Powrót do Uluru

Okładka książki Powrót do Uluru Mark McKenna
Okładka książki Powrót do Uluru
Mark McKenna Wydawnictwo: ArtRage Seria: Luneta reportaż
280 str. 4 godz. 40 min.
Kategoria:
reportaż
Seria:
Luneta
Tytuł oryginału:
Return to Uluru
Wydawnictwo:
ArtRage
Data wydania:
2022-10-15
Data 1. wyd. pol.:
2022-10-15
Liczba stron:
280
Czas czytania
4 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
9788396340290
Tłumacz:
Tomasz S. Gałązka
Tagi:
Australia historia Australii Aborygeni rasizm literatura faktu literatura australijska
Średnia ocen

7,2 7,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,2 / 10
53 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
36
13

Na półkach:

Na wakacje, ciężka, nieruchawa jak stojące powietrze Australii, ale oddaje uwagę i karmi skupieniem.

Na wakacje, ciężka, nieruchawa jak stojące powietrze Australii, ale oddaje uwagę i karmi skupieniem.

Pokaż mimo to

avatar
383
190

Na półkach: ,

"Powrót do Uluru" można byłoby najlepiej scharakteryzować jako studium autora nad relacjami między Aborygenami i białymi na przestrzeni XX wieku ze szczególnym uwzględnieniem zabójstwa Aborygena przez białego policjanta w 1934r. Książka bowiem nie daje się zamknąć w ramach jednego gatunku, łączy w sobie cechy pracy naukowej, biografii, eseju, a także reportażu. Robi to jednak w na tyle umiejętny sposób, że czytelnik nie odnosi wrażenia, jakby miał przed sobą zlepek kilku różnych książek. Na przestrzeni niespełna trzystu stron otrzymujemy krótki rys historyczny zdobywania przez białych australijskiego interioru, szczegółową biografię policjanta Williama McKinnona, co nieco informacji o kulturze Aborygenów i, w części reportażowej, losy potomków głównych bohaterów, które autor odkrywa osobiście, odszukując tych ludzi i rozmawiając z nimi na temat historii ich przodków. Spodobała mi się ta forma prowadzenia książki, do tego lekkie pióro autora i ogromny wysiłek, jaki musiał włożyć w wyszukiwanie zarówno źródeł historycznych (odwołuje się do wielu oryginalnych źródeł z tamtych czasów, duży plus!),jak i w odszukanie rodzin, sprawiają, że jest to pozycja na solidne 8,5/10. Dla mnie "Powrót do Uluru" ma też drobny wymiar osobisty, bowiem w tym roku wypada moja dziesiąta rocznica odwiedzenia tytułowej skały. Fakt faktem powrócić fizycznie do niej nie miałam jeszcze okazji (muchy! to chyba one mnie tak odstraszają),ale przynajmniej w książce mogłam to zrobić, co ma dla mnie nieznaczne, ale jednak, znaczenie symboliczne.

"Powrót do Uluru" można byłoby najlepiej scharakteryzować jako studium autora nad relacjami między Aborygenami i białymi na przestrzeni XX wieku ze szczególnym uwzględnieniem zabójstwa Aborygena przez białego policjanta w 1934r. Książka bowiem nie daje się zamknąć w ramach jednego gatunku, łączy w sobie cechy pracy naukowej, biografii, eseju, a także reportażu. Robi to...

więcej Pokaż mimo to

avatar
3143
1431

Na półkach:

To nie jest zła książka, wręcz przeciwnie, tylko że do mnie nie przemówiła. Zapewne wynika to z tego, że autor ma podejście raczej historyka, a nie reportera i niekoniecznie napisał swoją książkę dla takich laików, jak ja. A mnie brakowało backgroundu, niezbędnego by zrozumieć niuanse i znaczenie tej historii. Coś tam o Australii wiem, z prześladowania rdzennej ludności każdy sobie zdaje sprawę, ale to jest wiedza raczej płytka. Dlatego też za bardzo nie wiedziałam dlaczego powinnam przejmować się opisanymi wydarzeniami i reportaż ten pozostawił mnie raczej obojętną.
Natomiast książka dostarczyła mi sporo przyjemności od strony estetycznej, bo jest ona pięknie wydana – ma bardzo ciekawą okładkę, dobry papier, staranną redakcję i zawiera mnóstwo zdjęć (szkoda że czarno-białych).

To nie jest zła książka, wręcz przeciwnie, tylko że do mnie nie przemówiła. Zapewne wynika to z tego, że autor ma podejście raczej historyka, a nie reportera i niekoniecznie napisał swoją książkę dla takich laików, jak ja. A mnie brakowało backgroundu, niezbędnego by zrozumieć niuanse i znaczenie tej historii. Coś tam o Australii wiem, z prześladowania rdzennej ludności...

więcej Pokaż mimo to

avatar
100
69

Na półkach: ,

Największym problemem tej książki, to próby wydawców i recenzentów by wcisnąć ją w kategorię reportażu, z którym ta książka nie ma aż takie wiele wspólnego (moim zdaniem). Sama historia, o ile może i nie porywająca, na pewno daje obraz nam Europejczykom jakich okrucieństw, zarówno indywidualnych jak i systemowych dokonywano w Australii na Aborygenach.

Mając przyjemność spędzić trochę czasu w Australii i odwiedzić Uluru parę lat temu, ta książka przenosi mnie znowu do Red Center, jego niestety brutalnej historii i ciągłym próbom zaduśćuczynienia za wyrządzone przez Białych krzywdy.

Największym problemem tej książki, to próby wydawców i recenzentów by wcisnąć ją w kategorię reportażu, z którym ta książka nie ma aż takie wiele wspólnego (moim zdaniem). Sama historia, o ile może i nie porywająca, na pewno daje obraz nam Europejczykom jakich okrucieństw, zarówno indywidualnych jak i systemowych dokonywano w Australii na Aborygenach.

Mając przyjemność...

więcej Pokaż mimo to

avatar
232
219

Na półkach:

Niestety nie pykło - nie zainteresowało mnie to tak jak się spodziewałem. Może po prostu nie jestem adresatem tego typu książek / reportaży i śledztwo na temat mordestwa w Australii sprzed wieku to nie dla mnie.

Niestety nie pykło - nie zainteresowało mnie to tak jak się spodziewałem. Może po prostu nie jestem adresatem tego typu książek / reportaży i śledztwo na temat mordestwa w Australii sprzed wieku to nie dla mnie.

Pokaż mimo to

avatar
474
385

Na półkach:

Za sprawą brytyjskiego dziennika „The Guardian” w dniu 14 października 2022 roku świat obiegła informacja o wyczekiwanym pochówku Aborygena, na który przez blisko 90 lat czekała cała jego rodzina oraz plemię Anangu. W jakimś stopniu wywalczyli sprawiedliwość, lecz to wciąż za mało, aby zadośćuczynić wszystkim rdzennym mieszkańcom Australii, co potwierdza „Powrót do Uluru” Marka McKenna. Załączony reportaż to odpowiedź na pytanie o przyczyny i przebieg wydarzeń z 1934 roku, a także portret białego policjanta Billa McKinnon, którego hańbi niewybaczalna śmierć niewinnego człowieka. Funkcjonariusz z Alice Springs nie miał oporów, aby zastrzelić Aborygena, nie zawahał się, uległ własnym uprzedzeniom i rasistowskiemu myśleniu, czego nie dostrzegli jego przełożeni, skoro nigdy nie wymierzono mu zasłużonej kary. Mark McKenna słusznie przedstawia wydarzenia z 1934 roku jako wierzchołek góry lodowej wszystkich grzechów Europejczyków w związku z kolonizacją Australii. Jego historyczny reportaż przypomina skrupulatne śledztwo w niewygodnej sprawie. Analiza zgromadzonych materiałów źródłowych nie pozostawia wątpliwości, co do faktycznych przyczyn zdarzenia z 1934 roku, jak również innych przejawów brutalnej polityki kolonizatorów względem rdzennych mieszkańców Australii. Billa McKinnona nazwać należy zbrodniarzem, a działania Europejczyków ocenić jako bezprawne zawłaszczenie ojczyzny Aborygenów, skoro konsekwentnie tępiono ich kulturę, czego największym symbolem staje się tytułowe Uluru. Zjawiskowa formacja skalna to swoiste sacrum dla plemienia Anangu, które w reportażu Marka McKenna sprofanowano zabójstwem członka rdzennej społeczności Australii. W „Powrót do Uluru” skupiono się na faktach z przeszłości. Odsunięto wszelkie przypuszczenia i hipotezy. Z podziwem spoglądam na Marka McKenna, który wyciągnął prawidłowe wnioski z niekończącej się lekcji o niezliczonych zbrodniach białego człowieka.

Za sprawą brytyjskiego dziennika „The Guardian” w dniu 14 października 2022 roku świat obiegła informacja o wyczekiwanym pochówku Aborygena, na który przez blisko 90 lat czekała cała jego rodzina oraz plemię Anangu. W jakimś stopniu wywalczyli sprawiedliwość, lecz to wciąż za mało, aby zadośćuczynić wszystkim rdzennym mieszkańcom Australii, co potwierdza „Powrót do Uluru”...

więcej Pokaż mimo to

avatar
969
360

Na półkach: , , , ,

"Powrót do Uluru" zaczyna się o opowieści o jałowym pustkowiu, gdzie pierwsi biali osadnicy prześcigali się w odnalezieniu "środka Australii". Autor opera się na skrupulatnie prowadzonych dziennikach policjanta Billa McKinnona - bohatera, odkrywcę, obrońcę Aborygenów, legendę który przemierzając tysiące kilometrów na wielbłądzie patrolował centralne i północne tereny. Jednak McKinnon miewał też ciemną stronę - brutalnie traktował tubylczych więźniów, którzy nie rozumieli brytyjskiego prawa, przez co łatwo można było nimi manipulować i zastraszać. Policjanta kilka razy oskarżono, ale ostatecznie zawsze zostawał całkowicie oczyszczany z zarzutów. W 1934 r. zastrzelił Aborygena Yokunnunę przy górze Uluru. Pomimo szczegółowego dochodzenia, nadzorowanego przez władzę, po raz kolejny został oczyszczony z zarzutów. W tamtym czasie nieliczni biali zostali pociągnięci do odpowiedzialności za zabicie lub złe traktowanie Aborygenów. Za to rdzenni mieszkańcy Australii zawsze byli skazywani na śmierć. W świadomości białych zrodził się mit o niebezpiecznych i nieokrzesanych tubylcach nad którymi można zapanować tylko siła. Policjant Bill dożył w spokoju sędziwego wieku i do końca zaprzeczać temu co się stało pod Uluru. Również rodzina nie była świadoma jego mrocznej historii. Jednak zabójstwo Yokunnuny odcisnęło piętno na jego plemieniu i potomkach. Współczesnie góra Uluru stała się ogromną atrakcją turystyczną. Powstała cała obsługująca turystów infrastruktura, a celem podróżnych było wyjście na szczyt. Plemienni opiekunowie góry uznali to za brak szacunku dla nich i wierzeń, tradycji. Chęć zysku i uzależnienie od turystów to współczesne metody ucisku i wykorzystania rdzennej ludności Australii. Jednak w 2019 r. w akcie pojednania piecza nad Uluru została oddana Aborygenom.

Autor w sposób skondensowany przedstawia informacje, prosto i logicznie choć nie zawsze chronologicznie. Włożył mnóstwo pracy w ukazanie nam historii zabójstwa Yokunnuny z różnej perspektywy. Udało mu się oddać sens miejsca jakim jest Uluru dla Aborygenów. "Powrot do Uluru" to wycinek mało znanej historii Australii, okraszonej zdjęciami, które dodają autentyczności, pobudzają wyobraźnię. Niektóre tematy jak np. odbieranie dzieci czy tematy tabu w rdzennej kulturze zostały tylko dotknięte, a szkoda bo łączna się w wątkami i mogłyby dać szerszy wgląd w historię. Najbardziej chwalę za przypisy pod tekstem, generalnie za stronę formalną, bo tak właśnie powinien wyglądać prawdziwy reportaż!

🔥8,5/10
@moze_booka

"Powrót do Uluru" zaczyna się o opowieści o jałowym pustkowiu, gdzie pierwsi biali osadnicy prześcigali się w odnalezieniu "środka Australii". Autor opera się na skrupulatnie prowadzonych dziennikach policjanta Billa McKinnona - bohatera, odkrywcę, obrońcę Aborygenów, legendę który przemierzając tysiące kilometrów na wielbłądzie patrolował centralne i północne tereny....

więcej Pokaż mimo to

avatar
1079
632

Na półkach:

Nie będę się tu mądrzył, że jestem jakimś specjalistą od Australii. Przystępując do lektury „Powrotu do Uluru” widziałem, że jest to państwo kontynent, że stolicą wcale nie jest Sydney, że żyją tam kangury, Tim Cahill dobrze grał głową, a futbol australijski jest wyjątkowo widowiskowy (naprawdę kiedyś śledziłem jeden sezon tych rozgrywek!). No dobra, wiedziałem może nieco więcej, ale wcale nie tak dużo, jak bym chciał. Powiedzmy, że byłem jednym z tych, co chcieliby przytulić koalę i wejść na Uluru. O drugiej z tych ambicji mogę już zapomnieć, co zawdzięczam lekturze książki Marka McKenna (tak na marginesie to czytając nieco więcej o Australii podczas lektury, dowiedziałem się także, że koale są płochliwe i przytulanie może doprowadzić je do utraty zdrowia).
Pierwszym co zwraca uwagę w książce wydanej przez ArtRage, jest tytuł. Wiecie jak to jest – słyszysz Uluru i już wiesz, że chcesz to czytać. Nie za dużo o tym w Polsce się pisze, a co by tu nie mówić, wzrok przykuwa. Drugiej takie formacji skalnej na świecie nie znajdziecie. Kto by nie chciał jej zobaczyć? Czegoś więcej się o niej dowiedzieć? Kto odmówi opowieści o legendzie? Tu jednak moje ostrzeżenie - zanim do Uluru w książce się dokopiecie, minie kilkadziesiąt stron. Bo to nie jest laurka wystawiona dla obszaru wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nie jest to też reportaż o tym, jak to fajnie jechać na wycieczkę marzeń. To książka historyczna, której 20% stanowią przypisy i źródła!
Pierwszy rozdział dotyczy tego, o czym tak naprawdę Mark McKenna chciał napisać – środka Australii. Badacz analizuje historię wyznaczania centralnego punktu kontynentu. Przywołuje kilka hipotez, wskazuje jakie błędy przy tym popełniono, ostatecznie potwierdza jeden z typów. Nie będę się tu skupiał na konkretnych miejscach i nazwiskach, bo kogo to interesuje, ten musi tę książkę przeczytać. Dla mnie dużo ważniejsze w tej części lektury było podkreślenie, że środkowa Australia to ogromna przestrzeń pokryta czerwoną glebą, na której mieszkają tak rdzenne ludy, jak i kolonizatorzy. Z uwagi na panujący klimat i jednych i drugich było i nadal jest mało. Gęstość zaludnienia tej części kontynentu bliższa jest Alasce, niż Melbourne.
Analizując historię tego miejsca Mark McKenna co chwilę trafiał na starą opowieść o Billu McKinnonie. Daję sobie rękę uciąć, że większość czytelników książki nie ma pojęcia, kim był ów człowiek. Ja też nie wiedziałem. W każdym razie to właśnie o nim jest „Powrót do Uluru”. Chociaż nie tylko o nim, bo jest tu też przecież silny wątek Ayers Rock, Mutitjulu, Pitjantjatjara, Yankunytjatjara, Anangu i wielu innych.
McKinnon był policjantem, który po serii mniej lub bardziej udanych przygód, trafił do Alice Springs. Googlując dzisiaj nazwę miejscowości dowiemy się, że zamieszkuje je około 25 tysięcy osób, że ma tam siedzibę kilka firm, a przez miasteczko przechodzi kolej. Na początku lat trzydziestych takich luksusów jednak nie było. Posterunek to była zwykła rudera, którą trzeba było urządzić na nowo. To jednak nie koniec obowiązków nowego służbisty. Jego praca polegała także, a może nawet głównie na patrolowaniu terenu. Gdy nadchodził ten czas, napełniał baniaki wodą, brał wielbłąda i ruszał z towarzyszem w trasę. Skwar, spanie pod gołym niebem, pieczenia dampera, przyrządzanie posiłków z waranów, indyków, kangurów czy kotów – to wszystko brzmi nawet romantycznie, ale w rzeczywistości takie nie było. McKinnonowi zdarzało się przejechać 160 kilometrów na wielbłądzie w ciągu zaledwie 4 dni, co z pewnością było dalekie od luksusu. Niejednokrotnie musiał ścigać zabójców, odpierać ataki uzbrojonych w woomery plemion, albo przewozić podejrzanych. Była to praca, która wymagała samozaparcia i odwagi.
McKinnon przez lata służby urósł do miana legendy i bohatera. Jak stara się nam dowieść jednak Mark McKenna, miał on też swoje za uszami. W jednej ze scen pisze tak: „Ich opowieści o tym, jak McKinnon i jego tropiciele przykuwali ich do drzew, jak kopał ich i bił, chłostał rzemieniami z bawolej skóry czy łańcuchami, do krwi okładał żelaznymi prętami z uprzęży wielbłądów, nawet łamiąc kończyny odmawiał pożywienia i wody”. Człowiek z takim charakterem musiał prędzej czy później przesadzić. I faktycznie tak się stało. W 1934 roku ścigając morderców Kai-Umena (wyrok był powiązany z naruszeniem prawa plemiennego) dopuścił się użycia broni, co zakończyły życie Yokunnuny. Śledztwo przeprowadzone w tej sprawie wykazało niewinność McKinnona. Nieco inne światło rzucają wyniki badań przeprowadzonych przez autora niniejszej publikacji.
W „Powrocie do Uluru” obserwujemy stopniowy proces odkrywania prawdy. Na podstawie wywiadów, dziennika McKinnona i innych materiałów, Mark McKenna burzy mit policjanta-legendy. Przy okazji dotyka szeregu innych kwestii związanych z polityką rasową. Opisuje też Uluru, gdzie doszło do popełnienia zbrodni. Dla Anangu to Tjukarpa, z kolei w oczach białoskórych to po prostu kolejna atrakcja, na której można zarobić. Należy się cieszyć, że po dziesiątkach lat zabójstw, rasistowskiego prawodawstwa i asymilacji Aborygenów, dzisiaj Ayers Rock została oddana w zarządzanie ich prawowitych właścicieli.
„Powrót do Uluru” to na pewno kawał dobrej pracy historycznej. To też utwór rzeczowo odsłaniający mało znaną historię. Lektura płynie wartko, autor bardzo dba o nie przesadzenie z liczną nazwisk i miejsc. Skupia się na pewnym wycinku przeszłości Australii, dzięki czemu książkę czyta się momentami jak powieść. Całość wzbogacają zdjęcia, które nadają treści autentyczności i namacalnego charakteru. Mam jednak jedną uwagę – chodzi o końcówkę. W sumie mało mnie interesują dylematy moralne autora. Czy lepiej pisać brutalną prawdę, czy może szanować pamięć McKinnona? Generalnie rozumiem wyrzuty sumienia, ale nie widzę uzasadnienia, aby zamieszczać ich opis na kilkunastu stronach tej książki (było to już mielone wielokrotnie w innych pozycjach, no taka praca historyka, co zrobić). Poza tym drobnym zgrzytem „Powrót do Uluru” to rzecz bardzo dobra, godna polecenia.

Recenzja ukazała się pod adresem http://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2022/10/recenzja-powrot-do-uluru-mark-mckenna.html

Nie będę się tu mądrzył, że jestem jakimś specjalistą od Australii. Przystępując do lektury „Powrotu do Uluru” widziałem, że jest to państwo kontynent, że stolicą wcale nie jest Sydney, że żyją tam kangury, Tim Cahill dobrze grał głową, a futbol australijski jest wyjątkowo widowiskowy (naprawdę kiedyś śledziłem jeden sezon tych rozgrywek!). No dobra, wiedziałem może nieco...

więcej Pokaż mimo to

avatar
275
112

Na półkach:

Mam mieszane uczucia po lekturze tej książki. Autor porusza istotny problem stosunków aborygenów z kolonizatorami środkowej Australii przytaczając historię pewnego policjanta z lat trzydziestych XX w. i popełnionego przez niego morderstwa. A wszystko to na tle Uluru - świętej skały australijskiej, rdzennej ludności. W efekcie jednak nie dostajemy ani wnikliwej analizy wyżej wspomnianych relacji, ani poruszającego reportażu historycznego. Choć autor przytacza masę dokumentów źródłowych (z przesadą stwierdzę, że trzydzieści procent książki jest ujęte w cudzysłowie),to ma się wrażenie, że nieco lawiruje, ślizga się po tematach i sam nie wie co tak naprawdę chce czytelnikom przedstawić. Mark McKenna w podziękowaniach wspomina, że "Powrót do Uluru" jest czym innym , niż miał pierwotnie być. To niestety w trakcie lektury boleśnie rzuca się w oczy.

Mam mieszane uczucia po lekturze tej książki. Autor porusza istotny problem stosunków aborygenów z kolonizatorami środkowej Australii przytaczając historię pewnego policjanta z lat trzydziestych XX w. i popełnionego przez niego morderstwa. A wszystko to na tle Uluru - świętej skały australijskiej, rdzennej ludności. W efekcie jednak nie dostajemy ani wnikliwej analizy wyżej...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    166
  • Przeczytane
    61
  • Posiadam
    21
  • 2023
    10
  • Reportaż
    7
  • Australia
    6
  • Teraz czytam
    6
  • Reportaże
    4
  • Literatura faktu
    4
  • Ebook
    3

Cytaty

Więcej
Mark McKenna Powrót do Uluru Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także