-
ArtykułyBieszczady i tropy. Niedźwiedzia? Nie – Aleksandra FredryRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać293
-
ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
-
ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
Biblioteczka
Powieść jest z 1963 roku, a już wtedy alarmujące były sygnały o nadmiernym konsumpcjonizmie i związanym z tym życiem na kredyt klasy biednej i średniej. Autor w tym zakresie dostrzega bolączki kredytów konsumenckich (okazuje się, że taka instytucja pojawiła się dopiero po wojnie), kumulacji kapitału, a przede wszystkim oderwaniu wartości pieniądza od dóbr naturalnych i produkcyjnych, których miała dotyczyć transakcja pożyczkowa. Czytając to z perspektywy 60 lat i odnosząc do tego, co jest teraz, włos się jeży na głowie.
To jest jedna strona medalu (ta lepsza). Druga jest taka, że powieść nie dostarcza fabularnie. Jest nudna, protagonista jest nieciekawy, jego losy czytelnika w ogóle nie interesują, jest fatalnie poprowadzony, fabuła ciągnie się jak flaki z olejem, przez połowę powieści (jakieś 300 stron) nie wiadomo, co jest główną linią fabularną, ekspozycja fatalna.
Jako rozrywka zbyt nudne, jako obraz świata finansjery, zbyt naiwne w szczegółach.
Powieść jest z 1963 roku, a już wtedy alarmujące były sygnały o nadmiernym konsumpcjonizmie i związanym z tym życiem na kredyt klasy biednej i średniej. Autor w tym zakresie dostrzega bolączki kredytów konsumenckich (okazuje się, że taka instytucja pojawiła się dopiero po wojnie), kumulacji kapitału, a przede wszystkim oderwaniu wartości pieniądza od dóbr naturalnych i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Zaskoczenie - Zelazny, którego dało się przeczytać bez bólu głowy i konieczności zgrzytania zębami. Koncepcyjnie coś analogicznego do "Tufa wędrowca" trzy niezależne fabularnie historie połączone jednym światem przedstawionym, protagonistą i wiodącą idee fixe - wolność i anonimowość jednostki w zatomizowanym społeczeństwie. Problem zaiste ważki, w wykonaniu Zelaznego zaledwie polizany.
Świat przedstawiony nie za bardzo przekonuje, fabuły opowiadań mocno przeciętne i proste (o ile nie prostackie), niemniej odczuwałem pewną przyjemność z lektury, czego wcześniej przy tym autorze nie doświadczyłem. Doceniam.
Zaskoczenie - Zelazny, którego dało się przeczytać bez bólu głowy i konieczności zgrzytania zębami. Koncepcyjnie coś analogicznego do "Tufa wędrowca" trzy niezależne fabularnie historie połączone jednym światem przedstawionym, protagonistą i wiodącą idee fixe - wolność i anonimowość jednostki w zatomizowanym społeczeństwie. Problem zaiste ważki, w wykonaniu Zelaznego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Arcydzieło. To powinna być lektura szkolna w liceum, ile tu jest prawdy o życiu, która przydałaby się młodzieży przy wchodzeniu w dorosłość.
Nie jestem zaskoczony, że w swoich czasach Tyrmand uchodził za pisarza kontrowersyjnego, potrafił odzierać normy i relacje społeczne z wszelkich złudzeń. Cynizm podszyty nieukojoną tęsknotą za niewinnością, niewinną, prawdziwą miłością, urojoną. Tęsknota za czymś prawdziwym, metafizycznie pięknym w świecie odartym z wszelkich złudzeń.
Fabuła pozornie wydaje się być banalna i przyziemna, punkt widzenia Filipa ciągle skupiony na kobietach i ich zaliczaniu, a tak naprawdę protagonisty i innych bohaterów pogoń za sukienkami wyraża rozpaczliwa potrzeba normalnego życia, trosk, nadziei.
Autor w "Filipie" rozlicza życie wewnętrzne protagonisty, który cynizmem przykrywa młodzieńcze pragnienie niewinnej miłości, toczącego jednocześnie swoiste, dekadenckie boje o przetrwanie ciała i duszy w pożodze wojennej. Tyrmand znakomicie portretuje niuanse życia społecznego i intymnego swoich bohaterów.
Forma dialogów pisanych w formie strumienia świadomości początkowo męczy, z czasem czytelnik się do tego przyzwyczaja.
Arcydzieło. To powinna być lektura szkolna w liceum, ile tu jest prawdy o życiu, która przydałaby się młodzieży przy wchodzeniu w dorosłość.
Nie jestem zaskoczony, że w swoich czasach Tyrmand uchodził za pisarza kontrowersyjnego, potrafił odzierać normy i relacje społeczne z wszelkich złudzeń. Cynizm podszyty nieukojoną tęsknotą za niewinnością, niewinną, prawdziwą...
Kryminał zapada w pamięć swą niecodzienną formułą, uzupełnioną świetnym stylem pisarza, szkoda tylko że pod tą warstwą lukru kryje się intryga cienka jak sik węża. Ilość nieprawdopodobnych splotów okoliczności przerasta wszelkie wyobrażenia, czytając łudziłem się, że autor zaproponuje jakieś wymyślne rozwiązanie, ale nie, same nieprawdopodobne przypadki. Od kompletnego zażenowania sytuację ratuje wyłącznie talent autora, który każdego bzdeta sprzeda w ładnym opakowaniu.
Kryminał zapada w pamięć swą niecodzienną formułą, uzupełnioną świetnym stylem pisarza, szkoda tylko że pod tą warstwą lukru kryje się intryga cienka jak sik węża. Ilość nieprawdopodobnych splotów okoliczności przerasta wszelkie wyobrażenia, czytając łudziłem się, że autor zaproponuje jakieś wymyślne rozwiązanie, ale nie, same nieprawdopodobne przypadki. Od kompletnego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pierwsza styczność z Moorcockiem, dosyć specyficzna. Opis okładkowy zawiązania intrygi "wielka królowa jest także kobietą, poszukującą mężczyzny zdolnego dać jej szczęście", jest niczym innym jak eufemistycznym opisem zagramanicznej wersji poszukiwań orgazmu przez księżniczkę P. z "Księgi XIII Pana Tadeusza". Przyznam szczerze, że byłem tym faktem zdegustowany i przez co najmniej 200 stron z 500-stronicowej powieści zastanawiałem się, czy to jest jakiś chory żart pisarza, który z braku pomysłów wymyśla zboczone farmazony, zwłaszcza, że opis erotycznych poszukiwań (bądź co bądź) tytułowej protagonistki, to podróż przez wszelkie możliwe fetysze i skrzywienia seksualne (pedofilia to jedno z łagodniejszych). Dopiero około dwusetnej strony zawiązuje się jakaś intryga, która jednak totalnie nie wciąga, bo nie sposób przejmować się losami zboczonej protagonistki i równie zboczonego dworu królewskiego. Tutaj w ogóle wszelkie postaci zdawały się być wyzute z jakiejkolwiek moralności, taka cecha świata przedstawionego....
.... ale po raz kolejny sprawdziła się moja żelazna zasada, że staram się czytać do końca, boć dzieło całościowo jest ciężkostrawne moralnie, to w ramach konwencji świata przedstawionego wszelkie dewiacje znajdują swoje uzasadnienie w świetnym zakończeniu. Można by rzec, że ostatnie pięćdziesiąt stron winduje powieść z kategorii żenująca marność, do "to nawet było nieźle pomyślane". Warto było mimo wszystko przebrnąć przez całość, końcowa ekspiacja wyjaśnia wiele męczących moralność aspektów fabularnych.
Na plus także drugoplanowy wątek potężnego mocarstwa polskiego, ważnego gracza geopolitycznego rządzącego centralną Europą od Bałtyku po Morze Śródziemne.
Świat przedstawiony to miszmasz średniowiecznego fantasy, koncepcji wieloświatów i steampunku, bywały już lepsze kombinaty gatunkowe.
Chciałem dać ocenę 3/10, ale z uwagi na zakończenie i wątek polski, ocena zwyżkuje do 6/10.
Pierwsza styczność z Moorcockiem, dosyć specyficzna. Opis okładkowy zawiązania intrygi "wielka królowa jest także kobietą, poszukującą mężczyzny zdolnego dać jej szczęście", jest niczym innym jak eufemistycznym opisem zagramanicznej wersji poszukiwań orgazmu przez księżniczkę P. z "Księgi XIII Pana Tadeusza". Przyznam szczerze, że byłem tym faktem zdegustowany i przez co...
więcej mniej Pokaż mimo to
Miałem ochotę na powieść historyczną osadzoną w burzliwych czasach zanikania potęgi polskiej szlachty i to rękoma obywatelki tej mniej znaczącej części Rzeczpospolitej Obojga Narodów, dostałem męczące swoją formą czytadło o nie wiadomo czym, ni to biografia rodziny Narwojszów, ni to romans, o wszystkim i o niczym.
Co do formy - pisanie w stylu bełkotliwego strumienia świadomości na pograniczu świadomej grafomanii, zdaniami wielokrotnie przełożonymi i przemielonymi przez mózg ADHD zabiera całą przyjemność z lektury, zwłaszcza że dosyć banalna fabuła tego nie usprawiedliwia. Tego typu forma sprawdzała się przy ambitnych dziełach typu "Eksplozja w Katedrze", czy "Plugawym ptaku nocy", ale nie w standardowej opowieści o dojrzewaniu, miłości, namiętnościach, rodzinie i religii.
Co do powieści historycznej - XVII wiek służy tylko jako sztafaż niestety, autorka umiejętnie wplata w treść fakty historyczne, ale nie ma się poczucia, że wnosi to coś więcej niż niezbędną scenografię. Fabuła niestety jest typową bolączką powieści historycznych, bohaterowie i wydarzenia rozgrywane są przez autorkę ze współczesnego punktu widzenia (emancypacja kobiet, szlachetny cuckold-mąż, wątek homoseksualny), co ma się nijak do bolączek społecznych połowy XVII wieku.
Co do treści, no to jest zwykłe czytadełko.
Odczuwam przede wszystkim zmęczenie lekturą, zachwyty przesadzone.
Miałem ochotę na powieść historyczną osadzoną w burzliwych czasach zanikania potęgi polskiej szlachty i to rękoma obywatelki tej mniej znaczącej części Rzeczpospolitej Obojga Narodów, dostałem męczące swoją formą czytadło o nie wiadomo czym, ni to biografia rodziny Narwojszów, ni to romans, o wszystkim i o niczym.
Co do formy - pisanie w stylu bełkotliwego strumienia...
Wbrew okładkowemu marketingowi jest to powieść z kategorii kryminał polityczny. Fabuła składa się z klisz typowych dla tego typu literatury, lecz są to klisze umiejętnie przez autora wykorzystane, że czytelnik nie ma poczucia odgrzewanego kotleta. Tak więc jest obowiązkowo przetrącony przez życie protagonista - błędny rycerz ważnych spraw odnajdujący swoją drogę na kartach powieści, są wraży politycy i biznesmeni taplający się w swoich bagienkach, są zdrady i zdradzani, apoteoza prawdziwych wartości typu sprawiedliwość i uczciwość, jest nawet tajemnica historyczna godna Dana Browna. Autor nie ustrzegł się pewnych słabości, zwłaszcza zakończenie pozostawia trochę do życzenia swoją pospiesznością, co do tożsamości antagonisty, to można było się bez problemu domyślić, niemniej niezgorsze czytadełko, odświeżające po męczącej "Silva rerum".
Wbrew okładkowemu marketingowi jest to powieść z kategorii kryminał polityczny. Fabuła składa się z klisz typowych dla tego typu literatury, lecz są to klisze umiejętnie przez autora wykorzystane, że czytelnik nie ma poczucia odgrzewanego kotleta. Tak więc jest obowiązkowo przetrącony przez życie protagonista - błędny rycerz ważnych spraw odnajdujący swoją drogę na kartach...
więcej mniej Pokaż mimo toNiezłe studium psychologiczne przejmowania kontroli nad życiem i umysłem jednostki. Autor ma niezłe pomysły i stara się je dobrze zrealizować, na pewno wyszło to lepiej niż w rozczarowującej "Grze w życzenia". Największy problem jest tutaj w nieco zbyt małej wiarygodności pary protagonistów (tytuł polski jak zwykle wprowadza w błąd, bo nie chodzi o jedną, ludzką marionetkę, lecz pewne społeczne uwarunkowania grupy osób od jednej, psychopatycznej jednostki), którzy nie do końca przekonują jako żywe postaci. Może się jednak za bardzo czepiam. Antagonista jest świetny, chciałbym kiedyś obejrzeć film z dobrym aktorem (np. Mikkelsen) grającym postać Maxa. Plus dla autora za trzymanie się przyjętych założeń fabularnych i w konsekwencji brak pozytywnego zakończenia, które dzięki temu jest mocne i zapada w pamięć.
Niezłe studium psychologiczne przejmowania kontroli nad życiem i umysłem jednostki. Autor ma niezłe pomysły i stara się je dobrze zrealizować, na pewno wyszło to lepiej niż w rozczarowującej "Grze w życzenia". Największy problem jest tutaj w nieco zbyt małej wiarygodności pary protagonistów (tytuł polski jak zwykle wprowadza w błąd, bo nie chodzi o jedną, ludzką marionetkę,...
więcej mniej Pokaż mimo toFatalna ekspozycja przez pierwsze trzy rozdziały rzutuje na odbiór całości tej króciutkiej powieści, sprawiającej wrażenie streszczenia. Kryminał pisany jakby na kolanie, na rympał, bez zaangażowania autora w swoje dzieło, byle szybko odrobić pańszczyznę.
Fatalna ekspozycja przez pierwsze trzy rozdziały rzutuje na odbiór całości tej króciutkiej powieści, sprawiającej wrażenie streszczenia. Kryminał pisany jakby na kolanie, na rympał, bez zaangażowania autora w swoje dzieło, byle szybko odrobić pańszczyznę.
Pokaż mimo to
Dawno nie było powieści, która pozostawiła mnie w takim wrażeniowym rozkroku. Z jednej strony bardzo doceniam podjętą tematykę, oryginalne, religijne dark fantasy obejmujące przenikanie się świata realnego i duchowego oraz dużo niepokojących, trafnych obserwacji dotyczących otaczającej nas rzeczywistości (imperium zła Kaspetha i to w jaki sposób rozszerza swą potęgę niebezpiecznie przypomina macki NWO), z drugiej strony wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Postaci są dwuwymiarowe, dialogi fatalne, wizualizacja wyjściowego pomysłu mocno po łebkach. Nieźle spisuje się sama akcja, przebieg opowieści, tylko są momenty, gdzie zwyczajnie nie idzie tego czytać. Nie wiem, ile w tym udziału drewnianego, bełkotliwego tłumaczenia i kiepskiej korekty w redakcji, ale lektura męczyła strasznie, czytana w dłuższych fragmentach, musiałem co jakieś 50-100 stron odstawiać na kilka dni, bo groziło to rozstrojem mózgu.
No i tytuł angielski dosłownie to "Ta współczesna ciemność", co bardziej odpowiada treści powieści, bo skupia się na wymiarze duchowym, a nie fizycznym.
Pomimo wspomnianych wad, godna uwagi pozycja, tylko trzeba podejść do tego z odpowiednim nastawieniem, albo też sięgnąć po oryginał.
Dawno nie było powieści, która pozostawiła mnie w takim wrażeniowym rozkroku. Z jednej strony bardzo doceniam podjętą tematykę, oryginalne, religijne dark fantasy obejmujące przenikanie się świata realnego i duchowego oraz dużo niepokojących, trafnych obserwacji dotyczących otaczającej nas rzeczywistości (imperium zła Kaspetha i to w jaki sposób rozszerza swą potęgę...
więcej mniej Pokaż mimo toMęcząca pozycja. Cykl do tej pory lekki i przyjemny zamienił się w generyczną wojenkę kosmiczną, z wszelkimi wojennymi okrucieństwami i powojennymi bliznami. Do tego autorzy nie znają umiaru i wielu miejscach przesadzają z okrucieństwem, a do tej pory powieści cyklu miały klimat podwieczorkowy. Skończyłem siłą woli i bólem głowy.
Męcząca pozycja. Cykl do tej pory lekki i przyjemny zamienił się w generyczną wojenkę kosmiczną, z wszelkimi wojennymi okrucieństwami i powojennymi bliznami. Do tego autorzy nie znają umiaru i wielu miejscach przesadzają z okrucieństwem, a do tej pory powieści cyklu miały klimat podwieczorkowy. Skończyłem siłą woli i bólem głowy.
Pokaż mimo to
Coś może być klasyką, ale niekoniecznie być arcydziełem. Co jest niewątpliwie świetne, to czyta się wybornie, fabuła, dialogi, relacje pomiędzy postaciami, wszystko jest naturalne, płynne, akcja dynamiczna i wciągająca, wspaniałe czytadło, do tego klasyczne.
Gorzej jest z samą intrygą, wydumaną, pokręconą i jak się tak nad tym chwilę zastanowić, niezbyt wiarygodną w swej konstrukcji. Co za tym idzie motywacje bohaterów, a zwłaszcza protagonisty, czytelnik przyjmuje na słowo honoru.
Postaci niestety dosyć papierowe, sztampowe, zastanawiałem się na koniec, co było finalnie motywacją protagonisty i wychodzi mi na to, że pójście do łóżka z femme fatale. Tu jest w mojej ocenie największa słabość intrygi.
Sumarycznie, wyłączając mózg na kilka godzin i dając się porwać wydumanej intrydze, dobrze się bawiłem.
Coś może być klasyką, ale niekoniecznie być arcydziełem. Co jest niewątpliwie świetne, to czyta się wybornie, fabuła, dialogi, relacje pomiędzy postaciami, wszystko jest naturalne, płynne, akcja dynamiczna i wciągająca, wspaniałe czytadło, do tego klasyczne.
więcej Pokaż mimo toGorzej jest z samą intrygą, wydumaną, pokręconą i jak się tak nad tym chwilę zastanowić, niezbyt wiarygodną w swej...