Bracia w hardcorze Edward Lee 7,0
ocenił(a) na 816 tyg. temu Bracia w Horrorze. Patryk Bogusz, Marcin Piotrowski, Tomasz Czarny, Edwad Lee.
Niezwykły zbiór. Z jednej strony ekstrema, czyli jak dla mnie "Ile możesz z tej cytryny gnijącej wycisnąć". Z drugiej, cóż, nazwiska, które bez wyjątku cenię i dwa, które mnie tym razem zaskoczyły In Plus.
No, ale od początku, bo tenże zbiorek zasługuje na to, aby każdego autora potraktować z osobna. Dlaczego? Bo też nie ma tu opowiadania słabego, wszystkie trzymają bezwzględnie poziom.
Bogieman (Patryk Bogusz) - moim zdaniem Patryk nie kryje się od dłuższego czasu ze swoją fascynacją Stanami Zjednoczonymi, tak w kontekście filmów Tarantino, jak i minipowieściami Bukowskiego, czy tym, co sobie autor zbada tu i ówdzie, a następnie nam zaprezentuje, pod kątem sfabularyzowanego reportażu. W jego wydaniu, ekstrema wydaje się czymś niemalże ambitnym, stanowiąc zupełnie nową treść, nowy aspekt, czy też po prostu, nowy gatunek. Gatunek, który w zmiksowaniu z niemal reporterką czułością na szczegóły, gazeciarskim, zaczerpniętym z brukowych pism suchym przekazem, uczyni Patryka Bogusza kimś, na kim zawiesi się w przyszłości jedna, czy druga nieco ambitniejsza, czy po prostu szukająca rozgłosu stacja streamingowa. W rezultacie około 2026 wyjdą ze dwa filmy prawie kultowe i jeden kultowy, choć tu i ówdzie, około 20 minuty, będzie w każdym nieco krwistej sikawki, a może i nie do końca dozwolonej erotyki.
Wiele też dodają smaczku zakończenia opowiadań, nawiązujące faktycznych zdarzeń i osób w nich zawartych. Przychodzi mi do głowy zbiór "Seryjni.PL" Macieja Szymczaka i liczę na podobną antologię od autora, którego reporterski język, wydaje mi się niewykopanym jeszcze z kopalni złota (a może trupów) skarbem polskiej literatury.
Wisi nad Patrykiem przeznaczenie zostania kimś, kogo się doceni, za jego wnikliwość i brak kompromisu, za to, że wierzy się w jego sadystycznego pederastę, jak i w osobę, która niczym komiksowy Frank Castle, zgarnia z podwórka pedofila, żeby go trochę pomęczyć. Za to, że nawet gdy pisze o rzeczach odstręczających, ma się nieodparte wrażenie, że tam był, widział, albo przynajmniej rozmawiał z tymi, którzy byli i widzieli.
Marcin Piotrowski (pseudonim "Nędzny"),był pierwszym zaskoczeniem wśród Braci. "Druga Połowa" wydała się celebrującym mroczną stronę listem miłosnym do kogoś, kogo jedynie autor znał, "Candyland", kojarzył mi się z ostatnimi wybrykami kinowymi Marii Sadowskiej w kinie (wolałbym zdecydowanie obejrzeć bezkompromisową wersję Marcina). Za to trzecie opowiadanie o tym, co nazywam po dziś dzień "Czyśćcem Dantego" niezmiernie mnie zakoczyło. Był tam suspens, przewrotność, płynąca z dość klasycznych form fabuły, pełnych przewrotek i zdrady... słowem... dowód na to, że autor zna, autor umie i autor chowa się w bańce ekstremy z tym, co nazwałbym po prostu rewelacyjnym storytellingiem. Tak. "Tam, Gdzie Ty" poza oczywistym nawiązaniem do twórczości Lady Pank, to pierwszy mój ulubieniec. Zarazem wierne odzwierciedlenie "Piekła Dantego" w formie ekstremalnego opowiadania, jak i pierwsze opko w dorobku autora, w którym widzę tak barkerowskie i tak ukochane, zarazem, rytmy fabularne. Smakowało.
Tomasz Czarny (jako, że same w sobie, imię nazwisko autora są pseudonimem, pozwolę sobie nie dodawać kolejnych) w każym z tekstów pokazał, jak bardzo inspiruje go kino. Inaczej niż u Bogusza kształtuje sie ta inspiracja. Bardziej bym rzekł, pulpowo. Tomek nie kryje sie zresztą z tą fascynacją. I słusznie. W dobie przenikania sie nawzajem formy, należy wierzyć, że do takich autorów należy scena.
"Kowboj z bakutiulu" i "Pigułki Szczęścia", to dwie solidne nowele z elementami, które kojarzę z azjatyckiego (głównie koreańskiego) kina, jak i literatury grozy, natomiast w "Pustych Oczach Taksówkarza" Tomasz Czarny daje, przynajmniej moim zdaniem, prawdziwy popis języka, budowania fabuły, zwięzłości, formy, wszystkiego. I choć dostrzegam w Taksówkarzu nieco Scorsese, a jeszcze więcej wpływów córki słynnego Davida Lyncha, Jeniffer ("Unboxing Helena"),to mogą być to wpływy niezamierzone, a opowiadanie jest moim ulubionym w zbiorze. Zresztą, jakie by te wpływy nie były, świadczą o autorze znakomicie. Opowiadanie jest bowiem majstersztykiem formy, ze świetnie zbudowaną otoczką wokół głównej postaci, od nieco rozwlekłego wstępu, gdzie czytelnik jeszcze nie domyśla się, z kim właściwie ma do czynienia, aż po ostatnie akapity, które wyjawiają mu w sposób zupełnie niespodziewany, dodatkowe dno w mrocznym, pełnym i tak głębokości kapeluszu pisarza-iluzjonisty.
I pozostał Edward Lee. No cóż, nie jest to najlepsze jego opowiadanie, jakie czytałem. W zasadzie solidne, ale odniosłem wrażenie, że zaczęło się, trwało i skończyło. Lee stworzył w "Piśmie Świętym" ciekawą postać, jednak zabrakło powieści, w która możnaby swoją ofiarę (o, przepraszam, bohaterkę) wsadzić, fabularnej głębi, której mogłaby być częścią. Chętnie zobaczyłbym ją w jednym z piekieł, wykreowanych spod klawiatury mistrza.
"Bracia w Hardcorze" zahaczają o dość ciekawy moduł opowieści z dreszczykiem. Są to historie ludzi wypaczonych, outsiderów walczących z otyłością, zboczeńców, folgujących sobie w każdy możliwy sposób. Ich sens życia, to pociąg do rzeczy zakazanych prawem, pociąg do wszystkich rzeczy, które można znaleźć w tak zwanym Darkwebie. Tu nie ma protagonistów. Są jedynie dewianci.
Jakość fabularna i formalna opowiadań, pozwala zatrzymać sie na moment nad pytaniem, o jakość całkowitą tej gałęzi horroru, zastanowić na ile zaskakiwanie i obrzydzanie, stanowi w dalszym ciągu literaturę. Na ile nadal czytamy literaturę, a nie świerszczyki w pismach, rozprowadzanych "na lewo". Czy w ogóle taka forma literatury ma jakąś rację bytu. Czy to w ogóle literatura. Czy to ma wartość.
Gdybym miał szansę wydać jakiś werdykt? Byłby on taki:
W przypadku tych trzech polskich autorów i czwartego, zagranicznego... Cóż, zaprezentowali nam swoje mroczne historie, pełne brudu, plugawości i jeszcze tam czegoś... Ale zdecydowanie, racja bytu dla takiej literatury, stanowi o racji bytu istnienia wszelkiego buntu formalnego. Jest wykładnikiem współczesności, wykładnikiem postmodernizmu, którego ogranicza jedynie jakość stylu, nie jego forma i nawet nie treść. Reszta, to próżne słowa na temat tego, co "wypada" powiedzieć w pozornie przyjaznym towarzystwie, gdzie co druga osoba jest kryptogejem, nimfomanką, maniakiem, albo ukrywajacym się za zawiązanym ciasno krawatem psychopatą.