Na samym początku napiszę, że to recenzja drugiego tomu więc jeżeli nie znasz poprzedniej części to odsyłam w tym momencie do nadrobienia, a potem zawitania u mnie.
Jedna z fascynujących mnie rzeczy w czytelnictwie jest to, że myślisz, że już wszystko wiesz, że przeczytałaś/łeś a tu nagle BUM i trafiasz na coś takiego, że szkoda iść spać, że nagle odechciewa się podstawowych czynności fizjologicznych już nie wspomnę o jedzeniu. Dzisiejsza recenzja dotyczy książki „Britfield. Powstanie lwa” autorstwa C. R. Stewart, która skradła moje serce i marzy mi się, że może kiedyś doczekamy się z Helenką wersji audio. Tak jak 1 tom był bardzo emocjonalny tak tutaj macie wersje „hard” w sensie, że jeszcze więcej i jeszcze mocniej. Dla przybliżenia tego, co was czeka zapytam się o coś. Ręka do góry, kto jest fanem filmów, takich jak „Mission Impossible”, „James Bond”, „Szybcy i wściekli”, „Sherlock Holmes” itp.?
Dlaczego pytam? Bo ta pozycja właśnie ma coś z tych filmów. Macie pościgi, tajemnice, akrobacje na wysokościach i wiele innych wątków, które albo mrożą krew w żyłach, albo rozczulają do łez. Sama okładka wskazuje, do czego nasi bohaterowie będą zmuszeni w celu uniknięcia złapania się w sidła złych ludzi. Oczywiście opisów książki macie pełno w internecie, więc z całego serca zachęcam do poznania, lecz, jeżeli mogę zasugerować, to zacznijcie przygodę od 1 tomu, bo to kontynuacja wszystkiego tego, co rozpoczyna się w poprzednim tomie. Jeżeli myślałeś, że po tym, co spotkało nasze dzieciaki w sierocińcu już nic gorszego nie mogłoby się przydarzyć to muszę was zawieźć. Nie martw się to nie spojler, bo od pierwszych stron książki będziesz miał takie napięcie, że głowa mała. Rollercoaster emocjonalny na najwyższym poziomie.

Teraz nikogo nie można być pewnym, miejsca do tej pory uważane za bezpieczne okazują się jednym z głównych celów ataków na Toma i Sarę. Całe szczęście, że wśród ludzi, jakich poznali na swojej drodze są tacy, którzy okazują się prawdziwymi przyjaciółmi i w takich momentach, aż łezka zakręciła się w oku. Jak mogę zdradzić co najbardziej podobało mi się to moment akcji w pewnym tunelu pełnego wybornego trunku, ale tylko tyle napisze, bo akacja jak z filmu o Jamesie Bondzie. Gratuluję autorowi tej fantastycznej książki. W fantastyczny sposób opisał przebieg akcji, ucieczki, strzelaniny itp. To ile te dzieciaki przeszły, jak i ich przyjaciele, to głowa mała. Słyszysz każdy oddech, słyszysz każde wycie policyjnych syren, czujesz wiatr we włosach, będąc na gzymsie Wieży Eiffla.

Wczoraj, jak skończyłam o 2 w nocy nie chciałam uwierzyć, że to koniec! Bardzo chciałabym, żeby powstał trzeci, czwarty tom, bo nie chce już opuszczać tę fantastyczną parę. Polecam całym sercem, polecam każdemu dziecku, młodzieży którzy lubi akacje, kaskaderskie sceny, no i walkę o dobro ze złem. Uwielbiam takie książki.

Na samym początku napiszę, że to recenzja drugiego tomu więc jeżeli nie znasz poprzedniej części to odsyłam w tym momencie do nadrobienia, a potem zawitania u mnie.
Jedna z fascynujących mnie rzeczy w czytelnictwie jest to, że myślisz, że już wszystko wiesz, że przeczytałaś/łeś a tu nagle BUM i trafiasz na coś takiego, że szkoda iść spać, że nagle odechciewa się...

Są takie serie, do których wracam z sentymentem. Jedne mnie rozczulają, inne bawią, a jeszcze inne przyprawiają o szybsze bicie serca. „Britfield” zdecydowanie należy do tych ostatnich. To książki, od których nie można się oderwać, bo tempo akcji i zawiłość intryg pochłania i wdziera się w czytelniczy umysł wszystkimi zmysłami. Tym bardziej, że główni bohaterowie są przesympatyczną parą dzieciaków, którym nie sposób nie kibicować w ich zmaganiach o prawdę i… ocalenie życia.

Tempo jakie nadaje autor w „Britfield. Powstanie lwa” jest wręcz niewiarygodne, ilość intryg i zwrotów akcji wręcz zaskakująca, a adrenalina wystrzeliwuje na niebotyczny poziom. Przez blisko 500 stron nie ma czasu na oddech i nudę. Ostrzeżenie! Trup ściele się gęsto, życie bohaterów jest wciąż realnie zagrożone, ciągle ktoś trzyma ich na muszce. Wizg pocisków i huk wybuchów, aż dudni w uszach. Jest to prawdziwa walka na śmierć i życie, gdy dwójkę sierot ścigają tajne służby całej Europy.

Wielowiekowe tajemnice, tajne zgromadzenia, niewyjaśnione zaginięcie królewskiego dziedzica, skrzętnie ukrywane prawdy zapisane w starych księgach ukrytych przed światem, ruch oporu, który po cichu rozpracowuje ogólnoświatowy spisek, skorumpowani politycy, przedstawiciele służb i elita, zdrady, które sprawiają, że trudno komukolwiek zaufać, a w tym wszystkim dwójka dzieciaków, która po prostu chce odnaleźć rodzinę. Nie da się odmówić C.R. Stewartowi umiejętności tworzenia historii niesamowitych, w których fikcja miesza się z rzeczywistością tak silnie, że trudno odgadnąć, co jeszcze jest prawdą, a co zrodziło się w jego wyobraźni.

A gdy się wydawało, że wszystko się w końcu ułoży Tom i Sarah niemal giną w katastrofie morskiej i trafiają do opactwa, w którym zostają uwięzieni. Ucieczka stamtąd rozkręca spiralę zdarzeń pełną zaskoczeń, niebezpieczeństw i… trudnych decyzji. Ale to też piękna historia o głębokiej przyjaźni, lojalności i dążeniu do prawdy, w którą wpleciono mnóstwo historycznych i turystycznych ciekawostek.

Świetna powieść sensacyjna, która aż się prosi o ekranizację!

Są takie serie, do których wracam z sentymentem. Jedne mnie rozczulają, inne bawią, a jeszcze inne przyprawiają o szybsze bicie serca. „Britfield” zdecydowanie należy do tych ostatnich. To książki, od których nie można się oderwać, bo tempo akcji i zawiłość intryg pochłania i wdziera się w czytelniczy umysł wszystkimi zmysłami. Tym bardziej, że główni bohaterowie są...

Fajna książka. Krótkie rozdziały. Szybko się czyta. Polecam

Fajna książka. Krótkie rozdziały. Szybko się czyta. Polecam