Oficjalne recenzje użytkownika

Więcej recenzji
Okładka książki San Francisco. Dziki brzeg wolności Magda Działoszyńska-Kossow
Ocena 7,1
Recenzja COOL, GREY CITY OF LOVE*

The winds of the Future wait
At the iron walls of her Gate,
And the western ocean breaks in thunder,
And the western stars go slowly under,
And her gaze is ever West
In the dream of her young unrest.
Her sea is a voice that calls,
And her star a voice above,
And her wind a voice on her walls—
...

Avatar
MayKasahara Czytaj więcej
Okładka książki Zostanie tylko wiatr. Fiordy zachodniej Islandii Berenika Lenard, Piotr Mikołajczak
Ocena 7,2
Recenzja Piękniej nie będzie

Hornstrandir to najbardziej oddalony region Fiordów Zachodnich - krainy lodu i ognia, monumentalnych klifów i zapierającej dech w piersiach przyrody. Tu wśród wyjątkowej górskiej scenerii, opuszczonych farm i łąk pokrytych intensywnie żółtymi i fioletowymi kwiatami schronienie znalazły...

Avatar
MayKasahara Czytaj więcej

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

#stopmakestupidpeoplefameus

Nie promujmy niebezpiecznych idiotów.

#stopmakestupidpeoplefameus

Nie promujmy niebezpiecznych idiotów.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

PORTRET ŚWIATA UCHWYCONEGO W RUCHU

Bieguni, książka opublikowana przez Olgę Tokarczuk w w 2007 roku, szybko przyniosła Noblistce uznanie zarówno wśród czytelników, jak i krytyków literackich. Autorka otrzymała za nią wiele prestiżowych nagród, m.in. Literacką Nagrodę Nike (2008) czy The Man Booker International Prize (2018). Bieguni to powieść o podróżowaniu - o potrzebie i konieczności podróży. Tytuł nawiązuje do członków prawosławnej sekty z XVIII wieku, którzy uważali, że świat znajduje się w mocy diabła i jedynym sposobem, żeby się uchronić jest ciągłe wędrowanie. Stanowią oni symbol współczesnych nomadów - podróżników, wędrowców i turystów, a także zwykłych ludzi, którzy z różnych względów znaleźli się w drodze.

Sposób narracji w Biegunach przypomina nieco pracę kamery w filmie dokumentalnym Koyaanissquatsi z 1982 roku, gdzie obrazy przyrody skontrastowane zostały z ujęciami codziennego zgiełku - tłumów przemierzających każdego dnia miasta, dworce, zatłoczone stacje metra i schody ruchome w galeriach handlowych. Zamiast jednej linii fabularnej w książce mamy kilkadziesiąt mniejszych opowieści, które składają się na niezwykły portret świata uchwyconego w ruchu. Wielość perspektyw, z jaką mamy do czynienia w tej polifonicznej powieści, doskonale opisuje sposób, w jaki dzisiaj postrzegamy świat.

To świat niedający się łatwo określić, złożony z migawkowych wspomnień, zmieniających się krajobrazów za oknem, lotnisk i hotelowych łóżek. Na tę wizję składają się w pewnej części wątki autobiograficzne - Olga Tokarczuk w przeszłości podróżowała po wielu krajach, w Europie i poza nią, często zmieniając miejsca zamieszkania i chwytając się wszelkiego rodzaju prac, które pozwoliłyby jej zarobić na utrzymanie. Bieguni to książka, która jest wynikiem fascynacji różnorodnością świata. Bohaterowie opisywani przez Tokarczuk nie zawsze jednak wiedzą, jaki jest sens ich podróży ani dokąd zmierzają - wręcz przeciwnie, to w wielu przypadkach ludzie, którzy znaleźli się w momencie kryzysu, niepewni, co powinni zrobić ze swoim życiem. Doskonałym przykładem może być tutaj rodzina doktora Kunickiego, czy kobieta, która skrajnie wyczerpana codzienną opieką nad niepełnosprawnym dzieckiem i pozbawiona jakiegokolwiek wsparcia pewnego dnia po prostu nie wraca do domu, wędrując bez celu po Moskwie.

Wszystkie postacie zostały opisane z dużą dozą wyrozumiałości, wręcz czułością, która stała się symbolem rozpoznawczym autorki. Podróż proponowana przez Olgę Tokarczuk odbywa się nie tylko w przestrzeni i czasie - to również w dużej mierze podróż wgłąb człowieka, jego ciała i psychiki. Głębokim introspekcjom w głąb ludzkiego umysłu towarzyszy fascynacja fizycznością - a konkretniej: anatomią. Częste przystanki na trasie wyprawy narratorki stanowią bowiem muzea anatomiczne. W dogłębny sposób opisane zostały próby unieśmiertelnienia człowieka przez konserwację jego ciała prowadzone przez XVII- wiecznego anatoma Filipa Verheyena i współczesnego lekarza Blaua. Podobnie jak w przypadku innych książek autorki w Biegunach znajdziemy również liczne wątki ekologiczne. Ważnym tematem książki są również relacje człowieka z naturą i kwestie praw zwierząt.

PORTRET ŚWIATA UCHWYCONEGO W RUCHU

Bieguni, książka opublikowana przez Olgę Tokarczuk w w 2007 roku, szybko przyniosła Noblistce uznanie zarówno wśród czytelników, jak i krytyków literackich. Autorka otrzymała za nią wiele prestiżowych nagród, m.in. Literacką Nagrodę Nike (2008) czy The Man Booker International Prize (2018). Bieguni to powieść o podróżowaniu - o potrzebie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Puste Noce” to idealna propozycja dla wszystkich, którzy poszukują niebanalnych, mocno osadzonych w rzeczywistości erotyków. W wierszach Jarniewicza język miłości nieustannie przeplata się z językiem wojny (prowadzonej innymi środkami), sfera erotyczna zostaje opisana przy pomocy słownictwa z zupełnie innych rejestrów (na przykład militarnego czy prawniczego), a towarzyszy temu ogromna czułość. W tym tomie zmysłowość łączy się z doskwierającym poczuciem pustki: pustki związanej z kończeniem się związków i relacji z bliskimi osobami, ale także z dorastaniem w rzeczywistości naznaczonej traumą wojny.

Wiersze Jarniewicza funkcjonują zawsze jako część dialogu z drugą osobą, ba, możemy powiedzieć, że poprzez ich wydanie prywatne języki miłości zostają przywrócone sferze kultury. Czytając „Puste noce” ciągle miałam wrażenie uczestniczenia w czymś bardzo osobistym, wręcz intymnym. To „odsłonięcie się” przed odbiorcą może najbardziej zaskakiwać (i jednocześnie być największą zaletą książki), miejscami jest to odwaga granicząca z ekshibicjonizmem. Nie łatwo jest mówić o uczuciach tak „wprost”, nie uciekając przy tym w ironię czy formalne sztuczki.

Mimo tej perspektywy wiersze Jarniewicza nie odstraszają swoją hermetycznością: także czytelnik, który na co dzień nie obcuje z poezją, z łatwością odnajdzie tu znane motywy: Tweet Magdaleny Ogórek, wczasy w Hurghadzie, Krakowskie Przedmieście czy nawiązania do polskiego kina. Za każdym razem jednak wychodząc od tych znanych tematów Jarniewicz poprowadzi nas w zaskakujących, nieoczekiwanych kierunkach. Tak jak w poprzednich tomach, Jarniewicz czerpie w dużej mierze z dorobku poetów anglosaskich. W „Pustych nocach” znajdziemy jednak również liczne nawiązania do Mickiewicza czy ludowych przyśpiewek.

„Puste Noce” to idealna propozycja dla wszystkich, którzy poszukują niebanalnych, mocno osadzonych w rzeczywistości erotyków. W wierszach Jarniewicza język miłości nieustannie przeplata się z językiem wojny (prowadzonej innymi środkami), sfera erotyczna zostaje opisana przy pomocy słownictwa z zupełnie innych rejestrów (na przykład militarnego czy prawniczego), a towarzyszy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo udany debiut poetycki. Zastanawiałam się, czy dać 9, ale stwierdziłam, że nie można Autora tak rozpieszczać, bo jeszcze osiądzie na laurach ;)

Bardzo udany debiut poetycki. Zastanawiałam się, czy dać 9, ale stwierdziłam, że nie można Autora tak rozpieszczać, bo jeszcze osiądzie na laurach ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Kocham Cię mimo wszystko" to książka, która łączy w sobie najgorsze gatunkowe cechy harlequinów i religijnej czytanki rodem z "Gościa Niedzielnego". Już banalne, łzawe napisy na okładce wywołały we mnie wrażenie, że Autorka niejednokrotnie będzie uciekać się do taniego szantażu emocjonalnego, co bardzo mnie odrzuciło. Na prośbę i z polecenia znajomych postanowiłam się jednak zapoznać z tą pozycją. Miałam jeszcze złudzenia, że może nie będzie tak źle - zdarza się przecież, że to wydawca narzuca autorowi pewne marketingowe elementy, które niekoniecznie do końca mu odpowiadają.

Niestety, muszę napisać uczciwie - pozytywnego zaskoczenia nie było. Fabuła jest straszliwie sztampowa. Główne postacie są chodzącymi stereotypami. Ania to religijna dziewczyna realizująca się w duszpasterstwie, "z zasadami" (co oznacza oczywiście głównie czekanie z inicjacją seksualną do ślubu); Marcin to ateista nie stroniący od alkoholu i kobiet. Głównych bohaterów połączy miłość - zanim jednak ich wspólne życie będzie możliwe, Ania będzie musiała znieść wiele trudności, wynikających przede wszystkim z bezbożnego stylu życia ukochanego.

Jak rozumiem, Małgorzata Lis stawia sobie za cel nie tylko dostarczenie czytelniczkom (książka jest adresowana głównie do kobiet) prostej rozrywki, pragnie również nieść "przesłanie". Jednocześnie jednak konstrukcja postaci, którą stworzyła (połączenie ateizmu z najgorszymi cechami, takimi jak rozwiązłość i przedstawienie go jako postawy wynikającej raczej z nieszczęśliwego dzieciństwa niż wyboru dojrzałego człowieka na podstawie własnych przemyśleń) sprawia, że jakakolwiek próba zrozumienia osób o odmiennym światopoglądzie jest w zasadzie niemożliwa. To pozycja dla "już przekonanych", która raczej nie skłoni nikogo do refleksji - jest zbyt grubymi nićmi szyta.

Jednocześnie można mieć wrażenie, że Autorka - bazując na tym samym schemacie co chociażby E. L. James w "50 twarzach Greya"- stworzyła tak naprawdę obraz toksycznej relacji, w której kobieta musi poświęcać się i znosić wszystkie upokorzenia, licząc, że jej trwanie zostanie kiedyś nagrodzone, a miarą jej miłości jest to, ile potrafi wytrzymać. To bardzo niebezpieczne rozumowanie. Zaznaczę jednak, że w książce pojawiają się fragmenty zawierające dojrzalsze refleksje: na przykład podkreślenie, że nie można nikogo zmuszać do zmiany na siłę, wbrew jego woli.

Książka napisana jest raczej prostym, niewyszukanym językiem. Dla pewnego grona czytelników, którzy od lektury oczekują przede wszystkim przystępności, może być to zaleta. Niestety, korekcie zdarzało się także przepuszczać liczne wpadki językowe, co już trudno usprawiedliwić.

"Kocham Cię mimo wszystko" to książka, która łączy w sobie najgorsze gatunkowe cechy harlequinów i religijnej czytanki rodem z "Gościa Niedzielnego". Już banalne, łzawe napisy na okładce wywołały we mnie wrażenie, że Autorka niejednokrotnie będzie uciekać się do taniego szantażu emocjonalnego, co bardzo mnie odrzuciło. Na prośbę i z polecenia znajomych postanowiłam się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Najnowszy tom wierszy Przemysława Owczarka to zbiór „fiszek”, składających się na wnikliwą antropologiczną obserwację środowiska twórczego i analizę współczesnych systemów zniewolenia; liryczne domaganie się świata, w którym króluje wyobraźnia, a nie kreatywność obliczona jedynie na doraźny efekt i natychmiastowy zysk.

Czytając kolejne „fiszki” odkrywamy rzeczywistość widzianą oczami poety - dyrektora Domu Literatury w Łodzi, który momentami czuje się niekomfortowo w swojej roli i chętnie zamieniłby koronę na czapkę błazna (Owczarek faktycznie przywdział ją na chwilę w czasie gali wręczenia nagrody Tuwima w 2015 roku, by w ten sposób symbolicznie zaprotestować przeciwko nagrodzeniu Jarosława Rymkiewicza). W poszczególnych wierszach znajdziemy liczne nawiązania do Łodzi (widać to już np. tytule: „Tuwim zlazł z ławeczki i włóczy Stefę po Łodzi. Fiszka nad Fiszkami”). Mimo iż Przemysław Owczarek w sposób bardzo przenikliwy patrzy na miasto i ciekawie interpretuje jego historię, to zdecydowanie woli łowić mignięcia saren w lesie, niż obserwować samochody na autostradzie.

Autor „Jarzma” nie boi się moralizować, robi to jednak z zaskakującą lekkością, nie tracąc poczucia humoru i dystansu do samego siebie. Poszczególne wiersze pisane są w sposób niezwykle plastyczny, pełny lirycznej wrażliwości. Kiedy jednak trzeba, autor potrafi być dosadny, a nawet wulgarny, zmagając się ze wszystkim, co może stać się „jarzmem” we współczesnych czasach: uwikłaniem w role społeczne i zawodowe, skupienie na pieniądzu, zaangażowaniem w tematy polityczne, czy codziennymi obowiązkami.

Najnowszy tom wierszy Przemysława Owczarka to zbiór „fiszek”, składających się na wnikliwą antropologiczną obserwację środowiska twórczego i analizę współczesnych systemów zniewolenia; liryczne domaganie się świata, w którym króluje wyobraźnia, a nie kreatywność obliczona jedynie na doraźny efekt i natychmiastowy zysk.

Czytając kolejne „fiszki” odkrywamy rzeczywistość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zakup „dzieł zebranych” Roberta Rybickiego – legendarnego performera, poety-anarchisty, buntownika i skłotersa – podczas Festiwalu Stacja Literatura 23 sprawił mi ogromną radość. Czekała mnie podróż pociągiem przez pół Polski i lektura ponad 500 stron wierszy eksperymentalnych, często dadaistycznych, niepoprawnych i nieznośnych, omijających z daleka tradycyjne formy poetyckie.

Czytając kolejne teksty, ukazujące się na przestrzeni dwudziestu lat w ośmiu tomach, mogłam obserwować, jak Rybicki jak wznieca w języku prawdziwą anarchistyczną rewolucję, która nie boi się ofiar i nie uznaje żadnych kompromisów. Wiersze Ryby to bunt przeciwko konwencjonalnemu użytkowaniu języka, przeciwko jego rutynie i przyzwyczajeniom, przeciwko instrumentalnemu wykorzystywaniu słów. Robert Rybicki zderza ze sobą języki, testując ich możliwości (i przy okazji niejednokrotnie wystawiając na próbę cierpliwość czytelnika). Spirytualizm w zaskakujący sposób miesza się tu z dyscypliną intelektualną, a arogancja z empatią i ogromną wrażliwością na sprawy społeczne. Poeta z Rybnika daje do zrozumienia, że droga do oświecenia może wieść jedynie poprzez szaleństwo i zaprasza czytelników na wędrówkę poprzez niepokorny, niedający się zniewolić umysł.

Będzie to włóczęga poprzez misterne językowe konstrukcje, przez frazy nierzadko ocierające się o bełkot. Rybicki to wymagający przewodnik, który mieszając porządki i niejednokrotnie wodząc na manowce prowokuje do poszukiwania myśli nieuwikłanej w ograniczenia ciasnego światopoglądu.

Zakup „dzieł zebranych” Roberta Rybickiego – legendarnego performera, poety-anarchisty, buntownika i skłotersa – podczas Festiwalu Stacja Literatura 23 sprawił mi ogromną radość. Czekała mnie podróż pociągiem przez pół Polski i lektura ponad 500 stron wierszy eksperymentalnych, często dadaistycznych, niepoprawnych i nieznośnych, omijających z daleka tradycyjne formy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Akcja pierwszej wydanej w Polsce powieści Philipa Larkina (znanego bardziej w naszym kraju ze swoich wierszy) rozgrywa się w ciągu jednego dnia w czasie drugiej wojny światowej w Anglii. Okna w domach są zaciemnione, fabryki pracują przez całą noc, brakuje opału i pomieszczenia dogrzewa się wykorzystując piecyki na monety. Główna bohaterka to cudzoziemka zatrudniona jako tymczasowa pomoc biblioteczna, osoba wyobcowana i introwertyczna, na skutek tragicznych wydarzeń zmuszona układać sobie życie na nowo.

Philip Larkin z dużą dbałością o szczegóły prezentuje portret wojennej i przedwojennej Anglii. Zwraca uwagę na detale, które doskonale opisują ówczesną rzeczywistość: rano gospodynie roztapiają lód zamarzający w kubkach, dokładnie (choć z pewną groteskowością) przedstawiona została ekstrakcja zęba u dentysty, scenę erotyczną zakłóca tykający zegarek.

Ważnym tematem „Zimowego Królestwa” jest konfrontacja iluzorycznych wyobrażeń z rzeczywistością. Tytułowe zimno dotyczy w równym stopniu temperatury, co stanu ducha bohaterów. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Philip Larkin pisząc tę książkę miał zaledwie dwadzieścia trzy lata (czyli był równolatkiem Katherine czy Robina), zaskakuje dojrzałość, z jaką nakreślił ich portrety psychologiczne.

Prosta historia o młodzieńczych uczuciach nie zostaje przekształcona w ckliwy obrazek, lecz ukazana jest w sposób niezwykle subtelny i zniuansowany. Stopniowa utrata złudzeń nie ma w sobie nic z melodramatyzmu, towarzyszy jej subtelny humor.

Za sprawą podejmowanych tematów (praca i pobyt za granicą, doświadczenie obcości i niezrozumienia, uchodźstwo) wymowa książki jest niezwykle współczesna. Warto zwrócić również uwagę na przekład Jacka Dehnela – język sprawia wrażenie lekko pokrytego patyną czasu, jednocześnie w żaden sposób nie psuje przyjemności lektury.

Akcja pierwszej wydanej w Polsce powieści Philipa Larkina (znanego bardziej w naszym kraju ze swoich wierszy) rozgrywa się w ciągu jednego dnia w czasie drugiej wojny światowej w Anglii. Okna w domach są zaciemnione, fabryki pracują przez całą noc, brakuje opału i pomieszczenia dogrzewa się wykorzystując piecyki na monety. Główna bohaterka to cudzoziemka zatrudniona jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka została wydana w formie kompletnie niestrawnej dla czytelnika - to bełkot, pomieszanie pseudo mistycznych rozważań z romansidłem i kiczowatą, grafomańską "poezją" (połączenie najbardziej oklepanych "romantycznych" fraz). Zazwyczaj nie zajmuję się w ogóle tego rodzaju "literaturą" - wydaną własnym sumptem, bez porządnej redakcji i korekty, w minimalnym nakładzie. Na tę pozycję zwróciłam jednak uwagę ze względu na dość agresywne próby promocji przez Autorkę na grupach na Facebooku. Dawno zapomniałabym o tej książce - w końcu podobnych aspirujących pisarzy, którzy wolą zapłacić za wydanie niż pracować nad warsztatem jest masa. Tu jednak doszło do sytuacji kuriozalnej: zaczęłam otrzymywać na konto w Lubimyczytac wiadomości z groźbami, bym usunęła "plusika" pod jedną z krytycznych opinii. Zaspamowano także mój stary blog. Taka reakcja została wywołana zaledwie "plusikiem", nie opublikowałam wówczas żadnej opinii. O ile można zrozumieć rozczarowanie Autorki krytycznymi recenzjami i jej ból, to prześladowanie czytelników i groźby są niedopuszczalne. W dodatku najprawdopodobniej dwie maksymalne oceny pod tą pozycją zostały dodane przez samą Autorkę lub jej przyjaciół - obydwie to puste konta, na których nie ma żadnych innych aktywności.

Książka została wydana w formie kompletnie niestrawnej dla czytelnika - to bełkot, pomieszanie pseudo mistycznych rozważań z romansidłem i kiczowatą, grafomańską "poezją" (połączenie najbardziej oklepanych "romantycznych" fraz). Zazwyczaj nie zajmuję się w ogóle tego rodzaju "literaturą" - wydaną własnym sumptem, bez porządnej redakcji i korekty, w minimalnym nakładzie. Na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sajkowski to poeta z dużym potencjałem. Wyróżnia się przede wszystkim naprawdę oryginalną konstrukcją wyobraźni oraz świeżym spojrzeniem, które pozwala dostrzegać mu rzeczy i zjawiska nieoczywiste. Sięgnęłam po jego tomik z zaciekawieniem, gdyż podobnie jak ja pracował w Chinach, gdzie przez trzy lata uczył dzieci angielskiego. Motywy „chińskie" pojawiają się dość często pojawiają wierszach z tomu "Zestaw do kaligrafii". Towarzyszy im zwykle filozoficzny namysł i pogłębiona refleksja nad ważnymi problemami społecznymi. Przyciągającym wzrok zabiegiem jest umieszczenie w tytułach wyrazów w języku mandaryńskim tuż obok polskiego tłumaczenia.

Niektóre z wierszy wynikają po prostu z gry znaczeniami wyrazów w obydwu językach (jak na przykład w wierszu "Mama" - "妈妈"):

Według chińskiej kaligrafii kobieta-koń, centaur,

duszony nie przez młodość, a przez chiński masaż. Pierwszego dnia

boli wszystko, potem już nic, absolutnie nic



i można całą sobą być państwem środka, równowagą

skutera, który przewozi jednocześnie siebie, zakupy i dziecko.

Sajkowski w sposób bardzo sprawny pisze o kwestiach społecznych, bez ostentacyjnego „zaangażowania", jednak potrafiąc uchwycić sedno problemu i w błyskotliwy sposób pokazać absurdy rzeczywistości (czy to polskiej, czy chińskiej). Przykładem może być wiersz „台风” – „Tajfun”:

Podobno mógłbym wpłynąć na uratowanie stu tysięcy syryjskich cywilów,

ale nie działa mi kod captcha w formularzu kontaktowym

Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Niewątpliwie bardzo dużym atutem tego tomu jest globalna perspektywa, którą autor zawdzięcza otwartości umysłu i ciekawości świata, czego – niestety – brakuje bardzo wielu polskim autorom, wciąż piszącym swoje teksty w oparciu o kilka tych samych, przetwarzanych od dekad jedynie w nieznacznym stopniu, resentymentów.

Niestety, w tej beczce miodu znajdzie się również łyżka dziegciu. Sajkowski w swoich wierszach bywa nierówny. Niektóre z jego tekstów cechuje, niestety, zbyt duża deklaratywność. Powtarzana w kilku wierszach fraza"W Chinach wierzymy w kulturę "My" wybrzmiewa niepotrzebnie w sposób nazbyt oczywisty. W kilku fragmentach Sajkowski również nazbyt przegaduje bardzo ciekawe koncepty, czym odbiera im siłę poetyckiego oddziaływania. Pech chciał, że dzieje się tak również w przypadku wierszy zamieszczonych w kluczowych miejscach w książce – doskonałym przykładem może być tutaj wiersz "手" czyli "Ręka", który kończy bardzo nijaka pointa:

Nie wytłumaczę ci tego.

To jest kwestia języka.

Te slogany są głębsze niż myślisz.

Te slogany sięgają głębiej niż myślisz

Zdecydowanie wolałabym, by wiersz sam w sobie oddziaływał na tyle, by autor nie musiał mnie o tym zapewniać. Mimo kilku słabszych wierszy Zestaw do kaligrafii to tomik pełen bardzo udanych tekstów i ciekawych konceptów, któremu warto dać szansę.

Sajkowski to poeta z dużym potencjałem. Wyróżnia się przede wszystkim naprawdę oryginalną konstrukcją wyobraźni oraz świeżym spojrzeniem, które pozwala dostrzegać mu rzeczy i zjawiska nieoczywiste. Sięgnęłam po jego tomik z zaciekawieniem, gdyż podobnie jak ja pracował w Chinach, gdzie przez trzy lata uczył dzieci angielskiego. Motywy „chińskie" pojawiają się dość często...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawno nie czytałam tak złej książki. Sięgnęłam po tę pozycję głównie dlatego, że jej autorka nagabywała mnie na Facebooku. Oczywiście, nie spodziewałam się ambitnego dzieła, raczej lekkiej, niezbyt odkrywczej młodzieżówki. Już okładka wygląda na amatorską, w środku jest tylko gorzej. Do bólu schematyczna fabuła, książka napisana prościutkim językiem, porażający infantylizm opisów. To wszystko sprawia wrażenie, jakby ktoś po prostu skopiował bloga jakiejś piętnastolatki (i to takiej niezbyt uważającej na lekcjach polskiego) tak jak jest, nie robiąc żadnej redakcji ani korekty. Liczba wszelkiego rodzaju błędów jest wręcz ogromna!

Dawno nie czytałam tak złej książki. Sięgnęłam po tę pozycję głównie dlatego, że jej autorka nagabywała mnie na Facebooku. Oczywiście, nie spodziewałam się ambitnego dzieła, raczej lekkiej, niezbyt odkrywczej młodzieżówki. Już okładka wygląda na amatorską, w środku jest tylko gorzej. Do bólu schematyczna fabuła, książka napisana prościutkim językiem, porażający infantylizm...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Trudno oprzeć się wrażeniu, że "Krucza góra" to przedwczesny i chybiony debiut. Poszczególne wiersze to proste, często strywializowane obserwacje codzienności. Autorka przywołuje dobrze jej znane miejsca i zdarzenia, nie potrafi jednak poddać ich głębszej refleksji, poszukać ciekawszego ujęcia poruszanych tematów. Momentami czyta się to jak wpisy do pamiętniczka nastolatki, chociaż autorka jest już dojrzałą kobietą.

Gdzieś tam pojawiają się nawiązania do Pabla Nerudy czy tytuł ukradziony z Pavla Oty, ale zupełnie nic z tego nie wynika, autorka nie potrafi w żaden sposób nawiązać do twórczości wyżej wymienionych, nie mówiąc już o próbie wejścia z nimi w dialog.

PROZA
POSIEKANA
ENTERAMI
W
PRZYPADKOWYCH
MIEJSCACH
TO
NIE
WIERSZ!

Trudno oprzeć się wrażeniu, że "Krucza góra" to przedwczesny i chybiony debiut. Poszczególne wiersze to proste, często strywializowane obserwacje codzienności. Autorka przywołuje dobrze jej znane miejsca i zdarzenia, nie potrafi jednak poddać ich głębszej refleksji, poszukać ciekawszego ujęcia poruszanych tematów. Momentami czyta się to jak wpisy do pamiętniczka nastolatki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zagłębiając się w prozę Kawabaty, zawsze czuję, że obcuję z pisarstwem niezwykle delikatnym i pięknym, eleganckim w swojej zmysłowości. To styl bardzo japoński, głęboko zakorzeniony w buddyzmie zen, a jednocześnie zadziwiająco lekki i prosty dla europejskiego czytelnika, przyzwyczajonego do wartkiej akcji, dosadnie formułowanych sądów i jednoznacznych zakończeń.

Opowieści Kawabaty są efemeryczne i ulotne, jakbyśmy patrzyli na ledwo nakreślony obraz, którego brzegi rozmywają się gdzieś w tle, albo wspominali sen, z którego obudziliśmy się zbyt szybko.

Na książkę noblisty, wydaną przez wydawnictwo „Muza” w 2002 roku, składają się dwa utwory. „Śpiące piękności” to dłuższe opowiadanie, którego akcja rozgrywa się w nietypowym domu schadzek, gdzie głęboko uśpione młodziutkie kobiety przyjmują starców, zsyłając na nich tajemnicze sny. Motyw przewodni „Tysiąca żurawi” stanowi bardzo plastycznie opisana ceremonia herbaciana. Uczestniczący w niej mężczyzna, Kukiji, przeżywa romans z kochanką swojego nieżyjącego już ojca, potem z jej córką, by ożenić się z dziewczyną, którą postrzega jako nieskazitelnie czystą.

Kawabata, wyrafinowany esteta, prawdziwy arystokrata ducha, pozwala nam uchylić drzwi do innego świata, pełnego gejsz w misternie haftowanych kimonach, żurawi i śladów szminki na czarce do herbaty. Choć niejednokrotnie przekracza granice pruderii, nie budzi to obrzydzenia, lecz fascynację. Przemykamy dyskretnie, między ściankami shoji, rozkoszując się rzeczywistością, z której wyeliminowane zostało wszystko, co nie jest piękne lub wzruszające. Dla Kawabaty pisarstwo było poniekąd ucieczką w samotność, pozwalało mu odciąć się od okropieństw wojny, powrócić do świata, który powoli przestawał istnieć, odchodził w zapomnienie. Widać to bardzo wyraźnie w jego prozie.

Cytaty takie jak:

"Kikuji rozchylił wargi i zbliżył się do niej.
I znów powróciła fala. Potem spokojnie usnął.
We śnie usłyszał szczebiot ptaszków. Wydawało mu się, że po raz pierwszy w życiu budzi się od świergotu ptaków.
Wydało mu się też, że poranna mgła zmoczyła zielone drzewa i umyła go nawet w środku głowy. Nie pozostała w niej ani jedna myśl."

sprawiają, że niektóre fragmenty chce się czytać wciąż od nowa i od nowa, napawając ich subtelnym urokiem. Poszczególne sceny są jak malarskie impresje, którymi można się zachwycać w nieskończoność.

Piękno tkwi w prostocie, a jednocześnie nie ma w sobie zupełnie nic z tkliwości. Zdajemy sobie sprawę oczywiście, że świat Kawabaty nie jest do końca prawdziwy, ale nie szkodzi, i tak pragniemy, żeby do niego przeniknąć.
Polecam smakoszom słowa.

Zagłębiając się w prozę Kawabaty, zawsze czuję, że obcuję z pisarstwem niezwykle delikatnym i pięknym, eleganckim w swojej zmysłowości. To styl bardzo japoński, głęboko zakorzeniony w buddyzmie zen, a jednocześnie zadziwiająco lekki i prosty dla europejskiego czytelnika, przyzwyczajonego do wartkiej akcji, dosadnie formułowanych sądów i jednoznacznych zakończeń.

Opowieści...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"W oddali – szeroka czteropasmówka, szawari al mawt’, która stała się „ulicą śmierci”. Podchodzimy ostrożnie do rogu. Regularny stukot wystrzałów, Abu ‘Umar zabrania młodym przechodząc na drugą stronę. W ostatni czwartek na różnych przejściach zginęło pięć osób: trzy postrzelono w głowę, jedną w kark, jednej przestrzelono pierś, wzdłuż i wszerz. Na równoległej ulicy wala się po ziemi bardzo długi metalowy pręt z czymś w rodzaju haków przyspawanych na końcach – służy do zbierania martwych i rannych, którzy padli po środku ulicy."1

To tylko fragment zapisków z piekła, jakie stało się codziennością syryjskiego narodu. Jonathan Littel, francuski dziennikarz, autor kontrowersyjnej powieści „Łaskawe”, zdecydował się na krok niemalże heroiczny: wspierany przez powstańców, nielegalnie dotarł do Homs w zachodniej części kraju, by na bieżąco relacjonować wydarzenia wojny domowej. Z jego notatek wyłania się wstrząsający obraz miasta tuż przed krwawą pacyfikacją.

Zawartość książki doskonale oddaje tytuł. Są to właśnie luźne zapiski, pośpiesznie wykonywane notatki, nie - przemyślane dzieło literackie. Próżno tu doszukiwać się całościowej refleksji nad historią wojny i jej przyczynami, ani tym bardziej artyzmu słowa, wyszukanego języka. Jest on raczej suchy, wręcz przerażająco wyzuty z emocji. Jonathan Littel jeździ po Syrii, rozmawia z ludźmi, skrupulatnie notuje miejsca, ofiary, rodzaje broni. Przygląda się zwłokom zamordowanych przez snajperów dzieci, spotyka uczestników ruchu oporu, więźniów torturowanych w szpitalach. W efekcie otrzymujemy dzieło o niewielkiej wartości literackiej, a jednak wstrząsającą relację zbrodni. Jak tłumaczy już na wstępie, pozostawienie „Zapisków…” w takiej właśnie formie było zabiegiem celowym, miało służyć oddaniu czytelnikowi relacji pisanej na bieżąco, niestylizowanej, autentycznej.

Mimo to, niektóre fragmenty sprawiają wrażenie zbyt chaotycznych, wymagających pogłębienia, inne natomiast wydają się zbędne, czy wręcz niestosowne, na przykład, gdy autor opisuje swoje absurdalne sny, posiłki, albo śmieje się z niezbyt wyszukanych dowcipów towarzyszących mu bojowników WAS. Allahu akbar! – mówi ironicznie, gdy padają strzały, jakby prowokując Boga do swoistej gry ze śmiercią. Dla wielu czytelników taki sposób narracji może świadczyć o braku empatii, wyczucia i zrozumienia niuansów kultury islamu.

Co trzeba oddać Littelowi, jest on bardzo rzetelny. Nie przedstawia czytelnikom niesprawdzonych informacji, gdy czegoś nie wie, lub nie jest w stanie sprawdzić, otwarcie się do tego przyznaje. Jest w tym wiarygodny, nie kreuje się na bohatera, nie unika mówienia o swoich słabościach. Ponadto widać, że w swojej narracji próbuje zachować obiektywizm. Choć zbrodnie Muchabaratu (wywiadu wojskowego) są koszmarne, dostrzega on również wady towarzyszących mu bojowników Wolnej Armii Syrii. Nie waha się krytykować fascynacji Al Kaidą wśród niektórych jej członków, dostrzega radykalizację nastrojów. Jednocześnie doskonale rozumie, skąd biorą się takie postawy: opozycjoniści w większości wcale nie są zainteresowani wezwaniem do dżihadu 2,jednak na tyle zdesperowani, że taki szantaż wydaje się być jedyną możliwą postawą wobec bierności Zachodu.

Niewątpliwie, największą siłą tej książki jest przekaz niepozostawiający złudzeń, że Syria pod panowaniem Baszira al Assada nie była „tylko” jeszcze jednym reżimem autorytarnym, który zakazywał wszelkich form działalności opozycyjnej. To miejsce, gdzie na porządku dziennym są prześladowania lekarzy, by nie mogli udzielić pomocy rannym, tortury, bombardowanie „niepokornych” dzielnic miasta, masakry, których ofiarą padają nawet dzieci:

"21.15. Powrót Raida. Trójce dzieci poderżnięto gardła, na reszcie dokonano egzekucji strzałem w głowę z bliska. Dwoje dzieci przeżyło: Ali, trzyletni chłopiec i czteromiesięczna dziewczynka Ghazal z raną postrzałową. Przeżyło również dwoje dorosłych z rodziny; byli w pracy, gdy to się stało. (…)
Gdy Raid tam dotarł, niemowlę gaworzyło, ale trzylatek strasznie płakał, nikt nie mógł go uspokoić. Widziałem to później na Youtube, to jeszcze gorsze niż widok zabitych. Zresztą ocaleni zawsze mają gorzej niż martwi, bo martwi nie czują już niczego."

Czytając „Zapiski…” Jonathana Littela, można mieć wrażenie, że wydarzenia 2012 roku w Syrii najlepiej opisuje termin brudna wojna, wojna, jaką przy pomocy metod terrorystycznych państwo prowadzi przeciwko własnym obywatelom. Książka pozostawia po sobie bardzo nieprzyjemne wrażenie, a jednak uważam, że mimo braku literackiego rozmachu, to dzieło ważne, ponieważ doskonale pozwala nam zrozumieć to, co działo się w Syrii. Najtragiczniejszy jest chyba fakt, że opisane wydarzenia stanowią dopiero prolog do prawdziwej masakry dokonanej na narodzie przez reżim Baszira al Assada.

1 Wszystkie cytaty pochodzą z książki J. Littela „Zapiski z Homs”.

2 Dżihad – z języka arabskiego جهاد , ğihād – zmaganie, walka – w kulturze islamu pojęcie pierwotnie oznaczające dokładanie starań i podejmowanie trudów w celu wzmocnienia wiary i islamu. W tradycji europejskiej termin ten często, choć nie do końca precyzyjnie, tłumaczy się jako „święta wojna”. W tym znaczeniu J. Littel używa słowa w swojej książce.

"W oddali – szeroka czteropasmówka, szawari al mawt’, która stała się „ulicą śmierci”. Podchodzimy ostrożnie do rogu. Regularny stukot wystrzałów, Abu ‘Umar zabrania młodym przechodząc na drugą stronę. W ostatni czwartek na różnych przejściach zginęło pięć osób: trzy postrzelono w głowę, jedną w kark, jednej przestrzelono pierś, wzdłuż i wszerz. Na równoległej ulicy wala...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mogłoby się wydawać, że o drugiej wojnie światowej powiedziano już wszystko. Białoruska dziennikarka w swojej książce ukazuje nam ją jednak z rzadko spotykanej perspektywy: oddaje głos kobietom – Rosjankom, Białorusinkom, Ukrainkom, które w Armii Czerwonej walczyły przeciw III Rzeszy. Z bronią w ręku, na pierwszej linii ognia, jako zwiadowczynie czy dywersantki, były równie zdeterminowane jak mężczyźni. Ich wyznania składają się na obraz bardzo rzadko opisywany w narracji sowieckiej - odarty ze wszelkiego patosu, naturalistyczny, przerażający.

Wszystko, co wiemy o wojnie, powiedział nam „męski” głos, twierdzi autorka, wszyscy tkwimy w niewoli męskich wyobrażeń. A jaka jest kobieca wojna? Przede wszystkim, w książce tej nie znajdziemy polityki, portretów bohaterów, wielkich strategów, relacji z wygranych bitew. Na reportaż składają się rozmowy z wieloma kobietami z całego ZSRR, najpierw nagrywane na taśmę, dopiero potem spisywane, nieroszczące sobie pretensji, by tworzyć historię ani literaturę, często chaotyczne, jak mówi sama autorka: „brudne i nieoczyszczone”. To książka zadziwiająco blisko ludzi i ich zwykłych-niezwykłych spraw. "Nasz heroizm jest sterylny, nie chce liczyć się fizjologią, ani biologią. Taki nie budzi zaufania. A przecież nie tylko duch wystawiony był na próbę, ale i ciało. Sfera niematerialna" – powie Aleksijewicz w rozmowie z cenzorem, oskarżana o prymitywny naturalizm i próbę dyskredytacji radzieckich bohaterek, podczas pierwszej próby wydania materiału w 1983 roku.

Jest w tej narracji pamięć o detalach, pozornie niewiele znaczących, która jednak upokarza i dehumanizuje. Odbiera godność. "Dla mnie najstraszniejsze na wojnie było... noszenie męskich gaci. To właśnie było straszne. I to mi jakoś... Nie umiem tego wyrazić... No, po pierwsze, bardzo brzydkie... Jestem na wojnie, gotowa jestem polec za Ojczyznę, a na sobie mam męskie gacie. Wygląda się w tym śmiesznie. Niezgrabnie. Wtedy mężczyźni nosili długie kalesony. Szerokie. Satynowe. Było w naszej ziemiance dziesięć dziewczyn i wszystkie - w męskich majtach. O Boże! Zimą i latem. Przez cztery lata."
Są też cytaty o wiele bardziej makabryczne. Wspomnienia przywoływane przez Aleksijewicz niejednokrotnie mogą szokować, jak na przykład:

"Niemiec pokazuje: masz podrzucić dziecko, a on je zastrzeli. Matka cisnęła dzieckiem tak, żeby je zabić... swoje dziecko... Żeby tamten nie zdążył strzelić..."

Aleksijewicz bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, jakie szkody w psychice człowieka może wyrządzić wojna. A jednak wie również, że:
"Człowiek jest większy niż wojna. Zapamiętuje się właśnie te chwile, w których jest większy. Kieruje nim wtedy coś, co jest silniejsze niż historia. Muszę podejść do tego szerzej; pisać prawdę o życiu i śmierci w ogóle, a nie tylko prawdę o wojnie. Zadać pytanie Dostojewskiego: ile człowieka jest w człowieku i jak obronić w sobie tego człowieka. Zło jest bez wątpienia kuszące, bardziej urozmaicone niż dobro, bardziej atrakcyjne."

Z pewnością jedną z głównych zalet tej książki, jest sposób, w jaki Aleksijewicz potrafi oddać głos swoim rozmówczyniom, wycofując się na dalszy plan, przez co książka staje się niezwykle autentyczna w swoim przekazie. Komentarz autorski został zredukowany do niezbędnego minimum. Jak sama autorka mówi, woli rozmawiać z kobietami prostymi, niewykształconymi, one są w swoim przekazie bardziej szczere, nie cenzurują się, nie upiększają historii. Te bardziej oczytane, wymyślają swoje życie na nowo, kreują się na takie, jakimi chciałyby być. Często, nie mając przecież zamiaru kłamać, coś dopisują w pamięci lub z niej usuwają.

Książkę Aleksijewicz czyta się bardzo dobrze (o ile można tak powiedzieć w przypadku dzieła o tej tematyce), jedynie maniera nadużywania wielokropków może być nieco drażniąca. Myślę, że momentami to podkreślanie niedopowiedzenia jest zupełnie zbyteczne. Ale przekaz sprawia, że szybko przestajemy zwracać uwagę na takie detale.

Autorka stawia sobie za cel: napisać taką książkę o wojnie, żeby niedobrze się robiło na samą myśl o niej, żeby sama myśl była wstrętna. Szalona. Żeby nawet generałom zrobiło się niedobrze. I, mam wrażenie, że doskonale jej się to udało. Reportaż Swietłany Aleksijewicz to donośny głos pacyfizmu, który warto poznać, zanim znajdzie się w swoim umyśle usprawiedliwienie dla kolejnej wojny.

Mogłoby się wydawać, że o drugiej wojnie światowej powiedziano już wszystko. Białoruska dziennikarka w swojej książce ukazuje nam ją jednak z rzadko spotykanej perspektywy: oddaje głos kobietom – Rosjankom, Białorusinkom, Ukrainkom, które w Armii Czerwonej walczyły przeciw III Rzeszy. Z bronią w ręku, na pierwszej linii ognia, jako zwiadowczynie czy dywersantki, były równie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Prawdziwy miłośnik Wiednia żyje pożyczonymi wspomnieniami. Z gorzko-słodkim uczuciem nostalgii wspomina to, czego nigdy nie poznał. Rzeczywisty Wiedeń jest pięknym miastem, jakim był zawsze. Ale Wiedeń, którego nigdy nie było, jest najwspanialszym miastem wszech czasów." Cytat z Orsona Wellesa z 1968 roku idealnie wprowadza w atmosferę książki. Właśnie taką podróż proponuje nam Anthony Shadid, w poszukiwaniu Bliskiego Wschodu, jaki być może nawet nigdy nie istniał. Amerykański dziennikarz libańskiego pochodzenia, korespondent „The Washington Post”, dwukrotny zdobywca nagrody Pulitzera powraca do Mardż Ujun, by odbudować dom swoich przodków, wymarzony i wytęskniony, niemalże mityczny bajt. Jego pradziadek, Isber Samara, postawił go, by był schronieniem dla licznej rodziny. Zawiłe losy historii sprawiły jednak, że jego dzieci musiały wyemigrować do Ameryki. W 2006 roku, gdy do miasta wkroczyły izraelskie wojska, jedna z rakiet trafia w zniszczony już i tak budynek.

Shadid, w Mardż Ujun jednocześnie swój i obcy, stawia przed sobą zadanie, by przez rok przywrócić do życia ten szczególny dla niego symbol świetności dawnego Imperium Osmańskiego i kosmopolitycznej kultury Lewantu. Zmagając się z robotnikami, wkładając serce w wykończenie wszystkich detali, podziwiając kunsztowne, ręcznie wykonane płytki i wysmakowane łuczki, czy zbierając oliwki, snuje opowieść o historii swojej rodziny, na której piętnem położyły się burzliwe losy kraju.

W Libanie panuje ciągłe napięcie, świadomość, że pokój może być jedynie tymczasowy, niewiele trzeba, by beczka z prochem wybuchła, obracając w pył resztki znanego dotąd świata. Religia tu określa wszystko, twoje wyznanie decyduje o przynależnym miejscu w społeczeństwie i determinuje wybory. W takich warunkach postawa Shadida, tęskniącego za imperium, gdzie maronici, muzułmanie i druzowie żyli ze sobą w zgodzie, gdzie można było swobodnie podróżować do Damaszku i Jerozolimy, Sajdy i Hajfy, budzi niezrozumienie. Jak wspomina on w rozmowie z przyjaciółmi, tak naprawdę nigdy nie poczuje się do końca członkiem lokalnej wspólnoty, choć tego pragnie.

To bardzo osobista książka, raczej intymna relacja o poszukiwaniu swojej tożsamości, o próbach dotarcia do korzeni i odnalezienia się w świecie, w którym ważne dla Ciebie ideały legły w gruzach, niż bezstronna kronika wydarzeń.

Anthony Shadid ukończył pisanie książki w 2011 roku. Rok później zmarł w wieku czterdziestu trzech lat, nie długo przyszło mu nacieszyć się odrestaurowanym domem. Myślę jednak, że udało mu się po sobie coś pozostawić. Pojedynczy człowiek rzadko kiedy ma wpływ na losy historii, nie powstrzyma wojen, nie zatamuje przelanej krwi, nie podniesie ze zgliszczy dawno upadłych imperiów. Kiedy jednak czytam, z jakim pietyzmem Shadid opisuje wybieranie betonowych płytek, czuję, że udało mu się wykonać maleńki krok naprzód, ku odtworzeniu świata w który wierzył, o którym marzył.

"Prawdziwy miłośnik Wiednia żyje pożyczonymi wspomnieniami. Z gorzko-słodkim uczuciem nostalgii wspomina to, czego nigdy nie poznał. Rzeczywisty Wiedeń jest pięknym miastem, jakim był zawsze. Ale Wiedeń, którego nigdy nie było, jest najwspanialszym miastem wszech czasów." Cytat z Orsona Wellesa z 1968 roku idealnie wprowadza w atmosferę książki. Właśnie taką podróż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oprócz tekstów Cortazara warte polecenia w numerze są również opowiadania palestyńskiego pisarza Ghassana Kanafiego, w szczególności - "W pełnym słońcu". Bardzo aktualne!

Oprócz tekstów Cortazara warte polecenia w numerze są również opowiadania palestyńskiego pisarza Ghassana Kanafiego, w szczególności - "W pełnym słońcu". Bardzo aktualne!

Pokaż mimo to

Okładka książki Niepokorna córka Daniele Mazingarbe, Xuan Phuong
Ocena 6,4
Niepokorna córka Daniele Mazingarbe,...

Na półkach: ,

Niepokorna czy bezrefleksyjna?

„Niepokorna córka” to autobiograficzna historia kobiety wywodzącej się z bogatej rodziny, która porzuca wygodne życie, by przyłączyć się do komunistycznej partyzantki na południu kraju. Przez lata żyje w dżungli, zmagając się z głodem i trudnościami życia, wychowuje trzech synów. Stara się połączyć walkę o komunistyczne idee z zapewnieniem godziwego bytu rodzinie.
Autorka sama kreuje się na postać niemalże heroiczną, podkreślając na każdym kroku swoją odwagę i zdolność do poświęceń. Faktycznie, te cechy są u niej widoczne, jednak można mieć wrażenie, że towarzyszy im pora doza naiwności i pewna bezrefleksyjność. Phuong dołącza do partyzantki komunistycznej, nie zastanawiając się głębiej, czym jest komunizm i co będzie oznaczać podjęta przez nią walka. Jest ona zaskoczona, gdy trzeba sięgnąć po broń, nie przyjmuje do wiadomości, że majątki jej przyjaciół zostaną znacjonalizowane.
Myślę, że jej zaangażowanie zrodziło się w dużej mierze z młodzieńczego buntu, z przykrych doświadczeń we francuskojęzycznej szkole i poczucia konieczności obrony upokarzanej dumy narodowej.
Ze względu na taki charakter autorki, powieścią bardzo rozczarują się ci, którzy po książce spodziewają się pogłębionej refleksji na temat polityki czy historii Wietnamu. Powieść nie zachęca także specjalnie stylem. Prawdopodobnie powstała ona w ten sposób, że Phuong opowiadała swoje wspomnienia dziennikarce, a ta je uporządkowała i poprawiła.
Komu polecam tę książkę? Przede wszystkim tym, którzy są zainteresowani poznaniem życia codziennego i kultury mieszkańców Wietnamu. „Niepokorna córka” obfituje bowiem w opisy z których poznać można na przykład co Wietnamczycy jedzą, w jakich warunkach mieszkają czy jak się ubierają.

Niepokorna czy bezrefleksyjna?

„Niepokorna córka” to autobiograficzna historia kobiety wywodzącej się z bogatej rodziny, która porzuca wygodne życie, by przyłączyć się do komunistycznej partyzantki na południu kraju. Przez lata żyje w dżungli, zmagając się z głodem i trudnościami życia, wychowuje trzech synów. Stara się połączyć walkę o komunistyczne idee z zapewnieniem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jarosław Rymkiewicz w swojej książce "Rozmowy latem 1983 roku" podejmuje próbę analizy, czym jest polskość i patriotyzm. Została ona wtłoczona w przemyślenia bohaterów, którzy spędzają wakacje nad jeziorem Wigry. Refleksje na tematy polityczne przeplatają się z opisami Suwalszczyzny.

Przyznam szczerze, że ta książka trochę mnie rozczarowała. Oczywiście rozumiem, że wydanie książki zawierającej tyle poparcia dla opozycji, w latach 80. musiało wiązać się z dużą odwagą i za to autorowi podziw niewątpliwie się należy. Mam jednak wrażenie, że pod względem treści jest ona trochę miałka. Wątki polityczne przedstawione są w sposób dość mało odkrywczy.

Takich "inteligentów" jak pan Mareczek spotkasz na każdym kroku, wystarczy porozmawiać z jakimś sąsiadem albo wujkiem. Od literatury oczekuję jednak czegoś więcej. Poza tym momentami raził mnie trochę nadmierny sentymentalizm i widoczna niemożność autora, by zdystansować się wobec niego.

Jarosław Rymkiewicz w swojej książce "Rozmowy latem 1983 roku" podejmuje próbę analizy, czym jest polskość i patriotyzm. Została ona wtłoczona w przemyślenia bohaterów, którzy spędzają wakacje nad jeziorem Wigry. Refleksje na tematy polityczne przeplatają się z opisami Suwalszczyzny.

Przyznam szczerze, że ta książka trochę mnie rozczarowała. Oczywiście rozumiem, że wydanie...

więcej Pokaż mimo to