się tu nad czym specjalnie rozwodzić, CK Monogatari to chyba najbliższa istocie Murakamiego powieść na naszym rodzimym rynku. Nieco bardziej przygodowa, mocniej zwrócona ku realizmowi magicznemu, z odpowiednim happy endem, no i z akcją umiejscowioną głównie w Polsce, ale myślę że fani najpoczytniejszego Japończyka i tak się nie zawiodą. To po prostu ta sama poetyka, ten sam klimat i zasadniczo konstrukcja. I powiem szczerze - czyta się niemal równie dobrze, za co Pana Artura powinno się po prostu podziwiać.

Nie ma się tu nad czym specjalnie rozwodzić, CK Monogatari to chyba najbliższa istocie Murakamiego powieść na naszym rodzimym rynku. Nieco bardziej przygodowa, mocniej zwrócona ku realizmowi magicznemu, z odpowiednim happy endem, no i z akcją umiejscowioną głównie w Polsce, ale myślę że fani najpoczytniejszego Japończyka i tak się nie zawiodą. To po prostu ta sama poetyka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdyby Paliński ograniczył nieco słowotok i dodał kilka dodatkowych wydarzeń w rodzaju wyprawy do fontanny, mógłby być z tego całkiem niezły pierwszy rozdział jakiejś powieści.

Gdyby Paliński ograniczył nieco słowotok i dodał kilka dodatkowych wydarzeń w rodzaju wyprawy do fontanny, mógłby być z tego całkiem niezły pierwszy rozdział jakiejś powieści.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Czas poświęcony "Unicestwieniu" to doprawdy istna walka między zniechęceniem i zaciekawieniem. W przewadze, gdzieś tak 2:1 dla zniechęcenia. Pomijając fakt, że Pan VanderMeer nie silił się zbytnio na oryginalność, bezczelnie kopiując zamysł "Pikniku na skarju drogi" (nie wiem, wydaje się, że w literaturze popularnej, w odróżnieniu np. od branzy growej czy nawet filmowej, takie zagrania zbyt łatwo uchodzą płazem), Strefa X (przepraszam za nadmiar nawiasów, ale... co za barbarzyńska nazwa), a zatem rdzeń, wokół którego obudowana jest cała historia, z małymi wyjątkami, wydaje się jakaś taka przesadnie płaska, bezpłciowa. Wątek fantastyczny zbyt często koncentruje się tu na rzeczach zupełnie nieciekawych, jakichś nudnych, psychologicznych rozkminach w trakcie spotkań z "pełzaczem" (litości), czy wałęsaniu się po wieżo-tunelach w poszukiwaniu kolejnych fragmentów wiersza, w zamyśle mających chyba pogłębić powieść. Inna rzecz, to tłumaczenie i ta cała, jak by nie patrzeć, śmieszna, sfeminizowana nowomowa. No bo jak długo można powstrzymywac niesmak, przerzucając kolejne strony biolożek, psycholożek i antropolożek. Że tak powiem, pierożek. Z takim tłumaczeniem.

Moim zdaniem, fabuła autorowi udała się jedynie we fragmentach rozgrywających się w tym tradycyjnym świecie, bez wymuszonej fantastyki i bardziej śmiesznych, niż strasznych potwor(k)ów.

Czas poświęcony "Unicestwieniu" to doprawdy istna walka między zniechęceniem i zaciekawieniem. W przewadze, gdzieś tak 2:1 dla zniechęcenia. Pomijając fakt, że Pan VanderMeer nie silił się zbytnio na oryginalność, bezczelnie kopiując zamysł "Pikniku na skarju drogi" (nie wiem, wydaje się, że w literaturze popularnej, w odróżnieniu np. od branzy growej czy nawet filmowej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miejscami szalenie stymulująca pozycja dla ludzi zainteresowanych teorią i kierunkami rozwoju Science Fiction. Jak zwykle przy Dukaju, przeczytałem z niekłamanym podziwem dla Jego erudycji i pomysłowości, nawet pomimo tego, że Autor daje się nieraz ponieść słowom, tak jakby chciał zgubić zdezorientowanego czytelnika gdzieś po drodze (ale to już chyba cecha jego prozy w całości).

Miejscami szalenie stymulująca pozycja dla ludzi zainteresowanych teorią i kierunkami rozwoju Science Fiction. Jak zwykle przy Dukaju, przeczytałem z niekłamanym podziwem dla Jego erudycji i pomysłowości, nawet pomimo tego, że Autor daje się nieraz ponieść słowom, tak jakby chciał zgubić zdezorientowanego czytelnika gdzieś po drodze (ale to już chyba cecha jego prozy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówi się, że science-fiction do życia potrzebuje nowości. Jeśli ktoś podziela te zdanie, może sobie "Światlo cieni" odpuścić i nie ominie go przez to żadna szczgólnie udana historia. To prawda, powieść Dębskiego jest do cna wtórna (o podobnych rzeczach pisali już Lem, Simmons, czy nawet Kosik), ale, co jest największą chyba zaletą Autora, wciąż czyta się ją z zaciekawieniem. Problemem sporej części współczesnej SF jest język - pisarze tak mocno starają się go unowocześnić, tworząc nieraz jakieś przedziwne łamańce słowne, że w zatrważającej części publikacji, fabuła schodzi na drugi plan, bądź gubi się zupełnie. Dębski jednak trzyma się klasycznej fantastyki, poniekąd bardzo ułatwiając czytelnikowi kontakt ze swoją historią.
Co mnie boli w "Świetle cieni": Autor używa czasem zupełnie nieprzystających do poziomu (jakkolwiek wysoki by on nie był) powieści sformułowań; może to tylko ja, ale w momencie rozwiązania akcji z fabuły uciekło mi niemal całe napięcie, również przejście między wiedzą a brakiem wiedzy głównego bohatera nie zostało przedstawione w szczególnie emocjonujący sposób; zakończenie jest też w najlepszym przypadku "takie sobie". Można by jeszcze wymieniać mniejsze wpadki: schematyczność w konstrukcji niektórych postaci, wprowadzenie nadajace się bardziej do opowiadania niż pełnoprawnej powieści, rozwlekanie i przedłużanie wewnętrznych rozterek i wtórnych przemyśleń bohatera, itd.
Jednak narzekanie narzekaniem, a "Światło cieni" i tak jakoś się tam broni. Może to dzięki kompaktowej objętości, w sam raz na trzy, cztery wieczory? Dla spragnionych nowej polskiej SF, w sam raz.

Mówi się, że science-fiction do życia potrzebuje nowości. Jeśli ktoś podziela te zdanie, może sobie "Światlo cieni" odpuścić i nie ominie go przez to żadna szczgólnie udana historia. To prawda, powieść Dębskiego jest do cna wtórna (o podobnych rzeczach pisali już Lem, Simmons, czy nawet Kosik), ale, co jest największą chyba zaletą Autora, wciąż czyta się ją z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno mi przypomnieć sobie, kiedy ostatnio czytałem coś nowego, co w równym stopniu, jak powieść Mitchella, wywarłoby na mnie tak pozytywne wrażenie. To jedna z tych historii, w których tło jest tak niezwykle sugestywne, pozostając przy tym integralną częścią fabuły, że żegnając się z książką, czytelnik czuje niemal dziecięcy żal. Interesujący jest sposób, w jaki rozwija się ta historia - zbacza czasem w nieco innym kierunku, niż się spodziewamy, by po chwili skupić się już na nim zupełnie, marginalizując tym samym wcześniejszy. I co w tym wszystkim najistotniejsze - możemy czuć z tego powodu żal, ale te nowe wydarzenia są tak interesująco przedstawione, że, zwyczajnie, dajemy się porwać. Aha, w "Tysiącu jesieni...", wbrew powszechnemu zaszufladkowaniu, niewiele znajdziemy fantasy. Przynajmniej dla mnie to bardzo dobra wiadomość.

Trudno mi przypomnieć sobie, kiedy ostatnio czytałem coś nowego, co w równym stopniu, jak powieść Mitchella, wywarłoby na mnie tak pozytywne wrażenie. To jedna z tych historii, w których tło jest tak niezwykle sugestywne, pozostając przy tym integralną częścią fabuły, że żegnając się z książką, czytelnik czuje niemal dziecięcy żal. Interesujący jest sposób, w jaki rozwija...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Należałoby gdzieś zaznaczyć, że "Arkadia" to powieść raczej młodzieżowa, żeby nie powiedzieć "dziewczęca", z wszystkimi płynącymi z tego faktu konsekwencjami. Może wtedy pewna część czytelników, oszczędziłaby swój cenny czas (i pieniądze). "Arkadia" jest naiwna, napisana sztucznym językiem (te nieautentyczne, jakby wyrwane z prywatnego gimnazjum dla bogatych panienek, wtręty, zwyczajnie ranią oczy) i czyta się ją często z autentycznym zażenowaniem. Niby do pewnego czasu (dla mnie była to jedna ze "scen miłosnych", skąpanych w przejaskrawionych, wewnętrznych przeżyciach bohaterki), da się ją jakoś tam zdzierżyć, ale sam wolałbym ten czas przeznaczyć na jakieś ciekawsze zajęcia. Miejscami pobrzmiewa w "Arkadii" echo poważnej psychologii, tyle że bardzo spłyconej, tak jakby powieść wyszła spod ręki świeżo upieczonej studentki, zafascynowanej oklepanymi już w popkulturze teoriami. Przysięgam, nie chciałem żeby moja opinia zabrzmiała szczególnie ostro, ale naprawdę ciężko mi teraz znaleźć jakieś powody, by "Arkadię" komuś polecić.

Należałoby gdzieś zaznaczyć, że "Arkadia" to powieść raczej młodzieżowa, żeby nie powiedzieć "dziewczęca", z wszystkimi płynącymi z tego faktu konsekwencjami. Może wtedy pewna część czytelników, oszczędziłaby swój cenny czas (i pieniądze). "Arkadia" jest naiwna, napisana sztucznym językiem (te nieautentyczne, jakby wyrwane z prywatnego gimnazjum dla bogatych panienek,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Panowie oraz Panie z Powergraphu - wielkie dzięki za wydawanie młodych, szkoda tylko, że tak słabo ich promujecie. O "Holokauście F" dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, a to o tyle dziwne, że raczej nie unikam nowości wydawniczych w krajowej fantastyce. Zbierzchowski, tak jak ktoś już wspomniał, stworzył najlepszą, polską powieść SF 2013 roku. Inna sprawa, że krajowe SF dosłownie świeci pustkami, i wybić się w nim nie jest znowu takim trudnym zadaniem.
Co do samej powieści - to bardzo ciekawa, nowoczesna fantastyka, co ważne, nie skupiająca się wyłącznie na powielaniu utartych schematów, ale dająca też kilka oryginalnych pomysłów od siebie. "Holocaust F" to ładny styl, ciągła akcja (tu akurat mam zastrzeżenie, bo trend w SF, by wydarzeniami strzelać w tempie maszynowym, zaczyna mnie już czasem męczyć), ciekawe spojrzenie na świadomość post-człowieka i miejscami poszatkowana ciągłość fabuły (możliwe, że to zabieg celowy - taka alegoria wiedzy współczesnego człowieka). Krótko - naprawdę warto Zbierzchowskiego przeczytać.

Panowie oraz Panie z Powergraphu - wielkie dzięki za wydawanie młodych, szkoda tylko, że tak słabo ich promujecie. O "Holokauście F" dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, a to o tyle dziwne, że raczej nie unikam nowości wydawniczych w krajowej fantastyce. Zbierzchowski, tak jak ktoś już wspomniał, stworzył najlepszą, polską powieść SF 2013 roku. Inna sprawa, że krajowe SF...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak by tu rzecz podsumować, może tak - "Ciemno, prawie noc" to bardzo dobra powieść, w której jednak łatwo jest się do czegoś przyczepić. Mógłbym w zasadzie tak zakończyć, ale skoro już to czytasz, wypada rzucić kilka przykładów: Bator posługuje się bardzo ładnym, lirycznym stylem, nad którym jednak traci miejscami kontrolę (eh, te zagęszczenie raniących oczy porównań); Jak wielu już wspominało, od groma tu wyrazistych bohaterów - fakt, jednak wolałbym, aby Autorka ograniczyła się choćby i do kilku z nich, pogłębiając nieco ich charaktery. Sama historia, Wałbrzych przedstawiony w formie realizmu magicznego (paralele z twórczością Murakamiego występują tu naprawdę nagminnie i dziwi mnie, że tak niewielu czytelników to zauważa), wszystko to jest nader interesująco i sprawnie zawiązane, a jednak kilka razy odniosłem wrażenie, że Bator niepotrzebnie rozciąga i wydłuża swoją opowieść. To pierwsze, co "na gorąco" przychodzi mi na myśl.
Nie wiem, czy "Ciemno, prawie noc" warte jest, bądź też nie, wiadomej nagrody, nie interesuję mnie ona zbytnio. Istotne jest, że to literatura naprawdę na światowym poziomie i ani razu przy jej lekturze, nie naszło mnie zwątpienie, czy wartą ją przeczytać do końca. Przyznam, nie tego spodziewałem się po Autorce "Japońskiego wachlarza", ale to w gruncie rzeczy bardzo pozytywne zaskoczenie.

Jak by tu rzecz podsumować, może tak - "Ciemno, prawie noc" to bardzo dobra powieść, w której jednak łatwo jest się do czegoś przyczepić. Mógłbym w zasadzie tak zakończyć, ale skoro już to czytasz, wypada rzucić kilka przykładów: Bator posługuje się bardzo ładnym, lirycznym stylem, nad którym jednak traci miejscami kontrolę (eh, te zagęszczenie raniących oczy porównań); Jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę Micho Kaku najlepiej czyta się partiami, inaczej można się zirytwać ciągłymi, męczącymi zachwytami Autora nad światem nauki. W tym sensie Kaku bardzo zbliżony jest do późniejszego Dawkinsa. Jak na pracę poświęconą wciąż świeżej dziedzinie fizyki, zbyt wiele tu historii i biograficznych wtrętów. Niby jest to uzasadnione chęcią zachowania ciągłości, ukazania czytelnikowi podstaw i przemian, z jakich narodziła się współczesna teoria kwantowa, ale czy naprawdę nie dało się tego napisać w mniej rozwlekły sposób? Jeszcze jedna rzecz mnie we "Wszechświatach..." irytowała - niby jest to książka popularnonaukowa, ale Kaku często zbacza tu w stronę filozofii, przedstawia swoje odczucia i przypuszczenia w kwestiach zahaczających nawet o metafizykę. Kaku wydaje się w swoich poglądach zbyt wygładzony, tak jakby usilnie starał się nikogo nie obrazić. Myślę, że skoro Autor raczy nas już tak dalece posuniętymi wnioskami, mógłby to robić w sposób nieco bardziej stanowczy i jasny.
Choć głównie tu narzekam, "Wszechświaty równoległe" to naprawdę bardzo dobra rzecz, powiedzieć można (bez cienia zażenowania) - poszerzająca horyzonty. Ktoś, kto chciałby się dowiedzieć czegoś więcej o stanie współczesnej kosmologii, bądź nawet całej fizyki, znajdzie tu wiele szalenie interesujących kwestii, podanych w stosunkowo przystępny sposób. Polecam.

Książkę Micho Kaku najlepiej czyta się partiami, inaczej można się zirytwać ciągłymi, męczącymi zachwytami Autora nad światem nauki. W tym sensie Kaku bardzo zbliżony jest do późniejszego Dawkinsa. Jak na pracę poświęconą wciąż świeżej dziedzinie fizyki, zbyt wiele tu historii i biograficznych wtrętów. Niby jest to uzasadnione chęcią zachowania ciągłości, ukazania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Lewą rękę ciemności" czyta się niczym całkiem sprawnie spisany reportaż literacki, i największą chyba jej zaletą jest fakt, że w swoim mariażu SF z owym gatunkiem, jest bardzo wiarygodna. Skrupulatne, antropologiczne podejście Le Guin do obcego, wciąż wydaje się czymś w fantastyce świeżym (i inspirującym dla młodszych autorów - ewolucję tej formy widać, na ten przykład, w twórczości Jacka Dukaja). Polecam tym, którzy chcieliby spojrzeć na SF od tej bardziej humanistycznej strony.

"Lewą rękę ciemności" czyta się niczym całkiem sprawnie spisany reportaż literacki, i największą chyba jej zaletą jest fakt, że w swoim mariażu SF z owym gatunkiem, jest bardzo wiarygodna. Skrupulatne, antropologiczne podejście Le Guin do obcego, wciąż wydaje się czymś w fantastyce świeżym (i inspirującym dla młodszych autorów - ewolucję tej formy widać, na ten przykład, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To wręcz niewiarygodne, że dwie kolejne powieści jednego autora, może dzielić aż tak wielka przepaść. Nie twierdzę, że Metro 2033 było jakąś szczególnie dobrą książką, ale miało swój specyficzny klimat i stosunkowo oryginalny pomysł na siebie. A jaka jest kontynuacja? Nie siląc się na grzeczność - wygląda, jakby do napisania tego badziewia Glukhovsky zatrudnił człowieka z zerowym doświadczeniem w powieściopisarstwie, na dodatek zbyt pijanego, by zrozumieć jakimi banałami i schematami się posługuje. Ludzie, przecież w pewnym momencie tego się zwyczajnie czytać nie da! Przynajmniej jeśli ma się na karku więcej niż te przysłowiowe 13 lat.

To wręcz niewiarygodne, że dwie kolejne powieści jednego autora, może dzielić aż tak wielka przepaść. Nie twierdzę, że Metro 2033 było jakąś szczególnie dobrą książką, ale miało swój specyficzny klimat i stosunkowo oryginalny pomysł na siebie. A jaka jest kontynuacja? Nie siląc się na grzeczność - wygląda, jakby do napisania tego badziewia Glukhovsky zatrudnił człowieka z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak to śpiewało kilku luźnych panów z Kalifornii "How can I be satisfied, when everything is overrated?". Podobne wnioski naszły mnie przy lekturze zachwalanego przecież wszem i wobec "Prawieku...". Niestety, większa część fabuły zleciała mi na bezrefleksyjnym łykaniu słów. Dzieje się w powieści Tokarczuk całkiem sporo i w zasadzie, po pewnym czasie człowiek zastanawia się, czy aby może nie jest z nim coś nie tak, że te wszystkie historie, ludzki smutek, ból i zło, jakoś tak po nim spływają. A może to tylko wina swoistego, beztroskiego stylu Autorki? Jednak znacznie bardziej podobały mi się późniejsze Jej dzieła.

Jak to śpiewało kilku luźnych panów z Kalifornii "How can I be satisfied, when everything is overrated?". Podobne wnioski naszły mnie przy lekturze zachwalanego przecież wszem i wobec "Prawieku...". Niestety, większa część fabuły zleciała mi na bezrefleksyjnym łykaniu słów. Dzieje się w powieści Tokarczuk całkiem sporo i w zasadzie, po pewnym czasie człowiek zastanawia się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Problem z "Nakręcaną dziewczyną" jest taki, że niemal w każdym aspekcie jej czegoś brakuje. Niby mamy tu ciężki, orientalny klimat, ale znowu nie do końca sprawnie "pospawany" przez Autora ze złożonym światem przedstawionym. Wizja Tajlandii przyszłości zdaje się kompleksowa, udanie krąży między religią, kulturą i technologią, tyle ze z biegiem czasu wydaje się to w pewnych miejscach naiwne. Zraziło mnie zwłaszcza wciskanie pewnych pomysłów technologicznych (dajmy na to - sprężyn) w każdy zakamarek życia mieszkańców świętego miasta, czy chociażby rozegranie wątku Nakręcanki i jej osobliwych zdolności. Kolejna sprawa - bohaterów naprawdę ciężko jest jednoznacznie ocenić i sklasyfikować (za co naprawdę wielkie brawa dla Bacigalupiego - w SF to rzadkość), tyle że przynajmniej dla mnie, ich historie zostały jakoś średnio udanie zakończone. Z powyższego wynika chyba największa bolączka powieści - o ile początkowo sprawiała na mnie świetne wrażenie, tak z biegiem stron coraz rzadziej znajdywałem w sobie chęć, by do czytania wracać.

Problem z "Nakręcaną dziewczyną" jest taki, że niemal w każdym aspekcie jej czegoś brakuje. Niby mamy tu ciężki, orientalny klimat, ale znowu nie do końca sprawnie "pospawany" przez Autora ze złożonym światem przedstawionym. Wizja Tajlandii przyszłości zdaje się kompleksowa, udanie krąży między religią, kulturą i technologią, tyle ze z biegiem czasu wydaje się to w pewnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Viriconium" to bardzo nierówny zbiór opowiadań. Część z nich czyta się niemal jednym tchem, zachwycając się przy tym wizją i pomysłami Harrisona, przez część zaś - zwłaszcza tych zagłębiających się w życie mieszkańców Miasta, trzeba się zwyczajnie przekopywać (w trakcie czytania końcowych trzech opowieści, kilka razy nachodziła mnie ochota by tym tomiskiem cisnąć w przysłowiowe pierony). Odnoszę wrażenie, że Autor najlepiej czuje się w aspekcie przygodowym SF, kiedy jednak próbuje swej twórczości nadać przesadnie artystyczny ton, gubi sens historii, rozdrabniając się na jakieś bełkotliwe pseudo-opowiastki, z których niewiele wynika. Mimo wszystko ta bardziej udana część "Viriconium" wynagradza mękę wynikłą z czytania innych.
Tak na marginesie, uważny czytelnik wychwyci tu wiele wątków, czy charakterystycznych zagrań, do których Harrisson powracać będzie w swojej późniejszej twórczości (z różnym skutkiem, niestety - vide "świetlna" trylogia).

"Viriconium" to bardzo nierówny zbiór opowiadań. Część z nich czyta się niemal jednym tchem, zachwycając się przy tym wizją i pomysłami Harrisona, przez część zaś - zwłaszcza tych zagłębiających się w życie mieszkańców Miasta, trzeba się zwyczajnie przekopywać (w trakcie czytania końcowych trzech opowieści, kilka razy nachodziła mnie ochota by tym tomiskiem cisnąć w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ile to już lat minęło? Ponad pięćdziesiąt? "Niezwyciężony" to jedna z tych ponadczasowych mini-powieści, które chłonie się jednym tchem. Wizjonerska, mądra i diablo wciągająca. Jest to też jedna z tych historii, którymi polska literatura powinna się rzeczywiście szczycić, gdyż w granicach swojego gatunku, z łatwością wybija się ponad przeciętność ogólnoświatową. Wciąż.

Ile to już lat minęło? Ponad pięćdziesiąt? "Niezwyciężony" to jedna z tych ponadczasowych mini-powieści, które chłonie się jednym tchem. Wizjonerska, mądra i diablo wciągająca. Jest to też jedna z tych historii, którymi polska literatura powinna się rzeczywiście szczycić, gdyż w granicach swojego gatunku, z łatwością wybija się ponad przeciętność ogólnoświatową. Wciąż.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie rozwodząc się zbytnio - "Pusta przestrzeń" była dla mnie ogromnym zawodem. Parafrazując samego Autora - powieść ta wydaje się niczym więcej, jak kulturowym bełkotem, z którego nic konkretnego i ważnego nie wynika. Co zaś najgorsze, po lekturze zmieniły się też moje odczucia względem wcześniejszych części trylogii Harrisona. Wszystkie te historie utraciły jakby nagle na znaczeniu, stały się pretekstem do popisania się niecodziennym jak na fantastykę stylem. Z radością pozbędę się tego balastu z mojej półki.

Nie rozwodząc się zbytnio - "Pusta przestrzeń" była dla mnie ogromnym zawodem. Parafrazując samego Autora - powieść ta wydaje się niczym więcej, jak kulturowym bełkotem, z którego nic konkretnego i ważnego nie wynika. Co zaś najgorsze, po lekturze zmieniły się też moje odczucia względem wcześniejszych części trylogii Harrisona. Wszystkie te historie utraciły jakby nagle na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pora deszczów Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Ocena 7,2
Pora deszczów Arkadij Strugacki, ...

Na półkach:

Nie do końca potrafię zrozumieć tak nikłą, w porównaniu do innych powieści braci Strugackich, popularność "Pory deszczów". Prawda, dużo tu ciężkiej atmosfery, filozofii, alkoholu i prania się po pyskach - ale właśnie te elementy stanowią o sile, z jaką ta powieść oddziałuje na czytelnika. To nie historia dla ludzi żądnych przygód spod znaku klasycznej SF, w ogóle Strugaccy poruszają się tu raczej po granicy fantastyki, gdzieś między Bułhakowem, Gombrowiczem i Camusem. To świetnie napisana, pełna sugestywnego klimatu, nie pozbawiona również humoru i ironii, męska opowieść, jak by to powiedzieć, "żrąca" się z człowiekiem, głupotą i ignorancją. Nie dla każdego, ale każdy gustujący w literaturze o podobnej specyfice, powinien się z nią zmierzyć. Z dzieł Strugackich, chyba właśnie do "Pory deszczów" mam największy sentyment.

Nie do końca potrafię zrozumieć tak nikłą, w porównaniu do innych powieści braci Strugackich, popularność "Pory deszczów". Prawda, dużo tu ciężkiej atmosfery, filozofii, alkoholu i prania się po pyskach - ale właśnie te elementy stanowią o sile, z jaką ta powieść oddziałuje na czytelnika. To nie historia dla ludzi żądnych przygód spod znaku klasycznej SF, w ogóle Strugaccy...

więcej Pokaż mimo to