-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2024-02-28
2023-01-18
𝗢𝗯𝘆𝘄𝗮𝘁𝗲𝗹 ś𝘄𝗶𝗮𝘁𝗮
„𝑀ó𝑗 𝑏𝑟𝑎𝑡 𝑠𝑡𝑎𝑟𝑡𝑜𝑤𝑎ł 𝑤𝑒 𝑤ł𝑎𝑠𝑛𝑦𝑐ℎ, 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜𝑜𝑠𝑜𝑏𝑜𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑧𝑎𝑤𝑜𝑑𝑎𝑐ℎ: 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎ć 𝑚𝑖𝑠𝑡𝑟𝑧𝑒𝑚. 𝑍𝑜𝑠𝑡𝑎ć 𝑏𝑜ż𝑦𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑚. 𝑍𝑜𝑠𝑡𝑎ć 𝑎𝑟𝑡𝑦𝑠𝑡ą 𝑒𝑝𝑜𝑘𝑖. 𝐼 𝑝𝑜𝑚𝑖𝑚𝑜 𝑧𝑤ą𝑡𝑝𝑖𝑒ń 𝑛𝑖ó𝑠ł 𝑤 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑎𝑟ę, ż𝑒 𝑛𝑖𝑚 𝑤ł𝑎ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒”
Najnowsza książka Agnieszki Lis to biografia Ignacego Paderewskiego, ale napisana w nietypowy sposób. Zaręczam Wam, że w takiej formie biografii nie mieliście jeszcze okazji czytać, bo ja na pewno z podobną się nie spotkałam. Nie są to suche fakty, które łatwo można znaleźć w encyklopedii, ale jest to życiorys niesamowitego człowieka, jakim niewątpliwie był Paderewski przedstawiony z punktu widzenia jego siostry, równie energicznej i żywiołowej, może nawet zdolniejszej od brata, ale z racji tego, że była kobietą, nie było jej dane, tego talentu ani szlifować, ani tym bardziej zaprezentować szerszej publiczności. Antonina Wilkońska, siostra Paderewskiego snuje swoją opowieść o bracie, rodzinnych tajemnicach, romansach, spawach szlachetnych i wstydliwych, a także o wydarzeniach historycznych istotnych dla losów Polski i świata. Agnieszka Lis udowodniła, że jest pisarką wielkiego formatu i potrafi stworzyć powieść pełną emocji, nawet jeśli jest to biografia. Nie da się nie dostrzec i nie docenić ogromu pracy, jaki autorka włożyła w stworzenie tej niezwykłej historii. Opowiada o człowieku, którego droga wbrew pozorom nie była ani łatwa, ani pełna sukcesów. A wprost przeciwnie była całkiem wyboista, za to wizja wielka i niezmienna. Jak sama autorka wspomina w posłowiu przede wszystkim zapomniana, co jest bolesne i krzywdzące. A Paderewski to niesamowity człowiek, pierwszy światowy celebryta i w dodatku dyplomata, który doprowadził do odzyskania niepodległości przez nasz kraj, jak dalej pisze autorka.
Ignacy przyszedł na świat 6 XI (25 X) 1860 roku, jako drugie dziecko Polikseny i Jana Paderewskich. Matka osierociła syna, gdy miał zaledwie 6 miesięcy. Antonina starsza od swego brata o ponad dwa lata, od samego początku całe swoje serce oddaje braciszkowi. Pomimo że po śmierci matki życie ich nie rozpieszcza, to ich ojciec dokłada wszelkich starań, żeby Ignacy mógł się kształcić. Rodzeństwo ćwiczy grę na fortepianie i chociaż Antonina jest równie zdolna, to nie ma szans na dalszy rozwój, bo jest dziewczynką. Niewątpliwie Ignacy ma ogromny talent i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, lecz miast skupić się na nauce woli prowadzić życie lekkoducha. Bardzo szybko wypada z listy studentów, nad czym boleje jego siostra. Antonina nie potrafi pogodzić się z faktem, że brat zaprzepaścił taką szansę, której jej nawet nie dano, a młodzieńcze porywy Paderewskiego przysparzają jego ojcu tylko dodatkowych zmartwień. Paderewski ma jednak w sobie coś takiego, że gdy zechce, potrafi osiągnąć wszystko. Okazuje się nie po raz pierwszy i ostatni, że jest tytanem pracy, potrafi pokonać wszystkie przeciwności i wejść na każdy szczyt. Imponuje swoją determinacją i dążeniem do celu, gdy niezmordowanie ćwiczy grę na fortepianie przez szesnaście godzin.
Agnieszka Lis przedstawia nieznany mi dotąd obraz genialnego wirtuoza, widziany oczami jego starszej siostry. Siostry, która cierpiała z powodu tego, że była kobietą i mogła żyć tylko w cieniu słynnego brata, niedocenianej przez ojca, dla którego to syn był całym światem. W relacji Antoniny trudno nie dostrzec ogromnej miłości i podziwu dla brata, ale też nie szczędzi mu słów przygany. Chwilami pobrzmiewa w nich nawet zazdrość. Ignacy bowiem miał nie tylko genialny talent, ale przede wszystkim był mężczyzną, któremu wolno prawie wszystko. Antonina znajdowała się na z góry przegranej pozycji. "𝐼𝑔𝑛𝑎𝑐𝑦 𝑐ℎ𝑐𝑖𝑎ł 𝑤𝑦𝑗𝑒𝑐ℎ𝑎ć 𝑧 𝑘𝑟𝑎𝑗𝑢. 𝑀𝑎𝑟𝑧𝑦ł 𝑚𝑢 𝑠𝑖ę 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖 ś𝑤𝑖𝑎𝑡, 𝑐ℎ𝑐𝑖𝑎ł 𝑤𝑦𝑗𝑒𝑐ℎ𝑎ć, 𝑤ł𝑎ś𝑐𝑖𝑤𝑖𝑒 𝑏𝑦ł𝑜 𝑚𝑢 𝑜𝑏𝑜𝑗ę𝑡𝑛𝑒, 𝑑𝑜𝑘ą𝑑. 𝐵𝑒𝑟𝑙𝑖𝑛. 𝑊𝑖𝑒𝑑𝑒ń? 𝐷𝑜𝑘ą𝑑𝑘𝑜𝑙𝑤𝑖𝑒𝑘, 𝑏𝑦𝑙𝑒 𝑚ó𝑔ł 𝑠𝑡𝑢𝑑𝑖𝑜𝑤𝑎ć 𝑝𝑖𝑎𝑛𝑖𝑠𝑡𝑦𝑘ę. 𝑍𝑎𝑧𝑑𝑟𝑜ś𝑐𝑖ł𝑎𝑚 𝑚𝑢 𝑡𝑒𝑗 𝑤𝑜𝑙𝑛𝑜ś𝑐𝑖, 𝑚𝑦ś𝑙𝑒𝑛𝑖𝑎 𝑜 𝑡𝑦𝑚, ż𝑒 𝑤𝑠𝑧𝑦𝑠𝑡𝑘𝑜 𝑚𝑜ż𝑒! 𝐽𝑎 𝑛𝑖𝑒 𝑚𝑜𝑔ł𝑎𝑚 𝑛𝑖𝑐. 𝐵𝑦ł𝑎𝑚 𝑘𝑜𝑏𝑖𝑒𝑡ą, 𝑐𝑧𝑦 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑤𝑦𝑠𝑡𝑎𝑟𝑐𝑧𝑦, 𝑏𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑚ó𝑐?"
Antonina zazdrościła bratu nie tylko wolności przysługującej mężczyznom, ale przede wszystkim tego, że mógł wybrać i ożenić się z miłości, co jej nie było dane. Z rozżaleniem stwierdza, że ojciec nie liczył się z jej zdaniem, wybierając dla niej dużo starszego męża z gromadką dzieci na wychowaniu. Niestety los nie do końca okazał się łaskawy dla Ignacego. Jego ukochana żona wkrótce po porodzie umiera, osierocając maleńkiego syna. Paderewski jest zrozpaczony, lecz ta rozpacz nie wpędza go w melancholię, a wprost przeciwnie jest siłą napędową jego kariery. Przyjemna aparycja Ignacego przyciągała do niego kobiety jak magnes, toteż nigdy nie mógł narzekać na brak ich towarzystwa. Często kobiety zmieniały się przy jego boku, aż do chwili, gdy poznał Helenę Górską, żonę swego przyjaciela. Ta kobieta miała ogromny wpływ na Paderewskiego i wiele zmieniła w jego życiu, lecz nigdy nie została zaakceptowana przez Antoninę, która nie widziała w tej kobiecie właściwej partnerki dla swojego ukochanego brata. Nawet gdy po śmierci swego męża zamieszkała wraz z nimi, Antonina nie potrafiła się przemóc, by okazać Helenie więcej sympatii. Zresztą niechęć pań była obustronna.
„Siostra wirtuoza” to pięknie przedstawiony obraz rozwoju artysty od utalentowanego lekkoducha do perfekcyjnego wirtuoza, który chociaż całymi godzinami ćwiczył, wciąż był niezadowolony ze swojego muzycznego warsztatu. Autorka pokazuje, że talent jest tylko jedną cząstką sukcesu, reszta to pracowitość i doskonalenie swoich zdolności. Ignacy Paderewski nie uznawał półśrodków, pragnął czegoś większego, szerszego. „𝐶ℎ𝑐𝑖𝑎ł 𝑏𝑦ć 𝑤𝑖𝑟𝑡𝑢𝑜𝑧𝑒𝑚 𝑓𝑜𝑟𝑡𝑒𝑝𝑖𝑎𝑛𝑢, 𝑎𝑟𝑡𝑦𝑠𝑡ą, 𝑝𝑖𝑎𝑛𝑖𝑠𝑡ą 𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑧𝑎𝑝𝑜𝑚𝑛𝑖𝑎𝑛𝑦𝑐ℎ k𝑟𝑒𝑎𝑐𝑗𝑎𝑐ℎ” Nie chciał i nie mógł się rozdrabniać, dlatego nigdy nie sprawował osobistej opieki nad swoim chorym na polio synem. Powierzył ją najpierw teściowej, potem ojcu a na koniec Helenie Górskiej, która zajmowała się nim z wielkim oddaniem jak własna matka, chociaż Antonina wolałaby, żeby to jej brat powierzył nad synem.
Nietrudno dostrzec w karierze Paderewskiego szerokiego spektrum ocen jego talentu. Od zachwytów w Paryżu, gdzie jego geniusz został doceniony, gdy Ignacy miał zaledwie 28 lat, chłodu w Holandii, wręcz negatywnego nastawienia w Anglii i złośliwego i wrogiego w Niemczech, zwłaszcza w Berlinie. Także w Warszawie wciąż patrzono na niego zawistnym okiem i za wszelką cenę starano się obniżyć wartość jego talentu i wirtuozerii. Nie da się dostrzec złośliwości, kiedy Antonina wypowiada się o publiczności warszawskiej, która doceniła wielkość brata dopiero wtedy, gdy jego sława go wyprzedziła, bo wcześniej traktowano go z wyższością i pogardą. Gdy Ignacy święci swoje tryumfy w Paryżu, Antonina zmaga się ze swoim prywatnym dramatem, śmiercią swojego jedynego syna.
Mimo wypowiadanych cały czas słów podziwu i zachwytu nad kunsztem gry brata nie można odczuć, że w Antoninie wciąż brzmią nutki żalu, bo przecież razem grali, a ona miała nie mniejszy talent niż Ignacy, a może nawet większy, to nie miała szans ćwiczyć i się kształcić, bo ona była tylko kobietą, dla której społeczeństwo przewidziało inną rolę. Wydaje się, że Paderewskiemu nie przeszkadza ten męski punkt widzenia, ale to w końcu za jego czasów, gdy zajął się polityką, Józef Piłsudski podpisał „Dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu Ustawodawczego”, który pozwalał kobietom na głosowanie.
Pracowitość i wielka miłość Ignacego do muzyki zaczęła w końcu przynosić wymierne zyski, lecz Paderewski człowiek dobry i ufny, łatwo pozwala się wyzyskiwać różnego rodzaju cwaniakom. Mnóstwo pieniędzy przeznacza na cele dobroczynne, na wspomaganie biednych, bo wciąż pamięta, ile sam biedy zaznał. „𝑊𝑦𝑘𝑜𝑟𝑧𝑦𝑠𝑡𝑦𝑤𝑎𝑙𝑖 𝑔𝑜! 𝐽𝑒𝑔𝑜 𝑑𝑜𝑏𝑟𝑒 𝑠𝑒𝑟𝑐𝑒, 𝑐𝑧𝑢ł𝑜ść 𝑑𝑙𝑎 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑘𝑖𝑒𝑗 𝑏𝑖𝑒𝑑𝑦, 𝑝𝑎𝑚𝑖ęć 𝑜 𝑛𝑖𝑒𝑑𝑜𝑠𝑡𝑎𝑡𝑛𝑖𝑐ℎ 𝑙𝑎𝑡𝑎𝑐ℎ. 𝐾𝑎ż𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒𝑚𝑎𝑙 𝑐𝑧𝑒𝑔𝑜ś 𝑜𝑑 𝑛𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑐ℎ𝑐𝑖𝑎ł, 𝑎 𝑚ó𝑗 𝑏𝑟𝑎𝑡, 𝑐𝑧ł𝑜𝑤𝑖𝑒𝑘 𝑜 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖𝑚 𝑔𝑜łę𝑏𝑖𝑚 𝑠𝑒𝑟𝑐𝑢, 𝑢𝑙𝑒𝑔𝑎ł ż𝑎ł𝑜𝑠𝑛𝑦𝑚 𝑝𝑟𝑜ś𝑏𝑜𝑚”. Antonina często wspomina, jak kłopotliwym wynalazkiem są pieniądze, o nietrafionych inwestycjach brata, złych doradcach i trwonieniu pieniędzy przez Helenę, którą brat kochał nad życie i ulegał jej zachciankom, nawet wtedy, gdy swoim postępowaniem ich ośmieszała. Gdy Ignacy oddał się działalności politycznej, Antonina z żalem stwierdza, że największym kapitałem Ignacego to jego dziesięć palców, bo był przede wszystkim pianistą, artystą, a nie politykiem.
Autorka napisała piękną biografię słynnego Polaka, który swoją muzyką rozsławiał nasz kraj, chociaż nie było go na mapie. W niezwykły sposób autorka przedstawia życie i karierę słynnego polskiego pianisty, kompozytora, działacza niepodległościowego, męża stanu i polityka. Biografia tego niezwykle utalentowanego człowieka może nie byłaby aż tak ciekawa i interesująca, gdyby pani Agnieszka nie przedstawiła jej oczami siostry wirtuoza, która żyła w cieniu wielkiego brata. To jej punkt widzenia, kobiecy punkt, powoduje, że ta historia jest tak zajmująca i niezwykła. Szacunek budzi ogrom pracy, jaki autorka włożyła w napisanie swojej książki. Na jej końcu znajduje się spis źródeł bibliograficznych, z jakich pani Agnieszka korzystała, podczas jej pisania, tylko wielka szkoda, że znajdują się właśnie w takim miejscu, bo wciąż musiałam się odrywać od lektury i do nich zaglądać. Ogromnie się jednak cieszę, że mogłam przeczytać tę książkę i poszerzyć swoje czytelnicze horyzonty, bo jak się okazało, moja wiedza o Ignacym Paderewskim była znikoma. Ciekawie było śledzić historię życia wirtuoza, oczami Antoniny, o której tak naprawdę nie wiele wiadomo i bardzo się cieszę, że autorka przy okazji pisania biografii Ignacego Paderewskiego postanowiła także przybliżyć czytelnikom postać Antoniny Paderewskiej/Wilkońskiej.
Piękną historię napisała Agnieszka Lis, oddając głos Antoninie, która w ciekawy sposób opowiada o życiu i karierze brata, tak, że nie da się od książki oderwać. Wspaniale było towarzyszyć Ignacemu Paderewskiemu w jego muzycznej, a także politycznej karierze. Nie da się nie zauważyć, jak niezwykły był to człowiek o niespotykanej wręcz charyzmie i wybitnym talencie. „Siostra wirtuoza” to wspaniały hołd oddany naszemu rodakowi o wielkim sercu, który nade wszystko ukochał swój kraj i muzykę, a może odwrotnie.
„𝑍𝑎𝑤𝑖ść 𝑖 𝑧𝑎𝑧𝑑𝑟𝑜ść. 𝑂𝑑𝑤𝑖𝑒𝑐𝑧𝑛𝑦 𝑘𝑜𝑚𝑝𝑙𝑒𝑘𝑠 𝑛𝑖ż𝑠𝑧𝑜ść. 𝑊 𝑘𝑡ó𝑟𝑦𝑚 𝑧 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑤𝑦𝑡𝑒𝑚 𝑠𝑝𝑜𝑔𝑙ą𝑑𝑎𝑚𝑦 𝑛𝑎 𝑖𝑛𝑛𝑦𝑐ℎ, 𝑢𝑚𝑛𝑖𝑒𝑗𝑠𝑧𝑎𝑗ą𝑐 𝑠𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒. 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝐼𝑔𝑛𝑎𝑐𝑦 𝑤𝑧𝑛𝑖𝑒ść 𝑠𝑖ę 𝑝𝑜𝑧𝑎 𝑛𝑎𝑟𝑜𝑑𝑜𝑤𝑒 𝑢𝑝𝑟𝑧𝑒𝑑𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎. 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑜𝑛 𝑧𝑑𝑜𝑙𝑛𝑦 𝑏𝑦ł 𝑠𝑡𝑎ć 𝑠𝑖ę 𝑜𝑏𝑦𝑤𝑎𝑡𝑒𝑙𝑒𝑚 ś𝑤𝑖𝑎𝑡𝑎. 𝑇𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑜𝑛 𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑎ł, ż𝑒 𝑑𝑜𝑟ó𝑤𝑛𝑢𝑗𝑒, 𝑏𝑎 – 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑤𝑦ż𝑠𝑧𝑎 𝑛𝑎𝑗𝑙𝑒𝑝𝑠𝑧𝑦𝑐ℎ. 𝑃𝑜𝑧𝑏𝑎𝑤𝑖𝑜𝑛𝑦 𝑏𝑦ł, 𝑏𝑜𝑤𝑖𝑒𝑚 𝑘𝑜𝑚𝑝𝑙𝑒𝑘𝑠𝑢 𝑝𝑜𝑙𝑠𝑘𝑜ś𝑐𝑖 𝑖 𝑑𝑢𝑚𝑛𝑦 𝑧𝑒 𝑠𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑛𝑎𝑟𝑜𝑑𝑢, 𝑤𝑏𝑟𝑒𝑤 𝑝𝑜𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑒𝑛𝑖𝑢 𝑧 𝑛𝑖𝑒𝑖𝑠𝑡𝑛𝑖𝑒𝑗ą𝑐𝑒𝑔𝑜 𝑝𝑎ń𝑠𝑡𝑤𝑎 𝑔𝑑𝑧𝑖𝑒ś 𝑛𝑎 𝑟𝑢𝑏𝑖𝑒ż𝑎𝑐ℎ 𝐸𝑢𝑟𝑜𝑝𝑦, 𝑎𝑙𝑒 𝑑𝑙𝑎𝑡𝑒𝑔𝑜, ż𝑒 𝑝𝑜𝑐ℎ𝑜𝑑𝑧𝑖ł 𝑧 𝑘𝑟𝑎𝑗𝑢 𝑤𝑖𝑒𝑙𝑘𝑖𝑒𝑔𝑜 𝑖 𝑠𝑖𝑙𝑛𝑒𝑔𝑜, 𝑧 𝑧𝑖𝑒𝑚𝑖 𝑙𝑢𝑑𝑧𝑖 𝑚ą𝑑𝑟𝑦𝑐ℎ 𝑖 𝑜𝑑𝑤𝑎ż𝑛𝑦𝑐ℎ” „𝑊𝑜𝑙𝑛𝑜ść, 𝑃𝑜𝑙𝑠𝑘𝑜ść. 𝑇𝑜 𝑏𝑦ł𝑦 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑖𝑑𝑒𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑤𝑜𝑑𝑛𝑖𝑒 𝑑𝑙𝑎 𝐼𝑔𝑛𝑎𝑐𝑒𝑔𝑜. 𝑁𝑖𝑒 𝑤𝑎ż𝑛𝑒, 𝑐𝑧𝑦 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑚𝑎𝑤𝑖𝑎ł 𝑚𝑢𝑧𝑦𝑘ą, 𝑐𝑧𝑦 𝑠ł𝑜𝑤𝑎𝑚𝑖. 𝑍𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑏𝑦ł 𝑃𝑜𝑙𝑎𝑘𝑖𝑒𝑚, 𝑑𝑢𝑚𝑛𝑦𝑚 𝑜𝑏𝑦𝑤𝑎𝑡𝑒𝑙𝑒𝑚 ś𝑤𝑖𝑎𝑡𝑎”.
Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Skarpa Warszawska
𝗢𝗯𝘆𝘄𝗮𝘁𝗲𝗹 ś𝘄𝗶𝗮𝘁𝗮
„𝑀ó𝑗 𝑏𝑟𝑎𝑡 𝑠𝑡𝑎𝑟𝑡𝑜𝑤𝑎ł 𝑤𝑒 𝑤ł𝑎𝑠𝑛𝑦𝑐ℎ, 𝑗𝑒𝑑𝑛𝑜𝑜𝑠𝑜𝑏𝑜𝑤𝑦𝑐ℎ 𝑧𝑎𝑤𝑜𝑑𝑎𝑐ℎ: 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎ć 𝑚𝑖𝑠𝑡𝑟𝑧𝑒𝑚. 𝑍𝑜𝑠𝑡𝑎ć 𝑏𝑜ż𝑦𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒𝑚. 𝑍𝑜𝑠𝑡𝑎ć 𝑎𝑟𝑡𝑦𝑠𝑡ą 𝑒𝑝𝑜𝑘𝑖. 𝐼 𝑝𝑜𝑚𝑖𝑚𝑜 𝑧𝑤ą𝑡𝑝𝑖𝑒ń 𝑛𝑖ó𝑠ł 𝑤 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑤𝑖𝑎𝑟ę, ż𝑒 𝑛𝑖𝑚 𝑤ł𝑎ś𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑜𝑠𝑡𝑎𝑛𝑖𝑒”
Najnowsza książka Agnieszki Lis to biografia Ignacego Paderewskiego, ale napisana w nietypowy sposób. Zaręczam Wam, że w takiej formie biografii nie mieliście jeszcze okazji...
2019-10-02
Wiara i nadzieja w czasach zagłady
„ Czas jeśli tylko mu się pozwoli, sprawi to, czego uczynić nie zdoła ni serce, ni umysł. „
Często lubimy ekscytować się drobnostkami, z małych rzeczy robić wielki problem. Przejmować się tym, co mówią i myślą o nas inni, ale kiedy sięgamy po literaturę opowiadającą o II Wojnie Światowej, to wtedy uświadamiamy sobie, co znaczą problemy życia codziennego, na tle losu ludzi, którzy przeżyli piekło.
„ Wszystko za życie „ to jedna z książek o holokauście, ale zupełnie inna od powielanych często w literaturze schematów. Inna, bo jest mocno prawdziwa. „ Wszystko za życie „, to wstrząsająca biografia polskiej Żydówki Gerdy Weissmann, której cudem udało się przeżyć liczne obozy, okrucieństwo barbarzyńców, 350 – kilometrowy marsz śmierci przez Czechy, nie tracąc przy tym hartu ducha i woli życia. Książkę po raz pierwszy wydano w 1957 roku w Stanach Zjednoczonych, na jej podstawie został nakręcony film dokumentalny, który w 1995 roku otrzymał Oscara w kategorii najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny.
Jedna chwila, jeden list, jedna decyzja sprawiły, że koleje losów rodzinny Waissmanów potoczyły się tak nie inaczej. Gerda Weissman ma dopiero piętnaście lat i całe życie przed sobą, wychowała się w Bielsku w kochającej się rodzinie żydowskiej. Machina wojny odbierze jej wszystko, co kocha i co jest dla niej najważniejsze. Gerda opowiada swoją historię prostymi słowami, ale nie jest przez to mnie tragiczna, a wydaje się, że wręcz odwrotnie. Czytając książkę nie mogłam uwierzyć, że ta młodziutka dziewczyna, żyjąca wcześniej pod kloszem rodziców potrafiła znaleźć w sobie tyle siły, by przeżyć sześcioletnią gehennę Holokaustu. Obozy, prace ponad siły, głód, zimno, choroby i wszechobecną śmierć, która stopniowo odbierała jej przyjaciółki i towarzyszki niedoli. Niesamowita jest jej wola walki, hart ducha oraz ogromna siła pozwalająca przeciwstawić się okrucieństwu i śmierci. Jej wiara i nadzieja, która trzymała ją przy życiu.
Teraz po latach Gerda Weissman wciąż wraca wspomnieniami do ostatnich chwil, które spędziła z bliskimi. Wraca pamięcią do momentów, które spędziła z dziewczynami, którym nie było dane doczekać wyzwolenia i wciąż zastanawia się, dlaczego to ona przeżyła. W przedmowie książki stwierdza, że tą książką spłaciła dług wobec anonimowych bohaterów, spoczywających w nieoznaczonych grobach, bo oprócz niej nie ma już nikogo, kto opowiedziałby ich historię.
Czyta się tę opowieść ze ściśniętym gardłem, łzami w oczach i rozdartym sercem. Nie można uwierzyć, że człowiek człowiekowi zgotował taki los, a pomimo tego w tym całym okrucieństwie zawsze gdzieś błysnęło światełko nadziei, pojawiała się pomocna dłoń, współczucie, zwykłe ludzkie odruchy, nawet w śród Niemców.
Zachęcam do przeczytania książki, bo jest to pozycja wyjątkowa i pouczająca stanowiąca przestrogę dla przyszłych pokoleń. Zmuszająca do refleksji, prawdziwa i szczera. Opowiadająca nie tylko o okrucieństwach wojny, ale też o nadziei i wierze w dobro.
„ Miłość jest wielka, miłość jest filarem szlachetności, pokonuje przeszkody i jest głęboką studnią prawdy oraz siły . „
Dziękuję Wydawnictwu Bez Fikcji za egzemplarz książki i możliwość przeczytania tej wstrząsającej i wzruszającej historii.
Wiara i nadzieja w czasach zagłady
„ Czas jeśli tylko mu się pozwoli, sprawi to, czego uczynić nie zdoła ni serce, ni umysł. „
Często lubimy ekscytować się drobnostkami, z małych rzeczy robić wielki problem. Przejmować się tym, co mówią i myślą o nas inni, ale kiedy sięgamy po literaturę opowiadającą o II Wojnie Światowej, to wtedy uświadamiamy sobie, co znaczą problemy...
2019-03-26
Żyć na pełnej petardzie, ale zgodnie z sumieniem
„ Marnujesz miłość, kiedy o nią nie dbasz. „
Właśnie mija trzecia rocznica śmierci Jana Kaczkowskiego, twórcę hospicjum w Pucku, katechety i szpitalnego kapelana. Niezwykłego kapłana prostolinijnego w życiu i w praktyce, człowieka, który żył zgodnie z tym, co wyznawał i głosił. Księdza, który pomimo własnych słabości, emanował Panem Bogiem. Jak określa wydawca „Ceniony za swój autentyzm, odwagę i szczerość. Podziwiany zarówno przez katolików, jak i niewierzących. „ Po książkę sięgnęłam z czystej ciekawości, chociaż wcześniej wiele razy miałam ochotę ją przeczytać a jednak odkładałam lekturę na później. W zasadzie nie wiem, dlaczego. Bo nie spodziewałam się przecież, że ta książka zmieni moje nastawienie do religii ani mojej wiary w Boga. Ale może, dlatego, że trudno mi się jednoznacznie odnieść do poglądów głoszonych przez księdza Jana. Z jednymi się zgadzam a z niektórymi wprost przeciwnie. Nie jestem teologiem, żeby polemizować z głoszonymi przez niego tezami, ale przede wszystkim podziwiam go, jako człowieka, który podchodzi do siebie i swojej choroby z ogromnym dystansem, a nade wszystko kieruje się zasadą miłosierdzia w stosunku do bliźniego.
Książka „ Życie na pełnej petardzie … „ to wywiad rzeka, jaki przeprowadził Piotr Żyłka z księdzem Janem Kaczkowskim, która jest zarazem jego biografią pozwalającą zrozumieć sposób myślenia i motywy działania tego wyjątkowego kapłana. Piotr Żyłka i ksiądz Kaczkowski poruszają w swojej publikacji sprawy naprawdę codzienne. Wartość życia ludzkiego, małżeństwa, podejście do śmierci i tego, co czeka nas po niej. Mimo prostego, jasnego przekazu i żartobliwego tonu treść książki zmusza do myślenia. To nie jest książka do przeczytania jednym tchem, chociaż można to zrobić, bo jej czytanie nie sprawia żadnego problemu. Ale lepiej czytać ją powoli i rozważać słowa księdza Jana, aby dać sobie czas na przemyślenia i refleksje.
Tak jak wcześniej wspomniałam z niektórymi poglądami ks. Kaczkowskiego się zgadzam z innymi nie. Zapewne był omylny jak każdy człowiek. On sam wielokrotnie powtarzał, że niektóre opinie są jego prywatnymi opiniami. Ale pisząc o Janie Kaczkowskim, jako księdzu trudno nie wspomnieć a nawet trzeba o jego głębokiej miłości do Eucharystii, sutanny oraz mszy trydenckiej. To był człowiek zintegrowany ze swym powołaniem zdającym sobie sprawę z powagi roli księdza w życiu wiernych.
Mądrość księdza płynie zdecydowanie z jego podejścia do życia i doświadczeń życiowych, nie jest jedynie powtarzaniem utartych frazesów. Ksiądz do niczego nie namawia, nie próbuje za wszelką cenę przekonać do wiary. Daje natomiast świadectwo pełnego życia. Życia na pełnej petardzie zgodnego z sumieniem. Nie użalania się nad sobą. Jego rozważania o chorobie i pracy w hospicjum są wartościową nauką a każdym swoim słowem motywuje do czynienia dobra.
Polecam każdemu, kto interesuje się literaturą faktu, kogo poruszają historie z życia wzięte.
„ Grunt to twardo stąpać po ziemi , nie przestając patrzeć w niebo. Zamiast ciągle na coś czekać – zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż Ci się wydaje. „
Żyć na pełnej petardzie, ale zgodnie z sumieniem
„ Marnujesz miłość, kiedy o nią nie dbasz. „
Właśnie mija trzecia rocznica śmierci Jana Kaczkowskiego, twórcę hospicjum w Pucku, katechety i szpitalnego kapelana. Niezwykłego kapłana prostolinijnego w życiu i w praktyce, człowieka, który żył zgodnie z tym, co wyznawał i głosił. Księdza, który pomimo własnych słabości,...
2018-02-21
Lektura tej książki bardzo mnie poruszyła. Piękna z niesamowitym przekazem,napisana prostym, zrozumiałym językiem opowiada historię niezwykłego duchownego ojca Dolindo Ruotolo. Na pozór to książka trudna i przygnębiająca bo jest to opowieść o księdzu niezrozumianym i szykanowanym w swoim środowisku. Księdzu , który pomimo wieloletniego zakazu odprawiania Mszy świętej nigdy nie zdjął sutanny i złego słowa nie powiedział o swoich prześladowcach zachowując przy tym ogromną pogodę ducha . Przeciwnie modlił się za nich i przepraszał na kolanach za to, że go krzywdzili. Niesamowite wprost nie do uwierzenia niebywałe świadectwo wiary i zaufania Bogu. Jego bezgraniczna miłość do Matki Najświętszej ,do Kościoła, do wrogów , do każdego z kim miał kontakt sprawiła, że o .Dolindo mnie zafascynował. Jestem pod ogromnym wrażeniem pokory i życia tego księdza, które było pasmem cierpień i prześladowań, a mimo to był nieocenionym wsparciem duchowym dla wszystkich , których spotkał na swojej drodze wyjaśniając sens cierpienia i różnych trudności życiowych.
Różne są historie świętych, oraz kandydatów na ołtarze - jedne są bardziej poruszające, inne bardziej skłaniające do refleksji. Ta zaś jest niezwykłą drogą przez życie bardzo zwyczajnego człowieka, bardzo małego i pokornego, który wyróżnił się jedynie tym, że poszedł za wezwaniem Boga .
Podczas lektury dokonałam analizy własnego życia i postępowania. Myślę, że o. Dolindo poprzez książkę nadal oddziałuje na życie współczesnych ludzi . Dziękuję autorce za przybliżenie postaci tego niesamowitego kapłana aż żal, że to już koniec chciałabym się dowiedzieć o tym wspaniałym człowieku dużo więcej. Bardzo się cieszę, że posiadam ją w swojej biblioteczce bo będę do niej wracać po pomoc do o. Ruotolo aby mi towarzyszył w codziennym życiu i modlitwie.
We współczesnym świecie coraz więcej depresji, uzależnień i beznadziei , nienawiści a lekiem na całe zło jest niezwykła modlitwa znana na całym świecie „ Jezu , Ty się tym zajmij bo ja nie potrafię „ - tylko tyle a może aż tyle.
Polecam gorąco gdyż myślę,że każdy bez względu na to czy wierzy czy też nie, znajdzie w tej książce dla siebie coś dobrego !
„Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami: Jezu, Ty się tym zajmij. (...) Czyń tak we wszystkich swoich potrzebach; czyńcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, ciągłe, ciche cuda. Poprzysięgam wam na moją Miłość. Zajmę się tym, zapewniam was”.
Lektura tej książki bardzo mnie poruszyła. Piękna z niesamowitym przekazem,napisana prostym, zrozumiałym językiem opowiada historię niezwykłego duchownego ojca Dolindo Ruotolo. Na pozór to książka trudna i przygnębiająca bo jest to opowieść o księdzu niezrozumianym i szykanowanym w swoim środowisku. Księdzu , który pomimo wieloletniego zakazu odprawiania Mszy świętej nigdy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-06-27
Ania Przybylska – zwykła, a zarazem niezwykła dziewczyna, która od dziecka marzyła, aby zostać aktorką.
Tak bardzo kochała życie, swoją rodzinę, której dobro przedkładała nad własne. Była w stanie nawet poświęcić karierę aktorską, na której jej tak zależało, to najbardziej chyba obrazuje, jakim była człowiekiem. Była wyjątkową kobietą uwielbianą przez swoich fanów. Nie dziwi, zatem fakt, że gdy tylko 27 września 2017 r., zaledwie trzy lata po jej przedwczesnej śmierci pojawiła się na rynku wydawniczym pierwsza biografia w opracowaniu Macieja Drzewickiego i Grzegorza Kubickiego, w ciągu tygodnia zajęła pierwsze miejsce na liście sprzedaży w salonie Empik, wyprzedzając piątą część sagi „ Millenium „. Złośliwi zarzucają, że przyczyniła się do tego wszechobecna promocja, aby zarobić jak największą kasę, ale moim zdaniem wielbicielom Ani nie trzeba było niczego na siłę wciskać. Osobiście nie bardzo lubię czytać biografie jednak z wielką przyjemnością zaczytałam się na dwa wieczory. Może z przyjemnością to niezbyt fortunne słowo, gdyż lektura tej książki była dla mnie naprawdę trudna. Wiedziałam, bowiem co spotka mnie na końcu. Pomimo tej wiedzy, że niczego już się nie zmieni, zakończenie uderzyło we mnie niczym fala tsunami. Bardzo przeżyłam śmierć Ani przedtem, teraz jeszcze raz po przeczytaniu biografii. Nie mogłam przestać płakać, tym bardziej, że Krystyna powiedziała do umierającej córki podobne słowa, jakie wypowiedziałam do naszego syna przed jego śmiercią. „ Dziecko nic się nie martw, wszystko będzie dobrze „ Pewnie jest im tam dobrze, a żyjącym pozostały wspomnienia. Piękne wspomnienia, które należy pielęgnować, bo dopóki pamiętamy oni żyją i są wśród nas.
Maciej Drzewicki, Grzegorz Kubicki stworzyli sympatyczną opowieść złożoną ze zbioru anegdot i historyjek o aktorce ułożonych chronologicznie, uzupełnionych fotografiami. Dzięki temu mogłam dowiedzieć się, że Ania Przybylska była zwyczajną, sympatyczną dziewczyną, która mimo osiągniętych sukcesów, nie zadzierała nosa i starała się za wszelką cenę chronić swoją rodzinę przed mediami i żyć swoim życiem.
Czy udało mi się, bliżej poznać Anię i zrozumieć fenomen jej kariery? Myślę, że jednak nie do końca. Ledwo nadążałam za jej życiem, trudno mi było uporządkować pewne wydarzenia, bo jest to zbiór historii opowiedzianych przez przyjaciół i rodzinę, trochę powierzchowna. Można by zarzucić autorom gloryfikowanie Ani i brak głębi oraz to, że całość przypomina raczej wspominki o ukochanej osobie niż jej biografię, ale czy wolno mi się czepiać, skoro sama straciłam dziecko i chcę pamiętać tylko to, co najlepsze. Tak naprawdę nie wiem jak ocenić tę książkę, czy jej wartość merytoryczną, gdzie brakuje głębszego spojrzenia i szerszego kontekstu, czy sentymentalną z powodu osobowości Ani, której nie dało się nie lubić. Może kiedyś powstanie film, który pozwoli zobaczyć życie i karierę Ani Przybylskiej z zupełnie innej, nowej perspektywy.
Ania: „ Człowiek zdrowy nie myśli o chorobach, nie chce zastanawiać się nad nieszczęściem, uważając, że nigdy go nie dotknie. Ale niestety, też są dla ludzi. Obcowanie z cierpiącymi, zwłaszcza dziećmi, uczy pokory wobec życia. „
Krystyna, mama Ani: „ Czy matka może przygotować się na śmierć córki? Nie, ja wciąż nie jestem na to gotowa, Żaden rodzic nie powinien chować swojego dziecka „
Święte słowa nic więcej nie można dodać.
Ania Przybylska – zwykła, a zarazem niezwykła dziewczyna, która od dziecka marzyła, aby zostać aktorką.
Tak bardzo kochała życie, swoją rodzinę, której dobro przedkładała nad własne. Była w stanie nawet poświęcić karierę aktorską, na której jej tak zależało, to najbardziej chyba obrazuje, jakim była człowiekiem. Była wyjątkową kobietą uwielbianą przez swoich fanów. Nie...
2018-03-20
Krystyna Chiger napisała niewiarygodną historię o ocaleniu swojej rodziny, kiedy na czternaście miesięcy zamknęło się nad nimi niebo. Ponad rok przebywali w kanałach, bez światła, ciepła, świeżego powietrza, dzięki współczuciu i pomocy kanalarzy dotrwali wyzwolenia, unikając śmierci.
Ponad rok musieli mówić szeptem, by nikt ich na powierzchni nie usłyszał, walczyli z głodem, chorobami, wszawicą. Zapadali na depresję.
Czternaście miesięcy walki o każdy dzień opowiedziany przez dorosłą kobietę, ale z perspektywy kilkuletniej dziewczynki, widziane oczami dziecka. Fakty są opisane prosto i bezpośrednio, bo dziecko nie ma głębokich przemyśleń, tylko opisuje to, co widzi i czuje.
Opowieść jest surowa przedstawiona za pomocą krótkich zdań wydaje się, że trochę płasko bez emocji, ale od tamtych wydarzeń minęło mnóstwo lat, jak sama autorka wspomina, że o tych wydarzeniach rozmawiali tylko w gronie najbliższej rodziny.
Moim zdaniem Pani Krystyna przekazała swoją historię za pomocą prostego, zrozumiałego języka, formy niestroniącej od dygresji: przemyśleń, rozliczania z przeszłością, refleksji o poznanych obliczach natury człowieka. Spotkałam się ze słowami krytyki, że narracja nie zachwyca a książka wypadła słabo literacko. Czytając tę na wskroś przejmującą historię o ludzkim cierpieniu, okropieństwach i okrucieństwu wojny siedząc sobie w ciepłym bezpiecznym domu, oceniam tę książkę pod kątem wartości historycznej a nie literackiej. Autorka podaje najważniejsze daty, nakreśla losy Lwowa podczas działań wojennych, wyjaśnia funkcjonowanie niektórych instytucji, na przykład Judenratu i przede wszystkim w liczbach opisuje zagładę lwowskich Żydów.
Nawet nie próbuję wyobrażać sobie, co czuli ci zaszczuci jak zwierzęta ludzie, którzy za wszelką cenę starali się przeżyć i ocalić swoich bliskich, co czuła autorka tej opowieści. Jej dzieciństwo zawsze będzie się już kojarzyć z brudem, smrodem i nieszczęściem, jakiego zaznawała ona i jej rodzina.
Niezwykłe to świadectwo dramatu życia i siły przetrwania. Przejmujące tym bardziej, że dane mi było przeżyć najtrudniejsze chwile razem z bohaterami. Czasami nie potrafiłam pojąć ludzkiego okrucieństwa i bezduszności wobec drugiego człowieka, ale też jest inny aspekt tej historii ten optymistyczny pozwalający wierzyć w dobro, że wojna obnaża wszelkie oblicza człowieka, także te dobre. Myślę tu o Leopoldzie Socha, Stefanie Wróblewskim oraz Jerzym Kowalów, którzy co prawda za pieniądze, ale podjęli heroiczną walkę o ocalenie grupki uciekinierów z getta i przyczynili się do ich wybawienia. „Kto ratuje jedno życie ratuje cały świat „ – tak napisze w pamiętniku Ignacy Chiger ojciec autorki wspominając Leopolda Sochę człowieka, dzięki któremu przetrwali i po wojnie odbudowali swoje życie.
„ Pamięć to zabawna rzecz. Taka sprytna gierka, którą toczymy sami ze sobą, by podtrzymać związek z tymi, kim byliśmy, co myśleliśmy, jak żyliśmy.”
Czy ludzie mogli to zrobić ludziom? Jak to się stało, że ta zbrodnia była w ogóle możliwa?
Krystyna Chiger napisała niewiarygodną historię o ocaleniu swojej rodziny, kiedy na czternaście miesięcy zamknęło się nad nimi niebo. Ponad rok przebywali w kanałach, bez światła, ciepła, świeżego powietrza, dzięki współczuciu i pomocy kanalarzy dotrwali wyzwolenia, unikając śmierci.
Ponad rok musieli mówić szeptem, by nikt ich na powierzchni nie usłyszał, walczyli z...
2017-07-04
Pewnie sama nie sięgnęłabym po tę książkę ale pani w bibliotece wręczyła mi
" Wędrujące maki " ze słowami - warto przeczytać. I miała rację. Pomimo, że za bardzo nie przepadam za autobiografiami ale ta jest napisana naprawdę ciekawie. Czyta się ją z dużym zainteresowaniem i wcale nie nudzi a wręcz przeciwnie. Jest to opowieść o dramatycznych przeżyciach autorki i jej rodziny napisane pięknym językiem. Opowieść pani Stanisławy zapewne czyta się tak dobrze bo jest pełna ciepła i dobroci i pozytywnego nastawienia do ludzi. Pomimo różnych kolei losów jakie były jej udziałem, optymizm i przebojowość autorki pozwoliły przejść i przezwyciężyć trudne sytuacje i ze wszystkich wyjść obronną ręką. Myślę,że nastawienie do życia pani Stanisławy wynikało z wychowania i postawy wobec " spraw ziemskich " jej mamy.
" Wpajała nam też przy wielu okazjach, iż nigdy nie należy mówić :
" Jestem nieszczęśliwy ". Samo nasze życie , nasze istnienie w tym pięknym i jakże ciekawie i wspaniale stworzonym potężnym wszechświecie jest już szczęściem. A nieszczęścia, które przeżywamy dziś, może obrócą się kiedyś w SZCZĘŚCIE - może nawet dalekiej przyszłości."
Na zakończenie mam pewien niedosyt bo nie poznałam dokładnie losów autorki w komunistycznej Polsce i co spowodowało, że los rzucił ją i jej rodzinę do Francji.
Ale ogólnie polecam. Warto zapoznać się z nieopisywanymi wcześniej w literaturze faktami o zesłaniach Polaków do Kazachstanu w latach pięćdziesiątych XX wieku.
Pewnie sama nie sięgnęłabym po tę książkę ale pani w bibliotece wręczyła mi
" Wędrujące maki " ze słowami - warto przeczytać. I miała rację. Pomimo, że za bardzo nie przepadam za autobiografiami ale ta jest napisana naprawdę ciekawie. Czyta się ją z dużym zainteresowaniem i wcale nie nudzi a wręcz przeciwnie. Jest to opowieść o dramatycznych przeżyciach autorki i...
2016-12-31
Dwie generacje, dwa style życia. Łączą je więzy krwi, różnią życiowe doświadczenia, tęsknoty, niepokoje. Wspólnie zarażają pasją życia.
Bardzo lubię Panią Grocholę a także Dorotkę dla tego chętnie sięgnęłam po ich wspólnie napisaną książkę.Znalazłam tu wszystko czego oczekiwałam trochę rozrywki a także spojrzenie dwóch pokoleń na sprawy ważne i trudne.W książce możemy odnaleźć z łatwością sprawy codzienne, które nie są obce nikomu z nas. Sam fakt świąt. Sama jeszcze pamiętam jakie były święta kiedyś, a jakie są teraz. Nie czekamy już na nie tak jak dawniej, nie ma tego dreszczyku. Właśnie z powodu komercjalizacji wszystkiego co nas otacza nie ominęło to także Świąt Bożego Narodzenia, straciły dla nas swój wymiar nie potrafimy już dostrzec co w nich jest najważniejsze i najpiękniejsze. „- (…) Najbardziej w świętach to lubię czekanie na święta, tylko to jest trochę nudne, bo trzeba czekać cały rok. A potem tylko te dwa dni(…).
On też czeka WŁAŚCIWIE. I wobec tego ja również życzę wszystkim nienudnego czekania. I wiary, że może być pięknie.
Nadziei, że możemy być dobrzy.
I miłości, rzecz jasna, która przecież jest w nas.”*
Dwie generacje, dwa style życia. Łączą je więzy krwi, różnią życiowe doświadczenia, tęsknoty, niepokoje. Wspólnie zarażają pasją życia.
Bardzo lubię Panią Grocholę a także Dorotkę dla tego chętnie sięgnęłam po ich wspólnie napisaną książkę.Znalazłam tu wszystko czego oczekiwałam trochę rozrywki a także spojrzenie dwóch pokoleń na sprawy ważne i trudne.W książce możemy...
2016-11-27
Mój ulubiony cytat z książki - ,Mądrzy ludzie mówią,że przeszłością nie można się zajmować,bo jej już nie ma,przyszłością nie warto,bo jej jeszcze nie ma.Ważna jest tylko teraźniejszość.Tego próbuję się trzymać.Dopóki żyjemy,na nic nie jest za późno.Nie jest za późno na radość,nadzieję,miłość,bez względu na to ,ile się ma lat,i bez względu na to co się zdarzyło niegdyś."
Nie lubię czytać autobiografii ale chyba nic w życiu nie dzieje się przypadkiem skoro sięgnęłam po " Zielone drzwi ". Właśnie w tym momencie mojego życia potrzebowałam przeczytania czegoś “Ku pokrzepieniu serc " jak stwierdza sama autorka. Pani Grochola opisuje całe swoje życie począwszy od dzieciństwa w sposób dowcipny, z taktem, dyskrecją i pełną lekkością. Pozwala zrozumieć, że nigdy nie jest za późno na marzenia, miłość i co najlepsze ciągle jest przed nami a trudne sytuacje w życiu nas umacniają. Jak pisze Pani Katarzyna “wszystko jest po coś”. Trzeba zajrzeć za " Zielone drzwi " , bo jak głosi sam opis z tyłu okładki "najciekawsze scenariusze pisze samo życie” a przy okazji pozwala nam zrozumieć historie opisane w powieściach Pani Grocholi. Polecam świetnie się czyta.
Mój ulubiony cytat z książki - ,Mądrzy ludzie mówią,że przeszłością nie można się zajmować,bo jej już nie ma,przyszłością nie warto,bo jej jeszcze nie ma.Ważna jest tylko teraźniejszość.Tego próbuję się trzymać.Dopóki żyjemy,na nic nie jest za późno.Nie jest za późno na radość,nadzieję,miłość,bez względu na to ,ile się ma lat,i bez względu na to co się zdarzyło niegdyś."...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗿𝗮𝗰𝗮, 𝗰𝘇𝘆 𝘀ł𝘂ż𝗯𝗮?
Zazwyczaj nie czytam biografii, autobiografii, czy literatury faktu. Sama nie wiem, co mnie przekonało do sięgnięcia po tę książkę, że zgodziłam się na przyjęcie propozycji współpracy. Ciekawość? Próba wyjścia ze strefy komfortu? 𝑊𝑖ę𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑎 𝑡𝑒𝑟𝑎𝑝𝑒𝑢𝑡𝑘𝑎 jest literaturą faktu o tematyce kryminalnej. Myers dość obrazowo opowiada nie tylko o ohydnych zbrodniach, z których każda mogłaby stać się kanwą powieści kryminalnej, przedstawia też ludzi, którzy te zbrodnie popełnili. Sporo opowiada o swoim życiu prywatnym i co skłoniło ją, by zostać psychologiem więziennym. Całość jest niejako fabularyzowanym pamiętnikiem, w którym terapeutka przedstawia swoje obawy i próby zrozumienia, co popchnęło tych ludzi do popełnienia przestępstwa i mnóstwo smaczków ze swego życia prywatnego. Jest to ciekawy zabieg, ale gdy Myers zaczyna się za bardzo skupiać na swoich przemyśleniach, zaczynało mi to przeszkadzać. Całą opowieść Myers wydała mi się mało spójna, chwilami podaje bardzo mało szczegółów, a czasami jest ich za dużo.
Młoda kobieta tuż po studiach psychologicznych rozpoczyna pracę jako psycholog w więzieniu o zaostrzonym rygorze, w którym osadzonych jest około 800 mężczyzn, morderców, gwałcicieli i tych, którzy molestowali dzieci. Codzienność pracy z więźniami bardzo szybko weryfikuje książkowe wyobrażenie kobiety o tej pracy z rzeczywistością. Niedoświadczona psycholog poczuła się jak w legowisku pająka jak mucha w pajęczej sieci. Zwierzenia skazanych nie opuszczały jej po wyjściu na zewnątrz, zakłócały sen i normalne funkcjonowanie.
𝑊𝑖ę𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑎 𝑡𝑒𝑟𝑎𝑝𝑒u𝑡𝑘𝑎 to interesująca pozycja pozwalająca zajrzeć za więzienne kraty. Myers próbuje złamać społeczne tabu, które przestępców skreśla z listy osób wartych przywrócenia społeczeństwu. Jednak ta osobliwa fascynacja młodej kobiety, która pomimo obaw postanowiła prowadzić zajęcia z grupą sześciu więźniów skazanych na dożywocie za przestępstwa seksualne, była dla mnie co najmniej dziwna. Trudno mi bowiem było zrozumieć jej motywację do pracy w zatęchłym pokoju z przestępcami, by im pomóc zrozumieć, dlaczego popełnili te przestępstwa i spróbować powstrzymać ich przed powtórzeniem tego błędu (nazywanie błędem morderstw, gwałtów i molestowania dzieci, nastawiło mnie bardzo sceptycznie do opowieści pani psycholog). Rozumiem, że mimo popełnionych czynów, ci mężczyźni nadal byli ludźmi, niestety w głowie kołatało mi się cały czas pytanie. Czy notoryczny seryjny gwałciciel, dzieciobójca, czy człowiek z zaawansowaną psychopatią, może zostać zreformowany i ponownie zintegrowany ze społeczeństwem, bez zagrożenia, że powtórzy swoje czyny? To kłóciło się z moim pojmowaniem sprawiedliwości. Wydawało mi się niemożliwe, żeby zwyczajnie z nimi rozmawiać o pogodzie, o sporcie, popijać herbatkę i zajadać ciastka, uśmiechając się przy tym z empatią. Ich czyny były ohydne, odrażające i chociaż terapeutka nie żywi do skazanych sympatii (co wydaje się zrozumiałe), to mimo wszystko stara się im pomóc. Mimo że ich przestępstwa były przerażające, każdy z nich dopuścił się brutalnego, skrajnie aspołecznego i odpychającego czynu, to Myers postanowiła wytrwać do końca terapii i czuła się usatysfakcjonowana, że w jakiś sposób nawiązała z nimi kontakt.
Śledzenie pracy Myers na różnych etapach programu daje prawdziwy wgląd w jej pracę. Często skupia się na tych aspektach, które nie wypadły najlepiej. Analizuje swoje niezbyt udane relacje z matką i błędy w życiu osobistym.
𝑊𝑖ę𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑎 𝑡𝑒𝑟𝑎𝑝𝑒𝑢𝑡𝑘𝑎 to mroczna, klaustrofobiczna i męcząca lektura. Czyny uczestników grupy były naprawdę przerażające i pomimo tego, że jestem zagorzałą wielbicielką kryminałów, to opowieści o prawdziwych ohydnych czynach osadzonych bardziej działały na moją wyobraźnię, niż opisywane sceny morderstw w kryminałach.
Lektura tej książki nie jest łatwa, ale za to wnikliwa i pouczająca, a jednocześnie boleśnie szczera, surowa i refleksyjna. Pokazała, jak wdrażany był program resocjalizacji przestępców seksualnych i jak bardzo był on obciążający dla osób, które go realizowały. Myers krok po kroku analizuje każde słowo przestępców, opisuje każde zachowanie osadzonego, próbuje pojąć, co nimi kierowało. Ci mężczyźni byli szumowinami, ale mimo ohydnych zbrodni, jakie popełnili, w jej oczach nadal byli ludźmi, którzy zasługiwali na pomoc.
Cała książka była poświęcona SOTP (Programowi leczenia przestępców seksualnych), szczegółowo opisuje jego działanie, jednak na końcu jest cały rozdział o tym, jak został anulowany, i że raczej nie był wcale skuteczny, ale raczej szkodliwy. Wyjaśnia, dlaczego został anulowany i uznany za niewystarczający. Moim zdaniem ten rozdział powinien znaleźć się na początku książki, bo w pewnym sensie zmienia jej kontekst, a poza tym dopiero wtedy dowiedziałam się, że dotyczy to zdarzeń sprzed dwudziestu lat i gdybym o tym wiedziała wcześniej, w ogóle bym po nią nie sięgnęła. Owszem praca psychologa więziennego mnie interesuje, ale ta współczesna, a nie ta sprzed lat.
Książkę przeczytałam dość szybko, ale nie mogę powiedzieć, że mi się podobała. To po prostu nie moja tematyka i autorka nie byłaby w stanie mnie przekonać, że jakiś program naprawczy byłby w stanie zmienić człowieka o psychopatycznej osobowości w grzecznego obywatela. Moja teoria na temat psychologów się potwierdziła, że terapie mające pomóc pacjentom, tak naprawdę bardziej im samym pomagają. Przynajmniej Myers pomogła.
Mimo to sądzę, że książka będzie niezwykłą gratką dla wszystkich, których pasjonuje taka tematyka. Może być fascynującą lekturą dla każdego, kto interesuje się psychologią.
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗣𝗿𝗮𝗰𝗮, 𝗰𝘇𝘆 𝘀ł𝘂ż𝗯𝗮?
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZazwyczaj nie czytam biografii, autobiografii, czy literatury faktu. Sama nie wiem, co mnie przekonało do sięgnięcia po tę książkę, że zgodziłam się na przyjęcie propozycji współpracy. Ciekawość? Próba wyjścia ze strefy komfortu? 𝑊𝑖ę𝑧𝑖𝑒𝑛𝑛𝑎 𝑡𝑒𝑟𝑎𝑝𝑒𝑢𝑡𝑘𝑎 jest literaturą faktu o tematyce kryminalnej. Myers dość obrazowo opowiada nie tylko o...