rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jak na polską fantastykę jest to całkiem udana seria.
Zwłaszcza pierwsze dwa tomy, będące karkołomnym, aczkolwiek o dziwo, trzymającym się kupy, zlepkiem kalek z filmów akcji klasy B. Podobało mi się i tylko szkoda, że z czasem fabuła powoli rozłazi się w szwach. Samo zakończenie tomu trzeciego jest – jak dla mnie oczywiście – strasznie durnowate i dość mocno męczące.
Być może miało się to jeszcze rozwinąć w jakiś, trudny do wyobrażenia sposób, którego na ten moment nie widzę. Ale ciągu dalszego, niestety, nie będzie.

Jak na polską fantastykę jest to całkiem udana seria.
Zwłaszcza pierwsze dwa tomy, będące karkołomnym, aczkolwiek o dziwo, trzymającym się kupy, zlepkiem kalek z filmów akcji klasy B. Podobało mi się i tylko szkoda, że z czasem fabuła powoli rozłazi się w szwach. Samo zakończenie tomu trzeciego jest – jak dla mnie oczywiście – strasznie durnowate i dość mocno męczące.
Być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to książka napisana pod z góry założoną tezę.
Zwykle tego typu książki mnie drażnią i nie oceniam ich pozytywnie. Ta jest wyjątkiem.
Być może dlatego, że ze zdecydowaną większością (nie ze wszystkimi) tezami postawionymi przez autora zgadzam się i mógłbym je uznać za własne.
Dzieje się tak, mimo że pasuję do modelu krytykowanego przez autora. Moja czteroosobowa rodzina ma cztery samochody. Samochodem jeżdżę prawie codziennie.
W czasach młodości bardzo dużo podróżowałem pociągami, sądzę, że gdyby to zsumować, objechałem Ziemię dookoła kilka razy. Miałem, z tego co pamiętam, jakieś specjalne zniżki; mój ojciec był kolejarzem, dziadek też, jeszcze przed wojną. Niestety nasze kochane rządy po transformacji ustrojowej całkowicie zdewastowały polską kolej, która w czasach PRL-u była na poziomie całkiem niezłym.
Swego czasu sporo jeździłem komunikacją miejską, ale mam pecha mieszkać w tym samym mieście co autor. Nasza pani prezydent w zasadzie zniszczyła łódzkie MPK, na ponad dwadzieścia linii tramwajowych po normalnych trasach jeżdżą cztery, z osiem kolejnych dziwnymi objazdami, reszta wcale. Z autobusów w zasadzie zrezygnowałem, stoją w tych samych korkach co samochody osobowe, a czeka się na nie długo, bo jeżdżą coraz rzadziej. Takie są skutki głupiego zarządzania miastem, wydawania setek milionów na mało sensowne inwestycje i wiecznych niedoborów środków na remonty istniejącej infrastruktury.
Przez jakieś dwa lata chodziłem do pracy raz w tygodniu pieszo 5km we jedną stronę, z kijkami do nordic walking. Tak dla zdrowia. Teraz mam do pracy 12km w jedną stronę, wiec to raczej odpada.
Wychodzi, że jestem przykuty do samochodu. Strasznie trudno ocenić w jakim stopniu odpowiada za to przymus zewnętrzny, a w jakim moje wygodnictwo (nie ukrywajmy, jestem wygodny jak każdy; w samochodzie ciepło, na głowę nie pada, pod pracą parking, pod domem garaż, więc problem braku miejsc parkingowych mnie nie dotyczy).
Niespecjalnie lubię jeździć samochodem. Zwłaszcza w Polsce.
Tak się składa, że byłem w większości krajów Europy. Nie jestem zawodowym kierowcą, podróżuję turystycznie, zwykle trzy-cztery razy do roku.
Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że takiego zdziczenia jak w Polsce nie ma w Europie nigdzie. W żadnej Bułgarii, Grecji, Portugalii, Włoszech, ani w Serbii. Nawet w Stambule, gdzie w pierwszej chwili byłem przerażony, że wszyscy jednocześnie jadą na mnie i chcą mnie staranować. Ale szybko mi przeszło. Turcy mają przepisy tam gdzie Polacy, ale oni jednak jeżdżą dużo wolniej. Spędziłem za granicami naszego kraju przynajmniej sto tygodni i dwa razy w życiu widziałem tam samochód, który przez centrum miasta jedzie setką. W Pradze przed laty przeżyłem szok kulturowy, kiedy wszystkie samochody zatrzymywały się przed pasami, gdy chciałem z dzieckiem przejść. Tam też nauczyłem się, że auto zostawia się na obrzeżach miasta, albo w hotelu i do centrum jedzie się tramwajem albo metrem. Niestety w Polsce jest to trudno wykonalne.
Problem polega na tym, że wpadliśmy w efekt błędnego koła. Nie można jednocześnie wypchnąć samochodów z centrum i nie dać ludziom innego dojazdu w zamian. O konieczności zamknięcia Piotrkowskiej w Łodzi dla samochodów mówiłem dwadzieścia lat temu, znacznie wcześniej zanim to było modne. Obecna Piotrkowska mi się podoba, ale jestem tam może trzy razy w roku, taksówkami do jakiejś knajpy. Nie mam tam jak sensownie dojechać, podróż godzinę w jedną stronę autobusami skutecznie kasuje atrakcyjność spaceru po Piotrkowskiej.
Ocena jest subiektywna, a książkę polecam przeczytać. Bardzo też polecam wyjechać z naszego piekiełka gdzieś za granicę, to bardzo zmienia motoryzacyjny światopogląd.

Jest to książka napisana pod z góry założoną tezę.
Zwykle tego typu książki mnie drażnią i nie oceniam ich pozytywnie. Ta jest wyjątkiem.
Być może dlatego, że ze zdecydowaną większością (nie ze wszystkimi) tezami postawionymi przez autora zgadzam się i mógłbym je uznać za własne.
Dzieje się tak, mimo że pasuję do modelu krytykowanego przez autora. Moja czteroosobowa rodzina...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niedobrze jest mieć wygórowane oczekiwania.
Sam w tej chwili tego nie rozumiem, ale wypożyczając „Trylogię pogranicza” spodziewałem się czegoś porównywalnego do „Na południe od Brazos”. Może nie aż tak dobrego, ale powiedzmy, właśnie porównywalnego.
A dostałem to coś.
Przeczytałem – z trudem - ten pierwszy tom i nie zamierzam katować się ciągiem dalszym.

Niedobrze jest mieć wygórowane oczekiwania.
Sam w tej chwili tego nie rozumiem, ale wypożyczając „Trylogię pogranicza” spodziewałem się czegoś porównywalnego do „Na południe od Brazos”. Może nie aż tak dobrego, ale powiedzmy, właśnie porównywalnego.
A dostałem to coś.
Przeczytałem – z trudem - ten pierwszy tom i nie zamierzam katować się ciągiem dalszym.

Pokaż mimo to


Na półkach:

No nie bardzo.
Co do samego pomysłu pomieszania historii Japonii i fikcyjnego najazdu Mongołów wrażenia mam mieszane. Na samym początku rozbawił mnie pomysł wrzucenia bohaterów bitew na równinie Kawanakajima na jedną stronę wielkiej, przegranej bitwy. Ale nie podoba mi się wykonanie z wrzucaniem pojedynczych japońskich określeń. Nie tylko popularnych. Nawet ja parę słów musiałem sprawdzić. A jeśli chodzi o znajomość japońskiego języka, historii i kultury, wydaje mi się, że w naszym kraju jestem raczej wyjątkiem. To raczej bez sensu. Jeśli napiszę, że Kentaro był yōjinbō nieśmiertelnej, a potem Węża, ile osób zrozumie w Polsce bez słownika o co mi chodzi?
Styl też mi się nie podoba (te wszystkie wykrzykniki w wielkich ilościach…), ale muszę przyznać, że wyraźnie się poprawia.
Może kiedyś sięgnę po kontynuację, ale wątpię.
Gomen nasai.

No nie bardzo.
Co do samego pomysłu pomieszania historii Japonii i fikcyjnego najazdu Mongołów wrażenia mam mieszane. Na samym początku rozbawił mnie pomysł wrzucenia bohaterów bitew na równinie Kawanakajima na jedną stronę wielkiej, przegranej bitwy. Ale nie podoba mi się wykonanie z wrzucaniem pojedynczych japońskich określeń. Nie tylko popularnych. Nawet ja parę słów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ocena indywidualnego odbiorcy zawsze jest subiektywną pochodną oczekiwań.
Książkę innej proweniencji zapewne oceniłbym jako przeciętną. Po „Stuleciu” jest to dla mnie wielkie rozczarowanie.
W miarę niezły (ale nic więcej) jest wątek sensacyjny umiejscowiony w Afryce. Niestety fabuła rozgrywek politycznych między USA i Chinami jest naiwna i miejscami niedorzeczna. Rozumiem, że autor chciał pokazać mechanizm w którym dobra wola i osobista szlachetność są niewystarczające dla zahamowania lawiny wydarzeń prowadzących do katastrofy. Wyszło mu kulawo. Ja osobiście w pewnym momencie dostałem obrzydzenia dla rzewnych scen w których pani prezydent rozpacza nad losem każdego niewinnego, jednocześnie wydając rozkazy nieproporcjonalnej eskalacji działań odwetowych, aby tylko źle nie wypaść na tle agresywnego konkurenta w telewizji. Zdaje się, że amerykańska mentalność zakłada, że życie każdego ich obywatela jest warte setek „gorszego sortu”, ale politycy powinni być mądrzejsi.
Chociaż może tylko tak mi się wydaje.

Ocena indywidualnego odbiorcy zawsze jest subiektywną pochodną oczekiwań.
Książkę innej proweniencji zapewne oceniłbym jako przeciętną. Po „Stuleciu” jest to dla mnie wielkie rozczarowanie.
W miarę niezły (ale nic więcej) jest wątek sensacyjny umiejscowiony w Afryce. Niestety fabuła rozgrywek politycznych między USA i Chinami jest naiwna i miejscami niedorzeczna. Rozumiem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo przyjemna i wspaniale relaksująca seria. Napisana lekkim piórem, pełna niesamowitych postaci i okoliczności, skrząca się humorem. Humorem, którego u nas coraz bardziej brakuje, bez wulgarności i prostactwa.
Miło spędziłem czas na lekturze przygód Marii, często się uśmiechając. Dodam, że czas ten spędziłem w trakcie objazdowej majówkowej wycieczki po Morawach, w trakcie której zwiedziłem dwa zamki :)
Polecam. W miarę możliwości bardzo polecam połączyć z wycieczką do naszych sąsiadów :)

Bardzo przyjemna i wspaniale relaksująca seria. Napisana lekkim piórem, pełna niesamowitych postaci i okoliczności, skrząca się humorem. Humorem, którego u nas coraz bardziej brakuje, bez wulgarności i prostactwa.
Miło spędziłem czas na lekturze przygód Marii, często się uśmiechając. Dodam, że czas ten spędziłem w trakcie objazdowej majówkowej wycieczki po Morawach, w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Lepiej już umrzeć Andrew Child, Lee Child
Ocena 6,4
Lepiej już umrzeć Andrew Child, Lee C...

Na półkach:

Zastanawiam się, czy ten kolejny tom jest po prostu ekstremalnie słaby, czy moja tolerancja na amerykańskich papierowych supermanów już się wyczerpała.
Fabuła jest niedorzeczna. Właściwie jest to parodia westernu, gdzie do sennego miasteczka, którym od lat włada przerażający czarny charakter, znienacka wjeżdża sprawiedliwy superman na białym rumaku. Oczywiście są pewne urozmaicenia od sztampowego wzorca. Na przykład czarny charakter, który prowadzi swą ponurą działalność od kilkudziesięciu lat, żyje w kanalizacji, prawdopodobnie w beczce, dzięki czemu nikt na świecie nie zna jego miejsca zamieszkania. W sąsiednich beczkach w kanałach siedzą jego pachołkowie, aby ich też nie dało się nijak znaleźć. Sprawiedliwy superman nie wjeżdża na rumaku, ale przyłazi pieszo, ma za to unikalną w skali kosmosu moc, dzięki której każdy nieznajomy doktor po minucie rozmowy zwierza mu się ze wszelkich tajemnic. Pardon, ma jeszcze drugą moc, dzięki której stanie się niezbędny dla czarnego charakteru i nie dostanie w czapę. Jest to unikalna umiejętność. Umie prowadzić samochód.
Ja nie robię sobie jaj. To dopiero początek, rozwój akcji jest coraz głupszy.
Ogólnie bełkot.

Zastanawiam się, czy ten kolejny tom jest po prostu ekstremalnie słaby, czy moja tolerancja na amerykańskich papierowych supermanów już się wyczerpała.
Fabuła jest niedorzeczna. Właściwie jest to parodia westernu, gdzie do sennego miasteczka, którym od lat włada przerażający czarny charakter, znienacka wjeżdża sprawiedliwy superman na białym rumaku. Oczywiście są pewne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo dawno temu...
Bardzo dawno temu czytałem opowiadania tego autora w „Nowej fantastyce”. I podobały mi się.
Dlatego sięgnąłem po ten cykl, chociaż historyjek o czarownicach i łowcach czarownic generalnie nie trawię.
Przeczytałem dwa tomy, a ponieważ nie sądzę, aby twórczość pana Piekary uległa drastycznej zmianie w kolejnych, to mi wystarczy.
Nie upieram się nawet, że jest to bardzo złe. Ot, taka literacka papka, pisana nudno, w miarę poprawnie, bez sensownej fabuły, metodą klecenia do kupy kilku nijakich historyjek. Bohaterowie też są nijacy. Mnie nie udało się odkryć co motywuje ich do działania; generalnie są chaotyczni i mogą zrobić cokolwiek, dlaczegokolwiek. Miały też być jakieś drastyczne sceny, ale nie zauważyłem.
Jak się ktoś uprze, da się przeczytać.
Tylko po co?

Bardzo dawno temu...
Bardzo dawno temu czytałem opowiadania tego autora w „Nowej fantastyce”. I podobały mi się.
Dlatego sięgnąłem po ten cykl, chociaż historyjek o czarownicach i łowcach czarownic generalnie nie trawię.
Przeczytałem dwa tomy, a ponieważ nie sądzę, aby twórczość pana Piekary uległa drastycznej zmianie w kolejnych, to mi wystarczy.
Nie upieram się nawet, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do mnie ta seria kompletnie nie trafiła. Zabierałem się za nią na wakacjach, zabierałem się w domu, chyba ze trzy razy. Jakoś zmęczyłem pierwszy tom i na raty prawie drugi, by w końcu rzucić to w cholerę, bo ile można czekać, żeby zaczęła się jakaś fabuła?
Teraz, po upływie miesiąca od rzucenia już nawet nie pamiętam zbyt dobrze, o co chodziło. Z pewnością była to kolejna niezbyt zręczna kalka wielokrotnie męczonego motywu o „funkcjonariuszach Góry”, a nasz główny bohater mota się po postapokaliptycznym świecie, tylko już nie pamiętam po co...
Serdecznie odradzam.

Do mnie ta seria kompletnie nie trafiła. Zabierałem się za nią na wakacjach, zabierałem się w domu, chyba ze trzy razy. Jakoś zmęczyłem pierwszy tom i na raty prawie drugi, by w końcu rzucić to w cholerę, bo ile można czekać, żeby zaczęła się jakaś fabuła?
Teraz, po upływie miesiąca od rzucenia już nawet nie pamiętam zbyt dobrze, o co chodziło. Z pewnością była to kolejna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeciętne
Może to jakieś fatum Drakuli, wszystkie książki osnute wokół tego mitu jakie miałem okazję czytać, były przeciętne.
Akurat w przypadku Simmonsa, którego lubię, nie jest to niestety komplement. Przypuszczam, że zainspirowała go podróż do Rumunii, zresztą pierwsza część poświęcona właśnie ukazaniu tego kraju po upadku Caucescu, jest zdecydowanie najlepsza. Niestety później przechodzi to w scenariusz hollywoodzkiego filmu sensacyjnego klasy B, a w finale już chyba klasy C. Cała historia jest coraz mniej wiarygodna, a pościgi, walki, tunele, skoki do odlatujących helikopterów – coraz nudniejsze.
Brak sensownej fabuły zwykle nadrabia się ilością starć i padających trupów.
Dla koneserów ostatnich filmów Nicolasa Cage’a i Bruce’a Willisa.

Przeciętne
Może to jakieś fatum Drakuli, wszystkie książki osnute wokół tego mitu jakie miałem okazję czytać, były przeciętne.
Akurat w przypadku Simmonsa, którego lubię, nie jest to niestety komplement. Przypuszczam, że zainspirowała go podróż do Rumunii, zresztą pierwsza część poświęcona właśnie ukazaniu tego kraju po upadku Caucescu, jest zdecydowanie najlepsza. Niestety...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z początku zachęcające, z czasem rozczarowujące.
Powyższa opinia odnosi się do całej serii, obejmującej na ten moment trzy części.
Pierwszy tom jest bardzo sprawnie napisaną przygodową powieścią science – fiction dla dorastającej młodzieży, czyli jak się to teraz nowomodnie określa literaturą ‘young adult’. Jest ona sztampowa, ale wartka akcja i ciekawa historia sprawiają, że stanowi bardzo miłą rozrywkę. Druga część jest gorsza, dość nieoczekiwanie przechodząc ze space opery w osobliwą historię szpiegowską z wątkami moralizatorskimi (kiedy lepiej poznaje się przeciwników, zaczyna się ich lubić). Trzeci tom to niestety kompletna bryndza, właściwie to jakieś absurdalne ‘Jumanji’ w alternatywnym niebycie, gdzie nasza heroina, przed którą padłby plackiem nawet Superman, nieulękle ratuje świat. Jest to również pierwszy Sanderson, który mnie strasznie znudził, dobrnąłem do końca tych ckliwych bredni trochę na siłę.
Ma być tom czwarty, ostatni.
Nie wiem czy się zdecyduję. Przy tej równi pochyłej mogę go nie zdzierżyć.

Z początku zachęcające, z czasem rozczarowujące.
Powyższa opinia odnosi się do całej serii, obejmującej na ten moment trzy części.
Pierwszy tom jest bardzo sprawnie napisaną przygodową powieścią science – fiction dla dorastającej młodzieży, czyli jak się to teraz nowomodnie określa literaturą ‘young adult’. Jest ona sztampowa, ale wartka akcja i ciekawa historia sprawiają,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Groteska.
Przez początek było mi ciężko przebrnąć, opisywane wydarzenia są bardzo przerysowane, a przeskakiwanie między postaciami i wątkami mocno chaotyczne. Po kilkudziesięciu stronach wciągnąłem się w konwencję i zacząłem dobrze bawić.
Książka bardzo mocno kojarzy mi się z filmem „Seria niefortunnych zdarzeń” sprzed około 20 lat. Nie ma co doszukiwać się w tej historii sensu, to czysta rozrywka.
Dobra groteska nie jest zła.
Podobało mi się.

Groteska.
Przez początek było mi ciężko przebrnąć, opisywane wydarzenia są bardzo przerysowane, a przeskakiwanie między postaciami i wątkami mocno chaotyczne. Po kilkudziesięciu stronach wciągnąłem się w konwencję i zacząłem dobrze bawić.
Książka bardzo mocno kojarzy mi się z filmem „Seria niefortunnych zdarzeń” sprzed około 20 lat. Nie ma co doszukiwać się w tej historii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudna dla mnie do oceny seria.
Skuszony dobrymi opiniami, po pierwszy, dość trudny do zdobycia tom, pojechałem do biblioteki na drugi koniec miasta. Może apetyt miałem wygórowany.
Zmęczyła mnie ta książka, chaotyczna, z niezbyt wiarygodną dla mnie motywacją głównego bohatera, akcją galopująca trochę bez ładu i składu.
To czego naprawdę nie lubię to bohater cierpiętniczo – misyjny. Czyli przeżywający wewnętrzne katusze i rozterki, przysparzający o palpitacje rodzinę i przyjaciół, a wszytko to w imię misji i powołania, którego nikt oprócz niego samego do końca nie pojmuje. Tutaj dostałem tego w bród.
Z drugim tomem seria się rozkręca. Autor wzbogacił życie postaci, otoczył je dość ciekawym i wiarygodnym światem, oraz wyraźnie poprawił kulejący w pierwszym tomie warsztat pisarski.
Kolejne tomy utrzymują podwyższony poziom, ale niestety zaczynają się powielać w międleniu w kółko tych samych schematów.
No i z tomem piątym mnie to zmęczyło.
Tak, że może kiedyś do tej serii wrócę, ale niekoniecznie.
Trudno tę serię z czystym sumieniem polecić, ale nie da się jej potępić w czambuł.
Jest to dla mnie średnia strefa stanów średnich. Można przeczytać.
Albo można dać szansę innej lekturze.

Trudna dla mnie do oceny seria.
Skuszony dobrymi opiniami, po pierwszy, dość trudny do zdobycia tom, pojechałem do biblioteki na drugi koniec miasta. Może apetyt miałem wygórowany.
Zmęczyła mnie ta książka, chaotyczna, z niezbyt wiarygodną dla mnie motywacją głównego bohatera, akcją galopująca trochę bez ładu i składu.
To czego naprawdę nie lubię to bohater cierpiętniczo –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Często zdarza się, że dobra książka jest rujnowana kiepskim zakończeniem.
Tu mamy rzadki i zaskakujący dla mnie przypadek, gdy niezbyt ciekawa powieść jest zwieńczona dobrym rozwiązaniem. Fabuła jest dość wątła, postać głównego bohatera lekko męcząca, a opisy jego wizji nudnawe. Książka płynie leniwie. Przyznam, że ciągnąłem tę lekturę trochę na siłę (lubię Chattama) i bez większego przekonania. Finał jest jednak mocny i logiczny. Nie jakiś nadzwyczajny, po prostu dobry.
Całość wyrównuje się do oceny dość letniej.

Często zdarza się, że dobra książka jest rujnowana kiepskim zakończeniem.
Tu mamy rzadki i zaskakujący dla mnie przypadek, gdy niezbyt ciekawa powieść jest zwieńczona dobrym rozwiązaniem. Fabuła jest dość wątła, postać głównego bohatera lekko męcząca, a opisy jego wizji nudnawe. Książka płynie leniwie. Przyznam, że ciągnąłem tę lekturę trochę na siłę (lubię Chattama) i bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Strasznie to infantylne.
Siłą rozpędu przekartkowałem do połowy trzeciego tomu. Jakaś tajemnicza rasa władców wszechświata, kontrolująca tysiące inteligentnych cywilizacji, którym zabroniła się dalej rozwijać, bo tak. Tysiące obcych cywilizacji, które nie są w stanie poradzić sobie z jedną, ludzką, na niższym poziomie technologicznym. Albo na podobnym poziomie, bo ten element autor opisuje zmiennie, tak jak mu w danym momencie wygodnie. Rasa ludzka po przejściach, usprawniona jakimiś czipami wszepianymi do mózgu, ale zachowująca się bardziej jak młodzież z amerykańskich collegów. Genialny admirał, który wiedzie armie od zwycięstwa do zwycięstwa, mimo kłód rzucanych mu pod nogi przez wrednych polityków, którzy chcą nie bardzo wiadomo czego, oprócz powstrzymania admirała oczywiście. Równie genialny pilot myśliwca (przypomniał mi się Rudy 102 i powiedzenie: jak byśmy dwa takie czołgi mieli, to byśmy sami tę wojnę wygrali).
Nie polecam. Ogólnie bełkot.

Strasznie to infantylne.
Siłą rozpędu przekartkowałem do połowy trzeciego tomu. Jakaś tajemnicza rasa władców wszechświata, kontrolująca tysiące inteligentnych cywilizacji, którym zabroniła się dalej rozwijać, bo tak. Tysiące obcych cywilizacji, które nie są w stanie poradzić sobie z jedną, ludzką, na niższym poziomie technologicznym. Albo na podobnym poziomie, bo ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest horror. Jeśli musimy to szufladkować, jest to powieść przygodowo-sensacyjna z wątkiem szpiegowskim.
W warstwie klimatu himalajskiej przygody genialna.
Dla mnie, laika, opisy technik wspinaczkowych, mrozu i zaglądającej w oczy śmieci, były plastyczne i mocno oddziałujące na wyobraźnię. Opisy bohaterów otoczonych realnymi postaciami tamtych czasów, bardzo zróżnicowane i pełne, niesłychanie wiarygodne. Fabuła wartka i porywająca.
W warstwie sensacyjnej ucieczki grupy ludzi na czubek świata przed grożącą im śmiercią, walki o życie własne i przyjaciół, braterstwa do ostatniej kropli krwi, genialna również.
W warstwie wątku szpiegowskiego okropna. Zupełnie nie kupiłem teorii, że materiałami szpiegowskimi można się było wymienić tylko na najwyższym himalajskim szczycie. Sama zawartość materiałów, ich losów i dalszego wykorzystania, również bardzo mało mądra.
Generalnie i tak bardzo polecam. Ocena obniżona o 1 za kretyński wątek szpiegowski.

To nie jest horror. Jeśli musimy to szufladkować, jest to powieść przygodowo-sensacyjna z wątkiem szpiegowskim.
W warstwie klimatu himalajskiej przygody genialna.
Dla mnie, laika, opisy technik wspinaczkowych, mrozu i zaglądającej w oczy śmieci, były plastyczne i mocno oddziałujące na wyobraźnię. Opisy bohaterów otoczonych realnymi postaciami tamtych czasów, bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kontynuacja „Na południe od Brazos” niczym nie zaskakuje.
Jest ponurym zwieńczeniem opisywanej historii. Kończy losy bohaterów tak jak kończyć się muszą w zmierzchu epoki.
Jednocześnie pozostawia tych co dotrwali u jutrzenki nowych czasów. Ponieważ świat się nie kończy, tylko się zmienia.
Generalnie dobre. Dla zrozumienia wymaga moim zdaniem wcześniejszej lektury „Na południe od Brazos”.

Kontynuacja „Na południe od Brazos” niczym nie zaskakuje.
Jest ponurym zwieńczeniem opisywanej historii. Kończy losy bohaterów tak jak kończyć się muszą w zmierzchu epoki.
Jednocześnie pozostawia tych co dotrwali u jutrzenki nowych czasów. Ponieważ świat się nie kończy, tylko się zmienia.
Generalnie dobre. Dla zrozumienia wymaga moim zdaniem wcześniejszej lektury „Na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Antywestern – tak właśnie oceniałem „Na południe od Brazos”. Przez płytką chwilę.
Spoglądając z dłuższej perspektywy czasowej, doszedłem do wniosku, że to błąd. Anty sugeruje przeciwieństwo tego, co opisuje druga część określenia.
Czy mamy tu do czynienia z przeciwieństwem mitu westernu? Czasu nowych odkryć, silnych indywidualności, niezmierzonych przestrzeni, a przede wszystkim nieskrępowanej niczym wolności?
No w żadnym wypadku.
To wszystko w tej powieści jest, a właściwie całkowicie ją wypełnia.
Jednocześnie nie ma tego, czym western wypełnili ludzie, którzy żyli gdzie indziej i kiedy indziej. Nie ma romantycznych uniesień, szlachetnych dzikusów, niezłomnych obrońców uciśnionych, bohaterskich stróżów prawa i dam, będących „odpoczynkiem wojownika”.
Zamiast tego mamy kurwy, sranie po krzakach, brak cywilizacji i sprawiedliwości, smród i upał.
Jeżeli w ogóle wstawiałbym „Na południe od Brazos” w jakąś szufladę, miałaby ona tytuł „western realny”.
W swoim gatunku jest to klasyka sama w sobie.
Bardzo polecam.

Antywestern – tak właśnie oceniałem „Na południe od Brazos”. Przez płytką chwilę.
Spoglądając z dłuższej perspektywy czasowej, doszedłem do wniosku, że to błąd. Anty sugeruje przeciwieństwo tego, co opisuje druga część określenia.
Czy mamy tu do czynienia z przeciwieństwem mitu westernu? Czasu nowych odkryć, silnych indywidualności, niezmierzonych przestrzeni, a przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Absurdalny stek bredni

Absurdalny stek bredni

Pokaż mimo to


Na półkach:

Oryginalna trylogia Larssona - przeczytana ponownie po nastu latach - świetnie wytrzymała próbę czasu. Konstrukcja fabuły jest perfekcyjna, wielowątkowa i jednocześnie doskonale spójna. Nie ma galopującej bez głowy akacji, a jednocześnie trzyma w napięciu praktycznie przez cały czas. Opisywane wydarzenia są niesamowite, a równocześnie wiarygodne. Każdy tom jest klimatyczny w delikatnie odmiennym stylu – zagadka kryminalna w nieco staroświeckim stylu, sensacja w mafijnym anturażu, misterna pułapka wpleciona w sądowy dramat.
Po prostu doskonałe
Kontynuacja jest napisana dla kasy, w czym nie widzę nic złego, i nie trzyma poziomu oryginału, co złe już jest.
Tom czwarty jest najtrudniejszy do oceny, ponieważ miejscami jednak ma klimat. Przypuszczam, ze był dość długo cyzelowany z uwagi na komplikacje spadkowe, co najwyraźniej wyszło mu na dobre. Kolejne są zwyczajnie kiepską literaturą sensacyjną, napisaną bez pomysłu na sensowny rozwój akcji, chyba trochę na siłę.
Zdecydowanie polecam oryginalną trylogię. Kontynuacji nie.

Oryginalna trylogia Larssona - przeczytana ponownie po nastu latach - świetnie wytrzymała próbę czasu. Konstrukcja fabuły jest perfekcyjna, wielowątkowa i jednocześnie doskonale spójna. Nie ma galopującej bez głowy akacji, a jednocześnie trzyma w napięciu praktycznie przez cały czas. Opisywane wydarzenia są niesamowite, a równocześnie wiarygodne. Każdy tom jest klimatyczny...

więcej Pokaż mimo to