Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Edward Lee to jeden z bardziej kontrowersyjnych autorów horrorów którego książki są dostępne na polskim rynku. Brutalne, wypełnione po brzegi zwyrodniałą przemocą, pornografią i scenami wykorzystywania seksualnego szturmem zdobyły serca Polskich czytelników. Bighead to jedna z najbrutalniejszych i najbardziej kontrowersyjnych powieści autora. Przygotujcie się na ostrą jazdę bez trzymanki

Jerrica i Charity udają się to prowincjonalnej, zabitej dechami wioski w Wirginii. Jerrica jest dziennikarką i chce napisać serię artykułów o życiu na prowincji. Charity udaje się w rodzinne strony by odwiedzić ciotkę, od której została odebrana przez opiekę społeczną i zabrana do domu dziecka. Tam młode trafiają na legendę o tytułowym Bigheadzie. Zdeformowanym dziecku/potworze który gwałci i pożera kobiety. Po za nimi bohaterami są psychiczni i zdegenerowani przemytnicy alkoholu Balls i Dicky, którzy dla zabawy porywają, gwałcą i mordują kobiety, oraz ksiądz imieniem Alexander weteran wojny w Wietnamie obecnie kapelan i psycholog księży który ma odbudować opactwo i dawne hospicjum dla ubierających duchownych w wiosce i oczywiście tytułowy Bighead. Robi oczywiście to o co jest posądzany w lokalnych legendach. Z czasem drogi tych postaci się przetną. Poleje się mnóstwo krwi, flaków, będzie masę nagich scen

Bo w zasadzie do tego sprowadza się cała fabuła książki. Do kolejnych coraz bardziej drastycznych, lub wyuzdanych scen. Miłośnicy stylistyki gore i książek z pod znaku przemocy i seksu będą skakać z radości inni dla których horror zaczyna się i kończy na Kingu, Koontzu i Mastertonie wysiądą i będą się pukać w głowy "Jak komuś może się to podobać" . A książka jedzie po bandzie i to ostro. Od wykorzystania seksualnego upośledzonego faceta takie IQ 60, po gwałcenie w ranę po obcięciu głowy. To nie jest utwór family friendly i przedsmak tego mamy od samego początku gdzie mamy scenę mordowania niemowlęcia. Ponad to jest tu mnóstwo wulgarności, szydzenie w religii Jezus z palący papierosy i przeklinający.

Ale po za tym duże wrażenie robi styl autora. A szczególnie to jak przełącza się między różnymi stylami. Gdy opisuje działania Ballsa i Dickiego i Bigheada książka jest pisana prymitywnym i ordynarnym językiem, z niewielką ilością odmieniania przez przypadki, osoby itp. Podczas gdy sceny w, których obserwujemy działania Jerricki i Charity, czy Alexandra są pisane schludnym i ładnym językiem, choć w scenach z Axandrem pada zwykle trochę przekleństw. Bohaterowie również wypowiadają się na różnym poziomie poprawności językowej odpowiednim do nich. I to jest genialne

Postacie są napisane bardzo dobrze. Każda ma swoją przeszłość i dylematy moralne Jerrica jest uzależniona od seksu. Alexander jest po przejściach związany z wojną i cierpi na nadmierną skłonność do przemocy i agresji, oraz regularni śni koszmary z o gwałcących go wyuzdanych zakonnicach i przyglądającym się temu Jezusie. Nawet w jednym z momentów Bighead okazuje się bardziej ludzki, ratując dzieci przed krzywdzącym ich ojcem pedofilem. Historia nie jest jednoznaczna, choć też nie ma tu nad czym dumać zbytnio. To nie jest King, czy Campbell u których nawet gdy nie ma przemocy napięcie potrafi sięgnąć zenitu

Bighead to jedna wielka rzeźnia, prawdziwa uczta dla fanów Splatterpunku. Jest krwawo i obrzydliwie, nie jest to jednak książka dla wszystkich. To nie jest Graham Masterton, Guy N' Smith, Shaun Houtson czy nawet Richard Laymont, który używali splatterpunku i gore jako dodatku, do fajnie skrojonych historii. Tu przemoc i seks są głównym daniem, a fabuła jest po to by pokazać tego jak najwięcej się da. Oceniam książkę bardzo wysoko, 8/10 ale zaznaczam że część czytelników może się od Bigheada skutecznie odbić.

Edward Lee to jeden z bardziej kontrowersyjnych autorów horrorów którego książki są dostępne na polskim rynku. Brutalne, wypełnione po brzegi zwyrodniałą przemocą, pornografią i scenami wykorzystywania seksualnego szturmem zdobyły serca Polskich czytelników. Bighead to jedna z najbrutalniejszych i najbardziej kontrowersyjnych powieści autora. Przygotujcie się na ostrą jazdę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jasnowidzenie to zdolność przewidywania przyszłości. Jedni traktują to jako gusła i zabobony inni wierzą że takie zdolności faktycznie występują u ludzi. Jeszcze inni uważają korzystanie w przepowiedni jasnowidzów za grzech i przejaw bezbożnictwa. Powieści grozy o jasnowidzach było kilka, jak nie lubiany przeze mnie cykl Sissy Sawyer Grahama Mastertona który darowałem sobie po pierwszym tomie. Na szczęście Wizja Deana Koontza jest powieścią lepszą.

Mary Bergen jest jasnowidzką, pomagającą policji w łapaniu seryjnych morderców. Kobieta potrafi przewidywać gdzie i kiedy wydarzą się kolejne ataki szaleńców. Wybrzeże Kalifornii nawiedza kolejna seria zabójstw. Tym razem zabójca okazuje się groźniejszy niż kiedykolwiek i zdaje się że wie że bohaterka depcze mu po piętach razem ze swoimi wizjami. Mary musi powstrzymać szaleńca tym razem gra idzie nie tylko o życie kolejnych ofiar, ale i jej samej.

Tak przedstawia się fabuła jednej z najstarszych książek Deana Koontza, która przewinęła się przez polski rynek, wydana w 1977 roku. Najstarszą jest "Ziarno Demona" z 1971 roku Dean Koontz. Osobiście jest on jednym z moich ulubionych pisarzy. I ja mam tak że lubię poznawać początki twórczości ulubionych autorów. Jednak sami autorzy nie zawsze lubią swoją debiutancką twórczość. Często się jej zwyczajnie wstydzą, i nie pozwalają wznawiać, ani wydawać. Tak niestety jest z Deanem Koontzem. Dlatego starszych książek od Ziarna demona, takich jak Star Quest z roku 1968 na polskim rynku nie uświadczycie.

Jak wypada sama książka? Odpowiedź brzmi całkiem nie źle. Nie jest to arcydzieło. Ale kawał przyzwoitego straszaka. Podobały mi się opisy wizji bohaterki. Po za nimi w powieści dzieje się o wiele innych niesamowitych rzeczy. Opisy zjawisk nadprzyrodzonych naprawdę budują napięcie W samej książce dzieje się sporo. Podobał mi się twist pod koniec, i finał powieści.

Ale oczywiście książka ma sporo minusów. Po prostu widać że są to początki kariery autora i że ten, sporo eksperymentuje z rozmaitymi pomysłami. Te nie zawsze się udają. Widać też problemy z narracją, czy budową postaci. Postać zabójcy w finale okazuje się nijaka, a przez całą książkę nie wiele o nim wiemy. Ale nie zaspojleruję. Dialogi są płaskie, i niezbyt błyskotliwe. Widać też rozwiązania które autor stosuje po dziś dzień w swoich powieściach. Dlatego główna bohaterka musi mieć traumatyczne dzieciństwo. Akcja jak mówiliśmy osadzona jest w Kalifornii.

Powieść szczególnie polecam fanom autora, którzy chcieli by zobaczyć, od jakiego rodzaju twórczości ich ulubiony autor zaczynał. Jest to dobra powieść grozy z wartką akcją i zjawiskami nadprzyrodzonymi, rodem z serialu Z archiwum X i prostym wątkiem śledztwa.

Jasnowidzenie to zdolność przewidywania przyszłości. Jedni traktują to jako gusła i zabobony inni wierzą że takie zdolności faktycznie występują u ludzi. Jeszcze inni uważają korzystanie w przepowiedni jasnowidzów za grzech i przejaw bezbożnictwa. Powieści grozy o jasnowidzach było kilka, jak nie lubiany przeze mnie cykl Sissy Sawyer Grahama Mastertona który darowałem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Artyści, z Hollywood kto z nas ich nie podziwia. Wszyscy utalentowani ludzie, którzy robią dla nas filmy, muzykę i inne fajne rzeczy. Ale według niektórych Hollywood i środowisko artystów to wylęgarnia satanistów i degeneratów, którzy składają ludzi w ofierze, podczas czarnych mszy, albo tych artystów już nie ma tylko ich awatary, bo prawdziwi zostali aresztowani przez Prezydenta Donalda Trumpa i zgładzeni w komorach gazowych. Nie trudno się nie połapać że do tych teorii spiskowych nawiązuje powieść Noc Skorpiona autorstwa Grahama Mastertona

Margo Shapiro znana aktorka gnie w niewyjaśnionych okolicznościach po tym jak skontaktowała się ze swoją przyjaciółką Trinity Fox. Policja twierdzi że to było samobójstwo. Trinity jednak nie wierzy w samobójstwo Margo. Z pomocą byłego policjanta Nemo Frisby podejmuje się prywatnego śledztwa. Trop prowadzi do willi Johna Dangerfielda w której sławni i wpływowi składają ofiary z ludzi potężnego indiańskiego demona który w zamian za te zapewnia ogromny sukces.

Fabuła od początku nawiązuje do teorii spiskowych o środowisku artystów, ale nie tylko do nich. Pojawiają się też nawiązani do epidemii COVID i innych. Ja należę do osób nie wierzących w takie rzeczy, często się z nich śmiejących, ale przyznam że mnie to ciekawiło. Bohaterowie są ciekawi, a i akcja nie zwalnia. Choć moim zdaniem szkoda że Graham zastąpił satanizm indiańskimi wierzeniami i magią co moim zdaniem jest takie sobie, a na domiar złego z czasem robi się bardzo naciągane gdy bohaterowie posługują się czarami które uniemożliwiają Dangerfieldowi i jego sprzymierzeńcom rozpoznanie ich. Albo moment gdy bohaterka ma wizję po herbatce z bieluniu i szałwi z w której spotyka zmarłą matkę trochę przynudzały. Na plus wypada za to tempo akcji i brutalność. Jest sporo makabry, gwałty, sceny palenia nastoletnich dziewczynek, czy kastrowania kolesia i zmuszenie go by zjadł swoje... Może nie kontynuujmy co. Jest brutalnie i to mi się podobało. Podobało mi się zakończenie, które nie jest typowym dla Mastertona Happy Endu

Podobali mi się też bohaterowie może i ci główni są trochę archetypami, ale mimo wszystko są sympatyczni, ale najbardziej podobały mi się postacie ze środowiska artystów działających Dangerfieldem. Ich podstępność, przewrotność, kiedy pierw wabią młode pragnące sławy dziewczęta, po to by złożyć je zaraz w ofierze indiańskiemu bożkowi. Książka pokazuje też jak zło wrogie może być chorobliwe pragnienie sławy, sukcesu. Które część ludzi potrafi pchnąć do najgorszego.

Choć z motywu teorii spiskowych o amerykańskich artystach da się wyciągnąć więcej to książkę oceniam pozytywnie nie jest to powieść wybitna, ale zapewni godziwą rozrywkę. Jak to Masterton, jest krwawo i wyuzdanie.

Artyści, z Hollywood kto z nas ich nie podziwia. Wszyscy utalentowani ludzie, którzy robią dla nas filmy, muzykę i inne fajne rzeczy. Ale według niektórych Hollywood i środowisko artystów to wylęgarnia satanistów i degeneratów, którzy składają ludzi w ofierze, podczas czarnych mszy, albo tych artystów już nie ma tylko ich awatary, bo prawdziwi zostali aresztowani przez...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza część przygód nieetycznego prawnika nie specjalnie mi się podobała. Ot. ślamazarny kryminał sądowy, z kiepsko napisanymi postaciami kobiecymi. Więc do drugiej części zasiadłem z mieszanymi uczuciami. Seria jednak nabrała odpowiednich kształtów. Wiele krytykowanych nie tylko przeze mnie rozwiązań z pierwszego tomu zostało poprawionych. I to widać że autor chciał uczynić kontynuację lepszą.

Już nie żadna mafia a sprawa o zabójstwo, z motywem pedofilii. Już na samym początku bohater podejmuje się obrony mężczyzny podejrzanego o gwałt i brutalne morderstwo na 14 latce. Nie spodziewanie pojawia się świadek kobieta o imieniu Nina Hagen twierdząca że klient głównego bohatera jest niewinny. Dzięki jej zeznaniom udaje się wybronić pedofila. Ten niedługo potem zostaje zamordowany, a oskarżonym zostaje ojciec zamordowanej dziewczynki. Mikael Brenne podejmuje się jego obrony i próbuje dowieść niewinności mężczyzny

W tej części wszystko jest lepsze od jedynki. Została ona skrócona, a tempo akcji przyśpieszone. Jest więcej prowadzenia śledztwa, badania tropów, motywów. Sprawa nie jest też jednoznaczna, a autor chętnie bawi się kwestiami etycznymi i moralnymi. Synne i Kari pojawiają się jak by mniej, i sprawiają mniej durnych i irytujących niż w pierwszej części. Choć nadal nie zawsze grzeszą rozsądkiem i inteligencją. Ale ich obecności jest po prostu mniej. Podobały mi się postacie Niny Hagen i Irene Godvik. Sama sprawa którą prowadzi główny bohater też jest dużo ciekawsza.

Spodobało mi się że jeszcze bardziej podkreślono brak szacunku bohatera dla etyki zawodowej. Tym razem jest on jeszcze bardziej bezkompromisowy. Nie boi się grozić ludziom, włamywać do ich domów, prowadzić na własną rękę śledztw. Ta nieetyczność bohatera i jego rozterki moralne są tu bardzo fajne. Pozwalają porozmyślać nad dylematami bohatera

Druga część jest dużo lepsza i polecam od niej zacząć. Nie ma tu zbytnio nawiązań do poprzedniego tomu i osoby które nie znają pierwszej części powinny się odnaleźć bez trudności. Porządny sądowy kryminał dla fanów gatunku

Pierwsza część przygód nieetycznego prawnika nie specjalnie mi się podobała. Ot. ślamazarny kryminał sądowy, z kiepsko napisanymi postaciami kobiecymi. Więc do drugiej części zasiadłem z mieszanymi uczuciami. Seria jednak nabrała odpowiednich kształtów. Wiele krytykowanych nie tylko przeze mnie rozwiązań z pierwszego tomu zostało poprawionych. I to widać że autor chciał...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciężko jest stworzyć głównego bohatera, który będzie jednocześnie złą, lub przynajmniej dwuznaczną postacią, a jednocześnie trafi w gusta czytelników. Musi być odpowiednio podłą i jednocześnie posiadać ludzkie i pozytywne cechy tak by czytelnik go polubił i jednocześnie by ta postać była wiarygodna. Niestety Chrisowi Tvedtowi się to nie udało. „Uzasadniona wątpliwość” irytowała mnie niekonsekwencją w przedstawieniu bohatera i głupio napisanymi postaciami kobiecymi, które irytowały zawsze gdy się pojawiały

Mikael Brenne jest adwokatem, broniącym drobnych przestępców. Jego kancelaria zmaga się z problemami finansowymi. Z czasem składają mu ofertę Serbscy gangsterzy. Bohater postanawia wykorzystać okazję i przyjmuje propozycję od mafiozów. Początkowo współpraca idzie dobrze. Bohater pomaga im zakładać kolejne spółki, a mafia odpala setki tysięcy koron. Żyć nie umierać. Z czasem przestępcy zaczynają żądać od bohatera coraz więcej i wciągać go w swoje ciemne interesy. Bohater próbuje się wycofać, ale mafiozi nie przyjmują odejścia.


Historia nieetycznego adwokata, którego mafia chce wciągnąć w swoje lewe interesy początkowo budziła moje zainteresowanie, bo ja lubię gangsterskie klimaty. Ale im dalej w las tym bardziej zaczęło mnie to męczyć. Irytowały mnie postacie kobiet i wątki romansowe. Z czasem zaczęła mnie irytować postać głównego bohater. Pierwszym zgrzytem jest scena seksu z Evą Kaufamann. Kobietą sądzoną za przemyt narkotyków, którą gangsterzy kazali wybronić głównego bohatera. Ta od razu się rzuca na głównego bohatera. Wcześniej zachowuje się jak by sytuacja w, której się znalazła nie robiła na niej żadnego wrażenia. Wszystkie postacie kobiet są tu niemożebnie głupie i gdy tylko się pojawiały sceny z ich udziałem modliłem się by się kończyły. A już gdy bohater zabija Mika jednego z gangsterów a o zabójstwo zostaje posądzony jego wspólnik Slavo to Mikael dostaje moralniaka. Rozumiecie to? Nieetyczny adwokat, który bronienie przestępców traktuje jak zawody sportowe (Książka od początku nam to tłumaczy) dostaje moralniaka po tym jak dowiaduje się że w popełnione przez niego zabójstwo jest posądzony gangster, który wcześniej mu groził zaczyna rozważać przyznanie się do winy. To jest niemożebnie durne i przede wszystkim jest niekonsekwentne. Bohater miał przecież możliwość uwolnienia się od mafii. Gdyby to jeszcze był typ nieskazitelnego bohatera to miało by to ręce i nogi. Ale nie w takiej sytuacji! Jeżeli autor zdecydował się zrobić dwuznacznego głównego bohatera powinien być konsekwentny. Poza tym książka bywa momentami zwyczajnie nudna. Robi się ciekawiej gdy pokazywany jest proces sądowy. Przesłuchiwanie świadków, czy mowy są świetne. Podobały mi się też postacie gangsterów


Książka jest pisana w porządku. Autor pisze lekkim i przyjemnym językiem. Nie mniej ani trochę nie wpływa to na odbiór. Książka jest nijaka i nie wciągnęła Mnie. Zwyczajnie się przy niej męczyłem. Irytował mnie bohater, jego podejście do kobiet. Sama intryga też nie wciąga. Jest w porządku ale tylko tyle. Lepiej poczytać coś innego.

Ciężko jest stworzyć głównego bohatera, który będzie jednocześnie złą, lub przynajmniej dwuznaczną postacią, a jednocześnie trafi w gusta czytelników. Musi być odpowiednio podłą i jednocześnie posiadać ludzkie i pozytywne cechy tak by czytelnik go polubił i jednocześnie by ta postać była wiarygodna. Niestety Chrisowi Tvedtowi się to nie udało. „Uzasadniona wątpliwość”...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kara śmierci to jeden z tych tematów politycznych, który obok aborcji wzbudza największe emocje w społeczeństwie. Jedni widzą w niej sprawiedliwą odpłatę za zbrodnie i przestępstwa inni niehumanitarny odwet, który zagraża także niewinnym. Problematykę kary śmierci postanowił podjąć Stephen King w Powieści Zielona Mila, która stała się jednym z największych klasyków literatury współczesnej

Paul Edgecombe Jest naczelnikiem więzienia w więzieniu Cold Mountain w którym na wykonanie kary śmierci czekają między innymi 19 letni bezwzględny zabójca William Wharton. Gwłaciciel i morderca Eduard Delacroix który zgwałcił i zamordował młodą dziewczynę i dla zatarcia śladów spalił dodatkowo 6 osób, oraz skazany za morderstwo 2 dziewczynek John Coffey olbrzymi czarnoskóry mężczyzna o załzawionych oczach i obdarzony niezwykłą mocą. Z czasem główny bohater zaczyna wierzyć w niewinność Coffeya

Powieść jest połączeniem paranormalnego thrillera i kryminału. Z początku przedstawianie są bohaterowie oraz realia panujące w więzieniu. Jest też parę egzekucji i przedstawiona odrobina prywatnego życia naczelnika więzienia. Pierwszy motyw paranormalny pojawia się gdy Coffey leczy bohaterowi zapalenie nerek. Z czasem bohater zaczyna mieć wątpliwości czy Coffey rzeczywiście jest mordercą. Akcja powieści ukazana jest pierwszo osobowo a bohater często rozważa temat kary śmierci i jej zasadności. A gdy w winie Coffeya pokazują się kolejne wątpliwości te rozważania są jeszcze mocniejsze i mogą nawet zrewidować nasze przekonania na temat kary śmieci. Ale wątek kary śmierci i winny, lub niewinności Coffeya nie są jedynymi wątkami. Powieści jest ogólnie wielowątkowa i rozbudowana. Historia Eduarda Delacroixa który w więzieniu wytresował mysz. Ciekawie są też przedstawione egzekucje i reakcje ludzi na nie. Szczególnie na egzekucję wspomnianego wcześniej bohatera. Ta się nie udaje i kończy się ze spaleniem zboczeńca żywcem. W późniejszej części książki będzie odrobina prostego śledztwa. Pojawi się też wątek rasizmu. Akcja książki toczy się na długo przed zniesieniem segregacji rasowej w latach 30 Czasach gdy jeszcze w Amerce szalał Ku Klux Klan. Ciekawe są też reakcje ludzi na nie zwykłe zdolności Coffeya

Postacie to ogromny plus książki. Wszystkie są dość ekscentryczne zarówno skazańcy jak i strażnicy. Taki Percy jest typem ważniaka i karierowicza który dostał robotę w więzieniu dzięki znajomościom. Coffey obdarzony nadludzką mocą, boi się ciemności i sprawia wrażenie osoby upośledzonej umysłowo

Zielon mila to powieść która nie ma większych wad. Może jedynie rozczarować ludzi którzy tylko horror uważają za literaturę i którzy mogli by się rozczarować brakiem typowych wątków grozy. Nie są to jednak problemy które przeszkadzają cieszy się lekturą. Bardzo dobra powieść, bezsprzeczny klasyk literatury.

Kara śmierci to jeden z tych tematów politycznych, który obok aborcji wzbudza największe emocje w społeczeństwie. Jedni widzą w niej sprawiedliwą odpłatę za zbrodnie i przestępstwa inni niehumanitarny odwet, który zagraża także niewinnym. Problematykę kary śmierci postanowił podjąć Stephen King w Powieści Zielona Mila, która stała się jednym z największych klasyków...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wziąłem tą książkę z biblioteki. Wydawała mi się nie pozorna po opisie. Ot. Wyglądało to na powieść kręcąca się w wokół poligamii. Przestępstwa owszem, ale, z którego wielu z nas żartuję. No wiecie to jest męczarnia mieć dwie lub kilka teściowych. Ale gdy po przyjściu do domu otworzyłem ją, wiedziałem, że będzie się podobać

Nie daleko Salt Lake City zostaje znalezione ciało Blake. Mężczyzna był członkiem, radykalnego odłamu Mormonów. Tego, którego wyznawcy żyją w poligamicznych, nie rzadko też pedofilskich i kazirodczych związkach. Pierwszymi podejrzanymi są jego żony. Czy to one, lub któraś z nich jest winna? A może sprawa ma drugie dno.

To, co rzuca się w oczy to narracja. W większości powieści mamy przedstawioną historię z perspektywy osób prowadzących śledztwo. Tu autorka postanowiła pójść w odwrotnym kierunku i przedstawić historię z punktu widzenia podejrzanych kobiet. I to jest genialny pomysł Raz, że same postacie są ciekawe. Bo każda z kobiet ma za sobą trudną historię. Rachel była członkini sekty religijnej, Emily, która wychowała się w rygorystycznej, katolickiej rodzinie, w której nie było miłości i Tina była prostytutka i narkomanka. Każda z nich potencjalnie mogła zabić męża. Ponadto w pomyśle tym genialne jest też to, że nie wiemy, co policja ma na nie. Nie wiemy też, jakich dowodów się dokopuje. To sprawia, że intryga jest jeszcze bardziej tajemnicza i ciekawa. Chciałbym takie coś zobaczyć w filmie.

Fajnie też są ukazane relacje w tej rodzinie. Mamy tu wspominki, które pozwalają zrozumieć sytuacje i myślenie bohaterek. Można też sporo dowiedzieć się filozofii radykalnych mormonów. Nie zgadzam się z nią. Jestem przeciwko wszelkim religiom, ale ciekawie było poznać punkt widzenia takich ludzi.

Podobała mi się też atmosfera całej historii. Dużo jest tu szaleństwa, które musi być w książce, która kręcie się wokół fanatyzmu religijnego. Autorka też zahacza o kwestie praw kobiet w religiach. Szczególnie w pamięci została mi debata policjantki i mormońskiego duchownego pod czas jednego z przesłuchań Emily Dużo jest też ciekawostek na temat prawa amerykańskiego. Fajnych momentów zdecydowanie nie brakuje

Postacie są napisane wzorowo ich historie i odmienne charaktery doskonale ze sobą kontrastują. Moją ulubioną postacią była Tina. Jej wygadanie i czasem ogólna wulgarność, połączone z twardym stąpaniem po ziemi jest czymś, co mi się podobało w tej postaci

Bardzo dobry jest też styl autorki. Z początku wydawało mi się, że postacie mają nierówny czas ekranowy ale tak nie jest. Wszystkie postacie są pokazywane po równo w książce I każdą można się nacieszyć

Rewelacyjna, bardzo klimatyczna powieść kryminalna ze świetnym pomysłem na narracje, który powinien pokazywać się częściej w powieściach kryminalnych.

Wziąłem tą książkę z biblioteki. Wydawała mi się nie pozorna po opisie. Ot. Wyglądało to na powieść kręcąca się w wokół poligamii. Przestępstwa owszem, ale, z którego wielu z nas żartuję. No wiecie to jest męczarnia mieć dwie lub kilka teściowych. Ale gdy po przyjściu do domu otworzyłem ją, wiedziałem, że będzie się podobać

Nie daleko Salt Lake City zostaje znalezione...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówi się, że nie ma głupich książek. Są nieudane i kiepskie, ale czytanie i tak jest wartością samą w sobie. Ja jednak uważam, że istnieją głupie książki. I nie mam na myśli B klasowej pulpy, bo ta dostarczy zwykle rozrywki. Chodzi mi o książki promowane, jako popularnonaukowe. A, które są niczym innym niż promowaniem nieuctwa , szarlatanerii naukowej i spiskowych dyrdymałów. Bo płaska ziemia, kreacjonizm i zaprzeczanie istnienia dinozaurów i innych zwierząt wymarłych to najgłupsze teorie spiskowe, jakie istnieją. To, że ziemia jest kulista i krąży wokół słońca zostało potwierdzone ponad wszelką wątpliwość. Zdjęcia ziemi z kosmosu, satelity, teleskopy wysyłane na orbity, które można obserwować teleskopem, a większe obiekty jak Sondę ISS można zobaczyć dobrą lornetką. To, że ludzie okrążają statkami Antarktydę, czy latają przez nią samolotami, lub podróżują na biegun przez nią są niezbitymi dowodami na kulistość ziemi. Tak jak kości dinozaurów i innych wymarłych zwierząt są dowodem, że one istniały itp. Nie mniej są ludzie (w większości fundamentaliści religijni) tacy jak autor książki Płaska Ziemia - Ukrywana Prawda, którzy w XXI wieku opowiadają bzdury przeczące nauce oraz ich fani, którzy te bzdury powielane w książkach czy filmach na You Tube pochłaniają i to jest już dramat.

Zacznijmy najpierw od tematu samego autora. Eric Dubey jest to teoretyk spiskowy, You tuber i fundamentalista chrześcijański, który produkuje ściekowe książki i materiały na You Tube o płaskiej ziemi, kreacjonizmie i innych tego typu antynaukowych kocopołach. Konto tego człowieka na You Tube subskrybuje ok. 191 tyś widzów. Jego filmy to w dużej mierze steki bzdur takie same jak niniejsza książka. Wystarczy zupełnie podstawowa wiedza przyrodnicza by zrozumieć, jakie głupoty wygaduje ten człowiek. Nie mniej z jakiegoś powodu są ludzie, które w te brednie wierzą. A tak naprawdę ten człowiek nie ma zielonego pojęcia, ani żadnej wiedzy o absolutnie niczym. Czytanie jego książek i oglądanie jego materiałów You tubowych w innych celach niż żeby się z tego pośmiać to robienie sobie samemu krzywdę.

Twórczość tego człowieka i jemu podobnych nie ma żadnej wartości naukowej, ani nawet takiej by zapoznać się z problemami, które on porusza. Jest to spiskowo, religijny ściek niewarty nawet spiracenia na chomikuj, czy na serwisie torrentowym. Limity torrentów, czy transferu można wykorzystać lepiej pobierając cokolwiek innego. Najlepiej legalne treści na wolnych licencjach. Kupować książki oczywiście się nie opłaca. Kosztuje ona w okolicach 50 zł. Na promocjach jest czasem, za 40 ale za tę cenę kupicie spokojnie ze dwie, trzy lepsze książki. Tak w ogóle ciekawi mnie skąd u tych wszystkich szarlatanów naukowych taka skłonność do zdzierania ze swych wyznawców. Sprawdziłem i inne książki o podobnych tematykach też są bardzo drogie. Choć nie ma ich w sklepach jakoś dużo. Są to w większości anglojęzyczne książki sprzedawane za ok. 100 zł. (Ile fajnych książek można za to mieć ?) Sprowadzanie tego też nie ma sensu, bo te badziewia potrafią kosztować 38€. W przeliczeniu na polski to jest 170,07 Złotych. (Inwestycja życia!)


Książka zaczyna się krótkim słowem wstępnym tłumacza i zaraz lecimy z koksem. W słowie tłumacza nie ma nic wartego uwagi po za może eksperymentami płaskoziemczymi. Te są zwyczajną bzdurą wynikającą z niewiedzy i nie znajomości podstawowych praw fizyki autora i reszty płaskoziemczej zbieraniny. Potem jest pierwszy rozdział, który można potraktować jak coś w rodzaju wstępu autora o kłamstwie o kulistości ziemi. Autor nie podaje żadnego racjonalnego dowodu czy argumentu. Po prostu to, że wierzymy w kulistość ziemi to efekt prania mózgu i o tym jak to jest największe kłamstwo. Potem zaczyna się pierwszy cytat. Tych cytatów jest tu od groma. Są one w zasadzie przez cały czas. Przy czym autor podaje cały czas cytaty z tych samych książek i publikacji tych samych autorów. (o źródłach będzie szerzej potem, bo jest to całkowicie zabawna sprawa) Łatwiej było by skopiować całe książki i artykuły i na koniec walnąć dwa zdania przemyśleń. Ale widać nawet płaskoziemcy mają jakieś (nie wielkie, ale jednak) granice wstydu wiec pan Eric Dubey postanowił pokazać, że się stara. Nie długo po pierwszym cytacie mamy pierwsze dyrdymały o kabalistach, masonach, wyznawcach słońca i tworzeniu kosmologii Książka jest od początku do końca wypełniona takimi głupotami . Jak autor nie pisze nic o masonach, to pokazuje swoją niewiedzę w tematach, za, które się bierze, lub zwyczajnie zmyśla i łże bez podania żadnego racjonalnego dowodu. Autor nie ogarnia podstaw astronomii, fizyki, geografii. Nie wie, czym jest kula, ani grawitacja. Nie stop! Grawitacja według Erica Dubey nie istnieje, tak samo jak biegun południowy. Tak czy inaczej nie wie, dlaczego nie spadamy z ziemi do kosmosu, jak jesteśmy na półkuli południowej, nie wirują nam włosy obrotu ziemi. Albo, czemu ziemia nie kręci się bez nas, gdy podskoczymy. Nie ogarnia jak powstają przy odpowiedniej pogodzie miraże dalekich miejsc, na morzu. Autor twierdzi, że tak jest zawsze. Niczym ludzie żyjący w średniowieczu twierdzi, że księżyc świeci własnym światłem, a nie światłem odbitym. Zastanawia się jak to jest, że budowniczy np. linii kolejowych nie muszą obniżać budowanych przez siebie torów. Twierdzi, że nie można zobaczyć krzywizny ziemi. Dużo też jest tu typowych bzdur, które można posłuchać za darmo na You Tube: Że woda szuka poziomu, że jak by ziemia była kulista to woda wylała by się do kosmosu itp. Możemy też się dowiedzieć z książki że księżycy i słońce są malutkie i latają nisko nad ziemią . Przypomina mi się jak byłem mały i chciałem koparką ściągnąć księżyc z nieba. Ma ktoś koparkę pożyczyć ;) ? Bo za tym autor nie ma pojęcia, czym jest pespektywa ani dlaczego gwiazdy na niebie są mniejsze od słońca czy księżyca. Zaś zakrzywienie ziemi sfilmowane w kosmosie nazywa efektem rybiego oka, Jeśli jakieś zjawisko występuje przy odpowiednich warunkach, autor twierdzi, że tak jest zawsze a dowodami na to są oczywiście cytaty którymi autor zasypuje wręcz czytelnika.


Źródłami, tymi nie są żadni naukowcy, fizycy, astro fizycy czy inni ludzie zajmujący się naukami przyrodniczymi. Autor stawia na bardziej „wiarygodne źródła” a nie jakieś tam wypociny współczesnych amerykańskich naukowców, którzy jak powszechnie wiadomo (przynajmniej według autora) są Żydami, masonami i satanistami zwłaszcza ci z NASA. Autor sam czasem tak nazywa współczesnych naukowców. Źródłami zatem są różnej maści szarlatani pokroju Williamam Carpentera, czy Gabrielle Henriet, Milton William Cooper, Bill Kaysing (koleś któremu sąd odrzucił pozew przeciwko Jimowi Lovellowi za to że ten nazwał go wariatem), płaskoziemcy You Tuberzy np. Jarrah White, celebryci np. Dave Allen irlandzki komik i satyryk (na pewno zna się na astronomii lepiej niż jakiś tam jajogłowy mason z NASA i wcale nie opowiadał głupot o płaskiej ziemi by być bardziej popularny. PS. to był sarkazm, nie mogłem się powstrzymać) , dziennikarze np. Thomas Winship, Bart Sibrel (Tak ten pseudo dziennikarz i teoretyk spiskowy co twierdził że go astronauci z NASA pobili i grozili mu bronią, bo chciał by ci przysięgali mu na Biblię, jak się potem okazało sam sprowokował bójkę z Aldrinem) XIX wieczna pisarka fantasy Lady Blunt są też ludzie zasłużeni w „walce z Żydostwem” jak ekstremista religijny i antysemita Texe Marrs, który twierdził że „ Judaizm jest najgorszą sektą szatańską , jaka kiedykolwiek istniała, a Żydzi spiskują, aby zawładnąć całym światem poprzez oszustwo i kult.” Jest tu nawet cytat z Adolfa Hitlera. Naprawdę on w tej książce jest, nie zmyślam. Są też cytaty Biblii a jakże: np. z księgi rodzaju 1:16 w rozdziale o księżycu świecącym własnym światłem. Bo pan Eric Dubey nie wie jak działa światło odbite. Cytowanie Biblii w książce mającej uchodzić za popularno naukową jest dla tej książki dyskwalifikujące. Biblia jest tekstem sakralnym, a nie książką naukową z dziedziny nauk przyrodniczych, astronomii itp. Została napisana ponad 2000 lat temu. W tamtych czasach ludzie mieli znikomą wiedzę przyrodniczą i w Biblii nie ma nic, co wykracza ponad ten stan wiedzy. Nie może, więc być ona traktowana, jako źródło w książce o astronomii, biologii itp. Nie na żadnego znaczenia w dyskusji naukowej, że jest tam napisane „Bóg stworzył dwa wielkie świecące ciała niebieskie, większe by rządziło dniem i mniejsze by rządziło nocą” Nie ma znaczenia, że jest napisane, że księżyc świeci, czy że ziemia jest płaska. Liczą się fakty i dowody, a te jednoznacznie wskazują na kulistość ziemi.

Kiedy już autor książki decyduje się podać jakieś bardziej naukowe źródło są to książki uczonych z XVI – XIX wieku. Choć nie specjalnie często są to astronomowie. Zwykle lekarze podróżnicy itp.Z czasów, kiedy ta cała dyskusja miedzy płaskoziemcami i heliocentrystami miała jakiś tam sens, bo wielu rzeczy jeszcze zupełnie nie było wiadome. Przez długi czas nie udawało się np. opłynąć Antarktydy, bo ówczesne statki nie radziły sobie na wodach antarktycznych. Ale dziś w dobie, gdy firmy wycieczkowe organizują wyjazdy na biegun południowy, mamy zięcia ziemi z kosmosu, mamy satelity, które nie mogły by działać na płaskiej ziemi, ta cała dyskusja jest zamknięta. Uczeni, którzy żyli przed XX wiekiem i którzy byli zwolennikami geocentryzmu i płaskiej ziemi mylili się a heliocentryści mieli po prostu rację. Autor zarzuca współczesnej nauce, że ta deprecjonuje ludzi, którzy żyli w dawnych czasach. W nauce jest tak, że nowe badania i odkrycia podważają, stare. Przykładowo dziś uważa się że, nie da rady przekroczyć prędkości światła. (Takie twierdzenie stworzył, jeśli się nie mylę Einstein). Gdyby ktoś wynalazł, jako silnik mający wystarczającą moc lub stworzył pojazd mogący przekroczyć taką prędkość, to by znaczyło, że Einstein się mylił a ów konstruktor miał rację no, bo stworzył pojazd mogący się poruszać z taką prędkością. Czy to by deprecjonowało Einsteina? Ten człowiek stworzył podwaliny dzisiejszej nauki. Pomyłka w jednej czy kilku rzeczach nic tu nie zmieni. Tak samo jest z XIX wiecznymi uczonymi. Na pewno mają wiele zasług, ale w kwestii kształtu ziemi mylili się. Autor jeszcze buńczucznie twierdzi, że jakby Stephen Hawking czy inni współcześni astrofizycy widzieli doświadczenia płaskoziemców to by przyznali im rację. No śmiech na Sali. Wyśmialiby ich i pogonili do nauki.

To i to ciągłe epatowanie religią, i spiskami. Jest po prostu śmieszne. Wszystkim według pana Erica Dubey rządzą Żydzi, masoni, sataniści chcący odciągnąć ludzi od boga. Pod koniec jest przydługi tekst tłumacza podsumowujący to wszystko w takim samym tonie. Żydzi, masoni, kult słońca, satanizm. Chcą odciągnąć ludzi od Boga i sprawić by czuli się mali. Bo przecież bycie nie czytatym, nie pisatym, nieznającym kształtu Ziemi, modlącym się i czekającym na padnięcie trupem, wybrańcem wszechmogącego Boga to o wiele większe osiągniecie niż lądowanie na księżycu i zdobywanie kosmosu. Co kto lubi, ja wolę zdobywanie kosmosu.

Jeśli chodzi o język książki to ten jest żaden. Gdy autor decyduje się coś sam, napisać to po prostu jest to pisane prostackim i zupełnie byle, jakim językiem. Twierdzenia często pisane na zasadzie „bo tak” Nawet te cytaty są czasami wrzucone od rzeczy. Nie są często żadnym dowodem, ani nawet cieniem argumentu.

Mówiąc na koniec po prostu nie warto. To książka tylko dla ekstremistów religijnych i wyznawców teorii spiskowych. Nie jest to książka, z której można się cokolwiek sensownego dowiedzieć. A pośmiać się z nieuctwa i nawiedzenia religijnego można za darmo na You Tube. Nie ma sensu tracić czasu na książkę, której nie warto nawet użyć w charakterze rozpałki

Mówi się, że nie ma głupich książek. Są nieudane i kiepskie, ale czytanie i tak jest wartością samą w sobie. Ja jednak uważam, że istnieją głupie książki. I nie mam na myśli B klasowej pulpy, bo ta dostarczy zwykle rozrywki. Chodzi mi o książki promowane, jako popularnonaukowe. A, które są niczym innym niż promowaniem nieuctwa , szarlatanerii naukowej i spiskowych...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Matka to osoba, które większość z nas ufa najbardziej. W końcu to ona nas urodziła i wychowała. Myśl, że mogłaby zrobić złego jest czymś, co nie mieści się w głowie. Kobieta widząc, że jej dziecko jest zagrożone jest w stanie poświecić życie by je ratować Z kolei dla wielu kobiet macierzyństwo to szczyt marzeń. Kobiety, które dowiadują się, że są bezpłodne doświadczają tragedii na całe życie. I kryminał Mirandy Smith Nie moja matka traktuje właśnie o kwestiach związanych z macierzyństwem i strasznymi rzeczami, jakie mogą się z tym wiązać, które mogą okazać się udręką dla samych dzieci.

Podczas przyjęcia urodzinowego maleńkiej córeczki Marion Sams pojawia się policja, i aresztuje jej matkę Eileen pod zarzutem porwania, zabójstwa i ingerencji powierniczej. Okazuje się, że kobieta nie na nazywa się Eileen Sams, Sarah Paxton. Marion nie może uwierzyć, że jej matka dopuściła się tak straszliwych czynów Z czasem na Marion spada kolejny cios. Policja podejrzewa, że matka kobiety porwała ją od biologicznej rodziny niejakich Parkerów i zamordowała jej ojca. Zrozpaczona Marion postanawia dowiedzieć się prawdy. Czy naprawdę jest porwaną przed laty Caroline Parker? Dlaczego kobieta, którą ją wychowywała przez te wszystkie lata zrobią coś takiego? Jaka jest prawda?

Powieść jest połączeniem kryminału i powieści obyczajowej. Powieść w Polsce jest reklamowana, jako thriller psychologiczny. Ale fani trzymania w napięciu trochę się rozczarują. W zasadzie wątek kryminalny jest tu raczej na uboczu. Od na bohaterkę spada seria tragedii i okropnych podejrzeń, że została uprowadzona przez kobietę, którą uważała za matkę, ta próbuje to poskładać. Sporo dużo wspominków, przemyśleń. Nie ma tu badania zwłok itp. Większości rzeczy bohaterka dowiaduje się rozmawiając z innymi postaciami. Niemniej książka jest powieścią jak najbardziej udana. Wątek obyczajowy jest tu zdecydowanie na pierwszym miejscu. Ale nie jest on zły, mimo iż za wątkami obyczajowymi w kryminałach nie przepadam. Cała intryga wciąga i jest dość zagadkowa. Mimo iż z początku ma się wrażenie, że autorka podała wszystko na tacy. Powiem akcja powieści z perspektywy Marion przeplata się z listem pisanym do niej przez Eileen. Z czasem pojawiają się też fragmenty z perspektywy Amelii . Kobiety, która według podejrzeń policji jest jej matką. Cała fabuła kręci się wokół zagadnień macierzyństwa, adopcji itp. Ciosy, które spadają na bohaterkę są mocne, a ponieważ jest ona dobrze napisana łatwo się z nią zżyć

Skoro jesteśmy przy postaciach. Te napisane są w porządku. Ma się do nich sympatie i są takie jak mają być. Nie podobała mi się jedynie przemiana Amelii w psychopatkę. Nie chcę zdradzać szczegółów. Ale obrzydliwie bogata kobieta powinna być bardziej przebiegła. Moim zdaniem fajniej było by pociągnąć fabułę w kierunku kryminału sądowego, ala Grisham. Moim zdaniem było by ciekawiej.

Powieść napisana jest lekko, przyjemnym dla oka językiem. Akcja toczy się szybko, mimo iż niektóre dłuższe przemyślenia, bohaterów potrafią trochę przynudzić. Niemniej, gdy historia nabiera rozpędu jest naprawdę ciekawie. Szybko pojawiają się kolejne intrygujące wątki i motywy.

Autorka sprawnie połączyła kryminał z powieścią obyczajową. Mimo iż wolę klasyczne kryminały to wciągnąłem się bez reszty. Jest to ciekawa i warta przeczytania powieść, która umili czas. Fani obyczajowych kryminałów mogą czytać w ciemno

Matka to osoba, które większość z nas ufa najbardziej. W końcu to ona nas urodziła i wychowała. Myśl, że mogłaby zrobić złego jest czymś, co nie mieści się w głowie. Kobieta widząc, że jej dziecko jest zagrożone jest w stanie poświecić życie by je ratować Z kolei dla wielu kobiet macierzyństwo to szczyt marzeń. Kobiety, które dowiadują się, że są bezpłodne doświadczają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy gatunek literacki ma w swoich kanonach utwory dobre i bardzo dobre, takie, które można polecić każdemu. Ma też arcydzieła, które warto znać nawet, jeśli gatunek literacki nas nie interesuje. Tak samo jest z Thillerami, w których Cormac McCartchy jest absolutnym mistrzem i z których robi dzieła sztuki

Droga jest Thillerem, Thrillera SF pod wieloma względami innym niż większość takich powieści. Nie ma tu szalonych naukowców. Głównych złych, bohaterowie nie są obdarzeni mocami nadprzyrodzonymi. Mamy tu świat zrujnowany przez bliżej nieokreślony kataklizm. W zasadzie nigdzie nie jest napisane, co się stało, Bohaterowie też nie mają żadnego pojęcia o katastrofie, która nawiedziła Ziemię. Mamy tu historię ojca i jego małego synka, którzy wędrują przez zniszczone post apokaliptyczne Stany Zjednoczone na południe gdzie mogą żyć jeszcze enklawy ocalałych ludzi. i w zasadzie jest to cała fabuła. Ale to wystarczy, bo ten minimalizm fabularny nadaje opowieści niezwykłego klimatu.

Nie jestem fanem post apo ale w tego typu uniwersach najbardziej lubię szabrowanie ruin i motyw wędrowania przez pustkowia. I to jest taka powieść, która opiera się tylko i wyłącznie na tym. Każde odwiedzane przez nich miejsce jest ciekawe, ma własne tajemnice. Za każdym razem bohaterowie natrafiają na coś innego. Aż zamarzyła mi się dobra gra video w takich klimatach. Gdzie fabuła była by zepchnięta na daleki plan, a gracz oddał by się szabrowaniu i poznawaniu historii szabrowanych miejsc, dla samej tego przyjemności. Cóż książka na razie wystarczy.

Podobał mi się też język autora, wszytko jest opisane bardzo pieknie. Autor nie szczędzi czytelnikowi emocji czy to opisując zgliszcza, czy bohaterów którzy je przeczesują w szukaniu jedzenia. Nawet ich zachowanie w stosunku do spotykanych okazjonalnie postaci. Ojciec jest osobą bardziej twardo stąpającą po ziemi, robiąc wszystko by oboje przeżyli. Chłopiec zaś jest bardziej niewinny i emocjonalny, często naciska ojca by komuś pomógł. Można powiedzieć że robi czasem za jego sumienie. Zadając pytania, lub buntując się "Bo powinniśmy mu pomóc. Przecież jesteśmy dobrymi ludźmi" I takich przemyśleń na temat dobra i zła, egoizmu i altruizmu jest tu sporo. Nie są one podane łopatologicznie. "Bo tak jest dobrze, jam autor tak mówiem słuchaj się" Autor pozwala na przemyślenia czytelnikowi i to czytelnik ma się zastanowić. Taki podejście zawsze bardzo cenię w thrillerach, kryminałach, czy horrorach.

Powieść jest mistrzostwem świata i arcydziełem swojego gatunku. Co tu dużo mówić. Warto poznać i przeczytać. Wykreowana przez autora wizja zniszczonego świata jest kompletnie porywająca, a czytelnik jest ciekawy, co będzie w kolejnym miasteczku, budynku, czy uda się bohaterom dojść na południe. Jeden z lepszych dreszczowców fantastycznych, jakie powstały

Każdy gatunek literacki ma w swoich kanonach utwory dobre i bardzo dobre, takie, które można polecić każdemu. Ma też arcydzieła, które warto znać nawet, jeśli gatunek literacki nas nie interesuje. Tak samo jest z Thillerami, w których Cormac McCartchy jest absolutnym mistrzem i z których robi dzieła sztuki

Droga jest Thillerem, Thrillera SF pod wieloma względami innym niż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli spodziewaliście się po opisie na okładce, kolejnej historii o skruszonym mafiozie, którego odnaleźli dawni kompani i chcę go uciszyć, lub jeszcze wykorzystać do jakiegoś szwindla to nie. To nie jest taka książka, choć z początku może się tak wydawać. Nie mniej jest to książka całkiem dobra

Bohaterem powieści jest Stanisław Stadnicki gangster i oligarcha powiązany z polityką. Po śmierci córki postanawia zerwać z dotychczasowym życiem. Wyprowadza się w Bieszczady do tytułowej małej miejscowości Pomruk by tam zacząć życie na nowo. Pewnego dnia znajduje w leśnym potoku zwłoki młodej dziewczyny, która okazuje się ukochaną jego córki. Czy byli kompani z mafii odnaleźli go, a może to przypadkowa zbrodnia. Jaki udział w sprawie ma miejscowy cudem uratowany od linczu miejscowy morderca, w tle będą historie o biesie pradawnym demonie karmiącym się śmiercią i cierpieniem. Jednak nasz bohater wie że potworem jest zawsze człowiek

Książka jest klasycznym thrillerem kryminalnym osadzonym w niewielkiej prowincjonalnej wiosce. Mamy przedstawienie mieszkańców i ich relacja ze Stanisławem. Gangsterski początek może sugerować że będzie to historia w mafijnych klimatach, ale nie. Gdy tylko pojawiają się kolejne trupy a sprawą zaczyna interesować się policja z Ustrzyków szybko przekonujemy się że nie będzie to gangsterski kryminał. Książko ma dość niespieszne tempo i nieco przydługawy wątek obyczajowy. Autor dość sporo miejsca poświęca obserwacji mieszkańców wsi. Pod koniec mamy kilka twistów fabularnych, które są naprawdę dobre. Wolał bym jednak by więcej miejsca było poświęcone samemu śledztwu. Nie miej książkę czyta się dobrze

Podobają mi się postacie. Stanisław Stadnicki to postać którą lubi się od początku. Kochająca się w nim weterynarz Monika jest interesującą postacią, Nowacki policjant z Ustrzyków jest dociekliwy i charyzmatyczny, Darek dawny goryl bohatera to typowy gangus, twardziel ale wzbudzający sympatię inne postacie także są napisane dobrze. Wszyscy są tacy jak mają być.

Rasowy kryminalny dreszczowiec na nudne popołudnie. Dobra powieść, ale bez fajerwerków. Czyta się przyjemnie i z zaciekawieniem. A twisty w finale są poprowadzone ciekawie. Nie nastawiajcie się jednak na gangsterską historię. To nie jest powieść o mafii

Jeśli spodziewaliście się po opisie na okładce, kolejnej historii o skruszonym mafiozie, którego odnaleźli dawni kompani i chcę go uciszyć, lub jeszcze wykorzystać do jakiegoś szwindla to nie. To nie jest taka książka, choć z początku może się tak wydawać. Nie mniej jest to książka całkiem dobra

Bohaterem powieści jest Stanisław Stadnicki gangster i oligarcha powiązany z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pedofilia i zabijanie dzieci to jedne z bardziej odrażających i przerażających zbrodni. Jest to czyn tak odrażający, że władze państw separują tego typy przestępców od reszty osadzonych w więzieniach, by ci ich nie zlinczowali. Jon Athan jeden z mistrzów prozy ekstremalnej postanowił napisać powieść dotykającą tematyki związanej z seksualnymi drapieżnikami polującymi na dzieci. Przygotujcie się na coś a klimatach "Dziewczyny z sąsiedztwa" tylko, że o problemie pedofilii. Zdecydowanie nie jest to proza dla wszystkich i poziom przemocy przytłoczy nawet twardzieli. Nie mniej sama powieść jest rewelacyjna

Andrew McCarthy przyłapuje w parku młodego mężczyznę Zachary'ego Dentona na tym jak ten robi zdjęcie jego 5letniej córce Grace. Po konfrontacji z policją Zacharemu udaje się uniknąć konsekwencji karnych. Zachary nie daje za wygraną i śledzi rodzinę w różnych miejscach: Restauracji, sklepie. Z czasem Grace znika. Poszukiwania policji nie dają rezultatów. Andrew postanawia na własną rękę znaleźć porywacza. W wyniku przeczesywania policyjnych stron z wizerunkami przestępców seksualnych, trafia na trop siatki pedofilskiej. Zrozpaczony ojciec nie cofnie się przed torturami i morderstwami byle uratować dziecko.

Tak prezentuje się fabuła. W książce mamy też krótkie wprowadzenie. Jak pedofile nagabują dzieci, porywają je i co z nimi robią. Od drastycznych, naprawdę drastycznych scen z udziałem dzieci włos jeży się na głowie. Są to, bowiem bestialskie sceny tortur, o jakich można dowiedzieć się oglądając filmy o Guantanamo, czy Północnokoreańskich obozach koncentracyjnych. Pedofile traktują dzieci jak mięso i to czasem nawet dosłownie. Ojciec Grace, gdy zaczyna tropić zboczeńców na własną rękę też zaczyna dopuszczać się brutalnych czasem, bestialskich czynów nie mniej robią one nieco mniejsze wrażenie. Pedofilom ciężko jest współczuć, nawet jak jest się zadeklarowanym przeciwnikiem kary śmierci jak ja. Oczywiście nie popieram samosądów by było jasne. Nie mniej (zabrzmi to trochę okropnie) życie pedofila i życie dziecka, dla mnie się nie równoważą. Więc tortury stosowane przez Andrew jedynie obrzydzają, zdecydowanie mocniejszy wymiar ma tu to zwyrodnialcy robią dzieciom. Wiecie trochę też ma tu moje osobiste podejście do tematu. Prywatnie nie lubię/nienawidzę przemocy wobec dzieci Nawet nie popieram karania (zwłaszcza surowego) nieletnich przestępców. Gdy widzę dziecko skute kajdankami, mam ochotę pójść i zrobić krzywdę policjantom. Więc może dla tego też te motywy wzbudzały we mnie zdecydowanie większe emocje. Dlatego troszkę szkoda, że autor nie poświęcił więcej miejsca pedofilom właśnie. Bo to oni są tu najbardziej przerażający. Są w pewnym sensie jak szaleni naukowcy z Parku jurajskiego ożywiający bezrefleksyjnie w imię nauki dinozaury. Mocne jest też zakończenie, choć tu będzie zgrzyt i mała sugestia dla autorów chcących poruszać taką tematykę. W powieści wszystkie media i wszyscy potępiają działania Andrew reakcja społeczeństwa została uchwycona zbyt czarnobiało. Zawsze, gdy ma miejsce samosąd na pedofilu, czy mordercy dziecka oprócz głosów "nie wolno robić samosądów", "samosądy są złe" zawsze pojawiają się głosy "dobrze zrobił", "zrobiłbym to samo" skrajna prawica, grupy neonazistowskie wykorzystują takie sytuacja do debaty na rzecz zaostrzania prawa i kary śmierci, lub robienia z ludzi dopuszczających się takich czynów bohaterów. Pod newsami na feacebooku o samosądach zawsze ktoś rzuci jakąś swastykę i tekst o Hitlerze, który w ich mniemaniu "widziałby, co robić z pedofilami" itp. Tu taki motyw praktycznie się nie przewija. A szkoda by był by ciekawy kontrast z tego urozmaiciłby opowieść. Jest za to motyw organizacji opowiadających się za normalizacji i legalizacja pedofilii i traktowaniem jej jak orientacji seksualnej i ich podpinania się pod osoby i aktywistów LGBT i to jest u bardzo dobre.

Jeśli chodzi o styl pisania to jest on bardzo dobry. Wszystkie opisy przemocy, mimo że obrzydliwe i powodujące oczopląs od czytania o tym są poprowadzone bezbłędnie, bez przeciągania. Styl Lee czy Ketchuma przyzwyczaił nas, że w horrorze ekstremalnym musi być mnóstwo przekleństw nie tylko w dialogach, ale i opisach. Że styl musi być odrobinę siermiężny. Jeśli komuś to przeszkadzało to tu tego nie ma. Stylowi pisania Johna Athana bliżej do lekkości pióra brytyjskich pisarzy jak Campbell, Masterton, czy Herbert i to jest jak najbardziej spoko.

Rasowa ekstremalna powieść grozy, napisana według najlepszych Ketchumowskich wzorców. John Athan to prawdziwy trzaskasz książek, wydający rocznie nawet kilkanaście pozycji. Jeśli one wszystkie są na takim poziomie jak Uwodziciel to może nimi do woli zasypywać czytelnika. Chcą tego więcej

Pedofilia i zabijanie dzieci to jedne z bardziej odrażających i przerażających zbrodni. Jest to czyn tak odrażający, że władze państw separują tego typy przestępców od reszty osadzonych w więzieniach, by ci ich nie zlinczowali. Jon Athan jeden z mistrzów prozy ekstremalnej postanowił napisać powieść dotykającą tematyki związanej z seksualnymi drapieżnikami polującymi na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przehajpowanie, to według słowników "określenie rzeczy, wokół, której były ogromne zapowiedzi, oczekiwania i szum medialny, a która ostatecznie zawiodła oczekiwania". I takie coś nastąpiło w przypadku powieści Bryana Smitha. Bryan Smith "Wszystkie święta umarły" Wydanej w zeszłym roku przez wydawnictwo Dom Horroru. Nie jest to książka całkiem zła. Jest to legitny B klasowy średniak, który dostarczy rozrywki fanom slasherów i splatterpunku o ile ci nie naczytali się szumnych zapowiedzi powieści, która była zapowiadana, jako "Legendarna powieść, uznawana za najlepszą z gatunku slasher! Fani "Halloween", "Piątku Trzynastego" czy "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" będą zadowoleni!" (cytat z zapowiedzi) a od której dużo lepszy jest moim zdaniem choćby "Dzień wagarowicza" Roberta Ziebińskiego, i która na swoje nieszczęście została wydana niedługo przed genialnymi "Nocnymi łowami" Richarda Laymona.


Elliot Parker to człowiek, który nienawidzi Halloween, niczym Grinch Świąt Bożego Narodzenia, przed 25toma laty niedługo przed tym świętem grupka rówieśników, wyrządziła mu straszliwą krzywdę. Po 25 latach jako straumatyzowany dorosły człowiek postanawia zemścić się na dawnych oprawcach i zaszlachtować 31 osób przed halloween w Tennessee. Po piętach naszemu szaleńcowi depcze Szeryf Bob Lee, który z ekipa stróżów prawa i porządku robi wszystko by nie dopuścić do masakry . Fabuła jest prosta, jak to często jest w slasherach, które z założenia mają skupiać się na rzeźni dokonywanej przez szaleńca z majchrem. Jest tu wątek ostro zaburzonego, odrzuconego i zniszczonego w dzieciństwie, przez rówieśników człowieka, ale jest on prosty. Ale nie prostota fabuły jest tu problemem, a jej koszmarna nierówność. O ile motyw śledztwa prowadzonego przez szeryfa jest ciekawy o tyle z zabójstwami dokonywanymi przez Eliota jest już różnie. Z początku one ciekawią, bo i mordowane przez niego postacie są naprawdę fajnie przedstawione. Najfajniej jest z dawnymi rówieśnikami głównego bohatera. Jest pokazane, jaką drogę przeszli od młodocianych chuliganów, do osób dorosłych, oraz to jaki wpływ na dorosłe życie miał straszny czyn, którego się dopuścili wobec Eliota. Ten element jest zrobiony naprawdę spoko i szanuję. Ale z czasem okazuje się, że te wszystkie fajnie napisane postacie są jedynie kołkami, postaciami wstawionymi tylko po to by straszydło w postaci psychopatycznego mordercy miało, co zabijać. Ich instynkt samozachowawczy jest zbliżony do lemingów, lub bezwolnych nowo narodzonych cieląt. W większości przypadków praktycznie nie próbują się ratować w żaden sensowny sposób. Niektórzy błagają o litość, ale bardziej wyrafinowane próby ratowania się są tu naprawdę rzadkością. W zasadzie zdarzają się tylko w paru scenach. Jedyną rozsądną postacią jest w tej powieści Szeryf Bob i jego podwładni. Ja rozumiem, że to slasher i tu chodzi o to by wariat z ostrym narzędziem szlachtował wszystko co się rusza, że powieść klasy B. Ale nawet w takim utworze postacie powinny się jakoś próbować ratować. Bo w horrorze nie tylko straszydło jest ważne, ale też to jak postacie zachowują się wobec niego. Choć trzeba przyznać sama fabuła jest wartko prowadzona, trupy padają jeden po drugim z czasem trafiają się bardziej wyrafinowane morderstwa, lub sceny tortur. Mi zapadło w pamięć przybijanie do głowy dyni halloweenowej pistoletem na śruby, i zmuszanie do kanibalizmu. Nie mniej większość zabójstw dokonywanych przez Eliota to w większości szlachtowanie i obcinanie głów kołkowatym postaciom.


Sama powieść jest napisana dobrze, lekkim przyjemnym językiem, bez nadmiaru opisów. Czyta się w porządku. Sceny morderstw i tortur dokonywanych przez Eliota to pierwsza klasa, po za tym, że czasem są trochę powtarzalne. Ale są opisane bardzo dobrze, krwawo, tortury nawet są dosyć obrzydliwe. Bod względem brutalności powieść przypomina pierwsze powieści Masterona. Ogólnie styl pisania autora bardzo mi się podoba Wydanie powieści także jest ładne. Okładka stylizowana na zniszczoną fotografię jest świetna. Jeśli miał bym do czegoś zastrzeżenia to do serii literówek, które przeoczyła osoba odpowiedzialna za korektę.



Jeszcze wrócę hajpu, jaki został zrobiony przy wokół tej książki. Moim zdaniem było on niepotrzebny. To ostrzeżenie dla rodziców, znaczek 18+ sugerujący, że powieść nie jest skierowana do osób dorosłych. Owszem jest ona brutalna, ale nie bardziej niż np. „Podpalacze ludzi” seks występuje, ale jest on raczej oszczędny, do bardziej pikantnych zbliżeń dochodzi tyle, co w przeciętnej powieści Mastertona. Czasem przedstawione są dewiacje jak seks w trójkącie, lub z podduszaniem, ale to też nie jest jakieś mocne. Nawet przekleństw w dialogach i opisach nie ma dużo. Dużo mocniejszą powieścią były „Nocne łowy”, które nie miały ostrzeżenia przed brutalnością. Myślę, że średnie oceny powieści na polskich serwisach książkowych, nawet tu na lubimy czytać wynikają właśnie z tego, że część osób się tą książką rozczarowała. Gdyby od początku mówiono, że będzie to szalona B klasowa jazda bez trzymanki było by lepiej, ludzie bardziej wiedzieliby, czego się spodziewać


Bo to nie jest zła powieść, ma swoje naprawdę mocne zalety, którymi się broni. Ale ten ogólny hajp na tę książkę i mi dał się we znaki. Ja również jak wiele czytelników spodziewałem się znakomitego uzupełnienia Nocnych łowów, lub które umili nam oczekiwanie na dzieło Richarda Laymona, a było tylko fajnie

Przehajpowanie, to według słowników "określenie rzeczy, wokół, której były ogromne zapowiedzi, oczekiwania i szum medialny, a która ostatecznie zawiodła oczekiwania". I takie coś nastąpiło w przypadku powieści Bryana Smitha. Bryan Smith "Wszystkie święta umarły" Wydanej w zeszłym roku przez wydawnictwo Dom Horroru. Nie jest to książka całkiem zła. Jest to legitny B klasowy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Richard Laymon, Ed Gorman i J F Gonzalez. Co łączy te 3 nazwiska. A no to, że są to nieżyjące już niestety legendy literatury grozy, których proza nigdy nie zawitała do Polski. Jeśli nawet coś się ukazało to były to pojedyncze opowiadania lub powieść wydrukowana przez mniejsze wydawnictwo, które musiało przeznaczyć na prawa do wydania lwią cześć budżetu. W 2022 roku wydawnictwo Dom Horroru przygotowało nie lada niespodziankę wydając w Polsce powieść "Nocne Łowy" Richarda Laymona. Jestem świeżo po przeczytaniu i jestem zachwycony. Choć pewne rzeczy ty nie zagrały. To fani splatterpunku będą zachwyceni

16 letnia córka policjanta Jody Fargo nocuje u koleżanki Evelyn. Pech chce, że do domu włamuje się gang sadystycznych morderców uzbrojony w średniowieczną broń i odzianych w ubrania z ludzkiej skóry. Tylko Jody i 12 letniemu bratu Evelyn Andiemu udaje się udziec z masakry. Po pietach depcze im Simon członek owego gangu morderców, który ma za zadanie uciszyć świadków. Jeśli tego nie zrobi jego wspólnicy zabiorą się za jego bliskich.

Tak przedstawia się fabuła. Z początku powieść zapowiada się na typowy slasher w stylistyce gore. Różnica jest taka, że tu zamiast jednego psychopaty z majchrem jest cały gang szaleńców. Z czasem powieść zmienia się w coś zupełnie innego śledzimy na przemian poczynania Jody jej taty i Andyego oraz Simona, który opisuje swoje działania w formie pamiętnika nagranego na dyktafon. Jest krwawo i brutalnie w połączeniu z atmosferą szaleństwa. Zwłaszcza, gdy autor przełącza się na Simona. Wtedy powieść przypomina trochę twórczość Edwarda Lee. Nie oznacza to, że sceny z Jody i Andym są nudne. Również potrafią wciągnąć , i zainteresować za sprawą sympatycznych postaci i fajnie nakreślonymi ich relacjami. Przez to jesteśmy cały czas ciekawi , jak to wszystko się potoczy. W powieści cały czas coś się dzieje. Akcja jest poprowadzona wzorowo. To, co może jedynie wywoływać jakieś zgrzyty to kulminacja w końcówce. Nie jest zła jest mocna i pełna przemocy. Ale jest inna niż w większości powieści gdzie bohaterowie uciekają przed czymś po całym stanie i próbują się ratować. Nie jest to typowe starcie się ofiary z polującym jak często jest u Deana Koontza. Jestem w stanie zrozumieć czytelników, którym będzie tego brakować. Choć z drugiej strony trzeba przyznać dzięki temu powieść zyskała na nieprzewidywalności.

Podoba mi się za to styl pisana autora. Jeszcze bardziej oszczędny w opisy i skupiający się na akcji niż Masterton, jednocześnie treściwy. Bardzo lubię taki styl pisania. Zaś, gdy autor przełącza się na Simona wtedy, mamy kompletny pycho-del. Simon regularnie dzieli się swoimi spostrzeżeniami, które są szalone. Jak przystało na psychopatycznego szaleńca, który już za dzieciaka przejawiał sadystyczne skłonności? Jednocześnie są jednak niesamowicie celne i brutalne wobec obecnego świata. Mimo iż powieść powstała we wczesnych latach 90 to aktualne do dziś. I nie dotyczą tylko kwestii bandyterki, gwałtów, morderstw itp. Choć oczywiście motywy tych występują.

Sama postać Simona nie jest jedyną ciekawą postacią. Jody jest typową twardzielką, córką gliniarza, jarająca się bronią, ale jest napisana dobrze taka jak powinna być. Andy jest typem rozbestwionego dziecka. Mimo iż ma dopiero 12 lat podkochuje się w Jody i to widać od początku. Relacje między tą dwójką są fantastycznie przedstawione. Nie sposób nie polubić tej dwójki dzieciaków. Policjanci to ojciec Jody, pomagająca mu policjantka Sharon są dokładnie tacy jak mają być. Twardzi, doświadczeni stróże prawa. Choć nie są jakoś specjalnie oryginalni są przedstawieni dobrze.

Rasowy, przedstawiciel splatterpunku legendy gatunku, którą każdy fan horrorów powinien znać. Książka jest bardzo dobra, ma pewne zgrzyty, ale są one nie istotne. To jedna z lepszych zagranicznych powieści grozy, które ukazały się w 2022 roku Książka jest brutalna i dobrze trzyma w napięciu. Czekam na wydanie kolejnych powieści autora, lub pokuszenie się by wydać coś z prozy Eda Gormana lub J F Gonzaleza

Richard Laymon, Ed Gorman i J F Gonzalez. Co łączy te 3 nazwiska. A no to, że są to nieżyjące już niestety legendy literatury grozy, których proza nigdy nie zawitała do Polski. Jeśli nawet coś się ukazało to były to pojedyncze opowiadania lub powieść wydrukowana przez mniejsze wydawnictwo, które musiało przeznaczyć na prawa do wydania lwią cześć budżetu. W 2022 roku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dom Maynarda to jeden z ważniejszych klasyków amerykańskich ghost story z lat 80. W Polsce ta znakomita powieść przez lata nie była wydawana aż do roku 2021 kiedy to wydawnictwo Vesper sprowadziła ten świetny horror na polski rynek. Dzięki temu i polski czytelnik może się zapoznać z dziełem Hermana Rauchera. Choć wychowanych na współczesnej grozie może ona równie dobrze odrzucić

Austin Fletcher, cierpiący na zespół stresu pourazowego weteran wojny wietnamskiej dziedziczy po przyjacielu z wojska Maynardzie stary pamiętający czasy polowań na czarownice dom. Ten położony jest w dzikim lesie nie opodal prowincjonalnej miejscowości w stanie Maine. Według miejscowych legend nieopodal purytanie powiesili wiedźmę na pobliskim drzewie. Austin jednak nie wierzy w opowieści o czarownicach i duchach. Postanawia mieszkać w domu mimo ostrzeń miejscowych. W między czasie zaprzyjaźnia się z wygadaną 16 latką Arą i jej bratem. Z czasem nadchodzi burza śnieżna, która odcina dom od świata, którym zacznie dochodzić do przerażających zdarzeń.

Tak prezentuje się fabuła powieści. Jest dość staro szkolne ghost story stawiające na wątki społeczne, psychologiczne, obyczajowe często kosztem samej atmosfery grozy. Gdzie straszenie opiera się na mrocznej tajemnicy nawiedzonego miejsca, a nie na mrocznej, pełnej bólu i cierpienia atmosferze. Mamy tu, więc motyw tego co działo się z weteranami wojennymi po wojnie w Wietnamie. Ludzie często wychodzili z tego konfliktu zrujnowani fizycznie i psychicznie. Jest tu też bezbłędnie uchwycony klimat wczesnych lat 70. Chodź powieść została napisana w roku 1980. Pełno jest u odwołań do ówczesnej pop kultury amerykańskiej. A były to czasy ciekawe. Gdy dająca się we znaki przestępczość, strach przed afromarykanami (są to czasy niedługo po zniesieniu segregacji rasowej) oraz teorie spiskowe o faszystach w rządzie amerykańskim chcących śledzić i inwigilować ludzi sprawiły że wielu Amerykanów wyprowadzało się na wieś lub do małych sielskich miejscowości by tam uciec przed wspomnianymi "zagrożeniami". Jest też motyw romansu Austina z nastolatką Arą, czy próby zaaklimatyzowania się w praktycznej dziczy. I te motywy są tu na pierwszym miejscu. Mamy tu w międzyczasie odrobinę mrocznej atmosfery, albo czasem coś się stanie np. pod dom Austina zakradnie się niedźwiedź. Nie mniej groza jest tu budowana dość powoli i zupełnie inaczej niż to robi King w swoich powieściach. To sprawia, że maniacy lat 80 -70, "staroci" będą się czuli jak w domu. Przeczytają powieść od deski do deski. Ale część czytelników wolących współczesną grozę mogą się od tej powieści odbić, lub się nią rozczarować i dać ocenę 2, 3 może nawet i więcej punktów niższą. Powieść z ich punktu widzenia może być po prostu archaiczna. Niby klasyka się nie starzeje, ale nie każda. Pewne rozwiązania, które w tamtych starych powieściach były świetne dziś po prostu trącają myszką.
Z resztą wydawca sam chyba zdawał sobie sprawę z problemu, bo w powieści jest dużo przypisów. No i jest jeszcze posłowie wydawcy tłumaczące wiele rzeczy i opowiadająca o tym jak powstała powieść i jak była przyjmowana przez czytelników i krytykę w czasach swojej świetności

Staro szkolne ghost story musi stać postaciami i tak jest w tej powieści Austin jest napisany świetnie. Również wieśniacy, którzy występują tylko z początku są sympatyczni. Mi się oni kojarzyli z dobrotliwymi grubasami ala Arnold Boczek z serialu Świat według kiepskich". Ara jest typem krnąbrnej, pyskatej nastolatki. Wątek romantyczny miedzy nią a Austinem jest odważny, ale ukazany wiarygodnie. Bohater regularnie mierzy się z rozterkami. Bowiem Ara jest jeszcze dzieckiem, ma dopiero 16 lat. Jej przekomarzanki z bohaterem są błyskotliwe i zabawne. Opisy również są świetne, nie za długie dobrze komponują się z akcją. Pod koniec mamy odrobinę mocniejszego straszenia i rasowych scen grozy. Mnie trochę wybił finałowy twist, ale go nie zdradzę. Niemniej zakończenie nie jest moim zdaniem mocnym punktem powieści

Na uwagę zasługuje też, jakość wydania. Vesper słynie z pięknych wydań swych powieści i tak jest tym razem. Gruba okładka, gruby papier, ilustracje Wspomniane regularne przypisy. To wszystko sprawia, że mamy do czynienia z mistrzostwem.

Co tu dużo mówić? Klasyka horroru, z którą warto się zapoznać. Dziś już takich nie robią. Książka mimo upływu lat broni się ciekawie ukazanymi wątkami psychologicznymi i społecznymi. Obserwowanie bohatera, poznawanie tajemnicy nawiedzonego domu angażuje i nie pozwala się oderwać.

Dom Maynarda to jeden z ważniejszych klasyków amerykańskich ghost story z lat 80. W Polsce ta znakomita powieść przez lata nie była wydawana aż do roku 2021 kiedy to wydawnictwo Vesper sprowadziła ten świetny horror na polski rynek. Dzięki temu i polski czytelnik może się zapoznać z dziełem Hermana Rauchera. Choć wychowanych na współczesnej grozie może ona równie dobrze...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach: ,

Horror ekstremalny kojarzy się zwykle z powieściami opartymi, na wulgarności, skrajną przemocą, i wyuzdaną obrzydliwą erotyką. Owszem to stałe elementy takich horrorów i one muszą być. Ale co by było jak by do takiego horroru dać wątki psychologiczne, lub społeczne. Da się. Da przecież Jack Ketchum czy John Athan, w ameryce furorę robił też nieżyjący już pisarz J F Gonzalez. Który z horroru ekstremalnego zadaniem wielu robił sztukę. Niestety żadna z jego książek nie ukazała się w Polsce. Nie mniej my Polacy mamy także na swojej scenie pisarskiej autora idącego w podobne klimaty. Jest nim Tomasz Czarny, jego powieść Siostra bardzo mi się spodobała

Gdy Vanessa uzależniona od narkotyków gwiazda topowego matalowego zespołu próbuje popełnić samobójstwo, do Wrocławia przyjeżdża Bieszczad jej siostra Kasandra. Ta postanawia zabrać siostrę do siebie by pomóc jej wyjść z nałogu i doprowadzić się do porządku. Z czasem zaczynają się dziać przerażające rzeczy, kobiety dręczą przerażajcie wizje, a w Bieszczadach zaczyna dochodzić do rytualnych morderstw.

Tak prezentuje się fabuła. Książka kręci się wokół problematyki społecznej dotyczącej chorób psychicznych, depresji, uzależnień, opieki nad takimi osobami. Wiele dialogów, przemyśleń postaci dotyczy głównie takich spraw. Dlaczego nie widzimy że z niektórymi ludźmi się śle dzieje, co popycha ich do takiego stanu. Te przemyślenia są bardzo ciekawe, ale też sprawiają wrażenie bardzo osobistych. Autor przyznaje na początku że pisał powieść w trudnym dla siebie czasie. Nie mniej te przemyślenia, są czymś więcej niż smucenie i przelewanie żali w książkę. Autor bardzo głęboko zagłębia się w myślach bohaterów. Bo Kasandra i Vanessa nie są jedynymi postaciami mierzącymi się z problematyką poruszaną w utworze. Jest też Lucjan prowadzący śledztwo w sprawie rytualnych zabójstw w Bieszczadach, opiekujący się żoną cierpiącą na depresje i inne choroby umysłowe. On także rozmyśla na takie tematy bardzo dużo i bardzo osobiście. Ma się czasami wrażenie jak by autor sam zmagał się, lub miał do czynienia z podobnymi problemami w życiu, lub chociaż opiekował się kiedyś chorymi, biednymi ludźmi.

Ale horror ekstremalny nie był by horrorem ekstremalnym gdyby nie sceny wyuzdanego seksu i przemocy tego jest tu zatrzęsienie. Sceny erotyczne są obrzydliwe. Drastycznej przemocy tu tez nie brakuje. Dogłębne przedstawienie postaci potęguje niesamowitą atmosferę grozy powieści. Skoro jesteśmy przy postaciach to tak. Najbardziej polubiłem Vanessę. Mimo iż jest to postać skrajnie autodestrukcyjna nie sposób jej nie polubić. Jej buntowniczość wobec wszystkiego, kompletna niechęć wobec otaczającego ją świata jest często niezwykle celna. słabiej wypada tu Kasandra. Ta zbyt długo wydaje się typem głupiej histeryczki, która w absurdalny sposób boi się Katedry Wrocławskiej. Ja nie umiałem jej polubić. Duża sympatią darzyłem za to policjanta Lucjana

Jeśli miał bym zarzucić jakieś słabe rzeczy książce to motyw śledztwa. Ten jest poprowadzony nie ciekawie. Polega na tym że policjanci znajdują kolejne zwłoki i potem gadają jak to mają przerąbane i jak to za chwile w całych Bieszczadach wybuchnie panika i komanda wojewódzka będzie ich gonić do roboty i w ogóle katastrofa będzie. Też niektóre wątki sprawiają wrażenie nie domkniętych. Co się stało z rodziną która w końcówce dyskutowała nad tym czy złożyć w ofierze swoje dzieci. Sam kult dokonujący w Bieszczadach morderstw jest totalnie bez osobowy. Jacyś tam ludzie którzy zawarli jakiś pakt z ciemnymi mocami, a teraz muszą za to płacić. Autor nie wyjaśnia zbyt wielu rzeczy. Też przemiana postaci Kasandry w końcówce jest totalnie z kosmosu.

Książka jest bardzo dobra i można ją polecić, fanom horrorów ekstremalnych nie skupiających się tylko na samej grozie i makabrze. Tu wątek społeczny i psychologiczny jest co najmniej równie ważny i jest on poprowadzony ciekawie. Atmosfera smutku, żalu jest przytłaczająca i niesamowita. Książkę czyta się bardzo dobrze i historia mimo niedoróbek wciąga

Horror ekstremalny kojarzy się zwykle z powieściami opartymi, na wulgarności, skrajną przemocą, i wyuzdaną obrzydliwą erotyką. Owszem to stałe elementy takich horrorów i one muszą być. Ale co by było jak by do takiego horroru dać wątki psychologiczne, lub społeczne. Da się. Da przecież Jack Ketchum czy John Athan, w ameryce furorę robił też nieżyjący już pisarz J F...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Stylistyka Filntlock fantasy w której uniwersum inspirowane jest późną nowożytnością, okresem baroku i oświecenia, szturmem weszła na polski rynek. Jest to zasługa twórczości takich genialnych autorów jak Brian McClellan, Django Wexler, czy Anthony Ryan. Ponieważ stosunkowo młody nurt fantasy spodobał się polskim czytelnikom, kwestią czasu było aż z podgatunkiem zmierzą się polscy autorzy. Jednym z takich autorów jest Daniel Nogal. Czy jago "Betelowa Rebelia:Spisek" jest w stanie rywalizować z twórczością wymienionych wcześniej autorów. Sprawdźmy

Akcja dzieje się na Betelii kolonii leżącej na odległym kontynencie zamieszkiwanym przez jaszczuro-ludzi zwanych Nagami. O dominację rywalizują dwa mocarstwa ze starego kontynentu Regalium i Septimum. Z czasem na kontynencie wybucha bunt przeciwko Regalijskiemu królowi. Buntownikom przewodzi charyzmatyczny Franklin Harold. Z czasem do rebelii dołącza hazardzista i zawadiaka Angus oraz szereg innych bohaterów. Postacie biorą udział w bitwach, wspierani są również przez potężnych ludzi chcących wykorzystać zamieszanie do własnych celów.

Tak prezentuje się fabuła, powieści. Uniewersum jest inspirowane wojną o niepodległość USA. Nagowie pełnią rolę Indian, co upodabnia ich do Argonian z serii gier The Elder Scrolls. Nawiązań do historii jest tu co niemiara. Czasami powieść przypomina westerny rozgrywające się w podobnych czasach, szkoda że nie rozwinięto wątku osadników ale i tak jest to bardzo klimatyczne. Szkoda też że autor praktycznie zrezygnował z magii. W flintlock fantasy liczą się nie tylko muszkiety, ale też magia i korelacja, motywów magicznych i broni palnej. Tu tego nie uświadczycie, żadnego zaklinania prochu, kul by mocniej strzelać. Nic. Nie mniej samo uniwersum jest nakreślone dobrze. Pełne tajemnic, miejsc mających własną historię. Mimo iż akcja jest szybka i wartka to strzelaniny i bitwy wypadają słabiej nie w trylogii Magów prochowych Briana McClellana, czy Draconis Memoria Anthony'ego Ryana. Nie liczcie na intensywne wymiany ognia i wielkie bitwy. Większość bitew jest urywanych w połowie, by zrobić miejsce dla innych wątków. Może się to spodobać tym dla których bitwy we wspomnianych cyklach były za długie. Ale ja lubię jak bohaterowie takich powieści się długo strzelają.

Na plus wypadają za to bohaterowie, sympatyczni, ciekawi i dobrze napisani. Rozmowy miedzy nimi czyta się z zainteresowaniem. Mi się najbardziej podobali piraci wspierający rebelię. Powieść jest dość krótka. Czyta się ją szybko. W opisie powieści pisze że jest to pierwszy tom jednak od 2016 roku kiedy powieść została wydana nie pojawiła się żadna kontynuacja. Nie wiem czy autor miał jakieś problemy że nie mógł dokończyć powieści, ale powieść jest w stanie nie dokończonym. Otwarte zakończenie sprawia wrażenie urwanego jak w powieściach. Guya N Smitha. Ciężko mi sobie wyobrazić że autor po prawie 7 latach wróci do tego uniwersum. Więc nie będzie nam poznać końca tej opowieści a szkoda. Bo potencjał w tej jest i chciał bym poznać jej rozwinięcie i zakończenie

Powieść mimo wszystko polecam fanom Flintlock fantasy. Uniwersum jest ciekawe i z przyjemnością poznaje się jego realia. Szkoda że Autor nie zdecydował się dokończyć swego dzieła. Nie mniej to co jest, jest warte uwagi.

Stylistyka Filntlock fantasy w której uniwersum inspirowane jest późną nowożytnością, okresem baroku i oświecenia, szturmem weszła na polski rynek. Jest to zasługa twórczości takich genialnych autorów jak Brian McClellan, Django Wexler, czy Anthony Ryan. Ponieważ stosunkowo młody nurt fantasy spodobał się polskim czytelnikom, kwestią czasu było aż z podgatunkiem zmierzą się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bezgłośny świt to najdziwniejszy zbór opowiadań jaki czytałem. Zbiory opowiadań kojarzą się z krótkimi nowelkami na 10 - 30 stron przedstawiającymi jakieś krótkie i proste historyjki typ 'dziadek spacerował w lesie i uratował ranną kobietę która okazała się wilkołakiem" Czy "rodzice chcą powiesić swoją córkę za czary, i ta rzuca na nich klątwę i ci umierają". Coś jak krótkometrażowe metrażowe filmy niezależne pokazywane Canes lub umieszczanych przez reżyserów na serwisach społecznościowych Bez głośny świt wyłamuje się po za te schematy i sam Edward Lee zapowiada to w swojej przedmowie

Bezgłośny świt ma 124 strony, większość opowiadań jest raptem na 2-3 strony, rzadko które przekracza 5 stron. a są też teksty na pół strony i mniej. I już wam powiem że nie są to historyjki o jakich myślicie, a zbiory przemyśleń na tematy filozoficzne i metafizyczne, czasami w formie opowiastki. Typowych opowiastek jest tu zaledwie kilka . Większość tekstów jest totalnie dziwaczna i pokręcona Choć te wszystkie przemyślenia są mroczne ciekawe i w wielu przypadkach niesamowicie celne. Nie mniej zrozumiem osobę, która odbije się tego zbioru, i stwierdzi że opowiadania są od czapy i bez sensu W końcu najbardziej lubimy piosenki które znamy

Zbiór inny niż wszystkie i dla tego nie dla wszystkich. Jeśli lubicie książki odjechane, szalone i pokręcone w całości możecie próbować. Jeśli chcecie typowy zbiór opowiadań o duchach, mordercach, strzygach, potworach wampirach, wilkołakach itp wybierzcie inną książkę

Bezgłośny świt to najdziwniejszy zbór opowiadań jaki czytałem. Zbiory opowiadań kojarzą się z krótkimi nowelkami na 10 - 30 stron przedstawiającymi jakieś krótkie i proste historyjki typ 'dziadek spacerował w lesie i uratował ranną kobietę która okazała się wilkołakiem" Czy "rodzice chcą powiesić swoją córkę za czary, i ta rzuca na nich klątwę i ci umierają". Coś jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nigdy nie byłem fanem postapokalisy. Ot. czasem poczytam książkę, obejżę, jakiś film, lub pogram w grę video. Ale ogólnie traktuję ten gatunek fantastyki zupełnie obojętnie. Jeśli chodzi o Metro to byłem ciekawy tej powieści. Gdy polecił mi ją stażysta w miejskiej bibliotece, wziąłem całą trylogię.

W 2033 świat uległ zagładzie w wyniku Wojny atomowej. Ludzie którzy ocaleli ukryli się w moskiewskim metrze które jest prawdopodobnie ostatnim przyczółkiem ocalałej ludzkości. Na stacjach powstają mikropaństwa reprezentujące rozmaite systemy filozoficzne i religijne. Miedzy państwami zawierają się sojusze i toczą się wojny. Artem młody chłopak z wysuniętej najbardziej na północ stacji Wogon musi przedostać do polis, centralnej stacji moskiewskiego metra, by przekazać wiadomość o nowym niebezpieczeństwie. Od powodzenia misji zależy przyszłość ocalałej w metrze ludzkości.

Tak prezentuje się fabuła. Akcja powieści toczy się w większości pod ziemią. Bohater wędrując przez stacje metra poznaje poszczególne państwa. Te w większości odwołują się to rozmaitych ideologi politycznych lub religii. Są tu naziści, komuniści, świadkowie Jehowy i wiele innych. Są nawet kanibale. Najfajniejsze jest poznawanie ich, i to jak Artem zderza się z tymi wszystkimi ideami. Naziści chcą go powiesić, komuniści go ratują, świadkowie jehowy chcą go nawrócić. itp. Niemniej ja wolał bym jednak by akcja powieści działała się na powierzchni. Wiem że taka była idea książki ale, w postapokalipsie najfajniejsze jest szabrowanie ruin. Nie szwendanie się w podziemiach, czy innych kryptach. Tu akcji na powierzchni jest bardzo nie wiele. Nie mniej jeśli komuś to nie przeszkadza nie powinno być problemem. Samą książkę czyta się bardzo dobrze styl autora jest bardzo dobry niemniej ja trochę się na niej nudziłem i męczyłem. Niemniej jeśli lubicie postapokalipsę możecie brać książkę w ciemno. Świat wykreowany przez autora i samo poznawanie jego realiów dostarcza radochę. Do tego bohaterowie są interesujący, a dialogi skłaniają do przemyśleń

Nie wiem czy sięgnę po następne tomy. Ale jeśli lubicie postapokalipsę i nie musicie mieć w takiej fantastyce, szabrowania ruin, pościgów łazikami i wszystkiego co zwykle jest w takich utworach z tego gatunku to możecie sięgnąć.

Nigdy nie byłem fanem postapokalisy. Ot. czasem poczytam książkę, obejżę, jakiś film, lub pogram w grę video. Ale ogólnie traktuję ten gatunek fantastyki zupełnie obojętnie. Jeśli chodzi o Metro to byłem ciekawy tej powieści. Gdy polecił mi ją stażysta w miejskiej bibliotece, wziąłem całą trylogię.

W 2033 świat uległ zagładzie w wyniku Wojny atomowej. Ludzie którzy ocaleli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

John Everson zamieszał jakiś czas temu na polskim rynku za pomocą takich Powieści jak Ofiara czy Demoniczne przymierze. Powieści autora udanie łączą horror z powieścią erotyczną. Za sprawą niezależnych wydawnictw jak Phantom Books, Horror Masakra, czy Dom Horroru na rynku pojawiły się kolejne książki autora.

Głównym bohaterem Książki jest Evan, mężczyzna cierpiący na chorobliwy strach przed wodą. Do tego jego 17 letni syn stracił życie w odmętach oceanu. Mężczyzna razem z żoną próbuje poradzić sobie ze stratą. Jego żona upija się w barze on zaś chodzi co wieczór na plaże gdzie zginą Josh. Pewnego dnia mężczyzna zostaje zwabiony śpiewem pięknęj, nagiej kobiety o imieniu Ligieja. Między mężczyzną a kobietą zaczyna rodzić się uczucie., Przyjaciel opowiada Evanowi historię o syrenie i ostrzega go przed związkiem z tą kobietą. Czy morska piękność rzeczywiście może być niebezpieczna, a jeśli tak do do czego może się posunąć
Po za historią Evana w Książce mamy też drugą historię która opowiada o załodze statyku zatopionego przez Ligieję pod koniec XIX wieku. Dowiadujemy się z niej skąd pochodzi Ligieja.

I moim zdaniem ta druga historia która przeplata się z historią Evana jest ciekawsza. Po za erotyką mamy tam sporo dobrych scen gore. Problemem scen z Evanem jest jego postać. Jest to typowy, totalnie krótkowzroczny maczo-men. Relacja miedzy nim a Ligieją wydaje się być trochę naciągana. Nie mniej później wszystko zaczyna się rozwijać. Gdy kochanka bohatera zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Niemniej postacie sadystycznego kapitana oraz załogi jego statku jest o wiele ciekawsza. Ich wzajemne releacje są o wiele bardziej straszne niż sama syrena

Dobra erotyczna powieść grozy. Kto lubi erotykę, połączoną ze scenami gore będzie usatysfakcjonowany. Czy jest to książka na nagrodę Brama Stokera. którą krytycy przyznali Syrenie. Moim zdaniem nie, ale nadal jest to książka bardzo dobra, napisana ze stylem i smakiem. Podobało mi się.

John Everson zamieszał jakiś czas temu na polskim rynku za pomocą takich Powieści jak Ofiara czy Demoniczne przymierze. Powieści autora udanie łączą horror z powieścią erotyczną. Za sprawą niezależnych wydawnictw jak Phantom Books, Horror Masakra, czy Dom Horroru na rynku pojawiły się kolejne książki autora.

Głównym bohaterem Książki jest Evan, mężczyzna cierpiący na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to