-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
Normalnie za Czerwień rubinu w życiu bym nie sięgnęła. Ani w tym ani w kolejnym. Jakoś nie kręciły mnie misje w czasie w wykonaniu nastolatków… Jednak przyznam, że siedząc w bibliotece i odkładając książki na półkę, ta przez przypadek wyślizgnęła mi się z rąk i upadając otworzyła się w dość ekscytującym momencie. Przypadek czy przeznaczenie? Fakt faktem, zarwałam noc dla Rubinu. I nawet obejrzałam film. I jedno i drugie skomentuję krótkim… WOW.
Jak to często bywa na początku każdej powieści (ale proszę, nie zrażajcie się do tego) Gwen jest zupełnie normalną nastolatką, która ma wielu oddanych przyjaciół, masę szalonych pomysłów i potrafi korzystać z życia. Mieszka wraz z mamą i dwojgiem rodzeństwa w starym domu należącym do zimnej, nieprzystępnej i całkowicie powściągliwej babci… która woli, by zwracać się do niej Lady Arista. Wraz z nimi mieszka dziwny lokaj Pan Bernhard, cioteczna babka Maddy, oraz ciotka – druga córka Lady Aristy – wraz z Charlottą, rówieśniczką Gwen, mająca wiele przywilejów, w tym uwagę samej Lady Aristy. Tak ułożone sprawy są nawet na rękę Gwen, bo przynajmniej nie musi, tak jak kuzynka Charlotta, jeździć w towarzystwie babki na jakieś dziwne spotkania jakiegoś tajnego bractwa. Gwen zdaje sobie sprawę, że jej rodzina od pokoleń powiązana jest z podróżami w czasie, i że w każdym pokoleniu wstępuje jedna osoba, która posiada gen umożliwiający przeniesienie się do dowolnej epoki. Dlatego od momentu narodzin Charlotty, cała rodzina dwoiła się i troiła by w pełni wykorzystać potencjał dziewczyny – od nauki tańca, historii, języków, po floret czy jazdę konną.
Jednak w dniu szesnastych urodzin Gwen, dokładnie jeden dzień po urodzinach Charlott, dziewczyna przenosi się w czasie do XVIII wieku! Gwen zostaje ostatnią, dwunastą podróżniczką w czasie, przez co zamyka krąg. Jako partnera i pośredniego nauczyciela ma dziewiętnastolatka, przystojnego Gideona. Eh, gdyby historyczne misje w czasie były tak proste, jak zakochiwanie się!
Pierwszy tom Trylogii Czasu wciąga. Właściwie najodpowiedniejszym słowem byłoby tu, że można dosłownie „wskoczyć” w wir akcji. Książka jest dowcipna, obłędnie romantyczna – oczywiście, czym byłaby książka dla młodzieży, gdyby nie miłosne rozterki nastolatek -, jednak takie aspekt książki nie przeszkadzają by stworzyć fajną fabułę thrilleru, fantastyki i to wszystko połączyć ze starą dobrą przygotówką młodzieżową. Ta powieść wciąga do tego stopnia, że z miejsca chce się przeczytać dalsze części, a później żałować że się skończyło czytać tak szybko, bo mimo że wszystkie wątki zostają zamknięte i czuje się błogość, to… i tak mam ochotę skulić się w kącie pokoju z myślą „Jak ja teraz przeżyje bez zaciętej Gwen i dwulicowego przystojniaka Gideona"… no w którym i tak koniec końców się zakochałam. Wątek romantyczny jest przeuroczym dodatkiem – chociaż nie. Jest jego częścią stanowiącą idealne dopełnienie i scalenie całej historii. Autorka zręcznie manewruje między światem współczesnym a tym historycznym, który mi z początku wydawał się całkiem odległy i muszę przyznać, że czekałam na potknięcie pani Gier. Jednak w tej kwestii czekało mnie nie małe rozczarowanie. Obrazowość z jaką autorka opisuje zamierzchłe czasy, wystrój wnętrz, stroje czy budowle a nawet topografie miasta, świadczy o niemałym przygotowaniu do stworzenia takiej książki.
Czerwień rubinu może i jest zakwalifikowana jako literatura młodzieżowa i może nawet została stworzona z myślą o młodych, przepełnionych romantyzmem dziewczętach, żądnych przygód zaciętych chłopczycach, czy zakochanych w fantastyce młodych kobietach… Ale skoro dwudziestoparoletnia kobieta totalnie oszalała na punkcie Gideona i przygód podróżników z rodu Montrose i de Villiers… to jednak w tej książce musi być to COŚ, po którym nie można spokojnie przespać nocy.
ZAPRASZAM na anneethlinnscott.blogspot.com
Normalnie za Czerwień rubinu w życiu bym nie sięgnęła. Ani w tym ani w kolejnym. Jakoś nie kręciły mnie misje w czasie w wykonaniu nastolatków… Jednak przyznam, że siedząc w bibliotece i odkładając książki na półkę, ta przez przypadek wyślizgnęła mi się z rąk i upadając otworzyła się w dość ekscytującym momencie. Przypadek czy przeznaczenie? Fakt faktem, zarwałam noc dla...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wyobrażaliście sobie kiedyś, jak wygląda świat innych ludzi? Jak smakuje, jaką ma fakturę... jak pachnie? Ludzie głusi mają nie tylko własny język. To też inna kultura, zupełnie odmienny sposób bycia.
A dalibyście wiarę, że i oni chodzą na koncerty piosenkarzy, którzy rapują w języku migowym? Albo mają własne kawiarnie, videotelefony czy budziki z wibracją?
Właśnie w taki zamknięty na ludzi normalnych świat, wszedł Mika. Jak? Przypadkiem.
Nastoletni Mika właśnie zerwał z Sandrą, swoją pierwszą wielką miłością. A jak wiadomo, pierwsza miłość ma kwaskowy posmak. Nie do końca pogodził się z obecnym stanem rzeczy, a jego kumple uważają, że stał się wrakiem dawnego siebie. Jest bardziej drażliwy, zamknięty w sobie, a jego mózg cały czas nastawiony jest na odbiór swojej eks. Wszystko mu ją przypomina. Piosenki, zapachy, smak jedzenia, kolory... nawet graffiti na suficie pokoju.
Więc, kiedy pewnego dnia przez przypadek spotyka Sandrę i jej przyjaciółki w centrum miasta, śledzi je aż do kawiarni, gdzie w podziemiu akurat prowadzony jest projekt dla niewidomych - klienci siedzą w mroku i przez chwilę mogą poczuć się jak osoby niepełnosprawne. Jednak dla Miki słyszenie Sandry to tortura, toteż w pewnym momencie ucieka i tak trafia do Freak City. Miejsca, w którym poznaję piękną dziewczynę o imieniu Lea.
Głuchą dziewczynę.
Mika z jednej strony zafascynowany jest Leą i jej światem, z którym zetknął się po raz pierwszy, a z drugiej strony chce dać Sandrze pretekst do zazdrości. W przypływie chwili zapisuje się na kurs języka migowego i coraz więcej czasu zaczyna spędzać z Leą. Jej świat go intryguje, acz przeraża; świat głuchych to zamknięte społeczeństwo, gdzie obowiązują inne tematy do żartów, muzyka jest tu pojmowana inaczej niż dla nas, a przede wszystkim istnieje inny sposób prowadzenia konwersacji. Słowem, Mikę i Leę dzieli wszystko. Co też dziewczyna stara mu się nieustannie uświadomić.
I kiedy ponownie na scenę wkracza pewna siebie i piękna Sandra, Mika musi wybrać, z którą dziewczyną chce się teraz związać.
Jak już wczoraj pisałam, Freak City zauroczyło mnie już od pierwszej strony. Ta historia nie tylko uświadamia nam, że wokół nas są inni ludzie, którzy nie do końca są sprawni fizycznie, ale za to piękni wewnętrznie. I przede wszystkim, nie należy bać się ich inności.
Normalność jest przereklamowana, za to inność... fascynująca.
Mika to chłopak, który próbuje sobie poradzić z ogromnym zawodem miłosnym. Jasne, na początku zakopuje się w mule rozpaczy i woli przeżyć swoje życie jęcząc imię Sandry. Swoją drogą, jego pierwsza wybrana ani na chwilę nie zasłużyła sobie na mój przychylny uśmiech. Rysuje się jako osoba egoistyczna, małostkowa i całkowicie pozbawiona zasad. Zdaje sobie sprawę, że jest piękna, ma niebanalny talent muzyczny, a chłopcy przylatują do niej jak pszczoły do miodu. Traktuje życie, jak zabawę gdzie nie ma mowy o nudzie.
Z kolei Lea jest silną i ostrożną dziewczyną. Ma swój świat, swoich przyjaciół i swoje przyzwyczajenia. Od pierwszego momentu zauroczyła się Miką, ale nie chce wciągać go w swoje życie, dopóki nie uświadomi mu, na co się pisze. Jednak Mika nie zamierza rezygnować z intensywnego kursu nauczania języka migowego, ani nie jest też zrażony reakcją przyjaciół, którzy nie palą się wciągnięciem Lei do swojego kręgu. Właściwie to więcej zapału ma młodsza siostra Miki, kilkuletnia Iris, dla której język migowy to tajemnicze gesty, których można używać na lekcjach w szkole, kiedy nauczyciel nie widzi.
Bohaterowie są nastolatkami, jednak nie straszne im doświadczenia z życia osoby dorosłej. Mają za sobą swój pierwszy raz, pili już alkohol, niektórzy palą nałogowo i chodzą na imprezy. Dlatego przede wszystkim podoba mi się sposób, w jaki zmienia się świat postrzegany przez Mikę, gdy ten poznaje Leę.
Bo czy życie musi wiązać się z wieczną zabawą, brakiem poczucia nudy i monotonii?
Czy człowiek musi rezygnować z marzeń o zostaniu psychologiem, tylko dlatego że jest głuchy?
Może istnieje złoty środek, linia, która łączy wszystkie za i przeciw?
Moim zdaniem Freak City to wspaniała historia o tolerancji, przyjaźni i miłości. Bo nie zawsze ta pierwsza miłość jest silna i szczera. Być może właśnie ta kolejna jest czystym uwielbieniem, które zrodziło się z fascynacji i akceptacji drugiego człowieka.
Freak City uczy sposobu, w jakim wady można zmienić na zalety. A historia Miki i Lei to swego rodzaju wstęp do rozdziału zwanego dorosłym życiem.
Wyobrażaliście sobie kiedyś, jak wygląda świat innych ludzi? Jak smakuje, jaką ma fakturę... jak pachnie? Ludzie głusi mają nie tylko własny język. To też inna kultura, zupełnie odmienny sposób bycia.
A dalibyście wiarę, że i oni chodzą na koncerty piosenkarzy, którzy rapują w języku migowym? Albo mają własne kawiarnie, videotelefony czy budziki z wibracją?
Właśnie w...
Życie człowieka to nieodłączna walka z samym sobą. To ciągłe pasmo wyborów, nieustanna walka z własnymi słabościami, w tym pokonywanie kolejnych zakrętów losu.
Mówią, że koniec wieńczy dzieło. A co dalej? Pustka? Nie dla mnie.
Może i nasz Łukasz Lukas Borowski zakończył pewien etap w życiu, paląc za sobą wszelkie mosty. Powrót do przeszłości nie jest możliwy, jeśli myśli się o przyszłości. Tej spokojnej, ustabilizowanej. Z nią przy boku.
Może się wydawać, że po dwóch tomach, w trzecim nie ma już nic specjalnego do dodania. Że będzie to zwyczajna retrospekcja Łukasza, podróż w przeszłość, kiedy jako Lukas stawiał pierwsze kroki w mieście. Nawet nie przypuszczałam, że właśnie tą książkę spośród wszystkich trzech pokocham najbardziej. Że właśnie przy niej będę się śmiać, płakać, irytować, przeklinać, bać. A jednak...
Ostatni wieczór jako kawaler. Większość mężczyzn zamówiłaby limuzynę i kazała się wozić po mieście od baru do baru, na końcu zaliczając gorące półnagie tancerki w barze ze striptizem. A przynajmniej tak przypuszczałam sądząc po dawnej naturze Lukasa. Jednak Łukasz Borowski zerwał z mrocznym światem i swoim dawnym wcieleniem. Ten wieczór wykorzystał na wyjaśnienia. A miał sporo do wytłumaczenia młodszemu Borowskiemu, Krzyśkowi. Co się stało feralnego wieczoru, gdy raz na zawsze wykreślił ojca ze swojego życia? Czym była kropla, która przepełniła czarę wzajemnej goryczy? Jakim cudem Łukasz z dnia na dzień stał się Lukasem zatracając w sobie resztki człowieczeństwa oraz tego, kim był kiedyś? Młodym, zdolnym chłopakiem myślącym o karierze muzycznej, kochający swoją matkę i kimś, dla kogo mały Krzysiek był wzorem do naśladowania. Łukasz Borowski umarł, a narodził się Lukas. Chłopak z miasta.
Ile się naczytałam książek, które nawiązywały do poprzednich części cyklu i tylko w minimalny sposób wnosiły coś więcej do fabuły? Odpowiem: nie będę nawet starała się policzyć. Pisane na siłę, nudne i mało błyskotliwe.
A jak jest w przypadku Historii Lukasa?
Moje głębokie westchnienie pełne zadumy powinno starczyć za odpowiedź.
Łukasz pokonuje czas zatracając się we własnych wspomnieniach. Jego spowiednikiem jest młodszy Borowski, Krzysiek, który był zbyt mały by pamiętać wieczór, gdy to ostatecznie starszy brat poróżnił się z ojcem. Do tej pory Zakręty Losu były przedstawione tylko z jednej strony - Kaśki i Krzyśka. Jednak jaka jest wersja wydarzeń Łukasza? Nawet nie przypuszczałam, że może być aż tak tragiczna. Teraz wydaje mi się, że to udręczony nastolatek dźwigający na swoich barkach zbyt wygórowane wymagania co do własnej przyszłości. Był ambitny i na pewien sposób wrażliwy; kochał grać na saksofonie marząc o karierze muzycznej. Ale był ktoś, kto nie mógł zrozumieć, że Łukasz tracił dla takich bzdetów czas, który mógłby przeznaczyć na naukę. Jego własny ojciec. Chciał, żeby starszy syn poszedł w jego ślady i został znanym i cenionym adwokatem. Doszło do tego, że każdy z nich powiedział o jedno słowo za dużo i zrobił o jedną rzecz za dużo. Przez ten jeden błąd ojciec stracił syna, matka ukochanego Łukasza, a Krzysiek brata. Natomiast Łukasz zatracił sam siebie. Wciąż mam przed oczami ten szczególny sposób, w jaki zaczęła się kariera Lukasa na mieście. Jedna osoba poznała go kolejnej i tak zaczął się łańcuszek kontaktów. Lukas stał się gangsterem, handlarzem i mordercą. On myślał i działał. Jego umysł był przestawiony tylko na jedną robotę. Pogrążał się w nadziei, że w tym całym mrocznym świecie znajdzie zbawienie od problemów - że w końcu zapomni. Odsunął od siebie rodzinę, aby ochronić ją przed światem, z którym się złączył. Jego serce pochłonęło mrok, aż do czasu gdy spotkał Małgosię.
"Rodzina mnie osłabiała, dlatego musiałem się od niej odsunąć. I systematycznie, krok po kroku właśnie to robiłem. Odsuwałem się. I wbrew temu, co siedziało głęboko ukryte w moim sercu, uważałem, że tak będzie najlepiej. I dla nich, i dla mnie. I że czuje się z tym doskonale. Nie ma to jako oszukiwać siebie samego."*
Muszę przyznać, że się autentycznie wzruszyłam czytając ich skomplikowaną historię. W Zakrętach Losu Gośka wydawała mi się być nabuzowaną hormonami nastolatką, której imponowało to, czym zajmuje się jej starszy od niej facet. Więc gdy oczami wyobraźni widziałam niewinną nastoletnią Gosię, która od pierwszego wejrzenia zakochuje się w mrocznym Lukasie, zostałam pozbawiona tchu. To było piękne, bo na jedną chwilę można dostrzec dawnego Łukasza, który goni za miłością, niegdyś ulotnym marzeniem, fatamorganą podziwianą z daleka, mitem i legendą. Bo przecież na takie dobre uczucie nie ma miejsca w świecie Lukasa, który żelazną ręką rządził mrocznym Wrocławiem.
I kiedy dochodzi do tragedii, która odbija się na życiu wszystkich bohaterów powieści, Lukas ostatecznie zamyka się na wszelkie bodźce ze strony świata. Nikomu nie pozwala zbliżyć się do siebie i do swojego życia, uważając że nie zasługuję na nic dobrego, a myśląc w ten destrukcyjny sposób, dobrowolnie skazuje się na samozagładę.
Jednak los ma wobec niego inne plany...
"- Tylko ja czasami zastanawiam się, czy skoro po drodze skrzywdziłem tak wiele osób, teraz mogę... - Łukasz spojrzał na Krzyśka szeroko otwartymi oczami, w których ten dostrzegał strach.
- Co możesz? - spytał łagodnie młodszy Borowski.
- Mieć życie... - szepnął Łukasz głosem pełnym bólu. - Normalne życie. Z nią. Moją Magdą..."**
Ten element romansu jest wzruszający i zarazem obłędny! Ból i rozpacz, odrzucenie i mrok. Wszystko scala się w jedna precyzyjną całość, także w niektórych momentach może stanąć czytelnikowi serce. Nie mogłam oderwać się od Historii Lukasa. Są momenty, w których jestem wściekła na Gośkę i wyzywam Lukasa od tchórzliwych drani. Wstrzymuję oddech, gdy dochodzi do momentu gangsterski porachunków z końcową egzekucją w Lukasowym Lasku. Swoją drogą autorka imponuje swoją umiejętnością kreowania postaci, zmyślnego tworzenia sytuacji, a w momentach, gdy na scenę wchodzi mroczny półświatek... zastanawiam się, skąd Agnieszka Lingas-Łoniewska czerpie swoje informacje na temat całego funkcjonowania mafijnego świata. Bo szczerze wątpię by aż tak dobrze zmyśliła niektóre rzeczy...
Podsumowując: wartka akcja, wciągająca historia człowieka szukającego odkupienia i fantastyczny styl autorki sprawia, że Zakręty losu doczekały się perfekcyjnego końca.
Chociaż... może to wcale nie koniec? W końcu Łukasz doznał odkupienia i odnalazł to, czego od początku sobie odmawiał i przed czym się wzbraniał. Uciekał od miłości, zarówno tej rodzicielskiej, braterskiej jak i od kobiety, która pokochała go naprawdę i przez to jeden błąd zaważył na życiu wszystkich bohaterów Zakrętów losu. Jednak w jego życiu pojawił się ktoś, komu mógł na powrót powierzyć swoje serce. I to właśnie jest początkiem nowego życia.
Historia Lukasa to genialne ukoronowanie całej trylogii, a przez swoją spowiedź Lukas doznaje czyszczenia i w ostatecznym rozrachunku na powrót staje się Łukaszem Borowskim.
Ma nowe życie. Nową miłość. Nowy początek.
Bo jak mawiała Wisława Szymborska "Każdy początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta jest w połowie"****.
"Życie pozbawione miłości jest nic nie warte."***
*,**,*** cytaty pochodzą ze stron: 46, 93 i 154 Zakrętów losu: Historii Lukasa Agnieszki Lingas-Łoniewskiej
**** fragment wiersza Wisławy Szymborskiej Miłość od pierwszego wejrzenia
PS: Podczas lektury zapraszam do słuchania (oprócz genialnych kawałków zaproponowanych przez samą autorkę, który to spis znajduje się w książce), swoje dwa utwory, które moim zdaniem idealnie oddają klimat Zakrętów losu.
Ira - Mój bóg
Ada Szulc - Big love
Życie człowieka to nieodłączna walka z samym sobą. To ciągłe pasmo wyborów, nieustanna walka z własnymi słabościami, w tym pokonywanie kolejnych zakrętów losu.
Mówią, że koniec wieńczy dzieło. A co dalej? Pustka? Nie dla mnie.
Może i nasz Łukasz Lukas Borowski zakończył pewien etap w życiu, paląc za sobą wszelkie mosty. Powrót do przeszłości nie jest możliwy, jeśli...
W ciągu kilku ostatnich dni skończyłam czytać dwie najlepsze trylogie, jakie wpadły mi w ręce w ostatnim czasie. Zakręty losu Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i Pięćdziesiąt odcieni James. Gdyby ktoś zdał mi pytanie, która seria spośród tych dwóch tytułów podała mi się najbardziej... nie umiałam bym wybrać. Obie równie namiętne, równie wciągające i równie emocjonujące. Po prostu tykające bomby zaklęte w pozornie nieszkodliwe kartki papieru. Absolutny majstersztyk.
Ostatnia część kultowej Trylogii Pięćdziesięciu Odcieni ostatecznie rozwiewa wątpliwości co do związku Anastasi Steele i Christiana Greya. On szukał jedynie fizycznego związku, koniec, kropka. Ale ona chciała więcej... Dwa przeciwne bieguny, inne przyzwyczajenia, odmienne charaktery. Ale jedno serce.
Anastasia i Christian Grey powracają z miodowego miesiąca spędzonego w Europie. Ana pierwszy raz podróżowała w otoczeni ekstremalnego przepychu; zabytkowe statki, drogie apartamenty, jeszcze droższe prezenty - od obrazów, po bransoletki. Świat erotycznych uniesień, w który wprowadził ją Christian, był dla niej obcy i niezrozumiały, a jednak podniecający. Natomiast świat bogatego Christiana, który lekką ręką wyrzuca kilka tysięcy euro za obraz przedstawiający trzy papryki, jest dla niej czarną magią. Ale prawdziwe niespodzianki czekają na nią po powrocie do domu. Jack knuje, spiskuje i ostatecznie posuwa się do najgorszego. Ana walczy o rodzinę, bo czuje że jej małżeńskie szczęście przecieka jej przez palce.
Wcześniej Ana bała się, że któregoś dnia bańka mydlana pęknie i Christian od niej odejdzie... nigdy nie przypuszczała, że może się stać na odwrót.
Grey z całą pewnością nie jest książką, którą po przeczytaniu ostawimy na półkę, albo wydamy koleżance. Gwarantuje, że ona z wami zostanie. Na zawsze. I nie mówię tu o książce jako o rzeczy materialnej. Grey to historia dwojga skrajnie odmiennych ludzi, których dzieli wszystko; od drobnych codziennych przyzwyczajeń, aż po spędzanie czasu wolnego. Inaczej postrzegają świat; Ana jest ufna, niewinna i naturalna, Christian spięty, skupiony, drażliwy, nieufny... Ale łączy ich jedno. Wspólne serce.
Christian prawdopodobnie do końca będzie się zmagał z traumą przeszłości w większym bądź mniejszym stopniu, niemniej przeszłość nigdy nie da mu o sobie zapomnieć. Ana może jedynie pomóc mu odnaleźć się w otaczającym go świecie, nauczyć go miłości i tolerancji. Weźmy na ten przykład: Christian w ogóle nie myślał w kategoriach, że mógłby być kochany przez kogoś z poza rodziny. Nawet był zdziwiony, że jego eksniewolnice były w nim zakochane do tego stopnia, że stały się psychicznymi prześladowcami.
Christian i Anastasia to doskonały przykład, jak dwa przeciwieństwa łączą się w jedną całość. On pokazał nieznany jej świat: mroczny świat rozkoszy, bólu i spełnienia. Ona nauczyła go miłości i samoakceptacji.
Podoba mi się sposób, w jaki James ujęła wszelkie lęki Any i jak je w cwany sposób wykorzystała. Jak wspominałam, Ana najbardziej bała się, że któregoś dnia Christian, zmęczony ułożonym życiem odejdzie od i na powrót stanie się dominantem. Ale wtedy wychodzi na jaw, że roztrzepana Ana od kilku tygodni przekładała wizytę u ginekologa. I tak witamy Fasolkę - swoją drogą uwielbiam to słowo!!! :)
Z początku faktycznie, Christian jest przerażony; obwinia Anastasie, że to ukartowała, miota się jak dziecko we mgle i jest dogłębnie przerażony zaistniałym stanem rzeczy. Nigdy nie myślał o ojcostwie, szczególnie, że jeśli o sferę emocjonalną to etapem odpowiada nastolatkowi, więc nie może znieść myśli, że mógłby się z kimś Aną dzielić. Szczególnie z jego własnym dzieckiem.
W tym samym czasie uderza Jack. Wszystko się kumuluje i jedynym rozwiązaniem, by uratować Greyów jest spełnienie żądań Jacka.
Ich świat już stał na głowie, a teraz dodatkowo wywrócił się na lewą stronę. Ana i Christian będą musieli się naprawdę postarać, żeby wybaczyć sobie nawzajem i zapomnieć o urazach. A najważniejsze jest to, że przez tę lekcję życia dowiedzieli się, czym jest zaufanie.
Kolejnym punktem, o którym wręcz muszę wspomnieć, jest... przysięga małżeńska!!! Jest przepiękna, wzruszająca... po prostu obłędna! Będę szczera, łzy zakręciły mi się w oczach. Do teraz mam dreszcze, jak sobie o niej pomyśle.
Można powiedzieć: to jest już koniec, nie ma już nic... Ale epilog mówi co innego. Przyszłość to nie koniec. To początek.
Poza tym czeka nas również ekranizacja, a jej to ja już nie mogę się doczekać. Przede wszystkim, nurtuje mnie - pewnie jak miliony czytelników -, kto zagra główne postacie Any i Christiana. Jest wiele teorii. Najczęściej słyszanymi nazwiskami do roli Greya są: Robert Pattinson, Jessie Pavelka, Ian Somerhalder, Jonathan Rhys Meyers, Colin Egglesfield, Chris Pine, William Levy, Joshua Bowman, James Deen, Matt Bomer oraz Alexander Skarsgård.
Natomiast do Anastasii brane są pod uwagę: Lauren Watson, Kristen Stewart, Lyndsy Fonseca, Emily Browning, Mila Kunis, Minka Kelly, Emma Watson, Ashley Greene, Lucy Hale, Elizabeth Olsen, Amanda Seyfried, Alexis Bledel, Katie Cassidy oraz Nina Dobre.
To że padnie nazwisko Pattinsona i Stewart, było wiadome, ale zastanawiam się co w tej mieszaninie robi Chris Pine, Ian Somerhalder czy Nina Dobre - ona z całą pewnością nie utożsamia mi się z niewinnością - Amanda Seyfried czy - słodki boże! - Minka Kelly!!! To musi być ktoś, na kogo raz rzucimy okiem i od razu stwierdzimy "Tak! To nasz Grey!"
Mam nadzieję, że nie zaliczą takiej wpadki, jak w przypadku Intruza Stephenie Meyer, gdzie powieka drga mi niekontrolowanie, kiedy widzę aktorów grających Melanie albo Iana.
Trylogię Pięćdziesięciu Odcieni polecam każdemu bez względu na płeć, wiek czy poglądy religijne a nawet polityczne... no może w przypadku wieku, ograniczyłabym się do +18, no mimo wszystko...
Myślę, że najbardziej podobają nam się książki, które poszerzają nasze horyzonty. Wyobraźnia nie ma ograniczeń, dlatego wygodnie się ucieka do tej krainy, gdzie wszystko się może zdarzyć. Grey to całkowicie inny świat. Świat, z którym nigdy się nie rozstanę. Bo paradoksalnie wydaje się być na wyciągnięcie ręki, ale zaleźć Greya wśród stalowych drapaczy chmur przytłaczająco wielkiego miasta, jest sztuką, którą poznała do tej pory tylko Anastasia.
I naprawdę dobrze, że to ona przyszła przeprowadzić wywiad z Christianem, a nie Katherine Kavanagh ;)
– Myślę, że będziemy tu szczęśliwi – szepczę,
zamykając oczy.
– Aha. Ty, ja i... Fasolka.*
* cytat pochodzi ze strony 665 Nowe oblicze Greya, E L James
W ciągu kilku ostatnich dni skończyłam czytać dwie najlepsze trylogie, jakie wpadły mi w ręce w ostatnim czasie. Zakręty losu Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i Pięćdziesiąt odcieni James. Gdyby ktoś zdał mi pytanie, która seria spośród tych dwóch tytułów podała mi się najbardziej... nie umiałam bym wybrać. Obie równie namiętne, równie wciągające i równie emocjonujące. Po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Los lubi płatać figle, często naśmiewając się z nas do rozpuku. Ukryty gdzieś za rogiem rzuca pod nogi kłody, podstawia nogę albo szturcha nas zaczepnie w żebra. Jednak często mówimy "nic nie dzieje się przypadkiem", bo każde zdarzenie musi mieć swoją przyczynę.
Właśnie w Podarunkach losu splot niecodziennych zdarzeń dał początek nowemu życiu. I wspaniałej miłości.
Jenny Fletcher jest pogodną, skromną i urodziwą młodą kobieta. Kilka lat temu po tragicznej śmieci rodziców, Jenny trafiła pod opiekę miejscowego pastora Boba Hendrena i jego żony Sary, którzy przyjęli ją ciepło i traktowali jak własną córkę. Oprócz Jenny mieli dwójkę swoich dzieci: sympatycznego i odpowiedzialnego Hala oraz Cage, czarną owcę rodziny. W miarę dorastania, Jenny i Hale zbliżyli się do siebie, a o ślubie wcale nie trzeba było głośno mówić - to był fakt oczywisty. Jednak przejęty niesprawiedliwością świata i pomocą bliźnim, Hale co rusz przekładał datę ślubu wystawiając cierpliwość swojej narzeczonej na wielką próbę. Kroplą, która przepełnia czarę był wyjazd Hala do Ameryki Środkowej z misją humanitarną. Nie będąc pewną czuć Hala, próbuje uwieźć własnego narzeczonego w wieczór poprzedzający jego wyjazd. Tracąc dziewictwo myśli, że zdołała w ten sposób nakłonić Hala do odrzucenia propozycji wyjazdu. Ale bladym świtem chłopak opuszcza miasteczko bez pożegnania. W jednej chwili całe poczucie szczęścia i bezpieczeństwa ulatuje z Jenny, jak powietrze z przedziurawionego balonu. A to jeszcze nie koniec złych wiadomości.
Wiadomość o śmierci Hala szokuje wszystkich. Jego rodzicie są załamani, bo oto zmarł ich ukochany i dobrotliwy synek, a Jenny... ma problem. W trudnych chwilach wspiera ją Cage, brat Hala, miejscowy awanturnik, kobieciarz i łobuz. Ale Jenny poznaje go od innej, zadziwiającej strony. Przy Jenny Cage staje się łagodny, opiekuńczy i troskliwy. Zaczyna też czuć do niego coś, czego do tej pory nie czuła nawet przy Halu. Ale jak zareaguje Cage i jego rodzice na wieść, że Jenny jest w ciąży?
Nie mogę powiedzieć, że książka była obfita w jakieś nagłe zwroty akcji. To jedna z tych prostych, niezajmujących dużo czasu powieści, przy których nie dorobimy się bólu głowy. Od początku wiemy, kto podszył się pod Hala w noc poprzedzającą jego wyjazd do Ameryki Południowej i odebrał dziewictwo Jenny oraz jakie miał ku temu powody. Hale przede wszystkim był mężczyzną zapatrzonym we własne idee, miał jasno określone zasady, którymi się kierował. Dobre wychowanie oraz chęć sięgnięcia ideału w oczach rodziców była tak wielka, że nieświadomie ranił Jenny odtrącając ją na każdym kroku. A tamtej felernej nocy dał jej jasno do zrozumienia, że chęć ofiarowania mu swojego dziewictwa w zamian za zrezygnowanie z wyjazdu, to najgorszy szantaż. Ale jeszcze tej samej nocy, pod osłoną ciemności ktoś odwiedził Jenny w łóżku. I od razu wiemy, kim był ten drugi gość, ale nasza bohaterka praktycznie do końca jest przekonana, że nosi pod sercem dziecko swojego zmarłego narzeczonego.
Jenny łatwo manipulować - robi wszystko, o co proszą ją rodzice Hala i sam narzeczony, a swoje prawdziwe myśli dusi w sobie. Dopiero, kiedy pod sercem rozwija się życie, o które musi dbać i walczyć, bierze sprawy we własne ręce. Znalazła pracę, wyprowadziła się z domu. I cały czas ma oparcie w Cage, który mimo swojej wadliwej reputacji zaproponował jej małżeństwo. Niestety, Jenny źle interpretuje jego zamiary, bo przekonana, że to po prostu zwykła dżentelmeńska pomoc - wziąć odpowiedzialność za zmarłego brata - odrzuca oświadczyny kochającego ją od lat Cage. Ale z czasem zauważa, że podświadomie czuje większą potrzebę przebywania w jego towarzystwie. A dotyk Cage... jego pocałunki, wywołują u niej rozkoszne dreszcze. Zaczyna się zakochiwać i zauważa, że to zupełnie inne uczucie niż te, którym darzyła Hala.
Cage od lat kochał się potajemnie w Jenny. Pozwolił, by związała się z jego bratem, bo przecież zasługiwała na najlepsze traktowanie. Dopiero po czasie zdał sobie sprawę, jak w okrutny sposób jest wykorzystywana zarówno przez Hala jak i jego rodziców. Jego uczucie do Jenny nie wygasło nawet z upływem lat. A teraz Cage bije się z myślami, że w tak okrutny sposób wykorzystał niewinną dziewczynę.W jaki sposób powie swojej niedoszłej bratowej, że dziecko którego się spodziewa nie jest jego zmarłego brata?
Ta książka jest pod wieloma względami rozkosznie słodka, szczególnie gdy Cage próbuje odbudować relacje z Jenny i sprawić by się w nim zakochała. Prawdę powiedziawszy, to trochę zaczął od niewłaściwej strony - najpierw zrobił ukochanej dziecko, a później starał się, by zwróciła na niego uwagę... W tym momencie brzmi to nawet komicznie.
Jednak w Podarunkach losu mamy także autentyczny ból straty, oczekiwania, ból radosnego podniecenia. Ból zatracenia.
Bez wątpienia postaciami wołającymi o potępienie jest pastor z żoną. W sposób, jaki traktowali swoich synów jest karygodny. Hal zawsze był podporządkowanym, uczynnym i pilnie uczącym się chłopcem, podczas gdy Cage chodził własnymi ścieżkami, niejednokrotnie wpadał w tarapaty i poznawał życie od tej najgorszej strony. Można nawet powiedzieć, że rodzicie się go wyparli i przestali postrzegać jako swojego syna, bo przecież nie spełnił ich oczekiwań. Natomiast wierzyli w zaślepionego Hala i wspierali go na każdym kroku. Wszystko co mieli podawali Halowi na srebrnej tacy, łącznie z Jenny.
Tylko Cage musiał na wszystko zapracować swoimi siłami. Bo przecież wsparcia ze strony rodziców nie miał. Nawet nie doczekał się tego po śmierci wspaniałego Hala.
Zakończenie książki jest wspaniałe - innego nie mogłam sobie wymarzyć. Książkę czyta się przyjemnie i szybko - po przecież fabuła nie jest jakaś specjalnie zawiła, ani porywająca - i w takiej mierze przychodzi zadowolenie po skończeniu lektury. Takie książki przywracają wiarę w człowieka. Bo nie ważne, w jaki sposób patrzymy na życie - czy jest się awanturnikiem spod ciemnej gwiazdy, czy idealistą walczącym w kraju trzeciego świata, tak samo nasze życie się zaczyna i kończy. Sposób w jaki je przeżyjemy zależy tylko od naszych decyzji. I od kapryśnego losu.
Bo być może, gdyby Hal został i związał się węzłem małżeńskim z Jenny, to ich małżeństwo mogłoby nie być idealne. Dlaczego? Bo nie byłoby w nim miłości, a Jenny do końca pozostałaby służącą pod dachem Hendrenów.
A tak zyskała wolną wolę. I synka. Męża. I miłość. Ich obu. Bo czasami tylko to wystarczy, by nasze życie było spełnione.
Los lubi płatać figle, często naśmiewając się z nas do rozpuku. Ukryty gdzieś za rogiem rzuca pod nogi kłody, podstawia nogę albo szturcha nas zaczepnie w żebra. Jednak często mówimy "nic nie dzieje się przypadkiem", bo każde zdarzenie musi mieć swoją przyczynę.
Właśnie w Podarunkach losu splot niecodziennych zdarzeń dał początek nowemu życiu. I wspaniałej miłości.
...
Tej książce rok temu powiedziałam stanowcze nie. Wystarczyło mi, że w opisie rzuciło mi się w oczy słowo zombi i automatycznie przekreśliłam całą powieść. Jakoś nie mogłam się przemóc do romantycznej historii trupa kierującego się jedynie podstawowym instynktem jakim jest szukanie jedzenia w postaci ciepłego ludzkiego ciała, który nagle zakochuje się w żywej istocie. Nadal miałam przed oczami wizję filmów Rec i miałabym to połączyć z tematyką podobną do Romea i Julii? Jakoś tego nie widziałam.
Więc, kiedy w niedzielę poszłam do kina na "Sagę Zmierzch: Przed świtem cz. 2", przed seansem puścili kilka zwiastunów nowych produkcji filmowych.
A mnie wmurowało. I nie mówię tu o grudniowym hobbicie, ale o Ciepłych ciałach.
Sprawdziłam opis w necie, przeczytałam fragmenty rozdziałów i... wczoraj kupiłam.
"Może żyjemy wiecznie, nie wiem.
Przyszłość jest dla mnie równie mglista, jak przeszłość. Nie potrafię martwić się ani o jedną, ani o drugą, a teraźniejszość nie jest dla mnie szczególnie ważna.
Można powiedzieć, że dzięki śmierci stałem się bardziej zrelaksowany"*
Na naszą planetę spadła zagłada. Nie wiadomo dokładnie, czy to była zapaść finansowo-społeczna, czy jakiś zmutowany wirus, bomba biologiczna lub obca cywilizacja. Nagle świat pogrążył się w chaosie i część ludzi podzieliła się na Żywych i Martwych. Nie na zombie i ludzi, ale Żywych i Martwych. A tak przynajmniej kwalifikuje swój gatunek R.
Chłopak nie ma imienia, pamięta jedynie że zaczynało się ono na R. Nie wie, jak stał się Martwy i jakie było jego wcześniejsze życie. Podejrzewa jedynie, że musiał dużo podróżować, nie narzekając na przypływ pieniędzy; ma na sobie czarne spodnie, popielatą koszulę i elegancki czerwony krawat... które niestety zabrudziły się przez dość specyficzną kulturę spożywania posiłku. Jego egzystencję wypełnia pustka. Niewiedza wywołuje u niego pewnego rodzaju frustrację, ale też ciekawość, dzięki której zgłębia nurtujące go pytania. Przynajmniej do momentu, w którym jego myśli nie bledną i o nich nie zapomni.
Podczas jednego z wypadów po świeże mięsko, R poznaje Julie, dziewczynę, która w desperackim akcie obronnym rzuca w niego nożem trafiając w sam środek czoła. Niezbyt romantyczny gest, ale nagle umysł R przestaje myśleć wyłącznie o posiłku w niemej próbie ugaszenia pragnienia, i zmienia swój tor rozumowania. Nagle jedyną rzeczą, która wydaje się istotna dla R jest zapewnienie bezpieczeństwa Julie.
A samo ich spotkanie nie przejdzie bez echa.
"- Jesteś... życiem - mamroczę w jej włosy. - Jesteś warta tego... by dla ciebie żyć."**
Ostatnimi czasy pełno jest książek, których akcja toczy się w surrealistycznym świecie przyszłości, i gdzie występuje związek pomiędzy człowiekiem a stworzeniem z krainy mroku. W tym wypadku to nie jest przysłowiowy pułkowy zapychacz, ale coś naprawdę... głębszego.
Wszystkie zdarzenie opisywane są przez R, który jest niesamowicie dobrym korespondentem. Jest na swój sposób elokwentny, także mamy potwierdzenie tego, iż w przeszłości był wykształconym, zdrowym i wysportowanym młodym człowiekiem. Czasami nawiedzają go pewnego rodzaju wspomnienia odnośnie jedzenia, ubioru, uprawianego sportu albo życia seksualnego. Z chwilą, gdy poznaje Julie jego umysł wypełniają liczne obrazy tej ślicznej, niebieskookiej, drobnej blondynki. Chociaż sama Julie nie jest wcale onieśmielona tym, że Martwy ją uratował i chce jej pomóc. Raczej jest zaciekawiona tym, w jaki sposób potoczy się ich znajomość. Tu mamy malutkie porównanie Belli i Edwarda ze Zmierzchu. Edward i R to romantycy, dla których najważniejszą rzeczą jest bezpieczeństwo ukochanej. Są niewymownie przystojni, dobrze wychowani i jak na umarlaków myślą całkiem logicznie. Z kolei Bella i Julie są całkowicie pozbawione instynktu samozachowawczego i ze stoickim spokojem przyjmują każdą nowość w ich dość nudnym życiu. Ale też Julie nie jest taką ciamajdą, jak Bella. Julie jest córką generała i w wieku dziewiętnastu lat wypłakała już wszystkie łzy. Jest młodą kobietą, zbyt mocno doświadczoną przez los, która nie jeden ciężar życia musiała udźwignąć. Ma wiele ukrytych szkieletów w szafie, ale to wcale R nie przeszkadza. Nie kiedy Julie i jemu zagrażają prawdziwe szkielety, które wyczuły dziwne wibracje w powietrzu spowodowane odwzajemnionym uczuciem R do Julie. Nastała era zmian i nie koniecznie każdemu przypadną one do gustu.
Ci, którzy czytali Ciepłe ciała zapewne widzą pewne podobieństwo również w stronę Intruza Stephenie Meyer. Ale w to akurat nie będę się wgłębiać, bo zbyt dużo powiem, zbyt wiele zdradzę. Jednak mimo takiej mieszanki czuje się naprawdę... błogo. Kiedy kupiłam książkę i zaczęłam ją czytać w autobusie, myślałam tylko o tym, by pochłonąć całą powieść jednym haustem. Chciałam wiedzieć, poznać i zakochać się w bohaterach. Teraz, zaraz, natychmiast! I zrobiłam to. Od pierwszej strony.
Generalnie to w trakcie czytania zupełnie nie odczułam tego, by Ciepłe ciała były wymysłem jakiegoś pisarza... kobiety czy mężczyzny - płeć nie ma tu żadnego znaczenia.Wszystko co przeczytałam, to po prostu myśli R. Logiczne zdania, całkiem realny sposób postrzegania świata, które w pewnych momentach brzmią na swój sposób śmiesznie, np:
"Utrata ramienia, nogi czy części klatki piersiowej to drobiazg. Pomniejsza kwestia kosmetyczna"***
Książka pokazuje nam, jak kruche jest nasze życie i jak łatwo może zostać zapomniane. Jesteśmy tylko ciałami; krwią, szkieletem kości, mięśniami i organami. Po śmierci nie ma znaczenia kim byliśmy, gdzie pracowaliśmy, z kim się związaliśmy, jakie były nasze plany, marzenia, czy byliśmy dobrzy czy źli... Jakie nosiliśmy imię. To wszystko zanika wobec przerażającej wizji końca świata. A podejrzewam, że nikt nie zapyta nas o zdanie, gdy taki koniec będzie musiał nastąpić. Ciepłe ciała uświadomiły mi również, jak wielu z nas gra martwych za życia. Bo życie to nie jest niekończąca się wędrówka w te i z powrotem, to nie przemierzanie tysięczny raz tej samej trasy z pustką w głowie. Życie powinno być nieustanną autostradą tętniących chwilą emocji i romantycznych uniesień. Nie powinniśmy zapominać, że mamy tylko jedno życie i należy je wykorzystać do maksimum. Aby nie żałować. By nie być Martwym za Życia.
Ciepłe ciała przedstawiają nam wizję świata, który niebłagalnie dąży do autodestrukcji. I kiedy wszystko zmierza ku mrocznej wizji końca cywilizacji, rodzi się ostatni promyk nadziei.
Właśnie ten promyk porusza serce R. To miłość i nadzieja. To nowe życie i nowe marzenia.
To życie z dnia na dzień, z nadzieją na lepsze.
* strona 13, Ciepłe ciała Isaac Marion
** strona 200, Ciepłe ciała Isaac Marion
*** strona 16, Ciepłe ciała Isaac Marion
Zapraszam na blog: anneethlinnscott.blogspot.com
Tej książce rok temu powiedziałam stanowcze nie. Wystarczyło mi, że w opisie rzuciło mi się w oczy słowo zombi i automatycznie przekreśliłam całą powieść. Jakoś nie mogłam się przemóc do romantycznej historii trupa kierującego się jedynie podstawowym instynktem jakim jest szukanie jedzenia w postaci ciepłego ludzkiego ciała, który nagle zakochuje się w żywej istocie. Nadal...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedyś na romanse historyczne patrzyłam z przymrużeniem oka, bo wydawały mi się odpowiednie dla starszych kobiet szukających miłosnego uniesienia zaklętego na książkowych stronicach. Widząc je w ten sposób, nie wydawały mi się odpowiednie. Po prostu przydzieliłam je do kategorii banalnych, ckliwych historyjek miłosnych, gdzie naiwna i nieporadna życiowo pannica doświadcza pierwszych namiętnych uczuć.
Otwarcie przyznaje się do błędu.
Tytułowym Skandalistą jest młody hrabia Benjamin Hawskmoor, który w pełni zasługuje na swój przydomek. Jest stałym bywalcem domów uciech, zatwardziałym hazardzistą, uwodzicielem, który z premedytacją kradnie serca dam w każdym wieku. Nie myśli o żeniaczce, chyba że z dziedziczką fortuny. Bo dla niego nie liczą się żadne uczucia. W końcu trudno mówić o miłości komuś, kto wyzbył się jej lata temu.
Catherine Fenton jest niczym drogocenny ptaszek zamknięty w klatce. Ojciec, który jej nie kocha ożenił się ponownie, a nowa macocha po latach życia w ograniczeniu zaczęła sprawiać kłopoty wdając się w romanse i uzależniając się od laudanum. Na dodatek Catherine zostaje narzeczoną lorda Whitersa, wspólnika jej ojca. Jest przystojny i bogaty, więc zapewni Catherine przyszłość. Ale ona sama uważa lorda Whitersa za nikczemnego człowieka pozbawionego zasad moralnych. Chciałaby móc samej decydować o swoim życiu, a przede wszystkim, wyjść za tego, który pokocha ją całym sercem, a nie umiłuje sobie pieniądze z jej spadku.
Spotykają się przypadkiem, ale wbrew pozorom więcej ich łączy, niż dzieli. Oboje starają się ukryć pod maską ułudy swoje prawdziwe oblicze, nie lubią roztkliwiać się na swoim losem, a i przyjaźń oraz rodzina są dla nich najważniejsze na świecie. Los coraz częściej splata ich ścieżki, aż w końcu mami dziwnym elektryzującym uczuciem postanawiają poddać się namiętności. Pozostaje jedno pytanie. Czy pieniądze dziedziczone przez Catherine zaślepią ich oboje, także odrzucą prawdziwą miłość?
Historia zawarta w Skandaliście opowiada o hrabiego Benjamina Hawskmoora, chłopca który od najmłodszych lat głodował i mieszkał w nędzy. Na to wszystko skazał go własny ojciec wyrzucając jego i matkę, żonę hrabiego z domu. Powinien wychowywać się w pałacu, uczęszczać do najlepszych szkół i jeść najwykwintniejsze potrawy, a przez kilka lat musiał patrzeć, jak jego matka pracuję od rana do nocy, by zarobić na jedzenie i utrzymanie. Życie nauczyło Bena, że pieniądze przynoszą szczęście, a przede wszystkim - jedzenie. Dlatego postanowił, że nigdy nie dopuści by wizja utraty domu stała się realna. Pod żadnym pozorem.
Zupełnie inny sposób myślenia ma Catherine, która właściwie uznaje pieniądze za źródło wszelkiego zła i nieszczęścia. Jasne, jest to przyjemny środek handlu, ale przez zakłady, handel zakazanym towarem, hazard i inne przyjemności, które umilają czas (szczególnie mężczyznom), nabrała pewnego obrzydzenia do pieniędzy, jak i sposobu w jakim ludzie starają się utrzymać płynność finansową. Z początku Ben intryguje ją jako mężczyzna; mami, nęci i rozpala w niej dotąd nie znane uczucia. Dopiero, gdy dowiaduje się, kim jest ten uwodzicielski mężczyzna przywołuje się do porządku. Ale nic nie może poradzić na rosnącą w niej tęsknotę za jego przelotnym dotykiem. Później uściskiem. A jeszcze później pocałunkiem.
Skandalista to historia ludzi, których życie kręci się wokół pieniądza, bo szczęście daje. Ukazane w powieści historie, nie tylko samej Catherine i Benjamina, ale także pozostałych bohaterów, pokazują ile jest w stanie poświęcić człowiek dla samej satysfakcji, jaką jest czerpanie korzyści z ogromnej ilości gotówki. Często ludzie zatracają się w samym dążeniu do idei bogactwa, także nie patrzą na czyhające zagrożenia, albo też popadają w skrajne szaleństwo. W innym wypadku pieniądze wydają się zbędne i stanowią tylko ciężki problem na drodze ku realizacji własnych marzeń, bo i tak każdy kto na nas spojrzy będzie miał w oczach odzwierciedlenie brzęczącej monety. Jeszcze inni są zmuszeni do usługiwania własnym ciałem i duszą, by móc przeżyć z dnia na dzień. A ludzie to wykorzystują.
To niekończący się łańcuszek, który pozostaje niezmienny po dziś dzień. Nie ważne czy minie trzysta pięćset czy tysiąc lat - kolejność pozostanie niezachwiana.
Co się tyczy samej kompozycji to stylem i frazą utknęliśmy w XIX wieku, czyli mamy bardzo dobre podłoże historyczne i językowe.Czasami tylko irytują mnie liczne powtórzenia, które moim zdaniem są zbędę: kilka razy wspominanie tej samej śpiewki Catherine, że jest córką kupca i że urodziła się w Indiach, albo Ben, który notorycznie wraca do wspomnień, jak jego ojciec uznał go za syna z nieprawego łoża i musiał dochodzić swoich praw do majątku przed sądem. Akurat o takich rzeczach wystarczy wspomnieć tylko raz. Nie potrzebne są powroty do tego tematu.
Historia Skandalisty to opowieść o przysłowiowej gonitwie za pieniądzem i miłością. Główni bohaterowie uczą się odrzucać pozory, a zaczynają rozmawiać, pozostawiają za sobą uprzedzenia i próbują odkryć, czym tak naprawdę jest miłość. Może to tylko gorące uczucie, a może także poświęcenie? Lojalność? Szczerość? Uczciwość? A może wszystko razem? I czym to wszystko jest dla Skandalisty, jak nie nowym, nieznanym mu do tej pory światem. A kiedy nasz lord będzie musiał w końcu wybrać, pieniądze, czy miłość... co wybierze?
A tak na sam koniec mam małe przemyślenie; nie sądzicie, że to smutne, jak bardzo nasze życie jest zależne od pieniędzy. Czasem, tak bardzo, że miłość i rodzina schodzą na drugi plan.
anneethlinnscott.blogspot.com
Kiedyś na romanse historyczne patrzyłam z przymrużeniem oka, bo wydawały mi się odpowiednie dla starszych kobiet szukających miłosnego uniesienia zaklętego na książkowych stronicach. Widząc je w ten sposób, nie wydawały mi się odpowiednie. Po prostu przydzieliłam je do kategorii banalnych, ckliwych historyjek miłosnych, gdzie naiwna i nieporadna życiowo pannica doświadcza...
więcej mniej Pokaż mimo to
Na Akta Spellmanów natrafiłam zupełnie przypadkowo. W pierwszej kolejności zaintrygował mnie tytuł, który jasno wskazywał, że książka będzie trzymała się klimatu thrillera albo kryminału. Jednak w zestawieniu z okładką, na której przedstawione są dwa fantazyjne drinki i postać młodej, tajemniczej kobiety, moja teoria odrobinę się zachwiała. Poczułam niepokojąco rosnącą ciekawość, więc przeczytałam opis.
I ruszyłam do kasy.
Główną bohaterką jest dwudziestoośmioletnia Isabel Spellman, przeciętna młoda kobieta pracująca w firmie swoich rodziców. A konkretnie to w biurze detektywistycznym. Zarówno jej ojciec, jak i matka - Albert i Olivia - są licencjonowanymi detektywami z wieloletnim doświadczeniem. Isabel ma starszego brata, Davida, który od początku był uważany za złote dziecko, toteż rodzice nie buntowali się, gdy wybrał inną ścieżkę kariery niż oni sami. Jednak Isabel całkowicie podzielała zafascynowanie profesją swoich rodzicieli, a karierę rozpoczęła w wieku, w którym przeważnie małe dziewczynki bawią się jeszcze lalkami Barbie, albo stroją się w eleganckie stroje swoich mam. Niestety, Izzy miała zupełnie inne dzieciństwo niż jej rówieśnicy, ale to w cale nie znaczyło, że czuje się od nich gorsza - wręcz przeciwnie. Można powiedzieć, że odrobinę zadzierała nosa stawiając się ponad koleżankami i kolegami z klasy, bo kiedy oni chodzili na zajęcia dodatkowe, Izzy przeszukiwała bazy w poszukiwaniu osób zleconych jej rodzicom do obserwacji bądź próby odnalezienia. I kiedy życie zawodowe Izabel można uznać za naprawdę udane, w sferze uczuciowej przegrywała na całej linii. Często romansowała, nadużywała alkoholu (a czasami i innych, mniej legalnych używek), nie potrafiła utrzymać stałego związku. Nawet prowadziła listę Swoich Byłych. Uzależniona od starego, detektywistycznego serialu, używania okna jako alternatywy dla drzwi, chuligańskich wybryków i notorycznego kłamstwa. Tak wygląda życie Isabel Spellman.
Nie mogę napisać nic innego, jak to że ubóstwiam książkę, jak i jej bohaterkę. Jest irytująca w takim samym stopniu, co czarująca. Notorycznie łamie zasady i wyznacza swoje własne granice prawa. Uwielbia wdawać się w bezsensowne, kłopotliwe dla innych dyskusje i walczy ze swoją matką, by ta nagminnie nie starała się umawiać jej z jakimś młodym prawnikiem. Jednak Izzy zdaje sobie sprawę, jak wygląda jej życie zawodowe, rodzinne i uczuciowe dopiero, gdy przypadkiem podczas prowadzonego dochodzenie poznaje Daniela, przystojnego i bogatego dentystę z San Francisco. Dopiero wtedy widzi, jak bardzo rodzice nie ufają swojej starszej córce, która nie jest nawet w połowie wzorem dla młodej i zbuntowanej Rae. Wcześniej nie zdawała sobie z prawy, jak ważne jest słowo "prywatność", szczególnie w odniesieniu do jej samej; rodzice śledzą każdy ruch córki, a nawet posuwają się założenia jej podsłuchu, co w moim mniemaniu jest odrobinę... chore.
Muszę przyznać, że takie przedstawienie historii młodej pani detektyw, dla której nie liczy się nic poza życiem zawodowym i więzami rodzinnymi (w kryzysowych sytuacjach), jest szalenie wciągające. Akta Spellmanów to zupełnie inna książka, niż te z którymi miałam możliwość obcować do tej pory. Książka stanowi uściślenie kilkunastu wydarzeń z życia przede wszystkim Izzy, ale także jej najbliższych. I niestety nie jest to rodzinna sielanka. Naprawdę podziwiam Izzy, że przez tyle lat miała siłę (zarówno psychiczną jak i fizyczną), by obcować w środowisku ludzi, którzy w pewnym stopniu ją ograniczali i wpływali na wszelkie podejmowane decyzje. Bo mimo, że dziewczyna będąc nastolatką buntowała się i notorycznie uciekała się do chuligańskich wybryków, to w kilka lat później rodzicie nauczyli się, w jaki sposób można manipulować zarówno Izzy, jak i pozostałymi dziećmi.
Oczywiście, nasza bohaterka ma swoją ukochaną przyjaciółkę, z którą zna się od wczesnych lat. Właśnie Petra była jej współtowarzyszką w nastoletnim piciu i paleniu, a także razem urozmaicały życie wszystkich mieszkańców ich okolicy. Nie chce spoilerować, ale to właśnie ona irytowała mnie najbardziej, także przez pewne wydarzenie, zupełnie się do niej zraziłam. I do chwili obecnej dziwie się, że Izzy tak łatwo przebaczyła przyjaciółce, która powinna być z nią szczera i całkowicie oddana, a nie skryta i wymigująca się od powiedzenia pewnej... prawdy na temat jej związku z nowym chłopakiem.
Głównym narratorem jest tu przez większość czasu Izzy, ale zdarza się, że Rae, młodsza i całkowicie krnąbrna siostrzyczka, ma swoje pięć minut. To miłe udogodnienie dla czytelnika, chociaż i bez tego zabiegu książka czyta się rewelacyjnie. Dialogi są tak śmieszne, a przy tym realne, że niejednokrotnie wybuchałam nieposkromionym śmiechem.
Autorka świetnie opisuje każdy szczegół śledztwa (bo i owszem, skoro to książka o agencji detektywistycznej, to i muszą być jakieś sprawy do wyjaśnienia), sposób udokumentowania akcji, czy nawet techniki kamuflażu, jakie stosują doświadczeni detektywi. Świetnie przekalkulowane, przemyślane i napisane. Naprawdę, przy tej książce nie idzie się nudzić, a i całe Akta czyta się w sposób szybki i przyjemny.
Akta Spellmanów to taka Bridget Jones tylko, że z jajami. Twarda, harda, inteligentna i wygadana Isabel Spellman nie ugnie się przed niczym, byle doprowadzić sprawę do końca, nawet kosztem pozwania jej do sądu, albo wydania zakazu zbliżania się. Jest typem kobiety, dla której nawet święty straciłby cierpliwość w rekordowym czasie. Tak została wychowana i urodziła się dla pracy detektywa, jednak w pewnym momencie uświadamia sobie, jak wygląda jej życie uczuciowe. Jest puste. I ciemne. I zimne. A ona bardziej niż ktokolwiek inny potrzebuje ciepła i miłości, chociaż naprawdę stara się nie okazywać słabości. Jest zmęczona kolejnymi przelotnymi związkami, które kończyły się z jej winy, dlatego gdy poznaje Daniela robi co w jej mocy, by nie trafił on na listę, jako Były Numer 9. Ale czy będzie jej łatwo zerwać z tym, co robiła przez całe życie? Czy będzie umiała zostawić za sobą swoją ukochaną pracę i odejść nie oglądając się za siebie?
http://anneethlinnscott.blogspot.com/
Na Akta Spellmanów natrafiłam zupełnie przypadkowo. W pierwszej kolejności zaintrygował mnie tytuł, który jasno wskazywał, że książka będzie trzymała się klimatu thrillera albo kryminału. Jednak w zestawieniu z okładką, na której przedstawione są dwa fantazyjne drinki i postać młodej, tajemniczej kobiety, moja teoria odrobinę się zachwiała. Poczułam niepokojąco rosnącą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Są historie, które na długo wpadają w pamięć. I w serce. Bohaterów widzimy na ulicy, jadą z nami w autobusie, mijamy ich na spacerze w ciemnym parku... albo przejeżdżają obok nas ciemną beemką :)
Można powiedzieć, że dobra książka przesłania nam świat i blokuje racjonalne myślenie. Zakochujemy się w bohaterach i wraz z nimi przeżywamy wzloty i upadki, ich miłostki oraz pałamy nienawiścią do tych samych osób.
Dajmy porwać się w wir namiętności przesyconej nutką egoizmu, rewelacyjnej historii mrocznego przestępczego świata i kruchej miłości.
Miłości, która zakwitła pośród cierni.
My nie zapominamy
Ciąg dalszy przerwanej w tak dramatycznym momencie historii trojga ludzi uwikłanych w ciemne interesy wrocławskiej mafii.
Katarzyna i Krzysztof zostawili za sobą dramatyczne losy z przeszłości. Teraz myślą o powiększeniu rodziny, skupiają się na budowaniu lepszej i jasnej przyszłości. Ale wystarczy jedna wiadomość, jeden telefon by cały ich dotychczasowy trud zawalił się jak domek z kart. Krzysiek zostanie postawiony pod ścianą, będzie musiał wycenić priorytety i zrobić wszystko, co w jego mocy, by ochronić ukochaną. Nie liczy się on. Liczy się ona. I ich niepewna przyszłość. Ale zbyt wiele w życiu przeszli, by teraz to wszystko zostawić ślepemu losowi.
Jest i Lukas. Powraca w pełni glorii i chwały działając, jak każąca ręka samego boga. Wymierza sprawiedliwość dawnym przyjaciołom, daje odkupienie tym, którym na to zasługują i krzyżuje plany mafii dokonując krwawej zemsty. I zakochuje się. Po raz drugi.
Druga szansa
Nie znam osoby, która nie wypowiadałby się na temat Zakrętów losu, bez przysłowiowego westchnienia. Każda kobieta, której poleciłam lekturę trylogii, z wypiekami na twarzy relacjonowała następnego dnia swoje odczucia względem przeczytanej historii. W większości kończyło się to na bezsennych nocach poświęconych w całości historii Lukasa i Magdy oraz Kasi i Krzyśka. Mnie samej odpowiadała para Lukas i Magda. Być może głównie dlatego, że uwielbiam ten typ złych chłopców, którym jest groźny przedstawiciel przestępczego świata zwany niegdyś Łukaszem Borowskim, a jego historia opisana jest w Zakrętach losu: historii Lukasa którą gorąco polecam, bo jeżeli i I i II tom przypadł Wam do gustu, to III zwala z nóg.
Co do samej fabuły, to rzadko spotyka się książki, które są tak perfekcyjnie, tak doskonałe. Każdy element jest rozwinięty do maksimum. Jest i przestępczy świat, który naprawdę przeraża i mrozi krew w żyłach, a o samych technikach "przekazu" wykorzystywanych przez naszych chłopców z centrum, mam ochotę zapytać się autorki: skąd ona posiadła taką wiedzę?! Autentyczność poraża. Ale to nie jest wcale zapisywane na minus. Widzimy oczami Lukasa jak wygląda świat, w którym żyje niezmiennie od kilkunastu lat. Na ten sam świat patrzy również Krzysiek, a mimo że jest młodszym bratem Łukasza, on widzi rzeczywistość w zupełnie innych barwach. Każdy z nich inaczej postrzega życie, inaczej odnosi się do śmierci. Jednak tych dwóch różnych pod każdym względem facetów łączy jedno - kochamy nasze kobiety na zabój i dla nich się poświęcamy i je chronimy. Oraz nienawidzimy i wymierzamy sprawiedliwość. Nawet jeśli oznacza to śmierć.
Łukasz dostaje drugą szanse. W Braterstwie krwi ma szansę odkupić swoje winy przez ścisłą współpracę z pewnymi osobami, a jego zadanie jest proste: rozwalić od wewnątrz ludzi, których kiedyś określił mianem wspólników. I oto nasz Lukas w najmniej spodziewanym momencie zderza się czołowo z miłością. Bo miłość jest jak... wypadek samochodowy :) Nagły zwrot akcji, jedno spojrzenie i... wypadamy z toru, a po krótkim wstrząsie wychodzimy z samochodu i stajemy twarzą z twarz z... nią.
Ale w tym całym odkupieniu należy pamiętać o jednym - przeszłości nie można wymazać, można jedynie spróbować naprawić błędy. Nie można się wybielić z dnia na dzień, tak jak wziąć gumkę do ręki i wymazać swoje akta "x" lat wstecz. Na to trzeba czasu. Przede wszystkim tego czasu, by odbudować zaufanie, naprawić błędy, zsypać przepaść. Ale co podziwiam w Lukasie to to, że on nigdy, tak naprawdę, nie zapomniał czym jest miłość. Nosił ją całe życie w sercu. Do Małgosi. Tamta miłość była pierwsza i destrukcyjna. Spontaniczna i gorąca. Druga miłość Lukasa jest dojrzała, świadoma ale to też nie znaczy, że namiętność między nim a Magdą konsystencją przypomina budyń. Raczej plamę oleju na rozgrzanej drodze. Wystarczy drobna iskra, by rozpalić gigantyczne płomienie.
Sam styl i dialogi u Łoniewskiej wprowadzają mnie w osłupienie. Jak można tak dobrze oddawać realizm chwili, tak jak ona to robi? Nie mam bladego pojęcia. Wypowiedzi bohaterów są jak wzięte z filmu. Po prostu czysty scenariusz. Szczerze mówiąc... zobaczyć Lukasa na kinowym ekranie... Och, miejsce w pierwszym rzędzie, poproszę!
Zakochałam się w tym czarującym i magicznym stylu pisarki, chociaż sama fabuła dalece odbiega od jakichkolwiek wątków fantastycznych. Każde słowo płynie prosto do umysłu i wyobraźni czytelnika, dzięki czemu świat, który rodzi się z Zakrętów Losu, przenika do naszego rzeczywistego świata.
Ta historia wciąga.
Ta historia uzależnia.
Ta historia daje też odkupienie.
Na Zakręty losu: Braterstwo krwi składa się wiele wątków. I każdy jest tak samo ważny. Nasze życie nie jest jakimś słodkim, lukrowym światem pozbawionym trosk. Bo gdzieś obok nas żyje Lukas. Ale rzadko kto bierze pod uwagę możliwość, że my w pewnym stopniu również zachowujemy się jak Lukas. Każdy z nas popełnia błędy, bo w pewnym momencie życia znajdujemy się na zakręcie i to do nas samych zależy jakich dokonamy wyborów. Czy wybierzemy dobro, czy zło.
Są historie, które na długo wpadają w pamięć. I w serce. Bohaterów widzimy na ulicy, jadą z nami w autobusie, mijamy ich na spacerze w ciemnym parku... albo Lukas przejeżdżają obok nas ciemną beemką.
I właśnie takie historie pisze samo życie.
Są historie, które na długo wpadają w pamięć. I w serce. Bohaterów widzimy na ulicy, jadą z nami w autobusie, mijamy ich na spacerze w ciemnym parku... albo przejeżdżają obok nas ciemną beemką :)
Można powiedzieć, że dobra książka przesłania nam świat i blokuje racjonalne myślenie. Zakochujemy się w bohaterach i wraz z nimi przeżywamy wzloty i upadki, ich miłostki oraz...
Książka doczekała się nowego i o niebo ciekawszego wydania. Powiem szczerze, okładka wmurowała mnie w ziemię a sama lektura zatrzęsła moim światem. Na takich powieściach powinien znaleźć się napis:
"UWAGA! Po lekturze Zakrętów losu wasze zmysły będą nastawione tylko na jeden tor, na jedną falę, a wyobraźnia nie da wam spokoju nawet w nocy! O śnie, nie ma mowy!"
Oczywiście, gdyby takie ostrzeżenie w istocie znalazło się na okładce, zaczęłabym czytać jeszcze w kolejce do kasy.
Katarzyna Kochańska przeprowadza się do nowego miasta, zamieszkała w nowym domu należącym do nowej żony ojca, a w pakiecie otrzymała jeszcze nową siostrzyczkę Małgosię. Za dużo tych nowości. Nastolatka ma problem z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości, nie do końca jest pogodzona z faktem, że ojciec wybrał sobie nową kobietę, z góry zakładając że i Kaśce spodoba się to lepsze życie.
Ale tak nie jest. Nie do końca jest idealnie.
Do momentu, w którym Kasia nie poznaje Krzysztofa Borowskiego. Chłopaka swojej przyrodniej siostry.
Między młodymi rodzi się gorące uczucie, które nie daje się ujarzmić czy zdusić w zarodku. I wtedy na scenę wkracza Łukasz Lukas Borowski, starszy brak Krzyśka. Zraniona Gośka odchodzi do Lukasa, który wciąga ją w swój mroczny, ciemny świat mafijnych interesów, narkotyków i nocnego życia. Traktuje dziewczynę obojętnie, jak chwilową dekorację swojego wypasionego samochodu. Jednak pozory bywają mylące...
Kiedy wszystko się komplikuje, a Kasia i Krzysiek wtrącają się chcąc wyciągnąć Gosię ze szponów Lukasa, ta jest do tego stopnia od niego uzależniona, że wariuje na samą myśli o tym, że mogłaby go zostawić. Kiedy Lukas zrywa z Gośką, ta decyduje się na dramatyczny ruch, który rujnuje życie wszystkim dookoła.
Świetlana przyszłość, którą sobie wyobrazili Krzysiek i Kaśka pozostała tylko marzeniem, blednącym wraz z upływem mijających lat.
Po trzynastu latach ich drogi znów się krzyżują. Ich dawno zapomniana namiętność znów wybucha. Ich miłość odradza się z popiołów niczym feniks. Ale gdzieś tam w mrokach przeszłości przemyka obraz Gośki, który kala myśl o wspólnej przeszłości. Kasia i Krzysiek muszą się nauczyć żyć z tą skazą, myszą okiełznać demony i ruszyć do przodu. Ale czy to będzie takie łatwe, skoro Lukas niezmiennie pojawia się w ich życiu?
Kasia i Krzysiek to tylko jedna z dwóch książkowych par, jednak ta jest najbardziej wyrazista, a ich miłość jest motorem napędzającym wiarę w czystą miłość. Drugą jest tu Łukasz i Małgosia. Może nie każdy z Was uważa akurat tę parę za przykład ludzi, których łączyło coś tak pięknego i cennego, ale pod wieloma warstwami pozorów, ostrych słów i czynów, Lukas i Gośka naprawdę się kochali, choć to była dramatyczna i destrukcyjna miłość. To przykład ludzi, którzy nie mogli bez siebie żyć, a ze sobą było jeszcze gorzej. Do tej konkluzji doszłam dopiero po pewnym czasie. Krzysiek i Kaśka to ta dobra para, która wywalczyła swoją miłość, natomiast Lukas i Gośka pogubili się gdzieś po drodze do osiągnięcia upragnionego celu. Lukas nie był aniołkiem, ani tym bardziej Małgosia, jednak pasowali do siebie pod wieloma względami. Gośce odpowiadał status i możliwości Lukasa, a on sam zdaje się nie chciał, żeby jego dziewczyna pakowała się w podobne bagno. W pewnym momencie powiedzieli za dużo, zrobili za dużo, popełnili gigantyczny błąd, co doprowadziło do tragedii, która odbiła się na całym życiu naszej czwórki bohaterów. Jedno życie odbierając. Trzy pozostałe burząc.
Historia przedstawiona przez Agnieszkę Lingas-Łoniewską to nie zwykły, banalny romans. To historia krystalicznie czystej miłości, w której niezmiennie mieszają osoby trzecie. To historia o poznaniu własnych słabości, dążeniu do doskonałości, ambicji, lękach, chwilach zwątpienia we własne siły i poczuciu, że to na co się porywamy tak naprawdę nie ma prawa się udać. Bohaterowie poddawani są nieustannym próbom rozdzielenia ich przez złośliwy los. Ale najpiękniejsza w tym wszystkim jest ich determinacja, gdy po latach ich drogi znów się krzyżują, a Kasia i Krzysiek wierzą, że tym razem może im się uda.
Na przekór wszystkiemu.
I na przekór wszystkim.
To historia o tym, że w życiu nie należy wątpić we własne siły szczególnie w tych najtrudniejszych momentach. Bo tylko mając u swojego boku drugą połówkę, nasze życie nabiera nie tylko sensu, ale i smaku.
Bo tylko na Zakrętach losu zwanych życiem, poznajemy nasze prawdziwe oblicze.
Książka doczekała się nowego i o niebo ciekawszego wydania. Powiem szczerze, okładka wmurowała mnie w ziemię a sama lektura zatrzęsła moim światem. Na takich powieściach powinien znaleźć się napis:
"UWAGA! Po lekturze Zakrętów losu wasze zmysły będą nastawione tylko na jeden tor, na jedną falę, a wyobraźnia nie da wam spokoju nawet w nocy! O śnie, nie ma mowy!"
...
Do tej pory żadna książka tej autorki mnie nie zawiodła. I jeszcze pół roku temu nie przypuszczałam, że cokolwiek przebije sukces Trylogii Zakrętów Losu, powieści trzymających w napięciu do ostatniego akapitu. Jednak W szpilkach od Manolo przerosły moje oczekiwania. O tysiąckroć.
Liliana to trzydziestopięcioletnia panna pracująca w dużej korporacji. Zawsze w szpilkach, zawsze elegancka. Nie narzeka na pieniądze, ma trzy koty, dla których jest ukochaną pańcią - albo, myśląc po kociemu, niewolnikiem, który czyści kuwety i daje jeść. Ma za sobą burzliwy związek, więc pozostaje głucha wobec matki wtrącającej się w jej życie uczuciowej (albo jej brak). Ma trzy ukochane przyjaciółki, za które mogłaby wskoczyć w ogień. Słowem? Życie - sielanka!
Gdyby tak jeszcze pojawił się ten jedyny, ten Wybrany, który zapełniłby pustkę w jej sercu...
Cóż, można powiedzieć, że stało się to szybciej niż myślała. A konkretnie ten ktoś zajął jej miejsce parkingowe... A Liliana czego jak czego, ale nie lubi gdy ktoś się wpycha na jej miejsce. I to oznacza wojnę, w której uczucie gra tytułową rolę.
Coś Wam powiem na samym wstępie. Dawno nie płakałam ze śmiechu czytając książkę. Przy filmie wiadomo, ma się ten efekt wizualny, natomiast przy książce musi nam wystarczyć jedynie wyobraźnia. Ale opanowanie tej sztuki wcale nie jest takie trudne, szczególnie jeśli ma się książki Łoniewskiej pod ręką.
Liliana, pierwszoplanowa bohaterka, rozbraja swoją otwartością i wolnością wypowiedzi. Kobieta mówi to, co myśli i robi wiele rzeczy zanim zdąży je przemyśleć. Słowem, jej działania skupiają się na czynach a nie bezsensownym biadoleniu. W swoich wypowiedziach niejednokrotnie ucieka się do sarkazmu, jak i toczy zaciekłe spory z samą sobą - i w tym momencie chciałabym zaznaczyć - gdy Liliana coś komentuje, to nie sposób nie śmiać się na cały głos. Dlatego tak bardzo wierzę w autentyczność Liliany. Dosłownie jakby stała obok mnie i razem ze mną nabijała się z Lejdi czy oceniała prężne działania korporacji (dalej nazywanej fabryką).
Tak myślę, że Liliana to taki model nowoczesnej kobiety. Z dużą rezerwą podchodzi do życia i nie obchodzi ją, czy jej koleżanki-rówieśniczki już powychodziły za mąż i mają dzieci, czy też realizują się zawodowo. Postać Liliany to cała esencja kobiecości, a autorka idealnie oddała naszą prawdziwą kobiecą naturę. Lubimy oceniać innych, szczególnie osobniczki tej samej płci. Nie jesteśmy cierpliwe, chociaż zarzekamy się, że jest inaczej. Nie słyniemy z opanowania i długoterminowego podejmowania decyzji, bo jak każda siebie zna, w większości przypadków staramy się myśleć intuicyjnie, a nie kalkulować wszystko po sto pięćdziesiąt razy. Chociaż zanim wybierzemy się na randkę przekopiemy szafę wzdłuż i wszerz zanim w końcu nie stwierdzimy rzeczy przesadnie oczywistej: "Nie mam co włożyć!"
Sarkazm nie opuszcza Liliany nawet wtedy, gdy zawiązuje się najbardziej mroczna część Szpilek... a no tak, bo nie powiedziałam najważniejszego. Chyba Agnieszka Lingas-Łoniewska nie mogłaby spać spokojnie, gdyby nie dodała jakiegoś wątku sensacyjnego. Chociaż, ucząc się własnych błędach mogę stwierdzić, że właściwie w jej książkach nic nie dzieje się schematycznie. I niczego do końca nie można przewidzieć. A ostatecznie osoba, która była przeze mnie podejrzana okazała się niewinna, natomiast gdy nazwisko psychopaty zostało ujawnione... szczęka mi opadła.
Właściwie Łoniewska powinna mieć jakiś fundusz na rekonstrukcje szczęk wszystkich swoich czytelników.
W całość powieści zręcznie wplątane są korporacyjne gagi; między innymi skarbonka na przekleństwa czy karteczki w lodówce z prośbą do właściciela o uprzątnięcie produktów, które lada chwila same wypełzną z półki. I w tym momencie sama się zastanawiam, czy książka jest bardziej komedią, czy bardziej kryminałem... Ale moim zdaniem, lepiej bawiłam się z płacząc ze śmiechu, niż trzęsąc się ze strachu. A co do tego pierwszego, moja rodzina może wszystko potwierdzić. Jak leżałam na dywanie w salonie i dosłownie zalewałam się łzami nie mogąc złapać oddechu. Cóż, przyzwyczaiłam się do ich min wyrażających obawę o moje zdrowie psychiczne.
W szpilkach od Manolo to spontaniczna powieść, w której przyjaźń i miłość grają pierwsze skrzypce. Liliana uczy nas czym jest spontaniczność i odwaga, oraz że czasami warto wpuścić na nasze miejsce parkingowe księcia z bajki na mechanicznym rumaku marki BMW, by nasze życie nabrało rumieńców. Bo życie trzeba brać jak leci. Bez obietnicy, zarzekania się czy niepotrzebnej przysięgi. Czasami warto pójść na żywioł i pozwolić, by los sam nami kierował.
zapraszam anneethlinnscott.blogspot.com
Do tej pory żadna książka tej autorki mnie nie zawiodła. I jeszcze pół roku temu nie przypuszczałam, że cokolwiek przebije sukces Trylogii Zakrętów Losu, powieści trzymających w napięciu do ostatniego akapitu. Jednak W szpilkach od Manolo przerosły moje oczekiwania. O tysiąckroć.
więcej Pokaż mimo toLiliana to trzydziestopięcioletnia panna pracująca w dużej korporacji. Zawsze w szpilkach,...