Wietnam. Epicka tragedia 1945-1975 Max Hastings 8,2
Na wstępie należy podkreślić, że Hastings w swojej bardzo obszernej pracy przyjął rolę bardziej analityka aniżeli historyka. Oczywiście mamy tu całe tło konfliktu, kluczowe daty, wydarzenia, terminologię (chociaż, jak ktoś słusznie napisał, spolszczanie ogólnie przyjętych nazw, jest moim zdaniem niepotrzebne, ale to wybór tłumacza),autor stara się zdecydowanie pójść dalej niż suchy opis wydarzeń w chronologicznym porządku. I to jest według mnie wartość dodatnia tej pracy, bo mamy więcej prób dotarcia do duszy tego konfliktu. Dlatego entuzjaści skrupulatnego ukazania ruchów poszczególnych formacji mogą być zawiedzeni. Owszem, jest tu trochę takich wstawek, jednak autor wyszedł z założenia, że bardziej szczegółowy opis poszczególnych walk jest dostępny w pracach kładących nacisk na aspekt militarny. Jednak takie analityczne podejście sprawia, że z racji objętości, książkę czyta się niespiesznie, raczej nie jest to pozycja do przejścia przez nią ciurkiem. Pomocny jest glosariusz umieszczony na końcu, chociaż nie jest to w żadnym razie wyczerpanie żargonu i terminologii jakie pojawiły się wskutek wojny w Wietnamie (II wojny indochińskiej),raczej mamy do czynienia z esencją. Jest również kilka pomocnych map, w tym jedna przedstawiająca prowincje Wietnamu Południowego i najważniejsze miasta, regiony.
Hastings bierze na warsztat wiele mitów i półprawd, które bezlitośnie obala, jak choćby fakt, że w Wietnamie służyli głównie ludzie z nizin społecznych (w tym czarnoskórzy),i to oni wzięli na siebie główny ciężar strat. Jest to nieprawda, bo 70 proc. poległych było ochotnikami, wielu z nich pochodziło z tzw. dobrych domów czyli klasa średnia i wyżej. Przypomina to trochę entuzjazm podczas I wojny światowej i chęć przeżycia jakiejś wielkiej przygody rodem z powieści łotrzykowskich albo filmów Hollywood. Kolejna kwestią jest zrzucenie na Amerykanów całego zła, jakie miało miejsce podczas tego konfliktu, szczególnie chodzi tu o media, które robiły "krecią robotę" siłom stacjonującym w Azji Płd.-Wsch. Autor jest daleki od usprawiedliwiania i apologii amerykańskich zbrodni i metod, ale nie ulega wątpliwości, że reżim Le Duana dopuszczał się nawet większych okrucieństw niż oddziały GI często będące zbieraniną różnej maści samozwańczych mścicieli na skraju szaleństwa. Hastings wspomina w książce także o skandalu związanym z wyekwipowaniem żołnierzy w zacinające się i przez to praktycznie bezużyteczne karabiny M-16 wyprodukowane przez korporację Colt na bazie karabinku AR-15, co wojsko starało się za wszelką cenę zatuszować. Z książki wyłania się również niezbyt pozytywny obraz żołnierzy ARVN, których spora część nie była zbyt skora do poświęcania się, często dezerterowała, a nawet obracała się przeciwko swoim "dobroczyńcom" jako podwójni agenci z Północy. Oczywiście jedną z przyczyn mogło być protekcjonalne podejście Jankesów do swoich sojuszników, których traktowali jak istoty niższe, gorsze, niczym dzieci, które dorośli muszą prowadzić za rączkę. Możliwe, że stąd wziął się ten marazm Południowców i wszechobecna niechęć do twardej walki, mimo dysponowania dużo lepszym sprzętem, choć komunistyczna AWP i VC również były sowicie wspierane przez Chińczyków i Sowietów. Nasilenie korupcji i oderwania od rzeczywistości aparatczyków znienawidzonych reżimów Diem i Thieu to bez wątpienia również "zasługa" amerykańskich sojuszników. Co nie zmienia faktu, że Amerykanie oparli swoje uczestnictwo w tym konflikcie na błędnych przesłankach, stawiając, podobnie jak Francuzi, na walkę wręcz, militarne podporządkowanie, zamiast starać się szukania rozwiązań politycznych, albo prowadzenia wojny psychologicznej, na wzór tajnego programu "Phoenix". I chyba najbardziej odstręczającym faktem jest to, że na koniec cała administracja Południa, sieć powiązań stworzone przez Amerykanów na własną demokratyczną modłę zostały porzucone z dnia na dzień, jak to celnie ujęto w którymś z rozdziałów "dosłownie spuszczone niczym woda w kiblu", mimo pełnego hipokryzji i cynizmu zapewniania i zwodzenia przez tandem Nixon i Kissinger, że jest inaczej.