Dni bez końca

- Kategoria:
- literatura piękna
- Cykl:
- Dni bez końca (tom 1)
- Tytuł oryginału:
- Days Without End
- Wydawnictwo:
- W.A.B.
- Data wydania:
- 2019-02-13
- Data 1. wyd. pol.:
- 2019-02-13
- Data 1. wydania:
- 2017-01-24
- Liczba stron:
- 288
- Czas czytania
- 4 godz. 48 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788328060142
- Tłumacz:
- Jędrzej Polak
- Tagi:
- Jędrzej Polak
- Inne
Głośna, przejmująca powieść dwukrotnego finalisty Nagrody Bookera, za którą otrzymał prestiżową Costa Award, po raz drugi w karierze.
Siedemnastoletni Thomas McNulty w latach 50. XIX wieku przyjeżdża do Stanów Zjednoczonych z ogarniętej plagą głodu Irlandii. Zaprzyjaźnia się z Johnem Cole'em, obaj zaciągają się do armii i biorą udział w wojnie z Indianami. Dramatyczne wydarzenia zbliżają mężczyzn do siebie. Przygarniają dziewczynkę z indiańskiego plemienia i jako rodzina zamieszkują z dala od cywilizacji. Jednak nadciągająca wojna secesyjna szybko się o nich upomina...
Niebanalna historia, świeże spojrzenie na mroczne lata historii Ameryki, tragiczne i brutalne wydarzenia opisane zdumiewająco pięknym, lirycznym językiem – wszystko to sprawia, że nową powieść wybitnego irlandzkiego pisarza uznano w świecie anglosaskim za jedno z największych wydarzeń literackich 2017 roku.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Przekleństwo ciekawych czasów
W dzisiejszych czasach, moi Państwo, czasach internetu oraz natychmiastowego dostępu do wszystkiego łatwo zapomnieć, że Europa to nie Ameryka. I nie chodzi mi wcale o ten słynny amerykański sen czy, szerzej, amerykańską mentalność, lecz najzwyczajniejszą i najpowszechniejszą historię – czy raczej perspektywę, z której się na nią patrzy. Te same wydarzenia oglądane z Wielkopolski są czym innym niż oglądane z Teksasu. Przykłady można mnożyć w nieskończoność, ale jeden z najbardziej jaskrawych stanowi wojna secesyjna. U nas – konflikt domowy, jakich było wiele, może bardziej krwawy, może motywowany szczególnymi pobudkami, lecz wciąż: ich sprawa; u owych „nich” natomiast – najprawdziwszy trzon tożsamości narodowej, o którym wciąż dyskutują setki intelektualistów i artystów. I dobrze, bo dzięki temu możemy czytać rzecz tak niezwykłe, jak „Dni bez końca”.
Żeby nieco doprecyzować moje rozważania nad doniosłością wojny secesyjnej w kontekście powieści, dodam, że Sebastian Barry po mistrzowsku... od niej ucieka. Stosuje w tym celu dwa narzędzia. Pierwszym z nich jest bohater, Thomas McNulty, żołnierz żyjący całkowicie poza konfliktem. Nie unika wcale walki, nie wygłasza pacyfistycznych diatryb, nie poi spragnionych ani nie karmi głodnych wrogów, nie ma nic wspólnego z moralizującymi intelektualistami – mimo to nie pozwala wejść wojnie do głowy. Traktuje ją po prostu jako pracę – zaciągnął się, więc morduje Indian (najpierw) i konfederatów (później),bo taki już ten żywot jest. Fikcyjna wizja Barry’ego czy opis mentalności dziewiętnastowiecznego żołnierza? Nie sposób stwierdzić, warto jednak przypomnieć dobrze uzasadnione i słuszne – choć może nieco banalne – słowa o tym, że wojny w imię zapisanych w książkach idei toczyli prości ludzie, zwykle niepotrafiący owych książek czytać. Odcięcie się od tej konkretnej, secesyjnej, pozwala autorowi na kluczowe dla znaczeń powieści uogólnienie.
Inna sprawa, że McNulty ma co robić. Martwi się bez przerwy o los Johna Cole’a, swego najlepszego przyjaciela i kochanka, przy którym odkrywa swój kobiecy pierwiastek. Bo „Dni bez końca” to nie tylko opowieść o wojennym dramacie, o okrucieństwie, lecz także historia ludzi poszukujących swojego miejsca, od początku skazanych na cierpienie, spragnionych życia prostego i ciężkiego, ale uczciwego, stabilnego. Barry gdzieś na uboczu głównego wątku zastanawia się nad tym, czy ich nieheteronormatywny związek nie mógł się ziścić przede wszystkim ze względu na szalejącą wojnę, ale niekoniecznie skupia się na miłości homoseksualnej – ważniejsza w jego narracji staje się naturalna potrzeba stworzenia wspólnoty napędzanej przez bliskość (szerszej nawet niż rodzina). Zaś same sceny, w których Thomas występuje w roli Thomasiny, szczególnie w początkowej i środkowej części „Dni bez końca”, robią oszałamiające, oniryczne wrażenie – wszystko staje się nagle odrealnione, piękne, a szalejąca gdzieś w tle pożoga nieoczekiwanie cichnie.
Efekt ten uzyskuje Barry przy użyciu drugiego narzędzia, o którym wspomniałem – języka. Języka prostego, ale nie zbyt prostego, nieozdobnego, lecz uciekającego często w metafory. Thomasowi, który pełni rolę narratora, regularnie zdarza się wygłaszać pozornie banalne prawdy zyskujące w kontekście fabuły nieco inny odcień – niekiedy ironiczny, niekiedy tragiczny. Towarzyszy temu wszystkiemu kryjący się między wierszami fatalizm, uderzający w niektórych momentach z przytłaczającą siłą, gdy już dwa czy trzy zdania wcześniej czytelnik wie, że nadchodzi złe (szczególnym, bo najmocniejszym przykładem jest śmierć córki indiańskiego wodza). Wszystko to składa się na bardzo specyficzne wrażenie: odbiorca czuje, jakby uczestniczył w czymś zwykłym, codziennym, a jednak głęboko spaczonym i z gruntu tragicznym.
Idące w parze wojna i miłość od lat stanowią idealną pożywkę dla literatury. „Dni bez końca” nie są jednak banalnym melodramatem z konfliktem w tle. To opowieść zarazem o codzienności i doniosłości czasów, które niekiedy łączą się, aby łamać ludzi. Ta książka to kolejny dowód na to, że życie w ciekawych czasach stanowi przerażające przekleństwo.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 1 137
- 543
- 147
- 36
- 21
- 21
- 15
- 15
- 13
- 12
OPINIE i DYSKUSJE
Niezwykła jest to książka, choć z pewnością porusza wiele trudnych tematów, z których niektóre mogą być już dla nas niezrozumiałe.
Czyta się ją ciężko. Głównie przez chwilami archaiczny język, który jednocześnie oddaje charakter tamtych czasów.
Niezwykła jest to książka, choć z pewnością porusza wiele trudnych tematów, z których niektóre mogą być już dla nas niezrozumiałe.
Pokaż mimo toCzyta się ją ciężko. Głównie przez chwilami archaiczny język, który jednocześnie oddaje charakter tamtych czasów.
Sięgnęłam po tę powieść jako przykład literatury z reprezentacją LGBTQ+, ale mogłam ją z równym powodzeniem wybrać jako tytuł z przesłaniem antywojennym.
DNI BEZ KOŃCA to dni spokoju, leniwie płynącej codzienności, przerywane okrucieństwem wojny, kolejnej bitwy, wizytami anioła zemsty i przeznaczenia.
Nie spodziewałam się, że współczesna irlandzka powieść przeniesie mnie w czasy wojny secesyjnej w Stanach Zjednoczonych, do krainy walk kulturowych, rasowych, ekonomicznych, światopoglądowych, gdzie wspólne życie dwóch darzących się uczuciem mężczyzn wydaje się zjawiskiem naturalnym wśród wszechobecnego wynaturzenia.
Specyficzny, gawędziarski język tworzy niepowtarzalny klimat, który w oryginale musi być jeszcze bardziej odczuwalny.
Thomas McNulty wspomina swoją młodość jako żołnierza Unii podczas wojny secesyjnej. Nieodłączną częścią jego istnienia staje się John Cole, Przystojny John Cole, przyjaciel, towarzysz broni, ukochany mężczyzna. Relacja Thomasa zawiera szczegółowe opisy bitew, brutalnych walk, spartańskich warunków, w jakich funkcjonuje armia. Wśród okrucieństwa wojny romantyczny związek dwóch mężczyzn, a nawet przygarnięcie przez nich indiańskiej dziewczynki, Winony, w roli córki, są zdarzeniami kojącymi i dającymi nadzieję.
Autor obnaża głupotę ludzkości - niczego nie uczymy się przez pokolenia. W walkach wciąż biorą udział najbiedniejsi, nie wiedząc często nawet, w imię czego giną.
„Kiedy dawno temu do Irlandii przypłynął stary Cromwell, powiedział, że wybije wszystkich. Powiedział, że Irlandczycy to diabelskie robactwo. Że oczyści kraj, żeby mogli się w nim osiedlić przyzwoici ludzie. I stworzyć raj. Teraz, jak przypuszczam, taki sam raj zakładamy w Ameryce. Dziwne, że tylu Irlandczyków bierze w tym udział. A może tak toczy się ten świat?”
---
Ania
https://www.instagram.com/double.bookspresso/
Sięgnęłam po tę powieść jako przykład literatury z reprezentacją LGBTQ+, ale mogłam ją z równym powodzeniem wybrać jako tytuł z przesłaniem antywojennym.
więcej Pokaż mimo toDNI BEZ KOŃCA to dni spokoju, leniwie płynącej codzienności, przerywane okrucieństwem wojny, kolejnej bitwy, wizytami anioła zemsty i przeznaczenia.
Nie spodziewałam się, że współczesna irlandzka powieść przeniesie mnie...
Gawęda o Ameryce, "przejmującej strachem krainie". O płynięciu z prądem życia, zabijaniu czasu. Daje nadzieję, choć niełatwą.
"Każdy żywot przynosi chwilę szczęścia wbrew obrzydliwym Parkom".
"Gawędził. Żeby zabić czas. Stary owdowiały Indianin nad rzeką, której nazwy nie znaliśmy".
Gawęda o Ameryce, "przejmującej strachem krainie". O płynięciu z prądem życia, zabijaniu czasu. Daje nadzieję, choć niełatwą.
Pokaż mimo to"Każdy żywot przynosi chwilę szczęścia wbrew obrzydliwym Parkom".
"Gawędził. Żeby zabić czas. Stary owdowiały Indianin nad rzeką, której nazwy nie znaliśmy".
Tym razem napiszę tylko, że książka mnie olśniła i bardzo mi się podobał styl pisarstwa Sebastiana Barry'ego.
Podpisuje sie całkowicie pod opinią Sławka i odsyłam szukających trafnej opinii o tej powieści do niej.
Tym razem napiszę tylko, że książka mnie olśniła i bardzo mi się podobał styl pisarstwa Sebastiana Barry'ego.
Pokaż mimo toPodpisuje sie całkowicie pod opinią Sławka i odsyłam szukających trafnej opinii o tej powieści do niej.
Rewelacja, którą dopiero teraz odkryłem, a książka z bodajże 2016. Fantastyczna historia i znakomity język. Dokupiłem właśnie dwie inne pozycje autora i z większą uwagą postanowiłem śledzić pisarzy pojawiających się wokół Booker Prize, która od kilku lat jest zdecydowanie lepszą rekomendacją niż słabe Noble, choćby przypadek Douglasa Stuarta "Shuggie Bain" (kolejna rewelacja). Przy takiej literaturze bierze mnie zazdrość, wobec tych, którzy jeszcze tej książki nie przeczytali - ta uczta przed nimi. Ten Irlandczyk jest cholernie dobry.
Rewelacja, którą dopiero teraz odkryłem, a książka z bodajże 2016. Fantastyczna historia i znakomity język. Dokupiłem właśnie dwie inne pozycje autora i z większą uwagą postanowiłem śledzić pisarzy pojawiających się wokół Booker Prize, która od kilku lat jest zdecydowanie lepszą rekomendacją niż słabe Noble, choćby przypadek Douglasa Stuarta "Shuggie Bain" (kolejna...
więcej Pokaż mimo toIrlandia, początek XIX wieku. Z głodu zmarły dziesiątki tysięcy ludzi. Może i więcej. Jakimś cudem przetrwał dzieciak, Thomas McNulty, choć poumierali od głodu i chorób wszyscy członkowie jego rodziny. Kolejny cud polegał na tym, ze dostał się na statek do Ameryki i przetrwał koszmarną podroż w naprawdę okropnych warunkach.
W Missouri Thomas McNulty spotkał rówieśnika, ślicznego Johna Cole'a, z którym się zaprzyjaźnił, a z czasem nawet więcej. Od tego pierwszego spotkania pod jakimś krzakiem, w ulewnym deszczu, chłopcy trzymali się już zawsze razem.
Pewnego razu w jakiejś górniczej osadzie Thomas i John spostrzegli ogłoszenie, że w barze z występami i tańcami potrzebni są czyści chłopcy. Zbyt czyści nie byli, ale ich wyszorowano. Dostali kobiece stroje i odtąd pracowali w knajpie jako fordanserki nieokrzesanych i brutalnych górników.
Lata spokojnego i dostatniego życia mijały, chłopcy mieli coraz mniej gładkie buzie, więc w końcu z żalem musieli rozstać się z tym zawodem. Umiejętność noszenia kobiecych strojów i udawania kobiet, przydała im się jeszcze nie raz. Zaciągnęli się do wojska, brali udział w krwawych wojnach z Indianami oraz w wojnie secesyjnej (po stronie północy).
Łączyło ich coraz silniejsze uczucie.
Podczas jakiejś rzezi, bo na tym zwykle polegały wojny białych z Indianami, przygarnęli indiańską dziewczynkę, której dali na imię Winona; udawali też, że jest ona córką Johna Cole'a – oczywiście dla jej bezpieczeństwa.
"W świątyni o nazwie Bartram House głosi kazania na wpół ślepy pastor, wkładam najlepszą sukienkę i biorę ślub z Johnem Cole’em. Wielebny Hindle wypowiada magiczne zaklęcia, John Cole całuje pannę młodą i zaraz jest po wszystkim, i nikt się nie domyślił. Możecie przeczytać w księdze parafialnej, że John Cole i Thomasina McNulty zostali związani węzłem małżeńskim siódmego grudnia roku pańskiego 1866".
Ślub Thomasa McNulty i Johna Cole'a to nie koniec tej historii. Nie żyli odtąd długo i szczęśliwie, a szkoda. Krwawa historia Ameryki toczyła się nadal, a John i Tomas brali czynny udział w narodzinach państwa i narodu, czyli w wojnach i masowych mordach, często ledwie uchodząc z życiem.
Gdybym miał określić jednym zdaniem warsztat autora, przynajmniej w „Dniach bez końca”, byłoby to: książka niezwykle oszczędna w środkach.
Narratorem jest Thomas McNulty, który opowiada swoje i swoich bliskich dzieje w taki sposób, w jaki zapewne zrobiłby to półanalfabeta, a przynajmniej ktoś realnie bardzo, bardzo prosty, niepotrafiący posługiwać się wyrafinowanymi środkami stylistycznymi. Co fascynujące, powieść nie jest z tego powodu beznamiętna. Być może wynikało to z faktu, że to niesamowicie brutalne, okrutne życie, dla Thomasa McNulty, było czymś najzupełniej normalnym i naturalnym. Nie oczekiwał niczego, cieszył się ze rzadkich momentów spokoju i tego, że po prostu przeżył.
Irlandia, początek XIX wieku. Z głodu zmarły dziesiątki tysięcy ludzi. Może i więcej. Jakimś cudem przetrwał dzieciak, Thomas McNulty, choć poumierali od głodu i chorób wszyscy członkowie jego rodziny. Kolejny cud polegał na tym, ze dostał się na statek do Ameryki i przetrwał koszmarną podroż w naprawdę okropnych warunkach.
więcej Pokaż mimo toW Missouri Thomas McNulty spotkał rówieśnika,...
DNF. Za nudna
DNF. Za nudna
Pokaż mimo toRównie brutalna jak wzruszająca
Inna świeża prosta
Niby wszystko już sto razy było i wojna secesyjna i rdzenni Amerykanie, ale tu jest na nowo podane i tak bezpretensjonalnie
Ogromny talent!
Równie brutalna jak wzruszająca
Pokaż mimo toInna świeża prosta
Niby wszystko już sto razy było i wojna secesyjna i rdzenni Amerykanie, ale tu jest na nowo podane i tak bezpretensjonalnie
Ogromny talent!
„Byliśmy dwoma strużynami ludzkości we wrogim świecie”.
Dwoje bezdomnych dzieciaków, które przypadkiem odnalazły się pod krzakiem chroniącym przed właśnie padającym deszczem. Trzynastoletni John Cole, którego prababka była Indianką z wypędzonego ze Wschodu plemienia i pierwszy przyjaciel młodszego o kilka lat Thomasa McNultyego, który przyjechał do Ameryki z Irlandii, uciekając przed głodem. Syna ubogich i tak samo, jak John przeklętych przez los sligończyków. Obaj chłopcy byli „tylko dziećmi chcącymi przetrwać na niebezpiecznym terytorium”.
I przetrwali.
Narrator w osobie Thomasa zapewnił mnie o tym już na początku swoich wspomnień, mówiąc – „a ja, jak słyszycie, przeżyłem, żeby to opowiedzieć”.
I była to opowieść i piękna, i przerażająca okrucieństwem.
Historia dwóch nastolatków w świecie dorosłych, którzy podejmowali się różnych zajęć, by zarobić na życie. Zaczęli od roli tancerzy w kobiecych kostiumach, zostając pierwszymi dziewczynami w barze górniczego miasteczka. Potem zaciągnęli się do wojska, by walczyć z Indianami, którzy mordowali emigrantów zasiedlających ziemie Ameryki. To czas, który Thomas wspomina jako niekończącą się rzeź, krytycznie przyznając – „Nasz smutek wije się ku niebu. Nasza odwaga wije się ku niebu. Nasza hańba wbija się w smutek i odwagę jak cierń”. Wrócili więc do dobrze znanego sobie zajęcia odgrywania ról kobiecych w minstrelach. Tworzyli wraz z adoptowaną Metyską rodzinne królestwo w epicentrum ciemności i przeciwko jego złym mocom, by wrócić w szeregi konfederatów na apel prezydenta, a dla nich przede wszystkim generała George’a Washingtona. To czas, w którym umieranie było najłatwiejszą rzeczą, kuzynem porządku był chaos, a strachu odwaga. Czas chorób, głodu, rozstrzeliwań i powszechnej śmierci, która nie odstępowała ich również w obozie jenieckim, do którego trafili. Byli na wpół żywi, opuszczając go, a tym, co trzymało ich przy życiu była potęga jednego uczucia.
Miłości.
John i Thomas byli kochankami, chociaż to słowo mocno spłyca jakość ich relacji. John dla Thomasa stał się przez lata wspólnych doświadczeń jedynym przyjacielem, niemalże świętym, którego obecność nieustannie go radowała. W jego wychudzonym obliczu spowodowanym przez choroby i głód zawsze widział przystojne dobro. Sam czuł się „kobietą bardziej niż kiedykolwiek mężczyzną”, pisząc o sobie – „Jestem giętki jak kobieta i napięty jak mężczyzna. Mam jak mężczyzna połamane wszystkie członki i jak kobieta zrośnięte. Kładę się spać z duszą kobiety i budzę się z nią. Nie przypuszczam, żeby to się kiedykolwiek zmieniło”. Jednak Thomas nie zastanawiał się nad odmiennością swojej natury i nie szukał odpowiedzi na jej przyczynę. Wystarczało mu, że John był dla niego pokarmem, dającym mu poczucie człowieczeństwa. Odzyskanym skarbem, chlebem ziemi i światłem lampy rozpraszającym mrok czasów, w których przyszło im żyć i i je kształtować. To ono czyniło ich skrajne doświadczenia nie tyle znośnymi, ile wyjątkowymi. Żyli „pełnią życia, ukontentowani jak jaskółki pd okapem dachu”. Bo czas dla nich nie był „czymś, co kiedyś się skończy, lecz czymś, co biegnie nieskończenie”. Był dniami bez końca, o których Thomas opowiadał z perspektywy pięćdziesięciolatka.
Można powiedzieć o nim – człowiek spełniony i szczęśliwy.
Autor, ukazując skrajne, wręcz straumatyzowane losy dwóch nastolatków dorastających bez opieki dorosłych w formułującym się państwie amerykańskim czasów brutalnych, jeśli nie barbarzyńskich, ukazał ich między dwoma ścierającymi się emocjami rządzącymi ludźmi – nienawiści wyrażanej w niszczących wojnach i miłości mającej siłę budowania i ochrony człowieka. Tę ostatnią wybrał homoseksualną, podkreślając jej uniwersalny wymiar ponad wszelkimi podziałami. Nie tylko płciowymi, ale również rasowymi, narodowościowymi i rodzinnymi. Takie jej oblicze autor ukazał w scenie minstrelu, w której heteroseksualni mężczyźni „przez krótką chwilę kochali kobietę, która nie jest prawdziwą kobietą, ale nie o to przecież chodzi. Przez szaloną mglistą chwilę w sali pana Titusa Noone’a królowała miłość. Przez mgnienie miłość ta była niezwyciężona”.
Taka też była również miłość Johna i Thomasa do przybranej córki Winony.
Tworzyli kochającą się rodzinę, dla której gotowi byli poświęcić życie ukryte w retorycznym pytaniu – „Córka nie córka, ale ktoś, komu matkuję najlepiej, jak umiem. Czyż to nie moje powołanie w tej pustoszonej przez śmierć dziczy?”
A wszystko to na tle krwawej historii Ameryki drugiej połowy XVIII wieku.
Rodzącej się w bólu, rzezi, brudzie polityki i własnych interesów, którą autor ukazał poprzez poszczególne losy bohaterów powieści wciągniętych w jej krwawy wir. „Strużyn ludzkości”, które przetrwały jego niszczycielską moc tylko dzięki miłości.
Nieważne jakiej.
naostrzuksiazki.pl
„Byliśmy dwoma strużynami ludzkości we wrogim świecie”.
więcej Pokaż mimo toDwoje bezdomnych dzieciaków, które przypadkiem odnalazły się pod krzakiem chroniącym przed właśnie padającym deszczem. Trzynastoletni John Cole, którego prababka była Indianką z wypędzonego ze Wschodu plemienia i pierwszy przyjaciel młodszego o kilka lat Thomasa McNultyego, który przyjechał do Ameryki z Irlandii,...
Nie wiedziałam, że można mieć tyle mieszanych uczuć co do jednej książki. Z początku byłam zachwycona. Świetnie nakreśleni bohaterowie, osadzeni w czasach walk z rdzennymi mieszkańcami ameryki, biorący udział w tych walkach a jednocześnie borykający się z przyziemnymi sprawami. Potem byłam rozczarowana - dłużyzna, wieczne walki i przemierzanie stanów tam i z powrotem. Ale dostrzegłam w tym pewien sens - chyba czytelnik właśnie tak miał to odczuć, tak jak bohaterowie książki, dla których zima w wojsku trwała prawie cały rok i dawała się mocno we znaki. Zaskakujące zakończenie przeważyło szalę na TAK. To jest świetna książka. Ukłony dla tłumacza, który perfekcyjnie oddał styl wypowiadania się głównego bohatera i sprawił, że czytało się bardzo przyjemnie.
Nie wiedziałam, że można mieć tyle mieszanych uczuć co do jednej książki. Z początku byłam zachwycona. Świetnie nakreśleni bohaterowie, osadzeni w czasach walk z rdzennymi mieszkańcami ameryki, biorący udział w tych walkach a jednocześnie borykający się z przyziemnymi sprawami. Potem byłam rozczarowana - dłużyzna, wieczne walki i przemierzanie stanów tam i z powrotem. Ale...
więcej Pokaż mimo to