-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2013-08-27
2012-11-05
Nie tak dawno temu, w kwietniu tego roku, po raz pierwszy do mych rąk trafiła książka nie znanej mi wówczas polskiej autorki, pani Katarzyny Michalak. Mowa o "Roku w Poziomce". Po skończonej lekturze wiedziałam już, że chętnie przeczytam pozostałe dzieła, które wyszły spod jej pióra. Na chwilę obecną mogę poszczycić się znajomością prawie wszystkich jej powieści (za wyjątkiem dwóch, "Sekretnika" oraz "Gry o Ferrin"). Z całą stanowczością mogę też powiedzieć, że Katarzyna Michalak to moja ulubiona polska pisarka, po której książki mogę sięgać dosłownie w ciemno, gdyż wiem, że autorka mnie nie zawiedzie, a kolejne jej dzieła wzbudzą we mnie masę emocji podczas lektury. Bo takież właśnie są jej książki. Grają na ludzkich uczuciach. Wzruszamy się, płaczemy, kochamy i nienawidzimy bohaterów, przeżywamy razem z nimi ich historie. Właśnie za to szerokie grono czytelników pokochało autorkę. Na swoim koncie ma kilka poczytnych serii - owocową, poczekajkową, z czarnym kotem, z kokardką. Niedługo też na naszym rynku będzie miała premierę jej najnowsza książka wchodząca w skład serii owocowej, "Wiśniowy Dworek". Pani Michalak dała się poznać jako autorka ciepłych opowieści, ale i dramatu ("Nadzieja"), fantasy ("Gra o Ferrin") oraz sensacji ("Wiśniowy Dworek"). Autorka jednak nie spoczęła na laurach i ciągle eksperymentuje, próbuje czegoś nowego chcąc stale zaskakiwać swoich czytelników. Na styczeń 2013 roku przewidziana jest premiera książki innej niż pozostałe. Nakładem wydawnictwa Filia wydany zostanie "Mistrz", który ukarze zupełnie inne oblicze pisarki. Będzie to pierwszy tom serii z tulipanem, w skład której będą wchodziły intrygujące oraz zmysłowe książki polskich pisarek. Dzięki uprzejmości KejtM miałam możliwość już teraz zapoznać się ze wspomnianym dziełem. Wrażenia... Nie ma słów, aby oddać to wszystko, co działo się ze mną podczas lektury!
Sonia pewnego dnia znalazła się w nieodpowiednim miejscu w niewłaściwym czasie. Wbrew własnej woli stała się świadkiem wydarzenia, od którego odtąd zależeć będzie jej dalsze życie. O jej losach będzie decydował jeden z braci de Luca. Co stanie się z Sonią?
Andżelika to kobieta, która gotowa jest na wszystko, byle by tylko dobrze jej za to zapłacono. Emanuje seksapilem i nie boi się go wykorzystywać do własnych celów. Dostaje zlecenie na jednego z braci de Luca i nie waha się go przyjąć, gdyż stawka jest bardziej niż satysfakcjonująca. Kto i dlaczego zlecił zadanie Andżelice? Cóż takiego ma zrobić ta młoda kobieta?
Raul de Luca to bezwzględny człowiek obracający się w świecie handlarzy narkotyków. Swych ludzi trzyma na krótkiej smyczy i nie zawaha się zabić za brak lojalności. Szykuje się do intratnego interesu, który może odmienić jego życie. Będzie więc gotów na wszystko, byleby tylko transakcja doszła do skutku.
Vincent to brat Raula. Bawidamek uwodzący kolejne kobiety dla własnej uciechy. Jednak kiedy trzeba staje się równie bezwzględny jak Raul.
Dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Przepiękna wyspa, która połączy ich losy. Niebezpieczne interesy, w których stawką będzie życie tych czworga. Miłość i nienawiść, strach i pożądanie, lojalność i dotkliwa zdrada. To wszystko znajdziecie w "Mistrzu" Katarzyny Michalak.
Autorka miała pewne wątpliwości, czy przesłać mi przedpremierowo do przeczytania omawianą powieść. Przyznała, że trochę boi się mojej recenzji. Zanim otrzymałam pełny tekst, pani Michalak przesłała mi część książki do wglądu i wówczas miałam okazję wyrazić moją opinię na jej temat wskazując, co też mi się nie podoba w "Mistrzu". Kasiu droga... cofam, cofam wszystko, co wówczas napisałam. To nie jest pornografia! To z całą pewnością erotyk, który zaspokoi zmysły i fantazje wielu czytelniczek. A wierzcie mi - bywa gorąco!
"Mistrz" to niesamowita historia, która oprócz wyraźnie zarysowanego wątku sensacyjnego stanowiącego bazę dla całej historii, ma ciekawie wplecione wątki miłosne. Akcja biegnie wartko. Właściwie zaczyna się już od pierwszej strony. Kolejne wydarzenia następują po sobie niczym upadające domino. Bohaterowie są różnorodni i dopracowani w najmniejszym szczególe. Powiem jedno - chciałabym w swoim życiu spotkać takiego Raula! To doprawdy niesamowity mężczyzna. I co z tego, że być może nieco wyidealizowany? To prawdziwy obiekt westchnień niewieścich serc. O takim mężczyźnie marzy każda kobieta! Jeszcze jedna postać zasługuje na uwagę, a mianowicie Paweł, lekarz oraz najbliższy przyjaciel Raula. To chodzący przykład męskiej lojalności i oddania sprawie. Od samego początku zrobił na mnie pozytywne wrażenie i tak też zostało do samego końca. A zakończenie? Być może wielu z Was zaskoczy. Nie ma jednoznacznego happy endu. Jest zarówno dramat (znów płakałam...), jak i iskierka nadziei na lepsze jutro, choć pod znakiem zapytania.
"Mistrz" Katarzyny Michalak to przykład na to, że autorka jest otwarta na nowe wyzwania, że pragnie być pisarką wszechstronną. Nie trudno jest napisać pornograficzną książkę. Prawdziwą sztuką jest potrafić zachować tę subtelną granicę, żeby za mocno nie przegiąć, aby erotyk pozostał erotykiem. I powiem Wam, że KejtM doskonale sobie z tym poradziła. "Mistrz" to niesamowita powieść, którą od tej chwili będę polecać każdemu. I nie chodzi tu o subiektywną ocenę, gdyż bardzo lubię pisarkę. Nie. Mówię to całkiem obiektywnie. To książka warta Waszej uwagi. Posłuchajcie mnie proszę i dajcie się porwać tej historii. Gwarantuję Wam, że nie pożałujecie!
recenzja pochodzi z mojego bloga: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/11/121-mistrz-katarzyna-michalak.html
Nie tak dawno temu, w kwietniu tego roku, po raz pierwszy do mych rąk trafiła książka nie znanej mi wówczas polskiej autorki, pani Katarzyny Michalak. Mowa o "Roku w Poziomce". Po skończonej lekturze wiedziałam już, że chętnie przeczytam pozostałe dzieła, które wyszły spod jej pióra. Na chwilę obecną mogę poszczycić się znajomością prawie wszystkich jej powieści (za...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-06-10
Katarzyny Michalak chyba nikomu z Was nie muszę przedstawiać. Jeśli nawet ktoś z Was nie czytał do tej pory żadnej z jej powieści, to z całą pewnością chociaż o niej słyszał. Tym, którym jednak nazwisko tej pani nic nie mówi w skrócie mogę napisać, że z wykształcenia jest lekarzem weterynarii, a z zamiłowania pisarką. Swą miłość do zwierząt zgrabnie wplata w wątki swoich powieści, w których to pojawiają się one jako ważne istoty w życiu głównych bohaterów. Do tej pory miałam okazję przeczytać pięć jej powieści, a dokładniej: "Rok w Poziomce", "Lato w Jagódce", Powrót do Poziomki", "Sklepik z Niespodzianką. Bogusia" oraz "Poczekajka". Najnowsza powieść autorki, która swą premierę będzie miała już za dosłownie kilka dni, nosi tytuł "Nadzieja". Jest to pierwsza książka z serii zwanej "z czarnym kotem" i wg wszelkich zapowiedzi i pojawiających się komentarzy słyszałam, że tym razem autorka napisała książkę zupełnie inną, niż dotychczasowe jej powieści. Przyznam, że szczerze mnie to zaintrygowało. Znałam już dość dobrze książki tej pani, ich tematykę, radość którą wielokrotnie niosły podczas czytania, a tu nagle zapowiedź, że teraz będzie zupełnie coś innego... Autorka sprawiła mi nie małą radość, gdyż otrzymałam przed premierą egzemplarz jej najnowszej powieści w ramach prezentu z dedykacją i pozdrowieniami. Nie trzeba chyba żadnemu molowi książkowemu tłumaczyć, jakaż to radość, kiedy otrzymuje się wyczekiwany tytuł od samego autora i to nie jako egzemplarz recenzencki, ale w formie podarunku. To uczucie jest nie do opisania! Wyczekałam dnia, w którym dotarła do mnie "Nadzieja" i zasiadłam do lektury... zastanawiając się cały czas, czego mogę się tym razem spodziewać po najnowszej powieści autorki...
Liliana Borowa i Aleksiej Dragonow to dwójka głównych bohaterów "Nadziei". Dwa istnienia... dwie jakże odmienne, a zarazem podobne dusze... które niegdyś połączyło trudne dzieciństwo i których losy splotło już na zawsze... na dobre... i na złe. Lilę poznajemy w momencie, kiedy przed czymś ucieka, a może przed kimś? Kobieta jest na tyle przerażona, że stara się zatrzeć za sobą wszelkie ślady swojego istnienia, aby nie można było jej w żaden sposób namierzyć. Zmierza ku Nadziei... maleńkiej miejscowości, miejscu, które pamięta z lat dzieciństwa, a które było jedynym skrawkiem na ziemi, gdzie zaznała odrobiny szczęścia, mając przy sobie swego Aleksieja i jego ciocię Anastazję. W trakcie drogi wraca pamięcią do czasów, kiedy po raz pierwszy na jej drodze stanął Alek, wspominając przy okazji całe swe życie od tamtego dnia, aż do dnia dzisiejszego, kiedy zmuszona jest uciekać.. W tamtym dniu miała zaledwie sześć lat, a chłopiec był o dwa lata starszy od niej. Ten dzień, w którym dane było im się poznać, połączył ich życia nierozerwalną więzią. Aleksiej stał się jej jedynym i prawdziwym przyjacielem, istną ostoją w jakże samotnym i trudnym życiu dziewczyny. Los ich nie oszczędzał... niejednokrotnie rozdzielając i to czasem na długie lata. Mimo przeciwności losu i biegu wydarzeń, Aleksiej nieustannie wraca do Liliany, ich losy to splatają się, to znów rozchodzą... Ona jest jego Lilith, jak ją czasem sam nazywa... ciągnie go do niej, jak ćmę do światła... mimo, że nie jeden raz takie spotkanie porządnie go sparzyło i to bardzo dotkliwie. Liliana i Aleksiej są zarówno swoim przeznaczeniem, jak i przekleństwem. Na równi staje zarówno miłość... jak i nienawiść. Jednak tych dwoje za nic nie chce z tego zrezygnować... Nie chcą z tym walczyć... Co w życiu spotkało tych dwoje? Jakie okrutny los zgotował tym dwojgu życie? Dlaczego ich losy to rozchodziły się, by znów się połączyć? Przed czym ucieka obecnie Liliana? I najważniejsze... czy w końcu tym dwojgu będzie dane być szczęśliwymi? Ja Wam tego nie zdradzę... zacytuję jedynie autorkę: "Pozostaje tylko Nadzieja..."
"Nadzieja jest jak pierwszy powiew wiosny: serce jeszcze zmrożone, ale w duszy już kiełkuje jasny płomień."
Najnowsza powieść pani Katarzyny Michalak faktycznie znacząco odbiega od wszystkich jej dotychczasowych powieści. Nie znajdziemy tu ckliwej historii, gdzie miłość jest piękna, a życie cudowne. Nie, nie tym razem. Ta powieść to historia przepełniona prawdziwym bólem, czystym dramatyzmem, niejednokrotnie prawdziwą tragedią. Tym razem główną bohaterką nie jest osoba pełna marzeń, która dzięki własnemu uporowi dąży do ich realizacji. Tym razem mamy dwoje głównych bohaterów - Lilę i Aleksieja, których życie było ciężkie do granic możliwości i którzy mimo tego wszystkiego musieli odnajdywać w sobie siłę, aby móc jakoś dalej żyć, choć czasami doprawdy łatwiej byłoby się poddać i odejść z tego świata... Już chociażby ten wątek znacząco różni tę książkę od poprzedniczek i sprawia, że powieść jest o wiele bardziej wartościowa, niosąca większą głębie na swych kartach, głębsze przesłanie...
Autorka nie bała się poruszać trudnych tematów, o których niejednokrotnie wielu z nas nie potrafi nawet pomyśleć, a co dopiero wprowadzić je w życie. W powieści odnajdziemy motyw maltretowania i przemocy rodzinnej ["Dziecko czuje się również winne. To przecież ono rozgniewało tatusia czy mamusię. Rodzice 'za darmo' by dziecku nie wlali"]; wątek rasowy, gdzie z brutalną szczerością opisane będą sytuacje, jakie mogą spotkać osobę innej narodowości... Pani Michalak niezwykle wyraziście opisuje problem samotności i to na każdej płaszczyźnie znaczenia tego słowa oraz to, do czego owa samotność potrafi popchnąć człowieka. Zadawaliście sobie kiedyś pytanie, do czego może być zdolna taka osoba, samotna do granic możliwości? Z pewnością nie... a w tej powieści odnajdziecie na to pytanie odpowiedź, choć pewnie nie chcielibyście jej wcale znać.
Ale spokojnie... nie cała książka to jeden wielki dramat, gdyż czasami może się tak faktycznie wydawać. Pojawia się niekiedy światełko w tunelu, czasem rozkwita w sercach i duszy naszych bohaterów nadzieja... ta czysta siła, która daje im motywację i odwagę, by dalej żyć.. Jest również piękna i szczera aż do bólu miłość, która nie raz i nie dwa przysparza naszym bohaterom jedynie kolejny splot nieszczęśliwych zdarzeń. To jednak ona ich napędza i to ona sprawia, że losy tych dwojga stale się ze sobą splatają, a kiedy los ponownie ich rozdziela w wyniku kolejnych splotów wypadków, kiedy znów wszystko się komplikuje, zawsze pozostaje w nich nadzieja... że może kiedyś w końcu i dla nich nadejdzie ten czas, kiedy dosięgnie ich szczęście. Tylko, czy aby na pewno będzie im to dane? Znów zmuszona jestem zacytować Tę Michalak: "Pozostaje tylko Nadzieja..."
Język, jakim posługuje się autorka w powieści, jest jak zwykle bardzo przystępny i wyrazisty. Czasami bardzo brutalny, aby oddać okrucieństwo sytuacji, które zostały opisane. Historia samego Aleksieja i Liliany jest tak dramatyczna, a zarazem tak urzekająco piękna, że nie sposób oderwać się od lektury. Kolejne zdarzenia następują po sobie szybko i stale narasta napięcie w czytelniku, co się za chwilę wydarzy? Czy znów jakieś nieszczęście? A może wręcz odwrotnie? To sprawia, że książkę czyta się z zapartym tchem, momentami zapominając, jak się oddycha... co dzieje się wokół nas... Świat realny przestaje istnieć - teraz najważniejszy jest Aleksiej i Lila.
Książka urzekła mnie dosłownie wszystkim. Płakałam nad losem zarówno Liliany, jak i Aleksieja. Płakałam za każdym razem, kiedy w ich życiu źle się działo. Przeżywałam razem z tą dwójką dosłownie wszystko: chwile szczęścia, których czasem razem doświadczali, radując się wraz z nimi... by za chwilę poczuć, jak moje serce pęka w momencie, kiedy i ich serca roztrzaskiwały się na drobne kawałeczki. Zakończenie powieści... jest tak niesamowite, tak niespodziewane, że w moich oczach znów były łzy... jednak nie mogę Wam tu zdradzić, czy były to łzy szczęścia, czy też jednak płakałam ponownie z bólu nad losem tych dwojga... Jedno wiem na pewno - Aleksiej i Liliana już na zawsze pozostaną w moim sercu, nigdy nie zapomnę ich historii.
Kończąc już moją recenzję dopisuję się do opinii, że ta książka jest zupełnie inna od dotąd napisanych przez panią Michalak. Bałam się pisać recenzję, bałam się, że nie oddam w pełni tego wszystkiego, co czułam podczas lektury nie zdradzając przy tym treści książki. Czegoś takiego... takiej historii doprawdy się nie spodziewałam. Nie skłamię, jeśli napiszę, że według mnie jest to NAJLEPSZA książka, jaką autorka do tej pory napisała i jestem doprawdy szczęśliwa, że stałam się posiadaczką tej książki, że już na zawsze pozostanie ona ze mną, gdyż będę mogła wracać do tej pięknej historii, a jestem pewna, że wrócę do niej i to nie jeden raz. Jest to książka, która wbija czytelnika w fotel i na długo pozostanie w jego pamięci. Powieść, która wzruszy i wyciśnie łzy podczas lektury. To książka, której się nie zapomina! Brakuje mi skali ocen dla tej powieści, gdyż przebija ona wszystkie dotąd przeczytane przeze mnie książki, którym do tej pory wystawiłam maksymalną ocenę. Gdyby dało radę, otrzymałaby ona ocenę 10/6! Gorąco polecam książkę dosłownie wszystkim. Proszę, sięgnijcie po nią, a z pewnością nie pożałujecie!!!
recenzja z mojego blogu: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/06/38-nadzieja-katarzyna-michalak.html
Katarzyny Michalak chyba nikomu z Was nie muszę przedstawiać. Jeśli nawet ktoś z Was nie czytał do tej pory żadnej z jej powieści, to z całą pewnością chociaż o niej słyszał. Tym, którym jednak nazwisko tej pani nic nie mówi w skrócie mogę napisać, że z wykształcenia jest lekarzem weterynarii, a z zamiłowania pisarką. Swą miłość do zwierząt zgrabnie wplata w wątki swoich...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-04-28
Historia Anne to już prawdziwa klasyka – ponadczasowa, która zawsze znajdzie swoich odbiorców. To taka opowieść, po którą sięgnąć można w każdym wieku. Nie ma tu żadnych ograniczeń. Spodoba się zarówno młodszym dzieciom, młodzieży, jak też dorosłym czytelnikom. I to jest właśnie cudowne w tej serii. Pani Montgomery stworzyła historię uniwersalną, która na długo zapada zarówno w pamięci, jak też sercach czytelników na całym świecie. A w nowym tłumaczeniu jest po prostu wyjątkowa ❤️
___________________________
więcej o "Anne z Avonlea" przeczytasz na moim blogu ^_^
https://magicznyswiatksiazki.pl/recenzja-anne-z-avonlea-lucy-maud-montgomery/
Historia Anne to już prawdziwa klasyka – ponadczasowa, która zawsze znajdzie swoich odbiorców. To taka opowieść, po którą sięgnąć można w każdym wieku. Nie ma tu żadnych ograniczeń. Spodoba się zarówno młodszym dzieciom, młodzieży, jak też dorosłym czytelnikom. I to jest właśnie cudowne w tej serii. Pani Montgomery stworzyła historię uniwersalną, która na długo zapada...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-06-25
Opowiadanie o czasach wojny z pewnością nie jest ani łatwe, ani przyjemne, zwłaszcza dla osób, którym dane było żyć w tamtych czasach i które utraciły swoich bliskich. Jednakże nie wolno nam zapomnieć o tym, co wówczas spotkało ludzi. Należy o tym mówić, głośno, nie tylko ku przestrodze, ale również ku pamięci tych, którzy walcząc o wolną Polskę polegli w walce. Tylko w jaki sposób rozpocząć na ten temat rozmowę z własnym dzieckiem? Jak przekazać wszystko to, co byśmy chcieli bez narażania go na traumatyczne doświadczenia z tym związane? Odpowiedzią na te pytania może być książka "Asiunia", której autorką jest wybitna, wielokrotnie nagradzana pisarka Joanna Papuzińska mająca w swym dorobku literackim kilkadziesiąt książek zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Będąc małą dziewczynką na własnej skórze doświadczyła, co oznacza żyć w czasach trwającej wojny. Kiedy rozpoczęły się walki miała zaledwie pięć lat, akurat obchodziła urodziny ciesząc się z licznych prezentów otrzymanych od jej bliskich. Jeszcze nie wiedziała, że już wkrótce zostaną rozdzieleni i że niektórych z nich utraci na zawsze. Tego dnia ważny był dla niej nowy ołówek, gumka, zeszyt do rysunków oraz czarodziejska kredka, której jeden koniec pisał na czerwono, a drugi na niebiesko. Jednego dnia była szczęśliwa, a drugiego rozpoczęła się jej tułaczka z domu do domu, gdzie zupełnie obcy ludzie starali się otoczyć ją opieką i zapewnić bezpieczeństwo. I choć po wojnie ponownie połączyła się z większością rodziny, wydarzenia tamtych czasów zostały w jej pamięci już na zawsze.
Joanna Papuzińska ukazuje w swej książce wojnę oczami małego dziecka. Dzieci są szczere do bólu. Niczego nie upiększają, ani nie wyolbrzymiają. Opisują wszystko tak, jak to naprawdę widzą, z prostotą oraz szczególną uwagą na szczegóły. Mała dziewczynka, jaką wówczas była autorka, zauważa wszystko to, co się dookoła niej dzieje i w bardzo obrazowy sposób nam o wszystkim opowiada. O tym, że jedne panie, do których trafiła, nie potrafiły się śmiać, a jedynie uśmiechać. Innym razem o panującym głodzie oraz przejmującym chłodzie w czasie, gdy nie miała żadnych ubrań na zmianę. Że w ogóle nie wiele miała, nawet swojego kubeczka, z którego zawsze piła. Ta dziecięca szczerość chwyta za serce i sprawia, że ma się ochotę z miejsca przytulić tę małą Asiunię i zapewnić ją, że już nie musi się bać, ani o nic martwić, bo od teraz wszystko już będzie dobrze. Doskonałym uzupełnieniem treści są piękne ilustracje wykonane ręką Macieja Szymanowicza.
"Asiunia" zdobyła Nagrodę Literacką Miasta Stołecznego Warszawy. Znalazła się na Liście Skarbów Muzeum Książki Dziecięcej oraz Złotej Liście Fundacji ABC XXI Cała Polska czyta dzieciom. Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak objął ją Patronatem Honorowym. Uważam, że to wystarczy, aby przekonać Was, że warto sięgnąć po tę książkę. Mądra, pełna treści, z przesłaniem. Idealna pozycja do tego, aby rozpocząć z własnym dzieckiem trudną rozmowę na temat wojny.
Moja ocena: 6/6
http://magicznyswiatksiazki.pl/asiunia-joanna-papuzinska-recenzja-498/
Opowiadanie o czasach wojny z pewnością nie jest ani łatwe, ani przyjemne, zwłaszcza dla osób, którym dane było żyć w tamtych czasach i które utraciły swoich bliskich. Jednakże nie wolno nam zapomnieć o tym, co wówczas spotkało ludzi. Należy o tym mówić, głośno, nie tylko ku przestrodze, ale również ku pamięci tych, którzy walcząc o wolną Polskę polegli w walce. Tylko w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2012-03-31
Nigdy dotąd nie spotkałam się z twórczością pani Jodi Picoult. Mało tego - właściwie o niej nie słyszałam! Dziwne? Może i tak. A może po prostu mój krąg zainteresowania literaturą zacieśniał się wokół książek o zupełnie odmiennej tematyce. Przeglądając wiele różnych blogów poświęconych recenzjom książek, wielokrotnie trafiałam na takie poświęcone twórczości autorki - w tym książce "Bez mojej zgody". Postanowiłam więc osobiście przekonać się, co takiego kryje się w tej powieści, że zbiera tak pochlebne recenzje. Będąc w bibliotece samo z moich ust wyrwało się pytanie, skierowane do bibliotekarki, czy mają jakąś powieść pani Picoult. Bibliotekarka wyjęła spod biurka książkę "Bez mojej zgody" dodając, że nawet nie zdąży odstawiać powieści autorki na półkę - ciągle ktoś o nią pyta i książki stale są wypożyczane. Przyznam... zaciekawiło mnie to po raz kolejny...
Spoglądam na okładkę książki i czytam:
"Annie nic nie dolega, a mimo to żyje tak, jakby była obłożnie chora. W wieku trzynastu lat ma już za sobą niejedną operację, wielokrotnie oddawała krew, żeby utrzymać swoją starszą siostrę Kate, która we wczesnym dzieciństwie zapadła na białaczkę. Anna została poczęta w sztuczny sposób, tak aby jej tkanki wykazywały pełną zgodność z tkankami siostry. Aż do tej pory akceptowała tę życiową rolę. Teraz Annie, wzorem większości nastolatków, zadaje sobie pytania dotyczące tego, kim jest naprawdę. Różnica pomiędzy nią a większością nastolatków polega na tym, że przez całe życie postrzegano ją wyłącznie przez pryzmat siostry i tego, co dla niej robi. Annie dojrzewa do podjęcia decyzji, która dla wielu osób byłaby nie do pomyślenia, decyzji, która podzieli jej rodzinę, a dla ukochanej siostry będzie oznaczać śmierć."
Rozpoczęłam lekturę... a przewracając kartkę za kartką nie mogłam oderwać się od lektury. Musiałam natychmiast dowiedzieć się, jakie konsekwencje pociągnie za sobą decyzja Anny? Co stanie się z Kate, kiedy Anna odmówi dalszego bycia dawczynią narządów dla swojej siostry? Lektura pochłonęła mnie całkowicie.
Książka traktuje o poważnym problemie, prawdziwym nieszczęściu, jakie dotknęło rodzinę Fitzgeraldów. Jednego dnia wali się cały świat szczęśliwego dotąd małżeństwa Sary i Briana. Informacja o chorobie ich dwuletniej wówczas córeczki kładzie cień na całą przyszłość ich rodziny. Odtąd nic nie ma znaczenia, oprócz tego, aby utrzymać Kate przy życiu. Rodzice dla swojego chorego dziecka decydują się nawet na poczęcie trzeciego dziecka... ale nie znów takie zwykłe poczęcie... Było to poczęcie zaplanowane - zapłodnienie in vitro - z wykorzystaniem embrionu wykazującego pełną zgodność tkanek z tkankami chorej córeczki. Narodziła się Anna... której życiowym celem było odtąd ratowanie życia siostry...
"Bez mojej zgody" to psychologiczny obraz ukazujący targające nami uczucia w niemożliwej do wyobrażenia sobie sytuacji. Nikt nie chce, aby jego dzieci były chore. A jeśli już coś takiego zdarza się w rodzinie, jej członkowie muszą się odnaleźć w nowej sytuacji. Książka dokładnie opisuje uczucia, maluje wszelkie wątpliwości, jakie mają poszczególni członkowie rodziny Fitzgeraldów, jak również osób związanych ze sprawą Kate. I tak mamy możliwość bliższego poznania sióstr - Anny i Kate, ich starszego brata - Jesse'go, rodziców - Sary i Briana, a także osób związanych z prawniczym światkiem - adwokata Campbella Aleksandra oraz kuratorki Julii Romano.
"Dorastałyśmy razem, ale mnie tak naprawdę nigdy nie było. Istniałam tylko jako dodatek do niej"
Anna nie ma lekkiego życia. Od momentu swoich narodzin żyje z pełną świadomością tego, że przyszła na świat tylko i wyłącznie po to, aby stanowić dawcę idealnego dla swojej starszej siostry. Jest właściwie pozbawiona dzieciństwa i związanych z tym przyjemności. Nie wolno jej nigdzie wyjeżdżać - a co jeśli u Kate pogorszy się stan zdrowia i będzie potrzebna natychmiastowa transfuzja krwi od jej młodszej siostrzyczki? Anna jest rozdarta pomiędzy miłością do Kate, którą kocha i bez której nie wyobraża sobie siebie samej w przyszłości, a miłością do rodziców. Zatrudniając adwokata i wytaczając proces przeciwko swoim rodzicom w sprawie o odzyskanie prawa do decydowania o własnym ciele zdaje sobie doskonale sprawę, jakie mogą być konsekwencje jej czynów. Jednakże mimo, że dziewczynka ma dopiero trzynaście lat, widać determinację w jej działaniu. Pragnie, żeby w końcu rodzice, a zwłaszcza jej matka, zauważyli ją, jako osobę, córkę, żeby jej wysłuchali, a nie żeby była jedynie dawczynią narządów, która nie ma prawa do własnego głosu.
Starszy brat - Jesse przez rodziców jest również zaniedbywany. Gdzie Annę postrzega się jeszcze jako osobę ratującą życie Kate, tak Jesse staje się zupełnie niezauważanym członkiem rodziny. Jego przeprowadzkę do mieszkania nad garażem rodzice przyjmują z wyraźną ulgą - nie będą musieli tak zawracać sobie nim głowy. Odkąd Kate zachorowała, pragnienia ich pierworodnego synka, jego marzenia, prośby kierowane w kierunku rodziców były zawsze ignorowane. Od własnej matki usłyszał pewnego dnia, że "jego problemy nie są wcale na szczycie hierarchii rodzinnych problemów". Przybiła go również informacja, że nie może zostać dawcą dla swojej młodszej siostrzyczki, nie wykazuje bowiem z nią zgodności na tyle, żeby mógł przyczyniać się do ratowania jej życia. Nic więc dziwnego, że chłopak zadziera z wymiarem prawa, łamie wszelkie zakazy, a nawet zabawia się w piromana. Wszystko to jest usilnym krzykiem skierowanym do jego rodziców... zauważcie mnie!! ja też tutaj jestem!! też jestem waszym dzieckiem!! i też mam problemy!!
Sara Fitzgerald... Od początku lektury nie polubiłam tej postaci i właściwie do samego końca nie zmieniłam swojego zdania. Zwłaszcza dotknęły mnie jej słowa:
"Kiedy myślałam o mojej młodszej córce, brałam pod uwagę wyłącznie to, co będzie mogła zrobić dla starszej siostry [...] postanowiłam, że uratuje życie swojej siostrze."
Też jestem matką i może dlatego nie potrafię zrozumieć takiego rozumowania. Owszem rozumiem, że w obliczu choroby dziecka zrobi się wszystko, aby to dziecko móc uratować. Jednakże postępowanie Sary... sposób traktowania Anny... to ciągłe przypominanie jej, że jeśli nie pomoże, to jej siostra umrze... Dla mnie to świadome wywieranie nacisku na młodszą córkę, która przez własną matkę musiała ciągle żyć w poczuciu obowiązku wobec Kate. Przyznaję, życie Sary nie było zbyt kolorowe... chore dziecko... zatracająca się więź pomiędzy nią a jej mężem Brianem, z którym z czasem łączyła ją jedynie choroba Kate - która zresztą stanowiła jedyny temat ich rozmów... Ta kobieta z całą pewnością nie miała lekkiego życia. Bynajmniej nie zmieniało to moich uczuć, które względem niej żywiłam. Mimo, że pod koniec książki, jak to się mówi, przyszła po rozum do głowy... przemyślała pewne sprawy jeszcze raz i zaczęła wyciągać prawidłowe wnioski...
"Dzieci nie można "mieć". Dzieci się otrzymuje, czasem na czas krótszy, niż można się było spodziewać, krótszy niż wszelkie nadzieje i oczekiwania. Ale to i tak jest lepsze, niż nigdy nie mieć dzieci."
Historia opisana w "Bez mojej zgody" wywarła na mnie ogromne wrażenie. Nie spodziewałam się tego. A już zapewne nie byłam gotowa na to, że pod koniec powieści z moich oczu popłyną łzy... Koniec książki jest bowiem zaskakujący. W ogóle nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, tak nieoczekiwanego zakończenia całej historii. Wplecenie postaci adwokata Campbella oraz Julii idealnie dopełniało całość. Obie te postaci bardzo polubiłam w trakcie czytania. Teraz, kiedy jestem już po zakończeniu lektury, wiem jedno - z całą pewnością będą wyszukiwała na półkach biblioteki innych powieści tej autorki wiedząc już, jak świetnie pisze, jak potrafi mnie wzruszyć swoją opowieścią. "Bez mojej zgody" to książka, która w skali moich ocen zasługuje na maksymalną ocenę. To nie jest pozycja, obok której można przejść obojętnie. To książka zapadająca głęboko w pamięci po przeczytaniu. Takich powieści jak ta się nie zapomina.
recenzja pochodzi z mojego blogu: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/03/11-bez-mojej-zgody-jodi-picoult.html
Nigdy dotąd nie spotkałam się z twórczością pani Jodi Picoult. Mało tego - właściwie o niej nie słyszałam! Dziwne? Może i tak. A może po prostu mój krąg zainteresowania literaturą zacieśniał się wokół książek o zupełnie odmiennej tematyce. Przeglądając wiele różnych blogów poświęconych recenzjom książek, wielokrotnie trafiałam na takie poświęcone twórczości autorki - w tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-02
"(...) jeszcze rok temu miałam rodzinę (...) Dziś jestem sama."
W wigilijną noc poznajemy młodą, bezdomną kobietę, Kingę Król. Swego czasu miała wszystko: dom, męża, wymarzoną pracę i dobre perspektywy na przyszłość. Jeden dzień przekreślił jej życie. Wyrzucono ją z pracy, mąż i rodzina wykreślili ją z ich życia, a ona sama trafiła na pół roku do szpitala psychiatrycznego. Po wyjściu nie miała gdzie się podziać i tak trafiła na ulicę, gdzie żyje już od roku. Jednak tej nocy, wigilijnej nocy, postanawia zakończyć swój żywot. Jak sama mówi, nie jest godna, by nadal żyć. Nie po tym, co zrobiła...Ukryta w śmietniku zażywa tabletki szczęścia popijając je skradzioną wódką. I kiedy już ma odpłynąć w niebyt okazuje się, że wraz z nią w zamkniętym śmietniku znajduje się również kot. W ostatnim odruchu, starając się uwolnić zwierzę, wymusza wymioty pozbywając się trującej mieszanki z żołądka. Jednak nadal nie jest na tyle silna, aby móc uwolnić uwięzionego kota. I wówczas zjawia się kobieta, która akurat o tej godzinie postanowiła wynieść śmieci. W swoim śmietniku znajduje młodą kobietę i burego kota... To spotkanie zmieni życie obu kobiet. Niby obce, a jednak łączy je wspólna przeszłość.
Co się wydarzyło w życiu Kingi, że z dnia na dzień jej życie diametralnie się zmieniło, a ona sama wylądowała na ulicy? Jaką straszną prawdę w sobie skrywa? I co tak właściwie łączy te dwie kobiety?
"Niech cię szlag, Kingo Król. Będziesz się smażyć w piekle za to, co zrobiłaś."
Katarzyna Michalak dała się poznać swym czytelnikom jako autorka wszechstronna. Pisze książki o lekkiej i przyjemnej tematyce, niosące ukojenie i wywołujące uśmiech na twarzy, jak np seria poczekajkowa czy owocowa. Wydała również powieść z gatunku fantastyki ("Gra o Ferrin") i erotyku ("Mistrz"). Nie boi się również sięgać po trudne tematy, czego dowodem jest "Nadzieja", a także jej najnowsza książka "Bezdomna". Swą przygodę z twórczością pisarki zaczęłam od "Roku w Poziomce", po lekturze której przepadłam bez reszty. Od tamtego czasu przeczytałam prawie wszystkie książki jej autorstwa, które zostały wydane na naszym rynku. Za co ją cenię? Chyba najbardziej za to, że jej książki potrafią wywoływać u mnie burze emocji, targające mną niczym fale w trakcie sztormu na morzu. Jej dzieła rozśmieszają mnie, wzruszają, ale i bardzo często doprowadzają do łez. I taka właśnie jest najnowsza książka autorki - "Bezdomna". Gwarantuję Wam, że podczas lektury nie jeden raz zapłaczecie nad losem głównej bohaterki. Dlatego też zanim sięgniecie po książkę przygotujcie sobie zawczasu w zasięgu ręki pudełko chusteczek. Będą Wam potrzebne...
Podczas lektury najnowszego dzieła autorki, poznajemy losy trojga głównych bohaterów. Mamy wgląd w życie Kingi, ale również kobiety, która wyciągnęła do niej pomocną dłoń w tę szczególną wigilijną noc, jak i pewnego mężczyzny, który lata temu wiele znaczył w życiu naszej bezdomnej. Wszystkie historie idealnie się zazębiają tworząc jedną spójną całość. Jako ciekawostkę mogę Wam zdradzić, że w powieści natkniecie się również na wzmiankę o jednej rodzinie, którą mogliście już poznać podczas lektury innej książki pani Michalak. Spotkana przez Kingę osoba z tamtej rodziny przyczyniła się do tego, że młoda kobieta potrafiła sobie poradzić na ulicy.
"Bezdomna" porusza bardzo delikatne, a zarazem trudne tematy. O czym zatem przeczytacie?
Pierwszym, co jest oczywiste choćby po spojrzeniu na tytuł powieści, jest kwestia bezdomności i traktowania tego typu ludzi przez resztę społeczeństwa. Na bruku można znaleźć się z wielu powodów. Jednych spotyka seria nieszczęść, w wyniku których pozostają bez niczego. Inni świadomie dokonują wyboru chcąc żyć na ulicy. Powodów można przytaczać wiele, jednak jeśli chodzi o traktowanie bezdomnych przez resztę społeczeństwa, to zawsze wygląda to w ten sam sposób. Jak sama Kinga wyznaje ludzie lepiej traktują na ulicy zwierzęta, potrafią się ulitować nad ich losem, dokarmić, a nawet zapewnić dach nad głową. Bezdomnymi ludźmi nikt się nie interesuje. Przechodzi się obok obojętnie, często spoglądając na nich jedynie z pogardą i obrzydzeniem. Traktuje się ich jak trędowatych, bojąc się nawet znaleźć w pobliżu kloszarda, aby nie daj Bóg się jeszcze czymś nie zarazić. To bardzo smutne, a zarazem przerażające, że w ten sposób traktuje się drugiego człowieka. Szkoda tylko, że ludzie zapominają o jednym. Bezdomnym można stać się z dnia na dzień. Dotyka to zarówno osoby biedne, jak i te z górnego szczebla drabiny społecznej. Przecież Kinga również pochodziła z dobrego domu i miała w życiu wszystko. Krótko mówiąc spotkać to może każdego z nas. Zatem czemu traktujemy w ten sposób bezdomne osoby...
"(...) nie wiem jak inni bezdomni (...) ja po prostu chciałam, by mną gardzono. Za to, co zrobiłam. Zasłużyłam na pogardę. Na nienawiść. I chciałam ją otrzymywać. Rozumiesz kocie? Potrzebowałam kary. Karałam się więc."
Drugim ważnym tematem, jeśli nie ważniejszym niż bezdomność, jest psychoza poporodowa i dzieciobójstwo. Nie będę zdradzała szczegółów, wystarczy że powiem, iż właśnie to spotkało główną bohaterkę "Bezdomnej". Autorka bardzo delikatnie, stopniowo dawkuje nam historię Kingi. Nie opowiada wszystkiego na raz, abyśmy zdołali na spokojnie zrozumieć wszystko to, co doprowadziło do tego nieszczęścia. Poznajemy motywy, jakimi kierowała się główna bohaterka, i okoliczności. Pani Michalak w swej powieści przytacza wiele przypadków, w których z rąk matki zginęło dziecko. Znajdziemy nawet wzmianki o głośnej sprawie Katarzyny W. i jej sześciomiesięcznej córeczki. Czemu taki zabieg? Autorka z całą pewnością chciała pokazać nam, że za zabójstwem własnego dziecka mogą się kryć różne pobudki. Jedne matki uśmiercają własne potomstwo bez mrugnięcia okiem, z zimną krwią, z wyrachowaniem. To są prawdziwe morderczynie. Inne popełniają ten czyn pod wpływem choroby psychicznej, psychozy poporodowej. Któż z Was słyszał o tzw baby blues? Depresja poporodowa dotyka wiele matek, zwłaszcza tych, które rodziły po raz pierwszy. Niektóre osoby potrafią sobie poradzić z tym stanem we własnym zakresie, zwłaszcza jeśli mają wsparcie ze strony najbliższych oraz odpowiednich przedstawicieli służb zdrowia. Inne matki pozostawione same sobie, osamotnione, bez pomocy otoczenia, nie umieją pokonać stanów depresyjnych, co właśnie najczęściej doprowadza do wielu nieszczęśliwych wypadków. Dlatego tak ważne jest, aby uczulać ludzi na to, na co powinni zwracać uwagę u młodych matek. Żeby potrafili rozpoznać pierwsze sygnały, że coś z kobietą dzieje się nie tak.
Najgorsze jednak jest to, że dzieciobójczynie mierzy się jedną miarą. Zabiła dziecko, to fakt, temat na pierwsze strony gazet. Dziennikarze, jak hieny, czekają na tego typu tematy. To przecież prawdziwe sensacje, które sprawią, że nakład kosmicznie podskoczy w górę. Nikt nie zwraca uwagi, czy tego typu artykułami nie krzywdzi się matki, która dokonała tego strasznego czynu. Nie patrzy się na okoliczności, w jakich zabiła. Społeczeństwo jest najgorszym katem. Raz wydana opinia staje się wielkim brzemieniem dla osób, które owszem zamordowały dziecko, ale wcale tego nie chciały. Po takim ciosie strasznie trudno jest się podnieść, a niekiedy wcale się to nie udaje. Życie takiej osoby bezpowrotnie traci sens, a przyszłość jawi się niczym koszmar.
"Bezdomna" to kolejna świetna książka, która zachwyci wielu czytelników. Dogłębnie Was wzruszy, doprowadzi do łez, zmusi do refleksji nad własnym życiem i wyborami, jakich dokonujemy. Tematyka książki wywoła społeczną dyskusję, doprowadzi do wielu rozmów na trudne tematy, które zostały poruszone w powieści. I dobrze. O tego typu sprawach trzeba rozmawiać. Głośno. Nie wolno być obojętnym. Uważamy się za inteligentne jednostki, zatem zachowujmy się tak, jak należy. Nie bądźmy obojętni na krzywdę drugiego człowieka. Nie przechodźmy obok bez wyciągnięcia pomocnej dłoni. Zachowujcie się i traktujcie innych tak, jak byście sami chcieli być traktowani. O to Was właśnie proszę. Bądźcie ludźmi...
Moja ocena: 6/6
recenzja z mego bloga: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/05/przedpremierowo-bezdomna-katarzyna.html
"(...) jeszcze rok temu miałam rodzinę (...) Dziś jestem sama."
W wigilijną noc poznajemy młodą, bezdomną kobietę, Kingę Król. Swego czasu miała wszystko: dom, męża, wymarzoną pracę i dobre perspektywy na przyszłość. Jeden dzień przekreślił jej życie. Wyrzucono ją z pracy, mąż i rodzina wykreślili ją z ich życia, a ona sama trafiła na pół roku do szpitala psychiatrycznego....
2013-12-21
„"Byłam pewnego rodzaju hakerem. Nie czytającym umysł, raczej radarem umysłu wchodzącym w zaświaty. Potrafiłam dostrzegać szczegóły sennego krajobrazu i dusze łotrów. Rzeczy, które działy się poza mną. Rzeczy niewyczuwalne dla przeciętnego jasnowidza." (15)
Paige Mahoney nigdy nie była zwyczajną dziewczyną. Już jako małe dziecko wyraźnie różniła się od swych rówieśników. Skrzętnie jednak ukrywała swą odmienność tak, że nawet jej własny ojciec nie miał pojęcia, że jego ukochana córka wykazuje wyjątkowe umiejętności... zakazane, za posiadanie których groziła jej śmierć. Nie dość, że jest ona jasnowidzem, to jeszcze dość szczególnym, niezwykle rzadkim - sennym wędrowcem potrafiącym przenikać do umysłów innych ludzi. Z tego powodu zainteresował się nią jeden z mim-lordów syndykatu, kryminalnego podziemia skupiającego wyjątkowych jasnowidzów przeciwstawiających się władzy Sajonu. Jaxon Hall oferował jej ochronę, bezpieczeństwo, poczucie przynależności i spore pieniądze w zamian za pracę dla niego. Paige przystała na jego propozycję, a dziś, po trzech latach pracy dla Halla, nie żałuje podjętej wówczas decyzji. Jednak nadchodzi dzień, który przewraca do góry nogami uporządkowane życie panny Mahoney. W wyniku pewnych wydarzeń dziewczyna budzi się w obcym mieście - Oksfordzie, miejscu, które według wszelkich doniesień od dawna nie istnieje. Szybko okazuje się, że trafiła do czegoś w rodzaju obozu karnego dla jasnowidzów, którzy zdegradowani zostali tu do roli niewolników dziwnych istot zwanych Refaitami. Paige zostaje przydzielona Naczelnikowi, małżonkowi krwi Nashiry - władczyni Refaitów. Chcąc zachować życie, dziewczyna zmuszona jest podporządkować się zasadom panującym w Szeolu I (jak nazwano Oksford). Tymczasem ktoś z ukrycia stara jej się pomóc. Tylko czy aby bezinteresownie? A może to kolejna pułapka?
W dniu, w którym zauważyłam "Czas Żniw" w zapowiedziach wydawnictwa SQN wiedziałam, że muszę przeczytać tę powieść. Czułam, że to może być książka dla mnie. Zainteresował mnie opis fabuły - historia dotycząca jasnowidzów, a do tego przebywających na Ziemi istot wykraczających poza ludzkie pojmowanie. Do tego doszła kwestia zaświatów, tego, co czeka nas po śmierci. Jest to intrygujący temat, który od zawsze żywo mnie interesował. Każdy z nas jest przecież ciekaw tego, czy istnieje coś więcej niż życie, które jest nam dane - czy po tym, kiedy już zamkniemy na zawsze nasze oczy czeka nas nicość, ciemność, czy też może coś innego. Samantha Shannon w swej debiutanckiej powieści, będącej pierwszą częścią siedmiotomowego cyklu, pokusiła się o to, aby przedstawić czytelnikom swoją wizję zaświatów. To one stanowią nieodłączny element życia każdego jasnowidza i jak się z czasem okazuje również Refaitów. Zarówno jedni, jak i drudzy nie potrafią egzystować bez kontaktu ze światem zmarłych, z którego czerpią całą swoją moc oraz energię życiową. Spodobała mi się ta wizja. Daje bowiem nadzieję, że z chwilą śmierci nasze dusze nie znikają, przechodzą jedynie na wyższy poziom i mogą na swój sposób dalej uczestniczyć w życiu śmiertelników. Choć to uczestnictwo zależy od wielu czynników, gdyż duchy można wykorzystywać zarówno w dobrym, jak i złym celu.
"Naturalnie każda forma jasnowidzenia była zakazana (...) Ja dokonywałam zdrady przez sam fakt, że oddychałam." (16)
Paige przyszło żyć w trudnych czasach. Mamy rok 2059, Londyn. Niby niedaleka przyszłość, jednak jakże różna od tej, w której dane jest nam żyć. Jej świat jest brutalny, bezwzględny. To rzeczywistość, w której od dwustu lat wszelka odmienność traktowana jest niczym zaraza, którą należy za wszelką cenę wytępić. Każdy z jasnowidzów tropiony jest niczym bezpańskie i niebezpieczne zwierzę przez specjalnie powołane w tym celu służby Sajonu, a o tych, którzy zostali przez nie pojmani, wszelki słuch ginie. Odmieńcy, którzy zdołali uchować się przy życiu, wiodą nędzny żywot, a jeśli mają szczęście trafiają do syndykatów, grup działających w podziemiu przeciwko obecnej władzy. Wydawać by się mogło, że obóz dla jasnowidzów kierowany przez Refaitów nie jest wcale takim złym miejscem. W końcu nie muszą się już ukrywać i żyją wśród swoich. Jednakże owa "wolność" ma swoją cenę. Bardzo wysoką, która dla kogoś takiego jak Paige wydaje się prawdziwym okrucieństwem. Dziewczyna bowiem nie należy do osób, które łatwo się poddają i bez słowa przyjmują to, co los im zgotował. Nie, ona stale walczy, o siebie, o innych, o lepsze jutro. I to widać podczas lektury. Tego niezłomnego ducha, który w obliczu zagrożenia życia nadal nie chyli karku, ciągle przeciwstawia się każdemu wrogowi, choćby nie wiadomo jak silnemu. Bo lepiej zginąć, niż się poddać. To niezwykle silna osobowość, charyzmatyczna, której postawy życiowej nie jeden człowiek może pozazdrościć. Autorce udało się wykreować bardzo wyrazistą postać o niebagatelnych cechach charakteru, a to bardzo lubię w powieściach. Nie cierpię historii, w których bohaterowie są nijacy, miałcy, niczym szczególnym się nie wyróżniający. Na całe szczęście Samantha Shannon sprostała moim oczekiwaniom tworząc postać, której losy śledziłam ze sporym zaciekawieniem od samego początku do ostatniej strony. Jednak pragnęłam bliżej poznać również Refaitów, a dzięki autorce stało się to możliwe. Poświęciła ona sporo uwagi samemu Naczelnikowi, dzięki czemu czytelnik sporo dowie się o tej dziwnej rasie, ich życiu, pragnieniach i motywach, które nimi kierują.
"Czas Żniw" jest literackim debiutem Samanthy Shannon, ale powiem Wam, że tego absolutnie nie widać. Gdybym nie przeczytała o tym w nocie o autorce, nie podejrzewałabym, że to pierwsza jej książka. Jest ona bowiem bardzo dopracowana i to pod każdym względem. Wszystko jest przemyślane, logiczne, jedno wynika z drugiego i tworzy spójną całość. Do tego na końcu zamieszczony został specjalny słowniczek, dzięki któremu możliwe jest pełne zrozumienie toczącej się w powieści historii. A jest ona po prostu fantastyczna. Świetnie napisana, lekko, dzięki czemu lektura staje się czystą przyjemnością. Mało tego. Od tej książki po prostu ciężko się oderwać. Z chwilą, w której rozpoczęłam czytanie, dosłownie przepadłam. Znalazłam się nagle w 2059 roku i przeżywałam wszystkie wydarzenia razem z Paige. To historia o prawdziwej przyjaźni, lojalności względem innych, rodzących się głębszych uczuciach, walce o lepsze jutro, ale również o władzę, pełna intryg i tajemnic do odkrycia. Nie mogę doczekać się chwili, w której w me ręce trafi kontynuacja. Zwłaszcza, że historia zakończyła się w chwili, która pozostawiła mnie z mocno bijącym sercem i mnóstwem pytań odnośnie tego, co się dalej wydarzy. Gorąco polecam powieść Samanthy Shannon każdemu miłośnikowi fantastyki. Pewna jestem, że Was nie zawiedzie.
Moja ocena: 6/6
recenzja z mojej strony: http://magicznyswiatksiazki.pl/czas-zniw-samantha-shannon-recenzja-382/
„"Byłam pewnego rodzaju hakerem. Nie czytającym umysł, raczej radarem umysłu wchodzącym w zaświaty. Potrafiłam dostrzegać szczegóły sennego krajobrazu i dusze łotrów. Rzeczy, które działy się poza mną. Rzeczy niewyczuwalne dla przeciętnego jasnowidza." (15)
Paige Mahoney nigdy nie była zwyczajną dziewczyną. Już jako małe dziecko wyraźnie różniła się od swych rówieśników....
2012-06-28
Książka jest po prostu świetna. Autor doskonale wykreował postapokaliptyczny świat po Katastrofie. Jeśli ktoś ma ochotę zapoznać się z moją szerszą opinią na temat tej książki, zapraszam tutaj:
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/06/47-uniwersum-metro-2033-do-swiata.html
pozdrawiam :)
Książka jest po prostu świetna. Autor doskonale wykreował postapokaliptyczny świat po Katastrofie. Jeśli ktoś ma ochotę zapoznać się z moją szerszą opinią na temat tej książki, zapraszam tutaj:
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/06/47-uniwersum-metro-2033-do-swiata.html
pozdrawiam :)
2014-01-29
Sięgając po "Grę o tron" tak naprawdę wiedziałam o książce nie wiele więcej ponad to, że jest to początek wielotomowej sagi pt "Pieśń Lodu i Ognia" autorstwa George'a R.R. Martina, która podbiła serca czytelników na całym świecie do tego stopnia, że postanowiono ją zekranizować. Powstał serial produkcji HBO, który cieszy się stale rosnącą popularnością; na którego kolejne sezony widzowie wyczekują z ogromną niecierpliwością. Widywałam jego trailery w telewizji, jednak nie do końca czułam się przekonana do tego, aby zdecydować się na lekturę powieści, na podstawie których go nakręcono. Aż przyszedł taki dzień, w którym powiedziałam sobie: "dość! muszę zrozumieć, co też takiego kryją w sobie karty tej historii, o czym dokładnie ona opowiada i co sprawia, że jest ona w stanie podbić tyleż czytelniczych serc". W me ręce trafiła powieść "Gra o tron", a ja rozpoczęłam jej niespieszną lekturę (wszak to prawdziwe tomiszcze! ponad 800 stron, których ciężar dość mocno daje o sobie znać podczas czytania).
„Kiedy spada śnieg i wieje biały wiatr, samotny wilk umiera, ale stado przeżyje. Latem jest pora na kłótnie. Zimą natomiast musimy chronić się nawzajem, ogrzewać, dzielić myślami. Dlatego jeśli już musisz nienawidzić, to nienawidź tych, którzy naprawdę mogą nas skrzywdzić.”
Wydawać by się mogło, że odkąd obalono Aerysa Targaryena, zwanego Smoczym Królem, a na Żelaznym Tronie zasiadł Robert Baratheon, w Zachodnich Krainach zapanuje spokój. Jednakże nic bardziej mylnego. Nawet w czasach pokoju znajdą się tacy, którzy po cichu spiskować będą za plecami monarchy, aby przejąć dla siebie władzę. Najgorszym i najbardziej niebezpiecznym spośród nich jest ród Lannisterów, na czele których stoi lord Tywin Lannister, a którego córka Cersei jest żoną Króla Roberta. Sytuacja zaognia się w momencie, kiedy monarcha sprowadza z Winterfell, ziem położonych na dalekiej północy od Królewskiej Przystani, swego przyjaciela Eddarda Starka (zwanego krótko Nedem) i mianuje go swoim Namiestnikiem. Ned nie należy do osób, którymi da się łatwo manipulować, przez co jest niezbyt wygodny dla reszty królewskiej Rady. Poza tym jest dociekliwy, przez co trafia na trop pewnej sprawy, przez którą być może zginął poprzedni Namiestnik (choć oczywiście oficjalnie nie stwierdzono żadnego zabójstwa). Nadchodzi zima, a możnowładcy rozpoczynają grę o tron...
"W grze o tron zwycięża się albo umiera. Nie ma ziemi niczyjej."
"Gra o tron" to powieść wielowątkowa rozgrywająca się na kilku płaszczyznach. W głównej mierze dotyczy rodu Starków, a zwłaszcza Eddarda starającego się jak najlepiej wypełniać rolę Namiestnika, choć wcale nie prosił się o ten urząd. Jednak nie tylko na nim skupia się historia jego rodu. Poznajemy bliżej jego nieślubnego syna Jona Snow, który po wyjeździe swego ojca z Winterfell zostaje wysłany na Mur, aby tam złożyć przysięgę, przywdziać czarne szaty i do końca życia służyć w Nocnej Straży. Śledzimy także dzieje lady Catelyn Stark oraz jej dzieci - synów: Robba (który po powołaniu jego ojca na stanowisko Namiestnika musiał przejąć rządy w Winterfell jako młody lord), Brana, Rickona, i córek: Sansy (delikatnej, łaknącej królewskiego przepychu, zamierzającej w przyszłości wyjść za mąż za syna Króla - Joffreya) oraz Aryi (wolnego ducha kochającego przygody i wymachiwanie bronią, która za nic ma jedwabie i uwielbienie ze strony książąt). Po drugiej stronie barykady przyglądamy się poszczególnym przedstawicielom rodu Lannisterów, z dużym naciskiem na działania Królowej widzącej swego syna na królewskim tronie, oraz jednego z jej braci - Tyriona, zwanego Krasnalem ze względu na to, iż przyszedł na świat jako karzeł. A gdzieś tam daleko, poza granicami Królestwa, pozostają przy życiu ostatni potomkowie Smoków - Viserys oraz jego siostra Daenerys Targaryenowie, których los związał z ludźmi khala Drogo, przywódcą Dothraków.
„Nigdy nie zapominaj o tym, kim jesteś, bo świat na pewno o tym nie zapomni. Uczyń z tego swoją siłę, a wtedy przestanie to być twoim słabym punktem. Zrób z tego swoją zbroję, a nikt nie użyje tego przeciwko tobie.”
Postaci występujących w powieści jest doprawdy sporo. Wydawać się może, że prowadzi to do jednego wielkiego chaosu, pogubienia się w tym kto kim jest i jakiż cel mu przyświeca. Jednakże nic bardziej mylnego. Autor każdemu ze swoich bohaterów nadał indywidualne cechy charakteru oraz wyglądu. Każdy z nich jest inny, niepowtarzalny i wyjątkowy. Poza tym fabuła prowadzona jest w taki sposób, że płynnie przechodzi od jednego wątku do drugiego, od bohatera do bohatera, jedno wydarzenie wynika z drugiego, a wszystko razem stanowi jedną spójną całość. Jeśli miałabym wybrać spośród wszystkich postaci występujących na kartach powieści Martina te, których losy śledziłam z większą uwagą i zainteresowaniem niż pozostałych, to byliby to Jon Snow, Tyrion Lannister oraz Daenerys Targaryen. Każde z nich wyróżnia się na tle pozostałych bohaterów. Wszyscy zostali mocno doświadczeni przez los - królewski bękart nie mający przed sobą świetlanej przyszłości, karzeł wyszydzany na każdym kroku, mimo tego że jego ojciec jest głową znamienitego rodu Lannisterów, oraz młoda kobieta, praktycznie jeszcze dziewczynka, traktowana przez brata jako karta przetargowa na drodze do pomszczenia przez niego śmierci ojca i odzyskania panowania w Siedmiu Królestwach.
Niektórzy narzekają, że autor w swym dziele zamieścił stanowczo za dużo opisów strojów, wyglądu poszczególnych pomieszczeń, podawanych na stołach dań, panujących obyczajów czy też potyczek wojsk na polu bitewnym. Osobiście nie rozumiem tych osób. Jak dla mnie jest to jeden z najważniejszych atutów tej powieści. Dzięki temu możemy dokładnie sobie wszystko wyobrazić. Poczuć, jakbyśmy sami uczestniczyli w tej historii i na własne oczy śledzili poszczególne wydarzenia. George R.R. Martin stworzył niepowtarzalny klimat w swej powieści. Gdyby zabrakło tych wszystkich opisów, szczegółowości każdego z elementów historii, ta książka nie byłaby już taka sama. I szczerze wątpię czy wówczas cieszyłaby się taką popularnością jak obecnie.
"Gra o tron" to powieść wyjątkowa. Nie sądziłam, że tak bardzo spodoba mi się historia dotycząca walk o przejęcie tronu, gdzie pełno jest intryg i knowań za plecami drugich osób, oraz w której słychać szczęk oręża, a także jęki poległych na bitewnych polach. Spytacie, gdzie tu w ogóle jest coś z fantastyki? Bo wszak powieść Martina zaliczana jest właśnie do tego gatunku. Fantastycznych odniesień jest całkiem sporo, jak się sami przekonacie sięgając po lekturę. Mamy tu niesamowite zwierzęta, jak chociażby wilkory znajdujące się w herbie rodowym Starków. Są też Inni, o których krążą niezliczone historie przekazywane przez niańki kolejnym pokoleniom. Za Murem, na dalekiej północy, nadal żyją istoty oraz stworzenia, które napawają lękiem mieszkańców Siedmiu Królestw. Jako miłośniczka fantastyki jestem w pełni usatysfakcjonowana tym, co odnalazłam na kartach powieści. Chętnie sięgnę po kolejny tom tej niezwykłej sagi, aby przekonać się, jak dalej potoczą się losy poszczególnych bohaterów. Tymczasem rozstaję się z nimi, a Wam, jeśli dotąd nie mieliście okazji czytać "Gry o tron", dobrze radzę - nadróbcie zaległości.
Moja ocena: 6/6
recenzja z mojej strony: http://magicznyswiatksiazki.pl/gra-o-tron-george-r-r-martin-recenzja-403/
Sięgając po "Grę o tron" tak naprawdę wiedziałam o książce nie wiele więcej ponad to, że jest to początek wielotomowej sagi pt "Pieśń Lodu i Ognia" autorstwa George'a R.R. Martina, która podbiła serca czytelników na całym świecie do tego stopnia, że postanowiono ją zekranizować. Powstał serial produkcji HBO, który cieszy się stale rosnącą popularnością; na którego kolejne...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-15
Kiedy człowiek ma naście lat nie myśli jeszcze poważnie o swej przyszłości. Ma jeszcze czas, żeby zaznać w swym życiu wiele przyjemności, a prawdziwe obowiązki spadną na niego dopiero za kilka lat. Świat stoi przed nim otworem i wszystko nadal jest możliwe. Jest to czas, kiedy po raz pierwszy się zakochujemy, aby poczuć, jak piękna potrafi być miłość, ale również jak dotkliwy może sprawić nam ból. Jednak jesteśmy nadal na tyle młodzi, aby poprawiać popełnione błędy. W końcu mamy całe życie przed sobą. Nadal możemy snuć marzenia o lepszej przyszłości i sprawiać, aby się ona urzeczywistniła. Tylko co zrobić, jeśli to wszystko byłoby nam brutalnie zabrane? Jeśli z góry wiedzielibyśmy, że nie ma żadnej przyszłości, a nasze życie jest na tyle kruche, że możemy odejść z tego świata właściwie w każdej chwili?
Hazel jest szesnastoletnią dziewczyną uwielbiającą oglądać "America's Next Top Model" oraz czytać książki. Jednak nie jest typową nastolatką. Trzy lata temu wykryto u niej raka tarczycy, który z czasem zaatakował również płuca. Z tego też powodu nie chodzi do szkoły, a nieodłącznym jej towarzyszem jest Philip - przenośna butla z tlenem ułatwiająca dziewczynie oddychanie. Uczęszcza na spotkania grupy wsparcia dla młodzieży chorej na raka. Nienawidzi tam chodzić i wysłuchiwać historii innych o tym, jak zachorowali, jak się czują i jakie mają obawy odnośnie dalszego życia. Robi to jednak ze względu na swoich rodziców, którym bardzo na tym zależy. Świat Hazel wywraca się o 180 stopni w dniu, kiedy na spotkaniu grupy wsparcia pojawia się przyjaciel jednego ze stałych bywalców (Isaaca). Augustus Waters od samego początku zdaje się być zainteresowany główną bohaterką. Z czasem mocno zbliży ich do siebie lektura "Ciosu udręki" autorstwa Petera van Houtena, która jest ulubioną powieścią Hazel. Ich znajomość pozwoli obydwojgu spojrzeć na życie z zupełnie innej perspektywy i przeżyć rzeczy, o których myśleli, że nie będą im już dane. Jak chociażby miłość...
Autorem powieści jest John Green, który jako pisarz debiutował dziełem "Szukając Alaski". Napisał później jeszcze kilka innych książek, jednakże jego najnowsza powieść "Gwiazd naszych wina" okazała się być tą, która przyniesie mu największą sławę i popularność podbijając serca czytelników na całym świecie. Dzieło to zostało uznane za Najlepszą Książkę Roku 2012 m.in przez "Booklist", "Publishers Weekly", "Time", "The New York Times", "Wall Street Journal" czy "The Huffington Post". Obecnie trwają prace nad jego adaptacją filmową. Zebrało również znakomite rekomendacje od wielu wybitnych autorów jak np Jodi Picoult, autorki specjalizującej się w powieściach opisujących prawdziwe ludzkie dramaty, dotyczących tematów tabu, o których wielu z nas ciężko jest na co dzień rozmawiać. To wszystko oraz wiele przeczytanych przeze mnie recenzji dotyczących tej książki sprawiło, że sięgając po lekturę bardzo wiele od niej oczekiwałam. Postawiłam jej wysoką poprzeczkę i miałam nadzieję, że książka sprosta moim wymaganiom. Czy tak się stało?
Rozpoczynając swą przygodę z "Gwiazd naszych wina" wiedziałam, że będzie to historia opowiadająca o chorej dziewczynie i jej zmaganiach w walce o dalsze życie. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie to kolejna z wielu tego typu książek - ckliwych, grających na emocjach, powielających wytarte już schematy. Na całe szczęście powieść okazała się być tą, która wybija się spośród wszystkich innych tytułów na pierwszy plan. Nie skłamię, jeśli napiszę w tym miejscu, że jeszcze nigdy nie czytałam tak świetnej powieści!
"W pewnym sensie to część tego, co mi się w tej książce podoba. Ukazuje śmierć w prawdziwy sposób. Umierasz w środku życia, w środku zdania."
Powyższe słowa dotyczą powieści "Cios udręki", która połączyła ze sobą Hazel oraz Agustusa, ale dobrze i źle może odnosić się do mojego zdania na temat "Gwiazd naszych wina". Wracając jednak do "Ciosu udręki" to opowiada on o bardzo chorej dziewczynce Annie oraz jej bliskich. Książka jednak nie ma zakończenia. Cała historia została w pewnym momencie przerwana i nigdy nie doczekała się końca, wyjaśnienia tego, co właściwie stało z Anną, jej matką, przyjaciółmi, Holenderskim Tulipanem oraz chomikiem Syzyfem. Hazel przeczytała tę powieść wielokrotnie, za każdym razem dopowiadając sobie możliwe zakończenia całej opowieści. Poznanie odpowiedzi na dręczące ją pytania odnośnie bohaterów "Ciosu udręki" stało się jej największym marzeniem i celem, który chciałaby osiągnąć, zanim na zawsze odejdzie z tego świata. Dzieło van Houtena stało się jej bliskie głównie dlatego, że (jak sama mówi) "... mówi mi, co czuję, zanim to poczuję." Historia Anny jest tożsama z życiem każdego człowieka. Nigdy bowiem nie wiadomo, kiedy dobiegnie ono końca. Umieramy w najmniej oczekiwanym momencie pozostawiając po sobie wiele nie dokończonych spraw, rzeczy, których nie doprowadzimy już do końca. Jednak czego obawiamy się najbardziej? Może nie tyle samej śmierci, gdyż jest ona nieodłącznym elementem naszego życia i wiemy, że w końcu nadejdzie ten dzień, kiedy na zawsze zamkniemy nasze oczy. Boimy się zapomnienia. Tego, że z końcem naszego życia wspomnienia o nas samych z biegiem czasu zatrą się i nikt już nie będzie o nas pamiętał. Będziemy jednymi z wielu, którzy stąpali po tej ziemi, jednakże nikt już nie będzie wiedział, co lubiliśmy, o czym marzyliśmy, jacy po prostu byliśmy. Tego właśnie przez cały czas obawia się Augustus. Nie chce być jedynie kolejnym nagrobkiem na cmentarzu zapomnienia. Pragnie po sobie coś pozostawić, czegoś dokonać, sprawić, aby ludzie o nim nie zapomnieli. Jednakże "świat nie jest instytucją zajmującą się spełnianiem życzeń"...
"Gwiazd naszych wina" jest fascynującą i doprawdy wybitną powieścią, która już na zawsze zostanie w mym sercu i do której wielokrotnie będę powracać w swym życiu. Sięgnąć może po nią każdy niezależnie od wieku. Wzrusza, niejednokrotnie bawi, ale też wywołuje smutek oraz sprawia dotkliwy ból. Zmusza czytelnika do rozmyślań nad własnym życiem, naszymi dotychczasowymi osiągnięciami oraz nad marzeniami, które udało nam się spełnić bądź też i nie. Opowieść o Hazel i Augustusie staje się nam bliższa niż wszystkie inne, gdyż może dotknąć każdego z nas - jest prawdziwa. Z pewnością nie jest to łatwa lektura, bo jak może być łatwe czytanie o śmierci i powolnym odchodzeniu z tego świata. Jednakże autor napisał ją w taki sposób, aby ułatwić nam przebrnięcie przez tę powieść. Mimo że niejednokrotnie zapłaczemy nad losem głównych bohaterów, to zawsze będziemy powracać do lektury, aby zobaczyć, jak dalej potoczą się ich losy. A zakończenie? Jest równie otwarte jak historia Anny z "Ciosu udręki". Powieść Johna Greena jest niesamowita i w moim mniemaniu w pełni zasługuje na tytuł Najlepszej Książki Roku. Teraz to rozumiem... i pragnę, abyście i Wy to zrozumieli. Dlatego też z całego serca proszę Was - przeczytajcie tę powieść. Jeśli szukacie czegoś naprawdę dobrego, ambitnego, wartego polecania innym, to "Gwiazd naszych wina" będzie idealnym wyborem.
Moja ocena 7/6 !
recenzja z mego bloga: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/02/169-gwiazd-naszych-wina-john-green.html
Kiedy człowiek ma naście lat nie myśli jeszcze poważnie o swej przyszłości. Ma jeszcze czas, żeby zaznać w swym życiu wiele przyjemności, a prawdziwe obowiązki spadną na niego dopiero za kilka lat. Świat stoi przed nim otworem i wszystko nadal jest możliwe. Jest to czas, kiedy po raz pierwszy się zakochujemy, aby poczuć, jak piękna potrafi być miłość, ale również jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-05
2013-01-01
Hobbici to zacni mieszkańcy jednego z regionów Śródziemia, Shire. Zwykłemu człowiekowi sięgają zaledwie do pasa, przerastają je nawet krasnoludy. Słyną z gościnności, cenią sobie wygody, a najbardziej miłują spokój. Jednym z nich jest Bilbo Baggins. Jego przodkowie od niepamiętnych czasów mieszkali w sąsiedztwie Wzgórza. Bagginsowie byli powszechnie szanowani dlatego, że "nigdy nie mieli żadnych przygód i nigdy nie robili ani nie mówili niczego zaskakującego.". Jednakże w żyłach Bilba płynie również krew rodu Tooków, hobbitów znanych z odbywanych przez nich podróży, ciekawych otaczającego ich świata, którym ciężko jest usiedzieć w domowych pieleszach. Bilbo czasem marzył o dalekich podróżach, za co później sam siebie ganił w myślach.
Pod koniec kwietnia 2941 roku do domu Bilba zawitał Gandalf. Hobbit jednak nie miał zbytnio ochoty na podejmowanie gościa, zatem umówili się na późniejszy termin. Zamiast Gandalfa do drzwi hobbita przywędrowało trzynastu krasnoludów, na czele z Thorinem Dębową Tarczą. Gandalf przybył z ostatnim z nich. W wyniku przeprowadzonych rozmów Bilbo stał się członkiem kompani zmierzającej do Samotnej Góry, gdzie ongiś królował przodek Thorina. Obecnie znajduje się tam legowisko okrutnego smoka Smauga, który swego czasu sprowadził prawdziwą grozę na mieszkańców Samotnej Góry. Wielu zginęło, a Ci, co uszli z życiem, zapowiedzieli, że nadejdzie dzień zemsty. I tak oto Thorin oraz jego współbracia postanowili wyruszyć do swej ojczyzny, aby pokonać Smauga i odzyskać zagrabione przez niego skarby. Biblo natomiast miał być ich włamywaczem...
Droga do Samotnej Góry nie będzie łatwa. Po drodze przyjdzie im przemierzać niebezpieczne tereny oraz stawać do walki z odrażającymi potworami. Czy uda im się dotrzeć do celu i odzyskać utracone dziedzictwo? Jak w obecnej sytuacji poradzi sobie pan Baggins? Czy wszyscy wyjdą cało z tej przygody?
"Hobbit" jest jedną z tych historii, do których można wracać wielokrotnie i za każdym razem odkrywać coś innego, co poprzednim razem umknęło naszej uwadze. Świat stworzony przez autora jest fantastyczny i fascynuje na każdym kroku. Autor przyłożył dużą wagę do opisów poszczególnych miejsc odwiedzanych przez bohaterów jego książki czy szczegółów stworzeń napotykanych po drodze. A czego tu nie ma! Mamy elfy, trolle, gobliny, pająki... Poza nimi jest oczywiście smok imieniem Smaug. Tolkien od dzieciństwa uwielbiał smoki i bardzo często umieszczał je w swoich opowieściach. Oprócz wspomnianych już stworzeń, po raz pierwszy w historii Śródziemia pojawia się Gollum, którego czytelnicy będą mogli dokładniej poznać przy okazji lektury trylogii "Władca Pierścieni". Ważną postacią jest również Beorn, który odegra dość znaczącą rolę w historii naszej kompani. Akcja biegnie wartko. Przygody naszych bohaterów są bardzo ciekawe, niejednokrotnie zaskakujące. Trudno odłożyć lekturę na bok z ciekawości, co też za moment wydarzy się w ich życiu. Pan Baggins zaskoczy nie jednego czytelnika swoją postawą, umiejętnościami i odwagą. Wielokrotnie bowiem będzie ratował swoich towarzyszy podróży z opresji, zyskując sobie tym samym w ich oczach powszechny szacunek.
Ważnym elementem tego wydania "Hobbita" są zamieszczone objaśnienia autorstwa Douglasa A. Andersona. Chciał on, aby w centrum uwagi pozostawały własne poglądy Tolkiena na temat jego pisarstwa. Jego przypisy pochodzą od nich "a następnie rozciągają się na kontekst biograficzny i historyczny". Dzięki nim dowiadujemy się wielu szczegółów z życia samego Tolkiena. Dane jest nam poznać etapy tworzenia "Hobbita" oraz zapoznać się z pierwszymi recenzjami, zarówno pochlebnymi, jak i krytycznymi. Tolkien wspomina, że tę historię ułożył specjalnie dla swoich dzieci, które uwielbiały słuchać jego opowieści. Były one jego pierwszymi recenzentami. Pierwsze wydanie pojawiło się w 1937 roku. Powieść została uznana za najlepszą książkę dla młodszych czytelników, a w nagrodę autor otrzymał 250 dolarów. Warto w tym miejscu wspomnieć, że do 2002 roku "Hobbit" został przetłumaczony na 41 języków!
Wielkim plusem tego wydania są zamieszczone w książce ilustracje wykonane przez samego Tolkiena. Sprawiają one, że niniejsza książka stanowi nie lada gratkę dla miłośników twórczości autora. Nowym elementem, który pojawił się w książce, jest dodatek "Wyprawa do Ereboru", który wyjaśnia, w jaki sposób doszło do zorganizowania wyprawy Bilba wraz z krasnoludami. Początkowo miał się on pojawić jako jeden z dodatków do "Władcy Pierścieni", jednakże zaniechano tego pomysłu ze względu na i tak już obszerną objętość książki. Kolejnym elementem, o którym warto wspomnieć, są zamieszczone w "Hobbicie" wiersze, których jest szesnaście, oraz rymowane zagadki, stanowiące idealne uzupełnienie całości.
"W Hobbicie po raz pierwszy rozmaite elementy i aspekty wcześniejszego pisarstwa Tolkiena - jego zdolności jako poety (...), ilustratora, odwołania do ludów i miejsc z jego wymyślonej mitologii (Elrond, Mroczna Puszcza, Czarnoksiężnik Sauron), jego umiejętności stylistyczne i łatwość pisania dla dzieci, a także swoisty żartobliwy ton, którego podstawą była profesjonalna znajomość średniowiecznych języków i literatury - wystąpiły tym razem w jednym utworze. Wszystkie one rozwinęły się w Hobbicie, podobnie jak później rozkwitły we Władcy Pierścieni."
Czy polecam książkę Tolkiena innym? "Hobbit" to jedna z tych historii, których się nie zapomina. Zapada ona głęboko w naszych sercach i pamięci. O przygodach kompani zmierzającej na Samotną Górę czyta się z nieskrywaną przyjemnością. Do tego dochodzi piękne wydanie książki, które pojawiło się na naszym rynku dzięki wydawnictwu Bukowy Las. Nie skłamię, jeśli napiszę, że w mnie jest to najlepsze wydanie "Hobbita", jakie dotąd widziałam. Wszystko to składa się na to, że każdy miłośnik świata fantasy złożonego z wielu interesujących krain i niespotykanych stworzeń z wielką ochotą sięgnie po niniejsze wydanie "Hobbita". To książka warta uwagi każdego czytelnika. Obok tej opowieści nie można przejść obojętnie. Sama będę wielokrotnie wracała do tej historii, dlatego też gorąco Wam polecam tę książkę.
* wszystkie cytaty pochodzą z książki "Hobbit z objaśnieniami", J.R.R.Tolkien, Douglas A Anderson, wyd Bukowy Las, tłum. Andrzej Polkowski, Agnieszka Sylwanowicz, 2012 r
Moja ocena: 6/6
recenzja pochodzi z mojego bloga: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/01/149-hobbit-z-objasnieniami-jrr-tolkien.html
Hobbici to zacni mieszkańcy jednego z regionów Śródziemia, Shire. Zwykłemu człowiekowi sięgają zaledwie do pasa, przerastają je nawet krasnoludy. Słyną z gościnności, cenią sobie wygody, a najbardziej miłują spokój. Jednym z nich jest Bilbo Baggins. Jego przodkowie od niepamiętnych czasów mieszkali w sąsiedztwie Wzgórza. Bagginsowie byli powszechnie szanowani dlatego, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-11-04
W końcu i ja przeczytałam tę trylogię. Cóż za emocje!! Świetna, po prostu świetna historia, którą po prostu trzeba przeczytać :D
Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją: http://magicznyswiatksiazki.pl/?p=21502
W końcu i ja przeczytałam tę trylogię. Cóż za emocje!! Świetna, po prostu świetna historia, którą po prostu trzeba przeczytać :D
Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją: http://magicznyswiatksiazki.pl/?p=21502
2013-10-16
Świat się zmienił. Nie należy już do ludzi. Ziemię zamieszkują inteligentne istoty zwane duszami, które przejęły kontrolę nad prawie całą ludzką populacją. Ci, którym udało się uniknąć tego losu, zwani są rebeliantami. Tropią ich Łowcy - nowi stróże prawa wyłonieni spośród dusz. Pewnego dnia trafiają na ślad dwudziestoletniej Melanie. Podczas ucieczki przed Łowcami, dziewczyna w akcie desperacji rzuca się do szybu. Woli zginąć, niż pozwolić, aby jej ciało przejął jeden z pasożytów. Jednakże nowi mieszkańcy Ziemi mają wysoko rozwiniętą medycynę. Udaje im się uratować ciało Melanie, do którego wszczepiają duszę o imieniu Wagabunda. Jej zadaniem jest odnalezienie we wspomnieniach dziewczyny informacji na temat miejsc, w których ukrywają się ludzie. Ku zaskoczeniu Wagabundy okazuje się, że Melanie wcale nie odeszła. Słyszy jej myśli oraz widzi podsuwane jej obrazy ze wspomnień. Zwłaszcza jeden z nich nie daje jej spokoju. Twarz młodego chłopaka o imieniu Jared. Wagabunda postanawia go odnaleźć...
Nie ma chyba osoby, która nie znałaby Stephenie Meyer. Sławę tej amerykańskiej autorce przyniosła saga "Zmierzch". Uwielbiam tę historię. Czytałam książki, wielokrotnie oglądałam ich ekranizacje. Za każdym razem przeżywam losy bohaterów równie mocno, jak podczas naszego pierwszego spotkania. Tym razem autorka przygotowała dla swoich fanów historię zupełnie inną, choć również z gatunku fantastyki. Nie ma tu wampirów, wilkołaków i odwiecznej walki pomiędzy nimi. Jest za to przyszłość, w której ludzkość utraciła władzę nad Ziemią. Teraz światem rządzą obce wysoko rozwinięte istoty zwane duszami. Kolonizacja przebiegła tak sprawnie, że zanim ludzie zorientowali się, że coś jest nie tak, było już praktycznie po wszystkim. Zanim jednak dusze postanowiły podbić Ziemię, dokładnie przyjrzały się jej mieszkańcom i toczącemu się życiu na planecie. To, co zauważyły, sprawiło, że zdecydowały się przejąć kontrolę nad ludzką populacją. Przeraziła je wszechobecna agresja i walka pomiędzy przedstawicielami ludzkiego gatunku. Dusze słyną z dobroci, miłości, poszanowania członków swojej wspólnoty. Uznano więc, że brutalni i okrutni ludzie nie zasługują na to, aby zamieszkiwać tak piękną planetę jaką jest Ziemia.
Historię toczącą się w powieści poznajemy dzięki pierwszoosobowej narracji Wagabundy. To ona jest główną bohaterką, choć nie mniejszą rolę odkrywa obecna w jej umyśle Melanie. Dusza zamieszkująca ciało dziewczyny nie jest typową przedstawicielką swego gatunku. Przemierzyła wiele światów, ale na żadnych z nich nie znalazła dla siebie miejsca. Dlatego też nadano jej imię Wagabunda, co oznacza po prostu podróżnika, włóczykija zwiedzającego kolejne światy, nie potrafiącego nigdzie zapuścić na dłużej korzeni. Jej życie zmienia się w chwili, w której przybywa na Ziemię. To tu zaczyna zadawać sobie szereg pytań, wśród których najważniejszymi są takie jak: czy kiedykolwiek należała do społeczności, którą dotąd uważała za swoją? Czy nie z tego właśnie powodu każde kolejne życie zaczynała na innej planecie? Czy zawsze była inna, czy też jest to wątpliwa zasługa Melanie? Czy ta planeta ją zmieniła, czy też po prostu uświadomiła jej, kim jest? Wagabunda za sprawą ludzi spotkanych dzięki wpływowi Melanie doświadcza wielu emocji, które do tej pory były jej obce. Uświadamia sobie potęgę miłości, zarówno matczynej, jak i tej w relacjach męsko - damskich. Odkrywa, co znaczy prawdziwa przyjaźń, wierność i lojalność. Niestety doświadcza również wielu przykrych rzeczy - nieufności, zdrady, nienawiści, fizycznego bólu, złamanego serca, wewnętrznego rozdarcia. To ostatnie najbardziej wpływa na podejmowane przez nią decyzje. Mając świadomość, że Melanie wcale nie odeszła, że jest ciągle obecna w jej umyśle, nie jest w stanie normalnie żyć. Dokonując kolejnych wyborów, nie tyle dba o dobro własne, ale o to, aby zadowolić swoją żywicielkę, czym zaskakuje wiele osób - nie tylko ludzi. Podziwiałam jej wewnętrzną siłę i pragnienie czynienia dobra, choć wielokrotnie kończyło się to dla niej bardzo nieprzyjemnie. Od samego początku zjednała sobie moją sympatię, a im bliżej ją poznawałam, tym bardziej stawała mi się bliska. Przeżywałam z nią wszystko to, co ją spotykało. Razem z nią się cieszyłam, choć było więcej sytuacji, w których wilgotniały me oczy, tak samo zresztą jak i Wagabundzie. To niesamowita istota, której postawa zmusiła mnie do zastanowienia się nad pytaniem, co oznacza bycie człowiekiem. Czy wystarczy tylko fakt, że się nim urodziło? Czy też może to nasze zachowanie, wybory, których dokonujemy, wartości, którymi się kierujemy dają nam prawo się tak nazywać? Dla mnie Wagabunda okazała się być bardziej ludzka, bardziej godna miana człowieka, niż nie jeden przedstawiciel naszego gatunku.
"Intruz" Stephenie Meyer to niesamowita historia niesamowitej istoty. Jest niebanalna i nie powiela schematów. Wciąga od pierwszych stron i nie wypuszcza czytelnika do samego końca. Budzi wiele emocji i zmusza do głębszych refleksji. Bohaterowie stworzeni przez autorkę są wielowymiarowi i autentyczni. Nie jestem w stanie wskazać minusów tej powieści. Wszystko od samego początku aż do zakończenia mi się podobało. Historia Wagabundy już na zawsze pozostanie w mym sercu. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą książką, to gorąco Wam ją polecam. Mym pragnieniem jest, abyście i Wy poznali tę piękną Duszę, jaką jest Wagabunda. Byście wraz z nią przeżyli jej życie i zrozumieli, co oznacza bycie prawdziwym człowiekiem.
Moja ocena: 6/6
recenzja z mojej strony: http://magicznyswiatksiazki.pl/intruz-stephenie-meyer-recenzja-335/
Świat się zmienił. Nie należy już do ludzi. Ziemię zamieszkują inteligentne istoty zwane duszami, które przejęły kontrolę nad prawie całą ludzką populacją. Ci, którym udało się uniknąć tego losu, zwani są rebeliantami. Tropią ich Łowcy - nowi stróże prawa wyłonieni spośród dusz. Pewnego dnia trafiają na ślad dwudziestoletniej Melanie. Podczas ucieczki przed Łowcami,...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-06-15
Nicholasa Sparka nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Większość czytelników doskonale zna to nazwisko i z pewnością miało okazję przeczytać niektóre jego książki. Dla tych, którym to nazwisko jest obce, mogę jedynie w skrócie napisać, że swoją pisarską karierę rozpoczął od napisania powieści "Pamiętnik", która została wydana w 1997r. Kolejne jego książki przez wiele miesięcy nie schodziły ze światowych list bestsellerów. Jest to jeden z tych pisarzy, po którego powieści chętnie sięgają realizatorzy filmowi. Swego czasu oglądałam piękny film, melodramat pt"Szkoła uczuć". Historia opowiedziana w filmie na długo zapadła mi w pamięci, a podczas samego seansu z moich oczu płynęły łzy. Jakiś czas później dowiedziałam się, że jest to adaptacja filmowa jednej z książek Nicholasa Sparksa pt "Jesienna miłość". Do tej pory nie miałam przyjemności czytania żadnej z jego książek, a jako że chciałam zapoznać się z twórczością autora postanowiłam, że dobrze będzie sięgnąć po historię, na podstawie której nakręcono piękny film. Sięgając po książkę miałam pełną świadomość tego, że z całą pewnością nie zawiodę się na tej powieści. Zdawałam sobie również doskonale sprawę i z tego, że czytając, będę jednocześnie dopatrywała się różnic i podobieństw pomiędzy obejrzanym filmem, a czytaną właśnie powieścią. Co z tego wynikło? Czytajcie dalej, to się dowiecie.
"Kiedy miałem siedemnaście lat, moje życie odmieniło się na zawsze. Gdy dzisiaj, czterdzieści lat później, przechadzam się ulicami Beaufort i rozmyślam o tamtym roku pamiętam wszystko tak wyraźnie, jakby te wydarzenia nadal rozgrywały się przed moimi oczyma" [str. 202]
"Nazywam się Landon Carter i mam siedemnaście lat. Oto moja historia; przyrzekam, że niczego nie opuszczę. Najpierw będziecie się uśmiechać, potem zapłaczecie... nie skarżcie się później, że was nie ostrzegałem." [str. 11]
W zasadzie powyższe słowa powinny wystarczyć za zachętę, aby sięgnąć po tę książkę. Jednakże zrobię wszystko tak, jak należy - przybliżę Wam nieco opowiedzianą w powieści historię, a potem jedynie do Was będzie należała decyzja, czy sięgniecie po tę książkę, czy też zapomnicie o tym tytule na zawsze...
Landona Cartera poznajemy w dniu, kiedy ma 57 lat i wraca pamięcią do roku 1958, do swojego rodzinnego miasteczka Beaufort położonego nad morzem w pobliżu Morehead City w Karolinie Północnej. Czterdzieści lat wcześniej jako siedemnastoletni chłopak był taki sam, jak reszta jego rówieśników. Od czasu do czasu lubił trochę narozrabiać, na co dzień spotykał się ze swoimi przyjaciółmi, a czasami w nocy spotykał się ze swoją paczką na miejscowym cmentarzu, aby siedząc w gronie przyjaciół zajadać się orzeszkami opowiadając sobie przeróżne historie. Większość osób mogłaby powiedzieć krótko, że jest to typowy, nieodpowiedzialny nastolatek. Jednak nie był on do końca takim znów zwyczajnym chłopakiem. Wychowywał się bowiem w domu, w którym historia rodzinna miała głębokie korzenie i w której opinia o przodkach nie była zbytnio pochlebna. Landona wychowywała w zasadzie jedynie matka, gdyż ojciec, będący kongresmanem, przez większość roku był poza domem pracując w Waszyngtonie. Miłość matki nie mogła mu wynagrodzić braku ojcowskiej uwagi i męskiego wzorca do naśladowania. Wszystko wskazywało na to, że Landon wyrośnie na niezbyt odpowiedzialnego mężczyznę, w ogóle nie martwiącego się o swoją przyszłość. Wszystko zmienia się jednak, kiedy na jego drodze staje niepozorna Jamie Sallivan, jego rówieśniczka, a zarazem córka miejscowego pastora. Od tego momentu życie Landona wywróci się dosłownie do góry nogami i podważone zostaną wszelkie wartości i zasady, którymi do tej pory się kierował. Co takiego uczyniła Jamie? Jakie relacje łączyły ją z Landonem? I najważniejsze... dlaczego dorosły już mężczyzna, po czterdziestu latach od pierwszego spotkania z Jamie, nadal wraca pamięcią do tamtego roku i wyraźnie pamięta wydarzenia z tamtego okresu? Dlaczego stały się one dla niego tak bardzo ważne?
Książka jest po prostu piękna. To krótkie zdanie wystarczyłoby za całość podsumowania, jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że należy napisać coś więcej na jej temat. Jak już wspominałam, wpierw obejrzałam ekranizację tej książki, a dopiero teraz przeczytałam powieść. Znając historię opowiedzianą w filmie z łatwością mogłam dopatrywać się różnic i podobieństw pomiędzy książką a filmem. I muszę przyznać, że jest tego dość sporo. Owszem, główny wątek książki, jest taki sam. Bynajmniej doszukałam się wielu rzeczy, które w ekranizacji zostały pominięte, oraz takich, które w filmie się znalazły, a natomiast w książce w ogóle ich nie było. Wiem, wiem, zdaję sobie doskonale sprawę, że ekranizacja czyjejś powieści nie musi być zasadniczo idealnym odwzorowaniem książki, a jedynie opierać się na historii w niej opisanej. I jeśli mamy się trzymać tego stwierdzenia, to nie ma do czego się przyczepić. Jeśli miałabym wybrać, która historia jest lepsza, to z całą mocą wybrałabym tę opisaną w powieści.
Bohaterowie są doskonale przedstawieni. Razem z nimi przeżywamy historię, która stała się ich udziałem. Razem się śmiejemy, kiedy są ku temu powody, a zarazem wspólnie ronimy łzy, kiedy wydarza się jakieś nieszczęście. Nie mogę pisać więcej na ten temat, gdyż musiałabym dopuścić się streszczania książki, a nie o to przecież nam tutaj chodzi. Bynajmniej można jednoznacznie stwierdzić, że pan Sparks potrafi doskonale wykreować swoich bohaterów; opisać targające nimi uczucia w taki sposób, że potencjalnego czytelnika chwytają za serce i są powodem wielu wzruszeń.
Język powieści jest bardzo plastyczny i wyrazisty, prosty i zrozumiały dla każdego. Historia opisana w książce do łatwych z pewnością nie należy i jeśli nie lubicie tego typu książek, to lepiej odpuście sobie lekturę. Pan Sparks umiejętnie gra na ludzkich uczuciach. Podczas lektury, mimo że znałam historię z filmu, wielokrotnie musiałam powstrzymywać się, aby nie wybuchać płaczem. Nie ma tu mowy o jakiejś wartkiej akcji, gdyż są to po prostu wspomnienia starszego już człowieka, który wraca pamięcią do najszczęśliwszego okresu swojego życia, mimo że ten okres przyniósł mu również całą masę bólu. Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się z zapartym tchem i jest bardzo ciekawą lekturą. Czy polecam ją innym? Z całą pewnością jest to pozycja obowiązkowa dla fanów pana Sparksa, jak również dla wszystkich tych, którzy lubią historie chwytające człowieka za serce. Osobiście jestem bardzo zadowolona, że wybrałam właśnie ten a nie inny tytuł na pierwsze spotkanie z twórczością autora i dzięki temu wiem już, że będę chciała zapoznać się z innymi jego książkami.
recenzja z mojego blogu: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/06/40-jesienna-miosc-nicholas-sparks.html
Nicholasa Sparka nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Większość czytelników doskonale zna to nazwisko i z pewnością miało okazję przeczytać niektóre jego książki. Dla tych, którym to nazwisko jest obce, mogę jedynie w skrócie napisać, że swoją pisarską karierę rozpoczął od napisania powieści "Pamiętnik", która została wydana w 1997r. Kolejne jego książki przez wiele...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-03
Książka autorstwa Beaty Ostrowickiej to niezwykła opowieść o człowieku, który do końca swoich dni pozostał wierny wyznawanym przez siebie ideałom, który poświęcił dosłownie wszystko, nawet własne życie, dla dobra dzieci, które miał pod swoją opieką. Lekarz, pedagog, pisarz, publicysta, działacz społeczny, ale przede wszystkim prekursor nowego systemu wychowawczego, opartego na partnerstwie, który miał zapewnić dzieciom to, że wyrosną na mądrych, uczciwych i szczęśliwych dorosłych. Właśnie o nim opowiada książka Beaty Ostrowickiej, o wielkim człowieku, jakim był i jakim już na zawsze pozostanie Janusz Korczak.
"Poważnie to podchodził do naszych problemów, naszych spraw. Można mu było wszystko powiedzieć. Ale w środku, w sercu, to chyba był chłopcem."
Całą historię poznajemy dzięki wspomnieniom prababci Jaśka - pani Frani. I choć chłopczyk słyszał ją już wielokrotnie z ust swojej babci (bo tak właśnie na nią mówił, nie prababcia a babcia) i mimo tego, że są w niej zarówno wesołe jak i bardzo smutne fragmenty, za każdym razem jest chętny, aby posłuchać jej jeszcze raz. A teraz właśnie nadarzyła się ku temu idealna okazja. Jaś zachorował i musi leżeć w łóżeczku. Opiekująca się nim babcia Frania na prośbę malca powraca wspomnieniami do czasów swojego dzieciństwa. Kiedy była jeszcze bardzo malutka, straciła oboje rodziców, przez co trafiła do sierocińca. Nie było to jednak przyjemne miejsce. Na dzieci krzyczano, nosili byle jakie ubrania, często nie mieli co jeść. Aż któregoś dnia zjawiła się pewna pani w pięknej czarnej sukni, która zabrała małą Franię oraz resztę dzieci na ulicę Krochmalną 92. Czekał tam na nich wielki, biały Dom oraz uśmiechnięty Pandoktor (tak dzieci zaczęły nazywać Janusza Korczaka), a Frania wiedziała już, że to musi być dobry człowiek. Stał się on dla nich nowym tatą, a pani, która je tu sprowadziła, mamą. Oboje troszczyli się o swoich wychowanków najlepiej jak potrafili, zapewniając im wszystko, co było potrzebne, aby mieli szczęśliwe dzieciństwo. Pani Frania wspomina, że "To był raczej dom niż 'placówka opiekuńcza (...) I dzieci tutaj zaczynały się uśmiechać". Starsza kobieta opowiada nam, w jak niezwykły sposób Pandoktor prowadził ich nowy Dom. Tu każdy miał swoje obowiązku, każde dziecko musiało robić coś dla Domu. Miało być to dla nich nauką samodzielności i poczucia odpowiedzialności. Miały możliwość redagowania własnej gazetki pt "Tygodnik Domu Sierot", a także pisania do "Małego Przeglądu", do którego teksty nadsyłać mogły dzieci z całej Polski. Poza tym istniały specjalne zeszyty, w których np zapisywano, o co dziecko się zakłada - np że przez jakiś określony czas będzie miało dobre oceny, albo nie będzie mówiło brzydkich słów. Jeśli wygrało się zakład, Pandoktor płacił dwa cukierki będąc przy tym bardzo dumnym z tego, że dane dziecko sprostało wyzwaniu, które samo sobie wyznaczyło. Można było się nawet bić! Ale zawsze uczciwie, tzn że większy i silniejszy nie mógł stawać w szranki ze słabszym przeciwnikiem. Oczywiście to również należało zapisać w zeszycie. Była również specjalna skrzynka na listy, do której dzieci wrzucały karteczki z wyjaśnieniami różnych sytuacji, prośbami czy skargami. Pandoktor później wszystkie je czytał i odpowiadał dzieciom na zadane przez nich pytania. Ale i to nie wszystko! Dzieci miały nawet prawdziwy Sąd oraz specjalne święta. Po co to wszystko? Dla Janusza Korczaka dzieci były równie ważne, co dorośli. Mawiał, że "nie ma dzieci, tylko są ludzie". Lubił je i rozumiał. Słuchał tego, co mówią. Pytał, co czują, co lubią a czego nie, jakie mają marzenia, czy czegoś się boją. Uważał, że "dziecko ma prawo do godności (...), szacunku, bezpieczeństwa, miłości. Do tego wszystkiego, do czego mają prawo dorośli. Dziecko ma prawo domagać się tego od nich. I nie wolno go lekceważyć". Nic więc dziwnego, że dzieci wzrastały w Domu naprawdę szczęśliwe i że na ich ustach często gościł uśmiech. Aż przyszła wojna... a następnie rok 1940, kiedy to wychowankowie Domu oraz ich opiekunowie zmuszeni byli przenieść się do getta, a dwa lata później podążyli w swą ostatnią podróż do Treblinki. I choć Pandoktor nie musiał sam ginąć, mógł się uratować, to "przecież nie mógł zostawić swoich dzieci. Dzieci są najważniejsze."
Przepiękna, wzruszająca i chwytająca za serce historia. Hołd dla wielkiego człowieka, który do samego końca pozostał ze swoimi dziećmi, który nie opuścił ich w najcięższej próbie. Wielka miłość, altruizm i poświęcenie, na które w dzisiejszych czasach niewielu by się zdecydowało. Czytając tę opowieść, czułam wzbierające w mych oczach łzy, a wewnątrz zawiązujący się węzeł ze wzruszenia. Choć książka skierowana jest do dzieci powyżej siódmego roku, uważam, że powinni przeczytać ją również dorośli. Emocje, które towarzyszą lekturze... tego nie da się wyrazić żadnymi słowami, to trzeba poczuć samemu, aby w pełni móc je zrozumieć. Warto, naprawdę warto sięgnąć po dzieło Beaty Ostrowickiej. Niezwykle ważna książka, z wielkim przesłaniem, o którym każdy z nas powinien zawsze pamiętać - dzieci są najważniejsze, ich dzieciństwo powinno być szczęśliwe, aby wyrosły na dobrych, zadowolonych z życia ludzi. Dzieci to nasze wspólne dobro, nasza przyszłość...
Moja ocena: 6/6
http://magicznyswiatksiazki.pl/jest-taka-historia-opowiesc-o-januszu-korczaku-beata-ostrowicka-recenzja-503/
Książka autorstwa Beaty Ostrowickiej to niezwykła opowieść o człowieku, który do końca swoich dni pozostał wierny wyznawanym przez siebie ideałom, który poświęcił dosłownie wszystko, nawet własne życie, dla dobra dzieci, które miał pod swoją opieką. Lekarz, pedagog, pisarz, publicysta, działacz społeczny, ale przede wszystkim prekursor nowego systemu wychowawczego, opartego...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-05-23
"Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię..." (Rdz. I, I)
Nie, nie, to nie było tak! Na początku w głowie pewnego rosyjskiego pisarza zrodziła się wizja świata przyszłości - okrutnego i mrocznego, który stał się takim w wyniku ludzkiej głupoty. Życie na powierzchni ziemi stało się niemożliwe. Z powodu radioaktywnego promieniowania oraz palących promieni słonecznych, wyginęła flora i fauna, narodziły się natomiast nowe, zmutowane gatunki, zagrażające życiu każdego, kto się na nie natknął. Nieliczni, którzy przeżyli, skryli się w podziemiach moskiewskiego metra, największego bunkra na świecie. Tylko co to było za życie... Owa wizja przerodziła się w słowa zapisane na papierze. Tak powstały dwie powieści "Metro 2033" oraz "Metro 2034", a ich autorem jest Dmitry Glukhovsky. Historie stworzone przez tego człowieka nie odeszły w zapomnienie. Tak bardzo przypadły do gustu czytelnikom (oraz innym pisarzom) na całym świecie, że stworzono specjalny projekt o nazwie Uniwersum Metro 2033. Pisarze wielu narodowości postanowili napisać własne historie opisujące walkę ludzi o przetrwanie w świecie po apokalipsie. Wszystkie one mają jeden wspólny mianownik. Jaki? Zostały stworzone na kanwie powieści Glukhovsky'ego, osadzone w wykreowanym przez niego świecie "Metra 2033". Na całym świecie wydano do tej pory nieco ponad trzydzieści książek wchodzących w skład Uniwersum Metra 2033. Nasz rynek niestety pozostaje pod tym względem daleko w tyle, nad czym strasznie ubolewam. Wydano bowiem do tej pory zaledwie cztery (!) powieści tego cyklu - "Piter" Szymuna Wroczka, "Do światła" i "W mrok" Andrieja Diakowa oraz niedawno mające premierę "Korzenie niebios" Tullio Avoledo. I właśnie tego ostatniego tytułu będzie dotyczyła dzisiejsza recenzja.
Jednak zanim do tego przejdziemy, wpierw kilka słów o samym autorze. Ukończył studia prawnicze, obecnie pracuje w kancelarii banku. Żonaty, ojciec dwójki dzieci. Mimo natłoku codziennych zajęć, udaje mu się znaleźć czas na pisanie. Robi to najczęściej nocą słuchając ulubionej muzyki. Zadebiutował w 2003 roku powieścią "Książka telefoniczna z Atlantydy", dzięki której odniósł spektakularny sukces nie tylko u czytelników, ale i krytyków literackich. Avolledo otrzymał za nią nagrodę Forte Village Montblanc za najlepszy debiut tamtego roku. Od tamtej pory napisał jeszcze dziewięć innych powieści, z czego najnowszą są właśnie "Korzenie niebios".
"Nikt nie wie, jak wybuchła wojna. Czy w ogóle wybuchła, czy też może wszystko zdarzyło się przypadkiem, przez błąd człowieka albo maszyny. Nikt nie napisze historii Ostatniej Wojny."
Znajdujemy się we Włoszech, a dokładniej w byłej stolicy apostolskiej - Rzymie. Świat w wyniku wojen nuklearnych uległ totalnemu zniszczeniu. Niebo pokryte jest całunem ciemnych chmur. Powierzchnia skuta jest lodem, z nieba spadają brudne płatki śniegu. Życie na powierzchni w wyniku promieniowania oraz palących promieni słonecznych stało się niemożliwe. Nieliczni ocaleni zmuszeni byli zejść pod ziemię, do katakumb Św. Kaliksta, gdzie władzę objął kardynał kamerling Ferdinando Albani i stworzył Nowy Watykan. Jednakże pozycja Kościoła została zachwiana przez Wielką Zagładę. Nikt bowiem nie może zrozumieć, dlaczego dobry i miłosierny Bóg skazał swoich wiernych na taki los; dlaczego musieli stracić najbliższych, a teraz zmuszeni są żyć w tak nieludzkich warunkach. W takiej sytuacji coraz większym uznaniem cieszyć się zaczyna władza świecka, na czele której stoi Rada Miejska.
Ojciec John Daniels zostaje wezwany na rozmowę z kamerlingiem. Dowiaduje się od niego, że ponoć gdzieś w okolicach oddalonej o setki kilometrów Wenecji znajduje się patriarcha, który mógłby stać się nowym papieżem. Wyznacza ojcu Danielsowi zadanie udania się w podróż, której celem ma być odnalezienie najwyższego zwierzchnika Kościoła. Wraz z nim wyruszyć ma grupa siedmiu dobrze wyszkolonych żołnierzy Gwardii Szwajcarskiej dowodzonych przez kapitana Duranda. Nie ma czasu do stracenia. Wyprawa rusza jeszcze nocą tego samego dnia, w którym ojciec Daniels dowiedział się o patriarsze.
Droga, która ich czeka, będzie prawdziwym koszmarem. Naznaczona będzie bólem, śmiercią, zwątpieniem, a nawet obłędem. Do tego w czasie podróży ojciec Daniels zacznie zauważać niepokojące symptomy w zachowaniu kapitana Duranda. Czyżby ukrywał on coś przed księdzem? Czym są tytułowe korzenie niebios? Czy wyprawa zakończy się powodzeniem?
"Przyjaciele to już tylko proch na wietrze...
Prochem ojciec, prochem matka
A mój Bóg jest dla wszystkich reliktem minionych czasów."
Lektura "Korzeni niebios" była dla mnie swego rodzaju pewną odskocznią od tego, co do tej pory dane mi było czytywać w powieściach Glukhovsky'ego czy Diakowa. Elementem różniącym jest tu przeniesienie rozgrywających się wydarzeń do Włoch. Poprzednie historie osadzone były w rosyjskich miastach, a dokładniej w tamtejszych metrach. Zamieszkujący je mieszkańcy wielokrotnie zastanawiali się, jak wygląda życie w innych zakątkach świata; czy przeżyło wielu ludzi, czy też oni są ostatnimi reprezentantami naszego gatunku. Tullio Avoledo pozwolił nam odkryć choć rąbek tajemnicy, przyjrzeć się losom mieszkańców Włoch. Przy okazji wprowadził kolejną zmianę odróżniającą tę historię od poprzednich. Ziemia skuta lodem i wiecznie padający z nieba śnieg. Nuklearna zima. Moim zdaniem przez panujące tu warunki pogodowe życie tutejszych mieszkańców było jeszcze gorsze niż tych ocalałych w Moskwie.
"To książka prawdziwa; jakby autor widział wszystko na własne oczy. Bezkompromisowa. Twarda, wręcz okrutna. Mądra, subtelna, poetycka. Śmiała, łamiąca schematy. Czytałem i nie mogłem się oderwać, jeść ani spać. Dziś to moja ulubiona powieść z całego uniwersum."
- Dmitry Glukhovsky
Przyznać muszę, że zgadzam się w 100% z powyższym komentarzem. Od teraz powieść autorstwa Tullio Avoledo jest moją ulubioną z dotychczas przeczytanych przeze mnie książek z serii Uniwersum Metro 2033. Jest tu wszystko, czego oczekiwałam od tej powieści. Mrok, strach, ból, śmierć, wszechobecne niebezpieczeństwo, walka o przetrwanie, intrygi, zdrada, tajemnice, upadek wiary, poszukiwanie własnej tożsamości. Wymieniać mogłabym jeszcze długo. Do tego dochodzi wprowadzenie wielu metafor oraz odniesień do przeszłości. Pojawia się nawet wątek paranormalny, co było dla mnie nie małym zaskoczeniem. Akurat czegoś takiego w ogóle się nie spodziewałam. To, co opisywał, dało mi wiele do myślenia i sprawiło, że zupełnie inaczej zaczęłam patrzeć na otaczający mnie świat. A wszystko to zostało napisane wielobarwnym językiem, z bolesną szczegółowością opisującą wszystkie rozgrywające się wydarzenia oraz otaczające bohaterów krajobrazy. Jeśli już mowa o tych ostatnich, to są oni wielowymiarowi i bardzo dobrze przedstawieni czytelnikowi. Niczyje zachowanie nie jest jednoznaczne. Z czasem każdy z nich okazuje się być zupełnie inny, niż z początku zakładaliśmy. Z największym zainteresowaniem śledziłam losy ojca Danielsa i jego wewnętrzną metamorfozę pod wpływem wszystkiego, co go spotkało podczas ich wędrówki. Nie jeden człowiek załamałby się pod ciężarem tego, czego był świadkiem i w czym musiał uczestniczyć nasz ksiądz. Ale nie on, nie ojciec Daniels. Jego postawa, moralność, dokonywane wybory nie jednokrotnie były dla mnie godne podziwu i szacunku z mojej strony. Nie to, co w przypadku pozostałych...
"Przez całą moją edukację na łonie Kościoła uczono mnie, że człowiek jest ponad swoją powłokę. Że dusza jest wieczna. Ale trudno tak myśleć, gdy leży się nago na mrozie, w smrodzie gówna i krwi."
Na końcu książki zostały zamieszczone ilustracje wykonane przez Aleksandra Kulikowa. Zostały na nich przedstawione sceny z powieści - wszystkie najważniejsze wydarzenia. Grafiki zostały wykonane w odcieniach czerni, bieli i szarości. Spoglądając na nie, aż ciarki człowiekowi przechodzą po plecach. Są bardzo mroczne i klimatyczne. Idealnie oddają grozę, jaka została przedstawiona w "Korzeniach niebios".
"Korzenie niebios" powinny znaleźć się na półce każdego fana cyklu Uniwersum Metro 2033, ale nie tylko. Moim zdaniem każdy miłośnik fantastyki będzie usatysfakcjonowany lekturą tej powieści. Odnajdzie w niej wszystko to, czego oczekuje od książek tego gatunku. Ja znalazłam. Dlatego też nie wierzę, że ktokolwiek mógłby poczuć się rozczarowany lekturą najnowszego dziecka Tullio Avoledo. "Korzenie niebios" od dziś będą zajmowały w moim domu zaszczytne miejsce na półce ulubionych powieści. Wam, moi kochani, dobrze radzę - jak najszybciej sięgnijcie po tę powieść i dajcie się ponieść tej ekscytującej historii opowiedzianej przez włoskiego pisarza, pana Avoledo.
Moja ocena: 6/6 !
recenzja z mego bloga: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/05/235-korzenie-niebios-tullio-avoledo.html
"Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię..." (Rdz. I, I)
Nie, nie, to nie było tak! Na początku w głowie pewnego rosyjskiego pisarza zrodziła się wizja świata przyszłości - okrutnego i mrocznego, który stał się takim w wyniku ludzkiej głupoty. Życie na powierzchni ziemi stało się niemożliwe. Z powodu radioaktywnego promieniowania oraz palących promieni słonecznych,...
2013-04-07
Cory Mackenson to dwunastoletni chłopiec zamieszkały w sennym miasteczku Zephyr. Na co dzień nie wiele się tu dzieje. Życie mieszkańców toczy się spokojnym rytmem. Jednak pewien marcowy poranek roku 1964 już na zawsze odmienił życie chłopca oraz pozostałych ludzi z Zephyr. Tamtego dnia Cory wraz z ojcem rozwoził mleko po okolicy. W pobliżu Jeziora Saksońskiego omal nie zderzyli się z nadjeżdżającym z naprzeciwka rozpędzonym samochodem. Panu Mackensonowi w ostatniej chwili udało się zjechać z drogi. Drugie auto nie miało tyle szczęścia. Wpadło do jeziora i zaczęło nabierać wody. Ojciec Cory'ego nie wiele myśląc skoczył na ratunek kierowcy pojazdu. Jednak to, co zobaczył w środku auta, przeraziło go doszczętnie. Za kierownicą siedział martwy człowiek. Jego twarz została zmasakrowana. Jedna z rąk przykuta była do kierownicy. Szyja natomiast nosiła widoczne ślady duszenia, choć to mało powiedziane - została prawie odcięta od tułowia... W spokojnym dotąd Zephyr zostało popełnione morderstwo. W pobliżu jeziora chłopiec odnalazł zielone piórko. Czyżby mogło ono mieć jakikolwiek związek z popełnionym morderstwem?
Cory'emu trudno było uwierzyć w to, iż w jego ukochanym miasteczku może żyć sadystyczny morderca. Postanowił odnaleźć zabójcę. Tylko jak to zrobić? Jedyne co może uczyć, to bacznie obserwować mieszkańców Zephyr, analizując ich zachowanie. Tylko czy to wystarczy, aby dociec prawdy?
Biorąc do ręki "Magiczne lata" byłam nieco przerażona objętością książki. Bo co będzie, jeśli mi się nie spodoba? Jeśli mnie znudzi? Czy dam radę dotrwać do końca? Czy zmuszona będę zaciskać zęby i brnąć na siłę dalej, byle w końcu dotrzeć do zakończenia? Tego typu pytania zadawałam sobie zanim rozpoczęłam lekturę powieści. Owszem, naczytałam się prędzej całkiem sporo pozytywnych recenzji tego dzieła. Poza tym na okładce widnieje pokaźna ilość kolejnych rekomendacji wychwalających styl autora oraz samą historię. Tego typu rzeczy tylko aby skłaniają do sięgnięcia po dane dzieło. Jednakże nie mogłam pozbyć się obawy, że jednak do mnie ta książka nie trafi, że będzie dla mnie istną męczarnią. Wielokrotnie bywa przecież tak, że dany tytuł wychwalany jest pod niebiosa, czytelnik kierujący się takimi opiniami decyduje się na zakup danej pozycji, a potem, kiedy zaczyna lekturę, dostaje jakby obuchem w łeb, gdyż historia zupełnie do niego nie trafia. W takich wypadkach można czuć się oszukanym, nabitym w butelkę. Albo jeszcze gorzej. Można sobie zacząć zadawać pytania, czy aby na pewno ze mną jest wszystko w porządku? No bo skoro inni zachwalali, a mi zupełnie się to nie podobało, to o co tu chodzi? Jednakże mimo początkowo odczuwanego niepokoju sięgnęłam po książkę. Powiedziałam sobie: co ma być, to będzie, dam radę.
Historia zaczyna się mocnym akcentem. Od razu mamy ofiarę morderstwa, a wszyscy mieszkańcy sennego Zephyr nagle zaczynają odczuwać strach przed krążącym gdzieś w okolicy człowiekiem, który w brutalny, wręcz sadystyczny sposób, pozbawił drugiej osoby życia. Spodobał mi się taki początek. Pomyślałam sobie - o! teraz się będzie działo!. Jednak ku mojemu zaskoczeniu wątek kryminalny został odsunięty na bok, zaczął być jedynie tłem dla innych wydarzeń rozgrywających się w miasteczku. Wraz z Cory'm zaczęłam poznawać jego mieszkańców, ich codzienne radości oraz troski, a także problemy społeczne dotykające całej okolicy.
W pobliżu Zephyr mieści się miasteczko o nazwie Bruton zamieszkałe przez Murzynów. Lata 60-te były okresem, w którym głośno wyrażano swoje zdanie na temat praw czarnoskórych - tego, co im wolno, a czego należy zakazać tym ludziom. Zephyr nie było inne. Dzięki wnikliwej obserwacji mieszkańców miasteczka przez Cory'ego mamy dokładny obraz tego, w jaki sposób traktowano mieszkańców Bruton. Znajdziemy tu nawet grupę Ku-Klux-Klanu, dzięki czemu jeszcze mocniej odczujemy nienawiść niektórych białych do osób różniących się od nich kolorem skóry.
Lata 60-te były również okresem wielu zmian cywilizacyjnych. Świat się zmieniał. Ludzkość szła do przodu wraz z postępem przemysłowym. Powstawały wielkie firmy oraz supermarkety wypierające z dnia na dzień mniejszych, rodzimych przedsiębiorców. Wielu ludzi nagle traciło pracę i musiało zaczynać od nowa. Tego typu problemy nie ominęły mieszkańców Zephyr. Wielu z nich musiało porzucić swe dotychczasowe zajęcia, a nawet opuścić miejsce zamieszkania, które nie było w stanie zapewnić im możliwości przeżycia w danym miejscu.
W powieści poznamy wiele różnych osób. Niektóre z nich będą miały większy wpływ na rozgrywające się wydarzenia, a inni będą stanowili jedynie tło dla całej historii. Jednakże wszyscy oni, ich głosy oraz historie, nadają książce pewien rytm, dodają barw, wypełniają ją. Bez nich z całą pewnością ta powieść nie była by tym, czym jest. Gdyby zabrakło kogokolwiek, to już nie byłoby to. Na największą uwagę zasługuje kilka szczególnych postaci, które wyraźnie wybijają się ponad pozostałe osoby.
Pierwszą z nich jest z całą pewnością sędziwa kobieta zamieszkała w Bruton, którą wszyscy znają jako Damę. Jest osobą tajemniczą, niektórzy uważają, że potrafi czarować. Jedni ją uwielbiają, inni z kolei panicznie jej się boją. Jednakże u wszystkich osób budzi niekłamany respekt. To właśnie jej sny, a także sny ojca Cory'ego oraz samego chłopca będą stanowiły ważną rolę w rozwiązaniu zagadki zamordowanego człowieka spoczywającego na dnie Jeziora Saksońskiego.
Drugą osobą jest Vernon Thaxter, syn miejscowego bogacza będącego właścicielem większości ziem w Zephyr. Przez mieszkańców miasteczka uważany jest on za nieszkodliwego szaleńca, zwyczajnego wariata. Jakże bowiem nazwać można osobę, która przechadza się po ulicach Zephyr tak, jak ją Pan Bóg stworzył? Jako ciekawostkę mogę Wam zdradzić, iż autor powieści, pan Robert MacCammon, zapytany, z którą z postaci swej książki najbardziej się utożsamia, zdradza swym czytelnikom, że jest to właśnie nie kto inny jak Vernon. I wcale się nie dziwię, dlaczego wybór padł na niego. Po pierwsze jest on nie spełnionym pisarzem, który swego czasu napisał nawet jedną książkę. Jednakże wydarzyło się wówczas coś, co na zawsze odmieniło losy młodego Thaxtera. Coś bardzo traumatycznego, co odbiło się na jego psychice. Po drugie Vernon jest niczym sam autor powieści. Włóczy się on ulicami Zephyr i niczym oko Opatrzności obserwuje mieszkańców miasteczka widząc ich "wielkie nadzieje i podłe intrygi. Widział życie bez osłonek - nagie. Może nawet widział o wiele więcej, niż pojmował." (s. 438)
"Magiczne lata" to jednak głównie historia o dojrzewaniu. I tu na główny plan wychodzi sylwetka Cory'ego Mackensona oraz jego najbliższych przyjaciół. Książka ukazuje nam siłę przyjaźni, jaka łączy chłopców, oraz moc, która z niej płynie. Lata młodości to czas, który już nigdy nie powróci. Jako dzieci patrzymy na świat zupełnie innymi oczyma, niż dorośli. Widzimy rzeczy, które umykają uwadze starszym osobom. Świat wydaje nam się przepełniony magią i wszelkimi możliwościami. Żyjemy nadzieją, że w przyszłości możemy być tym, kim chcemy, choćby nasze marzenia wydawały się zupełnie nierealne. Jednakże siła dziecięcej wyobraźni nie zna granic. Wszystko może się zdarzyć, jeśli tylko mocno będziemy tego pragnęli. Dlatego też nie należy spieszyć się do dorosłości. Powinniśmy starać się utrzymać w sobie dziecko tak długo, jak to tylko możliwe. Bowiem gdy "raz stracisz moc magii, na zawsze pozostaniesz żebrakiem szukającym jej okruchów." (s. 531).
Powieść pana McCammona jest z całą pewnością dziełem niesamowitym, wyróżniającym się na tle innych powieści, godnym uwagi każdego czytelnika poszukującego wartościowej lektury. Przyznaję się bez bicia, że początkowo miałam spore problemy z czytaniem tej książki. Lektura szła mi bardzo opornie i w sumie sama do końca nie wiem, dlaczego tak było. Historia jest nad wyraz ciekawa. Tajemnica morderstwa krok po kroku odsłania kolejne elementy zbliżające nas do rozwiązania zagadki i odnalezienia okrutnego zabójcy. Bohaterowie są wielowarstwowi i doprawdy różnorodni, a każdy z nich niespiesznie opowiada nam swoją historię. Książka porusza wiele aspektów życia codziennego, problemów, z którymi przychodzi nam się na co dzień borykać. Autor nie bał się również sięgać po tematy trudne, jak chociażby właśnie segregacja rasowa. Poza tym jest on prawdziwym gawędziarzem, który w bajeczny sposób potrafi przenieść nas w świat swych bohaterów. Dlaczego więc lektura szła mi tak ciężko? Po zakończeniu książki doszłam do pewnego wniosku. Wydaje mi się, że to sprawa samej książki. Nie chciała ona, abym zbyt szybko przez nią przebrnęła. Pragnęła, abym niespiesznie zapoznawała się ze wszystkim, co ma mi do zaoferowania. I muszę przyznać, że jej się to udało. Czas spędzony nad lekturą był z pewnością o wiele dłuższy, niż przy innych książkach o podobnej objętości. Jednakże nie żałuję ani chwili spędzonej na czytaniu "Magicznych lat". Historia, którą w me ręce oddał pan McCammon, jest jedną z tych, które już na zawsze pozostaną ze mną. Podczas lektury poczułam się jak jedna z mieszkanek sennego Zephyr. Czułam zapach otaczającej mnie przyrody oraz wszechobecną życzliwość jego mieszkańców. Chciałabym, abyście i Wy to poczuli. Dlatego też gorąco zachęcam Was - sięgnijcie po "Magiczne lata" i przeżyjcie podczas ich lektury wszystko to, co ja przeżyłam.
Moja ocena: 6/6
recenzja z mego bloga: http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/04/201-magiczne-lata-robert-mccammon.html
Cory Mackenson to dwunastoletni chłopiec zamieszkały w sennym miasteczku Zephyr. Na co dzień nie wiele się tu dzieje. Życie mieszkańców toczy się spokojnym rytmem. Jednak pewien marcowy poranek roku 1964 już na zawsze odmienił życie chłopca oraz pozostałych ludzi z Zephyr. Tamtego dnia Cory wraz z ojcem rozwoził mleko po okolicy. W pobliżu Jeziora Saksońskiego omal nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jak daleko sięgam pamięcią, tak od zawsze pragnieniem mego serca było przeczytanie książki autorstwa Charlotte Brontë o losach Jane Eyre. Jednakże jakoś tak się w życiu mym układało, że tytuł ten skutecznie umykał z mych rąk. Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach Wydawnictwa MG, że zamierzają oni wydać akurat tę powieść, uznałam to za znak, iż nadszedł czas, abym i ja sięgnęła po najsłynniejsze dzieło autorki. Od razu też zwróciłam uwagę, jak piękne wydanie tej powieści zostało oddane w ręce czytelników. Cudowna okładka w twardej oprawie z miejsca przykuła moje oko. Lekkim zdziwieniem był dla mnie tytuł tej książki. Od zawsze sądziłam, że brzmi on "Dziwne losy Jane Eyre". W jakimże ja błędzie żyłam! Otóż ten tytuł nadano później i skutecznie przyjął się wśród czytelników. Zapomniano na długo o prawdziwym jego brzmieniu "Jane Eyre. An Autobiography." Pod tym właśnie tytułem powieść została wydana po raz pierwszy w 1847 roku (w trzech tomach) przez panią Brontë, która skryła się jednak pod pseudonimem literackim Currer Bell.
Zastanawiam się, jak zdołam przelać w słowa wszystkie te uczucia, które towarzyszyły mi podczas lektury powieści. Obawiam się, że nie zdołam wyrazić wszystkiego, co bym chciała powiedzieć o tej książce, choćbym nie wiem jak bardzo starała się to uczynić. Niemniej jednak, mój drogi czytelniku, postaram się uczynić to w miarę jak najlepiej, będąc jednakże świadomą, że i tak mogłabym powiedzieć na ten temat znacznie więcej, niż zawrę w kolejnych słowach.
Jane Eyre poznajemy, kiedy ta ma zaledwie dziesięć lat. Od maleńkości przebywa w domu swej wujenki, gdyż jej rodzice odeszli z tego świata za sprawą epidemii tyfusu. Ciotka, zobowiązana przedśmiertną prośbą swego męża, zaopiekowała się małą Jane, choć nigdy nie traktowała jej jak swojej. Rosnąc u boku jej prawowitych dzieci, dziewczynka nieustannie odczuwała różnice w wychowaniu. Będąc dzieckiem zaledwie poznała czym jest poniżenie, karanie, niesprawiedliwy osąd, brak litościwego słowa oraz ciepłych uczuć, które tak bardzo potrzebne są młodym ludziom, kiedy dorastają. Samotna i nieszczęśliwa została oddana na dalsze wychowanie do zakładu dla dziewcząt utrzymywanego z dobroczynności publicznej. Spędziła tam kilka kolejnych lat, aż do osiągnięcia pełnoletności. Zaznała tam wiele bólu, poniżeń i innego rodzaju cierpień. Panowały tam twarde zasady, których wychowanki zakładu musiały bezsprzecznie przestrzegać. Stosowano kary zarówno cielesne, jak i psychiczne, mające na celu złamanie buntowniczych charakterów i wychowanie ich na usłużne, lojalne, pracowite i pobożne młode damy. Jednakowoż w tych ciężkich warunkach Jane poczuła też, czym jest prawdziwa przyjaźń oraz jak wiele można osiągnąć, jeśli sumiennie przykłada się do wytyczonych każdemu obowiązków. Jakby za sprawą samego Boga udało jej się znaleźć pracę guwernantki u pana Rochestera, który miał na wychowaniu przysposobioną dziewczynkę o imieniu Adela. Jane była pewna, że z dniem, w którym raz na zawsze opuściła mury zakładu i rozpoczęła nową pracę, jej życie ulegnie diametralnej zmianie. I początkowo tak faktycznie było. Swego chlebodawcę obdarzyła ciepłymi uczuciami, a i z resztą służby zaczęła łączyć ją rozwijająca się więź przyjaźni. Jednak jak to w życiu często bywa, nic nie trwa wiecznie, a już zwłaszcza ludzkie szczęście. Los Jane odmienia się z chwilą, w której na jaw wychodzą pilnie strzeżone tajemnice z życia pana Rochestera. Przeszłość zażądała spłaty zaciągniętego przed laty długu. Dziewczyna nie widzi już miejsca dla siebie w jego domu. Postanawia zbiec pod osłoną nocy bez słowa wyjaśnienia... Co się z nią stanie? Cóż to za straszna prawda ujrzała dzienne światło, która popchnęła ją do tak drastycznego kroku? Czy młoda kobieta ma jeszcze szansę zaznać szczęścia w swym życiu?
Mogę śmiało stwierdzić, że dawno już nie czytałam tak cudownej powieści. Me serce radowało się z każdą chwilą, kiedy mogłam zasiąść z książką w ręku i oddać się lekturze, aby móc poznać dalsze dzieje Jane Eyre, która okazała się iście niezwykłą kobietą. Tego było mi trzeba. Tego od dawna pragnęłam. Znaleźć powieść, która zawładnie nie tylko mym czasem, ale również sercem i umysłem. Emocje, które targały mną podczas lektury, są ciężkie do wyrażenia, było ich tak wiele. Z pewnością czułam współczucie, litość, matczyną troskę nad biednym dzieckiem, kiedy czytałam o jego losach. Jak okrutne było życie Jane, która niczym w swym życiu nie zawiniwszy, tak wiele cierpień doznać musiała. Serce mnie bolało, kiedy czytałam o krzywdach, jakie ją w kolejnych latach spotykały. Pałałam nienawiścią do osób, które były temu winne. Kiedy w jej życiu pojawiały się jakieś promyki szczęścia, drobna nadzieja, iż los jej się odmieni, uśmiech pojawiał się na moich ustach. A zaraz potem działo się coś, po czym me serce znów zamierało z trwogi nad jej dalszą przyszłością. Pojawienie się w jej życiu pana Rochestera odmieniło nie tylko ją samą, ale również jej chlebodawcę i osoby z najbliższego otoczenia. Jane była niczym rozkwitający pąk róży. Dojrzewała w posiadłości swego pana. Jej serce poczuło, czym jest prawdziwa miłość oraz lojalność sprawie. Jednakże za każdym razem, cokolwiek by się nie działo, nie ulegała pochopnym osądom, ani rozpalonym emocjom. Przez całe swe życie starała się podążać drogą rozsądku, wierna swoim zasadom, niezależnie, czy przy okazji dokonanego wyboru miałaby sama czuć się zraniona i ponownie nieszczęśliwa. Gotowa była poświęcić nawet romantyczne uczucie, ten pierwszy przebłysk szczęścia w jej dotąd nieszczęsnym życiu, aby żyć dalej w zgodzie z samą sobą i panującymi konwenansami. Podziwiałam ją za to. Była to oznaka prawdziwej odwagi, wewnętrznej siły i niezachwianej woli. Postawa godna naśladowania. Wątpię, czy sama dałabym radę udźwignąć tak wiele, ile ona zdołała w swym życiu. Jestem pewna, że podczas którejś z prób, jakimi doświadczał ją okrutny los, postanowiłabym się poddać i czekać na nieuniknione. Ale nie Jane! Ona taka nie jest. Każdą przeciwność losu starała się przyjąć jako należne jej dziedzictwo i nie dopatrując się w tym jawnej niesprawiedliwości żyć dalej tak, aby nie mieć do siebie żadnego żalu, by być zawsze w zgodzie z własnym sumieniem. Powtórzę się, ale nie sposób tego nie uczynić - jestem godna podziwu dla tej kobiety i mój podziw już chyba nigdy nie zdoła osłabnąć. Postać, którą powołała do życia pani Brontë, jest jedyna w swoim rodzaju. Nigdy dotąd nie spotkałam na kartach innych powieści bohaterów o tak wyraźnej osobowości, silnym charakterze i godnej podziwu postawie.
O panu Rochesterze nie będę się rozpisywała, ani poświęcała mu większej uwagi. Pragnieniem mym bowiem jest, abyście sami sięgnęli po powieść i poznali go osobiście. Zarówno jest zalety, jak i przywary. A wierzcie mi ma on nie jedno na swoim sumieniu. Jednakże cokolwiek ciąży na nim, muszę zdradzić, iż jest to doprawdy interesujący człowiek. Nie jeden raz Was zaskoczy, zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. W ogóle nie dziwię się Jane, że zaczęła darzyć tego człowieka głębszym uczuciem, niż to przystało prostej guwernantce żyjącej na jego garnuszku. Sama znając już jego historię muszę przyznać, że uległabym jego wdziękowi. Jest w nim bowiem coś takiego, co przyciąga do niego drugą osobę, niczym ćmę do gorącej lampy. I nawet wiedząc, że podążając tą drogą można się dotkliwie sparzyć, nie zawahamy się i nie cofniemy z raz obranej drogi.
Pani Brontë napisała tę książkę z prawdziwą pasją. To widać oraz czuć z każdą kolejno przewracaną stroną. Czytane słowa, zdania, całe stronice niosą ze sobą taki ładunek emocjonalny, iż nie sposób przejść obok tego wszystkiego obojętnie. Niesamowity kunszt pióra. Styl, który może się niektórym wydać dość ciężki i być może specyficzny, dla mnie jest mistrzostwem świata. Piękno doboru słów przedstawiających zarówno świat otaczającej bohaterów przyrody, ich cech charakteru, ubioru i wszystkiego innego, jest wręcz niesamowite. Całość została opowiedziana z taką szczegółowością, że doskonale mogłam wyobrażać sobie wszystko to, o czym w danej chwili czytałam - czy to był opis jakiegoś urokliwego zakątka, wygląd domowego pomieszczenia, czy też uczucia uwidaczniające się pod wpływem emocji na twarzach bohaterów.
"Jane Eyre. Autobiografia" od teraz stanowi moją najukochańszą powieść. Historia głównej bohaterki już na zawsze pozostanie w mym sercu. Jestem absolutnie pewna tego, iż w swym życiu jeszcze nie raz wezmę do ręki tę książkę i dam się porwać słowom znajdującym się na jej stronicach. To prawdziwa klasyka! Tę powieść trzeba przeczytać, nie ma innej opcji. Zatem nie wahajcie się ani chwili, sięgnijcie po dzieło pani Brontë. Nawet jeśli nie jesteście miłośnikami gatunku, dajcie jej szansę. Dla takich historii warto łamać zasady i swe przyzwyczajenia, choćby wieloletnie. Niech Was poniesie opowieść o niezłomnej kobiecie, która wiele w swym życiu doświadczyła i która do samego końca pozostała wierna sobie.
Moja ocena: 6/6
recenzja z mojej strony: http://magicznyswiatksiazki.pl/jane-eyre-autobiografia-charlotte-bronte-recenzja-301/
Jak daleko sięgam pamięcią, tak od zawsze pragnieniem mego serca było przeczytanie książki autorstwa Charlotte Brontë o losach Jane Eyre. Jednakże jakoś tak się w życiu mym układało, że tytuł ten skutecznie umykał z mych rąk. Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach Wydawnictwa MG, że zamierzają oni wydać akurat tę powieść, uznałam to za znak, iż nadszedł czas, abym i ja sięgnęła...
więcej Pokaż mimo to