Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Doskonale wiedziałam, że "Jutro" jest książką skierowaną do młodzieży. I choć nie powinno to być kojarzone z ujmą, niestety ostatnio coraz
częściej tak jest.

Główną bohaterką jest tu Ellie, która wraz z sześcioma znajomymi wybiera się w niebezpieczną podróż do Piekła. Oczywiście nie tego faktycznego, ale do kotliny, którą tak się nazywa w jej okolicy. Droga jest trudna i nudna, ale do tego przejdę za chwilę. W każdym razie jak z niej powracają po tygodniu czeka ich "nowe jutro", bo świat, który znali przestał istnieć (małe rozczarowanie z mojej strony, bo w tych wydarzeniach nie ma nic nadnaturalnego czy generalnie porywającego).

Pierwszym minusem książki jest zatrważająca ilość głównych bohaterów. Początkowo mówiłam o siedmiu, lecz gdzieś w środku książki dociera ósma osoba, co tylko pogarsza sytuację. Bohaterów spośród siebie wyróżnia niewiele cech - Robyn jest chrześcijanką i lubi krew, Homer był w klasie chuliganem, a teraz wykazuje się sprytem, Lee jest miły, a Fi ułożona i dobrze wychowana etc etc. Żaden z bohaterów nie przykuł mojej uwagi ani nie zdobył choć cienia sympatii. Zachowywali się bardzo podobnie, ale też co ważne - wszyscy po kolei byli odważni i szlachetni. Przy takiej liczbie postaci było to wręcz zaskakujące i oczywiście odejmowało realizmu.

Trudno jest się pochylić nad fabułą bez zdradzenia, co właściwie stało się po ich wyjściu z Piekła. Nie sądzę zresztą, by był to najlepszy pomysł - poza tą częścią nie ma tu żadnego zaskoczenia, zwrotów akcji, generalnie czegokolwiek, co mogłoby utrzymać napięcie - jednak jest mi to dosyć potrzebne, by to skomentować.

Otóż okazuje się, że wybuchł konflikt zbrojny. Żadna III wojna światowa - to, a zwłaszcza post-apokaliptyczne klimaty byłyby moim zdaniem o wiele lepszą scenerią w tym przypadku, ale mniejsza - tylko po prostu najazd sąsiednich państw. W skrócie wojska patrolujące ulice, brak mieszkańców w domach i bombardowania. Jednak z jakiegoś powodu dopóki bohaterowie nie odkrywają, co się stało, nie natykają się na żadnego żołnierza. Dopiero później wojska są w s z ę d z i e, a poruszanie się po terenie nawet nocą bywa strasznie problematyczne.

Bohaterowie oczywiście są wyidealizowani, a cały świat zagina się na ich korzyść. Wymyślenie w sekundę planu jak pokonać żołnierzy pomimo bycia niewytrenowanym i w stresowej sytuacji? Co to dla nich! unikanie kul z łatwością? Ha, najśmieszniej było jak jedna z postaci została faktycznie postrzelona, więc na miejscu pojawił się - och, co za ulga! - dentysta, który bezproblemowo i za darmo odkaził i zszył ranę plus pouczył osobę towarzyszącą jak zdjąć szwy. Nie mówię, że nie ma dobrych i bezinteresownych ludzi na świecie, ale był w dobrym miejscu o dobrej porze, idealnie się nadawał do pomocy i chciał pomóc. Za dużo zbiegów okoliczności, co było po prostu męczące.

Dużo nic nieznaczących wątków pobocznych, w tym miłosnych. Ani to fajne, ani ciekawe, ani trzymające w emocjach. Może rozwiną się w kolejnych częściach? Nigdy się nie dowiem, bo nie mam zamiaru sięgać po kolejne tomy.

Sam styl pisania jest do przyjęcia. Na tyle do przyjęcia, że dokończyłam lekturę i to dosyć szybko. Ale zakończenie? Nie zaskoczyło mnie, nie porwało, miało być dramatyczne, a wyszło ledwo znośnie. Nadal mnie nie ciągnie do kolejnych części.

Reasumując, książka jest znośna, ale nie poleciłabym jej nikomu powyżej dwunastu lat. Nie wyobrażam sobie, bym mogła przeczytać całą ośmio częściową jeśli się mylę serię. Ale przeczytajcie, jeśli kręci was 100 stron zbierania zapasów i omijania w ostatniej chwili strzałów przeciwnika! Albo chociaż zbyt rozwleczoną akcję.

Doskonale wiedziałam, że "Jutro" jest książką skierowaną do młodzieży. I choć nie powinno to być kojarzone z ujmą, niestety ostatnio coraz
częściej tak jest.

Główną bohaterką jest tu Ellie, która wraz z sześcioma znajomymi wybiera się w niebezpieczną podróż do Piekła. Oczywiście nie tego faktycznego, ale do kotliny, którą tak się nazywa w jej okolicy. Droga jest trudna i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moim pierwsze skojarzenie dotyczące "Kolekcjonera motyli" była książka Natashy Preston "Uwięzione", spodziewałam się jednak zamiast kwiatów motyli. Czyli, jednym słowem, nie miałam jakichś wygórowanych oczekiwań i przeczytałam Kolekcjonera bardziej dla porównania.

Idea jest taka - istnieje ogród, w którym pewien mężczyzna przetrzymuje porwane kobiety i robi z nich motyle. Na plecach tatuuje im skrzydła utożsamiając je z jednym z gatunków, a siebie nazywa Ogrodnikiem. Ale właściwie to wszystko to już przeszłość, bo akcja rozgrywa się, gdy Maya, jedna z dziewcząt, opowiada tą historię przed agentami FBI. Ten mały drobiazg trochę niweluje zaskoczenie, że kobiety wychodzą z tej sytuacji obronną ręką, ale tak jest chyba lepiej - autorka świadomie pomieszała kolejność, nie mówiła o wszystkim, bawiła się wspomnieniami Mai. To wychodzi zdecydowanie na plus.

Umotywowanie działań Ogrodnika - dobre, może nie mistrzowskie, ale dobre, ładnie komponujące się z klimatem książki. A jeśli już o klimacie mowa to był on naprawdę przyjemny, zwłaszcza, gdy nie było mowy o ogrodzie. Brzmi to jak coś negatywnego - czy to nie część opisująca dramaty uwięzionych kobiet powinna być najciekawsza? - ale zdecydowanie nie jest. Szczerze mówiąc cała otoczka była znacznie ciekawsza niż nieco przewałkowany temat porwań. Nie ma tu nowatorskiego podejścia do całej sprawy, więc można to ocenić na co najwyżej "przeciętne". Choć jakaś tam część emanuje oryginalnością - to muszę przyznać. Ale nie chcę spoilerować zbyt dużo, także pozostawię to jako niedomówienie.

Idąc dalej, kreacja bohaterów była bardzo przekonująca. Wyważone, realne postacie dają naprawdę dużo, zwłaszcza, gdy tak jak tutaj są wielowymiarowe i na tyle ciekawe, byśmy chcieli poznać ich historię.

Zakończenie natomiast było naprawdę poplątane. Tak jak całość była wcześniej prosta i liniowa, tak potem zaskoczyła mnie samą zmianą w tempie akcji. Chyba wyszło to książce na dobre, ale nie jestem pewna - czuję, że to zakończenie jest trochę oderwane od rzeczywistości i na pewno nie jest czymś, co wiele zmienia w mojej ocenie.

Podsumowując "Kolekcjoner Motyli" to jeden z dobrych przykładów literatury w którym występuje motyw porwanie. Trochę nastolatkowy, ale wciąż dobry. Nie trzymający w napięciu, ale przyjemny i fascynujący.

Moim pierwsze skojarzenie dotyczące "Kolekcjonera motyli" była książka Natashy Preston "Uwięzione", spodziewałam się jednak zamiast kwiatów motyli. Czyli, jednym słowem, nie miałam jakichś wygórowanych oczekiwań i przeczytałam Kolekcjonera bardziej dla porównania.

Idea jest taka - istnieje ogród, w którym pewien mężczyzna przetrzymuje porwane kobiety i robi z nich motyle....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Eleonora i Park" wygląda na dość typową młodzieżówkę. "Eleonora... nie sposób jej nie zauważyć" daje jasno do zrozumienia, że będzie to lekka książka o nastoletniej miłości i o tym, jaka jest ulotna. A nie do końca. Oczywiście opowiada o miłości tytułowej Eleonory i tytułowego Parka, ale porusza wiele innych kwestii - problemy rodzinne, przemoc, ubóstwo, nękanie, lista jest naprawdę długa. I, szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy połączenie cukierkowego romansu z dramatyczną historią jest dobrym pomysłem.

Książkę czyta się lekko - jak na młodzieżówkę przystało. Nieskomplikowani, ale za to jacy kochani bohaterowie - tak, jakżeby inaczej. Uroczy klimat - powiedzmy. Coś romantycznego - już niekoniecznie. Park jest naprawdę przyjaznym bohaterem, ale nie wywołał u mnie większych emocji i wraz z Eleonorą stanowią duet, który łatwo zapomnieć.

Jedna z rzeczy, która mi się spodobała, to klimat. Senne miasteczko, autobusy dowożące dzieciaki do szkoły i brak telefonów komórkowych - ma to swój urok.

Szczerze powiedziawszy, chyba nie ma tu nic nadzwyczajnego, co czyniłoby z tej książki must-have/must-read. Jakiekolwiek emocje poczułam dopiero na samym końcu - i zakończenie bardzo mi się spodobało, było nieoczywiste i przełamało jakiś tam schemat. Ale poza tym? Książka co najwyżej dobra - i to tylko z uwagi na przyjazny styl autorki i zakończenie.

"Eleonora i Park" wygląda na dość typową młodzieżówkę. "Eleonora... nie sposób jej nie zauważyć" daje jasno do zrozumienia, że będzie to lekka książka o nastoletniej miłości i o tym, jaka jest ulotna. A nie do końca. Oczywiście opowiada o miłości tytułowej Eleonory i tytułowego Parka, ale porusza wiele innych kwestii - problemy rodzinne, przemoc, ubóstwo, nękanie, lista...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Na początku zaznaczam, że „Restore me” czytałam po przeczytaniu całej serii w języku polskim – a mimo to już zdążyłam zapomnieć kilku polskich odpowiedników nazw własnych.

Mimo, że „Dar Julii” zostało pospiesznie zakończone, nie spodziewałam się kontynuacji. A już na pewno nie takiej – która wprowadza tyle nowości zamiast jedynie kontynuować wcześniejsze wątki. Dlatego byłam nastawiona dosyć sceptycznie – oby tylko autorka nie zniszczyła mi Warnera, Kenjiego ani innych, których choć trochę lubiłam.

Po pierwsze w „Restore me” panuje zupełni inny klimat niż w poprzedniej trylogii (dla niezorientowanych – „Restore me” to początek drugiej trylogii). Julia ani nie jest zamknięta w więzieniu, ani nie gra w gierki Warnera, ani nawet nie przygotowuje się do wojny. Nie znaczy to, że fabuła na tym ucierpiała – czuję powiew świeżości, jeśli mam być szczera. Co prawda kwestia nadnaturalnych umiejętności została nieco zepchnięta na drugi plan, ale to dosyć zrozumiałe.

Fabuła? Jak już wcześniej wspomniałam cieszę się, że nie jest to tylko epilog, który ma za zadanie wyjaśnić pozostałe sprawy. Pojawia się wiele kwestii, o których wcześniej nawet nie myślałam. Teraz, po przeczytaniu całej książki, okazuje się, że wiele rzeczy było ukrywane, niewyjaśnione etc. Zastanawia mnie czy pani Mafi od początku planowała te wszystkie plot-twisty, które znacznie zmieniają sens starej trylogii, bo w końcu trzecią i czwartą część dzieli parę ładnych lat. Naprawdę, już nigdy nie popatrzę na tych bohaterów w ten sam sposób.

Bohaterowie nie zmienili się jakoś bardzo, oczywiście zmieniają się w kontrolowany sposób, ewolucja literacka czy coś takiego. Nie mniej jednak rozdziały z perspektywy Warnera to dziwny wybór, nie wiem, czy dobry, bo czasem czułam się, jakbym wiedziała aż za dużo. Perspektywa jednego bohatera jest raczej bardziej realistyczna.

Podsumowując – czwarta część godna przeczytania. Choćby po to, by pomieszać sobie w głowie i zakwestionować wszystko, co się wie o uniwersum i bohaterach!

Na początku zaznaczam, że „Restore me” czytałam po przeczytaniu całej serii w języku polskim – a mimo to już zdążyłam zapomnieć kilku polskich odpowiedników nazw własnych.

Mimo, że „Dar Julii” zostało pospiesznie zakończone, nie spodziewałam się kontynuacji. A już na pewno nie takiej – która wprowadza tyle nowości zamiast jedynie kontynuować wcześniejsze wątki. Dlatego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo wciągająca książka. W lekki sposób przedstawia uzależnienie od gier komputerowych - trochę tak, jakby nie było w nim nic złego. Sama z czasem bardziej polubiłam rozdziały, gdzie Mika spędzała czas na IO.

Ale zaczynając może od początku: "5 sekund do IO" to książka nie tylko o uzależnieniu od gier, na próżno tam szukać pouczających historii o tym, że gry są złe. W świecie Miki technologia poszła do przodu i gry komputerowe przestały kończyć się na wciskaniu klawiszy. Teraz grając w grę czujesz wszystko - chłód, zmęczenie, ale i ból.

"To nie powinno się stać. To... no przecież to tylko gra!"

Wspaniale wykreowane postacie, długie dochodzenia kto-jest-kim, porównywanie gry z realiami świata. Avatarów z prawdziwymi ludźmi. Czy takie porównania są w porządku? Jeszcze powracając do bohaterów - świetne zróżnicowanie, brak podziału na dobro-zło (uff!), pytanie - z kim będzie główna bohaterka (nie oszukujmy się. Z kimś będzie. A ja miałam trzech... no, czterech kandydatów).

Świat? Niesamowity. I ten z gry - piękny, dynamiczny, niezapomniany - i ten prawdziwy - realny, przykry, pogmatwany. Splecenie ich obu dało naprawdę świetny efekt, bo z jednej strony w głowie tkwi mi przeświadczenie - hej, taki scenariusz jest prawdopodobny!, a z drugiej świat IO jest co najmniej ciężki do zapomnienia. To tak, jakby wziąć najbardziej rozbujane pomysły świata sci-fi i móc powiedzieć: to jest realne.

Mechanika świata - to samo. Wciągająca. Łatwo było przyjąć reguły IO, które tworzyły ciekawy klimat.

Związki przyczynowo-skutkowe i fabuła - tu też wielki plus. Z początku nie miałam pojęcia dokąd to wszystko zmierza, ale to raczej żadna wada. Niby z początku było trochę powolnie, dużo historii Miki (i nie tylko jej), więc niektórych może to nudzić, ale jest warto. Potem fabuła - no dobra, może nie gna - rozwija się w przyjemnym tempie i dzięki dobremu stylu pisania nie zraża. Nie powiem, żebym od razu się wciągnęła... dopiero tak koło 100-120 strony. na 280 mojego wydania. Nie mniej jednak wcześniej i tak czytanie nie było ujmą, zaznaczam.

Podsumowując - książka świetna, polecam. Nie jestem pewna czy zafascynuje ludzi, którym gry komputerowe są obojętne, bo tu odgrywają dużą rolę. Nie ma jednak słownictwa typowo z gier (no dobra, chyba że quest czy level. Ale to można wygooglować!). Polecam jednak przede wszystkim ludziom młodym, choć założę się, że innym też przypadnie do gustu.

Bardzo wciągająca książka. W lekki sposób przedstawia uzależnienie od gier komputerowych - trochę tak, jakby nie było w nim nic złego. Sama z czasem bardziej polubiłam rozdziały, gdzie Mika spędzała czas na IO.

Ale zaczynając może od początku: "5 sekund do IO" to książka nie tylko o uzależnieniu od gier, na próżno tam szukać pouczających historii o tym, że gry są złe. W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ciężko tutaj cokolwiek powiedzieć, jeśli mam być szczera. Miałam wobec tej książki ogromne wymagania, to w końcu Lauren Oliver, autorka fantastycznego "7 razy dziś"!

Klimat był naprawdę przyjemny. Niby wszystko jest zachowane w realiźmie, zero fantastyki, jednak cała sytuacja "Paniki" jest nieco surrealistyczna. W końcu niebezpieczna gra (ryzyko: śmierć) o wielkie pieniądze... Trochę naiwne, choć policja biegająca za uczestnikami uważa, by z tą naiwnością nie przesadzić.

Bohaterowie? Wielowymiarowi, to na pewno. Motywy ich działań są niewyjaśnione (przynajmniej na początku), zachowują się nieprzewidywalnie, żyją własnym życiem. Jednym słowem - dobra robota.

Sama powieść nie utknęła mi zbyt mocno w pamięci. Chyba najlepiej zapamiętałam kilka absurdalnych sytuacji, Bishopa, i oryginalny klimat. Brzmi to jakby książka od razu zasługiwała na bycie bestsellerem, ale trochę zawiódł mnie koniec. Nie dość wyrazisty, jak na mój gust. Nie zmienia to faktu, że książka bardzo przyjemna i lekka - taka na kilka spokojnych dni, by odpocząć. Choć trochę zdaje się świecić trudnymi tematami, ma inne, mocniejsze strony. Ale jedno trzeba oddać - kilka razy trzymała mnie w napięciu i chyba ze dwa razy mnie zaskoczyła.

Podsumowując - książka dobra, raczej dla młodzieży, kochani bohaterowie, nie najlepszy początek ani koniec.

Ciężko tutaj cokolwiek powiedzieć, jeśli mam być szczera. Miałam wobec tej książki ogromne wymagania, to w końcu Lauren Oliver, autorka fantastycznego "7 razy dziś"!

Klimat był naprawdę przyjemny. Niby wszystko jest zachowane w realiźmie, zero fantastyki, jednak cała sytuacja "Paniki" jest nieco surrealistyczna. W końcu niebezpieczna gra (ryzyko: śmierć) o wielkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sama nie wiem, co powinnam sądzić o tej książce - to tak słowem wstępu.

"Stary człowiek i morze" to książka króciutka, może nawet nowela, którą można spokojnie w półtorej godziny przeczytać. Poza tym to lektura szkolna, którą chcąc nie chcąc musiałam przeczytać. Na pewno nie żałuję, jeśli o to chodzi.

No więc mamy tutaj metaforę życia. Mamy wiele barwnych opisów (chyba najlepsza część książki!), mamy stracone marzenia i mamy też dużo miejsca, by się domyślać. Z jednej strony to zaleta, ale z drugiej nie do końca; w niektórych momentach jest to według mnie nieczytelne.

Myślę, że książka ma naprawdę dobre przesłanie, ale w pewnym momencie chciałam, by bohater złapał tą rybę i wrócił. Po prostu. No dobrze, może wtedy zachwiałoby to całe przesłanie, czyli wszystko na nic, ale... cóż, może nie do końca "czuję" to dzieło. Nie mniej jednak muszę przyznać, że zasługuje na wszelkie laury.

Sama nie wiem, co powinnam sądzić o tej książce - to tak słowem wstępu.

"Stary człowiek i morze" to książka króciutka, może nawet nowela, którą można spokojnie w półtorej godziny przeczytać. Poza tym to lektura szkolna, którą chcąc nie chcąc musiałam przeczytać. Na pewno nie żałuję, jeśli o to chodzi.

No więc mamy tutaj metaforę życia. Mamy wiele barwnych opisów (chyba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kto powinien umrzeć, a komu należy przebaczyć? Zagłosujcie, a wyniki zaprezentujemy już w kolejnym odcinku!

Kiedyś nie było sądów, jednak ówczesna rzeczywistość nie była tak przerażająca jak ta wykreowana przez Kerry Drewery. Można było w końcu załatwić swoje sprawy po swojemu, a tu... nieważne, czy jesteś winny czy nie. Ważne są przestępcze statystyki i to, że osiągnięta została "absolutna demokracja". Każdy może zagłosować, szykujcie telefony!

Martha Honeydew od początku powtarza, że to ona zabiła Jacksona Paige'a. Choć większość ludzi od pierwszej aż do siódmej celi próbują się bronić, ona tego nie robi. Tylko dlaczego? Cóż, ludzi to nie obchodzi - po raz pierwszy w celi jest nastolatka, tego nie można przegapić. Umrze czy nie?

Cała książka jest niejako karykaturą. Nie w negatywnym sensie, oczywiście. Pokazuje, jak niektórzy zawzięcie wierzą mediom i dostrzegają jedynie czerń i biel.

Jestem zachwycona stylem, kreacją bohaterów i całym uniwersum. Czekam na drugą część z niecierpliwością.

Kto powinien umrzeć, a komu należy przebaczyć? Zagłosujcie, a wyniki zaprezentujemy już w kolejnym odcinku!

Kiedyś nie było sądów, jednak ówczesna rzeczywistość nie była tak przerażająca jak ta wykreowana przez Kerry Drewery. Można było w końcu załatwić swoje sprawy po swojemu, a tu... nieważne, czy jesteś winny czy nie. Ważne są przestępcze statystyki i to, że osiągnięta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Uwięzione" to historia nastoletniej Summer, która idąc pewnego wieczoru na imprezę zostaje porwana. Brzmi dosyć przewidywalnie, liniowo, nie za ciekawie. I jeśli popatrzymy na samą fabułę - tak właśnie jest.

Summer zostaje zamknięta wraz z trzema dziewczynami w piwnicy. Robi rzeczy na które wcale nie ma ochoty i zmienia swoje życie za zawsze. Co może się wydarzyć? Albo ktoś ją uratuje, może nawet zrobi to sama Summer, albo po prostu umrze. To tyle, jeśli chodzi o fabułę.

Książek takich jak ta czytałam już kilka - porwanie, przetrzymywanie młodej kobiety przez mężczyznę - więc sama tematyka mnie nie zachwyciła. W takich powieściach liczy się klimat, który tutaj został nieźle stworzony. Liczyłam na jakiś portret psychologiczny porywacza, ale tu nie należy spodziewać się cudów. Niby nieco poznajemy motywy Clovera, ale... dużo jest niedomówień, które rozwinięte mogłyby zdecydowanie pomóc historii.
Jedną z tych rzeczy, która się tu zdecydowanie udała były kwiaty. Ich motyw bardzo mi się spodobał i to jedna z tych rzeczy, dzięki którym można rozróżnić tą książkę od innych o podobnej tematyce. Podobnie z historią Clovera i jednej z dziewcząt - nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale ten wątek szczególnie przypadł mi do gustu!

Jeśli chodzi o styl - przyjemny. Pomimo jakiegoś schematu fabuły każdy rozdział był lekki i nieskomplikowany w odbiorze, więc samą książkę czytało się sprawnie. Nie spodziewałam się tego w tej powieści, ale to w końcu Young Adult - tak musiało być.

Podsumowując, książka jest całkiem dobra. Nie nazwałabym jej rewelacyjną, bo wcale nie błyszczy fabułą czy kreacją bohaterów, natomiast grzechem byłoby nazywanie tej książki złą. Polecam, gdy nie macie czegoś szczególnego do poczytania.

...a tak przy okazji nadal z chęcią przyjmuję kwiaty, choć rzeczywiście przez chwilę nad nimi myślałam i rozważałam ich sens.

"Uwięzione" to historia nastoletniej Summer, która idąc pewnego wieczoru na imprezę zostaje porwana. Brzmi dosyć przewidywalnie, liniowo, nie za ciekawie. I jeśli popatrzymy na samą fabułę - tak właśnie jest.

Summer zostaje zamknięta wraz z trzema dziewczynami w piwnicy. Robi rzeczy na które wcale nie ma ochoty i zmienia swoje życie za zawsze. Co może się wydarzyć? Albo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"- Nie jesteś szalona, Grace.
- W takim razie jestem niczym"

Historia przytułków dla obłąkanych w XIX wieku jest dość mroczna, a to jedna z tych historii, która pokazuje takie ośrodki od środka, pokazuje te dobre i złe strony.

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę to cudne opisy i hipnotyzujący styl pisania autorki. Nie sposób się oderwać i nawet, gdyby fabuła okazała się być nudna albo wcale by jej nie było, nadal chciałabym poczytać o codzienności Grace Mae. I tu docieramy do sedna - fabuła. Nie byłą zbyt błyskotliwa, raczej prosta, ale i tak "wystarczająco dobra". Za to wątki kryminalne po prostu mnie oczarowały. Umysł Grace i lekarza naprawdę są niesamowite i poszerzają odrobinę horyzonty swoimi poza schematowymi spostrzeżeniami.

Jeśli chodzi o bohaterów... zdecydowanie są interesujący. Ciężko jednoznacznie, kto bardziej pasuje do przytułku, personel czy podopieczni?

Podsumowując - książka faktycznie dobra, rzekłabym, że wspaniała, ale wierzę, że mogłaby być jeszcze lepsza, gdyby nie drobne minusy.

"- Nie jesteś szalona, Grace.
- W takim razie jestem niczym"

Historia przytułków dla obłąkanych w XIX wieku jest dość mroczna, a to jedna z tych historii, która pokazuje takie ośrodki od środka, pokazuje te dobre i złe strony.

Pierwsze, na co zwróciłam uwagę to cudne opisy i hipnotyzujący styl pisania autorki. Nie sposób się oderwać i nawet, gdyby fabuła okazała się być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Moja siostra musi mi ufać.
Musi mnie kochać, żeby mi ufać.
Muszę być godna jej miłości, nieustannie."

Ciężko mi zabrać się do tego tematu tak, by nikomu niczego nie zaspoilerować. Bądź co bądź większości rzeczy się tu nie spodziewałam... więc skomentuję na razie sprawy, o których wiedzą wszyscy.

Quinn dowiaduje się o siostrze bliźniaczce dopiero na pogrzebie matki. Piper i Quinn, choć z wyglądu niemożliwe do rozróżnienia, żyły w zupełnie różnych miejscach. Piper wiodła zwykłe życie - wraz z rodzicami, chłopakiem, psem. Miała koleżanki, ulubione filmy czy ubrania. Za to Quinn była odcięta od świata, w Dartmoor, u groźnej babci.
Pytanie brzmi: dlaczego?

Najbardziej podobała mi się tu kreacja bohaterów. Nie mam zamiaru zdradzać zbyt wiele, aczkolwiek obie bliźniaczki mają skomplikowany charakter. A zresztą nie tylko one! Większość bohaterów jest wielowymiarowych, a kłamstwa, które wywołują tu tak dużo emocji mają uzasadnienie za każdym razem

Jedna z nich kłamie? To się okaże, w końcu świat nie jest czarno-biały, tak samo jest z ludźmi.

Historia przedstawiona w "Księdze Kłamstw" zdecydowanie przypadła mi do gustu. Zahacza bardzo mocno o fantastykę, co wyszło jej zdecydowanie na dobre. Jedyny minus to lekkie rozwleczenie fabuły, ale nie było to na tyle nieprzyjemne, by przestać czytać.

Zdecydowanie godna polecenia!

"Moja siostra musi mi ufać.
Musi mnie kochać, żeby mi ufać.
Muszę być godna jej miłości, nieustannie."

Ciężko mi zabrać się do tego tematu tak, by nikomu niczego nie zaspoilerować. Bądź co bądź większości rzeczy się tu nie spodziewałam... więc skomentuję na razie sprawy, o których wiedzą wszyscy.

Quinn dowiaduje się o siostrze bliźniaczce dopiero na pogrzebie matki. Piper...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Never Never Tarryn Fisher, Colleen Hoover
Ocena 7,3
Never Never Tarryn Fisher, Coll...

Na półkach: ,

W porządku. Opinia pisana "na gorąco", więc z pewnością wyleję na nią sporo emocji.

Książka Colleen Hoover i Tarryn Fisher - to brzmi zjawiskowo. Obie autorki znane ze swoich wcześniejszych, naprawdę ciekawych książek nie mogą przecież wspólnie napisać katastrofy! Jednak w książkach Young Adult granica pomiędzy "zniewalającym arcydziełem" a "totalną porażką" jest niesamowicie cienka. Aż strach się bać.

Zacznijmy jednak od wprowadzenia. Charlie i Silas to dwoje młodych ludzi, którzy jednocześnie stracili pamięć. Tak, właśnie - utracili wszelkie wspomnienia i nie mają pojęcia dlaczego. Cała książka opiera się na tym, by oboje zrozumieli czemu jest tak a nie inaczej oraz by mogli odbudować uczucia, które ich kiedyś połączyły.

Część pierwsza. Zacznijmy może od pozytywów. Szkoda tylko, że tak ciężko się ich szuka... o części wprowadzającej do powieści nie potrafię powiedzieć zbyt dużo. Sam pomysł naprawdę mi się podoba, ale bohaterowie z każdą chwilą coraz bardziej mnie denerwowali. Silas - stylizowany na dobrego człowieka i troskliwego chłopaka - od razu kochał Charlie, właściwie nie poznawszy jej wcześniej. Charlie za to potrafiła bez wyraźnego powodu krzyczeć na wszystkich dookoła, bo, uwaga:
a) Silas chodził zbyt szybko
b) koleżanka zasugerowała dietetyczną colę zamiast zwykłej
Głównym bohaterom na razie dziękuję, nie do końca uśmiecha mi się czytanie ich niesamowitej historii.
Sama akcja się nieco ciągnęła. Po jakimś czasie nie byłą ani trochę interesująca, poszukiwania Charlie i Silasa nie dawały żadnych rezultatów. Końcówka jak najbardziej na plus, nieoczekiwane zwroty akcji zawsze się przydają. Może nie było to zaskoczenie godne oklasków, ale przynajmniej miła odmiana.

Część druga. Trochę mnie frustrowała na początku (nie, nie powiem dlaczego - aż tak spoilerować nikomu nie zamierzam), ale po jakimś czasie książka powróciła na dobre tory. Uwielbiam zaskoczenia, ale nie frustrujące, tak to ujmijmy. Mogę to jednak podpisać pod pozytyw całej książki, bo w końcu wywołała u mnie jakieś emocje.

Część trzecia to jednak kolejne rozczarowanie. Bohaterowie stali się może nieco mniej upierdliwi i - muszę przyznać - Silasa nawet polubiłam, Charlie zresztą też. Jednak chciałabym się teraz skupić na fabule. W pierwszej i drugiej części rozpoczęto wiele wątków, z czego każdy z nich mógł dać nam, czytelnikom, satysfakcjonujące usprawiedliwienie, dlaczego bohaterowie nic nie pamiętają. Z każdą stroną próbowałam zrozumieć zagadkę coraz bardziej i bardziej. W pewnym momencie nawet podejrzewałam kilka osób, a jednak... prawda okazała się być po prostu nudna. Nawet czytając fantastykę mój umysł potrzebuje racjonalnego wyjaśnienia - niech już będzie, że czarodziej zniszczył świat, ale niech ma chociaż jakiś ciekawy powód! - więc tuż po przeczytaniu całego wyjaśnienia, które swoją drogą zajęło może trzy zdania, miałam ochotę wyrzucić książkę przez okno.

Zbyt dużo przez książkę przewijało się postaci trzecioplanowych. Postaci, które nie miały nic wspólnego z fabułą, ani nie wnosiły kompletnie niczego do książki. Krewetka (i właściwie cała jej "sprawa", cały wątek... tak nie pociągnięty do przodu, że według mnie mogłoby jej nie być), koleżaneczki Charlie, koledzy Silasa... Wszystkich znamy z imienia, opisu (choć ja osobiście tego nie zapamiętałam), pomimo, że to niepotrzebne.

Reasumując... książka przeciętna. Z braku alternatyw sięgnięcie po nią nie wydaje się złym pomysłem - miejscami wciąga, ale finalnie mnie przynajmniej rozczarowała. Dosyć typowa, lekko cukierkowa młodzieżówka, która wybrała zamiast sensu i logiki nastoletnią miłość... i oczywiście dramaty między bohaterami, dużo dramatów. Nie dla wymagających czytelników, a przede wszystkim nie dla ludzi, którzy z młodzieżówek już wyrośli.

W porządku. Opinia pisana "na gorąco", więc z pewnością wyleję na nią sporo emocji.

Książka Colleen Hoover i Tarryn Fisher - to brzmi zjawiskowo. Obie autorki znane ze swoich wcześniejszych, naprawdę ciekawych książek nie mogą przecież wspólnie napisać katastrofy! Jednak w książkach Young Adult granica pomiędzy "zniewalającym arcydziełem" a "totalną porażką" jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Lokatorka" to z pewnością książka niezwykła i oryginalna. Może po prostu przeczytałam w życiu zbyt mało książek, ale takiego pomysłu jeszcze nie spotkałam. Piękne, niedrogie mieszkanie, które niesie ze sobą ogrom tajemnic. Zasady, brak prywatności, widmo nieżyjącej już Emmy... to wszystko zagęszcza atmosferę "Lokatorki".

Bohaterkami są Emma i Jane. Obie - jak sugerują opisy - są do siebie bardzo podobne. Podobnie wyglądają czy odpowiadają na zadane pytania. I obie przyciągnęły uwagę Edwarda Monkforda, właściciela budynku. Warto jednak zauważyć, że kobiety różnią się charakterem. Najczęściej słabo znamy głównych bohaterów, gdy są narratorami, ale tu jest inaczej. Emma i Jane, choć trudne do rozgryzienia, dają się poznać.

Pomysł na historię, jak już mówiłam, jest co najmniej świetny. Widmo Emmy, które czuwa nad Jane to genialne zagranie. Fabuła jednak nieszczególnie mnie porwała - mam na myśli konkretne wydarzenia. Nie to, by czytało je się z trudem, po prostu momentami nie potrafiłam się wczuć. Jednak część książki byłam naprawdę przerażona i podekscytowana kolejnymi wydarzeniami. Dryfowałam więc pomiędzy obojętnością, a obsesyjnym wczuciem się.

Jeśli chodzi o to, jak książka prezentuje się pod względem bycia thrillerem, z pewnością się spisała. Podobnie jeśli chodzi o psychologiczny aspekt całej powieści. Myślę, że podejście Monforda do życia jest przynajmniej interesujące i godne przemyślenia. Zachowanie obu pań również wymaga przeanalizowania, co oczywiście wychodzi na plus.

Podsumowując - książka naprawdę intrygująca i zapewniająca wiele emocji. Z pewnością warta przeczytania.

"Lokatorka" to z pewnością książka niezwykła i oryginalna. Może po prostu przeczytałam w życiu zbyt mało książek, ale takiego pomysłu jeszcze nie spotkałam. Piękne, niedrogie mieszkanie, które niesie ze sobą ogrom tajemnic. Zasady, brak prywatności, widmo nieżyjącej już Emmy... to wszystko zagęszcza atmosferę "Lokatorki".

Bohaterkami są Emma i Jane. Obie - jak sugerują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Byłam nieco zmieszana sięgając po drugą część "Mimo moich win". Perspektywa Leah - czyli po prostu "tej złej" - byłą dla mnie trudna do zaakceptowania. Szczerze powiedziawszy bardziej interesowało mnie życie prywatne Olivii niż Caleba i Leah. Przynajmniej tak myślałam.

Właściwie zmiana narratorki dobrze wpłynęła na tą serię. Wprowadziła dużo świeżości, ukazała inny punkt widzenia... choć trzeba przyznać, że sam fakt, że pierwszą część poprowadziła Olivia, nieco zmienia nam perspektywę. Jestem pewna, że gdyby wpierw sytuację przedstawiła Leah - Olivia zniszczyła jej małżeństwo, a ona tak desperacko próbowała ocalić swój związek! - spojrzelibyśmy na to nieco inaczej. Według mnie obie mają wiele za uszami, a zresztą to w końcu Caleb "ma słabość do toksycznych kobiet". Nie mnie jednak oceniać, która z nich jest bardziej negatywną i toksyczną kobietą, obu jednak poniekąd współczuję, że tak właśnie wyszło i wpadły na siebie w taki, a nie inny sposób.

Styl autorki jest nadal wspaniały i nie mogę się doczekać, aż sięgnę po ostatnią część tej obiecującej serii.

Byłam nieco zmieszana sięgając po drugą część "Mimo moich win". Perspektywa Leah - czyli po prostu "tej złej" - byłą dla mnie trudna do zaakceptowania. Szczerze powiedziawszy bardziej interesowało mnie życie prywatne Olivii niż Caleba i Leah. Przynajmniej tak myślałam.

Właściwie zmiana narratorki dobrze wpłynęła na tą serię. Wprowadziła dużo świeżości, ukazała inny punkt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z jakiegoś powodu czytając opis książki wyobraziłam sobie świat fantasy, dziewczynę, która dla miłości manipuluje i morduje, zimną i podstępną bohaterkę i to moje niczym niepoparte wyobrażenie chodziło za mną, dopóki nie zabrałam się za faktyczne przeczytanie tej właśnie książki.

Cóż, to było dla mnie niemałe zaskoczenie. Zamiast mrożących krew w żyłach scen walki pojawiły się przede mną sytuacje z życia codziennego. Olivia, główna bohaterka, wcale nie jest żadną wojowniczką, a studentką prawa. Jej ukochany wcale nie jest taki trudny do zdobycia... chociaż to może pozostawię do Waszej oceny.

Bohaterowie są wykreowani wspaniale. Nawet jeśli nie opierałam wielu zachowań Olivii, było mi całkiem łatwo postawić się w jej sytuacji. "To w końcu miłość" - gdyby tylko tak tłumaczyła swoje błędy, stałaby się jedynie papierową kukiełką obsadzoną w teatrzyku. Caleb natomiast nie jest takim niewinnym aniołkiem, jakim mógłby się wydawać. Ich relacji na pewno nie dałoby się określić słowami "tandetny romans". Nie tym razem, przykro mi. A właściwie nie, wcale nie jest mi przykro - zamiast płytkiego związku dostaliśmy wielowymiarową relację, co książce wyszło z pewnością na plus.

Intrygi i zawikłania w fabule zasługują na oddzielne pochwały. Kiedy już myślałam, że po wszystkim, do gry wkraczały kolejne postacie, rujnując jednocześnie delikatny domek z kart. Leah, do której należy druga część, bywała tak nieprzewidywalna, że nawet ciężko to opisać.

Książka zdecydowanie godna polecenia, zwłaszcza tym, którzy czekają na nietypowe romansidło!

Z jakiegoś powodu czytając opis książki wyobraziłam sobie świat fantasy, dziewczynę, która dla miłości manipuluje i morduje, zimną i podstępną bohaterkę i to moje niczym niepoparte wyobrażenie chodziło za mną, dopóki nie zabrałam się za faktyczne przeczytanie tej właśnie książki.

Cóż, to było dla mnie niemałe zaskoczenie. Zamiast mrożących krew w żyłach scen walki pojawiły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z trzecią częścią "Czerwonej Królowej" zmagałam się dosyć długo. Początek, pierwsza połowa książki, była pozbawiona jakiejkolwiek dynamiki. Wciąż przyjemnie się to czytało ze względu na styl autorki, ale to nie był ten typ książki, po który sięga się co chwilę.

Muszę przyznać, że na początku książka targała moimi uczuciami. Poczucie beznadziejności krążące wokół słów autorki był wystarczającym powodem, no ale był oczywiście jeszcze Maven.

Akcja zaczęła się rozwijać dopiero dużo później. Czy to dobrze, czy raczej źle nie potrafię ocenić. Z jednej strony, gdybym tak bardzo nie lubiła bohaterów, najpewniej przestałabym czytać po pierwszych stu stronach. Zwłaszcza, gdy w grę wchodziły fragmenty z perspektywy Cameron - według mnie nie za wiele wnosiły do fabuły. Dobrze, byliśmy na bieżąco jeśli chodzi o wydarzenia z nią związane, ale chyba wolałabym tak jak Mare dowiedzieć się wszelkich niuansów nieco później.

Jeśli już mówimy o perspektywach, warto wspomnieć Evangeline Samos. Według mnie był to strzał w dziesiątkę - każdy "negatywny" (punkt widzenia zależy w końcu od punktu siedzenia) bohater zasługuje na swoje pięć minut. A Evangeline, mimo paskudnego stylu bycia, bywa bohaterką ciekawą i wielowymiarową. Teraz tylko czekać na perspektywę Mavena, na którą cicho liczę w kolejnej części.

Powracając jednak do drugiej połowy książki - działo się dużo, to trzeba przyznać. Kilka ciekawych intryg, nowi bohaterowie (w których nie tak łatwo się momentami połapać...), jednym słowem przeciwieństwo wcześniejszej połowy. Brak w tym narzekania - była to miła odmiana po przeciągniętym "wprowadzeniu".

Powtórzę także to, co twierdzi większość czytelników - koniec był naprawdę dobry. Niespodziewany, ale również zachęcający do przeczytania kolejnej części... szkoda tylko, że ta jeszcze nie wydana!

Podsumowując, książka pomimo kilku wad miała przeważającą ilość zalet. Choć porównując do poprzedniczek nie wypadła najlepiej, nadal polecam wszystkim fanom serii.

Z trzecią częścią "Czerwonej Królowej" zmagałam się dosyć długo. Początek, pierwsza połowa książki, była pozbawiona jakiejkolwiek dynamiki. Wciąż przyjemnie się to czytało ze względu na styl autorki, ale to nie był ten typ książki, po który sięga się co chwilę.

Muszę przyznać, że na początku książka targała moimi uczuciami. Poczucie beznadziejności krążące wokół słów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po "Zapisane w wodzie" sięgnęłam tylko i wyłącznie dlatego, że poprzednia książka Pauli Hawkins była całkiem ciekawa i podobał mi się styl autorki. Uznawszy, że tamta powieść była dopiero debiutem - a debiutom można wybaczyć wiele - miałam dosyć wysokie oczekiwania.
Na samym początku książka mnie niesamowicie znudziła, a jednocześnie, ku mojemu zdziwieniu, nie mogłam się połapać przy zmianie narracji. Kto jest czyim potomkiem, kto z kim kręci... muszę przyznać, że rzucanie czytelnikowi na sam początek tak wielu postaci jest po prostu ryzykowne. Daje to oczywiście ogromne pole manewru, ale na początku nie było to wykorzystane. Nie ma różnicy czy pierwszy rozdział poprowadzi Jules czy Lena, bo ich punktu widzenia nie był aż tak różne. No tak, humorzasta nastolatka zawsze będzie miała punkt widzenia, ale i tak wszyscy wiemy, że ciotka ją denerwuje, nie musi nam tego mówić wprost, prawda?
Intryga została bardzo przyjemnie pokazana. Nie było dramatycznych zwrotów akcji - co nie znaczy wcale, że brak tej książce dynamiki... jest jej po prostu niewiele i nie bywa taka znacząca. Mimo tego styl autorki wciąż jest na tyle niewymagający i "gładki", by prędko przejść przez całą fabułę.
Muszę jednak przyznać, że niektóre aspekty historii są do bólu przewidywalne. "Ta postać ma coś na sumieniu" nasuwa się bardzo szybko. Trochę nawet za szybko, jeśli mam być szczera. Łatwo było wyeliminować podejrzanych i nie było niespodzianek.
Mimo wszystko uważam książkę za udaną, a przede wszystkim przyjemną do przeczytania.

Po "Zapisane w wodzie" sięgnęłam tylko i wyłącznie dlatego, że poprzednia książka Pauli Hawkins była całkiem ciekawa i podobał mi się styl autorki. Uznawszy, że tamta powieść była dopiero debiutem - a debiutom można wybaczyć wiele - miałam dosyć wysokie oczekiwania.
Na samym początku książka mnie niesamowicie znudziła, a jednocześnie, ku mojemu zdziwieniu, nie mogłam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Słysząc czy czytając, że książka napisana jest językiem zbyt poetyckim, czasem nużącym uśmiecham się tylko i traktuję to jako komplement skierowany do książki. Skreślenia oddają emocje, a dopasowany język z czasem zamienia się na nieco zwyczajniejszy. A zresztą według mnie pasuje on idealnie - pokazuje charakter Julii, jej zagubienie, niepokoje. W końcu czym ma się zająć dziewczyna uwięziona w tak okropnym ciele, dziewczyna, której jedyną rozrywką jest zapisywanie ukradzionego notesu? No może na przykład wymyślać górnolotne porównania. Z czasem, gdy akcja postępuje szybciej, narratorka jakby "zapomina" o skreśleniach czy o zbędnych środkach stylistycznych.

"Dotyk Julii" to książka młodzieżowa, czego nie da się ukryć. Dystopia to jedynie mało istotne tło do tego, co dzieje się tu i teraz. Akcja skupia się na Julii, na jej przeżyciach i można by to uznać za płytkie, ale wcale nie sprawia takiego wrażenia.

Słysząc czy czytając, że książka napisana jest językiem zbyt poetyckim, czasem nużącym uśmiecham się tylko i traktuję to jako komplement skierowany do książki. Skreślenia oddają emocje, a dopasowany język z czasem zamienia się na nieco zwyczajniejszy. A zresztą według mnie pasuje on idealnie - pokazuje charakter Julii, jej zagubienie, niepokoje. W końcu czym ma się zająć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Za zamkniętymi drzwiami" to jedna z tych powieści, o których przed przeczytaniem choćby pierwszej strony mamy już jakieś pojęcie. No dobrze, więc jest Grace, Jack, idealne małżeństwo, ale jak się okazuje ich idealne życie to tylko złudzenie. Tak można by pokrótce opisać całą historię, chociaż oznaczałoby to pominięcie najciekawszej części.

Muszę przyznać, że na początku byłam sceptycznie nastawiona do lektury. Przecież to niemożliwe, by Grace była aż tak naiwna i niesamodzielna, by nie próbować uciec. No bo przecież by jej się w końcu udało, prawda? Pomyślałam o syndromie sztokholmskim, ale od razu to odrzuciłam.

Z czasem zaczęłam rozumieć, że sytuacja Grace jest trudna i z ekscytacją śledziłam jej poczynania. Zwłaszcza pod koniec akcja przyspiesza i nie można się oderwać.

"Za zamkniętymi drzwiami" to jedna z tych powieści, o których przed przeczytaniem choćby pierwszej strony mamy już jakieś pojęcie. No dobrze, więc jest Grace, Jack, idealne małżeństwo, ale jak się okazuje ich idealne życie to tylko złudzenie. Tak można by pokrótce opisać całą historię, chociaż oznaczałoby to pominięcie najciekawszej części.

Muszę przyznać, że na początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wobec tej książki mam mieszane odczucia.

Muszę przyznać, że bardzo polubiłam główną bohaterkę, Tate, zwłaszcza po jej powrocie z Europy - zaradna, młoda dziewczyna, choć nie pozbawiona uczuć. Popełnia błędy, czasem wpada na świetne pomysły, nieraz pod wpływem emocji. Jednym słowem Tate wydała mi się naprawdę ludzka. Dobry główny bohater naprawdę może ciągnąć książkę do góry i właśnie głównie dlatego dobrnęłam do końca.

"Dlaczego Jared dręczy Tate?" to główny wątek powieści. Oczywiście, że można było się spodziewać, że coś się stało i tak wpłynęło na psychikę, że ją znienawidził i zaczął dręczyć. I, oczywiście, nietrudno się domyślić, że w końcu się pogodzą i wszystko sobie wyjaśnią. Fabuła nie była zaskakująca, tak to można podsumować. Do końca miałam nadzieję, że Jared jednak okaże się być tym złym, bo to całe uzasadnienie, dlaczego oddalił się od najlepszej przyjaciółki, było po prostu mdłe. Bądź co bądź Tate nie była zła, więc dlaczego się nad nią znęcał? Chłód i zobojętnienie to jedno, al dręczenie to już poważniejsza kwestia.

Kolejnym minusem były sceny łóżkowe - były one przeciągane i wręcz żenujące. Nie pasowały do klimatu ani trochę, w jednej chwili zapominałam o ciekawym stylu autorki i sympatii wobec Tate. Miałam wrażenie, że relacje pomiędzy bohaterami nie wyrażały żadnych emocji. Jedynie pożądanie, dominujące uczucie Jareda.

Nie spodziewałam się, że Tate tak szybko mu wybaczy. Tak samo, jak nie miałam pojęcia, że którykolwiek chłopak nawet nie zareaguje, że dziewczyna zniszczy mu auto łomem... wtedy właśnie pożegnałam realizm.

Reasumując książka nie była najgorsza, ale niektóre jej fragmenty były zatrważająco amatorskie i niedopracowane.

Wobec tej książki mam mieszane odczucia.

Muszę przyznać, że bardzo polubiłam główną bohaterkę, Tate, zwłaszcza po jej powrocie z Europy - zaradna, młoda dziewczyna, choć nie pozbawiona uczuć. Popełnia błędy, czasem wpada na świetne pomysły, nieraz pod wpływem emocji. Jednym słowem Tate wydała mi się naprawdę ludzka. Dobry główny bohater naprawdę może ciągnąć książkę do...

więcej Pokaż mimo to