-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
Do tej pory żadna książka tej autorki mnie nie zawiodła. I jeszcze pół roku temu nie przypuszczałam, że cokolwiek przebije sukces Trylogii Zakrętów Losu, powieści trzymających w napięciu do ostatniego akapitu. Jednak W szpilkach od Manolo przerosły moje oczekiwania. O tysiąckroć.
Liliana to trzydziestopięcioletnia panna pracująca w dużej korporacji. Zawsze w szpilkach, zawsze elegancka. Nie narzeka na pieniądze, ma trzy koty, dla których jest ukochaną pańcią - albo, myśląc po kociemu, niewolnikiem, który czyści kuwety i daje jeść. Ma za sobą burzliwy związek, więc pozostaje głucha wobec matki wtrącającej się w jej życie uczuciowej (albo jej brak). Ma trzy ukochane przyjaciółki, za które mogłaby wskoczyć w ogień. Słowem? Życie - sielanka!
Gdyby tak jeszcze pojawił się ten jedyny, ten Wybrany, który zapełniłby pustkę w jej sercu...
Cóż, można powiedzieć, że stało się to szybciej niż myślała. A konkretnie ten ktoś zajął jej miejsce parkingowe... A Liliana czego jak czego, ale nie lubi gdy ktoś się wpycha na jej miejsce. I to oznacza wojnę, w której uczucie gra tytułową rolę.
Coś Wam powiem na samym wstępie. Dawno nie płakałam ze śmiechu czytając książkę. Przy filmie wiadomo, ma się ten efekt wizualny, natomiast przy książce musi nam wystarczyć jedynie wyobraźnia. Ale opanowanie tej sztuki wcale nie jest takie trudne, szczególnie jeśli ma się książki Łoniewskiej pod ręką.
Liliana, pierwszoplanowa bohaterka, rozbraja swoją otwartością i wolnością wypowiedzi. Kobieta mówi to, co myśli i robi wiele rzeczy zanim zdąży je przemyśleć. Słowem, jej działania skupiają się na czynach a nie bezsensownym biadoleniu. W swoich wypowiedziach niejednokrotnie ucieka się do sarkazmu, jak i toczy zaciekłe spory z samą sobą - i w tym momencie chciałabym zaznaczyć - gdy Liliana coś komentuje, to nie sposób nie śmiać się na cały głos. Dlatego tak bardzo wierzę w autentyczność Liliany. Dosłownie jakby stała obok mnie i razem ze mną nabijała się z Lejdi czy oceniała prężne działania korporacji (dalej nazywanej fabryką).
Tak myślę, że Liliana to taki model nowoczesnej kobiety. Z dużą rezerwą podchodzi do życia i nie obchodzi ją, czy jej koleżanki-rówieśniczki już powychodziły za mąż i mają dzieci, czy też realizują się zawodowo. Postać Liliany to cała esencja kobiecości, a autorka idealnie oddała naszą prawdziwą kobiecą naturę. Lubimy oceniać innych, szczególnie osobniczki tej samej płci. Nie jesteśmy cierpliwe, chociaż zarzekamy się, że jest inaczej. Nie słyniemy z opanowania i długoterminowego podejmowania decyzji, bo jak każda siebie zna, w większości przypadków staramy się myśleć intuicyjnie, a nie kalkulować wszystko po sto pięćdziesiąt razy. Chociaż zanim wybierzemy się na randkę przekopiemy szafę wzdłuż i wszerz zanim w końcu nie stwierdzimy rzeczy przesadnie oczywistej: "Nie mam co włożyć!"
Sarkazm nie opuszcza Liliany nawet wtedy, gdy zawiązuje się najbardziej mroczna część Szpilek... a no tak, bo nie powiedziałam najważniejszego. Chyba Agnieszka Lingas-Łoniewska nie mogłaby spać spokojnie, gdyby nie dodała jakiegoś wątku sensacyjnego. Chociaż, ucząc się własnych błędach mogę stwierdzić, że właściwie w jej książkach nic nie dzieje się schematycznie. I niczego do końca nie można przewidzieć. A ostatecznie osoba, która była przeze mnie podejrzana okazała się niewinna, natomiast gdy nazwisko psychopaty zostało ujawnione... szczęka mi opadła.
Właściwie Łoniewska powinna mieć jakiś fundusz na rekonstrukcje szczęk wszystkich swoich czytelników.
W całość powieści zręcznie wplątane są korporacyjne gagi; między innymi skarbonka na przekleństwa czy karteczki w lodówce z prośbą do właściciela o uprzątnięcie produktów, które lada chwila same wypełzną z półki. I w tym momencie sama się zastanawiam, czy książka jest bardziej komedią, czy bardziej kryminałem... Ale moim zdaniem, lepiej bawiłam się z płacząc ze śmiechu, niż trzęsąc się ze strachu. A co do tego pierwszego, moja rodzina może wszystko potwierdzić. Jak leżałam na dywanie w salonie i dosłownie zalewałam się łzami nie mogąc złapać oddechu. Cóż, przyzwyczaiłam się do ich min wyrażających obawę o moje zdrowie psychiczne.
W szpilkach od Manolo to spontaniczna powieść, w której przyjaźń i miłość grają pierwsze skrzypce. Liliana uczy nas czym jest spontaniczność i odwaga, oraz że czasami warto wpuścić na nasze miejsce parkingowe księcia z bajki na mechanicznym rumaku marki BMW, by nasze życie nabrało rumieńców. Bo życie trzeba brać jak leci. Bez obietnicy, zarzekania się czy niepotrzebnej przysięgi. Czasami warto pójść na żywioł i pozwolić, by los sam nami kierował.
zapraszam anneethlinnscott.blogspot.com
Do tej pory żadna książka tej autorki mnie nie zawiodła. I jeszcze pół roku temu nie przypuszczałam, że cokolwiek przebije sukces Trylogii Zakrętów Losu, powieści trzymających w napięciu do ostatniego akapitu. Jednak W szpilkach od Manolo przerosły moje oczekiwania. O tysiąckroć.
Liliana to trzydziestopięcioletnia panna pracująca w dużej korporacji. Zawsze w szpilkach,...
Normalnie za Czerwień rubinu w życiu bym nie sięgnęła. Ani w tym ani w kolejnym. Jakoś nie kręciły mnie misje w czasie w wykonaniu nastolatków… Jednak przyznam, że siedząc w bibliotece i odkładając książki na półkę, ta przez przypadek wyślizgnęła mi się z rąk i upadając otworzyła się w dość ekscytującym momencie. Przypadek czy przeznaczenie? Fakt faktem, zarwałam noc dla Rubinu. I nawet obejrzałam film. I jedno i drugie skomentuję krótkim… WOW.
Jak to często bywa na początku każdej powieści (ale proszę, nie zrażajcie się do tego) Gwen jest zupełnie normalną nastolatką, która ma wielu oddanych przyjaciół, masę szalonych pomysłów i potrafi korzystać z życia. Mieszka wraz z mamą i dwojgiem rodzeństwa w starym domu należącym do zimnej, nieprzystępnej i całkowicie powściągliwej babci… która woli, by zwracać się do niej Lady Arista. Wraz z nimi mieszka dziwny lokaj Pan Bernhard, cioteczna babka Maddy, oraz ciotka – druga córka Lady Aristy – wraz z Charlottą, rówieśniczką Gwen, mająca wiele przywilejów, w tym uwagę samej Lady Aristy. Tak ułożone sprawy są nawet na rękę Gwen, bo przynajmniej nie musi, tak jak kuzynka Charlotta, jeździć w towarzystwie babki na jakieś dziwne spotkania jakiegoś tajnego bractwa. Gwen zdaje sobie sprawę, że jej rodzina od pokoleń powiązana jest z podróżami w czasie, i że w każdym pokoleniu wstępuje jedna osoba, która posiada gen umożliwiający przeniesienie się do dowolnej epoki. Dlatego od momentu narodzin Charlotty, cała rodzina dwoiła się i troiła by w pełni wykorzystać potencjał dziewczyny – od nauki tańca, historii, języków, po floret czy jazdę konną.
Jednak w dniu szesnastych urodzin Gwen, dokładnie jeden dzień po urodzinach Charlott, dziewczyna przenosi się w czasie do XVIII wieku! Gwen zostaje ostatnią, dwunastą podróżniczką w czasie, przez co zamyka krąg. Jako partnera i pośredniego nauczyciela ma dziewiętnastolatka, przystojnego Gideona. Eh, gdyby historyczne misje w czasie były tak proste, jak zakochiwanie się!
Pierwszy tom Trylogii Czasu wciąga. Właściwie najodpowiedniejszym słowem byłoby tu, że można dosłownie „wskoczyć” w wir akcji. Książka jest dowcipna, obłędnie romantyczna – oczywiście, czym byłaby książka dla młodzieży, gdyby nie miłosne rozterki nastolatek -, jednak takie aspekt książki nie przeszkadzają by stworzyć fajną fabułę thrilleru, fantastyki i to wszystko połączyć ze starą dobrą przygotówką młodzieżową. Ta powieść wciąga do tego stopnia, że z miejsca chce się przeczytać dalsze części, a później żałować że się skończyło czytać tak szybko, bo mimo że wszystkie wątki zostają zamknięte i czuje się błogość, to… i tak mam ochotę skulić się w kącie pokoju z myślą „Jak ja teraz przeżyje bez zaciętej Gwen i dwulicowego przystojniaka Gideona"… no w którym i tak koniec końców się zakochałam. Wątek romantyczny jest przeuroczym dodatkiem – chociaż nie. Jest jego częścią stanowiącą idealne dopełnienie i scalenie całej historii. Autorka zręcznie manewruje między światem współczesnym a tym historycznym, który mi z początku wydawał się całkiem odległy i muszę przyznać, że czekałam na potknięcie pani Gier. Jednak w tej kwestii czekało mnie nie małe rozczarowanie. Obrazowość z jaką autorka opisuje zamierzchłe czasy, wystrój wnętrz, stroje czy budowle a nawet topografie miasta, świadczy o niemałym przygotowaniu do stworzenia takiej książki.
Czerwień rubinu może i jest zakwalifikowana jako literatura młodzieżowa i może nawet została stworzona z myślą o młodych, przepełnionych romantyzmem dziewczętach, żądnych przygód zaciętych chłopczycach, czy zakochanych w fantastyce młodych kobietach… Ale skoro dwudziestoparoletnia kobieta totalnie oszalała na punkcie Gideona i przygód podróżników z rodu Montrose i de Villiers… to jednak w tej książce musi być to COŚ, po którym nie można spokojnie przespać nocy.
ZAPRASZAM na anneethlinnscott.blogspot.com
Normalnie za Czerwień rubinu w życiu bym nie sięgnęła. Ani w tym ani w kolejnym. Jakoś nie kręciły mnie misje w czasie w wykonaniu nastolatków… Jednak przyznam, że siedząc w bibliotece i odkładając książki na półkę, ta przez przypadek wyślizgnęła mi się z rąk i upadając otworzyła się w dość ekscytującym momencie. Przypadek czy przeznaczenie? Fakt faktem, zarwałam noc dla...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak wam się zdaje, ile czasu potrzeba, by cały wasz życiowy dorobek runął jak domek z kard? Dokładnie. Wystarczy sekunda.
Kim przekonała się o tym dopiero, gdy musiała uciekać z Nowego Jorku. Od dzieciństwa była związana ze sportem, a teraz w dorosłym życiu była prężnie działającym agentem PR promującym młodych zawodników. Jej instynkt był niezawodny; bez trudu potrafiła przeszkolić wschodzącą gwiazdę footballu na pierwszą konferencje prasową, uczulić ją na działanie z zaskoczenie cwanych paparazzi, nauczyć życia w luksusie... I właśnie ten instynkt wył jak syrena strażacka, gdy na horyzoncie pojawił się Lloyd, najnowszy klient firmy Kim. Jednak w tym momencie zepchnęła zdrowy rozsądek na granice umysł wydając się w niebezpieczny romans.
Burzliwy koniec następuje na eleganckim przyjęciu, całkowicie nieoczekiwanie dla młodej dziewczyny. Upokorzona i rozżalona wraca tej samej nocy do rodzinnej miejscowości, Avalon. Znajduje schronienie w pensjonacie, należącym do jej mamy, który jest przystanią dla ludzi, będący w tzw. stanie przejściowym.
Kim powraca do korzeni, jednak w jeśli myślała, że odnajdzie spokój i harmonię, mocno się myli. Na jaw wyjdą sekrety, o których dziewczyna nie miała pojęcia. Niegdyś rodzina Kim należała do wyższej klasy - rodzice mieli mieszkania i domy w co lepszych miejscowościach wypoczynkowych, inwestowali w nieruchomości. I właśnie teraz wychodzą na jaw szczegóły testamentu ojca, który uczynił matką Kim jedyną spadkobierczynią. Spadkobierczynią długów. Kim musi szybko coś wymyślić, żeby pomóc mamie i ochronić pensjonat.
I właśnie teraz, kiedy dziewczyna stara się nie myśleć o facetach i związkach, w pensjonacie nieoczekiwanie zjawia się gwiazda miejscowego footballu, Bobby Crutcher z synem.
Wydawać by się mogło, że zarówno Kim jak i Bobby ostatnie o czym mogliby myśleć to miłość. Jednak serce nie sługa...
Wszystko skupia się na Fairfield House, wielobarwnego pensjonatu prowadzonego przez matkę naszej bohaterki, Kim. Okiennice mają wyrazisty kolor,tak samo jak ściany pomalowane na wszystkie kolory tęczy. Budynek z rotundą i licznymi wieżyczkami wyglądający jak tort weselny, a w środku wnętrze przypominające skupisko różnych stylów wymieszanych ze sobą. Jednak w tym całym chaosie można było się doszukać pewnego logicznego wyjaśnienia; w pensjonacie mieszkają różni ludzie, w różnym wieku i o różnych charakterach, ale łączy ich jedno; każde z nich zakończyło pewien etap w życiu i zastanawia się, co dalej. Właśnie w dawnej rezydencji należącej do dziadków Kim czuje, że musi zwolnić tępo. Cały czas skupiona na własnej karierze i życiu zauważa, że nie poświęcała matce wystarczająco dużo czasu, czego dowodzą wychodzące na jaw problemy finansowe po śmierci taty. Uciekając z Nowego Jorku myślała, że właśnie w Avalonie odnajdzie spokój i chociaż na chwilę przestanie myśleć o utraconej pracy, skandalu i spalonym związku. Jednak szok, którego doznaje po odkryciu sytuacji finansowej mamy, zmusza Kim do zakasania rękawów i pomocy ostatniej osobie, jaka jej została.
Do pensjonatu trafia także Bobby z dwunastoletnim synem. On i AJ spotykają się po raz pierwszy i to w dość dramatycznych okolicznościach i oboje są równie niepewni względem siebie. Nie znają się i mają pewne opory, żeby sobie zaufać. W sytuacji, w której się znaleźli są skazani na swoje towarzystwo czy to im się podoba, czy też nie. Bobby uczy się, jak być ojcem dbającym o potrzeby syna. Cóż, szkoda że nikt nie wydał poradnika na ten temat, ale na całe szczęście ma pod ręką sympatyczną i dobrotliwą Kim.
Spodobała mi się kreacja postaci Kim. W pracy była ambitną osobą, mocno zaangażowaną w każdy projekt, jednak ulokowała uczucia w złym facecie. Teraz kiedy grunt usunął jej się spod stóp próbuje odnaleźć swoje prawdziwe ja. Często cofa się w czasie odwiedzając wspomnienia z dzieciństwa, z liceum, z dawnych lat, w których rodzina i sport liczyły się dla niej najbardziej. Próbuje odnaleźć dziewczynę, którą była nim kariera pochłonęła ją do reszty. Więc kiedy Bobby pojawia się na progu pensjonatu Fairfield House, Kim stara się zepchnąć na bok dziwną fascynacje obłędnie przystojnym mężczyzną. Jednak z upływem dni ich więzi zacieśniają się, a obustronna fascynacja przeradza się w coś znacznie poważniejszego.
Książki pisane przez Susan Wiggs mają w sobie coś nieodpartego. Z pozoru proste historie angażują emocjonalnie każdego czytelnika, a bohaterowie stają się naszymi przyjaciółmi, z którymi dawno nie mieliśmy kontaktu i dzwonimy by dowiedzieć się co u nich nowego. Uśmiechasz się i płaczesz z nimi, wzdychasz, marzysz, wściekasz się, próbujesz doszukać się prawdy z rozsypanych puzzli zwanych życiem.
Spotkanie nad jeziorem - z pozoru zwykły romans, nic bardziej banalnego... jednak historie Kim i Bobby'ego przed tym, jak się spotkali oraz bohaterowie drugoplanowi są prawdziwym majstersztykiem, do którego z ochotą będę powracać.
Jak wam się zdaje, ile czasu potrzeba, by cały wasz życiowy dorobek runął jak domek z kard? Dokładnie. Wystarczy sekunda.
Kim przekonała się o tym dopiero, gdy musiała uciekać z Nowego Jorku. Od dzieciństwa była związana ze sportem, a teraz w dorosłym życiu była prężnie działającym agentem PR promującym młodych zawodników. Jej instynkt był niezawodny; bez trudu potrafiła...
Poradników nigdy nie traktuje z przymrużeniem oka. Podchodzę do nich bardzo osobiście i staram się zaleźć w nich punkty, które adekwatnie pasują do mojej osobowości, bądź stylu życia. Czego się nie spodziewałam to to, że Silna i kobieca zostanie ze mną na stałe, bo nawet podświadomie stosuję wskazówki zasugerowane przez panią Groover.
A pani Rachaer Groover zna się na rzeczy. Jest mówczynią motywacyjną i założycielką Projektu JIN - międzynarodowej społeczności kobiet, które zajmują się rozwojem osobistym i duchowym oraz wspierają w tym inne przedstawicielki płci pięknej. W swojej pierwszej na polskim rynku książce pokazuje, jak wzmocnić swoją indywidualność, wejść w głębsze związki z innymi i odkryć na nowo własną zmysłowość.
Książka stanowi pewnego rodzaju dowód na to, że kobieta skupia się jednocześnie na wielu polach; czy to zawodowym, rodzinnym, prywatnym... seksualnym. Mamy podzielność uwagi, potrafimy rozwiązać nie jeden konflikt i odnosimy większe sukcesy zawodowe. Kobieta jest postrzegana inaczej niż dziesięć lat temu - jest nie tylko boginią ogniska domowego, ale także potrafi całkiem sprawnie kierować działem w korporacji, nie mówiąc już o manewrowaniu między karierą a życiem intymnym. Jesteśmy nadal postrzegane jako te bezbronne i niewinne i też bardzo często potrafimy to przeświadczenie wykorzystać. Niemniej jednak nie jesteśmy wcale słabą płcią. Jak być tą niezależną i silną kobietą w świecie, gdzie liczy się przede wszystkim sposób, w jakim postrzegają nas osoby trzecie. I faktycznie, coraz częściej widzę, że kobieta jest stawiana na równi z mężczyzną, choć zdarzają się haniebne przypadki, że nasza płeć znajduje się na przegranej pozycji, ale taki sposób myślenia powoli odchodzi już do lamusa.
Co najważniejsze, nie możemy bać się życia oraz swojej wewnętrznej potrzeby bycia kobietą. Czasami trzeba być uległą i podporządkowaną, kiedy indziej pokazać pazurki i krzyknąć głośne "Veto!" Książka Silna i kobieca uczy, w jaki sposób możemy odnaleźć się w otaczającym nas świecie. Jak funkcjonować i balansować na granicach tego co wolno, a tego co konieczne. Jak zwalczać nasze negatywne emocje i zachowania, a jak "odżywić" naszą duszę. A przede wszystkim musimy nauczyć się kochać swoje ciało i żyć w harmonii z samym sobą i wewnętrznym "ja", tak samo jak umieć rozdzielić strefę seksualności od strefy serca, których drogi nierzadko się krzyżują.
Silna i kobieca jest pisana fantastycznym, bo prostym i przystępnym stylem. Czytając nie odnosimy wrażenia, że to po prostu kolejna pozycja na liście dokonań pewnej profesorskiej tęgiej głowy. Tę książkę pisze kobieta o kobietach i dla kobiet. Nie wytyka błędów, acz delikatnie naprowadza na właściwe tory starając się by czytelniczka sama wpadła na to, co robi źle ze swoim podejściem do życia czy z samym życiem w związku. Podobają mi się zamieszczone ćwiczenia, które pojawiają się pod koniec każdego rozdziału, jak i podsumowanie stanowiące wypunktowanie najważniejszych tez - to ostatnie jest opatrzone stylową ramką z romantycznymi zawijasami, co bardzo przypadło mi do gustu.
Jak już wspomniałam na wstępie, do pewnych książek podchodzę niezwykle osobiście, i nierzadko ma się to w przypadku poradników. Chociaż czasami zapieram się, że "Prędzej uwiedzie mnie "Rozważna i romantyczna", niż "Silna i kobieca". Aczkolwiek zdziwiłam się niezmiernie, że mój umysł zepchnął gdzieś tam na dalekie krańce świadomości, że Silna i kobieca to tylko poradnik. Bo książkę czytałam z ciekawością, a później z rosnącą fascynacją. Eksperymentowałam z zamieszczonymi ćwiczeniami i muszę przyznać, że jestem zadowolona.
A najbardziej zadowolona z książki była moja mama, u której kilka miesięcy temu wykryto raka. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak jedna zwykła książeczka mogła pomóc przeciętnej kobiecie borykającej się z zdrowotnymi problemami. Teraz jest po operacji i nie mogę poznać własnej matki. I chyba mówiła poważnie, że napisze do autorki list z osobistymi podziękowaniami.
Nic więcej nie dodam. Bo skoro moją sceptyczną mamuśkę potrafiła odmienić jedna lektura, to co mogę powiedzieć? Tylko postawić kropkę nad "i".
:)
Poradników nigdy nie traktuje z przymrużeniem oka. Podchodzę do nich bardzo osobiście i staram się zaleźć w nich punkty, które adekwatnie pasują do mojej osobowości, bądź stylu życia. Czego się nie spodziewałam to to, że Silna i kobieca zostanie ze mną na stałe, bo nawet podświadomie stosuję wskazówki zasugerowane przez panią Groover.
więcej Pokaż mimo toA pani Rachaer Groover zna się na...