Moja kochana, dumna prowincja. Opowiadania

Okładka książki Moja kochana, dumna prowincja. Opowiadania Kornel Filipowicz
Okładka książki Moja kochana, dumna prowincja. Opowiadania
Kornel Filipowicz Wydawnictwo: Znak literatura piękna
239 str. 3 godz. 59 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
Znak
Data wydania:
2017-08-02
Data 1. wyd. pol.:
2017-08-02
Liczba stron:
239
Czas czytania
3 godz. 59 min.
Język:
polski
ISBN:
9788324049660
Średnia ocen

7,9 7,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,9 / 10
186 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
1178
1154

Na półkach: ,

Ależ to wybitny pisarz, spełniający w 100 proc. wzorzec Noblistki „czułego narratora”! Obawiam się tylko, że pozostałby kompletnie nieznany, gdyby nie związek z inną Noblistką; zresztą z tekstów i tak jest nieznany.

Zgadzam się w pełni z opinią @Kot_Trumana, jakim to skandalem jest, że takiego mistrza słowa znaliśmy jedynie jako kogoś, kto zostawił kota w pustym mieszkaniu…..

„Jestem tylko widzem, który patrzy, pamięta i zapisuje to, co się przed jego oczami rozgrywa, bliżej lub dalej, w czasie i przestrzeni, co zmienia się, pojawia, przesuwa, zatrzymuje na chwilę, znika. Gdy przychodzi mi mówić o cudzych uczuciach - jestem bezradny. Mogę w najlepszym razie starać się opisać ich istnienie, trwanie, przemijanie” – tak Filipowicz definiuje swoją rolę. I słowa dotrzymuje.

A są to perfekcyjne opowiadania, cudownie lekko staroświeckie, uniwersalne w czasie i przestrzeni – choć mocno zakorzenione w „tu i teraz”, a zarazem refleksyjne co do sensu świata i egzystencji człowieka . Niektóre mocno chwytają za gardło i już nie puszczają. I jeszcze ten styl, taki ładnie niedzisiejszy – nazwałbym go przedwojennym, co dla mnie jest tylko zaletą. Zasłużona to "10" (a nie szafuję nią przesadnie).

Najważniejsze wydaje się, że świat oglądamy tu często oczami dzieci, niby nieświadomych istoty wydarzeń, ale czy na pewno? One widzą tu dość ostro, wręcz z niedziecięcą świadomością. A może to sam Filipowicz patrzy tak wnikliwie jako nieubłagany obserwator ,ukryty jako to dziecko?

Już pierwszy tekst, „Nemezis” wywarł na mnie piorunujące wrażenie. Dwaj chłopcy przed wojną bawią się w wojnę w salonie na wielkim dywanie. Żadnej tu niewinnej dziecięcości. Narrator dokładnie wie, na czym ta ”zabawa” polega.

Aż się prosi o parę cytatów:

„ - Co, znowu będzie wojna? – mówił mój ojciec, a w jego glosie wyczuć można było brak entuzjazmu dla wydarzeń, które miały się tu wkrótce rozegrać”.

„Choć mniej lub więcej skrycie dążymy do wojny, gdyż wojna jest naszym celem, nie życzymy sobie wojny przedwczesnej. Pozwalamy naszym mężom stan rozprawiać o pokoju, a sami pilnie się zbroimy”.

„Mieliśmy sporo żołnierzy ołowianych, ale nie mieliśmy ani chłopów ołowianych, ani robotników ołowianych. Nie było więc mowy o strajkach czy rewolucjach, które tyle kłopotów przysparzały rządom innych państw”.

„Zaiste, wojna jest ciężką pracą, ale nie może się skończyć wcześniej, zanim nie legnie w gruzach ostatni dom i nie padnie ostatni żołnierz”.

A w innym tekście już z prawdziwej wojny – widzianej przez chłopca z dworu: „Starsi byli zdania, że jak takie dzieci biorą do wojska, to znaczy, że wojna się kończy. Ale wojna widocznie się nie kończyła, bo żołnierze odjechali na front, a na dziedzińcu pojawili się inni, starzy, bardzo starzy, mieli wąsy, niektórzy byli łysi, palili fajki. (….) Jednego dnia starzy żołnierze wyjechali, a na dziedzińcu pojawili się młodsi, ale inni, nie ci co pierwej”.

Mocno przemówiło do mnie opowiadanie „Mój ojciec milczy” (i tu zaskoczenie: pierwodruk w 1968!). Podczas meczu z drużyną „Makkabi” młody bohater jest konfrontowany z antysemityzmem kibiców (brzmi znajomo, choć sprzed wojny?),z nieodłącznie towarzyszącą mu głupotą. Dlaczego „nasi” przegrywają? Co za pytanie? Wiadomo, że Żydzi podsypali ”proszek na osłabienie woli”. Młody narrator jest przerażony, bo sam ma „wystarczająco słabą wolę”.

A czemu nasi wielcy w końcu przegrali? To także jasne: sędzia! „Ten szabesgoj też parę ładnych złotych wziął od Żydów za to sędziowanie”. W efekcie zawodnicy drużyny przeciwnej zostali pogonieni – już po meczu, przy okrzykach tłumu: „Bij! Do Palestyny!”. Uczestnicząc w słusznej gonitwie za niesłusznymi zwycięzcami, narrator spotyka swego ojca, który nakazuje mu powrót do domu.

„Wiedział dużo, ale też bardzo wielu rzeczy zupełnie nie rozumiał”. No to syn go przekonuje: „Żydzi to są przecież zupełnie inni ludzie niż my. Kłamcy, źli, chytrzy, wstrętni. Powinni się wynieść z Polski i wracać tam, skąd przyszli. I wtedy będzie u nas spokój”.

„- Widocznie mają lepszych graczy – odpowiedział (…).
– Nie, nie – zaprotestowałem gorąco – My mamy lepszych graczy. (….) Milczał. Czułem nowy powód złości na Żydów, zacząłem ich mianowicie podejrzewać, że to oni pokłócili mnie z ojcem”.

„Nagle mój ojciec przystanął i powiedział:
- Różne paskudne rzeczy w historii zaczynały się od bicia Żydów. (…)
- W historii w ogóle, to znaczy w powszechnej, czy w historii Polski?
Ojciec spojrzał na mnie i powiedział:
- Polski i w ogóle”.

Nieco inny jest obraz ojca w kolejnym niepokojącym tekście „Jutro także będzie dzień”: „Pewnego dnia, wcześnie rano, pojawił się w naszym domu wysoki człowiek z jasnym wąsem i brązową twarzą, który miał być moim ojcem. Człowiek ten wrócił z wojny, bo właśnie wojna się skończyła. Kazano mi się cieszyć z przyjazdu człowieka, którego nawet nie znałem. Powtarzano mi, że powinienem być szczęśliwy i powinienem kochać tego człowieka, bo jest moim ojcem. Domagano się ode mnie rzeczy niezrozumiałych”.

Bolesna aktualność cechuje „Śmierć mojego antagonisty”, najwybitniejsze może opowiadanie zbioru, o dwóch nienawidzących się ludziach o przeciwnych poglądach na wszystko. „Musieliśmy się zwalczać, aby zachować nasze odmienne światopoglądy. Ale zwalczając się, potrzebowaliśmy swojego istnienia”. „Gdy on (…) próbował uczynić z naszej historii rzecz świętą, a niektóre jej postacie ogłosił jako nietykalne - mnie pozostało już tylko szydzić z nich”.

A kiedy narrator dowiaduje się „z zagranicznego radia” o jego śmierci na drugiej półkuli, czuje, że sam umiera. „Istniałem tak długo, póki istniało moje przeciwieństwo. (…) Wzniesienia odpowiadały zagłębieniom, kolory miały swoje barwy dopełniające. Cienie mojego negatywu były moimi światłami. W dniu, w którym znikły cienie mojego antagonisty - zgasły także moje światła”. Taka to dla nas wszystkich przestroga intelektualisty, której nikt nie zauważy…

Najbardziej zaś aktualne wydają mi się „Gdy przychodzą we śnie”. Tak, tu pojawiają się uchodźcy – na razie tylko we śnie narratora i znikają po przebudzeniu. Ale to już nie jest tylko sen. Jako bogaty świat usiłujemy (nieudolnie),coś z tym robić, ale tylko dlatego – jak mądrze wskazał Filipowicz – „bo przeraża nas myśl, że moglibyśmy wyglądać tak, jak oni, bo lękamy się nieszczęścia, brzydzimy się brudem i nędzą”.

Czytamy też o odpowiedzialności „nie tylko za nędze, głód, poniewierkę, ale i za wszystkie krzywdy, których doznali ci ludzie, za wszystkie pomyłki, których byli ofiarami, za wszystkie draństwa i świństwa, które im świat wyrządził”. „Czyż nie byłem za to wszystko odpowiedzialny? Gdybym nie był za to odpowiedzialny – nie miałbym teraz ciepłego, spokojnego mieszkania, zapasów w spiżarni i konta w banku” - już w 1982 r. Autor zadawał takie szczególnie dziś szarpiące sumienia (choć nie nas wszystkich) pytania….

Sporo tu podstawowych kwestii egzystencjalnych, np. „Czy mam żyć życiem swoim własnym, czy raczej uczestniczyć w życiu innych? Odmawiać sobie – czy używać? Trwonić – czy oszczędzać? Nakładać na siebie obowiązki – czy uchylać się od nich? Bawić się – czy cierpieć?”.

Wbrew pozorom, tytuł całości zbioru to nie żadna pochwała prowincji - bardziej pasowałby tu raczej najsłynniejszy wiersz Andrzeja Bursy. To ironiczny kontrapunkt do pewnego wieczoru autorskiego w małym miasteczku, który nie był niczyim sukcesem…

Podczas spotkania narrator mówi: „Jestem kimś, kto zajmuje się pisaniem książek, a więc czynnością, która jeśli zważyć na istnienie kina, radia i telewizji, wydawać się może zajęciem bardzo staromodnym, a nawet w ogóle niepotrzebnym” (a to „dopiero” rok 1968).

Nb. w tym opowiadaniu mamy rzadki opis pomnika, który w PRL był obowiązkowy w każdym dużym mieście: „Pośrodku rynku, otoczony kępą drzew, stał brzydki szary, jakby zbudowany z prefabrykatów, betonowy pomnik żołnierzy Armii Czerwonej. Pomyślałem, że socjalizm takimi pomnikami nie zachęca do bohaterstwa w obronie ojczyzny i idei” (w tym kontekście myślę o innych obowiązkowych dziś postumentach, nawet w najmniejszych miejscowościach nastawianych…).

A tak Autor podsumowuje ten nieszczęsny wieczór autorski (czyż tak inny od dzisiejszych?): „O, moja słodka, dumna i drażliwa prowincjo! Jakże cię dobrze znam i rozumiem! Jestem przecież z ciebie, byłem tobą. Jesteś wrażliwa i czuła, ale pełna kompleksów, gdyż byłaś zawsze przedmiotem pośmiewiska. Jesteś mądra i chytra, kształcisz się, dużo czytasz, chłoniesz radio i telewizję, ale podejrzewasz, że mogą być od ciebie chytrzejsi. Panicznie boisz się, aby nie zostać nabraną. Masz swoje upodobania, znasz się na polityce, na literaturze i sztuce. Ale niechętnie ujawniasz swoje gusty, gdyż nie zawsze pokrywają się one z opiniami obowiązującymi w stolicach. Podoba ci się bardzo obraz tego malarza, książka tego pisarza, utwór muzyczny tamtego kompozytora? Ba! Ale nie masz nigdy pewności absolutnej, że to, co ci się podoba, jest dobre. Jakże ośmieszyłabyś się, gdyby się okazało, że to, co ci się podoba, jest złe! Chowasz więc swoje upodobania ukryte głęboko w sercu, a publicznie uznajesz i chwalisz wielkości tylko rzędu najwyższego”.

Jest też tu realistycznie niewesoła, acz wspaniała elegia dla najmądrzejszego kota świata - jakby wszystkie nie były mądre - Murdera, który „jest częścią całego świata (a może i wszechświata),tylko bardziej zagęszczoną, samoistną i ogromnie samodzielną”. Autor to nie byle jaki znawca tych osób. „Najlepiej na świecie ma twój kot – nie przypadkiem pisała do niego Szymborska, a potem już tylko „Kot w pustym mieszkaniu”, który może jakąś kocią elegię na jego temat popełnił ….

W ogóle widać wyraźnie, jak ważna dla Autora była przyroda – bynajmniej nie w znaczeniu egoistycznego ”czynienia ją sobie poddaną”. Np. ta chwila, gdy narrator nie ulega odruchowi, by mieć tylko dla siebie pazia żeglarza, który zmęczony przysiadł obok, choć wie, że „coś takiego drugi raz w moim życiu się nie zdarzy”. „Byłem już tym, który nie uczyni nic, by przedmiot swojego podziwu posiąść” – wyjaśnia nam i sobie (co dla wielu będzie niezrozumiałe).

Również i rzeczy – niemalże ożywione - zajmują u Filipowicza odpowiednie miejsce w domu. „Tyle lat w nim żyły, istniały, napełniały mój dom swoją cichą, uległą obecnością, służyły mi na każde zawołanie, ofiarnie i wiernie, ze wszystkich swoich sił, do ostatka, do ostatniego tchu, nawet wtedy, kiedy były już nadłamane, wyszczerbione, tępe, kulawe. Nawet wtedy gotowe były resztę swych sił oddać, poświęcić dla sprawy”.

„Moim obowiązkiem jest pisać także o przedmiotach tak zwanych martwych. Starać się zrozumieć ich tajemniczy byt, ich sens istnienia i rodzaj stosunków łączących ich z nami, istotami żywymi” – to zdanie zalatuje mi J.M. Rymkiewiczem (tym wcześniejszym, zanim zupełnie odleciał….).

Nieco słabsze opowiadania z tego zbioru można by policzyć na palcach jednej dłoni drwala…

Podsumowując: według mnie Filipowicz to taki polski Sándor Márai. Kolej zatem na jego wszystkie inne książki, zaczynam od wspomnień obozowych…

Kilka najpiękniejszych cytatów.

„Widzieliśmy wszystko, bliskie i dalekie, tak ostro, jakby nasze oczy były oczami orła i chrabąszcza jednocześnie (Widzę nas z tamtych czasów bardzo wyraźnie, ale wątpię, abyśmy to byli my. Wydaje mi się, że to byli dwaj chłopcy, którzy nosili wtedy nasze imiona i nazwiska)”.

„Nie jestem człowiekiem głęboko wierzącym, muszę się zadowalać tylko tym, co widzę i wiem. Nie jestem też filozofem, który wszystko potrafi zrozumieć, ale gotów jest cierpieć, bo wie, że niczego nie potrafi zmienić”.

„Była to jedna z tych dziewcząt, które biegają dookoła nas, skaczą przez skakankę albo grają w klasy, ale się ich nie widzi, bo wszystkie są do siebie podobne. Aż któregoś dnia spostrzega się którąś z nich tak niespodziewanie jak kwiat, którego jeszcze wczoraj w ogrodzie nie było, bo zakwitł w ciągu jednej nocy”.

„Miasto, które teraz przestałem widywać z dnia na dzień, zmieniało się w sposób bardzo widoczny. Spostrzegłem, że czegoś w nim ubyło lub coś przybyło. Ze z domów zniknęli starzy ludzie, którzy dawniej lubili patrzeć przez okna, a teraz ich nie było, jakby się cofnęli w głąb swoich mieszkań”.

„W martwym, jesiennym powietrzu (…) stały dwa drzewa obsypane świeżym, wiosennym kwiatem. Było w tym widoku coś przerażającego, jakiś straszny kosmiczny nieporządek. Pomieszały się czasy, jeden czas się cofnął, drugi przyśpieszył, było tak, jakby świat się jednocześnie zaczynał i kończył”.

„Zdaje mi się, jakby całe ich życie było niczym innym jak tylko próbą zwyciężenia tego, co innych ludzi niszczyło, pustoszyło, zabijało. Nie sądzę jednak, aby im się ta próba powiodła, bo komuż by się to mogło udać”.

„Ludzi będących ciągle w niespokojnym ruchu niepokoi i złości to, co wydaje się tkwić nieruchomo. Zmieniając mieszkania, żony i przekonania, uciekają przed tym, przed czym ucieczki nie ma i nie będzie (…) dla nikogo”.

”Gdy zdarzy się coś dziwnego lub strasznego, jakieś nieszczęście albo wypadek, zbliżamy się do ludzi, których przed tym w ogóle nie znaliśmy. Ułatwia nam to, lub nawet każe tak robić poczucie wspólnoty naszego ludzkiego losu”.

„Bóg nie chciał mieć z tą sprawą nic wspólnego. Chociaż w dziwny sposób kierował życiem człowieka, widocznie nie interesował się jego życiem uczuciowym”.

„Zazdrość jest ciężką chorobą ciała, organów wewnętrznych, serca, wątroby, żołądka, a nawet mięśni i skóry, ale rzecz dziwna, zdaje się nie naruszać funkcji mózgu”.

„Ludzie zawsze będą uważali za dziwaków tych, którzy nie są do nich podobni”.

„Co to jest czterysta lat? To zaledwie czterech Solskich”

Ależ to wybitny pisarz, spełniający w 100 proc. wzorzec Noblistki „czułego narratora”! Obawiam się tylko, że pozostałby kompletnie nieznany, gdyby nie związek z inną Noblistką; zresztą z tekstów i tak jest nieznany.

Zgadzam się w pełni z opinią @Kot_Trumana, jakim to skandalem jest, że takiego mistrza słowa znaliśmy jedynie jako kogoś, kto zostawił kota w pustym...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1249
323

Na półkach: , , , ,

Gdzieś kiedyś przeczytałam, że ta niespieszna, dotycząca dnia powszedniego proza Filipowicza nadaje się do czytania tylko przez koneserów. Cokolwiek to słowo miało w tej opinii znaczyć, bardzo pasuje do pisarstwa tego autora, ale z drugiej strony, właśnie to - „dla koneserów”, odstrasza od niego potencjalnych czytelników.

Najbardziej smuci mnie fakt, że Filipowicza kojarzy się przede wszystkim jako wieloletniego partnera Wisławy Szymborskiej. Noblistka, niekwestionowana mistrzyni słowa, nie korespondowałaby przez tyle lat z kimś, kto kiepsko pisze… Niech to będzie najlepszą rekomendacją twórczości autora.

W tym zbiorze jest siedemnaście opowiadań obrazujących różne życiowe okoliczności. Bardzo podobało mi się opowiadanie tytułowe, a także to pierwsze o sile chłopięcej wyobraźni w dziedzinie sztuki wojennej - „Nemezis”. Zabawne było - „Decydujcie się, moi kochani, czyli o miłości rodzinnej”. A „Spółdzielnia „Czystość”, czyli opowieść o bałaganie, starzeniu się i początku wielkiej dezorganizacji” - osobiste i z tych - ku zadumie. I jeszcze „Świadek, który nie umiał mówić” – wstrząsający.

Każde z jego opowiadań zawsze czymś mnie ujęło, bo to proza bardzo wytrawna chociaż wydawałoby się, że o niczym.

Bardzo subiektywne 10 gwiazdek.

WYZWANIE CZYTELNICZE IX 2023
Przeczytam książkę o wsi, z motywami chłopskimi

Gdzieś kiedyś przeczytałam, że ta niespieszna, dotycząca dnia powszedniego proza Filipowicza nadaje się do czytania tylko przez koneserów. Cokolwiek to słowo miało w tej opinii znaczyć, bardzo pasuje do pisarstwa tego autora, ale z drugiej strony, właśnie to - „dla koneserów”, odstrasza od niego potencjalnych czytelników.

Najbardziej smuci mnie fakt, że Filipowicza...

więcej Pokaż mimo to

avatar
84
57

Na półkach:

Pan Filipowicz chwyta najdrobniejsze, nieuchwytne dla wielu momenty, ułamki sekund i czyni je widzialnymi, znaczącymi. Coś niesamowitego, naprawdę jestem oczarowana tą magią w prostocie.

Już od pierwszych zdań miałam wrażenie, jakbym wróciła do kochanego domu po całym dniu, jak nie tygodniach, i po prostu po cichu celebrowała istnienie samo w sobie. Otaczających mnie ludzi, zjawisk, zwierząt, przedmiotów, świata, kosmosu, wszechświata.

Słowa nie potrafią w pełni opisać mojego absolutnego zachwytu piórem Pana Kornela, prawdziwy mistrz. Gdyby to było możliwe, dałabym dziesięć gwiazdek.

Pan Filipowicz chwyta najdrobniejsze, nieuchwytne dla wielu momenty, ułamki sekund i czyni je widzialnymi, znaczącymi. Coś niesamowitego, naprawdę jestem oczarowana tą magią w prostocie.

Już od pierwszych zdań miałam wrażenie, jakbym wróciła do kochanego domu po całym dniu, jak nie tygodniach, i po prostu po cichu celebrowała istnienie samo w sobie. Otaczających mnie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
27
14

Na półkach:

Piękne, magiczne opowiadania z "wielką historią" w tle. Wspaniały język i niezwykła, nieuchwytna już atmosfera świata, który bezpowrotnie minął. Na pewno warto przeczytać.

Piękne, magiczne opowiadania z "wielką historią" w tle. Wspaniały język i niezwykła, nieuchwytna już atmosfera świata, który bezpowrotnie minął. Na pewno warto przeczytać.

Pokaż mimo to

avatar
1154
611

Na półkach: , ,

Piękny literacki język. Krótkie, nic nie znaczące historie w dziejach świata, a zatrzymane na wieki dla potomności. Kontakt ze wspaniałym pisarstwem na wagę złota. Kto dziś jeszcze tak potrafi pisać?

Piękny literacki język. Krótkie, nic nie znaczące historie w dziejach świata, a zatrzymane na wieki dla potomności. Kontakt ze wspaniałym pisarstwem na wagę złota. Kto dziś jeszcze tak potrafi pisać?

Pokaż mimo to

avatar
3145
677

Na półkach: ,

Niespecjalnie lubię czytać opowiadania. Ale to moje pierwsze spotkanie z Autorem i od razu zachwyt. Jak można zachęcić do przeczytania Mistrza słowa? Wirtuozeria, niezwykle plastyczne opisy, precyzja wyrażania myśli, a przy tym poruszane różne i ważne tematy. Pozostaję w zachwycie.

Niespecjalnie lubię czytać opowiadania. Ale to moje pierwsze spotkanie z Autorem i od razu zachwyt. Jak można zachęcić do przeczytania Mistrza słowa? Wirtuozeria, niezwykle plastyczne opisy, precyzja wyrażania myśli, a przy tym poruszane różne i ważne tematy. Pozostaję w zachwycie.

Pokaż mimo to

avatar
1183
406

Na półkach: , , ,

Nowelista, powieściopisarz, scenarzysta, poeta. Jeden z najważniejszych powojennych prozaików. Mistrz małej formy, piewca polskiej prowincji. Urodził się 27 października 1913 roku w Tarnopolu, zmarł 28 lutego 1990 roku w Krakowie.

Trzypiętrowa kamienica otoczona topolami, trzecie piętro a w nim sam narrator w swoim zagraconym mieszkaniu. Opowiada, właściwie o wszystkim. Jest doskonałym obserwatorem, jego przemyślenia są bardzo trafne, uwagę skupia nie na tym co błyszczy i jest w świetle reflektorów, ale właśnie na tych zwyczajnych szarych ludziach, opowiadając ich historie. Pisze o tych i o tym na co wielu ludzi nie zwróciłoby uwagi. Banalne, proste, a zarazem ciekawe. I tak snuje leniwie opowieść o kocie, motylu żeby za chwilę przenieść się do małej wioski i skupić uwagę czytelnika na morderstwie i gwałcie. Najlepsze jest to, że te leniwie przekazane opowiadania, jakby od niechcenia mają głębszy sens, kontekst. I tak na przykład poruszają problem antysemityzmu.

autor opisuje odległe czasy, kiedy był mały, a jego milczący ojciec był dla niego największą zagadką. Dlaczego milczy, kiedy dzieją się tak ważne rzeczy, kiedy dziecko ma tyle pytań ?!
Za chwilę przenosi nas do bardziej współczesnych czasów, do zagraconego starociami, pamiątkami mieszkania, po którym przemyka niczym cień, a głowę ma pełną najprzeróżniejszych myśli.

Nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam jakiekolwiek opowiadania. Powiem szczerze, że gdyby nie wyzwanie czytelnicze na maj, to pewnie nie sięgnęłabym po nie w najbliższej przyszłości. Czy żałuję swojego wyboru ? Skądże ! To była piękna przeprawa w czasie, przeprawa przez kawał życia, przemyślenia autora. Odniosłam tylko wrażenie, ale nie wiem czy nie mylne. Wydaje mi się, że przez te opowiadania przebija ogromny smutek i samotność autora. Poszukiwania sensu życia, żal do Ojca, Boga, skupienie miłości na kotach. Nie czytałam biografii autora i jedynie co wiem, to że był wieloletnim partnerem Pani Wisławy Szymborskiej. Z książki można wywnioskować jeszcze, że miał żonę i dwóch synów. Nic poza tym. Może nie chciał mieszać swojej rodziny, opisywać jej, a może nie miał takiej potrzeby.

Było to pierwsze spotkanie z twórczością Pana Filipowicza, ale na pewno nie ostatnie. Ach i powrót do opowiadań. Jakże się cieszę !

Nowelista, powieściopisarz, scenarzysta, poeta. Jeden z najważniejszych powojennych prozaików. Mistrz małej formy, piewca polskiej prowincji. Urodził się 27 października 1913 roku w Tarnopolu, zmarł 28 lutego 1990 roku w Krakowie.

Trzypiętrowa kamienica otoczona topolami, trzecie piętro a w nim sam narrator w swoim zagraconym mieszkaniu. Opowiada, właściwie o wszystkim....

więcej Pokaż mimo to

avatar
135
92

Na półkach: ,

Pierwszy raz spotykam się z tak uważnym opisem tu i teraz. Wszystkie przemyślenia, uwagi rzucane mimochodem są tak trafne, tak celne, że wydają się oczywistością. Na dodatek napisane są w sposób naturalny, lekki.

Pierwszy raz spotykam się z tak uważnym opisem tu i teraz. Wszystkie przemyślenia, uwagi rzucane mimochodem są tak trafne, tak celne, że wydają się oczywistością. Na dodatek napisane są w sposób naturalny, lekki.

Pokaż mimo to

avatar
2085
1642

Na półkach:

To moje pierwsze spotkanie z autorem. Zasłużenie nosi On mino: mistrz opowiadań.
W opowiadaniu "Nemezis" się zakochałam. REWELACYJNE!
Wydanie ma według mnie okropną okładkę.

To moje pierwsze spotkanie z autorem. Zasłużenie nosi On mino: mistrz opowiadań.
W opowiadaniu "Nemezis" się zakochałam. REWELACYJNE!
Wydanie ma według mnie okropną okładkę.

Pokaż mimo to

avatar
807
765

Na półkach: , , , , , ,

"...O, moja słodka, dumna i drażliwa prowincjo! Jakże cię dobrze znam i rozumiem! Jestem przecież z ciebie, byłem tobą. Jesteś wrażliwa i czuła, ale pełna kompleksów, gdyż byłaś zawsze przedmiotem pośmiewiska. Jesteś mądra i chytra, kształcisz się, dużo czytasz, chłoniesz radio i telewizję, ale podejrzewasz, że mogą być od ciebie chytrzejsi. Panicznie boisz się, aby nie zostać nabraną. Masz swoje upodobania, znasz się na polityce, na literaturze i sztuce. Ale niechętnie ujawniasz swoje gusty, gdyż nie zawsze pokrywają się one z opiniami obowiązującymi w stolicy. Podoba ci się bardzo obraz tego malarza, książka tego pisarza, utwór muzyczny tamtego kompozytora? Ba!
Ale nie masz nigdy pewności absolutnej, że to, co ci się podoba, jest dobre. Jakże ośmieszyłabyś się, gdyby się okazało, że to, co ci się podoba, jest złe! Chowasz więc swoje upodobania ukryte głęboko w sercu, a publicznie uznajesz i chwalisz wielkości tylko rzędu najwyższego. Najchętniej gościsz u siebie Iwaszkiewicza, nie zdziwiłabyś się, gdyby wstał z grobu Hemingway i pofatygował się do ciebie, do tego małego miasteczka, na autorskie spotkanie..."

Mistrz krótkich form w niezwykle kameralnej odsłonie dotyka istoty człowieczeństwa, egzystencji i przyrody. Oszczędna forma bogactwem słowa i symboliką naznaczona, fabuła i akcja pozornie zwyczajna, bohaterem jest zwyczajny, szary człowiek, alter ego pisarza wciela się w dziecko i z tego poziomu zanurzymy się w marzenia i pragnienia, ale i utraconą niewinność, pierwsze kroki w chmurach, on i ona, fascynacja i sensualność, uczucie i relacja, zazdrość, zdrada i ból, zawierucha wojenna, przemijanie i śmierć. Doskonały obserwator socrealizmu z przymrużeniem oka i satyrą na społeczeństwo. Egzystencja człowieka nierozerwalnie z naturą i pasją związana. Piękno i bogactwo przyrody tchnie realizmem kolorytu i dźwięku. Ponadczasowość, uniwersalizm i artystyzm mistrza prozy.

"...O, moja słodka, dumna i drażliwa prowincjo! Jakże cię dobrze znam i rozumiem! Jestem przecież z ciebie, byłem tobą. Jesteś wrażliwa i czuła, ale pełna kompleksów, gdyż byłaś zawsze przedmiotem pośmiewiska. Jesteś mądra i chytra, kształcisz się, dużo czytasz, chłoniesz radio i telewizję, ale podejrzewasz, że mogą być od ciebie chytrzejsi. Panicznie boisz się, aby nie...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    405
  • Przeczytane
    225
  • Posiadam
    82
  • Ulubione
    13
  • 2018
    10
  • 2019
    7
  • Opowiadania
    7
  • Teraz czytam
    7
  • Literatura polska
    6
  • 2021
    6

Cytaty

Więcej
Kornel Filipowicz Moja kochana, dumna prowincja. Opowiadania Zobacz więcej
Kornel Filipowicz Moja kochana, dumna prowincja. Opowiadania Zobacz więcej
Kornel Filipowicz Moja kochana, dumna prowincja. Opowiadania Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także