Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Klasyczny kryminał mistrzyni gatunku sprzed lat.
Do przeczytania tej ksiązki zachęcił mnie film "Morderstwo w Orient Expresie", który spowodował moje zainteresowanie się autorką, na podstawie której powstała powieść, zamieniona później w bardzo dobry film. Wertując jej dorobek natknąłem się na tytuł, który w opinii wielu czytelnikó jest najlepszym kryminałem w jej dorobku literackim, więc postanowiłem osobiście się z nim zapoznać i zweryfikować tą opinię. Ksiązka, która wpadła mi w ręce okazała się być dość zwięzła więc przeczytanie jej nie zajęło mi wiele czasu. W sumie troszkę mnie zdziwiła niewialka objętość treści w powieści, która została uznana za jedną z najlepszych w dorobku autorki, ponieważ przyzwyczaiłem się już czytając pozycję innych pisarzy, że bardzo dobre powieści muszą swoje "ważyć". Ale postanowiłem nie sugerować się tym aspektem i przystąpiłem do czytania. Muszę się rónież przyznać, że nie wytrzymałem i dodatkowo postanowiłęm obejrzeć adaptację tej powieści z 2015 roku. Przy okazji zaskoczył mnie fakt, że tak krótką pozycję literacką zekranizowano tworząc prawie 3 godzinne seans filmowy.
Przechodząc do meritum już po kilkunastu stronach czytania, wyjaśniło się dlaczego ta powieść nie jest zbyt obszerna. Autorka skupiła się przede wszystkim na przedstawieniu wydarzeń będących treścią tej powieści, pozostałe aspekty (występujące w wielu klasycznych powieściach) pomijając lub dawkując w niewielkich ilościach. Nawet bohaterowie są nam przedstawieni dość pobieżnie, w taki sposób, że dowiadujemy się o nich tylko tego, co ma znaczenie dla samej intrygi, całkowicie pomijając pozostałe elementy ich tożsamości i historii. Oczywiście okazuje się, że w przypadku tej powieści te elementy nie były konieczne, a ich pominięcie tworzy odpowiedni "klimat", wprowadzając atmosferę tajemniczości, niepokoju oraz powoduje, że akcja powieści nie ciągnie się jak flaki z olejem tylko rozwija w błyskawicznym tempie, a trup ściele się gęsto!
Podsumowując, kryminał "I nie było już nikogo" Agathy Christie jest z pewnością jednym z najciekawszych w jej dorobku i pewnie jednym z najciekawszych, najbardziej oryginalnych kryminałów jakie powstały wogóle. Jest to powieść, która zaskakuje czytelnika swoją konstrukcją, wodzi go za nos, myli tropy i do końca nie pozwala wydedukować kim jest morderca. Zestawiając tą pozycję z pozostałymi powieściami z tego gatunku z jakimi miałem możliwość się zapoznać doceniam przede wszystkim oryginalny pomysł i misternie opracowaną intrygę, oraz klimat i tajemniczość, której bardzo często brakuje współczesnym kryminałom, gdzie albo po przeczytaniu połowy powieści domyślamy się zakończenia, albo jest ono jakby zupełnie z innej bajki i nie mamy szans z treści na nie wpaść, ponieważ wiele faktów wskazujących mordercę wychodzi na jaw już po jego ujawnieniu. A uważam, że bardzo dobry kryminał powinien być tak skonstruowany, że morderca przewija się na kartach powieści od początku i towarzyszy nam do samego finału, ale jest tak dobrze ukryty i zakamuflowany, że nie jesteśmy się w stanie domyślić kim on jest, mając jednocześnie taką możliwość.
Kryminał Agathy Christie ma tą przewagę nad wieloma innymi, że morderca jest wśród nas od samego początku, ale za cholerę nie możemy domyślić się kim on jest, za co powieści należy się duży plus.
Poza tym wartka akcja, przystępny język, zwięzłość to główne zalety tej powieści.

Klasyczny kryminał mistrzyni gatunku sprzed lat.
Do przeczytania tej ksiązki zachęcił mnie film "Morderstwo w Orient Expresie", który spowodował moje zainteresowanie się autorką, na podstawie której powstała powieść, zamieniona później w bardzo dobry film. Wertując jej dorobek natknąłem się na tytuł, który w opinii wielu czytelnikó jest najlepszym kryminałem w jej dorobku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po książkę "Pod mocnym aniołem" sięgnąłem po obejrzeniu adaptacji filmowej wg reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Zastanawiałem się jak może wyglądać powieść, która stała się podstawą takiego dobrego filmu dotykającego jednej z najważniejszych plag ludzkości - alkoholizmu. Powieść nie jest łatwa, i pewnie nie wpadnie jako całość do gustu wszystkim czytelnikom, ale mając pewne doświadczenia z tematem wiem, że jest bardzo prawdziwa. Autor w niezwykle ciekawy i bardzo barwny sposób przedstawia walkę z jednym z najgorszych nałogów naszej cywilizacji. Książka pomimo iż jest chwilami naprawdę śmieszna i utrzymana jest w optymistycznym tonie, to jednak tak naprawdę doskonale poprzez groteskę i ironię pokazuje tragizm związany z próbą podniesienia się człowieka, staczającego się na dno przez nadużywanie alkoholu. Historie, które przedstawia autor są prawdziwymi historiami, prawdziwych ludzi, pewnie zasłyszanymi na spotkaniach podczas pobytu na oddziale deliryków szpitala psychiatrycznego, którzy doświadczyli ich pod wpływem nałogu alkoholizmu i podejmowali często bardzo liczne próby wyrwania się z tego nałogu, oczywiście nie zawsze udane. Powieść jest prawdziwa, ponieważ jest po części powieścią autobiograficzną i tak naprawdę głównego bohatera możemy utożsamiać z jej autorem. Napisana jest bardzo ciekawym, barwnym stylem literackim świadczącym o niezwykłym talencie autora do bawienia się literaturą i formułowania myśli.
Książkę tę polecam w szczególności osobom, które znają kogoś, kto zmagał lub zmaga się z problemem alkoholizmu, lub sami się z nim zmagają. Myślę, że tylko oni do końca są w stanie zrozumieć i docenić tą powieść pod kątem jej prawdziwego, tragicznego wręcz wydźwięku.

Po książkę "Pod mocnym aniołem" sięgnąłem po obejrzeniu adaptacji filmowej wg reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Zastanawiałem się jak może wyglądać powieść, która stała się podstawą takiego dobrego filmu dotykającego jednej z najważniejszych plag ludzkości - alkoholizmu. Powieść nie jest łatwa, i pewnie nie wpadnie jako całość do gustu wszystkim czytelnikom, ale mając...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Drugi tom Sagi o Wiedźminie "Czas pogardy" (pomijając opowieści i Sezon Burz) jest bezpośrednią kontynuacją przygód bohaterów poznanych w części pierwszej. W centrum uwagi nadal pozostaje postać młodej Cirilli - Dziecka Niespodzianki, która jest nierozerwalnie związana przeznaczeniem z naszym wiedźminem Geraltem i to właściwie wokół Niej toczy się cała intryga. Pewnie gdyby nie ta mała, bardzo utalentowana i posiadająca niezwykłe zdolności osoba, mielibyśmy więcej Wiedźmina znanego z opowiadań Sapkowskiego, czyli nieustraszonego i niezwykle walecznego pogromcy potworów i wszelkich sił nieczystych, które krążą po tym świecie i nękają głównie zwykłych biednych ludzi.
Ale to właśnie postać przybranej córki Wiedźmina jest najważniejszą postacią w całej Sadze, a ponieważ w jej żyłach płynie szlachetna krew, jest również bardzo istotnym pionkiem na arenie wiedźmińskiego świata. Interesują się nią władcy, czarodzieje, a także elfy, z racji jej pochodzenia i posiadania genu Starszej Krwi.
W drugiej części Sagi Ciri, która trafiła pod opiekę ukochanej Geralta jest przymierzana do umieszczenia w szkole czarodziejów, aby tam szlifować i rozwijać swoje niezwykłe zdolności i talenty. Niestety plany Wiedźmina i Yeneffer wobec ich nastoletniej podopiecznej pękają jak bańka ze szkła w obliczu wielkiej polityki, która trafia na pierwszy plan tej części powieści i staje się główną przyczyną i motorem napędowych dalszych wydarzeń.
Stary porządek i ład zostaje wywrócony do góry nogami i to nie tylko wśród możnowładców oraz ich poddanych, ale również wśród czarodziejów. Nastaje tytułowy "czas pogardy: czyli czas wojny, nienawiści, bólu, cierpienia, biedy, gwałtu, czas upadku wartości moralnych, czas bezprawia i terroru.
W wielką politykę i całą intrygę zamieszana zostaje postać głównej bohaterki, którą dla swoich celów chcą mieć wszystkie strony konfliktu. I w tym miejscu pojawia się nasz tytułowy bohater, który za wszelką cenę chce ochronić Ciri przed łapami intrygantów, pragnących wykorzystać dziewczynę jako narzędzie do osiągnięcia ich planów i zamierzeń, nie patrząc oczywiście na jej dobro.
Tak w ogólnym zarysie kształtuje się fabuła drugiej części Sagi.

Stylistycznie druga część jest bardzo zbliżona do części pierwszej. Powieść zawiera większość elementów, z którymi spotkaliśmy się w "Krwi Elfów". Jest ten sam charakterystyczny język, jakim posługują się bohaterowie, zawierający elementy słownictwa średniowiecznego, mamy te charakterystyczne elementy humoru występujące w dialogach i zachowaniach bohaterów. Każdy rozdział posiada unikalne przypisy wstępne, które ubarwiają i dopełniają obrazu całości i pozwalają czytelnikom lepiej zrozumieć fabułę. Jednym słowem powieść ma ten niesamowity średniowieczny klimat, oraz świetnie (choć nie tak szczegółowo jakby się chciało) wykreowany świat, który w znacznym stopniu zdecydował o międzynarodowym przecież sukcesie całej Sagi. Poznajemy kolejnych ciekawych i intrygujących bohaterów, niektórzy z nich będą ważnymi postaciami w kontekście całej historii. Jest również kilka mniej znaczących wątków pobocznych i mniej ważnych bohaterów, których historie uzupełniają i ubarwiają nam obraz wiedźmińskiego świata.

Drugi tom Sagi o Wiedźminie "Czas pogardy" (pomijając opowieści i Sezon Burz) jest bezpośrednią kontynuacją przygód bohaterów poznanych w części pierwszej. W centrum uwagi nadal pozostaje postać młodej Cirilli - Dziecka Niespodzianki, która jest nierozerwalnie związana przeznaczeniem z naszym wiedźminem Geraltem i to właściwie wokół Niej toczy się cała intryga. Pewnie gdyby...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia byłego komisarza Wiktora Forsta i innych bohaterów dobiegła końca. Historia ta okazała się całkiem mocno rozbudowana, ponieważ ciągnęła się przez pięć dość obszernych tomów. Remigiusz Mróz zakończył ją w mojej opinii naprawdę całkiem udanie. Piąta część nie odstawała poziomem od pozostałych, a pomysły wykorzystane na zamknięcie toczących się w poprzednich częściach wątków oraz zakończenie sprawy bestii z Giewontu były według mnie interesujące, całkiem niebanalne, mało przewidywalne i wciągające. Może nie do końca takie jakich się spodziewałem, ale uważam że autor miał pomysł na zakończenie serii i przyzwoicie go zrealizował.
Przez całą pentalogię poznałem kilkunastu bohaterów, wśród nich kilku z pewnością zapadło mi w pamięć, kilku z nich polubiłem, innych mniej i w rezultacie całkiem mocno zżyłem się z tą historią i informacja, że była to część ostatnia wprowadziła u mnie pewną nutkę nostalgii.

Pocieszam się jednak faktem, że jak na nasz rynek literatury kryminalnej jest to całkiem udana seria i prawa do jej ekranizacji zostały już sprzedane, więc pewnie w przyszłości powstanie z tego materiału jakiś film lub serial, który pozwoli mi wrócić znowu do tego świata i poobcować na nowo z jego bohaterami. Z pewnością będzie to ciekawe doświadczenie skonfrontować wyobrażenia o bohaterach jakie powstały w mojej głowie podczas czytania tych wszystkich części z ich artystyczną wizją reżyserów, którzy podejmą się tego zadania.

Wiktor Forst przede wszystkim, ale również Edmund Osica czy Dominika Wadryś-Hansen to te postacie, które udało się autorowi nakreślić mocno i wyraziście i za którymi będę wyglądał w innych jego książkach, co zresztą obiecał sam autor.

Mam oczywiście świadomość, że literacko książki o Wiktorze Forście nie stanowią arcydzieł literatury, ale z pewnością można je polecić jako dobrą odskocznię od codzienności, w szczególności osobom, które lubią kryminały i sensacje, ale również wielu pozostałym czytelnikom.

Na koniec, za tą książkę i całą "górską" serię wystawiam mocną 7. Przede wszystkim za klimat, wszechobecne polskie góry, ciekawe pomysły, i dobrze chociaż nie dokońca nakreśleni główni bohaterowie.

Historia byłego komisarza Wiktora Forsta i innych bohaterów dobiegła końca. Historia ta okazała się całkiem mocno rozbudowana, ponieważ ciągnęła się przez pięć dość obszernych tomów. Remigiusz Mróz zakończył ją w mojej opinii naprawdę całkiem udanie. Piąta część nie odstawała poziomem od pozostałych, a pomysły wykorzystane na zamknięcie toczących się w poprzednich częściach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Krew Elfów mimo iż chronologicznie nie stanowi początku przygód Wiedźmina Geralta z Rivii, to jednak otwiera główny wątek fabularny, który obejmuje 5 tomów i kręci się wokół postaci Cirilli, czyli Dziecka Niespodzianki, jednej z najważniejszych postaci wiedźmińskiego świata. Z samym wiedźminem miałem okazję zapoznać się czytając 2 tomy opowiadań, oraz powieść umieszczoną chronologicznie przed wydarzeniami z właściwej sagi, ale napisaną na końcu czyli Sezon Burz. "Krew Elfów" stanowi jakby nowe otwarcie, pozwalając nam ponownie spotkać poznanych już w opowiadaniach najważniejszych bohaterów i wciąga nas w nową fascynująca historię związaną z dzieckiem, w której żyłach płynie krew elfów.
Poszczególne rozdziały powieści przedstawiają nam różne sceny i wątki, w których poznajemy bardzo ciekawych bohaterów, mniej lub bardziej uwikłanych w historię związaną z ucieczką, ukrywaniem, edukacją oraz poszukiwaniem Lwiątka z Cintry. Przy okazji autor przedstawia nam dwa przeciwstawne obozy czyli tych złych, starających się za wszelką cenę schwytać dziecko starszej krwi (z niewyjaśnionych jeszcze do końca powodów), oraz tych dobrych, którzy chcą do tego nie dopuścić. Mamy również zarysowanie wiedźmińskiego świata, trochę historii, a także zapoznajemy się z aktualną sytuacją społeczno-polityczną. Dowiadujemy się o narastającym konflikcie między ludźmi i nieludźmi oraz o zbliżającej się wojnie pomiędzy tajemniczym i zaborczym agresorem z południa pod postacią Cesarstwa Nilfgardu oraz Królestwami Północy, w których umiejscowiona jest akcja powieści. Są spiski, intrygi, przyjaźnie, miłość oraz nienawiść. Słowem wszystko to co tworzy klimat i decyduje o jakości utworu literackiego.
Akcja powieści rozgrywa się w czasach średniowiecznych, dlatego autor zdecydował się wystylizować i ubarwić język powieści, oraz sposób wypowiedzi bohaterów aby bardziej przypominał nam epokę, więc mamy tutaj wiele archaizmów, wyrazów pochodzących z łaciny, zdania są zbudowane w nieco inny sposób. Uroku dodają również wulgarne i humorystyczne, niekiedy pełne ironii wypowiedzi niektórych bohaterów, w szczególności krasnoludów oraz niesamowity poetycki styl barda Jaskra. Postacie przedstawione w powieści są bardzo różnorodne pod względem rasy, usposobienia, wykształcenia, charakteru, sposobu bycia, zawodu. Powoduje to , że interakcje pomiędzy bohaterami są bardzo ciekawe i wciągające, a czytelnik nie może się nudzić.

Dodatkowym ubarwieniem, takim "smaczkiem" każdego rozdziału są charakterystyczne przypisy wstępne, stylizowane na cytaty z przeróżnych źródeł literackich z wiedźmińskiego świata, które mają nam przybliżyć, uzupełnić czy też umożliwić lepsze zrozumienie różnorodnych kwestii związanych z porządkiem i funkcjonowaniem tego właśnie świata.

Krew Elfów mimo iż chronologicznie nie stanowi początku przygód Wiedźmina Geralta z Rivii, to jednak otwiera główny wątek fabularny, który obejmuje 5 tomów i kręci się wokół postaci Cirilli, czyli Dziecka Niespodzianki, jednej z najważniejszych postaci wiedźmińskiego świata. Z samym wiedźminem miałem okazję zapoznać się czytając 2 tomy opowiadań, oraz powieść umieszczoną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka "Za zamkniętymi drzwiami" wpadła mi do ręki za namową i dzięki poleceniu pewnej znajomej, która zachęcona szumnymi reklamami i opiniami recenzentów nabyła egzemplarz tej powieści i wręcz ekspresowo ją przeczytała. Znajoma, była nią bardzo zachwycona (zapalona fanka kryminałów i thrillerów) i pożyczając mi książkę nie mogła się doczekać aby podzielić się swoimi wrażeniami na temat tej historii z inna osobą, która ją zna.

Postanowiłem więc zapoznać się z tą powieścią, jednak w odróżnieniu od koleżanki podchodziłem do debiutu literackiego brytyjskiej pisarki B.A. Paris z dużą rezerwą i zdecydowanie większym sceptycyzmem niż moja znajoma. Życie i poprzednie doświadczenia literackie nauczyły mnie, że silny marketing i reklama z reguły oznaczają średniej lub niskiej jakości produkt, na którym próbuje się zarobić szybo duże pieniądze. Dotyczy to wszelakich produktów, nie pomijając również produktów literatury.

Niestety z braku czasu troszkę zajęło mi przeczytanie tej niezbyt obszernej powieści, ale po jej zakończeniu muszę przyznać, że książka napisana jest prostym, łatwym językiem, jej treść wypełniona jest w całości dialogami i akcją umiejscowionymi w dwóch przestrzeniach czasowych (teraz i wcześniej) , brakuje w niej wszelkich "ozdobników", więc czyta się ją bardzo szybko i chciałoby się powiedzieć przyjemnie, ale w tym przypadku nie do końca.
W tym miejscu pojawia się pierwszy, główny zarzut z mojej strony dla tej powieści - czyli ubogość literacka tej powieści, że tak to okreslę. Oprócz dialogów i akcji powieść ta właściwie nie zawiera niczego więcej!
Brakuje tutaj wielu elementów, które tworzą klimat m. in. opisów natury, świata, całej rzeczywistości (mimo iż powieść dzieje się współcześnie, co mogłoby tłumaczyć te braki, uważam, że nie zwalnia to autora z aspiracjami z obowiązku opisów, jeżeli chce stworzyć coś więcej niż tylko opowiastkę na jeden raz) brak wielowątkowej fabuły, słaba analiza psychologiczna postaci, ogólnie jacyś tacy mało wyraziści bohaterowie, mało charyzmatyczni, niezbyt umiejętnie i dogłębnie nakreśleni, trudno się z nimi identyfikować, przez co książka ta nie wzbudzi zbyt wielkich emocji u świadomego i dojrzałego czytelnika.
Ot, taka historyjka dla szarych, niezbyt wymagających i (chyba) niezbyt inteligentnych zjadaczy chleba, czyli dla pospólstwa.

Mam również zastrzeżenie jeżeli chodzi o pomysł na tą książkę. Historia wydaję się być w wydaniu autorki naciągana i trochę mało realna i tak naprawdę nie jest to nic specjalnego, nic innowacyjnego. Może sposób przedstawienia całego procederu jest trochę nietypowy (nie do końca podoba mi się przedstawienie wszystkiego akcji z perspektywy ofiary), ale sytuacje, w których jedna osoba z rodziny znęca się, torturuje czy zastrasza i więzi innych członków rodziny zdarzają się bardzo często również wokół nas samych, w realnym życiu. Różnią się jedynie formą i sposobami, ale tak właściwie takie dramaty dzieją się każdego dnia, wszędzie na świecie. Podobnych psychopatów jest wokół nas na prawdę sporo. Wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć, obejrzeć telewizję, przeczytać gazety czy portale informacyjne i chcieć zauważyć dramat ludzi, którzy są ofiarami tych historii. I bardzo często zdarza się, że takie zbrodnie popełniane są właśnie w białych rękawiczkach, pod płaszczykiem udanego związku czy szczęśliwej rodziny.

Podsumowując, jak na debiut literacki jest to propozycja przyzwoita, którą można przeczytać między kolejnymi książkami, jednak absolutnie nie jest to powieść, która zapada w pamięć na dłuższy czas.

Książka ta wydaje się szokująca i innowacyjna tylko na pozór. Jednak jeśli dobrze się zastanowić, podobnych historii w książkach i filmach przerabiałem już setki, więc dla mnie ten temat to takie odgrzewane po raz kolejny stare kotlety, może ubrane w świeżą panierkę dla ładnego wyglądu.

Książka "Za zamkniętymi drzwiami" wpadła mi do ręki za namową i dzięki poleceniu pewnej znajomej, która zachęcona szumnymi reklamami i opiniami recenzentów nabyła egzemplarz tej powieści i wręcz ekspresowo ją przeczytała. Znajoma, była nią bardzo zachwycona (zapalona fanka kryminałów i thrillerów) i pożyczając mi książkę nie mogła się doczekać aby podzielić się swoimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejny zbiór opowiadań mojego imiennika i muszę to również przyznać (po przeczytaniu - jak dotąd - zaledwie trzech Jego pozycji), ulubionego twórcy literatury fantasy, jest kolejną porcją przygód najbardziej znanego na Świecie Wiedźmina Geralta z Rivii, którego pokochałem od momentu rozpoczęcia mojej przygody z... grą komputerową Wiedźmin 3 Dziki Gon (pisałem to przy okazji recenzji zbioru "Ostatnie życzenie"). Grę już dawno ukończyłem (nawet kilka razy) i zdążyłem przeczytać zaledwie trzy książki z wiedźmińskiej serii, ale już wiem, że na tym się nie skończy i nie spocznę, dopóki nie przeczytam wszystkich pozycji Pana Andrzeja Sapkowskiego traktujących o Geralcie, oraz prawdopodobnie również innych opowiadań (innych autorów, fanów serii) nawiązujących do tego uniwersum. W zamiarze mam również zagranie w starsze gry traktujące o Wiedźminie, ponieważ ich twórcy (CD Projekt RED) uzupełnili i wzbogacili ten niezwykły świat w opowieści o jakich traktują kolejne gry, a których nie uświadczymy w prozie Pana Andrzeja. Ale nie o tym miałem pisać tylko o zbiorze "Miecz Przeznaczenia", który jest zbiorem sześciu bardzo ciekawych opowiadań przybliżających nam ten niezwykły i szalenie ciekawy wiedźmiński Świat.
Opowiadania napisane są bardzo przystępnym, stylizowanym językiem, który pozwala poczuć średniowieczny klimat rzeczywistości w jakiej są umieszczone. W każdej historii autor przybliża nam wiedźmińskie uniwersum, jednocześnie pozwalając stopniowo, poprzez perypetie głównego bohatera poznawać i odkrywać historię, osobowość głównego bohatera i jego najważniejszych towarzyszy oraz zapoznaje nas ze specyfiką i tajnikami wiedźmińskiej profesji.

Zaprezentowane w tym zbiorze opowiadania mają dość wąskie ramy czasowe, a przedstawiony w nich Świat i bohaterowie są scharakteryzowani raczej płytko i dość pobieżnie, jednak mimo wszystko te krótkie formy są chyba najlepszym, najciekawszym i najbardziej przystępnym sposobem na zapoznanie i wciągnięcie nas czytelników w ten jakże barwny i fascynujący świat, w którym umieszczona jest akcja wszystkich części Sagi. Dlatego opowiadania te są dla czytelników zaczynających swoją przygodę z Wiedźminem doskonałym wstępem do całej serii powieści o Geralcie z Rivii.
Wszystkie opowiadania są napisane wg mnie na mniej więcej równym poziomie i chociaż wydaje się, że trochę mało jest w nich tego czego najbardziej byśmy oczekiwali po Wiedźminie, czyli walk, zabijania potworów, krwi itp. to jednak mimo wszystko są on ciekawe, wciągające, dynamiczne. Czyta się je szybko i przyjemnie, a każde opowiadanie jak kolejne elementy układanki buduje w wyobraźni czytelnika niesamowity, fantastyczny średniowieczny świat ze wszystkimi zamieszkującymi go rasami ludzi i wszelkich innych stworzeń, tych dobrych i tych złych. Wielkim plusem dla mnie jest czerpanie przez autora z różnych motywów, legend i mitów i umiejętne wplatanie ich w fabułę swoich opowiadań i powieści.
Drugim, bardzo ważnym plusem opowiadań i powieści z wiedźmińskiego cyklu jest fakt, że pomimo ogromu zła, wojen, cierpienia, biedy jaka występuje dosłownie na każdym kroku w przedstawionym nam świecie, powieści te nie są w swojej wymowie przygnębiające i nie bije z nich pesymizm. Jest to spowodowane przede wszystkim postacią głównego bohatera, który w wiedźmińskim świecie jest pewnego rodzaju synonimem średniowiecznego rycerza. Nie jest to postać pozbawiona wad, jednak w tym jego pełnym zła i potworów świecie, wydaje się być jednym z niewielu bastionów dobra, który niezmordowanie i do końca jest gotów nieść pomoc słabym, ciemiężonym i potrzebującym, czasem za marny grosz a niekiedy również za darmo, w imię zasad i wartości które wyznaje i którymi się kieruje.

Kolejny zbiór opowiadań mojego imiennika i muszę to również przyznać (po przeczytaniu - jak dotąd - zaledwie trzech Jego pozycji), ulubionego twórcy literatury fantasy, jest kolejną porcją przygód najbardziej znanego na Świecie Wiedźmina Geralta z Rivii, którego pokochałem od momentu rozpoczęcia mojej przygody z... grą komputerową Wiedźmin 3 Dziki Gon (pisałem to przy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Postać Wiedźmina, głównego bohatera książek Andrzeja Sapkowskiego znałem już od kilkunastu lat. Pierwszą styczność z tym bohaterem miałem za sprawą polskiej produkcji filmu i serialu wyprodukowanego i emitowanego kilkanaście lat temu w polskiej telewizji. Zarówno film, jak i serial nie były produkcjami najwyższych lotów, głównie z uwagi na ograniczone i niezbyt wygórowane budżety, niemniej jednak oglądałęm je z zaciekawieniem i mimo wszystko mam po latach miłe skojarzenia. Po serialu przez długi czas nie interesowałem się tematem Wiedźmina i tak naprawdę dopiero prezent w postaci bardzo dopracowanej i świetnie zrobionej gry komputerowej Wiedźmin 3 Dziki Gon spowodował u mnie powrót zainteresowania i był powodem sięgnięcia do źródeł, czyli do Sagi o zabójcy potworów pióra naszego rodzimego autora Andrzeja Sapkowskiego.
Na pierwszy rzut przerobiłem opowiadania z cyklu "Ostatnie życzenie", a jako pierwszą powieść wybrałem tą, którą Sapkowski napisał na końcu, czyli "Sezon Burz". Mój wybór podparty został dwoma faktami. Przede wszystkim wydarzenia w tej książce są chronologicznie umiejscowione przed resztą sagi. Drugim powodem był fakt, że Sezon Burz pomimo licznych pozytywnych ocen spotkał się również z pweną krytyka fanów pozostałych, wcześniejszych części Sagi i jest powszechnie uważany za jedną z najsłabszych powieści. Postanowiłem więc zweryfikować na jakim poziomie jest ta teoretycznie najsłabsza część całego cyklu o Wiedźminie Geralcie z Rivii.
Na początku muszę pochwalić styl w jakim napisana jest książka. Spora ilość archaizmów, wyrazó łacińskich, inaczej skonstruowane zdania w dialogach i specyficzne sposoby wypowiedzi postaci powodują, że powieść ma swój unikalny klimat, który jeszcze bardziej pozwala się czytelnikom wczuć w epokę w jakiej dzieje się akcja czyli średniowiecze. I pomimo pewnej uciążliwości związanej z używaniem wyrazów archaicznych (kilkunastokrotna konieczność zaglądania w słownik podczas czytania ksiązki) uważam, że zabieg ten był konieczny aby oddać styl i charakter epoki i z pewnością w znacznym stopniu dowartościowuje powieść.
Jeżeli chodzi o samą akcję powieści (jej dynamizm oraz rozwój wydarzeń) to uważam, że jest całkiem dobrze, niemniej jednak po dośc mocnym i dynamicznym otwarciu, gdy nasze apetyty zostają rozbudzone i czekamy na więcej, akcja powieści zwalnia i generalnie część środkowa książki jest pod tym względem jej najsłabszym elementem. Na szczęście po tym okresie lekkiej nudy, gdy zbliżamy się powoli do końca, akcja znowu przyspiesza, nabiera tempa i do końca jest już całkiem ciekawie.
Główny wątek przygód Geralta opowiedziany w Sezonie Burz nie jest jakoś specjalnie emocjonujący i koncentruje się tak naprawdę wokół skradzionych wiedźmińskich mieczy i całej intrygi z tym związanej, ale wydarzenia poboczne jakie mają miejsce przy okazji próby ich odzyskania, w które nasz bohater zostaje mimo woli wciągnięty są już zdecydowanie ciekawsze i wreszcie mamy to czego najbardziej oczekujemy po Wiedźminie, czyli walkę Geralta z Rivii z wszelkim złem zagrażającym ludziom w całym wiedźmińskim świecie (czyli potoworami w ludzkiej i zwierzęcej skórze).
Jeżeli chodzi o głównego bohatera czyli Wiedźmina Geralta to przez większośc powieści jest on przedstawiany bardziej jako zwyczajny człowiek, ze wszystkimi ludzkimi wadami i ułomnościami, niż jako superbohater będący w stanie pokonać niemalże wszelkie zło świata. Ma on cechy charakteru zwykłego człowieka i absolutnie nie widać po jego zachowaniu wpływu mutacji jakich był poddawany stając się maszyną do zabijania potworów.
Nie mam większych zastrzeżeń do postaci Jaskra, chociaż wiem, że w pozostałych częściach Sagi jest ona bardziej wyrazista, bardziej śmieszna i błyskotliwa, ale o tym przyjdzie mi się przekonać w przyszłości po przeczytaniu kolejnych tomów. Inni bohaterowie jak czarodzieje i czarodziejki, królowie i urzędnicy, kupcy i zbójcy, strażnicy i inni występujący w książce są wg mnie przedstawieni ciekawie i wystarczająco w odniesieniu do fabuły. Nie mam tutaj uwag.
Żałuję tylko, że w książce nie ma zbyt wielu informacji o wiedźmińskim świecie w jakim toczy się akcja, o poszczególnych krainach, Państwach i sytuacji politycznej, gospodarczej i społecznej w jakiej się znajdowały. Ale być może w pozostałych częściach Sagi znajdę uzupełnienie tej kwestii. A takie informacje z pewnością dopełniłyby obrazu świata wykreowanego przez Andrzeja Sapkowskiego i zdecydowanie wzbogaciły całą Sagę.

Postać Wiedźmina, głównego bohatera książek Andrzeja Sapkowskiego znałem już od kilkunastu lat. Pierwszą styczność z tym bohaterem miałem za sprawą polskiej produkcji filmu i serialu wyprodukowanego i emitowanego kilkanaście lat temu w polskiej telewizji. Zarówno film, jak i serial nie były produkcjami najwyższych lotów, głównie z uwagi na ograniczone i niezbyt wygórowane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od małego interesowałem się geografią i lubiłem oglądać różne programy przyrodniczo-podróżnicze. "Boso przez Świat" Wojciecha Cejrowskiego należy do moich ulubionych. Wyróżnia się on bardzo ciekawym, innowacyjnym i niepowtarzalnym stylem oraz sposobem opowiadania o różnych zakątkach świata, który wynika bezpośrednio z osobowości, charakteru, inteligencji i charyzmy prowadzącego (którego poglądy, opinie i podejście do wielu spraw szanuję, wysoko oceniam i w wielu przypadkach się z Nim zgadzam).
Naturalną więc koleją rzeczy jest, że mając wiedzę o istnieniu książek napisanych przez Pana Cejrowskiego postanowiłem sprawdzić, czy historie w nich zawarte opisane są w podobnie barwny i interesujący sposób, pełen humoru a czasem również dramatyzmu.

Pierwszą pozycją jaką wziąłem na tapetę była książka "Gringo wśród dzikich plemion" z pięknym zdjęciem na okładce, przedstawiającym jednego z przedstawicieli indiańskiej społeczności zamieszkującej kraje Ameryki południowej.
Książka nie jest zbyt obszerna, a historie w niej opisane są zwięźle i konkretnie, więc dość szybko udało mi się ją przeczytać.

Co prawda czytanie takiego typu opowieści różni się znacząco od oglądania podobnych rzeczy w telewizji (możliwość obejrzenia tego o czym opowiada autor w tym wypadku robi sporą różnicę), jednak muszę przyznać, że książki utrzymane są w bardzo podobnym, takim gawędziarskim stylu. Jest to ten sam, charakterystycznym sposób przedstawiania nam obcych, nieznanych miejsc i żyjących w tych miejscach społeczności czyli tzw. "Dzikich" oraz ich życia codziennego, obyczajów, wierzeń, historii. Jest to podejście pełne humoru, dystansu, powiedziałbym nawet, że nieco kontrowersyjne i ekstrawaganckie, dzięki czemu z łatwością przyswajamy sobie fakty o innych Państwach, kulturach i społecznościach w nich żyjących. Pomagają nam w tym również fotografie znajdujące się w książce, których wg mnie powinno być zdecydowanie więcej.

Po przeczytaniu tej książki, która notabene powstała dużo wcześniej niż wspomniane przeze mnie programy i porównaniu jej właśnie z nimi, zauważam, że styl opowiadania Pana Wojciecha w książce "Gringo..." jest bardzo zbliżony do tego prezentowanego w programach, co oznacza, że z pewnością warto będzie zapoznać się z Jego pozostałymi pisarskimi dokonaniami.

Od małego interesowałem się geografią i lubiłem oglądać różne programy przyrodniczo-podróżnicze. "Boso przez Świat" Wojciecha Cejrowskiego należy do moich ulubionych. Wyróżnia się on bardzo ciekawym, innowacyjnym i niepowtarzalnym stylem oraz sposobem opowiadania o różnych zakątkach świata, który wynika bezpośrednio z osobowości, charakteru, inteligencji i charyzmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do momentu ukończenia czytania zbioru opowiadań Andrzeja Sapkowskiego "Ostatnie życzenie" nie byłem wielkim miłośnikiem fantastyki jako gatunku literackiego, a moje doświadczenia z tym rodzajem prozy ograniczały się do zaledwie kilku pozycji autorstwa m.in. naszego rodzimego pisarza Janusza Zajdla i kilku innych zagranicznych autorów takich jak Arthur C. Clarke czy Robert A. Heinlein. Była to odmiana fantastyki zwana fantastyką naukową - science fiction, która fascynowała mnie głównie z powodu tematu przewidywania tego co może nas czekać w przyszłości.
Z fantastyką przygodową miałem styczność głównie poprzez filmy takie jak "Władca Pierścieni" , "Hobbit" , "Opowieści z Narnii" , "Merlin" i całą plejadę o królu Arturze i wiele innych mniej znanych produkcji. Książek z tego podgatunku fantastyki natomiast nie przerabiałem.

Cykl Andrzeja Sapkowskiego o Wiedźminie jest więc moim pierwszym doświadczeniem czytelniczym związanym z fantastyką przygodową. Czy na nim się skończy, czy może zachęcony tym krótkim prologiem do całego cyklu, zacznę sięgać po kolejne jego części a w przyszłości być może inne pozycje z tego gatunku? Dla mnie odpowiedź jest już jasna.

Po ukończeniu tej książki jestem przekonany, że zbiór opowiadań "Ostatnie życzenie" będący wstępem do całej sagi o Wiedźminie, był zdecydowanie trafionym wyborem, a czas spędzony na jego przeczytanie na pewno nie był dla mnie czasem straconym.

Na początku jeszcze chciałem dodać,że do przeczytania tej niezbyt obszernej książki, skłoniło mnie coś zupełnie nieoczekiwanego, a mianowicie naszej rodzimej produkcji fantastyczna, rozbudowana i mega wciągająca
gra komputerowa "Wiedźmin 3", którą kupiłem sobie jako prezent gwiazdkowy w minione Święta. Gra wciągnęła mnie na kilkadziesiąt godzin i sprawiła, że postanowiłem bardziej zagłębić się w Uniwersum Wiedźmina, czyli cały fantastyczny i bardzo ciekawy świat wykreowany przez Andrzeja Sapkowskiego, inspirowany twórczością innych autorów oraz bazujący na mitach i legendach słowiańskich, skandynawskich oraz wielu innych.

Nazwa książki "Ostatnie życzenie" pochodzi od tytułu chyba najważniejszego opowiadania w niej zawartego.
Historie zawarte w tej pozycji napisane są przystępnym językiem, który jest częściowo stylizowany na język średniowiecza (w takim okresie umiejscowiona jest akcja opowiadań) i obfituje w różne ciekawe archaizmy. Nie sprawia on jednak większej trudności w zrozumieniu i poza kilkoma trudniejszymi określeniami, każdy zrozumie teksty bez większego problemu. A szukając znaczeń nieznanych sobie słów, zwrotów czy wyrażeń, przy okazji wzbogacimy swoje słownictwo. Ta stylizacja jest jednym z elementów, który buduje niezwykły średniowieczny klimat i pozwala naszej wyobraźni lepiej "zobaczyć" to co się w danym momencie dzieje.
Dialogi są ciekawe, zwięzłe, dynamiczne, często żartobliwe.
Autor nie rozpisuje się zanadto, dzięki czemu ani na chwilę nie poczujemy się znużeni Jego prozą. Poszczególne elementy tworzące treść opowiadań są wg mnie bardzo dobrze wyważone. Jest odpowiednia ilość opisów, odpowiednia ilość dialogów, akcja dzieje się szybko, opisy walk są malownicze. Bohaterowie i świat, jak to w opowiadaniach bywa nie są przedstawieni zbyt szczegółowo, ale nie przeszkadza nam to w odbiorze treści i nie wpływa negatywnie na zrozumienie ich sensu. Musimy przy tym pamiętać, że jest to zaledwie prolog do całego cyklu, na który składa się wiele opowiadań i powieści, więc jestem pewien, że w miarę czytania kolejnych części, wiedza o przedstawionym świecie i jej bohaterach będzie stopniowo uzupełniana. I prawdopodobnie jest to wielka zaleta, ponieważ dzięki odpowiedniemu dawkowaniu nam tego świata i jego bohaterów przez autora cyklu, stopniowo wciągamy się w kolejne historie i mamy motywację do sięgania po kolejne części i ukończenia całego cyklu. A już po pierwszej jego odsłonie, którą stanowi książka "Ostatnie życzenie", już po tych kilku krótkich formach w niej przedstawionych, wiem, że zdecydowanie warto będzie kontynuować przygodę z Uniwersum Wiedźmina.

Do momentu ukończenia czytania zbioru opowiadań Andrzeja Sapkowskiego "Ostatnie życzenie" nie byłem wielkim miłośnikiem fantastyki jako gatunku literackiego, a moje doświadczenia z tym rodzajem prozy ograniczały się do zaledwie kilku pozycji autorstwa m.in. naszego rodzimego pisarza Janusza Zajdla i kilku innych zagranicznych autorów takich jak Arthur C. Clarke czy Robert...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kilka tygodni temu ukończyłem czytać trzeci tom przygód komisarza Wiktora Forsta i choć historia opisana w trylogii dobiegła końca, a sprawa rozwiązana, nie było to moje ostatnie spotkanie z tym interesującym i na swój sposób sympatycznym (byłym) funkcjonariuszem policji. Jak się okazało główny bohater przypadł do gustu nie tylko czytelnikom (fanom kryminałów), ale również samemu autorowi (chociaż tutaj nie wykluczam również względów finansowych). Niemalże równy rok po wydaniu trzeciej części na rynku pojawiła się "Deniwelacja". Tytuł wyraźnie nawiązujący do poprzednich części, który jest bezpośrednią kontynuacją losów byłego policjanta oraz innych postaci poznanych w poprzednich częściach sagi. Mimo iż Bestia z Giewontu została pokonana to Wiktor Forst i spółka nie mogą spać spokojnie. Tym razem akcja dzieje się nie tylko w stolicy polskich Tatr, ale również w słonecznej Hiszpanii. Nieopodal Zakopanego zostają odkryte ciała kilku martwych kobiet, a Forst za sprawą starego znajomego wplątuje się w nową intrygę. Na dodatek początkowe ustalenia wskazują, że Wiktor Forst może być zamieszany w śmierć znalezionych w górach ofiar. I cała zabawa czyli śledztwo prowadzone przez znaną prokurator Wadryś-Hansen i jej kolegę Gerca, oraz nowo mianowanego komendanta Osicę rozkręca się na nowo. Tym bardziej, że w miarę rozwoju akcji powieści pojawiają się kolejne ofiary, a zabójca zaczyna kopiować styl Bestii z Giewontu. Atmosfera w miarę upływu czasu staję się coraz bardziej napięta, w Zakopanem wybucha panika, a śledczy nie mogą odnaleźć jedynej osoby, która jak się wydaje ma z tym wszystkim coś wspólnego, czyli Forsta.
Jednym słowem powraca wszystko to za co najbardziej polubiliśmy poprzednie części tej sagi.
Powieść "Deniwelacja" jest dobrą kontynuacją i zdecydowanie trzyma poziom poprzednich części. Mróz napisał tą książkę w tym samym stylu, a na dodatek zastosował bardzo ciekawy zabieg w postaci przesunięcia chronologii wydarzeń, dzięki czemu czytelnik nie jest się w stanie zbyt szybko domyślić przebiegu całej historii i jej zakończenia. Dopiero pod koniec książki wszystkie wydarzenia zaczynają układać się w logiczną całość i powoli domyślamy się kto może być zabójcą. Ale finał i rozwiązanie zagadki jest na tyle nietypowe i zaskakujące, że z pewnością zmyli większość czytelników.
Pod tym względem autorowi należą się duże brawa.
Poza tym w książce nadal brakuje mi tego samego, czego nie mogłem uświadczyć w poprzednich częściach, czyli tych tzw. ozdobników, oraz głębszego wniknięcia w historię i psychikę bohaterów, aby w pełni zrozumieć ich postępowanie, wybory i losy.

Zaskakująca dla mnie jest konkluzja, że tak naprawdę w całej tetralogii praktycznie wszyscy główni bohaterowie to osoby niezbyt pozytywne (Forst to wyalienowany samotnik z bagażem traumatycznych doświadczeń, mający problemy osobiste i nie potrafiący odnaleźć się w rzeczywistości i powoli staczającym się , Wadryś-Hansen to zła matka, zimna suka i karierowiczka, która wydaje się gotowa jest sprzedać duszę diabłu aby dopiąć swego i rozwiązać sprawę, Gerc, jej pomocnik to jeszcze większa gnida i w tym wszystkim tylko Osica, którego autor początkowo przedstawiał jako niezbyt rozgarniętego starego milicjanta uformowanego przez komunizm, wydaje się być pozytywną, ciepłą i uczuciową postacią, z ciekawym poczuciem humoru, pomimo swojej niezbyt urzekającej powierzchowności.

Na koniec muszę stwierdzić, że książkę oceniam podobnie jak "Przewieszenie" i Trawers" czyli 7/10.
A wszystkie powieści z tego cyklu to solidnie napisana saga, w stylu który w dzisiejszych czasach sprzedaje się najlepiej i odpowiada większości dzisiejszych czytelników(akcja,akcja,akcja). Brakuje mu sporo do doskonałości, ale mimo wszystko wyróżnia się z tłumu i fanom kryminałów czy thrillerów warto ją polecić szczególnie na długie, zimne, jesienne wieczory jako alternatywę dla ogłupiającej telewizji i pełnego śmieci internetu.

Czekam też na kolejny tom przygód komisarza Forsta, komendanta Osicy, prokurator Wadryś-Hansen i być może Olgi Szrebskiej... A z tego co wstępnie obiecał autor, jest szansa, że już niedługo się doczekam.
A tymczasem powracam do mojego ulubionego autora , króla horroru...

Kilka tygodni temu ukończyłem czytać trzeci tom przygód komisarza Wiktora Forsta i choć historia opisana w trylogii dobiegła końca, a sprawa rozwiązana, nie było to moje ostatnie spotkanie z tym interesującym i na swój sposób sympatycznym (byłym) funkcjonariuszem policji. Jak się okazało główny bohater przypadł do gustu nie tylko czytelnikom (fanom kryminałów), ale również...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wreszcie koniec...
Trylogię o komisarzu Forście uznaję za zakończoną. Dosłownie przed chwilą doczytałem ostatnie akapity jej ostatniej odsłony o wdzięcznym tytule "Trawers". I muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Jednak już na wstępie muszę również przyznać, że czas poświęcony na przeczytanie tej części (i całej historii oczywiście taż) nie był dla mnie czasem straconym.

Po przeczytaniu drugiej części moje oczekiwania odnośnie zakończenia tej historii były naprawdę spore. Balonik został napompowany naprawdę porządnie. Przy okazji recenzji części pierwszej i drugiej wspominałem czego mi brakowało w tej opowieści i nie ukrywam, że po części trzeciej - finałowej oczekiwałem uzupełnienia brakujących elementów. I z taką nadzieją przystąpiłem do lektury "Trawersu". Oczekiwałem, że zwieńczenie trylogii będzie zawierało brakujące elementy, a cała historia zostania dopowiedziana w pełni, natomiast wszystkie wątki wyjaśnione do końca. Wtedy mógłbym z czystym sumieniem stwierdzić, że "Trawers" jest najlepszą częścią trylogii a cała seria - bardzo dobra.

Ale zacznijmy tą recenzję od początku a nie od końca.
Trzecia część jest bezpośrednią kontynuacją części drugiej i w mojej opinii napisana została na mniej więcej podobnym poziomie i w podobnym stylu (literackim) jak część druga. Mam nawet takie odczucie, że druga i trzecia część powstała w tym samym czasie jako całość, a następnie została przez autora podzielona na dwie odrębne powieści.
Przystępując do oceny mam świadomość, że "Trawers" oceniam w dużej mierze przez pryzmat całej trylogii. Bo nie da się ukryć, że zakończenie każdej historii ma duży wpływ na ocenę całości, dlatego moje kryteria oceny finałowej części (jeżeli chodzi o fabułę) są w tym wypadku bardziej surowe.
Na początku muszę podkreślić, że książka napisana jest przystępnym, prostym i zrozumiałym językiem, wydarzenia poukładane są chronologicznie, akcja dzieje się w dość szybkim tempie, wszystko jest spójne i w miarę poukładane, a całość czyta się szybko i przyjemnie.

I podobnie jak w poprzednich częściach, autor stawia głównie na akcję, pomijając wszelkie ozdobniki, o których już pisałem przy okazji recenzji dwóch poprzednich części. To nie jest oczywiście wada, ale nie da się ukryć, że gdyby Mróz rozszerzył swoje dzieło i wysilił się np. na bardziej szczegółowe opisy miejsc, otaczającej je w większości pięknej górskiej przyrody z całą jej surowością i majestatem, byłoby to piękne dopełnienie dobrej poniekąd fabuły, które pozwoliłoby zbudować wyjątkowy i niepowtarzalny klimat, a czytelnik mógłby odnieść wrażenie jakby towarzyszył bohaterom ramię w ramię.
Nie czepiałbym się tego tak bardzo gdyby nie fakt, że miejscem akcji są tak piękne okolice, które znam i do których uwielbiam wracać. Nawet bez tego, czytając część drugą i teraz trzecią, miałem przed oczami niektóre miejsca, ale gdyby zostały one bardziej szczegółowo scharakteryzowane i opisane ciekawym literackim językiem, byłoby naprawdę świetnie. Na tym polu uważam, że autor zmarnował tkwiący w tej historii potencjał. To jest jedna z moich dwóch największych uwag odnośnie całej trylogii.
Druga uwaga dotyczy portretów psychologicznych głównych bohaterów. Również tutaj mogłoby być zdecydowanie lepiej. Brakuje mi bardzo w tej książce zagłębienia się w historię i psychikę głównych postaci. Bez tego śledzimy losy i zachowania bohaterów, nie mając kompletnie żadnego pojęcia dlaczego podejmują takie a nie inne decyzje. Nie wiemy np. dlaczego Forst jest od samego początku taki wyalienowany, dlaczego ma taki ciężki charakter, jest konfliktowy i nikt go nie lubi (poza przełożonym). Nie mamy odpowiedzi z jakiego powodu Wadryś-Hansen jest taką mało uczuciową i chłodną karierowiczką, która nie okazuje uczuć nawet własnym dzieciom. Po Osicy, który z wierzchu wydaje się zimnym i nieprzystępnym służbistą, a tak naprawdę jest ciepłym i uczuciowym człowiekiem (o czym świadczy jego relacja z Forstem), nie widać żadnej żałoby jaką przeżywa po utracie córki. Nie znamy wszystkich (przede wszystkim osobistych) motywów jakie kierują Bestią (motywy ideologiczne do mnie nie przemawiają) i powodu dla którego tak właściwie zaczął zabijać. Nie mamy rozwiązania zagadki zabójstw z przeszłości, o których była mowa w części pierwszej. Tak właściwie nie poznaliśmy ani trochę prawdziwej tożsamości Bestii, tylko jego dwie twarze, które były maskami przyjętymi w celu realizacji pewnych celów. Szkoda, naprawdę szkoda, że autor ne dopowiedział tej historii... A co z losami zadziornej i sympatycznej dziennikarki Olgi Szrebskiej ? A skąd to wielkie uczucie Forsta i obsesja na jej punkcie ?
Tych pytań jest na prawdę bardzo wiele. I podejrzewam, że pozostaną bez odpowiedzi. Bo nie sądzę, że autor w przyszłości dopisze część czwartą, będącą wyjaśnieniem tych wątków. Wiem, że o komisarzu Forście jest jeszcze jedna książka, ale z recenzji i opisów wynika, że to nie kolejna część tej opowieści, a nowa opowieść z tym samym głównym bohaterem. Zresztą postaram się w najbliższych tygodniach osobiście to zweryfikować. A na razie... Na razie jest przynajmniej lekkie rozczarowanie zakończeniem i taka a nie inna ocena tej książki (myślę, że i tak dość wysoka). Daję 7/10, chociaż powinno być 6,5/10. Dobra ocena to wynik ciekawej, wciągającej intrygi, interesujących postaci, braku nudy podczas czytania i przystępnego języka. Historia ta stanowi również ciekawą podstawę do ewentualnego filmu, więc będę czekał, aż któryś z naszych rodzimych reżyserów postanowi zrealizować obraz na podstawie prozy Mroza. Myślę, że jest szansa na solidny rodzimy film sensacyjno-kryminalny.
Na pewno z czystym sumieniem mogę polecić trylogię osobom szukającym rozrywki na długie jesienno-zimowe wieczory, które właśnie się zaczynają.

Wreszcie koniec...
Trylogię o komisarzu Forście uznaję za zakończoną. Dosłownie przed chwilą doczytałem ostatnie akapity jej ostatniej odsłony o wdzięcznym tytule "Trawers". I muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Jednak już na wstępie muszę również przyznać, że czas poświęcony na przeczytanie tej części (i całej historii oczywiście taż) nie był dla mnie czasem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi tom trylogii Remigiusza Mroza "Przewieszenie", to kontynuacja "Ekspozycji" i dalszy ciąg śledztwa, mającego na celu ujęcie mordercy lub morderców, które prowadzi bardzo ciekawy i intrygujący swoją osobą, charakterem i dość nietypowymi metodami, komisarz Wiktor Forst z Zakopiańskiej jednostki policji.
Za drugi tom cyklu zabrałem się z powodu ciekawości o dalsze losy tego intrygującego bohatera i złości wywołanej po przeczytaniu pierwszej części. Zakończenie "Ekspozycji" nie daje bowiem czytelnikowi praktycznie żadnych odpowiedzi w sprawie śledztwa prowadzonego przez Forsta w duecie z pewną dziennikarką, a dodatkowo mnoży pytania. Pewnie było to celowe działanie zaplanowane przez autora, aby nakręcić sobie sprzedaż kolejnych części cyklu.
Poza tym pierwsza część jako powieść kryminalna nie powaliła mnie na kolana, i zabierając się do czytania "Przewieszenia" i czytając pobieżnie recenzje drugiego tomu, miałem nadzieję, że może być już tylko lepiej.

I już na samym początku muszę zaznaczyć, że moje nadzieje nie okazały się płonne. Już pierwsze rozdziały drugiej części zwiastowały, że z każdym kolejnym akapitem będzie lepiej i ciekawiej.
Przede wszystkim akcja powieści przenosi się do jednego z moich ulubionych miejsc wypoczynku, które miałem przyjemność odwiedzić już wielokrotnie. Mowa oczywiście o naszych rodzimych Tatrach i ich stolicy czyli Zakopanem.
Uważam, że już samo przeniesienie akcji książki i śledztwa właśnie do tego miejsca było ze strony autora strzałem w dziesiątkę i dobrym sposobem na zainteresowanie czytelników, oraz promocję naszej zimowej stolicy Polski. Jestem również przekonany, że wielu fanów prozy Pana Mroza odwiedzało i będzie odwiedzało Zakopane i zupełnie inaczej będzie im się czytało powieść zlokalizowaną w miejscu, które chociaż trochę znają, lub mają zamiar lepiej poznać.
Czytając kolejne rozdziały i śledząc rozwijającą się fabułę i dramatyczny pościg głównego bohatera za mordercą, łatwiej było mi wyobrazić sobie poszczególne miejsca i lokalizacje, w których toczyła się akcja powieści, co spowodowało, że lektura drugiej części dużo bardziej mnie wciągnęła.
Ale w tym miejscu muszę także przyznać, że po ukończeniu drugiej części nadal odczuwam pewien niedosyt. Według mnie zarówno w tej części jak i w poprzedniej, narrator skupił się za bardzo na samej akcji i po raz kolejny pominął tzw. "ozdobniki", które dopełniają klimat większości dobrych powieści. Mam tutaj na myśli praktycznie zupełny brak opisów piękna tatrzańskiej przyrody i krajobrazu, w którym umiejscowione były wydarzenia. Na przykład opis pościgu głównego bohatera za mordercą przez górskie szlaki, mógłby z powodzeniem zostać wzbogacony o opisy tras, podejść, szczytów górskich, schronisk, jezior, zmieniającej się pogody, pogody itp., jednak niestety nic takiego nie uświadczyłem.
A mogłaby to być przy okazji doskonała promocja polskich Tatr.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że malownicze i fascynujące opisy piękna przyrody i otaczającego nas świata wymagają pewnych lirycznych umiejętności i nie każdy epicki autor jest w stanie dobrze je nakreślić, jednak po cichu bardzo liczyłem, że Remigiusz Mróz wykorzysta tę doskonałą okazję i pokusi się choćby o kilka takich ozdobników.
Podobnie zresztą ma się rzecz z psychiką i osobowością bohaterów. Również na tym polu autor się niestety nie wykazał, nie poprawił w stosunku do pierwszej części, nie dając czytelnikom możliwości poznać bliżej głównych bohaterów książki, a przez to zrozumieć ich motywacje, postępowanie i podejmowane przez nich decyzje.

Podsumowując, muszę zdecydowanie przyznać, że druga część cyklu o komisarzu Forście jest lepsza i ciekawsza od części pierwszej i już wiem, że kolejną lekturą za jaką się zabiorę będzie "Trawers", czyli ostatni tom tej historii. Bo niestety nadal nie mamy rozwiązania historii i nadal brakuje odpowiedzi na kluczowe w tej historii pytania.

Drugi tom trylogii Remigiusza Mroza "Przewieszenie", to kontynuacja "Ekspozycji" i dalszy ciąg śledztwa, mającego na celu ujęcie mordercy lub morderców, które prowadzi bardzo ciekawy i intrygujący swoją osobą, charakterem i dość nietypowymi metodami, komisarz Wiktor Forst z Zakopiańskiej jednostki policji.
Za drugi tom cyklu zabrałem się z powodu ciekawości o dalsze losy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy tom serii kryminalnej z komisarzem Wiktorem Forstem to premierowa książka Remigiusza Mroza, którą miałem możliwość przeczytać, za sprawą mojej znajomej, zaczytującej się ostatnio w tymże gatunku literackim. Postanowiłem przeczytać tą historię, chociaż nie jestem wielkim fanem kryminałów. Jednym z głównych czynników, który zdecydował o sięgnięciu po pozycję z dorobku tego autora, był fakt, że zostałem niejako zbombardowany reklamami Jego książek, dlatego nie mając nic do stracenia poza (notabene niezwykle cennym) czasem, postanowiłem zaryzykować i zweryfikować osobiście, jaki poziom literacki prezentuje sobą jeden z naszych najbardziej rozreklamowanych ostatnio pisarzy, którego książki można kupić za niewielkie kwoty, co pewien czas w większości naszych marketów.
Szczerze mówiąc nie spodziewałem się po tej książce jakiegoś wielkiego dzieła literackiego, niemniej jednak reklama oraz oceny twórczości Mroza na wielu portalach zachęciły mnie skutecznie aby sięgnąć po jedną z jego pozycji i zapoznać się z jego stylem literackim i sposobem pisania.
Do tej pory nie miałem okazji oraz sposobności aby zapoznać się z kryminałami rodzimego pochodzenia , dlatego swoje oceny odnoszę raczej do książek zagranicznych autorów.
Na początku na pewno chciałbym podkreślić fakt, że książkę czyta się bardzo dobrze i szybko. Napisana jest prostym, zrozumiałym językiem. W zdecydowanej większości wypełniona jest akcją, bohaterów jest niewielu, wątków pobocznych też prawie nie ma, więc historię w niej przedstawioną (a właściwie jej pierwszy akt) przyswaja się bardzo szybko i przebrnięcie przez ponad 400 stron nie stanowi większego problemu. Nie ma konieczności wracać się do poprzednich rozdziałów, aby zrozumieć bieżące wydarzenia, fabuła jest liniowa i prosta do ogarnięcia.
Zaznaczyć muszę w tym miejscu, że stanowi to zarówno zaletę tej powieści, jak również jej wadę. Wady jaką dostrzegam dla tak skomponowanej treści to : brak zaskakujących elementów, niezbyt wysoki poziom literacki powieści, brak innowacyjności, pewna monotonia, brak zagłębienia się w psychikę postaci, ich historie i charaktery, brak odpowiedniego klimatu, dreszczyku emocji i napięcia, które powinno w mojej ocenie towarzyszyć utworom z tego gatunku. Są to elementy, które oddzielają przeciętne pozycje, od tych bardzo dobrych, czy nawet wybitnych. I w zasadzie te elementy, a w przypadku tej powieści ich brak zadecydowały o mojej ocenie końcowej. Poza tym sama zagadka kryminalna jest jakaś taka mało realna, sztuczna i naciągana, a sposób w jaki bohaterowie ją rozwikłali i odkryli zabójcę - mało przekonujący. Również ich perypetie związane z poszukiwaniem zabójcy są mocno naciągane. Ciekawe dla mnie - jako pasjonata historii i poniekąd teorii spiskowych - okazały się dwa wątki : związane z Wołyniem, oraz rękopisami z Morza Martwego, ale nie zostały one zbyt dobrze przedstawione, nie okazały się być kluczowymi, i nie ratują oceny końcowej dla tej książki.
Dwie główne postacie tej powieści zostały słabo scharakteryzowane, ale mimo to są całkiem ciekawie przedstawione i pasują do siebie. W szczególności zainteresowała mnie osoba Wiktora Forsta - starego wyjadacza, po przejściach, z bagażem doświadczeń - i być może z uwagi na ta postać zabiorę się do przeczytania II i III tomu trylogii z komisarzem Forstem, tylko po to aby dowiedzieć się coś więcej na temat charakteru, psychiki i historii tej postaci, która bardzo pasuje mi pod kątem charakteru i sposobu podejścia do życia. Widzę tutaj pewne podobieństwa do siebie, może dlatego od początku poczułem sympatię do tego bohatera. Ciekawi mnie czy w kolejnych częściach tej historii zostanie ona nam bliżej przedstawiony i ukazana jego historia, poprzedzająca wydarzenia opisane w kolejnych tomach.

Na koniec najważniejsze - pierwsza część tej trylogii czyli Ekspozycja kończy się tak, że właściwie się nie kończy, a sprawa nie zostaje rozwiązana, więc aby poznać rozwiązanie całej historii autor zmusza niejako czytelnika do przebrnięcia przez "Przewieszenie" i "Trawers". Od razu wyczuwam w tym posunięciu zabieg typowo marketingowy, mający na celu związać czytelnika i zmusić do zakupu kolejnych książek. Nie przeszkadza mi to specjalnie, ale jednak trochę drażni takie marketingowe, nastawione na zysk działanie, autorów i wydawców.

Pierwszy tom serii kryminalnej z komisarzem Wiktorem Forstem to premierowa książka Remigiusza Mroza, którą miałem możliwość przeczytać, za sprawą mojej znajomej, zaczytującej się ostatnio w tymże gatunku literackim. Postanowiłem przeczytać tą historię, chociaż nie jestem wielkim fanem kryminałów. Jednym z głównych czynników, który zdecydował o sięgnięciu po pozycję z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W wysokiej trawie Joe Hill, Stephen King
Ocena 5,9
W wysokiej trawie Joe Hill, Stephen K...

Na półkach:

Opowiadanie to jest dziełem dwóch autorów. Ojca - zasłużonego i doświadczonego pisarza,króla gatunku zwanego horrorem, który chyba jednak lata najlepszej świetności ma już trochę za sobą oraz syna, młodego, zdolnego i dobrze rokującego naśladowcy gatunku swojego nestora, którego obserwuję i któremu bardzo kibicuję jako temu , który przejmie kiedyś schedę po swoim sławnym Ojcu i Mistrzu.
Wydaje się więc, że jest to wręcz wymarzony duet, dla mojego ulubionego gatunku literackiego, dlatego też moje oczekiwania, oraz pewnie wielu innych czytelników były w stosunku do tego utworu również wysokie.

I z przykrością muszę stwierdzić, że opowiadanie "W wysokiej trawie" zdecydowanie nie spełnia tych oczekiwań. Po przeczytaniu tej krótkiej formy czuję się dość mocno zawiedziony i odczuwam duży niedosyt.
Styl pisarski oczywiście pozostał i można w nim rozpoznać w szczególności rękę Mistrza, jednak sama treść utworu i ogólnie realizacja pomysłu na to opowiadanie wydaje mi się być dość sporym niewypałem.

Stylizowane i przypominające "Dzieci kukurydzy" opowiadanie niestety nie jest w stanie zbliżyć się poziomem do swojego "kultowego" poprzednika i protoplasty pomysłu, a przebieg akcji jest raczej mało wciągający i brakuje w nim elementu zaskoczenia, nowych pomysłów, których spodziewałem się widząc na okładce nazwisko Joe Hill i zważając na jego dotychczasowy bardzo obiecujący dorobek.

I wcale nie przeszkadza mi tutaj odgrzewanie starego tematu. Bo pomysł jest w mojej opinii bardzo dobry i właściwie to oczekiwałem tego, że kiedyś jeszcze King nawiąże do niego i stworzy coś w rodzaju saquela(przypominają mi się tutaj kolejne części filmowej sagi Dzieci kukurydzy, niestety niezbyt udane), jednak największym minusem opowiadania "W wysokiej trawie" jest właściwie to, że nie wnosi ono nic nowego do starego dobrego tematu. Jest może trochę bardziej krwawe, ale niczym nie zaskakuje, niczym nie błyszczy i jest takie jakieś niespójne i zagmatwane (szczególnie końcówka). Jedyna istotna różnica to fakt, że pola kukurydzy zostały zastąpione polami wysokiej trawy i właściwie nic więcej. Opowiadanie jest też wg mnie zbyt mało rozbudowane, za dużo nasuwa się pytań pozostających bez odpowiedzi, za dużo jest niewiadomych. Wiem, że to tylko opowiadanie, i nie można spodziewać się wszystkiego, ale w pierwowzorze było o wiele lepiej.
Ponieważ "Dzieci kukurydzy" uważam za naprawdę świetne i udane opowiadaniem, moje oczekiwania w stosunku do tego utworu były dość spore, więc i moje rozczarowanie na końcu jest duże.
Uważam, jednak że ten duet autorów stać na stworzenie dużo lepszych dzieł i z niecierpliwością będę czekał na kolejne pomysły realizowane przez ten jakże intrygujący i obiecujący team.

Opowiadanie to jest dziełem dwóch autorów. Ojca - zasłużonego i doświadczonego pisarza,króla gatunku zwanego horrorem, który chyba jednak lata najlepszej świetności ma już trochę za sobą oraz syna, młodego, zdolnego i dobrze rokującego naśladowcy gatunku swojego nestora, którego obserwuję i któremu bardzo kibicuję jako temu , który przejmie kiedyś schedę po swoim sławnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dosłownie klika minut przed przystąpieniem do pisania tej opinii, ukończyłem czytać pierwszą książkę Toma Roba Smitha - młodego, utalentowanego, angielskiego pisarza, jaka wpadła mi w ręce i muszę przyznać, że czas, który poświęciłem na tą literacką przygodę(z przerwami 2 tygodnie), nie był w żadnej sekundzie czasem straconym. Tytuł "Farma" wpadł mi w oko podczas odwiedzin w znanym dyskoncie sprzedażowym. Po okładce i umieszczonej na niej zajawce, oraz po sprawdzeniu informacji w internecie dodałem sobie tą pozycję do przeczytania, jako odskocznię od mojego prywatnego "Maratonu czytelniczego" w jakim biorę udział od kilku miesięcy, a który dotyczy wyłącznie powieści sygnowanych nazwiskiem King. Intuicyjnie czułem, że będzie to pozycja w sam raz dla mnie, a przy okazji kontynuowałem moje osobiste porównanie, jak thrillery(kryminały) innych autorów wyglądają na tle podobnych pozycji mojego ulubionego autora.
Przy okazji chciałem wspomnieć, że w dorobku mam już kilka przeczytanych pozycji z tego gatunku innych autorów i mój apetyt jest wyraźnie rozbudzony. Tym bardziej, że książki tego gatunku innych autorów stanowią dla mnie swoistą odtrutkę na prozę Kinga.
W więc do rzeczy...
Powieść rozpoczyna dosyć mocne i całkiem dynamiczne otwarcie. Od samego początku autor postawił na akcję, co pozwala bardzo szybko wczuć się w klimat historii i bardzo wciąga. I właściwie od pierwszych stron książki coś się dzieje i nie możemy narzekać na nudę. Akcja, akcja i jeszcze raz akcja. To ona jest na pierwszym miejscu i w zdecydowanej większości wypełnia treść tej pozycji. O bohaterach, ich powiązaniach i wcześniejszych losach dowiadujemy się stopniowo i po kolei. Ale nie są to zbyt rozbudowane historie. Całość skupia się przede wszystkim na głównym wątku powieści, jakim jest opowieść jednego z bohaterów o pewnym spisku i zbrodni, która wydarzyła się ostatniego lata.

Bardzo ciekawym zabiegiem ze strony autora było przedstawienie powieści w pierwszej osobie. Dodaje to zdecydowanie klimatu i buduje nastrój, trzymając czytelnika w napięciu niemalże od samego początku i prawie do samego końca.
Prawie cała książka przedstawiona została jako rozmowa dwóch głównych i kluczowych bohaterów tej historii. To wg mnie był bardzo dobry wybór, ponieważ pozwala dobrze wczuć się w psychikę naszych bohaterów i czytając, porusza naszą wyobraźnię, zmuszając wręcz do przewidywania dalszej część losów a w naszej głowie chcąc nie chcąc tworzą się wyobrażenia odnośnie zakończenia tej opowieści.
I właściwie jeżeli czyta się uważnie, można po części domyśleć się zakończenia tej historii, głównie w kwestii dalszych losów jej głównej bohaterki.
Ogólnie rzecz ujmując cała opowiadana historia jest ciekawa i wciągająca, a czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie i właściwie przebrnięcie pierwszych 300 stron nie stanowi wielkiego wyzwania. Można byłoby to zrobić w jeden dłuższy wieczór.
Po zakończeniu opowieści zaczyna się druga część tej historii, czyli prywatne śledztwo głównego bohatera i zarazem narratora, które ma na celu odkryć prawdę...
I to w mojej opinii jest najsłabsza część tej książki pomimo faktu, że cała książka jest na dobrym poziomie. I nie chodzi tutaj o samo rozwikłanie całej zagadki z przeszłości, która wiąże się z całą historią, ale o sposób w jaki główny bohater to czyni. Ze słabego, zniewieściałego, niezbyt samodzielnego maminsynka nagle bohater staje się błyskotliwym detektywem, ala Sherlock Holmes, który bardzo szybko i bez większego wysiłku odkrywa wszystkie nurtujące go i niedopowiedziane elementy całej układanki.
Ta część jest najmniej realistyczna (nie chodzi mi o rozwiązanie zagadki, bo ono jest ciekawie wymyślone, ale o sposób w jaki to rozwiązanie zostało nam przedstawione przez autora). W mojej opinii i tutaj autor trochę popłynął...

Ale podsumowując, mogę spokojnie stwierdzić, że "Farma" jest dobrym, ciekawym, wciągającym thrillerem lub kryminałem (nie do końca mogę to rozstrzygnąć), utrzymanym na dobrym poziomie, napisanym przystępną prozą, bez zbędnych ozdobników. Taka solidna pozycja niezbyt jeszcze ugruntowanego autora. Gdyby był to jakiś znany od lat autor wymagałbym trochę więcej, natomiast w tym wypadku uważam, że otrzymałem to czego mogłem się spodziewać. Książka jest na poziomie "Dziewczyny z pociągu", którą czytałem kilka miesięcy temu a niedawno obejrzałem ekranizację. Byłoby ciekawie gdyby "Farmę" również ktoś kiedyś zekranizował.

Moja ocena 7/10 i polecam tą pozycję wszystkim fanom tego gatunku.

Dosłownie klika minut przed przystąpieniem do pisania tej opinii, ukończyłem czytać pierwszą książkę Toma Roba Smitha - młodego, utalentowanego, angielskiego pisarza, jaka wpadła mi w ręce i muszę przyznać, że czas, który poświęciłem na tą literacką przygodę(z przerwami 2 tygodnie), nie był w żadnej sekundzie czasem straconym. Tytuł "Farma" wpadł mi w oko podczas odwiedzin...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Wielki Marsz" Stephena Kinga, wydany pod pseudonimem Richard Bachman, to dość nietypowa powieść, odbiegająca od większości utworów amerykańskiego twórcy horrorów. Wytypowałem ją na kolejną pozycję w moim czytelniczym maratonie dzieł Kinga, z powodu ciekawej zapowiedzi znajdującej się na okładce, apokaliptycznej grafiki tejże okładki z wydania Prószyńskiego i Spółka oraz wielu pozytywnych ocen.
Zaczynając czytać liczyłem po cichu, że może to być hit, który idealnie wpasuje się w moje gusta. Jak się jednak okazało po jej przeczytaniu, nie koniecznie tak sobie tą książkę wyobrażałem. Ale zacznijmy od początku.
Wielki Marsz - jedna z mniej obszernych powieści Mistrza - okazała się być typowym thrillerem. Chociaż z początku niewiele na to wskazuje. Zaczyna się spokojnie i powoli wprowadza czytelnika w wykreowaną przez Kinga wizję niedalekiej przyszłości Stanów Zjednoczonych. Do momentu uzyskania przez pierwszego z uczestników czerwonej kartki, fabuła zdaje się opisywać zawody sportowe, w których bierze udział stu młodych obywateli amerykańskich. Jak się później okazuje jest to stu losowo wybranych ochotników spośród setek tysięcy.
Niestety nie za bardzo wiemy czym tak naprawdę jest tytułowy Wielki Marsz i w miarę rozwoju fabuły ta tajemnica nie zostaje rozwikłana i wyjaśniona. Być może nie na tym chciał się skupiać autor, a jedynie na opisie relacji między zawodnikami, walki, współzawodnictwa i analizie zachowań ludzi wystawionych na bardzo ciężką próbę i doprowadzonych do skraju wytrzymałości?

Książkę wypełniają liczne dialogi głównych bohaterów, a opisów świata, przyrody i otaczającej ich rzeczywistości jest niewiele. Opisy dotyczą głównie trasy jaką w trakcie trwania fabuły przemierzają wybrani przez los(?) młodociani śmiałkowie. Czyli... jest to nietypowa pozycja w dorobku Kinga, znanego z wypełniania swoich jakże obszernych dział wszelkiego rodzaju ozdobnikami, w tym licznymi i rozbudowanymi opisami świata i rzeczywistości, retrospekcjami, zagłębianiem się w charaktery głównych bohaterów, etc... W tej pozycji jest zupełnie odwrotnie. Dialogi, opisy przemierzanej trasy i zachowań uczestników marszu - to one budują i wypełniają w większości treść tej książki.

Spośród całej setki bohaterów, mamy możliwość szerszego poznania kilkunastu wybranych, tych którym udało się wytrwać na trasie co najmniej kilkadziesiąt godzin, nie dając sobie wlepić czerwonej kartki. Zagłębiamy się nieco w historie najtwardszych uczestników marszu, poznając ich osobowości i charaktery.

Niestety, w mojej prywatnej opinii tej książce brakuje pewnych istotnych elementów, które w moim mniemaniu uczyniłyby z tej powieści prawdziwe arcydzieło.

Przede wszystkim, brakuje wyjaśnienia czym naprawdę jest ten tytułowy Wielki Marsz, który w wykreowanej w utworze rzeczywistości urasta wręcz do rangi jakiegoś Święta Narodowego Amerykanów. Na początku wydaje się on być to tylko zwykłym wydarzeniem o charakterze sportowym, ale to złudzenie szybko mija, po przeczytaniu kilkunastu stron powieści.
Nie wiadomo do końca co, gdzie, kiedy i dlaczego ?
Brakuje tutaj informacji co motywuje tych młodych ludzi, że gotowi są na tak wielkie ryzyko i poświęcenie i decydują wziąć udział w tych morderczych zawodach. Bo nagroda finansowa za zwycięstwo wydaje się być kpiną, w porównaniu z tym na co decydują się ci wybrani przez los spośród setek tysięcy chętnych, młodzi śmiałkowie.
Nie mamy dostatecznych opisów rzeczywistości, aby zorientować się o co tak naprawdę chodzi z tym Wielkim Marszem.
Historie głównych bohaterów, tych którzy przetrwali najdłużej są również szczątkowe i niepełne. Czegoś w nich z pewnością brakuje.
A sam wielki marsz trwa wg mnie zdecydowanie zbyt długo, przez co traci trochę na realizmie.

W utworze brakuje mi również trochę wzniosłych uczuć, namiętności czy poświęceń, które z pewnością dodałyby dramatyzmu, rozgrzały atmosferę oraz w mojej opinii wpłynęły na lepszy odbiór zakończenia tej powieści i lepszą ocenę.

Ale oczywiście książka ma również wiele plusów, do których zaliczyć można: oryginalną fabułę, dynamiczną i zaskakującą akcję, wielu bohaterów i ich szczątkowe ale ciekawe historie, dialogi, ukazanie zawiązujących się przyjaźni i antagonizmów, atmosfera jaka panuje przez całą treść książki, przez co czyta się ją szybko, dobrze i nie ma typowego Kingowskiego przynudzania.

Trochę słabe i rozczarowujące jest zakończenie, bo myślę, że większość czytelników liczyło, że w końcu, wiele rzeczy się wyjaśni, że dowiedzą się czegoś więcej np. na temat tajemniczej postaci jaką jest major, czy też poznają historię ojca głównego bohatera, że dowiedzą się o co w ogóle chodzi z tym Wielkim Marszem, po co to wszystko jest organizowane, a tutaj ostatni zawodnik mija linię mety i... nic się nie wyjaśnia. Przydałby się może jakiś krótki epilog, w którym dowiedzielibyśmy się jaką nagrodę oprócz finansowej otrzymał zwycięzca, jak potoczyła się jego najbliższa przyszłość, czy dotrzymał zobowiązań podjętych w trakcie marszu itp.

Podsumowując, książka jest oryginalna, ciekawa, warta przeczytania, ale do bardzo dobrej oceny jej trochę brakuje. Jest taka jakby niepełna, niedopowiedziana, niedokończona. Po jej ukończeniu mam uczucie niedosytu.
Nie dziwię się, też dlaczego do tej pory nie została sfilmowana. I pewnie jeszcze długo nie zostanie.
Moja ocena 6/10.

"Wielki Marsz" Stephena Kinga, wydany pod pseudonimem Richard Bachman, to dość nietypowa powieść, odbiegająca od większości utworów amerykańskiego twórcy horrorów. Wytypowałem ją na kolejną pozycję w moim czytelniczym maratonie dzieł Kinga, z powodu ciekawej zapowiedzi znajdującej się na okładce, apokaliptycznej grafiki tejże okładki z wydania Prószyńskiego i Spółka oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Stephen King to bardzo płodny twórca, który w swojej kilkudziesięcioletniej karierze pisarskiej napisał bardzo dużo przeróżnych utworów. A ja cieszę się, że mam niesamowitą okazję i przyjemność powoli je odkrywać. Szerokiej publiczności znany jest głównie jako bardzo płodny i bardzo ceniony autor literatury grozy - horrorów. I jest to oczywiście prawda, jednak Ci, którzy bardziej zagłębili się w jego twórczość doskonale wiedzą, że najwspanialsze dzieła Kinga to nie tylko i nie koniecznie horrory. Bardzo dużo książek, które wyszło spod jego pióra to literatura fantastyczna, dramaty, powieści przygodowe, opowiadania i wiele innych gatunków.
Książka Mistrza Grozy, którą miałam okazję ostatnio przeczytać, również nie okazała się być horrorem, tylko bardzo ciekawą i dającą do myślenia powieścią dramatyczną.
"Ostatni bastion Bartona Dawesa" - bo właśnie ten utwór mam na myśli - to dość krótka jak na Kinga, ale niezwykle wciągająca i bardzo poruszająca historia pewnego przeciętnego, niczym nie wyróżniającego się z tłumu człowieka, którego życie dosyć mocno doświadczyło, i który przez te doświadczenia znalazł się na skraju załamania nerwowego, stracił sens życia i w pewnym momencie po prostu się poddał, niezdolny do dalszej walki.
Historia, opowiedziana w tej książce, może nie jest jakoś specjalnie oryginalna, ale przez to że dotyka ludzkich losów i dramatów, wydaje mi się być bardzo ciekawa, wciągająca, prawdziwa, przekonująca i bliska nam wszystkim, czyli zwykłym przeciętnym ludziom.
Bo któż z nas nie przeżył w swoim życiu mniejszych lub większych dramatów? Kogo z nas życie nie doświadczyło ciężkimi chwilami? Z pewnością niewiele jest osób mających tylko słodkie życie.
A na pewno wielu z nas miało w życiu różne przejścia, mniej lub bardziej podobne do bohatera powieści, ale niejednokrotnie równie bolesne i równie mocno odciskające swoje piętno na każdym z nas.
To właśnie sprawia, że ta historia jest taka ciekawa i wciągająca.

Książkę "Ostatni bastion Bartona Dawesa" czytało mi się bardzo dobrze od samego początku, do samego końca. Doświadczyłem przy tej okazji wielu różnych uczuć a przede wszystkim zmusiła mnie ona do refleksji. Nie nudziłem się nawet przez chwilę, a po jej przeczytaniu zacząłem się zastanawiać nad tym, że przecież każdy z nas kiedyś może zostać podobnie doświadczony przez los. Jak my się wtedy zachowamy? Do czego zostaniemy wówczas zmuszeni? Do jakiej ostateczności doprowadzeni? Ile wytrzymamy zanim pękniemy i przekroczymy granicę szaleństwa? Naprawdę warto się nad tym zastanowić, ponieważ być może kiedyś podobna historia okaże się być naszą historią.
Największym minusem tej książki było dla nie to, że była ona zbyt krótka i zbyt szybko się skończyła. Uważam, że King mógłby się tutaj zdecydowanie bardziej rozpisać i dać czytelnikowi jeszcze więcej dramatu, jeszcze więcej tej przejmującej historii, zagłębić się jeszcze bardziej w losy głównych bohaterów i przeanalizować ich psychikę, przedstawić dokładniej to wszystko co się wydarzyło i nakarmić tym wszystkim swoich czytelników. Niestety tak się nie stało i musimy zadowolić się tą krótką "nowelką" w przypadku twórczości Kinga. A szkoda, wielka szkoda. Być może gdyby ta książka powstała kilka lat później byłaby obszerniejsza? Można sobie w tym przypadku tylko pogdybać.

Ocena jaką wystawiam tej książce jest bardzo wysoka 8/10, głownie z uwagi na fakt, że przedstawiona w niej historia jest taka niesamowicie prawdziwa, taka życiowa i przez to wydaje mi się być taka bliska i fascynująca. Myślę sobie nawet, że być może inspiracją dla Kinga była czyjeś prawdziwe, podobne losy.
Po przeczytaniu tej książki już wiem, że będzie to jedna z moich ulubionych pozycji wśród wszystkich dzieł Mistrza i na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę.
Mam też nadzieję, że kiedyś ktoś wielki wyreżyseruje film na podstawie tej historii i być może troszkę ją rozbuduje, ubogaci czyniąc ją jeszcze lepszą i jeszcze bardziej poruszającą, bo w tej historii jest naprawdę duży potencjał na hit filmowy, pokroju "Skazanych na Shawshank" lub "Zielonej Mili".

Stephen King to bardzo płodny twórca, który w swojej kilkudziesięcioletniej karierze pisarskiej napisał bardzo dużo przeróżnych utworów. A ja cieszę się, że mam niesamowitą okazję i przyjemność powoli je odkrywać. Szerokiej publiczności znany jest głównie jako bardzo płodny i bardzo ceniony autor literatury grozy - horrorów. I jest to oczywiście prawda, jednak Ci, którzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Za czytanie "Regulatorów" zabrałem się w niedługim czasie po uporaniu się z inną lekturą Stephena Kinga - "Desperacją", z uwagi na znalezione w internecie informacje o związkach łączących te dwie powieści. Różnorodne komentarze i opisy na jakie natknąłem się przed przeczytaniem obu pozycji sugerowały, że fabuły obu tych książek są ze sobą powiązane. Niektóre wpisy informowały wręcz, że obie lektury wzajemnie się uzupełniają, lub też są kontynuacją jednej historii. Zaintrygowany tymi informacjami, postanowiłem przekonać się osobiście i zweryfikować informacje na temat elementów łączących oba w/w tytuły.
Jak się okazało po przeczytaniu obu powieści, sprawa związana z elementami je łączącymi przedstawia się nieco inaczej niż opisuje to wiele osób, które jak sądzę nie czytały obu powieści, czytały je w dużym odstępstwie czasowym, lub niezbyt dokładnie.
Podobnie sprawa ma się z ocenami obu książek, które są zgoła odmienne i różnorodne. Jedni czytelnicy twierdzili, że zdecydowanie lepsza jest "Desperacja" , inni z kolei wyżej oceniali "Regulatorów".

Ja, jako osoba ceniąca sobie wysoko twórczość Stephena Kinga (horrory są wszakże jednym z moich ulubionych gatunków), oraz osoba, która dość długo, ale też dokładnie czyta wszystkie jego dzieła wystawiam obu tytułom zbliżone oceny, ale jako powieść nieco lepszą uznaję "Regulatorów".
Dlaczego taka ocena? Postaram się to uzasadnić w kilku poniższych zdaniach.
Po pierwsze oba tytuły są wg mnie zupełnie różnymi powieściami i historiami, nie łączącymi się ze sobą fabułą, a jedynie nazwiskami głównych bohaterów oraz źródłem zła, które nawiedza mieszkańców dwóch niewielkich miasteczek. Doprecyzowując, w powieści "Regulatorzy" nie chodzi o całe miasteczko a jedynie niewielkie osiedle położone przy ulicy Topolowej.
Po przeczytaniu obu książek, uważam że King miał po prostu dwa różne pomysły na opowiedzenie podobnej historii, i postanowił przeprowadzić pewien eksperyment, wydając te dwa tytuły, w tym samym czasie, pod innymi nazwiskami (Desperację - jako King, a Regulatorów - jako Bachman). Oba pomysły uznaję za dobre i ciekawe, a każdy z nich ma swoje mocne i słabe strony. Tutaj przedstawię te, które dotyczą "Regulatorów".
Powieść od samego początku przenosi nas w przestrzeni i czasie, pozwalając bardzo dobrze wczuć się w niesamowity klimat typowych niewielkich amerykańskich sennych miasteczek i ich mieszkańców (King jest mistrzem w tworzeniu i opisywaniu rzeczywistości takich miasteczek).
Sielankowa atmosfera panująca na początku zostaje nagle i brutalnie przerwana przez ataki nieznanych sprawców, którzy bez żadnego ostrzeżenia i bez skrupułów zabijają kolejnych głównych bohaterów, czyli mieszkańców ulicy Topolowej siejąc u pozostałych przy życiu strach i przerażenie.
W trakcie rozwoju fabuły i kolejnych ataków dowiadujemy się coraz więcej na temat sprawców krwawej rzezi i poznajemy okoliczności, które do niej doprowadziły, oraz poznajemy źródło zła, które za tym wszystkim stoi. Fajnym zabiegiem wg mnie okazało się dołączenie do powieści elementów w postaci dziennika, prowadzonego przez jedną z bohaterek, listów, a także wstawek, które pozwalają zrozumieć kim są tytułowi Regulatorzy i skąd się wzięły Wozy Mocy atakujące mieszkańców Topolowej, oraz skąd się wzięło zło, które przy pomocy małego autystycznego chłopca terroryzuje bohaterów książki. Jedynie fragmenty scenariuszy dołączone do fabuły wydają mi się zbędne.

Jeżeli chodzi o samą akcję powieści to nie jest ona zbyt mocno rozbudowana. Obejmuje raptem półtorej godziny czasu od pierwszego ataku do momentu pokonania sił zła. Nie mniej jednak jest opisane dość szczegółowo i skrupulatnie. Fabułę powieści wypełniają więc głównie świetne charakterystyki i historie głównych bohaterów (element w utworach Kinga, na którym nigdy się nie zawiodłem), klimatyczny opis sennej dzielnicy Wentworth, w której rozgrywa się akcja (początek utworu), dzienniki i listy Audrey Wyler, które równolegle do rozwoju akcji wyjaśniają nam pochodzenie złych mocy, oraz pozostałe "wstawki", które wyjaśniają nam kim są atakujący ulicę Topolową tytułowi Regulatorzy i skąd się wzięli.
Myślę, że właśnie z uwagi na zbyt krótką akcję większość osób czytających Desperację i Regulatorów wyżej ceni sobie tą pierwszą pozycję.
Podobnie jak w "Desperacji", brakuje mi pewnej genezy samego zła, które opanowało ciało i umysł jednego z bohaterów i jest sprawcą zaistniałej masakry. Po raz kolejny jest to po prostu jakieś tam bliżej nieokreślone zło, które w jakiś sposób, przypadkowo przyciągnęło do siebie chłopca, opanowało go i postanowiło dokonać krwawej rzezi na jego sąsiadach. Jak powstała, jaki ma cel i z jakich pobudek działa ta nieznana pradawna siła - nie wiadomo. Nie do końca mnie to przekonuje.
Samo wcielenie zła w postaci wozów mocy z kosmitami na pokładzie oraz kowbojów z dzikiego zachodu wydawać się może nieco irracjonalne i mało straszne, ale pamiętajmy, że są to wizualizacje zabaw pewnego małego chłopca więc jest to logiczne i mnie osobiście przekonało.

Na plus w porównaniu do "Desperacji" zaliczam brak pierwiastka religijnego, który był tam trochę przesadzony wg mnie. Nie ma tutaj również bohaterów "cierpiętników", którzy na skutek wewnętrznej przemiany poświęcają się dla wszystkich, co w "Desperacji" również nie do końca mnie przekonało.

Samo zakończenie powieści "Regulatorzy", czyli ostateczna konfrontacja ocalałych mieszkańców ze złem, chociaż pozbawiona jakichś spektakularnych czynów, czy też nadzwyczajnych poświęceń bohaterów, wydaje się dla mnie bardziej przekonujące niż "Desperacji".

Podsumowując powieść "Regulatorzy" nie jest ani kontynuacją "Desperacji", ani jej uzupełnieniem. Jest to zupełnie odrębna książka, w której King wykorzystał tych samych bohaterów i ten sam pomysł. Większość osób bardziej ceni i wyżej ocenia "Desperację", natomiast moja ocena po przeczytaniu obu pozycji jest troszeczkę wyższa dla "Regulatorów". Przede wszystkim za fakt, że książka nie znużyła mnie podczas czytania, jak to miało miejsce z "Desperacją", a także brak pierwiastka religijnego oraz lepsze zakończenie.
Ogólna moja ocena to 6,5/10, a ponieważ połówek nie można przyznawać, a 7 to jednak minimalnie za wysoko, daję 6/10.

Za czytanie "Regulatorów" zabrałem się w niedługim czasie po uporaniu się z inną lekturą Stephena Kinga - "Desperacją", z uwagi na znalezione w internecie informacje o związkach łączących te dwie powieści. Różnorodne komentarze i opisy na jakie natknąłem się przed przeczytaniem obu pozycji sugerowały, że fabuły obu tych książek są ze sobą powiązane. Niektóre wpisy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Pokochała Toma Gordona" lub "Dziewczyna, która pokochała Toma Gordona" to dość ciekawa, i można by rzec "wyjątkowa" pozycja w dorobku Stephen Kinga. Swoją wyjątkowość zawdzięcza zarówno przedstawionej w niej, dość nietypowej historii, jak również sposobie w jaki ta opowieść została napisana. Słowa opowieść nie używam tutaj bynajmniej przypadkowo. Bliżej jest tej pozycji bowiem do opowiadania, niż do powieści, biorąc pod uwagę porównanie z innymi pozycjami w dorobku autora. W porównaniu z tym co już przeczytałem, jest to wg mnie raczej dłuższa nowela niż opowieść. Co prawda przeczytanie jej zajęło mi kilkanaście dni, ale powody takiego stanu rzeczy były dwa : po pierwsze, nie wciągnęła mnie ta książka tak jak inne do tej pory przeczytane powieści Kinga, z uwagi fakt, że nie jest to typowy horror, a raczej książka przygodowa z dreszczykiem , po drugie - brakowało mi ostatnio czasu z uwagi na okres Mistrzostw Europy w piłce nożnej oraz obowiązki rodzicielskie.

Przechodząc do meritum, muszę przyznać, że ta powieść mocno kojarzy mi się z inną, niedawno przeczytaną pozycją w dorobku Mistrza grozy "Gra Geralda" z uwagi na podobną konstrukcję, brak dialogów, oraz znikomą ilość występujących bohaterów. I podobnie jak ta poprzednia z tego powodu była dla mnie trudna do strawienia, że tak się wyrażę. Zdecydowanie bardziej preferuję typowe horrory, z dużą ilością bohaterów, bogatymi dialogami i szybką akcją, niż takie "pamiętniki", w których akcja dzieje się głównie w umyśle głównego bohatera/-ki (wspomnienia, przemyślenia, reflekcje itp.).
Poza tym, jeżeli chodzi o samą treść, pomimo odmienności pozycji, to da się tutaj wyczuć oryginalny i bogaty styl pisarski Stephena Kinga.
Opowieść przedstawia nam kilka dni samotnej wędrówki małej 9-letniej dziewczynki, która przez nieuwagę i nieodpowiedzialność matki zgubiła się w wielkiej dziczy, próbując znaleźć z niego wyjście i drogę prowadzącą przede wszystkim do ludzi i cywilizacji. Jest to opowieść o walce ze słabościami, lękami, chorobą i bohaterskiej próbie przeżycia w dość skrajnych, mocno nieprzyjaznych warunkach.
Podczas swojej samotnej wędrówki główna bohaterka ma do dyspozycji niewielkie zapasy jedzenia i wody, dlatego jej walka o przetrwanie i znalezienie wyjścia z wielkiego lasu jest tym bardziej dramatyczna.
Mo ona jednak w tej walce jednego wspaniałego sojusznika, który pomaga jej w najgorszych chwilach i podtrzymuje przy życiu, dając nadzieję na zwycięstwo i odnalezienie drogi do domu.
Powieść zawiera w sobie ciekawe opisy przyrody oraz szczegółowe, bardzo realistyczne przedstawienie dzikiego lasu, z jakim zmaga się mała bohaterka. Myślę, że King dość dobrze wczuł się w tej książce w psychikę 9 letniej dziewczynki, odwzorowując jej uczucia, lęki i sposób w jaki próbowała sobie z nimi poradzić. To jest dość mocny element tej historii, za który książce należą się wysokie oceny. Również przygody, jakie spotykają dziewczynkę i walka o pożywienie oraz przetrwanie jest przedstawiona całkiem realistycznie. Tak rzeczywiście mogłoby być.
Oczywiście jest też w książce kilka kwestii, które w mojej opinii są lekko przesadzone czy wyolbrzymione ale ogólnie sama w sobie historia jest ciekawa.
Niestety na moją ocenę końcową wpływa głównie forma przedstawienia tej opowieści, która powoduje, że książkę tą czyta się dość mozolnie i w sumie pomimo niewielkiej objętości, w stosunku do innych dzieł Kinga, trudno jest przez nią przebrnąć łatwo i szybko.
Podsumowanie:
Biorąc pod uwagę wszystkie wady i zalety wystawiam tej pozycji ocenę 6-6,5. I póki co, podtrzymuję opinię, że najlepsze książki Kinga, to te, w których występuje większa ilość bohaterów i jest więcej akcji oraz dialogów. Ale jest to opinia po przeczytaniu niedużej części kolekcji amerykańskiego twórcy horrorów, więc jeszcze zobaczymy jak ją zweryfikuje przyszłość i kolejne przeczytane historie.

"Pokochała Toma Gordona" lub "Dziewczyna, która pokochała Toma Gordona" to dość ciekawa, i można by rzec "wyjątkowa" pozycja w dorobku Stephen Kinga. Swoją wyjątkowość zawdzięcza zarówno przedstawionej w niej, dość nietypowej historii, jak również sposobie w jaki ta opowieść została napisana. Słowa opowieść nie używam tutaj bynajmniej przypadkowo. Bliżej jest tej pozycji...

więcej Pokaż mimo to