-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2019-12-17
2019-12-10
Do przeczytania książki zachęcił mnie intrygujący opis, który znajduje się na tylnej okładce książki. Historia zapowiadała się bardzo ciekawie, dodatkowo jest to ponoć NAJLEPSZY THRILLER z 2016 roku. Czy można chcieć czegoś więcej? Żeby było tego mało to chciałam poznać autorkę, o której wcześniej nie słyszałam. Lubię poznawać nowych pisarzy, często można wyłapać naprawdę perełki, czasami bywa rzecz jasna odwrót sytuacji. Jak było tym razem, o tym piszę poniżej.
Mieszka w Austin w stanie Teksas wraz z mężem i dwoma kotami. Od ukończenia studiów w 2011 roku pisuje recenzje literackie i felietony kulturalne, a nawet zdarzyło jej się prowadzić przez rok rubrykę dotyczącą mody. Jest recenzentką prozy literackiej w "Chicago Tribune Printer's Row Journal", a swoje teksty publikowała w Salon.com, xoJane, "The Rumpus", "Austin Chronicle", "Texas Observer". "LA Review of Books", "Gastronomica" i "Best Food Writing of 2014". Stracona to jej pierwszy thriller, którego akcja rozgrywa się w Houston, z którego pochodzi autorka.
Dziewięcioletnia Jane z przerażeniem obserwuje, ukryta w szafie, jak obcy mężczyzna z nożem w ręku uprowadza jej trzynastoletnią siostrę Julie. I tak kończy się szczęśliwa rodzina. Matka dziewczynek nie potrafi wybaczyć młodszej, że nie krzyczała. Ojciec nie ustaje w poszukiwaniach i zakłada fundację imienia Julie. Policja nie wierzy w porwanie, tym bardziej że nie było śladów włamania. Wszystkich łączy jednak przekonanie: Julie nie żyje. Osiem lat później na progu domu Whitakerów staje młoda kobieta, która podaje się za Julie. Twierdzi, że przez osiem lat była seksualną niewolnicą meksykańskiego mafiosa…
Powieść Amy Gentry to studium katastrofy po stracie bliskiej osoby – katastrofy, która dotyka zarówno rodzinę, jak wszystkich ludzi z ich otoczenia. To również piękna historia o potężnej sile miłości oraz thriller, w którym napięcie utrzymuje się aż ostatniej strony.
Po zniknięciu córki życie Anny zmienia się w koszmar. Przez osiem lat, jakie upłynęły od porwania trzynastoletniej Julie, straciła nadzieję i chęć ratowania swojego podupadającego małżeństwa i relacji z drugą córką. Ale wszystko zmienia w się dniu, gdy do drzwi domu puka młoda kobieta, która podaje się za Julie. Wydaje się jednocześnie znajoma i obca, a w jej historii wychodzą na jaw luki i niekonsekwencje.
Annę dopadają straszne wątpliwości. Kim jest ta skomplikowana kobieta? Czy to na pewno jej córka? Oliwy do ognia dolewa pewien prywatny detektyw, który od lat śledzi tę sprawę i dysponuje szokującymi informacjami.
„Stracona” to jest debiutancka książka Amy Gentry. Zawiodłam się na niej bardzo, przeliczyłam się patrząc na zbyt bardzo wpadający w mój gust opis. Zamiast ciekawej książki zastałam topornie napisaną historię, która nie wciąga, imiona przynajmniej na początku myliły mi się. Postacie są sztuczne, bez wyrazu a ich zachowania niekiedy bardzo odbiegają od normy.
„Dzieło” szybko mnie zniechęciło do siebie w momencie, kiedy musiałam kilkukrotnie przeczytać akapit, żeby zrozumieć o co właściwie tyle szumu, co się stało. Dla mnie treść książki powinna od początku zainteresować, pochłonąć Czytelnika, tutaj było odwrotnie. Nie dałam rady przeczytać całej lektury, bardzo się męczyłam. Im dalej zagłębiałam się w historię, tym bardziej się nudziłam. Książka poszła w odstawkę. Nie polecę nikomu, szkoda czasu i zachodu na coś takiego. Bełkot jakich mało.
Do przeczytania książki zachęcił mnie intrygujący opis, który znajduje się na tylnej okładce książki. Historia zapowiadała się bardzo ciekawie, dodatkowo jest to ponoć NAJLEPSZY THRILLER z 2016 roku. Czy można chcieć czegoś więcej? Żeby było tego mało to chciałam poznać autorkę, o której wcześniej nie słyszałam. Lubię poznawać nowych pisarzy, często można wyłapać naprawdę...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-11
Sięgnęłam po „Córeczki” Adriana Bednarka z dwóch powodów: pierwszy to samo nazwisko pisarza, które zawsze kojarzyło mi się bardzo pozytywnie, owy fakt został poparty przeczytaną wcześniej książką, z której byłam bardzo zadowolona. Drugim aspektem, który przekonał mnie i postawił kropkę nad przysłowiowym „i” była hipnotyzująca okładka, która bardzo mi się spodobała, do tego stopnia, że dość długo analizowałam jej zawartość, próbowałam odgadnąć o czym może być książka nie czytając uprzednio opisu. Obwoluta przedstawia dwie młode kobiety na tle sporej wielkości domu, wszystko zostało wykonane w odcieniach szarości i brązu, co dodaje tajemniczości całokształtowi. Czytając dalej przekonacie się czy „środek” lektury był równie ciekawy co jej oprawa graficzna.
Adrian Bednarek – 35-letni pisarz pochodzący z Częstochowy. Do jednego z licznych jego sukcesów można zaliczyć: ukończenie Akademii Ekonomicznej znajdującej się w Katowicach. Główne zainteresowania autora to między innymi fascynacja seryjnymi mordercami, oprócz tego fan sportów motorowych takich jak żużel, czy biegania. Na samym szczycie piramidy czynności, które uwielbia znajduje się tworzenie nowych książek, lubi tworzyć bardzo zawiłe fabuły, pełne zagadek, a postacie cechuje czarny charakter. Adrian Bednarek specjalizuje się w kryminałach czy thrillerach. „Pamiętnik diabła” to debiutancka książka, powstała w 2014 roku, opowiada ona o seryjnym mordercy z Krakowa.
„Wspólna tajemnica jednoczy bardziej niż więzy krwi”
Ewa na skutek zawirowań życiowych musiała zrezygnować ze spełniania swoich marzeń, miała być policjantką, pozostało jej prowadzenie butiku w centrum Częstochowy. Pola również musiała odrzucić plany związane ze studiami o profilu medycznym, pozostało jej zarabianie na nauce pole dance, które nie pozwala godnie żyć. Dwie zupełnie inne osoby, dzieli je bardzo wiele poczynając od wieku a kończąc na planach na przyszłość. Łączy jeszcze więcej - morderca zwany Strachem na Wróble, który w odstępie dziesięciu lat sprowadził nieszczęścia na ich rodziny. Niespodziewanie Ewa trafia na trop oprawcy i nie waha się ani sekundy aby prosić Polę o wsparcie. Razem podejmują się wyzwania i szukają na własną rękę psychopaty, który przez kilkadziesiąt lat pozostał nieuchwytny. Nie wiedzą jednak, że to dopiero początek makabrycznej gry.
Na wstępie zacznę od tego, że nie dotrwałam do końca lektury, nie dałam rady, dlaczego? Już tłumaczę, początek historii skutecznie mnie zniechęci, działał mi na nerwy, co krok to jakaś tajemnica, której czytelnik od razu nie pozna, nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie co kilka stron ukazywała się kolejna zagadka, a za nią jeszcze jedna. Zabawa w kotka i myszkę z umiarem może być fajna, w nadmiarze robi się niesmaczna. Dialogi są wymuskane, tak bardzo, że aż sztuczne i mało wiarygodne, ociekające słodyczą lub w drugą stronę nienawiścią, nie ma neutralnych rozmów. To samo tyczy się bohaterów są nakierowani przeważnie w jednym kierunku, co też ujmuje na ich autentyczności.
Na próżno szukałam jakiś plusów, mimo iż się bardzo starałam wyszło to z marnym skutkiem. Jestem zdania, że jeśli lektura po przeczytaniu określonej liczbie stron nie spodoba się to szkoda na nią czasu, w końcu jest tyle książek do przeczytania, po co męczyć się tą jedną pozycją. Jestem zawiedziona patrząc przez pryzmat wcześniejszej przeczytanej książki Pana Bednarka, poziom drastycznie spadł, wtedy byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, teraz jest odwrotnie. „Córeczki” to jest jakieś nieporozumienie, nie dość, że ciągnie się jak guma do żucia, to jeszcze nic się nie dzieje, początkowa sielanka z całą pewnością nie jest interesująca i negatywnie wpłynęła na mój odbiór. Nie polecam.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29242-coreczki.html
Sięgnęłam po „Córeczki” Adriana Bednarka z dwóch powodów: pierwszy to samo nazwisko pisarza, które zawsze kojarzyło mi się bardzo pozytywnie, owy fakt został poparty przeczytaną wcześniej książką, z której byłam bardzo zadowolona. Drugim aspektem, który przekonał mnie i postawił kropkę nad przysłowiowym „i” była hipnotyzująca okładka, która bardzo mi się spodobała, do tego...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-28
Rozpoczynam swoją kolejną przygodę z historią napisaną przez Panią Katarzynę Puzyńską, autorkę tak więc znam pod względem literatury i dodam, że zawsze lubiłam czytać twórczość, która wyszła spod pióra autorki. Wybór więc był wręcz banalny, zobaczyłam na liście książek, które czekają na dodanie do nich opinii nazwisko klucz – Puzyńska i to mi wystarczyło, aby podjąć decyzję, nie potrzebowałam czytać ani opisu, ani szczególnie przyglądać się okładce, żeby zostać zachęcona do zapoznania się z tekstem, jak to bywało wcześniej. Zawsze miałam pozytywne odczucia po przeczytaniu lektur Pani Katarzyny, chociaż w tych dalszych częściach zauważyłam dość potężne zachwianie w stylu pisania, co mnie bardzo przeraziło, jednak nie zniechęciło. Mam nadzieję, że wszystko wróciło na dobre tory i otrzymam prawdziwe dzieło, jak to wcześniej miało miejsce, a nie tylko jego namiastkę.
Katarzyna Puzyńska to 34 letnia pisarka z wykształcenia psycholog. W swojej karierze była przez okres kilku lat nauczycielem akademickim zgodnie ze swoim wykształceniem, porzuciła owe zajęcie na rzecz swojej pasji – pisania. Poza bycia pisarką dba o swoje zdrowie fizyczne – uprawia sport, zajmuje się swoimi pupilami: kotem, psami i końmi. Kocha mocne brzmienia tak samo jak Hiszpanię czy Skandynawię. Ma mnóstwo tatuaży co też sprawiło, że mówi o niej się „najbardziej wytatuowana pisarka w Polsce”. Jej pierwszą książką był „Motylek”, który rozpoczął serię o Lipowie – malowniczej wsi położonej niedaleko Brodnicy. Autorka trudzi się w kryminałach psychologicznych, o bardzo obszernym tłem obyczajowym, oraz rozbudowanym wątkiem społecznym, porównywana jest do Agathy Christie czy Camilli Lackberg. Pani Puzyńska jest również autorką książek non-fiction Policjanci, Ulica i Policjanci.
Wnyki. Teoria społeczna brzmi tak: kto przekroczy progi starego dworku pod lasem – umrze. Klątwa dosięgnie każdego odważnego. Niespodziewanym trafem trafia tam Weronika Podgórska, wkrótce będzie musiała z tego miejsca uciekać jak najszybciej i to w towarzystwie osoby, którą ma ochotę zabić. W tym samym czasie nieopodal dzieje się tragedia – umiera starsza Pani, przy denatce widziano emerytowaną policjantkę – Klementynę Kopp, automatycznie to na nią spadają podejrzenia zabójstwa. Są jednak osoby, które nie wierzą w winę Kopp, Daniel postanawia dowieść, że przyjaciółka jest niewinna, narażając tym samym swoją posadę. Rozpoczyna on swoje prywatne śledztwo, żeby nie było tak prosto, ma on rywala, który jest prywatnym detektywem – bada zbrodnię sprzed 41 lat, szybko okazuje się, że sam wynajęty kryje jakąś tajemnicę. Kto zginie następny i jaki związek ma z całą sprawą ciało wiszące na hakach?
Czytając „Pokrzyk” czułam się jakbym miała przed sobą bajkę w wersji dla dorosłych: obłąkani ludzie, dworek na odludziu, w którym straszy, klątwy. Momentami historia wprawiała moje serce w szybsze obroty, następował przypływ adrenaliny spowodowany w tym przypadku chwilowym przerażeniem. Brakowało mi dynamiki, której było bardzo dużo w pierwszych tomach. Tutaj niestety dominuje statyczna fabuła, która nie zachęca czytelnika do czytania, bo przecież większość z Nas lubi jak coś się dzieje. Podczas czytania miałam wrażenie, jakby niektóre wątki były przedłużane na siłę, przykładem może być znany czytelnikom książek o Lipowie trójkąt, który ciągnie się od kilku tomów bardzo intensywnie, pytanie brzmi po co? Czyżby ten zabieg oznaczał brak weny u Autorki? Tak czy inaczej lektura prezentowałaby się znacznie lepiej, gdyby niektóre „sprawy” zostały już pozamykane, ile można czytać w kółko to samo.
Zauważyłam metamorfozę bohaterów, niestety na niekorzyść, wraz z kolejnymi egzemplarzami wydaje mi się, jakby tendencja psychiczna wzrosła, co to oznacza? Otóż postacie nabywają coraz większych schorzeń umysłowych. Na samym początku przygód z policjantami z Lipowa, bohaterowie byli normalni, z czasem zaczęła dziać się patologia, co skutecznie mnie zniechęciło do zagłębiania się dalej w tekst. Nie dokończyłam czytać „Pokrzyku”, nie dałam rady, poddałam się po kilkuset stronach. To była jedna z najgorszych książek Pani Puzyńskiej jakie miałam w swoich dłoniach. Zawiodłam się bardzo, ale tego tez mogłam się spodziewać, ta seria trwa zbyt długo i widać, że Autorka nie ma już pomysłu na fabułę. Strasznie wymęczyła mnie ta część, którą przeczytałam. Jak tak dalej ma wyglądać twórczość Pani Katarzyny, to ja podziękuję za takie „dzieło”. Nie podobało mi się, jestem na nie. Nie polecam.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/29174-pokrzyk.html
Rozpoczynam swoją kolejną przygodę z historią napisaną przez Panią Katarzynę Puzyńską, autorkę tak więc znam pod względem literatury i dodam, że zawsze lubiłam czytać twórczość, która wyszła spod pióra autorki. Wybór więc był wręcz banalny, zobaczyłam na liście książek, które czekają na dodanie do nich opinii nazwisko klucz – Puzyńska i to mi wystarczyło, aby podjąć...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-10-25
Do wyboru książki skłonił mnie intrygujący, mroczny, pełen obaw tytuł - „O krok od przepaści”. Nagłówek doprowadził mnie do licznych refleksji, skojarzył mi się z moim ulubionym gatunkiem, jakim jest mroczna strona literatury, pisząc krócej – thriller czy kryminał. Sam opis, znajdujący się na tylnej okładce egzemplarza też był bardzo obiecujący, bowiem mówi on o skrywanej tajemnicy, a jak każdy wie, człowiek z natury jest dociekliwy, jak tylko na jego drodze pojawi się zagadka, czy sensacja. Byłam bardzo zaciekawiona fabułą, gdyż lektura została mi polecona przez innego czytelnika, który był bardzo mile zaskoczony przebiegiem intrygi. Ciekawość i mnie wzięła, co skutkowało dodaniem własnej opinii na temat książki Pana Tomasza Raksy. Czy było warto, o tym piszę poniżej.
Tomasz Raksa – kim on właściwie jest, ano jest autorem dwóch książek, pierwsza nosi tytuł „ Korneliusz i Incendium”, a zaraz po niej pojawiła się kolejna twórczość „O krok od przepaści”. Na tym niestety wiedza kończy się, gdyż pisarz do chwili obecnej pozostaje anonimowy i nigdzie nie można znaleźć o nim informacji, dość niecodzienna sytuacja, gdyż nie jest to debiutujący pisarz. Współpracuje z Wydawnictwem Primo Libro z siedzibą w Warszawie, które zajmuje się promowaniem debiutujących pisarzy pod kątem głównie powieści kryminalnych, poradników, literatury obyczajowej, czy nawet dzieł podróżniczych.
Poznajcie Gabriela – młodego chłopaka, chodzącego do szkoły, mającego dość skromne życie towarzyskie, w skrócie żyjącego jak każdy inny człowiek. Jednak w jego życiu nie jest tak idealnie jakby się wydawało, skrywa w sobie mroczną tajemnicę, o której wie tylko on sam. Jak grom z jasnego nieba na jego drodze pojawia się jego pierwsza miłość, a właściwie, to jest ich kilka. Słuchając głosu serca idzie tą drogą, która być może sprawi, że jego największa tajemnica ujrzy światło dzienne.
Ku mojemu zdziwieniu na samym wstępie zagłębiania się w lekturę książki, czułam się jakbym miała do czynienia z tak zwanym tasiemcem, niczym popularny przykład wśród seriali – Moda na sukces. Rozdziały są napisane bardzo drobiazgowo, nie są ciekawe dla czytelnika, pełne błędów merytorycznych, oraz rażących w oczy powtórzeń. Po prostu książka nie jest dopracowana, wygląda jakby na siłę została napisana, po to, aby tylko była, aby można było dać sobie przydomek „autor”. Rozumiem, że każdy może pisać, ale nie każdy powinien. Pan Tomasz, z całym szacunkiem, nie powinien zajmować się literaturą, chyba, że dla siebie. Taki gniot nie powinien wyjść na światło dzienne. Męczyłam się przy czytaniu tekstu, żeby przyswajać 20 stron przez kilka godzin, no to już jest przesada, a taka właśnie jest owa książka. Jestem zdania, że lektura ma sprawiać przyjemność, a nie działać usypiająco, czy też irytować. Nie tędy droga.
Nie popieram gustu osoby, którą zagłębiła się już wcześniej w treść, dla mnie to jest po prostu jawne nieporozumienie. „Dzieło” poszło w odstawkę i mam pewność, że nigdy do niego nie wrócę. Nie rozumiem, po co takie przedłużanie fabuły, po co dokładnie opisywać spotkanie ze znajomymi, które nic nie wnosi, a nawet pójście do sklepu i zakup soczku, autor też musiał opisać. Lektura to jeden wielki bełkot, którego nie sposób jest przeczytać. Nie polecam nikomu tego tekstu, a wręcz odradzam. Szkoda czasu.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28538-o-krok-od-przepasci.html
Do wyboru książki skłonił mnie intrygujący, mroczny, pełen obaw tytuł - „O krok od przepaści”. Nagłówek doprowadził mnie do licznych refleksji, skojarzył mi się z moim ulubionym gatunkiem, jakim jest mroczna strona literatury, pisząc krócej – thriller czy kryminał. Sam opis, znajdujący się na tylnej okładce egzemplarza też był bardzo obiecujący, bowiem mówi on o skrywanej...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-17
Zastanawialiście się kiedyś jak to byłoby, gdyby bliska dla Was osoba, nagle pożegnała się z życiem na Naszej planecie, a Wy musielibyście przejąć opiekę nad bardzo młodym człowiekiem? Ja osobiście nigdy się nie zastanawiałam, aż do dzisiaj. Dlaczego? Bo to właśnie jest główny motyw książki recenzowanej przeze mnie. Idąc dalej tym tropem, musiałoby być to bardzo duże wyzwanie dla młodej osoby, która na co dzień nie ma doświadczenia z dziećmi. Zastanawiam się jak ma się tytuł do poruszonego problemu, a mianowicie „Dialogi z czarnym Platonem”. Trudno mi połączyć wątek nagłego macierzyństwa z Platonem, który był słynnym greckim filozofem. Jeszcze w dodatku z czarnym Platonem. To to w ogóle już się w głowie nie mieści. Tak więc, albo ja nie rozumiem, albo po prostu tytuł zasługuje na określenie go przypadkowym.
Iwona Bińczycka Kołacz (jak się cieszę, że w końcu udało mi się znaleźć element wiedzy o autorze) to 42-letnia pisarka i mama dwóch synków, pochodząca z miasta w województwie małopolskim, konkretnie mówiąc jest to Kraków. „Dialogi z czarnym Platonem” to jej trzecia książka, swój debiut miała w 2013 roku tworząc „Dziewczynę w kożuchu”. Autorka może się pochwalić wieloma zasługami, bowiem jest radną Gminy Michałowice (województwo małopolskie), uczy w szkole jako polonistka. Ukończyła studia pedagogiczne, posiada doktorat nauk humanistycznych. Dodatkowo ogłasza się w prasie, na swoim koncie ma wiele artykułów w czasopismach lokalnych i ogólnopolskich.
Wieś na Kaszubach. To właśnie stamtąd pochodzi główna bohaterka – Renata. Do tej pory wiodła beztroskie życie, pochłaniało ją głównie pisanie doktoratu, oraz opieka nad psem. Aż tu nagle jej życie wywraca się do góry nogami, gdy… dowiaduje się, że będzie musiała zaopiekować się czteroletnim chłopcem, na skutek śmierci siostry. Przerażona zmianą rytmu życia ma świadomość, że porażka nie wchodzi w grę, wie, że musi walczyć, tym bardziej, że jest to dopiero początek serii niespodziewanych wydarzeń. Wkrótce dziewczyna poznaje bardzo zapadającą w jej pamięć historię pewnego mężczyzny, którego losy wpływają na jej własne życie.
Bardzo mi się spodobał cytat, który w moim odczuciu idealnie opisuje historię opisaną w książce „Wszystkie rzeczy ludzkie zawieszone są jakby na nitce i w jednym momencie mogą runąć.”.
Podczas podjęcia próby przeczytania lektury przeżyłam szok, tekst to jedna wielka walka można powiedzieć o przetrwanie, mnóstwo emocji zostało uwolnione przez moją własną osobę, jednak to chyba na tyle jeśli chodzi o pozytywy, historia mimo iż początkowo wywarła na mnie nawet spore wrażenie, później przestała na mnie „działać”. Najpierw było mi trudno przedostać się przez początek, gdzie biła w oczy straszna samotność, później było trochę lepiej, ale nie trafiło do mnie. Naturalne jest to, że boimy się przeznaczenia, dochodzi do tego wtedy, gdy już tak naprawdę coś zaczyna się dziać w naszym życiu. Jednak, mimo moich usilnych prób, oraz przeszkadzającej paniki głównej bohaterki, nie mogłam się z nią utożsamić, jak to zwykle z łatwością mi przychodzi. Odbiegając trochę od wątku – kto w ciągu tekstu nagle robi zdanie z wykrzyknikiem na końcu, notorycznie. Nie wiem jak innym czytelnikom, ale mnie to strasznie irytowało. Jakiś nagły przypływ euforii, czy co?
Mnie ta częściowo przeczytana historia nie „wzięła”, tak zastanawiam się komu, jakiemu gronu odbiorców mogę ją polecić, hmmm… może osobom, które lubią motywy macierzyństwa i dzieci, opieki nad nimi. Temat był dobry, ale jego wykonanie wymaga poprawki i przemyślenia, niekiedy lepiej napisać jedną, porządną książkę, niż dużo a słabszych. Tym akcentem kończę recenzję, a dalsze przemyślenia zostawiam Wam – Czytelnikom. Ja osobiście nie polecam.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28725-dialogi-z-czarnym-platonem.html
Zastanawialiście się kiedyś jak to byłoby, gdyby bliska dla Was osoba, nagle pożegnała się z życiem na Naszej planecie, a Wy musielibyście przejąć opiekę nad bardzo młodym człowiekiem? Ja osobiście nigdy się nie zastanawiałam, aż do dzisiaj. Dlaczego? Bo to właśnie jest główny motyw książki recenzowanej przeze mnie. Idąc dalej tym tropem, musiałoby być to bardzo duże...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-13
Na wstępie zacznę od tego, że nie czytam ani fantastyki, ani niczego innego co nie jest realne – czyli duchy, zjawy, nadprzyrodzone moce odpadają. Jednak coś zmieniło moją decyzję, tym czymś była książka Pana Mariusza Brzeziny o tytule „EDEN. Jabłko wszechrzeczy”, mija to się z moim obecnym gustem literackim, ale nie mogłam się oprzeć okładce, jest po prostu prześliczna, bardzo tajemnicza, osobiście miałam przy niej sporo refleksji. Winowajcą, którego obwiniam o być może ukazanie mi innego myślenia o bajkowych książkach – bo tak śmiało można nazwać wszystkie fantastyki i elementy nierealne jest nic innego jak okładka. Mam nadzieję, że treść będzie równie fascynująca jak owa oprawa graficzna.
Kolejny autor, a raczej jego dzieło w moich dłoniach i po raz kolejny debiut patrząc z perspektywy poety, jak i odbiorcy. Zapowiada się bardzo obiecująco. O samym Panu Mariuszu Brzezinie (och jaka jestem zła) nie ma jeszcze żadnych informacji. Żałuję też, że nie można edytować potem treści recenzji, bo jestem przekonana, że im więcej osób przeczyta EDEN, tym więcej się dowie o twórczości, co za tym idzie, siłą rzeczy będą musiały pojawić się jakieś informacje o poecie, co by czytelnik miał ogólne pojęcie z kim ma do czynienia. Na chwilę obecną twórca fabuły nie jest znany, stąd też zerowe informacje.
Historia zawarta w „EDEN. Jabłko wszechrzeczy” opowiada o przygodach dwojga rodzeństwa – Niny i Gabriela, którzy z całych sił próbują uratować wioskę przed panującym tam głodem. Postanawiają wybrać się do sadu o bardzo pochlebnej nazwie – Eden, aby poszukać, a następnie zerwać legendarne jabłko rodem z Biblii wyciągnięte. Gdy natrafiają na nie, to co widzą przekracza ich najśmielsze oczekiwania. Euforia nie trwa jednak wiecznie, gdyż sad staje się zagrożony przez wszędobylskie zło. W pościgu za wrogiem, cofają się w czasie, aby odnaleźć ich upragnione dobro, które zostało im odebrane i które jako jedyne ma taką wielką moc, aby powstrzymać zło.
Myślałam, że po przeczytaniu owej lektury, rzuci mi ona nowej spojrzenie na powieści typu fantasy. Jednak nic bardziej mylnego, utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że gusta tak szybko się nie zmieniają. Nie mniej warto było spróbować, a nuż byłby przełom i zaczęłabym czytać baśniowy świat. Pomysł na fabułę może i był dobry, ale im bardziej zagłębiałam się w treść i próbowałam sobie wszystkie postacie, jak i miejsca (tło obyczajowe) wyobrazić, tym bardziej się męczyłam. To nic, że lektura jest napisana bardzo przystępnym, prostym w odbiorze dla czytelnika językiem, wartka akcja, przynajmniej na początku wszystko się dzieje w biegu, pojawiły się też moje ulubione przerywniki między rozdziałami… Jednak ciągle dla mnie to nie było TO.
Teraz już wiem na sto procent, że to nie jest gatunek dla mnie, choć wydawało mi się to dziwne, ponieważ wcześniej czytałam również bajkową wersję książki, z tym, że to była forma baśniowa dla dorosłych, może dlatego wpadła w mój wyrafinowany gust. Książki nie skończyłam czytać, odłożyłam ją. Lektura ma sprawiać w końcu przyjemność, a nie działać odwrotnie. Z racji, iż nie byłam na finiszu, nie będę ani polecać, ani odradzać, byłoby to co najmniej nie w porządku i nie na miejscu. Nie znam całej treści, więc dogłębnie nie będę się wypowiadać. Pozostawię to Czytelnikom, którzy dotrą do końca. Jeśli lubicie książki o bestiach, mutantach i pewnie jeszcze wiele innych pokrewnych postaciach, śmiało sięgajcie po Eden, będzie to idealny twór dla Was. Lekturę ocenię pod względem merytoryczny. Notę jaką wystawiłam jest bardzo na wyrost. Nie proponuję się nią aż tak sugerować.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28663-eden-jablko-wszechrzeczy.html
Na wstępie zacznę od tego, że nie czytam ani fantastyki, ani niczego innego co nie jest realne – czyli duchy, zjawy, nadprzyrodzone moce odpadają. Jednak coś zmieniło moją decyzję, tym czymś była książka Pana Mariusza Brzeziny o tytule „EDEN. Jabłko wszechrzeczy”, mija to się z moim obecnym gustem literackim, ale nie mogłam się oprzeć okładce, jest po prostu prześliczna,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-05
Dostałam propozycję z której bardzo się ucieszyłam, aby napisać recenzję do książki Pani Małgorzaty Oliwii Sobczak, pod tytułem „Kolory zła. Czerwień”, a to wszystko dzięki Wydawnictwu W.A.B. , któremu chciałam podziękować (dziękuję :) ). Jak widać, podjęłam rzuconą rękawicę, nim jednak to zrobiłam przeczytałam bardzo interesujący opis, który został mi wysłany, a następnie równie ciekawy ten, który został umieszczony na tylnej okładce książki. Bardzo pochlebne opinie na temat tekstu postawiły przysłowiową kropkę nad i. Czy było warto, a może wręcz odwrotnie – strata czasu i nie warto było w ogóle otwierać książki, o tym piszę poniżej.
Małgorzata Oliwia Sobczak to młoda pisarka, zamieszkująca w Sopocie, na chwilę obecną ma na swoim koncie trzy książki, ostatnią z nich jest „Kolory zła. Czerwień”. Na co dzień zajmuje się badaniem nad naukami społecznymi i humanistycznymi. Ukończyła dziennikarstwo i kulturoznawstwo. Jest członkinią Stowarzyszenia Kochamy Żuławy. Cztery lata temu (2015 rok), ukazała się jej debiutująca książka, od której wszystko się zaczęło, była to baśń pod tytułem „Mali, Boli i Królowa Mrozu”. W swoich utworach łączy nurt egzystencjalny z realizmem magicznym. Inspiruje się twórczością autorów takich jak Julio Cortázar i Majgull Axelsson. Natchnienie czerpie z muzyki, bez której nie wyobraża sobie życia. Obecnie pracuje nad mrocznym trójmiejskim kryminałem z gatunku urban-noir (czarne kryminały).
Sopot, dwa morderstwa na przełomie siedemdziesięciu lat, łączy ich jedno – miasto, a konkretniej plaża, która kryje w sobie wiele mrocznych sekretów. Mocno zakrapiane imprezy w trójmiejskich klubach, środowisko mafijne, narkotyki, problemy rodzinne, które nie mają ani początku ani końca, namiętność, szaleństwo. Dlaczego morderca wziął sobie za ofiary dwie podobne do siebie pod względem urody kobiety, których twarze zostały okaleczone w sposób brutalny? Na to pytanie postara się znaleźć odpowiedź niejaki prokurator Bilski, który zmierzy się z niejedną makabryczną tajemnicą.
Początek lektury był bardzo obiecujący, spodobał mi się. Niestety z czasem zaczęły pojawiać się czynniki, które niekoniecznie wpływały pozytywnie na mój odbiór tekstu. Gdy już myślałam, że gorzej być nie może, wparowały narkotyki, które całkowicie zdyskwalifikowały całą książkę w moich oczach – poszła ona w odstawkę. Gdyby to jeszcze było przez chwilę, a nie rozciągało się jak guma du żucia to jeszcze byłabym w stanie przymknąć oko na ten fakt. W całej intrydze znajdziemy stanowczo za dużo nudnych, długich opisów, które mało co wnoszą do całokształtu, chyba, że miały robić za wydłużenia czy też ozdobniki, w tej roli sprawdziły się świetnie. Kolejnym minusem jest brak dynamiki, liczyłam, że będzie jej więcej, tymczasem otrzymałam bardziej statyczną wersję, którą niekoniecznie chciałam czytać. Na plus zasługuje wielowątkowość, uporządkowanie, wątki zostały pokazane w bardzo przejrzysty dla czytelnika sposób. Atutem jest również budowa tekstu, tutaj mam na myśli: krótkie rozdziały, liczące po kilka stron, retrospekcja, a potem teraźniejszość i przy tym brak chaosu (brawo). Lektura nie pozostaje na długo w pamięci, jak szybko weszła tak szybko wyjdzie. Zachowanie bohaterów woła o pomstę do nieba, nie jest istotne ile postać ma lat i tak zachowuje się jakby zatrzymała się na wieku dziecięcym- zero konsekwencji za poniesione czyny, czasami wypadałoby włączyć myślenie…
Lektura nie porwała mnie, ba, przez pewien moment nawet zastanawiałam się (sądząc po bardzo pochlebnych opiniach), czy dostałam ten sam egzemplarz, ku mojemu zdziwieniu okazało się, że jest dokładnie taki sam. Zupełnie nie rozumiem skąd ten zachwyt, ale nie będę komentować dalej tego tematu – o gustach się nie dyskutuje. Ciężko mi lekturę polecić, czy też odradzić, ponieważ nie przeczytałam jej w całości, zatrzymałam się w pewnym momencie i już nie miałam chęci na dokończenie, odkładałam, aż w końcu stwierdziłam, że skoro mnie do książki nie ciągnie, to nie ma to sensu. Może jeszcze kiedyś przekonam się co do twórczości i przeczytam jeszcze raz. Na chwilę obecną nic na to się nie zapowiada.
Dostałam propozycję z której bardzo się ucieszyłam, aby napisać recenzję do książki Pani Małgorzaty Oliwii Sobczak, pod tytułem „Kolory zła. Czerwień”, a to wszystko dzięki Wydawnictwu W.A.B. , któremu chciałam podziękować (dziękuję :) ). Jak widać, podjęłam rzuconą rękawicę, nim jednak to zrobiłam przeczytałam bardzo interesujący opis, który został mi wysłany, a następnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-08-25
Wybrałam "Zemsta trzech eks" Jo Jakeman z dwóch powodów. Pierwszy - wydawnictwo - Prószyński i S-ka, kojarzy mi się ono bardzo pozytywnie, bowiem jest to wydawca książek jednej z lubianych przeze mnie autorek, na której nigdy nie zawiodłam, twórczości pisarki mogę brać z zamkniętymi oczami. Myślę, że w tym przypadku może okazać się podobna sytuacja. Drugi powód - opis znajdujący się na tylnej okładce, wywnioskowałam z niego, że będzie to mieszanka gatunkowa mamy i thriller, czarny humor, a na dodatek jest to powieść wzruszająca, oraz ponoć znajdziemy w niej sporo zwrotów akcji. Takie połączenia właśnie lubię i myślę, że lektura może mi się spodobać, czy tak właśnie się stało, o tym piszę poniżej.
Jo Jakeman to pochodząca z Anglii, młoda pisarka. Brała udział w kursie kreatywnego pisania. W 2016 roku wygrała prestiżowy konkurs w ramach York Festival of Writing poświęcony swojemu zainteresowaniu, jakim jest tworzenie nowych lektur, dzięki niemu wydała swoją pierwszą książkę – „Stick and Stones”(2018) co w tłumaczeniu (wydawnictwo Prószyński i S-ka) oznacza „Zemsta trzech eks”. Jo nie osiada na laurach i już niedługo, bo jesienią 2019 roku planuje wydać swoje kolejne mroczne dzieło pod tytułem „Safe House”.
Imogen postanawia wziąć rozwód ze swoim jeszcze mężem – Phillip’em Rochester’em, ma jednak świadomość, że ta czynność nie należy do najprostszych. Mąż kobiety jest agresywny i prowadzi tryb dyktatorski, co dodatkowo nie ułatwia sprawy. Mężczyzna postanawia do końca uprzykrzać życie swojej wybrance. Była żona jest naprawdę w stanie znieść wiele, lecz gdy dowiaduje się, że oświadcza jej, że ma się wyprowadzić w ciągu dwóch tygodniu z domu, w innym przypadku wystąpi o wyłączne prawo opieki nad ich sześcioletnim synem, wpada w szał. W przypływie emocji, postanawia jakoś zareagować, aby nie doszło do tragicznej sytuacji, postanawia zamknąć mężczyznę w piwnicy, aby móc jego kontrolować. Jak daleko posunie się Imogen, aby uchronić swoje dziecko, a także zemścić się na byłym mężu? Co mają wspólnego z tym jego kochanki? Wszystko wskazuje na to, że Phillip już niedługo zazna smaku zemsty skupionej na sile kobiecej.
Jo Jakeman wprowadza czytelnika w tekst poprzez retrospekcję – prezentuje najpierw czasy obecne, po czy zaczyna się powoli cofać w czasie, żeby ukazać jak doszło do obecnej sytuacji. Według mnie jest to bardzo ciekawy zabieg, mimo iż odbiorca wie jak zakończy się powieść. Gdy zaczynałam czytać książkę bardzo ciężko było mi zrozumieć o co chodzi, autorka pisze bardzo chaotycznie, zbyt bardzo rozwleka, przez co męczyłam się rozdziałami, bo były dla mnie najzwyczajniej nudne. Irytowały mnie nagłe wtrącenia w nawiązaniu do nowego tematu, naprawdę można się pogubić. Jest mowa o czymś, nagle pyk i kolejny wątek. Brak jakiejkolwiek chronologii w rozdziałach. Pojawia się tak zwane „teraz”, za chwilę ukazuje się z zaskoczenia „potem”, żeby po jakimś czasie zorientować się, że autorka znowu zdążyła przejść na „teraz”. Nie toleruję w tekstach takiego „skakania” między wątkami. Ten aspekt dyskwalifikuje u mnie książkę. Co się z tym wiąże po dodaniu nudnych opisów? Tekst idzie w odstawkę, lektura ma sprawiać przyjemność, a nie doprowadzać do złości, że panuje w niej jeden wielki bałagan, który ciężko ogarnąć. Pokładałam wielkie nadzieje, że twórczość okaże się ciekawa, intrygująca, godna polecenia – tak jak zapewniały to komentarze umieszczone na książce. Chyba dostałam jakiś inny egzemplarz, mam odmienne zdanie do za prezentowanych. „ Zemsta trzech eks” okazała się jednym wielkim zawodem.
Dzieło mogę polecić czytelnikom, którzy umieją radzić sobie z chaosem, lubią opisy, niekiedy bardzo długie i niezbyt ciekawe. Dla mnie ta książka to jakaś porażka, dam dodatkowo jedną gwiazdkę ekstra za fakt, iż rozdziały są krótkie, książkę czyta się dość szybko (nie uwzględniając opisów, które przynudzają). To byłoby na tyle jeśli chodzi o pozytywy.
Według mnie to były dwa nieudane debiuty, jeden ze strony autorki, drugi z mojej strony. Osobiście nie polecam, ale też nie odradzam zapoznania się z tekstem, są różne gusta, o których się nie dyskutuje.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28540-zemsta-trzech-eks.html
Wybrałam "Zemsta trzech eks" Jo Jakeman z dwóch powodów. Pierwszy - wydawnictwo - Prószyński i S-ka, kojarzy mi się ono bardzo pozytywnie, bowiem jest to wydawca książek jednej z lubianych przeze mnie autorek, na której nigdy nie zawiodłam, twórczości pisarki mogę brać z zamkniętymi oczami. Myślę, że w tym przypadku może okazać się podobna sytuacja. Drugi powód - opis...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-06
Nowy kryminał Tany French z bieżącego roku posiadający dość magiczny tytuł - "Wiedźmie drzewo". Na pierwszy rzut oka książka w ogóle nie przyciąga, ot zwykła okładka w odcieniach niebieskiego a na niej pień drzewa oraz biały tytuł. Nic nadzwyczajnego, a jednak, tak teraz myślę, że do przeczytania lektury zachęciła mnie po części ta właśnie magia tytułu, no i odrobinę opis z tylnej okładki, a najbardziej fakt, że jet to książka z 2019 roku i nowa dla mnie postać.
"To drzewo skrywa straszliwą tajemnicę. I pewnego dnia postanawia ujawnić ją światu. Znaleziony w starym wiązie szkielet człowieka ściąga do spokojnego domu na przedmieściach Dublina zastępy policji. Zbrodnia nie wydarzyła się dawno - według oceny biegłych około dziesięciu lat wcześniej. Wtedy, kiedy w lokalnym liceum zaginął chłopak. Znał go właściciel domu i troje jego bratanków - Susanna, Leon i Toby. I to na trzeciego z nich pada podejrzenie o morderstwo. Toby zrobi wszystko, by udowodnić swoją niewinność. Ale jego pamięć - po ciężkim pobiciu pełna mętnych wspomnień i białych plam - nie jest w stanie odtworzyć obrazu tamtego lata. Toby więc będzie musiał ściągać widma przeszłości, aż wreszcie stanie przed pytaniem, którego sięgają korzenie wiedźmiego drzewa: Kiedy zaczyna się zło?".
Ja wszystko rozumiem... no prawie wszystko, nie mogę pojąć jak coś takiego mogło wyjść na światło dzienne. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Do setnej strony jest tylko i wyłącznie opis tego, jak młody mężczyzna jest z znajomymi w barze na piwie, jak podrywają inne dziewczyny, oraz jaką to ma pracę w galerii i jakie są jego marzenia... Co potem było? Do tego nie doszłam, byłam już znudzona po 50 stronach i nie zamierzam dalej czytać. Chociaż z innych opinii dowiedziałam się, że praktycznie całą książkę można podzielić na epizody rozważań na różne tematy - niekoniecznie ciekawe, a tekst nie jest krótki, bo w wersji papierowej liczy ponad 600 stron. Plusów ciężko mi znaleźć tutaj, ot dramatyczne coś, co osobiście nie nazwałabym książką. Jestem na nie.
Podsumowując: Nie przeczytałam całego tekstu, a więc odniosę się do tego co już za mną - mogę podsumować lekturę jednym z kilku odkreśleń przedstawionych: nuda, dramat, porażka, masakra i dużo więc można wymieniać. Są to negatywne epitety, jednak jak najbardziej trafne przy takowym "dziele". Nie, nie i jeszcze raz nie. "Wiedźmie drzewo" to jest nieporozumienie, odradzam. Szkoda czasu na coś takiego. Nie polecam.
Nowy kryminał Tany French z bieżącego roku posiadający dość magiczny tytuł - "Wiedźmie drzewo". Na pierwszy rzut oka książka w ogóle nie przyciąga, ot zwykła okładka w odcieniach niebieskiego a na niej pień drzewa oraz biały tytuł. Nic nadzwyczajnego, a jednak, tak teraz myślę, że do przeczytania lektury zachęciła mnie po części ta właśnie magia tytułu, no i odrobinę opis z...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-02
Shari Lapena to kolejna obca dla mnie postać. Kiedyś słyszałam o debiutanckiej książce autorki - „Para zza ściany”, którą chciałam, ale ostatecznie nie miałam okazji przeczytać. Za to w zasięgu dłoni pojawiła się inna, ponoć równie „dobra” lektura jak owa powyżej. Po chwilowym zastanowieniu i ustaleniu sobie własnej tezy – czy aby na pewno mój zapał był w dobrym kierunku, postanowiłam przekonać się i tak w taki sposób w moim posiadaniu jest „Niechciany gość”.
„W odciętym od świata luksusowym hotelu coś lub ktoś uśmierca jego mieszkańców, zabijając ich w kolejności, której reguł nikt nie jest w stanie odgadnąć. Przerażonym ludziom pozostaje czekać na śmierć lub na cudowne wybawienie, które wydaje się jednak bardzo odległe…
Hotel ukryty wśród górskich lasów jest miejscem doskonałym na odpoczynek. Gdy pogarsza się pogoda, a burza śnieżna powoduje awarię elektryczności oraz uniemożliwia wszelką komunikację, gościom nie pozostaje nic innego jak tylko cierpliwie czekać na możliwość skontaktowania się z światem zewnętrznym. Tymczasem jedna niespodziewanie ginie jeden z gości hotelu. Wygląda, jakby doszło do śmiertelnego wypadku, ale gdy życie traci kolejna osoba, ludzie uwięzieni w hotelu na odludziu zaczynają wpadać w panikę.”
Większość z nas – czytelników wie, że gatunek mroczny tj. kryminał czy thriller dzieli się na dwie gałęzie: jedna to jest klasyczny gatunek, rodem od Pani Agathy Christie, czyli fabuła zwykle jest rozgrywana na wąskim podłożu, może być to pociąg, mieszkanie, hotel, zwykle jest banalna intryga w obecnym przypadku jest to katastrofa przyrodnicza no i pojawia się oczywiście trup – ta gałąź niestety nie jest w moim typie, zwykle szybko rezygnuję z lektury jak pojawia się styl pisania „królowej rasowego kryminału”, drugą gałęzią jest mroczny gatunek z dużą ilością zwrotów akcji, gdzie fabuła jest osadzona na wielu płaszczyznach, zwykle jest jeszcze do tego wpleciona powieść obyczajowo – przygodowa, no i to właśnie ten drugi opis jest u mnie tekstem idealnym. Powracając do „Niechcianego gościa” tutaj mamy namiastkę tej pierwszej gałęzi, fabuła jest mozolna, brak zwrotów akcji, zero napięcia. Do setnej strony zupełnie nic się nie dzieje, oprócz opisu bohaterów, którzy i tak w moim odczuciu są niewiarygodni, za bardzo nakreśleni w jednym kierunku – albo pozytywnym albo negatywnym. Dodatkowo naciągana fabuła, jakby momentami na siłę pisana powoduje, iż tekst staje się mało atrakcyjny dla czytelnika. Książka mnie zaskoczyła, niestety negatywnie, nie dałam rady skończyć jej do końca, możliwe, że później zaczyna przyspieszać fabuła, jednak moje pokłady cierpliwości skończyły się wraz z setną stroną. Pokładałam dużo nadziei i entuzjazmu w stosunku co do tekstu, jednak zostały one szybko ugaszone. Jednogłośnie – nie polecam.
Podsumowując: „Niechciany gość” jest wyjątkowo nieciekawą książką, brakuje zwrotów akcji, czegoś co by tę fabułę napędzało, oraz drugą kwestią jest wiarygodność – za dużo zbiegów okoliczności, które stają się mało niewiarygodne. Pomysł na fabułę oklepany – nic bardziej banalnego nie można było stworzyć, jednak z drugiej strony po przeczytaniu opisu, który mnie zaintrygował coś tam było, co mi się spodobało, jednak w natłoku minusów trudno wyłowić choć jeden atut. Autorka zmarnowała potencjał lektury, który dobrze wykorzystany mógł zaowocować kilkakroć lepiej, a tak, wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Osobiście nie podobało mi się i nie polecam.
Shari Lapena to kolejna obca dla mnie postać. Kiedyś słyszałam o debiutanckiej książce autorki - „Para zza ściany”, którą chciałam, ale ostatecznie nie miałam okazji przeczytać. Za to w zasięgu dłoni pojawiła się inna, ponoć równie „dobra” lektura jak owa powyżej. Po chwilowym zastanowieniu i ustaleniu sobie własnej tezy – czy aby na pewno mój zapał był w dobrym kierunku,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-05
Po dość długiej niekoniecznie zawsze udanej serii z kryminałami, nadszedł czas na odpoczynek od trupów i przeniesienie się w świat pełen uniesień i humoru. Postanowiłam zająć się zupełnie innym gatunkiem, niż mój ulubiony, mroczny.. można powiedzieć, że nawet wybrałam niebo a ziemię- romans. Autorki zupełnie nie znam, więc tym bardziej byłam ciekawa co ma do zaoferowania, czy był to mój udany debiut, a może wręcz przeciwnie, o tym piszę poniżej.
"Lincoln nie może uwierzyć, że jego praca polega na czytaniu cudzej korespondencji. Zgłaszając się na stanowisko "administrator bezpieczeństwa danych", wyobrażał sobie, że będzie budował systemy zabezpieczeń i odpierał ataki hakerów - a nie pisał raport za każdym razem, gdy dziennikarz działu sportowego prześle koledze sprośny dowcip. Natrafiwszy na e-maile dwóch dziewczyn: Beth i Jennifer, wie, że powinien wysłać im upomnienie. Ale ich pokręcona korespondencja na temat życia prywatnego i spraw osobistych bawi go i wciąga. Kiedy sobie uświadamia, że zakochał się w Beth, jest już za późno, żeby tak po prostu nawiązać z nią znajomość, bo co miałby jej powiedzieć, że czyta jej korespondencję i ją kocha?"
Książka ma dość dobrą ocenę na Lubimy czytać, wynosi ona aż albo tylko prawie 7 gwiazdek. Ocena twórczości to jest dla mnie jawne nieporozumienie. Sądząc po opisie, który znajduje się na tylnej okładce liczyłam na sporo humoru i uniesień jak to bywa w romansach, natomiast zastałam nudę, przewidywalność, okropny styl pisania, oraz banalną, oklepaną fabułę. Pytanie, czy może być gorzej, otóż wydaje mi się, że ciężko byłoby dorównać do tego jakże niskiego poziomu. Książka zupełnie mnie nie zainteresowała już od samego początku – dlatego nie było innego wyjścia, jak zakończyć przedwcześnie czytać. Jedynym plusem, jaki widziałam w lekturze są to krótkie – liczące średnio dwie kartki rozdziały, coby czytelnik mógł skończyć ten bełkot szybciej. W kilku słowach - "Załącznik" nie przypadł mi do gustu i na pewno nie będę go polecać innym, jak dla mnie szkoda czasu.
Podsumowując: To było wielkie rozczarowanie, nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać po autorce, ale takiego koszmaru nie przewidziałam. Pierwszy raz trafiłam na taki bełkot wśród tego rodzaju gatunku literackiego, do tej pory było raz lepiej, raz gorzej, ale poziom poprzednich książek nigdy nie dorównywał owemu. Nie polecam, szkoda czasu i zachodu.
Po dość długiej niekoniecznie zawsze udanej serii z kryminałami, nadszedł czas na odpoczynek od trupów i przeniesienie się w świat pełen uniesień i humoru. Postanowiłam zająć się zupełnie innym gatunkiem, niż mój ulubiony, mroczny.. można powiedzieć, że nawet wybrałam niebo a ziemię- romans. Autorki zupełnie nie znam, więc tym bardziej byłam ciekawa co ma do zaoferowania,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-06-04
Po kryminalnej serii, czas na coś z pozoru lżejszego, o odmiennej tematyce. Mam okazję dzięki Wydawnictwu WAB (któremu dziękuję za udostępnienie książki do recenzji) poznać dość świeżą książkę jaką jest "Teoria opanowania trwogi" Tomasza Organka. Do tej pory lektur pokroju tej nie czytałam jeszcze, więc to będzie zarówno mój debiut, jak i autora. Czy było to udane spotkanie, o tym piszę niżej.
Tomasz Organek to 43-letni pisarz urodzony w Suwałkach. Ukończył filologię angielską, a w późniejszych czasach studiował na Akademii Muzycznej na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Prywatnie jest muzykiem, wokalistą,autorem tekstów, a także kompozytorem.
"Borys ma 39 lat i od dawna tkwi w poczuciu bezsensu i stagnacji. Właśnie został zwolniony z pracy, która nie sprawiała mu żadnej przyjemności. Wszystko się zmienia, gdy trafia na swoją dawną miłość - Anetę, zwaną nie bez kozery Nietą. Wyprawa na pogrzeb jej ojca przeistacza się w kryminalną, pełną napięcia intrygę, rozgrywającą się gdzieś na peryferiach cywilizacji.".
Książka jest bardzo ciężko napisana, tematyka też nie należy do najprostszych mówi ona o wszechobecnej śmierci. Trzeba się bardzo mocno skupić na treści, aby cokolwiek zrozumieć. Tekst w ogóle nie przyciągnął mojej uwagi, poza wyżej wymienionym opisem. Męczyłam się, oj męczyłam podczas zagłębiania się w lekturę, autor pisze bardzo specyficznie i nie każdemu taki styl przypadnie do gustu - mi nie przypadł, to też przeczytałam tylko małą część i odstawiłam książkę na półkę. Stwierdziłam, że nie jest dla mnie na ten moment odpowiednia. Jestem zawiedziona.
Podsumowując: To nie był udany debiut ani z mojej strony ani ze strony artysty. Książka nie podobała mi się, być może częściowo jej nie zrozumiałam, jednak nie zamierzam do niej wracać. Osobiście jej nie polecę, chociaż o gustach się nie rozmawia. Jak dla mnie szkoda czasu, może i Pan Tomasz tworzy całkiem w porządku muzykę, jednak literatura to nie jest jego mocna strona.
Po kryminalnej serii, czas na coś z pozoru lżejszego, o odmiennej tematyce. Mam okazję dzięki Wydawnictwu WAB (któremu dziękuję za udostępnienie książki do recenzji) poznać dość świeżą książkę jaką jest "Teoria opanowania trwogi" Tomasza Organka. Do tej pory lektur pokroju tej nie czytałam jeszcze, więc to będzie zarówno mój debiut, jak i autora. Czy było to udane...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-19
Do przeczytania książki zachęcił mnie tytuł - "Zlotko" i okładka, niby niewinna, bo przedstawia postać kobiety z babeczką w dłoni a spod ciastka leci czerwona ciecz - w moim spojrzeniu jest to krew. A więc po samej oprawie graficznej można się domyślić, że będzie połączenie słodkości z nutką grozy. Zaintrygowana postanowiłam zagłębić się w treść, wnioski przedstawiam niżej.
Rhiannon to zwykła trzydziestoletnia dziewczyna z nudną pracą biurową, w czasie wolnym spotyka się ze znajomymi, mieszka z chłopakiem. Dziewczyna jest sfrustrowana życiem zawodowym i relacjami z płcią przeciwną, całym światem, który nie jest taki jakby chciała. Wieczorami układa listę osób które chciałaby zabić. Jednak to nie jest jedyną tajemnica Rhiannon...
Książka jest napisana w formie pamiętnika.
Głową bohaterka Rhiannon Lewis w moim mniemaniu cierpi na chorobę psychiczną, skoro radość jej sprawia zabijanie, każdego napotkanego człowieka, nawet z błahego powodu ma ochotę uśmiercić. Ponadto lektura jest wulgarna, autorka nie szczędzi sobie epitetów, czy też opisywania sytuacji dwuznacznych. Dla osób wrażliwych nie polecam. Thrillerem nie nazwę książki, komedia - już bardziej trafne połączenie. Natomiast połączenie komedii z żenadą jest stwierdzeniem idealnym. Lektury nie da się czytać, nie będę się męczyć. Pozostawiam ją niedokończoną.
Podsumowując: Dawno nie czytałam takiego gniotu, oprócz chwilowych śmiesznych sytuacji ta książka nic nie ma w sobie co mogłoby zaciekawić czytelnika, który stawia sobie poprzeczkę trochę wyżej. No tak głupiej twórczości jeszcze nie widziałam. Odradzam.
Do przeczytania książki zachęcił mnie tytuł - "Zlotko" i okładka, niby niewinna, bo przedstawia postać kobiety z babeczką w dłoni a spod ciastka leci czerwona ciecz - w moim spojrzeniu jest to krew. A więc po samej oprawie graficznej można się domyślić, że będzie połączenie słodkości z nutką grozy. Zaintrygowana postanowiłam zagłębić się w treść, wnioski przedstawiam...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-04-28
W końcu nadszedł czas kiedy i ja mogę przeczytać najnowszą książkę Pani Katarzyny Puzyńskiej, tak długo czekałam na ten moment, aż w końcu się doczekałam. Co prawda nie byłam zadowolona z cegły jaką była "Nora", ale jak to się mówi - jedna jaskółka wiosny nie czyni. Czy tym razem spodobało mi się, o tym piszę niżej.
Mieszkańcy wsi o nazwie Rodzanice boją się, że niezwykła pełnia o nazwie superksiężyc uwolni demona przeszłości. Tymczasem na zamarznętym jeziorze zostają znalezione zwłoki zamordowaniej dziewczyny, jej ciało jest przykryte kocem. Gdyby nie to, że ma poszarpaną rękę, to wyglądałaby jakby spała. W ten sam dzień umiera znana dziennikarka, która uprzedza Klementynę Kopp przed wilkołakiem. Wkrótce emerytowana policjantka znika bez śladu i staje się podejrzaną w zbrodni.
Jak przy poprzednich tomach było bardzo ciekawie, tak teraz nie wiem dlaczego autorka poszła w stronę nierealnych zjawisk czy postaci. Tutaj akurat mowa o wilkołakach. Osobiście nie jestem zwolenniczką takich zabiegów, byłam przyzwyczajona do tego, że książki Pani Puzyńskiej są w miarę realne, tak przynajmniej było na początku, teraz to nie jest już to samo. Niestety przestaje mi się podobać twórczość i nie jestem przekonana do końca, czy jak nic się nie zmieni w fabule, to nie zaprzestanę czytać kolejnych jeszcze nie wydanych części. Kolejną kwestią jest stosunkowo duża ilość postaci z niekiedy bardzo wymyślnymi imionami, które ciężko zapamiętać. Myślę, że tutaj przydałby się identyczny zabieg jak był w "Norze" czyli spis wszystkich postaci na początku książki. Sądzę, że to by dużo ułatwiło. Dla początkujących czytelników dodam, że warto czytać w kolejności, ponieważ jest bardzo dużo wzmianek o przeszłości bez których powstają luki, które przeszkadzają w czytaniu. Zupełnie inni bohaterowie niż na początku jak zaczynałam swoją przygodę z Lipowem, ogromna metamorfoza na niekorzyść według mnie, dodatkowo wzmożona ilość wulgaryzmów, przy której książka jak dla mnie traci na atrakcyjności. Coś poszło nie tak..
Podsumowując: Książki Pani Katarzyny zamieniają się z samego sobie kryminału, którego tak bardzo lubiłam na wyżej wymieniony gatunek dużą, za dużą ilością elementów nierealnych zjawisk czy postaci takich jak: wróżki, wilkołaki, za którymi wręcz nie przepadam i unikam jak tylko mogę. Nie polecam odkąd zmienił się pomysł na fabułę.
W końcu nadszedł czas kiedy i ja mogę przeczytać najnowszą książkę Pani Katarzyny Puzyńskiej, tak długo czekałam na ten moment, aż w końcu się doczekałam. Co prawda nie byłam zadowolona z cegły jaką była "Nora", ale jak to się mówi - jedna jaskółka wiosny nie czyni. Czy tym razem spodobało mi się, o tym piszę niżej.
Mieszkańcy wsi o nazwie Rodzanice boją się, że niezwykła...
2019-04-18
Długo się zastanawiałam nad tym, czy przeczytać tę książkę i ostatecznie zachęcił mnie do tego tekst zamieszczony na przedniej okładce, a brzmi on: "Fascynująco klaustrofobiczna i nieprzewidywalna. Coś dla fanów Dziewczyny z pociągu". Swego czasu wymieniona książka mi się podobała, więc stwierdziłam, że i ta może przypaść mi do gustu, czy tak było.. o tym niżej.
Choć minęło półtora roku od wypadku, Abi Cavendish ciągle bierze antydepresanty, oraz wszędzie widzi Lucy. Jednak kiedy poznaje Beatrice jej życie zmienia się na lepsze, gdyż dziewczyna jest lustrzanym odbiciem nieżyjącej siostry. Po jakimś czasie Abi wprowadza się do Beatrice, gdzie poznaje jej brata - Bena, z którym ma romans. Relacje w tym trójkącie stają się napięte, a w domu zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Abi zaczyna się czuć zagrożona.
Zacznę od tego, że nie dałam rady dokończyć książki, zaczęłam ją czytać i szło mi tak opornie, że postanowiłam odłożyć ją po przeczytaniu blisko pięćdziesięciu stron. Początkowo to nawet nie wiedziałam o co chodzi w lekturze, byłam wręcz zmuszona cofnąć się o akapit, a czasami nawet o kilka, żeby nie stracić sensu. Z czasem stało się to męczące, a sama fabuła nie była na tyle ciekawa, żebyś się męczyć nad nią. W tej książce niestety chyba nie ma elementu który by mi się podobał, pomijając okładkę - która też miała ważną rolę w wyborze książki. Jestem zaskoczona faktem, że powieść ma tyle pozytywnych opinii, dla mnie to coś nie zasługuje nawet na jedną gwiazdkę. Jest to dla mnie wielkie rozczarowanie.
Podsumowując: w moim odczuciu twórczość Pani Douglas w ogóle nie jest podobna do "Dziewczyny z pociągu", ale może też za mało przeczytałam, żeby się o tym przekonać. Styl pisania jak dla mnie jest tragiczny, łatwo się pogubić w treści. Z całą pewnością nie jest to książka dla mnie i na pewno jej nie polecę.
Długo się zastanawiałam nad tym, czy przeczytać tę książkę i ostatecznie zachęcił mnie do tego tekst zamieszczony na przedniej okładce, a brzmi on: "Fascynująco klaustrofobiczna i nieprzewidywalna. Coś dla fanów Dziewczyny z pociągu". Swego czasu wymieniona książka mi się podobała, więc stwierdziłam, że i ta może przypaść mi do gustu, czy tak było.. o tym niżej.
Choć...
2019-03-13
Dałam się skusić na tę książkę, głównie dlatego,, że została ona określona mianem najlepszego thrillera psychologicznego. Poniżej bardzo krótka opinia na jej temat.
Pięćdziesiąte urodziny Seana Jacksona miały pozostać na długo w pamięci. Wieczór nie kończy się jednak tak jak wszyscy by chcieli, uczestnikami imprezy wstrząsa wiadomość o zaginięciu córki jubilata - trzyletniej Coco. Poszukiwania dziewczynki nie przynoszą żadnego rezultatu, a bliscy przestają się łudzić, że dziecko się odnajdzie. Dwadzieścia lat później odbywa się pogrzeb Seana na którym wychodzą mroczne sekrety rodziny, a wśród nich również ten najmroczniejszy.
Lektura napisana jest fatalne, tłumaczenie jeszcze gorsze. Na samym początku zaraz po serii przesłuchań nie wiedziałam o co chodzi, dopiero po kilkunastu stronach, zaczęło mi się powoli rozjaśniać kto kim jest i jakie są powiązania między bohaterami. Lektury nie dokończyłam czytać, może i dobrze, bo bym się umęczyła. "Najmroczniejszy sekret" posiada tak nudną fabułę i (ponoć) przewidywalną, że postanowiłam sobie ją odpuścić.
Podsumowując: Kolejny raz czytam książkę o porwaniu dziecka i kolejny raz jestem rozczarowana, nie mogę trafić na naprawdę ciekawą twórczość. Tę lekturę, tak jak i poprzednie nie polecam, szkoda czasu.
Dałam się skusić na tę książkę, głównie dlatego,, że została ona określona mianem najlepszego thrillera psychologicznego. Poniżej bardzo krótka opinia na jej temat.
Pięćdziesiąte urodziny Seana Jacksona miały pozostać na długo w pamięci. Wieczór nie kończy się jednak tak jak wszyscy by chcieli, uczestnikami imprezy wstrząsa wiadomość o zaginięciu córki jubilata -...
2019-01-20
O "Ta dziewczyna" słyszałam dosłownie wszędzie i od znajomych i sporo osób na Lubimyczytać tę książkę zachwalała, reklamy w Internecie.. Teraz przyszła pora na mnie, aby przekonać się, czy warto.
Laura ma wszystko: dobrą pracę producentki w telewizji, bogatego męża, ukochanego syna, który jest jej oczkiem w głowie, bez którego nie wyobraża sobie normalnie funkcjonować. Daniel zawsze był bezproblemowy, do czasu gdy w jego życiu pojawiła się inteligentna Cherry, która ma swoją tajemnicę. Czy dziewczynie Daniela chodzi o niego, czy o życie, które prowadził? Jeśli o drugie, Laura - jego matka będzie miała dla niej złą wiadomość.
Nie dałam rady przeczytać do końca, no tak nudny thriller, że to masakra. Tłumaczenie jest bardzo ciężkie, beznadziejnie się czyta, bez większego zapału. Nie wciągnęło mnie w ogóle, mimo przeczytanych blisko pięćdziesięciu stron - jest to moja pierwsza, wyjątkowa granica, po której jak książka mi się nie podoba to odkładam. Niezwykła granica, ponieważ przeważnie czytam sto stron i dopiero potem ewentualnie odkładam. W tym przypadku, niemożliwe było dotrzeć choćby do tej setnej strony. Szkoda i wielki zawód. Jestem niezadowolona.
Podsumowując: Mimo takiego wielkiego szału na książkę Michelle Frances, dla mnie to było kolejne nieudane spotkanie. Szał w obrębie książki, był bezpodstawny, według mnie lektura nie była tego warta. Nie polecam.
O "Ta dziewczyna" słyszałam dosłownie wszędzie i od znajomych i sporo osób na Lubimyczytać tę książkę zachwalała, reklamy w Internecie.. Teraz przyszła pora na mnie, aby przekonać się, czy warto.
Laura ma wszystko: dobrą pracę producentki w telewizji, bogatego męża, ukochanego syna, który jest jej oczkiem w głowie, bez którego nie wyobraża sobie normalnie funkcjonować....
2019-01-13
Po poezji czas na coś co bardzo lubię, z czym zaczynałam swoją regularną przygodę z książkami, mianowicie chodzi o lekturę z gatunku: thriller/sensacja/kryminał. Tym razem wybór padł na dzieło Pani Agnieszki Pruskiej pod tytułem "Literat", czy spodobała mi się podróż po innym świecie, o tym podzielę się z Wami niżej.
W wykopie między Sopotem a Gdańskiem, samotny biegacz zauważa siedzącą postać. Zaciekawiony zbliża się do niej, gdy z przerażeniem stwierdza, że ma przed sobą mumię. Odnalezienie dość nietypowych zwłok to dopiero początek makabrycznych wydarzeń. W poszukiwaniu mordercy bierze udział komisarz Barnaba Uszkier, jak i członkowie pewnego Klubu Miłośników Kryminałów.
"Literat" jest osadzony w Trójmieście, mamy wzmiankę o Gdańsku i Sopocie. W rzeczywistości jednak fabuła jest na tle tego pierwszego miasta. Przyznam, że poruszony temat bardzo mnie zainteresował, nie jest on pospolity, a przynajmniej nie zdarzyło mi się spotkać takiego motywu przewodniego w kryminałach czy też thrillerach, które nie mają w sobie nierealnych zjawisk. Wielki jak dla mnie minus za to, że Autorka zastosowała budowę bardzo długich "rozdziałów", przez co czyta się niewygodnie. Niestety nie mogę też napisać, żeby była wartka akcja, wszystko się ciągnie. Momentami tekst staje się niezrozumiały. Książki nie skończyłam, zbyt bardzo mnie nużyła, a nie mam aż takich dużych pokładów cierpliwości, żeby czekać przez 3/4 lektury, aż w końcu zacznie się rozkręcać.
Podsumowując: Bardzo mi się spodobała tematyka książki, na tym jednak się skończyło. Pomysł był bardzo dobry, wykonanie dużo słabsze, pozostawia wiele do życzenia. Nawet nie pomógł fakt, że fabuła jest na terenie Trójmiasta - lubię gdy akcja rozgrywana jest na tle moich rejonów. Nie polecam.
Po poezji czas na coś co bardzo lubię, z czym zaczynałam swoją regularną przygodę z książkami, mianowicie chodzi o lekturę z gatunku: thriller/sensacja/kryminał. Tym razem wybór padł na dzieło Pani Agnieszki Pruskiej pod tytułem "Literat", czy spodobała mi się podróż po innym świecie, o tym podzielę się z Wami niżej.
W wykopie między Sopotem a Gdańskiem, samotny biegacz...
2019-01-05
Moje pierwsze spotkanie z Sandrą Brown, zresztą bardzo spontaniczne. Miałam na wirtualnej liście "chcę przeczytać", była akurat dostępna to do przeczytania krótka droga. Tak też się stało.
Czteroletnia Emily, zauważa przez okno leżącego mężczyznę. Jej matka - Honor Gillette idzie udzielić mu pierwszej pomocy, okazuje się, że mężczyzna jest poszukiwany za zabójstwo siedmiu osób. Lee Coburn - morderca, obiecuje, że nie zrobi nic kobiecie i jej dziecku pod warunkiem, że będzie robić co mówi. Lee chce za wszelką cenę odzyskać coś co należało do męża wdowy, przez co dziewczynka i kobieta znajdują się w niebezpieczeństwie.
Za mną 100 stron książki, to i tak za dużo, więcej nie dam rady przeczytać. Jak dla mnie strasznie nudna, nie przypadłam mi do gustu, nie moje potencjalne klimaty. Za dużo stron- jak na takie coś, zbędne opisy, styl pisania niczego sobie. Po prostu nie, słaba pozycja. Przyciągnął mnie tytuł i okładka, ale to byłoby chyba tylko na tyle. Poza tym według mnie Autorka trochę poleciała pisząc jak śledczy wyjawia wszystkie szczegóły śledztwa żonie.
Podsumowując: Dla mnie książka jest słaba, nie spodobała mi się. Wszystko dzieje się zbyt wolno. Jestem zdecydowanie na nie, nie polecam.
Moje pierwsze spotkanie z Sandrą Brown, zresztą bardzo spontaniczne. Miałam na wirtualnej liście "chcę przeczytać", była akurat dostępna to do przeczytania krótka droga. Tak też się stało.
Czteroletnia Emily, zauważa przez okno leżącego mężczyznę. Jej matka - Honor Gillette idzie udzielić mu pierwszej pomocy, okazuje się, że mężczyzna jest poszukiwany za zabójstwo siedmiu...
www.tinarecenzuje.blogspot.com
Jak szybko uporać się z wszędobylskim stresem, lękiem, osiągać to co chcemy? Według uczonych jest na to niezawodny sposób, po jego kultywowaniu widać efekty od razu. Co to za metoda? Mowa o wykorzystaniu „uśpionej” części mózgu, która jest odpowiedzialna za oświecenie człowieka, podczas gdy inna jego część – dominująca, jest dedykowana naszemu bezpieczeństwu – to ona jest odpowiedzialna za strach czy stres – naturalne reakcje obronne.
Dzięki tej książce dowiesz się jak aktywować owe 10% mózgu, aby uwolnić w swoim ciele tak zwaną „uśpioną energię” - jest to bierna siła znana od najstarszych lat i czczona do tej pory przez starożytne sztuki uzdrawiania. Naukowcy dzięki badaniom udowodnili, że owa energia poprzez rozprzestrzenianie się po całym organizmie działa w sposób pozytywny na ciało i duszę, poprawia humor, podnosi świadomość, a nawet pozwala cieszyć się lepszym życiem. Zaintrygowany? W takim razie do dalszej lektury.
Dr Michael Cotton – specjalista od chiropraktyki, który poświęcił ponad 30 lat na dokształcanie się z zakresu ludzkiego potencjału mózgu, świadomości. Jego praca skupia się na tworzeniu organicznych ludzkich technologii mających na celu uwolnienie subtelnej energii w ciele i pobudzenie mózgu. Założył popularny na całym świecie ruch Higher Brain Living. Ponadto jest autorem techniki Source Code Meditation. Na co dzień mieszka w Chicago wraz z żoną Laurą.
Czy myślałeś kiedykolwiek – Drogi Czytelniku, co by się stało, gdyby udało Ci się pobudzić Twoją uśpioną część mózgu, Twoją utajoną pozytywną energię, która tkwi w Tobie i tylko czeka aż w końcu będzie mogła zacząć działać? Ponadto co by się stało, gdyby tak wprowadzić ogromną, nową technikę medytacyjną, która w zamian otworzy przed Twoją osobą wiele możliwości, o których nie miałeś nawet pojęcia wcześniej?
Jeśli nie, to ta książka pokaże Tobie na czym polega owa technika kontemplacji, jak wykorzystać ją jako system do spełniania swoich celów, oraz jak dzięki tej metodzie można pożegnać się z codziennymi problemami. „Dzięki Medytacji Kodu Źródłowego i 9 Szczytom Transformacji dowiesz się jak zmobilizować subtelną energię w ciele, obudzić wyższy mózg, oświecić umysł i otworzyć serce, by stworzyć życie bez lęku i zmienić rzeczywistość”.
Książka jest napisana w formie opowiadania – narratorem jest nie kto inny jak sam Dr Michael Cotton. Na samym początku pisarz funduje nam solidny, bardzo nudny wstęp, gdzie autor między innymi opisuje swoje doświadczenia związane z medytacją, oraz namawia, aby samemu sprawdzić na sobie ową technikę. Ponadto pisarz wchodzi na „wyższy poziom” i zaczyna porównywać tradycyjną jogę do medytacji kodu źródłowego, płynnie wymienia plusy i minusy.
Żeby uwiarygodnić swoje słowa, daje możliwość zobaczenia filmiku, gdzie pokazane jest uwolnienie energii na innych osobach. Niestety w lekturze nie jest tak kolorowo jakby mogło się wydawać, przykładowo I część jest w większości powtórzeniem solidnego wstępu. Znalazłam cytat, który według mnie mógłby zostać puentą poradnika - „Wszelki wzrost, ewolucja, postęp wymagają zmiany, a niższy mózg boi się jej i okopie się, by ją powstrzymać”.
Później już tylko przewertowałam lekturę, poczułam, że to zupełnie nie mój klimat. W dodatku ciężko czytało mi się twórczość. W późniejszej części widziałam ćwiczenia do wykonania, miejsce na notatki „przed” i „po” medytacji. Oprócz tego nie znalazłam nic ciekawego. Nie spodziewałam się za wiele po poradniku, ale ten jakoś do mnie nie przemówił. Trochę męczyłam się, może to po części wina tłumaczenia, może natłoku informacji. Tak czy inaczej, tym razem jestem jednak na NIE.
https://sztukater.pl/ksiazki/item/28952-source-code-meditation-hacking-evolution-through-higher-brain-activation.html
www.tinarecenzuje.blogspot.com
więcej Pokaż mimo toJak szybko uporać się z wszędobylskim stresem, lękiem, osiągać to co chcemy? Według uczonych jest na to niezawodny sposób, po jego kultywowaniu widać efekty od razu. Co to za metoda? Mowa o wykorzystaniu „uśpionej” części mózgu, która jest odpowiedzialna za oświecenie człowieka, podczas gdy inna jego część – dominująca, jest dedykowana...