-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2012-05-12
2012-05-15
Sięgnęłam po książkę poprzez namowy znajomych oraz fakt, że niezwykle lubię skrytobójców, morderców, a przy połączeniu magicznym - miód i cud. Nie byłam pewna, po co sięgam, ale przyjrzawszy się książce tak, jak zawsze to czynię przed kupnem, postanowiłam zaryzykować.
Nie żałuję.
Historia wielokrotnie zapierała mi dech w piersiach, tajemnice natomiast rozwiązywały się w zupełnie zaskakujący, wprost szokujący sposób. Unosiłam wysoko brwi, mrugałam, a potem pochylałam się z jeszcze większym entuzjazmem, połykając tekst jak szalona. Dech w piersi zapierał mi szczegółowo stworzony świat, większość bohaterów pokochałam i się do nich przywiązałam. Nie są to jednak postaci jednoznaczne - trudno było się do niektórych przekonać, innych zaczynałam lubić po niespodziewanym zwrocie akcji.
Momentami się gubiłam. Świat jest złożony i podawany dość... brutalnie, jeśli można to tak ująć. Winą za brak orientacji mogłabym też obarczyć długą przerwę w czytaniu, ale nie usprawiedliwia mnie to tak do końca. Kilku bohaterów także przewijało się mi przed oczami i nie całkiem ich kojarzyłam, jednak potrafiłam się w nich wczuć. To chyba naprawdę przez tę przerwę.
Pozycja godna polecenia, wciągająca i niezwykła, nie brakowało w niej dosłownie niczego - ani przesadnie ugrzeczniona, ani wulgarna i odrażająca, z odrobiną humoru, romansu, grozy oraz... walki. Dużo walki. I bardzo dobrze!
Oby tak dalej.
Sięgnęłam po książkę poprzez namowy znajomych oraz fakt, że niezwykle lubię skrytobójców, morderców, a przy połączeniu magicznym - miód i cud. Nie byłam pewna, po co sięgam, ale przyjrzawszy się książce tak, jak zawsze to czynię przed kupnem, postanowiłam zaryzykować.
Nie żałuję.
Historia wielokrotnie zapierała mi dech w piersiach, tajemnice natomiast rozwiązywały się w...
2013-01-21
2012-07-02
Kolejny tom mnie nie zawiódł, jak podejrzewałam. Ale doprowadził do wielokrotnych palpitacji serca.
Czytanie książki - pomijając ponowną przerwę wymuszoną przez szkołę - polegało na pochłanianiu rozdziałów, po czym strzelaniu ciężkiego focha na autora i powstrzymaniu się od rzucenia pozycją o ścianę. Kończyło się na nieczułym odłożeniu na blat, potem następowało przemyślenie sytuacji i nerwowe sięgniecie z powrotem po lekturę, bo CO BĘDZIE DALEJ? Nerwy, jakich się najadłam w czasie czytania, to moje, naprawdę.
Pierwszy tom w obliczu drugiego wydaje się naprawdę łagodny i przyjemny. Naturalizm wprost wylewa się z kartek i to w dość brutalnym, bardzo dosadnym przedstawieniu, zwłaszcza jeśli chodzi o sceny przemocy. Jeśli ktoś tego nie lubi - a niektóre fragmenty bywają naprawdę konkretne - to odradzam. Nawet mnie ze dwa razy ścisnęło się gardło, choć uważam się za fankę tego typu dosadnego przedstawiania w fantastyce. Komu robienie z historii baśni pełnych cudów i miłych widoków się znudziło, nie powinien się zawieść.
Sądziłam, że to w pierwszym tomie zwrot akcji goni zwrot akcji, ale się pomyliłam. No, może nie tyle zwroty akcji, co... bohaterowie to mieli zdrowo przerąbane, aż się boję brać za ostatnią część. Już myślałam, że coś im się uda, a tu nie, figa z makiem. To właśnie sprawiało, że chciałam autora udusić, jednocześnie nie mogąc oderwać się od treści. Wszystko nabiera rumieńców i aż się boję myśleć, co czeka mnie dalej. I jednocześnie nie mogę się doczekać.
Moja opinia co do postaci oraz świata nie zmieniła się - teraz po prostu lepiej się we wszystkim orientuję, ale nadal zaskakuję samą siebie tym, że choć kogoś na początku nie lubiłam, to niespodziewanie obdarzam go miłością, bo zrobił coś, co ujęło mnie za serce.
Jak to potocznie z przyjaciółką mówię - dram to jest w tej książce dużo, a zapowiada się jeszcze więcej. Nieco wymagająca lektura - niestety, myśleć trzeba - ale z pewnością warta przeczytania.
A pozwalając sobie na kilka sekund czysto fanowskiej miłości: Kylar
Kolejny tom mnie nie zawiódł, jak podejrzewałam. Ale doprowadził do wielokrotnych palpitacji serca.
Czytanie książki - pomijając ponowną przerwę wymuszoną przez szkołę - polegało na pochłanianiu rozdziałów, po czym strzelaniu ciężkiego focha na autora i powstrzymaniu się od rzucenia pozycją o ścianę. Kończyło się na nieczułym odłożeniu na blat, potem następowało...
2013-01-30
2014-05-10
2014-05-18
2012-08-09
Po tak długiej przerwie od przeczytania a napisania opinii muszę stwierdzić, że nie potrafię zrobić tego dokładnie oraz uczciwie. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal tkwi we mnie zauroczenie całą historią, postaciami oraz wątkami, jak i naturalistycznymi elementami narracji. Zwroty akcji i modlenie się, by wreszcie coś się tym biednym bohaterom udało, na zawsze zapiszą się w mojej pamięci.
I wreszcie książka kończy się tak, jak to sobie umyśliłam! Może z niewielkimi odstępstwami od tejże wizji, ale i tak jestem usatysfakcjonowana. Biedni byli ci bohaterowie, biedni.
Nieprofesjonalnie stwierdzę, że Kylara kocham oraz wielbię.
Po tak długiej przerwie od przeczytania a napisania opinii muszę stwierdzić, że nie potrafię zrobić tego dokładnie oraz uczciwie. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal tkwi we mnie zauroczenie całą historią, postaciami oraz wątkami, jak i naturalistycznymi elementami narracji. Zwroty akcji i modlenie się, by wreszcie coś się tym biednym bohaterom udało, na zawsze zapiszą...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-10-19
Kolejna lektura, która w zachwycający sposób przełamała utarty schemat - do czytania w szkole? Nudne.
Muszę przyznać, że jestem zszokowana; jak Żeromski to zrobił, że przez "Ludzi bezdomnych" nie potrafiłam przebrnąć i utknęłam na pierwszym rozdziale, a "Przedwiośnie" połknęłam jak nawiedzona? Chyba przede wszystkim chodzi tu o styl oraz sposób narracji. Tym razem zetknęłam się z ironiczną lekkością, dowcipem jak w opisach, tak i w dialogach - których znowu w "Szklanych domach" oraz "Wietrze ze wschodu" nie ma tak dużo, ale i tak się strona po stronie pożerało wszystko - ponadto intrygi w "Nawłoci" po prostu zwalały z nóg. Może nie były zbyt wyszukane, ale prawdziwe i jakby... podłe? Tak, to chyba dobre słowo. A taki spokojny dworek to był!
Cezary to postać, którą z jednej strony się lubi, z drugiej natomiast irytuje i zniechęca swoim uporem w trzymaniu się zgubnych idei. Oraz jego działania wzbudzają kontrowersje; czasami myślałam, że skończę, nie lubiąc go, ale ostatecznie przywiązałam się do chłopaka i szczerze mu współczułam.
Końcówka jest dezorientująca i zostawiająca czytelnika z bijącym szybko w nerwach sercem. Otwarta możliwość interpretacji sprawia, że drżę o los biednego Cezarego, choć doskonale wiem, jak w takich okolicznościach mógł skończyć. Ale istnieje nadzieja.
Ponadto dla tego zdania - "Jak drzwi drzwiami, klamka klamką, a zawiasy zawiasami, nikt jeszcze nie potraktował ich z taką gwałtownością" - naprawdę warto po to sięgnąć.
Kolejna lektura, która w zachwycający sposób przełamała utarty schemat - do czytania w szkole? Nudne.
Muszę przyznać, że jestem zszokowana; jak Żeromski to zrobił, że przez "Ludzi bezdomnych" nie potrafiłam przebrnąć i utknęłam na pierwszym rozdziale, a "Przedwiośnie" połknęłam jak nawiedzona? Chyba przede wszystkim chodzi tu o styl oraz sposób narracji. Tym razem zetknęłam...
2012-05-06
Do lektur podchodzimy zwykle z jednym nastawieniem - nie mam zamiaru czytać, wolę streszczenie. W końcu nikt nie lubi, jak narzuca się mu coś siłą, zrób, bo musisz, bo to klasyka. Może irytować.
Podobne podejście miałam do "Zbrodni i kary" - zaczęłam czytać, wiedząc, że moja polonistka jest wyjątkowo wymagająca i po prostu lepiej znać treść, nie streszczenie. Teraz, szczerze mówiąc, wcale nie żałuję, że się zmusiłam.
Z początku szło opornie - niby mnie nie interesowało, niby nie chciałam, ale trzeba przeczytać. I po dwóch lub trzech rozdziałach pierwszej części złapałam się na tym, że mimowolnie sięgam po książkę, by czytać dalej, chociaż to przecież tylko lektura. Jeszcze wtedy mnie nie ciekawiło, ale w trudny do wyjaśnienia sposób wciągnęło. Była to też miła odmiana po tylu dramatach, jakie przerabialiśmy z poprzednich epok. Nie zauważyłam nawet, kiedy historia mnie zafascynowała i zwyczajnie zaczęłam chcieć to czytać.
Książka zdecydowanie jest interesująca, balansuje na granicy kryminału z powieścią psychologiczną - i zdecydowanie skłania się do tego drugiego, bo zbrodnia jest bardziej tłem. Nie zmienia tak faktu, że wciąga, choć nie można czytać za dużo od razu - Dostojewski ma specyficzny, może nie ciężki, jednak poniekąd trudny styl. Jedna część dziennie, moim zdaniem, to górna granica normy.
Przede wszystkim warci poznania się bohaterowie. Choć imiona i nazwiska z początku wydadzą się trudne do zapamiętania, to po pierwszych stu stronach można do nich przywyknąć. Natomiast ich charaktery oraz problemy są tak realistyczne i przystępnie przedstawione, że nie sposób się nimi nie zainteresować. Co więcej, każdy jest inny, wszyscy są różnorodni.
Nie powiem, by książka była ciekawa bądź przyjemna do czytania dla osób, które nie sięgają po literaturę jakkolwiek bardziej ambitną i szukają rozrywki w prostych opowiastkach. Nie powiem też, że takie osoby nie powinny próbować swoich sił w czytaniu "Zbrodni i kary".
Wystarczy dać lekturze szansę - jeśli dobrnie się do końca pierwszej części, wielce prawdopodobnym jest, że się już nie będzie chciało czytania przerwać.
Do lektur podchodzimy zwykle z jednym nastawieniem - nie mam zamiaru czytać, wolę streszczenie. W końcu nikt nie lubi, jak narzuca się mu coś siłą, zrób, bo musisz, bo to klasyka. Może irytować.
Podobne podejście miałam do "Zbrodni i kary" - zaczęłam czytać, wiedząc, że moja polonistka jest wyjątkowo wymagająca i po prostu lepiej znać treść, nie streszczenie. Teraz,...
Co tu dużo rzec - pani Olga Gromyko jest moją osobistą mistrzynią narracji pierwszoosobowej, a tym razem raczyła położyć na kolana także trzecioosobową. Muszę przyznać, że ta część stała się poważną konkurentką dla pierwszej, którą darzyłam nie tyle miłością, co dużym, sentymentalnym uczuciem.
Humor sprawiał, że wielokrotnie śmiałam się w głos, tajemnice zmuszały mój wyczerpany umysł do pracy na wysokich obrotach, chwile grozy natomiast skłaniały do połykania następnych zdań w tempie błyskawicznym. Nie brakowało zaskakujących zwrotów akcji oraz nieprzewidzianych wypadków, nie nudziłam się ani przez chwilę podczas lektury. Postaci tak barwne i cudowne, jak w poprzednich częściach, mnie udało się do nich tylko bardziej przywiązać. Wprost nie da się ich nie kochać.
Co tu dużo mówić - warto, warto, warto, po stokroć warto! Kocham, wielbię i czczę. Jednak ostatni rozdział zasługuje na złotą ramkę i honorowy podest, a może nawet ołtarzyk! Niczego zdradzać nie będę, napomknę tylko, że popłakałam się ze śmiechu. Cudowne!
Co tu dużo rzec - pani Olga Gromyko jest moją osobistą mistrzynią narracji pierwszoosobowej, a tym razem raczyła położyć na kolana także trzecioosobową. Muszę przyznać, że ta część stała się poważną konkurentką dla pierwszej, którą darzyłam nie tyle miłością, co dużym, sentymentalnym uczuciem.
więcej Pokaż mimo toHumor sprawiał, że wielokrotnie śmiałam się w głos, tajemnice zmuszały mój...