-
ArtykułyNajlepsze książki o zdrowiu psychicznym mężczyzn, które musisz przeczytaćKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać2
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać13
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać7
Biblioteczka
2022-03-25
2022-09-17
Gdyby "The Walking Dead" i "Dark" mieli nastoletnie dziecko... może nie do każdego trafi takie porównanie, ale w moim odczucia klimat "Strażnika" jest bardzo podobny do tych dwóch produkcji. Czy to znaczy, że było dobrze? Tak.
W życiu nie wpadłabym na pomysł połączenia postapokalipsy ze słowiańskimi wierzeniami. Gdyby ktoś mi powiedział, że tak się da, to na bank bym mu nie uwierzyła. Na szczęście Paulina Hendel nie dość, że na to wpadła, to jeszcze to napisała i wypuściła w świat serię jedyną w swoim rodzaju.
Wiem, że Hubert, główny bohater, to marudny lekkoduch, który część czytelników mocno irytował. Chociaż w rzeczywistości na pewno nie zostalibyśmy przyjaciółmi, to w książce od razu go polubiłam i podobało mi się obserwowanie jego poczynań. Podeszłam do jego postaci w taki sposób - kto z nas taki nie był? Kto nie bał się wejść do kuchni, bo mama zaraz zagoni go do roboty? Widać na pierwszy rzut oka, że Hubert ma dobre serce, a wydarzenia, w których uczestniczy zmieniają go.
Powiedzmy sobie szczerze, że pierwszy tom jest trochę... monotonny. Główny bohater nie wie, co ze sobą począć, po prostu sobie żyje w pierwszej wiosce, na którą natrafił i czytelnicy też nie za bardzo wiedzą, do czego to zmierza. Większość książki to (prawie) sielski obrazek życia na wsi, gdzie wszyscy się nawzajem wspierają i piją kawę z żołędzi. Panuje taki spokój i w powietrzu czuć tyle pozytywnych emocji, że aż można zapomnieć o zniszczonym świecie. Według mnie właśnie o to autorce chodziło, aby uśpić naszą czujność, a potem zrzucić w zakończeniu bombę.
Kiedy przeczytałam ostatni rozdział, to poczułam się, jakbym spadła z konia, a ten zaczął do mnie mówić. Co się odwaliło?! Co to ma znaczyć?! Co teraz będzie?! Nie mogłam się powstrzymać i od razu zaczęłam czytać drugi tom.
Ze względu na tę nierówną akcję ma się świadomość, że to dopiero początek dłuższej przygody. Szkoda, że nie było więcej emocjonujących momentów, mam wrażenie, że ze spotkanych już potworów można było wycisnąć więcej. Mimo tego czuję się zachęcona do dalszego czytania i odkrywania tego niezwykłego świata.
Gdyby "The Walking Dead" i "Dark" mieli nastoletnie dziecko... może nie do każdego trafi takie porównanie, ale w moim odczucia klimat "Strażnika" jest bardzo podobny do tych dwóch produkcji. Czy to znaczy, że było dobrze? Tak.
W życiu nie wpadłabym na pomysł połączenia postapokalipsy ze słowiańskimi wierzeniami. Gdyby ktoś mi powiedział, że tak się da, to na bank bym mu...
2022-09-21
Tak jak "Strażnik" miał mocne zakończenie, tak w "Tropicielu" najbardziej podobał mi się jego początek. Czytałam książkę zaraz po pierwszym tomie, więc silne emocje jeszcze długo się mnie trzymały. Czytelnik obserwuje niesamowity kontrast pomiędzy pewnym siebie Hubertem, który już zna przyszłość, a jego rodziną, która dopiero teraz przeżywa szok związany ze wszystkimi światowymi tragediami. Nie wyobrażam sobie być na miejscu głównego bohatera, który musi całą tę grozę przeżywać jeszcze raz i w dodatku patrzeć na swoim przerażonych bliskich. Uważam, że jego bezsilność i frustracja zostały dobrze oddane.
Dalej powieść toczy się podobnym niespiesznym rytmem, co poprzednia część. Poznajemy nowych bohaterów, jestem bardzo ciekawa Zuzy i tego, w jakim kierunku rozwinie się jej wątek. Polubiłam też dziadka Alberta, mam wrażenie, że każdy z nas zna taką personę jak on, człowieka, który aż się po cichu cieszy na ten nowy koniec świata i powrót do świata chłopskiej mądrości. Podobała mi się relacja Huberta z Ernestem, gdyby nie ten drugi, to główny bohater chyba byłby nie do zniesienia, a tak bardzo dobrze się dopełniają.
Chociaż momentami książka była bardzo bliska do nazwania jej nudną, a przeskoczenie kilku rozdziałów nie zrobiłoby wielkiego zamieszania, to i tak coś sprawiło, że poświęciłam godziny na czytanie i nie czułam się tym zmęczona. Być może chodziło o styl autorki, który po prostu pozwolił mi się spokojnie oderwać od rzeczywistości.
Mam nadzieję, że główny wątek jakoś logicznie się potoczy i pojawi się jeszcze więcej mitologicznych stworzeń. Póki co, "Tropiciel" dostarczył rozrywki pod tym względem i podobało mi się, w jaki sposób zostały demony zobrazowane. Wydaje mi się tylko, że poza oczywistymi wrogami człowieka, jak strzyga, powinno się pojawić również mnóstwo demonów przynoszących ludziom korzyści, gdzie one są? Dawne wierzenia to przecież nie wiedza tajemna, a większość przedstawionych bohaterów mieszka na wsi, czemu w takiej sytuacji nie powrócono do różnych przesądów i obyczajów?
Pytań mam więcej, ale wstrzymam się i po prostu zabiorę za kolejny tom.
Tak jak "Strażnik" miał mocne zakończenie, tak w "Tropicielu" najbardziej podobał mi się jego początek. Czytałam książkę zaraz po pierwszym tomie, więc silne emocje jeszcze długo się mnie trzymały. Czytelnik obserwuje niesamowity kontrast pomiędzy pewnym siebie Hubertem, który już zna przyszłość, a jego rodziną, która dopiero teraz przeżywa szok związany ze wszystkimi...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-02
Zostawiam ocenę niższą od poprzednich dwóch części, bo trochę mnie "Łowca" wymęczył. Kto mniej więcej rozgryzł schemat, na jakim zbudowana jest ta seria, tego w żaden sposób kolejny tom nie zaskoczy. Spokój-wyjście z wioski-atak-powrót do wioski - w pewnym momencie ta powtarzalność stała się dla mnie mocno nużąca.
Wątki, które miały potencjał, żeby stać się czymś ważniejszym niż tylko kolejną przeszkodą do pokonania, za szybko się kończyły i w ogóle nie wybrzmiewały tak jak powinny. Dla przykładu świetnym pomysłem było stworzenie bazy wojskowej, w której ambitna antagonistka zmuszała wojskowych do eksperymentowania na demonach. Kurczę, jak to daje do myślenia! Przyzwyczailiśmy się, że demony słowiańskie należą stricte do prymitywnego myślenia ludzi, którzy nie rozumieli pewnych zjawisk, dlatego tłumaczyli je magicznie, a tutaj wyrosły na współczesności człowiek spotyka nowy gatunek zwierzęcia/jakiejś istoty i ośmiela się go badać i wykorzystać. Wszyscy przedstawieni jak dotąd bohaterowie za bardzo bali się demonów, żeby nawet pomyśleć o takich krokach. I co się dzieje z tym wątkiem? Hubert aka Gary Stu jak zwykle wychodzi zwycięsko z sytuacji, a na następnej stronie już o wszystkim zapomniano. Że nie wspomnę o szczerej rozmowie na temat "resetu", w której bohaterowie, według mnie, kompletnie nie zareagowali tak jak powinni i aż mnie zabolało, że ten wątek został tak olany.
Mimo wszystko po przebrnięciu przez tyle stron czuję już przywiązanie do bohaterów. Wzruszyła mnie scena, w której odnajduje się członek rodziny jednego z nich. Również podoba mi się przedstawienie demonów, szczególnie gdy nie są tylko kolejnym obiektem do zabicia, ale zachowują się nieprzewidywalnie (scena z leszym roztopiła moje serce!).
Dalej widzę dziury w kreacji świata przedstawionego (dopiero pod koniec tego tomu wspomniano, że w opuszczonych domach bohaterowie znajdowali czyjeś kości! wcześniej była mowa wyłącznie o jednych zwłokach, reszta ludzi zwyczajnie wyparowała), które sama muszę wypełniać, a jednocześnie jest coś uspokajającego i relaksującego w obserwowaniu po prostu życia codziennego garści ocalałych. Tyle, zabieram się z nadzieją za kolejny tom.
Zostawiam ocenę niższą od poprzednich dwóch części, bo trochę mnie "Łowca" wymęczył. Kto mniej więcej rozgryzł schemat, na jakim zbudowana jest ta seria, tego w żaden sposób kolejny tom nie zaskoczy. Spokój-wyjście z wioski-atak-powrót do wioski - w pewnym momencie ta powtarzalność stała się dla mnie mocno nużąca.
Wątki, które miały potencjał, żeby stać się czymś...
2022-10-11
Zacznę od zakończenia, które dalej analizuję w głowie. Było prawie tak samo szokujące, jak to z pierwszego tomu. Dzisiaj skończyłam "Wysłannika", jutro od razu zabieram się za "Demona", czyli ostatni tom serii, nie ma innej opcji. Współczuję czytelnikom, którzy czytali książki wcześniej i musieli długo czekać na kontynuację - jak udało wam się wytrzymać w tej niepewności?! Póki co nic z tego nie rozumiem i trochę się boję, w jaki sposób autorka to poskleja... Uch! Oby wyszło dobrze!
Ten tom będę miło wspominać, bo spodobało mi się w nim kilka rzeczy. Podobały mi się nowe demony i to w jakim kierunku rozwinęła się ich relacja z ludźmi. Podobały mi się nowe wioski, zupełnie inne od tych, które do tej pory poznaliśmy. Stało się to, na co czekałam w zasadzie od samego początku, w końcu znaleźli się ludzie, którzy powrócili do dawnych wierzeń. Podobało mi się, że Hubert "zmienił towarzystwo" i tym razem podróżował z innymi bohaterami niż zwykle. No i wreszcie coś się ruszyło w duecie Hubert-Iza! Scena z TYM wyznaniem wyszła super, lepiej nie można było tego pokazać.
Wady, o których pisałam przy okazji poprzednich części, cały czas występują. Najbardziej rzuca się w oczy schematyczność. Poza podróżowaniem z punktu A do punktu B i z powrotem, zabijaniem potworów i ewentualnym uciekaniem z niewoli, nic więcej się nie dzieje. Jednym czytelnikom będzie to przeszkadzać, innym nie.
Polecam fanom fantastyki i powieści młodzieżowych. Spróbujcie zmierzyć się z pierwszym tomem, a jeśli poczujecie, że to coś dla was, to najlepiej zaopatrzcie się od razu we wszystkie następne części, bo ostatnie strony sprawiają, że po prostu trzeba czytać ciągiem (bo jak nie to się człowiek udusi no!).
Zacznę od zakończenia, które dalej analizuję w głowie. Było prawie tak samo szokujące, jak to z pierwszego tomu. Dzisiaj skończyłam "Wysłannika", jutro od razu zabieram się za "Demona", czyli ostatni tom serii, nie ma innej opcji. Współczuję czytelnikom, którzy czytali książki wcześniej i musieli długo czekać na kontynuację - jak udało wam się wytrzymać w tej niepewności?!...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-10-15
"Demon" skończony! Seria "Zapomniana księga" skończona! Wolność! Czytałam te pięć książek jedna po drugiej, więc z jednej strony czuję ulgę, że w końcu będę mogła oderwać się od tego świata i skoczyć w inny, a z drugiej, pomimo paru wad, które mnie drażniły, czuję, że będę tę serię wspominać pozytywnie.
Finał "Zapomnianej księgi", w porównaniu do poprzednich tomów, wydał mi się przede wszystkim szybszy. Szybciej bohaterowie podróżują z miejsca na miejsce, relacja ludzi z potworami szybciej ewoluuje, dochodzimy wreszcie do wyczekiwanego rozwiązania kilku wątków. Czy to znaczy, że po przewróceniu ostatniej strony będziemy już znać odpowiedzi na wszystkie pytania? Nie. Od początku historii jesteśmy towarzyszami Huberta, obserwujemy świat z jego perspektywy i to w pewien sposób nasze postrzeganie ogranicza, np. inni bohaterowie nie mają aż tak rozwiniętych charakterów, bo Hubert przecież nie słyszy ich myśli. Bohater musi sam czegoś doświadczyć, nauczyć się lub usłyszeć o tym od kogoś innego, żebyśmy my też o tym wiedzieli. Jest zwykłym człowiekiem, nie jest wszechwiedzący. Akurat w tym przypadku zaliczam ten zabieg na plus, bo wszelkie niewiadome są dobrym początkiem do dyskusji pomiędzy czytelnikami.
Podobały mi się bardzo demony w tej części i to, w którą stronę pokierowano Zuzą. Scena, w której wypowiada dziecięcą wyliczankę, przyprawiła mnie o ciarki! Również jestem bardzo zadowolona z "morału", który wychodzi na ostatnich stronach, z decyzji ludzi, jak mają dalej żyć. Według mnie to była najrozsądniejsza opcja. Nie podobała mi się konfrontacja z największym antagonistą (a w zasadzie dwoma), bo w ogóle nie czułam powagi sytuacji, a na następny dzień bohaterowie przeszli nad tym do porządku dziennego. Takie sytuacje już niestety występowały w poprzednich tomach, więc w sumie nie czułam się tym zaskoczona.
Moim zdaniem serię spokojnie można było skondensować do trzech tomów. Podsumowując całość, może nie było idealnie, ale pomysł był i tak świetny, oryginalny, dający do myślenia. Jeśli ktoś lubi fantastykę - warto sięgnąć i chociaż spróbować.
"Demon" skończony! Seria "Zapomniana księga" skończona! Wolność! Czytałam te pięć książek jedna po drugiej, więc z jednej strony czuję ulgę, że w końcu będę mogła oderwać się od tego świata i skoczyć w inny, a z drugiej, pomimo paru wad, które mnie drażniły, czuję, że będę tę serię wspominać pozytywnie.
Finał "Zapomnianej księgi", w porównaniu do poprzednich tomów, wydał...
2022-11-13
Kiedy patrzę na "To nie jest kraj dla słabych magów" jak na osobną książkę, to jest to całkiem przyzwoite fantasy z dużą dawką magii i mroku. Bohaterowie ciągle są w ruchu, pojawiają się nowe przeciwności losu, nie znamy dobrze całej sytuacji, więc musimy czytać dalej, aby wszystko zrozumieć. Wyszła z tego powieść wciągająca, którą czyta się szybko i z przyjemnością. Niestety jako kontynuacja "Tajne przez magiczne", czuję się trochę zawiedziona.
Sytuacja Agaty, głównej bohaterki, jest, krótko mówiąc, fatalna. W ciągu paru dni jej życie wywróciło się do góry nogami, odnalazła rodzinę, straciła rodzinę, a co gorsza, nie ma pojęcia, co robić dalej i komu zaufać. Atmosfera stała się gęsta, mroczna, bardzo poważna, a momentami okropnie brutalna. W moim odczuciu całkowicie zniknęła lekkość i humor, które towarzyszyły czytelnikom w pierwszym tomie. Umiejscowienie akcji w przedszkolu, uczynienie dzieci magicznymi oraz spora dawka żartów, to elementy, które mocno wyróżniły "Tajne..." wśród innych fantastycznych tytułów. W drugiej części nic z tego się nie ostało, a jedyne dziecko, które obserwujemy, na zmianę milczy, złości się albo zagraża ludzkości. "To nie jest..." samo w sobie nie jest złe, ale przez tę niespójność mam wrażenie, że z "Tajnym..." ma niewiele wspólnego.
Podobała mi się postać Agaty, która była bardzo ludzka, miała swoje słabości, chwile zwątpienia, zdarzało jej się podejmować złe decyzje. Cieszę się, że jej relacja z Dawidem jest taka niejednoznaczna, dzięki temu nie wiadomo, czego się po tej dwójce spodziewać. W tej części pojawiła się nowa postać znana z wierzeń słowiańskich, chociaż brakowało mi trochę kontekstu. Ogólnie wciąż niewiele wiemy o całym świecie nadprzyrodzonym, nadzieja pozostaje w kolejnym tomie, skoro losy bohaterki skończyły się akurat w ten sposób.
Serię polecam fanom fantastyki. Po pierwszym tomie trochę się zrelaksujecie, ale przy drugim bądźcie gotowi na walkę na śmierć i życie.
Kiedy patrzę na "To nie jest kraj dla słabych magów" jak na osobną książkę, to jest to całkiem przyzwoite fantasy z dużą dawką magii i mroku. Bohaterowie ciągle są w ruchu, pojawiają się nowe przeciwności losu, nie znamy dobrze całej sytuacji, więc musimy czytać dalej, aby wszystko zrozumieć. Wyszła z tego powieść wciągająca, którą czyta się szybko i z przyjemnością....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-11-05
Wyobraźcie sobie, że mieszkam obok przedszkola, a powieść przeczytałam w listopadzie. Tzn. przy miejscu, gdzie rozgrywa się akcja i w czasie, w którym się rozgrywa. Czemu nikt mnie nie powstrzymał?! Dodatkowe emocje? Gwarantowane!
Agata zmieniła miejsce pracy z wydawnictwa na przedszkole i naiwnie myślała, że wreszcie sobie trochę odpocznie. Trafiła niestety na dzieci z piekła rodem i to prawie dosłownie. Boicie się horrorów z nawiedzonymi malcami? Cóż, tutaj dodatkowo władają magią.
„Tajne przez magiczne” to lekka komediowa fantastyka z roztrzepaną główną bohaterką i słowiańskimi potworami wyskakującymi zza rogu. Z założenia świat jest tutaj trochę przerysowany, aby ukazać więcej zabawnych scenek, trochę jak w kabaretach. Jednocześnie było kilka takich momentów na końcu, kiedy akcja bardziej się rozkręcała, gdzie działy się rzeczy naprawdę krwawe. Rozumiecie, w jednym miejscu heheszki z nieporadnych rodziców, a za kilka stron trup na ziemi z rozdartym gardłem! Trochę mi to ze sobą nie grało i wybijało z rytmu.
Z dobrych rzeczy, podobało mi się, jak mitologiczne stwory czy też Iskry, czyli w książce osoby ze zdolnościami, wpasowały się do naszej rzeczywistości. Polubiłam główną bohaterkę, znajdzie się sporo scen, które wywołały mój uśmiech. Jestem ciekawa ciągu dalszego, szczególnie że zakończenie było dosyć szokujące.
Polecam fanom fantastyki, którzy chcieliby na chwilę odpocząć od śmiertelnie poważnego i epickiego ratowania świata. „Tajne…” to według mnie idealna powieść, aby się odprężyć.
Wyobraźcie sobie, że mieszkam obok przedszkola, a powieść przeczytałam w listopadzie. Tzn. przy miejscu, gdzie rozgrywa się akcja i w czasie, w którym się rozgrywa. Czemu nikt mnie nie powstrzymał?! Dodatkowe emocje? Gwarantowane!
Agata zmieniła miejsce pracy z wydawnictwa na przedszkole i naiwnie myślała, że wreszcie sobie trochę odpocznie. Trafiła niestety na dzieci z...
2022-05-13
"Panna" to świat, w którym chciałoby się żyć. Jest w nim dużo pracy, ale takiej, która jest potrzebna i przynosi satysfakcję. Tam dnie i noce spędzamy na łonie natury, w wiosce, której mieszkańcy są nam bliscy jak rodzina. Nie jest oczywiście różowo, śmierć jest naturalną koleją rzeczy, a niektóre dzieci wychowują się same. Wolność, powrót do korzeni, tradycje i obrzędy, szczypta słowiańskiej magii (widział tego stwora czy tylko mu się wydawało?) - czytając można nawet poczuć wiatr we włosach i źdźbła trawy muskające gołe stopy.
Niestety w ten piękny świat buciorami wchodzi chrześcijaństwo... Są fragmenty, w których nie da się opanować złości. Dlaczego obcy kradną nasze dobra i niszczą naszą kulturę?! Bardzo łatwo jest czytelnikowi zadomowić się na ojczystych ziemiach Nawojki, dlatego równie szybko udziela nam się jej gniew. Tylko czy na pewno cel uświęca środki? Co robić - walczyć czy pogodzić się z nadchodzącą zmianą? To trudne pytania, które wzbudzają niepokój i rozdzierają serce.
Z czasem dostosowałam się do rytmu tej opowieści, w wyobraźni zaczęłam latać ponad górami jak reszta wiedźm. Książka opisuje magię, ale sama w sobie też jest magiczna. Porywa czytelnika, fascynuje opowiadaną historią, przekazuje sobą tyle cennej ludowej wiedzy, że można faktycznie poczuć się, jakby się przeniosło w czasie. Po odłożeniu pierwszego tomu "Gołoborza" nie tylko chce się jeszcze, ale przede wszystkim pragnie się szczęśliwego końca...
Polecam zarówno miłośnikom słowiańszczyzny jak i fantastyki, wszystkim osobom ciekawym jak mogły dawniej wyglądać nasze ziemie. Ja jestem oczarowana!
Egzemplarz do recenzji otrzymałam od wydawnictwa.
"Panna" to świat, w którym chciałoby się żyć. Jest w nim dużo pracy, ale takiej, która jest potrzebna i przynosi satysfakcję. Tam dnie i noce spędzamy na łonie natury, w wiosce, której mieszkańcy są nam bliscy jak rodzina. Nie jest oczywiście różowo, śmierć jest naturalną koleją rzeczy, a niektóre dzieci wychowują się same. Wolność, powrót do korzeni, tradycje i obrzędy,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-18
Długo bałam się sięgnąć po Pratchetta przez całą legendę, którą w mojej głowie obrosła ta postać. Ile to książek ma jego najpopularniejszy cykl Świata Dysku? Chyba około 40. To bardzo dużo stron do nadrobienia! No i komediowa fantastyka? Co to w ogóle jest? W dodatku jego fani, których dotąd spotykałam wydawali mi się jacyś dziwni (bez obrazy, haha), mieli taki niepokojący blask w oczach, kiedy w rozmowie wypływało nazwisko pisarza, a jak jeszcze dowiedzieli się, że ktoś nie zna cyklu, to wołali "czytaj to! Czytaj to! CZYTAJ TO!".
Po "Maskaradzie" w zasadzie przestałam im się dziwić. Powstrzymuję się ostatkiem sił, żeby nie podsunąć książki mężowi pod nos, tylko zachęcić go odrobinę delikatniej. To było po prostu... takie dobre! Nie przeszkodził nawet fakt, że do zapoznawania zabrałam się od tyłka strony, bo ten tomik jest numerem 8 z aktualnie wydawanej Wielkiej Kolekcji, 18 z poprzedniej oraz częścią 5 podcyklu o czarownicach z Lancre. Powieść została tak dobrze skonstruowana, że nie miałam najmniejszych problemów ze zrozumieniem uniwersum. Każda z postaci jest tak charakterystyczna, że od razu można je od siebie odróżnić, zapamiętać, a następnie wyglądać ich powrotu w kolejnych tomach.
"Maskarada" to humorystyczne odtworzenie historii znanej z "Upiora w operze". Wszystko jest tutaj takie w sam raz - odpowiednia ilość żartów, rozłożenie akcji, zbudowane postacie. Po kilku stronach poddałam się z zaznaczaniem najśmieszniejszych fragmentów albo trafionych cytatów (bo dużo tutaj też życiowej mądrości pomiędzy wersami), po prostu było tego za dużo. Najlepiej chyba przeczytać to jeszcze raz.
Polecam książkę nawet osobom, które nie miały z autorem wcześniej do czynienia. Ja czuję się po niej lekko, to była dobra zabawa. Widziałam opinię, że to jedna z gorszych części... W takim razie nie mogę się doczekać najlepszej!
Długo bałam się sięgnąć po Pratchetta przez całą legendę, którą w mojej głowie obrosła ta postać. Ile to książek ma jego najpopularniejszy cykl Świata Dysku? Chyba około 40. To bardzo dużo stron do nadrobienia! No i komediowa fantastyka? Co to w ogóle jest? W dodatku jego fani, których dotąd spotykałam wydawali mi się jacyś dziwni (bez obrazy, haha), mieli taki niepokojący...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-12-31
(Zmroczu, gdzie jesteś. Byłeś najrozsądniejszą postacią w tej serii, we need you.)
Pierwsze 50 stron książki było dosyć... zaskakujące. Sytuacja bohaterów odwróciła się o 180 stopni, a potem znowu o 180. Przyznajmy to głośno, autorka zrobiła nas w bambuko. Wszystko po to, żeby w ekspresowym ultraszybkim tempie pendolino odnaleźć kolejne legendarne stworzenie, w którego istnienie wielu nie chciało wierzyć. Następnie pociąg zwany akcją utyka w łysym polu i tak rdzewieje od rozterek miłosnych Aliny aż do zakończenia.
Podobała mi się "klątwa Zmrocza" ciążąca nad główną bohaterką. Pod tym pojęciem rozumiem zwątpienie Aliny w siebie. Dziewczyna odkryła w sobie ogromną moc, poczuła smak władzy i nie jest przekonana, czy przez to potrafi jeszcze rozróżnić dobro od zła. Skoro staje się równie potężna jak jej największy wróg, to czy nie pójdzie nieświadomie w jego ślady? To ciekawy dylemat, powinien być częściej poruszany także w innych książkach.
Spodobał mi się również Sturmhond. Jego żarciki, cięte riposty, trzeźwa ocena sytuacji i zdecydowanie, to wszystko wypadło super. Każdą scenę z jego udziałem czytało się jakoś tak przyjemniej i lżej. Chyba nie będzie przesadą, jeśli powiem, że ta postać udźwignęła ten tom (i całe szczęście).
Niestety fantastyka zeszła na drugi plan, a ważniejszy stał się nastoletni romans woniejący toksyną. Para MalxAlina od początku wydawała mi się nietrafiona, a w tym tomie jeszcze tak bardzo są zmuszeni do bycia razem. Kochają się. Nienawidzą. Raz się lubią, a raz sobie nie ufają. On potrafi tropić istoty, w które nawet nie wierzy, ona bez trudu panuje nad mocami, o których nie miała przed chwilą pojęcia. No dobra, zmieniam zdanie, jednak do siebie pasują, tylko pozwólcie mi jak najrzadziej na to patrzeć.
Ocenę zostawiam mimo wszystko pozytywną, bo liczę na lepszy tom trzeci. Wierzę, że "Oblężenie i nawałnica" po prostu ucierpiały przez to, że są środkowym tomem. Pożyjemy, zobaczymy.
Serię polecam fanom fantasy z naciskiem na młodzież.
(Zmroczu, gdzie jesteś. Byłeś najrozsądniejszą postacią w tej serii, we need you.)
Pierwsze 50 stron książki było dosyć... zaskakujące. Sytuacja bohaterów odwróciła się o 180 stopni, a potem znowu o 180. Przyznajmy to głośno, autorka zrobiła nas w bambuko. Wszystko po to, żeby w ekspresowym ultraszybkim tempie pendolino odnaleźć kolejne legendarne stworzenie, w którego...
2022-12-31
2022-12-31
2022-12-26
Ciarki człowieka przechodzą, kiedy czyta, co jego przodkowie wyprawiali z kotami na przestrzeni dziejów. To historia pełna skrajności - z jednej strony nienawiść i brutalność, z drugiej uwielbienie i oddawanie czci. Te zwierzęta zawiniły wyłącznie swoją niezwykłością, "nawet najmarniejszy kot jest arcydziełem" jak powiedział da Vinci.
Książka "Miau. Kompletna historia kota" to podróż przez wszystkie epoki w poszukiwaniu przesądów, dzieł sztuki, przypadkowych odcisków małych łapek na manuskryptach, słowem wszystkiego co tylko wiąże się z tymi zwinnymi drapieżnikami. Pozycja jest pięknie wydana, tekst bogato okraszono ilustracjami.
Moim zdaniem to świetny pomysł na prezent dla kociarza. W książce można znaleźć mnóstwo ciekawostek historycznych, o wielu przeczytanych rzeczach nie miałam wcześniej pojęcia. Do moich ulubionych historyjek zaliczam tę, w której pewien kot, ponoć z zemsty i rzecz jasna z demoniczną (nie)duszą, rzucił się na księdza, by go wykastrować. Swoją drogą, autorka wielokrotnie zwraca uwagę jak wiele wspólnego miał los kotów z sytuacją społeczną kobiet.
Polecam, bardzo ciekawa lektura.
Ciarki człowieka przechodzą, kiedy czyta, co jego przodkowie wyprawiali z kotami na przestrzeni dziejów. To historia pełna skrajności - z jednej strony nienawiść i brutalność, z drugiej uwielbienie i oddawanie czci. Te zwierzęta zawiniły wyłącznie swoją niezwykłością, "nawet najmarniejszy kot jest arcydziełem" jak powiedział da Vinci.
Książka "Miau. Kompletna historia...
2022-12-26
2022-12-23
"Kraina marzeń" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Nicholasa Sparksa. Rozumiem już mniej więcej, skąd wzięła się popularność tego autora, ale mam też wrażenie, że ta powieść nie należy do najlepszych z jego dzieł.
W książce przeplatają się ze sobą dwa totalnie różne od siebie wątki. W jednym młody samotny farmer wyjeżdża na urlop, poznaje utalentowaną dziewczynę, z którą tworzy idealnie zgrany duet. Para spędza ze sobą coraz więcej czasu, obserwujemy ich rodzącą się miłość i latające dookoła przysłowiowe motylki. W pozostałych rozdziałach jest bardziej złowieszczo i sensacyjnie - maltretowana przez męża kobieta ucieka z domu razem z małym synkiem. Każdy swój krok wcześniej dokładnie planuje, ze strachu zmienia tożsamość, wpada w coraz większą paranoję. Inni bohaterowie, inna atmosfera, o co tu, kurka, chodzi?!
Może gdyby wątki połączyły się wcześniej, to całość wypadłaby lepiej, a tak musimy czekać dosłownie do ostatnich kilkudziesięciu stron, żeby coś z tego wszystkiego zrozumieć. Jeżeli ktoś czuje się znużony wolno prowadzoną akcją, to może po prostu przeskoczyć do ostatniego rozdziału. Zakończenie było dla mnie naprawdę mało satysfakcjonujące, więc książkę odłożyłam z poczuciem rozczarowania.
Nie zmienia to faktu, że w stylu autora jest coś hipnotyzującego. Bohaterowie mogą wykonywać najprostsze czynności (wyjście na zakupy, gotowanie obiadu itp.), a i tak czyta się to z dużym zainteresowaniem. Przynajmniej ja tak się poczułam, dlatego wytrwałam od początku do końca bez przewijania. Postacie były wypełnione emocjami, miałam wrażenie, że podglądam autentycznych ludzi w ich prawdziwym świecie.
Za dobre wrażenie, które wywarł na mnie Sparks, daję jedną gwiazdkę więcej, ale chętnie poznałabym jakąś inną jego książkę. Wierzę, że są tytuły, w których daje z siebie więcej. Polecam fanom powieści obyczajowych, romantycznych i wzruszających historii.
"Kraina marzeń" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Nicholasa Sparksa. Rozumiem już mniej więcej, skąd wzięła się popularność tego autora, ale mam też wrażenie, że ta powieść nie należy do najlepszych z jego dzieł.
W książce przeplatają się ze sobą dwa totalnie różne od siebie wątki. W jednym młody samotny farmer wyjeżdża na urlop, poznaje utalentowaną dziewczynę, z...
2022-12-20
Dobra wiadomość jest taka, że wcale nie było tak źle, jak obawiałam się, że będzie. Widziałam recenzje, które nie zostawiły na tym tytule suchej nitki... Zła wiadomość jest taka, że nie było też jakoś wyjątkowo dobrze.
W "Miłość w czasach rozkładu" głównie chodzi o wybuchy i gołe d... amy. Wiedźmy i rycerze Zakonu w teorii się nie lubią, a w praktyce dosyć często zdejmują z siebie ciuchy. Sam pomysł jest nawet ciekawy i, odpowiednio poprowadzony, faktycznie mógłby zapewnić tak dobrą rozrywkę, o jakiej mowa w opisie na okładce.
Najbardziej brakowało mi obiecywanego humoru. W większości scen śmiech miało wywoływać niemądre zachowanie albo głupotki w wypowiedziach bohaterów, ale prawie nic z tego mnie nie ruszyło. Owszem, kilka razy uśmiechnęłam się pod nosem, np. przy stwierdzeniu, że dla plebsu słowo "biblioteka" brzmi jak nazwa choroby albo że kobiety miesiączkują, więc muszą być dobre w zacieraniu śladów krwi. Nie było niestety ani jednego momentu, w którym poczułabym, że naprawdę dobrze się bawię, a często wręcz zapominałam, że to miała być jakaś komedia. Po prostu ktoś zrobił coś głupiego, ok, naprawmy to albo zapomnijmy i idźmy dalej.
Erotyka była, ale równie dobrze mogłoby jej nie być. Książkę napisało dwóch autorów i to wyraźnie widać w samej treści - niektóre akapity brzmią zupełnie inaczej. Wszystkie postacie wypadły w moich oczach trochę papierowo, więc nie przywiązywałam większej wagi do ich wzajemnych relacji. Z czasem czytałam coraz mniej uważnie, przelatywałam wzrokiem po tekście, bo zaczynał mnie nudzić.
Ogólnie widzę w "Miłości..." średniej jakości fantastykę. Książkę można potraktować jako czytelniczą ciekawostkę. Myślę, że tytuł znajdzie swoje grono fanów, więc polecam samemu się przekonać.
Dobra wiadomość jest taka, że wcale nie było tak źle, jak obawiałam się, że będzie. Widziałam recenzje, które nie zostawiły na tym tytule suchej nitki... Zła wiadomość jest taka, że nie było też jakoś wyjątkowo dobrze.
W "Miłość w czasach rozkładu" głównie chodzi o wybuchy i gołe d... amy. Wiedźmy i rycerze Zakonu w teorii się nie lubią, a w praktyce dosyć często zdejmują...
2022-12-19
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
"Masz dwadzieścia trzy lata i pochodzisz z nobliwej rodziny z Akrham. (...) Rodzice poprosili cię, żebyś pojechał do starego miasta, z którego pochodzą, w najbliższe Święto Zimy".
"Święto" podobało mi się bardziej niż inne gry paragrafowe, które do tej pory czytałam, głównie dlatego, że rozgrywa się w świecie stworzonym przez H.P. Lovecrafta, który znam i lubię. Jak najbardziej został utrzymany charakterystyczny dla tego legendarnego pisarza enigmatyczny, mroczny i kwiecisty styl. Już pierwsze zdania tej książki dają nam do zrozumienia, że nieważne, co zrobimy, cała ta przygoda nie skończy się dobrze. Pozostaje pytanie, jak bardzo źle może nam pójść.
"Będziesz musiał złożyć ofiarę, co dzieje się raz na sto lat od czasu, kiedy twoi przodkowie podbili to miasto trzy wieki temu. Podczas rytuału mieszkańcy nakazują synom twojego rodu i synom ich synów, aby nigdy nie zapomnieli sekretów pierwotnego świata".
Pierwsza rozgrywka skończyła się szybko i krwawo, dlatego przy drugim podejściu postanowiłam być ostrożniejsza. Gdyby tylko dało się uciec z tego miasteczka, gdzie pieprz rośnie... Tym razem moja podróż była dłuższa, zdobyłam nieoczekiwany tajemniczy artefakt, miałam możliwość ukrycia się (hurra), ale niestety zagrożenie dopadło mnie z zupełnie innej strony (ojej). Skończyłam porównywalnie marnie, co wcześniej. No dobra, a gdybym jednak wyszła z tej kryjówki, to co wtedy? Może istnieje tutaj chociaż jedno dobre zakończenie?
"Święto to nosi teraz nazwę Bożego Narodzenia, chociaż ludzie w głębi serc wiedzą, że celebrowano je na długo przed istnieniem Betlejem, perfidnego Babilonu czy tajemniczego Memfis... a nawet przed istnieniem samej ludzkości".
Książka jest przepięknie wydana. Sama oprawa zasługuje na ocenę 11/10. Okładka jest idealnie wystylizowana na stary egzemplarz z przetarciami i zagięciami. Wygląda, jakby przeleżała długie lata na strychu zaraz obok Jumanji. Wnętrze jest bogato ilustrowane, z każdej strony dopadają czytelnika macki i inne niepokojące symbole. Zadbano tutaj o każdy szczegół, co tylko wzmaga podświadomy narastający przestrach.
Moim zdaniem to pozycja idealna dla fana grozy, a Lovecrafta w szczególności. Jest pięknie, straszno i zaskakująco. Warto przeczytać i samemu zmierzyć się z pradawnym złem. Ph'nglui mglw'nafh Cthulhu R'lyeh wgah'nagl fhtagn cały czas aktualne.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl
"Masz dwadzieścia trzy lata i pochodzisz z nobliwej rodziny z Akrham. (...) Rodzice poprosili cię, żebyś pojechał do starego miasta, z którego pochodzą, w najbliższe Święto Zimy".
"Święto" podobało mi się bardziej niż inne gry paragrafowe, które do tej pory czytałam, głównie dlatego, że rozgrywa się w...
2022-12-19
2022-12-15
Małgorzata i Elżbieta Windsor były jak ogień i woda. Pierwsza była żywiołowa, towarzyska, przy jej stolikach zawsze panował dobry nastrój, a druga zdystansowana, opanowana i sprawiająca wrażenie niedostępnej. Jedną od początku przygotowywano do roli królowej, druga zawsze miała stać w jej cieniu. Andrew Morton w tej książce skupia się na ich trudnej siostrzanej relacji. Wyłania się z tego obraz dwóch fascynujących silnych kobiet, które niejednokrotnie musiały zapomnieć o swobodzie, bo to co dla nas może być zwyczajną sprawą, dla rodziny królewskiej będzie niedopuszczalne.
Czytało się bardzo dobrze, liczne przypisy i zdjęcia uwiarygadniały całą treść. Styl autora jest bardzo przystępny, z łatwością można było sobie wyobrazić opisywane wydarzenia. Ogólnie książka jest pięknie wydana, myślę, że warto uzupełnić sobie o nią biblioteczkę.
Mówi się, że życie pisze najlepsze scenariusze i tak też jest w tym wypadku. Dla mnie szczególnie początek, czyli dzieciństwo sióstr Windsor, był najbardziej interesujący. Jak, jako dzieci, rozumiały swoją pozycję, jak reagowały na zawirowania wojenne? Bawiły mnie niektóre ich niewinne pytania oraz psikusy, na które sobie pozwalały.
Polecam dla fanów brytyjskiej rodziny królewskiej, a także jako ciekawą historię samą w sobie.
Małgorzata i Elżbieta Windsor były jak ogień i woda. Pierwsza była żywiołowa, towarzyska, przy jej stolikach zawsze panował dobry nastrój, a druga zdystansowana, opanowana i sprawiająca wrażenie niedostępnej. Jedną od początku przygotowywano do roli królowej, druga zawsze miała stać w jej cieniu. Andrew Morton w tej książce skupia się na ich trudnej siostrzanej relacji....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Czy ktoś się spodziewał, że właśnie w takim kierunku podąży ta opowieść? Kochani, zapnijcie pasy, już nie jesteśmy w Kansas. Skończyły się żarty, zaczęło być poważnie, niebezpiecznie i mrocznie. Uważajcie na siebie, bo tutaj ludzie mogą łatwo zginąć!
Pojawiają się nowi bohaterowie, nowe wątki, wszystko śledziłam z niesłabnącym zainteresowaniem. Jestem pod wrażeniem rozbudowania świata przedstawionego, czuć powiew świeżości, czuć magię. W takim świecie chciałoby się żyć, nawet pomimo panującego w nim zagrożenia. Jeśli momentami jest spokojnie i możemy odnieść mylne wrażenie znużenia, to lepiej bądźcie czujni, bo to tylko cisza przed burzą. Dorada już nie jest tą samą naiwną dziewczyną, którą poznaliśmy w pierwszej części, a Elgan... gdzie jest Elgan?!
Na pochwałę zasługuje piękne wydanie. Okładka prezentuje się cudownie, tekst wewnątrz również jest estetycznie upiększony słowiańskimi motywami. Ile bym dała, żeby wszystkie książki zostały tak dobrze potraktowane przez wydające je wydawnictwa...
Lektura była przyjemna, dostarczyła rozrywki. Nie było żadnych głupotek ani łapania się za głowę. Na niczym się nie zawiodłam, a wymagania po pierwszym tomie miałam wysokie. Nie ma co się zastanawiać, lepiej samemu zabrać się do czytania!
Zdecydowanie warto dać szansę tej serii. Jeżeli ktoś podczas lektury "Drogi do Wyraju" miał jeszcze świadomość z tyłu głowy, że to debiut pisarski, to przy drugim tomie zyskujemy pewność, że autorka została stworzona do pisania (z naciskiem na słowiańską fantastykę!). Polecam gorąco, a sama czekam na ciąg dalszy!
Egzemplarz do recenzji otrzymałam od wydawnictwa.
Czy ktoś się spodziewał, że właśnie w takim kierunku podąży ta opowieść? Kochani, zapnijcie pasy, już nie jesteśmy w Kansas. Skończyły się żarty, zaczęło być poważnie, niebezpiecznie i mrocznie. Uważajcie na siebie, bo tutaj ludzie mogą łatwo zginąć!
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPojawiają się nowi bohaterowie, nowe wątki, wszystko śledziłam z niesłabnącym zainteresowaniem. Jestem pod wrażeniem...