Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta

Okładka książki Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta Leszek Adamczewski
Okładka książki Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta
Leszek Adamczewski Wydawnictwo: Replika historia
416 str. 6 godz. 56 min.
Kategoria:
historia
Wydawnictwo:
Replika
Data wydania:
2022-07-12
Data 1. wyd. pol.:
2022-07-12
Liczba stron:
416
Czas czytania
6 godz. 56 min.
Język:
polski
ISBN:
9788366989504
Średnia ocen

6,6 6,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,6 / 10
5 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
811
138

Na półkach: , , , , ,

Alianckie bombardowania niemieckich miast budziły kontrowersje właściwie od momentu ich rozpoczęcia. Podawany przez dowództwo cel „zniszczenie morale niemieckiej ludności cywilnej”, które miało jakoby przyczynić się do osłabienia woli walki żołnierzy niemieckich, był od samego początku kwestionowany i poddawany w wątpliwość. Krytyka płynęła zarówno z pozycji bezcelowości (brak widocznych efektów zakładanego upadku morale ludności),jak i z pozycji moralnych.
Wojna i moralność to niełatwe zestawienie, a II wojna światowa i to co wyczyniali w jej trakcie rycerze z Wehrmachtu, Luftwaffe i Kriegsmarine, nie wspominając o mordercach z SS, przekreśliła wszelkie dotychczasowe zasady prowadzenia konfliktów zbrojnych. Dla Niemców wrogiem byli nie tylko żołnierze. Niemcy uznali za cel nie tylko armie przeciwników ale także ludność cywilną, kulturę, dzieła sztuki, infrastrukturę, dziedzictwo narodowe.
Naloty na bezbronne miasta, lotnicy ostrzeliwujący kolumny uciekinierów na zatłoczonych wrogach, morderstwa i gwałty na ludności cywilnej nie tylko w trakcie trwania walk, pacyfikacje całych miejscowości, torpedowanie cywilnych statków… Długo by wyliczać, choć coraz częściej trzeba. Jeszcze trzy, cztery dekady temu uznałbym to za bezcelowe, ale po latach polityki historycznej prowadzonej przez niemiecki rząd, przypominanie o tych faktach staje się konieczne.
Te wszystkie okropieństwa i barbarzyństwa, których dopuszczali się Niemcy, budziły słuszny gniew i aż prosiły się, by odpowiadać „pięknym za nadobne”, zgodnie z biblijnym wskazaniem „oko za oko”, ale od czasów Starego Testamentu jednak sporo się zmieniło. Czy zatem, odpowiadając tym samym, nie stajemy się tacy sami jak Ci, którzy dokonują zbrodni?
Jest coś na rzeczy w stwierdzeniu Churchilla, że - dla zachowania pokoju na świecie – „Niemcy należałoby profilaktycznie bombardować co 50 lat”. To Niemcy stali za wybuchem obu wojen światowych. To w niemieckich gabinetach wojskowych, politycznych i przemysłowych zrodził się precyzyjny plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Nikt bardziej niż oni nie zasłużył sobie na odwet, w tym na bombardowania lotnicze, ale czy dywanowe naloty na niemieckie miasta, gdzie często nie było obiektów o znaczeniu militarnym, były właściwą odpowiedzią?
Być może przydługawy ten wstęp, ale w odniesieniu do zawartości książki Leszka Adamczewskiego – w mojej opinii – istotny.
Napisano i wydano już dziesiątki tomów poruszających temat alianckich nalotów na niemieckie miasta. To czym wyróżnia się książka „Śmierć z nieba”, to jeden dodatkowy wyraz w podtytule: „Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta”. Z perspektywy polskiego czytelnika znaczną różnicę czynią nie opisy zniszczeń Hamburga, Kolonii czy Drezna, ale opisy bombardowań Poznania, Gdyni, Trzebini czy Czechowic-Dziedzic. W tym zakresie jest to pozycja wyjątkowa, a dla mnie pierwsza, z którą się zetknąłem, tak kompleksowo ujmująca temat nalotów na polskie miasta pod niemiecką okupacją.
Oczywiście inna była skala tych nalotów i inne cele. Miasta niemieckie były niszczone planowo i niejako „całościowo”. Naloty na miasta należące przed wybuchem wojny do Polski, koncentrować miały się na infrastrukturze wojskowej i przemysłowej, wspierającej wysiłek wojenny III Rzeszy. Wschodnie tereny Niemiec, dawne Prusy i graniczące z nimi ziemie polskie włączone do terytorium Rzeszy po 1939 roku, długo leżały poza zasięgiem alianckich samolotów bombowych. Niewiele zmieniło się po wybuchu wojny między wcześniejszymi sojusznikami i ataku III Rzeszy na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 roku. Sowieci nie mieli bombowców dalekiego zasięgu, a front bardzo szybko przesunął się daleko na wschód. Istotna zmiana zaszła dopiero po alianckiej inwazji na kontynent, zajęciu części Italii oraz po klęskach „niezwyciężonego Wehrmachtu” na froncie wschodnim i wprowadzeniu do eskorty bombowców samolotów myśliwskich dalekiego zasięgu P-51 Mustang. W zasięgu alianckiego lotnictwa znalazło się całe terytorium Rzeszy i ziemie okupowane.
Wspominałem już o różnicy w podejściu do bombardowania miast niemieckich i tych tylko okupowanych przez Niemcy. Wyraźnie widoczne jest to w opisie bombardowań Gdańska i Gdyni. Gdańsk w nomenklaturze alianckich pilotów to był Danzig, ale Gdynia była Gdynią, nie była „Gotenhafen”, mimo że po wcieleniu jej do Rzeszy stała się ważną bazą niemieckiej Kriegsmarine. Podobnie było ze wspomnianymi już Poznaniem, Trzebinią i Czechowicami, ale nie dotyczyło to – już polskich dzisiaj – miast górnośląskich. Problem w tym, że zrzucanie bomb z pułapu kilku tysięcy metrów nie daje żadnej gwarancji, że bomby polecą tam, gdzie chce umieścić je celowniczy a w bombardowanych miastach wszyscy narażeni byli jednako. No może poza nomenklaturą hitlerowską, która na ogół dysponowała znakomicie przygotowanymi i zaopatrzonymi schronami.
Trzeba jednak przyznać, że w miastach, gdzie funkcjonowały zakłady przemysłowe i centra władzy, Niemcy byli przygotowani na naloty. W wolnych przestrzeniach miejskich kopano rowy przeciwlotnicze, projektowano i budowano wiele nowych schronów i masowo adaptowano już istniejące podziemne pomieszczenia. Relatywnie szybko i sprawnie radzono sobie również z usuwaniem bardzo nieraz dotkliwych zniszczeń i przywracaniem funkcjonowania infrastruktury.
Całościowe ujęcie tematu w książce Adamczewskiego polega nie tylko na przedstawieniu tych wszystkich uwarunkowań i okoliczności, ale także na solidnym udokumentowaniu opisywanych wydarzeń. Autor zebrał i przedstawił pokaźną liczbę relacji naocznych świadków – polskich i niemieckich – publikowanych wcześniej w różnego rodzaju periodykach o niewielkim zasięgu, w monografiach lub we wspomnieniach. Kolejne rozdziały są bogato ilustrowane nie tylko archiwalnymi dokumentami i zdjęciami, ale również fotografiami wykonanymi osobiście przez autora, który odwiedził większość miejsc, o których pisze.
W efekcie otrzymaliśmy bardzo interesującą, miejscami pasjonującą, opowieść o wielu mniej lub prawie wcale nie znanych epizodach II wojny światowej i stale aktualny przyczynek do zadawania kolejnych pytań.
Czy bez tzw. nalotów strategicznych alianci wygraliby wojnę? Czy bez atomowych grzybów nad Hiroszimą i Nagasaki wojna trwałaby dłużej? Czy mamy prawo odpowiadać wet za wet? Czy posiadając odpowiednie rezerwy i środki Niemcy użyliby bomby atomowej przeciw aliantom? Tylko na to ostatnie pytanie mógłbym odpowiedzieć twierdząco i z pełnym przekonaniem.
P.S.
We wstępie skupiłem się na działaniach i na wątpliwościach moralnych dotyczących działania aliantów, ale nie zapominajmy – autor nie zapomniał – że oprócz USA i Wielkiej Brytanii był jeszcze jeden „aliant”. Dla znacznej części Polaków kierujących się zasadą „dwóch wrogów”, był to po prostu kolejny najeźdźca, co zresztą było widać w sposobie, w jaki przebiegało „wyzwolenie”. Świetnie opisane jest to w rozdziale dotyczącym losów polskich i wkrótce polskich miast w 1945 r. Ofiarami sowieckich bombardowań stały się m.in. śródmieścia Poznania, Wrocławia, Grudziądza, Głogowa czy Nysy nie wspominając o Gdańsku, który w morze ruin zmieniła dopiero Armia Czerwona.
Rzecz w tym, że Sowieci a dziś ich spadkobiercy Rosjanie, nie zaprzątają sobie głowy takimi moralnymi głupotami. Od 24 lutego 2022 r. pokazują to bandyci Putina, ostrzeliwując ukraińskie miasta i terroryzując ludność cywilną Ukrainy.

Alianckie bombardowania niemieckich miast budziły kontrowersje właściwie od momentu ich rozpoczęcia. Podawany przez dowództwo cel „zniszczenie morale niemieckiej ludności cywilnej”, które miało jakoby przyczynić się do osłabienia woli walki żołnierzy niemieckich, był od samego początku kwestionowany i poddawany w wątpliwość. Krytyka płynęła zarówno z pozycji bezcelowości...

więcej Pokaż mimo to

avatar
713
694

Na półkach:

„Alianckie naloty na cele cywilne podczas drugiej wojny światowej nadal budzą wiele kontrowersji. Leszek Adamczewski przypomina te, powoli już blaknące, karty z dziejów drugiej wojny światowej”.

Tym razem w kręgu zainteresowań naszego niestrudzonego badacza i popularyzatora historii najnowszej, Leszka Adamczewskiego, pojawiła się tematyka nalotów bombowych, przeprowadzanych przez państwa alianckie na niemieckie i polskie miasta w okresie II wojny światowej.

Problematyka tyleż pomijana co wzbudzająca liczne kontrowersje w kontekście ogromnych strat wśród niemieckiej ludności cywilnej (i tysięcy robotników przymusowych czy jeńców wojennych, pochodzących z okupowanych krajów) oraz wpływu (zdaniem niektórych historyków zupełnie niewspółmiernego) na zatrzymanie niemieckiej machiny wojennej i finalnie zakończenie tego konfliktu zbrojnego.
Według powojennych szacunków w wyniku działań lotnictwa RAF i USA AF (brały tu udział również polskie załogi) śmierć poniosło ponad 300 tysięcy ludzi. Około jedna trzecia ludności Niemiec ucierpiała bezpośrednio wskutek bombardowań, 14 milionów ludzi straciło majątek, ponad 20 milionów zostało na jakiś czas pozbawionych elektryczności, gazu lub wody zaś 5 milionów musiało się ewakuować.

Leszek Adamczewski w charakterystyczny dla siebie, opisowy, bardzo dobrze udokumentowany, miejscami wręcz drobiazgowy, sposób ukazuje nam ów jakże dramatyczny aspekt II wojny światowej.Odtwarza naloty bombowe na niemieckie i polskie miasta, zakłady zbrojeniowe, ośrodki badawcze III Rzeszy (to jeden z najciekawszych wątków),wojenną infrastrukturą oraz wpisaną w owe akty tragedię ludności cywilnej, rozgrywającą się na płonących i walących się w gruzy ulicach Berlina, Hamburga, Norymbergi, Kolonii, ale także Gdyni, Szczecina, Poznania, Gdańska i wielu innych miejsc…

Nie zabraknie, naturalnie, opisu największego nalotu dywanowego, przeprowadzonego przez brytyjskie siły powietrzne w nocy z 13 na 14 lutego 1945 roku na Drezno, kiedy to 770 bombowców Avro Lancaster i 600 bombowców B17 Flying Fortess zmieniło miasto w prawdziwe piekło na ziemi, pozbawiając życia około 25–30 tysięcy ludzi.Wartę wspomnienia są również ataki (było ich kilka) na ważny, z punkty widzenie Państw Sprzymierzonych, Ośrodek doświadczalny Luftwaffe w Peenemünde pracujący nad groźną bronią V 1 i V 2. Szczególnie ten pierwszy, przeprowadzony przez brytyjskie lotnictwo bombowe w nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 r ( „Operacji Hydra”) w którym 596 samolotów bombowych RAF zrzuciły na ośrodek 1795 ton bomb.

Reasumując. Książka Leszka Adamczewskiego „Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta” to, naprawdę,niesłychanie ciekawa lektura dla wszystkich interesujących się historią II wojny światowej, w jej różnych odsłonach i aspektach. Gorąco polecam.

„Alianckie naloty na cele cywilne podczas drugiej wojny światowej nadal budzą wiele kontrowersji. Leszek Adamczewski przypomina te, powoli już blaknące, karty z dziejów drugiej wojny światowej”.

Tym razem w kręgu zainteresowań naszego niestrudzonego badacza i popularyzatora historii najnowszej, Leszka Adamczewskiego, pojawiła się tematyka nalotów bombowych,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
295
127

Na półkach: ,

Już 7 czerwca 1940 roku pojedynczy francuski bombowiec zrzuca bomby na Berlin. Jest to pierwszy taki nalot na stolice III Rzeszy. Odtąd fala nalotów na Niemcy już tylko rosła.
Setki tysięcy ton zrzuconych bomb, tysiące zabitych i rannych, wiele zniszczonych miast, fabryk, mostów, składów broni i amunicji, przerażające i niszczycielskie burze ogniowe to efekt alianckich nalotów strategicznych i dywanowych na tereny III Rzeszy.

W książce „Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta” Leszek Adamczewski opisuje masowe naloty brytyjskich, amerykańskich, a także polskich samolotów na wschodnie tereny Niemiec, gdzie bombardowano takie miasta, jak Berlin, Szczecin, Poznań, Gdańsk czy Wrocław, w których znajdywały się obiekty militarne i przemysłowe. Chociaż naloty te zadały niemieckiej gospodarce dotkliwe straty i działały destrukcyjnie na ludność cywilną, to jednak nie osłabiły niemieckiego przemysłu wojennego, niemniej w znaczący sposób przyczyniły się do ostatecznego załamania hitlerowskiej machiny wojennej.

Autor niezmiernie szczegółowo, z kronikarska wręcz dbałością o detale, opisuje poszczególne wyprawy bombowe wymienia cele, środki, siły i zniszczenia. Wszystko to okraszone jest ogromna ilością zdjęć. Właśnie te archiwalne, czarno-białe fotografie sprawiają, że przewracając karty książki niemal słyszy się syreny alarmowe, huk dział przeciwlotniczych, wybuchy oraz jednostajny, złowrogi pomruk silników bombowców. Można poczuć wywołaną tym panikę, pospieszne szukanie schronienia, szalejące pożary i burze ogniowe, które pochłaniają tysiące ofiar i dorobek życia setek tysięcy ludzi.
To świetnie napisana, z ogromną ilością detali książka, którą polecam wszystkim miłośnikom historii II wojny światowej, a zwłaszcza jej mało popularnych rozdziałów.

Współpraca recenzencka z wydawnictwem.

Już 7 czerwca 1940 roku pojedynczy francuski bombowiec zrzuca bomby na Berlin. Jest to pierwszy taki nalot na stolice III Rzeszy. Odtąd fala nalotów na Niemcy już tylko rosła.
Setki tysięcy ton zrzuconych bomb, tysiące zabitych i rannych, wiele zniszczonych miast, fabryk, mostów, składów broni i amunicji, przerażające i niszczycielskie burze ogniowe to efekt alianckich...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    10
  • Przeczytane
    8
  • Posiadam
    3
  • Historia
    3
  • II wojna światowa
    2
  • Fakty nie mity
    1
  • Wypożyczyć
    1
  • Historia - bo lubię :)
    1
  • Monografie i opracowania historyczne
    1
  • Katastrofy, tragedie
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Śmierć z nieba. Alianckie naloty na polskie i niemieckie miasta


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne